Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2013, 18:49   #201
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Andy dziękował Bogu że zdołał się dostać do autobusu. Przeklinał też cholerny karabin. Po raz kolejny cudza broń go zawiodła. Trzeba więc było zwiększyć kaliber.

Rzucił na jedno z siedzeń karabin i wyszarpnął rewolwer z kabury. Kiedy Billy cofnął rękę Łowca wypalił w mutanciaka próbującego się dostać do środka. Jak da radę to w łeb. W to prawie z przyłożenia jest.
 
Stalowy jest offline  
Stary 29-09-2013, 23:10   #202
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Odskakuję do tyłu by Andy miał czysty strzał.
- Wal w łapę! Ten autobus jest pancerny!
 
t0m3ek jest offline  
Stary 30-09-2013, 13:22   #203
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ostatnie co pojawiło się w głowie Sztywnego zaraz po jej zderzeniu z gazrurką, to silne postanowienie, że Big Bill zginie. To co zrobił było jednocześnie podłe i głupie, i nigdy, ale to nigdy, nie mogło zostać wybaczone. Tymczasem jednak trzeba się było jakoś wydostać z tej narkotycznej wizji.

Gdy dziewczyna powiedziała coś o eksperymencie, Jack odparł:
- Tak, wiemy. SI Aero. Też mieliśmy tam być, ale trochę się spóźniliśmy, a mój telefon się zepsuł. Zaprowadź nas do profesora Olocha - poprosił. Celowo przeszedł na "ty" i tryb rozkazujący. Jak będzie brzmiał odpowiednio władczo to nie powinna być zbyt chętna do pyskowania. - To jest docent Praudmoore - dodał wskazując na swojego kompana. - William Praudmoore. - Starał się zabrzmieć tak, jakby nawet przez myśl mu nie przechodziło, że ktoś nie zna tego nazwiska. - Profesor będzie niepocieszony, jeśli jego gość spóźni się na uruchomienie... - zmitygował się i rzucił okiem dookoła, jakby sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuuje - sama wiesz czego.

Jeśli blef nie zadziała to idę do gabinetu pana bez nazwiska. Albo mi powie o co kaman, albo go zabiję.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 30-09-2013, 16:23   #204
 
AdiVeB!'s Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znany
Winchester śledząc chwilę sytuację na monitorach rzucił tylko :
- No cóż... miło było cię poznać stary... ale raczej nie zostane na kolację... spieprzam stąd czym prędzej... - zasalutował od niechcenia na pożegnanie i ruszył szybko do wyjścia które umożliwi mu skok na autobus. Ten dzień nie mógł być dla niego gorszy... albo mu się uda i ten dzień się skończy albo mu się nie uda i ten dzień też się skończy - jakby nie było miał już na tyle dość tego popieprzonego miejsca...

Gdy dobiegnie na miejsce, wyczkuje moment żeby skoczyć na dach... ewentualnie gwiżdże głośno może akurat go usłyszą, nie obchodziło go to że mogą usłyszec to też mutanty.
 
AdiVeB! jest offline  
Stary 30-09-2013, 22:18   #205
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
William starał się wyglądać na zblazowanego i takiego, co to się na wszystkim zna. Resztę pozostawił Sztywnemu widząc, że najzwyczajniej ten zna się o wiele lepiej na przedwojennym slangu i technice. Gdy ten wymienił jego imię, krótko kiwnął głową. No bo przecież jak można nie znać sławnego docenta informatyki Williama Praudmoora. Oby taka funkcja w ogóle istniała...
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 01-10-2013, 22:49   #206
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Odpis 44

Andy, Big Bill:
Big Bill odsunął się od drzwi wystawiając wielką łapę mutanta na odstrzał. Andy wycelował dokładnie i odstrzelił olbrzymi paluch, których wpadł do wnętrza autobusu. Następnie strzelił ponownie. Tym razem potwór musiał poczuć ból, bo szybko przestrzelona ręką zniknęła w niewielkim otworze. Automatyczny mechanizm zatrzasnął drzwi. Rzuciliście się obaj do stanowiska kierowcy i nerwowo wypróbowaliście karty Danniego. Jedna z nich zadziałała i silnik odpalił. Cały autobus zatrząsł się jak to miał w zwyczaju. Spojrzeliście na siebie nawzajem. Wyjątkowo z was gówniani kierowcy, ale za sterami postanowił usiąść Big Bill, bo był o wiele zwinniejszy od Andiego. Z drugiej strony Andy przed zagładą miał za sobą kurs na prawo jazdy i 8 niezdanych terminów egzaminu, więc coś nie coś wiedział na temat kierowania. Stał obok Billa i mu doradzał, gdy nieprzytomny Praudmoore leżał na tyłach. Nie dało się po prostu na wstecznym wyjechać, bo Danny zaparkował przy jakimś betonowym czymś. W każdym razie zakręciliście na parkingu i na raz dało radę. Musieliście jednak przejechać wyjątkowo blisko budynku, gdy karabiny maszynowe z wysuwanych wieżyczek szatkowały na kawałki chudych mutantów próbujących do was dotrzeć. Najwyraźniej w Instytucie Mutanci i Roboty tak znowu nie współpracują jak to zazwyczaj mają w zwyczaju. W końcu udało się skierować autobus w odpowiednim kierunku i następnie wystarczyło docisnąć gaz do dechy, żeby oddalić się.

Winchester:
Dobiegłeś do miejsca skoku, ale dźwięk potężnego silnika autobusu zasugerował ci, że nie ma co zwalniać. Z rozpędu wyskoczyłeś przez okno rozbijając resztki szkła w nim będące. Pociąłeś się przy tym, ale co tam. Skok udał się. Prawie. W sensie zaczepiłeś się o autobus i nie przywaliłeś ryjem na asfalt. Niestety twoja noga ugrzęzła w drucie kolczastym okalającym dach pojazdu. I tak miałeś fart, bo gdyby nie ten fakt to byś spadł. Przywaliłeś głową w kratę ochraniającą szybę autobusu. Miałeś tylko nadzieję, że ktoś cię zauważy zanim zlecisz. Straciłeś przytomność dyndając jak szmaciana lalka.

Andy, Big Bill:
Dopiero kilka kilometrów dalej stwierdziliście, że Winchester wisi do góry nogami przy lewej ścianie autobusu. Wisiał przy szybie dlatego Andy sprawdzający, czy Praudmoore żyje zwrócił na niego uwagę. Zdjęliście Winchestera i położyliście na siedzeniach obok Praudmoora. Wjechaliście w dziewiątkę, a wyjechaliście w czwórkę. To i tak cud, że Winchesterowi się udało. Już myśleliście, że ten stary drań gdzieś zgubił się. Wynika z tego, że z waszych znajomych z wcześniejszych przygód jedynie Sztywny nie opuścił Instytutu. No cóż. W końcu autobus stanął. Na desce rozdzielczej wyświetliła się informacja "Hej suczki, nie ze mną takie sztuczki. Macie 10 minut, żeby wypierdalać. Comprende? Autobus wróci tam gdzie mnie zostawiliście." Jeszcze bardziej gówno niż na kierowaniu znaliście się na elektronice i komputerach, więc po prostu grzecznie spełniliście nakaz z komputera pokładowego. Nie chcieliście wrócić do Instytutu. Do autobusu był zresztą doczepiony czyjś motor, ale niestety strzelanina na parkingu rozwaliła go w drobny mak. Większość rzeczy przetrzymywanych poza pojazdem została zniszczona. Pozostało wam niewiele, a do tego nie mieliście nawet jak tych śmieci przewieźć. Mieliście problem. I do tego na środku pustkowi. Autobus sam pojechał w stronę Instytutu. Przynajmniej niedaleko była droga międzystanowa. Z kół motoru przygotowaliście przyczepkę, na którą wrzuciliście sprzęt i nieprzytomnych. Wiele kilometrów zabrało wam zanim dotarliście do cywilizacji. I wtedy okazało się, że to miasteczko, które widzieliście zanim dotarliście do Instytutu. Mnóstwo trupów na ulicy. Trupy na ulicy znaczy, że nie trupy w domach. Plus było tam auto. Los był dla was jednak łaskawy. Bojąc się jakiejś zarazy po prostu wzięliście samochód i ruszyliście na wschód. W stronę Nowego Jorku.

Sztywny, Praudmoore:
Panienka szybko doprowadziła was do podziemnych pomieszczeń. Po chwili dotarliście do ośmiokątnego pomieszczenia, którego sufit znajdował się co najmniej kilka pięter wyżej. Stało to mnóstwo ludzi. Większość z nich miała na sobie kombinezony z maskami gazowymi, ale część tylko maski na twarzy. Wy również je dostaliście. Praudmoore odrobinę żałował, że nie poszliście jednak do serwerowni, ale z drugiej strony tutaj miało zdarzyć się coś nadzwyczajnego. Wyczuwało się to w atmosferze. Staliście tam, a obok was był Grzesiek. Zwrócił na was uwagę, ale nie odezwał się. Wokół centrum były panele z komputerami, przy których siedzieli naukowcy. Dalej stali gapie wśród których byliście i wy. Jeden z nich mówił, a jego głos wypływał z głośników w pomieszczeniu:
- Dobra robota wszyscy. Jesteśmy gotowi, żeby włączyć maszynę. Włączajcie, powoli. - wśród gapiów zrobiło się poruszenie. Wśród nich był profesor Oloch, który został wam wskazany przez sekretarkę, ale do którego nie zdołaliście dotrzeć. Za duży tłum. Maszyny zaczęły wydawać dźwięk. Jakby buczenie, ale tak jakby świdrowało wam dusze. Z drukarek wartkim strumieniem wylatywał zadrukowywany papier. Krzyk. Przeraźliwy krzyk wydobył się z ośmiu drzwi rozmieszczonych wokół pomieszczenia. Dopiero teraz zwróciliście na to uwagę. Wy weszliście korytarzem wchodzącym w kąt ośmiokąta, a w każdej z ośmiu ścian były zamknięte drzwi. Ktoś uderzał w nie pięściami. Były metalowe. Jeden z mężczyzn stojących przy komputerach przypatrywał się wydrukom biorąc je do rąk zanim opadały na podłogę. Maska osłaniała mu jedynie nos i usta. Nosił okulary. Jego twarz stała się szara i co raz bardziej wygięta z przerażenia. Zdarł maskę i krzyknął:
- Boże! Boże, nie... Wyłącznie prąd... WYŁĄCZCIE ZASILANIE! - za jednymi z metalowych drzwi nastąpiła eksplozja. Taka przeciągła, mokra, nierealna. Krzyki i uderzanie w pozostałe drzwi od wewnątrz nasiliły się. Człowiek, który krzyczał o wyłączeniu zasilania patrzy teraz prosto na was i wskazuje was palcem wyduszając jedynie z siebie:
- Nie... nie! - wydaje się jakby wszyscy na was patrzyli, ale nie jest to prawda. Ktoś w żółtym skafandrze wystrzelił z karabinu jednostrzałowego do Grzecha zabijając go na miejscu. Nawet to nie powstrzymało chaosu rozpętanego przez aktywację urządzenia. Na samym środku sali zbiera się szary pył tworząc niewielką w szerokości trąbę powietrzną, ale jednak sięgającą po sufit i wydaje się, że dalej. Staliście niemi świadkowie historii i widzieliście jak profesor Oloch rzucił się na jednego z mężczyzn przy konsolecie. Mężczyzna śmiał się, a jego rechot wydawał się nieludzki. Ktoś wycelował w was broń, a wy uciekliście w tym momencie. Wyładowania elektryczne zabiły zresztą większość z obecnych. Czuliście swąd przypalanych ciał. Krzyki przerażenia... i jeden krzyk euforii. I rechot. Pobiegliście do serwerowni. Znaleźliście ją dość łatwo, bo po drodze tutaj widzieliście napis. Praudmoore wypełnił to co chciał niszcząc jak najwięcej przewodów. Na ekranie wyświetliło się ostrzeżenie, że SI Aero, SI Ungewitter, SI Tai i SI Chors zostały odcięte od sieci przez awarię sprzętu zewnętrznego. Po chwili ekran rozleciał się na kawałki. Wizja rozmyła się.

KONIEC
 
Anonim jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172