Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2013, 22:44   #1
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up [Neuroshima] Ogród

Big Bill, Andy, Winchester, Praudmoore:
Po wyrwaniu się z Instytutu grupa znajomych ruszyła samochodem na wschód. Do Nowego Jorku w celu doniesienia o wszystkich, zyskaniu poklasku i uczestniczeniu w kampanii karnej przeciwko molochowej firmie położonej w samym centrum Zasranych Stanów. Po przymusowym opuszczeniu Autobusu Danniego przesiedli się do samochodu - byłej własności jednego z trupów leżących w cetrum wybitej wioski. Oczywiście wcześniej uzupełnili bak i bojler doczepiony do niego.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=3jxn1sqAQ-c[/media]

Jechali cały dzień. W nocy musieli odpocząć. To wtedy ocknął się Praudmoore i bełkotał coś niezrozumiale. Winchester po prostu spał. Obaj uzyskali pomoc medyczną. Najlepszą jaką potrafili zapewnić Bill i Andy - czyli niemal żadną. Drugiego dnia podróży zostali zaatakowani przez niewielki gang. Odparli atak, ale stracili niemal całą amunicję (tamci z broni palnej mieli jedynie karabin snajperski ze zniszczoną lunetą, zużyli wszystkie 3 pociski jakie mieli zanim padli). Mięso z koni, na których przybyli, żeby zaatakować przydało się znajomym. Zjedli obfity posiłek. Po nim zdecydowali się przeliczyć amunicję. Marne pięć naboi do spluwy Andiego. Mieli przerąbane, ale nie zawrócili, bo i niemieli dokąd zawracać. Minęło tak parę dni. Udało im się raz dotankować - paliwo wybrali z baku dziwnej, przewróconej cysterny, która w naczepie przewoziła piasek. Wokół niej zresztą było wiele rozbitych wozów i kilku miesięcznych trupów. Wszystko oprócz tego paliwa zostało zrabowane. Na resztce paliwa dotarli do niewielkiej osady zbudowanej na ruinach przedwojennego miasta. Miasta? Raczej osiedla domków jednorodzinnych.


Ludzie przywitali ich dość ozięble, ale Praudmoore już czujący się o wiele lepiej raz, dwa, trzy sprzedał im taką gadkę, że polubili ich. To znaczy: po prostu im powiedział, że nie są bandytami. Ale nieważne co tylko jak! Dodatkowo za przywiezione rzeczy zapewniono wszystkich opiekę medyczną i dwa miesiące życia na niezłym poziomie (alkohol, prostytutki, ciepłe łóżko). Uzupełnili też swoją amunicję. Po tym czasie i Praudmoore i Winchester stali już zupełnie na nogach i byli gotów do dalszych niesamowitych przygód w jakże niebezpiecznej drodze do Nowego Jorku... do którego już niemal zapomnieli, że mieli iść. Zresztą Bill wygrał nawet dwa pojedynki gladiatorskie w niedalekim Junction City (no dobra, to była wycieczka na tydzień), dzięki czemu zyskał trochę więcej reputacji, a wraz z Andim zyskali trochę więcej dóbr materialnych w postaci paliwa do samochodu (które jednak musieli sami targać w przyczepce ciągniętej przez nich). Okolica nie była za ciekawa, ale przynajmniej dało się odpocząć.


Ogółem cała czwórka zyskała sporo znajomych w miasteczku, w którym Praudmoore i Winchester lizali rany. Smutna była perspektywa, że już za rok ci wszyscy ludzie będą musieli wziąć dupę w troki i spadać szukać sobie nowego domu. Nie to, że ich ktoś konkretny wyganiał. Po prostu wyganiały ich co raz bardziej gówniane uprawy. Ekipa zbierała się już do drogi, gdy na horyzoncie pojawiła się kawalkada pojazdów mechanicznych. Jak się szybko okazało była to nadzieja. Nadzieja, której tak bardzo potrzebowano. Grupa Meksykańców na wielki wywrotkach woziła ziemię. Glebę. Twierdzili, że jest niewiarygodnie żyzna. Nie wiecie jak przekonali burmistrza, ale przekonali. Mało tego. Miasteczko kupiło całą glebę z jednej z wywrotek. Wyzbyli się niemal wszystkiego. Nawet sprzętu medycznego, które wcześniej opchnął im Andy (trochę rzeczy zostało dzięki pomocy negocjacyjnej Praudmoora i chciwości Andiego). Meksykańce pojechały dalej na północ. Pługiem zaorano pustkowia, na których już nawet trawa nie chciała rosnąć i wymieszano piasek z tym nowym wynalazkiem. Posiano fasolę. Rankiem wykiełkowała, a ludzie zaczęli sobie nawzajem gratulować. Poprosili Billa, Andiego, Praudmoora i Winchestera, żeby zostali pilnować interesu, ale ci lekko mówiąc oponowali. Przyjęli jednak jedną misję od nich: zaproponować Junction City układ wymienny żywność-ochrona i paliwo. I wrócić z odpowiedzią.
Do wyjazdu pozostaje godzina, może dwie. Warto byłoby się pożegnać z niektórymi bliższymi znajomymi, bo przecież dwa miesiąc to szmat czasu. Kilka osób zgłosiło się do was, że chcą jechać z wami. Znacie ich, bo w tym samym czasie przebywali w Clay Center i macie pewność, że nie poderżną wam gardeł we śnie. Plus zdobyliście nowy samochód, który pomieści wiele osób, a im więcej osób tym bezpieczniej przedostać się do Nowego Jorku jeśli nie ma się skomputeryzowanego opancerzonego autobusu. Trochę dziwnie pomalowany, ale silnik, zawieszenie i opancerzenie (kula z pistoletu tego nie przebije) jest w porządku.

Winchester, Jake:
To niesamowite, ale spotkaliście się w tej dziurze i tak daleko od Miami. Pracowaliście kilka razy razem. Raz nawet byliście w zaginionym mieście w neodżunglii na Florydzie. Wszyscy inni z ekipy zginęli wtedy i tylko wy dwaj przeżyliście. Tam była jakaś popieprzona istota, która korzystała z jakiegoś działka plazmowego czy innego gówna, a przy okazji była niewidzialna. Straszne. W każdym razie Jake i tak nie miał pomysłu co ze sobą robić, oprócz tego, żeby mieć co zjeść i wypić. Jakowi podoba się myśl, że będą zbiory kukurydzy, ale Kansas jest na tyle specyficzne (specyficznie zatrute), że lepiej pozwiedzać dalej.

Peter Ryan:
W sumie już ostrzegłeś ludzi w Clay Center, że idziesz dalej. Co prawda próbowali cię zatrzymać - nęcą nawet nowymi zbiorami, ale serio masz dość. Spakowałeś się i jesteś gotów, żeby iść do dziwnego wozu ekipy...

Rosalie (i Peter):
Przed odejściem z wioski postanowiłaś jeszcze przeczesać ruiny dawnego miasta. Przetrzepione do cna, ale gdzieś w jakimś dość głębokim dole znalazłaś ranne i nieprzytomne dziecko. Natychmiast zaniosłaś je do lekarza Petera Ryana. Zresztą miałaś z nim jechać dalej z niewielką grupką typów w dziwnie pomalowanym wozie.

Roberts, Rowland, Killwood:
Jechaliście łazikiem razem z Billem Humbakiem (Bill to bardzo popularne imię) w stronę Clay Center. Rzadko tutaj jeżdzi transport gdzieś dalej niż poza Stan i każdy z was słyszał, że ekipa zbiera się do Nowego Jorku. Napaliliście się na to, bo ostatnio nie szło wam zbyt dobrze i teraz chcecie po prostu odjechać. Jak najdalej. Znacie Andiego i Big Billa z walk gladiatorskich w Junction City, a Robert dodatkowo z Clay Center, bo był tam tydzień wcześniej. W połowie drogi jakaś szmata przywaliła w was z rakiety. Łazik rozpieprzył się. Humbak zginął, a wy ranni upadliście kilka do kilkunastu metrów dalej. Większość rzeczy jakie mieliście ze sobą jest teraz zniszczona, ale macie swoją broń. Niestety macie po Ciężkiej Ranie. Wokół was jest pole i kamienie, a gdzieś w oddali ruiny... wieży?


Butch Glaca, Gregory Scott:
Spotkaliście się przypadkowo w Junction City. Czekaliście na autobus Danniego. Okazało się, że waszym wspólnym znajomym jest zabójca maszyn "Sztywny". Potem pojawiły się plotki, że jego kumple siedzą w Clay Center. Mieliście jechać z Billem Humbakiem tam, ale już się jakieś cwaniaczki zasadziły na miejsca i odjechali, a wy zostaliście w Junction City. Ciekawe co stało się z Dannym i jego autobusem?
 
Anonim jest offline  
Stary 11-10-2013, 23:14   #2
 
t0m3ek's Avatar
 
Reputacja: 1 t0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znanyt0m3ek wkrótce będzie znany
Czekam w samochodzie na odjazd, sam się z nikim nie żegnam ale jak ktoś podejdzie to pogadam.
 
t0m3ek jest offline  
Stary 12-10-2013, 12:29   #3
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tuż po wybudzeniu się z pierwszego omdlenia Praudmoore zrozumiał, że już nie jest w drodze. Kumple wyjaśnili, że udało im się dojechać do jakiegoś Clay Center i że tym razem Will nie zejdzie. Nie dosłownie. O dziwo złamany bark zrastał się szybko, szczególnie że doglądano go bardzo starannie. Jedna z pielęgniarek wpadła mu w oko i postanowił ją zdobyć, tak, jak robił to już wielokrotnie. Niestety nie docenił potęgi ogromnych, niebieskich oczu i... Wpadł. Po uszy. Jak śliwka w kompost, czy coś takiego. Spędzał z Kate, która okazała się być też lokalną barmanką, wiele czasu. Resztę dzielił równomiernie na trening, swoją drużynę, pracę na rzecz społeczności i kilku nowych kumpli - Glena - lokalnego kierowcę i George Andrews'a - szeryfa, który kojarzył mu się z jakimś starszawym gościem, którego kiedyś widział na jakichś filmach. Obaj byli tym, co William lubił najbardziej. Wolność i praworządność. Ciężki do zrozumienia duet, choć możliwy do pogodzenia.

William wystawił twarz w kierunku słońca i uśmiechnął się. Eh, w końcu wyjazd w trasę. Już dawno wyzdrowiał i zapewne zwiałby z tego miejsca nie czekając na swoich towarzyszy, gdyby nie to, że... Miał dla kogo zostać. To nowe uczucie dla niego - wolnego, niepowstrzymanego samotnika, który nigdy nigdzie nie zagrzał długo miejsca. To było nowe i... Piękne.

Objął Katy w tali i przycisnął ją do siebie.
-Wrócisz? - Usłyszał miękki szept koło swojego ucha.
Nie odpowiedział od razu. Delektował się ciepłym wietrzykiem muskającym twarz, promieniami słońca przypalającymi jasną skórę, szorstkim dotykiem sukni i tym delikatnym niepokojem, który zrodził się w jego duszy, a który przecież już tak dobrze znał. Nigdy nie chciał się przed sobą przyznać, że boi się czegokolwiek. Zawsze zwalał to na podniecenie przed nową przygodą, ale teraz musiał przyznać - obawia się. Obawia się tego, że nie wróci i zawiedzie delikatną istotkę przyciśniętą do jego ramienia. Obawiał się, że przez swoje lęki może zawieść drużynę, która przecież czasami wymaga pełnego poświęcenia. Musi...
-Wrócę - obiecał.

Pożegnał się z dziewczyną i już miał wsiąść do wozu, gdy usłyszał charakterystyczny klekot starego, ledwo sprawnego wozu. Odwrócił się i z przekąsem krzyknął do wtaczającego się w uliczkę furgonu.
-Co tam Glen? Czyżby znów paczka nie dotarła?
Samochód zatrzymał się z jękiem, a z niego wyskoczył okrągły, uśmiechnięty azjata, który natychmiast ruszył w stronę Willa. Drzwi od strony pasażera też się otworzyły, a z nich wysiadł starszy już mężczyzna z nieopisaną powagą wymalowaną na twarzy pokrytej siatką zmarszczek i blizn.
-Co, na mnie byś nie poczekał?! - krzyknął rozeźlony na niby kierowca. - Ja ci tu kurka prezenty przywożę, a jaśniepan nawet nie raczył się pożegnać. Toż ja za tym obrzynem tak się nalatałem...
Wcisnął Williamowi w rękę otwarte pudełko, z którego wystawała świeżo opiłowana lufa byłej dubeltówki. Ten wyjął cacko i sprawdził. jak leży w dłoni.
-Dzięki stary - Praudmoore potrząchał rękę Glena. - Dobry z ciebie gość, ale przecież na koniec świata nie jadę. Wrócę tu jeszcze.
Nagle jakiś cień przysłonił rozmawiających. William podniósł głowę i spojrzał w oko szeryfa. Ten zasalutował i powiedział skrzypiącym głosem, który niemal ociekał mądrością życiową.
-Farewell William, farewell.

//Wsiadam do samochodu gdzieś z tyłu i jeśli tylko mogę, kładę się spać\\
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 12-10-2013, 12:50   #4
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Kładę dzieciaka na stole/leżance czy co tam jest na wyposażeniu gabinetu.
Zobacz co kot przywlókł
 
Leminkainen jest offline  
Stary 12-10-2013, 14:42   #5
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Po odzyskaniu przytomności Piwosz przez chwilę zbierał myśli. Jeszcze chwilę temu wygodnie podróżował na tyle łazika wraz z obydwoma Billami i Killwoodem, usłyszał krzyk kierowcy, a teraz smętne resztki łazika płoną rozwalone na środku cholernego pola. Podniósł na chwilę głowę i rozejrzał się po okolicy: zauważył ciała dwóch kompanów kilkanaście metrów dalej. Wróć, nie ciała, tylko kompanów. Ciągle się ruszają.
Spojrzał w dół. Ja mogę za chwilę przestać. Cały kombinezon zakrwawiony, kilka dużych rozcięć w materiale na brzuchu i udach. Do tego przysmażony jakby jechał na rurze wydechowej. Nie czuł bólu, więc albo ciągle był w szoku albo powinien był dawno zacząć grać w rosyjską ruletkę.
-Żyjecie?-zawołał głośno.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 12-10-2013, 15:49   #6
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Peter spojrzał na Rosealie wnoszącą jakieś dziecko i rozejrzał sie po swoim gabinecie.
"Jasne, nie można spokoojnie odejść, już posprzątałem a tu kolejny pacjent, żebym jeszcze był prawdziwym lekarzem a nie poprostu sanitariuszem, ale dobra jak sie mówi A to trzeba powiedzieć B"
-Dawaj tu tego dzieciaka, zobaczymy co da sie zrobić-powiedział podwijając rękawy kurtki.
Przyjrzał się pobieżnie ranom, opatrzył je a potem zniknął za drzwiami, poszedł poinstruować co reszte "personelu" co dalej, nie miał teraz czasu na zabawe w Ostry Dyżur, był umówiony z grupką która przyjechała niedawno, a teraz zbierała sie w strone Nowego Jorku.
"Nigdy nie byłem w nowym Jorku, w wielu miejscach nigdy nie byłem..." pomyślał najwyższy czas to zmienić bo ile można siedzieć na dupie. To pomyślawszy zabrał swoje rzeczy, wyszedł z "kliniki" i skierował sie w strone samochodu.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 12-10-2013, 17:47   #7
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
-Ma pan potem chwilę doktorze? Jestem już na tyle duża że orientuję się że dzieci nie biorą się z ruin. Może warto by na te rzucić okiem
Dziewczyna odłożyła swój karabin na jedną z szafek przy wejściu i złożyła ręce na brzuchu powyciąganego zielonego wojskowego swetra przyglądając się lekarzowi przy pracy
-Jak tam jest? W Nowym Jorku? w ciągu swojego 17 letniego życia Rose nie miała zbyt wielu okazji żeby poznać świat
 
Leminkainen jest offline  
Stary 12-10-2013, 20:36   #8
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
"Zajebiście..." jedyna myśl która zdążyła przelecieć przez głowę zanim głowa razem z resztą ciała przeleciała przez łazik. Słysząc pytanie Piwosza dopiero po chwili Jason zdał sobie sprawę że jednak wciąż żyje. Wszystko go bolało nawet "włosy na głowię".
Nie chciał dać znać napastnikom że wciąż żyje dlatego nie odpowiedział, tylko uniósł trochę do góry rękę na potwierdzenie, potem pokazał palcem na jakiś najbliższy większy głaz i zaczął się w miarę możliwości do niego czołgać, zahaczając po drodze o jednego z towarzyszy żeby ewentualnie pomóc mu się czołgać albo coś. "Kurwa, kurwa, kurwa, żeby na tym się skończyło" miał taką złudną nadzieję.
 
Raist2 jest offline  
Stary 12-10-2013, 20:49   #9
 
AdiVeB!'s Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znanyAdiVeB! nie jest za bardzo znany
Po niedawnych wydarzeniach Dean długo dochodził do siebie. Jeszcze nigdy nie był tak poturbowany i ledwo żywy jak po ostatnich wydarzeniach. Można rzec również że nigdy nie miał takiego pecha. Ale przeżył... zawsze mu się to udawało. Gdy tygodniami leżał w łóżku liżąc rany rozmyślał nad swoim dotychczasowym życiem. Nie ma co się oszukiwać że Winchester nie prowadził honorowego życia pełnego dobrych uczynków, można rzec że wręcz przeciwnie - był szują, zabijaką, mordercą na zlecenie i bezdusznym skurwielem. Coś jednak podczas kuracji musiało pójść nie tak... gdyż Dean zastanawiał się coraz częściej o sensie tego wszystkiego. Nie ukrywajmy że cudem przetrwał ostatnie wojaże. Poznał ludzi którym ufa, nawet się z nimi zżył - mimo że wyglądało to że chcieli go zostawić w tym zapomnianym przez Boga instytucie, wybaczył im... pewnie postąpiłby tak samo... ale to było wtedy, a teraz za niejednego skoczyłby na sam front.

Po kilku tygodniach ciało i hart ducha Dean'a powrócił na dobre. Rany się zagoiły a on sam zaskakująco dobrze zadomowił się w tej osadzie. Nawet po pewnym czasie mieszkańcy zdołali go polubić - chociaż bardziej można rzec że przyzwyczaić. Nie mniej jednak zaczął udzielać się w życiu społecznym mieściny. Jak na kogoś kto z reguły jest samotnikiem poznał wielu ciekawych ludzi i o dziwo starał się pomagać jak tylko mógł żeby spłacić dług, w końcu go przyjęli i wyleczyli a to w dzisiejszych czasach raczej rzadko spotykane – jego chelbem powszednim stało się ochranianie konwojów, pilnowanie porządku wraz z szeryfem, pomoc w ciężkich pracach fizycznych i oczywiście polowanie połączone często z szerokim rekonesansem. Winchester poznał również przepiękną rudą dziewczynę imieniem Jay. Była miejscowym mechanikiem i do tego naprawdę świetna w swoim fachu. Poznali się gdy Dean przywlókł z któregoś polowania motocykl. Nie był on w dobrym stanie... można powiedzieć że w opłakanym – ale jeździł. Było to trofeum które „dostał” od kilku gangerów szykujących się do wparadowania do osady. A że była noc i czterech ich było Dean miał zdecydowaną przewagę. Jak to mawiają : „Jeden strzał, jeden trup”. Jay pomogła mu przemienić ten zdezelowany kawał śmiecia w porządny niezawodny motocykl zwiadowczy. Podczas długich nocy spędzanych wspólnie nad motorem powoli zaczęli się do siebie zbliżać i wywiązał się romans trwający do chwili obecnej. Dean może tego nigdy nie przyzna i zgrywa twardziela wobec młodej dziewczyny... ale na pewno coś do niej czuje. Winchester nie jest typem człowieka który łatwo się otwiera i nawiązuje kontakty ale kto wie... zmian nadszedł czas? Podczas pobytu Dean spotkał również Jake'a swojego starego kumpla z czasów kiedy zajmował się poszukiwaniem skarbów na bagnach Zielonego Piekła. Nie widzieli się kopę lat ale Dean naprawdę cieszył się z tego spotkania. Tworzyli niegdyś wybuchową parę zawadiaków i sama myśl ponownych wojaży ze starym bagiennym bratem napawała go radością - choć oczywiście może to nie być zbyt widoczne z racji jego charakteru.

_________________________________________________



Do wyjazdu jeszcze kilka godzin. Dean wyłonił się z domu Jay, z którego nie wychodził od wczorajszego wieczoru. Był to wysoki wysportowany typ, ciemna cera, trochę dłuższe czarne włosy. Ma wiecznie zarośniętą gębę i ciągle pali papierosa. Ubrany w wychodzone dopasowane na styk czarne jeansy, skórzane buty desantowe za kostkę, ciemnozielony podkoszulek bez ramion. Na to zarzuca czarną skórzaną kamizelkę myśliwską. Nieśmiertelniki są zawsze na wierzchu. Traktuje je jak talizman i ozdobę. Przepasany jest pasem z kilkoma kieszeniami, do którego przyczepiony jest kołczan z bełtami. Do paska przy spodniach ma przyczepione dwie pochwy – jedna na noż bojowy, druga na myśliwski, a do uda kolejną na trzy noże do rzucania. Na nosie ma okulary przeciwsłoneczne. Zapakował swoje rzeczy na motocykl, kuszę włożył do specjalnego futerału który sam zrobił żeby zawsze była pod ręką. Założył skórzane rękawiczki i zasiadł na swojej maszynie. Gdy ją odpalił rozległ się przyjemny dla ucha warkot. Za nim z domu wyszła Jay, była przepiękna. Pocałowała Winchestera czule na pożegnanie po czym odjechał.

Podjechał do autobusu i do reszty, kiwnął głową w geście przywitania i rzekł :
- Jak tam panowie? Jesteśmy gotowi do drogi?
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB! : 12-10-2013 o 20:56.
AdiVeB! jest offline  
Stary 12-10-2013, 22:25   #10
 
MistrzKamil's Avatar
 
Reputacja: 1 MistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znanyMistrzKamil wkrótce będzie znany
Ogarniam swoje rzeczy i zbieram się do drogi.
 
__________________
Pływał raz po morzu kucharz
w rękach praktyk był onana
a załoga się dziwiła
skąd w kawie śmietana
MistrzKamil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172