Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2014, 18:45   #21
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Odczekała aż z kranu zacznie lecieć w miarę czysto wyglądająca woda. W czerwonym świetle trudno było to ocenić, dlatego powąchała, krzywiąc się. Z piciem musiała poczekać, ochlapując lodowatą wodą swoją twarz zanim skierowała swoje kroki dalej, do pokoju biurowego najbliższego przejściu. Wdrapała się na biurko ustawione najbliżej ściany i wciągnęła za sobą przytargany z szafy wieszak, a raczej jego część. Odkręciła stojak i teraz miała w rękach długą rurę z wypustkami na ubrania. Za jej pomocą pchnęła w górę jeden z paneli na suficie. Bezradnie spróbowała tam zajrzeć.
- Podniesie mnie ktoś tam do góry? - spytała głośno, zaraz milknąc na dźwięk swojego głosu. - I prosiłabym o zapalniczkę. Może uda mi się dostrzec czy w ścianach jest na tyle dużo przestrzeni, by ktoś mógł się przeczołgać!

Esko akurat zaglądał do szuflad biurka i czytał jakiś pożółkły papier, który wyciągnąć wraz z kilkoma innymi przyborami służącymi do pisania. Wszystko to było prawie nieprzydatne, ale na szczęście tylko prawie. Miejsce w prowizorycznym worku się kończyło z “fartucha” się kończyło i musiał to wszystko dobrze przemyśleć co jeszcze wziąć.
- Jasne - też wdrapał się na biurko gdy usłyszał Ninę i splótł ręce, by miała gdzie oprzeć stopę i była w stanie dostać się do wyważonego panelu. Potem wrócił do szperania. Mogli sobie nie zdawać z tego sprawy, ale dla niego sprawa była jasna że są zdani tylko na siebie i na to co znajdą.

Pokoje z wyposażeniem biurowym, bez większego zaskoczenia, nie posiadały nic prócz właśnie wyposażenia biurowego. Od ołówków i samoprzylepnych karteczek, do nożyczek, taśmy klejącej i nawet kilku śrubokrętów, teoretycznie najbardziej przydatnej tu rzeczy. Nie licząc samych mebli. Nina zajrzała do kanałów wentylacyjnych, oświetlając sobie zapalniczką, która została szybko zgaszona przez podmuch powietrza. Mocniej czuło się tu zapach dymu, a na dodatek płytki drgały i na pewno nie posiadały możliwości utrzymania całej sylwetki nawet drobnej dziewczyny. Ciężar należało rozłożyć na przynajmniej kilka z nich, a to wymagało czegoś więcej niż krótkiej pomocy jednego z mężczyzn.
Mimo tego widziała przejście. Pół na pół metra, wystarczające do tego, aby człowiek się przeczołgał. Tylko, że z przodu panowała absolutna ciemność i bez empirycznego sprawdzenia nie było możliwości dowiedzenia się dokąd prowadzi wentylacja.

Zakręciło się jej w głowie i Nina musiała usiąść, aby nie spaść z nagle strasznie małego i wysokiego biurka. Przez chwilę łapała powietrze. Czy ten facet nie mógł poczekać?! Spojrzała w górę. Sufit wydawał się na wysokości kilometra. Rozejrzała się bezradnie… i wtedy rozległ się krzyk i wszystko zgasło. Szwajcarkę aż zatkało, w przeciwieństwie do Monique nie wydała żadnego dźwięku. Przełknęła ślinę i nadal z otwartymi oczami wpatrywała się w ciemność.
Czarną jak najgorsza noc. Klaustrofobiczną i przerażającą. I ten zapach dymu.
Z ogromnym trudem powstrzymała wybuch niekontrolowanej paniki i nacisnęła przycisk zapalający zapalniczkę, tę samą, którą świeciła sobie na górze. Malutki płomień zadygotał i zgasł. Dziewczyna spróbowała zejść z biurka i szybko rozległo się ciche i trochę rozpaczliwie "au!", gdy walnęła się w goleń, zapominając o stojącym obok krześle.
Zapaliła ogień raz jeszcze. Ruszyła ku głosom.
- Pp...przydałaby się… jjakaś ppochodnia, ale ttu wszystko wwilgotne…
Słowa o przejściu pokrzepiały. Ciemność całe pokrzepienie odkopywała hen daleko.
Tam gdzieś kilka pięter wyżej. Nina nie chciała zostać uwięziona tu na zawsze. Czuła jak panika wraca, a jej oczy, widoczne dla wszystkich dzięki płomieniowi zapalniczki, robią się coraz większe.
 
Lady jest offline  
Stary 01-04-2014, 21:03   #22
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Myśleli, że to czerwone światło i wibrujący w uszach dźwięk syren był niepokojący, irytujący i przerażający. Ludzkie umysły są głupie. Same się oszukują. Nie potrafią docenić tego, co mają.
Posmakujcie ciemności. Wsłuchajcie w ciszę.
Zabarwiona słabym szumem słabnącej wentylacji. Ruchem ciał. Zgrzytem mebli, wciskanych w szparę i z sykiem bólu przestawianych przez błądzącego Esko.
Poczujcie dym, zmieszany z pleśnią i wilgocią. Docierał z górnych pięter. Wszystkich, a może tylko części? Tam na górze nieustannie wył alarm. Jego dźwięk brzmiał niczym pozostałość po świdrującej syrenie.

Pożar mógł już wylać się na wyjście ewakuacyjne. Czyjeś głośne przełknięcie śliny i płomień zapalniczki zadrżał mocniej w dłoni Niny, walczącej ze swoimi własnymi demonami. Głośne przekleństwo Leona wyrwało z tego nagłego zastoju. Ciało mężczyzny upadło gdzieś na korytarzu, tak to brzmiało.
- Zginiemy tutaj… zginiemy…

Dobrze, że nie wszyscy tak myśleli, prawda?
Tess czuła jak wąskie przejście sprawia, że głowa ociera się z obu stron. Wysoka jak na kobietę, pozostawała szczupła. Weszła głowa, weszła też reszta. Drżący, niewielki płomień podążył za nią w postaci Szwajcarki. Mała i niska, ona prawie się nie otarła.
Nie mieli co zwlekać.
To co znajdowało się za przejściem, wydawało się recepcją. Niewielki płomień odkrył nieczynne oczywiście windy. Wyjście na schody. Typowy dla takiego miejsca wystrój.
Dym.
Dużo dymu. Napływał z góry. I ciepło. Prawie niewyczuwalne. Wyłączony prawie zupełnie wzrok wyostrzał resztę zmysłów.

Ktoś zapalił drugą zapalniczkę. Światła niby więcej, ale mniej. Dwa samotne płomienie w czerni. Jeden zgasł, stłumiony oparami pożaru. Albo podmuchem z wentylacji.
Nieważne, że zapalił się ponownie. Czarnoskóra kobieta rzuciła się do przejścia, panicznie, szybko, nieskładnie. Uderzyła się i jęknęła z bólu, ostatecznie lądując po drugiej stronie. Brała głębokie oddechy.
Źle.
Rozkasłała się. Tak, dym napierał. Matthias też nie czekał. Przecież nie mógł być ostatni. Co jeśli przejście się zamknie? Ruszył. Wszedł bokiem w ciasną szparę. Ktoś go popchnął. Nie wiadomo kto. Niewiele wiadomo w takich warunkach. Zimne, męskie dłonie.
Z drugiej strony ktoś inny pociągnął.

I stanęło.
Pomoc nic nie dawała. Ciągnięty lub pchany, czuł ból. Niemoc. Strach.
- Zaklinował sebe… - oczywistość wypowiedziana na głos, z twardym akcentem Leona, stawała się jeszcze bardziej przerażająca.
Dym kłębił się, wyraźnie widoczny tuż przy płomieniach zapalniczek, coraz słabszych. Drżących. Niepewnych.

Schody były dostępne. Wystarczyło wejść na półpiętro, aby widzieć. Widzieć stalowe drzwi "-2", pod którymi i za którymi szalał ogień. Ciepło, nie, gorąco biło stamtąd. Dym wydostawał szparami. Mimo tego, że były wąskie, płomienie oświetlały ten fragment klatki schodowej.
Wiedzieli już gdzie się pali. Mogli uciekać w górę.
Mogły.
Mężczyźni nadal uwięzieni za nieruchomą przeszkodą mieli gorzej. Matthias ani drgnął.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-04-2014, 20:35   #23
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nina dziękowała wszystkim stwórcom i innym nieistniejącym stworzeniom za to, że strach nie odebrał jej możliwości ruchu. Nie zamarła, nie poddała się, nie ogarnęło ją zniechęcenie. Wchodziła po schodach ostrożnie, znając siebie i nie chcąc się potknąć.
- Pali się piętro wyżej - krzyknęła zdławionym przez dym i przerażenie głosem. I nie wierząc, że spotka kogoś mogącego im pomóc, ruszyła wyżej.
Tess ruszyła za źródłem światła. Nie było zbyt imponujące, ale dawało jakąś szansę na znalezienie czegoś przydatnego.
- Chodźmy jeszcze wyżej - Powiedziała do Szwajcarki gdy ta zatrzymała się przed drzwiami spod których wydobywał się dym. - Musimy dotrzeć na parter. Tam powinno być wyjście na zewnątrz. Może też znajdziemy coś co przyda się do pomocy reszcie. Albo kogoś… - Dodała już mniej pewnie. To miejsce wyglądało na opuszczone. Nie wierzyła w pomoc z zewnątrz. Musieli poradzić sobie sami.

Przez pustką klatkę schodową dało się iść nawet bez światła zapalniczki. Wystarczyło zbliżyć się do drzwi z liczbą "-2", aby poczuć gorąco, docierające pulsującymi falami. Szybko podążyły wyżej, wraz ze stąpającą im po piętach Monique, niewiele rozumiejącą z tego wszystkiego, pogrążoną w większym niż Nina szoku. Piętro wyżej ponownie zagłębiły się w zupełną czerń. zapalniczka z trudem oświetliła kolejne zamknięte drzwi. "-1".
Szybciej. Byle wyżej.Drzwi wyjściowe były otwarte. Oznaczone cyfrą 0 obiecywały... coś. Cokolwiek dającego nadzieję. Zdecydowana Tess pchnęła je i weszła pierwsza. Zatrzymując się metr za nimi. Czerń nie ustąpiła. Rozciągała się tak jakby dalej, bo delikatne echo niosło ich kroki. Ręce nie wyczuwały przeszkód z przodu ani z boku. Zapalniczka, której płomień drgał mocniej, oświetlała tylko ich kobiece sylwetki. Posadzka była podobna do tej na najniższym piętrze. Wyżej iść się już nie dało.

Gdzieś z lewego boku, w kompletnej ciszy - nie słychać już bowiem było tutaj dźwięków alarmu, ani nie czuło się dymu - do ich uszu dotarł dźwięk wyładowań elektrycznych. Po przejściu kilku niepewnych kroków, oczom ukazały się niebieskie rozbłyski, trzaskające i delikatnie zmieniające położenie. Jedyna oznaka czegokolwiek na piętrze zerowym.
Tess zaczęła się poruszać wzdłuż ścian, za pomocą dłoni próbując wyczuć rozkład pomieszczeń. To w którym się znajdowały przypominało hall wejściowy jakiegoś dużego budynku, a wyładowania były od strony zwężającego się przejścia. Była tam najwyraźniej zamknięta przeszkoda i można było wymacać rumowisko.
Nina stała z wyciągniętą przed siebie zapalniczką i gapiła się na ciemność z otwartymi ustami. Dopiero jak okazało się, że Irlandka gdzieś zniknęła, poszła jej szukać, przyświecając sobie i przy okazji pozwalając im poznać trochę otoczenie.

Z drugiej strony w słabym świetle płomienia można było dostrzec całkiem rozległy kompleks i wejścia do następnych pomieszczeń. Była tam chyba recepcja, stoliki, krzesła, dystrybutor wody, wnęka z szafą na ubrania. Niestety Irlandka była prawie ślepa, a gaz w zapalniczce szybko się kończył.
- Musimy znaleźć coś łatwopalnego. - Powiedziała do Szwajcarki. - I to szybko, zanim skończy się nam paliwo.
- Może papier nie zamókł aż tak? Przy recepcji powinno trochę… te segregatory na dole też go zawierały, może będą i tu. Będę oszczędzać - Nina prawie szeptała. Przetłumaczyła też słowa Tess na francuski, Monique mogłaby pomóc. Ruszyła szukać czegoś do podpalenia.
Wspólnymi siłami, macając ściany i napotykane przeszkody, szybko natrafiły nie tylko na drzwi do jakiś pomieszczeń bardziej socjalnych, ale także, lub przede wszystkim, na dużą wnękę, w której stały dwie drukarki. A obok drukarek kilka, a może nawet kilkanaście dużych pudełek pełnych papieru. Wilgotnego i mało przyjemnego w dotyku, wolno rozpalającego się od ognia zapalniczki i płonącego słabo… lecz jednak płonącego.
Do tego sporo mebli wymacanych w okolicy miało drewniane oparcia i siedziska, co już przy rozpalonym ogniu mogło posłużyć do jego podsycania.
Nina wyjęła kilka kartek, zwinęła w rulon i podpaliła od zapalniczki. Dwa piętra niżej szalał pożar, a ona cieszyła się z ognia.
- Rozpalmy ognisko na środku tego holu! - słaby płomień dodał dziewczynie energii. Chwyciła jedno z pudełek i zaczęła je wyciągać z pokoju z drukarkami.
 
Lady jest offline  
Stary 04-04-2014, 20:36   #24
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Tess nie marnowała czasu, zabrała z pokoju więcej papieru i ruszyła za Niną mówiąc Francuzce by zrobiła to samo. Przynajmniej miała nadzieję, że to właśnie jej powiedziała, bo jej poziom znajomości tego języka był raczej minimalny. Wyłożona kamiennymi płytami posadzka holu dawał gwarancję, że ogień, który stworzą nie wymknie się spod kontroli, wiec z entuzjazmem zabrała się do tworzenia źródła światła, dzięki któremu będą mogli poszukać wyjścia z tego miejsca. Wzięła też jedno z krzeseł i uderzając nim w podłogę rozwaliła przedmiot oddzielając nogi.
- Zrobimy z tego pochodnie. - Powiedziała do Szwajcarki. Przydałyby się jakieś tkaniny do owinięcia i coś do nasączenia. Co z przedmiotów z wyposażenia biurowego może być paliwem? - Zastanowiła się na głos mając nadzieję, że kobieta zna się na tym lepiej niż ona. Teraz miała dziwną pustkę w głowie.
- Może… - Nina zamilkła tak nagle jak zaczęła - ...może jakiś klej? - powiedziała niepewnie. - Tkaniny mogły zostać w tej szafie… aa wiem, poszukajmy pomieszczenia dla sprzątaczek. Tam mogą być różne rzeczy.
- Świetny pomysł! - Irlandka posłała jej szeroki uśmiech. Potem popatrzyła na drugą kobietę, która choć wyglądała na zagubiona trzymała się ich i posłusznie wykonywała polecenia:
- Regarder le feu - Dla pewności, że tamta zrozumie wskazała jej przyniesiony papier, a potem ogień. - Disposer lentement.
Wskazała na Ninę - Pójdziesz ze mną i poświecisz zapalniczką. Musimy się śpieszyć.
Szwajcarka zerknęła na Monique. Tylko szczególna sytuacja sprawiła, że nie roześmiała się na trochę zabawne mówienie Tess po francusku. Każdy karton miał tekturowe zamknięcie, czarnowłosa zdjęła kilka i zwijała je.
- To lepiej oświetli - wytłumaczyła i podążyła za Irlandką.

Inler i McRyan weszły głębiej, odnajdując korytarz odchodzący do pokoi biurowych. W większości takich samych - biurka, krzesła, szafy, komputery. Znalazły kuchnię, łazienkę, pełną kabli i sprzętu komputerowego klitkę niewątpliwie należącą do tutejszego helpdesku, a także miejsca, których szukały. Magazynek kuchenny i pokój sprzątaczek. Pierwszy zawierał rzeczy głównie spożywcze, śmierdziało tam dość wyraźnie. Drugi wyposażony został we wszystko, co służyło do sprzątania. Od szczotek i odkurzacza, do wszelkiej maści detergentów.
Tess zaczęła dokładnie oglądać opakowania szukając symboli oznaczających łatwopalność. Akurat na środkach czystości znała się bardzo dobrze. Nigdy nie przypuszczała, że jej praca może się okazać pomocna w sztuce surwiwalu.
Znalazła płyn do czyszczenia na bazie alkoholu:
- To powinno się nadawać. - Pokazała opakowanie Ninie - Poowijajmy nogi tym ścierkami i nasączmy płynem. Powinno się sprawdzić. W ten sposób można zrobić więcej pochodni.
To mówiąc zabrała się za nawijanie szmat na drewno.

Szwajcarka kiwała głową na znak, że rozumie. I sumiennie robiła co tamta kazała. Noga krzesła upadła jej raz, robiąc dużo huku, a trzymając w jednej dłoni płonący karton mało co nie podpaliła jednego z tych opakowań. Odskoczyła, robiąc przerażoną minę.
- Pardon… ciągle mi się to zdarza - ton głosu miała ni to płaczliwy, ni pełne złości.
- Nie przejmuj się - Tess machnęła trzymaną w dłoni noga dla podkreślenia swoich słów. - Po prostu zabierzemy to ze sobą i zrobimy pochodnie przy ognisku.
Niska dziewczyna z wdzięcznością pokiwała głową.
Przy okazji Tess zaczęła pakować różne rzeczy, które wydały jej się przydatne na wózek dla sprzątaczek. Między innymi kilka sprejów i innych rzeczy wybuchowych. Nie wiadomo co ich czekało po wyjściu z laboratorium. Trzeba się było przygotować na najgorsze. Jej przeczucia co do tego co się dzieje na świecie nie były najlepsze.
 
Eleanor jest offline  
Stary 04-04-2014, 21:26   #25
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Wyss, aż stęknął z wysiłku próbując przecisnąć się przez drzwi. Zaklinował się i nic nie mógł na to poradzić. Spojrzał na zdezorientowane kobiety idącę przed nim.
- Idźcie… - Wysapał z widocznym trudem. - No idźcie! Ratujcie się, do cholery! Znajdźcie wyjście i sprowadźcie pomoc!
Nina wpatrywała się w mężczyznę z szeroko otwartymi oczami. Nie zauważyła nawet, że w pewnym momencie zapalniczka zgasła. Zapaliła ją zaraz, razem z innymi próbując przeciągnąć Matthiasa. To się nie udało.
- Musisz zedrzeć ubranie, nasmarować się czymś śliskim... - powiedziała cicho, to jako jedyne przychodziło jej do głowy, zanim nie odwróciła się i nie spełniła błagalnej prośby. Ruszyła na schody.

Wyss stękając z bólu próbował odsunąć suwak swojej kurtki.
- Musimy, wyważyć te drzwi - wydyszał do stojących za nim mężczyzn. - Zrobić dźwignię, cokolwiek.
- Bez światła i z tobą zaklinowanym może to być trudne - zauważył Rumuńczyk - Spróbujmy ciebie wciągnąć do środka, jak nie da rady zedrzemy z ciebie ubranie. - stwierdził - Może wtedy jakoś się przeciśniesz.
Ze światła mieli jedną zapalniczkę. Niestety nawet wspólnymi siłami nie udało im się wyciągnąć zaklinowanego ciała. Wciąganie brzucha nie pomogło. Musieli zacząć działać, zamiast gadać. Dym stawał się coraz gęstszy.
- Dawaj do cholery, jakąś ławkę, krzesło, drzwi od szafki, cokolwiek! Musimy zrobić dźwignię i choć trochę ruszyć te pieprzone drzwi! - W głos Wyssa wkradała się panika. - Szybciej!
Esko ruszył w kierunku pokoju, w którym były biurka, a przy biurkach krzesła. Był w tym pomieszczeniu niedawno, a więc na wyczucie praktycznie chwycił to najbliższe. Wyszedł z nim na korytarz i rozłupał o ścianę. Najdłuższa z nóg, ta która też robiła za część oparcia, musiała wystarczyć na dźwignię. W nikłym świetle zapalniczki, przyłożył dźwignię i naparł na nią z całej siły.
Jedna nie wystarczała. Leon położył się na ziemi i włożył tam metalowe nogi pd krzesła, uważając, by przy okazji nie zgnieść Mathiasa. Razem naparli, a Aleksiej pchnął zaklinowanego. Kurtka rozdarła się z wyraźnym nieprzyjemnym dźwiękiem, metal mocno otarł ciało mężczyzny, ale ten wypadł na drugą stronę, padając na podłogę i z trudem łapiąc powietrze.
Aleksiej nie zwlekał, był pierwszym po Wyss’ie który brał się za przejście przez ciasną szczelinę. Było ciężko i tylko dzięki pomocy pozostałych się prześlizgną pomimo faktu że był raczej szczupłej, lekoatletycznej budowy. Po drugiej stronie już pomagał reszcie się wydostać.|
Esko przeszedł zaraz za Alksiejem, wciągając brzuch i z trudem się przeciskając. Ale był szczuplejszy od Wyssa. Zaraz po pokonaniu przeszkody pomógł mu wstać i zarzucając sobie jego ramię na szyję, ruszył w tym kierunku, w którym pobiegły kobiety.
Matthias wziął głęboki oddech i z pomocą Esko wstał z ziemi.
- Dzięki po raz kolejny - rzucił z krzywym wyrazem twarzy, który można było w innych warunkach uznać za uśmiech. Podniósł z ziemi rurki krzesał upuszczone przez mężczyzn i podał jedną z nich towarzyszowi.
- Mogą się przydać, nie wiadomo, czy na co się natknęły i czy dalej nie będzie tak samo. - Rzucił ruszając biegiem za pozostałymi.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 05-04-2014, 12:15   #26
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Wciąż czuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej, bardziej ze strachu niż realnego bólu.
Pożar pochłaniający jego zakleszczone ciało.
Przerażająca wizja.

Nie zatrzymywali się podążając kolejnymi korytarzami mając nadzieje, że zaraz spotkają, idące przed nimi kobiety. Wyss liczył również na grupę strażaków, policjantów i kilkudziesięciu dziennikarzy. Mijali oznaczenia pięter. Na -2 szalał pożar, ale drzwi prowadzące tam, wyglądały, że jeszcze chwilę przetrzymają nierówną walkę z żywiołem.
Po chwili ciemności korytarza ustąpił migotliwy płomień palącego się ogniska. Stała nad nim kobieta, chyba o imieniu Monique, wrzucając w żar kolejne rozbitę meble. Nieprzyjemny zapach palonego plastiku i sztucznej skóry wypełnił powietrze.
Kobieta wciąż była przestraszona, jednakże szok chyba już mijał. Widząc mężczyzn nieznacznie uśmiechnęła się i wskazała na wejście na zaplecze, mówiąc coś po francusku, czego Wyss nie dosłyszał. Pozostałych dwóch kobiet nie było. Idący na czele Esko skinął jej głową, wyjął z ogniska wyjął palącą się nogę drewnianego krzesła i ruszył w kierunku kobiet. Wyss podążył za nim.
- Hej?! Jesteście tu gdzieś? - zawołał zdezorientowany Fin po kilku krokach.
- Jesteśmy tutaj - Odpowiedział mu głos jednej z kobiet. Z pomieszczenia obok wyjechał wózek ekipy serwisowej, a za nim pchającego go kobiety.
- Pomogę wam z tym wózkiem. Jest tu jeszcze coś ciekawego? Coś do picia? - oddał pochodnię jednej z dziewczyn, sam popychając wózek w kierunku z którego przyszedł.
Tess uderzyła się dłonią w czoło słysząc jego słowa.
- Tam jest jakieś pomieszczenie socjalne, coś śmierdzi, ale może są jakieś butelki lub rzeczy do długiej przydatności do spożycia. Zabierzmy wózek z powrotem. Sporo się na niego zmieści.
- OK. - skierował się w stronę którą wyznaczyła mu Tess.
- Sprawdzę też kuchnię - zaoferowała się Nina. - Może zostało coś nieotwartego…
Wyss ruszył za nimi nieodzywając się. Wciąż nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ludzi dawno mogło w kompleksie nie być. Zostawiliby ich samych? Ale po co? Może to dalsza część eksperymentu?
Oba pomieszczenia wyglądały na opuszczone dawno temu, porzucone wraz ze wszystkim co znajdowało się wewnątrz. Kuchnia zawierała brudne kubki i talerze, ekspres do kawy w połowie ciągle napełniony zapleśniałymi już ziarnami, zmywarkę, do której lepiej było nie zaglądać. I lodówkę. Tam mogło się coś kryć, ale smród po jej otwarciu mógł być zabójczy. W rogu stał automat z puszkami Coca-Coli, wyłączony, aczkolwiek ciągle kryjący w sobie napoje.
Drugie pomieszczenie, magazynek, wypełniony był hurtową ilością zużywanych przez pracowników takich kompleksów dóbr. Kawa. Herbata. Woda do dystrybutorów, ciągle owinięta folią. Mleko w kartonach. Papierowe talerzyki czy plastikowe sztućce. Nieużywany ekspres. Cytrynkę do herbaty "100% cytryny". Cukier w kilogramowych torebkach jak i kostkach. Nawet słodzik. I trochę innych niejadalnych rzeczy. Tu również śmierdziało, ale ciężko było stwierdzić, co. Może pękło jakieś ukryte gdzieś pod spodem stosu mleko? Nie zauważyli nic otwartego, rzucającego się w oczy.
Młoda Irlandka stanęła obok automatu z puszkami, obserwując go dokładnie.
- Niezależnie ile czasu upłynęło, to bardziej bezpieczne picie niż woda, która szybko się psuje. - Powiedziała wskazując na urządzenie. - Przesuńmy to. Z tyłu jest prosty zamek. Powinno mi się go udać otworzyć za pomocą wytrychu. Jeśli otwór będzie za mały by zmieścił się ten z wieszaka to można zrobić drugi, mniejszy z biurowych spinaczy.
Esko stanął obok lodówki otwierając ją na chwilę, po czym zamykając ze wstrętem na twarzy. Odór był niewiarygodny. Przyjrzał się więc automatowi do napojów i wyjął odpowiednią monetę z portfela, które zabrał z szatni.
Irlandka i cichy śmiech Wyssa, powstrzymały go przed wrzuceniem bilonu.
- No co ty! - Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. - Przecież nie ma prądu. To nie zadziała. - Esko jak oparzony cofnął rękę i zakłopotany schował portfel do kieszenii.
Stojąca w drugim pomieszczeniu Nina podeszła do kranu i odkręcając w nim wodę. Uspokojający szum rozległ się po opuszczonym kompleksie.
- Jeśli jest czerpana z naturalnych źródeł, to w końcu zrobi się czysta - Powiedziała, grzebiąc w szafkach. W trójkę z łatwością odsunęli automat.
- Niech tylko skurczybyki się zająkną na temat tej maszyny, to dołoże do pozwu jeszcze z 10 milionów. - Pół żartem, pół serio wysapał Wyss.
- Podejrzewam, że wszyscy, którzy mogliby mieć jakieś wąty już dawno opuścili to miejsce - Rudowłosa wzruszyła ramionami - Poświeście mi, muszę obejrzeć ten zamek.
Esko podał Matthiasowi prowizoryczną pochodnie.
- Dacie sobie tu radę? - Zapytał. - Przeszukam te szafki.
Wyss skinął tylko głową, kierując źródło światła na prosty zamek.
- Tess, tak? Dobrze pamiętam?
- Tak
- Skinęła głową - Tess McRyan.
- Wyss Matthias.
- Mężczyzna przez chwilę przyglądał się zręcznym ruchom kobiety, gdy ta pozbywała się blokady w automacie. - Ślusarz?
Tess pracowała w milczeniu. Ktoś patrzący jej na ręce trochę deprymował, ale ponieważ potrzebowała światła nie marudziła. Usłyszała pytanie mężczyzny, ale tylko prychnęła nieznacznie. Wyss zignorował jej zachowanie. Dziewczyna nie sądziła chyba, że zapyta “Przepraszam, czy dlatego płacę grubę tysiącę dwóm ochroniarzom i systemowi kamer, żeby utrzymać ciebie i tobie podobnym zdala od mojego domu?”.
Z drugiej strony, ostatni mógł rzucić w nią kamieniem.
W między czasie Nina przegrzebała wszystkie szafki, odnajdując w nich więcej kawy, herbaty i mleka, a także kubki i talerze. Z garnkami sprawa miała się gorzej, nie było kuchenki,prócz mikrofalowej. Nie było więc także pojemników zdolnych wytrzymać włożenie do płomieni. Razem z Esko pakowali to wszystko na wózek.
W końcu Test dostała się do środka.
- Ładujmy co się wydaje przydatne na wózek i jedźmy do reszty. - Powiedziała wyciągając jedną z puszek i otwierając ją. Ostrożnie powąchała zawartość, krzywiąc się delikatnie. Ostrożnie upiła niewielki łyk.
- Fuj! Smakuje jak siki!
Nina przerwała poszukiwania. Z niezadowoloną minką. Wzięła kubek i nalała do niego wody, sprawdzając zapach i wygląd. Podniosła wzrok na pozostałe osoby w kuchni.
- Lepiej by się coś nadawało, bo nie wiem jak coś ugotować.
Matthias oparł się o wózek otwierając puszkę. Po czym upił kilka łyków.
- No cóż, na pewno nie smakuje jak powitalny Dom Perignon. - Szybko jednak wypił całość i dołączył do pozostałych, przeszukujących kuchnię.

I wtedy dotarła do niego natrętna myśl. Bez zastanowienia, wręcz momentalnie, zaczęli szukać zapasów, bo gdzieś w głębi siebie wiedzą, że jeszcze długo żaden z lekarzy, strażaków, policjantów i reporterów po nich nie przyjdzie.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
Stary 05-04-2014, 15:59   #27
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
W międzyczasie Aleksiej także przeszukiwał kuchnię w poszukiwaniu jakiś składników z których można by coś ugotować, lub inaczej przyrządzić. Rozczarował go jednak brak jakiejkolwiek kuchenki gazowej jak i brak garnków, ale co począć. Trzeba było sobie radzić z tym co było pod ręką. Chwycił jedno opakowanie cukru i otworzył je sprawdzając czy nadaje się do spożycia. Cukier to była energia, jakże cenna.
- Powinniśmy podjeść trochę cukru.. - odezwał się w końcu - ..kalorie mogą nam się przydać, a wydaje się dobry.

- Jeśli macie już wszystko co was interesowało chyba warto zacząć szukać wyjścia z tego miejsca. Ogień prędzej czy później przedostanie się i tutaj - Powiedziała Tess, która zrezygnowała z puszek, zostawiając je na ewentualną czarna godzinę i napiła się wody płynącej z kranu. Najgorsze co mogło im się przytrafić to rozwolnienie. Inna rzecz, że ludzie czasami od tego umierali… Jednak chyba wolniej niż od odwodnienia? A może niekoniecznie? Część tych myśli mogła się odbić na jej twarzy gdy przełykała kolejne łyki.

Rumuńczyk poszedł śladem Tess zdrowo opijając się wody z kranu przegryzanej cukrem, po czym dołożył do koszyka całą kilogramową torebkę i dwa opakowania herbaty mówiąc - Może jeszcze znajdziemy garnki. - po czym wzruszył ramionami przezornie chowając w kieszeń 250 gramowe opakowanie kawy.

- Weźmy ten w kostkach. Łatwiej go jeść. - Irlandka dorzuciła dwa opakowania - Cukier chyba nie psuje się szybko?

- Jeżeli nie widać pleśni to powinien być jak najbardziej dobry - odpowiedział Aleksiej chowając drugie niewielkie opakowanie kawy granulowanej do drugiej kieszeni.

- Energia będzie nam potrzebna, weźmy dwa, bóg jeden wie czemu nie ma tu ludzi - powiedział odkładając sypki cukier i dokładając jeszcze dwa opakowania tego w kostkach i jeden kubek.

- Może weźmy więcej kubków? - Tess usmiechneła się - Przecież nie będziemy pili z jednego. No i może jeszcze sztućce i talerze. Noże, łyżki… sama nie wiem co zastaniemy po wyjściu, ale mam fatalne przeczucia.

- Noże i łyżki? - zapytał ze dziwieniem Aleksiej. - Lepiej wyłamać mogę z krzesła do obrony, ale masz rację. Tylko po co się obciążać? - powiedział dokładając do koszyka co zdatniejsze sztućce, fakt, mogły się przydać. Choć jeszcze nie wiedział po co.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 05-04-2014, 21:41   #28
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wózek w pełni zapełnili rzeczami, które mogły się przydać. Albo nie. Podświadomie nie wierzyli, że tam na zewnątrz wszystko wróci do normy, a ich problemy okażą się wynikiem jakiegoś święta, na które wszyscy tak nagle pobiegli.
Kilka lat wcześniej.
Pozostały po nich resztki, jak te puszki z napojami firmy o czerwono-białym logo, będące już dość mocno po terminie, chociaż ten wskazywał 2020 rok. Woda z kranu przestała prychać i bulgotać, lecąc równym strumieniem. Nalana do szklanki wydawała się świeżą, górską wodą prosto z jakiegoś podziemnego strumienia. Ostatecznie znajdowali się przecież w środku cholernej góry.
Została tylko lodówka. Dopiero po dotknięciu drzwiczek okazało się, że lekko uchylona. Wraz z brakiem prądu puściły także magnesy, dopuszczając do środka powietrze - dzięki czemu nie padli trupem po otwarciu jej na oścież. Większość tego, co zostało, było teraz plamami o niezidentyfikowanym kolorze, odbitymi na półkach lodówki. Nieprzyjemny zapach poraził nozdrza, ale słabiej, niż się spodziewali. Dało się zajrzeć głębiej. I dzięki temu odnaleźć jedyne źródło sensownego pożywienia: dwie puszki mięsne i jedną rybną, ciągle zamknięte, z datą ważności wybitą na 2021 rok.

Tak obładowani wrócili do głównego holu, gdzie Monique ciągle podtrzymywała ogień. Płomienie dawały znośne światło, pozwalające odróżnić kontury nawet najdalszych ścian i mebli. Dymiło jednakże mocno, a niesprawna wentylatory nie oprowadzały nadmiaru szkodliwych oparów. Mogło być też tak, że pożar powoli docierał na "zerowe" piętro. Tak czy inaczej, należało się spieszyć. Zanim zdążyli podjąć jakieś kroki, w krąg światła wpadł podekscytowany Leon, który wcześniej został tutaj, zamiast podążyć na zaplecze.
- Ima! Znalazłem! Jest wyjście! To musi być wyjście! Za mną!
Prawie krzyczał, nie mogąc powstrzymać radości. Zaprowadził ich do przejścia, dokładnie po przeciwnej stronie pomieszczeń socjalnych, z których wracali. Teraz mając prowizoryczne pochodnie, mogli znacznie lepiej przyjrzeć się temu fragmentowi kompleksu.

Przejście zamykały olbrzymie, rozsuwane wrota, wyglądające trochę jak wyjęte prosto z wyobrażeń stalowe zamknięcie silosu nuklearnego. Były prawie zupełnie zamknięte, lecz właśnie to "prawie" tak podnieciło Leona. Okazało się, że iskrzy się z skrzynki z bezpiecznikami i przyciskami kontrolującymi mechanizm, a oba skrzydła wrót nie domknęły się. Ze szpary wysypywały się kamienie i ziemia, coś tam w głębi zawaliło się i powstrzymało autozamykacz, przy okazji go psując. A im pozwalając wspiąć się na pokruszone skały i przecisnąć przez wyjście, aby znaleźć się w przejściu. Wymagało to praktycznie czołgania się w okolicach sufitu.
Ale potem w zasięgu wzroku pojawiało się słabe światło.

Korytarz prowadzący na zewnątrz, szeroki tak, że spokojnie przejechałby nawet najszerszy samochód, teraz był zasypany w trzech czwartych. Ściana się zawaliła, podobnie jak część sufitu i gruz zawalał to miejsce, utrudniając przejście. Było zimno, może nie był to mróz, ale temperatura oscylowała w granicy od pięciu do dziesięciu stopni Celsjusza, nieco za mało jak na lekarskie, zawilgotniałe ubrania, w które w większości byli ubrani.
Ale musieli przynajmniej zobaczyć niebo, zanim przygotują się lepiej.


Tak jak pamiętali, znajdowali się wysoko w górach. Z wyjścia tunelu widzieli kilka szczytów, których żadne z nich nie rozpoznawało. Długą chwilę zajęło ustalenie, że słońce właśnie wschodzi a nie zachodzi.
W okolicy nie było praktycznie nic. Budka strażnicza i niewielkie parking, na którym stał duży Range Rover oraz osobowy ford, którego marki nikt z nich nie kojarzył. Poza tym tylko kręta, pojedyncza asfaltowa droga w dół. Większość otoczenia pozostawała bezśnieżna, ale co wyższe szczyty bieliły się. Aleksiej, porównując swoją wiedzę do tego co widział, porę roku określał na wczesną wiosnę. Tak wczesną, że rośliny dopiero zaczynały kwitnąć i to nie tu, a w niższych partiach gór.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-04-2014, 23:13   #29
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
W końcu udało się zobaczyć świat zewnętrzny, po „x” latach leżenia w trumnie. Choć w sumie dla dziewczyny było to jak krótki sen, do którego położyła się wczoraj. Świat wyglądał... normalnie. Pewnie naoglądała się za wiele filmów katastroficznych. Nie wiadomo dlaczego wyobrażała sobie spalony świat, zniszczony erupcja wulkanu, uderzeniem satelity albo wojna nuklearną. Tymczasem na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. W sumie na drugi też. Na trzeci przypomniała sobie, ze niektóre bomby miały niszczyć życie zwierzęce, a rośliny i reszta rozwijały się jeszcze lepiej niż dotychczas... To nie była przyjemna wizja. Ciekawe ile w takim przypadku zostało im czasu? Był taki film, który szczególnie zapamiętała. Miał chyba tytuł
Ostatni brzeg: cały świat został zniszczony w wyniku wojny atomowej jedynym miejscem na którym istnieje życie jest Australia. Jednak to było tylko kwestią czasu zanim i na wyspę dotarła mordercza radioaktywna fala, z którą ostatecznie nadeszła śmierć. Kwestią wyboru był tylko jej rodzaj i wielu ludzi zdecydowało się na samobójstwa, często unicestwiając się „rodzinnie”...
Tess machnęła ręką odganiając od siebie paskudne wizje. W życiu zawsze miała pod górę. Dlaczego nagle miałoby być lepiej? A mimo to udało jej się przetrwać i wyrwać z najgorszych sytuacji. Teraz też sobie poradzi!

Na razie największym problemem, który jej groził było zamarznięcie. Temu może jakoś dało się przeciwdziałać. Wystawienie nosa na zewnątrz utrwaliło Tess w przekonaniu, że nie ma potrzeby się śpieszyć z wychodzeniem z laboratorium. Było zdecydowanie za zimno jak na jej gust. Kiedy inni poszli obejrzeć samochody, cofnęła się z powrotem do środka i przyświecając sobie zaimprowizowaną pochodnią z nogi od krzesła poszła prosto do szatni, którą wcześniej tam zauważyła. Może była szansa na znalezienie czegoś cieplejszego do ubrania co bardziej by na nią pasowało, od tego co znalazła do tej pory.

Szafa w holu zawierała bardzo niewiele. Jedną kurtkę męską na mniej więcej wzrost Tess i płaszcz dla niższej kobiety, leżący na ziemi i mocno zawilgotniały, podobnie jak lekarskie ubrania, które na siebie zakładali. Na stojaku niedaleko za wejściem na zaplecze wisiało jeszcze trochę lekarskich fartuchów, w podobnym stanie co płaszcz i te z najniższego piętra, na którym się obudzili.
Męska kurtka pasowała na nią doskonale. Wzięła płaszcz dla którejś z kobiet i kilka fartuchów, z który postanowiła za radą Niny zrobić onuce. Noże znalezione w kuchni mogły się do tego przydać, ale może w którymś z biurek miała szansę znaleźć nożyczki? Znalazła bez problemu, przy okazji zabierając jeszcze trochę spinaczy i taśmie klejącą. Nie wiadomo co może się przydać w tym pustym świecie zanim dotrą do jakiejś cywilizacji. Jeśli dotrą... Nie Tess! Myśl pozytywnie. Przy ognisku pocięła fartuchy na pasy i owinęła swoje stopy ponownie wkładając je do butów. To nie była rewelacja, ale było zdecydowanie lepiej. Zrobiła jeszcze więcej szarpi dla innych i zabrała to wraz z płaszczem do reszty.
 
Eleanor jest offline  
Stary 08-04-2014, 12:32   #30
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Niebo! Świeże powietrze zimnymi powiewami owiewało ciało Szwajcarki. Kurtka chroniła przed najgorszym zimnem, dlatego to też dziewczyna stała tam ciągle, kątem oka widząc, że Tess wraca do środka. Niezdecydowana czarnoskóra ciągle stała obok. Pewnie szok mijał u niej wyjątkowo powoli, albo kobieta nie była przyzwyczajona do samodzielnego działania. Nina potrafiła się z nią utożsamić. Jeden z mężczyzn wracał już ze stróżówki, a czarnowłosa ciągle podziwiała szybko przesuwające się po niebie chmury i rażący trochę po oczach śnieg na szczytach pięknych gór. One jedne przywoływały znane obrazy. Jednym uchem słuchała rozmowy, dającej małą nadzieję na dojechanie gdzieś daleko.
Zimno w końcu przeważyło.

Zostawiła samochody mężczyznom, odwracając się i kierując ponownie do holu z ogniskiem. Delikatnie wzięła Monique za rękę.
- Allons-y, nous devons nous préparer - spróbowała się do niej lekko uśmiechnąć, ale chyba nie osiągnęła w tym większego sukcesu.
Monique dała się odprowadzić Ninie. Mimo porządnych butów i spodni wcale nie było jej cieplej.
Tess w końcu też wyłoniła się laboratorium wynosząc stamtąd spoko długich kawałków materiału, będących kiedyś prawdopodobnie fatuchami lekarskimi, oraz długi damski płaszcz.
- Zrobiłam onuce. Może wam się przydadzą?
Potem podeszła do Francuski:
- J'ai un manteau pour vous. Monique. - Uśmiechnęła się do kobiety podając jej ubiór.
Kobieta wyraźnie ucieszyła się na ten widok, przyjmując płaszcz i szybko zakładając go na siebie, mimo jego wilgoci.
- Merci! - powiedziała z prawdziwą wdzięcznością.
Irlandka skinęła jej głową i popatrzyła na Ninę:
- Jak wygląda sprawa dalszego transportu? Wygląda na to, że dotarcie gdziekolwiek trochę potrwa. Może przemyślimy co mogłoby się jeszcze przydać, w co to zapakować i jak zabrać?
Jakieś leki? Materiały biurowe?

Szwajcarka nie odpowiedziała od razu, patrząc przed siebie. Ssała wargę w zamyśleniu i przesunęła ostatecznie wzrok na klatkę schodową.
- Tam musieli mieć leki, nie wiem czy jestem w stanie zaryzykować dla nich zejście na dół - uniosła wzrok i uśmiechnęła się do Tess w przepraszający sposób. - Samochody zjadą nawet samą siłą bezwładności, powinniśmy zabrać wszystko co może okazać się przydatne…
Dodała to niepewnym tonem, jakby zdziwiona, że ktoś pyta o jej zdanie. Wzięła od wysokiej kobiety kawałki materiału, owijając je wokół stóp, kostek i łydek.
- Tak, ja chyba też nie mam ochoty ryzykować, ale przy recepcjach zazwyczaj są jakieś apteczki, środki opatrunkowe i tym podobne. Wrócę tam i sprawdzę. - Powiedziała Irlandka kierując się z powrotem. Szarpie położyła na ziemi, by inni też mogli ich użyć.
Nina skończyła owijać się materiałem i wstała, podążając za Tess.
- Przejrzę jeszcze biurka i pokój komputerowców. Przydałyby się latarki i nie rozładowane baterie do nich - westchnęła, biorąc do ręki prowizoryczną pochodnię.

I prawie od razu upuszczając i cichym piskiem. Palił się tylko jeden koniec, ale drugi zdążył się odrobinę przypalić. Dotknęła dłonią zimnej posadzki, nie pragnąc mieć nawet drobnych poparzeń. Jeśli wszyscy ludzie się gdzie... zapodziali, każda choroba i skaleczenie mogło okazać się bardzo groźne. Z jej zdolnościami musiała się o wiele bardziej pilnować. Owinęła dłoń paskami materiału i dopiero wzięła pochodnię.
- Ich kann damit umgehen... Ich kann damit umgehen...
Powtarzała cicho jak mantrę, wchodząc w czarny korytarz i zaglądając do pomieszczeń. Latarka strasznie by się przydała, ale w takim miejscu mogli mieć ją głównie informatycy. Podobnie jak inne działające na baterie urządzenia i same baterie. Nie mieli liny, więc planowała zabrać sporo kabli, które skręcone razem mogłyby posłużyć właśnie w ten sposób. Skoro mieli samochody, należało wynieść z kompleksu wszystkie potencjalnie przydatne przedmioty.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172