Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2016, 23:11   #1
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
[Storytelling: Metro 2033] Szmaragdowy Gród - SESJA PRZERWANA

Rozdział 1.
Dobre złego początki.


Moskiewskie metro.
Wkopane głęboko w ziemię, oddane do użytku w 1935 roku. Posiada 12 linii, na których jest 195 stacji. Łączna długość wszystkich torów to 395 kilometrów. Średnio, korzysta z niego 6 milionów 800 tysięcy pasażerów, co czyni je jednym z najbardziej obciążonych systemów metra na świecie*.
Takie kiedyś było.

Nastał koniec.
W 2013 nad Moskwą została zdetonowana bomba atomowa. Części ludności udało się ukryć w metrze. Wybrańcy, szczęściarze, jedyni ocaleńcy.

Jest rok 2031. Ludzka cywilizacja nie istnieje.
Wszystko, co zbudowali ludzie, wszystko, co wymyślili, wszystkie zdobycze techniczne, kultura, muzyka, teorie filozoficzne i naukowe, wszystko to pochłonęły mroki przeszłości.
Ludzie znów zaczęli walczyć o przetrwanie. Trzeba było dostosować się do nowych, brutalnych warunków, przystosować metro do życia, zadomowić się.

Każda stacja powoli, z czasem przybrała formę miasta-państwa, ze swoim systemem umocnień, ze swoim oddziałem wojskowym. Nastąpił moment, w którym zaczęły tworzyć sojusze, porozumienia ale także konflikty.
Weźmy taką Hanzę.

„Hanza” była nazwą Związku Stacji Linii Okrężnej. Stacje te, znajdując się na przecięciu wszystkich pozostałych nitek, a więc również szlaków handlowych, połączone tunelami, prawie od samego początku były miejscami spotkań kupców ze wszystkich krańców metra. Bogaciły się z niewiarygodną szybkością i wkrótce, rozumiejąc, że ich bogactwo u zbyt wielu wywołuje zawiść, postanowiły się zjednoczyć. Oficjalna nazwa była zbyt długa i ludzie przezwali związek Hanzą – ktoś kiedyś trafnie porównał go ze związkiem miast handlowych w średniowiecznych Niemczech. Słówko było dźwięczne i tak już zostało. Hanza początkowo składała się tylko z części stacji, zjednoczenie odbywało się stopniowo. Był odcinek Linii Okrężnej od stacji Kijewskiej do Prospektu Mira, tak zwany Północny Łuk, i stowarzyszone z nim Kurska, Tagańska i Oktiabrska. Potem już Hanza wchłonęła Pawielecką i Dobrynińską i utworzył się drugi łuk – Południowy. Jednak główny problem i główna przeszkoda w zjednoczeniu Łuku Północnego z Południowym tkwiła w Linii Sokolniczeskiej.
Linia Sokolniczeska zawsze była osobno. Jak popatrzeć na plan, to zaraz zwraca się na nią uwagę. Po pierwsze, jest prosta jak strzała. Po drugie, na wszystkich planach jest jaskrawo czerwona. A i nazwy stacji pasują: Krasnosielska, Krasnyje Worota, Komsomolska, Biblioteka im. Lenina i znów Lenińskie, tym razem Gory. I czy to przez takie nazwy, czy to z jakiejś innej przyczyny, ciągnęli na tę linię wszyscy czujący nostalgię za chwalebną socjalistyczną przeszłością. Wyjątkowo dobrze przyjęły się na niej idee odrodzenia państwa sowieckiego. Najpierw jedna stacja oficjalnie wróciła do ideałów komunizmu i ustroju socjalistycznego, potem sąsiednia, potem ludzie z drugiej strony tunelu zarazili się od nich rewolucyjnym optymizmem, obalili swoją administrację i wtedy już poszło z górki. Pozostali przy życiu kombatanci, byli działacze Komsomołu i partyjni funkcjonariusze, niezmienny lumpenproletariat – wszyscy napływali na rewolucyjne stacje.

Utworzono komitet odpowiedzialny za rozpowszechnianie nowej rewolucji i idei komunistycznych po całym metrze, pod nieledwie leninowską nazwą: Międzystacjonówka. Szkolono tam grupy zawodowych rewolucjonistów i propagandystów i wysyłano ich coraz dalej w głąb wrogiego obozu. Wszystko szło w zasadzie bez większych zgrzytów, gdyż wygłodniali ludzie na bezpłodnej Linii Sokolniczeskiej pragnęli przywrócenia sprawiedliwości, która w ich rozumieniu mogła przyjąć tylko formę urawniłowki. Wkrótce szkarłatny płomień rewolucji, który zapłonął na jednym jej końcu, ogarnął całą nitkę. Dzięki cudem ocalałemu mostowi przez Jauzę, połączenie między stacją Sokolniki a Placem Prieobrażeńskim nadal istniało. Z początku krótki odcinek naziemny trzeba było pokonywać tylko nocami w jadących z pełną prędkością drezynach. Potem, siłami skazanych na śmierć, na moście postawiono ściany i dach. Stacjom przywracano stare sowieckie nazwy: Czystyje Prudy znów zostały Kirowską, Łubianka – Dzierżyńską, Ochotnyj Riad – Prospektem Marksa. Stacje o nazwach neutralnych zostały gorliwie przemianowane na coś bardziej oczywistego ideologicznie: Sportiwna – na Komunisticzeską, Sokolniki na Stalińską, a Plac Prieobrażeński, od którego wszystko się zaczęło, na Sztandar Rewolucji. I tak oto linia, niegdyś Sokolniczeska, choć przez masy nazywana „czerwoną” – w rozmowach moskwian przyjęło się wówczas nazywanie wszystkich nitek metra według kolorów, którymi były oznaczone na mapie – w pełni oficjalnie została Linią Czerwoną.

Do czasu, kiedy Linia Czerwona ostatecznie się ukształtowała i zaczęła wysuwać pretensje do stacji z innych nitek metra, wyczerpała się cierpliwość wszystkich pozostałych. Zbyt wielu ludzi pamiętało czym jest sowiecka władza. Zbyt wielu ludzi widziało w grupach agitacyjnych, rozsyłanych przez Międzystacjonówkę po całym metrze, przerzuty nowotworu grożącego unicestwieniem całego organizmu. I niezależnie jak długo agitatorzy i propagandyści z Międzystacjonówki obiecywali elektryfikację całej sieci kolejki, zapewniając, że w połączeniu z sowiecką władzą da to komunizm (to tak bezwstydnie nadużywane leninowskie hasło chyba nigdy nie było bardziej aktualne), ludzie spoza ich linii nie dawali posłuchu tym obietnicom. Międzystacjonalnych bajkopisarzy wyłapywano i wydalano z powrotem do państwa sowieckiego.
Wtedy przywódcy czerwonych postanowili, że pora działać bardziej zdecydowanie: jeśli pozostała część metra w żaden sposób nie zajmuje się wesołym ogniem rewolucji, trzeba ją podpalić. Sąsiednie stacje, zaniepokojone nasileniem komunistycznej propagandy i działalności wywrotowej, doszły do podobnego wniosku. Doświadczenie historii jasno dowodziło, że bakcyl komunizmu najlepiej przenosi się na bagnetach.

Koalicja antykomunistycznych stacji, prowadzona przez Hanzę, przeciętą Linią Czerwoną na pół i chcącą zamknąć koło, przyjęła wyzwanie. Czerwoni nie liczyli oczywiście na zorganizowany opór i przecenili swoje siły. Oczekiwane przez nich łatwe zwycięstwo trudno było wróżyć nawet w dalekiej przyszłości.
Wojna, która okazała się długa i krwawa, mocno uszczupliła i tak niezbyt liczną ludność metra. Zmagania trwały bez mała półtora roku i składały się w większości z walk pozycyjnych, ale były też konieczne wypady i działania dywersyjne partyzantów, zawały tuneli, rozstrzeliwanie jeńców, kilka przypadków bestialstwa z obu stron. Było tam wszystko: operacje wojskowe, manewry okrążające i przełamania, bohaterskie czyny, zwycięscy wodzowie, bohaterowie i zdrajcy. Lecz najbardziej charakterystyczne w tej wojnie było to, że żadnej z walczących stron nie udało się przesunąć linii frontu na jakąś znaczącą odległość. Czasem zdawało się, że komuś udało się zdobyć przewagę, zająć jakąś graniczną stację, lecz wróg sprężał się, mobilizował dodatkowe siły i szala przechylała się na drugą stronę.
A wojna pochłaniała zasoby. Wojna zabierała najlepszych ludzi. Wojna była wyniszczająca.

[...]
Politycy, coraz mniej popierani przez wojsko, musieli szybko szukać możliwości zakończenia wojny, zanim ich broń obróci się przeciwko nim. Wtedy, w warunkach ścisłej tajemnicy i, co konieczne w takich wypadkach, na neutralnej stacji, spotkali się przywódcy wrogich stron: towarzysz Moskwin ze strony sowieckiej, a z koalicji – prezydent Hanzy Łoginow i szef Konfederacji Arbackiej Kołpakow.
Traktat pokojowy został podpisany bardzo szybko. Strony wymieniły się stacjami. Linia Czerwona zyskała pełnię władzy nad na wpół zburzonym Placem Rewolucji, lecz oddawała Konfederacji Arbackiej Bibliotekę im. Lenina. Dla jednych i drugich był to niełatwy krok. Konfederacja traciła jednego ze swoich członków, a razem z nim tereny na północnym wschodzie. W Linii Czerwonej pojawiła się wyrwa, bo na samym jej środku znalazła się stacja od niej niezależna, która przecinała ją na pół. Mimo że obie strony miały zagwarantowany swobodny tranzyt przez swoje dawne terytoria, taka sytuacja nie mogła nie niepokoić czerwonych… Lecz to, co proponowała koalicja, było zbyt kuszące. I Linia Czerwona się nie oparła. Na traktacie pokojowym najwięcej zyskiwała oczywiście Hanza, która mogła teraz swobodnie zamknąć krąg stacji i pokonać ostatnie przeszkody na drodze do rozkwitu. Ustalono też zachowanie status quo i zakaz prowadzenia działalności agitacyjnej i wywrotowej na terenie dawnego nieprzyjaciela. Wszyscy byli zadowoleni.
[…]
Minęły lata od owego pamiętnego dnia, kiedy podpisano traktat pokojowy. Przestrzegały go obie strony: Hanza dojrzała w Linii Czerwonej wygodnego partnera ekonomicznego, a ta porzuciła swoje agresywne zamiary: towarzysz Moskwin, gensek Komunistycznej Partii Moskiewskiego Metra imienia W.I. Lenina dialektycznie dowiódł możliwości stworzenia komunizmu na jednej, izolowanej linii i podjął historyczną decyzję o zapoczątkowaniu owego tworzenia. Stare urazy zostały zapomniane.
**

Tunele metra na swój sposób ożyły. Na każdej stacji tętni marne, bo marne ale jednak życie.
Na powierzchnię wychodzą tylko najodważniejsi, ponieważ opuszczone, wymarłe miasto opanowały krwiożercze potwory – mutanty, które wyrosły pod wpływem radiacji.
Stacje zapełniły się niesamowitymi opowieściami o bohaterskich stalkerach przynoszących drogocenne łupy, o zgłodniałych przerośniętych szczurach zjadających całe stacje, o Czerwiu drążącym tunele, o satanistach próbujących dokopać się do samego Szatana i najbardziej niesamowite legendy o Szmaragdowym Grodzie.
Legendy żyły własnym życiem. Zawsze znajdował się ktoś, kto dosiadał się do ogniska i zaczynał snuć opowieści, które usłyszał od kogoś, kto je złowił uchem od kogoś, kto znał kogoś kto coś widział na oczy lub był czegoś świadkiem.
Gdy nadzieja na wyjście z metra i normalne życie na powierzchni umierała, zawsze zostawały jeszcze te legendy, które podtrzymywały ludzi na duchu. Że gdzieś, za ścianą, tuż obok, jest dostatniejsze, lepsze życie na dobrze oświetlonej, mlekiem i miodem płynącej stacji...

Od jakiegoś czasu historie o Szmaragdowym Grodzie przybrały na sile. To tu, to tam pojawiały się pogłoski, że jednak ktoś tam się przedostał. Niektórzy opowiadali, że był to bohaterski skok na stację Sportiwna inni zaś mówili, że komuś udało się przedostać górą, jakimś cudem przejść te prawie cztery kilometry, przekroczyć rzekę i dojść do metra. I wrócić!
Inni mówili o tym, że z nieznanych powodów Czerwoni wszystkie swoje siły włożyli w to, by zburzyć stację Worobjewy Gory i uniemożliwić reszcie metra dotarcie do owianej legendami stacji Uniwersytet. Wiadomo, Czerwoni byli jak pies ogrodnika- sami nie mogą to innym też nie pozwolą.
Część plotek dementowała te poprzednie, że Czerwoni dzięki zburzeniu stacji dzielącej uratowali resztę przed śmiertelnym zagrożeniem.
Była jeszcze cała góra innych, nie mniej ciekawych plotek.

Jedną z nich, wydawało się, że jak najbardziej prawdopodobną i prawdziwą opowiadał przy ognisku Andriej. Wszystkim poczerwieniały uszy. Najpierw siedziały przy Andrieju dwie osoby. Potem przyszły następne, słysząc że głos mężczyzny jest zdecydowany, pełen emocji. Opowiadał z zapałem, ze wszystkimi szczegółami. Tak, jakby tam był.
Wokół niego dosiadało się coraz więcej słuchaczy. Wśród nich stał Simon, licząc na to, że gdy już wszyscy się rozejdą do swoich zajęć on wydębi od gawędziarza coś na ząb, w ramach zasady „ty opowiadałeś, ja byłem najwytrwalszym słuchaczem, musimy to opić ale nie można pić bez podkładki”.
- Stary, ale chujnia!-W końcu odezwał się jakiś obszarpany świniopas. Niedawno dostarczył do Hanzy swój towar i miał chwilę by odpocząć. Jakiś czas temu przysiadł się do ogniska i od dłuższego czasu Andriej widział, że ten słucha ale coraz bardziej robi wzburzony.- Co ty za kit ludziom wciskasz, hę? Przecież wiadomo, że tam nic nie ma, stacje są zburzone a jeśli nawet, to dostępu bronią Czerwoni!
Tłum zamruczał niechętnie wytrącony z błogich marzeń o lepszym, dostatnim życiu na tej oazie wśród pustyni, jakim im przedstawił Szmaragdowy Gród Andriej.
Gorzka prawda smakowała obrzydliwie. Wzburzony krzyk Żory rozwiał delikatną mrzonkę. Nastrój uciekł, nie chciał łatwo wrócić.
Ale Andriej miał w sobie coś magicznego. Czy po prostu był dobrym bajarzem? Opowiadał to tak doskonale! Szczegółowo opowiadał każdą, najdrobniejszą rzecz, przed oczyma swoich słuchaczy wręcz wymalował obraz, który wyświetlał się jak film.
Między mężczyznami wywiązał się spór. Bajarz zapewnił, że też tam był. Tłum wciągnął powietrze i zamarł.
Świat zwolnił. Simon wyciągnął szyję. Nie stał w pierwszym rzędzie, ale na tyle blisko, że mógł głośno i wyraźnie go usłyszeć i jeśli znalazł lukę między głowami, to i twarz opowiadacza mógł ujrzeć.
Andriej zagrzebał w kieszeni. Atmosfera zrobiła się gęsta jak gulasz wieprzowy, który to można było opchnąć za bagatela, dziesięć naboi na stacjach Polis.
Andriej wyjął z kieszeni malutki przedmiot.
- Wiedziałem, że mi nie uwierzycie, ale mam przy sobie coś, co jest ostatecznym dowodem na to, że nie kłamię! Zresztą i was mogę tam zabrać, ale podróż do Grodu jest bardzo, bardzo niebezpieczna...-Wstał, nachylił się wstronę tłumu i wyciągnął przed siebie zawiniętą dłoń, w której trzymał ów wręcz magiczny artefakt.
Cały tłum wstrzymał oddech i skupił się nad dłonią stalkera. Palce rozchyliły się, ukazując wnętrze dłoni.
-To jest klucz do...
TRAATTATATARARATA


Czarna Właśnie czekała na Komsomolskiej na brata. Miał tu do załatwienia parę sprawunków i kazał jej czekać przy wejściu na stację.
Kosmomolska była dosyć zapuszczoną, brudną stacją. Kręciło się tu dosyć dużo żołnierzy Hanzy, a sytuacja wydawać się była odrobinę napięta. Coś wisiało w powietrzu.
Linię Okrężną przecinała tu Linia Czerwona. Niby Czerwoni z Hanzą byli na stopie pokojowej, ale nikt sobie nie ufał.
Ludzie na stacji byli przyszarzeni, jakby z lekka apatyczni. Na pierwszy rzut oka jednak tego się nie dostrzegało. Były tu kramiki i jakieś życie, ale chyba świadomość tego, że w każdej chwili mógłby wybuchnąć konflikt a stacja była z obu stron otoczona Linią Czerwoną nikogo chyba nie napawał optymizmem.
Jegorij miał tu parę spraw i niestety musiał iść sam, we własnej osobie, taki kawał drogi z ich stacji - Kitaj Gorod. Wziął siostrę wiedząc że jakby co, razem mieli większe szanse no i to, co chciał załatwić miało też jej dotyczyć. Tym razem był bardzo tajemniczy, kazał jej iść razem ze sobą ale na rozmowę z tajemniczym „przyjacielem” już nie pozwolił. Daj jej do zrozumienia, że ma czekać na suchej dupie tu, na peronie i czekać na sygnał. Czym on miał być, już nie powiedział.
Kobieta zaczęła się już nudzić. Ileż można czekać? Co do tego, że mogło mu się coś stać, nie miała obaw.
Popatrzyła z nudów w głąb tunelu. Jak zwykle ciemny, mokry i obrzydliwy. W jego odmętach mogło się dziać cokolwie.
TRAATtatatararata.... Usłyszała napływający z oddali i odbijający się echem huk karabinu.
Stojący najbliżej niej i rozmawiający z kolegami łysy wojak, pilnujący wejścia na stację splunął na tory.
Naboje marnują...debile...Chrypnął i odwrócił się z powrotem do kolegów.
Dwaj z nich stali na względnym luzie, trzymając swoje karabiny przewieszone swobodnie na ramieniu. Palili jakąś okropnie cuchnącą machorkę, dającą gęsty dym, który aż drapał w gardle.
Ty, słyszałeś może?Pchnął charczący łokciem jednego z nich. Słyszałem ostatnio niezłą historyjkę. Podobno jakiś stalkier znalazł wejście do Szmaragdowego Grodu...
O nie! Nie!Jęknął jego kolega.Znowu się zaczyna. Jurij, nie ma czegoś takiego jak Szmaragdowy Gród, ty tłumoku. To są plotki, by podtrzymać nasze morale, że jednak jest jakieś wyjście z tej parszywej sytuacji. Zrozum to wreszcie, że to jest ułuda, plota, taki żart!
Jurij zrobił krzywą minę.
I niby kto rozsiewa te plotki twoim zdaniem?Sapnął niezadowolony, że ktoś psuje mu świetną okazję na odpłynięcie w krainę marzeń zamiast skupić się na pilnowaniu porządku na stacji.
No jak to kto? Niewidzialni Obserwatorzy...!
Dyskusja zamieniła się w kłótnię. Ale Czarna miała podzielną uwagę. Chyba kogoś jednak tunel prowadził na stację.


-Dzień dobry wszystkim. Jestem Tekla Umiem kraść, idę z wami. - Uśmiechnęła się triumfująco, gdyż wydawało jej się, że był to świetny sposób na autoprezentację.
Mimo to ludzie rzucili tylko na nią okiem z góry i wrócili do rozmowy.
-I tak pójdę z wami, bo poradzę sobie w metrze! Nie boję się niczego! - Rzuciła w przestrzeń tym razem trochę głośniej i wcisnęła się między grupę ludzi z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.
Dostojewska pomimo bliskiego sąsiedztwa Hanzy była bardzo pechową stacją. Powoli zaczynała się sypać, zawalać. Niewiele jej już zostało, ale mieszkańcy nie chcieli się pożegnać ze swoim nowym-ale-już starym-domem.
Udawało im się tu hodować bardzo smaczną odmianę jadalnych drożdży, które miały delikatny, aksamitny smak. Dawało im to przyzwoity napływ zasobów z Linii Okrężnej.
Szczęście jednak wisiało na włosku. Prawdopodobnie, odkąd zabrakło prądu, wody gruntowe zaczynały podmywać stację i ta powoli osiadała. Na ścianach widać było gdzieniegdzie pęknięcia.
Gdy wszyscy szli na spoczynek i na stacji robiło się cicho, od czasu do czasu słychać było pomruk osadzających się i osuwających fundamentów. Czasem również tynk sypał się na głowę.
Sąsiednie stacje, Marijna Roszcza i Trubna już się pozapadały. Bliski koniec towarzyszył również i Dostojewskiej.
Zaczepiony Wasilij nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć brudnej dziewczynce, był za bardzo rozkojarzony i przejęty. Właśnie rozmawiał z miejscowymi obrońcami stacji. Podobno jego ojciec był tu widziany jakiś czas temu i wypytywał o niejakiego Andrieja, który się tu kręcił i opowiadał jakieś niestworzone historie na temat Szmaragdowego Grodu. Jednak Andriej-bajarz już zdążył się ulotnić, tuż przed przybyciem Piotra.
Tekla!Fuknął jeden z miejscowych. Łysawy i grubawy czterdziestolatek. Jego twarz była obła, dobrze wypełniona. Podbródek ledwo się odznaczał na tej nijakiej twarzy. Idź precz ty mały szatanie!Machnął na nią ręką.Widzisz chłopcze?Zwrócił się do Wasilija. Ta tu osierocona smarkula przez tego oszołoma non stop gada o tym cholernym Ogrodzie...czy tam Grodzie. Jeden pies. Wszystkim dzieciakom pokazywał jakiś taki dżinks, co to niby na tej stacji zdobył, jako dowód. Wyobrażasz to sobie?!Łypnął znowu na dziewczynkę. Miałaś iść do drożdży, dosypać im pożywki, a nie stać i gadać głupoty. Już!
TRAATtatatararata....
Wszyscy aż podskoczyli. Dostojewscy obrońcy odruchowo chwycili mocniej swoją broń.
Oho....Już dawno tego nie słyszałem...Odparł, zarośnięty jak nieboskie stworzenie, Czeczen.
Dudniący pogłos wystrzałów dochodził od strony Prospektu Mira.
O.Odezwał się obły. Przypomniało mi się. Ten maniak to chyba w tamtą stronę poszedł. Ale głowy sobie nie dam uciąć. I upił porządny łyk „herbatki” z emaliowanego, obtłuczonego kubka.



Dymitrij był już zmęczony. Długo szedł pustym tunelem do Prospektu Mira. Nie wiedział sam czemu, ale kazano mi się stawić jakiś kawałek od stacji. Tunel tutaj był jak na warunki moskiewskiego metra całkiem suchy. Tylko od czasu do czasu gdzieś było słychać kapanie wody.
Kiedyś, jeszcze przed wojną słyszał historie, że metro jest w niektórych miejscach nawiedzone. Że jest gdzieś tunel czasoprzestrzenny, albo że przyjeżdża stara kolejka, wraz ze staromodnie ubranym maszynistą i nie wolno do niej wsiadać, bo już nigdy się nie wróci do żywych...
Teraz też ludzie bajdurzyli kocopoły. O miejscach, które szepczą, o pojawiających się duchach, o jakimś robaku drążącym tunele. Brednie.
Dima był już zmęczony. Zgodził się na tą podróż tylko dlatego, że poprosił go o to stary maszynista, dowódca jednej z niezależnych stacji, Foma. Foma był również starym kumplem, z którym chodził na wódeczkę jeszcze za tych lepszych czasów. Stary cap miał tyle szczęścia, że akurat w robocie był, jak to się wszystko stało. Ten to zawsze miał fuksa.
Teraz go poprosił o naprawdę wielką rzecz. Oczywiście, będą mu zapłacone pieniądze.
Ale gdzieś na Marksistowskiej, mieszkał jakiś gościu, podobno bardzo dobry rusznikarz.
Też jakiś znajomy znajomego Fomy. Podobno gościu, czekajcie no...jak on się miał?
Dymitrij musiał się chwilę zastanowić. A! Tak!
Emil. Tenże Emil był całkiem znany w Hanzie z tego, że naprawiał całkiem nieźle ten badziew, co się ostał do strzelania w metrze.
Ale miał jeden problem; dorwał ostatnio jakąś starą, jeszcze przedwojenną sportową pukawkę a w niej, okazało się, był bardzo ciekawy mechanizm -elektroniczny spust. Super sprawa, jeśli ktoś chciał się bawić w snajpera. Foma mówił, że ten chce przerobić tę broń.
To po co mu był Dima?
Foma tłumaczył cierpliwie.
Ów gościu długo kombinował i różnych ludzi pytał. W końcu udało mu się zdobyć pendrive, na którym rzekomo miał pliki z budową broni. No ale po chuj komuś pendrive z danymi w metrze, skoro tu z komputerów porobiono przyciski do papieru, albo co najwyżej ekscentryczny mebel, podnóżek z braku wystarczającej ilości prądu?
No i tu się zaczyna jazda. Komputer też podobno ma. Ale popsuty. Nikt za chuja nie umie go tam, na tej dalekiej Marksistowskiej naprawić. Więc Foma, zapytany przez kolegę, którego to kolegę zapytał znajomy Emila, czy zna kogoś takiego co to naprawi, uznał, że zna. Dymitra.
Mieli więc umówioną miejscówkę za Prospektem Mira, tego i tego dnia.
Już był parę metrów za stacją, już dochodził do miejsca, gdy usłyszał ten ostry dźwięk, którego nie da się pomylić absolutnie z niczym innym.

TRAATTATATARARATA

Po kilku długich chwilach usłyszał krzyki i tupot uciekających. Wypłynęli z mroków tunelu, byli biali jak ściana, potrącali go, nie patrzyli na starego. Uciekali gdzie pieprz rośnie.


Emil już wyłaniał się z tunelu przy Komsomolskiej od strony Kurskiej. Podał znudzonym żołnierzom swoje dokumenty, na które żołdacy ledwo co rzucili okiem. Przeszedł spokojnie przez posterunek kierując się na spotkanie. Był już niedaleko. Jeszcze półtorej kilometra i spotka się z gościem poleconym przez jakiegoś znajomego Rusłana - jego stałego klienta.

Rusłan to był typowy stalker, samotny wilk, który przeszedł metro wtą i nazad i górą i dołem. Wiele widział i wiele doznał. Znał paru ważnych i umiał pomóc.
Kiedyś dorwał pendrive, na którym ostały się dokumenty z budową broni. Wymienili się z Emilem- ten mu coś naprawi a ten mu zapłaci gwizdkiem.
Jak do tego mogło dojść? Emil miał u siebie na warsztacie trochę niepotrzebnego szmelcu. Któryś z jego stałych klientów kiedyś przyniósł laptopa z góry. Jak zwykle, przyniósł a potem zapomniał wziąć. Emil miał wielkie szczęscie, bo komputer był działający na baterię, ta działała. Odpalił sprzęt i faktycznie- znalazł na nim pdfy z rozpisanym schematem.
Jednak szczęście rusznikarza nie było wystarczające. Komp się popsuł. Trudno było stwierdzić, czy to bateria czy coś innego. Trzeba było znaleźć kogoś, kto umiał coś takiego jeszcze naprawiać.

TRAattatatararata....

doszło jego uszom z tunelu, w który właśnie miał wejść. Zawahał się.
Co się tam mogło stać? Mógł omieść stację spojrzeniem. Tu panował spokój. Przy wyjściu do tunelu, stała grupka kłócących się o coś zaciekle wojskowych. Nie wyglądali na przejętych.
Trochę dalej, wpatrzona w tunel stała dziewczyna, a raczej młoda kobieta. Czekała na coś? A może na kogoś?
Może zastanawiała się, czy bezpiecznie jest wejść do tunelu?
A on? Emil? Wejdzie tam?
Miał dziwne wrażenie, że słyszy, jeszcze ledwo ledwo, stukot podbitych, wojskowych butów o podkłady szyn, dobiegających z dali...





* za wikipedią https://pl.wikipedia.org/wiki/Metro_w_Moskwie
** zacytowany fragment 1ego rozdziału „Koniec Świata”- Metro 2033, autor Dmitry Glukhovsky, fragmenty książki pochodzą z ogólnodostępnego tekstu na stronie: Rozdział 1. Koniec Świata.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 19-01-2016 o 21:17.
Ravage jest offline  
Stary 19-01-2016, 00:51   #2
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Od + + + przy współpracy z Zombianną

Trochę żałował tej wędrówki, zostawił swój namiot na pastwę losu, zastawiając w nim prawie cały dobytek. Dobrze że zapłacił żołnierzom Hanzy by od czasu do czasu odganiali jakiś zbyt ciekawskich nieobecnością rusznikarza ludzi. On sam zaś zabrał tylko to co zmieściło się w dość sporym plecaku, na tyle dużym by nie dać się zaskoczyć losowi. A ten mógł w każdej chwili spierdolić Emilowi życie jeszcze bardziej, niż było do tej pory.

Papiery były w porządku. Nie przykuły wzroku strażników, ale za to wręcz zaczęli się ślinić do karabinu jaki wisiał na plecach Emila. M-14, amerykański karabin pamiętający z pewnością Wietnam. Jeden z klientów który bardzo się obłowił, stalker, zostawił go Kryukovowi do naprawy i rozpłynął się w Metrze. Emil oczywiście go naprawił, czekał na klienta ten karabin jakiś czas aż w końcu Emil stwierdził że dłużej czekać mu nie pozwoli i sam go przygarnął. Amunicja była cholernie rzadka, ale jeśli już ją ktoś miał, miał jej masę – rzadko kto ją kupował. Potem sam zaczął sobie po godzinach ten nabój dorabiać, na czarną godzinę zrobił sobie kilka magazynków. Aha, ten co zostawił ten karabin – znaleziono go po jakimś czasie, a raczej to co z niego zostało czyli rozgrabione zwłoki z raną od noża pomiędzy żebrami. Emil trochę żałował że nie wziął zapłaty z góry. Sąsiedztwo z Nowokuźniecką czasami się opłacało, czasami kosztowało kogoś nadzianego życie. Ot, codzienność.

Wystrzały w Metrze prawie zawsze kosztowały kogoś życie, nie inaczej z pewnością działo się teraz. To zawsze źle wróżyło, zawsze oznaczało to śmierć lub konających, a lekarze załamywali ręce bowiem było im bliżej do rzeźników niż do znachorów. Mandarynka podniosła łeb i spojrzała na Emila znacząco, jakby swoim pieskimi, smutnymi oczami chciała powiedzieć ”ej, stary, weźmy zawróćmy”. Emil zdjął rękę z korbki latarki i pogłaskał psinę.
- No już, spokojnie. Tylko podejrzymy czy nie ma tego kolesia i spadamy, może to tylko jakiś zabłąkany mutant z powierzchni. – ręka wrócił na korbkę i zakręciła kilkanaście razy, żarówka zajarzyła się żywiej.

Na wszelki wypadek Emil zdjął z pleców karabin i mocno go chwycił w połowie, aby w każdej chwili móc upuścić lampkę i móc się bronić. Nie miał zamiaru co prawda marnować amunicji, ale to była stacja sporna. Nawet na odległej Marksistowskiej się o tym mówiło, nawet na Rymskiej kiedy jeszcze był jej mieszkańcem. Zbliżył się do pierwszej osoby w zasięgu jego wzroku, a Mandarynka posłusznie potruchtała za nim trzymając się blisko nogi.
- Wiesz co tam się dzieje? – zaczął pytaniem, uważniej przyglądając się poruszeniu na stacji.

+ + +

- Wiesz co tam się dzieje? – zaczął pytaniem, uważniej przyglądając się poruszeniu na stacji.
W pierwszej chwili kobieta uniosła krytycznie lewą brew ku górze i prychnęła, zaraz jednak uśmiechnęła się nieznacznie.
- A czy przypominam ci Rasputina? - mruknęła z przekąsem, opierając plecy o obdrapaną ścianę. Obejrzała intruza od stóp do głowy, minimalnie dłużej zatrzymując uwagę w okolicach twarzy. - Brzmi jakby ktoś wygrał w karty worek naboi i nie wiedział co z nimi zrobić.
- Heh. - mruknął pod nosem Emil, wyciągając rękę do psa który bez przeszkód dał się pogłaskać po łbie. - O ile Rasputin miał cycki. - mruknął z przekąsem, po takiej odpowiedzi w Metrze mógł spodziewać się wszystkiego. Od kosy między żebra po kulę między oczy. Emil dość szybko się zreflektował i dodał - Oczywiście żartuje. Po prostu nie uśmiecha mi się dostać kawałkiem ołowiu w bebechy… Mi niestety brzmi tak samo, a to zawsze oznacza chujnie…
Brunetka w wojskowej kurtce rozłożyła bezradnie łapy, a przez jej twarz przemknął podobny do uśmiechu grymas. Nie wyglądała na urażoną, tylko rozbawioną, Przesunęła się nieznacznie w lewo, stając w głębszym cieniu i splunąwszy pod nogi westchnęła ciężko, wkładając w to zdecydowanie zbyt dużo przesady.
- Z takimi rozkminami lepiej zahacz gdzieś, gdzie da się umoczyć ryja w czymś wysokoprocentowym. Filozof się znalazł. - w powietrzu zawisło wiaderko sarkazmu. Skrzyżowała ręce na piersi i ścisnęła dłońmi ramiona tuż nad łokciami, wciąż wpatrując się w psiarza spode łba. - Nie no, dzięki że mnie oświeciłeś. Sama normalnie w życiu nie wpadłabym na to, że strzały oznaczają kłopoty. Uratowałeś mi życie. Chcesz coś konkretnego, czy tylko trzaskasz japą, bo nie wiem… lubisz? Nie podoba się klimat, droga wolna. Na siłę zatrzymywać nie będę, płakać też nie zamierzam.
Mężczyzna przypatrywał się dość długo kobiecie, po czym z westchnięciem pobłażliwości odwrócił od niej wzrok i postąpił kilka kroków naprzód by spojrzeć w mrok, opcji było wiele: porachunki miejscowych, atak Czerwonych, jakiś napad, w tej chwili mógł nawet zakładać tak głupie rzeczy jak np. zabicie jakiegoś dziadka snującego bajki na torach.
- Tak, tak. - odpowiedział kobiecie o wiele bardziej będąc ciekawym tego, co działo się na stacji, a ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - Na wysokoprocentowy trunek pójdę, ale tylko z tobą. - odwrócił się do niej i dopilnował by słabe światło ze stacji oświetliło jego twarz na której malował się ironiczny uśmieszek.
Pies cały czas trzymał się przy swoim Panu, miał szczęście że to była Hanza, na linii Czerwonej pewnie kazaliby mu go oddać do kuchni i został podany z grzybkami jakiemuś wysoko postawionemu urzędnikowi. Pies wraz z Emilem obserwował rozgrywające się na stacji wydarzenia. Broń miał w pogotowiu, lampkę wygasił i odwiesił na haczyk przy pasku.
- Nie powinnaś się tu sama kręcić “koleżanko”.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 25-01-2016 o 18:53.
SWAT jest offline  
Stary 20-01-2016, 23:12   #3
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
W zasadzie to nie był głodny. Dzień wcześniej wyczaił gniazdo szczurów i dorwał parkę z młodymi. Zaniósł do Mehmeda, żeby to przyrządził. Zwykle szczurze mięso było strasznie żylaste i wręcz gorzkie, ale ciapaci mieli na to swój tajny sposób.
Simon nie miał pojęcia czym to przyprawiają, jednak potrafili sprawić, że mięso robi się delikatnie chrupiące i smakuje prawie jak kurczak. Młode wrzucił do wody, dodał kilka grzybów i mieli potrawkę.Podzielili się żarciem i w ten sposób szykowały się widoki na ciekawą współpracę.
Dlatego jak na ostatnie lata, to Bunin był syty. Jednak nie zamierzał przepuścić okazji, by znów coś wrzucić na ruszt. W metrze nigdy nie było wiadomo, kiedy będzie okazja na następny posiłek, a on był ostatni do grymaszenia.
Ostatnie kilka dni były wyjątkowo spokojnie. Na Prospekcie Mira nikt się nie wtrącał do spraw innych. Każdy sobie rzepkę skrobał. Wszystko wskazywało na to, że będzie mógł tu na dłużej się zatrzymać.
Trzymał się jednak na uboczu. Z wielu powodów. Najważniejszy był ten, że Simon zawsze był dla tych na stałe mieszkajacych na stacji dziki. Jakby nieco bardziej ucywilizowany mutant. Niby w porządku, ale niech siedzi od nas daleko. Bo i po co go trzymać bliżej?
Najśmieszniejsze było to, że wcale ostatnimi czasy nie był zapuszczony. Wiodło mu się lepiej to w gnoju taplać się nie było potrzeby.
Z drugiej strony, jego też nie ciągnęło do innych. Z jednej strony handlował bądź współpracował tak jak z Mehmedem, ale nigdy się nie spoufalał. Był dla nich obcy, tak jak wszystko w metrze. Można było odnieść, że mężczyzna wtapiał się w te tunele, stając się ich częścią.

Być może to właśnie ten pełen brzuch i polepszenie warunków bytowych sprawiło, że jego instynkt osłabł. Przysiadł się bliżej bajarza. Nawet poświęcił kilka myśli jego bajce.
Szmaragdowy Gród? Kultura? To są książki? To przecież to samo jest chyba w wielkiej księgarni w Polis? Nie tego tam pilnują?
Nic z tego nie miało dla niego większego znaczenia. Sam układał w głowie słowa, którymi będzie chciał się załapać na parę kęsów. Nawet gdy Andriej wyciągał zawiniątko, Bunin nie zwrócił na to uwagi. Wielu bajarzy nosiło ze sobą rekwizyty. A to kawałek szyby z pociągu duchów, a to okular Niewidzialnego Obserwatora.

Seria z kałasznikowa zadudniła ogłuszająco.

Simon padł na ziemię i odczołgał się na bok tunelu, w miejsce gdzie światło lichego ogniska nie dochodziło.
Kurwa - zaklął w myślach - pies jebał te ognisko, co mnie podkusiło?! Teraz gówno widzę.
Był zły na siebie, że tak bardzo zbliżył się do ludzi. Im ich więcej, tym częściej coś takiego się działo. Nie znał motywów, zresztą nie interesowały go one, ale gdy był sam, to nikt do niego nie strzelał.
Wymacał swoją gwiazdę poranną i schował ją pod siebie. Nie chciał, żeby ktokolwiek uznał go za zagrożenie. Powoli dawał stamtąd dyla.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 21-01-2016, 22:31   #4
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Im dłużej zachodził w głowę tym bardziej nie rozumiał, co jego ojca podkusiło do latania za jakimś Szmaragdowym Grodem. Naprawdę nie podejrzewałby, że jakikolwiek stalker, który bądź co bądź powinien mieć głowę na karku i wie, jak wygląda sytuacja na górze, uwierzy w podobne bajki. Jasne, fajnie było posłuchać i powyobrażać sobie raj na ziemi, ale bez przesady. Tylko dzieci takie jak ta Tykla, która nakręcała się coraz bardziej, mogły w to stuprocentowo wierzyć. Ale z drugiej strony, Piotr nie był głupim człowiekiem. Może jednak chodzi tu o coś więcej...? Była to myśl tak abstrakcyjna, że Pogorzelski nie poświęcał jej za dużo czasu. Urodził się w metrze, wiedział jak przedstawia się sytuacja i rozumiał, że raczej nie ma z niej jakiegoś łatwego wyjścia.
Odgłos wystrzałów mimo wszystko go zaskoczył. Byli blisko Hanzy i spodziewał się podświadomie, że będzie tu trochę spokojniej. Jasne, nie wykluczał jakichś rzezimieszków z nożami i innymi takimi lub nawet pistoletami, ale żeby ktoś puścił całą serię z kałasznikowa? To było co najmniej podejrzane. I niepokojące. Spiął się w sobie na chwilę, ale sekundę później widząc, że ewentualne zagrożenie jest daleko stąd, rozluźnił się.

- Lepsze to niż nic. Dzięki. - rzucił do stojących przed nim mężczyzn. Doceniał to, że potraktowali go poważnie. Wielu z powodu jego młodego wieku totalnie go lekceważyło i olewało. Nie, żeby Pogorzelskiemu specjalnie to wadziło, nie chciał też przyciągać za dużo uwagi, ale aktualnie każdy kolejny skrawek informacji był dla niego ważny.
Jak na razie to nie szło mu najgorzej. Minęło dziesięć dni odkąd opuścił dom. Nie zapominał, żeby je dokładnie przeliczać. Każdy dzień był jak kolejne ziarenko w klepsydrze, które przemieszcza się na jego niekorzyść. Wciąż nie napotkał większych problemów, miał zapas prowiantu i naboi. Cieszyło go to, ale wiedział, że dalej musi bardzo uważać. Szczęściu trzeba pomagać jak tylko się da.
Szesnastolatek spojrzał bacznie na dziewczynę. Nie miał po co się do niej odzywać, nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Widocznie mieszkała tutaj, to przecież nie będzie raczej się nigdzie wybierała. Szczegóły o tym bajarzu niezbyt go interesowały, jeśli zna już jego imię i kierunek, w którym tamten się udał to najpewniej da radę go znaleźć. A kto wie, może razem z nim swojego ojca? Nadzieja jakaś zawsze była.
Następny cel: Prospekt Mira.
- Dobra, ruszam. Jeszcze raz dzięki za pomoc panowie. Z fartem.
Ruszył ciemnym korytarzem. Nie miał ku swojemu niezadowoleniu latarki, więc musiał polegać przede wszystkim na swoim wzroku i słuchu. Starając się nie tupać za głośno Pogorzelski przemierzał kolejne metry. Wyjął z kieszeni nóż motylkowy, którym zaczął obracać w dłoni, wykonując efektowne ruchy. Przypominało mu to o starych czasach i pozwalało się odstresować. Był jeszcze walkman w plecaku, ale teraz na pewno nie był najlepszy czas, żeby go wyciągać. Chociaż, czy kiedykolwiek będzie taki? W metrze nie można opuścić gardy nawet na chwilę...
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 21-01-2016 o 22:38.
Kolejny jest offline  
Stary 23-01-2016, 01:50   #5
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Dymitrij dotarł już prawie na miejsce. Nieźle wkurzony postanowił sobie, nigdy już nie pisać się na takie wyprawy.
~ A co, jak tam gościa nie będzie? - pomyślał.
~Wtedy psu o dupę rozbić naszą robotę – z przekąsem odpowiedziały jego nogi.

Zły nastrój spowodowany był głównie tym, że właśnie skończył mu się samogon, a przecież dopiero co mijał stację i mógł kupić...
Z pewnym zawstydzeniem musiał przyznać, że cała ta wycieczka, chwilowa utrata zdolności myślenia i przewidywania, to wynik podniecenia na myśl, że zaraz zobaczy jednego z nielicznych ocalałych laptopów. Niby nic takiego – co niektórzy mieli takie, ale głównie używali ich jako podkładek do siedzenia, zabawek dla dzieci a raz widział nawet takiego, w którym ktoś zamiast matrycy wsadził rodzinne zdjęcia i obrazki z gazet.
Ten był jednak inny.
Podobno jeszcze niedawno działał!
Cały sprzęt elektroniczny na powierzchni szlag trafił od impulsu elektromagnetycznego, towarzyszącego wybuchowi. Ten zaś, który uchował się głęboko w metrze, przez te wszystkie lata niekonserwowany psuł się, wyczerpywały się w nim baterie, których naładowanie graniczyło z cudem.
Niby można było z kilu uszkodzonych lapków robić jeden sprawny, ale nie było komu się tym zająć, no i po co? Przecie nie było, ani internetu, ani nic. A na zepsutym, siedzi się tak samo jak na sprawnym. Tym sposobem z działających, przynajmniej oficjalnie, nie zachował się żaden. On sam, mimo, że interesował się tymi sprawami, ostatnią, działającą sztukę widział jakieś sześć lat temu. Ten podobno zepsuł się dopiero co, więc uruchomienie, może nie na długo, ale zawsze, jest całkiem prawdopodobne.
Dlatego zgodził się zrobić taki szmat drogi i podjąć naprawy. Może dane mu będzie trzymać w ręku ostatni na świecie chodzący egzemplarz? Jaki to model? Jaki system? Jaki...

Tratatatatataaaa

~ Ki chuj? ~ Dima zatrzymał się i zamyślił.
Seria z kałacha gdzieś tu obok, nie wróżyła nic dobrego. Na co marnować tyle amunicji? Jeśli ktoś chciał kogoś ubić, to przecie mógł kosę pod żebro wrazić, albo gazrurką w czerep przypieprzyć...
~Na co marnować tyle naboi? Wojna jaka, czy co?
Rozmyślania te przerwał dziki tłum uciekających. Potrącali go, przewracali się i tratowali nawzajem.

Dymitrij przesunął się pod samą ścianę tunelu, przykucnął i oparł się o ścianę. Z nikłym zainteresowaniem przyglądał się biegnącym. Tu powinien być bezpieczny. Oczywiście chodziło o stratowanie i inne uszkodzenia ciała. Myśl, że ten szastający amunicją strzelec, mógłby się nim zainteresować była tak niedorzeczna, że nawet nie przyszła mu do głowy.

~ Może jaki mutant? Ale tutaj? Ech, żeby to tylko nie miało związku z tym komputerem – zaniepokoił się nagle.
Postanowił, że jak tylko w tunelu się uspokoi, pójdzie szukać Emila.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 23-01-2016 o 01:55.
Paszczakor jest offline  
Stary 24-01-2016, 02:10   #6
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Nagle coś zagotowało się w środku dziewczynki.
~Teraz?! Naprawdę teraz musiał stać tu i ględzić ten obrzydliwy dziad?! To by było na tyle jeśli chodzi o moją „już.nie.autoprezentację”.
Otworzyła usta, aby wyrzucić z siebie coś zupełnie nieprzemyślanego, czego zapewne mogłaby żałować....

TRAATTATATARATA...

Mimo młodego wieku Tekla radziła już sobie w takich sytuacjach. Dobrze wiedziała jak się w nich zachowywać.
Dała sobie dosłownie ułamki sekundy na oszacowanie skąd może dobiegać dźwięk, a jej ciało już czekało w gotowości, aby zerwać się do biegu. Z ulgą uznała, że nie jest to w tej chwili konieczne. Strzały dobiegały z daleka.
~Prospekt? Hmmm, a co tam się może dziać? To trzeba sprawdzić. Może okaże się to inspiracją do moich bajeczek? A może ktoś coś przez przypadek upuścił, hihihi. ~ przemknęło przez myśl małej.

Powoli ruszyła tunelem w stronę zamieszania. Postanowiła zatrzymać się blisko Prospektu i tam podjąć decyzję czy jest na tyle bezpiecznie, aby móc się zbliżyć.
Podczas marszu starała się cały czas zachowywać czujność i skupienie, ale dużym utrudnieniem okazał się idący przed nią młody człowiek.

-Heeej, też jesteś taki ciekawski jak ja? Założę się, że idziesz na Prospekt! Zakładamy się? Tylko powiedz co masz, bo wieeesz, za darmo to nic nie ma. - Nie wytrzymała i podbiegła do mężczyzny świecąc mu latarką najpierw prosto w oczy, a po zreflektowaniu się, pod nogi.
 

Ostatnio edytowane przez Eillif : 25-01-2016 o 23:10.
Eillif jest offline  
Stary 26-01-2016, 17:50   #7
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=kxuvy-_F8iw

Obrońcy Komsomolskiej nie przestawali się kłócić. Wystrzały w tunelu nie robiły na nich żadnego wrażenia. Czy byli aż tak głupi, czy po prostu przywykli do dziwnych odgłosów i czuli się na stacji przejściowej na tyle bezpiecznie, żeby mieć to w czterech literach?
Jurij, do diaska! Czy ty w ogóle słyszysz co ty bredzisz? Jeden z trzech żołnierzy pukał się w głowę. Nosił na niej czarną, typową miękką czapkę, taką jaką nosili czasem wojskowi albo nurkowie. Zwykła taka. W ogóle gość wyglądał w najzwyklejszy sposób. Żylasty, o niebieskich oczach i o typowej, ruskiej twarzy, w której widać było, że całe jego pokolenie przodków skażone było FASem, przez tradycyjne, zbyt częste sięganie po wódeczkę.
Nie zwrócili w ogóle uwagi na rozmawiającą dwójkę, która czekała tuż przy wejściu do korytarza.

Emil poświecił w tunel. Gęsty mrok wchłaniał światło latarki, nie pokazując nic konkretnego.
Ciemno. Mroczno jak zwykle. Nic.

Jak ktokolwiek może przejść cztery kilometry, powiadam, cztery kilometry górą?! Czy ty myślisz choć trochę? Nie da się, tyle ci powiem, to jest niemożliwe. Słyszałem od jednego takiego.
Mówił, że Czerwoni pilnują...
Sciszył głos.
Znów zaczęli coś między sobą nerwowo z Jurijem szeptać, kłócąc się zawzięcie i gestykulując zamaszyście. Tylko ten trzeci stał tuż obok, trochę słuchając, trochę olewając i mając na jednym oku całą okolicę.


Stukot butów stał się wyraźniejszy. Ktoś nadchodził. A raczej nadchodzili. Ale odgłos kroków nie był nerwowy, raczej szybki i zdecydowany.
Ten uważniejszy z żołnierzy klepnął kolegów po ramieniu i skinął głową, dając ręką jakiś umówiony znak.
Dwójka mężczyzn przestała się kłócić, wyjęli latarki, przygotowali broń i podeszli do tunelowego wyjścia.
Poświecili w korytarz, ale wszystko robili niespiesznie, rutynowo i niechętnie też zamilkli.
Odgłos kroków zbliżał się powoli, miarowo. Szło kilka osób, ale jeszcze światło latarek ich nie łapało.
Stać. Zadudnił ten niezainteresowany kłótnią kolegów. Chyba był wyższy stopniem od nich i bardziej doświadczony. Wyjąć dokumenty. Przedstawić się. Podać cel podróży. Podejść powoli.

No i wtedy się zaczęło.
Zaświstało parę kul. Jedna przeleciała tuż koło Emila i trafiła jego nowo poznaną rozmówczynię prosto w klatkę piersiową. Nie zdołała nawet odpowiedzieć na stwierdzenie rusznikarza. Już było za późno. Jej wykrzywione w ironicznym uśmieszku usta na kilka długich sekund, jak w spowolnionym filmie zamarły, by po chwili ułożyć się w grymas pełen niedowierzania i bólu. Jej twarz pobladła a oczy zaszkliły się. To był koniec.
Inna kula dosięgła w ramię Jurija. Ten wrzasnął zaskoczony i bólem i obrotem spraw.
Co tu się działo?!


Ognisko zgasło. Ludzie się rozpierzchli, część schowała się do już dawno opuszczonego i wyczyszczonego ze wszystkich sprzętów składzika.
Simon Przycupnął przy ścianie tunelu. Było tam trochę bardziej wilgotno i od betonowej ściany ciągnęło zimnem.
Ciemność zgęstniała. Nerwowe westchnienia, okrzyki i szepty zaczęły milknąć. Ludzie jak szczury pouciekali dobrze wiedząc, że nie ma co się mieszać w nie swoje sprawy- ich życie było cenniejsze, niż te wszystkie przed chwilą opowiedziane bzdury. Czar prysł razem ze śmiercią Andrieja.
Andriej leżał obok dogorywającego ogniska. Był pokiereszowany serią, ale gdzie i jak tego Simon nie był w stanie ocenić- leżał za daleko. Ale czy był sens w ogóle sprawdzać jak trup wyglądał?
No trup jak trup, pewnie oczy już się szkliste zrobiły, tępe w wyrazie, ciało sflaczało. Ręce na boki rozrzucone, a wszystko to w powiększającej się kałuży gęstej, ciepłej krwi. Nic szczególnego.
Simon usłyszał ruch za sobą. Zobaczył, że ktoś skrywał się również przy ścianie. Ktoś nowy, kto tu dopiero przyszedł, chyba nie zdając sobie sprawy co dokładnie przed chwilą zaszło. A może właśnie wiedział i przyszedł zwabiony wystrzałami, by posprzątać? Podobno czasem zdarzali się w metrze amatorzy ludzkiego mięsa...
Ale nie mógł się przypatrzeć- oczy przyzwyczaiły się do blasku jasnego ognia i gdy zapadła ciemność trudno było mężczyźnie określić któż to taki.
Dymitr właśnie dotarł do miejsca, z którego prawdopodobnie usłyszał wystrzał. Wszystko na to wskazywało.
Dogasające ognisko, trup zaraz przy nim, ludzie chowający się to u to tam.
Atmosfera była gęsta. Powietrze w tunelu wydawało się duszne, czuć było zapach strachu.
Nagle, z daleka obaj mężczyźni usłyszeli wystrzały, które dochodziły już z Komsomolskiej.
Ale Dima nigdzie nie zauważył umówionego gościa- a miał być właśnie tu na dwusetnym metrze za stacją. A Może to ten zabity?
A może to któryś z tych pochowanych po kątach, jak karaluchy?
Na pewno to nie był atak żadnego mutanta ani potwora z powierzchni. Dziwna, śmierdząca sprawa.


Lepsze to niż nic. Dzięki.
Z Bogiem, dzieciaku. Uważaj na siebie. Mruknął za Wasilijem obły gość.
Tunel pochłonął młodzieńca całkowicie.
Minął ostatni posterunek, na którym siedzieli trzej mężczyźni, którzy nerwowo patrzyli się w głąb ciemności. Słyszeli lepiej od swoich kolegów na stacji wystrzały.
Lepiej miej się na baczności synek. Lepiej nie iść tam samemu.Mruknął jeden z nich do chłopaczka. Dzisiaj coś nerwowo jest.
Rzadko kiedy ktokolwiek szedł sam po tunelach metra. Prawdą było, że kiedyś kolejką można było z jednego końca na drugi przejechać w niecałą godzinę. Teraz ta sama wyprawa potrafiła zająć całe tygodnie. Była to droga niebezpieczna i pełna zasadzek. Zazwyczaj najbezpieczniej było iść z jakąś karawaną.
Mrok był nieprzenikniony. Tylko gdzieś za jego plecami migało coraz słabiej delikatne światło ogniska, które im dalej szedł tym bardziej nikłe się stawało, a w końcu zaabsorbowała je ciemność.
Latarka czasami przeszkadzała. Skupiała uwagę tylko w miejscu, na który padł snop światła, osłabiała inne zmysły, no i w jakimś stopniu oślepiała.
Tutaj tunel był pusty i cichy. Wasilij słyszał tylko swoje kroki, które odbijały się cichym echem od surowych ścian. Gdzieś tam, w ciemności skapywała co jakiś czas jakaś kropla wody. Zapewne radioaktywnej, prześlizgiwała się przez jakąś szparę na powierzchni i spokojnie, z uporem przenikała w głąb, by wypłynąć przez pęknięcie w betonowym suficie.
Co było teraz na powierzchni? Lato? Zima? Dzień? Noc? Deszcz czy śnieg?
Tego Wasil mógł nigdy się nie dowiedzieć. Może nigdy to go nie interesowało. Może nigdy nie zainteresuje? To już nie była sprawa ludzi.
Teraz liczyło się dla niego, by znaleźć ojca.
Tunele metra w jakiś sposób żyły. W swój własny, niezbadany, nienamacalny sposób. Niektórzy handlarze z Hanzy, którzy większość swojego życia żyli w podróży między stacjami opowiadali różne historie na ten temat.
Na przykład o tym dziwnym uczuciu, że coś za tobą jest i musisz się obejrzeć, żeby to sprawdzić. Tak jak teraz zrobił to chłopaczek.
A w tunelu było cicho i spokojnie. Dziwne uczucie narastało.
Mimo, że tunel miał tylko trochę ponad kilometrowej długości, Wasilowi wydawało się, że Prospiekt znajduje się bardzo, bardzo daleko.
Ruszył dalej.


Na Dostojewskiej popatrzyli jeszcze chwilę za młodym podróżnikiem i Czeczen pokręcił głową. Obły machnął ręką i znów sięgnął po swój kubek, w którym zostało mniej niż połowa płynu.
Daję mu tydzień życia. Mruknął posępnie brodaty. Młody i głupi jest. Ojczulka będzie szukał. Nie wie jeszcze, że pewnie go nie znajdzie. Jeśli był stalkerem, to gdzieś go zaciukali.Albo Ci na górze go rozszarpali. Zawsze tak to się kończy.Westchnął ciężko. Patrz Piecia, w jakich obrzydliwych czasach przyszło nam żyć. Rodzice opuszczają swoje dzieci dla mrzonek, a te ze zgryzoty i smutku próbują ich szukać...
Podrapał się swoją wielką łapą po szczecinie.
Łysawy Piecia kwinął głową. Obaj pogrążyli się w ponurych rozmyślaniach i zupełnie nie zauważyli, że mała dziewczynka przeszła obok nich cichutko, na paluszkach i zniknęła za Wasją.
Tekla była chudziutka, leciutka i drobna, przez co przemykanie się niezauważoną było jej konikiem.
Miała też dużo szczęścia. Nikt nie próbował jej zatrzymać, przemykała nieuchwytna dla wzroku kryjąc się w mroku korytarzy przed pogranicznikami, którzy wesoło sobie gawędzili przy ognisku.
Na rozgałęzieniu tuneli usłyszała cichy odgłos kroków. Ucieszyła się i skręciła w odpowiedni korytarz, domyślając się, że to tędy szedł Wasilij.
Mrok otulał szczelnie dziewczynkę, ale ta się wcale nie bała. Tunel był cichy, spokojny i absolutnie nic się w nim nie działo.

-Heeej, też jesteś taki ciekawski jak ja? Założę się, że idziesz na Prospekt! Zakładamy się? Tylko powiedz co masz, bo wieeesz, za darmo to nic nie ma. -

krzyknęła dziarsko dziewczynka, co wystraszyło nie na żarty nastolatka. Mógł teraz poznać to straszne uczucie, które do tej pory nigdy nie nawiedziło go w takim stopniu.
Żołądek podszedł mu do gardła i czuł, że właśnie zaplótł się w mały i bolesny supeł. Kolana mu zmiękły i zmieniły się w dwa ciężkie do ruszenia kołki, a na plecy i czoło wystąpił lodowaty pot.
Serce załomotało jak przestraszone zwierzątko, które rzucało się histerycznie o pręty klatki.
Dziewczynka była tak uradowana, że gdy ten się gwałtownie odwrócił zaświeciła mu latarką po twarzy.
To najgorsze, co mogło się zdarzyć. Chłopak krzyknął z bólu i zdumienia.
Skąd ta mała siusiumajtka się tu wzięła?!
Światło latarki było naprawdę jasne i mocne. Na Dostojewskiej panował półmrok, w tunelu było ciemno jak w dupie i taka niespodziewana jasność potrafiła wyrządzić sporą krzywdę dla nieprzyzwyczajonych oczu.


Towarzyszko Kotova!Odezwał się dziarskim tonem rosły mężczyzna, który siedział za rozklekotanym lichym biureczkiem w namiocie dowództwa. Pachniało tu odrobinę zaduchem i tym charakterystycznym zapachem butwienia, który kiedyś można było poczuć w starych, zabytkowych, drewnianych cerkwiach.
Oprócz Kotovej i mężczyzny za biurkiem, pod brezentowymi ścianami namiotu, na stołeczkach siedziało ściśniętych dziesięciu ludzi. Przysłuchiwali się rozmowie z przychylnym zainteresowaniem.
Mężczyzna, który przemówił był pod pięćdziesiątkę i na jego twarzy widniał kilkudniowy, nierówny zarost poprzetykany powoli następującą siwizną. W swoich spracowanych rękach trzymał jakieś poplamione kartki z nierównym, trudnym do rozczytania pismem.
Ostatnim razem dobrze się spisałyście! No!Uśmiechnął się szeroko. Gdyby reszta tak wzorcowo jak wy szerzyła idee międzystacjonówki, już dawno zaszlibyśmy o wiele, wiele dalej. Zebrani zaśmiali się cicho na tę drobną uwagę. No. Co to ja chciałem mówić?Zmarszczył czoło.
Kuzniecow był jednym z ojców założycieli Międzynarodowej Brygady Rewolucyjnej im. Che Guevary. Został również jednogłośnie wybrany przywódcą w ostatnim głosowaniu.
Podrapał się po wielkim nochalu.
A! Tak!Zajrzał w notatki.Czekaliśmy tu wszyscy na was, towarzyszko Lily. Wiemy, że świetnie nadajecie się do tego zadania. Możecie oczywiście odmówić, ale uważamy, razem z towarzyszami i towarzyszkami, że jesteście najlepsze do tejże misji.Otworzył jedną z szafeczek rozklekotanego biurka i wyjął podrobiony paszport Hanzy. W danych osobowych widniało imię Ksenia Jarcov, lat 25. Książeczka była trochę zmięta i poplamiona.
Udało nam się zdobyć i przerobić dokumenty jakiejś nieszczęśniczki.Popukał palcem w ów rzecz leżącą na blacie. Sprawa wygląda następująco Odkaszlnął, a jego ton z miłego zmienił się na bardzo poważny. Aby szerzyć rewolucyjne idee i by reszta Metra w końcu zapaliła się od naszego entuzjastycznego anarchistycznego ognia, musimy chociaż spróbować przeniknąć do obozu wroga i rozeznać stuację. Na chwilę obecną nasze partyzanckie oddziały od czasu do czasu kąsają ten zamknięty układ wzajemnej adoracji okryty zgnilizną, jaką jest Hanza i jej poplecznicy.Zamilkł na chwilę. Ale to nie wszystko. Tu nie chodzi tak naprawdę o Hanzę. Nasi towarzysze Tu wzrok Kuzniecowa przesunął się na siedzące pod jedną ścianę współbraci i skinął im z poważaniem głową. Zdobyli bardzo ważne informacje.
Lily nie mogła się teraz odwrócić i przypatrzyć się, kto to dokładnie miał być, ale była pewna że to pewnie Iwo „Rozczochraniec” i Saszka – jej dwóch dobrych kamratów, którzy wyspecjalizowali się w najdelikatniejszych misjach.
Metro toczy robak.Podjął po krótkiej chwili przywódca, ale machnął ręką na zebranych, żeby przestali się chichrać. No, no, nie wielki czerw, dajcie spokój!Zaśmiał się. Chodzi o tę zgniliznę, stary układ sprzed wojny, ucisk ludu! Hanza razem z Polis podzieliła sobie metro, zawłaszczyła strefy, zagrodziła dostęp do czystej wody, do grzybów do życia bez radiacji! Tak!
To w naszych rękach leży los uciśniętej masy! Proletariatu! Ludu pracującego! Czyste stacje dla wszystkich, tak! Ale my możemy temu zaradzić. Od towarzyszy Rozczochrańca i Saszki dowiedziałem się, że podobno było paru śmiałków, którzy dotarli do Szmaragdowego Grodu. Tak, do tej owianej legendą i mitem stacji, gdzie podobno wszystkiego jest w bród! Musimy odkryć, czy to jest prawda. Otworzyć wrota dobrobytu dla międzystacjonówki, podzielić wszystkim po równo. Tylko wtedy nastąpi rewolucja. Prawdziwy anarchizm, nie potrzeba będzie żadnych podziałów!
Ale musimy to zrobić przed Hanzą, Polis i Czerwonymi. Wszyscy wiemy, że Czerwonych od Szmaragdowego Grodu dzieli tylko jedna i w dodatku zburzona stacja. Ale Czerwoni nie mają jednego!
Podniósł palec do góry i popatrzył po zebranych. Klucza! Tak! Podobno żeby otworzyć wrota do Grodu potrzeba klucza. Jak on wygląda i czym jest, czy szyfrem czy jakimś przedmiotem, ty towarzyszko Lily musisz się dowiedzieć.Wzrok mężczyzny utkwił w dziewczynie. Na stacjach Krasnoprieznieńska, Oktiabrska i Teatralna przebywają nasi ludzie. Jeśli zbierzesz jakieś informacje- przekażesz im.Dowódca wyjął z szafeczki jeszcze jedną rzecz- czysty arkusz papieru, zapisany drobnym drukiem. Zapoznajcie się z tymi informacjami i spalcie to jak najszybciej. Macie tu spis naszych ludzi, jak się nazywają i gdzie dokładnie mieszkają. Nie noście tego przy sobie. Towarzysz Banzai wyda wam broń i skafander, na wszelki wypadek. Możliwe, że będziecie musieli wyjść na powierzchnię, jeśli wszystkie pogłoski się sprawdzą. Powodzenia.
Wszyscy stali i zaczęli się rozchodzić. Lily miała nową misję, tym razem samotnie miała stawić czoło wszystkim przeciwnościom. Los międzystacjonówki należał teraz od jej sukcesu lub porażki.

Mały oddział rewolucjonistów odstawił ją na drezynie na tory prowadzące na stację Pawielecka.
Pawielecka była ziemią niczyją – przez pech, że nie posiadała hermetycznie zamykanych wrót i krwiożerczy pomiot z góry uwielbiał tutaj zaglądać, schodząc po ruchomych schodach na dół.
Z Pawieleckiej można było przejść po okazaniu dokumentów na teren Hanzy i dalej już poruszać się swobodnie.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 26-01-2016 o 18:12.
Ravage jest offline  
Stary 26-01-2016, 18:32   #8
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Metro bardzo szybko uczyło jednego. Wtrącanie nosa w nie swoje sprawy kończy się źle. W najlepszym przypadku przytrzaśnięciem palców, a w najgorszym…
Bunin nie zamierzał popełnić takiego podstawowego błędu. Trup Andrieja jednak w pewnym sensie kusił. Jeśli choć fragment z jego opowieści był prawdziwy, to bajarz musiał kiedyś być stalkerem. Na pewno zostało mu trochę sprzętu z dawnego życia. Szkoda zostawiać to na pastwę szczurów. W dodatku wyglądało na to, że nikt się nie zamierza upominać o jego rzeczy. Wszyscy się rozbiegli, a strzelca jak nie było tak nie ma.
Zastanawiał się przez chwilę czy podjąć ryzyko, gdy usłyszał kogoś. Odwrócił się szybko robiąc krok w tył. Mocniej zacisnął dłoń na swojej gwieździe porannej, ale prawą ręką sięgnął za pas.
Serce mu biło jak oszalałe. Jeśli to strzelec, to Simon już jest martwy. Z drugiej strony w tej ciemności musiałby mieć patrzałki jak ci komandosi Hanzy. Strzeliłby do niego już dawno. Czyli nie strzelec. Zabłąkany człowiek? Może Mutant?
Serce biło mu w szybkim, ale już stabilnym tempie. Po tej krótkiej rozkminie obudził się w nim uśpiony do tej pory sknera.
Cofnął prawą ręką i oburącz chwycił twór swojego zbieractwa. Naboje były dosłownie drogie. A jego znajoma rusznikarz była trzy stacje stąd. Długa trasa.
Kurwa zaklął ponownie w myślach. Pierdolone ognisko. Co mnie do diabła podkusiło?!
Nie miał dużego wyjścia. Jeśli to taki sam przybłęda jak on, to będzie bez sensu się tutaj pozabijać.
- Kto zacz?! - warknął gardłowo.
Zdziwił się słysząc swój głos. Dawno z nikim nie rozmawiał. Teraz to brzmiało jakby miał zmutowane gardło. Niekoniecznie poprawił swoją sytuację. Jeśli nie usłyszy odpowiedzi, to przyjebie temu mutantowi (albo wyjątkowo pechowemu głuchoniememu).
W drugim przypadku… zależeć jaka to będzie odpowiedź.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 26-01-2016, 20:21   #9
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Emil mógł uciekać, ale wiedział że strzały było słychać w całym tunelu i na Kurskiej mogą na niego czekać z wyciągniętymi karabinami, ze swędzącymi palcami na spustach. Nie chciał zginać tak głupią śmiercią i w końcu bycie obywatelem Hanzy do czegoś zobowiązywało. Był wdzięczny trójce strażników że walczą, że robią co mogą, ale głupotą było nastawianie się na ogień. Poczuł też żal po dziewczynie, była opryskliwa i wredna, mimo wszystko nikt w metrze nie powinien umierać w nie swoich interesach. Pierdolona, betonowa trumna.

Kryukov przyparł do ściany i puścił się biegiem w kierunku, w którym znajdowały się worki z piaskiem i wskoczył za nie. Widział też że pozostali przy życiu strażnicy również próbowali to zrobić, ale ich działania były o wiele mniej udolne. Cholernie się cieszył że miał takiego mentora jak Basil, że przekazał chłopakowi te 20 lat temu te wszystkie wojskowe sztuczki.

Rusznikarz z Marksistowskiej odbezpieczył M-14, ustawił tryb ognia w pojedynczy. Strzelanie z tego potwora na natowską amunicję trybem automatycznym było jak próby zatrzymania gołymi rękoma drezyny, takiego miał kopa. Choć i automat się przydawał by zasypać korytarz kulami, zawsze stanowiło to jakąś osłonę ogniową i dawało czas na ucieczkę, ukrycie się lub taktyczny odwrót.

Dał odetchnąć nieco pozostałym przy życiu, pojedynczymi kulami strzelając w miejsca gdzie pojawiały się powylotowe błyski wystrzałów. Sam przykucnął za workami, pozwalając się broni oprzeć o barykadę. Reszta została w rękach, a raczej w uderzeniu naboju 7,62 mm.

Mandarynka również nie była głupia, a przynajmniej jak na psa. Zamiast rzucić się z zębami na strzelców również wtuliła się w worki z piaskiem, czekając na polecenia swojego właściciela.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 28-01-2016, 23:46   #10
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Dymitrij już się podnosił, żeby szukać rusznikarza, bo nijak mu nie pasowały do wizerunku porządnego fachowca ci wszyscy biegający i skomlący ludzie. Taki gość od broni powinien być starszy ( wiadomo -doświadczenie), kawał chłopa, bo robota nielekka, no i bronią obwieszony, przynajmniej jak gubernator w "Comando". Był tu co prawda gość jakby inny niż reszta, ale mu na tego właściwego nie wyglądał. Robił jakieś podchody w stronę umrzyka, cofał się i rozglądał. W końcu wyraźnie wystraszony zawołał w kierunku Dymitra:
- Kto zacz?
- Nu ja. - odparł nieco zdziwiony Dima. - A ty czego?
Trochę mu się nie podobał ten ktoś. Żeby się nie okazało, że to właśnie Emil…
- Niczego - odburknął. - Nuże kto ty? - nie dawał za wygraną ciąglę trzymając w rękach swoją gwiazdę poranną.
- Przecie mówię, że ja, znaczy Dymitrij - odpowiedział trochę już zniesmaczony Dima - czegoś się uczepił? - Tu spojrzał na ręce pytającego.
- A co ty tam ściskasz? U mnie stieczkin jest - dodał na wszelki wypadek.
Simon odetchnął nieco.
- Bo w cieniu się w chowasz to i nie widziałem czyś mutant, czy co - odparł na pierwsze pytanie. Opuścił rękę z tym poskręcanym kawałkiem stalowej rury. - Wejdź no do światła, bo od tego ogniska źle widzę tera. - przesunął się by zrobić mu miejsce i jednocześnie zachować uprzejmie ostrożną odległość między nimi.
- A na co do światła? Żeby ten co chłopa ubił wrócił i mnie serią przeciągnął ? - Dymitij wysunął się jednak trochę z cienia - Ty Emil?
- Wodka u ciebie jest? - dodał po chwili z nadzieją.
- Emil? Nie, wołają mnie Simon Bunin. Wódki też nie mam. - mówił cicho. Przez chwilę milczał, jakby się zastanawiając nad czymś. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Podszedł do stygnącego już Andrieja i przyjrzał się mu uważniej. Trup nie wyglądał szczególnie ciekawie.Uwagę przykuwało kilkanaście dziur po kulach, z których krew właśnie przestawała broczyć. Spojrzał w kierunku plecaka, utaplanego w krzepnącej posoce. Długo się nie zastanawiał. Otworzył swoją torbę i przerzucił do środka wszystko oprócz łachów i saperki.

Nowinę Simona, że ten nie jest Emilem i nie posiada wódki skwitował lekkim wzruszeniem ramion. Kiedy tamten przesypywał rzeczy zabitego, Dima odwrócił się na pięcie i skierował w stronę dopiero co miniętej stacji. Skoro Emila nie było tu, równie dobrze mógł go szukać gdziekolwiek indziej. Dalsza wyprawa tunelem, nie uśmiechała mu się, gdyż zapewne tam oddalił się zabójca (w końcu nie widział go po drodze). Natomiast na stacji mógł sobie wreszcie kupić samogonu. Emil gdyby się pojawił, to zapewne zacznie go szukać właśnie tam. Postanowił czekać siedząc na peronie przy wejściu na stację, popijając wódkę i majtając nogami.
 
Paszczakor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172