|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-12-2020, 17:57 | #11 |
Reputacja: 1 | Potężne ukłucie prosto w serce wyrwało Johna z pół błogiego pół bolesnego transu. Teraz to już było tylko boleśnie. Natychmiastowy odruch wymiotny zgromadzonej w przełyku krwi, szlamu, płynów hibernacyjnych szybko wypełniły maskę tlenowa nim ktokolwiek zdążył mu ją zdjąć. „Anioł” zaklął szpetnie wiedząc że to jemu przyjdzie później ją czyścić. Mieszanka zadowolenia i złości odbijała się na pierwszej twarzy którą zobaczył Wick zaraz po przebudzeniu. Wojskowy? Nie tego się spodziewał choć w mętliku myśli prawda było że nie wiedział czego ma się spodziewać po wybudzeniu. Zasypiając myślał o uzbieranych przez czas hibernacji pieniądzach o tym co będzie mógł z nimi zrobić o korzystaniu z nich wreszcie a nie o ciągłym inwestowaniu – choć nie był pewny czy zdoła przełamać tą cześć swojej osobowości która nie mogła spocząć nie babrając się w kolejnych kontraktach i biznesplanach. – Co do kurwy – Które zabrzmiało bardziej jak - Ccc th k…hy – i było ciche i niewyraźne jak pierdnięcie speszonego małżonka w samym centrum uroczystości ślubnej. Strzał adrenaliny podziałał zbyt dobrze jak na półprzytomnego martwiaka który normalnie powinien dochodzić jeszcze przez parę dni czy tygodni do siebie po tak ciężkim przebudzeniu. Ale nie, zaserwowano mu lot spadochronowy bez trzymanki i bez spadochronu… Rozejrzał się zbyt przytomnym jak na jego stan wzrokiem po wnętrzu i wiedział już że jest z nim źle. Bardzo źle. Albo jechał w raz z nim Brad Pit albo do reszty już zwariował. Salwa spazmatycznego śmiechu ogarnęła ciało Johna. Był prawie pewny że wciąż śpi i śni wewnątrz maszyny hibernetycznej , uszczypnął się nawet w udo dobrze jednak wiedząc że w śnie również można odczuwać ból. Przeprowadził więc test rzeczywistości zatykając sobie nos i prubujac przez niego oddychać… Nie mógł – ku swojemu większemu zdziwieniu niż dotychczas. – To chyba nie jest sen ? – zapytał już całkiem przytomnie siedzącego przy nim wojskowego. Głos powoli mu się poprawiał, jakby odzyskiwał brzmienie po latach spoczynku. Nie oczekiwał odpowiedzi, było to pytanie bardziej retoryczne gdyż nie spodziewał się po zjawie sennej żeby mogła mu udzielić wiążącej odpowiedzi. Test rzeczywistości którego nauczył się niegdyś ćwicząc świadome sny był nad wyraz przekonujący. Rozważał jeszcze przez chwilę czy nie ma uszkodzonego jakiegoś płata mózgowego odpowiedzialnego za wzrok czy skojarzenia , jednak po chwili przestał. Nic by mu to nie dało, postanowił więc popłynąć z prądem rzeki zamiast bić się z nim. Na chwile obecną po prostu przyjął że siedzi obok ktoś kto wygląda jak Brad Pit i nie będzie z tego powodu robił sobie burzy mózgu. - Co się dzieje? – zapytał już całkiem konkretnie siedzącego przy nim najemnika i choć miał płynąć z prądem nie mógł powstrzymać się od ciągłego ukradkowego spoglądania na gwiazdę filmową. Nawet jeśli był to tylko jej sobowtór lub mózg płatał mu figle… |
07-12-2020, 18:12 | #12 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 08-12-2020 o 09:51. |
07-12-2020, 18:22 | #13 |
Reputacja: 1 | Nim zatrzymał się świat, a rozbłysły światła... Kule świstały i odbijały się od karoserii wozu. Walter musiał przyznać… czuł się nieswojo. To nie koniecznie był jego typ zabawy… prawda, sportowo, gentelmeńsko dać komuś w mordę, ale...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
08-12-2020, 09:39 | #14 |
Reputacja: 1 | Ich “Anioły” wysiadły prawie natychmiast, nie kłopocząc się nawet wyjmowaniem kluczyków ze stacyjek. Każdy ruch zdawał się być wyćwiczony, a panowie musieli mieć za sobą kilka lat zgrania. Chwycili tylko broń porozumiewając się krótkim komendami i ledwo wyczuwalnym niesmakiem spoglądali jedynie przelotnie na swój “ładunek”. Czterech ludzi z zamierzchłych czasów, którzy w takiej sytuacji mogli równie dobrze być “damami w opresji”. Dokładnie tyle w oczach najemników było pożytku z całej czwórki bohaterów sprzed wybuchu bomb. W czasie jazdy byli przeważnie ignorowani, ich pytania zbywane lub pozostawiane bez odpowiedzi. Pazury nie lubiły bawić się w niańki, nie płacono im za mielenie jęzorem. Choć kosztowali wystarczająco dużo żeby nie musieli. -Pierdoleni cywile. Big Tom splunął na ziemię wyciągając za fraki Waltera z wnętrza pickupa. -Ruchy, ruchy. Hurtig, hurtig! Bierzcie tylko to co konieczne, to co może mieć jakiś użytek w walce. Jeśli… Popędzał wszystkich (a zwłaszcza żółtodziobów) kapitan Mads Mikkelsen. -Sacrebleu, za mało nam płacą za to gówno. Zadźwięczał niespodziewanie francuski akcent "Buźki" Dubois. Nie sposób było stwierdzić czy przezwisko jest ironiczne, czy sierżant rzeczywiście był takim przystojniakiem. - Co mam robić? – wrzasnął Brad próbując opanować drżenie kończyn i zrodzone z ogromnego zdenerwowania zawroty głowy – Co robić?! -Jeśli... macie pałętać się pod nogami to lepiej nie róbcie nic. -Dupy razem! I dajcie dorosłym pracować. Wtrącił się Wesker jeszcze raz zajmując pozycję bojową za wozem. Mads skarcił go zimnym spojrzeniem. -Cicho. Ktoś z was ma jakieś doświadczenie bojowe? Wpadł na genialny pomysł lub chce pomóc? Duńczyk zwrócił się do niedawno przebudzonych w tej niegościnnej rzeczywistości -Zanim Keanu nie poszedł na pełny etat do CD Project, jeździłem z nim na weekendy do dziewczyn od Tarana! - rzucił rozdygotanym głosem Brad - Dajcie mi jakiś pistolet, podstaw się nie zapomina! Do filmów też trochę ćwiczyłem, nie zostawia się wszystkiego dublerom! Mads spojrzał na Pitta i pokręcił głową. - To nie rekwizyt - podał mu swoją boczną Berettę R93. - Mag, selektor i nie próbuj mi strzelać do siebie! Chwyciwszy podaną mu broń aktor upewnił się, że pierwszy pocisk jest w komorze, a potem ruszył niczym cień śladem Madsa. Dźwięk ostrzału budził nie mniej niż zastrzyk adrenaliny prosto w serce. John spośród swojego bagażu wyciągnął magnum, sprawdził magazynek, odbezpieczył, był gotów. Widok Brada Pitta ciągle nie dawał mu spokoju, ale miał teraz na głowie inne rzeczy. Wyjść cało z zawieruchy w jaką los go wpakował. Na plecy zarzucił skórzana torbę, niepomny na zastrzeżenia najemnika , którego i tak dobrze nie słyszał. Nie miał tam nic wartościowego ale wśród strzałów z broni palnej , dodatkowa osłona pleców zwiększała złudne poczucie bezpieczeństwa. Nie była zresztą ciężka , ot podstawowy ekwipunek który miał być przydatny po wybudzeniu z komory. Dlaczego nie pamiętał momentu wybudzenia?? - zastanawiał się w duchu. Wyskoczył z wozu z pochyloną głową - odruchowo unikając potencjalnych kul choć chwilowo żadna nie nadlatywała. Starał się nie oddalać od najemników - zwłaszcza od tego który czuwał nad jego przebudzeniem , jego ciało na tą chwilę znacznie szybciej ogarniało całą sytuację niż umysł - było pobudzone i gotowe do walki odruchowo wręcz gotowe stawić czoło niebezpieczeństwu. Umysł zaś , zwyczajnie nie nadążał - potrzebował choć kwadransu na zatrzymanie akcji na zrozumienie co robi w środku pieprzonej pustyni wraz z najemnikami i sobowtórem znanego aktora. Szybko zajął miejsce za autem korzystając z osłony jaką dawała karoseria. Czując na sobie wzrok najemnika i słysząc pytanie które zawisło w powietrzu skinął nieznacznie głową mówiąc. - Strzelać potrafię , na więcej nie liczcie… .- mówiąc to w miarę sprawnie trzymał niebagatelna w końcu spluwę - powie mi ktoś co się właściwie kurwa dzieje? - wiedział że nie ma czasu na dogłębne analizy czy wyjaśnienia, ale liczył choć na 3 - 4 zdania które pomogłyby mu odnaleźć się w pieprzonej rzeczywistości. W swoim odpicowanym garniturku, eleganckich butach , szytej na miarę marynarce wyglądał pośród bandy najemników jak nie z tej bajki. Jedynie magnum trzymane w obu dłoniach choć częściowo komponowało się z wyglądem reszty bandy. |
12-12-2020, 19:02 | #15 |
Reputacja: 1 | Pierwsze chwile po desancie z wozów były pełne chaosu.
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." Ostatnio edytowane przez rudaad : 12-12-2020 o 19:30. |
12-12-2020, 19:04 | #16 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
12-12-2020, 19:58 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." Ostatnio edytowane przez rudaad : 29-12-2020 o 08:27. |
20-12-2020, 23:26 | #18 |
Reputacja: 1 | Szli długimi korytarzami rzucając jeszcze dłuższe cienie na wąskie ściany tunelu. Część z nich musiała się garbić. Szli gęsiego, a teren nie zawsze był suchy. Mimo to, wszyscy bez wyjątku czuli ulgę, że znajdując bezpieczne schronienie uniknęli kulminacji burzy oraz coraz gęściej latających w powietrzu kul.
__________________ "Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021 Even a stoped clock is right twice a day |
22-12-2020, 14:54 | #19 |
Reputacja: 1 | Wchodzili do kasyna... a właściwie nim weszli, Walter zatrzymał na chwilę Big Toma i wręczył mu jego klamkę z lekkim uśmiechem i skinieniem głowy. Nie było co mówić. Byli na miejscu, byli bezpieczni, a przynajmniej na to wszystko wskazywało. Spełnił swoją część roboty i on swoją. Gnat? Tak, nie wiedział ile taki stał w realiach, ale raczej nie mało. Wolał nie zostawiać luźnych końców.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 25-12-2020 o 12:56. Powód: powtórzenie |
30-12-2020, 22:28 | #20 |
Reputacja: 1 | Szpitalne sale nigdy nikomu nie kojarzyły się zbyt miło. Zapach środków dezynfekujących drażnił nozdrza, jęki chorych wkurwiały ucho, a wiecznie niezadowolone miny personelu irytowały oko. Mimo to, John Wick odziany w rozchełstane na plecach i pośladkach “amerykańskie przekleństwo polisowe” zamiast dobrze skrojonego garnituru, cieszył się każdym oddechem i przebłyskiem świadomości. Traktowano go prochami, kroplówkami i zatroskanymi spojrzeniami, za którymi krył się strach o własną renomę, a więc i miejsce na praktykę w jednej z najbardziej dochodowych dzielnic nade wszystko cywilizowanego miasta na pozostałościach Starego Świata. Przez lekko rozchylone powieki, ledwo kojarzącego co się wokół dzieje biznesmena, przebijał się wielokolorowy blask medycznej maszynerii, którą był opleciony jak budzący się do życia filmowy cyborg. Wydawało się, że wszystko co należało do Vegas musiało być skąpane w blasku jaśniejącej, elektrycznej poświaty żeby w ogóle móc zaistnieć. Miarowy pisk urządzeń i pośpiesznych kroków wprawiał umysł Wicka w lekką stagnację, jednak jego ciało powoli odzyskiwało graniczną sprawność fizyczną. Za kilka godzin nieprzerwanych starań będzie mógł się zapewne nie tylko podnieść o własnych siłach, ale też na odpowiednich chemicznych wspomagaczach, wyjść za próg budynku, do którego przywleczono go zupełnie bezwładnego. Nie zamierzał się z tym jednak śpieszyć. Tu gdzie był było mu względnie dobrze... a już na pewno bezpiecznie - w przeciwieństwie do niedawnych wydarzeń. Nikt do niego nie strzelał, nie musiał uciekać, nie musiał walczyć o życie. To liczył zdecydowanie na plus. Na minus był fakt pozbawienia go choćby przelotnie poznanych twarzy osób z którymi jeszcze chwilę wcześniej wspólnie walczył , których obecność w dziwny sposób dodawała mu poczucia bezpieczeństwa, być może przez świadomość wspólnego połączenia losów, przypieczętowanego wspólnym zabijaniem... Nic tak nie łączyło ludzi jak wspólne zabijanie... Czy tak to szło? Nie pamiętał. W zasadzie to nie pamiętał nic od momentu wejścia w tunele a i wcześniejsze wydarzenia przesłonięte były dość grubą kurtyną uszytą z majaków i wyobrażeń. Zaśmiał się boleśnie na wspomnienie Brada Pitta , którego twarz najwyraźniej podsuwały mu majaki. Leżał tak dłuższą chwilę z mieszanymi uczuciami w końcu korzystając z chwili względnego spokoju zaczepił jedną z pielęgniarek która sprawdzała właśnie jakieś pomiary na maszynie wydającej głośne "PING" . - Przepraszam , może mi Pani powiedzieć coś więcej o obecnym roku i sytuacji na świecie? Madison Li Smather Widząc spłoszoną reakcję i chęć ucieczki od niewygodnego pacjenta , Johny szybko skalkulował wcześniejsze obserwacje personelu lekarskiego i ich nabożną wręcz chęć utrzymania go w dobrym stanie zdrowia. Nie wiedział jeszcze czemu tak im na nim zależało ale zamierzał to wykorzystać niczym biznesmen którym zresztą był. - No chyba nie zamierza Pani uciec nie odpowiedziawszy mi na kilka pytań , źle by się stało gdybym później miał opowiadać o nieudanych próbach wbicia igły , o niedziałających lekach i zupełnym braku starań o moje życie... prawda? - Wykrzesał z siebie resztki możliwości jakie dawała mu nader wysoka charyzma zachowując kamienna twarz i brzmiąc możliwie przekonująco - na ile się dało w obecnych warunkach. Grał trochę va bank , ale w zasadzie cóż miał do stracenia ? A poznawanie granic szantażowych możliwości tak w zasadzie dopiero rozpoczynał… Dziewczyna uniosłą zmarszczone brwi znad urządzenia, któremu pilnie się przyglądała. Ciężko było stwierdzić czy bardziej zastanawia się nad zczytanymi wynikami czy bardziej złości ją fakt zarzucenia jej niekompetencji. Mimo zmrużonych oczu oplecionych owalem, gęstych czarnych rzęs uśmiechnęła się samymi ustami ni to kpiąco, ni to przyjaźnie. - Ja ciebie kochaneczku nie kłułam, a tym bardziej dragów nie zlecałam, ja tu tylko sprawdzam jak bardzo możesz nie być martwy, skoro ponoć prosto z przeszłości cię przywlekli. Cokolwiek miałoby to znaczyć. - Popatrzyła na jego reakcję. Nie on jeden próbował jej grozić, choć tutaj raczej się jej to jeszcze nie zdarzyło. - Pewnie zachlałeś, zaćpałeś albo zadupczyłeś nie to co było trzeba i ktoś lub coś urwało ci film. A teraz automagicznie masz nadzieję, że ci pamięć wróci albo przynajmniej będziesz miał się czym zasłonić, jakby ktokolwiek cokolwiek pytał. Żebyś na mnie nie naskarżył to ci to wszystko ułatwię. Jesteś zmęczony Panie… - spojrzała na podkładkę do pisania, którą miała przy sobie - Wick w Sunset Hospital w Arts Disctrict Vegas. Najlepszym szpitalu dla miejscowych panujących i ich specjalnych gości jakie na środku mitycznego Mojave w ogóle można znaleźć. Rachunek płaci Goodmill. Choć chyba jeszcze nie wiadomo czym to słowo chłopaków od Mela Czarnego Psa wystarczyło za poręczenie. Nawet przy tak dużej kwocie. - Jeśli mamy tytułować się Państwem to poproszę również Pani nazwisko oraz nazwisko lekarza prowadzącego jeśli miałby prowadzić dalsze konsultacje lub zasługiwał na specjalne wyróżnienie. - odparował Wick - Dobra Wick - młodsza pielęgniarka oddziałowa Madison Li Smasher do usług. - Powiedziała ciemnoskóra dziewczyna błyskając białymi zębami i butnymi iskierkami w prawie czarnych oczach. - Z tego co mówi do mnie karta, leczenie prowadzi Doktor Liam Wigfall. Czy poprosić? Skoro, nareszcie tyle słów lub gróźb i to przy normalnej saturacji jesteś w stanie z siebie wyrzucić? John skinął tylko głową, nie takiego traktowania się zapewne spodziewał. Coś mu ciągle nie pasowało i miał dziwne przeczucie, że nie będzie mu samemu łatwo po tej stronie lustra. dr med. Liam Wigfall Po chwili Madison wróciła z wysokim, lekko śniadym brunetem w białym kitlu, za którym niosła gruby segregator papierów. - I jak samopoczucie mojego pacjenta? Bo wyniki wydają się być nad wyraz obiecujące, a jeśli fizycznie po kilku dniach będzie Pan odczuwał dyskomfort to zapewne będzie to zagnieżdżone w Pana psychice. Tym bardziej więc muszę, nawet przed wywiadem, zadać Panu to pytanie. - Skołowany. - odparł krótko biznesmen, który zamiast rejestrować wnikliwe spojrzenia Wigfalla skupił się na kpiącym uśmieszku murzynki ukrywającej wyraz twarzy za burzą czarnych loków. - Z całą pewnością samopoczucie i ogólnie stan psychiczny byłby znacznie lepszy gdyby ktoś jednak… ktokolwiek… - rzucił spojrzenie na pielęgniarkę , … niekoniecznie lekarz - dodał po chwili próbując usprawiedliwić tą niezamierzoną do końca “konsultację” - wyjaśnił mi coś więcej ponad to w jakim szpitalu się znajduje i kto mnie leczy oraz z czego… - dokończył wywód nieco zmęczonym już głosem. - Wyrwano mnie z kapsuły, naszprycowano dużą dawką adrenaliny bym mógł odpierać ostrzał jakiś motocyklistów, przywleczono gdy straciłem przytomność i budzę się w nieznanym miejscu, nieznanym czasie, bez słowa wyjaśnień co się kurwa dzieje. - mówił niemal bez emocji, nawet słowo kurwa zabrzmiało w tym potoku słów bardziej jak przecinek niż wyraz emocji. Wpatrywał się w lekarza zastanawiając czy poświęci mu pięć minut na zarysowanie sytuacji czy pozostawi to jednak pielęgniarce, czy może oboje zawiną ogon. W nowych czasach albo pielęgniarki były na wagę złota albo trafił na wyjątkowy okaz złośliwca. Lekarz spojrzał karcąco na swoja pomoc i pokręcił głową mimo, że tego nie widziała. - Panna Smather jest tu niezbyt długo i nie nawykłą jeszcze do odpowiedniego traktowania. Bardzo duża część obecnie żyjących osób miewa ogromne problemy adaptacyjne, zwłaszcza, gdy styka się z prawdziwą cywilizacją i kulturą. Myślę, że możemy teraz zostać sami, a ja postaram się wyjaśnić każdą Pańską wątpliwość. Madison, na razie dziękuję. - zwrócił się do pielęgniarki, która nie bez rzucenia w stronę Wicka kolejnego grymasu, odwróciła się na pięcie i wyszła. Gdy zostali sami ponownie odezwał się do biznesmena. - Czasy w których żyjemy obecnie są trudne. Stary Świat - ten który Pan pamięta zniszczono niemal całkowicie. Nastąpiły ataki jądrowe, biologiczne, chemiczne. Sztuczna inteligencja czyli Moloch od 2020 roku próbuje przejąć kolejno pozostałe nam do życia obszary. Wszyscy trwają w nieustannym strachu. Do tego walczą, o każdą kroplę wody, zwłaszcza w Miami. Kęs czegoś strawnego i dostęp do leków. Każdy napotkany dzisiaj człowiek albo jest cholernie twardy albo ma bardzo mocne plecy albo zwyczajnie jest martwy. My żyjemy i jesteśmy w najlepszym miejscu jakie mogło się nam przytrafić, w Vegas. Bardzo wielu marzycieli stawia sobie dotarcie tutaj za życiowy cel. - zrobił przerwę i odetchnął. Widać było, że nie wiedział w którym kierunku ma dalej kierować rozmowę. Johny przełknął ślinę, lekko pobladł , nie odczytywał z mimiki lekarza nawet drobnych symptomów żartu czy celowego kłamstwa, co gorsza to co mówił zasadniczo zgadzało się z tym co dopiero co przeżył, choć ogrom faktów wciąż był po prostu zbyt ciężki do przełknięcia. - Dziękuję - powiedział ciszej niż zamierzał , głos w zasadzie sam blokował mu się w gardle. - Chyba chciałbym zostać na trochę sam i przetrawić to co właśnie usłyszałem. - Wick wiedział, domyślał się raczej że jest źle, ale nie przypuszczał dotąd, że aż tak bardzo. Potrzebował czasu na oswojenie się z tym wszystkim i planu, choć nie było proste zaplanować cokolwiek w obcym mieście w czasie apokalipsy bez pieniędzy, zasobów, znajomości … Na tą chwilę chyba to ostatnie nie było tak całkiem stracone, jak przez mgłę wspominał człowieka który wspólnie z nim strzelał do bickersów i mówił do Wicka “kuzynie” . Wiedział że musi go odnaleźć oraz wyjaśnić swoją sytuację z tym całym Goodmillem. *** Przy następnej okazji wizyty lekarskiej miał już kilka bardziej konkretnych pytań. - Proszę powiedzieć mi coś więcej o Panu Goodmillu ? - zapytał zaciekawiony swoim dobroczyńcą - w którego szczere intencje niesienia bezinteresownej pomocy , jeszcze bardziej szczerze wątpił. -Pan Goodmil… Widać było, że lekarz waha się czy powinien mówić cokolwiek, a jeśli już to postanowił ostrożnie dobierać słowa. Nie było w tym nic dziwnego. Ktoś kto zapewniał mu normalne, życie na wysokim poziomie zasłużył sobie na większą lojalność niż jakikolwiek nieznajomy, którego trzeba by było pozszywać. -... jest wspaniałym człowiekiem i bardzo szczodrym mocodawcą. Przekona się pan o tym na pewno, o ile nie zawiedzie pan jego zaufania. Na czole lekarza wyskoczyły kropelki potu, ale przetarł je rękawem. Najwyraźniej ten temat był dla niego skończony. Johny przyjął dość skromne wyjaśnienia skinieniem głowy, nie drążył tematu który najwyraźniej nie był zbyt wygodny dla rozmówcy. Zapytał o coś innego - A jak wygląda kwestia majątku, własności , czy cokolwiek jest tu jeszcze honorowane sprzed lat? Czy własność opiera się jedynie o to kto co trzyma i zajmuje i jest w stanie to utrzymać przy sobie? - miał nadzieje że istnieje jeszcze cokolwiek z cywilizacji łacińskiej a w zasadzie z jego prawa, kto wie być może wciąż jest właścicielem niektórych nieruchomości - nie tylko prawnie - w co nie wątpił, ale i faktycznie - co do czego już nie miał jakiś większych złudzeń. Przynajmniej chciał mieć sprawę jasno postawioną, kiedy nie wiesz na czym stoisz nietrudno o upadek… - Na pustkowiach obowiązuje prawo silniejszego. W Vegas prawo własności jest trochę bardziej skomplikowane. Donowi podzielili miasto między siebie i to oni stanowią prawo, rozstrzygają spory, nadają przywileje, najłatwiej przetrwać wkupiając się w łaski któregoś z nich. Wyglądało na to że był w łaskach jednego z donów. Zawsze jakaś iskierka nadziei w tym całym gównie… Podziękował i za tą odpowiedź. W końcu był gotów do wyjścia choć przez dłuższą chwilę zastanawiał się tak właściwie gdzie ma iść… Po raz pierwszy w życiu poczuł się bezdomny , co było bardzo dziwnym i nieprzyjemnym odczuciem. Jedyne co świtało mu w głowie to pójście do Goodmilla i ocena sytuacji. Wciąż nie wiedział czemu obcy człowiek zapewnił mu wydostanie się z kapsuły , opiekę najemników, lekarzy … Johny Wick czuł się jak chodząca inwestycja i choć wciąż nie wiedział ile jest wart dla swojego inwestora to zamierzał się tego wkrótce dowiedzieć. O ile mu sami nie dadzą to - Na odchodnym poprosił też o leki przeciwbólowe i antybiotyki, garść witamin tez by nie zaszkodziła , wszak organizm musiał być mocno przetrzebiony po tak długim okresie hibernacji. Jedyne co udało mu się wytargować to garść tabletek przeciwbólowych , przy czym dostając je miał wrażenie jak gdyby lekarz wręczął mu nie dziesięć głupich pastylek, ale wypchany po brzegi portfel albo coś podobnego... Rzucił okiem na swój garnitur który aż się prosił o pralnie - do której po drodze zamierzał wstąpić, pistolet, sprawdził go przed schowaniem i ruszył do Goodmilla w nieco przydużawym cywilnym ubraniu podarowanym mu przez złośliwą pielęgniarkę.... Goryle Mela Czarnego Psa już czekali na zewnątrz szpitala na Wicka co ułatwiło mocno zadanie odwiedzenia pralni i usługi na konto dobroczyńcy... |