Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-12-2013, 13:01   #11
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Były sny. Niesamowite, dziwne sny. Miriam jeszcze nigdy nie śniła, nawet po tym jak upadła na ziemię nie miała snów. Salvador je miał i bywało, że budził się z krzykiem. Po pierwszym takim gwałtownym przebudzeniu Miriam przeraziła się nie na żarty. Nie chciała śnić jeżeli miała przeżywać na nowo najgorsze momenty swej egzystencji.

Sal ją jednak uspokoił. Sny nie były takie złe, te straszne zdarzały się rzadko. W większości ludzie śnili chaotyczne zbitki obrazów i wspomnień, w których doszukiwali się nieistniejących symboli i wzorów. Jego słowa i uśmiech sprawiły, że była zdeterminowana by spróbować śnić. Kilka nocy z rzędu zamykała oczy, zaklinając swoje fizyczne ciało i umysł by oddały się w ramiona morfeusza. Nic z tego nie wyszło i szybko się poddała. Teraz jednak śniła.

I śniła same koszmary.

Zaczęło się od przeciągającego się, męczącego snu pełnego pretensji. Odbijające się od bram niebios dusze nie rozumiały dlaczego Miriam nie chce im otworzyć. Dlaczego nie chce ich przepuścić? Dlaczego akurat oni muszą czekać i czekać, i czekać? Dlaczego ciężar ich pretensji ściąga ich w dół? Dlaczego robi się gorąco? Dlaczego, przecież byli dobrzy? Dlaczego piekło?

Ten sen pozostawił ją wypraną z energii, zdyszaną i skołowaną. Nie bylo w nim przerażenia wyrywającego się z płuc mrożącym krew w żyłach krzykiem, ale był ciężar na piersi i szalone bicie serca. Było pragnienie, ale nie miała czym go zaspokoić. Ponownie runęła w nieświadomość.

Tym razem był strach i gwałtowne przebudzenie. Był też ból. Salvador nigdy nie wspominał, że sny mogą ranić. Dzioby, szpony i skrzydła biły ją, rozdzierały ciało i puszczały krew. Wszystkie miały smutne, szare oczy wychudzonego bożka. Wiedziała, że on jest martwy - tak powiedzieli ludzie, którzy ją znaleźli, a jednak śniła go żywym i okrutnym. Gdy otworzyła oczy, odziane na biało postaci w rażącym, toksycznym świetle szarpały jej ciało jak ptaki ze snu. Próbowała się wyrwać, ale znów pochłonęła ją ciemność.

Tym razem się nie bała, tym razem nie bolało, tym razem było cicho i spokojnie. Otaczały ją ciemność i ciepło. po chwili zaczęła rozróżniać kształty, choć nie było tu żadnego źródła światła. Pochylona nad księgą postać mamrotała ledwo słyszalnie i trzęsła się, przerażona.

- Muszę odczytać… dlaczego tu tak ciemno? Potrzebuję więcej światła. Muszę odczytać… - istota łkała w więzieniu swego strachu.
Miriam obudziła się jeszcze raz, gdy zrozumiała, że to nie jest jej sen.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 27-12-2013, 20:47   #12
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
- Dalej nie rozumiem co masz w planie zrobić z tą wampirzycą Mistrzu - odezwała się po paru chwilach milczącej wędrówki przez labirynt korytarzy Nicol.
- Ona nie jest mi potrzebna Nicol - odpowiedział Żmij, a widząc zdziwienie na twarzy swojej towarzyszki dodał jeszcze.
- Potrzebuje tylko jej ciała, sama jej "istota" nie jest mi potrzebna, będzie tylko paliwem. Jej ciało zostanie zajęte przez mojego gościa, a sama strzaskana już wampiryczną klątwą dusza zostanie rozdarta i pożarta przez istotę która w niej zamieszka. - Nicol słuchała uważnie, ale jej oczy robiły się coraz większe i większe w miarę jak słuchała odpowiedzi Aitvarasa, co prawda nie obce jaj była wiedza o istnieniu rytuałów, klątw i zaklęć ,nie wspominając już o ponadnaturalnych istotach ale to co mówił Walerian ciągle było dla niej trudne do przetrawienia.

*****

Lochy Wali znajdowały się zaskakująco pod dawnym basenem, powód ten był całkiem prosty, wyżłobione w żel-betonowych fundamentach hotelu pomieszczenia pełne kiedyś pomp, filtrów i aparatów chlorujących wodę świeciły już roku od "Tego dnia" pustkami. Po tym jak cały sprzęt został rozłożony na części i wyniesiony by służyć za części zamienne do przeróżnych innych niezbędnych maszynerii. Poza tym jedne wzmacniane stalowe drzwi brak okien i jakichkolwiek innych punktów dostępu czyni z dawnej filtrowni wymarzone pomieszczenie do przetrzymywania nadnaturalnych istot. Zresztą z basenu też nie było już pożytku oszklona budowa przysłaniającego go skrzydła czyniła z niego aktualnie wymarzoną szklarnie.

Zejścia do lochów strzegło dwóch strażników uzbrojonych w jakże ciężką do zdobycia w obecnych czasach broń palną i maczety z posrebrzanymi ostrzami. Normalnie zapewne goście zostali by zapytani o cel wizyty ale
Waleriana w jego leżu nikt nigdy nie zatrzymywał. Krótka wymiana zdań posłała jednego z nich by przekazał rozkazy Nicol, jedna ze świń ma zostać ubita ,a jej krew spuszczona a następnie dostarczona tutaj do Lochów.

Stojąc już pod drzwiami cali Walerian gestem rozkazał Nicol poczekać a sam przesunął potężną zasuwę przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Widząc kulącą się w koncie wampirzyce poczuł coś na kształt zadowolenia widząc robotę swoich ludzi. Skuta ,rozdygotana i błagająca o litość istota była niegdyś pierwszym z wrogów ludzkiej rasy, pierwszymi którzy wyszli na ulicę i postanowili zmienić je w rzeki krwi. Sama cela też wyglądała przykładowo, ciemna, zimna ,lekko wilgotna i wypełniona nie wyczuwalnym dla ludzi ale oczywistym dla każdej nadnaturalnej istoty odorem pustej i pozbawionej esencji wampirzej krwi. Nic dziwnego ,że wampirzyca zmieniła się w taką nędzną karykaturę, pełne krwawych bruzd po szponach drzwi też nie podnosiły zapewne na duchu. Jednak jej stan psychiczny nie był tutaj istotny, ciało wampirzycy chociaż teraz skarlałe przez głód było młode i silne a dodatkowo zahartowane nawet kroplą nadnaturalności co powinno pomóc istocie utrzymać się w tej skorupie. Walerian starał się być zawsze dobrym gospodarzem, a prośby gości wypadało spełniać z dokładnością, zwłaszcza gdy mogli oni przynieść tak istotne wieści.

Obserwacje wampirzycy przerwał jednak Walerianowi jego amulet, który właśnie drżeniem ogłaszał ,że jakaś nadnaturalna istota wkroczyła w bezpośrednią bliskość jego leża. Żmij opuścił więc cele wampirzycy i skierował się razem z podążającą za nim Nicol w stronę głównej bramy. W połowie drogi jednak coś go zatrzymało idąc jedną z pustych alejek między budkami wyczuł nagle w powietrzu znajomy zapach mieszanki siarki i ozonu, spodziewając się reakcji swojej towarzyszki położył jej rękę na ramieniu i powiedział.
- A oto i mój gość - Nicol po raz kolejny była zdziwiona zachowaniem swojego Mistrza ale podążając za wzrokiem Waleriana szybko zorientowała się o co chodzi, jej dłoń wystrzeliła w stronę kabury by wydobyć zaufany pistolet ale uścisk dłoni Żmija powstrzymał ją bez problemu.
- Gdzie jest moje ciało? - wychrypiała istota. Walerian na początku ją zignorował wbijając zimne jak stal spojrzenie w oczy Nicol.
- Spokojnie - powiedział. Istota jednak nie zechciała jednak poczekać na dalszy ciąg tej konwersacji, przerywając po raz kolejny swoim ni to zapytaniem ni to żądaniem.
- Gdzie. Moje. Ciało? -
Walerian nie lubił jak się mu przerywa, żaden człowiek, no może prócz Séverina, nie śmiał tego robić ,a ponadnaturalne istoty wyczuwając jego aurę zazwyczaj po prostu uciekały, a nie starały się wciągnąć go w dyskusje. No ale dla ważnego gościa można wiele znieść......
- Już czeka, choć wprowadzę cię - odpowiedział w końcu na wezwanie Istoty.
Potwór wyprostował się i ruszył za smokiem. Jego ciało poruszało się chyba tylko dzięki sile woli. Krew sączyła się z uszu, nosa, ust i oczu, a nadwyrężone członki wydawały niepokojące dźwięki.
Czarny humor go chyba jednak nie opuszczał. Gdy wreszcie zrównał się z wyraźnie zaniepokojoną Nicol, ładna niegdyś twarz wyszczerzyła się w złowieszczym, krwawym uśmiechu, a oczy zabłysły radośnie.
- Nie bój się, maleńka. To tylko draśnięcie - istota zachichotała i zaniosła się kaszlem.
Dalej było już tylko milczenie. Widocznie to krótkie zdanie zmęczyło gościa.
Nicol może jeszcze nie robiła w gacie ze strachu ale jej oczy były jednak pełne przerażenia, pierwszą reakcją na widok istoty było natychmiastowa zmiana pozycji "w szyku", Nicol ustawiła się tak by Mistrz odgradzał jej drogę do istoty na żart istoty nie odpowiedziała ale to zapewne dla tego ,że jej oczy usilnie omijały istotę i tylko lekkie nerwowe tiki ukazywały jej przerażenie które usilnie starała się ukryć za groźną miną. Walerian jednak jak by tego nie zauważał i intensywnie rozglądał się na boki jakby szukał czegoś i istotnie tak było, zboczył on na chwilę z trasy porywając z jakiegoś sznurka koc. Wrócił z nim do istoty i zarzucił go na jej ramiona by ukryć groteskowość wyglądu zmaltretowanego ciała następnie jego ręce skierowały się do głowy istoty.
-Poczujesz lekki dyskomfort - powiedział i szarpnął głową istoty raz w jedną raz w drugą stronę by ustawić ją względnie prosto. Niestety w trakcie tego procesu struga krwi z rozpadających się tkanek trafiła na jego twarz, język Waleriana zmył kroplę z jego ust a w jego oczach pojawiło się zrozumienie, jednak postanowił jeszcze nic nie mówić.

Gość nie dostrzegł lub udawał, że nie dostrzegł subtelnej zmiany w postawie i nastawieniu smoka.
- Ach - stwór odetchnął z ulgą - I świat znów jest prosto.
To było jedyne podziękowanie, choć Walerian mógł przysiąc, że gdy okrył groteskową postać dostrzegł wyraz wdzięczności na jej twarzy.
Wreszcie, po chwili kuśtykania dotarli do celi wampirzycy.

Zapach świńskiej krwi wypełniał już lochy gdy do nich dotarli, a przy drzwiach celi wampirzycy stała teraz kolejna dwójka strażników, nie było to nic dziwnego, po dostarczeniu jej takiej ilości "kalorii" na pewno stała się znacznie aktywniejsza, więc dodatkowa obstawa była niezbędna. Drzwi do celi po krótkim rozkazie Nicol zostały otwarte, a Walerian gestem zaprosił Istotę do środka. Osoba która była teraz zamknięta w celi wyglądała zupełnie inaczej, ciało na powrót stało się różowe i jędrne ,a poza w której aktualnie znajdowała się wampirzyca z pewnością zadowoliła by swoimi walorami nie jednego męża, pochylona do przodu z wykręconymi do tyłu skutymi łańcuchami rękoma, zlizując łapczywie resztki krew z podstawionej jej na betonowej podłodze misy. Widząc wchodzącą do pokoju dwójkę zareagowała instynktownie, odskakując do tyłu nieludzko płynnym ruchem i sycząc na dwójkę gości niczym ogromna kotka, niestety całe piękno jej osoby wymykało się z ludzkiego umysłu gdy spojrzało się na jej twarz, wielkie czerwone wypełnione krwią oczy długie potworne kły, cofnięty i zadarty do tyły nos upodabniający jej twarz do pysku nietoperza też nie dodawał jej uroku. Po zaledwie sekundzie obudziła się jednak jej ludzka strona, twarz przeszła gwałtowną metamorfozę i na powrót pojawiła się atrakcyjna twarz przerażonej dwudziestolatki. Sophia znowu skryła się w koncie pomieszczenia.
- Nie, nie, nie, nie, nie...... - wyjęczała, co prawda ciało na powrót było zdrowe, ale umysł potrzebował jeszcze czasu.
Walerian przemówił do istoty wywołując gwałtowne drżenie ciała wampirzycy.
- Możemy ją zakołkować jeżeli będzie ci wtedy łatwiej...-

Istota również zadrżała.
- To nie będzie potrzebne - całe rozbawienie wyparowało z tego czegoś, co trwało w zawieszeniu pomiędzy istnieniami.
- Znów kobieta - prychnął stwór spoglądając na Waleriana przypominającymi czerwone szklane kulki oczyma. Rzuciła też zimne spojrzenie Nicoli - Możecie wyjść... To nie będzie przyjemny widok. Oczy Nicol powędrowały na Smoka szukając aprobaty, a gdy ten kiwnął głową opuściła ona celę. Walerian natomiast pozostał, chciał oglądać przemianę ........
 
czajos jest offline  
Stary 03-01-2014, 15:08   #13
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Minęła długa chwila, nim Miriam zaczęła dostrzegać szczegóły otaczającej ją rzeczywistości. W niewielkim pomieszczeniu, w którym się znajdowała, nie było okien, przez co panował półmrok i zaduch. Jedynym wyjściem były obdrapane drzwi, otoczone wąską aureolą światła, które przeświecało też przez szpary w drewnie. Wszystko wydawało się być w stanie… niezbyt świeżym i ogólnie nienajlepszym. Poruszyła się, przez co stare szpitalne łóżko, na którym leżała, zaskrzypiało przenikliwie i zakołysało lekko. Dziewczyna jęknęła cicho i zapatrzyła się na monitor, który pikał do niej, wyświetlając dziwne wzorki. Ciężko było się przedrzeć myślom przez otępienie, które zasnuwało mgłą jej umysł. Przemknęło jej przez myśl, że jest w szpitalu… ale w szpitalach zwykle było jasno. I sterylnie. Nagle sparaliżował ją strach, gdy wróciły wspomnienia białych postaci szarpiących jej ciało…
Nie czuła jednak bólu, tylko… swędzenie?
Miriam sięgnęła dłonią by się podrapać i wyczuła pod palcami jakiś przewód. A potem usłyszała za drzwiami szuranie, kilka kroków i westchnienie.
Anielica zastygła nieruchomo i leżała jeszcze przez chwilę bez ruchu, upewniając się, że ten, kto stoi za drzwiami, nie zamierza wejść do pomieszczenia. Dopiero potem z obrzydzeniem zaczęła ściągać z siebie elektrody, by uwolnić się z więzienia kabli. Nawet nie zauważyła, że w zapamiętałym szarpaniu przewodów coraz bardziej zbliża się do krawędzi skrzypiącego nieprawdopodobnie głośno łóżka… które nieoczekiwanie skończyło się i Miriam wylądowała ciężko na brudnej podłodze, wydając z siebie ochrypły okrzyk.
Zabolało. Drzwi otwarły się z impetem uderzając o ścianę i do pomieszczenia wpadł mlody mężczyzna ubrany w strój, który Miriam kojarzyła z wojskowymi, albo innymi stróżami prawa i porządku.
- Cholera - syknął i stanął jak wryty, widocznie wahając się czy jej pomagać, czy może wezwać kogoś, kto powie mu co ma robić - Nic ci… nic ci nie jest?
- Nie wiem - odpowiedziała bezradnie, z trudem przepychając słowa przez zaschnięte gardło - Gdzie… gdzie jestem? Dlaczego… Kim… - rozkaszlała się gwałtownie, a potem wbiła w mężczyznę pytające spojrzenie rozszerzonych strachem oczu.
- Ugh - chłopak rozejrzał się nerwowo dookoła, szukając jakiejś inspiracji. Przeczesał przydługie blond włosy dłonią i wreszcie podjął decyzję. Podszedł, przykląkł i pomógł Miriam stanąć na nogi - Byłaś w bardzo złym stanie. Bardzo złym - bełkotał - Znaleźliśmy cię w leżu oszalałego bożka. Nie wiem co ci robił… Teraz jesteś bezpieczna - przy ostatnim zdaniu wyczuła w jego głosie niepewność.
Zadrżała, zachwiała się i tylko dzięki podtrzymującym ją dłoniom nie upadła z powrotem. Oddychała szybko, była potwornie zmęczona, ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
- Gdzie... jestem? Kim jesteś… jesteście? - zapytała cicho, a po chwili wychrypiała - Mogę… wody?
- Jasne! Jasne - posadził ją na łóżku delikatnie, jakby była z porcelany i wyszedł, by po chwili pojawić się z plastikowym, trochę nadgryzionym zębem czasu i użytkowania dzbankiem i cynowym kubkiem ozdobionym malowanymi niebieską emalią niezapominajkami. Nalał jej ciepłej jeszcze wody po sam brzeg i od razu się zmartwił - Nie wiem… chyba nie powinnaś dużo pić. Tak mi się wydaje, że po długim czasie bez jedzenia i picia nie można się nadwyrężać. Może powinienem zawołać doktora?



- Tak… dziękuję… - ostrożnie upiła łyk wody, z trudem panując nad przemożną chęcią wypicia wszystkiego do samego dna. Chłopak był dobry, ale chyba nie znał odpowiedzi na większość jej pytań… może doktor jej odpowie?
- Ale nic ci nie będzie, jak cię zostawię samą? - zapytał z niepokojem.
- A co ma mi się stać? - tym razem to ona się wystraszyła - Nigdzie stąd nie pójdę…
Chłopak skinął głową i niemal wybiegł z pokoju, zostawiając za sobą niedomknięte drzwi.

Miriam z wahaniem zsunęła się z łóżka i powoli, krok za krokiem, dotarła do drzwi. Kubek z wodą, trzymany w drżącej ręce, ronił krople wody na podłogę pomieszczenia, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Ostrożnie wyjrzała na korytarz, ale widok, jaki ukazał się jej oczom wcale jej nie uspokoił. Westchnęła i równie powoli wróciła na łóżko, oddychając szybko, jak po długim i forsownym biegu. Podnosząc kubek do ust, znów rozlała trochę jego zawartości, mocząc przy okazji pidżamkę w różowe chmurki, w którą była ubrana. W głowie czuła mętlik, wspomnienia zlewały się w ptasio-krwawą plamę, która przynosiła wspomnienie bólu. Zadrżała z zimna, rozlewając kolejną porcję wody.
Może z czasem strach odejdzie i będzie mogła przypomnieć sobie co właściwie wydarzyło się gdy była uwięziona. Teraz widziała tylko urywki obrazów, wspomnienia zapachów, uderzenia bólu.

Z zamyślenia wyrwał ją miarowy stukot dobiegający z korytarza i głos młodego strażnika, przerywany ponurymi pomrukami pełnymi dezaprobaty. Po chwili w drzwiach jej pokoju stanął wysoki, lekko przygarbiony mężczyzna wsparty na lasce. Nie wyglądał ani na wojskowego, ani na lekarza. Na jego pociągłej twarzy widać było wyraźne oznaki zmęczenia, które zdecydowanie wybiegało poza fizyczne symptomy. W błękitnych oczach widziała dziwną mieszaninę zimnej kalkulacji i gorzkiego cynizmu. Mężczyzna potarł obsypaną kilkudniowym zarostem szczękę i mruknął z niechęcią.
- A więc śpiąca królewna raczyła powrócić do żywych - oznajmił z westchnieniem i wyraźnie wspomagając się laską podszedł bliżej - Jak się jaśnie panna czuje?
- Ciało mnie zawodzi, w głowie mam mętlik. - poskarżyła się słabo - Jak się tu znalazłam? Kiedy? Co ze mną teraz zrobicie? - przyjrzała się uważniej stojącemu przed nią mężczyźnie, potem zerknęła na młodego strażnika i na powrót utkwiła spojrzenie w “doktorze” - Kim jesteście?
Starszy mężczyzna westchnął rozdzierająco.
- Amnezja, jak miło. Co ja bym dał za chwilę słodkiego zapomnienia.
Bez ostrzeżenia trącił nogę Miriam laską, prawdopodobnie zostawiając siniaka.
- Posuń się - usiadł obok nie czekając na zaproszenie. Zauważyła, że nieświadomie zaczął masować prawe kolano - Ten tutaj neandertalczyk - laska ponownie poszła w ruch, jednak młody żołnierz miał lepszy refleks od otumanionego anioła i zdołał uskoczyć - To Finn, przedstawiciel prymitywnej rasy żołdaków. Ja natomiast jestem tu istotą nadludzką o niezmierzonej mocy i władzy nad życiem i śmiercią - uśmiechnął się złośliwie i odrobinę okrutnie - Jesteś w Walii, tu mieszkają smoki.
- Jesteś jednym z nich? - Miriam z ciekawością przyjrzała się siedzącej obok niej istocie, masując uderzoną nogę - Jeśli posiadasz niezmierzoną moc, to dlaczego się nie uleczysz?
Zaśmiał się głośno i pokręcił głową z pobłażaniem.
- No nie - wsparł policzek na dłoniach opartych o laskę - Musisz być naprawdę niewinnym aniołkiem jeżeli w to uwierzyłaś. A już myślałem, że mnie wkręcają, ci Michalici - rzucił rozbawione spojrzenie Finnowi, który nadął policzki, obrażony - Jestem lekarzem, świetnym, genialnym, ale tylko człowiekiem - przez maskę humoru przeciekała gorycz. Mężczyzna poruszył palcami niczym jakiś początkujący iluzjonista - Nie mam magicznych mocy.
- Ale ja mam… - dziewczyna z rozbawionym uśmiechem położyła drobną dłoń na chorym kolanie lekarza i przymknęła oczy. Przez chwilę wydawało się, że skóra na jej dłoni stała się lekko złocista, jakby jaśniała wewnętrznym blaskiem, a ból promieniujący od kolana wyraźnie zmalał, by po chwili zniknąć zupełnie. W tym jednak momencie Miriam jęknęła i oparła się ciężko na jego ramieniu.
- Nie… - wydyszała - Nie mam dość siły… przepraszam…

Odpowiedziało jej milczenie. Zauważyła, że Finn poruszył się i wpatrywał z przerażeniem to w nią, to w dobrego doktora.
- Hej… nic… co ona ci zrobiła? - Miriam musiała przyznać, że z takimi umiejętnościami podejmowania szybkich decyzji młodzieniec zupełnie nie nadawał się na wojownika.
Starszy mężczyzna natomiast przestał na chwilę oddychać, najpierw był przestraszony, po chwili strach przerodził się w niedowierzanie, a niedowierzanie w gniew. Na koniec zaczął się trząść.
- Doktorze? - Finn wyciągnął rękę, ale nie dotknął lekarza, jakby bał się, że czymś się może zarazić. Kuternoga natomiast się śmiał, histerycznym, szczekliwym śmiechem.
- Pięknie - parsknął i przetarł dłonią oczy - Po prostu pięknie - jego słowa ociekały jadem - Chciałbym tylko wiedzieć, gdzie byłaś kiedy zachorowałem, co?
Wstał, chwiejnie wspierając się na lasce.
- Niepotrzebna mi twoja łaska, anielico - syknął.
- Nie byłam Twoim Aniołem Stróżem... nie wiem. - odpowiedziała zmęczonym głosem, w którym pobrzmiewał ból - Chciałam tylko pomóc, tak, jak Ty pomogłeś mnie. Po to upadłam…
Przymknęła na powrót oczy i oparła się o ścianę, oddychając z wysiłkiem. Próba uleczenia kolana wyraźnie ją wyczerpała.
Doktor skrzywił się i prychnął. Zamiast kolejnych gniewnych słów z jego ust padł tylko krótki, suchy rozkaz.
- Idź spać. Musisz jeszcze odpocząć.
Nie musiał jej tego mówić. Półprzytomna ze zmęczenia Miriam znalazła w sobie jeszcze jedynie tyle sił, by osunąć się po ścianie i położyć głowę na pościeli nie dbając o to, że poduszkę miała z grubsza pod tyłkiem, a nogi zwisają poza krawędź łóżka… nim słowa doktora przebrzmiały do końca... ona już spała.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 04-01-2014, 16:18   #14
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Paryż nie był już tym miejscem jakim był przed zgaśnięciem słońca. Stał się własną upiorną parodią.


Żywym trupem żerującym na wspomnieniach dawnego żywiołowego miasta. Ghulem. Takim to właśnie go Salvador widział, gdy po raz pierwszy zjawił się w tym mieście po zgaśnięciu słońca. Takim go widział teraz siedząc na przeciw Paz. To że w nim się zatrzymał na dłużej i nawet zapuścił korzenie, niczego nie zmieniało.
Paryż się staczał w otchłań, karlał i ulegał rozkładowi. Miasto stało się żerowiskiem drapieżników. Takich jak on.
Po wypadku Salvador udał się właśnie do Paryża, tropem relikwii którą wykorzystał tamtego pamiętnego dnia. A choć uzyskał odpowiedzi na wiele pytań, to najważniejsze pytania nadal pozostawały głosem wołającego na pustyni.
Nie znalazł w Paryżu lekarstwa, nie znalazł odpowiedzi, nie znalazł nic. Poza Miriam. I to przez przypadek.
Anielica po krótkim kursie przetrwania ruszyła odkryć swoje przeznaczenie. Salvador jej nie zatrzymywał.
Aniołów nie wypada zatrzymywać w ich misjach.

Zresztą on o swojej dawno zapomniał, zajmując się usuwanie potworów i własnym przetrwaniem, co zresztą połączył w jedno zarabiając na zabijaniu tych potwór, za które inne potwory wyznaczały nagrodę.
Prosty czysty układ. I pozwalał mu zaspokajać jeden z dręczących go głodów. Ten najstraszniejszy.
Dlatego też nie zdziwił się zaproszeniu Paz. Czasami wykonywał dla niej zlecenia. Za informacje i gotówkę, choć częściej za informacje ekscentrycznej wampirzycy. Choć i gotówki miała dość dużo.
Dlatego przybył w umówione miejsce ciekaw tego co Paz mu miała do przekazania.

Dość wysoki Hiszpan, wraz z wypadkiem zatracił zarówno ciemną karnację, jak i czarne jak skrzydło kruka włosy. Osiwiał całkowicie w wyniku stresu, skóra zbladła, a w najgorszym stanie była prawa ręka.


Pokryta ciemnoczerwoną łuską niczym zastygłą lawą, pod którą pulsowała w rytm bicia jego serca magma duchowej energii. Salvador przestał już być człowiekiem, a jeszcze nie stał się bestią.
A Paryż nawet obecnie był siedliskiem niebezpiecznych stworzeń. Nic wię dziwnego, że na spotkanie z Paz, Salvador przyszedł uzbrojony w ciężki rewolwer i półtoraręczny miecz, który fachowcy w materii rozpoznaliby jak ostrze używane przez madryckich Michalitów. Nieme wyzwanie rzucone w twarz potworom Paryża i ostentacyjne ostrzeżenie zarazem. Właściciele takich mieczy zwykle potrafili się nimi posługiwać z morderczą skutecznością.

A Paz...
Była niczym Ewa, pierwsza kusicielka. Filigranowe ciało, subtelne maniery, budziły pragnienia całkiem fizyczne u Salvadora. Bo czyż nie był on gorącokrwistym Hiszpanem z równie gorącokrwistego Madrytu? Czyż nie był młodzikiem, którym hormony szaleją i ciągną ku fizycznej stronie życia? Łapa niczego nie zmieniła. Łuskowata narośl pokrywająca jego rękę, nie uczyniła go mądrzejszym i starszym. A Paz… była Ewą kusicielką. Każdy jej gest, każde spojrzenie, każde słowo wypowiedziane zmysłowym głosem było pokusą…
-Zaszyję się u siebie i przeczekam to szaleństwo. Możesz jechać ze mną. Będzie mi cię brakowało…-
Kusiło by ulec jej słowom, ale byli dla siebie wzajemnym zagrożeniem, nieprawdaż? Oboje byli drapieżnikami. Oboje polowali na inteligentą zwierzynę. Na siebie nawzajem.

Paz była fascynująca i… Salvador wahał się czy nie ulec tej pokusie.
Bywał w Sacre Coeur przed… wypadkiem. Nie był nigdy po. Nie wiedział czy będzie w stanie go przekroczyć. Nigdy nie próbował. Bał się tego, co się stanie jeśli nie zdołałby wejść do Sacre Coeur. Jeśli okaże się nieczysty.
Odetchnął głęboko i zamyśliwszy się rzekł.- Kiedy zamierzasz wyruszyć?
Paz uśmiechnęła się szeroko. Błysnęły długie białe kły.
- O północy - odparła, strzepując delikatnie niewidoczny pyłek z ramienia Salvadora.
Miała przyjemne perfumy na nosa perfumy, zapach kusił Hiszpana, do niebezpiecznych myśli. Mimo wszystko Paz nie była zwyczajną ślicznotką. Zamyślił się dodając.- Skąd zamierzasz wyruszać? Zajrzę do Sacre Coeur, ale bez względu co tam się stanie, Paryż przez jakiś czas przestanie być dla mnie bezpieczny. Jeśli zdążę przed północą… mógłbym wyruszyć z tobą.
Wampirzyca wyglądała na zadowoloną, bardzo zadowoloną. Przysunęła się jeszcze bliżej do Salvadora, niemal do niego przylgnęła. Jej zimne usta złożyły na policzku byłego michality słodki pocałunek.
- Z Rue du Pont Neuf, mam pokój w Ducs de Bourogne - wymruczała, odsuwając się i wygładzając suknię. Ciągnęła ze smutkiem - To zawsze był mój ulubiony hotel. Zszedł na psy, jak wszystko w moim słodkim Paris.
Salvador musiał mieć bardzo głupią miną po tym niespodziewanym pocałunku. Nie spodziewał się bowiem po tak dystyngowanej kobiecie jak Paz, tak dziewczęcego i odważnego zarazem zagrania.
-No… tak… Zapamiętam, z pewnością.- wydukał Salvador powoli nie wyjaśniając czy jego słowa dotyczą adresu, czy pocałunku. Spojrzał wprost w oczy Paz, które pewnie przez stulecia opanowała uwodzenie mężczyzn. Pod tym względem młodzik z Hiszpanii nie był wielkim wyzwaniem.
- Hm - omiotła go enigmatycznym spojrzeniem i odwróciła się na pięcie. Gdy odchodziła w ciemne uliczki Paryża usłyszał jeszcze tylko ciche - Nie daj się zabić, mój drogi, to by wiele utrudniło.
Salvador nie bardzo wiedział co oznaczały jej ostatnie słowa. Nie próbował dociec… może na swą zgubę.
Zajęty nowym zadaniem i nowym celem w myślach rozpoczął już planowanie swej misji. Kierował kroki do swej samotni. Opuszczonego budynku, który zaadaptował na swe mieszkanie. W pierwotnym zamyśle “tymczasowy” dom, stał się jego siedliskiem przez cały pobyt w Paryżu.
Bez żalu był jego gotów porzucić. W obecnym świecie, nie warto było się przywiązywać do miejsc i ludzi. Zbyt łatwo można było utracić i jedno i drugie.

Wedle słów Paz Serce otoczy sfora wampirów. Niezbyt liczna, ale zawsze… to jakieś zagrożenie.
Młodziki Salvadorowi straszne nie były, zwykle zbyt zadufane w swą siłę zdobytą po śmierci młode wampiry ginęły szybko. Niewątpliwie jednak książę Le Renard wystawi jednego lub dwóch pomagierów, którzy będą tą sforą kierować. Dwóch potężnych starych wampirów, to już było wyzwanie dla Salvadora. Ale też i niezły posiłek. Na spotkaniez samym Le Renardem nie liczył. Arystokracja nie lubi sobie bezpośrednio brudzić rączek… Zresztą Salvador wątpił by był w stanie pokonać księcia w pojedynkę. Chyba, że… “najedzony”.
Hiszpan wyciągnął ze skrzyni kuszę


… i zapas osikowych bełtów. Kusza, od wieków była idealną bronią na wampiry i jak dotąd nie wynaleziono oręża który okazałby się skuteczniejszy i jednocześnie tani w produkcji. Była też cichym zabójcą, idealnym na misje takie jak ta… wymagające dyskrecji.
Jak dotąd Le Renard patrzył przez palce na obecność Salvadora w mieście. Kilkanaście zabitych wampirów w ciągu roku, nie miało dla niego znaczenia.
Ale po tej akcji Salvador był w Paryżu spalony. Ucieczka z Paz była dobrym wyborem. Przyczajenie się u wampirzycy gwarantowało bezpieczeństwo. Prawdopodobnie.
Uzbrojony w kuszę i tradycyjną dla ciebie broń, rewolwer i miecz, ruszył w mroki nocy w kierunku Sacre Coeur. Zamierzał wykorzystać wiedzę o architekturze Serca i naturze zabezpieczeń Michalitów, do przekradnięcia się do środka i wyprowadzenia anioła z tej pułapki. I to wszystko przed północą.
Bowiem nie chciał się spóźnić na spotkanie z Paz.
Kusza na drewniane pociski pozwolić mu miała na bezpieczne skrytobójstwa wampirów na swej do Serca.
Cicho wejść, cicho wyjść. Taka była teoria. Niestety teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką. Ale od wszelkich innych kłopotów miał miecz, rewolwer… i szponiastą łapę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-01-2014 o 17:57.
abishai jest offline  
Stary 06-01-2014, 20:01   #15
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy Daniel wrócił do wozu z radia sączył się, cóż za zaskoczenie, tkliwy kawałek o miłości.
Jelenę zastał mruczącą każdą wyuczoną frazę wymachującą oszczędnie rękoma. Oszczędnie, bo w jednej tkwiła buteleczka lakieru a w drugiej nakrętka opatrzona pędzelkiem. Paznokcie, opartych o deskę rozdzielczą bosych stóp powoli nasiąkały krwistą czerwienią a sama kobieta zaabsorbowana czynnością zaprzestała po chwili śpiewu widząc powrót towarzysza. Gdy silnik zawarczał i zamilkł przyduszony ona odezwała się niby od niechcenia.

- Więc teraz zabijamy dzieci, hm? - głosik miała jak zwykle miodowo słodki, na granicy flirtu i przekomarzania.

Daniel wzdrygnął się i zamarł z palcami zaciśniętymi na kierownicy.
- Słucham? - zapytał, nie patrząc na Jelenę.

- Podglądaaaałam - zabrzmiało jak wyznanie sześciolatki, która przyznała się do psoty. - To nie tak, że cię potępiam. Jestem elastyczna i przecież mało mam w tym tandemie do powiedzenia, prawda? Ale rani mnie ten kompletny brak zaufania... Jeśli zmieniliśmy strony w tej wojnie to mi po prostu powiedz. Możemy wykańczać pierzastych, mnie tam za jedno Danielu. Ale przestań mnie tak traktować, ja się staram a ty tego wcale nie dostrzegasz…

Zbladł, nie patrzył na nią. Przerażało go to, że odkryła prawdę, choć była daleka od ułożenia jej w logiczną całość. Przełknął ślinę i spojrzał na nią niepewnie.
- Nie chciałem żebyś wiedziała - oparł czoło na kierownicy. Odetchnął głęboko i przymknął oczy - To zdrajcy, zabijam zdrajców…
Słowa ledwo przeciskały się przez jego zaciśnięte gardło.

- A skąd wiesz, że to zdrajcy? On ci powiedział? Ten z którym rozmawiasz każdego wieczoru? Aż tak mu ufasz? - przeciągnęła pędzelkiem po ostatnim, małym paluszku. - Voila!

Szczęknął zębami. Na jego twarzy rysowała się ponura determinacja.
- To - zawahał się - Tak, ufam mu, jej… To nie ważne. Ta istota skontaktowała się ze mną, gdy wszystko przestało mieć sens. Jeżeli każe mi zabijać anioły, będę to robił. Zabiję je wszystkie.

- Łaaaał. To ci dopiero oddanie - przebierała w powietrzu palcami stóp żeby lakier szybciej wysechł. - Dlaczego temu ufasz tak właściwie? Nigdy nie miałam cię za naiwnego typa Danielu. Ze mną włóczysz się już miesiącami i nie obdarzyłeś mnie choćby namiastką zaufania - zakończyła buńczucznie, choć nie była to oczywiście prawda. Kiedy popadał w te swoje stany otępienia był zupełnie zdany na nią. Jadł gdy kazała mu jeść, kąpał się gdy kazała się kąpać. Mogłaby poderżnąć mu gardło gdyby miała taki kaprys. Choć… może by nie mogła? Ona też była od niego zależna. Bez względu czy tego chciała czy nie.

Miał tyle przyzwoitości by się zawstydzić. Zagryzł, już i tak zmaltretowaną, popękaną wargę i męczył ją przez chwilę między zębami.
- Nie wiem, jak to wytłumaczyć - powiedział wreszcie - Ta istota wie o mnie, wie o tobie, wie o tym co się dzieje… To coś potężnego, może archanioł, może… - potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić z niej nieodpowiednią myśl.

- Powiedziała, że jeżeli pozwolę tym aniołom żyć, to tak jakbym sam sprowadził apokalipsę.

- Coś potężnego - powtórzyła za nim z wyrzutem. - Może archanioł. A może… diabeł? Doprawdy twój brak podejrzliwości pokazuje jasno jak jesteś zaślepiony. Myśl, Danielu. Myśl. Diabeł, który zmanipulował Michalitę, ogłupił i nakazuje mu zabijać anioły. Czyż to nie jest żart na miarę piekła?

Mężczyzna jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wiem! Nie wiem! - warknął - Czy tobie się wydaje, że się nad tym nie zastanawiałem? Nie mam pojęcia co to może być, ale… co ja mogę zrobić? Udawać, że nie słyszę nawoływań? Że mnie nie obchodzą ostrzeżenia? Nie - wyprostował się i odetchnął głęboko - To musi być prawdziwe.

- Pozwól i mnie się spotkać. Z nią… Z nim. Mam obiektywny osąd. I gdzieś podskórnie wiesz, że możesz mi ufać. Powiedz, że to mnie brak wiary doskwiera i mam wątpliwości. A ty potrzebujesz mojej pomocy. Mnie także musi się ukazać jeżeli mamy kontynuować tę twoją świętą misję. Poza tym jeśli ta istota rzeczywiście jest tak potężna zapewne dostrzega, że ostatnimi czasy jesteś rozchwiany jak dziurawa chałupa. A ja jestem twoją podporą. Jeśli masz dalej stać i nie runąć musi i mnie przekonać.

Daniel oblizał spierzchnięte wargi i wypuścił przez nie nierówny oddech.
- A co jeżeli się nie zgodzi?

- Hmmm… Czy mnie można powiedzieć “nie” - firanki rzęs zatrzepotały wokół maślanych oczu Jeleny. Zaraz jednak porzuciła tą błagalną bałamutną minkę. - Będzie musiał przyjść. Jeżeli zależy mu dokładnie na tobie nie będzie miał wyjścia.

Michalita przełknął ślinę i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Dobrze - powiedział cicho – Spróbuję.

Jelena już nie skomentowała choć w głowie powoli kluł się plan. I po prawdzie wspaniałomyślnie postanowiła dźwignąć wszystko na własnych barkach i Daniela wyręczyć w tych nadnaturalnych negocjacjach.
* * *

Muzyka

- Ja zdaję sobie sprawę, wiesz? Że to dla ciebie trochę uciążliwe. W kółko rżnie ten boombox, niezmordowany jak świszczący batem zarządca niewolników. I żeby jeszcze jakieś przyzwoite numery wygrywał. Męskie, gitarowe... Takie gdzie sobie chce frontman wycharczeć śledzionę a ja w kółko te pościelówy słodziutkie... - Jelena kołysała się do rytmu nad palnikiem butli gazowej. Z głośników magnetofonu sączył się hymn do miłości w wersji Jennifer „Błogosławionej” Rush, rozrzewniający aż się łezka zdradziecka zakręciła. W garnku wesoło bulgotała zupa wypełniając wyliniały pustostan mieszanką aromatycznych ziół, grzybów i warzyw i powodując mimowolny ślinotok. Jelena mogłaby kucharzyć w pięciogwiazdkowym hotelu a tak, popisami jej kulinarnych akrobacji mógł cieszyć się jedynie jeden były Michalita, który na dodatek zjadłby i worek trocin jakby ładnie je podała na talerzu. - Tak więc, ja doceniam twoje poświęcenie. Taki macho jak ty, który znosi wyśpiewywane falsetem peany do uczuć naiwnych, całkiem nieżyciowych, nieskalanych brudem, wyrwanych omalże ze stron kolorowych gazetek dla dwunastolatek. Ale taka ze mnie miłosna idealistka.

- Tak, zauważyłem – zdobył się na oszczędny uśmiech. - Jesteś prawdziwym ekspertem w temacie.

- Nie drwisz, prawda? - skrzywiła się ale nie było w tym cienia urazy. - Byłam zakochana. Raz. Wystarczy raz a dobrze, uwierz mi.
Jelena nalała zupę do dwóch misek i dosiadła do Daniela na rozłożony pod ścianą kraciasty koc.

- Prawie jak piknik – pisnęła z odrobinę przesadzonym entuzjazmem. Usiadła na skrzyżowanych nogach i zaczęła zawijać łyżką. Michalita poszedł w jej ślady przyglądając się jej spod ściągniętych brwi.
- No to kto był tym szczęśliwcem?

- Oj, taki jeden... Dawno dawno temu – machnęła ręką i wróciła do jedzenia.
Daniel zdążył odłożyć pustą miskę i oprzeć się plecami o chłodną ścianę.

- Strasznie mnie... zmorzyło... Pewnie przez tą ciepłą zupę – wyszeptał z trudem panując nad głosem.

Jelena zdążyła złapać go by nie osunął się głową na podłogę. Oczy zamknęły mu się jak na zawołanie. Spokojny oddech nie zostawiał złudzeń, że spał jak księżniczka z opowiastek dla dzieci.
* * *

Muzyka

Daniel ocknął się na krześle. Poderwał głowę. Spiął ciało. Szarpnął. Zaklął cicho acz siarczyście, co łaskawie zagłuszył wokal Stinga.
- Jestem związany – zauważył błyskotliwie sprawdzając wytrzymałość więzów na nadgarstkach i kostkach.

- Mhm – Jelena kucała na stołku naprzeciwko niego z tak samo ciekawsko i nieludzko przekrzywioną głową jak zawsze gdy jakiś widok ją pochłonął. - Wybacz mi... Mam nadzieję, że nie przesadziłam z ilością proszków nasennych?

- Chyba nie skoro się obudziłem. Ile ich wsypałaś?

- Kilka.

- Kilka? To znaczy ile? Trzy? Cztery?

- Jedenaście.

- Kurwa... - rozdrażniony pokręcił głową. - Jesteś kompletnie lekkomyślna. A jakbym się nie dobudził?

- Ale się dobudziłeś. Po dwóch dniach ale jednak – jej uśmiech był szczery, szeroki i frywolny. Nie było w nim śladu wyrzutów.

- Dwóch dniach? - Michalita szarpnął się aż krzesło zaczęło podskakiwać rytmicznie ponad betonową podłogę. Trwało to krótko bo i nie dawało żadnych efektów.

- Wyszalało się moje maleństwo? - Jelena złożyła usta w dzióbek i przemówiła tonem zarezerwowanym dla dzieci do drugiego roku życia.

Daniel przygryzł wargę, przełknął urażoną dumę i zapytał rzeczowo:
- No dobrze, w takim razie jaki jest plan?

- Mówiłam ci. Chcę pogadać z tym... - szukała właściwego słowa – czymś, co miesza ci w mózgu. Zapytałeś co jeśli nie zechce się ze mną widzieć. Teraz będzie musiał. Porzuciłeś misję ponurego kosiarza małoletnich cherubinków, nie do końca z własnej woli. Jesteś... jakby bezwładny. Bezradny. Wyłączony z działań operacyjnych. Agent w stanie przymusowego spoczynku, tudzież koleżeńskiego uprowadzenia. Twój anioł czy demon będzie musiał przejść się do ciebie osobiście żeby sprawdzić czemu nie klepiesz od dwóch wieczorów natchnionych paciorków i nie zbierasz mu pierza na poduszki.

- Jelena... nie rób tego. To nie jest bezpieczny plan, głównie dla ciebie. Ta istota... jest potężna.

- Niestety jest to jedyny plan na jaki wpadłam – nie wyglądała na specjalnie przejętą. Machała burzą loków w rytmie melodii mrucząc pod nosem refren.

Every move you make
Every vow you break
Every smile you fake
every claim you stake
I’ll be watching you

- Kurwa... To się nie skończy dobrze – zawyrokował Daniel.

- Przecież to dla twojego dobra. Nie przejmuj się za bardzo, wiesz przecież, że włos ci z głowy nie spadnie.

- A tobie?

- Nie lubię jak jesteś śmiertelnie poważny – pokazała mu język pląsając tango z wyimaginowanym partnerem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-01-2014 o 20:23.
liliel jest offline  
Stary 07-01-2014, 17:26   #16
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Na słowa Ezekiela Echo pomyślała, że oni nie są mniej potrzebujący od reszty ludzi na tej planecie. Tułają się nie inaczej niż inni. Błądzą chociaż wiedzą gdzie idą. Echo ciągle targały wyrzuty sumienia i ciągła rozterka. Gdyby nie wyrzekła się Ojca nie ciążył by na niej grzech. Gdyby jednak została nie mogła by chronić ludzi. Było to jej jak i każdego innego cherubina główne i najważniejsze zadanie. Cóż z tego jeśli pomimo obserwacji ziemi i ludzi łatwiej jej było odczytać intencje duszy i niż wiedzieć dokąd się udać. Dodatkowo jej wieź z Tronem osłabła, albo przeistoczyła się. Echo nie rozumiała nowych uczuć. Zwątpienie, strach? Ból? Te emocje i odczucia były jej obce ale powoli wdzierały się do wnętrza, do istoty tego czym była. Anielica nie była nawet pewna czy posiadała duszę. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Każdy człowiek ją miał. Był też jednak materialny, a anioły niekoniecznie lub nie zawsze.

Echo otrząsnęła się z zamyślenia. Ten przed nią był grzesznikiem. Pierwszym, który podniósł rękę na drugą istotę ludzką zabijając ją. Od wielu pokoleń odkupywał swoje winy. Echo choć znała wagę jego czynu zawsze czuła smutek związany z jego osobą. Żal, że ludzie upadli. Poprawiając ułożenie łap Echo pewniej zaparła się o drzwi.
- Tułaczu - odezwała się do postaci oświetlonej zielenią. Przemawiając w mowie aniołów była pewna, że jakimkolwiek językiem by się nie posługiwał jej słowa dotrą do niego.
- Wieczny Tułaczu, pokutniku zbierz swe myśli i odpowiedz mi. Ofiarujesz mi swoją pomoc? - odpowiedziała jej cisza. Echo rozejrzała się po pomieszczeniu. Zielona łuna nie pozwalała na dojrzenie wszystkiego, jednak Ezekiel pomógł. Poza Kainem w celi nie było niczego.

Echo potrzebowała odpowiedzi. Nie chciała… nie powinna zostawiać Kaina tutaj. Jego pokutą jest niekończąca się tułaczka. Poza tym mógł jej pomóc jak i innym a to na pewno nie zostanie mu zapomniane.
- Kain - anielica ponownie odezwała się do tułacza - twoja pokuta może dobiec końca. Ojciec na pewno uzna twą pomoc. Jak wróci - tego Echo była pewna. Musiała być, było to jej siłą napędową i powodem do czynów. Bez tej wiary nie postanowiła by upaść w pierwszym wypadku.
Mężczyna podniósł głowę do góry. W świetle jedne z jego oczu zajaśniało. Echo to wystarczyło. Oboje z Ezekielem odczuli powątpiewanie. Zapewne nie raz składano mu taką obietnicę. Jednak pod grubą warstwą bólu i beznadziei kryła się nadzieja. Anielica uśmiechnęła się promiennie i opadła na ziemię. Korytarz z celami nie był szeroki i Echo musiała odrobinę podreptać w miejscu zanim skierowała się w kierunku klucza.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-01-2014, 23:03   #17
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Wąż cierpiał, jak nie cierpiał jeszcze nigdy. Przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie cierpiał jak nikt nigdy nie cierpiał, ale szybko odrzucił tę możliwość. Śmierdziała brakiem pokory.
Anael cierpiała bardziej. Czuł resztki jej istoty, pełzające pomiędzy śmierdzącymi, wijącymi się w bólu zwałami jego esencji. Rozjaśniały mrok. Paliły żywym ogniem. Każda z cząstek, które składały się na jego istotę rozdzierana była ciągłym, niepowstrzymanym bólem świadomości tego czym jest. Bezdusznym potworem. Tym co zostaje, gdy obedrze się anioła z wszystkiego co dobre. Nie było większej tortury, której Wąż mógłby się poddać, a jednak wytrwał w ciele Anael póki było ono w stanie wytrzymać napór dwóch sprzeczności. Musiał, nie było innej możliwości by wydobyć z anielicy wiedzę, którą posiadała.
Mimo poświęcenia, nie potrafił jednoznacznie ocenić na ile przydadzą się zdobyte przez niego informacje. Jego umysł był przytłoczony, przytłumiony, zmącony, zamglony, pełen oderwanych, poplątanych obrazów i myśli. Może w ciele, które nie będzie chciało go unicestwić będzie w stanie uporządkować resztki Anael.
Spojrzał na Smoka spod opadających niemal już bezwładnie powiek. Walerian Anguis przyglądał się z zaciekawieniem i najwyraźniej nie mógł się doczekać przedstawienia. Wąż kazał mu wyjść, ale ciekawość zwyciężyła. Nie codziennie ogląda się przecież coś takiego. Wąż uśmiechnął się i chwiejnym krokiem podszedł do wampirzycy. Nie lubił przejmować ciał nieludzi. Były co prawda silniejsze, odporniejsze, ale jednocześnie zawsze pozostawały ciałami potworów o wymyślnych gustach i potrzebach. Ciekawiło go, czy będzie musiał pić krew by utrzymać ciało przy życiu. Darowanej wampirzycy nie zagląda się jednak w zęby.
Chyba że chce się posiąść jej ciało wypalając z niej resztki pokręconej duszy. Dziewczyna była pełna energii, świeżo napojona ciepłą posoką. Węża zaciekawiło, skąd Smok wziął ofiarę dla pijawki? Czy będzie skłonny napoić i jego, jeżeli zajdzie taka potrzeba? Cóż, przyjdzie czas by odpowiedzieć i na te pytania. Teraz była natomiast najwyższa pora by rozpocząć zabawę. Wąż podpełzł bliżej na swoich pożyczonych, kruchych nogach. Dziewczyna próbowała uciec, wbić się plecami w ścianę celi. Na niewiele się jej to zdało. Nie było miejsca gdzie mogła by się przed nim ukryć.
Mijały sekundy, wampirzyca wiła się i szukała odpowiedniego momentu by zaatakować. Nie doczekała się. Wąż uderzył całą mocą swego zmaltretowanego istnienia. Ciało Anael napięło się, jak struna i wygięło, aż nie trzasnęły kręgi, a żebra nie wystrzeliły przez bladą, pokrytą sinymi plamami skórę, rozbryzgując poczerniałą, nienaturalnie gęstą posokę dookoła. Z naprężonego do granic możliwości gardła dobył się wrzask, przypominający zawodzenie wiatru w kominie i zarzynanego konia. Były też bębny, trąby i płacz, wszystko to w jednym złowieszczym wyciu. Wraz z dźwiękiem, ciało Anael opuścił i Wąż.

[media]http://24.media.tumblr.com/230e257d62f7c92596d972fc97f0d4ed/tumblr_mor8t6zqA31swsx2io1_250.gif[/media]

Czerwone zwoje jego lotnej esencji wypełniły pomieszczenie, ocierając się o ściany ze zgrzytem tysiąca zębów i wywołując niekontrolowane wyładowania elektryczne. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale demon widoczny był w całej swojej złowrogiej okazałości. Nim można było mu się jednak dobrze przyjrzeć, kumulujący się pod sklepieniem dym skoncentrował się w pulsujący energią strumień i zaatakował wampirzycę, wciskając się w jej oczy, nos, uszy i usta, dławiąc ją i powalając na kolana, wypełnił ją, jak szyty na miarę garnitur.
W tym samym czasie ciało Anael płonęło, topiło się i rozpadało na oczach Smoka. Najpierw zniknęła twarz, rozdzierana wewnętrznym żarem, potem skóra zaczęła spływać z dziewczęcego ciała, w końcu przerażające pozostałości spłonęły i rozsypały się w pył. Zapach ozonu rozmywał się i ginął pod smrodem siarki.
Wampirzyca zamrugała i przeciągnęła się. Strzeliły stawy.
- Tak - rzekł Wąż z powagą, badając swą nową siedzibę - Interesujące.

[media]http://25.media.tumblr.com/9bece859b1f199327047050983fbb6a7/tumblr_mog2s7q42M1r4uyleo1_500.gif[/media]

Walerian nie zdawał sobie sprawy, jak delikatny i miły dla ucha głos miała wampirzyca. Może to za sprawą przebiegłości Węża, ale to co do niedawna można było postrzegać tylko w kategorii potwora, teraz zdawało się godnym opieki i miłosierdzia. Tam gdzie przed chwilą wiła się krwiożercza bestia, której twarz wykrzywiał niemożliwy do zaspokojenia głód, teraz stała zwykła nastolatka na krawędzi kobiecości. Zagubiona w okrutnym świecie.
Zagubiona? Dziewczyna podniosła dłonie na wysokość oczu i przez chwilę wpatrywała się w nie, jakby próbowała odczytać swe przeznaczenie.
- Kim ja jestem? - zapytała cicho, spokojnie, bez zbędnej histerii.
Podniosła pozbawione demonicznej czerwieni bladobłękitne oczy na Smoka.
Albo Wąż próbował go oszukać, albo coś poszło bardzo źle.

Straciła przytomność - wampirzyca, demonica, czymkolwiek teraz była - zamknęła oczy i upadła na ziemię, jak podcięta marionetka. Smok nie wiedział co zrobić, czy mógł jej dotknąć, czy powinien ją ruszać? Pojawił się medyk, wraz ze stukotem drewnianej laski i krzywym uśmieszkiem. Nawet przez chwilę nie zawahał się przed zbadaniem pozbawionej ducha istoty. Zapytany, dlaczego się nie obawiał jakichś nieoczekiwanych, nadprzyrodzonych konsekwencji zapewne odpowiedziałby coś w rodzaju - nie wiedziałem, że powinienem.
Taki był ten Doktor, którego Smok znał tylko z jego tytułu. Nie bał się śmierci, a nawet jej szukał. O istotach nadprzyrodzonych wiedział niewiele więcej niż nic, a jednak póki mieszkały w Walii opiekował się nimi, jak potrafił. O ile Smok mógł stwierdzić, był dobry w swym fachu.
A teraz zbadał puls wampirzycy i nie odkrywszy go stwierdził, żę wszystko jest w jak najlepszym porządku i dziewczyna potrzebuje tylko odpoczynku. Najlepiej w jakiejś mniej śmierdzącej zgniłymi jajami i uderzeniem pioruna celi, albo może w pokoju z dużym łóżkiem i miękką pościelą.
Zanim wyszedł, kulejąc jakoś mniej niż poprzednio, poinformował zainteresowanych, że drugi gość lochów tego kurortu wybudził się ze swego letargu i może przyjmować już petentów.
Smok miał więc teraz wśród swych podopiecznych nieprzytomnego demona w ciele wampira i anielicę o wystrzępionych skrzydłach.



Gdy Dobry Doktor zostawił ją samą. Miriam zasnęła czując na sobie wzrok Finna. Tym razem nie śniła. Tym razem jej wymęczony umysł porządkował informacje. Zupełnie tak jak kiedyś, gdy jeszcze była pełnoprawnym pierzastym niebiańskim oficerem. Wspomnienia, a nie złowrogie, niezrozumiałe mary senne.
Pierwszy pojawił się ptasi bożek. Z nim musiała się rozprawić bez zbędnej zwłoki. Pamięć tego co jej zrobił ciążyła na sercu anielicy i nie pozwoliła odnaleźć spokoju. A jednak, gdyby wpadła w ręce jakiegoś innego stwora, być może nie wyszłaby z tego relatywnie nietknięta.
Bożek był nią zafascynowany. Gdy obudziła się po raz pierwszy w jego podziemnym gnieździe, czuła na sobie jego wzrok i słyszała ciężki, zionący podnieceniem oddech. Nie miała jednak czasu by zbadać przerażenie, które nią wstrząsnęło na myśl o tym, co może uczynić jej ciału. Przez większość czasu w niewoli była nieświadoma. Krótkie chwile, które wyrywała ze szponów koszmaru spędzała najczęściej zagubiona i cierpiąca. Często nie wiedziała gdzie jest, a nawet kim jest. Czasem budził ją ból wyrywanych piór. Raz przecknęła się gdy ptasi potwór czesał ją staroświedzką szczotką z końskiego włosia. Słyszała jak liczył swym sykliwym, skrzeczącym głosem pociągnięcia.
- Siedemdziesiąc trzy, siedemdziesiąt cztery… pięć…
Częściej jednak budziły ją wrzaski i jęki konających. Nie była sama w swym więzieniu.


Teraz mogła z pełną świadomością ocenić, że nie była sama, a jedak panujące dookoła cierpienie nigdy jej nie dosięgło. Jej współwięźniowie padali jak muchy, bo przecież tak straszliwe wrzaski musiały należeć do konających, a ona była myta, czesana, karmiona. W kilku okropnych momentach słabości wydawało jej się, że czuje się bezpiecznie w swojej celi i bardziej obawia się tego co może ją spotkać na zewnątrz.
Wrażenie to wzmocniła jeszcze rozmowa, którą podsłuchała przez przypadek będąc bardziej przytomną niż powinna. Jej opiekun rozmawiał z kimś o pięknym, melodyjnym głosie, który był jej znajomy. Nie mogła jednak przypomnieć sobie gdzie go wcześniej słyszała. Ptasi bożek mówił cicho, jakby obawiał się gościa.
- Zabiłem ją. Oczywiście, żę ją zabiłem. Taka jest umowa, zabijać wszystko - mamrotał.
- Dokładnie tak - głos niczym złoty dzwonek - Zabijać wszystko, co próbuje przebyć las. Do Walii nic nie może się dostać i nic się z niej nie może wydostać - nagle dźwięk złotego dzwonka nabrał filuterności kryształu - Zabawiłeś się z nią zanim się jej pozbyłeś? Jaka była?
- Miała piękne skrzydła - odparł smutno bożek.
Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Będziesz miał te swoje prawdziwe skrzydła! - rozmówca miał widocznie wybuchowy temperament - Szef o to zadba. Ty zabijasz, szef daje ci skrzydła. Taka jest umowa.
- Umowa - szept jej oprawcy docierał do uszu Miriam, jakby z bardzo daleka. Więcej nie pamiętała.
Teraz mogła spokojnie wyciągnąć wnioski z tego co usłyszała. Myśl, że może zawdzięczać życie istocie, która przetrzymywała ją spętaną i otumanioną w bunkrze, przyprawiła ją o mdłości.
Oczyściła umysł. Miała jeszcze jedną myśl do rozważenia, zbadania i uporządkowania.
Cudzy sen, który zaplątał się w jej majaki. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że księga, której desperat ze snu nie był w stanie przeczytać, była jakaś znajoma. Miała to na końcu języka.
Nie dane było jej jednak wydobyć tego wspomnienia na wierzch.
Poruszenie i dźwięki wyciągnęły ją z medytacji. Stuk laski i czyjeś kroki. Co najmniej dwie osoby zbliżały się do jej celi. W tym jedna była zdecydowanie mniej ludzka, od drugiej. Czyżby Dobry Doktor sprowadził naczelnika tego więzienia? Miriam usiadła i zupełnie nieskutecznie próbowała wyprostować zmarszczki na swojej pożyczonej piżamce. Nie godzi się w końcu przyjmować gości w stanie pogniecenia.
Drzwi skrzypnęły. Klamka poruszyła się.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 01-02-2014, 18:50   #18
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Smok zajął się już sprawą Węża/Anael, niestety nie wszystko potoczyło się tak jak tego sobie życzył miał nadzieje. Istota po przejęciu nowego naczynia odpowie na kilka jego pytań ale najwyraźniej jej esencja była już zbyt wyczerpana po ostatnich bataliach by wytrzymać stres związany z opętaniem, musi odpocząć. Niestety pewne sprawy nie mogły czekać na jej przebudzenie w lochach przebywał kolejny “Gość” a Żmij nie lubił kazać im czekać. Doktor już w celi byłej wampirzycy powiedział mu , że kobieta znaleziona w leży bożka jest aniołem. Znacznie poprawiło to nastrój Smoka co prawda w pierwszej swojej wizycie Istota mówiła “Sprowadzę innych podobnych tobie” ale wiedząc kim była spodziewał się raczej ,że do bram Walli wkrótce zaczną kołatać demony i wampiry renegaci. Anielica zdecydowanie była miłą odmianą. Trasa do celi nie zajęła mu dużo czasu. Gdy jego ręka spoczęła już na klamce natura gościa nie budziła już żadnych podejrzeń delikatne drżenie powietrza, ledwo wyczuwalny zapach ozonu i to uczucie, że ta część lochów jest zdecydowanie lepsza od reszty, jasno wskazywały na obecność anioła z resztą same runy ochronne też wydawały charakterystyczny dla tego typu istot dźwięk. Jak opisać można by było ludzką formę smoka ? Wysoki mężczyzna koło czterdziestki o atletycznej budowie o czarnych włosach i równie czarnych gęstych brwiach które jego twarzy nieustannie nadawały groźny wyraz, wąskie usta i oczy, oczy w których mieszkała burza. Ubrany był w ciemne jeansy i białą koszulę.
- Witam -
- Witam w moim Domu - powiedział jeszcze Walerian.
- Nazywam się Walerian Anguis , powiedz proszę Anielico co sprowadziło cię na moje ziemie ? -
- Mam na imię Miriam. głos młodej blondynki był cichy i spokojny, z jej zielonych oczu wyzierała czysta niewinność, choć z całej jej istoty biła delikatna czujność. Pokręciła lekko głową i westchnęła cicho
- Nie przyszłam do Ciebie z własnej woli… dałam się złapać w pułapkę i potem nic już nie zależało ode mnie.
Smok zmierzył anielicę wzrokiem i nie odstrzegłwszy żadnych oznak zagrożenia z jej strony pozwolił sobie na rozluźnienie atmosfery.
- Zabieram ja doktorze rozumiem ,że to nie problem -
Doktor nie był zachwycony tą wypowiedzią ale ton rozkazu użyty przez Smoka nie pozostawiał mu wiele wyboru, nie miał on w planie jednak po prostu puścić tego płazem.
- Powinna leżeć i odpoczywać, żadnych przeniesień. Po za tym kto wie co ze sobą przywlekła z tego leża. - Przepełniony jadem chrypliwy głos człowieka wypełnił celę szpitalną.
- Zapraszam w takim razie w jakieś bardziej przyjazne miejsce, tam porozmawiamy -
Powiedział Walerian wyciągając rękę w stronę anielicy, by pomóc jej wstać z szpitalnego łóżka. Odpowiedz doktora natomiast całkowicie zignorował.
Bez powodzenia po raz kolejny wygładziła zagniecenia na piżamce i lekko podała drobną dłoń czekającemu mężczyźnie, uśmiechając się delikatnie.
- Z chęcią chociaż na chwilę uwolnię się od widoku tej aparatury. - przeniosła nieco spłoszone spojrzenie na doktora i dodała cicho - Kolano mniej dokucza?
Mężczyzna wykrzywił się w nieco maniakalnym uśmiechu.
- Tak, a na końcu tęczy znalazłem garnek złota - już nim skończył mówić na jego twarzy rysowała się rezygnacja - Ale pewnie to całkiem możliwe, co? - przeniósł wzrok na Waleriana i bez problemu odczytał w jego spojrzeniu potwierdzenie swoich najgorszych przypuszczeń.
- Cholerne mitologiczne stwory - burknął kuśtykając do wyjścia - Nawet porządne ad absurdum potrafią rozpaskudzić.
- A róbcie co chcecie - warknął, znikając za progiem - Ja pójdę się zajmę prawdziwymi pacjentami.
- Przepraszam za warunki ale musisz zrozumieć, że zaufanie to nie łatwy do znalezienia towar w naszych czasach i środki bezpieczeństwa musiały zostać zachowane. Niestety informacja o twoim tu przybyciu dotarła do mnie dopiero przed paroma minutami, w innym wypadku prędzej uwolnił bym cię od tych warunków. -
- Na razie jednak zapewne pragnęła byś przyodziać się w coś bardziej odpowiedniego, ubrania zaraz zostaną przyniesione. Pozwolę sobie poczekać na zewnątrz do czasu gdy będziesz gotowa. -
Smok po wypowiedzeniu tych słów odwrócił się i opuścił salę wraz całą resztą “gości”. Na odzież nie było trzeba czekać długo, zaledwie kilka sekund później w drzwiach stanęła odziana w mundur kobieta(Nicol) która wręczyła Miriam komplet bielizny ,dżinsy i bluzkę.
- Dziękuję. - anielica przelotnie spojrzała na kobietę, odbierając od niej ubrania i uśmiechnęła się z wdzięcznością, na co Nicol odpowiedziała mimowolnym uśmiechem. Kiedy ubrana w mundur kobieta wyszła, Miriam szybko przebrała się w “normalne” ciuchy. Jasne dżinsy okazały się nieco przykrótkie, więc podwinęła je do pół łydki, odsłaniając nieco zbyt chude nogi i z dumą prezentując nowiutkie, błyszczące air max’y. Czas spędzony w niewoli silnie odbił się na jej i tak szczupłej sylwetce. Dlatego też beżowy krótki rękawek okazał się nieco zbyt luźny… ale ogólnie całość prezentowała się zdecydowanie lepiej, niż piżamka w króliczki.
Smok widząc wychodzącą z celi szpitalnej anielicę skierował się w asyście kobiety która przyniosła Miriam ubranie w kierunku schodów znajdujących się na końcu korytarza, gestem zapraszając gościa do podążania za nim. Po opuszczeniu “lochów” teren Walli wydawał się znacznie przyjemniejszy, wokół kręciło się bardzo wielu jak na te czasu ludzi większość wypełniając swoje codzienne obowiązki. Kierując się w stronę głównego kompleksu



nie dość uważny obserwator pomyślał by ,że tego regionu nie nawet dosięgnęła plaga potworów. Niestety rzeczywistość nie była taka piękna, na twarzach ludzi dało się dostrzec cień niepokoju a w ich oczach niepewność o przyszłość, bardzo duże zagęszczenie mundurowych też psuło cały wizerunek. Trasa przez piętra hotelu także nie była już tym co dawniej, wnętrze zostało całkowicie ogołocone. Nie było one jednak bestialsko zrujnowane, a po prostu rozebrane. Każdy kawałek przestrzeni ,każdy mebel i skrawek materiału miał tu swoje zastosowanie.
Trasa po setkach schodów na sam szczyt hotelu była dla by zapewne dla anielicy nie do przebycia gdyby nie silne ramie gospodarza które zostało jej oferowane zaraz przed wejściem na klatkę schodową, na szczęście z jego pomocą nawet osłabiona anielica dała radę dostać się na szczyt. Na klatce schodowej mała grupka mijała dziesiątki osób kobiety ,dzieci ,mężczyzn w każdym wieku i prawiących się wszelakimi zajęciami wszyscy jednak jednomyślnie schodzili im z drogi pozwalając na spokojne przejście, kilku mundurowych których zastali po drodze salutowało też idącej za nimi Nicol która z niewiadomych Miriam powodów wbijała w jej plecy pełne gniewu spojrzenie.
Największe zaskoczenie odczuła natomiast Anielica gdzieś w okolicy ósmego piętra gdy wyczuła na szczycie hotelu bardzo potężną choć trudną do rozpoznania aurę.
Miriam rozglądała się wokół szeroko otwartymi oczami, chłonąc każdy szczegół otoczenia z niemal dziecięcym zachwytem, którego nie zdołało w niej zabić nawet porwanie i uwięzienie przez ptasiego bożka. Od kiedy upadła, przebywała raczej w znacznie słabiej zachowanych miejscach, dlatego siedziba Waleriana wzbudzała w niej takie zainteresowanie. Zwłaszcza, że na szczt budynku przyciągało ją coś jeszcze… coś, czego na razie nie potrafiła nazwać, ale co z pewnością było potężne.
Rozglądając się wokół siebie, co rusz natrafiała na nieprzyjazne spojrzenie idącej za nimi kobiety. Czy miało związek z tym, że gospodarz obejmuje ją ramieniem, pomagając wspinać się po niekończących się stopniach? Miriam przez chwilę skupiła się nieco mocniej na Nicol, chłonąc jej emocje
Poczuła całą mieszankę uczuć. Części z nich się spodziewała… ale część była dla niej zaskoczeniem. Gdyby chodziło tylko o zadurzenie, Miriam mogłaby uspokoić kobietę. Przecież zamierza opuścić to miejsce tak szybko, jak tylko będzie mogła, a z Walerianem nie łączy jej nic… poza tym, że żadne z nich nie było zwykłym śmiertelnikiem. Ale skąd gniew z powodu niewłaściwego zachowania się? Ze skomplikowanej mieszanki emocji udało się anielicy zrozumieć, że Nicol uważa smoka za swoje… bóstwo, a więc wszyscy powinni oddawać mu cześć. Ale przecież istniał tylko jeden, którego Miriam wielbiłą całą swą istotą, dopóki…
Westchnęła i skupiła się na wspinaczce po schodach. Wyglądało na to, że z kobietą w mundurze nie będzie łatwo się zaprzyjaźnić.

Wchodząc z klatki schodowej na najwyższe piętro hotelu anielica ujrzała długi korytarz który prowadził do sporych rozmiarów wrót na jego końcu pod ścianami po prawej i lewej stronie ciągnęły się niczym kolumnada szklane gabloty wypełnione przeróżnymi “artefaktami” z czasów gdy wiara w Jej Pana i Ojca nie dotarł jeszcze do tej części świata, miecze z brązu ,statuetki bogów o czterech twarzach ,hełmy i narzędzia.spoczywały w szklanych teraz już zakurzonych i brudnawych gablotach.


Przed otwarciem wrót do swej domeny smok wystąpił naprzód i położył dłoń na drzwiach szepcząc kilka słów w języku który jeszcze miał w sobie iskrę stworzenia, następnie odwrócił się do Anielicy i oficjalnym tonem powiedział
- Witam cię w mojej domenie moja Pani i zapraszam, dając ci prawo Gościa.
Następnie otworzył drzwi wbudowane we wrota i gestem zaprosił Nicol i Miriam do środka.
Wnętrze wyglądało jak przykładowy opłacany za bajońskie sumy mieszkanie apartamentu, podłoga z nieskazitelnego ciemnego i jasnego granitu układającego się pod stopami w skomplikowane symbole nieznanego anielicy pochodzenia, meble z najwyższej jakości drewna i skóry, puchate dywany i antyki mnóstwo antyków stojących właściwie w każdym wolnym miejscu apartamentu. Położenie aury stało się też znacznie bardziej oczywiste emanowała ona zza drzwi pokoju po lewej stronie.
Miriam uśmiechnęła się lekko.
- Czy bez tak wyraźnego zaproszenia przejście przez otwarte drzwi skończyłoby się dla mnie niezbyt przyjemnie?
Nadal stała w progu, chłonąc każdy szczegół tego miejsca i ostrożnie badając nieznaną jej aurę.
- Kiedyś moje Leże i cała domena stała otworem dla każdego... - odpowiedział smutnym głosem Walerian.
- Niestety czasy się zmieniły, całą moją domenę musiałem otoczyć fetyszami by wiedzieć gdy tacy jak my, nienaturalni wchodzą na jej teren. -
- Kilka miejsc musiałem też całkowicie odizolować, tak jak moje Leże czy chociażby lochy, bądź salę Séveriana -
- Séveriana? - Miriam uniosła lekko brew w niedokończonym pytaniu.
- Séverian jest oficjalnym dowódcą mieszkających tu ludzi, nie chciałem przejmować tu oficjalnie władzy…Choć nie ukrywam ,że moje zdanie ma tu często decydujące znaczenie, zwłaszcza w sprawie takich istot jak my. Zwykłe ludzkie sprawy najlepiej zostawiać ludziom .
- W takim razie dziękuję za zaproszenie. - anielica skinęła lekko głową i weszła do pomieszczenia, cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.
- Zapraszam - powiedział Smok wskazując na jedno z krzeseł przy dużym ciężkim dębowym stole, który znajdował się w pokoju który najtrafniej można było nazwać jadalnią, a po tym jak Anielica zajęła miejsce zadał jej pytanie którego zapewne nie chciała usłyszeć ale musiało ono zostać wypowiedziane.
- Powiedz mi teraz proszę, jak to się stało ,że zwiadowcy znaleźli cię w leżu ptasiego bożka ?
- Sama chciałabym to wiedzieć. - odpowiedziała cicho - Słyszałam krzyki, ktoś wołał o pomoc… a potem otoczyło mnie stado ptaków i ocknęłam się w celi. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego czasu.
Zamilkła na dłuższą chwilę, nim odezwała się ponownie.
- Jak mnie znaleźliście? Skąd wiedzieliście, że… dlaczego tam w ogóle przyszliście?
- Nie szukaliśmy cię, ale w sprawie twojego ocalenia z pewnością będziesz musiała podziękować Istocie, która odpoczywa teraz w tym pokoju. - odpowiedział Aitvares wskazując na drzwi z za których Miriam wyczuwała dziwną aurę.
- Po śladach zniszczenia jakie pozostawiła walcząc z Bożkiem dotarliśmy do jego Leża gdzie byłaś przetrzymywana. - nagle oczy smoka powiększyły się odrobinę i widać było ,że nagle coś sobie przypomniał.
-Powiedz mi Miriam, czy w twoim chórze była może anielica imieniem Anael ?-
Kobieta zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć to imię. W końcu przecząco pokręciła głową.
- Byłam Aniołem Stróżem, nie było mi dane śpiewać w chórze. Jedynie przez krótki czas… zbyt krótki… - westchnęła boleśnie na wspomnienie utraconego szczęścia.
- Dlaczego pytasz?*
- Anael… wraz z gościem była tu u mnie i przedstawiła mi pewną propozycję… Zastanawiałem się czy nie jesteś może jedną z przysłanych przez nią osób. - odpowiedział .
- Ale myślę ,że jako jedna z skrzydlatych jesteś dość godna zaufania by przedstawić ją także i tobie. Aneal ma teorię która może pozwolić nam przywrócić słońcu jego blask. Chociaż próba przekazania mi jej kosztowała ją wiele. -
- W takim razie jeszcze jedno pytanie, czy kojarzysz może istotę zwaną Wężem ?
- Wąż? Ten Pierwszy? - Miriam zmarszczyła brwi w zamyśleniu, a potem pokręciła głową - Moje spojrzenie skierowane było zawsze na Ziemię i jej mieszkańców… przykro mi, ale nie znam odpowiedzi na Twoje pytania.
- W takim razie jeżeli wszystko pójdzie dobrze to wkrótce je odkryjesz - odpowiedział tajemniczo Smok .
- Ale dopóki nasz drugi gość się nie obudzi czuj się jak u siebie w domu, wkrótce wszystko powinno się wyjaśnić.
Miriam skinęła głową, chcąc podziękować za gościnę, gdy z okolic paska od spodni dobiegło ciche burczenie, po którym anielica zaczerwieniła się gwałtownie.
- Czy masz tu coś do jedzenia? - zapytała nieśmiało.
- Oczywiście - odpowiedział.
- Choć przyznam ,że jestem zaskoczony. Nie wiedziałem ,że anioły odczuwają takie potrzeby. Czy ma to coś wspólnego z naszym słońcem czy może po prostu to brak waszego Boga ? -
Kontynuował dalej Smok w czasie swojej wędrówki do kuchni skąd wrócił po chwili trzymając w dłoniach bochen chleba, sporych rozmiarów gomółkę sera i trochę owoców.
W odpowiedzi kobieta lekko wzruszyła ramionami.
- Upadłam i przyjęłam ludzkie ciało, więc mam takie same potrzeby, jak wszyscy ludzie… - jej rumieniec jakby lekko się pogłębił, gdy przypomniała sobie swoje początki na Ziemi.
- Dziękuję. - szepnęła, odbierając jedzenie z rąk gospodarza.

Praca wspólna Viviaen & Czajos
Z gościnnym występem f.leji :P
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 03-02-2014 o 21:31.
czajos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172