Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2020, 21:03   #51
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Piosenki i zapachy przenoszą człowieka w czasie bardziej niż cokolwiek innego. Zadziwiające, ile można sobie przypomnieć, dzięki kilku dźwiękom albo odrobinie zapachu... może właśnie dlatego Lika przez całą pracę w ogrodzie nuciła pod nosem, zbierając zapasy póki akurat dostała parę chwil spokoju od walki, pracy i ciągłej tułaczki.
Grzebiąc w ziemi widziała przed oczami inną ziemię, inne grządki. Inne zioła sadzone znajomą ręką, uśmiech matki i zapach szałwii mieszający się z wonią pokrzywowej herbaty. Czuła ją i teraz, podnosząc pod nos rozgniecione, małe listki.
Zapach i wspomnienie domu, wypełnione melodiami śpiewanymi wspólnie, czasem bez słów, samo nucenie im starczało.
Melodie i herbata z pokrzywy: dwa stałe elementy dawnego życia, wykopane z pamięci mutantki, aby zagłuszyć lęki teraźniejszości. Praca od zawsze pomagała nie myśleć o źle. Przecież o wiele lepiej wspominać echa - te dobre, ciepłe. Duchy były przecież wspomnieniami, a ludzie je zachowywali, bo dzięki temu ci ukochani nigdy nie opuszczali świata tak do końca.
Wplątywały się one w myśli, a nocami wkradały do snów. Mogły trafić wszędzie lub gdziekolwiek, podróżując z człowiekiem, nawet niezaproszone.

Nigdy się nie starzały i nie zwalniały, aby nie dało się ich zostawić za sobą. Może dlatego Vasilieva parę razy złapała się na tym, że katem oka dostrzega obok siebie znajomą sylwetkę, o posiwiałych włosach splecionych w warkocz sięgający do ziemi, gdy klęczała, zapach ziół wiercił w nosie, a twarz blondynki ozdobił uśmiech.

Słońce grzało przyjemnie - miła odmiana od burzy i chłodu lodowatego deszczu z zeszłej doby. Miła różnica od przemrożonego ciała, świeżo wybudzonego z cmentarnego letargu…
Czas mijał, przelatywał gdzieś obok, niezauważony. Atmosfera wokół domu robiła się paradoksalnie spokojna - otaczał ich las, cichy i spokojny. Bez żadnych trzasków i świstów. Jedynie wysoko ponad głowami szumiały delikatnie drzewa… tyle.

Obok zaś krzątał się olbrzym z siekierą, wykonując swoją część pracy. Widząc go łowczyni czuła ciepło pod sercem… tak różne od zwykłej podejrzliwości, niepozwalającej głębiej odetchnąć. Zorganizowała co się dało z zieleniny i bulw, popakowała w worki aby móc wygodnie przenieść. Część zostawiła przy polowej kuchni, resztę ładując na plecy i po drabinie weszła na dach.Tam przez dziurę wpełzła do ich kryjówki, zrzuciła toboły pod ścianę i już miała wyjść, gdy za plecami usłyszała cichy szelest.

Hałasy w domach nie były niczym niezwykłym - stare budynki ciągle osiadały, ich ściany pracowały, szczególnie drewniane elementy. Jęczały zardzewiałymi rurami, świszczały wiatrem w wyłomach murów. Piszczały myszami, szurały ich drobnymi pazurkami gdzieś w ścianach… tym bardziej Lika odwróciła się zaciekawiona. Dźwięk był cichy, nic wielkiego nie mogło zalęgnąć się w ich schronieniu. Raz, że cały czas mieli dom na oku, a dwa - w powietrzu brakowało zapachu piżma sierści. Promieniowania również nie wyczuwała.

Wpierw ujrzała ciemność, zmrużyła oczy, sobą zasłaniając dziurę wyjściową. Dopiero gdy przestawiła się na widzenie w mroku to dostrzegła.
Kucał obok miejsca, gdzie spali zeszłej nocy - mały, szarawy twór, wyglądający jak dziecko. Mały, przykurczony. Widziała go od tyłu, wydawał się nagi. Po jej plecach przeszedł lodowaty dreszcz. Dłoń ruszyła do kabury przy biodrze i tam się zatrzymała.

- Hej… - zamiast tego wydobyła z siebie zduszony głos, spoglądając na dzieciaka. Ledwo się odezwała, małą postać drgnęła. Przypadła do ziemi… i nagle zniknęła. Vasilieva wybałuszyła oczy, czując jak migrena powoli zaczyna rozsadzać jej głowę. Zamarła w miejscu, mrugając niepewna co się do cholery dzieje. Szybko rozejrzała się po kątach, lecz dziecka nie było.
Zniknął, rozpłynął w powietrzu. Łowczyni sprawdziła więc ślady i znów migrena zaatakowała jej czaszkę, a chłód polizał plecy wzdłuż kręgosłupa. Przeszukała całe poddasze, dokładnie i metodycznie, dwa razy…

… i nic nie znalazła.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 18-03-2020 o 20:21.
Zuzu jest offline  
Stary 18-03-2020, 09:46   #52
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Czasami były dni, gdy tylko rutyna potrafiła trzymać człowieka w ryzach zdrowego rozsądku. Znane, utarte schematy i zachowania uspokajały, nadając sens w chwilach, gdy o sens było coraz ciężej. Z tego też powodu Lika bardziej niż chętnie zagłebiła się w wir znanych czynności, siekając, rwąc, trąc i krojąc, a jej myśli skupiły się na tym, co tu i teraz. Pochylając plecy dziewczyna mieszała w kociołku, dorzucając bez zastanowienia kolejne zebrane w ogrodzie składniki, nie myśląc za bardzo czy ktoś pokroju Sebastiana miał w ustach kiedykolwiek coś takiego jak łopian, ziarnopłon czy pokrzywa. Mechanicznie wykonywała znane czynności, na krótki moment wracając do czasów, gdy blond mutantka nie budziła się pośrodku cmentarzy na dosłownie dzikiej ziemi. Wreszcie kiedy kasza zmiękła, do gara poleciały małe ślimaki pędów paproci, wygrzebanych spod ściółki przy płocie. Przygotowanie miejsca na obiad zajęło mgnienie oka, ciało Vasilievei działało automatycznie. Rozłożyła koc, zniosła parę kamieni, aby dało się wygodnie postawić kubki, a potem razem z Federatą zasiedli do posiłku.

Przy posiłku panowało milczenie, w powietrzu roznosiły się odgłosy żucia, siorbania i przełykania, przynajmniej z tej blond strony.
- Nie za ostre? Chyba przesadziłam z chrzanem, mogę ci przynieść więcej paproci.- nagle przerwała ciszę, choć wzroku nie podniosła - Chcesz dolewkę herbaty?

Mógłby powiedzieć wiele. Że potrawka smakuje dziwnie ziemiście, że coś tam. Skrzypi w zębach a herbata nie umywa się do earlgreya ze śmietanką i melasą. Ale nie powiedział. Nie powiedział, bo kompletnie nie przeszło mu to przez głowę. Sebastian Donelley motał żarcie aż mu się uszy trzęsły. Zmachał się rano ale zdecydowanie był zadowolony z wyników.

- Nie, dziękuję. Skończę i zaczniemy z zabezpieczeniami? - brodacz otarł usta i wąsy wierzchem dłoni.

- Tak, to dobry pomysł - blondynka pokiwała apatycznie głową, siorbiąc herbaty. Przemieszała gulasz w misce, zagarniając go na boki ze środka i od środka na boki - Potrzebujesz jeszcze pomocy przy… szukaniu miejsc na doły? Albo, nie wiem, spróbuję z pułapkami, tylko któreś z nas później powinno siedzieć na dachu i czekać aż reszta wróci. Ewentualnie spróbuję wypalić palenisko o jakim mówiłam rano, nim… ekhem - zaczerwieniła się, kaszląc nagle w rękaw aby ukryć zmieszanie - Na pewno zajęć nam nie zabraknie.

- Jasne. To ty tu jesteś ekspertem więc nie kryguj się. Zostało dla dziewczyn?

Sebastian wskazał gulasz palcem, odstawiając naczynia po posiłku. Wstał powoli i przeciągnął się aż chrupnęły stawy.

- Dokończę doły, założymy alarm i urządzimy górę. Do zmierzchu powinniśmy się wyrobić.
Mężczyzna posłał blondynce uśmiech z wysokości.

- Oczywiście, ugotowałam więcej, aby i dla nich starczyło - mutantka przytaknęła i chciała wrócić do mieszania w misce, jednak zamiast tego spojrzała w górę, gdzie uśmiechnięta, brodata twarz. W porównaniu do jej twarzy zbitego, przerażonego psa, mężczyzna wręcz promieniał.

- Czy jest coś… czego bardzo się boisz? - spytała olbrzyma. Nie czekając na odpowiedź wypaliła - Ja boję się, że zaczynam wariować. Proszę… nie bądź zły.

- Wariować? - Uśmiech zgasł a twarz Federaty się ściągnęła. Zrobił kilka kroków ku kucharce - Co to znaczy, Słoneczko?

- Miałam wrażenie, że ktoś… - popatrzyła na dach domu i przełknęła ślinę -... że ktoś tam był, gdy poszłam po prowiant. Widziałam… wydawało mi się, że widziałam - zacisnęła mocniej dłonie na kubki i wlepiła w niego wzrok - Ale tylko wydawało, sprawdziłam dokładnie, żadnych śladów kogokolwiek poza nami. Do tego to pieprzone… trupy. Cuchnie od nich, chyba miesza mi się od tego w głowie. Możemy je odciągnąć gdzieś dalej, proszę? Będzie mi łatwiej.

- Ktoś był ale nie zostawił śladów? - Sebastian upewniał się słowo po słowie - I tak, możemy. Czułaś coś tam na górze? Czemu nie zawołałaś? Wokół domu jakieś ślady? Jak ten ktoś wyglądał?

- Wydawało mi się… że był - blondynka mruknęła, odstawiajac miskę na ziemię przed sobą. Uwolnione dłonie splotła na karku, pochylając ciało do przodu.
- Żadnych śladów w kurzu i błocie, nic. Czyli… zwidy. Ze zdenerwowania, niewyspania - wzruszyła ramionami - A nawet jeśli tam był ktoś… nie chciałam go straszyć, wyglądał jak dziecko. Małe… może 5, może 6 lat.

- Dziecko? - Federata zgłupiał doszczętnie by prawie natychmiast ściągnąć brwi - Wierzysz w takie kwestie? Jak ten cały Soroka?

Łowczyni podniosła wzrok, patrząc na niego z bólem. Szybko się ogarnęła, chowając uczucia za ochronną ścianą rezygnacji.
- Widziałam w życiu dużo rzeczy, niektórych nie umiem wytłumaczyć - odwróciła twarz, patrząc wgłąb ogrodu - Wiem też, że strach i stres potrafią płatać nam figle. Sami wmawiamy sobie niektóre wydarzenia. Widzimy twarze tam gdzie ich nie ma, słyszymy głosy w zawodzeniu wiatru. Chcemy widzieć żywe dzieci gdzieś, gdzie są jedynie kości… chyba po prostu wariuję. Przepraszam, nie powinnam ci zawracać głowy. Nie przejmuj sie, srawdziłam dokładnie. Oprócz nas nikogo tu nie było od bardzo, bardzo dawna.

- Tak czy siak - Wzrok Donnelley'ego nie stracił na czujności - Musimy upewnić się, że dach jest zabezpieczony i nie wlezie tam nikt kogo nie zaprosimy. Ustalimy warty.

Brodacz przez chwilę wyglądał jakby chciał coś dodać ale ostatecznie stwierdził tylko:
- Zajmę się truchłami. Co nam jeszcze zostało? Nie wiem czy nie zostawić ognia na noc. - Seba przyglądał się Lice z namysłem.

- Zobaczymy, czy będzie padało - Vasilieva podniosła kubek i siorbnęła herbaty. - Jeśli zrobi się sucho, lepiej abyśmy pod sobą nie mieli źródła otwartego ognia. Raz, że światło nocą w lesie widać z daleka. Dwa… niech jeden z kundli jakimś cudem się podpali. Poleci w las, albo w krzaki. Przy suchym poszyciu niech coś się zajmie… - skrzywiła się -... i mamy pożar. Podusimy się. Żadnego ognia nie zostawiamy, przeniesiemy trochę żaru w wiadrze albo i garnku pod dach. Trzeba przebić dziurę w dachu, na pięść, żeby zrobić wylot… wentylację… a krawędź dachu - przekrzywiłą kark, kierując twarz w stronę domu - Tam na podłodze jest multum skorup fajansowych i szklanych. Da się nabić nimi belki i przyczepić je na krawędziach - wzruszyła ramionami po raz drugi, gapiąc się przygaszonym wzrokiem przed siebie - Nam starczy drabina, nocą ją wciągniemy na górę. Ktoś obcy, po ciemku, potnie ręce próbując się do nas dostać.

- Ok. To wracajmy do pracy. Chciałbym byśmy ogarnęli grubsze kwestie zanim wrócą dziewczyny…

Donnelley odstawił naczynia i się podniósł.

-Lika, pogadamy później jeśli będziesz chciała?
Standardowe zdanie splynelo z jego warg naturalnie.
- Teraz zajmij czymś rece, umysł rozjaśni się zaraz potem.

Odpowiedzią było apatyczne kiwnięcie głową i cisza, poprzedzona siorbnięciem z kubka. Po nim nastąpiło drugie i trzecie, rozgrzewając zastałe ciało od środka… tylko zmrożonego serca wciąż nie umiało ogrzać.
 
corax jest offline  
Stary 18-03-2020, 20:29   #53
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Niewiele zapamiętał ze snu, ale wiele musiało się w nim dziać. Jeszcze mu w uszach brzmiał brzdęk szkła, głośne śmiechy, pijackie śpiewy, jęki rozkoszy, ale i huk wystrzałów czy warkot silnika. Tak, to był dobry sen. Brakowało mu tego wszystkiego, a zwłaszcza tego ostatniego. Znów czuć pod sobą tę moc spalinowej bestii, wiatr we włosach i muchy w zębach. Coś pięknego.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie obudził się tak całkiem samodzielnie. Ale co śmiało mu przerwać błogi sen? Chyba nie Rhem, bo wyglądało na to, że jeszcze nie wróciła, przynajmniej tyle mógł ocenić po pospiesznych oględzinach pomieszczenia. Odruchowo sięgnął pod poduszkę, gdzie, z lekkim zawodem, wymacał nie swoją ukochaną Berettę, a rewolwer "doktórki".

Wyciągnął go i tak, i zaraz ukrył pod kocem. Z trudem podniósł głowę i zaczął wyglądać na zewnątrz. Początkowo to co tam się znajdowało było tylko białą plamą. Musiał mrużyć oczy by w ogóle móc patrzeć w tym kierunku. Jego oczy szybko jednak przyzwyczaiły się do światła. Ogarnął pospiesznie widoczną przez niego część krajobrazu. Czysto. Odetchnął z ulgą, ale gdy lustrował okolicę po razu drugi wtedy to zobaczył.

Człowiek. Ktoś samotnie wędruje przez las. Może to Rhem? A może jednak nie...

Scorpion dźwignął się z trudem z posłania i ruszył w stronę wyjścia. Wolał nie zwracać na siebie uwagi, dlatego pozostał w pozycji poziomej. Zresztą nie był nawet pewien czy dałby radę stanąć teraz na nogach. Podczołgał się do tego, co z braku lepszego słowa, można było nazwać drzwiami, w większości ukrył się za ścianą, na widoku pozostawiając tylko swoją głowę, ramię i spluwę, którą wycelował w przybysza.

Miał tylko sześć naboi, dlatego spust naciśnie dopiero wtedy, gdy będzie miał pewność, że trafi. I tylko wtedy, gdy upewni się, że to nie Rhem. Jeśli to ktoś obcy, nie będzie go pytał o nazwisko, tylko rozwali na miejscu. Na drugiego samarytanina, takiego jak jego rudowłosa przyjaciółka, liczyć nie mógł. Takich dziwaków niewielu chodzi po tym świecie.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172