Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2014, 21:29   #1
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Lightbulb [Autorski - Survival] DEAD FABLE: Exodus - SESJA PRZERWANA

Cytat:

DEAD FABLE: Exodus
Soundtrack.

Rekrutacja - Komentarze - Sesja



Rozdział I:
"Tabula rasa"

Wszystko wydawało się takie nagłe, czas płynął w dziwny sposób gdy w pomieszczeniu słychać było jedynie inkantacje zgromadzonych i dobijanie się,... czegokolwiek co czyhało za trzydziestu centymetrowymi drzwiami. Drzwiami które stanowiły ostatnią barierę, dzielącą od tego co nieuchronne. Czegoś co mimo to bez trudu wywarzało zbrojenia po wewnętrznej stronie. Kolejne uderzenie i ryk, agonizujące darcie się pokrak po drugiej stronie doprowadzało do obłędu. Jeśli drzwi nie puszczą, to z pewnością zawiasy, wraz z kamiennymi blokami do których były przytwierdzone. Wiedzieliśmy że jeśli zrobimy coś źle, nie będziemy mieć czasu tego żałować. W tym miejscu, zebrani zaczęli imać się ze stwórcą, nie było szans byśmy wyszli z tego żywi. Na co potężniejsze uderzenie uderzenia, kilku z nas oderwało się z kręgu i utrzymywało drzwi.
-Nie wychodzcię z kręgu(!)
Ryknął głos jednego z inkantujących, który natychmiast nadrobił szeptem pominięte frazy. Drzwi wydawały się słabnąć w oczach. Krzyki docierające z innych rejonów zamku cichły. Przynajmniej te należące do ludzi.
Każde uderzenie w drzwi, powalało podtrzymujących je gwardzistów.
Po drugiej stronie słychać było gardłowy klekot, wszyscy wiedzieliśmy co to oznacza, wzrok inkantujących skierował się ku drzwiom. Było za późno by wołać do zebranych by odbiegli od nich.
-S..skąd będziemy wiedzieć że rytuał zadziała?
Spytał rozdygotanym głosem jeden w kręgu najbliżej wejścia.
Cisza która nastąpiła po tym pytaniu zwiastowała najgorsze.
Gwardziści przy drzwiach spojrzeli się po sobie z mdławo rosnącym uśmiechem. Tym w uświadomionym o znaczeniu klekotu w kręgu jednak nie było do śmiechu.
-Nie będziemy…
Po tych słowa cisza wezbrała niczym potężna fala, po czym przez zbrojenia drzwi przelało się ciało stałe niczym gorący nóż w masło, wśliznął się krzywo wybity miecz w kształcie krabiego ramienia. Sztych pozbawił twarzy jednego z gwardzistów, o drugim nie wspominając. Jego resztki rozpruły się na pozostałych w kręgu. Kolejny inkantator nie wytrzymał presji i czmychnął w kierunku witraży, rzucając się z wysokości. W połowie swej drogi poza granice wzroku zebranych, coś wystrzeliło w jego stronę wrzucając go z powrotem do komnaty.
Świat zaczynał się kurczyć na pozostałej piątce.
Kiedy do komaty w końcu przedarli się napastnicy, pozostali przy życiu chwycili za miecze, widząc wykrzywione pyski i pokraczne postury. Od szkaradztwa przed nimi nie dzieliła ich żadna niewidzialna bariera ani Boża łaska. Mimo iż ubrani w stal, przeciw gołym posturom, czyli się nadzy. Okrążeni z każdej strony, mierząc się zaledwie przez chwile, nim pado pierwsze cięcie. Szkaradztwa o pokręconych ramionach zaczęły pałaszować rycerzy, przegryzając się przez ich płatnerze, pozbawiając kończyn i dzieląc nim ci zdołali jeszcze poczuć własną krew w płucach. To był koniec, miecze pękały szybciej niż ich kości.
Gdy pożerany rycerz postanowił rzucić się na własny miecz, by zakończyć własne cierpienia, coś zaczęło brzęczeć w tle.
-Pamiętajcie… musimy, zapomnieć.
A jednak nie wszystko było stracone. Wiara pozostałej czwórki została nie zachwiana.
Brzęczenie zaczęło się nasilać, aż wreszcie pożerane wnętrzności powoli odpływających w niepamięć rycerzy zaczęły się pienić. Bulgotać i palić wnętrza hordy napastników.
-Pamiętajcie, że musimy zapomnieć.
Powtarzał konający inkantator. Ale czy już wcześniej nie mieliście tej rozmowy? Czy już wcześniej nie słyszeliście podobnego dźwięku? Świstu który zagłuszał myśli. Pamięć zaczynała płatać wam figle, do momentu w którym zapominaliście o bólu.

Nagle gdzieś pędziliście. Pędziłeś sam, przestałeś stanowić część grupy. Nie czułeś już jedności z samym sobą. Oglądając swoje ciało krojone na części przez niezliczone zęby i szczęki. Komnata nagle stałą się niesamowicie ciasna. Postanowiłeś wylecieć z na zewnątrz. Widząc fosę zamkową pełną poruszających się ciał i wierze dymu wzbijającego się po chmury ze spalonych domostw nieopodal. Sforsofane mury przez które nadal wkraczały co raz to mniejsze grupy stworów. Wszystko wydawało się takie małe. Jednak nie na długo, po jakimś czasie niewiedząc czemu, twoja esencja skierowała swój lot ku ziemi. Opadając pośród gąszczu drzew, przez cały czas widziałeś gitantyczną czarną bryłe pulsującą na choryzoncie. Chmury nad nią formowały cylindryczne wzory, niczym zastygły obraz rzuconego kamienia w taflę wody, układ obłoków wskazywał na nadejście czegość co zaburzało prawa rzeczy.
Czubki drzew stawały się co raz wyraźniejsze, aż wreszcie rozpoznałeś tą dzielnicę. Była ci znajoma przynajmniej na sekundę nim pamięć ta zamieniła się w nicość.

Widzisz małe miasteczko, jedno z tych gdzie można wyżyć nie tylko z roboty na roli. Przelatujesz przez zakład cyrulika, widzisz jego narzędzia do rwania zębów, także i samego cyrulika zmasakrowanego na zapleczu. Kilka wagonów i otwarte przestrzenie skwerów przez które marszem przelewają się ciemne sylwetki.

Przelatujesz przez ścianę do warzywniaka, kolejna ściana, inny sklep, znów ściana, ciemność, zaplecza, uliczki, kraty, a za nimi nagrobki. Grube mury kaplicy, aż wreszcie jasność. Coś trzyma cię w miejscu, ku jasności zbliżają się i inne podobne ci personifikacje. Z jednej strony nie wiesz czemu się tu znalazłeś, z drugiej natomiast wyczuwasz szanse na powrót. Przyglądasz się światłu, widzisz potencjał. Nie jest to twoje ciało, nie jest to twoja historia, nie twoje ciuchy, nie twoje wspomnienia, a jednak twoje pewnie kiszą się w gardzielach cieni. Wiesz że gdy wejdziesz w te porzucone resztki, rozpocznie się nowy rozdział. Nowa szansa.
Przypominasz sobie co robiłeś w tamtym kręgu.

Rytuał zadziałał.



SOBOLAN
(Mauris)

Leżysz w chłodzie, twoje ciało przeszyją ciarki gdy tylko się poruszysz, chłodny wiatr wypełni szczeliny między skórą a podłożem. Przed sobą widzisz wpatrującego się w ciebie szczura, nie węszy, nie szuka, tylko siedzi, z pyszczkiem skierowanym w ciebie i rączkami podwiniętymi pod siebie, jakby wpatrywał się w coś czego nigdy wcześniej nie widział.
Za nim ławy kościelne z porzuconymi narzędziami i łachami budowlańców, kilka opuszczonych żyrandoli, zakryte płachtami rusztowania. Budynek musiał być w przebudowie. Słyszysz pewien dźwięk, czy to nie ludzie? Ich głos niesie się echem.
-Może spluń albo użyj świecy.
-A może jednak martwa, tylko ma robaki w środku? Nie chce by mi chuja urwało.
-Sprawdzę dech
-Żyje?
Szukasz źródła echa, powolny ruch głowy powoduje ciarki. Zimny wiatr naciera na zesztywniały kark. Dookoła siebie widzisz kilka kapot na które powoli skapują krople deszczu z wyrwy w katedrze. W ścianach widać dziury po kulach armatnich w połowie wypełnione przez murarzy. Dookoła robi się ciemno, choć może i było już ciemno wcześniej? Niedaleko ciebie widzisz leży przewalona rzeźba. Obracając głowę spotkaliście się twarzą w twarz z kamiennym posągiem. Musiał zakrywać jakieś przejście tuż przy ołtarzu, bo wewnątrz widzisz schody, oraz na ćwierci ich wysokości, kawałek kraty zza której dochodzi migotliwe światło pochodni i pewnie dwójkę jego właścicieli, starających się dobrać do jakiejś nieprzytomnej osoby. Dach katedry był w tragicznym stanie, a mimo iż zejście na dół nie równało się z bezpieczniejszym położeniem, przynajmniej był tam ogień, światło, ciepło.
Szczur zeskoczył po schodkach w dół katakumb, stając po chwili w miejscu i wpatrując się czy dziwne zjawisko za nim nie podąży, wyczekując reakcji zjawiska.



KALADIN
(Gothomog)

Palce same ci fruwały nad organami. Żaden z klawiszy nie działał, tak jakby struny wewnątrz były uszkodzone. Przestałeś. Ale co tak naprawdę robiłeś? To wyglądało na wspomnienie, ale nie wiesz czego. Twoje dłonie były także zbyt szorstkie byś znał się na graniu na organach. Wyglądały raczej zwyczajnie jak na człowieka który większość życiu przeżył w lesie, nawet brud za paznokciami znajdował się w odpowiednim miejscu. Sięgasz wzrokiem wzdłuż nagiego ramienia, po gołą pierś, i brak spodniego odzienia.
Nie czujesz zawstydzenia, ale znasz jego znaczenie, przynajmniej przez chwilę, teraz jakoś umknęła ci słownikowa poprawność definicji.
Może to zmęczenie umysłu.
Oczy pomknęły po pomieszczeniu, Kaladin znajdował się na wysokości. Organy były umieszczone wysoko, blisko sklepienia katedry. Chrześcijańska ziemia, rozpoznajesz po anielskich ornamentach na kolumnach. Za tobą rozciągały się drewniane barierki.
W dole widać było ciągnące się ławy, oraz kilka rusztowań budowniczych. Nie widziałeś tego zbyt wyraźnie, ale połowy sklepienia najwyraźniej brakowało bo nikłe światło zdawało się wpadać wprost przez nie do środka. Echo upadających kropel zwiastowało rodzącą się burzę.
Po swojej lewicy znajdowały się schody, po bliższej inspekcji, klucz wewnątrz krat ciężkiego zamka był złamany wewnątrz, dostęp do nich był zatem utrudniony.
Na szczęście rusztowania wydawały się nadal trzymać, a sięgały konwencjonalnie akurat do poziomu na którym znajdował się mężczyzna.
Na dole musiały znajdować się jakieś szmaty do okrycia, już z wysokości potrafił je dostrzec. Z resztą ktoś zdawał się chodzić po katedrze, może on powie mu więcej o tym miejscu, oraz czemu tu jest.
Na rusztowaniach, ptactwo wszelkiej maści starało się przespać noc.
Jedna z wron ryknęła na niepoznakę, widząc sylwetkę której przed chwilą nie widziała przy organach, pewnie już od bardzo dawna.



MORGAN
(Fielus)

Na żyrandolu znajdowały się jedynie świecie. Było to karygodne by nazywać go żyrandolem skoro nie było w nim tyle majestatu co na tych które widział w zamożnych domach. Gdyby tylko mógł przypomnieć sobie skąd o tym wiedział, wszystko było by o wiele łatwiejsze.
Jego ciało znajdowało się w pozycji siedzącej, nie wiedział od jak długo. Czarne stopy stąpały boso po zimnej posadzce katedry. Zmrożone deski rozmrażały się od ciepła z pośladków postaci.
Zadumany po raz kolejny przypatrywał się formującej się istocie przy ołtarzu wirującej w dziwny sposób nad ziemią, zbliżającej się do granicy obłoku w którym się gnieździła po czym wstrzeliwująca z pękniętej bańki światła i niczym strzała ciśnięta w jakiś korytarz przy ołtarzu.
Poprzednia postać upadła nieopodal tej, z tym że pożądanie gruchnęła o posąg który zdawał się zakrywać wejście w które wpadła kolejna sylwetka.
Chyba już wcześniej oddychał, jednak dopiero teraz rozpoznał że wdychane powietrze wydawało się cuchnąć. Powietrze było chłodne i śmierdzące. Oczy zaczęły łzawić gdy tylko rozejrzał się dookoła, najwyraźniej były zastygnięte przez dłuższy czas. Ławy kościelne były porozsuwane by ustąpić miejsca rusztowaniom. Budowniczy pewnie naprawiali budynek, gdyż malunki na ścianach były zbyt wyblakłe jak na nowo powstały budynek.
-Ty co to było?
-Patrz.
-Ło! Ale paniusia!
Dochodziło echo gdzieś koło ołtarza, pewnie z jednego z przejść.
-Jaaa ale melony
-Bierz ją za nogi
-Sam ją bierz, a co jeśli żyje
-Niee… co ty, tutaj?
Po dłuższej ciszy słyszysz szamotanie dwójki rozmówców.
-Może spluń albo użyj świecy

Jego oczy wbijają się w pająka kroczącego po szacie mnicha na kolejnej ławie.
Gdy tylko go dostrzegasz, ten zamiera w bezruchu, podnosząc przednie nogi w kierunku upatrzonej zdobyczy pewnie po drugiej stronie ławy. Szybki skok, i konsumpcja ofiary.
Morgan dopiero teraz dostrzega brak odzieży wierzchniej bądź jakiegokolwiek okrycia swego ciała. Nagle wita go dziwna myśl, że dobrze byłoby zmienić ten stan rzeczy, zanim do głowy wpadną inne pytania jak; gdzie i dlaczego.



WHISPER
(Mroczny)

Następne uderzenie, i następne, w końcu świat przestaje wirować. Leżysz na mokrym sianie, jednak nie jesteś w stodole. Wszystko się rusza, jednak dostrzegasz kilka ław i wnęk w ścianach z zamieszczonymi trumnami.
-Ło! ...niusia!
Słyszysz urwaną rozmowę, dopiero po chwili rozpoznajesz słowa.
Ktoś macha nad tobą pochodnią, widzisz migoczące światło. Mięśnie jeszcze się nie obudziły, choć ze snu wyrwała cię seria bruzd i otarć od doświadczonego upadku. Czyżbyś wypadła z pędzącego powozu?
-Jaaa ...lony
-Bierz... za nogi
-Sam ją bierz, a ...yje
-Nie gadaj bzdur, co ty tutaj?
Ale żyłaś, tylko jeszcze nie potrafiłaś dać tego dowodu. Ruszyłaś powieką, dobrze, to już coś. Palce nadal były zastygłe. Widzisz chowającego się w ciemnościach węża i kroki mężczyzn sprawdzających twoje ciało. Coś dotyka twoich pośladków. Ręka zdaje się rozchylać twoje uda.
-Może spluń albo użyj świecy.
-A może jednak martwa, tylko ma robaki w środku? Nie chce by mi chuja urwało.
-Sprawdzę dech
-Żyje?
Powietrze miało charakterystyczny swąd pleśni i rozkładającego się truchła. Ktoś podniósł twoją głowę, przystawiając ucho do ust.
-Nie oddycha
Miał racje, faktycznie zapomniałaś o czymś tak naturalnym. A może nie chciałaś by uznali cię za żywą?
-Lepiej zostaw
-Ale popatrz, aż szkoda, do diabła
Mężczyźni byli dobrze po czterdziestce, starzy i niedomagający.
-Jesteście tam!
Dobiegł wrzask z oddali. Katakumby w których się znajdowała były rozwalone z jednej strony, grunt był podmokły, rujnując piwnice domostw dookoła. Mur pomiędzy piwnicą jednego z domostw, a katakumbami przestał trzymać. Skala zniszczeń była jednak doglądana, bo gdzie okiem spojrzeć, widać było starania właścicieli na rekonstrukcję zrujnowanego rejonu.
-Co wy tam robicie na dole, robota sama się nie zrobi. Brać co świeci i spierdalamy!
Ich zamiary nie były czyste, jednak ich odejście równało się z zabraniem jedynej pochodni. Gdy tylko przeskoczyli do prywatnej posesji, wchodząc po schodach, głos Whisper zaszeptał cicho pod nosem. Było jednak za późno, odeszli.
Wąż w kącie popełzł w ciemność, zostawiając nagą Whisper na resztkach pleśniejących zapasów które wpadły do katakumb z sąsiadującej piwnicy.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 23-09-2014 o 17:32.
Kawairashii jest offline  
Stary 11-09-2014, 22:33   #2
 
Mauris's Avatar
 
Reputacja: 1 Mauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie coś
Na początku była wilgoć. Nieustępliwa, dokuczliwa wilgoć. Wkrótce potem uderzyło zimno. Każdy mięsień w jego ciele był skurczony od przeraźliwego chłodu, a kości były zmrożone aż do szpiku. Wtem pojawiło się jeszcze coś. Szczur. Przeklęty, brudny gryzoń. Mężczyzna przez chwilę walczył z własną wolą, aż w końcu zmusił się do wstania. Podniósł swoje ciało z ziemi i wyprostował się.
Ból nadszedł niespodziewanie. Każdy krąg jego kręgosłupa palił żywym ogniem. Cierpienie zmusiło go do pochylenia swojej postawy, lecz nie był to koniec tortury.
Sobolan
Imię przeszyło jego mózg jak ostrze miecza tnąc na kawałki zdrowy rozsądek i jasność myśli.
Sobolan
Upadł na zimne podłoże. Próbował krzyczeć, lecz nie mógł wydobyć żadnych słów, więc bezgłośnie błagał o ustanie cierpienia
Sobolan. Sobolan. SOBOLAN!
Ból ustał. Na jego twarz wstąpił błogi wyraz zrozumienia, a podkurczona poza stała się najwygodniejszą na świecie.
Rozejrzał się po okolicy. Z ulgą dostrzegł, że znajduje się w miejscu zrujnowanym, pustym i brudnym. Takie lubił najbardziej.

Brat zapiszczał.
-Witaj, przyjacielu. Co cię sprowadza w takie piękne miejsce?- Sobolan wyczuł w szczurze odwagę. Przez cały czas oglądał jego nowe narodziny, a mimo to nie uciekł, czekając na swojego dziwacznego brata.
Spojrzał w kierunku światła. Światło oznaczało ogień, ogień oznaczał ciepło, a ciepło oznaczało ludzi. Napominające ukłucie instynktu alarmowało.
-Ludzie tu przyjdą, mój bracie. Nieoświeceni głupcy nadchodzą ze swoimi pochodniami i nożami. Zdobądźmy obie z tych rzeczy.
Broń. Potrzebował broni. Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby skruszyć czaszkę.
Cegły! Ostrożnie wybrał jedną z nich i zważył ją w dłoniach w pełnym zadumaniu.
Następnie skupił się na obecności Braci i Adeptów w okolicy. Kilku Braci podbiegło do niego z zaciekawieniem ruszając wąsami i z cicha popiskując. Jego świadomość skierowała się pod sufit kościoła. Pająki. Dużo pająków. Wyczuł też węża w katakumbach.
-Do mnie Adepci!
Słowa były ciche, dla człowieka praktycznie niesłyszalne. Jednak w uszach wszystkich pająków w okolicy brzmiały jak trąby jerychońskie, nakazujące całkowite posłuszeństwo. Szczury wyprostowały się czujnie, wystawiając swoje przednie zęby. Wąż nie odczuł efektu tak mocno, lecz poruszył się niespokojnie, czekając na rozwój wydarzeń.
- Powinno wystarczyć. - Mruknął Sobolan i jedną wojowniczą myślą posłał hordę robactwa wprost przez korytarz prowadzący do katakumb.
 
__________________
Zed's dead baby,
Zed's dead.
Mauris jest offline  
Stary 12-09-2014, 21:44   #3
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Kim jestem?
Pytanie wydawało się błahe w porównaniu z bezmiarem otoczenia, którego nie rozpoznawał, a które czuł, że pragnie zbadać. Czuł się nagi i był nagi, zdławiony i zakrzyczany przez nieistniejących heroldów zagłady. W takim stanie nie mógł niczego, a pragnął wszystkiego. Każdej, pojedynczej drobiny informacji, która przybliżyłaby go do stania się wszystkim.
Kim byłem...?
To pytanie, z pozoru łatwiejsze, zrodziło tylko więcej niepewności. Nie wiedział nawet, skąd pochodzi, dokąd należy i gdzie zmierza. Pożądał tylko... czegoś... potęgi... władzy i splendoru należnego tym, którzy należeli do klasy wybranych, oligarszej kasty świata.
A więc kim będę?
To pytanie było najłatwiejsze spośród tych trzech.
Będę... władcą.
Wtedy niebyt stał się Morganem de Noirchien, nieprawdziwym baronem fikcyjnego dominium, które postanowił sobie stworzyć.

Pierwsze - okrycie. To wydawało się łatwe, zważywszy na leżącą tuż obok, porzuconą mnisią togę. Morgan ostrożnie, starając się nie wykonywać zbędnych ruchów, odprężył się i myślową wicią sięgnął w kierunku habitu. Informacja była dla niego najbardziej śmiertelną bronią, a teraz wiedza o tym, jakie implikacje będzie miało sięgnięcie po porzuconą szatę wydawały się kluczowym elementem.
Niewątpliwie potrzebował okrycia, a przebranie świątobliwego męża było aż nazbyt odpowiednie, by wtopić się w tłum i patrzeć, słuchać, obserwować... Ale baron chciał jednocześnie pozostać nieodkrytym - bycie odnalezionym to zbyt wysoka cena za skromność.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".

Ostatnio edytowane przez Fielus : 13-09-2014 o 15:23.
Fielus jest offline  
Stary 13-09-2014, 03:12   #4
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Muzyka. Nie taka zwykła karczemna, grana leniwie przez barda w karczmie. To były potężne dźwięki, dudnienie, wydobywające się z wnętrza ziemi, potrafiące burzyć mury…. jednak ułożone w harmoniczną całość, która powodowała przerażenie, ale również wzbudzała ciekawość.

Nagle cisza. Niespodziewanie.

Kaladin niespokojnie otworzył oczy. Został wyrwany. Z bytu, niebytu, nie do końca wiedział z czego. Jego oczom ukazał się widok zniszczonych organów z których nie można było już wydobyć takiego dźwięku. Rozejrzał się z zaciekawieniem.

Postanowił wykorzystać rusztowanie i zejść nim na dół ostrożnie stawiając każdy krok. Nie był pewny reakcji osoby chodzącej na dole, nie miał jednak wyjścia. Nie mógł zostać na górze, innej drogi wyjścia nie miał. Poza tym miał nadzieję, że los będzie dalej mu sprzyjać i osoba ta nie zaatakuje go.

Każdą poręcz łapał pewnie z odpowiednią siłą, mimo iż deski były lekko spróchniałe, nie wydały żadnego dźwięku jak schodził. Ostrożnie stanął na zimnej, kamiennej posadzce katedry. Starał się ukryć w cieniu i przyjrzeć się dokładniej człowiekowi, który znajdował się w środku.
 
Gothomog jest offline  
Stary 13-09-2014, 22:54   #5
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Lightbulb Update 2

Cytat:
Poniższe ścieżki są tylko opcjonalne, których to obranie już przewidziałam Czasem będzie możliwe zastosowanie kilku z nich naraz, bez komplikacji.


SOBOLAN
(Mauris)

Pierwsze kroki były trudne, prócz dokuczliwego wyziębienia czuł ból jakby ktoś przyłożył mu w bark czymś co było w swej prostocie srogo dalekie od poduszki.
Wewnętrzna świadomość szamotała się wyrywając jego dygoczące ciało w przeciwne storny. Zdecydowana większość twierdziła że miał na imię Sobolan, nawet przypominał sobie widok własnej twarzy, oraz dziwne interakcje z gryzoniami i robactwem w swojej przeszłości, jednak wszystko to było za mgłą.
Ołtarz przy którym się znajdował był oświetlonym blaskiem księżyca, jego moc padała i na podkurczonego mężczyznę. Jak się okazało był on nagi, i najwyraźniej zajęty wewnętrznym bojem. Trudno było uznać czy nawet wiedział co mówi, ale kierowany jakimś złudzeniem bądź silnym wspomnieniem zaczął gadać do siebie.
Szybko odnalazł jakieś narzędzie zdatne do rozłupania czaszki, ciężki kamień o ostrym kancie.
Nastąpiło poruszenie w katedrze, Sobolan nie wiedział jeszcze czemu ale jego słowa były wysłuchane. Mała cześc jego świadomości, niedowierzała temu co widziały oczy. Sprawa nie wyglądała tak bujnie jak wyobrażał sobie Sobolan, zamiast hordy, w ruinach pokazały się jedynie trzy szczury, i z pięć pająków. Gdzieś tam wewnątrz znajdował się pewnie i jakiś pełzacz, no i może z kilka much. Istotki te jakby ignorowały własną egzystencję, a międzygatunktowa wojna o przeżycie została wstrzymana na okres podróży za Sobolanem.
Nagi mężczyzna powoli skierował się do niknącego światła.
Migoczące światło pochodni zostało wyniesione z pomieszczenia do którego dotarł mężczyzna. Na podłodze znajdowało się siano i ziarna różnej maści które to szczury natychmiast zaczęły pałaszować.
Ściany z wnękami w których znajdowały się trumny były naruszone, jedna z nich wręcz na wylot, pozwalając ludziom z sąsiadującej posesji wejść wprost do katakumb poprzez własne piwnice. Grunt był podmokły, pewnie poziom wód w tym rejonie był wysoki.
Pasy światło cienia wędrowały po katakumbach i piwnicy, zza podłogi piętra powyżej, prywatnej posesji.
Ludzie tam znajmujący zachowywali się dość głośno. Potykając o umeblowanie i powodując wysyp naczyń na podłogę z rejonu kuchennego.
-Ucisz się durniu!
-Nie jadłem od dawna, przepraszam.
Po ciszy którą można było określić jako krótki rekonesans, czy aby ktoś nie słyszał trójki złodziei.
-Szef do nas macha, chyba znalazł źródło.
Mężczyzna który najwyraźniej czymś się zajadał, popędził w kierunku wyjścia.
-Dojrzałe? Jak to moja kolej, pan już wchłoną jedno!
Sobolan usłyszał pisk szczura, czyżby ktoś był razem z nim w ciemności? Odruchowo uniósł kamień. Pośrodku ciemności naga kobieta starała się odnaleźć pion, upadając pośladkami na jednego z braci półkrwi mężczyzny. Małej istotce jednak nic się nie stało, szybko czmychnęła spod pulchności sylwetki kobiety. Jej krągłości były dumnie okrywane jej dłońmi, choć twarz z widocznym sińcem na skraju jej czoła dawała niewyraźny wyraz urażenia i konsternacji.
Z całych sił starała się wstać na nogi, jednak cokolwiek ciągnęło ją ku ziemi, najwyraźniej wygrywało. Prawdę mówiąc, trudno było zdefiniować charakter jej obłości, była to raczej szczupła i niska kobieta. Najtrafniejszym określeniem nie ujmującym jej niczego było “piękna”, coś z czym nie każda kobieta się rodzi, a jej jakoś się udała. Jej proste kruczo czarne włosy obecnie pokryte błotem przemawiały na korzyść pewnej części Sobolana, choć pewnie stan ten nie był jej świadomym wyborem. Jej nadzyzwyczaj długie nogi starały się uchwycic pion, choć mimo swego zakłopotania obecnym stanem, udawało im się utrzymać kobietę w bardzo onieśmielającej, wręcz groźnej pozycji.
Sobolan nawet gdyby chciał pozostać nie zauważonym przez kobiete, było już za późno, ta wiedziała o jego obecności. Z resztą, po tym jak wrzeszczał przed wejściem kobieta musiała być już jakoś zaalarmowana. Kwiestią pozostawało zapytanie o jej stan i kazanie troski, albo zaprezentowanie się jako ktoś o bardziej stanowczym i władczym autorytecie, co jak dobrze sądził Sobolan mogło stanowić wyzwanie z jego podkuloną posturą i kamieniem w dłoniach. Kobieta wyglądała niepozornie choć może i była to cecha jej osoby? W końcu nie każdy musi być niewinny z twarzą dziecka. A kobieta ta miała dośc czasu by przyjżeć się mężczyźnie na długo zanim ten dostrzegł ją ślizgającą się w błocie.

Wybieraj Rozważnie
  • [Opiekuńczość] - Starasz się przypomnieć sobie skąd możesz naleźć jakieś odzienie dla kobiety, bądź również i dla siebie.
  • [Przesłuchanie] - Odpytujesz kobietę co do jej bruzd, czy ktoś zrobił jej krzywdę, badź ustalasz co robi w katakumbach. Może któraś z tych poszlak pomoże ci zrozumieć własną pobudkę?
  • [Światło] - podążasz za źródłem światła z pochodni oraz grupce ludzi którzy je niosą



MORGAN
(Fielus)

Mętlik w głowie doprowadzał do kociokwiku. Czy wspomnienia były tylko jego wymysłem? Ale nie, nie mógł kwestionować własnych myśli, musiał uwierzyć w to kim był albo w jakiś nie wytłumaczalny sposób odczuwał że mógłby nagle przestać istnieć. To musiały byc fakty, naprawdę był Morganem de Noirchien. Zakłopotanie nie zniknęło, jednak zachłanność ambicji Morgana domagała się spokojnych acz przemyślnych kroków. Okrycie się przed chłodem było dobrym początkiem. Pająk który przed chwilą konsumował swoją ofiarę najwyraźniej znalazł inne zajęcie i czym prędzej pomknął w kierunku ołtarza i nagiej postaci którą mężczyzna pamiętaj z uderzenia z jedną z rzeźb. Gdy tylko powstałą musiała cierpieć z powodu tego gdyż jej postura była zgarbiona. Także już z oddali Morgan zdawał się słyszeć jej majaki.
-Witaj, przyjacielu. Co cię sprowadza w takie piękne miejsce? -po chwili rozejrzał się dookoła i podniósł pierwszy lepszy głaz, po czym dodał- Ludzie tu przyjdą, mój bracie. Nieoświeceni głupcy nadchodzą ze swoimi pochodniami i nożami. Zdobądźmy obie z tych rzeczy.
Najwyraźniej musiał zbyt mocno wyrżnąć o pomnik, bo po tym wrzasnął trochę za głośno.
-Do mnie Adepci!
Po czym wkroczył nagi do przejścia przy ołtarzu gdzie wleciała poprzednia sylwetka.
Morgan w tym czasie okrył swą goliznę brązowym habitem. Dookoła nie było nikogo prócz niego. Z oddali dobiegły krzyki i jakiś głuchy wybuch z dalszej części miasta. W okolicy nie było za bezpiecznie, trzeba było jej przyznać że uroku w kwestii nie dostępności jej nie brakowało.
Witraże na ścianach prezentowały mękę pańską i drogę krzyżową, choć w niektóre z nich musiano rzucać kamieniami, acz nie chciało się wierzyć że ludzie dopuścili się czegoś takiego. Może i w okolicy doszło do serii eksplozji i odłamki zniszczyły elementy renomowanego kościoła.
Postać przy ołtarzu znikła.
Rusztowania zachwiały się, kilka wron wzbiło się w powietrze, jednak Morgan nadal pozostawał sam.
Wśród narzędzi porzuconych na ławach znajdowało się dłuto, było o wiele lepsze niż młoty gdyż z jednej strony mógł tak ogłuszyć ofiarę jak i pozbawić ją życia porządnym sztychem. Prócz tego, mieściło się w sporych rękawach.
Teraz musiał dokonać wyboru, czy ryzykować wspinaczkę na gruzowisko przy ołtarzu które nie wyglądało bezpiecznie, skierować swe kroki za nagim wariatem, czy zbadać rejon w którym tworzyła się dziwna bańka świetlna.
Ołtarz był całkowicie pozbawiony swego splendoru, nie było na nim żadnego złota, czy srebra. Pozostało tylko drewno i spleśniały papier rozrzucony tu i ówdzie. Połowa była również okryta jakimiś szmatami, jakby wewnątrz katedry ludzie oddawali swoją odzież na jakiś cel, bądź byli siłą rozbierani przed egzekucją, jak mieli tendencje czynić na wojnach. Choć może i były to tylko uprzedzenia Morgana, a w rzeczywistości nie było czym przykryć ołtarza więc użyto pierwszych lepszych szmat.

Dopiero gdy teraz wszystko się uspokoiło, w głowie mężczyzny zaczęły rodzić się dziwne myśli. Co robił zanim wpatrywał się w otchłań nie istniejącego już światła.

Wybieraj Rozważnie
  • [Ciekawość] - sprawdzasz miejsce w którym widziałeś bańkę światła, jak także sprawdzasz dokładniej okolice w poszukiwaniu śladów tego co tu zaszło
  • [Nagi człowiek] - podążasz za nagim wariatem w kierunku ołtarza i korytarza którym się udał



KALADIN
(Gothomog)

Poruszał się po rusztowaniach niczym kot, Mimo iż deski nie wyglądały obiecująco, udało mu się zejść po nich prędko, za karą jedynie jednej czy dwóch drzazg które poczuł na śródstopiu. Usunięcie ich nie stanowiło większego problemu, przynajmniej jego ciało było w dobrym stanie. Co jednak robił w katedrze? Z wysoka miał możliwość przyjrzenia się większej części miasta. Może i nie było gruzowiskiem, ale i nie wyglądało za dobrze. Na ulicach nie było ludzi, a mimo to w oddali było widać płomienie. Może przetoczyła się tędy jakaś wojna?
-Do mnie Adepci!
Wrzasnął ktoś przy ołtarzu. Czyżby wewnątrz katedry znajdowało się więcej osób niż człowiek w habicie? Kaladin pozostał nie zauważony, mężczyzna znajdujący pośród ław zaczął oglądać się dookoła. Z oddali można było dostrzec jego białe włosy i czarną skórę. Był to raczej nietypowy zakonnik.
Kaladin przez cały ten czas pozostawał goły, zatem naturalnym było aby jego oczy powędrowały w kierunku jakichkolwiek szat które mogły stanowić dla niego jakieś okrycie. Pośród rusztowań natknął się na fartuch, natomiast kilka ze szmat użytych do okrycia posągów było wystarczająco miękkich by rozerwać je na okrycia stóp i dłoni.
Problem polegał jednak na tym czy Kaladin chciał być odkryty przez tajemniczego mnicha, czy nie.
Mężczyzna kroczył za ławami, przeskakując od jednej kolmuny do drugiej, mijając konfesjonał i kilka okrytych zakrytych przed deszczem i kurzem figur. Znajdując satysfakcjonującą przystań pod amboną, która pozostawała w cieniu nawet przed światłem księżyca wdzierającym się w dziurę w sklepieniu przy ołtarzu.
Wstyd przyznać ale bystre oko Kaladina nie mogło jednoznacznie określić czy mnich byłby na niego zły gdyby ujawnił swoją obecność. Natomiast coś innego rzuciło mu się w oczy, szczury z okolicy zaczęły wbiegać do jednego z przejść przy ołtarzu. Czyżby zbliżało się niebezpieczeństwo?
Mężczyźnie nie było obce to zachowanie, choć było to dość nietypowe by wszystkie naraz kierowały się w jednym kierunku, niż zwyczajnie czmychać swoimi norami jak najdalej od budynku.
Może lepiej było pośpiesznie uciekać z gryzoniami?

Wybieraj Rozważnie
  • [Obserwacja] - Śledzisz mnicha, spradzając jego zamiary
  • [Powitanie] - Witasz się z mnichem dopytując o swoje położenie i stan kościoła
  • [Ucieczka] - podążasz za gryzoniami, tak by mnich nie dowiedział się o twojej obecności
 
__________________
Kawairashii jest offline  
Stary 15-09-2014, 22:02   #6
 
Mauris's Avatar
 
Reputacja: 1 Mauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie cośMauris ma w sobie coś
Kiedy zobaczył kobietę popadł w konsternację. Wszystkie wydarzenia ostatnich kilku minut uderzyły w niego nagłą siłą. Wcześniej był tak zaabsorbowany głosami z katakumb, że nawet nie postawił sobie oczywistego pytania.
-Skąd ja się tu wziąłem? - Pomyślał głośno Sobolan. Mój wyraz twarzy pewnie nie robi najlepszego wrażenia na tej kobiecie.

Teraz pora na kolejne zagadnienie, które również go interesowało.
- Skąd pani się tutaj wzięła? I kim byli ci ludzie? Skrzywdzili panią?

Brat połaskotał go po stopie. Spoglądając w dół dostrzegł coś niepokojącego. W sumie to wyraz twarzy aż tak bardzo jej chyba nie przeszkadza.

- Myślę, że priorytetem będzie pozyskanie jakiegoś odzienia. Zechce pani zaczekać? Wejdę z powrotem na górę i sprawdzę czy nie uda się czegoś zdobyć.
 
__________________
Zed's dead baby,
Zed's dead.
Mauris jest offline  
Stary 16-09-2014, 23:41   #7
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Morgan stłumił wszystkie myśli, które uznał za nieprzydatne mu w tej chwili. Pragmatyzm, oto co liczy się najbardziej w krytycznej sytuacji. Na rozważania przyjdzie czas później, kiedy będzie mógł odetchnąć, usiąść przy ogniu i się posilić...
Czarnoskóry chwilowo-mnich niespiesznie jął przechadzać się po zdewastowanym wnętrzu kościółka, jednocześnie rozglądając się uważnie i przemieszczając niby mimowolnie w kierunku ołtarza. Dzięki temu mógł jednocześnie zbadać miejsce, w którym się obudził, oraz nie stracić śladu dziwnego wariata.
Zdaje się, że nie tylko on ocknął się w kościele nagi. Jednak jego przewaga nad ewentualnymi pozostałymi (w rodzaju golasa spod ołtarza) polegała na tym, że już znalazł odzienie i mógł wykorzystać je jako kamuflaż.
Oczy Morgana błysnęły drapieżną czerwienią przez sekundę, czy dwie.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline  
Stary 20-09-2014, 11:44   #8
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Kaladin w tym momencie wyglądał co najmniej jak żebrak, jednak nic więcej nie mógł na to poradzić. Nie mógł nago paradować po świątyni, nie ważne w jakim stanie była.

Nie mógł tak obserwować tego mnicha w nieskończoność. Po krótkiej chwili postanowił do niego podejść ostrożnie, łagodnie i tak by nie wyglądać na jakiegoś zbira. Nie miał pojęcia jak zareaguje ten dość nietypowy mnich.

Gdy w końcu podszedł postarał spróbował coś powiedzieć, jednak z jego ust dobyły się nieartykułowane dźwięki. Chrząknął, splunął i ponownie postarał się przywitać z mnichem:

- Niech będzie błogosławiony bracie. Czy mógłbyś mi pomóc i udzieliłbyś mi odpowiedzi na parę pytań?

Zabrzmiało to lepiej niż myślał, mimo samego początku.
 
Gothomog jest offline  
Stary 23-09-2014, 19:36   #9
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany


SOBOLAN
(Mauris)

Głośne pytanie Sobolana dobiegło uszu i niewiasty, choć ta nie była w stanie udzielić mu na nie odpowiedzi. Wyglądało na to że i ona miała podobne. Górę jednak wziął instynkt samo zachowawczy, fakt faktem oboje wyglądali na zagubionych.
Bezimienna kobieta zamyśliła się nie będąc pewna po czym dała niejedno znaczny wyraz ramionami i głową.
Wszystko zostało zatem powiedziane, pozostało tylko działać.
Nagi mężczyzna wrócił się po zimnych schodach do katedry, zajęty myślami dopiero po chwili dostrzegł ciepły pół uśmiech pokieroszowanej cyganeczki która przywitała go z obdartym ze skóry listem w dłoni, a przynajmniej kikucie. Ta obejrzała jego gołe ciało mrugając swymi białymi ślepiami pozbawionymi źrenic po czym wskazała rzeźnicką protezą na końcu kikuta swego ramienia, cztery mnisze szaty na jednej z ław. Faktycznie nie były one pokryte kurzem ani pleśnią, wydawało się jakby niedawno zostały tu zniesione. Czyżby ona je tu zebrała?
Po czym wręczyła mu obrobione Truchło Lisa, zajęczała coś machając protezą przy ustach imitując żucie po czym wróciła do poszukiwań. Zmywając z siebie tymczasową radość widzenia jego szczurzej osoby i przywdziewając skupienie z oczami wywróconymi pod górną powiekę węszyła dalej, schodząc na swych patykowatych imitacjach protez stóp w stronę katakumb.
Była to ta sama dziewczyna którą widział w śnie, był to dziwny sen, w którym leciał nad miastem, a ona podążała za nim na ziemi. Nie wiedział jednak czemu leci, ani skąd. Potem coś sie stało, ale po drodze przyrzekłby że widział jak wlatuje do kościoła przez witraż. Głowa samoistnie spojrzała na witraże, były w nich dziury od kamieni, w jednym z nich znajdowała się dziura, znajdowała się nad wejściem do katakumb, on natomiast wpadł do niego z innej strony. Swoją drogą dziura wyglądała jakby coś z niej wyleciał a nie wleciało przez.
Pośrodku katedry znajdowała się jeszcze jedna istota, był to czarnoskóry mnich wraz z jakimś innym gołym białoskórym, rudobrodym mężczyzną z którym to wymieniali się spojrzeniami. Cokolwiek tu się działo, chyba dziewczynka która radowała się na ich widok wydawała się wiedzieć najwięcej co do tego czemu się tu obudzili.
Ta swoją drogą wymieniała spojrzenia z nagą bezimienną kobietą w katakumbach, ponownie i do niej szczerząc swe ząbki i wskazując na Sobolana swym kikutem, następnie węsząc skierowała swe kroki ku prywatnej piwniczce. Czyżby złodzieje którzy tu przed chwilą byli przywłaszczyli sobie coś co należało do niej?
W dłoniach trzymasz martwego oskórowanego lisa i kamień którym miałeś zamiar się obronić przed zagrożeniem.

Wybieraj Rozważnie;
  • [Powitanie - witasz się z ludźmi w katedrze, dopytując czy i oni wiedzą co tu się dzieje.]
  • [Podarunek - przyjmujesz szaty i wracasz do nagiej kobiety. ]
  • [Ostrzeżenie - wracasz się po dziewczynkę i ostrzegasz ją przed podążaniem za złodziejami, w końcu może jej coś grozić.]

Moc jest w tobie;
~Opiekun Pokalanych~ 1 lvl (w twoim przypadku nie było nazwy, skontaktuj się ze mną a ją zmienimy)
+/-/-
Zbrojownia i ekwipunek;

- Ostry kamień - ciężki acz przydatny do działań ofensywnych
- Truchło Lisa - oskórowany lis, idealny na ognisko





MORGAN
(Fielus)

Morgan spokojnie kroczy pomiędzy ławami, przeskakując nad co bardziej kanciastymi elementami na jego drodze, w końcu nadal mógł zranić swoje stopy nieuważnie stawiając kroki. Nie miał jednak powodów do oba, dobrze wiedział że ludzie generalnie nie są do niego negatywnie nastawieni. Choć nie pamiętał konkretnych przykładów skrajności sytuacji z których udawało mu się wydostać bez użycia siły. Nawet jeśli uznany za obcego, było małe prawdopodobieństwo że ktokolwiek się na niego rzuci.
Gdzie nie spojrzeć tam znajdowały się ślady robót, sytuacja wyglądała jakby za chwile mieli wrócić z przerwy. Narzędzia i łachy walały się wszędzie. Drewniane rusztowania skrzeczały na wietrze. Tylko niektóre posągi były pozakrywane, kamieniarze pewnie wyszli zostawiwszy całość niezabezpieczoną. Mimo iż było już był środek nocy, Morgan miał wrażenie że za chwile ktoś zagada go z pytaniem czy przypadkiem się nie zgubił.
Zbliżając się do ołtarza ujrzał dziwne zjawisko, było tam kilka skamieniałych postaci uchwyconych w momencie konania. Wiatr w katedrze był znikomy jednak już z daleka dostrzegał że skamieniałe sylwetki kruszyły się i sypały gdy się do nich zbliżał. Co dziwne, ich pył leciał w kierunku Morgana tym szybciej im bliżej w stosunku do nich się znajdował. W jednej z nich znajdowała się dziura w klatce piersiowej. Posąg przypominał kobietę o masywnej budowie, opierającej się na skamieniałych rzeźbach dzierżonych przez nią toporów.
W miejscu gdzie znajdowała się bańka światła na ziemi były ślady wypalenia i eksplozji, jednak wokół nie było czuć spalenizny, tylko miły zapach lawendy. W ciemności wzbił się motyl który po chwili zamienił się w pył.
-Niech będzie błogosławiony bracie. Czy mógłbyś mi pomóc i udzieliłbyś mi odpowiedzi na parę pytań?
Odezwał się głos zza jednej z kolumn. Stał tam nagi wysoki rudo brody, białoskóry mężczyzna, który mimo dobrej woli i starań wydawał się dość podejrzany. Czyżby śledził Morgana zanim ten przebrał się w habit? Tak czy inaczej, uznał go za braciszka, przynajmniej i w tym sukces, Morgan mógł jednak przesłuchać tego zbłąkanego chłopa szczując go groźbami o paradowaniu nago na poświęconych ziemiach.
[Tu chętnie zamieszczę waszą rozmowę o ile chcecie taką prowadzić na Google doc nie dłuższą niż trzyminutową.]
Z oddali rozbrzmiał głośny stukot, jakby ktoś zbliżał się w kierunku katedry po dachówkach. Był to charakterystyczny dźwięk na tle szumu płomieni i stłumionych wrzasków w mieście. Nim oboje zdołali wydedukować kierunek z którego dochodził dźwięk, zza jednej z płacht osłaniających witraż i rusztowanie przy nim wyskoczyła dziwna sylwetka.
Morgan poznał sylwetkę natychmiast, była to ta sama postać która podążała za nim przez miasto w śnie. W śnie którego zwieńczeniem było wlecenie do katedry. Jak jednak bywa w snach, nie mógł sobie jednak przypomnieć początku, a mianowicie czemu leciał nad miastem.
Dama Cień pokuśtykała do ołtarza rozglądając się swymi białymi oczyma pozbawionymi źrenic w miejscu gdzie znajdowała się poprzednio bańka światła, po czym rozdziawiła swe usta w nagłym przypływie radości, widząc Morgana. Była cała we krwi, wyglądała jakby stoczyła walkę z dzikiem na gołe ręce.
-Aaa.. aah.. aaaaa
Pojękiwała kiwając głową gdy zobaczyła mężczyznę w szacie, pogładziła powietrze jakby bała się ubrudzić jego szaty, proces ten wyglądał jakby niemowa starała się pochwalić dziecko jak pięknie wygląda w nowym ubraniu.
Zakrwawiona dziewczynka wyglądała jakby miała za chwile omdleć z wycieńczenia, jednak z drugiej była pełna życia. Po chwili popatrzyła na jego stopy po czym podeszła do mężczyzny za kolumną i zrobiła to samo. Stuknęła karykaturą protezy dłoni w protezę stopy po czym w pół uśmiechu wskazała kolejną ławę na z małą kupką trzewików które najwyraźniej składała, zza pazuchy szmat w które była ubrana wyciągnęła kolejny pojedynczy trzewik, wrzucając go na kupkę.
Dziewczyna przez cały ten czas paradowała z martwym lisem w dłoniach którego jakimś cudem udało jej się oskórować. Rany na jego ciele wyglądały jakby zostało zabite podczas zaciętej walki z innym lisem. Gdy wymieniła swoje opinie z Morganem i rudobrodym zaczęła czegoś szukać. Faktycznie, poprzednio miała z sobą tą dziwną magiczną skrzyneczkę, gdzie mogła się znajdować?
Czarnowłosa dziewczyna po chwili przystała przy jakiejś odnodze od ołtarza witając się z nagim szaleńcem którego Morgan udającego się w jej głąb. Dopiero teraz dostrzegł że odnoga ta prowadziła do katakumb. Wariat został obdarowany lisem, natomiast sama dziewczyna skierowała się do katakumb, pozostawiając trójkę sobie.

Wybieraj Rozważnie;
  • [Rudobrody - przesłuchujesz rudobrodego.]
  • [Wariat - przesłuchujesz wariata.]
  • [Dama Cień - po uzbrojeniu się w trzewiki, podążasz za Damą Cień.]

Moc jest w tobie;
~Podział duszy~ 1 lvl (w twoim przypadku nie było nazwy, skontaktuj się ze mną a ją zmienimy)
-/-/-
Zbrojownia i ekwipunek;

- Mniszy Habit - szary, ciepły i z kapturem, długie rękawy i bladawy sznur w pasie






KALADIN
(Gothomog)

Nagość nie była wskazana w miejscach świeckich, i mimo wielkich chęci, mężczyzna wiedział dobrze że nie budził swym wizerunkiem pozytywnych uczuć, tak czy inaczej zaryzykował pierwszy kontakt. Braciszek którego zagadał wydawał się zbliżać w kierunku ołtarza. Obrócił się spoglądając w kierunku Kaladina. Mimo swych mlecznych najwyraźniej farbowanych włosów i czarnego zarostu, ciemnoskórego mężczyzny wyglądał raczej zwyczajnie. Nie jak na braciszka, choć także i nie jak na człowieka o niecnych celach. Jego spokojny wyraz twarzy zwiastował zrozumienie, mężczyzna zatem nie miał powodów do niepokoju. Pokora w obliczu braciszka byłaby wskazana, wszakże pewnie przestraszył go swoją obecnością w środku nocy.
[Tu chętnie zamieszczę waszą rozmowę o ile chcecie taką przeprowadzić na Google doc nie dłuższą niż trzyminutową.]
Nie mieli jednak wystarczająco wiele czasu dla siebie, coś zbliżało się po do nich z oddali, pewne dziwne stukanie, które Kaladin już wcześniej gdzieś słyszał. Cokolwiek się zbliżało przeszło przez konserwowane witraże za jedna ze szmat wiszących na rusztowaniach i wkroczyło do wnętrza kościoła.
Szukało czegoś przy ołtarzu po czym jęknęło i postukało w stronę braciszka. Nie mówiło, słowa były tylko jęknięciami, najwyraźniej ulgi i pociechy. Sylwetka ta przypominała pokiereszowaną niewiastę która odwiedziła go w snach. O dziwo w tym samym śnie, przypominał sobie pewne zderzenie, pewną podróż, miała także przy sobie ludzkie głowy i pewne pudełeczko z korbką.
Obecnie jednak trzymała w swych kikutach i dziko zaimprowizowanych protezach, oskórowane zwierze, Kaladin szybko rozpoznał że był to dojrzały lis, zagryziony przez innego osobnika podobnej rasy. Mimo to zwierze nie wyglądało najgorzej, tak jakby dopiero jakiś czas temu odeszło z tego świata. Dziewczynie również udało się go solidnie obrobić, idealnie na ogień. Nie zamieniła jednak z Kaladinem żadnych słów gdy spostrzegła go pomiędzy kolumnami, jedynie wskazała na jedną z ław. W różnych miejscach zdawały się leżeć trzewiki i klasztorne kapoty. Czyżby Braciszek pomógł jej zebrać jakieś ubrania dla niego? Czy mógł po nie sięgnąć?
Niewiele zostało powiedziane, choć i sam Kaladin nie należał do krasomówców, to musiało mu wystarczyć by odnaleźć się w obecnym położeniu.
Dama Cień skierowała się ku ołtarzowi po czym jakby znikąd wyłonił się kolejny nagi mężczyzna o szczurowatym obliczu, z którym to przywitała się dziewczyna i wręczyła mu padlinę, szukając czegoś w głębi korytarza z którego wyszedł. W dole musiały znajdować się katakumby.

Wybieraj Rozważnie;
  • [Braciszek - dopytujesz się braciszka o całą tą sytuację.]
  • [Dama Cień - przywdziawszy jakieś okrycie podążasz za kaleką.]
  • [Zabezpieczenie - krocząc pomiędzy kolumnami sięgasz pokryjomu po jakieś narzędzie które kamieniarze zostawili na miejscu, dłuto mogło posłużyć za dobrą broń póki co.]

Moc jest w tobie;
~Nieskończone łowy~ 1 lvl (w twoim przypadku nie było nazwy, skontaktuj się ze mną a ją zmienimy)
-/-/-
Zbrojownia i ekwipunek;

-





BRECK
(Ogryzek Szatana)

Budzisz się na łóżku. Jest to piękne choć ubrudzone łoże, w którym również znajdują się resztki okiennicy. Ktoś najwyraźniej starał się uprzykrzyć ci wypoczynek. Sen który pamiętasz jak przez mgłę kończył się w katedrze. Przewracasz głowę na drugą stronę, niedaleko ciebie znajduje się wyważona futryna okna, poprzez którą widzisz niosące się w zwyż witraże katedry. Pośród jednego z witraży znajduje się wielka wyrwa. Coś musiało z niej wylecieć gdyż większość szkła wisi po zewnętrznej stronie. Podnosisz się do pozycji siedzącej. Dystans pomiędzy wywarzoną do wnętrza okiennicą i witrażem katedry to dobre dwadzieścia metrów.
Twoje ramie klekocze i wskakuje z powrotem w do barku, błyskawicznie odczuwasz ból zwichnięcia. Zęby zaciskają się na sobie, a przekleństwo szybko przychodzi na język.
Po krótszej dedukcji dochodzisz że to ty musiałaś być obiektem wystrzelonym z katedry. O jedno pytanie mnie. Naga postrzegasz że znajdujesz się w pokoju jakiejś zamożnej panienki. A zamożna panienka w samej osobie wisi obecnie na legarze bądź innej belce. Rozdarta suknia oraz rany na ciele sugerują napaść którego celem nie były jej świecidełka. Zasunięte małą wersalką drzwi oraz innymi wyrobami umeblowani, wyrwane z górnego zawiasu acz zaklinowane sugerowały grupę napastników starających się dopaść panią domu. Ich starania najwyraźniej się zakończymy wraz z jej samobójstwem. Ciało cuchnęło mimo dość dobrej wentylacji pomieszczenia. Skóra miałą niebieskawy kolor, musiało wisieć tu od bardzo długa. Na podłodze poniżej zawieszonego w powietrzu ciała roztaczała się kałuża moczu.
Breck w pokoju widziała również lustro w którym widziała siebie samą. Mimo dość ciepławej nocy, wypadało by jednak znaleźć jakąś odzież. Pokój w którym się znajdowała na szczęście był do tego doskonale wyposażony o ile była by o dwie głowy niższa.
-...dą tu, zbierajmy się
- Już prawie, już mam esencję.
- Czekaj.. faktycznie, posuń się, daj zobaczyć..
- Spadaj, ta jest moja, też chce strzelać ogniem
- To nie tak działa półmózgu, daj mi pracować
- Mam złe przeczucie, oni za chwile tu będą, zbierajmy się…
Dobiegała rozmowa z piętra poniżej, a wręcz z uliczki po drugiej stronie. Jedyne okno na przeciw tego którym Breck dostała się do środka, było zamazane czarnym smogiem pewnie z długo tlących się płomieni ze strony ulicy, obecnie już wygasłych. Wyjrzenie na zewnątrz raczej nie było możliwe bez wybicia go.

Wybieraj Rozważnie;
  • [Ubiór - szperasz po meblach w poszukiwaniu czegoś co na ciebie będzie pasować, choćbyś miała porozrywać kiecki pani domu.]
  • [Rekonesans - wydostajesz się z pomieszczenia, a o ile to możliwe nie witasz się z grupą, obserwując ich poczynania
  • [Wołanie o pomoc - prosisz ludzi z dołu by pomogli ci w wydostaniu się z pomieszczenia.]

Moc jest w tobie;
~Natarcie pełne Uznania~ 1 lvl
-/-/-
Zbrojownia i ekwipunek;

-

 
__________________

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 24-09-2014 o 16:27. Powód: Sprawa ekwipunku, umiejętności i ścieżek została zmodyfikowana :)
Kawairashii jest offline  
Stary 24-09-2014, 13:59   #10
 
Ogryzek Szatana's Avatar
 
Reputacja: 1 Ogryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetny
Odłamki szkła ze stukotem opadają na podłogę, gdy masywna sylwetka kobiety podnosi się z trzeszczącego łoża. Wiele myśli kotłuje się w jej głowie - co tutaj robi? Gdzie jest? Co się wydarzyło?

Jej ramię nieprzyjemnie trzasnęło, kiedy wstając, opierała się o ramę łóżka. Ból w barku pulsował za każdym razem, gdy próbowała nim poruszyć, jednego mogła być pewna - żyła.
Masując rękę, rozejrzała się dokładniej po pokoju. Zabarykadowane drzwi, rozbite okno, witraż, wisielec. Makabryczna scena wprawiała w ponury nastrój, do tego dochodził mieszający się smród zgnilizny i lekki swąd spalenizny. Nieszczęsna, jej ostatnie chwile musiały być przerażające, ucieczka która pchnęła ją do ostateczności, dziewczyna nie była wystarczająco silna, by to udźwignąć.

Na dłuższy czas zatrzymała wzrok na wielkim lustrze. Pęknięcie przechodzące niemal przez sam środek rozpoławiało jej odbicie, nie była do końca pewna co widzi.
Przejechała dłonią po policzku, smagnęła palcem zranioną wargę. Opuszki miała prawie czarne od brudu, na twarzy zaś została ciemna smuga.
Przyjrzała się bliżej, spoglądając samej sobie prosto w oczy. Spotkało ją zdezorientowane spojrzenie pożółkłych ślepiów.
- Breck - szepnęła sama do siebie, rozklejając wargi. Była to pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy po zobaczeniu na wpół widocznych piegów.

Zamyślenie przerwały dochodzące jakby z dołu głosy. Przysłuchała się krótkiej wymianie zdań, była zaniepokojona tym co mogło oznaczać "tych, którzy zaraz tu będą". Najwyraźniej ludzie się ich obawiali, może i ona powinna?
  • [Ubiór] - szperasz po meblach w poszukiwaniu czegoś co na ciebie będzie pasować, choćbyś miała porozrywać kiecki pani domu
  • [Rekonesans] - wydostajesz się z pomieszczenia, a o ile to możliwe nie witasz się z grupą, obserwując ich poczynania.
  • [Wołanie o pomoc] - prosisz ludzi z dołu by pomogli ci w wydostaniu się z pomieszczenia.
Zdarła z łoża prześcieradło, żeby zakryć się chociaż od pasa w dół, po czym spróbowała odepchnąć prowizoryczną barykadę. Drzwi wydawały się być wyłamane, więc chwila wysiłku powinna wystarczyć, żeby wydostać się z pomieszczenia.
Starała się nie nadwyrężyć barku, przynajmniej nie jeszcze bardziej niż już był. Trochę bólu mogła znieść, gorzej byłoby spaprać sobie rękę w takiej... niewiadomej sytuacji.
 
Ogryzek Szatana jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172