Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2011, 17:30   #1
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
[Storytelling/+18] - Żywe trupy - SESJA ZAWIESZONA

Holownik Virtus

Po takim czasie na morzu i plądrowaniu tylko dryfujących jednostek, jesteście wyniszczeni chorobami, głodem i ciągłym bólem głowy, z powodu braku stałego gruntu pod nogami. Ropa w baku, już dawno się skończyła, mimo wszystko udawało się wam sterować statkiem. Kiedy płynęliście przez płycizny, nie raz słyszeliście głuche uderzanie rękoma o dno statku. Spiżarnia, a raczej jej namiastka, teraz świeciła pustkami. Zostało w niej, bagatela trzy puszki mielonki i pięć litrów wody. Co za ironia. Pięć litrów na tyle osób, gdzie za burtą jest taki bezkres niebieskiej tafli morza.
Wasze szczęście polega w zasadzie tylko na tym, że statek który ukradliście tamtej pamiętnej nocy z portu, miał służyć jako statek rozpoznawczy marynarki wojennej, to też na jego pokładzie znaleźliście dwa sub-karabinki UMP, dwa AK-74 i jeden UKM-2000. Niestety kule nie są zbyt lekko strawne, a karabiny nijak nie nadają się na przekąskę.
Wieczorem podjęliście, jedyną, słuszną decyzję. Schodzicie na brzeg.


Nadmorski kurort „Wodnik”

Od pożarcia uchroniły was chyba tylko wysokie mury, okalające ośrodek, które miały kaprys, póki co się nie przewrócić pod naporem ożywionych ciał. Niestety, jesteście otoczeni. Jak samotna wyspa, otoczona zewsząd przelewającymi się falami słonej wody. Niestety tamta woda nie kąsa. Kuchenne zapasy, mimo wszystko nadal się nie wyczerpały. Może to przez waszą samodyscyplinę, może przez ich ilość? Trzy budynki przeznaczone dla wczasowiczów, z balkonami, okratowanymi parterami i wielkimi podjazdami, z dobrym widokiem na przed pole. Mieli się tu wczasować najbogatsi Polacy i nie tylko. Obiekt w zasadzie ukończony kilka dni przed pojawieniem się żywych trupów w Polsce, to też na jego terenie przewala się mnóstwo narzędzi.
Niestety dopiero kilka dni temu zauważyliście że mur, który tak dobrze powstrzymywał żywe trupy, w miejscu za trzecim budynkiem, zaczął strasznie pękać i ruszać się wraz z siłą naporu fali żywych trupów za nim. Ile wytrzyma, nie wiecie dokładnie. Może tydzień, może miesiąc? Może przewróci się w ciągu kilku godzin. Broń jaką macie, w starciu z taką hordą jest śmieszna. Najbardziej skuteczna chyba tylko w popełnianiu samobójstwa, ale czy warto? Może wojsko specjalnie odcięło nabrzeże, a w głębi kraju ludzie żyją normalnie? Wiele pytań, zero odpowiedzi. Mimo wszystko najgorsze jest skowyczenie, które odbiera wam nadzieję, wiarę i siłę. Ale musicie dać radę! Musicie być mocni!
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 04-06-2011, 00:19   #2
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jacek zeskoczył z dachu na pokład. Podczas lądowania jedną rękąsię podparł a drugą trzymał rękojeść miecza znajdującego się pod jego pachą. Flamberg.

Wyprostował się. Górował nad całą resztą o ponad głowę <jeśli jednak nie to zmienię : P> bo miał dwa metry wzrostu. Miał na sobie kirys jaki nosiła husaria


Pod nią miał czerwoną bluzę z kapturem, a głębiej kolczugę i koszulę. Na dłoniach miał rękawice płytowe, a na nogach desanty
-Trzeba ustalić gdzie się udamy. Ja proponuję mój dom. W piwnicy mam zapas ziemniaków. Trochę zleżałe, ale jak najbardziej jadalne. Poza tym, w garażu, mam cztery rowery. Trzy górale i jedna szosówka. Znacznie zwiększą naszą mobilność. Choć były to rowery mojej rodziny, a my jesteśmy wielcy, więc moga być dla was zdziebko za duże. Jakieś inne propozycje?
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 05-06-2011 o 11:34.
Arvelus jest offline  
Stary 05-06-2011, 03:07   #3
 
Wredotta's Avatar
 
Reputacja: 1 Wredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znany
Nie pamiętała już od jak dawno dryfują po morzu. Ale czy to miało w ogóle jakieś znaczenie? Iwona siedziała w kabinie opierając się o Marka, jej przyjaciela z odwykarni. Podenerwowana co rusz sięga do małej kieszonki plecaka macając torebkę z białym proszkiem.
Wysłuchała propozycji drugiego towarzysza i dorzuciła swoje trzy grosze:
-Moglibyśmy odwiedzić mój prywatny garaż. Mam tam Harleya- na chwilę w jej oku pojawił się blask, który zgasł, równie szybko jak się pojawił.
Nagle wstała i poprosiła Marka na słówko.
Odcięli się od innych i wtedy wylała gorzkie żale.
-Marek, ja już nie mogę, tak bardzo chce wciągnąć sobie kreskę- powiedziała ze łzami w oczach- boję się, już od dawna nie czułam czegoś takiego.
Wiedziała, że wyciągnie do niej pomocną dłoń.
-Weź pod uwagę, że te męczarnie przez które przeszłaś pójdą się paść. Teraz dajesz się prochom, teraz kiedy możemy już niedługo wyjść na brzeg i kto wie, może życie zacznie się od nowa. A tak w ogóle to skąd to masz? Mam propozycję; weź to wywal do wody tylko przy mnie. Wyobraź sobie, że to co wyrzucasz to jest rak. Masz szansę łatwo usunąć go z organizmu, inni nie. Jako zajęcie dam ci to - wziął jakąś grubą książkę i wręczył Iwonie - Mi to pomogło, nie chciało mi się pić tak bardzo dzięki temu. Ale znowu mnie to męczy - i podniósł ręce, które zaczęły drgać - Mówię ci, wywal to - spojrzał stanowczym wzrokiem najpierw na twarz przyjaciółki potem na miejsce spoczynku woreczka.
Lekko rozedrgana rozejrzała się dookoła.
-Masz rację...- pokiwała smutno głową.
Wzięła plecak, otworzyła kieszonkę i wyjęła torebeczkę z owym proszkiem. Pokazała Markowi i wyrzuciła za burtę.
Przyjęła od niego książkę i uścisnęła najlepszego przyjaciela.
 
__________________
"Już, już, bo nie będzie gier wideo..."
Wredotta jest offline  
Stary 05-06-2011, 11:17   #4
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Harley wydaje mi się zbyt głośny. Poza tym uzależniony od paliwa i dobry dla jednej, góra dwóch osób, a wolałbym się nie rozdzielać. Ale odwiedzenie naszych domów, o ile jest w nich coś użytecznego, to dobry pomysł. Mój jest jakieś półtora godziny marszu od plaży jeśli wysiądziemy w dobrym miejscu.
 
Arvelus jest offline  
Stary 05-06-2011, 14:04   #5
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Marek jak co rano, co południe, co wieczór, co noc przesiadywał na dziobie statku a to czytając książkę, a to pisząc opowieści, a to po prostu patrząc się na wodę. Były dni, których nie mógł wytrzymać bo jego stare nawyki zaczęły dawać o sobie znać, skutkując drganiem rąk i dziką żądzą napoju mocniejszego od wody. Wypić tyle, aby zapomnieć o tym wszystkim, nieważne co później, ważne aby stracić kontakt z tym chorym światem.Tłumaczył sobie, że przestał z tym, ale przeszłości nie odsuniesz. Wszystko to przez chore ambicje. To go sprowadziło do stanu w jakim znajdował się jakiś czas temu. Choć może dobrze się stało bo poznał Iwonę, jedyną bliską mu osobę, która rozumie co to znaczy być w nałogu. Następnego dnia rano po wieczornym postanowieniu siedzieli sobie wszyscy razem na zewnątrz. Co jakiś czas sięgając po woreczek z białym proszkiem. Wreszcie poprosiła Marka o rozmowę i kiedy znaleźli się z dala od innych wybuchnęła:
- Marek, ja już nie mogę, tak bardzo chce wciągnąć sobie kreskę - powiedziała ze łzami w oczach - boję się, już od dawna nie czułam czegoś takiego.
Marek siedział i patrzył się tępo w horyzont próbując zagłuszyć protesty żołądka na temat zmniejszonych racji i braku promili we krwi. Dopiero głos Iwony wytrącił go z walki.
- Weź pod uwagę, że te męczarnie przez które przeszłaś pójdą się paść. Teraz dajesz się prochom, teraz kiedy możemy już niedługo wyjść na brzeg i kto wie, może życie zacznie się od nowa. A tak w ogóle to skąd to masz? Mam propozycję; weź to wywal do wody tylko przy mnie. Wyobraź sobie, że to co wyrzucasz to jest rak. Masz szansę łatwo usunąć go z organizmu, inni nie. Jako zajęcie dam ci to - wziął jakąś grubą książkę i wręczył Iwonie - Mi to pomogło, nie chciało mi się pić tak bardzo dzięki temu. Ale znowu mnie to męczy - i podniósł ręce, które zaczęły drgać - Mówię ci, wywal to - spojrzał stanowczym wzrokiem najpierw na twarz przyjaciółki potem na miejsce spoczynku woreczka.
Iwona lekko rozedrgana rozejrzała się dookoła. Widać było, ze walczy ze sobą.
- Masz rację... - pokiwała smutno głową.
Wzięła plecak, otworzyła kieszonkę i wyjęła torebeczkę z owym proszkiem. Pokazała Markowi i wyrzuciła za burtę. Potem przyjęła od niego książkę i uścisnęła najlepszego przyjaciela.
Na to on kiwnął z lekkim uśmiechem głową.
Jako, że usłyszał co mówi kolega z wielką kosą to postanowił odpowiedzieć:
- Wiesz, dla mnie z rowerem mnie będzie problemu bo sam mam sto osiemdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu - i zachichotał - Ale ziemniaki na pewno się przydadzą. Można je upiec, ugotować, usmażyć - i jęknął łapiąc się za brzuch, który momentalnie zaczął burczeć - Szlag by to trafił, no!
Nie mógł już usiedzieć więc wstał i zaczął spacerować po pokładzie.
- Mam dosyć tej wody, mam dosyć tego statku, mam dosyć wszystkiego! - krzyczał, aby się rozluźnić.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 05-06-2011 o 14:07.
Ziutek jest offline  
Stary 06-06-2011, 12:20   #6
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Michał otworzył oczy. Przez duże okno wychodzące na morze do pokoju wpadało miłe, letnie słońce zapowiadające gorący dzień. Mężczyzna przeciągnął się i wyskoczył z łóżka. Skierował się od razu do łazienki, gdzie wziął zimny prysznic. Nie dlatego że lubił. Ciepłej wody nie było. Wytarł się firmowym ręcznikiem i ubrał, po czym skierował się do sali jadalnianej.

Usiadł przy jednym z wolnych stolików, gdzie przyniósł sobie kilka kromek nieświeżego chleba, ćwiartkę masła i jedną konserwę. Nie chciało mu się robić jajecznicy, a wędlina zaczynała śmierdzieć.

Kiedy zjadł smaczne śniadanie, udał się do sali z ogromnym telewizorem, gdzie oczekiwał na pozostałych "kuracjuszy". Kiedy pojawił się Marek, Maciek i Konrad, rozpoczął rozmowę.
-Panowie, nie jest dobrze.- mówiąc to drapał się po brzuchu.
-Mur pęka, nie wiadomo jak długo wytrzyma. Trzeba go naprawić, bo inaczej będziemy mieć tutaj za dużo gości. - mimo iż brzmiało to jak żart, Michał był totalnie poważny.
-Mamy dwie możliwości. Albo umacniamy mur konstrukcją z desek, metalowych prętów i wsporników, albo budujemy drugi mur. Moim zdaniem lepiej wzmocnić to, co już teraz mamy. Nowa konstrukcja nie wytrzyma naporu głodomorów. - dodał po chwili, nadal drapiąc się po brzuchu. Robił to chyba bezwiednie, tak to przynajmniej wyglądało. Mimo to jego umysł pracował nad znalezieniem jak najlepszego wyjścia z sytuacji.
-Na pewno uda nam się zespawać porządny, metalowy wspornik. Po za tym trzeba pomyśleć o odciągnięciu trupów spod muru, inaczej długo nie wytrzyma. Kiedyś na filmie widziałem, że bardzo fascynowały je sztuczne ognie. Może spróbujemy?- zaproponował Michał.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 09-06-2011, 21:19   #7
 
Yanki's Avatar
 
Reputacja: 1 Yanki nie jest za bardzo znany
Maciek otworzył oczy i westchnął głęboko. Lezał tak jeszcze przez chwilę, a potem wstał i przeciągnął się. Był słoneczny dzien, gdyby zaraza sie nie rozprzestrzeniłą, chłopak najprawdopodobniej poszedłby grać w piłkę lub coś w tym stylu. Teraz jednak musiał wraz z innymi - Markiem, Konradem i Michałem - przebywać w tym miejscu, broniąc się przed zarażonymi. Świetnie.

"Jankes" skierował się od razu do łazienki, gdzie wziął prysznic. Nie dosc, że robił to codziennie, to ciepłej wody nie było. Kolejna zaleta kurortu.

Ponieważ chłopak nie był głodny, nie szeł do jadalni tylko skierował swe kroki od razu do "głównej sali". Nazywał ją tak, ponieważ był w niej spory telewizor i tam najczęściej przebywał. W pomieszczeniu był już Michał. Mężczyźni przywitali się. Maciek rozsiadł się na kanapie i czekał. Po kilku minutach pozostali, to znaczy Marek i Konrad, dołączyli i Michał zaczął mówić o tym, że mur już długo nie wytrzyma. Maciek postanowił zabrać głos.

- Wiecie - zaczął, bawiąc się znaleziona kilka dni wcześniej zośką - nigdy nie byłem specem w pracy fizycznej, mam na myśli budowanie, i tak dalej, ale myśle, że mógłbym odciągnąć w jakiś sposób hordę od muru, żebyście mogli się nim zająć. Nie chcę się chwalić, ale jestem chyba najszybszy z was, studiowałem na AWF-ie i prowadziłem aktywny tryb życia. Nie, żebym uważał was za leni, ale chyba wy bardziej znacie się na tych sprawach niż ja. Tylko bym wam przeszkodził. Spróbuję odciągnąć ich jak najdalej, a potem wrócę. Mam nadzieję, że mi się uda. Chciałbym jeszcze założyć kiedyś rodzinę.

To wszystko, co miał do powiedzenia. Chłopak wpatrywał się w pozostałych, czekając, co powiedzą.
 
Yanki jest offline  
Stary 09-06-2011, 23:57   #8
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
„Woda, woda, jakiś ląd w oddali, woda, woda, głuche dźwięki uderzania w dno kadłuba, woda, czasami jęki, kończące się jedzenie i – uwaga – woda! Nie ma to jak zróżnicowanie. Cholera…” Marcin miał już naprawdę dość tej nudnej, ciągle niebieskiej toni naokoło. Irytowała dodatkowo jeszcze bardziej, gdyż nie była zdatna do picia, a to, co mieli w butelkach już się kończyło. Dla wszystkich było oczywiste, że wkrótce będą musieli zejść na ląd, choćby tylko po to by uzupełnić zapasy.
Z zamyślenia wyrwał go zeskakujący z dachu Jacek, ubrany w zbroję bodajże husarii. Oryginalnością stroju przebijał znacznie Marcina, ubranego w rozpięty, lekarski fartuch. Był kiedyś doktorem w warszawskim szpitalu, a przynajmniej tak twierdził, niezbyt chętnie mówił o swojej przeszłości.

-Trzeba ustalić gdzie się udamy. Ja proponuję mój dom. W piwnicy mam zapas ziemniaków. Trochę zleżałe, ale jak najbardziej jadalne. Poza tym, w garażu, mam cztery rowery. Trzy górale i jedna szosówka. Znacznie zwiększą naszą mobilność. Choć były to rowery mojej rodziny, a my jesteśmy wielcy, więc moga być dla was zdziebko za duże. Jakieś inne propozycje? – zaczął Jacek, następnie wtrąciła się Iwona, a po niej Marek.

- Metr osiemdziesiąt sześć - odezwał się na końcu Marcin. Był dość wysoki, jednak w tym towarzystwie czuł się dziwnie niski, jednak wcale mu to nie przeszkadzało - Rowery to dobry pomysł, ciche i na dodatek bez problemu dałoby się nimi uciec, bo i prawie wszędzie się nimi wciśniemy, a zombie nas raczej nie dogonią przy tych swoich paralitycznych ruchach.

Zaczęli pogawędkę na temat planu. Gdzie się udać, którędy, z czego skorzystać, co poprawić, co zostawić itp. Marek nawet zaproponował zrobienie włóczni z noża Marcina. Rozważali kilka opcji na zatrzymanie się: dom Jacka, Malbork, bunkry powojenne. W końcu doszli do wniosku, że chałupa Huzara była najodpowiedniejsza, jednak musieli mieć jeszcze plan B.

- Jeszcze mam taką koncepcję: jeśli tam dojdziemy, ale z jakichś przyczyn nie będziemy mogli się tam “zakwaterować”, możemy spróbować wyminąć te zombie, które będą nas ścigać i wrócić z powrotem tu, na tą pływającą konserwę. Oczywiście po drodze zahaczając o jakiś supermarket lub coś w tym stylu, by uzupełnić zapasy. - powiedział po wyczerpaniu reszty pomysłów Kozłowski, po czym przeszedł parę kroków dalej, usiadł na ziemi i zaczął wpatrywać się w niebo.
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 10-06-2011, 23:09   #9
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Wszystko trwało zbyt długo. Ile można mieć nadzieję, na coś, co się nie stanie? Czy tak właśnie czuli się ludzie podczas wojen? Czy to jest to, o czym myślę? Nie płacz skarbie. Jeszcze żyjesz. Zaraz, ocknij się. Będziesz miał jeszcze piękne chwile życia. A potem Cię zjedzą. Tak jak sarnę zjadają dzikie lwy, tygrysy. Poczujesz to, jak to być czymś co jest potrzebne komuś do przeżycia. A nie...to złe porównanie. Im przecież na niczym nie zależy. I tak przeżyją...mylę się?


Marek otworzył oczy. Spał w swoim pokoju. Kurort. Tak, minęło już ładne 6 lat od czasu, gdy się tu zabunkrowali. Pamięta dokładnie jak to było. Wtedy z Mersim byli w warsztacie. Nagle wybuch. Panika. Nie wiedział co się dzieje. Na szczęście z transportem nie miał problemów. Warsztat samochodowy umożliwił mu opuszczenie miasta. A raczej rzeczy w warsztacie. To co zobaczył jadąc ulicami było przerażające. Nie wiedział czemu nie wysiadł i nie zaczął ratować kogo popadło. Gdyby nie to, że czytał książki w poprawczaku o zombii to w życiu by nie wpadł na to, że coś takiego może istnieć. Literatura poucza! Tak było w jego przypadku.

Mimo, że to obserwował dokładnie, nadal miał złudzenie - jest to do opanowania. Ale... ale jak!?
Populacja Polski liczyła ponad 30 mln ludzi. Magazynek w pistolecie to średnio po 12 naboi. 10 naboi kosztuje 20 złotych. Koszty produkcji, koszty wszystkiego. Nie da się zabić 30 mln ludzi. Nie pistoletami. A co po bombach atomowych. Podmuch połamie ich w kościach, poskręca ręce, a te bydlaki nadal żyć będą. Patrząc na polską politykę...Więzienia też by się zaraz poprzepełniały. A te przesłuchania?
- Jak się nazywasz...? Poważna twarz mundurowego wpatrzona w obgryzionego ze skóry człowieka.(albo raczej to co po nim zostało)
- Grooooammrfff....
- Mów, albo tego pożałujesz. Trafisz do celi z grubym Bobem.
Marek sam się z tego śmiał, chociaż nie powinien. Toż był na włos od śmierci.
Mersi. Owczarek Niemiecki. Mądra psina. Nie wiedząc czemu nauczył się podawać klucze, o które prosił. Co prawda z początku miał problem z odróżnieniem 16tki od 18tki, ale po kilku miesiącach nie było po tym śladu.
Jechali tak Toyotą Rav4 dopóki nie zabrakło wachy. Przed samym miastem. Czemu kierował się nad morze? Puste złudzenie - "one" nie umieją pływać, a może - "Ryb nie zabraknie do jedzenia"? nie umiałby teraz tego stwierdzić. Coś go ciągnęło.
Ledwo uszli z życiem w mieście. Trafił do kurortu. A co potem? Potem...a zresztą...sami wiecie.

Wstał. Poranna gimnastyka. Słońce, które padało przez balkon mówiło mu tylko o tym, że czas ruszyć swoją dupę na zewnątrz. Zawsze gdy otwierał drzwi od pokoju, modlił się by nie wskoczyła na niego banda zajadłych zombii, które w nocy wdarły się przez bramy, pozabijali wszystkich, a teraz padła kolej na niego. Wtedy odwróciłby się i szybko skoczył przez balkon. Jednak w jego wizji, na zewnątrz było czarno. Czarno od zombie. Nawet morze było w zombiakach. Nie mógłby jednak wrócić, gdyż już leciał z balkonu. Chciałby umrzeć podczas uderzenia o podłogę. Dlatego skakałby na...głowkę?

Przekręcenie klamki. Otworzył drzwi. Jednak nic się nie stało. Marek, był starym cwaniakiem. Dobrze wiedział o tym, że Mersi zacząłby szczekać, nim zombiak by wszedł na posiadłość. Mądra psina.

Nie zamykał pokoju na klucz. Po co. Co ma do ukrycia? Pieniądze? Nie rozśmieszajcie mnie. A może kosztowne rzeczy? Jedzenie? Nie, te trzyma się w lodówce albo zamrażalce. Wszystkie cenne rzeczy nosił przy sobie. Inni jednak na pewno nie okradliby go. Żyli tutaj jak we wspólnocie. Musieli sobie pomagać. Jeśli chcieli przeżyć jak najdłużej.

Zszedł na dół i powitał zgromadzonych machnięciem ręki. Rzecz działa się przed murem, który ucierpiał już wystarczająco. Podczas gdy wszyscy omawiali co by zrobić, Torwar przeszedł pare razy koło pękającego muru. Gdy ucichło odwrócił się.
- Murarzem nie jestem. Nie wytrzyma dłużej niż 3 dni. Musimy załatwić beton. Dla bezpieczeństwa. Tylko...czy jeszcze coś zostało? - zapytał
 
BoYos jest offline  
Stary 11-06-2011, 01:25   #10
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Holownik „Virtus”

Z przygotowanym planem i to dość solidnym, przygotowaliście się na zejście na ląd, więc i w takim kierunku ustawiliście kurs. Jako że baki były puste, powoli dryfowaliście w kierunku tego, do czego tak dawno tęskniliście. Do stałego lądu.
Mieliście dość ciągłych chorób i bólu głowy, na szczęście mieliście ze sobą lekarza oraz sternika. Niestety mieliście o wiele mniej szczęścia. Kiedy byliście kilkanaście metrów od brzegu, usłyszeliście przeciągły, głuchy zgrzyt.
Kolejnym co zauważyliście, to podpokład nabierający wody. Dopiero z tyłu dało się zauważyć jakąś zatopioną w dniu paniki jednostkę, teraz ukrytą pod powierzchnią mętnej wody, gdzie w jej głębinach cały czas ktoś przebierał nogami wzbijając muł w górę.
Wszystko z spod pokładu, wraz z bronią i ostatkami pożywienia, uratowaliście na pokład. Strach był wielki, ale wiedzieliście że z pewnością uda się wam dopłynąć do brzegu. Bardziej was przerażało to, że z pewnością nie uda się już wam wrócić na waszą „małą arkę”. Zresztą, cieszyło was to.
Chyba woleliście umierać na stałym gruncie, niż na niepewnym morzu.

Po paru minutach statek zatrzymał się na mieliźnie, kawałek od brzegu. Grunt sięgał wam tylko do łydek. Za wami widzieliście już człapiące w waszym kierunku ludzkie sylwetki. Obwieszone morską roślinnością, wyglądały naprawdę okropnie. Do tego rozmoczone rany od postrzałów, ognia, pogryzień, od broni białej. Sama woda też odcisnęła na nich swoje piętno. Niektóre były niezwykle napuchnięci, na niektórych zaś skóra wisiała jak płaszcz na wieszaku. Bezwolnie i bez jakichkolwiek przeszkód.

Z lądu, z lasu pojawiły się już żywe trupy zwabione odgłosem rozdzieranego poszycia holownika. Te wyglądały na znacznie „nowsze”, niż te które wypełzały z wody. Mimo wszystko na ich ciałach odciskały się te same piętna walki, co na wodnych kolegach. Pociski po kulach, po broni białej, po ogniu itp.

Nie mieliście czasu, a on właśnie was gonił.


Kurort „Wodnik”

Z narady wyrwał was odgłos, który budził was nie raz w sennych koszmarach. Odgłos walącego się muru oraz jakby bardziej radosne skowyczenie. Podskoczyliście do okna, zimny pot pojawił się wam na czole. Wasze „Alamo” zostało zdobyte długotrwałym oblężeniem. Szarańcza szybko zaczęła rozszerzać się i człapać w waszym kierunku. Czasu brakowało na wszystko, ale musieliście działać. W zasadzie wiedzieliście że stanie się to prędzej, czy później.
Niestety stało się to właśnie teraz, a wasze poczynania ostatecznie zależy od tego, czy przeżyjecie.
W zaskoczenie wprawiło was też to, że ten niedołężny staruch który pałętał się po całym kurorcie, znikł na chwilę tylko po to, żeby po chwili pojawić się ze spakowanym i gotowym do drogi plecakiem. Zapewne dlatego że nie miał wiele, a jego pokój był zaraz naprzeciwko sali z telewizorem.
W ręce dzielnie dzierżył kawał rurki, zapewne wymontowanej z grzejnika.
Obserwował was wystraszonym, mętnym wzrokiem i czekał. Miał nadzieję, że nie zostawicie go na pastwę losu.

Wy również zerwaliście się z miejsca, każdy do swoich czterech ścian po to, co mieliście do obrony. Nawet jeśli były to tylko noże kuchenne, nogi stołowe i narzędzia pozostawione przez budowniczych kurortu tj. młotki, łopaty, szypy itp.
Musieliście szybko zaimprowizować jakiś plan działania.
Pies Marka zaczął groźnie szczerzyć kły i warczeć, po to tylko, żeby wraz ze zbliżaniem się żywych trupów, zmienić się w skomlący worek sierści. Mimo wszystko nadal był dość trzeźwy by podążać za właścicielem.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172