lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Postapokalipsa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/)
-   -   Tramwaj 2022 - SESJA ZAWIESZONA (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/13936-tramwaj-2022-sesja-zawieszona.html)

Aschaar 05-04-2014 01:19

Joseph wyszedł z piwnicy z mieszanymi uczuciami. W każdej kwestii mieszanymi. Pewnie gdzieś tam jego niemiecki, poukładany umysł początkowo łudził się, że wszystko skończy się w zasadzie zanim się zacznie – przybędą jacyś ratownicy; sratatata; konsulat przy Ratajczaka; jedyny polski adres i numer, który pamiętał: +48 668 134 395; dwa, trzy telefony i do widzenia zrujnowana dziuro – samochód czy samolot i Köln… Teraz nie wyglądało to tak słodko, w zasadzie to nie wyglądało w ogóle – ten niby cywilizowany kraj nie miał absolutnie nic „w razie W”… Co za dno…

Zupełnie bez przekonania przyglądał się majstrującemu przy zamku chłopakowi. Kiedy mieszkanie stanęło otworem wszedł i rozejrzał się po wnętrzu. Znaleźli – zgodnie z przewidywaniami Seppa – niewiele, bo kto przy zdrowych zmysłach przechowuje w mieszkaniu zapasy na miesiąc. W domu, kiedy ma się do dyspozycji piwnicę, garaż i kupę miejsca – oraz daleko do sklepu – to tak; można trzymać zapasy…

Mechanicznie wepchnął butelkę wódki do plecaka i podszedł do okna.


Willa przy Marbergweg 1, oddzielona szpalerem drzew od Kuthstrasse była miejscem, które wzbudzało w chłopaku mieszane uczucia. Z jednej strony był to dom rodzinny, z drugiej - miejsce, w którym nie lubił przebywać. Wieczne pytania, oczekiwania, wymagania. Poprzeczka postawiona tak wysoko, że w zasadzie ciężko było gdzieś w jej okolice doskoczyć. Z drugiej strony – przyznawał to szczerze i niechętnie – ustawiona na tyle nisko, że gdyby tylko chciał – doskoczyłby bez wielkiego problemu. Tyle, że nie chciał. Jego natura buntowała się przeciwko nakazom i zakazom, które nie były wymyślone przez niego samego. Nie miał problemów z tym, aby zrezygnować ze swoich przyjemności i w środku imprezy wyjść po kogoś na dworzec, ale siedział jak kretyn na stacji S-Bahn z kwadrans, aby przyjść kilkanaście minut po umówionej godzinie powrotu do domu.

W zasadzie nie wiadomo dlaczego zaczął o tym myśleć. Jasne, że wiedział. Psychologiczny bełkot doktora Kurzmanna wygłaszany na każdym wykładzie z charakterystycznym „jaaaa. Liebe Studenten und Damen…” praktycznie przed każdym akapitem. Pochylona postawa i ogromna wiedza pozwalającą mu prześlizgiwać się po tematach, robić całkowicie konsystentne nawiązania i wtrącenia.


Der Begriff des „Ich“ bezeichnet in Freuds Modell jene Instanz, die dem bewussten Denken des Alltags, dem Selbstbewusstsein entspricht. Das Ich vermittelt „zwischen den Ansprüchen des Es, des Über-Ich und der sozialen Umwelt mit dem Ziel, psychische und soziale Konflikte konstruktiv aufzulösen.“ Der reife und psychisch gesunde Mensch setzt so an die Stelle des triebhaften Lustprinzips das Realitätsprinzip.
Jaaaa. Liebe Studenten und Damen…
Zu den Elementen des Ichs zählt man in erster Linie die Bewusstseinsleistungen des Wahrnehmens, des Denkens und des Gedächtnisses. Zum Ich zählt man in weiterentwickelten psychoanalytischen Theorien auch das Ich-Gewissen (die vom Ich kritisch und selbstkritisch geprüften handlungsleitenden moralischen Prinzipien, Werte und moralischen Einzelnormen aus dem Über-Ich und aus den Ansprüchen der sozialen Umwelt) sowie die Vorstellungen über die eigene Person, das Selbstbild bzw. Selbst.
Jaaaa. Liebe Studenten und Damen…
Zeller, nicht schlafen, schlafen in ihm nach dem Tod
Jaaaa. Liebe Studenten und Damen…
Der Begriff „Über-Ich“ bezeichnet nach Freud jene psychische Struktur, in der soziale Normen, Werte, Gehorsam, Moral und das Gewissen angesiedelt seien. Sie seien vor allem durch Erziehung erworben und spiegeln die von außen an das Kind herangetragenen, verinnerlichten Werte der Gesellschaft, insbesondere der Eltern wider. Erst durch die Herausbildung des Über-Ich erwerbe der Mensch die Fähigkeit, sich sozialgerecht zu verhalten und seine ursprünglichen Triebregungen eigenständig zu kontrollieren. - Schuldgefühle tauchen auf, wenn die Gebote und Verbote des Über-Ichs nicht befolgt würden.
Jaaaa. Liebe Studenten und Damen…
Der Begriff kann ein intensives Verhältnis zwischen zwei Personen bezeichnen, wenn eine Person für die andere eine besonders starke Identifikationsfigur und gewissermaßen zu einem Teil der eigenen Identität geworden ist. In der Psychologie kann er auch ein „zweites Ich“, eine „zweite Identität“ innerhalb ein und derselben Psyche bezeichnen (Schatten). Ego und Alter Ego sind demnach zwei miteinander in Widerspruch stehende Seiten einer gespaltenen Persönlichkeit. In dieser Bedeutung bezeichnet Alter Ego eine Person, die zwei verschiedene Leben lebt. Die bekanntesten Beispiele aus Literatur und Populärkultur hierfür sind Mr. Hyde, Batman, Hulk, Spider-Man oder Superman.

Jasne, jak już to Mr. Hyde. W zasadzie powiedzmy sobie szczerze to był wypadek.


Joseph zmazał z szyby nieistniejącą plamę krwi... Gdzieś w pamięci odtworzył się zapamiętany fragment kawałka z hotelowego radia...

Otrząsnął się z gapienia sie w okno. Superego poskładało wszystko z powrotem do kupy powołując się na oboawiazek, bliższe cele, konieczność, odpowiedzialność... Bla, bla, bla. Ja, Niemiec, jedyny w tym bajzlu, który ma szanse na podjęcie działań zmieniajacych sytuacje. My, Niemcy, zawsze w takich sytuacjach byliśmy razem, mimo wszystko. Ktoś w końcu musi coś z tym zrobić, skoro ci ludzie zachowują się jak owce, które nie potrafią nic bez pasterza i przewodnika...

Rozejrzał się ponownie po mieszkaniu, zebrał kartkę ze stołu, pozbierał zdjęcia rodzinne i wepchnął do jakiejś szuflady. Odarł mieszkanie ze wszystkiego co nadawało mu prywatny charakter...

- I'll be back soon, going down to the basement. - powiedział przez ramię i wyciągnął z plecaka rozmówki. Przekartkował kilkanaście razy schodząc do piwnicy i poskładał informację:

- Na piętrze jest wygodniej i są ... niewielkie... zapasy. Tam bedzie lepszy widok, jeżeli oczekujecie na pomoc. Dobrze wywieście flage i ognisko przed... kamienicą, aby było wiadomo, że tu jesteście. Chodźcie do góry. Chodźcie tam jest bezpiecznie. Mark dopilnuj wyjście wszystkich.

Wiedział, że nie może wywierać na nich presji - psyhologicznie doprowadziłby do podkopania i tak wątłych konstrukcji. Proponował, doradzał, kopał przez jedwab.

- Zobaczymy się za chwilę na piętrze? - rozdział "spotkania towarzyskie" w rozmówkach na szczęście był... Odwócił się i wbiegł po schodach z powrotem na parter, sprawdził które drzwi są pootwierane...

Revan 06-04-2014 23:11

*** Emilian, Mateusz Czajkowski ***

- Wyżej... - Mateusz poinstruował Miłego. Dopiero na trzecim piętrze się zatrzymał...





Mateusz tylko spojrzał na swojego towarzysza, nie wiedząc za bardzo, co z tym faktem począć.

- Jasny gwint...

*** Yuri Zhevnov, Joseph Kahn, Mirosław ***

Sepp wybiegł gdzieś na moment, zostawiając dwójkę szperaczy w mieszkaniu.

Marek stał przy wejściu do piwnicy, jakby czekając na jego powrót.

- Jasne. - odparł.

Redone 07-04-2014 16:06

W trakcie wybuchu Natalia znajdowała się na Ratajach. Szła sobie spokojnie do galerii. Była świadkiem apokalipsy. Ziemia drżała pod jej stopami, budynki zaczęły walić się, kruszeć niczym lód w który ktoś uderzył młotkiem. Jedni ludzie biegali jak opętani, inni patrzeli na zagładę, wmurowani w ziemię. Strach nie pozwalał im się ruszyć. Ktoś obok niej przewrócił się biegnąc. To starszy mężczyzna, z przyprószonymi siwizną włosami. Nogi już nie te, nie chcą nieść jak dawniej. Kawałek dalej kobieta trzęsła się jakby miała chorobę Alzheimera, po jej nogach spływała stróżka moczu. Tutaj na pewno nie jest bezpiecznie.

Natasha schowała się w pierwszej lepszej klatce, która na szczęście akurat była otwarta. Po chwili schodzili się ludzie z mieszkań żeby zejść do piwnicy, więc poszła za tłumem, nawet nie sprawdzając co się stało. Piwnica wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Nie ma elektryczności, komórki padły, albo pokazywały brak sieci. Słyszała, jak ktoś mówił, że widział atomowego grzyba, a chwilę później wywaliło wszystkie okna w mieszkaniu.

Więcej tu kobiet i dzieci, ledwo dwóch mężczyzn. Godzina 12, kto mógł być w tym czasie w domu... Natalia w tym czasie siedziała skulona pod zimną ścianą, ktoś był na tyle mądry że wziął ze sobą koce na których usiedli. Pierwsze godziny były ciężkie, nie znała nikogo, dzieci płakały. Ale na razie pozostało czekać i nasłuchiwać co tam się u góry dzieje. O dziwo nikt nie był zbyt rozmowny. Polacy znani są z tego, że uwielbiają narzekać, lamentować i żalić się. Ale w piwnicy, oprócz pochlipywania dzieci, było na ogół cicho. Jakby każdy bał się, że słowa mogą przynieść kolejny kataklizm. Z zewnątrz było słychać różne hałasy, ale bezpośrednio nic im nie groziło...

Do czasu, aż usłyszeli ogromny łomot nad sobą. Z każdym takim uderzeniem na suficie pojawiały się pajęczyny pęknięć. Ktoś krzyknął "wali się!", zapanowało poruszenie. Ktoś w końcu wybiegł, reszta ruszyła za nim. Natalia też wybiegła jako jedna z pierwszych.

I dobrze, bo tuż za nią budynek po prostu zaczął się zapadać. Biegała przed siebie ile miała sił w nogach. Po ok. 100m zatrzymała się i obejrzała za siebie. Płonący blok uginał się pod własnym ciężarem. Wyglądało to przerażająco, ale jednocześnie pięknie. Zwłaszcza, iż godzina była pewnie koło 16, a o tej porze roku to już noc. Za nią nikt więcej nie biegł.

Natalia postanowiła znaleźć jedzenie, ale nie widziała żadnego sklepu w zasięgu wzroku. Pamiętała, że coś było po drodze, z której przyszła. Mogła iść w lewo, w stronę Rataj, albo w prawo, w stronę, jak jej GPS wcześniej mówił w komórce, w stronę Malty.

Natalia wybrała drugą opcję i po chwili była już przy galerii. Malta generalnie dopalała się. Budynek był duży, ale pusty w środku, stał jako tako parking piętrowy obok. Jacyś ludzie biegali jak poparzeni. Niektórzy nawet byli poparzeni. Żadnych służb, pomocy, totalny burdel. Wtem, Natalia zauważyła coś dużego. Ogromna, szara sylwetka, wielkości autobusu, maszerująca niemrawo w jej stronę środkiem ulicy.

Po pierwszych trzech sekundach zamurowania zerwała się do biegu i schowała za pobliskim filarem budynku, który jeszcze stoi. A w każdym razie jego pierwsze piętra. Co chwilę zerkała zza filaru próbując dojrzeć czym właściwie jest ta wielka sylwetka, która nadal szła prosto ulicą. W świetle płomieni zobaczyła, że to był słoń. Duży, z opiłowanymi kłami. Prawy bok miał cały poparzony. Zataczał się, ale szedł dalej. Mijając Natalię.

Kobieta patrzyła na ogromne cielsko już nie ze strachem, a ze smutkiem. Posiadała w sobie ogromne pokłady empatii dla zwierząt, czasem nawet większe niż dla ludzi. Widziała rannych mężczyzn, okaleczone kobiety i płaczące dzieci. A to poparzony słoń sprawił, że serce zabiło jej z bezradności i wściekłości. Zwierzęta nie są niczemu winne, to człowiek niszczy siebie i wszystko wkoło.

Gdy zwierzę pobiegło dalej Natasha ruszyła szybkim krokiem w stronę galerii, może jednak uda się coś ze środka uratować. Była strasznie głodna i spragniona. Tak jak się spodziewała na miejscu było więcej osób, które myślały jak ona. Na szczęście nie byli agresywni, każdy wziął tyle jedzenia ile mógł unieść i odchodził. Natalii udało się znaleźć pod gruzem plecak, a do niego wrzuciła jedzenie, które nadawało się do zjedzenia. Nie było tego dużo, najlepsze kąski już zostały zabrane. Wzięła jakieś wafelki, które cudem się ostały. Ryż, choć wątpiła czy uda się gdzieś go ugotować. Trochę zgniecionych jabłek i zmieszany z gruzem rozgnieciony chleb. I tak go wzięła, nie ma co wybrzydzać. Do picia znalazła niestety tylko małą butelkę gazowanego napoju. Jak na złość była tylko jedna nietknięta półka – z przyprawami. Jakby teraz było to komuś potrzebne. Na szczęście ludzie myśleli teraz głównie o jedzeniu, więc udało jej się znaleźć nie rozkradzione kilka paczek tamponów. Na pewno to niedługo będzie towar deficytowy.



Co dalej? Natalia naprawdę nie miała gdzie się podziać. Nikogo jeszcze tu nie znała, komórki nie działały. Postanowiła wrócić do hotelu, w którym mieszkała. Może nie zawalił się jak większość budynków i uda jej się odzyskać rzeczy?
Była zmęczona, ale ruszyła przed siebie, starając się pozostać w cieniu. Nie miała teraz ochoty na nikogo wpadać, w takich sytuacjach ludzie mogą robić się agresywni.
- I pomyśleć, że w zeszłym roku grałam w takim właśnie filmie – powiedziała cicho do siebie.

Szkoda, że teraz nie było jak wtedy. Była jedną z ocalałych, która szczęśliwie była w czasie wybuchu bomb na komisariacie policji. Filmowi policjanci oczywiście okazali się wspaniałymi bohaterami i prawie wszyscy przeżyli. Tutaj póki co nie widziała nikogo w mundurze.

Dotarła do hotelu, jej nadzieje okazały się złudne, budynek był całkowicie zawalony. Podeszła bliżej do gruzów i załamana klęknęła przy nich. Było jej zimno, była zmęczona i marzyła o ciepłej kąpieli i łóżku. Żadnej z tych rzeczy może już nigdy nie doświadczyć.

Kawałek dalej zobaczyła jakieś poruszenie. Podeszła w tamtą stronę. Ksiądz! A z nim grupka ludzi. Jestem uratowana! - pomyślała. I rzeczywiście ksiądz zaopiekował się grupką osób, która nie miała gdzie się podziać. Ogromne mury starego kościoła nie zawaliły się w całości, prawie pół kościoła wciąż stało i wyglądało solidnie. Ksiądz oferował schronienie w środku, Natalia skorzystała bez większego namysłu.

Wkrótce okazało się, że jej radość była przedwczesna. Niby ładnie pięknie, grupka trzymała się razem, było raźniej. Ale już kolejnego dnia zaczęły się kłótnie o jedzenie i wodę. Najpierw jakieś słabe przebąkiwania, potem krzyki, aż do rękoczynów. Gdy trójka mężczyzn przejęła władzę nad kościołem, Natasha wiedziała, że trzeba stąd znikać. Na szczęście nikt jej nie zatrzymywał, w końcu im więcej ludzi tym większy kłopot, im ich mniej tym lepiej. Co nie zmienia faktu że na odchodne szydzili z niej, popychali ją, próbowali nawet uderzyć. Tak z nudów, dla zabawy.

Tułała się tak przez kilka godzin, coraz bardziej głodna. Unikała ludzi, nie chciała żadnych kłopotów. Nie bardzo też wiedziała, gdzie właściwie ma iść i co zrobić. Miała wrażenie, ze jej dni na tym świecie są policzone. Aż nagle zobaczyła rowerzystę, który nie minął jej obojętnie, jak miała to w zwyczaju większość tutejszych ludzi.

Kerm 07-04-2014 16:22

Natalia szła szybkim krokiem przez ulicę, sama nie wiedziała gdzie właściwie chce się dostać. Było zupełnie pusto, gdy nagle zobaczyła skręcający zza rogu rower, a na nim jakiegoś mężczyznę. Chciała się szybko schować, ale nie było gdzie. Przesunęła się z ulicy pod ścianę budynku, nie wiedziała czy mężczyzna będzie miał dobre, czy złe zamiary, a może w ogóle ją minie nawet nie zwracając na nią uwagi? Natasha potrzebowała pomocy, ale po ostatnich wydarzeniach bała się o nią prosić.

Artur zatrzymał się gwałtownie na widok kolej żywej duszy.
Menel, wściekłe psy, teraz dziewczyna... Oby była normalniejsza.
- Czy mnie oczy mylą? - spytał. - Żyjesz? - zapytał, pewnie nieco mało inteligentnie.
- Jak widać - odparła niepewnie. - Ale nie szukam kłopotów.
Chociaż kłopoty chyba znajdują mnie - pomyślała.
- Ja też nie - zapewnił Artur. - Widziałaś... kogoś jeszcze? - spytał, rozglądając się dokoła, chcąc wypatrzyć ewentualnych towarzyszy dziewczyny. - Albo... jakiś czynny bar czy inną knajpkę?
Dziewczyna uśmiechnęła się na ostatnie słowa mężczyzny. Albo jego psychika odrzucała obecną sytuację, albo ma on po prostu poczucie humoru pomimo całej tej tragedii wokoło.
- Nie widziałam nikogo od jakiegoś czasu. Ale na pewno chętnie bym coś zjadła, gdyby tylko było to takie łatwe.
- Od trzech dni jestem na solonych orzeszkach i paru Marsach - wyjaśnił. - Artur - przedstawił się. - Odwiedzimy KFC, czy też wolisz Statoil?

- Statoil, nie pogardziłabym Snickersem. Ale naprawdę myślisz, że coś tam jeszcze znajdziemy? I mam na imię Natalia - uśmiechnęła się do nowego towarzysza.
- Mieszkasz w okolicy? - spytał. Nie czekając na odpowiedź mówił dalej. - Odwiedziłem Kinepolis. - Skrzywił się. - Nawet cukru nie było, tylko jakieś rozmrożone mrożonki i ciasto do pizzy. Ale - uśmiechnął się lekko - w razie czego możemy rozpalić ognisko. Co prawda nie wiem, jak to się sprawdzi... Kuchmistrzem raczej nie jestem - dodał z żalem.
- Jeśli znajdziemy produkty, możesz zostawić gotowanie mi. Ale ciasto na pizzę, a na to mrożonki i pizza jak ta lala! Może po to wrócimy? - spytała dziewczyna.
- Mam parę ze sobą - wyjaśnił Artur. - I nawet patelnię. Tylko... - Spojrzał w niebo. - Chyba musimy się pospieszyć. Widzisz te chmury?
- Jeśli wrócimy tam skąd przyszłam, za kilka minut dojdziemy do w połowie zawalonego budynku. Całkiem ładnie się zawalił, bo kawałek piętra stoi dalej i będzie dobrą ochroną przed opadami. Nie chroni za to dobrze przed wiatrem bo nie ma jednej ściany.
- Trzy minuty i jesteśmy w KFC - zaproponował Artur, wskazując budynek. - Na oko... ma i dach, i cztery ściany. No i może coś do jedzenia... - Spojrzał pytająco na Natalię.
- Dobrze, skoro już tu jesteśmy, można zobaczyć. Automat z kawą by sie przydał - rzuciła radośnie i ruszyła w stronę KFC.
- Marzycielka - mruknął Artur, któremu do szczęścia starczyłaby gorąca herbata. Z cukrem. Prowadząc rower ruszył w ślad za dziewczyną.
- To co właściwie się stało? Masz jakąś teorie kto i dlaczego zniszczył Poznań? I czy inne miasta też spotkał ten los?
Pokręcił głową, chociaż idąca przed nim Natalia z pewnością nie mogła widzieć tego gestu.
- Może jakiś wielki meteoryt? - wyraził przypuszczenie. - Albo całe stado meteorytów, bo nie działają ani komórki, ani internet, ani nawet radio. Mam tylko nadzieje, ze nie bomba atomowa…
- No ale gdyby to była bomba atomowa, to chyba byśmy już wszyscy nie żyli? Raz, że wybuch o większej sile, a dwa że promieniowanie? Chyba że to tak tylko na filmach źle wyglądało.
- Nie sądzę, żeby to byli kosmici - zażartował. - Ale jeśli zobaczę latający talerz, to się schowam, nawet gdyby miał wymalowanego na kadłubie gołąbka pokoju.
Kobieta zaczynała powoli lubić tego kolesia. Z wyglądu zwykły facet, wyglądał tak samo źle jak wszyscy inni ludzie których spotkała po wybuchach. Cieszyła się, że nie stracił poczucia humoru. Zdecydowanie lepiej przebywać z kimś takim, niż z jakimś załamanym nerwowo pomyleńcem. Miła odmiana po tych paru dniach.
- Jakie masz plany? Chcesz tu zostać, czy spróbujesz dostać się do jakiegoś innego miasta? I dlaczego właściwie pozwoliłeś mi iść ze sobą? To dodatkowa gęba do wykarmienia, a jedzenie to raczej towar deficytowy.
- Podobno umiesz gotować - uśmiechnął się. - Taka kobieta to skarb. I nie, z pewnością nie mam zamiaru cię zjeść - zapewnił. - Natomiast cel podróży to zachód. Jakieś małe miasteczko, albo zaszyć się gdzieś w głuszy. Im dalej od wielkich miast, tym większa szansa, że coś zostało w całości.
- Cała moja rodzina mieszka pod Warszawą. Ciągle się zastanawiam czy przeżyli. I czy w ogóle jest jakiś sens życia, bo po co? Może lepiej byłoby się rzucić z jakiegoś ocalałego budynku. Myślisz że jakieś wojsko czy coś przyjedzie tu i zrobi porządek?
- Rzucić się w jakąś przepaść zawsze możesz - odparł. - Lub w inny sposób zrobić sobie kuku. A w wojsko, wiesz, tak jakoś średnio wierzę. No a w takim razie to nie wiem, czy nie lepiej chować się po zakamarkach, dopóki wszystko się jakoś unormuje. A nuż jakieś oszołomy dojdą do wniosku, że teraz im wszystko wolno.

Nie zaczepiani przez nikogo doszli do budynku, mieszczącego z jednej strony Statoil, z drugiej - KFC. Szyby co prawda były powybijane, ale budynek jako taki trzymał się dzielnie. Nawet dach nad dystrybutorami się nie zawalił.
Samochodów było nawet więcej, niż przed WILDEX’em, za to trupów - jakby mniej.
- No to najpierw zobaczmy, co nam przyniesie w darze Statoil - zaproponował Artur. - Aż żałuję, że nie zabrałem ze sobą butli gazowej... Nie sądzę, by tu były palniki na gaz. Chociaż pewnie gazu tu dostatek.
Spojrzał na dystrybutory.
Weszli do środka. Tak jak się spodziewali, ktoś tu już był, półki były pełne gruzu, ale po towarze właściwie ani śladu. Mimo tego Natalia rozejrzała się dokładniej. Pod przewróconą półką znalazła kilka Snickersów! Łapczywie rzuciła się na jednego, rozrywając papierek jakby nic nie jadła od wczoraj. Co właściwie było prawdą.
Artur, nie zastanawiając się ani przez moment, poczęstował się drugim.
- W zasadzie nigdy nie doceniałem tego smaku - powiedział. - Zajrzę na zaplecze.

Zaplecze było podobnie opustoszałe. Ostała się tylko samotna puszka RedBulla, która potoczyła się pod szafę.
- Jest tu gdzieś jakiś sklep z ciuchami albo pościelą? - odezwała się Natalia. - Próbowałam znaleźć jakiś ciepły płaszcz albo koc, ale wszystko co znajdowałam było albo zniszczone, albo mokre.
- Może tam się coś znajdzie? - powiedział, podając jej puszkę i pokazując drzwi, prowadzące do sąsiedniego pomieszczenia. Były zamknięte, a koło zamka widniały ślady nieudolnych prób otwarcia.
- Ale jeśli zniesiesz dłuższą podróż... Tam - machnął ręką - jest sklep sportowy. Może znajdziesz coś dla siebie. Jakieś praktyczne wdzianko.
- Skoro już tu jesteśmy, można zajrzeć do tego schowka. Ale umiesz to otworzyć?
- Po dobroci to nie - odparł Artur. - Ale może się rozejrzyj, czy gdzieś pod ladą nie ma zapasowego klucza - zaproponował. - A ja w tym czasie sprawdzę, czy da się to otworzyć kawałkiem... metalu.
Natalia kucnęła w miejscu, gdzie kiedyś była lada. Zaczęła przerzucać kawałki połamanej lady i szkła. Niestety nie znalazła żadnego klucza.
- Nie ma - krzyknęła do Artura.
W kieszeni rzuconego w kąt fartucha też nie było nic - prócz dwóch złotych i paru groszy i papierka po krówce.
- Brakoróbstwo - mruknął Artur, niezbyt zachwycony postępowaniem obsługi. - Ciekawe co robili, gdy ktoś zapomniał klucza.

Na szczęście kolejne drzwi nie były pancerne. Wystarczyło tu podważyć, tam pchnąć, ówdzie walnąć toporkiem i drzwi puściły.
Tak jak Natalia się spodziewała, był to głównie schowek na szczotki, wiadra i środki czystości. O ile nie było się żulem, który wypije cokolwiek z alkoholem, nie wiele było tu przydatnych rzeczy. Były 3 opakowania mydła w płynie i dziewczyna postanowiła jedno wziąć, na pewno przyda się w przyszłości. Były też ręczniki i jeden z nich także wylądował w jej plecaku.
Artur skrzywił się, widząc mizerny efekt swoich starań. Co prawda (podobnie jak Natalia) schował ręcznik i mydło i dorzucił do tego dwie przegapione przez innych rolki papieru toaletowego, ale nie da się ukryć, to raczej nie było to, o co im chodziło.
- Chodźmy zatem do sąsiadów, a potem stąd uciekamy - powiedział. - Nie chciałbym tu być, gdy się rozszaleje burza i coś w nas walnie z wysokiego nieba.
- Chyba że chcesz sprawdzić, czy nie ma czegoś ciekawego w którymś z bagażników. Zamki z pewnością nie działają - dodał.
- Nie, poszukajmy miejsca do schronienia.
- Ale w moim magazynie do jedzenia nic nie znajdziemy - mruknął Artur. - Rzućmy okiem obok, a potem pobiegniemy, zanim lunie - zaproponował. - To tylko piętnaście minut drogi - dodał.
Jeśli to nie będzie coś gorszego, niż tylko ulewa, dodał w myślach.

Do KFC można się było dostać równie łatwo, jak do Statoil.
- Panie przodem - powiedział Artur, otwierając pozbawione szyby drzwi.
Gdy tylko dziewczyna znalazła się w środku również i on poszedł w jej ślady. Nie zapominając, oczywiście, o stalowym rumaku.

Mira 07-04-2014 17:15

Znaleźli ją? Jeśli tak, to właśnie nadciągał jej wybawca. Kim był? Skąd wziął się dziwny pojazd na ulicach zrujnowanego miasta?

Pytania… pytania… pytania…

I żadnych odpowiedzi.

A decyzję trzeba było podjąć już teraz. Ogłoszenie, które zostało nadawane przez megafon, mogło wskazywać na powiązanie z jakąś dawną organizacją. Policja? Może wojsko?

Irmina nagle zapragnęła znaleźć się w regularnej jednostce i poddać woli przełożonego. Miała już dość ciężaru decyzji, które opierały się na wyborze mniejszego zła.

Nie zamierzała przeciwstawiać się komunikatowi, na który zareagowali faktycznie wszyscy w okolicy. Pewnie zostałaby rozstrzelana w chwili, gdyby ją zauważono. Zamiast tego jednak postanowiła podążyć za dziwnym pojazdem – w bezpiecznej odległości ma się rozumieć, by odnaleźć "centrum" tajemniczej organizacji.

Zalewska sprężyła się. Musiała to zrobić sprawnie, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyźni, którzy prawdopodobnie ją tropili, wrócą do kamienicy, gdy tylko nadarzy się okazja.

Podczas gdy warkot silników był coraz głośniejszy, Irmina obudziła Nadię i przygotowała dziewczynkę do drogi. Już wcześniej włożyła ugotowane jedzenie do znaleźnych słoików. Teraz wystarczyło to wszystko zapakować do torby.

Akurat gdy pojazd przejeżdżał koło kamienicy, kobieta z dzieckiem była gotowa do drogi. Miała zamiar wymknąć się drugą stroną, korzystając ze zsypu na śmieci.

Reinhard 07-04-2014 20:10

Jan postanowił powrócić do swoich czynności, gdy tylko pojazd się oddali. Zamierzał schować prowiant do nowego plecaka, który spostrzegł tuż przed wydarzeniem z trzema mężczyznami.
Kobieta z dzieckiem dała mu wiele do myślenia. Postanowił wydostać się z miasta i udać do Lublina w nadziei, że jego dziecko jeszcze żyje. W tym celu musiał sobie zorganizować jakiś pojazd. Sprawdził na mapie położenie najbliższych budynków użyteczności publicznej - przy nich musiały być parkingi - po czym ruszył do najbliższego z nich.

Aschaar 07-04-2014 21:35




Wchodząc po stopniach Sepp nasłuchiwał tego co działo się na dole w piwnicy... W zasadzie nie powinno go interesować co zrobią ci ludzie - tak na logikę. Tak na psychikę - człowiek był zwierzęciem stadnym; a on był Alfą - tu i teraz już awansował w hierarchii z wolnego elektronu samca Q na pieprzoną Alfę. Verdammt hell…

Joseph obejrzał wszystkie otwarte mieszkania i skrzywił się nieznacznie - potrzebne mu było jakieś większe (choć oczywiście mogli zająć kilka); jakieś lepiej wyposażone (choć i tak było to obojętne), jakieś widniejsze (choć oczywiście nie miało to wielkiego znaczenia) i z widokiem na rondo. To było ważne - należało założyć logicznie, że zarówno ewentualni inni ocaleńcy, jak i służby ratunkowe będą się poruszały głównymi arteriami komunikacyjnymi, a nie opłotkami czy osiedlowymi drogami. Oczywiście również, ze taka sytuacja wyciągnie wszystko złe z ludzkich charakterów i wielu będzie naturalnie ciążyć ku złu upatrując w pozornym braku prawa możliwości zaistnienia jako pan i władca. Degeneratów i życiowych nieudaczników było tutaj na pewno sporo. Palantów takich jak ci w sklepie…

Psychologicznie problem był interesujący jak powiedziałby doktor Kurzmann.

Nur nicht verrückt...

Człowiek nie może funkcjonować bez norm moralno - prawnych. Tutaj zaś nie było państwa, wiec organizmu mogącego ten porządek prawny a wynikowo - submoralny podtrzymywać. Więc nic sensownego nie działało, a w zasadzie nie zadziała, ponieważ każda ideologia wymagała organizmu nadrzędnego, który w ten czy inny sposób będzie tupał nóżką i na który jednocześnie będzie można zwalić wszystko. Takich "onych", którzy są odpowiedzialni za podatki, wydatki, dziurę budżetowa, puste półki i podagrę dziadka, a nawet brak opadów śniegu w styczniu. Oczywiście przede wszystkim byliby odpowiedzialni za apokalipsę za oknem.

Nur nicht verrückt...

Jedyną ideologią mającą szansę na funkcjonowanie w takich anarchistycznych warunkach było DYI. Tyle, że ta ideologia musiała mieć podstawy w jakiejś moralności i chęci przeżycia. „I na grzyba o tym myślisz?” - zbeształ się w myślach tylko po to, aby zripostować – „żeby nie oszaleć. Jestem Niemcem, genetycznie mam zakodowany wzorzec porządku. Poukładania wszystkiego zawsze i w każdą stronę. Chaos może się objawiać odwróconym spinaczem i tyle. Nic więcej i nic inaczej”

Nur nicht verrückt...

Tylko, że aby cokolwiek w tych ludziach zbudować musiałby przynajmniej zbudować przybliżone profile, albo profil grupy… Cokolwiek co pozwoliłoby na analizę wzorców. A to wymagało rozmowy lub aproksymacji z działania – do diabła… Chociaż rozmowę mógł sprokurować dość prosto wystarczyło zarzucić chęcią nauczenia się polskiego w stopniu lepszym niż miał obecnie…

Nur nicht verrückt…
Drogę dobrze znasz….
Sam określasz cel…

Z życia tyle masz ile sam jesteś wart...



Stos? Zapomnij. Ich bin der Arischen!
Wyszedł na korytarz. Wygram te pierdolone zawody… Dalej jestem Wielkim Khanem.

Kata są esencją karate, są duchem karate. Kata to karate, karate to kata - w ten sposób najszybciej można by to sprecyzować. Gdy powstało karate ćwiczono tylko kata - to było karate. Kata przekazywane są z pokolenia na pokolenie, stanowią bazę i historię karate, są pięknem charakteryzującym tę sztukę walki. To dzięki formom kata karate zawsze będzie istniało.
W karate zaryzykowałbym stwierdzenie: „wykonaj kata, a powiem Ci jakim jesteś karateką”.

Schau!

Stanął na końcu korytarza i wszystko momentalnie na żądanie znalazło się poza magicznym kwadratem. Heian Shodan kata
- Yoi!
21 technik i postaw, do wykonania w określonym porządku, w określonym rytmie, określonym czasie… Idealnie ułożona walka z cieniem: własnej ułomności, własnego gniewu, własnej buty… W ograniczonej przestrzeni korytarza każdy ruch musiał zostać skrócony o kilka procent, aby całość idealnie wypełniła przestrzeń korytarza…
-Yame! - zamarł na kilka sekund w zasadniczej po czym zrobił krok do tyłu i uśmiechnął się - jak na pierwsze kata na tych zawodach nie było źle.

Rozejrzał się po korytarzu i przysłuchał dochodzącym z dołu i góry dźwiękom. Znów spokojny i panujący nad sobą.

Latin 11-04-2014 22:09

Dopiero na trzecim piętrze Miły spotkał Mateusza, jednak to nie on przykuł jego uwagę. Na klatce wisiał trup. Ktoś nie wytrzymał i pozbawił się życia, stchórzył.
- Jasny gwint...
Emilian tylko się skrzywił.
- Podobno tylko najsilniejsi przetrwają – odpowiedział i zaczął rozglądać się po korytarzu z niewiadomych przyczyn. Nie obchodziło go czemu ten facet się powiesił, ale jednak podświadomie zaczął szukać jakichś śladów. Przeszedł się po korytarzu, w oczy rzuciło mu się coś na podłodze. Podniósł zdjęcie, które przedstawiało faceta z jakąś babką. "Ale brzydka" – pomyślał. Spojrzał na wisielca, potem na zdjęcie i jeszcze raz na wisielca.
- Dobra chodźmy na dół, nic tu po nas – rzucił do Mateusza. Odruchowo włożył zdjęcie do kieszeni, po czym udali się z powrotem na parter spotykając na korytarzu Seppa.
- Idziesz?
Skierował się do otwartego już mieszkania w celu dalszych przeszukiwań.

- Co tam? - zapytał Joseph widząc schodzącego z piętra chłopaka. Sam w zasadzie czekał na ludzi z piwnicy. Wróć. Sam w zasadzie czekał - na nie wiedział bliżej co. Wszystko wymagało jakiegoś poukładania i może ostrego odcięcia pępowiny.
- Wisielec na górze. I wisielec drugi ale mniej wiszący - odpowiedział nie zwracając uwagi, że Niemiec może nie do końca zrozumieć. Podał mu zdjęcie - Nic ciekawego.
Konstrukcja językowa była podobna do niemieckiej. Słowo wisieć było znane chłopakowi... Tyle, że człowiek wykonujący wiszenie raczej nie oznaczał gimnastyka.
- Odwiesiliście jego? -zapytał wciągając powietrze nosem. Było chłodno, przez trzy dni ciało nie powinno jeszcze cuchnąć, ale to nie znaczyło, że mogło sobie tam wisieć dalej... - Te pokoje są dobre. - powiedział wskazując wychodzącym z piwnicy ludziom "kierunek zwiedzania".
- Nie, a co z nim zrobimy?
- E... - pytanie było zasadne, ale Sepp zupełnie nie wiedział jak to wyartykułować po polsku. Trup po pierwsze będzie śmierdzieć, po drugie taka dekoracja załamie dodatkowo ludzi... - Schować na dach.
- Dobra, chodź
Obaj skierowali się na trzecie piętro.

John5 13-04-2014 16:33

Każdy krok głucho odbijał się od ścian opustoszałego budynku. Jeszcze kilka stopni i w końcu dotarł na najwyższe piętro klatki schodowej. Gdzieś na dole reszta grupy szabrowała mieszkania i adaptowała je na tymczasowe kwatery. Ostrożnie zbliżył się do okna, po czym upewniwszy się, że na zewnątrz nikogo nie widać stanął przy brudnej szybie wpatrując się w to co zostało po Poznaniu.

Przede wszystkim uderzała Yuriego wszechobecna pustka panująca na chodnikach i drogach. Jak okiem sięgnąć jedynymi ruszającymi się rzeczami były dwie foliowe jednorazówki podrywane co chwila przez chłodny styczniowy wiatr. Kilkanaście wraków stojących w najróżniejszych pozycjach, tam gdzie właściciele porzucili bezużyteczne obecnie kupy złomu. Jak wiele osób mogło przetrwać? I ile z tych co przeżyło pierwszy atak dotrwało do dziś? Patrząc po okolicy niewielu…

Yuri nigdy nie pokładał wiele nadziei w ludziach, zwłaszcza od kiedy przeprowadził się do Polski gdzie szybko nauczono go, że człowiek człowiekowi wilkiem i należy dbać przede wszystkim o tyłek swój i rodziny. Dlatego niezbyt zaskoczyła go sytuacja w Żabce. Wiedział że od zezwierzęcenia dzieli nas jedynie cieniutka linia, a najszybciej na drugą stronę przejdą właśnie dresiarze i kryminaliści. Dla nich w zasadzie zmieniło się tylko to, że teraz nie za bardzo ma kto ich ścigać. No i trudniej jest o alkohol i papierosy.

Ostatnie dni dały mu dużo do myślenia. O żonie, o dzieciach i o tym co on do ciężkiej kurwy nędzy nadal robi na tym blokowisku… Rozsądek podpowiadał, że to bezpieczne miejsce, że w pojedynkę stanowi łatwy cel dla wszelkiej maści typów spod ciemnej gwiazdy. Problem w tym, że rozsądek zaskakująco często przegrywa bezpośrednią konfrontację z emocjami. Poza tym o jakim bezpieczeństwie można mówić, kiedy nawet w tej małej „cywilizowanej” grupce jest ryzyko że troglodyta z siekierą rozwali ci łeb jeśli mu się postawisz.

Podobno całkiem dobrym testem na posiadanie predyspozycji do bycia psychopatą jest tzw. dylemat wagonika. Według niego Yuri co prawda się nie łapał, lecz i tak nie czuł się dobrze zostawiając tych wszystkich ludzi, bo wiedział że tylko kilkoro potrafi sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Ale do cholery są rzeczy ważne i ważniejsze. Przede wszystkim dba się o siebie, następnie o najbliższą rodzinę, dopiero wtedy można szukać miejsca na współczucie wobec innych. Wysyłanie żywności do Afryki, kiedy na własnym podwórku można natrafić na głodne dzieciaki od zawsze uważał za ciężki objaw debilizmu.

Uderzenie serca, mgnienie oka, różnie można by określić czas w jakim Yuri podjął decyzję. Dłuższy czas zajęło mu wahanie się pomiędzy pozostaniem a odejściem, jednak sama decyzja kiedy już zapadła była ostateczna. Nie było na co dłużej tracić czasu więc zarzucił tylko na ramię karabin i spokojnie zaczął schodzić w dół. Nie zamierzał się żegnać bo i po co? Żeby tłumaczyć się pokrętnie czemu odchodzi? Żeby ktoś próbował go odciągnąć od tego pomysłu? Nie. To nie miało sensu, lepiej było opuścić budynek po angielsku, cicho zamykając za sobą drzwi.

Revan 16-04-2014 01:28

*** Emilian, Joseph Kahn ***



Odwiązanie trupa nie stanowiło problem. Zwłoki z łomotem spadły na schody, potoczyły się w dół. Emilian i Sepp usłyszeli jakieś odgłosy na klatce. To ludzie wychodzili z piwnic. Usłyszeli głos Mirka.

- Rozejrzyjcie się po innych piętrach, młody chyba pootwierał kilka mieszkań.



*** Artur Król, Natalia Góralska ***



Kentucky Fried Chicken witaj was powybijanymi szybami. Lokal był przyjemny, „wyjątkowo” nawet nie śmierdział akroleiną, jak to zwykle miał w zwyczaju, z tego co pamiętał Artur podczas ledwo dwóch wizyt w tym miejscu. KFC wyjątkowo przeżywało dzisiaj pustki, a jedynym jego bywalcem był Pułkownik Sanders. Wszędzie były porozrzucane papierowe torby i kartonowe pudełka z jego podobizną.

Wszystko wydawało się być w porządku… podejrzanie zbyt w porządku. Artur nabrał bezpiecznego odruchu omijania potłuczonego szkła, toteż rozdrażniło go trochę, gdy Natalia przypadkiem nastąpiła na jakiś okruch. Zgrzyt był dosyć nieprzyjemny dla ucha… ale nic się nie poruszyło… Nagle usłyszeli jakiś pisk dobiegający z kuchni. Artur drgnął nerwowo, łapiąc pewniej drewnianą pałkę.



*** Irmina Zalewska, Jan Twardowski ***



Wóz odjechał w kierunku Śródki…

Irmina złapała się na tym, że żadnego zsypu w tym bloku nie było… Jednakże wrodzony instynkt przetrwania nie pozwolił się jej tym zrazić. Do jednego z mieszkań, którego okna wychodził na przeciwną stronę budynku, drzwi były otwarte. To była alternatywa dla wyjścia frontem. Otworzyła jedno z okien, opuściła małą Nadię, poczym sama zeskoczyła na dół wraz ze swoim dobytkiem.

Jan sprawdził położenie najbliższych budynków instytucji publicznej… Według mapy niedaleko znajdował się komisariat policji, w dzielnicy Nowe Miasto. Jego uwagę przykuł jakiś hałas. Zobaczył, jak oknem wyskakiwała kobieta z dziewczynką, które wcześniej udało mu się spotkać. Był w odległości ok. 50m od bloku, toteż kobieta, od razu po zeskoczeniu i szybkim obejrzeniu okolicy dostrzegła go.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172