|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-05-2019, 14:36 | #1 |
Reputacja: 1 | 500 lat po wojnie vol. 2 - SESJA ZAWIESZONA Peter Pamiętasz ten dzień jak dziś, w zasadzie będzie Ci już zawsze towarzyszył. BOAHATER. Tak Cię nazywano w Hadesie, małe dzieci do Ciebie machały na ulicach, a kobiety uśmiechały zalotnie, a inni mężczyźni uśmiechali przyjaźnie z uznaniem dla twoich zasług kiwając głową. Przez tych kilka dni, przez które prezydent Hadesu zbierał żołnierzy do wymarszu przeciwko Hostianom czułeś się jak postać z jakiegoś przedwojennego komiksu, jak super bohater. To bardzo mocno podbudowało twoją pewność siebie i może trochę bardziej otworzyło na innych. Zaczynało Ci się nawet podobać takie życie „zasłużonego obywatela”, ale wiedziałeś że sprawę trzeba było zakończyć. Nie byłeś osobą która zostawia niedokończone sprawy – na końcu każdego zdania zawsze wypadało postawić kropkę. Choć ilość żołnierzy była oszałamiająca dla kogoś wychowanego w wąskich tunelach „piekła”, po zapoznaniu się z linią dowództwa po prostu wiedziałeś że ta misja jest strasznie zagrożona. Młodzi głupcy nigdy nie biorący udział w prawdziwej wojnie, a tym bardziej na powierzchni, okolicznościowo co najwyżej tłumili strajki, odganiali bandy banitów z powierzchni lub przeganiali zmutowane stwory. Po prostu zignorowali najważniejsze rzeczy – zwiad nie został wysłany, raporty pogodowe zostały zignorowane, wyposażenie często niesprawne na prędko skupowane było u podróżnych handlarzy itd. Może dlatego tylko udało Ci się uratować. Jako tako znałeś drogę w kierunku statku Hostian, byłeś przygotowany na najgorsze. A najgorsze przyszło szybciej niż się spodziewałeś. Siedem klęsk. Tak można to podsumować najszybciej. Pierwsza była burza, rzęsisty deszcz przemoczył wszystko i wszystkich do suchej nitki, a wyjałowioną powierzchnię przemienił w niektórych miejscach w rwące potoki, w drugich w trzęsawiska i ruchome piaski. Marsz w takich warunkach odebrał siły nawet najwytrwalszym. Zaraz po deszczu, w nocy temperatura drastycznie spadła do minus pięćdziesięciu stopni, a z nieba zaczął sypać grad o przeciętnej masie jednego kilograma. Pogoda zaczęła dziesiątkować armię Hadesu, a w tym wszystkim byłeś ty. Młodzi dowódcy nie zawrócili, kazali przeć naprzód. Czwartą klęskę ludzie zgotowali sobie sami, w szeregi zaczęła się wkradać panika. Nowa generacja ludzi nie czuła się dobrze na powierzchni, chciała wracać do bezpiecznych podziemi. Dezercja, bójki, walki zaczęły toczyć oddział jak zaraza. O poranku temperatura zaczęła rosnąć, zapasy wody kończyły się w minuty na minutę. Błoto po topniejącym gradzie również zaczęło wysychać i to bardzo szybko. Przedostatnią klęską była trąba powietrzna, na twoich oczach przeszła przez sam środek kompanii dookoła rozrzucając ciała, sprzęt… Siódmą klęską byli Hostianie którzy jakby się was spodziewali. Chciałeś zakończyć sprawę, ale wiedziałeś że jeżeli zostaniesz to zginiesz. I mimo szybko podjętej decyzji, oberwałeś zagubioną wiązką plazmy w udo. Ale przeżyłeś, uciekłeś. Biegłeś przed siebie, a za sobą słyszałeś krzyki, przekleństwa i wrzaski umierających żołnierzy – tych którzy nie zginęli wcześniej. Trafiłeś do jakiegoś miasta, znalazłeś wejście do metra, a stamtąd szereg tuneli i korytarzy wybitych z jakieś 400 lat temu prowadzących w stronę miejsca zwanego Świątynią. Tam pod okiem zakonników twoje udo wróciło do zdrowia, a ty sam musiałeś zastanowić się co dalej. Powrót do Hadesu był ryzykowany, chociaż nie obstawiałeś że ktokolwiek inny miał tyle szczęścia co ty. Z resztą wieści przyszły wraz z falą uchodźców – Hades padł. Hostianie zemścili się okrutnie mordując lub zakuwając w kajdany prawie każdego kto nie zdążył dać nogi. Musiałeś się zastanowić co dalej? Świątynia bardzo szybko wypełniona po brzegi innymi potrzebującymi – okaleczonymi na ciele i umyśle, a Ciebie świętobliwi zakonnicy po prostu wykopali. Ctac Powierzchnia była bardzo nieprzyjazna, ale w odpowiednich chwilach udawało Ci się znajdować schronie w ruinach. Raz był to opuszczony podziemny parking pełen rdzy i wraków, innym razem była to piwnica dawnego dworku przerobionego na hotel wypełniona pleśnią i smrodem. Mocne konstrukcje nie uginały się, kiedy na zewnątrz szalały anomalie pogodowe, a ty wiedziałeś że jak najszybciej musisz znaleźć wejście do jakiś cywilizowanych osiedli. Stroniłeś od ludzi, ale powierzchnia była zbyt niebezpieczna, a ty samobójcą czy też jak kto woli głupcem z pewnością nie byłeś. Kilka dni później spotkałeś konającego cyborga, z wypalonych po broni energetycznej dziur wystawały zwoje kabli, rurek i innych mechanizmów, a wszystko to podlane dużą ilością krwi. W normalnych warunkach, mając pod ręką warsztat mógłbyś podjąć się jego naprawy, ale teraz mogłeś zrobić tylko jedno. Wyłączyć biedaka. Przezornie wypiąłeś z jego głowy kostkę osobowościową, może mając nadzieję na obejrzenie tego co się z nim stało na jakimś starym komputerze, a może nawet skonstruowanie własnej maszyny tego typu. Na kostce widniał napis „RUST”, ale to mogło oznaczać wszystko – od modelu, po imię, aż po jakiś nieznany Ci i skomplikowany skrót. Następnego dnia w końcu udało Ci się znaleźć wejście do podziemi, do rozciągającego się w głąb Ziemi prawdziwego świata. Pojedynczy, wąski tunel musiał został wybity przez szabrowników, a na jego końcu mogło czekać wszystko. Tylko dzięki temu że od razu wziąłeś się za rozglądanie za jakimiś przydatnymi rzeczami, nie nadepnąłeś na cienką żyłkę poprowadzoną do ukrytego w szczelinie granatu odłamkowego. Dość sprawnie rozbroiłeś tą pułapkę i zyskałeś dość przydatną broń, jaką niewątpliwie był granat. Na szczęście nie dane było Ci go użyć na końcu tunelu. Opuszczone obozowisko szabrowników, to wszystko co tam znalazłeś. Wypalone ognisko, puste puszki po przedwojennym żarciu. Żadnych informacji o tym kto tu był i po co, żadnych śladów tylko sztolnia prowadząca w dół. Ruszyłeś. Little Rock. Tak się nazywała niewielka osada kilka kilometrów w głąb sztolni, do której trafiłeś. Kilka okrytych brezentem stalowych stelaży po ogrodowych altankach robiło za domostwa. Hodowany na ścianach mech jak zauważyłeś miejscowi przerabiali na dość silny bimber, a w wybitych w ścianach pieczarach hodowali jakieś dziwne czteronożne stwory. „Skalny Piastun”, jedyne miejsce w tej wsi miejsce gdzie można było zjeść i wynająć łóżko, okazało się całkiem nieźle urządzonym ślepym tunelem. Świeże belki podtrzymywały strop dodatkowo wzmocniona stalową siatką, aby oderwane od sufitu fragmenty skał nie zabiły klientów. Byłeś nowy w tej okolicy i musiałeś zasięgnąć języka, w którą stronę się udać. Meredith Parker - Dziękuję Pani, jest Pani niezastąpiona. – ile to już razy słyszałaś, jak dziękowano twojej babci, kiedy ty przywracała kogoś do zdrowia. Było to już nawet nieco nudne, ale fach w ręku dawał wiele więcej niż podziękowania. Nie mogłaś sobie przypomnieć na przykład kiedy byłaś naprawdę głodna, kiedy po zaplombowaniu dróg do Hadesu co czwarty człowiek w Inwood przymierał głodem. Nie minęło dużo czasu kiedy przymierać głodem zaczął co trzeci, a potem co drugi. Na śmierć głodową babcia lekarstwa nie miała, choć wasza spiżarka pusta nie była, chciała wam zapewnić przetrwanie. Inwood zaczęło pustoszeć, ludzie zaczęli się rozchodzić po tunelach za chlebem i lepszym życiem, a to co zostało było tylko niepochowanymi trupami na których prawdziwą ucztę urządzały sobie szczury, karaluchy, muchy. Babcia podjęła dość szybko decyzję, że trzeba również udać się do nowego miejsca, gdzie byście mogły dalej leczyć. Babcia miała doświadczenie, wiedziała że kilkanaście kilometrów w dół jest mała osada farmerów mchu. Dobre miejsce na kolejny nowy start. Jeszcze nie wiedziałaś że niebawem rozstaniesz się na jakiś czas z babcią i młodszą siostrą, że będziesz musiała poradzić sobie na własną rękę i będziesz musiała użyć swoich własnych umiejętności. Tunel był zaniedbany, okruchy skalne oderwane od sufitu leżały to tu, to tam. Ale była to najkrótsza droga do Camas, a nie szłyście tam same, tylko w otoczeniu innych wyprowadzających się z Inwood ludzi. Latarki migały po suficie i podłożu, niektórzy którzy ciągnęli swój dobytek na wózkach, wózki i mniej potrzebne rzeczy musieli porzucić. Te szybko znalazły swoich nowych nabywców. Wędrówka nie trwała długo, jakiś młody mężczyzna który szedł na początku grupy zatrzymał się, słyszałaś że zaczął z kimś rozmawiać, a potem zatrzymała się reszta grupy. - Idź dowiedzieć się co się stało, ja tu poczekam z Melisą. Przedarłaś się przez głodny i obszarpany tłum ciągnący z Inwood. - Ale my jesteśmy przecież z Hadesu, żywiliśmy was i pomagaliśmy. Jak to nie ma wstępu? – usłyszałaś głos mężczyzny który tak jak i wy, uratował się z Hadesu przed śmiercią. Przed nim stała grupa ludzi uzbrojonych w strzelby i pistolety, mieli te same ubrania, mogłaś zgadywać że było to coś na wzór milicji wiejskiej. - Nie ma i chuj z wami, wyżarliście wszystko w Inwood, a teraz leziecie do nas. Tych którzy przyjęliśmy wcześniej, zostaną, ale reszty nie wyżywimy. Spierdalajcie bo zaczniemy strzelać. - Nie odejdziemy. Są z nami kobiety i dzieci. Nie możecie nam odmówić schronienia, ludzie z Calmas przyłączyli się przecież do armii Hadesu, wasi ludzie też poszli walczyć z Hostianami. - I na chuj się to im zdało. Macie dziesięć sekund żeby zawrócić. - Nie! Macie nas przyjąć! Jesteśmy głodni! – mężczyzna zrobił kilka kroków naprzód, padł strzał, wybuchła panika. Następne kilka strzałów. Kilka kolejnych trupów. Chciałaś zawrócić do babci, ale ”owczy pęd” był zbyt silny. Ktoś od was, ludzi z Hadesu i z Inwood miał broń, otworzył ogień do ludzi z Calmas. Tamci drudzy przestali strzelać na postrach i tak by nie zabić więcej ludzi, zaczęli strzelać w nie tak bezbronny tłum. Kule które nie sięgnęły celu trafiały w tunel, z sufitu zaczęły odrywać się kolejne fragmenty skał. Usłyszałaś furkot kuli nad twoją głową. A potem coś uderzyło Cię w głowę i nastała ciemność. Wybudziłaś się kilka godzin później, leżałaś we własnej krwi. Z tyłu głowy ciekła cieplutka posoka. Wokół leżały ciała, po tych co przeżyli nie było śladu, uciekli jak najdalej mogli. W niektórych dłoniach wciąż leżały zapalone latarki. Słyszałaś że ktoś szabrował ciała poległych, najpewniej ludzie z Calamas. Po cichu zaczęłaś się czołgać do mijanego wcześniej skrzyżowania tuneli. Pordzewiały znak wskazywał na prawo i lewo. Tunel przed Tobą prowadził do Inwood. Na prawo miałaś miejsce zwane Świątynią, a w lewą stronę wyblakłe litery zwiastowały miejsce zwane Little Rock.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść. Po prostu być, urzeczywistniać sny. Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć. Po prostu być, po prostu być. Ostatnio edytowane przez SWAT : 29-05-2019 o 15:10. |
01-06-2019, 01:34 | #2 |
Reputacja: 1 |
|
02-06-2019, 11:04 | #3 |
Administrator Reputacja: 1 | Bycie bohaterem miało swoje plusy i minusy... ale tych ostatnich Peter nie zauważał, przynajmniej przez parę dłuuugich dni. No i nie da się ukryć - nie z powodu konieczności utrzymania tego zaszczytnego miana Peter wybrał się na wojnę. Uważał, że Hostian należy zniszczyć, zanim Hostianie unicestwią do końca Ziemian. Niestety, ponownie okazało się, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, że każda wojna powinna być odpowiednio przygotowana, a wojsko nie tylko liczne, ale i dobrze wyposażone i pod dobrym dowództwem. Zdobycie innego miasteczka poszłoby wojakom z Hadesu bez większym problemów, ale z Hostianami nie poszło tak łatwo. Nie da się ukryć - wcale nie poszło. A to, że Peterowi udało się ujść z życiem, było prawdziwym cudem, do którego wcześniejsze doświadczenia przyczyniły się w niewielkim stopniu. Szczęścia nie należało nadwyrężać - podobnie jak i cierpliwości zakonników, więc Peter nie protestował, gdy ci, co wyleczyli mu nogę, kazali mu zrobić miejsce dla tych, co wyglądali znacznie gorzej. Wysłuchał cierpliwie instrukcji, jak dbać o nogę, by rana się odnowiła, zabrał swoje rzeczy i ruszył w drogę. Jeśli dobrze pamiętał, gdzieś niedaleko Świątyni były dwa czy trzy miasteczka. Dotrze do jakiegoś z nich... a potem się zobaczy. Człowiek człowiekowi wilkiem. Wilka na własne oczy Peter nigdy nie widział, ale rozumiał aż za dobrze, co owo powiedzenie znaczy. Nie każdy napotkany w podziemnych korytarzach człowiek był przyjazny lub choćby obojętny. Dlatego na widok idącej w jego kierunku sylwetki przesunął rękę w stronę pistoletu. Dopiero po chwili zorientował się, że ma do czynienia z kobietą, która nie wyglądała na miłośniczkę przemocy, a raczej na osobę, która pomocy potrzebowała. - Dobry... - powiedział. - Potrzebujesz pomocy? Ktoś cię napadł? Równocześnie rozejrzał się dokoła, wypatrując potencjalnych napastników. |
02-06-2019, 23:25 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
05-06-2019, 15:11 | #5 |
Reputacja: 1 | Meredith i Peter Zrządzenie losu, Meredith jako urodzona w Hadesie obywatelka kojarzyła twarz nieznajomego, kiedy rzuciła w jego kierunku słabe światło latarki. Ale czy to na pewno, na sto procent był ON, osławiony bohater? Przecież wyruszył w stronę statku Hostian wraz z armią, musiał naprawdę być dobrym wojownikiem skoro przeżył. Chyba że… Chyba że to tylko podobieństwo, a tak naprawdę napotkany w tunelu mężczyzna upewni się tylko że jest sama, że jest ranna, a potem ją wykorzysta, a następnie poderżnie gardło, lub jeśli będzie miała szczęście strzeli jej w głowę. To gwarantowało szybszą śmierć. Peter mógł nawet bez pytania zauważyć że prowizoryczny opatrunek na głowie dziewczyny nasiąka krwią, a bardziej szkarłatne barwy na czerwonej kurtce lśniły w świetle latarki. Z resztą ten zapach, którego nie można pomylić z żadnym innym, ten z którym Peter był już ”obwąchany”. To musiała być krew i nikt by nie był w stanie Ci wmówić że pobrudził się winem. Co ważne, Peter nie mijał innych osób w tym tunelu prowadzącym do Świątyni. Tunel był pusty i dość dobrze zabezpieczono tu strop. Z resztą do miejsca gdzie otrzymywano coś za darmo, na przykład pomoc medyczną tunele zawsze były w dobrym stanie, widać było że ludzie o nie dbają. Ctac Płachta namiotu się uniosła na owłosionej i tłustej łapie, a ze środka wytknęła spocona morda bimbrownika. Patrzył na Ciebie chwilę lustrując od stóp do głów. Chyba nie uznał Cię za zagrożenie. - Kieliszków nie mamy, tu się pije z aluminiowych kubków. A za kubek należy się jeden karat. A jak pomożesz, to może się i butelczyna mchówki znajdzie w ramach wynagrodzenia. – zakomunikował i usnął się na bok robiąc Ci przejście i wykonując zapraszający gest ręką. – Mówią mi Staszic. I nie słuchaj pozostałych bimbrowników, mój towar jest najlepszy. Gorzelnia nie była w złym stanie, ale kilka poprawek się należało. Zdolna złota rączka od razu widziała gdzie i jak należy ów rączkę przyłożyć żeby to zadziałało jak najlepiej. Nawet jeśli butelka bimbru to mało jako wynagrodzenie, zawsze mogłeś później wynegocjować lepszą nagrodę. Staszic nie wyglądał na cwaniaka który kombinuje tylko jak kogoś oskubać, ale aczkolwiek każdy w tych trudnych czasach chciał jak najtaniej i jak najlepiej zarobić. Wziąłeś się do pracy. Robota była dla Ciebie banalnie prosta, a zajęła Ci niepełne dwadzieścia minut. Staszic był pod wrażeniem, a ty już widziałeś że na marnej butelce bimbru się nie skończy. Można powiedzieć że wąsaty grubasek jakim bez wątpienia był pracodawca, prawie skakał z radości i mamrotał pod nosem ”Teraz wytnę konkurencję, żaden mi nie dorówna. Nawet ten zapluty Zachary.” Po naprawach nawet uraczył się kubeczkiem mchówki na koszt firmy. Bimber był cholernie mocny i więcej wspólnego miał z paliwem niż z alkoholem, ale jak zapewniał Staszic po nim nie bolała głowa rano, a w ogóle po jego produkcie nigdy się nie wymiotuje, zawsze się wie co się robi i w ogóle cudowny trunek. Gawędzenie z mężczyzną przerwał płacz i lament. Zaciekawieni wyszliście z namiotu. Z tuneli wyszli ranni ludzie, mieszkańcy Little Rock nie od razu rzucili się do pomocy, ale zaczęli się schodzić i ze zgrozą wpatrywać w tunel. W rękach kilku znalazły się samopowtarzalne strzelby, sztucery, pistolety i rewolwery. W łapach bogatszych mignął Ci nawet AKM i wysłużony IMI Galil. Kobiety wyleciały ze swoich ”domów” z bandażami, lekami i tym podobnymi. Jakaś starsza kobieta kurczowo trzymając za rękę jakąś dziewczynę, na oko mogła mieć z siedemnaście lat, chodziła od mężczyzny z bronią, do następnego o coś błagając i prosząc. Aż jej wzrok wylądował na Tobie. - Pan! Pan mi pomoże prawda? Moja druga wnuczka została w tunelu pod Calmas. Błagam Pana, niech Pan mi pomoże i jej poszuka! Bardzo, bardzo proszę. Pomoże Pan starszej kobiecie?
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść. Po prostu być, urzeczywistniać sny. Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć. Po prostu być, po prostu być. Ostatnio edytowane przez SWAT : 05-06-2019 o 15:16. |
09-06-2019, 17:30 | #6 |
Reputacja: 1 | Dziewczyna była w tej chwili nieufna wszystkiemu co tylko się ruszało. Nie wiedziała czy skojarzenie osobnika z bohaterem to nie był wyłącznie efekt mocnego urazu głowy. Jednak znajoma twarz sprawiła, że nie wpadła w panikę. Co jednak ON miałby robić w tym miejscu? Wiedziała bardzo dobrze, że powinien być na czele wojsk idących na statek Hostian. W jaki sposób mógłby więc stać tu teraz przed nią? - Jesteś Peter? Ten bohater? - zapytała, opierając się o ścianę korytarza, by utrzymać się na nogach. - Ja nie mam nic przy sobie. Znam się na leczeniu, ale jestem poważnie ranna i nie mam jak się opatrzeć - dodała naprędce by zarazem zniechęcić nieznajomego do agresji względem jej i jednocześnie zaznaczyć, że żywa jest bardzo przydatna. |
09-06-2019, 18:48 | #7 |
Administrator Reputacja: 1 | Przez moment Peter zastanawiał się, czy nie wyprzeć się swego bohaterstwa, lecz po sekundzie namysłu postanowił okazać nieco szczerości. Poza tym... stale jeszcze można było dostać jakieś profity z racji bycia bohaterem. - Zdaje się, że jestem tym, o którym myślisz - przyznał, równocześnie sięgając do plecaka i wyciągając manierkę z wodą. - Siadaj, napij się, a potem pomogę opatrzeć ci rany - powiedział. - Co tu robisz sama - mówił dalej, wyciągając apteczkę (w ostatniej chwili ugryzł się w język i nie powiedział "goła i bosa") - z rozbitą głową? Niedaleko co prawda jest Świątynia, a zakonnicy przyjmują każdego, ale po klęsce wyprawy wiele osób tam trafiło - dodał. |
09-06-2019, 19:08 | #8 |
Reputacja: 1 | Popatrzyła nieufnie na mężczyznę. Mocno wahała się czy uznać jego zamiary za szczere czy tylko ją podpusczał. Ale i tak była za słaba, żeby się jakkolwiek bronić. Odpuściła całkiem gdy zobaczyła co wyciągnął z plecaka. Osuwając się po ścianie, usiadła na ziemi i westchnęła z lekką ulgą. Ale zaraz jęknęła z bólu. - Jestem Meredith. Pochodzę z Hadesu - przedstawiła się. - Wraz z bliskimi i innymi uchodźcami, próbowaliśmy szukać dla siebie nowego domu. W Calmas zaatakowano nas... Muszę znaleźć moją rodzinę - powiedziała. - Potrzebuję dostać się do świątyni, bo tam pewnie na mnie czekają. |
09-06-2019, 20:45 | #9 |
Administrator Reputacja: 1 | Podanie komuś pomocnej dłoni mogło się skończyć stratą nie tylko tej dłoni, ale Peter jakoś nie potrafił zostawić dziewczyny samej sobie. - Zaatakowano was w Calmas? - upewnił się Peter, skreślając tę miejscowość z listy potencjalnych celów wędrówki. Westchnął. - W takim razie chodźmy do Świątyni. Nie zostawię cię samej, bo jeszcze tam nie dotrzesz... Podał jej apteczkę. - Doprowadź się do porządku - powiedział. - W razie czego mogę ci pomóc, ale pewnie jesteś lepsza w te klocki. A potem możemy iść. No chyba że masz jakieś pytania. |
09-06-2019, 20:53 | #10 |
Reputacja: 1 | - Dziękuję... - odparła wciąż pozostając w jakimś stopniu nieufną względem bohatera. Wyciągnęła trzęsącą się rękę i wzięła apteczkę. Drżącymi palcami otworzyła ją i starając się maksymalnie skupić zaczęła przeglądać jej zawartość. Wzięła bandaż i zaczęła go owijać w okół głowy mając w pamięci słowa babci, że gdy ma się krwawiącą ranę to po prowizorycznym zatamowaniu nie można zdejmować tego dopóki nie znajdzie się prawdziwej pomocy, która będzie w stanie skutecznie zastopować upływ krwi szwami po porządnym oczyszczeniu rany. A kiedy skończy z tym to zamierzała iść z Peterem do świątyni. |