lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Postapokalipsa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/)
-   -   THE END[Storytelling/Zombie] Czy To Już Koniec? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/11941-the-end-storytelling-zombie-czy-to-juz-koniec.html)

Sznycelek 11-01-2013 20:47

Obserwowali z przerażeniem bezskuteczne próby ratowania się ludzi z tej zabójczej pułapki. Ile mieli szczęścia, że to nie oni byli jej ofiarami. Te stwory zdawały się mieć za dużo szczęścia, zawsze znajdując swoją zdobycz w odpowiednim miejscu. Teraz nie było już po co iść do marketu, musieli znowu wrócić do miasta. Zdaje się, że to właśnie stamtąd trupy się wyniosły. Czyżby miasto było już na tyle puste, że nie miały tam czym się pożywiać? Dla nich nie było to teraz istotne. Przez okoliczności musieli kolejny raz zmienić przebieg trasy i udać się w miejsce, z którego przybyli. Przydałoby im się teraz znaleźć jakieś pożywienie, a miasto, zaraz po supermarkecie, dawało największe szanse na jakiekolwiek znaleziska. Szybkim ruchem zebrali swoje rzeczy i ruszyli w jego kierunku, mając w pogotowiu noże kuchenne "pożyczone" z pubu. Domyślali się, że jeżeli to właśnie tędy przeszło stado, to z pewnością pojedyncze stwory mogły się od niego odłączyć. Trzeba było być czujnym na każdym kroku.

Boreiro 15-01-2013 21:55

Howard nękany koszmarami z zombiakami w roli głównej, przerywanymi gorzkimi rozmyślaniami o córce przespał nie więcej niż godzinę. I tak leżąc i rozważając różne możliwości usłyszał głos staruszka budzącego Damiena i Seana. Na początku pomyślał żeby ruszyć z nimi, jednak po chwili stwierdził, że byłby tam tylko kulą u nogi. Postanowił nie ruszać tyłka z podłogi, dopóki obóz nie zacznie budzić się do życia.

Wczoraj , jak zwykle przy kontaktach z nowymi ludźmi, zabrakło mu odwagi, żeby coś powiedzieć jednak dzisiaj już będzie musiał. Postara się znaleźć dla siebie jakąś robotę, raz co by lepiej poznać tutejszych, a dwa żeby odgonić myśli o córce. Na pewno wśród ocalałych z apokalipsy jej nie zabraknie. Gdy będzie dogodna okazja spyta się kogoś rozgarniętego o sytuację w mieście, a szczególnie jego centrum.

JPCannon 18-01-2013 17:51

-What the f%$k?!-Sean zaklął pod nosem, starając się z całych sił by nie brzmiało to nad wyraz chamsko. Miał już jasny plan. Mieli tylko odpocząć tu noc, zjeść coś i ruszyć na to zakichane lotnisko. Mogło być tam całe mnóstwo przydatnych rzeczy, a tej chwili to jak otwarty bank z dzielnicy biedoty. Zanim by tam przyjechali, z łatwością wszystko mogli by już rozkraść ocaleli. Zamiast tego muszą znów marnować czas na ratowanie durnia, któremu tak już zbrzydło życie, że z chęcią poświęci je dla motoru. Grinwood starał się jednak nie być nadmiernie chamski, bo w jakimś stopniu rozumiał Rolanda. Osobiście nie czuł specjalnie żadnego przywiązania do całej tej grupy i chętnie wyruszył by równie dobrze sam na to całe lotnisko, ale fakt faktem, ta całą podwózka w mieście dość mocno mu się przydała. Tylko po jaką cholerę mieli tyrać za tym kolesiem skoro już dwóch ludzi po niego pojechało.

-Im więcej nas pojedzie, tym mniejsza szansa, że w ogóle ktoś tu wróci. Większa grupa to większy cel. Gdybyś był wygłodniałym zwierzęciem, schylał byś się po chude skrzydełko kiedy obok widziałbyś soczystego kurczaka? Skoro już dwie osoby po niego pojechały, nie uważam by dobrym pomysłem było żebyśmy i my się tam pchali. Lepiej ruszmy się na to całe lotnisko. Więcej z tego dobrego przyjdzie niż ze szlajania się po mieście pełnym truposzy, w poszukiwaniu kogoś kto może być dosłownie wszędzie.

Sean nie cenił za bardzo zdania Damiena, w tej sytuacji jednak miał cichą nadzieję, że wojskowy go poprze i będą mogli w spokoju ruszyć na lotnisko. Całą swoją wypowiedź skwitował wymownym spojrzeniem w stronę Stonebridgea dając mu wyraźnie do zrozumienia, że jego zdaniem cała ta gonitwa za Rolandem nie ma sensu.

merill 24-01-2013 10:18

Kiedy zszedł na dół przywitały go niezbyt przyjemne wieści. Przed nim zdążył odezwać się Shean, teraz jemu pozostało podjąć decyzję.

- Zachowanie Rolanda jest skończenie kretyńskie, jak on sobie wyobraża na piechotę odnaleźć gościa na motorze? Przecież on jest już daleko stąd... przynajmniej ja bym tak zrobił. Pchanie się na siłę za nim, nie przyniesie nic dobrego. Ja z Seanem idziemy na lotnisko... to nam może przynieść wymierne korzyści. Może po drodze natkniemy się na Rolanda, w każdym razie naszym celem jest na dziś lotnisko.

SWAT 24-01-2013 13:54

Katrin Croft

Odpowiednia chwila, w końcu nadeszła. Otworzyłaś najciszej jak potrafiłaś drzwi garażowe, odpaliłaś auto i ruszyłaś jak najciszej się dało, sprawiając że koledzy twojego braciszka nawet się nie połapali o co chodzi, gdy szukali swego kumpla na tyłach innych domów.

Plan miałaś jasny – jechać do centrum. Tam też się skierowałaś, cóż, nie była to przyjemna podróż. Wszędzie pełno było truposzy. Niektóre były całkiem świeże, jak to było można określić. To oznaczało, że mogą tu być gdzieś ludzie.
Jadąc w paszczę lwa, nie przewidziałaś jednego. Tego, że za samochodem utworzy się chmara żywych trupów, a przed sobą możesz mieć przeszkodę nie do pokonania, na przykład pozbawioną obsady wojskową barykadę. Tak jak w tym przypadku. Próbowałaś wycofać, ale ogrom ożywionych zwłok pod kołami stał się problemem nadal dla silnika twojego auta. Zostałaś, jednym słowem, uwięziona…Mniej więcej, rzut beretem od miejskiego szpitala.

Tamara Scott

Chodziliście praktycznie bez celu. Kierowaliście się w stronę miasta, ale skąd mogliście wiedzieć jak wyglądało? Że wygląda jakby przeszło po nim tornado. Idąc dalej w poszukiwaniu jedzenia, aby zapełnić burczące brzuchy i ten przejmujący, szumiący w głowie głód.

W końcu Evan zauważył przed sobą całkiem spory sklep. Wyglądał na nietknięty, krata przed wejściem była obwiązana łańcuchem i zamknięta na kłódkę. Witryny sklepowe, to były te które nie tak łatwo było sforsować. Były zabite deskami od strony sklepu, a za szybami znajdowało się trochę miejsca na wystawianie towarów. Gdzieś w tych deskach, musiały być ukryte drzwi. Na 100% nikt nie wyjmował szyby, aby położyć na półkach nowe towary. Głównie jedzenie, ale nie tylko.

Sklep to był jeden z tych pozamiejskich spożywczo-przemysłowych, stojących przy drodze. Robili w nim zakupy Ci, którym nie chciało się stać w korkach do miasta i Ci, którzy od przedmieść wybrali życie poza granicami miasta. Warto było spróbować, droga nie wyglądała na często używaną nawet przed pandemią.

Fabryka konserw

Nie było sprzeciwów, więc Damien i Sean wybrali się na lotnisko. W okrojonym składzie, ale co mieli poradzić? Staruszek dał Damienowi nawet kluczyki do swojego gazika. Małe i żwawe autko z pewnością się przyda bardziej, niż ten wielki bydlak którym musieliście tu przyjechać.

Howard i Charlotte zostali za to w fabryce, w domu jakby to można ująć. Damien uprzednio prosił aby Charlotte, zajęła się chłopcem zgodziła się. Howard nie mógł znaleźć dla siebie zajęcia, aż nie natrafił na Pana Blacka z rodziną. Jegomość mniej więcej w jego wieku, pewnie biznesman… Człowiek na poziomie, tak jak i on. Może po miłej pogawędce, nauczył by Cię strzelać? Ten karabin który trzyma pod ręką, policyjną wersję M-14, na pewno nie jest do ozdoby.

Charlotte za to została sama zaczepiona, przez żonę Blacka i Kacy. Davida pochłonęła zabawa z dziećmi państwa Black. Co prawda, zabawek nie było, ale fabryka świetnie nadawała się do zabawy w chowanego i berka.
- Moja droga, nic im tu nie grozi – powiedziała pani Black uspokajająco – Chodź, opowiesz nam co przeszłaś. Może na dachu? O tej porze dnia jest tam pięknie. Cóż, trzeba we wszystkim dostrzegać pozytywy
- Zgadzam się – odpowiedziała Kacy – Ale ty nie powinnaś już o ósmej rano pić wina…

Sean i Damien ruszyli. Gazik miał problemy z odpaleniem, nie był dawno używany, ale o dziwo miał ponad pół baku paliwa. Staruszek pewnie nie używał go na jakieś tam fanaberyjne przejażdżki. Na lotnisko dotarliście po dwóch godzinach jazdy, niezbyt używaną drogą, na której nie zalegało wiele wraków aut.

I w końcu ukazał się wam terminal. Glenn City Airport. Żywe trupy wałęsały się po okolicy, jak wszędzie. Były mniej lub bardziej poruszone. Udaliście się w kierunku wjazdu na płytę lotniska, widać na niej było helikoptery Blackhawk oraz kilka ciężarówek oraz HUMVEE. Pilnowało ich kilku żołnierzy, zapewne większość siedziała w jednym z trzech hangarów.

Nasty 26-01-2013 23:44

---------------------------------------------------------------------


W
idząc możliwość wyjazdu,nie warto było czekać na lepszą okazję. Więc Katrin wsiadła do vana i ruszyła. Jak tylko mogła najciszej. Gdy tylko wydostała się na główną ulicę przyśpieszyła. Zapomniała o swoim postanowieniu że miała gasić silnik po rozpędzeniu i znów zapalać by się rozpędzić. I to ją zgubiło bo za nią tworzył się sznur wściekłych. Wszystko by było dobrze gdyby nie blokada przed nią z worków z piaskiem. Można było je jakoś ominąć lub wjechać między budynki, w mniejsze uliczki. Ale co dalej, ona chciała się dostać za barykadę.

Znalazła rozwiązanie wściekli byli dość jeszcze daleko od niej, by zdążyła zrobić wyrwę w barykadzie. Bez zastanawiania się długo,wysiadła z butlą kempingową i kanistrem benzyny.. Podbiegła do worków z piaskiem. Postawiła butlę koło worków. Polała butlę benzyną i podpaliła. Jak tylko dotarła do vana, wyciągnęła sztucer i wycelowała.
- Spokojnie,spokojnie trafię, a co.- i wystrzeliła celnie w kurek.
I, i nic. -spokojnie jeszcze raz. Musi się udać.- wycelowała jeszcze raz. Czuła już że wściekli są dość blisko. Ale z swoistym spokojem wycelowała i strzeliła po raz drugi. I wtedy nastąpił wybuch. Odskoczyła po fakcie i zaczęło jej dudnić w uszach. - cholera jasna- przytrzymała dłońmi uszy. Weszła tak do vana i zamykając go, ruszyła dalej. Mijając pozostawione auta za barykadą.


------------------------------------------------------------------------------

JPCannon 01-02-2013 22:51

Wojskowi wyglądali na mocno zaskoczonych przyjezdnymi. Jak na razie nie reagowali agresywnie obserwując was tylko przez lornetkę.

Nie chcąc niepotrzebnie denerwować wojskowych, jedziemy w ich stronę z wyciągniętą za oknem białą szmatą, oraz odbezpieczoną bronią na widoku. Staramy się przy tym skutecznie omijać ożywione trupy

Większość zombiaków zostawiliście za ogrodzeniem, skutecznie odgradzając ich od siebie bramą. Żołnierze cały czas was obserwowali i gdy tylko wjechaliście w zasięg ich broni, dwóch z nich zaczęło do was celować. Pozostali odmachali, w typowym dla wojskowych geście każącym reszcie opuścić broń. Jeden z nich podbiegł do hangaru.

Powoli podjeżdżamy bliżej. Damien odezwał się pierwszy: - Kto tu dowodzi?

- A kim ty do chuja jesteś? – odezwał się czarny gwardzista - Nie ma dowódcy, zeżarli go na Uniwerku. Rufus McKagan próbuje to jakoś poskładać, tam go znajdziecie– wskazał hangar, z którego akurat wychodził żołnierz o stopniu kapitana wraz z żołnierzem, który wcześniej pobiegł do ów hangaru.

Damien skinał głową gwardziście i ruszył w kierunku oficera. Kiedy stanął przed nim zasalutował i przedstawił się: - Damien Stonebridge, Siły Specjalne. A to Sean Grinwood – przedstawił towarzysza.

- Dajcie se spokój z tym salutowaniem... Skąd się tu wzięliście? – zapytał zaciekawiony - Rufus McKagan – wyciągnął rękę do mężczyzn aby się przywitać - Kapitan... Kapitan Gwardii Narodowej.

- Ja z centrum medycznego, mój odział wysłano po jakiegoś jajogłowego w samo epicentrum tego horroru, moi chłopcy nie żyją, zostałem sam. Potem spotkałem Seana – nie wspominał o ocalałych w fabryce, póki co nie wiedział z kim mają do czynienia, miał nadzieję ze jego towarzysz nic nie chlapnie. - Ilu was ocalało? Jak stoicie ze sprzętem? Bronią? Żarciem? Ewakuowaliście się z uniwersytetu? Byliśmy tam, bo myślałem że będzie tam wasz obóz ale znaleźliśmy mnóstwo trupów i nic ciekawego. Macie jakiś kontakt z dowództwem albo z kimkolwiek? Moje radio się rozpierdoliło.

Sean słuchał spokojnie rozmowy obu facetów, trzymając tylko broń w pogotowiu z odciągniętą blokadą, jak gdyby coś miało pójść nie tak. W sumie nie miał ochotę na rozmowy. Chciał tylko uzupełnić zapasy, zebrać trochę fajnych pukawek i się stąd wynieść. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze doświadczenia z wojskiem nie był z byt chętny by zostawać tu na dłużej

Facet wyciągnął dłoń w geście “stop” w kierunku Damiena.
- Spokojnie, nic o was nie wiemy... – poza szóstką przed hangarem w nim było jeszcze 7 żołnierzy - Nie wiem czy nie ściemniasz. Masz jakiś dowód, na potwierdzenie swoich słów i że broni oraz rynsztunku nie ściągnąłeś z jakiegoś trupa? Rozkaz, kwit kwatermistrza, cokolwiek? – Rufus spojrzał na Damiena wyczekująco.

Damien spokojnie puścił uchwyt karabinu szturmowego i rozpiął zamek bluzy, uspokajającym gestem dał znać, że chce wyciągnąć dokumenty. Po chwili trzymał w ręku mały plik dokumentów, wśród których był jego dowód tożsamości, jaki zawsze dostawał podczas akcji na terenie Stanów, potwierdzenie przydziału do Sił Specjalnych i zdjęcie doktorka którego mieli zawinąć, a zamienił się w trupa, na końcu wyciągnął nieśmiertelnik. To wszystko pokazał Rufusowi : - Pasuje, kapitanie...? Z waszej strony oczekiwałbym tego samego.

Seanowi już nie podobał się przebieg tej rozmowy, mimo, że dopiero co się rozpoczęła. Nie był pewien czy ma też coś pokazywać “strażnikowi” jednak nie miał w zwyczaju cisnąć w sobie nadmiaru negatywnych emocji. Starał się być “otwarty na kontakty” i jeśli coś go drażniło mówić to wprost. - A ja mam to – pokazał nieśmiertelniki - to – wskazał na giwerę - i ogólnoświatowy gest pokoju – po czym wystawił do wojskowego środkowy palec nie zwracając uwagi na jego reakcję i dalej spokojnie patrząc przez przednią szybę.

Rufus skupił się na dokumentach ze zdjęciami. Zgadzało się wszystko, więc nie protestował. Odwzajemnił się tym samym. Po przedstawieniu się Seana, ten tylko uśmiechnął się półgębkiem.
- Fajna kula u nogi – rzucił do Damiena, nie zaszczycając Seana nawet spojrzeniem - Ładnie wytresowana, ale chamska... Wracając do twoich pytań... Wal po kolei, do jutra mamy czas. Glenn City jest stracone.

Jak na razie Sean dawał radę opanowywać swoje “pozytywne emocje” dalej spokojnie słuchając rozmowy i bawiąc się kciukiem, kurkiem od broni.

ElaOP 04-02-2013 22:31

Charlotte czuła się strasznie dziwnie. Po wszystkim co ją ostatnio spotkało, dwójka jakiś nieznanych jej kobiet, w dodatku jedna już z dawką alkoholu we krwi, zagaduje ją na ploteczki, jakby miały obgadywać przepisy kulinarne. Przez chwilę miała ochotę strzelić którąś z nich w twarz, a na drugą się wydrzeć, następnie odejść z wystawionym środkowym palcem. Nie była nawet pewna, czemu targały nią tak silnie negatywne emocję. W gruncie rzeczy potrafiła być opanowana, kiedy wymagała tego sytuacja. Tym razem zdolność ta bardzo jej się przydała. Patrzyła przez chwilę w milczeniu na zabawę dzieci w hali.

-Szczerze mówiąc, to co mnie spotkało, na pewno nie jest dla mnie najlepszym temat do pogaduszek. Nie wiem też czy powinniśmy zostawiać dzieci bawiące się same w hali, pełnej ostrych narzędzi i broni by przewietrzyć się na dachu i zakosztować słońca- Starała się by jej słowa nie brzmiały nadmiernie opryskliwie, musiała jednak przyznać, że z trudem powstrzymywała się od agresji. Nie miała ochoty z twardej i zaradnej kobiety biznesu, zamienić się w plotkującą opiekunkę do dzieci.

-Dużo chętniej porozmawiam o tym czym wy się tutaj zajmujecie? Gotujecie, pierzecie, sprzątacie, czy robicie może coś co może pomóc wam przetrwać w tym świecie, pełnym trucheł wałęsających się po ulicach? Szczerze mówiąc marzę by ktoś tu pokazał mi jak wycelować któremuś z tych dziwadeł celnie w łeb, i wypalić trzymając silnie broń w dłoni. Tak, żeby dla odmiany mózg jednego z nich rozbryznął się w przeciwnym kierunku ode mnie, a nie zalać mnie flakami.

Niewątpliwie Charlotte mocno drażnił nowy podział ról i życie w stylu małej wioski, gdzie mężczyźni polują, a kobiety piorą ich gacie. To zdecydowanie nie był jej aktualny cel i nie stał by się nimi choćby byli to ostatni ludzie których oczy nie wywróciły się jeszcze na drugą stronę.

merill 07-02-2013 11:03

Damien postanowił nie reagować na zachowanie Seana i ciągnął dalej kapitana za język: - Kiedy mieliście ostatni kontakt z dowództwem? Macie w ogóle jakiś kontakt? Jak stoicie ze sprzętem, bronią i zapasami? Ilu was zostało i czy macie jakieś plany?

- Ostatni rozkaz dostaliśmy dzisiaj rano, od tej pory cisza w eterze, poza kilkoma wołającymi pomocy cywilami do których próbują się dostać moi ludzie. Jutro o 14.00 na Glenn City ma spaść napalm i chcą zrudować miasto do fundamentów, podobno u nas jest najgorzej. Ale tego się domyślamy tylko. Każdy z nas ma karabin i broń boczną, po kilka magazynków do każdej. Staraliśmy się nic nie zostawić szabrownikom na Uniwersytecie, kiedy naszło nasz tylu tych pedalców, że prawie nie widzieliśmy końca tej fali. Na tamtych ciężarówkach są wojskowe racje i trochę amunicji luzem... Żadne kokosy. W tamtych dwóch hangarach są jeszcze cywile, ze dwadzieścia osób - pokazał kciukiem na ścianę - Nie dostaliśmy takiego rozkazu kiedy padł nasz “Patton”, ale na własną łapę przeprowadzamy ewakuację do godziny 12.00. Ja i chłopcy chcemy uratować ilu się da nie zarażonych. Wiemy o dwóch większych skupiskach ludzi, którzy są odcięci od nas. Jak wrócą Ci, co poszli po tych z radia, bierzemy Blackhawka i lecimy wyciągnąć ludzi ze szpitala, potem kurs do szkoły średniej na zachodzie. Tak to wygląda, w skrócie...

- My mamy około 10 ludzi w starej fabryce konserw na obrzeżach miasta, w tym trójkę dzieciaków i kobiety, musimy ich sprowadzić tutaj, bo jeśli nie to będą w zasięgu rażenia bombardowaniem. Ile macie śmigłowców sprawnych? Ilu pilotów? Ja potrafię pilotować Blackhawka, mogę wam pomóc, ale chciałbym ewakuwać swoich ludzi z fabryki.

- Jasne, jasne. Nie sprawy. Możesz ich tu przyprowadzić, przydały by się też pojazdy. Do HUMVEE nie wejdą wszyscy, tak samo do helikopterów. Wszystkie są sprawne, ale spompowaliśmy benzynę do jednego. Ma pełen bak.

- A co z resztą lotniska? Co z głównym terminalem? Sprawdzaliście go? Gdzie potem macie zamiar się ewakuować?

- Słyszeliśmy że w Teksasie jest bezpiecznie - Rufus wzruszył ramionami - Najlepiej do tamtejszej bazy Gwardii. Tutaj oberwiemy napalmem, tak czy siak. Na terminalu - wskazał go dłonią - zamknęliśmy tylu tych skurwieli ile się dało. Zostały te pojedyncze, co tu łażą... Chcecie mapę miasta? Mamy ich cały wagon z sklepu na lotnisku.
Sean siedząc cicho wsłuchiwał się bez większej uwagi. Dla niego to była tylko durna paplanina. Wiedział dobrze jak wygląda takie zakichane “ratowanie”. Najpierw każdy ma złote serce a potem jak nie zastrzelisz swojego to Cie odda wrogowi z uśmiechem na twarzy i jeszcze powie, że sam jesteś sobie winien. Słysząc o napalmie uśmiechnął się lekko. Już widział jak wielcy bohaterowie wywożą garstkę ocalałych z miasta i dostają ordery, kiedy pozostałe setki smażą się w domach jak steki na grillu. Sean obejżał się na chwilę za siebie, przyglądając się blokom w oddali. Wyobrażał sobie jak będzie wyglądać całe miasto w formie zgliszczy. Ciekawe jak wiele innych miast potraktują tak samo zanim będzie musiał zwiewać przed tą zarazą do żabojadów.

Damien przez chwilę zastanawiał się co zrobić w końcu wziął Seana na bok i zapytał: - Co robimy? Z nimi w większej grupie mamy szansę? Tak jak reszta. Musimy po nich wrócić.

-Hmmy niech pomyśle, mamy do wyboru, przywieźć tu te dzieciaki i dać im szansę na sielskie życie, lub....dać im spłonąć pod falą napalmu, lub zwyczajnie szlajać się licząc na lepszą okazję, pozwól, że się zastanowię - Sean nie ukrywał, że wybór planu był raczej żaden i i tak mają tylko jedną opcję. Co prawda całą ta gwardia za jego plecami, przyprawiała go przypływ złości tak duży, że chętnie już na starcie rozwalił by łeb przemądrzałemu strażnikowi- Wiesz Damien, nie będę tutaj słodził, nie jestem do was specjalnie przywiązany i w sumie mam w dupie co będzie z ludźmi z fabryki. Chce przeżyć i móc nadal mieć nasrane na ten cudowny kraj, który wszystkich ma w jednym miejscu z daleka od słońca. Jeśli jednak chcesz znać moje zdanie jako wojskowego i osobę która właśnie chce przetrwać, to tak uważawam, że zabranie tutaj ludzi z fabryki to jedyny rozsądny plan.


Komandos ucieszył się z odpowiedzi Seana: - Pogadam z Rufusem, może dadzą nam trochę paliwa i amunicji, nie wiemy w końcu ile paliwa mają te samochody pod fabryczką. W każdym razie musimy się uwijać, mam nadzieję, że Roland już wrócił.


Gwardziści dali im dwa pełne kanistry benzyny a Stonebridge wybrał sobie jeszcze kilka magazynków do swojego karabinu. Ruszyli na tyle szybko, na ile pozwalał rzężący silnik starego gazika. Bez problemów dotarli do fabryczki, wyglądało na to, że zombie postanowiły znaleźć sobie obiadek w centrum, bo na obrzeżach widzieli ich naprawdę mało.


Szybko wyjaśnili pozostałym sytuację, a Damien dodał: - Wiecie na czym stoicie, musimy stąd spadać, bo inaczej wszyscy zginą. Czy Roland już wrócił?

Boreiro 08-02-2013 20:16

Howard kręcił się z kąta w kąt obserwując Państwo Black. Wydawali się normalni. Już dawno zagadałby do głowy rodziny, gdyby nie jego odwieczna nieśmiałość. Po kilku minutach obserwacji przełamał się i podszedł do Blacka. Kompletnie nie wiedząc jak zacząć, postanowił zagaić na temat broni.
- Niezła spluwa. Dobrze pan strzela? - zapytał.
Pan Black, miał w oczach coś z arystokraty. Zapewne żałował, że nie urodził się w innych czasach. To było po nim widać i widać było że lubi być przy broni, jak kiedyś szlachta nie ruszała bez szabli. Spojrzał na Ciebie, uśmiechnął się dziwnie ciepło.
- Owszem, strzelam całkiem dobrze Panie.... - zrobił pauzę, wyczekując na podanie imienia.

- Howard. Howard Chandler, jeśli chodzi o ścisłość - odwzajemnił uśmiech i wyciągnął dłoń - Jestem tu od wczoraj. Kręcę się od rana bez celu. - teraz czekała go część najtrudniejsza - nie najlepiej u mnie z bronią w przeciwieństwie do większości tu obecnych. Widząc pana pomyślałem, że mógłbym odrobić zaległości. Miałby pan może chwilkę dla mnie?
Za cholerę nie wiedział czy dobrze zrobił od razu pytając o trening, może lepiej byłoby więcej pogadać na początek. Ale najważniejsze, że w końcu się przemógł i zrobił krok naprzód.
Pan Black pokręcił nosem, jakby niezadowolony. Zapewne sprawa amunicji, Howard mógł się spodziewać tylko jednaj odpowiedzi, o dziwo usłyszał z goła inną.
- Mogę Ci pokazać Howard, jak trzymać broń oraz jak się celuje, ale nie dam Ci wystrzelić więcej jak trzy naboje. Rozumiesz... Nie ma ich za wiele. I musimy iść nad rzekę, za fabrykę aby ich tu w razie czego nie ściągnąć. Piszesz się Pan?

- Jak najbardziej. Myślę, że nawet jeden nabój wystarczy, żebym wiedział jaki ma odrzut. Pokaże mi Pan jak ją trzymać, załadować i celować plus parę teoretycznych informacji i będę bardzo szczęśliwy. Idziemy teraz czy ma Pan coś do roboty?
- Chodźmy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172