Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2014, 23:30   #1
 
Hamsterking's Avatar
 
Reputacja: 1 Hamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputację
[Neuroshima] W poszukiwanu światła... - SESJA PRZERWANA

Skromne tło muzyczne

Mimo wielu zmian w świec np: istnienie Molocha, upadek cywilizacji człowieka czy wszelkiej maści mutacje, to natura oraz przyzwyczajenia Homo sapiens nie zmieniły się. Jak kiedyś, za czasów waszych ojców, a może i nawet dziadków, ludzie pracowali ciężko by dorobić się małych fortun, które pozwalały im na godne utrzymanie rodziny i beztroskie spędzenie emerytury, tak wy, drodzy mieszkańcy tego nie przyjaznego kraju, potrzebujecie gambli by kupić trochę jedzenia, wody i porządny pistolet na każdego kto zbyt dosłownie poprosi o bezzwrotne pożyczenie waszych rzeczy.

Pewnego dnia, podczas waszej podróży lub gdy siedzieliście w swoim wygodnym baraku do waszych uszów doszły nietypowe wieści. Pewien jegomość, który kryje się pod nazwą John Smith ogłosił, że poszukuję grupy śmiałków gotowym podjąć się zadania w niezamieszkałej części metra w Nowym Yorku. O tyle sprawa budzi sensację w całych Zasranych Stanach, że facet płaci aż 800 gambli ! To sporo dobrych rzeczy - nie sądzicie ? Tak czy siak każdy z was, uzbrojony w inny motyw, podjął się tego zadania i wyruszył przez pustkowia do samozwańczej stolicy Nowych Stanów (Nie)Zjednoczonej Ameryki - Nowego Yorku



Po wielu dniach i nocach na swoim horyzoncie dostrzegliście zarysy budynków. Zbliżając się do nich ujrzeliście więcej szczegółów - powalone wieżowce, nadpalone żelbetonowe konstrukcję czy płot z drutem kolczastym oraz betonowymi barierkami z dróg i autostrad, który zatrzymują grupy najeźdźców oraz pomniejsze stwory. Nie był to szczyt piękna oraz jednoznaczny znak odbudowy świata, ale robiło to wrażenie na każdej osobie, nawet jeśli pochodziła z dużego miasta.


Wejścia do celu pilnowała ciężko opancerzona, duża grupa strażników uzbrojona w karabiny maszynowe, strzelby bojowe, granatniki oraz w działko na roboty. Jako wsparcie mieli dwie wieżyczki strażnicze, które kiedyś były całymi kamienicami mieszkalnym. Teraz były to pojedyncze ceglane piętra z dwoma sąsiednimi ścianami, z jednym/dwoma oknami, które podtrzymane były na dobudowanych betonowym kolumnach. Brakujące ściany zastępowały blacha falista oraz worki z piachem, które wyznaczały pomieszczenia, wielkości małych pokoi. Nie widzieliście jakim arsenałem dzierżą, ale wątpiliście, że mają tam wiatrówki.
Pilnowali oni razem drucianej bramy, która od dziwo była w dobrym stanie Zamontowana na prostym mechanizmie szynowym, miała na froncie dodatkowo przedwojenny znak STOP oraz krótka notka, na temat zakazanych przedmiotów w mieście.

Po pobieżnym przeszukaniu was przez wojskowych i sprawdzeniu czy nie wieziecie jakiś radioaktywnych śmieci oraz niezidentyfikowanych części, które mogłyby należeć do maszyn Molocha, wjechaliście do środka.


Aglomeracja nie urywała pewnej części ciała. Na ziemi leżała warstwa grubego pyłu, który wręcz wlewał się do waszych płuc, gdy mocniej zaciągaliście się powietrzem. Wasze kroki nikły w tym brudnym puchu, ale od czasu do czasu mogliście poczuć albo zobaczyć popękane kawałki chodnika czy asfaltu, będącym jednym ze śladów świetności miasta. Powalone wieżowce, gruzowiska, których żebra posępnie błyszczały się w blasku rannego słońca, przypominały kości zwierząt jakie można nie raz oglądać przemierzając Zasrane Stany. Same ulicę nie były tak puste jak przewidywaliście- od czasu do czasu mijała was grupka miejscowych odzianych w jakieś ubrania z przyszytą flagą Ameryki na piersi, mających materiałowe maski gazowe, choć częściej widzieliście wojskowych, podobnych tych przy bramie, którzy wędrowali spokojnym krokiem, patrząc się na was dopóki nie przeszliście obok nich. Zaciekawiły was również półokrągłe baraki z niklowanej blachy, luźno rozrzucone w pogorzeliskach.

Idziecie na spotkanie ze zleceniodawcą na Jefferson State.

Krótko opiszcie waszego bohatera, widoczność poszczególnych elementów bagażu oraz powód przybicia tu. Możecie opisać również wasze odczucia związane z miastem czy jakieś wspomnienia z niego. Może spotkałeś już któregoś z graczy stojąc przy bramce albo jesteście dobrymi kompanami boju ? [kolejność bez znaczenia]
 
Hamsterking jest offline  
Stary 24-07-2014, 18:34   #2
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Pod samą bramę miasta z piskiem opon i hamując ręcznym hamulcem podjeżdza rozwalający się samochód. Ciężko powiedzieć jakiej był marki ale widać, że nie jedno już przeżył. Od strony kierowcy wysiadł wysoki, dobrze zbudowany młodzieniec. Pierwsze co to u tego 24-letniego młokosa rzucała się w oczy jego fryzura. Czarny irokez sterczy dumnie, a parę kolczyków jest tylko dopęłnienim obrazu. Jest ubrany w czarną skórę, które rozpięta powiewa na wietrze i ukazuje niebieski T-shirt. Oprócz tego kierowca jest ubrany w spodnie i buty wojskowe. Miał szcześćie udało mu się zdobyć cały ten ekwipunek nie dalej jak 2 miesiące temu gdy dostarczał jakąs paczkę nie daleko NY City. Natknął się wtedy na pozostałości po jakiś kadłubie olbrzymiego statku morskiego. Spodobały mu się, pasowały i były już jego.
Młodzieniec, przejechał po masce samochodu na drugą stronę, otworzył drzwi za pasażerem wyciągająć biały worek żeglarski, który zarzucił na plecy i UZI, które założył na ramię. Podszedł do pasażera, do starszego dziadka, który wyglądał jak by zobaczył ducha. Był przerażony. Młodzieniec rzucił mu kluczyki przez okno mówiąc:
Dzięki dziadek, za podwózkę! Trzymaj się!

Poczym nie oglądając się za siebie udał się w kierunku bramy miasta. Gdy tylko zobaczył twarze strażników uśmiechnął się. Wiedział, że zrobił małe show. Lubił to.
Rzucając worek żeglarski na ziemię pozwolił się przeszukać.
~I tak nie znajdziecie mojego Tornado- pomyślał ciągle się uśmiechając
Kim jesteś i czego szukasz w Wolnym Mieście? – zapytał go strażnik
Jestem Ryan Deswil A.K.A Black Arrow. Najszybszy kurier na Wschodnim Wybrzeżu dziecinko! – powiedział szczerząc zęby, tekst na wejście zawsze ten sam. A co robią w NYC to nie Twój zasrany interes, słyszałem że to wolne miasto więc mogę robić co chcę. Widząc, że drugi strażnik sięga bo karabin szybko dodał: Tak czy siak przyjechałem po robotę a nie by robić zadymę, więc dajmy wszyscy na luz.Uspokojeni tym strażnicy a także (albo zwłaszcza) że nic nie znaleźli przy Ryan’ie wpuścili go do miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Dnc : 24-07-2014 o 19:08.
Dnc jest offline  
Stary 25-07-2014, 13:35   #3
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Księga Ezechiela, rozdział 25 wers 17
„Ścieżka sprawiedliwości wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności. Bo on jest stróżem brata twego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. I poznasz, że ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją pomstę.”

Dym papierosowy unosił się w postaci gęstej mgły tuż nad blaszanym sufitem kantyny. Sporej wielkości wentylator świdrował zanieczyszczone powietrze tworząc dziwną anomalię w postaci spirali rozchodzących się we wszystkie strony pomieszczenia. Gdyby nie to nieznośnie brzęczące urządzenie, będące głównym elementem starej klimatyzacji, to wewnątrz panowałaby temperatura zdolna upiec surowego kurczaka bez konieczności nabijania go na ruszt. Muzyka przygrywała paru osobom kawałkami z lat 80-tych nagranymi na starej płycie winylowej, których większość młodych bywalców nie zna, bo nie ma prawa znać. Chrzczone piwo w taki upał było jak znalazł, szczególnie wyjęte z zamrażarki.
- Słyszałeś, Corbitt? Osiemset gambli za to, że zejdziesz do tutejszego metra – odezwał się brodaty mężczyzna siedzący na niewielkiej baryłce po piwie przy kwadratowym stoliku. Wszyscy mówili na niego Pierce i wyglądał jak marynarz w swoim białym podkoszulku w niebieskie paski i czarnych podartych spodniach. Brakowało mu jedynie czapeczki z kotwicą i butów, których nie miał.
- Zastanawia mnie, co takiego jest w metrze, że John Smith płaci za to aż tyle forsy... – kontynuował. Dopiero teraz przyuważył, że każdego jego słowo bacznie lustrują najbardziej niebieskie oczy jakie mógł zobaczyć, świecące niczym robaczki świętojańskie spod kowbojskiego kapelusza spowijającego w cieniu twarz po sam nos.
- Mała fortuna jak na czasy w których żyjemy. Ogromna pokusa dla ludzi, to i dla mnie cel w tej misji by się znalazł – odezwał się tajemniczy jegomość trzymając drewnianą wykałaczkę w zębach. Stukał palcami po niewielkiej książeczce w drewnianej oprawie. Podniósł głowę do góry by popatrzeć na muchy tworzące smugi w białym dymie. Dopiero teraz jego twarz stała się widoczna w świetle zapalonej żarówki. Mężczyzna był młody, delikatnie zarośnięty na twarzy. Nieregularnie długie włosy opadały mu na ramiona bądź zwisały luźno smyrając po szyi. Jego oczy żarzyły się niebieską poświata jak rozpalone węgle. Złudzenie było przecudowne, godne uwiecznienia na kliszy aparatu.
- Masz zamiar ich wszystkich nawracać? – odpowiedział Pierce zdziwiony, że jego towarzysz myśli teraz o czymś zupełnie innym niż kasa jaką może zarobić. Że szuka drugiego dna w tym wszystkim.
- Ależ skąd. Mam zamiar sprawdzić, czy aby na pewno nie kryje się za tym jakaś niegodziwość. Jeśli wszystko będzie w porządku, to z całą pewnością jakaś część nagrody mi się przyda – odrzekł spokojnie, by wstać i po prostu wyjść w akompaniamencie stukających o posadzkę kowbojek.

Kantyna miała swój generator z prądem zasilany przez całkiem wysoki wiatrak. Stare śmigła poskrzypywały co jakiś czas podczas pracy. Karbowana blacha zbierała promienie słoneczne tworząc wewnątrz istną komorę termiczną, z zewnątrz będąc prawie niemożliwą do dotknięcia gołą ręką. Budynek został postawiony przez tutejsze wojsko, będąc schronieniem dla żołnierzy i co poniektórych podróżnych. Corbitt miał to szczęście, miał też szczęście znać Pierca i przenocował pod zadaszeniem chociaż teraz, gdy jego koń padł z wycieńczenia, a on musiał odbić na piechotę do Nowego Jorku i przejść pięć mil wzdłuż autostrady. Zarzucił swoją kostkę na plecy, poprawił mocowanie katany. Dubeltówka zaś wylądowała w jego pewnym uścisku dłoni. Skierował swe kroki w poszukiwaniu niejakiego Johna Smitha...

 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 25-07-2014 o 16:01.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 25-07-2014, 17:19   #4
 
Hazuhito's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazuhito nie jest za bardzo znany
Podjeżdżam pod bramę na mojej "Płotce". Koń trochę niepewnie rozgląda się po okolicy ja skłaniając kapelusz na oczy rozglądałem się po okolicy i zwróciłem uwagę, że jeden ze strażników z zaciekawieniem mi się przygląda, nie jestem pewien czy to nie jest John Calvin, któremu załatwiałem te okulary przeciwsłoneczne. Schodzę z konia i próbuję go zagadać, by wpuścił mnie do miasta.Okazało się że był to on, bez problemu wpuścił mnie. Rozglądałem się i widząc pył urwałem kawał rękawa i zawinąłem wokoło twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Hazuhito : 25-07-2014 o 17:31.
Hazuhito jest offline  
Stary 25-07-2014, 20:38   #5
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Ryan nie zastanawiając się długo ruszył w dobrze mu znanym kierunku. W końcu w NY bywał nie raz. Jego domeną jako kuriera było właśnie wschodnie wybrzeże. Głównie kursy między Detroit a NY. Właśnie na tej trasie i w tych dwóch wielkich aglomeracjach ma sporo znajomych i przyjaciół. Jednym z nich był znany w okolicy hotelarz Steven McGrad. Co jak co ale Steve będzie wiedział gdzie w mieście można załapać jakąś szybką fuchę by się odkuć i zakupić nową furkę.

Tak właśnie. Ostatnia fucha dobrze się nie skończyła, zdążył uciec przed grupa gangerów, na którą przypadkiem się naknął. Nigdy nie widział ich aż tylu tak blisko Big Apple, raczej bali się tej Ostoi Sprawiedliwości - jak mówili o swoimi odbudowanaym mieście mieszkańcy NYC - i nie zapędzali się tak blisko. Deswil ledwo co im uciakł ale jego samochód został straszliwie ostrzelany. W efekci końcowym odmówił posługi gdzieś pod NY. Ostatnie pare mil przebył na piechote lub stopem. Uciekł tam bo wie że będzie potrzebował kasy na powrót i na zakup nowej fury a gdzie jak gdzie ale w Wielkim Jabłku łatwo o robotę.

Już z daleka dostrzegł hotel Steve'a i tą charakterystyczną amerykańską flagę wiszącą na budynku. Ryana uśmiechnął i poszedł dalej. Zawsze śmieszyło go do przywiązanie do patriotyzmu. Oczywiście nigdy nie powiedział tego w twarz swojemu przyjacielowi. Już od drzwi rozpoznał ten zrzędliwy głos. Steve właśnie pouczał jakiegoś chłopaka gdzie powinien wpisywać nowych gości hotelowych. Po czułym przywitaniu i jednemy drinku, Ryan opowiedział hotelarzowi o swoim problemie ten będąc nieprzeciętną sknerą oczywiście nic nie mu nie pożyczył – „Nic Ci z nieba nie spadnie, Ryan” tak właśnie często mówił – natomiast poratował go informacją a te są często cenniejsze niż złoto. Ponoć jakiś wariat daje 800 gmabli za zejście do metra. Wydaje się łatwa i szybka kasa a co ważniejsza stacjonarna. Zarobi kasę, kupi brykę i jazda do swojej Jenny. W sumie dawno już tej dupeczki nie widział.

Nie namyslając się długo Ryan podziękował za gościnę, zarzucił na plecy swój worek i ruszył w kierunku Jefferson State. W mieście czuł się wyśmienicie i jako że bywał tu wiele razy znał dobrze topografię miasta (a raczej tego co pozostało z Miasta). Miał zboczenie zawodowe, gdzie by sie nie znalazł to od razu chciał poznać wszystkie ulice, place, przejazdy i wyjazdy jakie są w mieście dlatego pierwszy raz tu będąc trochę pojeździł po NY. Dzięki temu bez problemów wykorzystując parę skrótów dotarł na miejsce spotkania z niejakim John’em Smith’em.
 
Dnc jest offline  
Stary 28-07-2014, 18:44   #6
 
Hamsterking's Avatar
 
Reputacja: 1 Hamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputację
Po kilkudziesięciu minutach doszliście do wejścia do metra. Po wojnie, wejście na stacje wyglądało jak kwadratowa dziura w ziemi ze zniszczonymi betonowymi schodami w dół. Schodząc co raz bardziej w dół, robiło się ciemniej, ale po pewnym czasie pojawiły się, na metalowych poręczach schodów, białe lampki choinkowe, dzięki którym widzieliście zarys stopni, na tyle by nie skręcić sobie karku.



Na samym dolę było o wiele widniej, bowiem świeciły się tam zamontowane jarzeniówki. Widzieliście małe, okratowane pomieszczenie z wysoką bramką obrotową, do której stała mała kolejka ludzi wyposażonych w jakieś kawałki papieru bądź plastiku. Przejeżdżali on nimi nad starodawnym czytnikiem i kolejno wchodzili na stacje metra.

Wy oczywiście nie mieliście takich "wejściówek", więc musieliście podejść do straganu z napisem "PRZYJEZDNI". Za plastikowym, składanym stołem turystycznym, na małym krzesełku (pewnie do perkusji) siedział starszy pan,70-80 lat łysiejący, bezzębny, w okularach w drucianej oprawcę. Same szkła były tak grube jakby ktoś wycinał je z denek od szampana (choć kto wie czy to prawda). Bez słowa dawał formularz o czcionce maszyny do pisania z danymi:
- IMIĘ:
- NAZWISKO:
- POCHODZENIE:
- CEL I OKRES PRZYJAZDU:

Po jego wypełnieniu wbił, z pomocą starej maszyny do pisania, owe dane na kawałek papieru i drżącą ręką dawał wam (Gray dostał dodatkowy papierek na konia). Były to czyste, bilety, dzięki którym wejdziecie na stacje.

Tło

(Wiadomo - musiała pojawić się ta grafika)

Miasto-stacja mimo miejsca w którym byliście było przeciwieństwem brudnego świata nad wami. Światło padające z świetlówek pokazywało piękne, wysprzątane, z naprawionymi kafelkami na ścianie oraz podłodze miejsce, które było pełne życia. Na peronach stały stragany zbite blachy lub podkładów kolejowych, z których wypływał żywy gwar targujących się ludzi. Po drugiej stronie peronu stały również stoiska, choć najwięcej tam miejsca zajmował bar, który nazywał się "El Dorado", który zwrócił waszą uwagę przez głośną muzykę (TŁO). Był zrobiony w miejscu dawnej restauracji, po logo której zostały czarne ślady dwóch łuków. Oba perony były złączone kawałkami desek rzuconymi luźno nad przerwą, którą kiedyś mknęły pociągi.

Na stacji jest wiele ludzi jak na dzisiejsze standardy (ok.30), nie licząc kilku strażników, przechadzających się w kevlarowych kamizelkach i kaskach, uzbrojonych w gazrurki czy pompki (dla nieznających -> shotgun).

Wy z kolei macie jeszcze czas, bowiem spotkanie z panem Smithem ma odbyć się wraz z jego przybyciem, czyli od 12:00, a wielki zegar ścienny nad jednym z tuneli na dalsze trasy wskazywał 11:05. Macie godzinę na wszelkiej maści zakupy, bądź na małego drinka w barze.
 

Ostatnio edytowane przez Hamsterking : 28-07-2014 o 20:18. Powód: BŁĄD
Hamsterking jest offline  
Stary 29-07-2014, 11:47   #7
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zapytanie kilku ludzi o drogę wystarczyło by wiedzieć gdzie można spotkać pana Smitha. Słońce grzało niemiłosiernie, więc znalezienie schronienia w zimnych betonowych murach podziemia brzmiało jak znalezienie oazy na środku pustyni. Świetność fragmentu metra minęła już dawno zamieniając się w coś na styl sklepu z tysiącem drobiazgów. Stragany wyglądające jak zdezelowane budki z kebabem oferowały towary przeróżnej maści, a drący się przez siebie sprzedawcy niby mieli zachęcać do kupna. Nim jednak można było wejść głębiej, trzeba było dokonać rejestracji i wyrobić sobie plakietkę upoważniającą do wstępu.

Dziadyga kołysał się delikatnie podpierając się ramionami o stoliczek. Wyglądał jakby zaraz miał wykitować, a wizyta Corbitt'a w tym miejscu miałaby skończy się wyprawieniem pogrzebu. Brak zębów i gigantyczne okulary ze szkłami grubymi na ponad centymetr mogły jednak mylić, a sprawiający pozory urzędnika gość rozdawał formularze z podstawowymi danymi do uzupełnienia. Matthew wziął kartkę i ołowiany patyczek zostawiający ślady na papierze. Uzupełnił dane o imię i nazwisko, zaś w miejscu pochodzenia wpisał Warhead Height. Jako cel obrał sobie pracę, a czas pobytu jako nieokreślony. Wypełniony kwestionariusz podał starcowi, a patyczek odłożył obok maszyny. Po otrzymaniu swojej plakietki przestąpił dalej.

Przyglądanie się cygańskim stoiskom nie należało do ciekawych zajęć. Matthew podszedł jedynie do jednego by upchnąć derkę po martwym koniu, która teraz bezsensownie zalegała w plecaku. Wymiana na bardziej potrzebny sprzęt w postaci aminicji, baterii i odrobiny żarcia była zdecydowanie dobrą opcją. Po uporaniu się z zalegającym towarem i rozmieszczeniu w ekwipunku nowego, Corbitt usiadł wygodnie na zydlu w barze i zamówił szklaneczkę whisky.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 29-07-2014, 12:35   #8
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Dla Ryana po przejściu paru przecznic z buta w piekącym słońcu samo wejście do zatłoczonego ale i ciemnego i chłodnego miejsca było jak zbawienie. Szybko rozglądnął się po metrze po czym skierował się do stanowiska "Przyjezdni". Dziadek nic mu nie powiedział a tylko dał świstek. Zaglądając przez ramię jakiemuś gościowi noszącemu się na kowbojsko dowiedział się co gdzie wpisać.
Nieogolony gęba z najbardziej niebieskimi oczami jakie Ryan widział sprawiły, że przez chwilę zapatrzył się na niego jak szczerbaty na suchary.
Uśmiechnął się kącikiem ust i kiwnął lekko głową po czym ruszył do ściany metra by to na nie uzupełnić dane do przepustki.

Po chiwli Deswil zobaczył drugiego kowboja. Ten był z koniem! Jako, że niecodziennie widuje się dwóch typów w jakiś pedalskich kowbojkach, młodzieniec pomyślał:
~Noż kurawa, to wielkie miasto miało być a nie jakaś wiocha...

Kręcąc lekko głową skupił się znów na swojej przepustce, po chwilu namysłu wpisał:
- IMIĘ: Ryan
- NAZWISKO: Deswil, a.k.a. Black Arrow
- POCHODZENIE: Detroit
- CEL I OKRES PRZYJAZDU: robota

Po uzyskaniu przepustki kurier wszedł do metra właściwego. W sumie był tyle razy w NYC ale nie wpadł nigdy na to by schodzić tutaj do podziemi. Właściwie to po co? Samochodem tu nie wjedziesz, a ni nie ma gdzie pojeździć. Totalnie bezsensu.

Deswil musiał przyznać, że miasteczko robiło na nich wrażenie. Było tu tak czysto, że mógłby jeść z podłogi a oświetlenie było tak dobre jak w Las Vegas nocą. Przynajmniej tak słyszał, że Las Vegas nocą nieźle się jarzy. Wzruszając ramiona do swoich myśli, rozglądnął się za jakimś straganem z rzeczami różnej maści. Złapał swój wielki wór żeglarski i upchnął co miał zbędnego handlarzowi. Dużo tego nie było ale dostał za to parę fajek.

Ryan porozglądał się i pokręcił się jeszcze po stacji i następnie skierował swoje kroki do baru przy peronie. Stanął przy ladzie, wymieniając parę zdań z barmanem i już po chwili dostał jakieś chrzczone piwsko.
~ Dzisiaj i tak nie będe już prowadził.
Wypił je w miarę szybko siedząc obrócony plecami do lady spoglądając na cały lokal.

Odstawił wypity kufel i nie namyślając się zbytnio stanął na peronie pod zegarem pokazującym 11:45. Opierając się jednym z wojskowych butów o ścianę zrobił użytek z nowego zakupu i zapalił papierosa.
 
Dnc jest offline  
Stary 31-07-2014, 20:40   #9
 
Hamsterking's Avatar
 
Reputacja: 1 Hamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputacjęHamsterking ma wspaniałą reputację
Matthew Corbitt

Derka po twoim przyjacielu nie była cennym przedmiotem jak np: przedwojenny karabin, ale i tak nie straciłeś na tej sprzedaży. Handlarzem był spasiony facet, w czym podobnym do garnitury, skrojonego z moheru. Pomacał derkę, pomierzył starą miarką krawiecką. Pomyślał chwilę i dał ci 2 łuski, 4 baterie oraz 20 dag sera.
Towar typu derka nie jest zbytnio porządny na terenie miasta, gdzie używa się mało koni, ale również z tego powodu jest towarem rzadki, więc będzie można sprzedać go innym przybyłym.

Ryan:
Dwa papierosy kosztował cię zestaw igły oraz nici.


"El Dorado" zachowało część oryginalnego wystroju. Duże pomieszczenie z kafelkami na podłodze, których braki zasłaniano kawałkami wykładziny. Wokół były poustawiane równo stoły oraz krzesła. Najczęściej były to plastikowe meble, jednak można było znaleźć prawdziwe stoły z drewna oraz wygodne metalowe krzesła ze wszytą poduszką. Były również ławy z oparciem, lecz te miały zniszczoną powłokę oraz wystające sprężyny zmniejszające komfort siedzenia. Całość była oświetlona serią, porozrzucanych żarówek, mających zrobiony abażur z papier-mache.

Za ladą stał wąsaty, biały barman z małym afro. Miał na sobie żółty sweter z golfem, prze co wyglądał jakby przybył z lat 70. XX wieku. Podał ci kufel piwa, który nawet nie stał obok chmielu lub słodu. Za kufel trunku trzeba było zapłacić symbolicznego gambla. Po uiszczeniu przedmiotów, było wolne miejsce przy stole obok drzwi. Pijąc alkohol, do środka wchodziło co raz więcej osób. Byli oni spoza metra o czym świadczy, bowiem Ryan widział grupę świrów z Saltlake City z wytatuowanymi mapami nieba na czaszce czy grupa facetów w pseudo wojskowych ubraniach, uzbrojonych w jakieś fikuśnie gadżety.

Na zewnątrz też robiło się ciekawiej, masa ludzi wypływała zza metalowej furtki. jednak najwięcej zamieszania zrobiło coś innego. Z przeciwnego tunelu do tunelu z zegarem, można było usłyszeć przytłumiony warkot, który z czasem zamieniał się w ryk. Z mroku powoli wynurzały się dwa świecące punkty, które z sekundy na sekundę rosły. Po chwili na deski łączące perony wjechał z szybkim tempem bus. Niebieski, ze śladami rdzy oraz po kulach. Lakier schodził płatami, z rury leciał czarny dym, a okna to tylko kawałki foli spożywczej - norma. Z mobilu wysiadła grupka facetów z kolorowymi irokezami, ubranymi w jakieś koszulki, bluzy z kapturem, niektórzy mieli maski hokejowe. Usiedli bandą na dachu auta, po czym wyciągnęli zza pazuchy butelki i pili z gwinta. Wątpliwe, że była to woda chyba, że napromieniowana, bo wykrzywiali gębę przy każdym łyku.

11:47. Macie ostatnią szansę na jakieś zakupy lub na inne pierdoły przed wyjazdem.
 
Hamsterking jest offline  
Stary 09-08-2014, 18:50   #10
 
Eger's Avatar
 
Reputacja: 1 Eger nie jest za bardzo znanyEger nie jest za bardzo znany
Edward rozglądał się leniwie po obecnych w barze. Było mu ostatecznie wszystko jedno, a przynajmniej prawie. W ZSA pełno było świrów i indywiduuów. Na tle całego bajzlu dookoła nie powinni się bytnio wyróżniać, chociż natura uwielbia paradoksy. A to był Nowy Jork! Ostatni bastion tego, co zostało z cywilizacji.

Szczur, jak dziesiątki innych. Umorusany, obszarpany i niezbyt przyjemnie pachnący. Ma na sobie prawdziwy festiwal mody z róznych styli i okresów, więc wygląda trochę jak uciekinier z wariatkowa albo postać z kreskówki. Może gdyby zapakować go w zbroję, przypominałby wikinga, bo brodę oraz kudły ma spore.
Tak na oko sprawia wrażenie przyjaznego gościa, któego nie psuje stary, dobry Colt 1911 w kaburze, schowany pod swetrem. W końcu kto w dzisiejszych czasach nie nosi broni? chyba tylko świry, którzy wierzą. Chociaż to nie łatwe z dziurą w głowie.
Miętolił w dłoniach papierową torbę, owiniętą dookoła flaszki z bimbrem, który od czasu do czasu pociągał małymi łykami.

Wieść o małym zleceniu rozeszła sie dośc szybko w okolicy. Szczęście, że Eddy mieszka tu od dawna. Zna każdy kąt, więc po prostu liczył, że załapie się chociażby w charakterze przewodnika. Odkąd jakieś gówno zalęgło się w jego małej kryjówce, potrzebował nowego miejsca, i odrobiny gambli. Chociażby na jakis większy kaliber, albo najemnika, żeby wywalił stamtąd to bydle. Tyle, że trudno dzisiaj liczyć na uczciwość, choćby zawodową.
 
Eger jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172