Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2015, 15:15   #1
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
THE END[Neuroshima] Atomowa Odyseja

Rozdział 1. Miasto Boga


Muzyka

Chcesz posłuchać? Ale to nie będzie pogodna opowiastka.
Świat nie rozpadł się ot tak, pod kopułą nuklearnych grzybów. On umiera powoli. Ciągle od września 2020-ego. A raczej zdycha z pokorą psa zbierającego regularny wpierdol. Skamle, kuli się i dogorywa. A ludzie wraz z nim. Irytujące małe pchły uzależnione od jego rachitycznego okaleczonego grzbietu. Z monotonnym uporem stąpają po przeżartym gangreną zewłoku, krwawiącym ropnym szlamem z rozprutych arterii rzek, dyszącym barwną gęstą toksyną. Matka Ziemia. Matka Śmietnik. Pieprzona cyrkowa gnijąca bożonarodzeniowa maszyna parowa, otoczona radiacyjnym nimbem jak sama święta panienka z zapomnianych kościelnych obrazków. Czemu wreszcie nie zdechniesz i nie pogrzebiesz nas z sobą w twym przytulnym nabrzmiałym łonie?
Każdy dzień to męka. Szarpanina. O wodę. Jedzenie. Sprzęt. Paliwo. Odrobinę chłodu. To znów ciepła. Snu. Zasranego świętego spokoju...
Nic nie przychodzi bez walki. Toczymy nasze małe nic nie warte bitwy a z każdą kolejną pomnaża się zwątpienie, że może już czas na wytchnienie? Może by odpuścić? Pierdolić?
Pozostał jeden procent populacji, tak mówią.
Wybrańcy czy potępieni?
A może po prostu zwierzęta, nowy produkt ewolucji? Neo-homo-gnida-sapiens. Z wyostrzonymi zmysłami, zawrotnie skurczonym sumieniem i profilaktycznie uniesioną przed siebie lufą. Pośród brudu i szkwału, na cmentarzysku wygasłej cywilizacji beznamiętnie celebrują apokalipsę na wszelkie codzienne znane im sposoby. Oszukują, zabijają, kradną, śmieją się, kochają, wybaczają, tańczą, pieprzą się, żrą i wydalają.
Żyją. Po prostu.
To będzie historia o życiu. A może raczej o śmierci? I o drodze. Bo musisz jechać, to pewne. Smolistym pasem zastygłego asfaltu. Dzikim szutrowym traktem. Przemierzać sieć martwych, zasypanych szklanym confetti miejskich ulic. A czasem zboczyć, po prostu w wyschniętą łakomą gardziel pustyni.
Jechać.
Drogą.
Swoim przeznaczeniem.
Nicią utkaną przez atomowe mojry.

* * *

Pięć dni w drodze. Eddie przetarł spoconą twarz i trzasnął, po jednym razie w każdy policzek. Czarna wstęga zaczarowanego asfaltu umykająca spod kół wprawiała w niechciany monotonny trans. Trans, który niebezpiecznie ocierał się o sen.
Nocą jechało się lepiej. Nagrzana od słońca karoseria pickupa chroniła przed falą nadciągającego, dla odmiany, zimna. Samochodowe szyby, za dnia otwarte na oścież, teraz szczelnie zamknięte, odgradzały od niebezpieczeństw czyhających na pustyni. Kabina sprawiała pozory przytulnego ciepłego schronienia.
Gdzieś przed nim, jeszcze dobre kilkadziesiąt kilometrów dalej stał przydrożny bar gdzie dało się kupić paliwo, strawę i łóżko na jedną noc. Tyle, że Eddie wiedział już, że tak daleko nie zajedzie. Ze zmęczeniem się nie dyskutuje.
Musiał zatrzymać się na noc. Przeczekać, złapać trochę snu. Gdyby choć miał zmiennika... Ale był sam. Pośród martwej spękanej pustyni, sterczących szkieletów kaktusów i przycupniętych w oddali tytanicznych skał.
Zjechał z autostrady, zgasił silnik. Było niepokojąco cicho ale oczy i tak zamknęły się kilka chwil później. Nie miał nawet siły rozmyślać nad rzeczami, które mogą mu się przytrafić. Wyśpi się i pojedzie dalej. Dokąd? To już sprawa Eddiego Crispo. Kto wie, może kiedyś sam wam opowie...

* * *

Obudziła go spiekota. I chrzęst. Niewyraźny niejasny chrobot.
Słońce stało już wysoko roztaczając swój piekielny urok nad całą okolicą, znów ziąb zmienił się prosto w upał. Eddie poczuł, że chce mu się sikać. I pić. Roztropnie założone na noc cztery warstwy ubrań teraz lepiły się nieznośnie do rozgrzanego spoconego ciała.
Kolejny chrobot.
Pickup jakby... zadrżał. Eddie poczuł nikłe wibracje dobiegające zza pleców.
Ktoś tam był. Na skrzyni ładunkowej! Teraz widział wyraźny ruch. Ktoś odrzucił część brezentu i szperał w jego pieprzonej elektronice!
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 22-05-2016 o 16:06.
liliel jest offline  
Stary 14-08-2015, 17:25   #2
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=5QSP51TNTdQ


Decyzję o wyruszeniu z Ruchomego Miasta podjął dość szybko, jak na swoje zwyczaje. Nie było nerwowego zbierania sprzętu, wykłócania się z kwatermistrzostwem o zapasy, dane wywiadowcze i inne takie pierdoły. Szast prast i w drogę. Nie było przecież czasu na to wszystko. Nie teraz, kiedy sygnał zanikał co chwilę. No i… trzeba było przecież wyruszyć po cichu.





Eddie Crispo, zwany Mikrusem ciemną nocą chyłkiem przemknął ze swojego warsztatu, niosąc swoje podstawowe wyposażenie. Wspiął się na pakę wysłużonego Forda i sprawdził pieczołowicie pasy spinające zmajstrowany parę dni temu skaner. Całe urządzenie wyglądało jak zmutowane dziecko pralki, sporej anteny i kilku tosterów, ale miało być skuteczne a nie zajebiste, prawda? Jeszcze godzinę temu sygnał był, teraz wolał nie sprawdzać by nie zapeszać. I nie zaalarmować kogoś, kto mógł zacząć pytać dokąd mu tak spieszno. Niewielka sylwetka mężczyzny krzątała się chwilę wokół wozu. Sprawdził poziom paliwa, niespokojnie rzucił okiem na przechodzący kilkadziesiąt metrów dalej patrol. Paranoja Posterunku zaczęła mu się udzielać, a przecież kurwa nie robił nic złego! Może… nieregulaminowego, ale no bez jaj. Przecież skoro oni palcem nie chcą kiwnąć, to on ten sygnał musi sprawdzić sam.

Przez pierwszy dzień cisnął ile tylko ford wytrzymywał. Wolał pozostawić za sobą sporo asfaltu, nie sądził żeby już wysłali za nim kogoś, ale jakoś tak mieszanka ekscytacji i niepokoju sama wdeptywała gaz w podłogę. Potem zaś zaczęła się rutyna i spokój. Eddie wskakiwał w znane tory i schematy wymuszane przez ten cały zasrany świat. Unikał głównych dróg, bo choć oznaczało to straty w czasie, to wydawało mu się bezpieczniejsze. Czysta naiwność, nie? Tak jakby cokolwiek mogło gwarantować że pieprzona szutrowa droga będzie lepsza od pieprzonej stanowej. Przypomniał sobie jednego świra z Salt Lake City, który chciał mu koniecznie sprzedać amulet, który będzie prowadził bezpiecznie przez pustynię. A może on był z Vegas? Uśmiechnął się do siebie i zerknął na deskę rozdzielczą. Na razie wszystko szło całkiem nieźle, co oznaczało że zaraz coś pierdolnie. Już dawno się nauczył, że taka jest normalna kolej rzeczy.

Piąty dzień i dalej wszystko było w porządku, nie licząc jakiś bzdur, z którymi szybko sobie poradził. Ze dwa razy zagotował chłodnicę, raz spędził trzy godziny czekając w napięciu za wydmą aż strzały i wycie, które było słychać przed nim ucichną. Nie zdecydował się sprawdzać co to było, objechał w końcu niebezpieczne miejsce sporym łukiem. Mogło to oznaczać albo niespotykane szczęście, albo jedynie tyle że fatum wybiera sobie odpowiedni moment by przypierdolić mu tak, że się już nie pozbiera, teraz zaś buduje napięcie. Jak w dobrym thrillerze.
Zerknął na mapę i skrzywił się. Szlag, nie da rady doskoczyć na raz do celu, który wyznaczył sobie rano. Oczy same mu się zamykały, wolał nie ryzykować dalszej jazdy. Zaczął się rozglądać za miejscem by zanocować, wizja w miarę wygodnego łóżka w barze przy drodze zakłuła jeszcze raz i odpuściła. Wybrał w końcu niewielkie wzgórze, tak by nie było widać wozu z drogi. Przeciągnął się raz i drugi. Zimno jak cholera i bardzo dobrze. Eddie wolał zdecydowanie noce od dni. Nienawidził słońca, potu i pyłu. Wszedł na pakę i spojrzał na zakurzony ekran skanera. Nie, jeszcze nie teraz. Rano sprawdzi, trzeba oszczędzać akumulator, a po ośmiu godzinach snu sygnał i tak może zmienić położenie. Ziewnął rozdzierająco, omiótł wzrokiem okolicę. Wszystko wydawało się takie spokojne i ta myśl znowu go przeraziła.
Wyciągnął z plecaka folię NRC i zaklął kiedy rozdarł się jej brzeg. Trzeba będzie się w końcu rozglądnąć za nową. Otworzył skrzynkę z narzędziami i grzebał dłuższą chwilę. Usiadł i nieświadomie rozpoczął jeden ze swoich rytuałów. Ciche gwizdanie rozległo się wokół kiedy sklejał brzegi folii taśmą izolacyjną. Precyzja niezbyt tu była potrzebna, ale przyzwyczajenie zwyciężyło. W końcu wykopał spory dołek w rozgrzanym ciągle podłożu, wstawił do środka aluminiową miskę i ustawił na rogach kamienie po czym rozpostarł folię. Na wierzch położył kilka drobnych okruchów i gotowe. Miał jeszcze zapas wody, ale każdą okazję by go uzupełnić trzeba wykorzystać. Przyglądnął się jeszcze uważnie spaślakowi, ale wszystko było w najlepszym porządku. Dbać o broń nauczył się w wieku 6 lat i nie miał zamiaru zmieniać przyzwyczajeń. Własnoręcznie zmontowany shotgun nie zawiódł go jeszcze i nie chciał się przekonywać jakie to uczucie usłyszeć suche “klik” zamiast jeeebuuut po naciśnięciu spustu.
Zimno, cholera. Nie, zimna chyba również nienawidził tak mocno jak słońca. Wsiadł do forda i zmęczenie wygrało po kilku minutach.

***

Otworzył oczy i zamarł. Wysoko stojące już słońce poraziło źrenice. Pomimo wszystkich swetrów na grzbiecie, zimny dreszcz przeleciał mu po plecach. Dał się podejść jak dziecko, nie usłyszał niczego, dopiero aż… W pierwszym odruchu chciał złapać spaślaka i wywalić porcję śrutu prosto przez tylne okienko kabiny. Brzytwa Ockhama, jak mawiał uczony ojciec. W ostatniej chwili pomyślał, że przecież może uszkodzić skaner i wtedy całą tą wycieczkę będzie można o kant dupy potłuc. Chrobot z tyłu powtórzył się, ale w lusterku wstecznym niewiele było widać. Setki myśli zaczęło przelatywać przez umysł. Rabusie, gangerzy, mutanci. Ale czemu jeszcze żył? Powinni najpierw rozwalić mu łeb, a potem grzebać w jego sprzęcie.
Odetchnął raz i drugi, choć jak zwykle gówno to dało, po czym wyrwał spaślaka z uchwytu pod kolumną kierownicy i wypadł przez drzwi na zewnątrz. Już wysiadając wpompował pierwszy nabój do komory.
Rozglądnął się uważnie, serce waliło w przełyku jak szalone. Narobił tyle hałasu że nie było bata by skurwysyn na pace go nie słyszał. Wycelował, gotów do wygarnięcia śrutem jak tylko zobaczy jakiś cel.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 14-08-2015 o 17:34.
Harard jest offline  
Stary 15-08-2015, 11:17   #3
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Pot zalewał mu oczy, dyszał ciężko, z nerwów i zapewne upału. Cztery warstwy ciuchów nie pomagały. Pomimo jego chaotycznych i wcale nie dyskretnych ruchów dźwięk dobiegający z paki wcale nie ucichł, ba, nie zmienił swojego monotonnego niedbałego rytmu. Chrobotało z lekka, szeleściło.
Eddie, uzbrojony i gotowy na wszelką ostateczność, wskoczył na skraj skrzyni ładunkowej pickupa aby stanąć oko w oko z intruzem. A dokładniej... oglądnąć jego chuderlawe dziecięce plecy.
Po ilości szmat okalających wątle ciałko nie można było nawet stwierdzić płci. Dziecko na pewno go usłyszało. Ale z jakiegoś niepojętego powodu nie obróciło choćby głowy. Brudne kościste palce muskały elektroniczną hybrydę zajmującą większą część paki. Z dziwaczną fascynacją sunęły po przewodach, panelach, pokrętłach i klawiszach.
Eddie mimowolnie poczuł niepokój. Nadal nie widział twarzy drobnej istoty o dziecięcej budowie. O ile miało twarz... Wyobraźnia podsuwała wiele przerażających możliwości. Czekać aż wątpliwości same się rozwieją? A może przezornie strzelić złodziejowi w plecy? Eddie doskonale wiedział, że ostrożność nigdy nie zawadzi.
 
liliel jest offline  
Stary 15-08-2015, 15:54   #4
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Zacisnął mocniej spotniałe już dłonie na spaślaku. Co jest do cholery? Nerwowo rozglądnął się we wszystkie strony, węsząc jak zwykle pułapkę. Lufa omiotła okolicę, ale niczego nie zauważył. Rozumek ironicznie podpowiedział, że może to oznaczać dwie rzeczy. Nikogo tam nie ma, albo po prostu ślepy jesteś, kolego. Może ktoś siedzi w tamtych krzaczkach i mierzy ci w plecy? Nie, w tamtych nie, lufa przesunęła się dalej. Może za tym kamulcem?
Spojrzał znowu szybko na ręce gładzące skaner. Tak się chyba nie zachowuje złodziej. To jest dziecko? Nie no bez jaj, co by robiło na środku cholernej pustyni same? Bo jest same, kurwa, prawda? No ale czego chce w ogóle? Powoli zaczynał się wkurzać widząc obce łapy przesuwające się po JEGO własności.
Przecież musiało go słyszeć. Dlaczego się nie odwraca?! Już by wolał jakby jakaś paskudna zmutowana gęba zasyczała i wyszczerzyła zębiska w jego stronę. Wtedy wszystko by było jasne i proste, a największym zmartwieniem było by tak przycelować by nie rozpieprzyć niczego na pace prócz intruza. Po raz kolejny rozglądnął się, oglądając się za siebie. Stanął wreszcie pewniej na nogach, wycelował spaślakiem w środek przykucniętej postaci.
- Ej ty. - warknął głośniej niż zamierzał. - Zostaw to w spokoju, słyszysz? I odwróć się powoli. Powoooli. Żadnych gwałtownych ruchów, zrozumiano?
 
Harard jest offline  
Stary 16-08-2015, 19:20   #5
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Eddie Crispo

Dzieciak zamarł. A późnij wyprostował się i zgodnie z poleceniem obrócił twarz ku Eddiemu Crispo aż ten napotkał spojrzeniem największe i najbardziej niebieskie oczy jakie miał w życiu sposobność oglądać.
To była dziewczynka. Mógł to wywnioskować pomimo warstwy brudu oblepiającej twarz i niewidocznych włosów, bo głowę owijał bujny kokon brudnych szmat. Workowate postrzępione ubrania wisiały na niej jak na kiju. Ale twarz miała śliczną. Żadnego trzeciego ucha czy przerostu uzębienia. Regularne rysy i te dwie przejrzyste studnie oczu.
Mała skrzywiła się z przestrachu, poczyniła dwa kroki w tył aż jej plecy napotkały barierę z elektroniki Ediego. Trzęsła się lekko. Małe przyparte do muru zwierzątko z odciętą drogą ucieczki. Rozdziawiła usta i wydała z siebie histeryczny piskliwy okrzyk, który doniosłą falą poniósł się przez pustynię.
- Aaaaaaaaaaaa!

Dahlia Crowl


Dahlia przeciągnęła się w siodle i pociągnęła solidny łyk z manierki. Pomimo wczesnej pory słońce ostro dawało w dupę. Oddałaby wszystko za chłodną kąpiel i zimne piwo ale była to perspektywa tak nierealna jak spotkanie wędrownego cyrku mutantów za tamtą kępą kaktusów.
Na horyzoncie zamajaczyły dwie skąpane w słońcu góry. Dlaczego właściwie podążała w ich kierunku? Aaaaa, bo duchy jej to zasugerowały. Nie śmiejcie się. Z duchów nie wolno się natrząsać. A tym bardziej z dziewczyn z Teksasu chyba, że chcesz zafundować miejscowym sępom jajecznicę z własnych jaj.
Oto i była, względnie na miejscu. Amen.
Przywiedziona przez duchy i swoje niejasne oniryczne wizje.
"I co dalej?" - przeszło jej przez myśl. Pan Czacha nerwowo zastrzygł uszami i zatańczył po spękanej pustynnej ziemi jakby zawczasu wyczuł, że coś się szykuje.
Chwilę później przez pustynie potoczył się krzyk. Dziecięcy krzyk zmącony ewidentnym strachem. Czy wyrostek potrzebował pomocy? A może zwiastował kłopoty? Przemożona chęć by się w to nie mieszać walczyła z zawodowym przyzwyczajeniem a i ciekawością. Co u diabła dzieciak mógł robić na środku pustyni? Najbliższa osada była kilka godzin konnej jazdy stąd.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 16-08-2015 o 20:18.
liliel jest offline  
Stary 16-08-2015, 20:23   #6
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Normalne dziecko, przynajmniej tak na pierwszy rzut oka. Lufa opadła dwa centymetry, ale zaraz wróciła na swoje miejsce. Wychudzona jak szkielet, wyobwijana w szmaty, ale bez żadnych zniekształceń czy mutacji. Co do ciężkiej cholery robi tutaj dzieciak z oczami jak niebieskie latarenki? Na dalsze szaleńcze rozmyślania nie było czasu, bo mała wycofała się dwa kroczki i rozdarła ze wszystkich sił.
- Cicho! - Zasyczał Eddie i znowu rozglądnął się uważnie, nie przestając mierzyć w dziewczynkę. Bałą się go to było widoczne, nie przejawiała żadnych agresywnych zamiarów. No i co dalej? Chyba jednak wolałby mutanta. - No cicho, mówię. Nie bój się, nic ci nie zrobię.
Lufa dalej skierowana w jej głowę trochę przeczyła temu, ale akurat broni nie zamierzał opuszczać. Najważniejsze teraz było jakoś zatkać jej usta, bo chyba i pół mili dalej było ją słychać. Widział jak dziewczynka znowu nabiera powietrza, cofnął się o krok i oparł spaślaka o ramię, podnosząc lufę do góry. Lewą ręką sięgnął do kieszeni i wyciągnął śniadanie. Kawałek szczurzej tuszki dobrze wysuszonej na słońcu. Twarda jak podeszwa, ale całkiem niezła.

- Masz, tylko nie wrzeszcz już. - odgryzł spory kawałek mięsa i resztę rzucił dziewczynce na podołek. Liczył że skoro taka zabiedzona to rzuci się na żarcie, a z pełną gębą nie będzie się już tak wydzierać. - Skąd ty się tu wzięłaś w ogóle? Jesteś tutaj sama?
Broń niby nie mierzyła już w dziecko ale była ciągle w pogotowiu.
 
Harard jest offline  
Stary 17-08-2015, 08:15   #7
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Eddie Crispo

Mała nie od razu rzuciła się na zdobycz. Widział w jej oczach ewidentne wahanie i jakby... zniesmaczenie? Może kawałek suszonego szczura nie był dla niej kąskiem na tyle atrakcyjnym by po niego sięgnąć? Albo miała żal, że rzucił jej go jak psu, prosto na brudną zapiaszczoną podłogę załadunkowej skrzyni pickupa? No ale co? Talerzy miał szukać dla panienki? Przecież gówniara wyglądała nie lepiej niż bezdomny zaszczuty pies właśnie. Ba, nie wyglądała nawet lepiej niż podłoga jego zdezelowanego pickupa.
Ostatecznie jednak Eddie uznał, że w dzieciaku wygrał głód bo uczyniła nieśmiały krok i podniosła płat mięsa. Powąchała. Zmarszczyła maleńki mysi nosek i zaczęła pomalutku, z rozwagą rzuć. Po kilku chwilach przykucnęła z powrotem i już całkiem pochłonęło ją jedzenie, na Eddiego przestała zwracać uwagę. I pomimo postawionych jej pytań milczała uparcie. Może nie umiała mówić? Albo była całkiem zdziczała? Z tym dzieckiem było jakby coś nie tak, ale Eddie nie mógł sprecyzować co mu nie pasowało.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 17-08-2015 o 08:18.
liliel jest offline  
Stary 17-08-2015, 18:24   #8
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Płasko jak okiem sięgnąć.
Doceniała ten krajobraz. Krajobraz i kurewski upał, który wprawiał powietrze w drżenie. Chwiała się w siodle w rytm swobodnego stępa Pana Czachy. Dupa przestała ją boleć jakieś trzy dni temu. Tak, mniej więcej wtedy przestała ją czuć kompletnie.

Przecknęła się z odrętwienia i osłaniając oczy przed słońcem, zajrzała w niebo.
Ktoś się darł. Tu, na zarośniętym spalonym słońcem płaskowyżu, gdzie nawet wysrać się nie szło w krzakach, bo ich po prostu nie było. Ani zwiać niepostrzeżenie, ani się schować. Widzisz wszystko z daleka, ale masz jednocześnie na plecach wymalowany target. Szlag.

- Pięknie. Wszystko, kurwa , pięknie – mruknęła ni to pod nosem, ni pod adresem konia. Szczęściarz zadrobił i nerwowo podcaplował kawałek. Och, tu byłaś, miła kości ogonowa. Jęknęła, ale nawet nie wybrała wodzy. Jeśli mogła polegać w życiu na czymkolwiek to właśnie na tym zwierzęciu. – Co myślisz?

Zapach. Drży. W nogi. W nogi. Coś. Coś. Źrebak. Czekaj. Goń.

Majestatyczny Amerykański Quarter Horse o pochodzeniu, mimo końca świata, udokumentowanym na dwanaście pokoleń wstecz uniósł zakończony biało ogon i wysrał się na spieczoną słońcem ziemię. Przemknęło jej przez myśl, żeby zsiąść i zrobić z tym porządek, ale zamiast tego westchnęła, odchylając się w siodle. Źrebak, kurwa. Tyle, jeśli chodzi o niezostawianie śladów.

Czacha z nerwowego kłusa niezauważalnie wszedł w cwał. W pewnych sytuacjach nie uznawali półśrodków. Mimo wszystko, woleli wiedzieć, przed czym spierdalają.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 17-08-2015, 20:13   #9
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Eddie przestąpił z nogi na nogę. No czy ja jestem niewidzialny, do ciężkiej cholery? Zupełnie jakbym gadał z Robertem o przekładniach albo zaworach. Taki sam tępy wyraz twarzy i zero śladów zainteresowania czy zrozumienia.
- Mówię do ciebie. - Mężczyzna usiłował przyjrzeć się uważniej dziewczynce. Coś było nie tak. Wrzeszczeć umiała a mówić już nie? Teraz zaczął snuć kolejne teorie spiskowe kim ona jest. Skoro mutantem chyba nie, choć cholera wie co pod ty turbanem nosi, to może kanibal z niej, hm? Dlatego dobry szczurek nie spodobał się od razu?

Po raz dziesiąty zlustrował okolicę, ale dalej niczego podejrzanego nie zauważył. Czego ona chciała od jego elektroniki? Dlaczego wlazła na pakę, zamiast, bo ja wiem, dobierać się do zapasów, wody, rozwalić mu łeb kamieniem? Długo można by jeszcze snuć domysły, ale Eddie nie miał na to czasu. I tak słońce już wysoko stało, przez cholerne zmęczenie trasą zaspał. W sumie miał szczęście że obudził się w ogóle, skoro wlazła mu niezauważona na pakę, ale to nie powód by dalej czas mitrężyć. Musiał uruchomić skaner i sprawdzić co z sygnałem transpondera. Wcześniej jednak musiał się przestawić na tryb dzienny, bo zaraz mu mózg zagotuje w tych swetrach. Łypnął okiem na dziewczynkę, ale byłą zajęta pochłanianiem szczura. Na wszelki wypadek odszedł kawałek i odłożył broń po czym przebrał się w swoje znoszone łachy.
- No dobra. Podjadłaś, nawet nikt cię nie nafaszerował śrutem, to pora wynosić się w cholerę. Złaź z paki. - Gdyby jednak nie zrozumiała po ludzku, pokazał jej lufą spaślaka, że ma zejść z wozu i stanąć parę kroków dalej.
 
Harard jest offline  
Stary 18-08-2015, 07:54   #10
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Eddie Crispo

Zdążył się w spokoju przebrać, co to była za ulga! Nawet odlać się zdążył i na powrót uzupełnić płyny. Wykonywał standardowe poranne czynności jakby wcale nie miał tuż obok pasażera na gapę. Choć w sumie czy było się czym przejmować? Mała wydawała się niegroźna i była nieuzbrojona. Podczas krzątaniny Eddiego nie zmieniła się nie do poznania, nie wyrosły jej pazury ani nie rzuciła się w locie na jego gardło. Zjadła co miała zjeść i wróciła do oglądania sterty sprzętu zespolonego w jedną, fascynującą ją nader konstrukcję.
Eddie wrócił na pakę i zasugerował jej, że dość sobie pomacała jego elektroniki, czas się zmywać. Twarz dziewczynki wykrzywiła błagalna mina, padła przed Crispo na kolana, złożyła nawet małe rączki jak do pacierza.
- Pan pomóc - broda drżała jej widocznie. Ogromne niebieskie oczy wzbudzały mimowolną litość w nawet najbardziej zatwardziałym sercu. - Moja mama ranna. Tam - chude ramionko wystrzeliło w kierunku otwartej pustyni.

Dahlia Crowl

Dahlia niewiele myśląc popędziła w kierunku, z którego dobiegał krzyk. Wiedziała, że ryzykuje ale czy nie było to wpisane w jej niepokorny teksański genotyp? Musiała sprawdzić, tak samo jak musiała być w ruchu czy stawiać na swoim. Bo tak.
Z niechęcią stwierdziła, że będzie ją widać jak na dłoni. W takim terenie skryć się można co najwyżej za kolonią kaktusów a i najpierw wypada przejechać spory kawał wolnej przestrzeni.
Rozglądała się uważnie za źródłem problemu aż ujrzała go w oddali. Pickup zaparkowany gdzieś opodal czarnej wstęgi autostrady przecinającej pustynię. Spięła wodze i podjechała bliżej aby rozeznać się w sytuacji. Dostrzegła tylko dwie sylwetki na skrzyni załadunkowej wozu. Wyprostowanego mężczyznę w wojskowych ciuchach uzbrojonego w dwururkę i klęczącego u jego stóp dzieciaka, zapewne sprawcę niedawnych hałasów.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-08-2015 o 07:58.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172