Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2018, 01:13   #1
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Arrow [Fallout] War Never Changes

Link do Sztabu.

War... war never changes...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mz8icJQKGgM[/MEDIA]

Pustkowie Mojave. Dawniej Pustynia Mojave, fragment Kalifornii i Nevady, regionów administracyjnych Wspólnoty Południowozachodniej - jednej z trzynastu części składowych Stanów Zjednoczonych Ameryki. A przynajmniej kiedy te Stany jeszcze istniały. To stare dzieje. Wszak od Wielkiej Wojny która zmiotła Stary Świat minęło ponad dwieście lat. Podczas i tuż po wojnie panował chaos. Wielu ludzi, o dziwo, przetrwało bomby. Rejon Las Vegas i okolica nie oberwały tak mocno, jak się można było tego spodziewać. Legendy głosiły, że szczyt wielkiego kasyna Lucky 38 w centrum Vegas rozbrzmiewał czerwonym, laserowym światłem, które niszczyło spadające rakiety, nim te mogły zrujnować miasto. To wcale nie ocaliło populacji. Ludzie zabijali się nawzajem, rabując co popadło - wpierw precjoza, później tylko wodę, żywność, amunicję, broń, medykamenty. Armia, policja i Gwardia Narodowa poszły w rozsypkę. Wielu żołnierzy i policjantów próbowało bronić starego porządku - inni wykorzystali swoje szkolenie i broń aby przetrwać kosztem innych. Ostatecznie, niewiele po nich wszystkich zostało. Anarchia, promieniowanie i brak zapasów skutecznie wytrzebiły większość. Ci, co przetrwali, byli nieliczni i rozpierzchli się po świecie Pustkowi, nie mogąc nigdzie znaleźć ni pocieszenia, ni prawdziwego schronienia. Mojave ucichło i pogrążyło się w ciemnościach na całe dekady. Dopiero później, kiedy zakończył się okres szalonych mutacji, promieniowanie opadło do "znośnego" poziomu i przebrzmiała wieloletnia, mordercza, nuklearna zima, Mojave zaczęło powoli odżywać. Pojawiały się grupy ludzi, już rodzonych i chowanych na gruzach starego ładu. Zacofane plemiona dzikusów. Nomadyczni obszarpańcy z Pustkowi. Osadnicy gnieżdżący się w szałasach i mniejszych ruinach. Gangi raidersów i plemiona kanibali, terroryzujące wszystkich. Ludzie wrócili do Mojave, a wraz z nimi przemoc.

Dziś, piaski Mojave znów piły ludzką krew.

Ponad dwie dekady temu NCR, pierwszy znany Pustkowiom twór państwowy, rozszerzył swe granice na tereny dawnej Nevady. Wpierw posyłał trzy bataliony żołnierzy piechoty swej młodej (acz już doświadczonej w krwawych, wieloletnich i zażartych bojach z raidersami i łowcami niewolników) armii do Mojave, goniąc za rozsypującymi się, legendarnymi bandami mającymi swe korzenie w Krypcie 15 - Szakalami, Żmijami i Chanami. Po drodze naszło zjawisko "mission creep". Dekadę po pierwszym wkroczeniu do Nevady, jeszcze większe siły Armii NCR ruszyły antyczną asfaltową blizną Long 15, przekroczyły granicę wyznaczaną przez silnie obwarowany Posterunek Mojave zbudowany blisko dawnej mieściny Mountain Crossing, i uderzyły na Bullhead City - zrujnowane "miasto na Colorado"; rzece, która wkrótce miała być najważniejszą w dotychczasowym istnieniu Republiki Nowej Kalifornii.

Miała być Rubikonem nowego Cezara.

Najsilniejsze i największe gangi raidersów, bandy kanibali i agresywne plemiona dzikusów zostały tego dnia zmiażdżone i rozbite w pył. Byłaby to bitwa bliźniaczo podobna do krwawej rozprawy, która raz na zawsze rozstrzygnęła Wojnę z Raidersami na Zachodzie - gdyby nie fakt, że Armia NCR była dużo silniejsza i bardziej doświadczona niż wtedy, a oponenci nie byli tej samej klasy. To starcie było bardzo jednostronne, a dowodzący generał Aaron Kimball uzyskał wielką famę i tytuł "Bohatera z Mojave". Tak zakończyła się "Pacyfikacja Mojave". Wkrótce potem powstały pierwsze bazy, posterunki, osiedla, farmy i inne obiekty. Podpisano historyczny Traktat Unifikacyjny Rangersów, jednoczący tych z Zachodu z legendarnymi Desert Rangers z Nevady w jedną, elitarną formację pod sztandarem NCR. Dotarto do ruin Las Vegas i opuszczonej tamy Hoovera, nawiązując kontakt z Panem House (rzekomo tym samym Robertem Housem, co przed Wojną) i jego Trzema Rodzinami. Podpisano drugi, chyba jeszcze ważniejszy dokument - Traktat z New Vegas, przyznający NCR kontrolę nad tamą Hoovera, nawiązujący relacje dyplomatyczne za pośrednictwem ambasady w New Vegas Strip, rozpoczynający nową, złotą erę handlu, hazardu i energii elektrycznej - dzięki wsparciu ze strony House'a i wysiłkom korpusu inżynieryjnego, tama Hoovera znów zaczęła pracować, zasilając New Vegas i NCR w ilości prądu niesłychane od ponad dwustu lat. Powstały silne ośrodki militarne na lotnisku McCarran i na wybrzeżu jeziora Mead. Założono więzienie nieopodal Jean, Goodsprings i Primm, zasilające projekt linii kolejowej w siłę roboczą, oraz kamieniołomy w Sloan. Pustkowie Mojave i NCR przez ten czas odetchnęły... ale nie na długo.

Wciąż tlił się konflikt między dawnymi sojusznikami, a dzisiejszymi wrogami - NCR a Bractwem Stali. Jednak nawet i ci potężni niegdyś oponenci Nowej Kalifornii zostali sprowadzeni do piachu, przetrzebieni na Zachodzie i krwawo pobici w bitwie o antyczną elektrownię solarną HELIOS. Zmaterializowały się też nowe (a po prawdzie, to stare) zagrożenia - wielki gang szalonych, naćpanych raidersów - The Fiends - oraz "starzy znajomi", Great Khans. Jednakże nawet i te grupy nie były w stanie wypchnąć NCR z regionu. Fiends byli trzymani w patowej sytuacji przez garnizon z Camp McCarran, Chanowie zaś zostali przegnani do odległego kanionu Red Rock po niesławnej Masakrze w Bitter Springs. Nie... to nie Bractwo, nie Fiends i nie Great Khans stanowiło prawdziwe zagrożenie, ani inne gangi czy grupy lokalne, ani nawet Mr. House ze swoimi mafijnymi rodzinami oraz małą armią robotów, Securitronów.

To Legion Cezara. Osiemdziesiąt sześć plemion pochodzących z dawnej Wspólnoty Czterech Stanów, głównie z Arizony, acz w skład owego rodzącego się imperium inkorporowano także grupy z Nowego Meksyku, Colorado, Utah, a także Nevady. NCR wiedziało o istnieniu Legionu już od czasu Traktatu Unifikacyjnego - Desert Rangers toczyli długą wojnę z Legionem... i ją przegrywali. Każdy, kto stawał na drodze Legionu przegrywał... a potem znikał, niszczony i wchłaniany bez żadnych kompromisów. Wreszcie Cezar, niekwestionowany twórca i lider tej nietypowej armii, wzorowanej na antycznym Imperium Romanum, zwrócił swój wzrok na Pustkowie Mojave, NCR i tamę Hoovera. Chciał przekształcić swoją armię byłych dzikusów i nomadów w prawdziwe imperium. New Vegas miało być jego Rzymem, rzeka Colorado jego Rubikonem, a NCR zmurszałą republiką, którą miał zastąpić monolitem imperialnej, dziedzicznej, miltiarystycznej dyktatury. Miał być drugim Gajuszem Juliuszem Cezarem i odtwórcą "prawdziwej" cywilizacji na gruzach Ameryki.

Cywilizacji surowej, brutalnej i bezkompromisowej, miażdżącej wszelki opór, niszczącej wszelkie przejawy dywersyfikacji kultur, języków i zwyczajów. Dla Legionu mógł istnieć tylko Legion, a dla Cezara losem Zachodu mogło być tylko Pax Romana.

Oczywiście NCR nie miało zamiaru się temu poddać. I, w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich oponentów Cezara, miało siły i środki ku temu, by walczyć. Wybuchła wojna, z początku polegająca na wzajemnych rajdach przez rzekę i mniejszych starciach po wschodniej stronie rzeki Kolorado. Pierwszy znak, że NCR będzie miało ciężką przeprawę, przyszedł w rejonie dziś znanym jako "The Divide" - dawnych miastach Hopeville i Ashton, zaatakowanych przez pokaźne oddziały Legionu... i w niewyjaśnionych okolicznościach zrujnowany w apokaliptycznym wydarzeniu, które rozpruło ziemię, niebo zaćmiły piaskowymi burzami, a miasta zrujnowało, powodując poważne problemy logistyczne dla NCR i innych okolicznych przedstawicieli cywilizacji. Legion nie odczuł tego wydarzenia i szybko zgromadził dość wielką armię, aby bezpośrednio uderzyć na tamę Hoovera pod wodzą legendarnego Legata z Malpais, Joshuy Grahama. Bitwa o Tamę Hoovera była niespotykana w dziejach powojennej Ameryki. Setki żołnierzy i legionistów wzięło w niej udział. Tama została wzięta, wojska NCR wyparte do pobliskiej mieściny Boulder City. Pobliskie centrum dowodzenia w Camp Golf również było oblężone przez napastnika. Legioniści ruszyli za ciosem, prosto w pułapkę. Snajperzy z NCR Rangers i 1st Reconnaissance Battalion bezkarnie sprzątnęli wyróżniających się oficerów Legionu, pozostając na niedostępnych skalistych półkach ponad tamą. Legat, widząc zamieszanie w szeregach silnie zdyscyplinowanych i zorganizowanych legionistów, posłał ich na Boulder City... kiedy całe miasto wybuchło od obłędnych ilości C4 podłożonych przez rangersów, dziesiątkując jego armię. Kontratak Armii NCR pogonił to, co zostało z dumnych niegdyś sztandarów Legionu daleko za rzekę i ledwo utrzymali Fortification Hill, główny militarny obóz Legionu. Graham został surowo ukarany przez Cezara i usunięty z obrazka. Następne miesiące przyniosły kolejne sukcesy Nowej Kalifornii, która zakładała kolejne bazy, między innymi na Willow Beach i Arizona Spillway. Wkrótce jednak legion powrócił do działań zaczepnych i NCR znów zostało wyparte za rzekę.

Następne trzy lata upłynęły na wzajemnych rajdach przez rzekę (acz te ze strony NCR były wykonywane tylko przez Rangersów i stopniowo malały, zaś te ze strony Legionu były co raz częstsze), ustanawianiu baz i posterunków przez NCR oraz mniejszych starciach o wybrane lokacje, w tym tamę. Wojna przybrała pozycyjny charakter, który zaczynał poważnie ciążyć młodej demokracji - każdego roku jej siły zbrojne traciły blisko tysiąc ludzi, zadając być może połowę czy nawet jedną trzecią strat Legionistom. Przedłużający się, krwawy konflikt, upór najwyższego dowództwa i prezydentury, pogłoski o rosnącej potędze i armii Legionu, bezkarni raidersi z gangów Jackals, Vipers i Fiends, drenaż pieniędzy w dziurze bez dna jakim było New Vegas Strip, wreszcie pogłębiający się kryzys finansowy po brawurowym zniszczeniu rezerw złota przez sabotażystów z Bractwa Stali w stolicy NCR... to wszystko sprawiało, że sytuacja stawała się co raz bardziej napięta, a przyszłość Republiki wydawała się z każdym rokiem wisieć na coraz cieńszym włosiu.
I ten włos miał się niedługo stać jeszcze cieńszy.


War never changes.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zUrx1yEPdtU[/MEDIA]

Godzina 7:30, 14 kwietnia 2280 roku, Mojave Outpost.

Koszary. Wojskowy dryl. Wczesna pobudka, zaprawa, higiena, musztra, śniadanie w mesie.

Posterunek Mojave wciąż tętnił życiem. Może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Codziennie przekraczały go karawany wiozące towary w obydwie strony. Rzesze podróżników, turystów i hazardzistów kroczących międzystanową piętnastką celem dotarcia do New Vegas, jaśniejącego miasta świateł i blichtru, ziemi obiecanej dla bogatych i biednych pospołu. Całe kompanie żołnierzy, maszerujących pieszo lub wiezionych wojskowymi ciężarówkami. Świeży rekruci idący na front lub do garnizonów... i nieco mniejsze grupy tych zluzowanych, wracających do domów. Do tego cywile, ci sami turyści, podróżnicy i hazardziści, również idący z powrotem do Kalifornii.

Tak wiele kontrastów. Twarze młode i stare, pełne pewności siebie, nadziei, strachu, radości, świeżości, niepewności. Pełne spektrum emocji. I te, które skierowały się w drugą stronę. Jednolite. Markotne, zmęczone, zrezygnowane, zadumane, zrozpaczone.

Mojave łamało ludzkie życia - dosłownie i w przenośni.

W rejonie najbliższym Kalifornii operował, przynajmniej według papierów, Piąty Batalion Armii NCR. W tym batalionie była Pierwsza Kompania, obstawiająca Posterunek Mojave i patrolująca Long 15 aż za Sloan oraz starą drogę nr 164 przez Nipton aż po Camp Searchlight i Camp Cottonwood Cove. W tej kompanii był Trzeci Pluton, obecnie siedzący na dupie. A pośród tych siedzących na dupie była Drużyna B sierżanta Jebediaha Taylora. Oprócz twardego i nieprzejednanego "Hardass Taylor", było jeszcze jedenastu żołnierzy. Szeregowi Barry Simmons, Martin J. Lucas, Max Manderson, Robin White, Utangisila, Feng Lee, Stan Wilson, kapral Wade Harris oraz specjaliści Richard Vernon, Billy Kitty i Natalia Dubois. I drużynowa, plutonowa, a nawet kompanijna i batalionowa (zależy kogo spytać) maskotka - cyberpies typu Cyberhound Mk II Personal Security Model, K-9000 (w skrócie "Key").

Cały pluton był świeży jak dupa młodego świnioszczura - i równie śmierdzący "świeżością". Przeszedłszy iście dzikie (i męczące) perturbacje, z których rzeczywiste szkolenie i zaprawa były czymś normalniejszym, w Boot Camp Barstow, ponad miesiąc temu, trafił tu, do Mojave Outpost, do reszty macierzystej jednostki. A przynajmniej na papierze. W Mojave był taki burdel, że z ledwością było wiadomo gdzie była jaka jednostka. W praktyce, ludzie należący do 1 Kompanii (nie mówiąc o 5 Batalionie w ogóle) byli porozpieprzani po połowie Nevady. A teraz nastał wielki dzień, po ponad tygodniu siedzenia na dupie w tej zapadłej dziurze, okazyjnie urozmaicanym patrolami do Primm i z powrotem.

Trzeci Pluton miał zostać przerzucony do Camp Cottonwood Cove, pieszczotliwie nazwanego przez żołnierzy "umieralnią", "rupieciarnią", "ściek-obozem" i "furtką". To tam już od kilku lat kierowały się co raz to mniejsze tłumy uchodźców umykające z terenów Legionu Cezara w poszukiwaniu innej przyszłości. Lub jakiejkolwiek przyszłości. Tam byli przechowywani w obozie dla uchodźców, stawiani na nogi, sprawdzani, maglowani, przekształcani w nowych obywateli NCR, rekrutów do Armii lub wolnych ludzi Mojave. Albo posyłani do pierdla niedaleko Primm, zależy od przypadku. Był to też jeden z najważniejszych obozów wojskowych na brzegu rzeki Colorado. Nie raz i nie dwa Legion próbował go atakować. "Przemiał" ludzi, z obydwu stron konfliktu i wszystkich pomiędzy, był spory. Tam zawsze potrzebowano świeżaków... i sanitariuszy, a tych akurat Drużyna B miała zadziwiająco dużo, bo aż troje - ani chybi błąd w papierach, że wszystkich skomasowano w jednej drużynie.

Teraz trafili przed oblicze oficera dyżurnego, rangersa o nazwisku Jackson, który miał ich wylegitymować, spisać i posłać w cholerę wraz z następnym transportem logistycznym do Cottonwood.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 23-05-2019 o 19:54. Powód: Poprawki
Micas jest offline  
Stary 21-11-2018, 09:29   #2
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pustkowie Mojave.

Dla Utanga kraina ta była niczym rodzime strony... kilkadziesiąt lat temu przed tym jak Wybraniec rozprawił się z platformą wiertniczą Enklawy i sprawił że Zachodnie Wybrzeże stało się trochę bezpieczniejsze. Teraz tamta okolica kwitła, a tutaj dalej była pustynia. Z drugiej strony jak powiadają tutejsi - kraina ta nie została tak srodze potraktowana Niewidzialnym Ogniem Atomowej Apokalipsy. Dlatego też Mojave obfitowało w pustynną roślinność. Dlatego też ściągnęły tutaj ze Spalonych terenów istoty wykrzywione przez Niewidzialny Ogień.
To były poważne rzeczy do rozważania przez ten czas, kiedy wojownicy NCR tkwili na posterunku czekając aż wojenna starszyzna coś postanowi. W jego rodzinnym Arroyo decyzje podejmowano szybko. W takich chwilach tęsknił za rodzinną wioską. Tylko duma zostania wybranym jako pomoc dla NCR sprawiała, że ta tęsknota nie stawała się jakąś poważną bolączką.

Szczupły, wysoki, spokojny na twarzy i uprzejmy. Jemu niewygody nie przeszkadzały, ani pogoda, ani wyczekiwanie, jakby to wszystko było zwykłymi rzeczami z którymi był pogodzony. Niewiele mówił, a i był oszczędny w słowach, czym potrafił irytować ludzi. Nikt z oddziału jednak chyba nie był w stanie się na niego gniewać, szczególnie że na każdym patrolu przydziałową rację można było urozmaicić znalezionymi przez Utanga owocami.

Wojownik położył na biurku Łowczego Jacksona medaliony wojownika NCR oraz książeczkę wojownika ze zdjęciem, rodowodem oraz spisaną wojenną ścieżką (krótką bo krótką - wszak był tam tylko wpis z obozu szkoleniowego). Robił to wszystko z wielkim spokojem, graniczącym prawie z ociąganiem się. Nerwowy tupot czy gniewne spojrzenia niewiele pomagały. Utang dał się spisać, po czym schował swoje Insygnia Istnienia i odstąpił na bok, aby zaczekać na resztę oddziału.

W oddziale Utangisila pełnił rolę zwiadowcy. Kiedy coś dostrzeżono, zwykle to on szedł naprzód, aby sprawdzić z czym mają do czynienia. Rzeczy które widział opisywał często słowami pasującymi bardziej dzikusowi niż cywilizowanemu człowiekowi. Pochodzenie z Pustkowi tym bardziej wyzierało z faktu, że ani karabin, ani pistolet nie leżały mu w dłoni. W ogóle przy użyciu samych dłoni najlepiej sobie radził posyłając na ziemię tych, którzy stawali na przeciw niego. Zwykle łamiąc im przy tym niektóre części ciała.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 21-11-2018 o 12:07.
Stalowy jest offline  
Stary 21-11-2018, 15:53   #3
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Nicnierobienie było cudownym doświadczeniem. Key jeszcze czegoś takiego nie robił. Delektował się tym jak każdym nowym doświadczeniem. Chłonął je. Sobą był dopiero od roku. Wcześniej był zwykłym kundlem po przygodzie matki, świeć panie jej duszy w wielkiej budzie w niebie, z radiacją. Eksperyment doktora McTageta dzięki notatkom z Navarro okazał się sukcesem. Działającym! Bo wiedzieć wszystkim trzeba, że doktor miał wiele innych sukcesów, by płodnym naukowcem i wynalazcą. niestety większość z tego nie nadawała się do użytku albo nie działała.

K-9000, czyli Key dla przyjaciół był jego najnowszym dzieckiem. Fakt, jak na dziecko był wyrośnięty. Prawie sto kilo wagi ścięgien, mięśni i stali. Prawą stronę łba pokrywa pancerz, a zamiast zwyczajnego oka, lśniło krwistą czerwienią cybernetyczne ślepie. Skołtunione futro owczarka kaukaskiego prawie, że czystej krwi, trzeba było czesać od czasu do czasu. W końcu to był jakby nie patrzeć jego mundur. A żołnierz powinien zawsze prezentować się nienagannie. Dbanie o umundurowanie Key lubił, bo raz że to oznaczało czesanie, a dwa nie on to musiał robić.

Key nie mógł się doczekać, aż przyjdzie jego kolej na wpisanie do papierów. Uwielbiał patrzeć na miny trepów. Gdy tylko koleś ze sztywnym i okrągłym włosiem na głowie odszedł od biurka Key zajął jego miejsce. Uśmiechnął się na psi sposób i zasalutował ogonem. Tzn. pomachał tak energicznie, że gdyby zawadził kogoś słabszej postawy to pewnie by go powalił.
- Następny - rzucił rangers znad papierów ignorując psa.
- Szeregowy K-9000, Cyberhound Mk II Personal Security Model.
Rangers zamarł, trawiąc sytuację.
- Jadł pan iguanę, nie zostało może kawałek?
- Papiery.

- Mam tu przyczepione - odchylił łeb pokazując plakietkę przy obroży - Tylko uwaga, ostatni upgrade Automatycznych Odruchów Bojowych czasami mylnie interpretuje gesty.
Wyciągnięta dłoń Jacksona zamarła i bardzo powoli zbliżyła się do plakietki. Key spokojnie siedział uśmiechając się pełną szczęką.
Rangers zapisał co miał zapisać i powiedział:
- Następny.
- A wracając do iguany…

Jackson chwilę popatrzył, sięgnął za siebie i wziął ze skrzyni na wpół obgryziony szkielet iguany na patyku.
- Jeśli to sprawi, że się zamkniesz to masz.
Key złapał poczęstunek i powiedział:
- Nie sprawi, modulator nie jest powiązany z przełykiem. To całkiem osobna…
- Zjeżdżaj!

- Tak jest - zasalutował ogonem. Wciąż salutując i mało komuś nie wybijając przy tym oka patykiem od iguany zasiadł między swoimi.
- Komuś gryza? - zapytał miażdżąc zębami głowę iguany.
 
Mike jest offline  
Stary 21-11-2018, 17:49   #4
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Podziękuję. - Utangisila grzecznie odmówił poczęstunku.

Kiedy Key dojadł iguanę i siadł spokojnie, czarnoskóry wojownik położył dłoń na karku cyber-zwierzęcia i podrapał go. Wiedział, że zwierzęta nie lubią dotyku w trakcie posiłku. Można było stracić dłoń, a ich wilczur wyglądał na takiego, który jest w stanie odgryźć całą rękę. Lubił to zwierze. Lubił dlatego, że przypominało mu dom i dobre chwile na polowaniu.

- Dobry pies. - rzekł z namaszczeniem Utang dalej drapiąc psa po karku.
 
Stalowy jest offline  
Stary 21-11-2018, 20:10   #5
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Billy wypił za dużo ostatniego wieczoru. Albo może pił nie to co trzeba. Jak się zastanowić to nie był nawet pewien czym był ten zielony, mętny płyn, który spożyli razem z Rogersem. Teraz bolała go głowa, oczy mu się kleiły ze zmęczenia, a w gardle i na języku odczuwał dokuczliwą suchość. A najgorszym z tego wszystkiego był fakt, że widział jakiegoś robo-psa. Białe szczury jeszcze by zrozumiał, ale to? Jakby tego było mało ta dziwna istota potrafiła mówić! Takiego delirium nie miewał nawet w czasach, gdy pochłaniał jet.

Dopiero po chwili pełnej strachu i konsternacji zauważył, że nie jest jedynym, który widzi to dziwo. Inni również zdawali się podążać za nim wzrokiem, a ten, który jako pierwszy podszedł do Jacksona, nawet go pogłaskał. Czyli to nie mogą być zwidy, chyba że odjechał zupełnie i wszystko to jest jednym wielkim majakiem. Z drugiej strony chyba by nie doszedł do takiego wniosku, gdyby to faktycznie były halucynacje, prawda? Prawda? Pewnie, że prawda. Znaczy trzeba grać swoją rolę i udawać, że wszystko jest w porządku.

Billy podszedł do oficera jako następny. Zasalutował niezbyt energicznym ruchem, ale nie odważył się stanąć na baczność, nogi wolał trzymać w rozkroku. "Zabiję tego Rogersa" pomyślał. Ostrożnie położył swoje papiery na biurko i powiedział:

- Szeregowy Sticky, na rozkaz - umyślnie użył swojej ksywy.

Raz, że i tak wszyscy go tak nazywali, dwa, chociaż kochał babcię, która go wychowała, nie przepadał za swoim nazwiskiem i nie zamierzał go używać tak długo jak to było możliwe. Na szczęście Jacksonowi to wystarczyło, a co jeszcze ważniejsze nie zwrócił uwagi na stan Billy'ego. Być może wiedział, że chłopak miał całonocny dyżur i przez kilka godzin sam składał do kupy dwójkę idiotów, która pobiła się w kolejce do wydawania posiłków. Kilka szklaneczek specyfiku Rogersa, który przedtem spożył nie pomogły mu w tym zadaniu. Sam Rogers, który zdążył się już wówczas schlać do nieprzytomności, również. Niech go szlag.

Oficer oddał Billy'emu papiery, a ten jeszcze raz zasalutował, choć przypominało to bardziej próbę odgarnięcia z czoła grzywki, której zresztą nie miał. Następnie dołączył do tych, którzy już się zameldowali, to jest czarnoskórego mężczyzny oraz, ku kolejnej konsternacji, robo-psa. W Reno, gdzie się wychował, widział nie takie cuda. Cybernetyczne protezy, broń energetyczna, roboty, nie mówiąc już o tym co widział na odlocie w piwnicy Jacka Albertsa, ale psa o konstrukcji w dużej części metalowej dotąd nie spotkał. A nawet gdyby spotkał to chyba by nie przypuszczał, że takowy może zostać żołnierzem.

Cholera, trzeba zacząć trzeźwo patrzeć na świat. "Od dzisiaj nie piję" postanowił. Zaraz potem obiecał sobie, że przy pierwszej lepszej okazji prześpi się choć kilka godzin.
 
Col Frost jest offline  
Stary 21-11-2018, 20:24   #6
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Utangisila wyczuwał pod dłonią drobne oczka siatki wszczepionej pod skórę na gardle i karku Keya. Podobnie jak na grzbiecie metalowe wyprofilowane płytki pancerza skrytego pod futrem. Gdzieniegdzie dało się trafić na blizny po operacjach.
- Jakbyś mógł to przygładź mi ździebko futro i powyciągaj te rzepy - poprosił kompana - Na obrzeżach obozu widziałem jedną suczkę. Kojocica. Z pyska przeciętna, ale żebyś ty widział tą linie grzbietu i lekki chód. Po capstrzyku jej poszukam. Ech, jak ja dawno nie kryłem żadnej suczki. Będzie już ze dwa tygodnie. A wy sobie upatrzyliście jakieś suczki?
 
Mike jest offline  
Stary 21-11-2018, 23:12   #7
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Renger Jackson nie zdążył nawet spojrzeć na następnego Świeżaka w kolejce, gdy usłyszał wykrzyczane donośnym głosem.
-SZEREGOWY BARRY SIMMONS MELDUJE SIĘ NA ROZKAZ!
Po drugiej stronie biurka stał młody mężczyzna dosyć pokaźnych rozmiarów. Wyprostowany na baczność z wyciągniętą ręką w której znajdowała się jego książeczka wojskowa.
-Spocznij żołnierzu.- powiedział lekko zbity z tropu renger odbierając książeczkę. Zapisał coś w dokumentach, oddał dokument i machnął ręką do Barrego dając mu znak by sobie poszedł.
Po wykonaniu zamaszystego salutu Simmons odmaszerował do czekających już członków oddziału.

Gdy zbliżał się do swych towarzyszy broni, odczuwał wewnątrz wielką euforie, za to na zewnątrz można było zobaczyć wielki głupkowaty uśmiech na jego twarzy. Udało mu się i został żołnierzem sił zbrojnych RNK. Od dziecka wychowując się w Cienistych Piaskach przesiąkł patriotyzmem i miłością do republiki. Zapartym tchem podziwiał parady dzielnych wojskowych którzy wrócili z zwycięskich bitew z mutantami, złymi ludźmi,oraz walk przeciw wszystkiemu co groziło ojczyźnie. Dlatego śnił o tym by zostać żołdakiem i nieść pokój, wraz z cywilizacją na tych radioaktywnych pustkowiach, więc gdy zagadnął go oficer rekrutacyjny na ulicy nie wahał się by wstąpić do woja.

Z oddziałem specjalnie póki co specjalnie się nie integrował. W czasie szkolenie stał zwykle gdzieś z boku milcząc.Rozmawianie zbytnio mu nie wychodziło. Jego uwagę przykuł jednak psi członek oddziału. O gadających zwierzętach słyszał w opowieściach na dobranoc mamusi, a teraz spotkał to stworzenie z magicznej krainy w prawdziwym życiu. Usłyszawszy pytanie Keya, chcąc zwrócić na niego swoja uwagę rzekł.
-Eeee...a czemu miałbym szukać suczki? Regulamin zabrania trzymania zwierząt bez specjalnego pozwolenia.- Chcąc się przy tych słowach miło uśmiechnąć zrobił dosyć krzywą głupkowatą minę.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 21-11-2018, 23:32   #8
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Szeregowy Martin J. Lucas nerwowo poprawił na sobie mundur. Cholera, nigdy się nie przyzwyczaję do tych parszywych łachów, pomyślał. Od kiedy pamiętał, chodził w skórzanych kurtkach... wytrzymałych, łatwych w naprawie, nie krępujących ruchów i zaskakująco przewiewnych. Niestety, kiedy wstąpił do armii, kazali mu się przebrać w te zielonkawe łachy, które nie dość, że były szorstkie i niedopasowane, to jeszcze człowiek pocił się w nich tak, że śmierdział jak szczyny kretoszczura. "Macie wyglądać jak żołnierze, a nie banda pieprzonych cywilów wystrojonych jak arlekiny!". MJ wciąż dobrze pamiętał, jak darł się na nich musztrujący ich sierżant w Camp Barstow. Ale to było miesiąc temu. Miesiąc! Chłopakowi zdawało się, że minął rok.
Przynajmniej wciąż mam dobrą broń, pomyślał. Zanim wstąpił do armii, skuszony obietnicą niezłych zarobków i losu lepszego niż ten, który solidarnie dzielili ze sobą mieszkańcy osad rozrzuconych wokół Shady Sands, był myśliwym. Wysłużony karabin myśliwski jego ojca nie raz zapewnił mu godny łup i ocalił go z niejednej opresji. Młodzieniec był zdruzgotany, gdy kazali mu go oddać i wręczyli w zamian nieporęczny i zawodny automat, jaki nosił każdy rekrut w obozie. Gdy jednak trenujący go oficerowie zobaczyli, jaką wykazuje się celnością, ktoś na górze chyba pomyślał. Nie dość, że oddali mu jego broń, to jeszcze okazało się, że dołożyli do niej najprawdziwszy optyczny celownik. Taa... wstąpienie do armii miało jednak swoje plusy.

A teraz był tu, w ogrodzonym siatką i workami z piaskiem, umocnionym obozie zwanym Posterunkiem Mojave. Ponoć to tutaj podpisali kiedyś Traktat Unifikacyjny Rangersów... tak mówili oficerowie. Pewnie mieli rację, sądząc po tym, co się tu wyprawiało. Dwie wielgachne rzeźby tych ważniaków w kapeluszach stały nieopodal obozu - Martin widział je chodząc na patrole w okolice Nipton. Takich samych figur, tylko normalnego wzrostu, zakutanych w te czerwone szarfy i kapelusze kręciło się po okolicy więcej, niż braminów w zagrodach na rancho Westinów. Brama do posterunku kręciła się na zawiasach chyba przez całą dobę - żołnierze pojedynczo i grupami, cywile, okazjonalne karawany handlowe z braminami uginającymi się pod ciężarem skrzyń z towarami, wszyscy walili w te i we wte przez te wrota.

Poza piciem w kantynie, spaniem i okazjonalnym łażeniem na patrole złożone z ochotników (czytaj: tych, którzy byli nie dość szybcy lub zbyt skacowani, by spieprzyć przed sierżantami szukającymi frajerów) niewiele było do roboty. Toteż MJ niemal się ucieszył, gdy gruchnęła wieść, że nowi rekruci (czyli tacy, którzy przybyli na posterunek mniej niż dwa tygodnie temu) mają się zgłaszać do biura komendanta. Może przynajmniej przestanie się nudzić.

W drzwiach do biura Rangera Jacksona, komendanta posterunku, niemal zderzył się z mocno skacowanym żołnierzem, za którym wciąż ciągnęła się ledwo wyczuwalna woń nie do końca strawionego alkoholu. Uśmiechnął się do siebie, ale nic głośno nie powiedział.
- Następny. - zza drzwi dobiegło go warknięcie komendanta.
MJ wszedł do pomieszczenia i stanął przed biurkiem, za którym siedział postawny, żylasty facet o wydatnej, kwadratowej szczęce, ozdobionej długimi, sięgającymi podbródka podkowiastymi wąsami. Zmęczone niebieskie oczy oficera patrzyły na nowo przybyłego spod ronda wojskowego stetsona.
MJ stanął na baczność i służbiście zasalutował.
- Sir, szeregowy Martin J. Lucas melduje się na rozkaz!
Po twarzy oficera przemknął cień uśmiechu. Nie wstając, niedbale oddał salut.
- Zluzuj pośladki, synu. - odparł. - To pogranicze, a nie pieprzony plac ćwiczeń w Barstow. Potrzebuję tu ludzi zdolnych do akcji, a nie żółtodziobów od noszenia mundurów i salutowania. - urwał, wyciągając rękę do młodzieńca. - Na co czekasz? Dawaj papiery, nie mam całego dnia.
MJ zreflektował się szybko, wręczając oficerowi książeczkę wojskową i blankiet rozkazu, które otrzymał na odchodne z Camp Barstow.
Jackson chwilę wertował otrzymane dokumenty, po czym przegrzebał papiery leżące na jego biurku.
- Lucas... Lucas... - mamrotał przez chwilę. - Specjalizacja?
- Zwiadowca, drużynowy strzelec wyborowy. - odparł zgodnie z prawdą MJ, po czym zaryzykował: - Widmo Nagłej Śmierci.* -
Jackson zarechotał.
- Chciałbyś, synu. Na razie nagła śmierć to grozi wyłącznie tobie. Lepiej o tym pamiętaj, bo trupy nie wracają do domu. Przynajmniej nie tą trasą.
Chłopak nic nie odpowiedział. Patrzył, jak Jackson dalej w skupieniu wertuje papiery. W końcu oficer podniósł wzrok na chłopaka.
- No i wiesz co, synu? - zapytał. - Ta jednostka, co ją masz w papierach, w ogóle tu nie stacjonuje. A może ty wiesz, do jakiej jednostki miałeś trafić?
MJ przybrał zaskoczony wyraz twarzy.
- Sir?
- Pytałem, do jakiej jednostki mieli cię przydzielić. - Jackson wyglądał na lekko zniecierpliwionego.
- Do drużyny B trzeciego plutonu pierwszej kompanii piątego batalionu.
- Taak? - zdziwił się Jackson. - A w papierach masz napisany szósty. Pewnie jakiś srający ołówkami biurokrata w obozie w Barstow coś popieprzył. Szósty dostał takie manto pod Arizona Spillway, że go rozformowali. Pewnie ktoś w obozie nie zauważył. Tak to jest, jak się łazi cały dzień z łbem w mapniku i mapnikiem w dupie. - Jackson zarechotał z własnego dowcipu. - Piąty, tak? - kontynuował. - No dobra, to ma sens. Drużyna B, trzeci pluton, pierwsza kompania. Twardziel Taylor, hehe. - Jackson popatrzył na stojącego przed nim MJ. - Dobre miejsce dla takiego pewnego siebie żółtodzioba jak ty. Już on ci zrobi z dupy widmo nagłej śmierci. Tylko się spóźnij na pierwszą zbiórkę. Punkt zborny jest przy koszarach, od strony drogi.
No ładnie, pomyślał MJ. Nie ma to jak trafić na sierżanta-psychopatę.
Jackson zmierzył rekruta nieprzychylnym spojrzeniem.
- No, na co czekasz, rekrucie? Jazda na zbiórkę!
- Tak jest, sir!
MJ strzelił obcasami i wyszedł z budynku, kierując się do miejsca zbiórki. Idąc zastanawiał się, dlaczego rzekomo poukładana i świetnie zorganizowana - przynajmniej według rekrutacyjnych plakatów - armia przypomina ogarnięty pożarem burdel. Doszedł do wniosku, że to pewnie dlatego, że cały ten świat to taki sam burdel, w dodatku ogarnięty pożarem odkąd MJ sięgał pamięcią.

Na punkcie zbornym było już kilku podobnych do chłopaka młodzieniaszków... i nawet jeden pies, groźnie wyglądający owczarek. MJ odruchowo rozejrzał się, szukając człowieka, który wyglądałby na właściciela zwierzęcia. Już miał uznać, że zapewne jest nim czarnoskóry chłopaczek o wyglądzie kogoś pochodzącego z dzikich plemion na północy, gdy nagle pies odezwał się do czarnego ludzkim głosem, gadając coś o drapaniu za uchem i suczkach. Oszołomiony MJ wymruczał jakieś neutralne przywitanie i usiadł nieopodal, udając niesamowicie zaabsorbowanego sprawdzaniem, czy zamek jego karabinu funkcjonuje bez zarzutu. W rzeczywistości przysłuchiwał się toczącej się obok rozmowie.

________________________________________________
* (ang. Sudden Death Menace, popularne wśród żołnierzy wyjaśnienie akronimu SDM, oznaczającego Squad Designated Marksman, czyli drużynowy strzelec wyborowy)
 
Loucipher jest offline  
Stary 22-11-2018, 02:25   #9
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Robin "Łazik" White - ciekawski łazik


Kolejny z szeregowych podszedł do biurka meldunkowego. Wcześniej dał się poznać jako osoba będąca wrażliwa na mocne Słońce. W pełni dnia gdy się dało szukał zacienionych miejsc, przyciemnianych gogli albo chociaż mocno mrużył oczy. Za to po zmierzchu wydawał się wyraźnie ożywiać.

- Szeregowy Robin White. Saper. - przedstawił się wąsatemu oficerowi. Zazdrosił mu tych jego okularów. Przydały by mu się. Zwłaszcza w taki skwar jak dzisiaj. Jak wczoraj. Jak jutro. Że też nie można było się skryć pod ziemię...

Mężczyzna o spłowiałych blond włosach i zadbanej bródce miał poza służbową bronią długą, krótką i białą także oznakę swojej specjalizacji w postaci składanych pułapek i granatu. Czekał aż oficer spisze jego personalia i da mu znać, że może odmaszerować. Nie należał do zbyt wygadanych a już na pewno nie z oficerami i innymi szarżami. Krótki pobyt w woju sprawił, że nabrał odpowiedniego respektu do tych belek i pasków. Dla świeżego rekruta w stopniu szeregowego to był całkiem inny świat. W końcu oficer go spisał i dał znać, że może spadać. No to spadł.

Wyszedł na zewnątrz przyglądając się dość podobnie wyglądającej już spisanej grupce. Wydawało mu się, że część jeśli nie wszystkich kojarzy ze szkolenia podstawowego. Ale właściwie to niezbyt było czas wówczas zaznajomić się z kimś bardziej.

- Cześć. - rzucił do czekających na dalszy ciąg tej historii rekrutów. W sumie rzucił tak ogólnie. - Jestem Robin. - przedstawił się na wszelki wypadek. Popatrzył na nich i zastanawiał się co dalej z nimi będzie. Jak usłyszał gdzie mają trafić to jakoś niezbyt go to podniosło na duchu. Coś za bardzo nie kojarzył plotek aby ktoś wracał stamtąd sławny, bogaty, ze skarbami czy wianuszkiem foczek uwieszonych na szyi. No nie. Raczej takie szare historyjki i dość przygnębiające. Znaczy te o pozytywniejszym zabarwieniu. Wcześniej podczas szkolenia był taki wycisk, że nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Gdzie trafią, jak skończą no i co będzie dalej. Teraz zaś właśnie do niego dotarło. Kim jest, kim został, i jak się rysuje najbliższa przyszłość. No ale może jakoś to będzie?

- To twój pies? - zapytał czarnoskórego rekruta z bujnym afro. Kompletnie nie wiedział co o tym myśleć. Znaczy o tym dziwnym psie naszpikowanym metalem i świecącym okiem. I mózgiem pod kopułką. Kto tym steruje? I jeszcze gada. Co to za wybryk? I czego? Natury? Technologii? Nauki? Nie to, że nie widział nigdy czegoś takiego to nawet nie słyszał o czymś takim. Także nie. W ogóle nie miał pojęcia co o tym myśleć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-11-2018, 08:49   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Cytat:
Przebiegli przez kuchnię. Czuła silną ojcowską dłoń zaciskającą się na jej wątłym nadgarstku. Była tak przerażona, że nawet nie mogła wydusić słowa. Ktoś na zewnątrz strzelał i to nie był odgłos rewolweru ojca. Nie… widziała przed sobą jego plecy.. Podłogę… klapę do piwniczki, a potem tylko ciemność.
- Tu będziesz bezpieczna.
Życzliwy ojcowski głos zniknął, a chwilę po nim pojawiły się krzyki i kolejne strzały. Gdzie była jej mama? Gdzie był jej brat? Uderzyła o klapę oddzielającą ją od kuchni, ale nikt jej nie odpowiedział. Chciała uderzyć jeszcze raz, ale ktoś przebiegł po deskach. Wystraszona cofnęła się w tył i wtedy usłyszała krzyk. To była mama….
Przerażona patrzyła w ciemnościach w kierunku, w którym znajdowała się klapa i wtedy poczuła jak coś ciepłego i oleistego kapie jej na twarz.
Gwałtownie podniosła się na łóżku, odruchowo zasłaniając dłonią usta. Na szczęści udało się jej nie krzyknąć. Miała serdecznie dość tych koszmarów, zimnego potu spływającego po plecach, budzenia innych w środku nocy i wspomnień, które jedynie bolą. Trzeba było wziąć nocny dyżur, spanie i tak jej nie wychodziło. Opatuliła się mocniej kocem i wpatrując się w okno czekała na jutrzenkę.

Natalia stanęła na uboczu jak zwykle przyglądając się z zaciekawieniem swojej nowej rodzince. Mimo obaw związanych ze zbliżającą się wyprawą uśmiechała się delikatnie. Widok tej barwnej zgrai w dobrej formie, nawet mimo iż nie była to jej prawdziwa rodzina, poprawiał jej nastrój. Oby mogło pozostać tak jak najdłużej… oby udało się jej utrzymać ten stan jak najdłużej.

Jej wzrok skupił się na dłuższą chwilę na Stickim, który zdążył się już odmeldować. Westchnęła ciężko, notując w pamięci by zwrócić mu uwagę na to jak szkodliwe jest nadużywanie alkoholu. Powinni dbać o siebie, wokół jest tak niebezpiecznie i mogą sobie pozwalać na to by nie być w pełnej formie.

Uznając, że nadeszła też jej pora na wylegitymowanie się, zacisnęła mocniej dłonie na pliku dokumentów poświadczających jej tożsamość i umiejętności. Przechodząc pomiędzy ludźmi z oddziału odruchowo się prostowała. Była najniższa… nie licząc Keya, ale na pewno najdrobniejsza z całej ekipy. No i była kobietą. Jedyną… Teraz gdy byli u siebie nie był to zbyt wielki problem, ale gdy znajdą się w obcym miejscu? Igła bardzo obawiała się tej chwili. Chłopcy już wiedzieli, że miewa koszmary, ona miała szczerą nadzieję, że nie zauważyli iż “miewa” je co noc. Jinx i Sticky pewnie podejrzewali, że ma klaustrofobię. Choć ona wiedziała, że to nie do końca było to. By dodać sobie otuchy zatrzymała się przy Utangisili i Keyu, i podrapała wilczura za uszami.
- Cześć. - Uśmiechnęła się ciepło do obu. Wyprostowała się i poprawiła jeszcze raz strój przygotowując się na spotkanie. Od biurka kolejno odeszli Barry… jak zwykle uśmiechnięty… Martin, Łazik… Czy tylko ona musiała się tak denerwować?! Czując jak jej nogi starają się odmówić współpracy, ruszyła w kierunku oficera.


Wiedziała, ze biurko rangera było nieuniknionym celem jej wędrówki. Lekko zestresowana stanęła przed nim i położyła swoje dokumenty. Stanęła wyprostowana starając się wyglądać na pewną siebie.
- Natalia Dubois… Igła… sanitariusz. - Każde kolejne słowo było coraz cichsze. - Patrzyła jak oficer drużynowy wynotowuje je dane i pomału zabrała swoje dokumenty. Teraz musiała tylko nie odbiec od wąsatego rangera. Obróciła się i odetchnęła. No to… Rusza na misję! Uśmiechnięta wróciła do reszty oddziału.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 22-11-2018 o 20:11.
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172