lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Postapokalipsa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/)
-   -   [Storytelling] Droga do lepszego jutra - SESJA ZAWIESZONA (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/13104-storytelling-droga-do-lepszego-jutra-sesja-zawieszona.html)

SWAT 18-08-2013 14:19

Cyrus do swojego roweru, wydrapał skądś kosz i zabrał kilka dodatkowych bidonów na wodę. Miał spory plecak i wożenie go na plecach, mogło być uciążliwe. Szelki plecaka wbijały mu się boleśnie w ramiona w czasie marszu, a co do dopiero w czasie jazdy. Co prawda kosz musiał trochę powyginać i znaleźć jeszcze jakieś sznurki, ale większość nieprzydatnych na taki krótki wypad bambetli i tak trzymał na razie w domu. U Roberta pomyśli, jak to rozgryźć. Pewnie męczyzna posiadał piłkę do metalu, więc prowizoryczne powiększenie koszyka poprzez wycięcie boków kosza nie będzie trudne. Resztę załatwi sznurek.

Do plecaka dodatkowo załadował łańcuchy, bo to zazwyczaj pękało. W dodatku kilka linek hamulcowych i komplet kluczy imbusów, aby każdy mógł sobie dostosować rower do swojego wzrostu i swojej wygody. Mieli kawałek drogi przed sobą, nie chciał aby ktoś nie zastrzelił zarażonego który będzie go chciał dziabnąć, tylko dlatego że będzie go łupało w krzyżu.

Innych ludzi przed domem usłyszał i wyczuł pierwszy pies, więc Cyrus spodziewał się gości z czym podzielił się z Johnem. Zero zaskomlał cicho i świetnie zrozumiał co znaczy, kiedy jego pan kładzie mu dłoń na pysku i zaciska ją. Cisza.

Pod domem Roberta, poszedł w ślady Johna. Świetnie rozumiał gest kompana. Jego M14, z dwójnogiem nadawał się bardziej na dalsze odległości, dlatego cofnął się nieco i schował za płotem, grodzącym dwie działki od siebie. Jakie miał szczęście, że założył tłumik na lufę oraz lunetę w myśl zasady "przezorny ubezpieczony".

Kiedy zobaczył przez lunetę, że jeden z zakapiorów z Dallas pada martwy z bełtem w plecach, wziął na cel tych najbliżej posiadłości. Sądził że zdąży ściągnąć dwóch, nim tamci na dobre zorientują się że należy uciekać i znajdą sobie prowizoryczne kryjówki. Pociągnął za spust, celując na wysokości płuc i serca. Może nie były to zabójcze strzały, ale tarcza celownicza była większa od głowy. A te poruszyły się gdy zobaczyły upadającego kompana którego upolował John.

Dwie kule mniej, pozostało 18 w magazynku. Starczy.

Fearqin 18-08-2013 15:01

Victor westchnął ciężko, spoglądając ukradkiem przez okno łazienki. Tak się spodziewał, że przytłumione głosy, które słyszał z zewnątrz były dziwnie niepokojące. Nie zdążył się wytrzeć, nałożył tylko koszulkę i poszedł spokojnie do swojego pokoju. Przytroczył maczetę, na której ostrze nasuwał nakładkę, by się nie skaleczyć gdy obijała się o jego nogę, przytroczona do pasa, włożył pistolet i nóż za pas, chwycił strzelbę i zszedł na dół.

To kim byli nie bardzo go obchodziło. Nigdy nie należało się tym przejmować. Niepotrzebne zaprzątanie sobie głowy ofiarami, mogło doprowadzić do obłędu, albo co gorsza - do wyrzutów sumienia.
Nie wychylał się, zapukał jedynie we framugę, by stojąca na zewnątrz Anastazja i Robert, wiedzieli, że czai się z tyłu, gotów ubezpieczać ich ewentualny odwrót. Na ganku byli równie odsłonięci co goście.

Szczerze też powątpiewał w pokojowe rozwiązanie sytuacji, która jeszcze na dobre się nie zawiązała. Z pewnością chcieli czegoś, czego gospodarz nie mógł im dać, więc kwestią czasu było, aż postanowią to sobie wziąć. Dom, jedzenie, sprzęt, kobiety, broń, w tej chwili w posiadłości Roberta było wszystko co było potrzebne w tym świecie do przeżycia i dobrego, miłego, bezpiecznego życia.

Zamknął na chwilę oczy i wychylił się, widząc jak jeden z "psów" pada na ziemię. Uniósł strzelbę i wyszedł na zewnątrz, celując w najbliższych, strzelając szybko i cały czas podchodząc. Może i jego strzelba miała spory zasięg jak na ten typ broni, ale on i tak nie lubił walczyć na odległość. Lubił widzieć jak wygrywa, jak w oczach przeciwnika gaśnie promyk nadziei na przeżycie, choć później ciężko było mu odpędzić od siebie te wspomnienia. Jednak choć determinacja szybkiego zabicia wrogów jak zawsze była... zabójcza, to tak jak uwielbiał wygrywać, to tak samo nienawidził przegrywać. Nie myślał w tej chwili o towarzyszach, tylko o przeciwnikach. Rozstrzelać, poszatkować, zniszczyć.

Shooty 24-08-2013 18:18

[Storytelling] Droga do lepszego jutra - V tura
 
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7VIwDB5vqQw[/MEDIA]

Wszyscy
Pierwszy bandyta padł na ziemię trafiony bełtem przez chowającego się za ścianą sąsiedniego budynku Johna. W tym samym czasie wystrzeliła Anastazja, ale chybiła, gdyż doświadczeni przeciwnicy w mig zrozumieli, co się właśnie wydarzyło i pochowali się za najbliższymi osłonami, również wyciągając broń. Zanim jednak to się stało, dwóch pocisków pozbył się także Cyrus, biorąc na cel kolejnego mężczyznę. Niestety, poruszenie wśród wrogów sprawiło, że jeden chybił, a drugi solidnie zagnieździł się w jego prawym ramieniu, znacznie ograniczając możliwości bojowe. Potem przystąpili do kontrataku.

Niemalże zsynchronizowane strzały wystrzeliły w czterech kierunkach jednocześnie - w stronę Johna, Cyrusa, Anastazji i Roberta. O ile ci pierwsi byli dobrze ukryci i nawet nie odczuli tej próby, tak Anastazja ledwo zdążyła z unikiem, a Robert został dwukrotnie trafiony w tułów, zanim dotarł do najbliższej zasłony. Zawył z bólu, ale chyba nie były to rany śmiertelne, zważywszy na to, że zaraz wychylił się zza filaru i dobił gościa trafionego wcześniej przez Cyrusa.

Wtedy drzwi frontowe rozwarły się z hukiem i na zewnątrz wybiegł Victor, oddając strzał za strzałem w kierunku przeciwników. Korzystając z tego, że ze względu na znaczny rozrzut shotguna psy nie mogły wychylić się nawet na chwilę, cały czas parł przed siebie. W końcu jednak prawie triumfalny pochód został przerwany przez granat dymny, który wpadł prosto pod nogi Tiltona i uwolnił zasłonę. Mężczyzna opuścił broń i odbiegł w stronę domu, walcząc z kaszlem oraz zaczerwienionymi oczami.

Przeciwnicy byli w tej chwili dla nich niewidoczni.

SWAT 24-08-2013 23:03

Przedmieścia były wymarłe i oczyszczone, więc Roland miał okazję obiec te kilka domów, które znajdowały się po przeciwległej stronie ulicy. Po tej stronie, po której on się schował. Żałował że nie miał granatu, ale musiał sobie radzić M14 i rewolwerem. No i psem, lecz temu kazał leżeć przy nim. Stracił Emmę, nie chciał stracić kolejnej bliskiej mu istoty.

Zagwizdał cicho, aby skupić na sobie uwagę Johna będącego niedaleko i wskazał mu palcem, kierunek w którym po chwili pobiegł, aby czasem jakiś jego bełt, nie trafił go.

Jego bieg szybko przemienił się w chód, starał się nie wpakować pod lufy przegrupowujących się napastników. Przemykając od domu, do domu najpierw starał się ukradkiem zobaczyć co widać, nim rzucił się na pałę. A kiedy, o ile, zajął dobrą pozycję wymierzył w tego, w jego mniemaniu tego który miał najpoważniejsze argumenty w ręce. Widoczne granaty odłamkowe, jakiś granatnik, może nawet dynamit… Albo po prostu rkm typu M60.

Kerm 29-08-2013 15:34

Zasłona dymna ma swoje plusy, oraz minusy. Przeciwnik anie widzi ciebie... ale i ty nie widzisz przeciwnika. A dość trudno ustrzelić kogoś, kogo się nie widzi.

Pod osłoną kłębów dymu John prześlizgnął po cichu się na drugą stronę ulicy. Gdyby poszedł do przodu, do narożnika, znalazłby się niedaleko tamtych. I miałby w zasięgu strzału tamtych.
Oni jego zresztą również.
Co gorsza był pewien, że "Psy" znalazły sobie wygodne schronienie wśród wraków samochodów, które stały sobie na ulicy od ładnych paru lat. Jeździć nie jeździły, ale jako schronienie nadawały się idealnie.
Dość trudno było ich stamtąd wykurzyć, i równie trudno było ich tam dopaść. Atakujący zawsze ponoszą większe straty.
Trzeba by ich zajść od tyłu. Albo... od góry.

John nacisnął klamkę.
Drzwi domu otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że paru gości złożyło już tu wizytę i potraktowało wyposażenie wnętrza bez najmniejszego szacunku. Połamane krzesła, zbite lustro, stół bez nóg, rozpruty do sprężyn tapczan.
Jednak Johna nie interesowało to, jak inni traktują cudzą własność. Jego wizyta w tym domu nie miała na celu wycenienia szkód.
Szybko wbiegł na piętro i wszedł do pokoju, z którego okien widać było ulicę przed domem Roberta. Ulicę i tych, którzy chowali się za samochodami.

Kusza już była gotowa do strzału. Wystarczył starannie wycelować. A że bełt trafi w plecy? Tu nie było miejsca na rycerskie zachowania. Wściekłe psy należało eliminować bez litości.
John wymierzył w kogoś, kto wyglądał na najlepiej uzbrojonego i strzelił, a potem cofnął się, nie chcąc się narażać na rewanż.

Ali 30-08-2013 18:36

Anastazja wystrzeliła, nim zdążyła dobrze zastanowić się, co jest grane. Nieraz współpracując w grupie, była wyczulona na akcje podejmowane przez innych i szybko się do nich dostosowywała. Atakującym nie był nikt z domu, a to oznaczało powrót dwóch mężczyzn w dobrym momencie. Los chciał, że chybiła. Nie miała do siebie o to pretensji, ale każda zmarnowana kula działała na jej niekorzyść.
Drugiego strzału nie zdążyła oddać, ledwo unikając postrzelenia. Chowając się za ścianą usłyszała zawodzenie Roberta. Właśnie dlatego nie podejmowała żadnych działań – wystawiony na ostrzał gospodarz nie miał przecież żadnych szans. Nie był to jednak jej problem moralny, zresztą dopóki była cała, dopóty nie było o co się boczyć.
Brawurowy wyskok Victora przeciwnicy skwitowali granatem dymnym, który skutecznie utrudnił opanowanie całej sytuacji. Płakać nad rozlanym mlekiem nie było sensu, a Carmen i tak wiedziała, że z góry zrobi lepszy użytek ze swojego Dragunova. Właściwie to, co miało być przeszkodą, wyszło jej na dobre.
Pod osłoną dymu wycofała się w głąb domu i kilkoma dużymi krokami pokonała schody na piętro, w pośpiechu nacisnęła klamkę drzwi do któregoś z pokojów frontowych łokciem i pochylona podeszła od boku do okna, którego dolną szybę nieco uniosła. Stąd miała lepszą pozycję strzelecką, była bezpieczniejsza, a w dodatku chwilowo Psy nie wiedziały, gdzie kobieta się znajduje. Opierając lufę o parapet przymierzała się do kolejnego strzału, gdy tylko powietrze oczyści się na tyle, by jej umożliwić wycelowanie w któregoś zwyrodnialca.

Fearqin 31-08-2013 17:33

Tylko nie w oczy... Victor był przewrażliwiony na punkcie swoich oczu. Gdy za młodu groziło mu noszenie soczewek, tak bardzo się tym przestraszył, że z niewiadomych przyczyn, dwa miesiące później, chwilowo noszone okulary nie były mu potrzebne, bo wada się skorygowała. Nie mógłby sobie nic wkładać do oczu, a dym do nich nalatujący nie był niczym przyjemnym.

Nie czuł się dobrze w takiej walce. Nienawidził walczyć przeciwko tchórzom chowającym się za czterema osłonami, pięcioma barykadami i trzema bunkrami. Skąd oni niby mieli tyle amunicji, żeby sobie pozwalać na takie strzelanie? Victor wyprztykał się prawie ze wszystkich szelków do strzelby, a chyba nikogo nie trafił, jedynie przestraszył ich i zmusił do ukrycia się, czyli zrobienia tego czego nienawidził. Oparł się o ścianę i osunął na tyłek, mrugając oczami, powoli przywracając sobie zmysł wzroku. Przerzucił Benelli przez plecy i wyciągnął rewolwer.

Anastazjawbiegła na górę, na lepszą pozycję strzelecką. Pewnie nie tylko ona, John i Cyrus też gdzieś byli, nieco dalej, ale wciąż. Jednak nie mieliby zbyt wielu okazji do wyborowego strzelania, gdyby Psy ich zwęszyły, bo jednak było ich więcej i mieli większą możliwość prowadzenia ognia zaporowego. Trzeba było więc odciągnąć uwagę od swoich snajperów, by chociaż pierwsze strzały mogli mieć w miarę czyste.
Westchnął ciężko, bo w sumie nic innego nie mógł zrobić. Nie z takiej odległości. Wyszedł na zewnątrz i obrał sobie jakąś nie do końca bezpieczną kryjówkę, która kusiłaby wrogów. Na ganku, lub przed nim. Gdy dym by się w końcu rozrzedził, to Victor skupiłby na sobie uwagę Psów, oddając parę strzałów z mangum 44 i dając towarzyszom szansę na swobodny ostrzał.

Nasty 01-09-2013 22:03

W momencie, gdy tylko alarmowe słowa padły wypowiedziane przez Anastazje, Sayns schowała się w domu. Stanęła tuż za framugą drzwi. Oddech jej stał się szybki a adrenalina wzrosła. Sześciu ludzi równa się kłopoty. Nikt o zdrowym rozsądku bojący się innych i nie gotowy by zabić nie zmierza do obcych od tak po prostu.

„- Patricia, weź Adriana i schowajcie się w piwnicy - mruknął tylko do partnerki, po czym dysząc ciężko, wypadł na zewnątrz. Lunetę trzymał przy oku, mierząc z broni do przybyszów. - Ani kroku dalej! To mój teren!”

Cały dialog między gospodarzem a obcymi wydawał się tylko podpuchą. Angelika sprawdziła broń. Po cichu zbliżyła się do framugi okna by sprawdzić czy aby nie są otaczani. Wypatrywała ukradkiem za ramy okiennej. Pustka za oknem nie znaczyła że ktoś tam się nie czai. Zarepetował broń tak cicho jak tylko mogła. I znów zajęła pozycję przy drzwiach.

+++

No i zaczęła się jatka ....

W momencie gdy Tilton robił odwrót Sayns osłaniała go strzelając na oślep. Leżała tuż za progiem drzwi wewnątrz domu i co chwilę strzelała w ostatnią znaną pozycję wroga. Po oddaniu kilku strzałów i upewnieniu się że kompan jest schowany postanowiła zmienić pozycję by nie zostać trafioną. Cofnęła się do wewnątrz domu i schowała się za osłoną naprzeciw drzwi.

Przeładowała broń jedną jak i drugą by mieć pewność że jest przygotowana. Mięśnie jej drżały. Po takim czasie życia w takich warunkach, ciągłym stresie, nerwowym i nieprzewidywalnym i tak potrafi jeszcze zszokować i wywołać nie pożądane objawy. Wyrównała oddech po chwili i zaczęła myśleć nad ewentualnymi możliwościami ucieczki inną drogą niż drzwi. Wystarczy że mają inne granaty i siedzenie tu będzie głupie. Rozglądała się by zająć pozycję nieco wyżej. Ale tak by mieć oko na wejście.

Shooty 03-09-2013 20:10

[Storytelling] Droga do lepszego jutra - VI tura
 
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GbFEqzZ9rCU[/MEDIA]

Wszyscy
Każdy - nie licząc Victora i Angeliki - wybrał sobie takie miejsce, żeby dojrzeć przeciwników zza zasłony dymnej. Ci jednak nie próbowali wybrać sobie lepszych pozycji strzeleckich i takich, z których mogliby przeprowadzić bardziej efektywny atak. Wręcz przeciwnie, wycofali się, jak najdalej mogli, wykorzystując wraki samochodów i starając się nie odsłonić swoich sylwetek, dopóki nie znajdą się w odpowiednio dalekiej odległości. I to im się udało, gdyż kiedy wreszcie na celowniku Cyrusa pojawił się pierwszy przeciwnik, z drugiej strony nadciągnęło wsparcie.

Czterech mężczyzn na koniach przybyło z tego samego kierunku, z którego przypełzły psy. Jeden oddał kilka strzałów z karabinu w stronę domu, a pozostali chwycili sojuszników za ręce i pomogli im wspiąć się na zwierzęta. Cyrus strzelił dwukrotnie, a John raz, ale żadnemu z nich nie udało się trafić wrogów. Jedynie pocisk Anastazji znalazł na swojej drodze ciepłą tkankę mięśniową, wbijając się prosto w udo wskakującego na konia mężczyzny. Zdążyła jeszcze zauważyć przez lunetę, jak syczy z bólu. Potem odjechali.

Kiedy niebezpieczeństwo ustało, Robert osunął się na ziemię i z wykrzywioną twarzą począł rozdzierać koszulę w poszukiwaniu ran. Wkrótce je odnalazł - jedna w boku tułowia, druga pod ramieniem po tej samej stronie ciała. Patricia wybiegła z domu, wrzasnęła na widok krwawiącego męża i natychmiast do niego doskoczyła. Adrian został przy drzwiach. Płakał, nie wiedząc, co się dzieje i czemu do tego doszło.

- Mówiłem ci... - jęknął gospodarz. - Miałaś... zostać w piwnicy...
- Robert, do jasnej cholery, co się tu najlepszego wydarzyło?! Jezu, postrzelili cię, bandyci! Czekaj, pójdę po apteczkę! - krzyknęła jeszcze na odchodne, biegnąc z powrotem do środka.

Robert stęknął, próbując się podnieść. Spojrzał na Victora.

- Oni tu wrócą... na pewno... Jeśli nie dla broni i zapasów... to z powodu zemsty...

I tak oto w okolicy zapadła cisza przerywana tylko szlochaniem 5-letniego syna postrzelonego mężczyzny i jego żony krzątającej się po holu w poszukiwaniu apteczki. Ich sielskie jak dotąd życie zostało zburzone wyjątkowo brutalnie i nagle.

SWAT 03-09-2013 21:17

Cyrus wymierzył jeszcze w plecy odjeżdżających bandytów, lecz strasznie mu skakali w celowniku i dlatego nie oddał żadnego strzału więcej. Wrócił do domu, kopiąc lekko zły w pusty już granat dymny, który uderzył w krawężnik, wzbijając się lekko w powietrze. Za nim szedł Zero, lekko zdezorientowany, rozglądający się ciekawsko po okolicy. I obwąchujący plamy krwi. A gdy je próbował polizać, został skarcony przez Parkera i przywołany do nogi. Po drodze zgarnął plecak z częściami do rowerów i same rowery, opierając je o płot.

Słyszał słowa Roberta i było mu go troszkę szkoda. Zrobił sobie kawałek edenu, ziemi obiecanej i niestety, ta ziemia obiecana teraz mu uleciała jak amerykański sen. Los nie jest sprawiedliwy. Nigdy nie był.

- Możesz zaminować dom, a samemu się wyprowadzić na drugi koniec miasta.
Za nim znowu się odezwał, spojrzał w oczy zebranych koło niego ludzi, chcąc ocenić jak są nastawieni na tą sytuację. Gdyby nie oni pewnie Robert by zginął, wątpił żeby te psy, nie urażając Zero, szły po ich śladach. Po prostu dom Roberta stał na trasie wielu ludzi, odkąd Dallas upadło.

- Nawet jeśli oni nie wrócą, będą inni. Albo tacy jak my, albo jak oni. Wątpię byś chciał jechać z nami… - zakończył, nie mówiąc wprost aby z nimi poszli, zostawiając resztę w rękach towarzyszy.
Sam poszedł poszukać wewnątrz domu swojego plecaka i uzupełnił ubytek naboi w magazynkach, kilkoma walającymi się po kieszonce luźnymi kulkami. I opadł jakoś tak dziwnie zmęczony na starą, otartą kanapę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172