Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2011, 23:50   #1
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
[storytelling, post-apo, 18+] Der Schutzraum (Schron) - SESJA ZAWIESZONA

Albowiem bracia moi: najlepsze powinno panować, najlepsze chce też
panować! A gdzie indziej brzmi nauka, tam - brak najlepszego.

("Tako rzecze Zaratustra" F. Nietzsche)


--- --- ---
---
---
SCHRON
sesja by Kagonesti
---
---
--- --- ---







Kod:
12.05.1987 17:02. Sektor zachodni, sekcja siódma. Klub "Die Shraube".

Tak, "Śruba" była doskonałym wyborem na ten wieczór. Swojsko-brudny klimat tego miejsca na uboczu sekcji siódmej, świetnie wpisywał się w nastrój ostatnio w niej panujący. Dawniej był to zaledwie nieduży warsztat, ale "Mała Helga", jak nazywano tutejszą właścicielkę, po śmierci swego ojca przerobiła go na coś pomiędzy klubem a speluną. Mimo tego wciąż wszędzie unosił się zapach smaru, wymieszany teraz ze smrodem dymu z tanich papierosów, wonią chmielu i próbującym kiepsko to zatuszować aromatem z leśnych kadzidełek. Na domiar złego, ten wywołujący z początku lekki odruch wymiotny zapach, był tu stałym bywalcem i to niezależnie od liczby gości. Wywieszone bowiem na ścianach futra i zwierzęce pogłowia zdążyły już nim trwale przesiąknąć. Choć oczywiście z biegiem czasu (i alkoholu we krwi) dało się do niego zupełnie przyzwyczaić. Dzisiaj było tu jak zwykle - trochę sennie, z niewielką liczbą stałych gości, którzy stronili od krzyku czy burd. Za czymś co prowizorycznie miało być ladą uwijała się mała blondynka, nieco przy kości, z charakterystycznymi krótkimi loczkami. Była w ciągłym ruchu, co nieco dziwiło przy obecnym stanie gości, ale co niektórzy wiedzieli o jutrzejszej dostawie kultowych papierosów tzw. "mentoli", podczas których klub po prostu pękał w szwach, a cenne dobro luksusowe rozchodziło się na pniu. Rozglądając się uważnie, można było spostrzec że każdy z ośmiu stolików rozmieszczonych przy dwóch prostopadłych do siebie ścianach (tej naprzeciw lady i tej naprzeciw wejścia) jest zajęty przez jedną, góra dwie osoby. Wolne były wszystkie cztery stoliki na środku pomieszczenia. Niezbyt kameralnie, ale dostępne były jeszcze dwa z trzech stołków przy ladzie. Niezależnie od miejsca, największą bolączką było kiepskie oświetlenie. Właścicielka unikała bowiem naftowych lampek i świec, w obawie przed pożarem (plotki mówiły o śmierci jej matki i brata podczas pożaru w okresie przed ewakuacją). Oświetlenie na prąd włączała tylko późnym wieczorem lub gdy klientów było więcej niż zazwyczaj. Ale może to i lepiej? W ciemnej atmosferze dało się czuć jakiś komfort i zachować dyskrecję, choć z drugiej strony wasze dłonie odruchowo wędrowały w stronę kieszeni. Nawet jeśli nikogo w pobliżu nie było - ot, nawyk który nabywało się z czasem w całym schronie. Oszczędność energii elektrycznej sprawiła, iż można było zapomnieć o muzyce z bezczynnie leżącego na kredensie za ladą radiomagnetofonu, przynajmniej o tej porze. Jedyne co teraz dało się słyszeć, to gwar szeptów i rozmów, przeplatanych sporadycznymi stukotami naczyń i sztućców. Na szczęście hałas nie był dokuczliwy, i bez problemu dało się słyszeć swoje myśli, czy siebie nawzajem. W każdym bądź razie lepszego miejsca na chwilowy odpoczynek nie znaleźliście, więc postanowiliście tu na trochę zostać.

Hilda Schaffgotsch:
Mimo iż minęły już dwa tygodnie od kiedy przyjęto Cię do służby sektorowej, dopiero dziś poczułaś co to znaczy prawdziwy wycisk. Bite osiem godzin lekcji taktyki, treningu praktycznego i specjalnego panelu pt. "przyspieszony kurs tłumienia zamieszek", który to w dodatku był nudny i zbyt chaotyczny. A wszystko to przez cholernych, romskich mieszkańców z sekcji 24 (czyli tzw. "brudnej dzielnicy"), którzy z powodu przedłużającej się awarii prądu zapowiedzieli liczne demonstracje, między innymi pod Urzędem Głównym. Władze nie chcą się na to godzić, dlatego na szybko postanowiono was podszkolić na wypadek potrzeby konfrontacji z rozwścieczoną cyganerią. Tak czy siak, gdy tylko wróciłaś do domu, rzuciłaś wszystko w kąt i wyszłaś. Ruszyłaś przed siebie, nie myśląc za bardzo dokąd. Lecz wymięty jak przez maszynkę umysł, użył dobrze znanego mu automatyzmu i pokierował Cię w stronę równie dobrze znanego Ci pubu. Stojąc nieco zaskoczona pod drzwiami podziękowałaś zbieżności losu, że akurat byłaś tam umówiona ze swoją nową przyjaciółką, Fatmą. Wypadałoby przyznać, że Fatma Osman była nieco filigranową osóbką, ale i tak świetnie radziła sobie na sekcji sztuk walk, gdzie potrafiła powalić niejednego "byka", i to w dodatku o połowę większego od niej. A i jeszcze poza tym ponoć nieźle radziła sobie w szermierce. Ale nie to było najważniejsze. Przede wszystkim czułaś w niej bratnią dusze, bo ona podobnie jak Ty, wiele przeszła w życiu rodzinnym (jednakże ona sama niewiele o tym wspominała). Gdy weszłaś do środka, Fatma stała nieopodal drzwi i chyba właśnie rozglądała się za wolnym stolikiem.

Fatma Osman:
Szpitalna rutyna potrafi wykończyć każdego. W sumie teoretycznie zdroworozsądkowego człowieka cieszyć powinna sytuacja, w której do szpitala polowego przychodzą głównie ludzie z alergią, złamanym nosem czy nocnym moczeniem się. Lecz dla kogoś kto musiał tam harować dzień w dzień, a nawet czasem i noc, taka stagnacja nie wzbudza aż nadto emocji. Paradoks? Być może. Każdy potrzebuje czasami trochę więcej napięcia i adrenaliny. Ale co praca, to praca. W lekko przeludnionym z początku schronie Eike-3 nie wypadało być wybrednym przy jej wyborze. Po fajrancie postanowiłaś dziś nieco zaniedbać sekcję szermierki, i udać się na zasłużony relaks. Zwłaszcza że rano spotkałaś się z półprzytomną Hildą w drodze do pracy, z którą wtedy dosyć spontanicznie umówiłaś się na siedemnastą w pubie o wdzięcznej nazwie "Śruba". Mimo, że nadal czułaś się trochę nieswojo w miejscu pełnym używek, tak odnosiłaś wrażenie że z każdym, takim wypadem co raz bardziej oddalała się od Ciebie niechciana przeszłość i stawałaś się wreszcie sobą. W środku klubu nie było zbyt tłoczno, ale i tak jakoś niezbyt widziało Ci się siadać w centrum uwagi. Kątem oka ujrzałaś jak ktoś przy wschodniej ścianie powoli zbiera się z miejsca, ale szybko okazało się że tylko szukał coś w swej kurtce. Ciemność nie ułatwiała całej sprawy. Ponoć od siedemnastej miały być już lampki, ale "Mała Helga" zniknęła gdzieś na zapleczu. Stojąc niedaleko drzwi, poczułaś niewielki powiew na plecach i usłyszałaś cichy zgrzyt. Gdy się odwróciłaś, Twoim oczom ukazała się Hilda Schaffgotsch. O trzy lata starsza od Ciebie Niemka, którą poznałaś na sekcji sztuk walki. Zaprzyjaźniłyście się tam i od tej pory lubiłyście się spotykać w takich miejscach jak to. Hilda podobnie jak Ty, miała kłopoty rodzinne w przeszłości, choć może nie tak drastyczne w skutkach. Mimo wszystko łączyła was jakaś naturalna więź, karma jakby powiedział hindus. Hilda dziś wyglądała na bardzo zmęczoną, i chyba z trudem kojarzyła fakty.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 30-06-2011 o 12:19.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 30-06-2011, 13:49   #2
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
Fatma powoli wstała i pomachała do Hildy.
- Jesteś wreszcie! - Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Zanim Hilda zdążyła cokolwiek odpowiedzieć dorzuciła: - Zajmij jakiś stolik, a ja skocze po coś do picia.
Trzymając plecak przy sobie podeszła powoli do baru i otworzyła kartę napojów wyskokowych. Zgodnie ze swoim zwyczajem postanowiła zamówić ostatnią w kolejności pozycję której jeszcze nie próbowała w tym barze. Razy dwa oczywiście, bo kto pije sam ten alkoholik. Przyszła tutaj pogadać o wszystkim i o niczym, pośmiać się i zrelaksować, a szklaneczka czegoś mocnego zdecydowanie to ułatwia. Ale tylko jedna, może dwie, nie więcej. Czekając na barmankę, odwróciła się i rozejrzała po sali w poszukiwaniu znajomych twarzy. Poczekała jeszcze parę minut, ale nie widząc Helgi za ladą wychyliła się przez nią i zerknęła na zaplecze...
 
More Power jest offline  
Stary 30-06-2011, 21:16   #3
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Ten dzień zaczął się właściwie dobrze dlatego Hilda nie mogła zrozumieć, dlaczego potoczył się tak parszywie? Spała dobrze, obudziła się rześka, wesoła, zjadła o dziwo dość smaczne śniadanie... a potem spotkała Hansa. Nie, żeby spotkanie z bratem ją nie cieszyło. Mimo wszystko był jej bliski. Często wspominała ich szczenięce czasy, gdy łazili po drzewach, Hans odrabiał jej prace domowe a ona w zamian zjadała za niego warzywa z obiadu, gdy tata nie patrzył.

Tak, Hilda mogła spokojnie powiedzieć, że brat był jej bliski, że go kochała. I mimo, iż od wielu lat nie utrzymywali już tak zażyłych stosunków nadal lubiła go spotykać, rozmawiać z nim. Pod warunkiem, że nie poruszał sprawy ‘matki’, co zrobił właśnie tego ranka. Nie dość, że ośmielił się o niej mówić, to jeszcze zaczął prosić Hildę, aby ta, ze względu na to, że jest w służbach mundurowych, załatwiła im lepsze lokum. Kobieta myślała, że rozszarpie swego brata po tym, co powiedział. Spotkanie skończyło się srogą awanturą.
A potem to beznadziejne szkolenie. Hilda miała serdecznie dość tego dnia. Na nogach trzymała ją tylko myśl, że jeszcze chwila, jeszcze koniec i zaraz szkolenie się skończy, pójdzie do swojego lokum, weźmie prysznic i pójdzie spać.

Jej plan udał się tylko częściowo. Tak, wpadła do swojego mieszkanka, jak je pieszczotliwie nazywała, ale zdążyła się tylko trochę odświeżyć pod kranem, założyć czystą koszulę. Wszystko to zrobiła prawie automatycznie tak samo, jak to, że wybyła z pokoju tak szybko, jak do niego weszła. Nie zastanawiając się nad swoimi krokami szła przed siebie.

Gdy szyld „Śruba” zamigotał jej oczom zatrzymała się i zdała sobie sprawę, że podświadomie właściwie się tu skierowała. Właściwie to nawet dobrze. Przecież umówiła się tu z Fatmą.

Hilda weszła do środka i praktycznie od progu przywitały ją słowa koleżanki. Pokiwała tylko na niej głową i zajęła jeden ze stolików w ‘centrum’ pomieszczenia.

Siadając na krześle ziewnęła potężnie, w ostatniej chwili zasłaniając usta. Poczuła ostrzy, szybki ból w zawiasach żuchwy, któremu towarzyszył charakterystyczny, głośny trzask. Skrzywiła się gdy uczucie dyskomfortu rozlało się po całej szczęce.

Jak zwykle, gdy była w tym lokalu sprawdziła, czy nic cennego nie posiada w zewnętrznych kieszeniach ale na szczęście były one puste. Podparła brodę na ręce i czekała karnie, aż Fatma wróci z drinkami. Nie miała nawet siły odezwać się w stronę koleżanki.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 05-07-2011, 14:09   #4
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
12.05.1987 17:08. Sektor zachodni, sekcja siódma. Klub "Die Shraube".

Po kilku minutach spędzonych w lokalu, odczuliście jednak iż jest tu dosyć duszno i o trochę za ciepło. Kierowało to wasz wzrok w stronę wentylacji, która niepokojąco milczała i od czasu do czasu niemo wypluwała szary pył, wzbogacony o okruchy niewiadomego pochodzenia. A tak poza tym było całkiem znośnie. Jedna z osób przy stoliku naprzeciw wyjścia wstała z miejsca i chwiejnym krokiem podjęła próbę dojścia do baru. O dziwo była to dosyć atrakcyjna kobieta o bladej cerze i sprężystych czarnych włosach. Z wyglądu dać jej więcej niż trzydzieści byłoby grzechem. Ubiór też miała zadbany, i nijak w ten sposób nie pasowała do reszty towarzystwa. Może poza faktem, że była już nieco wstawiona. Do baru wszedł też przez chwilę młody chłopak, który wszedł, rozejrzał się i zrezygnowany opuścił lokal prawie tak szybko jak do niego zawitał.


Hilda:
Przez tą krótką chwilę nudnej samotności, napływały ci różne myśli związane z przedłużającym się pobytem pod ziemią. Dokąd to wszystko zmierza i dlaczego nic się nie zmieniło? Początkowo wejście do schronu miało być czymś w rodzaju ponownej szansy, teraz tą szansę upatrywałaś w powrocie na powierzchnie. Ale czy to nie było oszukiwanie samej siebie? Nie ma znaczenia czy tu, czy tam. Tak po prawdzie lepiej by Ci było na powierzchni. W tym malutkim zoo jakim był schron Eike-3, wszystko wydawało się być znajome, przytulne i bezpieczne. Jednakże ten kto tak myślał, na drugi dzień to nawet kwiatków nie wąchał, bo najbliższe rosły kilkadziesiąt metrów nad wami. Z tych dziwacznych wynurzeń, wyrwał Cię nagły napad kaszlu, wywołany zapewne czyimś dymem lub wszędobylskim pyłem podziemnym. Oczy zaszły ci łzami momentalnie. Gdy się ocknęłaś, Fatma właśnie zaglądała na zaplecze, ale Twoją uwagę skupiła dziwnie znajoma sylwetka, zbliżająca się do lady. Fakt, trochę nieudolnie i to zapewne przez upojenie. Ale... Mein Gott, to była Martha! Martha von Glaumer!


Martha von Glaumer

Nawet przez łzy trudno było nie rozpoznać kogoś, kto zupełnie tu nie pasował. Marthę znałaś od niemalże początku pobytu tutaj, gdy pomogła ci znaleźć tymczasową pracę, oraz wielokrotnie wraz ze swoim mężem Guntherem, zapraszała cię na obiad, a potem na dodatek częstowała pysznymi, austriackimi deserami lodowymi. W schronie nikt chyba ich nie miał. A tak poza tym za wszelką cenę próbowała Cię pogodzić z Hansem, choć wychodziło to różnie. Tak, niewątpliwie to osoba o ciepłym, dobroczynnym sercu - istny diament wśród szarych kamyków tu pod ziemią. Gdy tylko uświadomiłaś sobie, że ta uczynna arystokratka spędza właśnie wieczór uwalona jak zwykły pijak w takiej dziurze jak ta, w Twoim sercu zagościły spory niepokój połączony z wciąż lekkim niedowierzaniem. Martha zatoczyła się lekko, oparła się o jeden z centralnych stolików, ale szybko wróciła do pionu i opadła obiema rękoma na ladę. Wywołało to nawet małą salwę męskiego śmiechu z któregoś stolika pod ścianą. Kobieta znajdowała się tuż obok Fatmy, która to właśnie postanowiła na własną rękę dociec co się dzieje z Helgą. Miałaś tylko nadzieję, że nie wejdzie na zaplecze, bo dobrze wiedziałaś o zabezpieczeniach.



Fatma:
Gdy podeszłaś do lady, faktycznie Hildy za nią nie było. Lada sprawiała wrażenie dosyć szerokiej i masywnej, i była prawdopodobnie zrobiona naprędce z kontenera i resztek złomu, dla niepoznaki oprawiona w potrójną warstwę seledynowej ceraty, mającej już swoje lata i wiele dziur po papierosach. Pustka za barem jakkolwiek nieprzyjemna dla oka spragnionego, ciągnęła się niemiłosiernie. Gdy rozejrzałaś się, dostrzegłaś że Hilda zajęła już stolik w centrum. Kątem oka spostrzegłaś, jak ktoś właśnie wychodzi, ale nie widziałaś go tu wcześniej. Jakiś młody mężczyzna, wobec którego miałaś wrażenie, że jest to ktoś ci znajomy. Trochę jakby przypominał brata Hildy, ale nawet jakby to był on i stanął naprzeciwko Ciebie, pewnie byś nie była do końca pewna. Niemieckie twarze wydawały Ci się do siebie bardzo podobne. Uwagę Twoją odwróciła dopiero pijana kobieta, która to przyszła z przyściennego stolika i nieudolnie próbowała wejść na stołek, by ostatecznie po prostu z impetem upaść rękami na ladę. Przeklęła coś bezgłośnie pod nosem i skłoniła nisko głowę. Na Twoje oko kobieta ta była z wyższych sfer, ubiór wciąż miała schludny i oznajmiający zamożność. W schronie widziałaś już wiele, ale nie sądziłaś że ktoś o takim pochodzeniu zechce sponiewierać się w jakiejś spelunie. Tak, niewątpliwie im dłużej tu ludzie tkwili, tym gorzej z nimi było. To już ósmy miesiąc, a strach pomyśleć co będzie jak pobyt przedłuży się o kolejne dwa, czy trzy. Wprawdzie czułaś się w miarę bezpieczna, ale niepokojące plotki dochodziły o różnych ekscesach i przestępstwach w innych sektorach. Co będzie, jak ta fala zbrodni i demoralizacji przyjdzie i do sektora wschodniego? A co jeśli już tu jest, i tylko czeka na odpowiedni moment by uderzyć z całą mocą? Myśli nie dawały Ci dziś ewidentnie spokoju, więc chyba najwyższa była już pora by je uśpić odpowiednią dawką promili. Tylko gdzie do cholery ta Helga?! Gdy już miałaś sprawdzić, prawie że wypadła na Ciebie zza zaplecza. Zdyszana i nieco zdezorientowana, lecz po chwili ogarnęła się i spojrzała na Ciebie. Otwarła tylko lekko usta, gdy przez tą krótką chwilę wpatrywałyście sobie w oczy.


Helga:

- Yy... Przepraszam najmocniej... Podać coś? A dla pani? - zapytała nie tylko Ciebie, ale też kobietę obok. Ta dziwnie milczała, wciąż mając schyloną głowę na wysokości ramion. Jej czarne włosy swobodnie zwisały znad rąk.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 05-07-2011 o 14:40.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 13-07-2011, 00:26   #5
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Hilda dłuższą chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w zataczająca się Marthę. W końcu, jakby oprzytomniała, zerwała się ze swojego miejsca i szybko podeszła do kobiety. Delikatnie dotknęła jej ramienia i potrząsnęła nim lekko.

- Martha! - powiedziała wyraźnie, głośno. – Wszystko w porządku?

Kobieta zdawała się nie do końca rozumieć co się wokół niej dzieje. Alkohol we krwi mocno odbił się na procesach uwagi. Nim jeszcze zrozumiała kto do niej mówi, odruchowo gwałtownym ruchem ramienia odepchnęła dłoń Hildy. Chwilę potem uniosła lekko głowę i spojrzała na przyjaciółkę.

- Oh... Co, ja... Hil-da? - jęknęła – Co Ty tu... ? Oh, wybacz. Ja chyba za dużo dziś! - odparła trochę rozbawiona i do tego wyszczerzyła lekko zęby, co normalnie nie zdarzało się i nie wypadało kobiecie tej klasy – To wszystko przez to wszystko... znaczy się przez to porwanie... Oh, po co ja Ci to mó-wię kochana Hildziu... - Martha wyraźnie posmutniała, nastroje zmieniały się u niej jak u małoletniego dziecka – Co to zmieni... ?.

Porwanie? Hilda poczuła, jak zimny dreszcz przebiegł po jej plecach. Po chwili jednak zbeształa się w myślach i uspokoiła. Martha jest pijana, pewnie bredzi. Coś mogło się jej pomieszać. A zresztą, co by się nie działo, należy działać rozważnie, spokojnie.

W tym samym czasie, stojąca obok Fatma pochłonięta była lekturą oferty lokalu.

-Więc poproszę … - zaczęła jeździć palcem po karcie drinków i wtedy dostrzegła Hildę przy ladzie – może jednak jeszcze się zastanowię.

Helga zrobiła lekko skwaszoną minę, by w odpowiedzi jedynie krótko westchnąć. Po czym odwróciła się i bez słowa skierowała się z powrotem na zaplecze.

Turczynka odwróciła się od barmanki w stronę koleżanki i pijanej kobiety.

- To twoja znajoma? – zagadnęła Hildę. –Witaj, jestem Fatma - uśmiechnęła się do Marthy i podała jej dłoń.

Kobieta jednak nie podała dłoni w odpowiedzi, prawdopodobnie nawet nie zauważyła tego gestu. Fatma zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z jej obecności. Wyglądała dosyć żałośnie. Upita, smutna, z lekko rozmazanym makijażem.

- Może powinnyśmy odprowadzić ją do domu? Może jej się coś stać po drodze, nigdy nie wiadomo... - rzekła szeptem do Hildy

- Masz rację. Ale zamiast do jej domu, chodźmy do mnie. Nie podoba mi się to - odpowiedziała już szeptem, nachylając się nad Marthą do Fatmy. Wyprostowała się, przerzuciła ramię koleżanki przez swoją szyję i dźwignęła ją ze stołka. – Chodź, Martha, idziemy stąd.

Kobieta chyba nie do końca chciała wychodzić z klubu, ale cóż ona mogła poradzić wobec dwóch w pełni trzeźwych kobiet?

Fatma nie wyraziła protestu na propozycję Hildy. Odłożyła kartę drinków i pomogła koleżance prowadzić pijaną Marthę.

Hilda prowadziła i kierowała się korytarzem prosto do swojego mieszkania. W czasie drogi Martha najwyraźniej próbowała kierować je w stronę sekcji, gdzie mieszkała, ale z jej ust nie wydobywało się nic poza jękami i stęknięciami. Była zbyt pijana, aby wysilić się na coś więcej. Hilda natomiast była zdeterminowana, aby doprowadzić koleżankę do swojego mieszkania i tam wszystko wyjaśnić.

Lokum Hildy idealnie oddawało jej charakter. Było urządzone praktycznie, panował tu lekki bałagan i zdecydowanie nie przypominało ono mieszkania kobiety. Jego lokatorka tak naprawdę miała dużo szczęścia, że trafiła to mieszkanie. Było małe i skromne, ale dzieliło się na kilka osobnych pomieszczeń – ciasną łazieneczkę, malutką sypialnię i główne pomieszczenie, mogące być szumnie nazywane ‘salonem z aneksem kuchennym’. Niby nic wielkiego ale Hilda dobrze wiedziała, że wiele osób nawet takich warunków nie posiada.

Drzwi do sypialni były otwarte. Straszyło z niej rozesłane łóżko. Ściany pomieszczenie pokryte były mnóstwem zdjęć i plakatów – samoloty, motocykle, samochody, kilka zdjęć znajomych z czasów studiów, kolegów z jednostki. Do tego na półkach i podłodze książki. Zastanawiające było, skąd Hilda miała tyle książek? Ale miała je i wszystkie były zdecydowanie zdobyczne. Jedna nie miała okładki, inna była pożółkła i pomięta...

Salonik, podobnie jak sypialnia, choć utrzymany czysto, nie był utrzymany w ładzie. Szafa z ubraniami otwarta była na oścież, na stoliku leżała rzucona kurtka od munduru, zresztą, na każdym z mebli można było zobaczyć poniewierające się części garderoby.

Tylko kuchnia wyglądała, jakby nigdy nikt do niej nie zaglądał. Kurze były pościerane, naczynia pochowane do szafek i szuflad, malutka, czysta lodóweczka buczała cicho, a kuchenka wyglądała jak nowa.

Przepraszając za nieporządek Hilka zaproponowała Fatmie, aby usiadła a sama posadziła Marthę na łóżku.

Turczynka w tym czasie zrobiła w kuchni mocną kawę dla Marthy aby ta szybko wytrzeźwiała.

- A teraz opowiedz mi, co się stało. O jakim porwaniu mówisz? – Hilda spokojnie i powoli odezwała się do Marthy, trzymając ją lekko za dłoń.

Nim jednak doszło do jakiejkolwiek konwersacji, Martha upiła łyk kawy i jak proca wystrzeliła z łóżka w stronę toalety. Nim doszła jako tako do siebie, zdążyła zrobić to jeszcze dwa razy. Potem zaległa ciężko na łóżku i odpoczywała przez ciągnącą się niemiłosiernie godzinę. Przez ten czas obie trzeźwe kobiety miały spory dylemat czy nie lepiej będzie powiedzieć o tym Guntherowi von Glaumer, nim zacznie się martwić na poważnie. Z drugiej strony wpadnie na pewno we wściekłość, gdy dowie się i zobaczy w jakim stanie jest żona. I jeszcze to tajemnicze porwanie. Cóż ono mogło oznaczać, i kogo porwano?!
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 16-07-2011, 02:14   #6
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
Tymczasem Martha jeszcze raz zamknęła się w łazience, ogłaszając że musi wpierw doprowadzić się do porządku. A gdy już wyszła, to choć umyta i z poprawionym makijażem, wciąż wyglądała jak siedem nieszczęść. Von Glaumer usiadła powoli na łóżku, przybrała pozycję skuloną, trzymając się za brzuch: - Dziękuję... - było to pierwsze słowo Marthy skierowane do Hildy - Tobie i twojej przyjaciółce. Ja... przepraszam za kłopot, ale to wszystko... To wszystko mnie po prostu przerosło. Ja do końca nie mogę uwierzyć, i ciągle, i ciągle... zadaje sobie to pytanie: “Dlaczego właśnie mi?” Nam... Nam, mi i Guntherowi – W jej oczach było wyraźnie widać jak bardzo ta kobieta cierpi, jak bardzo jest zmęczona i jak wiele nieprzespała ostatnio godzin. I choć próbowała do końca, ostatkiem sił zachować fason, łzy zaczęły powoli napływać jej do oczu - Nigdy nie sądziłam, że nas to spotka. Dwa dni temu zaginął nasz syn, Beni. Najgorsze, że nie ma po nim śladu. Zginął gdy był na spacerze z Guntherem, szli właśnie na basen. Podobno wtedy gdy Gunther kupował naszemu synkowi jakąś zabawkę na straganie, jakiś owczarek rzucił się na niego i wydarł mu z dłoni portfel. Musiał być tresowany. Wtedy... - kobieta wzięła głęboki oddech - Wtedy Gunther pobiegł za nim, ale ten mu uciekł. Gdy wrócił... Beniego tam już nie było - ostatnie słowa z trudem przedostały się jej przez usta, wypowiedziała je niemalże piskliwym szeptem - Przepraszam... Masz może chusteczki? - za chwilę jednak jakby coś do niej dotarło. Jej powieki bowiem znacznie się uniosły, a usta wzięły gwałtowny wdech - O nie! Gunther... ! On... On chyba tam poszedł! Mein Gott, on poszedł tam sam! Przecież... Musisz go powstrzymać! Jemu nie może się nic stać! Teraz tylko jego mam!

Obie słuchały w milczeniu historii Marthy, jednocześnie intensywnie myśląc nad rozwiązaniem całej sytuacji. Gdy Martha zamilkła, Fatma zadała kilka pytań które podtrzymały rozmowę i pozwoliły na lepszą ocenę sytuacji. Niczym lekarz pytający o symptomy aby postawić diagnozę.
-Spokojnie, możesz liczyć na nasze wsparcie. -Gdzie poszedł Gunther? porywacz się odezwał? Ktoś chce okup za waszego synka? zgłosiliście to na policję? - zapytała Fatma, próbując mówić jak najspokojniej się da, by nie wywołać dodatkowej paniki u Marthy.
Niestety, nie udało się, jako lekarz zwykle rząda szybkich i precyzyjnych odpowiedzi na zadane pytania. Tym razem jednak ten ton nie zdał egzaminu. Nawał pytań dodatkowo tylko rozdrażnił rozstrzęsioną ofiarę zniknięcia syna - Nie rozumiecie! Gunther... on bardzo czuje sie winny, w zasadzie to oboje... ale on poszedł sam do sekcji 24! Uważa, że to tamtejsi romowie porwali Beniego by wykorzystać go do szantażu! Błagam, nie martwcie się o mnie, ale teraz Guntherowi grozi... - kobieta gwałtownie przytkała swoją wątłą dłoń do otwartych ust. Jej ciało jakby przez chwilę całkowice zwiotczało, i Martha omdlewając wpadła wprost w ramiona Hildy. A gdy znów oprzytomniała, ponowiła prośbę - Błagam, niech ktoś go stamtąd zabierze... - szepnęła płaczliwie.

A więc wszystko jasne. Zniknął 5letni chłopczyk, Benjamin. Wykończona Martha przykryła się kocem i patrząc w sufit cichutko łkała. Tymczasem Fatma i Hilda odeszły na chwilę na bok, aby ustalić co dalej. Trzeba stworzyć jakiś plan
 
More Power jest offline  
Stary 16-07-2011, 12:59   #7
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Post Za Który Nie Biorę żadnej Odpowiedzialności

- Cała sprawa mi śmierdzi. Komuś bardzo zależy żeby rozpętać chaos w krypcie. Romowie nie są zbytnio lubiani, a “fakt” że porwali dziecko da reszcie powód do linczu. Ciekawe kto mu włożył do głowy tych cyganów. I dziwnym zbiegiem okoliczności akurat dzisiaj mieliście prelekcje na temat tłumienia zamieszek. Każdy pożar zaczyna się od iskry. Jeśli chcemy zachować porządek w schronie, musimy szybko odszukać Gunthera i powstrzymać go, zanim zrobi coś głupiego.
Co proponujesz? Działamy same - będzie szybciej, niebezpieczniej i być może sprawa rozejdzie się po kościach czy zwracamy się z prośbą o pomoc do władz i twoich kumpli z służby aby poćwiczyli w praktyce pałowanie cyganów?

Hilda powoli pokręciła głową.

- To nie musi być zaraz sprawa okupu, czy szantażu. Nie byłabym też aż tak pochopna w ocenianiu, że to romowie. Mogę się założyć, że w tym schronie jest wystarczająco wielu psycholi i degeneratów porywających dzieci dla swoich własnych, zboczonych zabaw - te słowa były przeznaczone tylko dla uszu Fatmy.

- Benjamin mógł po prostu się zgubić. Zaginięcie dziecka trzeba koniecznie zgłosić na policję. Ja też sądzę że to nie cyganie. Tyle że najprawdopodobniej ktoś wmówił Guntherowi że to oni. Albo sam sobie to ubzdurał, byle by nie siedzieć bezczynnie. A skoro sytuacja w sektorze jest napięta, jego pochopne działania mogą wywołać iskrę i doprowadzić do zaostrzenia sytuacji.

- Dlatego też jestem za tym, aby od razu zawiadomić policję sektorową. Proponuję taki plan - tu już mówiła na głos. - Martha, idziemy z Tobą do najbliższego posterunku policji. Tam zgłaszasz wszystko. Po pierwsze, tam nie będziesz sama, będziesz pod czyjąś opieką, po drugie, takie sprawy zawsze lepiej zgłaszać policji zwłaszcza, jeśli nie było żądania okupu a po trzecie - tu spojrzała na Fatmę - to nie jest zbyt mądre, żebyśmy same, we dwie, pchały sie w gniazdo os. Co wy na to, dziewczyny?

- Mamy tylko odszukać Gunthera a nie walczyć z kimkolwiek. To kolorowa dzielnica, ale bez przesady, nie jest tam aż tak niebezpiecznie. Żadne przestępstwo nie zostało popełnione - Gunther tam tylko poszedł - więc nie wiem czy policja zgodzi się tam jechać. Sytuacja jest napięta, a jak romowie zobaczą oddział myszkujących wszędzie mundurowych to może to zaognić sytuację. No i jeśli nie zareagujemy natychmiast możemy po prostu nie zdążyć, policja może być opieszała. Proponuję więc zadzwonić po kogoś do pomocy i poszukać Gunthera na własną rękę. Może ktoś z twojej sekcji nam pomoże? Jakiś rosły kumpel lub dwóch? Byleby nie mieli na sobie mundurów. W tym czasie Martha mogłaby zgłosić wszystko na policję.
Von Glaumerowie to twoi znajomi, więc decyzja należy do ciebie. Poza tym jesteś w służbie sektorowej, a ja jestem tylko lekarką, na pewno lepiej się wiesz jak się zachować w takich sytuacjach. Dostosuje się i oczywiście pomogę ci, obojętnie co zdecydujesz.


- Dobrze więc – Hilda pokręciła głową. Skoro miała wziąć wszystko w swoje ręce, proszę bardzo. Pomogła szybko wstać Marcie. – Idziemy na komisariat. Tak czy owak należy tam zgłosić sam fakt porwania czy zaginięcia dziecka. Chodźmy – jak postanowiła, tak zrobiła. Kobiety wyszły z mieszkania, Hilda zamknęła drzwi na kluczy i na tyle szybko, na ile pozwalała jej omdlewająca w rękach Martha, skierowała się do najbliższego posterunku policji sektorowej. Tam zgłosiła dyżurującemu policjantowi, że zaginęło dziecko Marthy. Zostawiając kobietę pod opieką funkcjonariusza Hilda wróciła do Fatmy czekającej przed pomieszczeniem.

- A teraz do dzielnicy romów – mruknęła i szybkim, marszowym krokiem ruszyła w odpowiednią stronę. Miała w głowie wszystkie najczarniejsze scenariusze, ale skoro tak ma być, to tak ma być. Najwyżej ktoś zginie.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 16-07-2011 o 13:02.
Zekhinta jest offline  
Stary 22-07-2011, 15:41   #8
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Hilda i Fatma:

Martha von Glaumer najwidoczniej zmęczona całym dniem, z wciąż szumiącą od alkoholu głową, niezbyt okazywała chęć do współpracy. Na szczęście impuls który wywoływało w niej każde słowo o Beniaminie skutecznie pobudzał ją do działania. Była trochę jak zepsuty termostat, który reagował tylko wtedy gdy się stuknęło w centralny punkt. W zasadzie nie było to zbyt etyczne by matkę której zaginął syn "aktywować" w tenże sposób, ale jak to się mówi: "cel uświęca środki". Tym sposobem we trójkę doszłyście na oddział komisariatu.

Kod:
12.05:1985 22:32 Sektor zachodni, sekcja czternasta. Posterunek sekcji 12-15.
Dla Fatmy i Marthy to miejsce było tym, czym dla Helgi było gdy pierwszy raz tutaj przyszła.


Brudne, trochę puste (optymista względnie nazwałby to wystrojem minimalistycznym), z niezbędnymi tu biurkami, szafkami na akta i gablotami. Na szczęście jako urzędowa instytucja miała tu nieograniczony praktycznie dostęp do energii, stąd oświetlenie wnętrza mogło nawet wskazywać, iż nie znajdujecie się w jakimś zapyziałym bunkrze pod ziemią. Nie tylko wystrój sprawiał wrażenie oszczędnego, ale też i obsługa. Raptem kilka osób, z czego prawdziwych funkcjonariuszy naliczyłyście może z trzech, a reszta personelu to typowe urzędasy będące tu raczej dla świętego spokoju, a z wyrazu twarzy wypalone rutyną i monotonią do cna. Fakt, akurat sekcja w której mieszkała Martha von Glaumer była dosyć spokojna, i Hilda doskonale wiedziała że siły porządkowe w tej chwili raczej skupiały się w mniej bezpiecznych sekcjach. I nie dało się ukryć, że drastycznie spadająca liczba rekrutów wymuszała zostawianie niektórych posterunków tylko z konieczności. Niemniej był to posterunek policji, a więc ludzie tu pracujący musieli spełniać jakieś niezbędne minimum kompetencji, więc nie pozostało nic innego jak zgłosić fakt zaginięcia dziecka odpowiedniej osobie. Po kilkunastu minutach oczekiwania do Marthy poszedł niepozorny, wychudzony mężczyzna w spranym i wypłowiałym mundurze, który beznamiętnie zaczął zadawać wszystkim pytania. Gdy uznał, że nie macie zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie, zasugerował że jesteście wolne, ale Martha musi zostać na trochę dłużej. W tej krótkiej rozmowie udało wam się jednak uzyskać cenną informację. Zanim posterunkowy zaczął wypytywać szczegółowo panią von Glaumer, to co prawda trochę od niechcenia, i mamrocząc pod nosem, ale napomknął że to nie pierwsze zgłoszenie zaginięcia dziecka w tym miesiącu. Jednak zapytany czy to może mieć coś wspólnego z tą sprawą, wzruszył ramionami i odparł że porwania w schronie są tak naprawdę czymś codziennym, i często nie są ze sobą powiązane. Tak czy siak, zgodnie z sugestią posterunkowego opuściłyście posterunek, by ratować Gunthera von Glaumer z opresji, nim zrobi coś głupiego i skończy jako poszkodowany pacjent u Fatmy. A mogło być nawet i gorzej...

[MEDIA]http://www.doom2.net/~doomdepot/music/doom%2064/level%2010%20(the%20bleeding).mp3[/MEDIA]

Kod:
12.05:1985 23:08 Sektor zachodni, sekcja dwudziesta czwarta. Obrzeża slumsów.

Zgodnie z wszelkimi stereotypami i przypuszczeniami, to naprawdę nie było miejsce które chciałoby się odwiedzać w innych okolicznościach, niż z musu.


Długie, wąskie korytarze prowadziły do serii małych placów, lub bloków niedużych mieszkań, bądź lokali. Nikt tu nie sprzątał, a za oświetlenie służyły głównie rozpalone w prowizorycznych koksownikach śmieci. Wokół pełno było ludności o potencjalnie chytrych zamiarach (tak jakby mieli je wyryte na twarzy, a przynajmniej takie odniosłyście wrażenie). Smród palonych śmieci, fekaliów, zgnilizny, brudu, pieczonej dziczyzny niewiadomego pochodzenia, i czego tam jeszcze, skutecznie posłużył jako bariera, której przekroczenie wymagało sporego wysiłku i trwałego przytykania co jakiś czas nosa do rękawa. Jednak miejscowej ludności zupełnie to nie przeszkadzało. Im dalej w głąb, tym częściej dzieci plątały się wam pod nogami (a niektóre nieporadnie lub wręcz instynktownie ocierały się o wasze kieszenie), a przestrzeń zapełniała się jedno, lub dwu-pokojowymi komórkami w których najczęściej mieszkały kilkuosobowe rodziny. Tych których nie było stać na lokum, mieszkali w namiotach lub spali na matach przy ulicy. Obie zauważyłyście, że faktycznie nie było tu elektryczności, gdyż wszelkie sprzęty które z niej korzystały były wyłączone. Mimo późnej pory, dużo ludzi wciąż piętrzyło się przy chaotycznie postawionych tu i ówdzie straganach. Większość z nich była tzw. "veltzweckstandami", czyli stoiskami "ze wszystkim". I oczywiście przy nich było głośniej, gdyż sprzedawcy i potencjalni nabywcy w zwyczaju mieli się targować. Dominował tu też handel wymienny, romowie niechętnie bowiem przyjmowali marki niemieckie. Zresztą już nie tylko oni. Wszelka waluta pod ziemią straciła na wartości, wszak nie dało się nią posmarować chleba. W tym całym harmidrze zastanawiałyście się tylko jedno: jak do cholery znaleźć Gunthera?!


Gunther von Glaumer

Pierwsza myśl, to oczywisty fakt różnicy w ubiorze i wyglądzie. Romowie mieli ciemniejszą karnację, kiedy Gunther miał cerę bladą jak rasowy german. Po drugie dałoby się go poznać po głosie, a raczej szlachetnym niemieckim akcencie, którego próżno szukać wśród cyganerii. Po trzecie wyróżniała go postura - był postawny, miał długą głowę i nieco kwadratową szczękę. Z pozoru więc rozpoznanie go było niczym dojrzenie kota w sforze psów, ale tych psów tu było tyle że nawet kot zacząłby szczekać i merdać ogonem. W dodatku dzielnica dawno przestała przypominać tej z planu wywieszonego na początku sekcji. Często tam gdzie miało być przejście, były graty lub zabite deski. A tam gdzie miała być prosta alejka, napotykałyście na ciemne labirynty (które najlepiej było jak najszybciej opuścić). A żeby tego było mało, wasza obecność zwracała uwagę niektórych, podejrzanie wyglądających mieszkańców. Może nie wyglądałyście jak arystokratki, ale i tak lepiej od niejednego tutaj odzianego. Postawność Hildy nieco wstrzymywała ich zapędy, ale zapewne tylko do czasu. Do czasu, aż ktoś z romów być może przypadkiem rozpozna w niej służbę sektorową, i zostanie przez miejscową ludność potraktowana jak szpieg. Skoro jednak te osoby zajmowały się wypatrywaniem potencjalnych ofiar, mogły też widzieć Gunthera. Pytanie, czy zaczepienie kogoś takiego, nie sprowokuje go do czegoś odważnego? A może istniał jeszcze jakiś inny, bezpieczniejszy sposób znalezienia Gunthera. Upływający czas wymagał decyzji.

Eugene:

Kod:
12.05:1985 23:12 Sektor zachodni, sekcja dwudziesta czwarta. Wnętrza slumsów.
Dzień był wyjątkowo parszywy. W tych slumsach od miesięcy było tak samo - brudno, szaro i ponuro. Co raz więcej za to namiotów i ludzi bezdomnych spiących byle gdzie. Śmieci stały się tu powszechne jak nieświeże powietrze. W rodzinie ciągłe kłótnie, w domu brakuje od paru dni światła, za granie i śpiewanie nikt już nie płaci, a cennych rzeczy mało kto nosi przy sobie. Do tego po ostatnich zamieszkach, nie jest łatwo coś wywinąć poza sekcją, gdyż władze patrzą na was jak na pomioty. A rabowanie własnych braci? Nie do końca cię kręciło, ale chyba tylko to pozostawało. Sięgnąłeś po kolejnego papierosa do paczki, ale licząc że zostały tylko trzy sztuki, powstrzymałeś się. Papierosy poza karmieniem nałogu, służyły ci do uspokojenia przed rozbojem, czy też kradzieżą. Po jednym takim wypalonym szlugu ręce nie trzęsły się tak bardzo, a serce biło w naturalnym rytmie. Byłeś wtedy jak sprawnie działająca maszyna, niczym zwierzę które z instynktownym spokojem dopada celu, po czym ślad po nim ginie. Tak, byłeś w tym naprawdę dobry. Rozmyślając o swej naturze (którą ludzie z zewnątrz nazwali by "przestępczą"), przypomniał ci się jeden goguś, który wyglądał jakby go wyciągnęli żywcem z gestapo. Miałeś mu załatwić lewą przepustkę do waszej sekcji, i eskortować go w tej dzielnicy by nic mu się nie stało. Mówił, że możesz z tego mieć spory zysk, roztaczał wizję o racjach żywnościowych załatwianych na boku, i że wróci tu za dwa dni. Jednak w pewnym momencie po prostu urwał się z widoku i tyle go widziałeś. Pół biedy, że w ramach zaliczki podarował ci stalową manierkę ze sznapsem i talon na olej napędowy. Cwaniaczek obiecał ci znacznie więcej, a ty obiecałeś że jak go znowu spotkasz, to wyprujesz to wszystko z niego, i jeśli będzie trzeba to dosłownie. Z głębokiego zamyślenia wyrwały cię krzyki kobiety dobiegające gdzieś z prawej strony. Do tego dochodził też inny krzyk, tym razem męski. Należeć musiał do jakiegoś niemiaszka, bo brzmiał zbyt czysto. Właśnie! Szybko zlokalizowałeś źródło kłótni, i twym oczom ukazał się zbawienny widok. Była nim sylwetka człowieka z zewnątrz, osoby po ubiorze ewidentnie nie narzekającej na biedę, raczej nieuzbrojony. a w dodatku był sam. Trochę jak ofiara w klatce z lwem. Nawet przez chwilę wydawało ci się, że to wyobraźnia płata ci figla. Kto bogaty bowiem miałby ochotę tu kiedykolwiek zaglądać? Ale wszystko to działo się naprawdę. Przed tobą (plecami do ciebie!) stał wykłócający się o nie wiadomo co, z wyglądu bogaty mężczyzna spoza sekcji 24. To już nawet nie żywa okazja czyniąca złodzieja, lecz rzecz tak oczywista jak to że trawa jest zielona... a przynajmniej była, jak się mieszkało na górze.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 22-07-2011 o 19:21.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 27-07-2011, 17:18   #9
 
Żółwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Żółwik nie jest za bardzo znany
Eugene ciągle nie wierzył własnemu szczęściu. Taki okaz trafił się właśnie jemu. Ten bogaty szwab był niczym duża ryba dla wędkarza. Okradając go przysłuży się społeczeństwu. To było aż zbyt proste. Cygan obszedł swoją ofiarę kilka razy, szukając kogoś kto mógłby ochraniać Niemca. Przezorny zawsze ubezpieczony. Przy okazji zerknął kilka razy na twarz szwaba. Nie znał go więc nie będzie miał wyrzutów sumienia okradając go. Huntz posyłał groźne spojrzenie każdemu kto zbliżył się do jego zdobyczy na więcej niż metr. Wyjął, papierosa z paczki i odpalił. Zaciągnął się głęboko. Drżenie rąk powoli ustawało.

-Teraz jest już z górki. może się udać...-mruknął pod nosem.

Eugene ruszył w kierunku pleców Niemca. Powoli ale sukcesywnie zbliżał się do ofiary. Lewa ręka kurczowo zacisnęła się na nożu trzymanym z tyłu za pasem. Jeśli sprawy potoczą się na prawdę źle trzeba będzie go użyć.Kiedy był niecały metr od celu prawa ręka powoli wysunęła się z kieszeni i powoli powędrowała do kieszeni nic nie podejrzewającego Niemca. Może uda się wyciągnąć z niej coś na prawdę wartościowego... A jeśli nie, zawsze można poszukać w drugiej, trzeciej i tak dalej...
 
Żółwik jest offline  
Stary 28-07-2011, 19:57   #10
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Idąc do sekcji 24 Hilda przypominała sobie wszystkie korytarze, przejścia, skróty.... każdą drogę, której mogłaby użyć, gdyby należało szybko się stamtąd ulotnić. Zwłaszcza, jeśli koniecznym było by kierować się do jakiegoś posterunku służb porządkowych.

W samej sekcji kobieta starała się nie prowokować nikogo. Nie zaczepiała, nie patrzyła nikomu w oczy, a już na pewno nie wyzywająco. W żadnym momencie też nie przeszło jej przez myśl, żeby zagadnąć kogoś i próbować zadawać mu pytania. Na obrzeżach slumsów mogło być to niebezpieczne a im głębiej w korytarze tej sekcji tym mniej dobry był to pomysł.

- Moim zdaniem najlepiej będzie, jak przeszukamy jak najwięcej korytarzy i zmyjemy się stąd. Jest godzina 23 a my, jakby nam życie było nie miłe, łazimy same po slumsach- rzuciła cicho do Fatmy. -A i jeszcze jedno. Może i Gunther to mój znajomy, ale nie mam zamiaru tu dla niego ginąć, dać się pociąć albo zgwałcić. Dlatego zapewniam cię, że w razie problemów nie będę się wygłupiać i zgrywać debilnej bohaterki. I tobie radzę to samo, bo jak pojawi się przeciwnik, z którym nie damy rady walczyć... - Hilda nigdy nie była tchórzliwa. Do tego wiedziała, że przynaleźność do służb mundurowych zobowiązywała. Ale, żaden mundurowy nigdy nie działa w pojedynkę. I na pewno nie w takich akcjach. Znowu była na siebie wściekła, że dała się w to wrobić. Tym bardziej nie chciała na siłę szukać guza.

Wiedziała, że z jednym, względnie dwoma może trzema niewyszkolonymi przeciwnikami nie da sobie rady. Ale była też realistką. Wiedziała, że mieszkający tu ludzie są cwani. Cwani i silni. Gdyby tacy nie byli... Cóż, nie było by ich tu. Jeśli miały by spotkać złodzieja to tak, on będzie działał sam i okroi je zanim zdążą wymówić imię "Gunther". Jeśli jednak miały by trafić na jakiś oprychów... no oni to lubują się w chodzeniu stadami. A taka wataha, przeciwko dwóm kobietom, chociaż obie potrafią walczyć a jedna z nich jest wojskową, to skuteczny przeciwnik.

Hilda wzdrygnęła się na myśl, że ktoś może ją zidentyfikować jako mundurowego. Wtedy to by dopiero była jatka.

Odrywając się od przykrych myśli skupiła się na szukaniu w tłumie jakiegokolwiek znaku, że Gunther tu jest albo przynajmniej, że tu był.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 28-07-2011 o 20:02.
Zekhinta jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172