Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2021, 13:40   #371
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Dotarcie do Muru uświadomiło Sigrun, że skończył się koszmar Strefy.

- Ej, panowie, to teraz sobie odbijemy – Sigrun wyciągnęła z plecaka puszkę, którą otworzyła i wychyliła na raz. - Już nigdy więcej pierdolonych fruwających meduz! I nigdy więcej gównianych kuzynów Cthulhu! O, i byłabym zapomniała! Już nigdy więcej zespołu abstynencyjnego!

Do Strefy nie zamierzała wracać już nigdy. Strefa – choć interesująca – była niebezpieczna w zupełnie nowy sposób, który zdawał się wykraczać poza samą śmierć. Co się zdarzyło z Wielkim Joe i z niektórymi z członkami wyprawy, tego nie dowiedzą się nigdy, ale Sigrun średnio uśmiechało się zostać jakimś dziwacznym cieniem siebie samego lub być przerobionym na biomasę, na której pożywkowałaby się jakaś forma obcej inteligencji.

Strefa zdawała się być w pewnym sensie wyważeniem kontinuum czasowego, w którym istnieli. Co gorsza, według tego, co mówili stalkerzy, wydawała się rozszerzać, jednak był to problem, z którym być może Sigrun zmierzy się kiedyś. W tym momencie chciała przypomnieć sobie, jak wygląda normalny świat, starszy może o paręset lat.

- Jeśli Siwy nie przepierdolił tej kasy na koncie, którą zostawiłam w kryptowalucie u siebie, to wypierdolę takie balety, że pała mała. Pora wrócić do zwyczajnego życia, bracie, bez żadnych gównianych przygód.

Oczywiście, z czasem zamierzała dowiedzieć się, co tak naprawdę było to, co spotkali w Strefie. Skoro istnieli stalkerzy, to zapewne istniała jakaś wiedza lub grupa ludzi, która Strefę badała – można było dowiedzieć się nieco więcej niż to, co powiedzieli im stalkerzy.

- Ot, wszystko dobre, co się dobrze kończy. Widzieliśmy rzeczy, które zostawiły rany na naszej psychice, widzieliśmy wyjątkowo brutalną śmierć naszych towarzyszy, prawie sami zginęliśmy marnie – ale! Żyjemy, żyjemy, kurwa! Pozostaje Nickowi tylko chyba pomachać cyckami na pożegnanie i kończymy imprezę. Kurwa! – zawołała Sigrun wesoło


I odpaliła kolejnego fajka.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 29-01-2021, 23:30   #372
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Wysłużona ciężarówka jechała opustoszałą drogą w kierunku muru. Przez cały okres przebywania w strefie, właśnie ta bariera jawiła się jako obietnica ocalenia. I byli już na wyciągnięcie ręki.
Koichi zastanawiał się, jak zmieniło się życie. Podejrzewał dalszy rozwój technologii komputerowych i automatyzację większości czynności jakie wykonywali ludzie. Był ciekaw, czy uda mu się dopasować do nowej rzeczywistości. Wyjęty jeszcze z szuflady w hibernatorze diament nadal spoczywał w kieszeni ubrudzonych spodni. Jeżeli ceny kamieni szlachetnych nie poszły mocno w dół, to będzie miał na start biznesu. Miał zamiar otworzyć szkołę sztuk walki, gdzie uczyłby skutecznych technik samoobrony - zarówno cywili jak i służby mundurowe. O skuteczność swoich technik się nie martwił - całe życie na ulicy, jako egzekutor gangu. Gdyby nie walczył efektywnie, to już by nie żył. Planował też nauczać japońskiej szermierki, tylko nie był pewien, czy w Anglii znajdą się chętni na naukę kenjutsu. Może być to zbyt orientalny czy też abstrakcyjny sport.
Koichi miał zamiar zająć się czymś uczciwym i spokojnym i trzymać się z daleka od gangów. Szkoła wydawała się być odpowiednia. Japończyk zastanowił się nad nazwą. Może Kyattonippu (Kocimiętka)? W końcu, to dzięki tej właśnie roślinie umknął hellhoundom i uszedł z życiem.

Koniec wędrówki po strefie… Stalkerzy dali radę wyprowadzić z czerwonej mgły zaledwie trzy osoby ze wszystkich obudzonych. Albo pięć, zależy czy Mervin i Marian dotarli bezpiecznie - bez twardych danych Koichi wolał nie przyjmować tej opcji za pewnik. Strefa nie była obszarem zachęcającym do tryskania optymizmem. Trzy osoby… Słaby wynik.

Japończyk miał też przy sobie dwa segregatory z jakimiś papierami z instytutu. Nikt nie wiedział co zawierały, ale może jacyś naukowcy za murem będą nimi zainteresowani. Czas miał pokazać.

Pożegnanie ze stalkerami było krótkie. Koichi ukłonił się nieznacznie przewodnikom a następnie ruszył z Sigrun i Davidem. W pełni zgadzał się ze Szwedką - potrzebował czegoś mocniejszego, aby móc się w pełni odstresować.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 29-01-2021 o 23:39.
Azrael1022 jest offline  
Stary 30-01-2021, 10:16   #373
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 3 lata później (1/2)

Miejsce: Neon City; klub “Czerwony barszcz”; główna sala
Czas: 2091.07.17; wt; 23:45; wieczór
Warunki: ciepło, jasno, muzyka



David, Sigrun, Koichi, Marian, Mervin, Abi



I znów tutaj byli. Ponownie. Chociaż od lat nie spotkali się w tak licznym gronie. W tak licznym komplecie. I chyba nikt z nich się nie spodziewał, że to w ogóle kiedykolwiek będzie możliwe. Zwłaszcza jak ktoś stawiał swoje zdrowie i życie na szali strefy. Tej strasznej i tajemniczej zony. Która im więcej zdradzała swoich sekretów tym więcej generowała nowych. Znalezione odpowiedzi stwarzały nowe pytania. A kolejne ofiary zdawały się nie zniechęcać kolejnych śmiałków to odbycia kolejnych wypraw na południe od Muru. Nie inaczej było z pstrokatą grupką jaka obsadzała jeden ze stolików klubu. Tego klubu. Tego wyjątkowego klubu który był niepowtarzalny w całym Neon City. Tutaj w prawie nadnaturalny sposób kumulowały się wszystkie ścieżki z i do strefy. Plątały się w jeden węzeł. Nikt nawet chyba nie był pewny dlaczego tak się dzieje. Ale wszyscy akceptowali ten fakt. W końcu ani nie był to najładniejszy ani najmodniejszy lokal, drinki i używki też nie były jakieś rewelacyjne. W mieście były ładniejsze, modniejsze i popularniejsze lokale. Ale żaden nie był taki jak ten. Ten był inny. Ten należał do stalkerów. I strefy. Jakby tutaj ściągało tych wszystkich na których ona odcisnęła swoje piętno. Na tych którzy związali z nią swój los.

Nawet nazwa co wydawała się śmieszna czy beznadzieja wręcz. Ale miała swoją magię i siłę. Wedle miejskiej legendy ponoć pierwsi stalkerzy jacy szli lub wracali ze strefy jedli tutaj swój pierwszy lub ostatnich posiłek. Ponoć czerwony barszcz właśnie. W takiej prehistorii, że wówczas owi ludzie jeszcze nie nazywali siebie stalkerami. Nikt wówczas nawet nie myślał o żadnych stalkerów. Wtedy nawet strefa nie była strefą. Przynajmniej nie z nazwy. Mówiło się, że idzie się “tam” lub wraca się “stamtąd”. I jakoś ta tradycja została. Tutaj nadal spotykali się stalkerzy przed misją tu zatrzymywali się po misji. Tutaj dopytywali się o nich ci co chcieli im coś zlecić, dowiedzieć się czy odkupić. Albo zorganizować się na nową wyprawę, wymienić się gadżetami, poszukać partnera na nową wyprawę. Tutaj też zwykle przyprowadzano tych wszystkich zza muru jakich stalkerom udało się doprowadzić do Muru. Jeśli z głębokiej to taki “turysta” zmieniał się w honorowego stalkera. Takiego żółtodzioba - stalkera ale jednak. Bo jak mawiali stalkerzy ktokolwiek wydostał się z głębokiej ten ma większe pojęcie o strefie niż najwięksi mózgowcy po tej stronie Muru.

W klubie była też ściana pamięci. Dopiero jak ktoś tu przyszedł i spojrzał na tą ścianę dawało to jakieś pojęcie ile osób przewinęło się przez ten lokal. Ilu było stalkerów. I jak wielu zostało w strefie. Dziesiątki, setki, może tysiące zdjęć i pamiątek. Bardzo wielu w każdym razie.

Mężczyźni i kobiety. Starzy i młodzi. Biali, czarni, kolorowi. Uśmiechnięci i poważni. Zakapiory w stylu specjalsów, okularnicy kojarzący się z naukowcami i cwaniaczki o cwaniackich uśmiechach. Strefa demokratycznie kosiła wszystkich tak samo. Wojowników i jajogłowych, skradaczy i gadaczy. Zdecydowana większość zdjęć była oznaczona czarnym paskiem. Zakładano go na zdjęcie zwykle wtedy gdy tracono nadzieję, że wróci ze strefy. Ten ogrom ofiar strefy przytłaczał. Dlatego był to swego rodzaju pomnik ku czci tych wszystkich których pochłonęła strefa. Dlatego ten lokal miał taką specyficzną atmosferę. Nie było tu rurek z gibającymi się tancerkami jak w innych klubach. A czasem gdy stalkerska brać uznała, że ktoś zachowuje się niestosownie sugerowano mu by zmienił lokal. Gdy trafił się uparciuch to ktoś mu pomagał znaleźć drogę do wyjścia. Wszędzie indziej stalkerzy balowali jak inni i poza pewną estymą jaką cieszyli się w społeczeństwie i tą nutką tajemniczości byli jak inni. Ale tutaj to stalkerzy wyznaczali normy zachowania, oni ustalali zasady, to był ich lokal i wszyscy inni byli gośćmi. Mieli prawo wstepu i gościny tak długo póki nie szargali pamięci tych co zostali w strefie. Albo nie okazywali się zwykłymi bucami. Co innego jak ktoś był stalkerem. Wówczas mógł się czuć jak u siebie w domu.

W “Barszczu” była też lista. Nazywali to “listą powrotów”. I jak ktoś wrócił zza muru i przyszedł do tego klubu to wpisywano go na listę. Już od dawna było tradycją, że każdy stalker melduje się tu po powrocie ze strefy. I chociaż klub nie miał żadnych oficjalnych uprawnień czy licencji na takie liczenie. To moc tej tablicy i jej tradycja była dla stalkerów świętsza niż jakiekolwiek prawa i zasady poza tym klubem. Na swój sposób rywalizowali ze sobą by być jak najwyżej na tej liście. Ale jednak wszyscy należeli do tego samego, nieformalnego bractwa. Dopisanie do rachunku zwykłej, pionowej kreski do rachunku powrotów ze strefy zmieniało się w małą uroczystość jaką świętował cały klub. Nie co dzień przecież ktoś wracał zza muru.

Była też wersja elektroniczna, prawie idealnie przeniesiona właśnie z tego klubu. Ta była wygodniejsza i pełniejsza. Dzięki sieci krążyła po mieście i poza nim i można było na bieżąco widzieć aktualną sytuację. Miała też tą przewagę nad fizyczną, białą tablicą, że na niej byli wszyscy co wrócili ze strefy i oficjalnie ich wpisano na tą listę. Bo na tej tablicy w klubie po prostu na wszystkich nie było miejsca. Na tej elektronicznej byli też wpisani wszyscy co siedzieli przy tym stole. Cała piątka miała 1 kreskę. 1 stalkerską kreskę. I dopisek “honorowy stalker”. Tak właśnie nazywano tych jakich udało się wyrwać z trzewi strefy. Zwykle “turystów” jakich przypadkiem odnalazły wyprawy szperające po głębokiej. To chyba ta biała tablica sprawiała, że ta całkiem ładna i zgrabna brunetka zwykle wybuchała płaczem. Zawsze to się tak kończyło.

Abi upijała się na smutno. Przynajmniej zawsze gdy piła w “Barszczu”. Jak tu przychodziła załatwiać swoje sprawy, pogadać, spotkać się czy zjeść to nie. Ale gdy piła i przekroczyła pewien limit zawsze się rozklejała i ryczała. Potem jej przechodziło ale zawsze musiała przez to przejść. Nie inaczej było i tym razem. Powód też był zawsze ten sam.

- On był z nas najlepszy… Tyle mnie nauczył… I miał zasady. Swoje ale miał. Ja bym was wtedy zostawiła w tym bunkrze… Może bym wymroziła jedno czy dwoje z was… Bo tyle była szansa zasłonić by wyprowadzić na zewnątrz. Ale on się uparł. Zawsze był taki uparty… Jak osioł! Ale powiedział, że każdy powinien mieć szansę walczyć o swoje życie. Jak nie da rady to niech zdycha. Niech zostanie w strefie. Ale szansę musimy dać każdemu. Taki właśnie był Nick… - chyba wszyscy przy stole słyszeli już od niej tą historię chociaż raz. Zawsze ją jakoś tak opowiadała. Przynajmniej im. I zawsze się przy tym mazała. Tak jak teraz.

- Tutaj go poznałam. O tam siedział… A ja taka gówniara świeżo po stalkerskiej podstawówce przyszłam do niego… Wiedziałam, że to on… Już wtedy był jednym z najlepszych… Wrócił z 13 wypraw… Wszystkie do głębokiej… No sami zobaczcie teraz ilu wróciło z 13 wypraw… - pokazała palcem na białą tablicę. Jak gdzieś było jakiś tuzin kresek to rzeczywiście nawet dzisiaj był to wynik z czołówki. Teraz jej własne nazwisko i portret miało 14 kresek. A dobre kilka lat temu jak tych kresek i powrotów musiało być mniej…

- Wiedziałam, że stracił partnera i wrócił z 13 misji. Sam poszedł. I sam wrócił. Poszła plota, że jest przeklęty. Że strefa go naznaczyła. Że jest nieśmiertelny i strefa go nie tyka. Dlatego zawsze wraca. Ale wszyscy inni wokół niego zostają w strefie. Dlatego na 13-tą poszedł już sam. I ja do niego podchodzę taka świeża i głupia, w ogóle nie wiedziałam jak zacząć gadać z tym sławnym Nickiem Nortonem… A on jest nawalony w trzy dupy… No to już całkiem zgłupiałam. I miał doła. Wierzył, że jest przeklęty. Że zabija wszystkich dookoła. Że nie ma sensu dobierać nowego partnera… Nie będzie mnie brał bo jestem młoda i zielona, szkoda mu mnie było. Powiedział bym sobie znalazła jakiegoś porządnego stalkera i mi podał paru… Dobrzy byli. Nawet Pszczółkę wtedy wymienił… Straciłam nadzieję, że mnie weźmie… Sam był wtedy rozbity… - Abi jak zapętlona katarynka wracała wspomnieniami gdy była młodą i pełną energii dziewczyną. Jak miała jeszcze parę oczu i całą, ładną twarz. A nie taką popaloną strefą jak teraz i sztuczne ślepowidzące oko. A Nick chodził jeszcze na wyprawy do strefy. I zawsze do głębokiej. Jak upadały kolejne zakłady czy wróci z kolejnej wyprawy a on wbrew wszystkim i wszystkiemu wracał. Aż do tej masakratycznej 12-ej wyprawy co stracił kolejnego partnera i 13-ej co poszedł sam. I wrócił sam. Co się praktycznie nie zdarzało. Standardem były duety, czasem trójki. Samotnie chodzili tylko desperaci i samobójcy. Albo tych których naznaczyła strefa. Przeklęci.

- I wtedy mu powiedziałam, że jak mnie zabierze to zrobię mu kombinezon. Taki izolacyjny. Co blokuje życie, ciepło i dźwięk. Nawet w strefie. I tak mnie poniosło, że gogle mu jeszcze obiecałam. Nie uwierzył mi. To pokazałam mu swoje obliczenia jakie wykonałam, składniki i całą resztę. Jakby wytrzeźwiał trochę. Ale dalej nie wierzył. Ale się zgodził. Nie mogłam tutaj mu zrobić tego wszystkiego, musiał mnie zabrać chociaż do pośredniej. Powiedział, że jak nawalę to mogę czekać w samochodzie a on wejdzie do głębokiej znów sam. Ale nie nawaliłam. I mnie zabrał do głębokiej. To była jego 14-ta wyprawa i moja 1-sza. Te gogle i kombinezon… Chodził w nich do końca. Na swoją ostatnią wyprawę też w nich poszedł… - głos znów się jej załamał gdy ogarnęło ją wzruszenie na temat tej ostatniej wyprawy. Ukryła twarz w dłoniach i jej ciałem wstrząsały dreszcze. W końcu jej przeszło. Sięgnęła po szklankę i upiła z niej solidną porcję. Zapiekło. Otarła dłonią oko i usta. Chuchnęła. Wreszcie mogła mówić i wspominać dalej.

- A jak wróciliśmy! Ale był czad! Nikt chyba nie wierzył, że wrócimy. Zwłaszcza ja. Byłam tak zielona, że miałam wszelkie szanse nie wrócić. Zwłaszcza z ponoć przeklętym. Ale wróciłam. No i opowiadamy jak było. W sumie to ja. Bo wiecie jaki był Nick. Rany, żeby z niego coś wyciągnąć to o rany! Traktor trzeba było zaprzęgać. No ale wtedy siedzimy przy barze, wszyscy nas otoczyli, i pytają się go jak tam było, co spotkaliśmy i w pewnym momencie on tak prawie przypadkiem mówi “A jak szliśmy kanałami to miałem te gogle. Abi je zrobiła. Są zajebiste.”. I tyle. Koniec. Ale to powiedział stalker co wrócił z 14 wyprawy! Potem już wszyscy chcieli bym coś im zmajstrowała a najlepiej takie zajebiste gogle jak dla Nicka i taki kombinezon. Jedno jego zdanie mi wyrobiło taką renomę jaką sama nie wiem czy kiedykolwiek bym sobie uzbierała. - wreszcie pojawiło się jakieś pozytywne wspomnienie. Techmiczka się roześmiała ubawiona tamtymi wydarzeniami. Można było uwierzyć. Nawet dziś robiło wrażenie, przynajmniej w tym klubie ale nie tylko. Jak się mówiło, że ktoś znał go osobiście. Zwłaszcza jak był z nim po tamtej stronie Muru.

- Ale czasami był strasznie wkurzający… Właściwie to cały czas. Nie wiem ile razy zastanawiałam się czy nie zacząć chodzić na te wyprawy z kimś innym. No jak coś na nas pędzi i ja za cholerę nie mam pojęcia co to jest i co powinniśmy robić. Szarpię go za ramię i pytam “Co to?”. A on mi na to “Nie jestem pewien”. Nosz cholera! Przecież pytam Nicka Nortona! A on mi mówi “Nie jestem pewien”. Szału można było dostać! Ale coś jednak wiedział. Całkiem sporo. Chyba najwięcej z nas wszystkich. Bo jednak zawsze wiedział co trzeba robić. A może to fart? Albo jakaś intuicja? Czy chować się, uciekać, rzucać granat dymny czy to nie ma sensu. Albo czy iść tędy czy tamtędy. Czy zbliża się burza, kiedy będzie przetasowanie. Tak dużo rzeczy wiedział. Ale gadaliśmy o tym w obozach. Albo potem jak wróciliśmy za Mur. Pytałam go dlaczego wtedy zrobiliśmy tak albo tak. A on wtedy mi burczał dlaczego. Tak, dużo wiedział o strefie. Ale w końcu i tak go dopadła. Nawet jego. Na 24-ej wyprawie. I mojej 11-ej. Chociaż wiedział o niej tak wiele… - Abi wybuchła złością jaka pewnie była echem tych wszystkich momentów gdy wściekała się na swojego partnera. W to nie było trudno uwierzyć. Może i Norton był legendą stalkerów ale równocześnie chyba nikt nie żywił do niego ciepłych uczuć. Może poza Abi. Chyba każdy kto o nim słyszał nie mówiąc jak go znał to żywił niesamowity szacunek dla jego wiedzy, doświadczenia no i tych 24 wypraw. Ale takich prawdziwych przyjaciół jak Abi to raczej się wielu nie dorobił. Ale jego rekord nie został pobity do dzisiaj. 24 wyprawy. Wszystkie do głębokiej. Dlatego miał 23 pełne kreski maźnięte zwykłym, niebieskim markerem na zwykłej białej tablicy i ostatnią ułamaną w połowie. Jak oznaczano brak powrotu.

- A to było zabawne… On zawsze wkurzał się jak go pytali o różne rzeczy o strefie. Zawsze uważał, że się nie zna tylko zgaduje, domyśla się i ma szczęście. I, że jest jeszcze mnóstwo rzeczy do odkrycia. Ale inni wiedzieli jeszcze mniej. Jeszcze mniej rozumieli. Więc go pytali. Albo mnie. Przychodzili do mnie i prosili bym go o coś zapytała jak coś działa albo sprzedała mu jakąś teorię i sprawdziła co on o niej powie. Nick miał swoją teorię. Nie wiedział skąd się wzięła strefa. Ale jak już była to to było jak jakiś organizm. Albo biotop. Taka intruzja z innego świata czy wymiaru w nasz. I to co my odbieramy jako strefę to punkt przenikania się tych rzeczywistości. A te strefowce i zjawiska to obce organizmy. Jak limfocyty. Albo plecha. I rozrastają się i przekształcają. Żywią się naszą rzeczywistością. A nas jak tam wchodzimy traktują jak intruzów. Jak wirusy. I wtedy strefa wysyła swoje limfocyty by nas zlikwidować. Dlatego naszą najlepszą obroną jest nie dać się wykryć. Bo jak coś zabijamy czy rozwalamy to tak jak gorączka. Daje sygnał, że coś się dzieje. Taki alarm. I strefa wysyła więcej limfocytów. Nick zawsze się zastanawiał czy za tą strefą kryje się jakaś inteligencja. Jakiś plan. Czy da się tam z kimś porozumieć. Liczył, że w Instytucie coś znajdziemy. Ale o tym nic nie było. Nie wiem czy miał rację. Nie znalazłam nic co by zaprzeczało tej teorii. Ale nic też jej nie potwierdza. Ale kto wie? Może coś odkryje się przy kolejnej wyprawie do głębokiej? - Abi w końcu przeszła w spokojne, nieco nostalgiczne i rzewne filozofowanie. To nie była jedyna teoria o pochodzeniu czy celu strefy. Wydawało się, że każdy stalker czy spec od strefy jest zwolennikiem jakiejś hipotezy albo chce stworzyć własną. Dysputy toczyły się bez końca. Bo bez dowodów, bez empirycznych doświadczeń hipotezy pozostawały tylko hipotezami.

- Oh Kari… Czemu cię tu nie ma? Dlaczego nie wróciłaś z nami? Przecież ci mówiłam, że z Nickiem nam się uda… I Pszczółka… I Joe… Widzieliście ich? Nie mieliśmy fotki Joe’go to jest tylko rysunek… Taki portret pamięciowy… Ale teraz jest fotka… Sig gdzieś znalazła tego Joe to teraz ma fotkę... - jednooka stalkerka podniosła głowę i spojrzała na nowych. Pozostała trójka wiedziała o co jej chodzi. Już to wszystko widzieli na ścianie pamięci. Ale podstarzały Polak i niewiele zmieniony Brytyjczyk widzieli to dopiero dzisiaj jak tu przyszli. Na początku wieczoru gdy jeszcze wszyscy byli trzeźwi i spotkali się wreszcie w komplecie. Abi umiała robić niespodzianki. Nie zdradziła się ani słowem dlaczego prosi ich w ten piątkowy wieczór do tego klubu. Ale skoro chodziło o “Barszcz” to można było domyślać się, że to coś wspólnego ze strefą i stalkerami.


---


David, Sigrun i Koichi zdążyli już odnaleźć swoje miejsce w tym nowym świecie. W nowym mieście. Na terenie dawnej Szkocji wydawało się, że cała cywilizacja skoncentrowała się w jednym, wielkim miejskim molochu. W Neon City. Nazwa była trafna. Bo po zmierzchu miasto z daleka świeciło jak latarnia. A z bliska oślepiało neonami jak dawne Vegas. Miasto 1000 firm, kasyn, klubów, barów i korporacji. Wydawało się jak w soczewce kumulować style, kultury i języki z całego świata. Miasto ocalałych. Miasto rozbitków. Miasto uciekinierów. Miasto niedobitków. A jednak wznosiło swoją świetlaną pięść wieżowców na pohybel wszystkim i wszystkiemu. Wszyscy kiedyś wydostali się za mur albo byli potomkami takich uciekinierów z czasów wielkiego exodusu. Tak samo i piątka jaka przyjechała sobie terenówką do Muru zupełnie jakby wracali z wycieczki krajoznawczej z jakiegoś parku przyrody. Z martwą naturą. I tą co powinna być martwa a niekoniecznie była. Albo takiej co w ogóle trudno było nazwać naturą. Tak to było… Ze 3 a może już 4 lata temu… A może prawie 3 więc w sumie jakby 2 z kawałkiem? Szmat czasu jak się nad tym zastanowić. Ale to na pewno było 19-go października.

- Zapamiętajcie ten dzień! To dzień powrotu! Zapamiętajcie! Dziś wróciliście do życia! To tak jakby się narodzić na nowo! Co roku będziemy się spotykać 19-go października aby to uczcić! - tak im wówczas obwieściła radośnie Abi gdy odwróciła się do nich ze swojego miejsca gdy przejechali przez bramkę i znaleźli się po wewnętrznej stronie Muru. Tej właściwej. No i rzeczywiście potem co roku Abi do nich dzwoniła i zapraszała na świętowanie tego dnia powrotu. Dlatego teraz było nieco dziwne jak tak bez zapowiedzi zadzwoniła by się spotkać. Przecież był lipiec a nie październik. Za wcześnie na dzień powrotu.


David



Australijczyk jak każdy miał swój własny, osobisty stosunek do strefy, do stalkerów, do dnia powrotu, Abi i Nicka. Jak wygląda świat za murem to się przekonał dopiero za murem. Tak samo za murem dopiero z kolejnymi dniami, tygodniami i miesiącami zaczynał ogarniać czym jest strefa, stalkerzy i obecny świat. Czy raczej jego resztki. Ale w trzewiach Neon City nie dało się tego odczuć. A jednak ta strefa i stalkerzy nawet z dala od niej wydawała się odciskać swoje piętno. Nawet na nim.

- To czekaj, to jesteś jednym z tych co Nick Norton wyprowadził z Instytutu? - albo coś podobnego. O ile tylko wyszło to w rozmowie czy innej okazji. Albo ktoś się jakoś dowiedział. Tak właśnie została zapamiętana owa 18-wyprawa Nortona. “Ta z Instytutem”. Łatwa do zapamiętania. Chociaż już parę lat minęło nikt nie wrócił za Mur z wieściami, że wrócił z Instytutu. Nawet Nickowi i Abi nie udało się go ponownie odnaleźć. Kari też nie wróciła. Nikt więcej o niej nie słyszał odkąd się z nią pożegnali wciąż ubraną w zwykły szlafrok frotte i machającą im w bramie dawnego uniwerku na pożegnanie. Potem ich drogi się rozeszły. I z Kari i ze stalkerami i z dwójką hibernatusów z jakimi wydostał się z tej piekielnej strefy. Każdy jakoś próbował sobie ułożyć własne życie. Nick i Abi dalej wyprawiali się do strefy, Koichi w końcu otworzył swoje dojo a Sigrun… Właściwie to nie wiadomo było co Szwedka tak naprawdę porabiała. Ale Neon City wydawało się dla niej idealnym i naturalnym środowiskiem. I to ona wygrzebała jakoś zdjęcia pozostałej szóstki jaka wisiała teraz na ścianie pamięci. Chociaż teraz to już czwórka. Pamiętał też jedną ze swoich ostatnich rozmów z Nortonem nim się rozstali po tej jego 18-ej wyprawie.

- Czas w strefie nie płynie. Przynajmniej nie tak jak u nas. I to jest groźne. Bo u nas płynie a tam nie. - Nick to wyjaśnił mu wówczas w typowy dla siebie oschły sposób. Dopiero później jak David badał temat okazało się, że ponurak miał rację. Czas płynął za murem i w płytkiej. Nawet trochę w pośredniej. Ale nie w głębokiej. Dlatego zegarki były w głębokiej bezużyteczne. A czas mierzyło się dwojako. Ci co czekali w bazie na pograniczu głębokiej mieli klepsydry. Takie specjalne, strefowe. One odmierzały czas. A ci wewnątrz, tacy zwiadowcy jak Nick mierzyli ilość wchłoniętej strefy. Zwykle porównywano to do dawek wchłoniętej radiacji. Gdy zbliżali się do limitu bezpieczeństwa starali się być już przy wyjściu ze strefy. Zazwyczaj ten sytem częściej działał niż nie dlatego zazwyczaj ci co wracali z głębokiej nie przekroczywszy tego limitu mogli zastać tych z klepsydrami. Ale nie zawsze. Czasem to się rozjeżdżało i nikt na nich nie czekał. Wówczas trzeba było radzić sobie samemu jeszcze przez ten cały kawał płytkiej. Chyba, że trafiło się na jakichś innych stalkerów. No i były jeszcze anomalie czasowe. Czyli te historie jak komuś w głębokiej strefie wydawało się, że wszystko jest względnie zwyczajnie. A jak się wydostał to okazywało się, że mijały miesiące albo i lata. Najdłuższy taki powrót zanotowano po prawie 30 latach. To też dawało nieco nadziei dla tych wszystkich co nie wrócili ze strefy a nie było wiadomo co się z nimi stało. Zawsze była nutka nadziei, że kiedyś jednak wrócą. Dlatego stalkerzy mówili, że ktoś został w strefie a nie, że zginął czy zaginął. A dwa dowody na takie przypadki siedziały tego wieczoru tuż obok niego. Marian i Mervin! To była ta niespodzianka jaką dzisiaj przygotowała dla nich Abi. Wiedział, że znów pojechała z Chrisem na wyprawę do głębokiej i wiedział, że dopiero co wróciła. No ale pary z gęby nie puściła z kim póki się nie spotkali dzisiaj tutaj w komplecie.


Sigrun



- Sig… A dziś też będziesz machać koszulką? - Abi spojrzała nieco zamglonym wzrokiem na jedyną poza nią dziewczynę w tym gronie. Uśmiechała się jednak bo to było całkiem zabawne wspomnienie odruchu spontaniczności i radości jakie chyba wszystkim się miło kojarzyło.

Cytat:
*Zmierzchało już. Pomiędzy Murem a dalekimi metropoliami dzieliła ich jeszcze spora droga, choć z daleka można było już dostrzec pierwsze światła cywilizacji. Światła, prawdziwe światła! Nie jakieś dziwaczne wytwory Strefy lub błędne ogniki, które czasem to pojawiały się i znikały w głębokiej. Niewiele było tutaj, ot, jakieś trawy i nieco śmiecia i błota przy spękanym asfalcie.

Drużynę podzielono na dwa jeepy, które przyjechały. Pojawiło się paru oficjeli, paru wojskowych, którzy przeszli przez standardowe procedury, salutowanie, uściśnięcia rąk i wreszcie podpisanie paru kwitków. Nick wydawał się być tak samo ponury, jak zwykle, choć na pozostałych rozstanie też zrobiło wrażenie.

Jak się miało okazać, ośrodki, które zajmowały się szeroko rozumianą "ponowną resocjalizacją" były gdzieś na wschodzie. Nie powiedziano im szczegółów, choć zapewne miało być tak, że hibernatusi spędzą jakiś czas ze sobą.

Sigrun promieniała ze szczęścia i śmierdziała piwem i papierosami. Zdawało się, że w paru chwilach zdążyła opróżnić pozostałe zapasy uniesione z Instytutu. Rozmawiała z pozostałymi, zadając głupie pytania i wypytując o ich część podróży. Stalkerzy jak zwykle mówili niewiele, ale wydawało się jej to nie przeszkadzać.

Wreszcie, wsiedli do jeepa i ruszyli. Nick odwrócił się z powrotem w stronę Muru, ale przystanął, słysząc wrzaski Sigrun.

- Nick, jesteś zaproszony na parapetówę – zawołała Sigrun. - Nie przyjdziesz, to znajdę cię, bracie! Znajdę i wpierdol będzie! – Sigrun krzyczała, jakimś cudem balansując papieros w ustach.

Sigrun, odjeżdżając, machała zdjętą bluzką, odsłaniając pokryte tatuażami ciało, na którym chyba był Guns'n'Roses, Lemmy i Led Zeppelin. Paru okolicznych strażników zareagowało uśmiechem, inny był zgorszony. Sigrun balansowała na brzegu jeepa, skutecznie unikając wynurzających się ze środka rąk, które próbowały ją wciągnąć do środka. Ktoś coś krzyknął, z daleka już.

Nick jeszcze rozróżnił parę przekleństw, które wykrzyczała. Ostatecznie wciągnęli ją do środka. I tyle ją było widać.

- Nick cię lubił. Jak rzadko kogo. Dał ci ładną ksywę. Irokezik. Rzadko komuś dawał takie ładne. Chyba, że kogoś lubił. - to o tych przezwiskach też już od niej słyszała chyba przy każdej okazji gdy się spotykali właśnie przy takich okazjach. To była taka stalkerska tradycja. Albo przesąd. Nie mówić turystom po imieniu. Nawet nie starać się ich zapamiętać? Dlaczego? Bo to przynosi pecha obu stronom. Po co się uczyć imienia kogoś kto pewnie zostanie w strefie? Tylko się człowiek przyzwyczaja a potem bardziej boli, wyrwa zostaje większa. Więc tradycją było by do turystów zwracać się bezosobowo i nadawać im przezwiska. A poznać się można pewnie. Uściskać, napić, poznać jasne. Ale po tamtej stronie muru. Jak już wrócą wszyscy. Jak tych turystów uda się doprowadzić do bramy, jak uda się ich utrzymać przy życiu. Wtedy już tak. Wtedy można.

I nawet taki mruk i ponurak jak Norton szanował tą tradycję. Bo jak już dojechali, pokazali się w “Barszczu” zapisano im uroczyście kolejne lub pierwsze kreski to się rozeszli. Ale w najbliższy weekend jak już wszyscy odsapnęli i wrócili do normy to urządzili sobie tą parapetówę. Nawet Nick przyszedł. I okazało się, że umie pić, nawet trochę się uśmiechać, żartować nie bardzo no ale język mu się rozwiązał, przed imprezą chyba wyjął sobie ten kij z tyłka no i nawet dało się z nim pogadać. Tak zwyczajnie. Nie jak z przewodnikiem wyprawy, nie jak ze stalkerem, nie jak z kimś kto wrócił właśnie z 18-ej wyprawy tylko tak zwyczajnie. Wypić za tych co zostali w strefie.

Za tą albinoskę Keirę którą rozszarpały jakieś drapieżne kłącza. A potem Joe symbolicznie pochował resztkę jej zakrwawionego skafandra. Została w strefie. Za Michaela, altruistę który w ostatniej chwili zepchnął Mariana do czerwonej, galaretowatej rzeki nim go pochłonęły i znikły te dziwne, strefowe iskierki z jeszcze dziwniejszych drzew. Został w strefie. Za czarnowłosą Leilę która wybiegła razem z wszystkimi gdy przez dymny dach pierwszego obozu po wydostaniu się ze schronu jakaś macka przebiła się przez ten dym. Potem inni jakoś w końcu wrócili. A ona nie. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Została w strefie. Wreszcie za Joe. Który jakimś cudem znalazł się w trzewiach Instytutu gdzie spotkała go czwórka stalkerów. Ale też spotkali się podczas walki z systemami obronnymi schronu. I on wraz z Pszczółką poświęcili się by inni mogli wydostać się na powierzchnię. A im się nie udało. Zostali w strefie. Wreszcie za Kirę co dobrowolnie mianowała się opiekunką, strażniczką, przewodniczką i badaczką Instytutu. Ale więcej ani nie widzieli jej ani nikt nie wrócił ze strefy, że spotkał ją lub Instytut. Może jeszcze kiedyś wróci. Ale na razie została w strefie. Aż do dzisiaj przy takich okazjach salutowali pamięci Mervina i Mariana. Bo też zostali w strefie. Dni, tygodnie, miesiące i wreszcie lata mijały a nikt o nich nie widział i nie słyszał odkąd zdecydowali się nie iść z nimi do Instytutu i spróbować wydostać się z głębokiej na własną rękę. Nie było ich. Zniknęli. Zostali w strefie. Aż niespodziewanie czekali dzisiaj na nich tutaj, razem z Abi. Ale była niespodzianka!

Przez te wszystkie lata gdzieś między jednym balowaniem a drugim Sigrun miała czas na swoje sprawy. Okazało się, że świat nie aż tak bardzo poszedł do przodu z technologią. Powinna być opóźniona o pół wieku w techno rozwoju. Ale nie. Zdławiony i zgruchotany świat nie rozwijał się tak szybko jak kiedyś. Nie było globalnej wymiany informacji, subwencji zza kontynentu czy tanich ale nowoczesnych procesorów z Azji. A i infrastruktura dawnej Szkocji to jakoś nie była Dolina Krzemowa czy cóś. Więc całkiem nieźle jej poszło nadrobienie tych zaległości. Właściwie to w wielu dziedzinach z tego wszystkiego system chwiał się na pograniczu zapaści. Poza tym centrum miejskiego molocha były też rejony gdzie lepiej było nie chodzić samemu. Gdzie były opustoszałe i bezludne ulice gdzie rządził ten kto stał po właściwej stronie spluwy.

Były też centra naukowe. Te o których podczas wyprawy stalkerzy jedynie wspomnieli tu i tam. Strefa miała cały, osobisty kompleks naukowy jak powszechnie nazywano Zone City. Taki uniwerek i laby od strefy. Tutaj choćby zaczynało stalkrerskie kroki wielu stalkerów jak choćby Abi. Tu przekazywali wiedzę stalkerzy, toczyli dyskusje z naukowcami, prezentowali swoje artefakty i gadżety. Gadżety napędzane immaterium tutaj nie działały. Tak tą esencję strefy nazwali jajogłowi. Immaterium. Czyli materię nie z tego świata. Widziała raz jak to charakterystyczne wahadełko Nortona nie różni się niczym od kawałka pogiętego drutu z jakimś szajsem w środku. Pfff! Każdy mógł sobie zrobić coś takiego! To była jedna z tych przeszkód które tak bardzo utrudniało zrozumienie i badanie tym co są tu o zjawiskach które są tam. Siedząc tutaj wśród tych rysunków rodem jak ze scenariusza do jakiegoś filmu sf czy horroru wszystko co mówili stalkerzy, co pokazywali, tłumaczyli łatwo było potraktować jak zwykłą bujdę. Nie ma czegoś takiego! To niemożliwe!

I to była prawda. To było niemożliwe. Tutaj. Albo w świecie jaki pamiętała. Lewiatany wielkości wieżowców? Nie ma takich stworzeń! To niemożliwe! Prawo skali! Ewolucja! Nie da się! No i się nie dało. I były piękne symulacje, które czarno na białym udowadniały, że się nie da. Co? Jakieś żywe cienie w kształcie ludzkich sylwetek co sobie chodzą samopas? Nie. Nie da się. Nie ma cieni bez światła i jakiegoś ciała stałego co daje ten cień. Nie ma cienia bez światła i jakiejś przeszkody. Tak mówią prawa fizyki, optyki i w ogóle. Każdy może sobie podstawić dłoń pod lampę i bawić się w różne zabawne cienie na ścianie. Nawet dziecko. I nawet dziecko wie, że jak się zabierze rękę albo zgasi światło to cienie znikają. Proste prawda? I tak dalej.

A zdjęcia? Zdjęć nie było. Filmy? Filmów też nie. Rysunki? Okey, rysunki się zdarzały. Ale przecież to rysunki. Papier i ołówek. Można narysować cokolwiek. Trochę czasu i talentu i proszę bardzo. Artefakty? No okey, były. Ale to jakiś złom bez żadnych wyjątkowych właściwości. Piórko tu, jakiś bazgroł tam, tu znaczek na szczęście. Zwykły zabobon i szmelc.

Tak to wyglądało okiem sceptyków. To było to o czym wieki temu Nick i Abi mówili na samym początku. Strefa, zwłaszcza ta głęboka, działa tylko w strefie. Nie dało się komuś zza muru pokazać żadnego, namacalnego dowodu na istnienie strefy. Wszystko co dało się z niej wynieść poza nią wyglądało jak dowolny inny kawałek gruzu, złomu czy artefaktu z dawnych czasów. Dyski i dyskietki nie działały, właściwie jak coś nie było na papierze to miało marne szanse na przekazanie jakichś informacji. A papier słabo sobie radził w warunkach dekad w postapo. Więc zostawali sami stalkerzy i to co oni przekazali reszcie. A ci byli stalkerami a nie naukowcami. I w Zona City te dwie grupy zarówno się ścierały, wściekły na siebie, wyzywały od ignorantów co nie mają o niczym pojęcia ale jakoś mimo to jakoś próbowali wspólnie wyciągnąć wnioski i odcyfrować jakąś zagadkę strefy. Tak jak było z tymi papierami co wynieśli z Instytutu. Rok czy dwa nad tym siedzieli, robili sympozja, jak się dali to zapraszali całą piątkę albo kogoś z nich, wiecznie o coś pytali i w ogóle. Ale po tym roku czy dwóch coś jednak zaczęli składać z tego do kupy czym mógł być Instytut i co tam i jak mogło działać. Gdyby nie był w strefie pewnie by zorganizowano kolejną ekspedycję. No ale właśnie był w strefie. Więc wszelkie plany i zamiary były bezużyteczne. Można było liczyć, że tak jak poprzednio znów ktoś na niego trafi. Niemniej ta ich wyprawa udowodniła to co najważniejsze. Że ten dotąd legendarny i właściwie niepotwierdzony Instytut naprawdę istnieje. Legenda stała się faktem. Co jednak nie zmniejszyło zainteresowania tajemnicami jakie skrywa.


Koichi



Okazało się, że czy upadek świata czy nie wojna się nigdy nie kończy. Co najwyżej się zmienia. A skoro była wojna to byli i ludzie jacy w niej walczyli. A tacy chcieli się szkolić i doskonalić w tym kierunku. Były też sztuki walki i ludzie których one pociągały. Więc chociaż realia zmieniły się diametralnie to wciąż istnienie dojo miało rację bytu. Tak samo jak sensei który ją prowadził.

Przydały mu się te diamenty. Pożegnalny prezent od świata i ludzi który już nie istniał. Na otwarcie nowego rozdziału w życiu. Na nową drogę, na zapisanie czystej książki własnym pismem od nowa. Stare życie znikło. Nikt go tu nie znał. Mało kto widział i rozumiał jego tatuaże. A, że same tatuaże były w modzie, to i nawet jak widział to niekoniecznie musiał wiedzieć z kim naprawdę ma do czynienia. I jakoś tak płynnie, dzięki własnej pracy, wytrwałości i zaradności przekształcił się z zabójcy i gangstera w biznesmena i sensei. Miał własne dojo i już nawet stałych uczniów i klientów. Zaczynał sobie wyrabiać markę. Czasem miał jakiś kontakt z pozostałą czwórką z jaką wydostał się za mur ale niezbyt często. Jak już to zwykle spotykali się gdy celebrowali dzień powrotu w połowie października. Bo tutaj za murem był październik i reszta znajomych dni tygodnia i miesięcy. Nie tak jak w strefie. Było się łatwiej przyzwyczaić. A jak się nieco przymknęło oko to te Neon City nie było aż tak bardzo odmienne niż centrum Tokio czy Shanghai albo Londynu.

Nazwa dojo jak ktoś nie znał japońskiego to chyba nic nikomu nie mówiła. Chyba, że ktoś użył jakiegoś translatora. Ale jak tak się działo to zdarzało mu się słyszeć pytania skąd taka nietypowa nazwa. Kocimiętka. Przecież nijak się nie kojarzy z wojną, walką czy sztukami walki. No to tak, o to się pytał czasem ktoś.

Prawdziwe znaczenie kocimiętki dało się oszacować dopiero tutaj. Za murem. Kocimiętka była wyjątkowa nawet jak na te czary - mary jakie non stop urządzała strefa. Bo działała nawet za Murem. Słabo, o wiele słabiej ale cokolwiek działała. Przez co stanowiła fenomen sam w sobie. A przez to miała niesamowite właściwości. Prawie magiczne. Pozwalała chociaż w niewielkim stopniu zademonstrować tutaj jakie możliwości ma strefa. Jedną z nich było pozbycie się markera. Co powszechnie uważano za niemożliwe. No chyba, że użyje się kocimiętki.

- Właściwie to Nick miał rację. Mogliśmy cię albo zostawić albo spróbować dorwać kocimiętkę. Bo jakbyś był razem z nami to cały czas ściągałbyś hellhoundy. - tak jakoś mu potem to przy jakiejś okazji tłumaczyła Abi. Wyglądało na to, że jak hellhound kogoś dziabnie to ptokach. Jakoś przekazuje to strefie. Więc nawet zabicie go nic nie zmienia. A strefa jak do zainfekowanego miejsca wysyła kolejne hellhoundy. Każdy może znów dziabnąć albo i załatwić na dobre. Jak się je zabije to nic nie zmienia. Przybywa ich jeszcze więcej. I tak chyba bez końca. W każdym razie w takim starciu ludzie na dłuższą metę byli bez szans. Strefa zawsze w końcu wygrywała. Chyba, że działo się to blisko krawędzi strefy i była szansa zwiać. No albo użyć kocimiętki.

A kocimiętka to była rzadkość. Ja to gdzieś potem usłyszał jak raz do roku ktoś trafił na kocimiętkę to to był świetny sezon na kocimiętki. Więc rzadkość. Chociaż w tym mieście i świecie, właśnie tak się kojarzyła ta nazwa. Z czymś rzadkim, wyjątkowym o niesamowitych, wręcz magicznych właściwościach. Bo jakoś ten duch strefy i stalkerów przenikał do kultury dnia codziennego. Ale pewnie nawet kursanci i studenci dojo nie spodziewali się, że ich sensei miał osobiste doświadczenia z tą kocimiętką. Tak samo on nie spodziewał się telefonu od Abi w połowie lipca. Ale zapraszała go na spotkanie wieczorem w “Barszczu” mówiąc, że chodzi o coś niesamowicie ważnego. Ale nic więcej z niej nie wycisnął.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-01-2021, 10:17   #374
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 3 lata później (2/2)

Marian i Mervin



Przyjechali. Chris, Abi i Mark dowieźli ich na właściwą stronę Muru. Byli bezpieczni. Już wiedzieli od Abi, że z tymi co się rozstawali wieki temu, na bezimiennym gruzowisku w głębokiej strefie z pozostałych hibernatusów wrócili David, Koichi i Sigrun. Joe i Pszczółka zginęli w trzewiach Instytutu a Kari postanowiła tam zostać dobrowolnie. Ale pozostała trójka wciąż żyła i raczej ułożyła sobie na nowo życie w Neon City. Brakowało Nicka. Abi po tamtej ekspedycji wracała do głębokiej jeszcze 6 razy. Aż jakiś rok temu Nick został w strefie na swojej 24 wyprawie. I Abi wróciła sama. Od tamtego czasu była w głębokiej 3 razy tylko już w obecnym składzie z Chrisem i Markiem. To była jej 14-ta wyprawa. Nawet jak na standardy stalkerów była już doświadczonym weteranem. Chris wracał z 8-ej a Mark miał za sobą 6 ale tylko 2 do głębokiej. Jak mówił to nie dla niego. I woli czekać w obozie na powrót stalkerów.

- Ale wiecie co chłopaki? - Abi odwróciła się do nich z wesołym błyskiem w oku. Przetrzymała ich tak chwilę w radosnej niepewności. - Zrobimy im niespodziankę! Ale się zdziwią! Tylko nic im nie mówcie dobra? Wytrzymacie do jutra? Zatrzymacie się u nas. A ja ich ściągnę do klubu i zrobimy sobie imprezę! Ale się zdziwią! Pewnie tak jak ja jak was rozpoznałam! - Abi pomimo spalonej strefą połowy twarzy i jednego własnego oka śmiała się i cieszyła jakby znów miała 18 lat.

Ale gdy Abi usłyszała, że obaj rozmyślają o karierze stalkera miała pewne zastrzeżenie. Całkiem poważne.

- Ja wam nie bronię. Ale obaj jesteście markerami. Strefa was oznaczyła jako szkodników i teraz zawsze będzie reagować na waszą obecność wysyłając hellhoundy. Zaczniecie dokładnie od tego na czym skończyliście. Czy dzisiaj, czy jutro, za rok czy dziesięć. Nie ma przedawnienia. Jedyny sposób jaki znam to kocimiętka. Więc przemyślcie to jeszcze. - jakoś tak to powiedziała. I raczej nie żartowała. Chris przytaknął głową jej słowom. Wyglądało trochę tak jakby zaraz po przekroczeniu głębokiej będą już na nich czekać hellhoundy. No albo prawie. W każdym razie taki wariant nie był niemożliwy. Co stało w opozycji do tej stalkerskiej roboty jaka głównie polegała na znikaniu, przekradaniu się, przenikaniu i tak dalej w ten deseń. Jakby chcieć się zakraść na posesję gdzie alarm włącza się zaraz po przeskoczeniu ogrodzenia. Ale to jeszcze było jak odpoczywali u stalkerów wracając do sił i zdrowia. A teraz był ten wieczór z niespodzianką.

A potem tak zrobili. Nawet zatrzymali się na jedną noc a kilka. Przydało się. Nabrać sił i zwyczajnie odespać tą całą strefę. Przyjeżdżali jacyś lekarze, szprycowali ich jakimiś lekami, zszywali rany i generalnie było coraz lepiej. Aż wreszcie byli gotowi. No a i Abi udało się zorganizować to spotkanie z pozostałą trójką. Ale pod “Barszcz” przyjechali nieco wcześniej. By pozostała trójka miała niespodziankę. No a oni z Abi mogli się rozejrzeć po tym stalkerskim klubie. Ta biała tablica gdzie na samym szczycie była mała miniaturka Nortona. Ciepła, pogodna i wesoła dokładnie tak jak go zapamiętał chyba każdy. I inne portrety i kolejne kreski. Abi też już miała na tyle wysokie notowania, że była uwzględniona w tym notowaniu. Więc miała mir w tym klubie. No a oni niejako razem z nią skoro byli jej gośćmi.

Abi poza tym, że pełniła rolę gospodyni była też ich przewodniczką. Pokazała im ścianę pamięci dla tych co nie wrócili ze strefy. Pokazała fotkę Joe jaką jakiś czas temu skądś wygrzebała Sigrun. Jakieś wojskowe, tajne akcje nieistniejącego już świata. Ale nie tylko facjata Wielkiego jak go ochrzcił Nick była im znajoma. Obok rozpoznali całą szóstkę twarzy. Poważna twarz Michaela. Bladolica Keira. Czarnowłosa Leila. No i oni sami. Mervin i Marian. Patrzyli na nich samych ze swoich portretów i tak samo jak inni mieli czarny pasek w rogu. I datę. 2088. Każdy czarny pasek miał rok. 2045, 2059, 2038, 2086 i tak dalej. Całe lata i dekady jaką pochłonęła strefa.

- Weźcie. To przynosi szczęście. Jak ponowne narodziny, powrót zza grobu i takie tam. Kiedyś chyba też tak się mówiło prawda? - Abi z uśmiechem odpięła oba portrety i wręczyła obu właścicielom. - Rzadko się zdarza. Jak ktoś dostanie czarny pas to zazwyczaj już na stałe. - powiedziała wciąż wesoło. Ale pokazała im jeszcze jeden portret. Ponury brunet w czarnej, wełnianej czapeczce. Podobnej w jakiej go zapamiętali. Też był podpisany i miał czarny pas z datą. Nick Norton 2090.

- Chodźcie, bo zaraz pewnie przyjadą. Zamówiłam nam stolik, nikt nam nie będzie przeszkadzał. - stalkerka pociągnęła ich w stronę wybranej loży gdzie zajęli swoje miejsca. I mogli swobodnie coś zamówić, rozejrzeć się i pogadać. Abi udało się tak to zorganizować, że jedno auto jednym rzutem przywiozło całą trójkę. I wreszcie się spotkali! Po tylu latach! I to dosłownie! Pierwszy raz od tamtego pamiętnego rozstania na bezimiennych ruinach głębokiej strefy. Nie wszystkim się udało ale tym co się wydostali za mur wreszcie byli w komplecie!


---


* - kawałek wspomnień Sigrun napisany przez Santo


---


K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172