|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-10-2019, 19:57 | #31 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
09-10-2019, 15:13 | #32 |
INNA Reputacja: 1 | Część 1: Zmiana Opatrunku Jazda na pace Viktoria Williams & Frank Boone
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 09-10-2019 o 17:02. |
09-10-2019, 15:14 | #33 |
INNA Reputacja: 1 | Część 2: Porada Psychologiczna c.d
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 09-10-2019 o 17:03. |
12-10-2019, 20:38 | #34 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Farewell post
|
13-10-2019, 20:36 | #35 |
Reputacja: 1 | Dziękuję Keth i Nami za dialogi Od momentu spotkania przed bramą główną kapral Williams wydawał się jakby odmieniony. Charakterystyczny dla niego uśmiech został zastąpiony przez kamienne oblicze niczym z przedwojennych Westernów. Joshua w czasie wolnym lubił się śmiać czy imprezować co kontrastowało z uskutecznianym przez niego nazbyt często treningiem ciała - na siłowni lub strzelnicy - czy umysłu - jak traktował swoje codzienne sesje z różnorodnymi tytułami książek. Mimo iż TRX należał do ludzi pełnych wigoru to na akcji zawsze był wyciszony i opanowany. Podczas wsiadania do ciężarówki nożownik zadbał o dobre miejsce. Siedział obok starszej szeregowej Williams, po drugiej stronie mając kaprala Coopera, a na przeciwległej ławce szeregową Harquin z kapralem Salterem obok. Ostatniego Joshua nie kojarzył, ale po ruchach i zachowaniu wywnioskował, że należał on do grona bojowej części oddziału sierżant Anderson. - Dziękuję bardzo, kapralu Cooper. - powiedział do mężczyzny Williams kiedy ten wyciągnął w jego kierunku szkło z alkoholem. - Na akcji pijam wyłącznie mineralną. - dodał stanowczo spoglądając na mężczyznę z lekkim niedowierzaniem. Joshua nie miał pojęcia dlaczego Thomas sięgnął po procenty, ale kojarzył, że Cooper miał dużo mocniejszą głowę od niego. Po takiej szklaneczce pewnie ledwie naoliwią mu się zwoje. Nożownik spojrzał na starszego szeregowego Jonesa, który bez słowa, ale z szacunkiem przejął od Coopera szkło i wypił alkohol. Carter miał nieodgadniony wyraz twarzy. Szkło powędrowało dalej, a szturmowiec zwrócił się do rudowłosej medyczki. - Starsza szeregowa pierwszy raz w polu. - rzucił spoglądając na kobietę. - Pamiętam swój pierwszy raz. Nie było takiego splendoru jak tutaj, bo akurat misja nie była ani tajna, ani tak skomplikowana, ale idealna na przetarcie. - zaczął opowiadać Williams. - Było to za czasów NY, a do osłony był transport leków z okolic Easton. Niby ledwie 80 mil, ale po wielkim bombardowaniu, przez ruiny… Trasa pokonywana przed wojną w półtorej godzinki zamieniała się w całodniową wyprawę. Nam zajęła nawet dłużej, bo nie obyło się bez dwóch wymian ognia i napraw pojazdu chyba starszego niż ten. - dodał wojownik klepiąc lekko w metalową obudowę ciężarówki. - Emocje sięgały zenitu i bez tajnej otoczki jaką teraz mamy na karku. Niedługo jednak pierwszy kurz opadnie i na nerwach nieco zelżeje. - mówił lekko pokrzepiająco zerkając raz po raz na lekarkę. Patrzący na niego Cooper i Jones musieli mieć niezły ubaw. Obaj doskonale wiedzieli, że tak służbowa konwersacja między nim a Viktorią to coś nowego. Teatrzyk nie był jednak dla nich. Joshua był czujny, ale przy śpiewach, grze na gitarze i piciu przez innych chociaż tak mógł sobie umilić pierwszy, pewnie najbardziej przyjemny, etap wyprawy. Reakcja dwóch głąbów nie uszła uwadze Viktorii, która ukradkiem patrzyła na mówiącego do niej Williamsa. Co ciekawsze, nie dość, że odzywał się do niej, to jeszcze miała wrażenie, że mówi jakby od rzeczy i początkowo nie zrozumiała ani trochę, o co mu właściwie chodzi. Dopiero wraz z dłuższą chwilą słuchania i analizowania, doszła do wniosku, że on mówi dla samego mówienia, chyba aby nie zwrócić za bardzo uwagi na treść rozmowy. W końcu stwierdziła, że to chyba rozmowa tajna, taka na ukryte hasła. Sprytne. I inteligentne. - Dziękuję Kapralu - odpowiedziała grzecznie, choć w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia, który był tak naprawdę nieświadomym nieporozumieniem. Nie było jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż rozmowa toczyła się po neutralnych torach, mimo iż Viktoria przemycała swoje sugestie. - Ponoć na każdego w końcu przychodzi ten jego pierwszy raz. Zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie. Tak przynajmniej się mówi - posłała Joshowi subtelny uśmiech, który z trudem przyszło jej wywołać. Nie było jej wcale wesoło, nawet jeśli postanowiła bawić się w enigmę. - Chyba Kapral lubi silne doznania i adrenalinę. Mam nadzieję, że nie ból, choć pewnie ułatwia to misje, prawda? Mówi się, że jeśli nie możesz czegoś pokonać, musisz to polubić. No, może troszkę przekręciłam, ale sens pozostał - Vi zachowała neutralny ton głosu, ale jej oczy nie odstępowały go ani na moment. - Dokładnie tak. - odparł Joshua na zagadnienie dotyczącego pierwszego razu. - Większość szeregowych z niemałym podnieceniem czeka na swój pierwszy wyjazd. Z jednej strony, starsza szeregowa rozumie, wypełnia ich młodzieńcza buta, pewność siebie, przepełnienie ideą wyższego celu, a z drugiej często oznacza to brak ostrożności i czujności. Nie ważne jak dobrym się było rekrutem, ile ma się na karku szkoleń i poranków z ideologią w pigułce… To pierwszy wypad za bazę z misją, tajną lub nie, weryfikuje czy się do tego nadaje czy nie. - kapral Williams spojrzał na szeregowego Romero nie mając pewności czy łącznościowiec był pierwszy raz za garnizonem Jefferson czy też nie. - Lubię adrenalinę, a co za tym idzie silne doznania, ale na misji zwykle jest bezpieczniej kiedy się nie “odpalam”. - Williams rzucił medyczce bardzo dyskretny uśmiech. - Bólu może nie pokonałem, ale przyzwyczaiłem się do niego. Zwykle dobrze go znoszę chociaż czytałem, że genetycznie kobiety mają znacznie wyższy próg odporności na ból. Starsza szeregowa, jako fachowiec w dziedzinie, pewnie może to potwierdzić lub zaprzeczyć. - żołnierz zerknął na kobietę. - Zanim zacząłem więcej czytać uczyłem się na doświadczeniach znajomych i przyjaciół. Jeden kiedyś mi powiedział, że jak otrzyma się cięcie lub postrzał wystarczy pomyśleć o czymś przyjemnym i ból znika… Może mam za słabą wyobraźnię aby zagłuszyć ból, ale nigdy mi się to nie udało. Painkiller może i otumania, ale działa zdecydowanie lepiej. - uśmiechnął się ukradkiem szturmowiec. Vi zmrużyła ciemne oczy zanurzając się głęboko w swe myśli, rozgryzając przekazaną jej przez Josha enigmę. - Akurat ja tego nie oczekiwałam. Z całym szacunkiem Kapralu dla twojego doświadczenia w tym temacie, jednak ja nie sądzę, aby było mi to potrzebne w życiu. Co prawda, nie powinno się oceniać czegoś, bez uprzedniego poznania, ale mam wrażenie, że w życiu czekają na mnie ważniejsze sprawy - kącik jej ust drgnął tylko lekko, pozostawiając głos w barwie spokoju i powagi. - Śmiem więc sądzić, że się do tego niestety nie nadaję - rozłożyła bezradnie ręce po chwili łącząc dłonie ze sobą i pozwalając im spocząć na swoich kolanach. - Medykamenty zdecydowanie działają lepiej - odpowiedziała na wzmiankę o jakichś wyobrażeniach, co to ból uśmierzają. Początkowo myślała, że to taki luźny żart, ale jakoś się Josh nie roześmiał, więc zwątpiła i potraktowała to jako fakt - Choć poza nimi nie mam własnego doświadczenia, tyle co w książkach. Nikt jednak jeszcze nie stwierdził, by siła ludzkiego umysłu była silniejsza... To znaczy, stwierdził, ale to nie tyczy się ludzi takich, jakimi jesteśmy. Lepiej więc skupić się na nauce, niż odpływać w marzenia. Tak jak na wojnie, lepiej być skupionym, czyż nie, Kapralu? - Dlatego, droga starsza szeregowa, użyłem określenia “większość” a nie “wszyscy”. - powiedział kapral Williams spokojnie. - Należysz zatem do tej mniejszości, która nie oczekiwała wyprawy, ale się na niej znalazła. Dziedzina, w której się starsza szeregowa porusza jest bardzo specyficzna i mało kto potrafi się w niej odnaleźć. W mojej subiektywnej opinii tacy specjaliści powinni być chronieni w bezpiecznym schronie, a w pole powinni trafiać mniej wyspecjalizowani sanitariusze. Wbrew pozorom na większości moich misji sanitariusz się świetnie sprawdzał, a zdarzało się, że podstawowe przeszkolenie medyczne, jak moje, wystarczało do podtrzymania życia kompana na tyle aby po powrocie do jednostki profesjonalista mógł je skutecznie ratować. - Joshua pokiwał głową. - Tajne, najwyższej rangi misje rządzą się jednak innymi prawami. Składy dobierane są nietypowo i tutaj akurat dobrze, że dowództwo postanowiło przydzielić nam prawdziwego lekarza. W polu może nie być czasu na powrót i rekonwalescencję zatem na miejscu, w obozowisku, a może pod ostrzałem, w razie potrzeby trzeba będzie operować. Może się nie udać, bo warunki nie są tak sterylne jak w sali operacyjnej, ale ta misja jest tego warta. - nożownik westchnął przejeżdżając delikatnie po mechanizmie na jego lewym przedramieniu. - Zabrzmię sztucznie i patetycznie, ale z chęcią oddałbym życie o ile uratowałoby to te kilkadziesiąt tysięcy istnień będących w zasięgu rażenia bomby. Skupienie na misji to podstawa, ale trzeba zadbać też o odpowiednie bodźce aby nie przysypiać. Szczególnie na nocnej warcie. - kapral Williams posłał rudowłosej ukradkowy, ale całkiem czytelny uśmiech. - Odwaga Kaprala graniczy z nierozwagą - skomentowała jakby całą wypowiedź, choć głównie skupiła się na ostatnim zdaniu, zaakcentowanym w dodatku posłanym w jej kierunku uśmiechem mężczyzny. Enigma, którą jej posłał, była dla niej w tym momencie zbyt skomplikowana, aby mogła w pełni ją rozszyfrować. Co można robić w nocy na warcie, albo po warcie, czy też przed wartą? Rozmawiać? Pić herbatę? Trenować dla pobudzenia organizmu? Choć Viktoria wiedzy na tematy międzyludzkie nie posiadała, to nie była też naiwną nastolatką. Wiedziała, skąd się biorą dzieci, ale ciężko było jej wziąć za pewnik, że Josh ma na myśli takie rzeczy! Jeszcze nigdy nie powiedział jej czegoś tak obraźliwego. Zawsze był miły, zabawny i szukał rozrywek na płaszczyźnie przyjacielskiej, co lekarce bardzo odpowiadało. Z drugiej jednak strony, może enigma wcale nie dotyczyła jej osoby? W zasadzie, mówił całkiem ogólnikowo. - Myśli o samobójstwie w imię setek tysięcy głąbów żyjących na globie powinna być wystarczającym bodźcem, Panie Kapralu. Nie chcąc nikogo urazić, faktem jest, że często jedna osoba jest warta więcej niż dziewięciu gangsterów i nie warto oddawać za nich życia. Tutaj, wydaje mi się, też nie byłoby to warte, choć i nie będziemy mieć wyboru. Jesteśmy w polu rażenia, nie zatrzymamy promieniowania jak gruba warstwa ołowiu, takiej chyba nikt nie stworzył… No chyba, że podziemne bunkry, ale to już wykraczanie poza strefę. Joshua chwilę zastanawiał się nad słowami Viktorii. Kobieta miała rację, że byli w zasięgu rażenia podobnie jak tysiące ludzi, ale oni - w przeciwieństwie do reszty - byli świadomi zagrożenia. W trwającej misji nie było miejsca na poważne błędy mogące spowodować niekontrolowany wybuch i napromieniowanie większości stanu. Williams był spokojny i wolałby w umyśle starszej szeregowej zostawić opanowanie niż ziarnko niepewności. Możliwym jednak było, że bomba wpadła w ręce grupy najemnej podobnie wyposażonej i wyszkolonej jak QRS, do którego niegdyś należał Williams. Gdyby tak się stało szanse na odzyskanie ładunku były nikłe, nie mówiąc o wysokim prawdopodobieństwie zgonu całego oddziału sierżant Anderson… - Nie myślałem o samobójstwie tylko ewentualnych, przykrych w skutkach, efektach odzyskania ładunku. - powiedział w końcu szturmowiec. - Zwykle, mimo wielkich planów i dobrze opracowanej strategii, w boju zdarzają się wypadki, które są akceptowalne w świetle uzyskanych przez kraj korzyści. - Joshua spojrzał na kobietę, a jego oczy zdawały się lekko uśmiechać. - Czymże jest jedno życie w porównaniu z tirem wypełnionym lekami? - zapytał chyba nawiązując do swojej pierwszej misji. - Wiadomo, że denat był kogoś synem, może mężem, a nawet ojcem, ale każdy z nas godzi się z ryzykiem. Starsza szeregowa zdobędzie na tej wyprawie szlify, których nawet setka książek nie jest w stanie zaoferować. - jego oczy cały czas zdawały się uśmiechać. - Ciekawa jestem kto niby chciałby szlifować tak zieloną osobę jak ja - rzuciła pytaniem w eter i westchnęła gardłowo. Zdawała sobie sprawę ze swoich słabych stron i nie czuła potrzeby, aby to ukrywać. Było to na tyle oczywiste, że chyba każdy postronny dałby radę się domyślić, jak bardzo Viktoria jest niedoświadczona i że nawet obsługa sprzętu jest u niej na przeciętnym poziomie, dostępnym dla zwykłego wędrowca. - Życie chyba nie jest wartością, którą można kłaść na szali i porównywać - dodała dopiero po chwili, gdy zdążyła przekierunkować myśli na inne tory. Mimo iż dostrzegła błysk w jego oku, sama pozostała poważna i bez żadnego wyrazu. Najwidoczniej nie umiała przekazywać emocji, ani żonglować nimi w sposób tak sprawny jak Josh. - Jak to kto, starsza szeregowa? - zapytał z lekkim niedowierzaniem nożownik. - Przekorny los. Ludzie lubią mieć wszystko pod kontrolą. Spać pod dachem pokrytym papą lub dachówką, układać pościel po cichej, przespanej nocy, pić spokojnie sypaną kawę. W wojsku jednak od groma jest sytuacji nowych i niespodziewanych. Wyjeżdżamy, a zatem pewnie lunie deszcz i ugrzęźniemy w błocie. Jak wyjdziemy z wozu zerwie się burza i będziemy szukać schronienia. Przemoczeni do organów wewnętrznych, wychłodzeni, z odciskami od saperek po kopaniu i od butów na piętach, palcach, achillesach i śródstopiu. Iść w pole to jak wysyłać list do prawa Murphy'ego aby poddało nas weryfikacji. Tu nic nie jest jak na szkoleniu czy w cieplutkiej, chronionej bazie. O takich szlifach mówię, starsza szeregowa. - kapral Williams upił łyk wody z małej butelki. - Teraz może nam się to wydawać nieprzyjemne, ale po powrocie do przygotowań, kolejnych szkoleń i ułożonych poranków w końcu, prędzej lub później, tęsknimy za tym. - Rozumiem. Przepraszam więc, za moje niewystarczające starania, w próbie zrozumienia słów Kaprala. Postaram się sprawniej myśleć następnym razem. I szerzej pojmować perspektywę bardziej doświadczonych od siebie - odpowiedziała bardziej chłodno niż dotychczas i odwróciła wzrok patrząc przed siebie. - Ależ nie ma za co przepraszać, starsza szeregowa. - uśmiechnął się dyskretnie do kobiety wojownik. - Nigdy bym nie zarzucił pani braku zaangażowania czy niesprawnego myślenia. - dodał spokojnie mężczyzna. - Domyślam się, że przy pani intelekcie mój umysł wypada jak maszyna do pisania przy komputerze atomowym. - Viktoria zauważyła, że to porównanie wywołało rozbawienie w oczach nożownika. - Jak powiem coś zbyt dosadnie proszę się nie stresować. Nie jest moim zamiarem kogokolwiek urazić. - Williams kątem oka zerknął na rannego w głowę kaprala Boone. Na twarzy Lekarki pojawił się lekki uśmiech rozbawienia, kiedy to krótko parsknęła nosem. Nawet udając służbistę potrafił wciąż sprawić, że ciężko było powstrzymać jej śmiech. - Dziękuję Kapralu. Zapamiętam. - odpowiedziała z szacunkiem, zauważając, że nawet nikt specjalnie nie wsłuchiwał się w ich, zdawałoby się, nudną wymianę zdań. Jedynie Thomas i Jones jakoś krzywo na nich patrzyli, ale ciężko było odgadnąć Viktorii, co mogą oznaczać te ich spojrzenia. - Widocznie pierwszy raz bywa na tyle trudny, że czasami ciężko jest zrozumieć intencje współtowarzyszy. Nie było moim zamiarem doprowadzić do nieporozumienia. Widać nasz tok rozumowania nieco się minął. Vi podążyła za wzrokiem Josha, zerkając również na Franka. Nie mogła się nadziwić nie tylko temu, że naprawdę oberwał, ale i temu, jak szybko jego opatrunek nadawał się już do wymiany. Od poranka minęło już tyle czasu, że nawet przeszło jej przez myśl, że zareagowała wtedy nader histerycznie. Kiedy jednak powracała myślami do ich kłótni, czuła to samo ukłucie bólu, co wtedy. Był dla niej podły i nie miała wątpliwości. Nasuwało jej się tylko pytanie, jaka ona była dla niego. Westchnąwszy powróciła spojrzeniem na Kaprala Williamsa, uśmiechając się do niego blado. Nie potrzebowała teraz używać żadnych enigmatycznych słów, aby zrozumiał, że chciałaby już móc wrócić i porozmawiać z nim w normalny sposób, przy herbacie lub nawet biegać z nim rano, wszystko jedno. Byle tylko nie być tutaj. - Wracając do poświęcenia, starsza szeregowa, to w zasadzie różnie jest ono rozpatrywane w zależności od grupy w jakiej się wojuje. - powiedział spokojnie Kapral Williams chwilę po udanej próbie rozbawienia lekarki. - Najemnicy zwykle swoje życie i zdrowie potrafią wycenić otrzymując za swój trud namacalne korzyści w postaci gambli. Wojskowi, służby porządkowe, ochotnicy również otrzymują żołd, ale zwykle są to drobne w porównaniu z zarobkami najemników. Zwykle, ale nie zawsze. - Kapral zapatrzył się w jeden punkt jakby wracając umysłem do odległych wspomnień. - W Federacji Appalachów mamy tak zwanych muszkieterów, którzy zarabiają całkiem nieźle. Od kiedy pojawiła się wśród nich porządna dyscyplina, procedury i taktyka, a nawet jednolite umundurowanie, jednostki i cała reszta żołnierskiego życia możemy mówić, że są armią FA. Jest u nich wielu strzelców wyborowych i snajperów. Od kiedy FA zaczęło współpracować z Jabłkiem możemy zobaczyć ich u nas w charakterze zwiadu i wsparcia. W Hegemonii mamy Szare mundury będące zbieraniną gangerów, jako tako przeszkoloną i uzbrojoną. Trzymają się w kupie tylko dlatego, że dowodzą nimi jeszcze więksi sadyści… - Joshua uśmiechnął się krzywo co było widoczne tylko dla rudowłosej uczonej. - W przypadku Wędrownego Miasta możemy mówić o armii z prawdziwego zdarzenia. Reprezentantem i głównodowodzącym Posterunku jest generał Aleksander Nestugov. Posterunkowcy posiadają zaplecze w postaci naukowców i techników wszelkiej maści. Dysponują hi-techem zarówno przedwojennym jak pancerze wspomagane, jak i powojennym czyli przerobionym sprzętem z wybebeszonych maszyn. Oprócz różnych drużyn, oddziałów i specjalsów mocno angażują się w akcje werbownicze, wspólnie z Nowym Jorkiem. O naszej armii można by opowiadać godzinami, ale pewnie wielu odkrywczych rzeczy by się starsza szeregowa ode mnie nie dowiedziała. Dla mnie najciekawszym tematem są znamienici specjalsi, a jest tego sporo. Marines, Ptaszki, Gwardia, Węże… O większości słyszałem tylko z opowieści, ale w każdej ponoć jest ziarnko prawdy, co nie? - zapytał kapral nie mając pewności czy się nie zagalopował i nie uśmiercił swoim przydługim wywodem rozmówczyni. I niestety, ale uśmiercił. Viktoria gapiła się na niego, a z każdym kolejny zdaniem, jej brew systematycznie pięła się ku górze, a gdy osiągnęła szczyty, zaczęła się wykrzywiać w kierunku środka, aż na czole pojawiły się długie zmarszczki, a potem brwi ściągnęły się ku sobie i pomarszczyły też jej mały nosek. Niewiele z tego co mówił Josh zrozumiała, jednak głupio jej było się przyznać. Mówił trochę za szybko i nie do końca wiedziała o czym. W sensie, do czego on tak właściwie zmierzał? - Ponoć. Nie robiłabym jednak z tego reguły - odpowiedziała bardzo powściągliwie, a jej wzrok ponownie powędrował na Franka, całkiem odruchowo. Jego zakrwawiony opatrunek jakoś ją drażnił i miała ochotę się nim zająć. Czuła się zaniepokojona, mając przeświadczenie, że nic nie może na to wskórać. Po prostu musiała. - Nie przepadam za nim, ale nie wiem, czy powinien być ranny z mojego powodu - zamyśliła się, kierując te słowa jakby w eter, a jej głos nieco się ściszył. Potem ponownie spojrzała na Josha. Na szczęście pozostali zajęci byli sobą. Gadaniem, spaniem, piciem czy też słuchaniem Luny i jej męczenia strun. Była to idealna atmosfera, która potrafiła rozproszyć innych i zagłuszyć rozmowy, które miały wyniknąć tylko między dwojgiem ludzi. Wzrok Williamsa na chwilę przykuł kapral Boone, którego opatrunek na głowie rzeczywiście już był nasiąknięty krwią. Nożownik zlustrował mężczyznę dyskretnie po chwili wracając twarzą w neutralnym kierunku na wprost. Wojownik zastanowił się chwilę nad słowami kobiety nie wiedząc właściwie czy powinien na nie odpowiadać czy nie. - To co spotkało kaprala ma jedynie pośredni związek z tobą, starsza szeregowa. - odpowiedział Williams szeptem. - Równie dobrze mogło chodzić o kogoś innego w stosunku do kogo zachował się nieodpowiednio. - wyjaśnił szturmowiec. - Proszę się tym nie katować. Niech to spłynie na sumienie kata, który wymierzył cios. - uśmiech nożownika był niemal niedostrzegalny. Joshua nie uważał aby zrobił źle, ponieważ dzięki temu relacje Vi oraz Franka mogły się poprawić. Co więcej sam Boone mógł się pozytywnie zmienić. Finalnie zatem wszystkim mogło to wyjść na dobre, jedynie na krótki czas osłabiając postać zwiadowcy, których w oddziale mieli dwóch. Panna Williams kiwnęła głową na znak, że się z nim zgadza i rozumie. Sama uważała, że Frank sobie zasłużył i nie oberwał za niewinność. Być może faktycznie do niektórych nie przemawiało nic innego jak siła pięści. - Chyba bardziej przejmuję się sumieniem kata, niż swoim własnym - dodała tylko posyłając mu słaby uśmiech i spoglądając na Josha ufnie. - Myślę, że nie ma czym się martwić, starsza szeregowa. - odpowiedział z wyraźnym dla kobiety uśmiechem TRX. - Sumienie byłego najemnika musi być tak zapaskudzone, że danie klapsa bliźniemu jest dla niego jak modlitwa dla katolika… Poza tym nie jest pani winą, że ktoś miał zamiar edukować kaprala w ten sposób. Jeden by z nim porozmawiał, inny na niego doniósł, a jeszcze inny zrobił jak zrobił. Wszystko zależy od człowieka. - oczy Williamsa wydawały się lekko rozbawione. - Radzę na przyszłość uważać komu i co się mówi aby nikt więcej nie ucierpiał… - nożownik najwyraźniej dobrze się bawił rozmawiając z Viktorią w taki sposób. Musiał przyznać, że była to jakaś odmiana od ich zwyczajowych konwersacji chociaż wolał mówić jej na ty i móc wyrażać się zdecydowanie jaśniej, mniej zagadkowo. Sama jednak go prosiła aby się nie spoufalał przy innych, a taki dialog jaki prowadzili był niemal na granicy jej prośby. Kapral Williams czuł, że zacznie padać kiedy starszy szeregowy Jones tylko o tym wspomniał. Tropiciel miał niebywale wyczulone zmysły, a do szacowania pogody prawdziwy dar. Kiedy tylko wóz napotkał pierwsze problemy z poruszaniem się Joshua przeszedł na tył paki ciężarówki aby wraz z szeregowym Romero w razie potrzeby wyskakiwać i usuwać muł, błoto albo inne przeszkody na drodze pojazdu. Do pracy mężczyźni używali przydziałowych saperek. Nożownik był wyposażony lżej niż wcześniej zostawiając w środku plecak, broń długą i maczetę. Wojownik opatulony był wodoszczelnym softshellem, a na głowie miał czapkę z daszkiem i kaptur. Kapral momentami rzucał szeregowemu pocieszający uśmiech. Czyżby Romero był pierwszy raz w polu? Z tego co wiedział Williams był łącznościowcem więc co robił na tyłach zamiast obsługiwać radiostację w szoferce? TRX nie chciał paść od nadmiaru myśli egzystencjalnych dlatego pracował szybko i wytrwale nie pokazując po sobie zmęczenia, które naturalnie po pewnym czasie się pojawiło. - Wymieniłem jeden z wkładów do maski, szeregowy Romero. - powiedział cicho do Herasa nożownik. - Nie widzę jednak między wkładem przydziałowym, a wkładem od poleconych przez ciebie handlarzy wizualnej różnicy… - podrapał się po głowie mężczyzna patrząc ciekawskim wzrokiem na drugiego żołnierza. Wiecznie posępny Hiszpan zerknął na kaprala z ukosa, przez cały czas machając saperką pod jednym z tylnym kół ciężarówki. Pojazd po raz kolejny z rzędu zapadł się w grząskiej ziemi rozdzielającej płaty spękanego asfaltu i wyglądało na to, że nie ruszy z miejsca bez uprzedniego wciśnięcia pod szerokie opony stert zebranych z pobocza gałęzi. - To nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy, kapralu - mruknął ledwie słyszalnie, przez cały czas rozglądając się wokół siebie - Obiecuję, że powiem więcej, kiedy to będzie możliwe. Teraz musimy mieć oczy szeroko otwarte. I nikomu o tym ani słowa. Umorusany błotem, ociekający deszczową wodą szeregowiec sprawiał opłakane wrażenie, wyglądając bardziej na uciekającego od kilku tygodni dezertera niż regularnego żołnierza Nowego Jorku. Nawet jego karabin umazany była mułem i Williams nie mógł się oprzeć przeczuciu, że to właśnie świadomość istnienia warstwy brudu przylegającego do mechanizmów broni wprawiała Herasa w stan ledwie kontrolowanego wzburzenia. Wbita w grząską ziemię saperka zgrzytnęła przeraźliwie, stawiła zdecydowany opór rękom mężczyzny. Romero drgnął zauważalnie, a przez jego posępne oblicze przemknął grymas zaskoczenia przypominający minę sapera natrafiającego niespodziewanie na niewybuch. - To betonowy odłamek - oznajmił Joshua odgarniając palcami muł - Fundament starej drogi. - Nigdy nie można mieć pewności - odburknął Heras machając saperką ze zdwojonym wysiłkiem - Jedźmy już stąd. Czuję się tutaj jak na celowniku. Joshua początkowo nie wiedział co się stało. Dygotał z zimna, był przemoczony i zmęczony torowaniem drogi przed ciężarówką. Williams był nawykły do wysiłku fizycznego, ale zwykle nie uprawiał go w mrozie czy podczas oberwania chmury. Od szkoleń operacyjnych w takich warunkach dzieliły go miesiące. Do takich misji jak ta nie szło się dostatecznie przygotować, bo warunki niemal zawsze były zaskoczeniem. Mogło prażyć słońce albo lać deszcz. Mogło być gorąco lub zimno. Raz ludzie byli narażeni na odwodnienie, a raz na przeszywający chłód. Mężczyzna miał nadzieję, że Kapral Boone był cały i nie padł ofiarą zamachu tylko złośliwego losu. Zawsze lepiej było wyjść z sytuacji z kilkoma otarciami i złamaniami niż zostać wyniesionym w czarnym worku. Frank nie należał do przyjemniaków mających na celu przypodobać się innym. Gość miał swój niepowtarzalny, często odpychający styl. Joshua nie uważał go jednak za osobę złą. Za każdym pojebem kryła się jakaś historia i głupotą byłoby skreślić gościa jej nie znając… |
13-10-2019, 21:06 | #36 |
Reputacja: 1 | Potrzeba człowieka rzecz święta, a tak się złożyło, że aktualną potrzebą kaprala było pójście w krzaki. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał okazję się wysikać… Ciągle tylko przeciągali gałęzie, czy inne krzaczory, odblokowując drogę tej wielkiej krowie, która miała ich wieźć. Styrany błotem i zimnem żołnierz nie myśląc wiele o konsekwencjach, zanurzył się w leszczynę, wcześniej rzucając jedynie krótką informację od niechcenia. Kogo by tam obchodziło, że idzie się odlać. Bo jak niby ktokolwiek miałby przewidzieć, a tym bardziej sam Boone, że ziemia postanowi rozstąpić się i ukarać tropiciela za szczanie na święte drzewo. Krótki krzyk wyrwał się z jego gardła. NIe było to nawet jakieś konkretne słowo, po prostu wyraz zaskoczenia. A i to szybko zostało zagłuszone przez sypiącą mu się do ust ziemię. Bez czasu na reakcję, spadł w mroczną czeluść, nie wiedząc nawet do końca co się dzieje. Pierwszą rzeczą, jaką pamiętał był nieco przytłumiony ból, pulsujący w całym jego ciele. Żołnierz mimowolnie złapał się za głowę, która najbardziej wstrząs upadku odczuła. Musiało minąć trochę czasu, nim dotarło w ogóle do niego, że znów leży na jakimś gruncie. Niestety odzyskanie świadomości nie było tak dobrą rzeczą, jakby się wydawało. Ból stawał się ostrzejszy tym bardziej, im bardziej Frank kontaktował z rzeczywistością. W dodatku, co mógł teoretycznie zwalić na omamy, do jego uszu doszedł warkot. Ostatecznie jednak musiał przyjąć do wiadomości, że warkot jest prawdziwy i zaczął powoli się podnosić. Z drżącymi od bólu i zimna rękoma, powoli sięgnął do kabury po pistolet. Wzrok miał utkwiony w ciemności, tam gdzie usłyszał zwierzę. W milczeniu dobył broni, starając się nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu. Ani tym bardziej pozwolić sobie krzyknąć i sprowokować tym samym stwora. Chociaż bardzo go kusiło, by wezwać w ten sposób pomoc, już bardziej praktycznym wydawało się oddanie strzału. Jeśli tylko ta bestia zbliży się jeszcze chociaż odrobinę. |
|
| |