Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2017, 21:27   #11
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Rychu, weź polyj mi tyż procenta - Endriu dołączył do popijawy, a Szarik pałaszował woszta, który wyżebrał u Cichego.
- Na tych kozojebów trza patenta, bo którym czyka ich płacz i zgrzytanie zymbów oraz brak możliwości dupcenia bab po śmiyrci. Oni podobno wierzo w to, że jak się rozjebią w wybuchu to dostaną 72 kurwy po śmierci, ale jak ich ścierwo zbruździsz czymś od świni lub od czymś od psa, to pójdo kurwiszony do piekła.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 17-01-2017, 21:34   #12
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Pioter golnął sobie z kubka gdy już było co. Paliło, fakt, ale bebechów po tym nie wyrzygałeś więc dało się pić, a i odkarzacz dobry. Zagryzł kiełbą i nachylił się nad papierkiem Ryśka oglądając co tam znalazł.
- Eeeee. Myślałem że jaką gołą babeczke masz… Szkoda. Ale kto co lubi. - wzruszył ramionami i znów się odkaził.
Kolejną przemowę Ryszarda Pana wysłuchał…. tylko pierwsze dwa zdania. Szajba wstała. “Nie bez przyczyny tak na nią mówią. Ale kurwa Jezu, jaką ją buźką obdarowałeś.” Podobała mu się, chociaż była trochę chuda…. ale takie czasy, z chęcią by ją posadził na czym innym twardym, a i o wibracje już by się i postarał. Odprowadził ją wzrokiem wycierając kąciki ust palcami.
- Nie zapomnij zawołać mnie jak znajdziesz jakiego chętne na guza. Mam parę na zbyciu. - krzyknął do niej.
- Pierdolisz… To co to za zabawa by była skoro najpierw trzeba by było ich karmić? Bóg nie może być taki niesprawiedliwy… - stwierdził krótko do Golary.
 
Raist2 jest offline  
Stary 17-01-2017, 21:43   #13
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- A proszę, proszę Jędrzeju. - Rysiek polał i Golarze ze swojej buteleczki.
Łyknął jeszcze trochę i coś obliczył w głowie. Akurat powinna styknąć dawka. Jak znajdzie powinien zaopatrzyć się w małpki - odliczanie porcji z połówki było wkurwiające, szczególnie jak i inni dołączali do picia.
- Jakieś 35 lat temu, było wielkie bum na emigrację. Nasze pożal się Boże europejskie władze do społu z Pindosami postanowili wykończyć Kadafiego. To był taki zamordystyczny watażka, ale... ale nie będę was zanudzał. Ogólnie to zrobił się burdel na styku Afryki i Europy w tamtym czasie i nie wiadomo kto był ciapatym gnojem, kto cywilem uciekającym przed wojną, a kto wysadzającym się w powietrze pojebem. I takich się trafiła cała masa i o dziwo pomimo że sąsiadowali z państwem Żydów, których nienawidzili, to prawie nikt tam się nie wysadzał. Wiecie czemu? Bo pewien łebski właściciel zajazdu jak mu się muslin przed knajpą wysadził to wybiegł z wiadrem krwi z zarżniętego wieprzka i polał tym po ulicy. Tak. Potem wszędzie w kraju Żydki porozstawiali sobie słoje i beczki ze świńską juchą i tłuszczem. Jak tylko przyjechał Ahmed i się detonował to to co z niego zostało polewano wieprznym płynem i chuj. Zamiast dziewic diabeł w piekle czekał na cwaniaka. - gawędził sobie Rysiek dolewając towarzyszom klina - Tak tak... Żydki to bardzo sprytna nacja. Jak jesteś im wróg to obedrą cię z ostatniego grosza i ostatniej koszuli. Jak jesteś ich przyjaciel to wszystko załatwią i zawsze pomogą.
Pan Ryszard był wyjątkowo rad, że poranek zaczął się bardzo miło - od gorzałki, śniadania i jego wykładów światopoglądowo-historycznych. Również temat radzenia sobie z kebabami był bardzo ciekawy, choć złożony i wiedział, że raczej nie zdoła tego porządnie przedstawić swoim młodym towarzyszom. Nie było na to dostatecznie dużo czasu i gorzałki.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-01-2017 o 22:48.
Stalowy jest offline  
Stary 18-01-2017, 00:42   #14
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ogień nadal dogasał, zmieniając się z lichych płomyków w lśniące czerwienią węgielki, pykające wesoło jak stara babka po grochówce. Wokół w najlepsze trwała konsumpcja, przerywana przez mieszające się ze sobą głowy. Snute opowieści przeplatały się z życzeniami rychłej śmierci dla wrogów, planowaniem dalszych posunięć i zwykłym wyrażaniem chęci, by rozruszać kości przy pacyfikacji jakiegoś społecznego pasożyta nacji losowej. Dziewczyna w berecie odczepiła się od swojego funfla i usiadłszy przy posiwiałym na skroniach mędrcu, żuła intensywnie kawałek kiełbasy. Wolała nie wnikać z czego jest zrobiona, nie wypadało też darowanemu wyrobowi garmażeryjnemu zaglądać pod flaczek. Grunt, że żarcie było smaczne i jedzenie nie groziło połamaniem zębów.
- Dziewic im się, kurwa zachciewa, zoofilskim sodomitom w rzyć chędożonym. Ten ich ciapaty raj nieźle musi trącić oborą. Może znajdźmy świnię i do każdego granatu przyczepmy torebkę z juchą? Tak dla spokoju sumienia i profilaktycznie. Albo i w pestki naładować świńskich okruchów. Trochę z tym zabawy, ale jak dzięki temu da się innowiercom załatwić wycieczkę prosto do kotła, gdzie ich miejsce, warto się wysilić. Uratujemy też niewinne kozy, odbębnimy dobry uczynek i będzie co oblewać - spoglądała na Golarę, a blask bijący od żaru kładł czerwone plamy na zwykle bladej gębie. Bojowy moherowy beret leżał tuż obok właścicielki, jako że do jedzenia wypadało zdjąć nakrycie głowy, kultura ponoć tak nakazywała... a przynajmniej mamusia zwykła tak powtarzać, wbijając córce stare mądrości ludowe do głowy za pomocą rurki pcv.
- Bóg zawsze jest sprawiedliwy w swym miłosierdziu - przeniosła spojrzenie na Piotera, przybierając poważną minę. Odruchowo pogłaskała różowy berecik, lecz zostawiła go tam gdzie leżał - Jego sądy są nieomylne, gdyż jako istota doskonała, wszechwiedząca oraz wszechwidząca, patrzy z miłością na swe dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Nie pojmiemy wątłymi umysłami Jego planów, często ich sens nam się wymyka, lecz wystarczy pamiętać, że kocha wszystkie swoje dzieci, które w Niego wierzą. Jeśli tego nie robią... nie ma nic przeciwko rozwiązania ich problemu metodą warstwą - uniosła rękę z kiełbasą, przesuwając ją poziomo przed twarzą.
- Warstwa problemów, warstwa ziemi - drugi ruch wykonała równolegle do poprzedniego, tylko odrobinę wyżej - Warstwa problemów, warstwa ziemi, a na górze gaszone wapno - zakończyła wyjątkowo wesołym tonem, wracając do gryzienia śniadania. Dłuższą chwilę kontemplowała rozłożoną kartkę papieru, przekrzywiając głowę to w jedną, to w drugą stronę.
- Panie Rysiu, a co się po wojnie z tymi żydkami stało? - spytała starca, obracając się do niego w wyczekującej oświecenia pozie. Gdy Pan Rysio mówił, zawsze warto było słuchać... no i wódeczkę pędził pierwsza klasa.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 18-01-2017, 04:34   #15
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!



Paweł miał miał potornadowego blues'a. Ja zwykle. To była jego wada. Jedna z licznych. Właściwie to można było odnieść wrażenie, że Podolski składa się z samych wad. Jedna, wielka śmigająca "Przecinakiem" wada. Począwszy od ksywy. Nawet nie było wiadomo czy kto bardziej determinował ksywę motor czy jego operator. Paweł jednak był dumnym posiadaczem jednej z naszybszych możliwych maszyn na tym zasranym świecie. Kawasaki Ninja Pińcetkę.





A przynajmniej trzon i większość części bazowała. Od dawnego standardu już brakowało mu więcej niż Podolski by chciał i sobie życzył. Ale żyli w czasach i świecie takim a nie innym więc i maszyny trzeba było sztukować jak się tylko da by były na chodzie. Niemniej Paweł był gotów walczyć o swoje cacko jak o siebie samego albo nawet o Dżoanę. Albo może nawet i jeszcze bardziej. Wolał nie stać kiedyś przed wyborem gdyby musiał którąś z tych dwóch ślicznotek wybierać do ratowania bo kurwa ciężko było znaleźć na miejsce Dżoany jakąś równie fajną laskę z taką przewagą zalet nad wadami. Pewnie znów by musieli z Przecinakiem się najeździć i naszukać a już przecież poprzednio im na tym sporo zeszło.

Wytrwała miłość i namiętność do swojej Kawasaki Ninja Pińcetki była znana w całej bandzie i była kolejną wadą Podolskiego. Sama maszyna też była jak najbardziej wadliwa. Nawet powiększony ponad 20 l bak potrafiła potrafiła wychlać po czterech setkach kilosów. Co prawda zapasowe kanistry z paliwem i tak zwana ekonomiczna jazda potrafiła nieźle wydłużyć ten dystans niemniej sportowa maszyna była stworzona do bicia rekordów prędkości i ścigania się a nie oszczędzania juchy. Zwłaszcza, że gdy Przecinaka dosiadał Przecinak rzadko interesowała go jazda z prędkościami ekonomicznego bo jak mawiał, wówczas szło zadusić tą maszynę przy takich nędznych dwucyfrowych prędkościach.

Maszyna oczywiście oferowała niesamowity wachlarz przyśpieszeń i prędkości jaka rzadko obecnie maszyna mogła się z nią równać. Tym szczycił się i lubił szpanować Podolski. Gdy dosiadał swojej mechanicznej bestii nawet obładowana ważyła nadal poniżej trzech setek kilogramów i oferowała niesamowite przyspieszenie do setki w kilka sekund w czasie prawie połowę krótszym niż pojazdy nastawione na prędkości, wyścigi czy uchodzące za sportowe. No i ten czad trzech setek kolosów na godzinę na liczniku...

Paweł nie potrafił się tego wyrzec i zrezygnować z "Przeciniaka". Nie chciał. Podobało mu się to i żył dla tych paru chwil gdy dawał czadu i nalge cieniasom w ponoć superbrykach czy na poboczu zmieniał się po prostu w znikający punkt. To była jazda! To było prawdziwe życie! Prawdziwe emocje! A nie takie tam pyrkotanie jakimś żałosnym dieselkiem bez klasy... Więc znów w tym punkcie Przecinak objawiał kolejną swoją wadę.

Tak samo było z tym tornadowym tripem. Podolski wiedział, że działa na niego inaczej niż zazwyczaj działało czy na ludzi z jego paczki czy w ogóle. A brał i tornado i inne używki dość często. Gdy się trafiły właściwie i okazja była. A przecież zawsze była dobra okazja na łyknięcie dropsa czy kreski nie? Więc używał do oporu skoro była okazja. Z tornado była inna sprawa bo jak to kiedyś pogadał pewnie miał zwiększoną podatność na ten środek. Albo może brał go już tak długo i często, że nigdy do końca z niego nie wyłaził. No albo dawało o sobie znak jak swego czasu jeździł z Visions. Też na haju gdy światy mieszały i nachodziły się. Teraz też tak było.

Faza schodziła. Ludzie z bandy zaczynali się schodzić i gadać. Paweł na razie wciąż jeszcze miał fazę. Czekał, czy będzie nawrót. Często miał. Byle to nie był bad trip. Czekał w specyficznym rytmie blues'a, w zawieszeniu. Czuł jak się zbliża. Wiedział już, że będzie miał nawrót. Czekał jak się objawi tym razem. Zgrzytaniem pazurów na metalu. Jebany sierściuch!

- Wypad! - syknął od razu lokalizując dźwięk za swoimi plecami. Odwrócił się i oczywiście ta czarna gnida Szajby znów ostrzyła sobie pazury o jego kurwa ukochany motor! Paweł nie pamiętam kiedy ten czarny parchaty pchlarz przypętał się do nich i choć jego Szajba była ok to kurwa coś sobie ubzdurał namiętnie ostrzyć te cholerne parchate pazury o motor Pawła! Z tego powodu mieli z Pawłem odwieczną wojnę i Podolski już nie raz się odgrażał, że załatwi wreszcie tą czarną gnidę. Gdyby nie była to gnida z fajną Szajbą pewnie już by sprawę załatwił ostatecznie już dawno.

Człowiek spoglądał na bestię a bestia spoglądała na człowieka w niemy pojedynku woli spojrzeń. Czarno - żółte ślepia wślepiały się te piwne o przekrwionych tęczówkach. Sierściuch słysząc i widząc zagrożenie znieruchomiał wygięty w banan z pazurami wczepionymi nadal w olstro na broń motocykla. Przez kilka nerwowych odechów nic się nie działo a dwaj odwieczni wrogowie mierzyli się przez odległość spękanego asfaltu. Któryś z nich musiał w końcu pęknąć. I pęknął. Sierściuch z perwersyjną powolnością ruszył czarną łapą ale zamiast odpuścić przerysował szponami olstro po raz kolejny co momentalnie rozjuszyło Podolskiego. - Won kurwa, czarnuchowata gnido! - wrzasnął polski ganger zrywając się i na nogi i mając zamiar wreszcie dorwać i ukatrupić wreszcie gnidę ale troszkę się jeszcze chwiał po tornadowym tripie i nogi mu zdrętwiały co w zupełności starczyło ogoniastemu by zwiać gdzieś w kąt. Gdy Paweł dopadł do "Przecinaka" zmartwił się gdy dojrzał kolejną dawkę rys na olstrze. Co on się tak zawziął właśnie na jego motor?!

Wojna przecinakowo - sierściuchowa też była kolejną wadą Pawła. Ich wieczne kłótnie bo Pawłowi wcale nic nie przeszkadzało kłócić się z kotem, gonitwy, drapanie pazurów o ulubione w zespole kocie oltro i inne takie perypetie kocio - ludzkie też były kolejnym urozmaiceniem w monotonii podróży wszelakich. Paskud bowiem miał dziwną manierę i niezrozumiała hierarchię i skakankę uczuć. Niezrozumiałą przynajmniej dla Podolskiego. Na przykład zdarzało mu się wpieprzyć w śpiwór Pawła albo co już doprowadzało go do furii pomylić go z kuwetą. Mało kurwa krzaków do podlewania dookoła?! Pawłowi jakoś starczało tylko ten cholerny sierściuch zdawał się czasem mieć fantazję zgubić do nich drogę. I kto kurwa mówił, że koty są inteligentne?

Jednym z kolejnych punktów na liście wad Przecinaka było to, że był. A potrafił w tajemniczy sposób być zawsze i wszędzie gdzie coś się działo. I zdecydowanie i bardzo zawzięcie zwalczał wszelkie pogłoski i insynuację jakoby to on generował "sytuacje". Brednia! Po prostu musiał się bronić. Czepiali się go a przecież z niego była taka dobra, miłująca pokój i spokój dusza. No kurwa domator i dominator normalnie. A czepiali się go oczywiście co chwila wszyscy. Kto? No ci wszyscy źli ludzie i wrogowie. Lista wrogów Podolskiego była druga lub krótka i zawsze bardzo elastyczna. To zależało od tego jaką akurat mieli "sytuację" na tapecie. Tak jak ostatnio mieli "sytuację z buldożerem". Heloł?! O co tym wszystkim ludziom chodziło?! Przecież im pomógł prawda?! No kurwa z dobroci serca i tej miłości... znaczy tej chrześcijańskiej do bliźniego. Zwłaszcza do córki szeryfa. O co tu było robić dym?! Czepiali się go chamy jedne... A mógł zabić... Żadnej wdzięczności na tym zasranym świecie...

 

Sytuacja z buldożerem



Sytuacja z buldożerem była dla Pawła ważna bo była jedną ze świeższych no i dotyczyła go osobiście no i co często podkreślał w swoich relacjach i opowieściach potraktowano go krzywdząco i bardzo niesprawiedliwie. A zaczęło się jak zwykle. Bardzo pięknie. Tylko kurwa przebudzenie było chujowe...

Pawła obudził męski krzyk i wrzask a gdy otworzył oczy natychmiast znieruchomiał. Wylot shotgana tak gdzieś o cały centymetr od własnych oczu działał zdumiewająco trzeźwiąco i stopująco. Nawet jak jeszcze wciąż mu pod baniakiem szumiało po... No właśnie wpatrzony w czarny tunel gładkiej lufy właśnie usiłował gorączkowo dojść po czym właściwie. Bo facet z shotgunem coś chyba kurwa do niego miał i to chyba nic, że fajnego. Ale Podolski kurczowo trzymał się pijackiej logiki, że nie trafił na psychola mordercę bo jednak darł się zamiast strzelać gdy Paweł jeszcze był w objęciach i słodkiej nieświadomości i chętnych, młodych, kobiecych jednocześnie.

Przy przebudzeniu te właśnie młode, chętne, kobiece ramiona gwałtownie odkleiły się od niego a właścicielka tak pół na pół zaczęła tłumaczyć siebie, jego i ubierać się gorączkowo piszczeć i prawie płakać by tata nie strzelał. Przecież jej tata no i szanowany szeryf nie zastrzeli bezbronnego szeryfa w swojej sypialni prawda?

Pawłowi z tych ich gorączkowej kłótni coś zaczęło się klarować. Ale kurwa! Jej tata? Szeryf? No faktycznie facet z shotgunem miał gwiazdę w klapie. I kurwa jego sypialnia?! To gdzie on właściwie wylądował?! I z kim?! Znaczy widocznie z córeczką szeryfa. A taka kurwa fajna się wczoraj wydawała. A tu chuj. Oczywiście próbował dyskretnie wyślizgać się z kłopotliwej sytuacji póki oboje byli zajęci wyjaśnianiem sobie tego i owego ale tym razem mała spierdoliła.

- Tato, przecież my nie robiliśmy nic złego! Nic się nie działo! - dziewczyna coś wczuła się chyba w swoją rolę i sytuację bo zabrzmiało bardzo, bardzo, bardzo szczerze. Tyle, że mówiła to właściwie nadal goła, młoda kobieta wyrwana z łóżka o młodym i też jeszcze właściwie gołym mężczyźnie próbującym pozbierać swoje rzeczy z podłogi. Rzecz była tak beznadziejnie głupia, że i ona, i szeryf, i Paweł przez jakiś magiczny mont we trójkę synchronicznie zamarli. Podolski przewrócił oczami ale był ciekaw co się stanie. Jej stary musiałby wygrać konkurs idioty roku gdyby łyknął taką ściemę. Był ciekaw czy jest. Ale też na kacu miał nieco spowolnione reakcje więc pysknął zanim pomyślał.

- Eeejjj! Jak to kurwa nic się nie działo! To ma być kurwa nic?! - wskazał rękami gdzieś na uniwersalną przestrzeń łóżka, gołej jej, gołego siebie i ogólnie na te błyskające wciąż w amoku wspomnienia z nocy i wieczoru. Fajnie było. Jak na taką zwykłą miejscową laskę. I kurwa jej też się wtedy podobało to co tu teraz kit wciska, że nic?! Ruch jednak spowodował, że na ziemię z podniesionych spodni wypadła klamka stukocząc metalicznym odgłosem. - Ups... - jęknął teraz dla odmiany dziwnie cichutko Paul patrząc tak samo ja pozostała dwójka na toczący się jeszcze przedmiot. Właśnie tego potrzebował. By cokolwiek myśleć o wyrównaniu szans w negocjacjach z shotgunem.

- Łapy do góry i pod ścianę gnoju! - szeryf coś nie zareagował pocieszenie na słowa, zachowanie i toczącą się klamkę. Paweł był na kacu i umysł jeszcze nie pracował mu na pełnych obrotach ale łapał, że wycelowanym shotgunem to ciężko będzie mu wyjść cało z takiej konfrontacji. 

- Aaa nie mógłbym się ubrać? Pizga tu trochę i smutnym chujem wieje... - zaproponował całkiem przecież grzecznie i dyplomatycznie za co w podzięce zarobił kolba w brzuch. Coś po wczuciu się szeryfa w ten cios i okazywanym nadmiarze negatywnych emocji Paweł dokminiał, że chyba dość długo nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi. Ale na szczęście wtrąciła się cizia. Zaczęła płakać i wierzgać odciągając uwagę tatusia od Pawła tłumacząc coś, że był taki miły wczoraj (ttaakk??) i okazał współczucie i zainteresowanie w ich problemie (jakim kurwa problemie?) a ona chciała mu przedstawić sprawę bo przecież i tak szukali rozwiązania i eksperta. Wszystko brzmiało mętnie ale już umysł Pawła zaczynał rozpoznawać znajome nici z wczorajszego wieczoru. Faktycznie coś mu tam o czymś miauczała z pomocą ale za cholerę nie jarzył o co szło. Ale do cholery chciał pokazać, temu ważniakowi, że nie jakiś obszczymur zerżnął mu córcię.

- No właśnie! Trochę kurwa szacunku dla takiego eksperta co?! Normalnie jakby pana córka mnie w nocy tak nie przekonywała w pocie czoła to już bym był dziś gdzie indziej! Wie pan kurwa ile zleceń mam taki spec jak ja?! - wreszcie odzyskał mowę i tak samo jak i spodnie. Zdołał je już naciągnąć na tyłek skorzystając z nieuwagi szeryfa choć uwaga o nocnym poceniu się z córką znów zjeżyła twarz szeryfa więc Paweł nie prowokował go dalej. Na razie. Pierwszy raz też dostrzegł u ojca córeczki coś więcej niż wściekłość i złość.

- O. I jesteś specem od powodzi? - (czego kurwa?!) szeryf spytał z uprzejmym zainteresowaniem i chyba był pewny, że szybko przejrzy ściemę swojego niechcianego gościa. Ten zaś na szczęście dla siebie w tym krytycznym momencie akurat zapinał pasek więc twarz nie była wystawiona na szeryfowy skan. Ale słowo kluczowe "powódź" nagle odblokowało co trzeba i mętne cienie wskoczyły na swoje miejsce. No tak! Powódź! Zalewało ich i o to wszyscy płakali i ta mała mu miauczała o pomoc ale ją wyśmiał. Serio myślała, że będzie łopatował w błocie te rozmięknięte błoto do ich gównianych worków i ustawiał w jakąś kretyńską ścianę?! O tak, tak było. Ale zaczęła go przekonywać a widział, że mięknie od bajery i jakoś w końcu mieli "pogadać" u niej no a jak byli u niej to kurwa przecież nie po to by gadać nie? A ten stary taki stary a tego nie czaił. Albo udawał, że nie o co Paweł miał do niego żal. Jakby nigdy młody nie był, świętoszek pierdolony.

- No pewnie, że jestem specem od powodzi. Co kurwa, nie widać? - wkurzony Polak spojrzał wyzywająco na szeryfa wskazując na swój nagi tors dłonią. Wychodził z założenia, że półgoły spec wygląda tak samo jak pół goły nie spec. Po spojrzeniu szeryfa widział, że chyba niezbyt go przekonał ale też i zasiał w nim pierwszą iskierkę niepewności. Tylko trzeba było ją rozniecić. Sma foczka zaś to miała taki wytrzeszcz, że chyba była w większym szoku od jej starego. - No sam pan powie, jak się do tego zabieracie? - nonszalancko opierając dłoń na swoim biodrze. Miał już pomysł jak się z tego wykaraskać więc poczuł się od razu pewniej.


- Kopiemy worki u ustawiamy tamę. Ale napór wody jest za duży. -
powiedział już spokojnie ale nadal podejrzliwym głosem szeryf mając chyba opory by mówić o czymkolwiek poza okładaniem i wrzaskami na swojego niechcianego gościa.

- Pfff! Typowe! Worki z piaskiem! Tandeta! Jak to ma niby działać?! Zaleje was w ciągu doby skoro taki napór wody jest jak pan mówi. Nic się nie da zrobić. - prychnął z wyraźną satysfakcją mówiąc o zagładzie tej głupiej dziury. Ucieszył się bo tego właśnie się spodziewał i coś mu z wieczornej paplaniny tej małej świtało, że sprawa wyglądała chujowo. I myśleli o ewakuacji. - Jedyne co zostaje to ewakuować ludność i to bezzwłocznie. - mówił już prędkim i szybkim głosem. Miał nadzieję, że posłuchają eksperta który przecież potwierdzał coś co sami podejrzewali. Niech spadają! A on szybko śmignie na z "Przecinakiem" do swoich i się tu może chociaż trochę obłowią nim tamci się skapnął.

- I nie ma innego sposobu? - mała zdawała się być naprawdę zasmucona. Jakby na serio gadała z ekspertem od powodzi i zależało jej na tej dziurze. Jak ona się właściwie nazywała? Trochę szkoda mu jej było bo przecież pomógł jej w nocy odkryć uroki dobrego obciągu choć co prawda musiał ją zbajerować, że od ciągnięcia rosną cycki. Uwierzyła czy nie dała się w końcu namówić i to był jej niewątpliwie wielki atut w oczach Pawła. Dlatego teraz jak tak posmutniała i była bliska płaczu to i słowiańska, szczera dusza Podolskiego zakręciła się niewyraźnie nie chcąc tak wdzięcznego dziewczątka ot tak bez pocieszenia zostawić.

- Jest. Ale musielibyście mieć buldożer. - machnął ręką obojętnie zakładając koszulkę. Sądził że ma ich właśnie z głowy. Że się po mistrzowkso wyślizgał i teraz trzeba tylko urobić ich na tą ewakuację. Główkował już jak tu podjudzić szeryfa do odpowiednich decyzji. Gdy mała normalnie wzięła go i zastrzeliła.

- Ale my mamy buldożer! - pisnęła radośnie i aż klasnęła w dłonie z uciechy (zzaaamkiniiij ryyyj szmatooo!) Paweł akurat przekładał podkoszulkę przez głowę więc pomogło mu to ukryć pierwszy moment gwałtownego rozczarowania. Momentalnie wszelkie ciepłe uczucia do foczy z niego uleciały.

- Daleko? - przerwał ich kłótnie bo tym razem o dziwo szeryf okazał się jego sojusznikiem gdy trzeźwo zauważył, że buldożer na pewno nie działa i znów się zaczęli kłócić, że nie wiadomo. Ostatecznie Paweł zdążyć założyć buty i sięgnął po kurtkę gdy niunia wkurzająco stwierdziła, że taki spec od powodzi na pewno zna się na buldożerach. Taa... Zna się... Na czymś co jest wolniejsze niż dwójka w "Przecinaku"... Mmhhmm... Pewnie... Liczył jednak, że wyjdzie z twarzą. Wystarczyło, żeby gruchot był gdzieś tam i byłby spokój. Za daleko i koniec pieśni. To kurwa nie. Stał ledwo parę domów dalej chujek jeden.

No to poszli po tego chuja. Wcześniej jednak foczkowa reputa znów podskoczyła o parę punktów procentowych gdy na wychodne sprezentowała mu zimny sok z malin. Na spieczone gardło podziałał jak eliksir życia. Momentalnie darował jej te babskie głupstwa. W końcu jak nie miała szczęścia by w jej żyłach płynęła biało - czerwona jucha no to musiała mieć te swoje niedoskonałości prawda? No bywa. Zwłaszcza z laskami. No ale jak czyniła taką uczynność samarytańską i zapodała płynne, chłodne złoto dla jego ust i gardła to nie było nic. Paweł doceniał takie akcenty. Zwłaszcza jak był na kacu. Ostatecznie uznał, że nie jest taka tragiczna.

Tragiczny zaś był sam buldożer. No prawdziwy kawał chuja! Już jak się do niego zbliżali było źle. Focza coś zaczęła nawijać z jakimiś palantami, że idą z ekspertem od powodzi co im pomoże czy tam uratuje. No super. I tak jeden patafian po drugim zaczęli gęstnieć wokół pierwotnej trójki. Gdy doszli to tego żółtego złomu to już tak ich z pół tuzina się uzbierało.

 




Sam złom też uparł się złośliwie nie współpracować z Podolskim. Już jak się zbliżał Paweł dostrzegł pierwszy feler. Miał silnik. No co za chujnia. Powiedziałby, że sorry ale z pustego to i Destylator nie poleje czy co i miałby z głowy. A tu no nie szło pod żółtym ryjem nie zgapić tego silnika. Paweł zatrzymał się przed kilkudziesięcioma tonami złomu i usilnie starał się ie drapać po głowie czy brodzie bo szeryf zezował bystrze i czujnie z każdą sekundą rosła chyba jego pewność, że w końcu złapie Podolskiego na ściemie. Niedoczekanie!

Paweł w końcu rozkminił, że pojazd to pojazd. Jaki by nie był musi się poruszać na paliwie. Podszedł do gąsiennicówki, odkręcił w końcu bak i sztachnął się. Był pusty! Sam pył i rdza! Był uratowany! Tamując euforię odwrócił się i z mądrą miną spojrzał na szeryfa. - Jest pusty. Przykro mi ale bez paliwa nic tu nie zdziałam. I nie mówimy tu o jakiś nędznym kanisterku tylko o parogodzinnej pracy w ciężkich warunkach więc o co najmniej pełnej dwustu litrowej beczce. I ja mam terminy nie mogę tu czekać nieskończenie długo. Przykro mi. Mogę poczekać z godzinę bo potem zrobi się zbyt późno by coś zrobić. - zasadził tak profesjonalnie jak tylko zdołał rozkładając ręce i robiąc zbolałą minę. A wewnętrznie pękając z dumy, że tak się po cwaniacku wyślizgał z matni.

- Za godzinę beczka będzie. - odparł po chwili namysłu szeryf szpiląc cwaniaka zawziętym wzrokiem. Paweł nie brał tego na serio bo skąd te wiejskie jełopy wzięłyby 200 l paliwa? Nawet jakby zbiórkę zrobili wątpił by tyle uzbierali w podanym czasie. A jak godzina minie odjedzie stąd w siną dal i wróci do swoich i będzie miał co opowiadać. Szeryf zniknął zabierając ze sobą córeczkę. Co za chamstwo! Jak teraz Paweł miał ją bajerować jak ją zabrał?! No ale w sumie wyłuskał z rosnącej grupki inną, też całkiem fajną. Bajera szła nieźle i czas szybko płynął, Podolski z przyjemnością pławił się w atmosferze wybawcy i okazywanej ludzkiej sympatii i życzliwości. Szło pięknie gdy po zaledwie połowie czasu na plac wtoczyła się beczka popychana przez szeryfa i paru ludzi. Mieli 200 l paliwa?! Co za banda cziterskich gnojków!

Gdy jednak dotoczyli beczkę pod buldożer Paweł miał czas przemyśleć to i owo. Przede wszystkim nad tym jak ten świat jest niesprawiedliwie urządzony. Zwłaszcza rozdział dóbr materialnych. U niego i jego krajan z bany taka posucha, Przecinak już na pewno ledwie zipie oktanwoymu bakami a te obdartusy mają całą beczkę paliwa! O nie, to nie mogło tak zostać! Coś trzeba było podziałać. Jakby nie liczył to w głowie mu wychodziło, że ich bandzie to taka beczka przyda się bardziej i na długo.

Gorzej było, że zaczęli przepompowywać paliwo do buldożera. Co za marnotrawstwo! Trzeba będzie odciągać do baków. No i problem tego złomu znów wrócił cholernym rykoszetem. Paweł próbował interweniować bo w końcu był przecież już ekspertem od powodzi a teraz jeszcze od buldożerów. Namawiał by na próbę tyle nie przelewać bo nie wiadomo, czy nie przecieka a w ogóle to musiałby sprawdzić skąd wzięli te paliwo i w jakich warunkach było przechowywane. I co dobrzy i życzliwi ludzie pewnie by posłuchali specowego głosu rozsądku no ale szeryf był chuj tak samo jak ten buldożer. Wcinał się i torpedował wszelkie plany Podolskiego. No zupełnie jakby wciąż podejrzewał, że Paweł go jednak roluje od początku do końca i jakby miał jakieś przykre doświadczenia z oszustami wcześniej. Podolski bardzo mu współczuł takich doświadczeń i szczerze złorzeczył tym złym i podstępnym ludziom, że byli swego czasu tacy niemili dla szeryfa i jego ziomków. Jak tu było kraść jak był teraz taki uczulony? No kurwa jak zwykle, jak biednemu to wiatr w oczy i chuj w dupę. Ale nie poddawał się jeszcze.

Skoro było tak jak było to zmienił taktykę i zachęcał by wlać do baku do oporu. Wychodził z założenia, że buldożer będzie łatwiej namierzyć niż to gdzie wyciągnęli beczkę a jak będzie wiadomo gdzie stoi to i się odciągnie co trzeba. Lepszy byłby skład no ale trzeba było w życiu być elastycznym i cieszyć się z małych cycków w garści niż z playmate na ścianie nie? Ale znów szeryf się wciął i zlali może połowę zawartości beczki. Po spojrzeniu szeryfa Przecinak zorientował się, że to już. Miał uruchomić te cholerne bydlę. Na oczach już pokaźnej gromadki kibiców. O kurwa ale chujowo...

Ale nie poddawał się. Zrobił mądrą minę i wskoczył po gąsienicy do szoferki. A tam cuda nie widy. Dobra, pedały i kierownica w miarę normalne ale reszta to może Destylator by to ogarnął ale Przecinak za cholerę. Zezował na tłumek i szeryfa ale tamci uparcie czekali na wynik. Chujki jedne. Po chwili macania, po panelu zaczął majstrować tym i owym. Musiał posymulować przecież, że coś robi by się nie skapnęli. Przecież odpalenie tego bydlaka kompletnie nie leżało w jego interesie prawda? Zostawało poklikać tu i tam i powiedzieć, że sorry ale wspaniały pan szeryf w swej przenikliwości właściwie ocenił stan techniczny pojazdu. Potem dać dyla i w nocy wrócić z paczką by osuszyć bak. Plan wydawał mu się ok jak na chujnie w której był i wówczas oczywiście by nie było za prosto metalowy skurwiel rzygnął chrapnął i odpalił. No co za kurwa kawał chuja!

Przez sekundę czy dwie Paweł wpatrywał się nienawistnie w tablicę rozdzielczą i gdyby ta miała cokolwiek przyzwoitość to by się raczyła stopić od tego spojrzenia. Ale nie, jak chuj to chuj. Ludzie na zewnątrz zaczęli debilnie krzyczeć i machać rękoma. Nawet szeryf wydawał się być pierwszy raz kompletnie zaskoczony przez co na oko Pawła wyglądał w tym momencie zwyczajnie głupio. Ale wynagrodziło mu rozmaślone spojrzenie tej jego foczkowatej córci więc puścił jej oczko ze swojego tronu, ludziom pomachał i uniósł jeszcze kciuk do góry.

Zaczynały mu się kończyć dobre pomysły. Właściwie to mu się wtedy właśnie skończyły. Właściwie to skończyły mu się jakiekolwiek pomysły. Serio?! Miał jechać tym wrakiem by robić jakąś groblę antypowodziową?! Pracować w błocie jak jakiś gówniany robol?! Wszystko w naturze Polaka przeciwstawiało się takiemu rozwiązaniu. Brzmiało jak frajerstwo. Musiał coś wymyśleć bo się szykował kawał siarczanej siary na dzielni jakby sprawa doszła do reszty bandy. Postanowił pogłówkować po drodze na ta tamę, groblę czy co oni tam mieli na tym wypizdowie.

I jak dotąd myślał, że jest w chujni no to kurwa się okazało, że nic to. Po prostu dotąd było to nic to. W chujni to się znalazł gdy zbliżał się do krańca placu i odkrył, że te cholerne drążki do skręcania nie działają! Buldożer sunął ociężale, miarowo, trząsł Pawłem niemiłosiernie o prawdziwej prędkości nie było mowy ale suczysyn w ogóle nie chciał skręcać! Paweł szarpał coraz mocniej, ludzie przestali być tacy radośni właściwie to wyglądali na coraz bardziej zaniepokojonych. Może by nie wpadli w panikę ale jakoś jak tak do pierwszej ściany budynku zostało tak ze dwie długości buldożera jedna z wajch urwała się i została w ręku zaskoczonego kierowcy ciężkiego sprzętu. Paweł zgadywał, że nie miał pewnie w tym momencie zbyt mądrej miny a gdy spojrzał na ścianę no też nie poczuł się najpewniej. Ludziom jakoś si to udzieliło i zaczęli po tej sekundzie zamrożenia wrzeszczeć i panikować już pełnowymiarowo. I wówczas Podolski popełnił jedną z największych pomyłek tamtego poranka. Został w środku...

Teraz jak to wspominał i opowiadał to już wiedział, że jazda buldożerami właściwie może być całkiem kozacka. No dobra, nie tak jak Przecinakiem albo z Dżoaną no ale kurwa nadal było kozacko. Tak jeździć na wylot po tych domach, rozwalać je jak leci, czuć moc, patrzeć jak kraty i mury się walą no w sumie bardzo zarabista rzecz! Każdy powinien spróbować choć raz w życiu. Zwłaszcza te ściany z kratami kozacko mu się rozjeżdżało. Jeeej.... Ten szeryf i reszta sami byli sobie winni jak zrobili ten głupi komisariat w trzecim domu pod rząd od tego placu z buldożerem. No dobra, Paweł może go tam troszkę pokierował ale to było po tym gdy jakiś dźwigar przebił się przez dach kabiny i przygniótł mu nogę do siedzenia dlatego kurwa nie mógł już potem opuścić tej cholernej kabiny mimo, że jak najbardziej próbował! I tak miał szczęście, że zaklinował się ten dźwigar nie rąbnął mu bezpośrednio na nogę bo by pewnie już jej nie miał. I gdzie kurwa jest ka-ka-kask!? Co z BHP pracy?! I kurwa na to to policji kurwa nie ma! No to miał takie atrakcje to kto by tam patrzył, że jakiś komisariat nie jest na drodze tylko trzeba jeszcze trochę skręcić a resztką drążka i tak nie było to takie łatwe.

Ale i tak Dżyzes i jemu i tym miejscowym matołom sprzyjał. Przedzierał im już nową ulicę i to taką finezyjną, poslalomowaną by się turystom nie nudziło łazić czy jeździć po tych wydepilowanych z Ruin domach gdy w końcu udało mu się zatrzymać. Parę kroków przed ścianą kościoła! No kurw acud jak chuj! Świętym kurwa powinni go zrobić czy co. Zwłaszcza jak się okazało, że przywalił po drodze w coś tam co się zawaliło na coś tam co zablokowało jakiś ta przepływ, co cofnęło zagrożenie przeciwpowodziowe. To co kurwa?! Nie był ekspertem od powodzi?! No był jak chuj.

- Okey, nie musicie dziękować. Rozliczę was po taniości bo się córka szeryfa napociła nad tym kontraktem więc zapakujcie mi na drogę tą beczkę paliwa i będziemy kwita dobra? - wyszczerzył się do nich a właściwie szeryfa ale ten coś znowu miał jakiś etap nielubienia Pawła. Humorzasty jakiś ten szeryf, gorzej jak z babą. Normalnie coś tam jakby miał fochy i pretensje i darł się i w ogóle był niemiły, że niby Podolski im jakichś szkód narobił! Co za niewdzięcznik! Przecież gdyby nie polski ganger to by tu kurwa teraz był potop! Ale w pobliżu był Przecinak więc Paweł skorzystał i czmychnął do swoich. Zostawało wrócić z resztą na nocne tankowanie.


---


 

Nawrót



Tak. Paweł miał wiele wad i różne "sytuacje" jakoś mu się po prostu przydarzały. Przez zły los i złych ludzi oczywiście. Teraz po wygraniu kolejnej bitwy z sierściuchem Szajby czuł jak zaczyna się nawrót. A na nawrocie najlepiej robiło mu się nawroty. Skatepark go korcił i kusił swoją zapraszającą pustką wołającą go by ją wypełnić. Hałasem, spalinami, wizgiem hamulców, adrenaliną. Życiem. Na przekór temu wszytkiemu dookoła. Tym trupom ludzi, wraków, domów, dawnego świata i jego czystej cywilizacji z jakiej im zostały same rozpadające się pordzewiałe resztki jakie czasem jeszcze wciąż działały.

- Ej! Ludziska! Zara pokażę wam parę sztuczek! - krzyknął odpalając Przecinaka. Czarna bestia obudziła się do życia jeszcze miarowym pomrukiem na jeszcze jałowym biegu. - Aha foczki! Wiecie takich co to macie piszczeć z uciechy i sikać po nogach z wrażenia! A! Ale najwyżej punktowane jest pokazywanie cycków! - poinformował ładniejszą część ich grupy i posadził tyłek na siodełku. Czuł jak go rusza. Adrenalina, trip, potęga Przecinaka, nawrót, wszystko to kotłowało mu się w żyłach tuż pod skórą. Czas dać czadu! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Nadmiar mocy wierzgnął tyłem czarnego Ninja i motor sportowego motocykla zaryczał ilością koni niespotykaną zazwyczaj w maszynach tej wielkości i masy. Przyśpieszenie błyskawicznie wywindowało licznik do wartości trzycyfrowych by zatrzymać się sprawnymi heblami tuż przed wjazdem na zjeżdżalnie dla dawnych skate'ów. Robioną ją co prawda z myślą o deskach i bmx'ach ale Pawłowi nigdy nie przeszkadzały takie niemodne i zbędne balasty dawnego świata.

Czarny Ninja wjechał na zjeżdżalnię. Paweł przez szybkę kasku obserwował chwilę wyprofilowany beton. Czuł jak się zbliża. Zjazd i najazd. Już był tuż pod skórą. Maszyna ryknęła potężną mocą ponad dwustu ogierów parskającą nadmiarem mocy tuż pod siodełkiem. Pokonanie dziecinnego podjazdu było dziecinne łatwe. Motocykl pokonał go w ułamku sekund a potem skoczna zadziałała jak skocznie. Ponad dwustu kilowa maszyna wystrzeliła w górę, pionowo w górę jak jakaś rakieta pionowego startu. Błyskawicznie pokonała kilka swoich długości nim ciążenie nie przeważyło jej ponownie w dół. Przecinak wyczuł ten moment błyskawicznie i przebalansował w locie maszynę. Ta obróciła się na bok wracając z powrotem na czołowe zderzenie z betonem. Już! Yeeaahh! Czuł euforę w momencie gdy przednie koło przyjęło na siebie impet uderzenia, które przyjęły na siebie amortyzatory ale i tak rzuciło i nim i maszyną nieźle. Jeszcze raz! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Maszyna wyskoczyła ponownie w górę, znów nawrót, i znów sę udało oszukać śmierć, kalectwo i zniszczenie! Yeeaahh! Czuł, że kiedyś mu sie w końcu nie uda. W końcu pomyli się o ułamek sekundy albo weźmie niewłaściwą poprawkę. PRzecież tyle razu już mu się udawało. W końcu ja zwykle coś musiało się spartolić. Ale nie! Jeszcze nie teraz! Jeszcze nie! Teraz, tu i teraz był władcą świata! Żył! Wbrew wszystkiemu i wszystkim! Żył i rządził, żył i bawił się świetnie!

Znów nawrót w powietrzu ale tym razem na boczną bandę. Maszyną gruchnęła kołami o beton i na moment znieruchomiała. Na ułamek sekundy. Potem Paweł dał gazu jakby zamierzał zeskoczyć w locie. Ale tuż przy krawędzi zahamował jakoś dziwnie i maszyna stanęła na przednim kole. A potem tak jechał! Z cały ostatni metr jaki dzielił go od krawędzi. Znów zastopował na tym, jednym przednim kole swojego Ninja i tak znieruchomiał. Potem przeważył maszynę i ta balansując zrobiła obrót kierownicą a za nim w powietrzu obróciła się reszta maszyny. Stała teraz razem z motojeźdźcem już poza kilkumetrową krawędzią skoczni mając stabilne oparcie tylko na przednim kołem które zatrzymane było tuż przed tą krawędzią. I teraz! Właśnie teraz! Szybciej! Mocniej! Głębiej! Poczuć to! To wszystko! I dać temu wycisk! Dać czadu!

Maszyna znów zawyła gdy jeszcze w zawieszeniu motocyklista zwiększył obroty. Przecinak zaregował natychmiast wyjąc i opadając rufą w próżnię i sunąc jednocześnie do przodu. Tylne koło w pionie nie było tak szybkie jak ciągnęło maszynę przednie w poziomie wiec Przecinak po prostu wystrzelił jak z katapulty. Pomknął przed siebie, w locie maszyną ledwo trochę rzuciło gdy kilkumetrowa betonowa prosta bandy skoczni starczyła by rozpędzić maszynę tak by zeskoczyła na asfalt kilka długości dalej. Zaczęło się! Zaczął się nawrót. Znów to widział. Jak wtedy pierwszy raz gdy jeździł z Visons. Tornadowy trip działał. Światy nachodziły na siebie. Wiedział jak to się skończy. Jak to sie zawsze kończy.

Sunął więc po asfalcie. Prosta niezbyt długa, Ninja pokazywała tylko 150 km/h. Ludzie. Biegali po niej w panice. Paweł przejeżdżał przez zatarasowane na wpół przezroczyste samochody utknięte w korku. Samochody pełne spanikowanych czy obojętnych ludzi. Sunął z nimi i przez nich wśród asfaltu i zaparkowanych, zepchniętych wtedy i teraz na pobocze wraków. Wiraż. Hamulce. Balans zbliżający pod ostrym skosem maszynę a zwłaszcza kolano jeźdźca do asfaltu. Zwolnić. 90 km/h. Tak, trzeba zwolnić. Nawet na nawrocie. Już prostował maszynę i widział przed sobą długą prostą. Nareszcie! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Taranował w nawrocie kolejne zatarsowane trumny. Oni jeszcze tego nie wiedzieli. Ale już przeczuwali. Skakali sobie do oczu, biegali bez sensu jak szczury w pudełku czując zbliżający się koniec. Widział to już tyle razy. Za każdym razie w nawrocie. Wiedział, że biegają bez sensu. Wiedział, że nic nie mogą zrobić. Wiedział, że on nie może nic zrobić. To było straszne. I dla nich i dla niego. I smutne. Przygnębiające. Można było tylko udawać, że tego nie ma. Zabić to kilometrami i prędkościami, zagłuszyć impetem powietrza miażdżącym jednoślad i motocyklistę gdy przedzierali się przez kiślowate warstwy powietrza. Blokada. Gliniarze za radiowozami. Zatarasowana droga. Krzyczeli coś próbowali zatrzymywać. Ale przecież nie przecinaka. Wiedział co chcą zatrzymać. Nie było ratunku. Ani dla nich, ani dla tych biednych palantów na ulicy ani nawet dla Przecinaka. Byli na siebie skazani. I na ten sam koniec. Musieli to przeżyć razem. Do końca. Do samego cholernego końca. Zostawał tylko pęd. Wybrać jak chce sie przyjąc ten koniec. Przecinak właśnie wybrał. 180 km/h. Koniec. Już go widział. Widział swój koniec.

Blask. Jaśniejszy niż milion Słońc. Skąd oni mogli to wiedzieć? Widział któryś z tych mądrali jakiekolwiek Słońce z bliska? A potem grzyb. I sunąca ściana ciemności zmiatają wszystko i wszystkich. Nie było ratunku. Nie było innego wyjścia. Sunęła prosto na Przecinaka. A on wciąż przyspieszał przecinając czas i przestrzeń przeplecionych światów z coraz większą prędkością. 230 km/h. Poczuł uderzenie. Zmiotło go. Go zawieszonego w tej części tego umierającego w tej sekundzie świata. Ale PRzecinak był nie tylko tam. Pędził dalej. Czarne chmury radioaktywnego pędy zdarły z niego skórzaną kurtkę i rękawice, zdarł czarny lakier z Ninja, obrały skórę i ścięgna wyrwały reflektory, stopiły mięśnie, odparowały wierzchni metal wciąż pędził! Strzepy kurtki zdarły się i suneły za jego plecami, zapłonęły ogniem a pęd uformował je płonące skrzydła. Resztki opon zapłonęły a ogień pęd przeniósł na szkielet motocykla i szkielet jeźdźca jaki wciąż nim kierował. Wolny! Wreszcie wolny! 280 km/h! I pędził dalej! Był władcą świata, nie da się zatrzymać! Będzie żył wiecznie!

Skręt. Skręt kurwa! Pisk, hamulców. Rzut. Tarcie. Ból. Pieczenie. Bezruch. Cisza. Zdjął kask. Ale jebnął. Piach pod kołami. Musiał być piach na zakręcie. Inaczej by mimo wszystko wyrobił się. A tak pokolebał się i przygrzmocił w barierkę. Dobrze, że wyhamował już większość prędkości to impet uderzenia był znośny. Udało mu się. Mimo wszystko mu się jednak udało. Otarł pot z czoła. Oparł łokcie o bak i schował twarz w dłoniach. Udało się. Po raz kolejny. Ale był wypompowany. I dołowała go nostalgia. Jakieś bezimienne uczucie straty za nie wiadomo czym. Brakowało mu słów by wyrazić to co czuje. Ale zawsze tak było po nawrocie.

Podniósł głowę gdy pił z manierki. Gdzie był? Nie poznawał okolicy. Nie widział swoich. Trzeba było wracać. Spojrzał w tył na drogę skąd przyjechał. A no tak. Jechał tamtędy. Wspomnienia z obu czasoprzestrzeni zaświtały mu znów w pamięci przed oczami. Tak, tedy przyjechał. To i tędy wróci. Uruchomił Przecinaka. Zrobił nawrót z powrotem i tym razem już z prędkością ekonomiczną wracał do swoich. Wyszumiał się i rozjechał bluse'a. Musiał wrócić. Zapalić. Spotkać żywych, ciepłych i przyjaznych ludzi. Znajome twarze. Jeszcze żywe. Jeszcze nie spotkanie na tornadowym tripie. Tak. Trzeba było wracać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-01-2017, 04:36   #16
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!



Plac zabaw

 

Przecinak wrócił na plac zdecydowanie spokojniej niż gdy go opuścił. Zajechał do znajomej paczki, zsiadł z motocykla, zdjął kask i przez chwilę po prostu przysłuchiwał się ich głosom. Dobrze było wrócić. Mieć gdzie wrócić. Do kogo. O kogo walczyć. Dla kogo. I dlatego się z nimi trzymał. Wyszumiał się i rozjechał blusa. Zapalił szluga i podszedł w końcu do nich by zabrać głos.

- Byłem tu już wcześniej. - odezwał się wskazując ogólnie na ruiny wielomilionowej metropolii jakie mieli przed sobą i wokół siebie i gdzie zamierzali się zapuścić. To była kolejna wada Podolskiego. Był tu wcześniej. Co też lubił opowiadać i podkreślać. A opowieści jak wiadomo by był sens je opowiadać albo powinny być mądre albo piękne. Opowieści Pawła może nie były ani mądre ani piękne ale na pewno były barwne. Gdyby ktoś je brał na serio można było odnieść wrażenie, że Paul bardziej wraca do domu niż Alex i w ogóle zna tu każdy kąt i wszystkich czy wszystkich ważnych i wartych poznania ludzi. I oczywiście ci wszyscy ludzie znali Przecinaka i na pewno go pamiętali. Opowieści Pawła były jednak tak barwne i niesamowite stawiające oczywiście jego samego w roli głównego ich bohatera, że każdy rozsądnie myślący słuchacz pewnie zachowałby zdrowy umiar przy słuchaniu. Niemniej póki opowiadał ludzie często dawali się ponieść czarowi tych opowieści. Jedno było jednak pewne, że Podolski już kiedyś, jakoś w Detroit był.

- Żadna tam polonia ziomali na dzielni. - machnął lekceważąco dłonią na wstępne plany towarzyszy. - Kogoś od nas najłatwiej powinno być spotkac u Huronów. Na pewno Big Mo jest Polakiem a jest jednym z ich ważniaków. Oni mają dzielnię na południu. Najlepiej wjechać od zachodu przez Ann Anbor albo od południa przez Monroe. - podszedł do mapy trzymanej przez Ryśka i wskazał na kolejne rejony, plamy i kreski dróg. Popatrzył na nich po kolei.

- Ale będziemy tam kolejną bandą na motorach. Bez chodów, pleców i znajomości. - ostudził ich plany ponownie. - Możemy oczywiście powolutku wygryźć swój kawałek. Jak wielu frajerów co tu przybyło przed nami. I liczyć, że ktoś z nas dotrwa do środka tortu nim te miasto nie zacznie przeżuwać nas. - popatrzył na stare i młode twarze mężczyzn i kobiet. Nosili kurtki i naszywki co ich jakoś ujednoliciło i nadawało poczucie jedności i solidarności. Ale Paweł wiedział, że takich grup czy tu, czy w Vegas albo Hegemonii było pełno. By się jakaś wyróżniałaby zapadała ludziom w pamięć, by wspominali po latach to musiała mieć jakiś myk. Coś czego nie miały inne bandy. A jak nie miały to zrobić taki myk.

- Zróbmy skok. Duży. Na samym początku. Epicki. Spektakularny. Taki który bez względu na to jak pójdzie zapadnie ludziom w pamięć. Wtedy będą wiedzieć, że nie byle obszczymury przyjechały do miasta. Że te biało - czerwone naszywki i dziwne pióra coś znaczą. Że oznaczają KOGOŚ. Kogoś z kim trzeba się liczyć i nie warto zadzierać. Kogo warto mieć po swojej stronie. - pokiwał czarnowłosą głową i popatrzył jak reagują na jego słowa. Nie chciał tracić czasu na wyżeranie sobie miejsca gdy kolejny nawrót mógł go zabić. Albo spadające na głowę szyby wieżowca. Albo strzelanina za rogiem czy zbłąkany z Ruin potwór. W Detroit poznał na tyle realia, że wiedział, że jest tu mnóstwo możliwości spotkania ze śmiercią. Skoro miał odwalić kitę wolał zrobić przed śmiercią COŚ. I nawet wiedział co.

- Jest taki punkt w mieście. Taki sklep. Wszyscy go znają. Nawet spoza miasta. "Parabellum" Szchultz'a. Podobno nigdy nikomu nie udało się go obrobić. Nigdy nikt stamtąd nic nie zdołał zwędzić. Podobno nie da się tego zrobić. Ja się kurwa z tym kłócić nie będę. Ale to, że ktoś tego nie może nie znaczy, że my tego nie możemy. Zróbmy to. Obróbmy Schultz'a. A potem możemy jechać do Big Mo czy gdziekolwiek. Jak nam się uda to będziemy KIMŚ. A jak nie pewnie nas załatwią. Ale w obu wypadkach będziemy mieć swoje pięć minut. Bez tego zostaje nam wyżeranie sobie drogi w górę łańcucha pokarmowego. Sranie w banie z szukaniem roboty i innych dupiastych pierdół, wprzęgnięcie się w tryby machinerii miasta licząc, jak wielu frajerów przed nami, że akurat nas te tryby nie zmielą. Więc ja mówię, weźmy sprawy w swoje ręce i obróbmy ten magazyn z bronią. Pokażmy siurkom z miasta, że Polak potrafi. - pomysł mu się podobał. Był epicki, kozacki, wyglądał tak niedorzecznie, że miejscowym musiał wydawać się czysto hipotetyczną wartością. Gdyby wpaść tam z klamkami z ulicy pewnie mogło być tam niewesoło. Ale jakby ogarnąć temat i wpaść z klamkami no to kurwa już mogli ugrać trochę z michy tych wielkich tego świata dla siebie. A przecież jasne było, że nikt, im tak jak i innym, za darmo nic nie da i będą mieli tyle, ile zdołają sobie wyszarpać i utrzymać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-01-2017, 17:38   #17
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Kowboj był blady jak sama śmierć na chorągwi i to tylko częściowo z powodu swojej choroby poprzedniej nocy popił tak ostro, że spał w najlepsze mimo dyskusji reszty drużyny w końcu jednak jęcząc zebrał się z barłogu.

- Tak pierdolicie, że pospać nie można w spokoju kurwa mać - Jęknął niezadowolony następnie włożył czarny kapelusz i zaczął zbierać swoje klamoty, gdy skończył porządki rozejrzał się po okolicy następnie wyciągnął ręczną piłkę z zamiarem znalezienia jakiś resztek metalu oraz drutu, które nie dały się całkowicie korozji podśpiewywał sobie przy tym bluesowe szlagiery ignorując resztę gangu.

Pracował powoli, bo jeżeliby się zanadto zmęczył musiałby znów żebrać do Karyny o sole trzeźwiące albo nitroglicerynę, kiedy wyczuł, że na dziś ciało sygnalizuje mu koniec wysiłków z niezadowoleniem pozbierał niewielki urobek blaszanych skrawków i podszedł do grupy

- No to, co postanowiliśmy? Znów szukamy jakieś frajerów do skrojenia? A może w Detroit znajdziemy jakieś cacuszko do odnowienia? Pewnie zardzewiałe by było, ale wystarczy poszukać coca coli! Nawet nie uwierzycie, jakie to świństwo jest dobre do odrdzewiania wszelkiego badziewia! Tylko zupełnie nie rozumiem jak mogli to kiedyś pić - Stwierdził jak zwykle nieco oderwany od rzeczywistości.
 
Brilchan jest offline  
Stary 18-01-2017, 22:53   #18
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
W wielkim zamyśleniu Pan Rysiu patrzył na akrobacje Pawełka. Kiwał przy tym głową, a raczej gibał się cały.
Co mu na starość do łba strzeliło, aby zajmować się wychowywaniem dzieciaków? No w sumie taka prawda, że to po co przyleciał do US i A zrobił, ale że nie miał co dalej począć to postanowił zrobić coś dobrego na stare lata... na przykład nauczyć kilkoro mówiących po ludzki smarkaczy, że wpierdol bez pomyślunku to zwykły prymitywny wandalizm.

- Oj, córuś, córuś, nie wiem za bardzo. - rzekł w końcu - Byli rozsiani po całym świecie, więc pewnie sporo ich przeżyło. Ale jeżeli chodzi o ich państewko to pomimo ich pragmatyczności pewnie zostało zmiecione. Byli gwoździem w dupie połowy ciapatego świata i nawet jakby mieli tam wszędzie nasrane Uranopolisy to by nie wyrobili.

Pan Rysiu zagłębił się znów w zadumie patrząc jak Pawełek gdzieś spierdala na motorze. Znów miał odpał. Cóż poradzić. Tak milczał i milczał i nie trzeba było długo czekać, aż wizg Przecinaka przeszedł w normalne bruczenie. Jeździec zajechał na swoim czarnym rumaku i wyłożył kawę na ławę. Pomysł niewykonalny. Nie w tej ekipie. Johny też dorzucił swoje trzy grosze.
Destylator zabrał głos.

- Ty byku, ty - zaśmiał się staruszek rozczochrując grzywę Przecinakowi - Fajny pomysł, ale w życiu już parę twierdz szturmowałem, a słynny sklep Szwabów, to ich oczko w głowie. Tym swoim skośnym skuterkiem nie spieprzysz przed półcalową karabinową pestką... ale ale... można by podkop, ale na to sprzętu nie mamy. Ale ale... hehe... ty byku...
Od początku. Podjechaliśmy pod Det. Zaraz tam wjedziemy. Rozglądamy się za miejscówami, podbijamy bary i klepiemy tych co chcą nam stanąć na drodze.
Ale potrzebny jest jakiś konkretniejszy plan. Sławę to można zdobyć nawet waląc gruchę na środku ruchliwego skrzyżowania.
Ważniejszy jest szacunek. Mówi wam to coś?
Wykoncypowałem, że w końcu Detroit to nie tylko ośrodek przemysłu, ale i rozrywki. Rozrywki... dla mas. Nasza ekipa to sami specjaliści. Specjaliści od klepania gęb, klepania złomu, szycia rannych. Spokojnie możemy wystawić zawodnika oraz ekipę wspierającą. Wyścigi, walki gladiatorów... A mamy styl. Styl oparty na ponad tysiącu latach Polskiej tradycji. Czy nie jest to coś co zasługuje na szacunek? Krwawy sport i styl. To jest coś, na tym się buduje szacunek. Szacunek społeczeństwa.
Tu Paweł ma rację. Jeżeli będziemy się zachowywać po prostu jak gang, będziemy jedni z wielu... ale jeżeli wwieziemy biało-czerwony sztandar na stadion i w rytm Mazurka spuścimy komuś na arenie tęgi Wpierdol... to będzie coś.

Pan Rysiu wypiął dumnie swoją pierś. Może i nie był wielki, ale wzrostu był słusznego. Położył dłoń na sercu i odetchnął.
- Widziałem w telewizorze te wszystkie Olimpiady, powtórki meczy. Nie było nic piękniejszego niż nasi wspaniali sportowcy wchodzący na stadion, miażdżący konkurencje, a potem śpiewający hymn! Pomyślcie! Możemy być jak Adam Małysz! Jak Justyna Kowalczyk! Jak Kamil Stoch! Jak Anita Włodarczyk! Jak Kucharski, Kozakiewicz, Dejna, Bródka, Korzeniowski, Jędrzejczak! To byli sportowcy! Z takich należy brać przykład!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-01-2017 o 23:54.
Stalowy jest offline  
Stary 19-01-2017, 00:06   #19
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Wpierdol? Ano można i wpierdol jak się znajdzie jakaś machina to szybciej pójdzie ale jeżeli trzeba ręcznie to będę musiał od naszej siostrzyczki miłosierdzia poprosić trochę medycznego zabezpieczenia- Zamyślił się rozespany Spec. - Nie lepiej byłoby jakiś bunkrów poszukać ? Ale jak już musimy sławę zdobywać to ja też wolę przy akrobacjach na motorze bo od spuszczania wpierdolu za szybko zadyszkę łapię Panie Ryszardzie. A czy wy tam w Polsze to na farmie robiliście ? Bo Wujek Złomokleta mi ciągle pierdoli o jakiś Lamach i Alpagach to drugie to chyba podwórkowo na wódkę co nie ? - Spytał.
 
Brilchan jest offline  
Stary 19-01-2017, 19:36   #20
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Janek nie był skomplikowany. Liczyła się zabwa, dobra zabawa. Walenie po mordach, chlanie, glanowanie, chlanie, pokazywanie frajerom, gdzie jest ich miejsce, chlanie, pieprzenie, chlania, jazda na motocyklu, chlanie, zabawa z aligatorami... No, tego ostatniego już dawno nie robił.
Wczoraj zdobyli niezły zapas piwa, poupychał butelki gdzie się dało. Wczoraj trochę zeszło, dzisiaj jedna poszła, miał ochotę na następną. Nie, urwał, potem, jak wklepie jakiemuś frajerowi. Albo cwelowi. Albo, urwał, każdemu kto zbyt wolno zejdzie mu z drogi.
- Spoko Rychu, następna, no, flaszka będzie, no, twoja!

Parabelka Schultza, to było to! Ale świeżo pobudzony czerep pracował intensywniej niż zwykle:
-Mnie się podoba, ale ten tego, no, wolałbym się najpierw na kimś rozgrzać, zanim wydudkamy tych palantów w gajerach.
Garnitur - to niby ma być klasa? Dres to jest klasa!

Janek był na tyle trzeźwy, żeby połknąć porannego procha - przez te cholerne futrzaki w ogóle nie miał spokoju.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172