|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-05-2021, 18:43 | #81 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 26 2053.IV.20 nd, zmierzch, NYC Czas: 2053.IV.20 nd, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho na zewnątrz jasno, zimno, łag.wiatr, zachmurzenie Amanda, Kanmi i Maki - Maki? A co ty tu robisz? - rano znaczy jak już było widno, czekało ich całkiem przyjemne przebudzenie. Po tym bieganiu w zimnej ulewie wczoraj wieczorem i jeżdżeniu po całym mieście dobrze było wrócić do domu, wziąć gorącą kąpiel i walnąć się w ciepłym łóżku. Zwłaszcza jak się miało z kim. Rano więc ani Amandzie ani Kanmi nie bardzo chciało się wstawać z łóżka i chętnie skorzystali z okazji aby odespać to wszystko. I w tej sypialni zastała ich azjatycka masażystka. - Cześć. - przywitała się z wesołym uśmiechem całując jedno i drugie. - Nie wiedziałam co się dzieje z wami to przyszłam sprawdzić. Amanda mi dała klucz to weszłam. - wyjaśniła z prostotą skąd się wzięła w tej sypialni i dlaczego. Ale na pewno była pomocna w porannym ogarnięciu się. Mogła zająć się śniadaniem gdy pozostała dwójka próbowała naszykować się do kolejnego dnia. Ponownie znaleźli się we trójkę razem przy stole w salonie gdy jedli śniadanie. - To jakie macie plany jeśli można zapytać. Dzień jeszcze młody. - Maki wskazała grzanką na okno. Za nimi widać było niezbyt przyjemny początek dnia. Było pochmurnie chociaż nic nie padało. Czyli jak na tą porę roku to nowojorksa aura była całkiem przyzwoita. - Musimy pojechać na uniwerek po kasę za robotę. A potem na Bronx sprawdzić taki jeden adres. - odparł Kanmi wgryzając się w swoją grzankę i sprawdzając co jeszcze może na nią załadować. Jakoś z rana chociaż widok Maki w sypialni go zdziwił to jednak miał dobry humor a i apetyt przy śniadaniu mu dopisywał. - A mogę jechać z wami? - zapytała Azjatka patrząc na nich wesoło. - Z nami? No ale my jedziemy po kasę i na robotę. - pytanie trochę zaskoczyło blondyna. Powiedział jakby sądził, że Maki mogła coś nie zrozumieć w jego wcześniejszej wypowiedzi. - No wiem a mogę jechać z wami? Przecież i tak mamy jechać razem aż do Miami. To jestem ciekawa jak to wygląda. A na Bronxie to też nigdy nie byłam. - zapytała prosząco masażystka patrząc na nich oboje z przyjemnym uśmiechem. - No cóż… - kierowca zerknął na gospodynię chyba nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć na taką prośbę więc zdał się na nią. Czas: 2053.IV.20 nd, przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Pas Zachodni, Dzielnica Columbia (s.błękitna), Uniwersytet Columbia Warunki: wnętrze pomieszczenia, jasno, ciepło, sucho na zewnątrz jasno, zimno, łag.wiatr, zachmurzenie - Ah tak, profesor Ryan… Hmm… - z uniwerkiem trochę tak mieli farta a trochę pecha. Jako, że była niedziela i nadal przed południem czyli dość wcześnie po sobocie to sporo instytucji było pozamykanych. Podobnie było rano na uniwerku. Co prawda przeszli rutynową kontrolę przy wejściu całkiem gładko ale gabinet Ryana gdzie poprzednio Amanda rozmawiała z asystentem zaginionego Fletchera był zamknięty na cztery spusty. Wtedy Kanmi właśnie skojarzył, że to przecież niedziela i to raczej wczesna. Zaproponował aby zapytać w sekretariacie. Sekretariat jednak też był zamknięty. - Cholera. Mamy przyjechać jutro? - mruczał Kanmi drapiąc się po nieco już zarośniętej brodzie. Nie miał przy sobie swoich przyborów do golenia więc nawet jak wstali późnym rankiem u Amandy z pomocą Maki to nie miał jak się ogolić. Czyli byli gdzie trzeba ale o mało sprzyjającej porze. Czyli pech. Ale jak stali przed tymi drzwiami zastanawiając się co tu teraz zrobić to niespodziewanie pojawiła się znajoma Amandzie okularnica. Paula przyszła po coś do sekretariatu i dlatego uśmiechnęło się do nich szczęście bo sekretarka w okularach była nieźle zorientowana w życiu uczelni. Zamyśliła się co tu teraz można by zrobić. Zostawiła coś w sekretariacie, coś zabrała, zamknęła go z powrotem na cztery spusty i schowała klucze do kieszeni lekkiej kurteczki. W podziemiach nie było strasznie zimno i wydawały się odporne na aurę panującą na powierzchni ale jednak to były podziemia i panowała tu ledwo wyczuwalna wilgoć powietrza. - Dobrze, to chodźcie ze mną. Może uda nam się odnaleźć profesora. - powiedziała wesoło okularnica dając znać aby podążali za nią. Poprowadziła ich przez labirynt korytarzy, schodów, drzwi, przejść, kładek aż dotarli do czegoś co wyglądało jak biblioteka. Tu poprosiła ich aby poczekać na nią na chwilę i zostawiła ich samych. - Jej. Zobacz ile książek. Nie sądziłem, że tyle ich jeszcze zostało. - zdziwił się blondyn wskazując na regały zawalone książkami. O dość obco i naukowo brzmiących tytułach. Nawet jakieś numery czasopism naukowych były na półkach. Podobnie jak tabliczki informujące o działach naukowych. “Chemia organiczna”, “Fizyka”, “Metaloznawstwo”, “Architektura”, “Biologia”, “Historia” i im podobne na w pół zapomniane nazwy przedmiotów niczym rodem z dawnego świata. Rzeczywicie przypominało to prawdziwą bibliotekę z prawdziwymi nośnikami wiedzy. Ale poza nimi nie było tu nikogo to wyglądało to trochę jak cmentarzysko wiedzy dawnej ludzkości, kompletnie bezludna kraina duchów. - A! Witam, witam, dzień dobry! - drzwi otworzyły się i Ryan wszedł do biblioteki razem z Paulą. Tryskał radością i witalnością. - Bardzo ci dziękuję Paulo, teraz już sobie poradzimy sami. - podziękował okularnicy, ta skinęła głową na znak zgody, uśmiechnęła się do gości i wyszła z biblioteki. - No dobrze, myślę, że wiem co was do mnie sprowadza. W nocy przyszła oczekiwana paczka. Ale aby formalnościom stało się zadość to prosiłbym o pokwitowanie jakie powinniście dostać. Wybaczcie ale takie są przepisy, też muszę się rozliczać z uczelnianych funduszy. - powiedział chuderlawy asystent rozkładając i składając dłonie przechodząc od razu do rzeczy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
11-06-2021, 12:41 | #82 |
Reputacja: 1 | Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy |
12-06-2021, 16:13 | #83 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 27 2053.IV.20 nd, popołudnie, NYC Czas: 2053.IV.20 nd, popołudnie Miejsce: Nowy Jork, Bronx, okolice stadionu Argos (s.czerwona), metro Warunki: tunel metra, woda po kolana, ciemno, zimno, światło latarki Amanda Zeszła na stacji Prospect Avenue. Podziemia nie były tak gościnne jak to co zostawiła na powierzchni. Pomimo deszczowego dnia Maki ją uściskała na pożegnanie, Kanmi machnął uniesionym do góry kciukiem no a potem blondynka stała jeszcze chwilę w progu pomiędzy światami jakby chciała dodać otuchy swojej partnerce. Ta na pierwszą przeszkodę natrafiła jeszcze zanim kuszący prostokąt wejścia i czekającej blondynki zniknął jej z oczu. Tunel był zalany wodą. Tu gdzie był peron jeszcze było bez wody. Sam mokry, brudny, beton z wciąż czytelnymi liniami i napisami. Ale szyny gdzie jeździły pociągi odbijały światło latarki w stojącej, prawie nieruchomej wodzie. Nie była jednak aż tak głęboka. Jak Amanda w nią wskoczyła okazało się, że sięga jej może do kolan. Kryła jednak w sobie to co pod spodem. Dość mętna i słabo przepuszczjąca światło. Buty Amandy łatwo się zaczepiały o zatopione podkłady czy to co tam leżało na nich. Po ostatnim spojrzeniu w stronę wyjścia ze stacji i słabo oświetlonej kobiecej sylwetki zanurzyła się w mroczny tunel dawnego metra. https://i.ytimg.com/vi/w8NZ4keUxRA/maxresdefault.jpg Który tunel wybrać to jeszcze na Prospect Av nie miała dylematu. Były tylko dwa rozbieżne kierunki do wyboru. Ten na południe musiał prowadzić do rzeki i dalej na Manhattan. Więc na pewno nie prowadził w stronę stadionu. Zostawało wybrać ten przeciwległy. Prowadził na północ. Ku najbardziej zniszczonej atomówkami części miasta. Tam gdzie nawet dzisiaj były radioaktywne strefy. Ale na wyczucie to nie musiała iść aż tak daleko. Zdawała sobie sprawę, że powinna iść tym północnym korytarzem i o ile on sam nie skręca jakoś sam z siebie to spróbować znaleźć odnogę prowadzącą na wschód czyli mniej więcej po lewej stronie. I raczej nie dalej niż następna stacja, góra dwie nie było co iść. Co najwyżej wrócić i spróbować innej stacji lub czegoś innego. Woda w tunelu była bardzo zimna i nieprzyjemnie chłodziła nogi przepatrywaczki. Ale póki nie spędzałaby w niej godziny lub dłużej nie było to jeszcze groźne samo w sobie. Tunel zaś wiódł w miarę prosto. Światło latarki odbijało się od powierzchni wody i oświetlało obłe kształty starego tunelu. Latarka wyłowiła w końcu coś kanciastego i sporego. Wagon. A za nim cały pociąg. Pewnie z czasów przedwojennych. Niczym ponure, na w pół zatopione i zardzewiałe widmo z przeszłości. Amanda musiała przecisnąć się obok tego grobowca. Przez brudne okna widziała brudne szkielety pasażerów z dawnego świata. A szczelina między ścianą a brzegiem wagonów była dość wąska. Słyszała szmer wody rozgarnianej jej nogami. Fale jakie cicho chlupotały odbijając się od ściany tunelu i pociągu. Jakieś wytłumione szmery i odgłosy ciągnące się nie wiadomo skąd. Plusk kapiącej lub ściekającej wody jaka spadała na tą poniżej. A często i na nią. Za tym ponurym grobowcem czekała ją nieco milsza niespodzianka. https://lh3.googleusercontent.com/pr...Iw_QPbJqM4qRLQ Mniejszy, osobowy tunel był z tej strony co trzeba. I dawał nadzieję, że chociaż kierunek w stronę stadionu powinien być odpowiedni chociaż tak na wejściu. Przejście było wąskie i musiała pochylać głowę aby przez nie iść. Za to było położone wyżej więc nie było tu więcej wody niż niewielki, błotnisty strumień pod butami. W pewnej chwili dostrzegła światło i odgłos deszczu. I niedługo później dotarła do jakieś prawie zapchanej studzienki odpływowej. Widziała nad sobą szare, deszczowe niebo i czuła padające z góry krople tego deszczu. I górę budynków jakichś kamienic. Ale nie dała radę wyjrzeć ponadto aby się rozejrzeć na powierzchni. A droga wiodła tylko dalej albo trzeba było się wrócić do zalanego tunelu metra. Jakiś czas później doszłą do podobnej studzienki. Też widziała deszczowe, nowojorskie popołudnie nad sobą i wodę wlewającą się przez zarośniętą kratkę ściekową do środka studzienki. Tu też widać było końcówkę najwyższych pięter jakiejś kamienicy jak poprzednio. Ale z drugiej strony nic. Albo był tam jakiś niższy budynek co z dołu go nie było widać, albo był dalej od ulicy, albo po prostu była jakaś pusta przestrzeń. Przy samym stadionie była pusta przestrzeń i na czuja mogła być w jego pobliżu. Ale do końca pewności nie było. W końcu doszła do jakiegoś rozgałęzienia. Wąski tunel wiódł dalej. Jednak po prawej stronie było nieco więcej miejsca. Kawałek podłogi i jakieś zaryglowane drzwi. Były brudne i zardzewiałe. Stary brud i zacieki sugerowały, że nikt ich od dawna nie otwierał.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-09-2021, 21:20 | #84 |
Reputacja: 1 | Amanda podeszła powoli do drzwi skierowanych w interesującym ja kierunku i przyłożyła ucho nasłuchując tego co mogłoby być po drugiej stronie. Patrzyła też czy spod framugi nie wycieka woda. |
26-09-2021, 21:33 | #85 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 2053.04.21; pn, przedpołudnie, NYC Czas: 2053.04.21; pn; przedpołudnie Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi Warunki: meeting room; jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, chłodno Amanda Pogoda dzisiaj była paskudna. Bardzo nowojorska. Od rana wiał bardzo silny wiatr jaki przeszkadzał i ludziom i samochodom. Bez trudu poruszał nawet grubymi konarami. Przez to też i zebranie się opóźniło. Sam Hori spóźnił się prawie godzinę bo wiatr przewalił mu słup telefoniczny tuż przy samochodzie. Zanim się wykaraskał i dojechał pod wieżowiec firmy to właśnie minęła prawie godzina. Kanmi też przyjechał później niż powinien więc się we dwójkę trochę spóźnili na spotkanie ale jakoś nikt im nie czynił wyrzutów. Trudno było wygrać z siłami natury. Za to kierowca odzyskał swojego Land Rovera to miał wyśmienity humor pomimo paskudnej pogody. Zresztą pogoda się uspokoiła gdy zbliżało się południe. Ale w radio zapowiadali drugą falę wichury na drugą połowę dnia. W meeting room humory też dopisywały. Kolejni dowódcy poszczególnych wozów meldowali swoją gotowość do drogi. Wszelkie naprawy były dokonane, przeróbki zamontowane, baki zatankowane, zakupy porobione więc wyglądało na to, że konwój jaki miał wyruszyć na odległe południe kontynentu był gotów do drogi. Prywatnie Amanda i Kanmi też mieli powód do satysfakcji. Wczoraj jak późnym popołudniem wracali z Bronxu zajechali na zachodni Manhatan aby odwiedzić Ryana. Znaleźli go w świetlicy tak jak im mówił wcześniej gdzie zdarza mu się bywać w niedzielę. Gdy usłyszał z czym przyjechali ucieszył się niezmiernie. Co prawda nie mieli ze sobą profesora ani Amanda nie spotkała ani jego ani żadnego śladu jego istnienia w placówce badawczej na Bronxie. Jednak Ryan był pod wrażeniem tego numeru, że udało jej się spenetrować to miejsce. Oraz na jakie zabezpieczenia tam trafiła. - No ciekawe, ciekawe… Co oni tam robią. Pierwsze słyszę o tym miejscu. Właściwie, że coś tam jest na tym Bronxie to słyszałem ale nie sądziłem, że to coś na tym poziomie i skali. - przyznał asystent zaginionego Fletchera. Zastanawiał się nad tym jak potraktować te informacje. W końcu nie mieli ze sobą jego mentora co było warte 3 kafle. Ani żadnego dowodu na jego obecność na owym stadionowym obiekcie. W końcu więc zdecydował się im wypłacić 5 stówek. Czyli połowę “za informacje jakie okażą się przydatne w odnalezieniu profesora”. Ale obiecał, że jeśli trop okaże się rzeczywiście właściwy to wypłaci im drugie 5 stówek. Nawet jeśli to nie oni by odnaleźli zaginionego. - To i tak więcej niż myślałem, że nam zapłaci. Ucieszyłbym się jakby stówkę zapłacił. - rzucił luźno kierowca gdy wracali z uniwerku do siebie. Co prawda jak mieli lada dzień wyjeżdżać z miasta to nie zapowiadało się aby trafiła się szansa na zgarnięcie tego drugiego pół kafla ale Kanmi traktował to jak bonus na drogę i to go cieszyło. Potem jak wrócili do domu Amandy to z Amandy niewiele już było pożytku. Zimna woda i kiepska pogoda zrobiły swoje więc opcja aby zanurkować w wannie gorącej wody była zbyt kusząca aby ją przegapić. Potem zaś podobnie kusiło ją łóżko. Na szczęście pozostała dwójka po wcześniejszych przygotowaniach ogarnęła temat zostawiając ją w słodkich objęciach Morfeusza. Kanmi zabrał Maki do niej i tam mieli się jeszcze spakować a na koniec miał wrócić do siebie. Rano jak się okazało to jak przyjechał najpierw po Amandę to był zdania, że Maki powinna być gotowa do drogi nawet jeśli zaraz po zebraniu mieliby wyruszyć. Chociaż nie sądził aby to się stało. Dzisiaj miał być jeszcze termin aby zgłosić gotowość do wyjazdu lub nie. Miała zapaść decyzja kiedy wyruszają. I dzsiaj na zerbaniu u Ayumi jak wysłuchała kompletu raportów od przedstawicieli każdej załogi uznała, że punkt zbiórki jest jutro o 10 rano. A przewidziany punkt wyjazdu o 12-tej. Tak symbolicznie, w samo południe. - A dziś zapraszam was wszystkich na małą uroczystość. Wszyscy jesteście zaproszeni, każdy z każdej załogi, wraz z osobami towarzyszącymi jeśli chcecie. W końcu wszyscy jesteśmy jakąś częścią tego przedsięwzięcia. - oznajmiła czarna blond szefowa na koniec zebrania. Uśmiechnęła się do nich życzliwie i atmosfera się rozluźniła. Przyjęcie miało się odbyć w “Małym Kioto” co było wewnętrznym lokalem Koi połozonym na jednym z wyższych piętr ich wieżowca. Tam osbywały się mniej lub bardziej oficjalne uroczystości, posiłki, obiady czy wręcz uczty dla osób związanym z rodzinną firmą. Wcześniej Amanda była tam raz czy dwa ale raczej nie była tak związana z rodziną aby tam mieć swobodny dostęp. Teraz wyglądało na to, że Ayumi postanowiła ostatni wieczór spędzić z tymi z jacy mieli jutro wyruszyć z miasta oraz ich bliskimi. Poza takimi szychami jak ona czy Hori to pewnie większość tej zagranicznej wycieczki nie bywała zbyt często w “Kioto”. Czas: 2053.04.21; pn; zmierzch Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), restauracja “Małe Kioto” Warunki: restauracja; jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, zimno Amanda Świat zewnętrzny przypominał scenę jak po jakimś katakliźmie. Może niezbyt dużym i w tym mieście raczej rutynowym ale jednak. Prognoza pogody nie myliły się i druga połowa dnia okazała się tak samo wietrzna jak poranek. Ciężko było wyjść na ulicę, na brudny asfalt leciały przewalone słupy, zerwane gałęzie czy oderwane kawałki zamocowanych gdzieś wcześniej blach. Do takiej scenerii stary ale jary Land Rover nawet pasował. Ale trójka elegancko ubranych osób już mniej. Na szczęście wraz z końcem dnia wiatr zelżał więc dało się przejść ten kawałek chodnika z domu do samochodu. A w podziemnym parkingu Koi to już w ogóle był spokój. - Ja też muszę iść? Powiecie, że się rozchorowałem czy co. Albo, że drzewo mnie przygniotło. - Kanmi zgasił silnik ale dąsał się jak mały chłopiec jakiemu mama każe iść na przyjęcie z ciotkami jakich nie lubi. - Kanmi no nie wygłupiaj się. Chodź z nami i chociaż się pokaż na początek. Potem jak chcesz możesz się zmyć ale nie będzie dobrze wyglądało jak kogoś nie będzie. Przecież to Ayumi nas zaprosiła. Wszyscy co mają jechać pewnie będą. - blond Azjatka czuła się w swojej sukni o wiele swobodniej niż mężczyzna w swojej białej koszuli. Nawet krawat założył chociaż bez przerwy coś przy nim majstrował. - Udusi mnie to cholerstwo. Dobra chodźcie. - westchnął cierpiętniczym tonem wiedząc, że masażystka ma rację. Ale też jak Inu wiedziała nie czuł się zbyt dobrze przy tych wszystkich firmowych ważniakach. Wolał działać na zewnątrz. No ale poszli. Sporo tego chodzenia było jak mimo wszystkich wysiłków konserwatorów windy dalej nie działały więc na te wyższe piętra trzeba było wejść schodami. Wreszcie jednak znaleźli się na właściwym piętrze i tam w recepcji obsługa skłoniła się im witając gości. A na końcu korytarza po otwarciu drzwi ukazało się wnętrze “Małego Kioto”. Kanmi mimo swojego marudzenia wydawał się zaciekawiony. On to w ogóle tu chyba był pierwszy raz. Okazało się, że z ich trójki najczęściej bywała tu Maki ale nie jako czyjaś dziewczyna. Teraz więc ona przejęła rolę przewodniczki i skierowała ich pomiędzy stolikami ku właściwemu sektorowi. Na zewnątrz jeszcze było jasno ale wieczór się zbliżał więc niektóre stoliki były zajęte. Ale największy tłok był w sektorze zarezerwowanym przez Ayumi. Ona też pełniła rolę opiekunki i gospodyni tej imprezy. - Witajcie, cieszę się, że znaleźliście czas aby nas odwiedzić. Inu, Maki wyglądacie olśniewająco. Zwłaszcza z bliska, jak podwójne gwiazdy. A ty Kanmi nie wiedziałam, że tak dobrze wyglądasz w garniturze. Bo bym ci zaproponowała fuchę mojego szofera. - szefowa nie szczędziła im wyrazów życzliwości i sympatii. Nawet blondyn wydawał się być “kupiony” takim zgrabnym komplementem. Jak się oficjalnie przywitali mogli zająć miejsca przy wspólnym stole. A ten był spory i faktycznie przypominał jakiś zlot rodzinny. Z początku wszyscy rozmawiali luźno z sąsiadami i czekali aż będą mieli komplet gości ale szybko jak to na przyjęciach bywa ludzie w naturalny sposób pogrupowali się w mniejsze grupki które często mieszały się składem i wielkością. Hori wyglądał w swoim czarnym garniturze i muszce jak jakiś aktor albo biznesmen. I czuł się w nim o wiele swobodniej od Kanmiego. I wyglądał w sam raz jak na pewnego siebie przywódcę i lidera wypadało. Jako szef planowanego konwoju wydawał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Starsza para, Sadao i Hanae wyglądali jak jacyś seniorzy na tym rodzinnym zlocie. Uśmiechali się życzliwie do młodszego pokolenia a wszyscy traktowali ich z szacunkiem choćby ze względu na wiek. Kanmi prawie z miejsca spiknął się ze swoim kumplem Mamoru. I obaj utonęli w dyskusji o motoryzacyjnym szaleństwie. Zupełnie jakby blondyn zapomniał, że wcale nie chce tu być i właściwie to miał się tylko pokazać i zaraz zmywać. Gdzieś między gośćmi Amanda dostrzegła Takarę. W swojej uniwersalnej “małej czarnej” wyglądała niepozornie. Akurat jak jedna z tych panienek co są tylko od pokazywania zgrabnych kształtów i głupiutkich chichotów. Ale z tego co o niej słyszała przepatrywaczka to ona była zaufaną Ayumi i ta ponoć posyłała ją do “trudnych przypadków”. Więc chociaż czarnowłosa Japonka wyglądała jak skromna sekretarka i czyjść dodatek do torebki albo krawata to jednak pozory mogły mylić. Takara zdawała się rozciągać wokół siebie niewidzialną bańkę chłodu. Bo swobodnie rozmawiali z nią Ayumi, Hori i Hisa. Chociaż w końcu podbił do niej jakiś łysy Murzyn któremu chyba wpadła w oko. Jego znała tylko z widzenia, on chyba miał być z załogi Sato ale jakoś wcześniej nie miała okazji go lepiej poznać. Wśród tych azjatyckich twarzy całkiem sporo było nie-azjatów. Albo też mieli być w konwoju albo to były osoby towarzyszące. Partnerzy, partnerki, żony, narzeczone i podobni krewni. Ayumi miała gest i nie żałowała dolców i serdeczności aby każdy mógł się poczuć swobodnie i rodzinnie. W końcu wszyscy zdawali sobie sprawę, że czeka ich kilkutygodniowa przeprawa na dalekie południe i tak naprawdę nikt nie wiedział co ich spotka po drodze. I czy wszyscy zdołają wrócić do domu. Więc teraz śmiali, cieszyli się, rozmawiali, żartowali nawet ktoś próbował swoich sił w karaoke albo potańczyć na parkiecie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
06-11-2021, 20:50 | #86 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2021, 10:54 | #87 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 2053.04.22; wt, południe, NYC + Koniec Czas: 2053.04.22; wt; południe Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi Warunki: podziemny garaż, chłodno, jasno, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, zimno Amanda https://i.pinimg.com/originals/33/6f...98c37016ff.jpg Pogoda w dzień wyjazdu konwoju Koi nie była zbyt łaskawa. Ale w tym mieście późną wiosną to nie było dziwne, że ciemne chmury kłębiły się ponad dachami kamienic i wieżowców. Ale w samo południe na jaką był zaplanowany wyjazd z podziemnego garażu wieżowca przynajmniej drobny śnieg przestał prószyć. Pozostawił po sobie mokre i brzydkie łachy w mniej więcej białym kolorze. Przy tych wszystkich zanieczyszczeniach jakie od dekad opadły i wciąż opadały na miasto nawet taki świeży śnieg wydawał się brudny i zniszczony przez skazę jaka toczyła Nowy Jork. Ten śnieg sypał już od rana gdy Amanda otworzyła oczy. Właściwie był to już dość późny ranek. I wewnątrz było zdecydowanie przyjemniej niż na zewnątrz, za tym zasypywanymi zimnymi płatkami oknami. Widok młodej, azjatyckiej kobiety o czarno - blond włosach owiniętej tradycyjnym, japońskim kimonem jaka przyniosła tacę z herbatą do łóżka mógł budzić zdecydowanie więcej ciepłych uczuć niż niepogoda za oknem. - Dobrze, że już wstałaś. Obawiam się, że nie możemy pospać dłużej. - powiedziała Ayumi całując na dzień dobry swoją nagą kochankę jaka obudziła się w jej łóżku. O ile w nocy okazała się bardzo żywiołową i namiętną partnerką ocierającą się o brutalność to rano była ucieleśnieniem czułości i życzliwości. Faktycznie jednak nie miały zbyt wiele czasu na leniuchowanie. Ot akurat aby zjeść wspólne śniadanie przy niskim, japońskim stoliku w salonie gdzie swego czasu gospodyni pierwszy raz gościła swoją osobistą przepatrywaczkę. Potem musiały się pożegnać. Szefowa jaka firmowała wyprawę na odległy kraniec kontynentu musiała przygotować się do pożegnania tej wyprawy a Inu wrócić do siebie. W końcu umówiła się z Kanmim, że po nią przyjedzie do niej do domu. Kanmi rzeczywiście przyjechał po smukłą brunetkę. Miał niezły humor chociaż ton i mina zdradzały niewyspanie. Amandzie zostało jeszcze ostatni raz ogarnąć spojrzeniem swoje mieszkanie nim we dwoje wzięli jej rzeczy i zeszli do czekającego samochodu. Niedługo potem sytuacja powtórzyła się u Maki. Ale kierowcy chyba nie chciało się wychodzić z auta to poprosił Amandę aby ją zgarnęła. Tu zebrało trochę dłużej bo okazało się, że masażystka jeszcze się po drodze żegnała z innymi rybkami z “Fugu” ściskając się, całując, życząc sobie nawzajem szczęścia i do rychłego zobaczenia. A w końcu jechali w długą i nieznaną trasę a nie na drugi kraniec miasta więc powrót wcale nie był taki pewny. I już we trójkę dotarli do podziemnego garażu w trzewiach wieżowca Koi. Nie byli ani pierwsi ani ostatni. Po kolei w podziemia wieżowca docierały kolejne pojazdy przewidziane do tej dalekiej na kilka tysięcy kilometrów ekspedycji. Zrobiło się całkiem rodzinnie, sympatycznie i uroczyście. Zwłaszcza, że chyba wszyscy byli na wczorajszej imprezie integracyjnej. Więc mieli na świeżo miłe wspomnienia. W końcu przyszła sama Ayumi. Ubrana jak na nowoczesną bizneswoman przystało w elegancką, ciemną garsonkę i dopasowane spodnie jakie skromnie podkreślały jej zgrabną figurę w nienachalny sposób. Kulminacyjnym momentem tego pożegnanie było wprowadzenie krwistoczerwonej, sportowej fury przez Leroya po rampie ciężarówki na jej pakę. https://eskipaper.com/images/porsche...r-wheels-1.jpg - Eh, mieć kiedyś taką furę chociaż na jeden dzień… - rozmarzył się Kanmi obserwując wjazd sportowej maszyny na o wiele mniej wyjątkową i gustowną ciężarówkę. Rozległy się oklaski zebranych Koi. Potem zostało jeszcze zamaskować wyjazd ciężarówki beczkami aby wyglądało na standardowy ładunek jaki może przewozić ciężarówka. Zostało się jeszcze raz ostatni raz pożegnać, życzyć sobie nawzajem powodzenia po czym pierwszy pojazd kierowany przez Hori ruszył przez podziemny parking zaczynając tą podróż do odległej, słonecznej i tropikalnej Florydy. Zanim tam jednak była okazja zmierzyć się z dusznymi, mglistymi bagnami i dżunglą czekała ich przeprawa przez dalekie południe kontynentu, pogranicze Appallachów z jej gęstymi lasami, licznymi strumieniami. Szykowała się podróż przez spory kawałek dawnych Stanów. Na początek zaś kolumna różnorodnych wozów wyjechała z podziemnego garażu na znajome ulice pod stalowoszarym niebem. Po czym skierowały się w kierunku zachodnich krańców Manhattanu aby wyjechać z miasta. --- K O N I E C
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 13-11-2021 o 10:56. Powód: Edyta linku do fotki. |