Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2021, 17:18   #81
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozciągający się przed nimi widok nie był optymistyczny w najmniejszym nawet stopniu, bowiem wyglądało na to, że banda zwyrodnialców urządziła sobie polowanie na dwójkę rowerzystów.
W zasadzie Jamesa nie powinno to obchodzić, jako że nie był krewnym ani znajomym dwójki uciekających osób, ale mimo licznych wad uważał się za porządnego człowieka. I zdecydowanie nie popierał takich rozrywek. Dlatego też, nie konsultując się z pozostałymi, wziął na cel zbira z kuszą i strzelił.
Klara również działała instynktownie, jej karabin wziął na cel człowieka z łukiem i zanim ktoś zdążył zapytać czy warto, wystrzelił.
Lucas przyklęknął i strzelił z Winchestera do gościa najbliżej dziewczynki. Nie czuł się tak dobrym strzelcem by walnąć do psa który ją szarpał liczył jednak, że huk przestraszy zwierzęta.

James wystrzelił ze sztucera do gościa z kuszą, biorąc za cel po prostu jego tułów… typ oberwał, wrzasnął i zalał się krwią, jeszcze jednak żył. Padł więc kolejny strzał, definitywnie zakańczający już plugawy żywot zbira.

Klara posłała kulę łucznikowi. Ten biegł do swojej ofiary, padł strzał, okręciło nim nieco w bok, i wywalił się, zastygając nieruchomo…

Lucas wystrzelił do śmierdziela z dziwnym samopałem-maczetą… i nie trafił. Kula przeszła o cal od tułowia biegnącego typa.

Bob walnął z "Lucy" do tego w kasku roboczym, i trafił, ale śrut jedynie bydlaka poranił.
- Fuuuuck…

Dwaj pozostali przy życiu śmierdziele, po sekundzie wahania… rzucili się biegiem prosto na Klarę, Jamesa, Lucasa i Boba, gwiżdżąc również na psy.

Dwa trupy padły, ale ci, co pozostali przy życiu, nie zamierzali uciekać. Wprost przeciwnie. A że James nie miał zamiaru zostać dziabnięty jakimś zardzewiałym żelastwem, strzelił do typka wymachującego maczetą.
Klara również nie próżnowała, próbując wsadzić kulkę z trzymanej w dłoniach broni w kolejnego typa, za cel wybierając tego w kasku.
Lucas zamierzał strzelić do gościa z maczetą. Gdyby ten natomiast został zabity wcześniej do najbliższego psa.

James ustrzelił kolejnego, posyłając kulkę w środek torsu, i biegnący typek po prostu padł na gębę i zaległ na trawie… a Klara strzeliła temu z kaskiem prosto w łeb i wśród głośnego brzdęku ostatni z bandziorów zginął, padając w nieładzie.

Były jednak jeszcze nadciągające psy… jednego załatwił Lucas, drugiego Bob. Ale chyba z tego właśnie faktu, oba pozostałe przy życiu czworonogi zaatakowały właśnie ich, chwilowo jednak jedynie rwąc im nogawki spodni, i jeszcze nie czyniąc krzywdy.

Strzelanie do psów szarpiących czyjeś nogawki mogło się źle skończyć dla posiadacza nogawek. A że, prawdę mówiąc, kuli też mu było szkoda na głupiego kundla, więc James, zamienił sztucer na tasak i walnął psa atakującego Lucasa… doszło jednak do małego wypadku i zamiast wierzgającego psa, James chlasnął tasakiem po nodze Lucasa!

Lucas schował pistolet i dobył machety. Zaciekle próbował rozprawić się z atakującym go psem. Jednak najwyraźniej rana jaką otrzymał… od kumpla, chyba go mocno zaskoczyła, sam bowiem trafić nie umiał.

Klara zmieniła broń na glocka i wystrzeliła z góry w psa, który był poniżej. Był to pies, który atakował Boba. Strzał, skomlenie, dalsze szarpanie nogi mechanika. Zwierzę jeszcze żyło…
- No idź ty w chuj!! - Wrzasnął Bob, i prawie przyłożył od góry lufę strzelby gładkolufowej do ciała szarpiącego jego nogawki psa… BUM!
Zarówno jego buty i nogawki, jak i te od Klary, zostały zachlapane psem rozwalonym na strzępy.

Klara zaklęła siarczyście. Po czym skierowała wzrok w miejsce gdzie zauważyli wcześniej zbirów goniących dzieci, ciekawa co z dziećmi właśnie się teraz działo.
- Oriana! Apteczka! Szybko! - zawołał James. Widząc jakie skutki przyniosła próba ratowania Lucasa postanowił pozostawić innym walkę z psem. Dzięki Bogu nie użył sztucera, bo mógłby okaleczyć kompana lub wysłać go na tamten świat.
Wtedy dopiero Klara zorientowała się co się stało, doszło do niej, że jeden pies pozostał nadal przy życiu, wobec czego próbowała go zlikwidować w ten sam sposób co poprzedniego.
Lucas nie odpuszczał. Mimo próby zabicia go przez Jamesa tasakiem walczył dalej by załatwić psa jaki nie dawał mu spokoju.

Klara wystrzeliła z pistoletu do psa naprzykrzającego się Lucasowi… czworonóg jednak nie miał zamiaru zdychać. Dopiero gdy w ruch poszła maczeta, pies został załatwiony, i w końcu było po wszystkim.

Obca nastolatka siedziała na ziemi i płakała, z poszarpanymi rękami i nogami od wcześniejszych ataków psów, a młodszy od niej chłopak klęczał obok niej, i… również płakał, nie bardzo chyba wiedząc jak zakrwawionej dziewczynie pomóc.
- Cholerny kundel... - mruknął James. - Przepraszam, Lucas... - dodał. - Oriana! Apteczka!
- Jasne - odpowiedział do Jamesa Lucas.
- Spokojnie maluchy opatrzymy was i odprowadzimy do rodziców. - miał tylko szczerą nadzieję, że są jacyś rodzice.

Oriana opatrywała więc chlipiącą dziewczynę, młody przy niej też się mazgał, choć od czasu do czasu zerkał po całym towarzystwie. Bob zabezpieczał pojazdy z górki, pojawiła się i ciężarna Amy… która na widok trupów ludzi i psów i krwi i w ogóle rannej dziewczyny, zdecydowanie pobladła…
 
Kerm jest offline  
Stary 11-10-2021, 07:21   #82
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Klara przykucnęła przy chłopcu.
- Spokojnie - powiedziała do niego przyjaznym tonem - Oriana jest lekarzem, postara się pomóc.
James nie uważał się za medyka czy psychologa, dlatego też - zamiast dołączyć do Oriany czy Klary - podszedł do Amy.
- Spokojnie - powiedział. - Już po wszystkim. A jeśli chcesz pomóc, to możesz opatrzyć Lucasa. Oberwał... ode mnie - dodał ciszej.
Lucas tymczasem usiadł blisko dziecisków i Oriany. Uśmiechał się do nich i uspokajał.
-Zajmiemy się wami i odprowadzimy do domu.

Oriana opatrzyła więc sprawnie rany pogryzionej nastolatki… a później nawet dała jej środki przeciwbólowe. Poszkodowana przez chwilę wpatrywała się podejrzanie w lekarkę, ale w końcu skorzystała ze "znieczulaczy".
- Dom daleko… - Mruknął z kolei chłopak, wyraźnie nie ufając Lucasowi - ...i nie możemy tam sprowadzać obcych… - Dodał młody cichym tonem.
- Uratowaliśmy wam życie młody. Właśnie opatrujemy wasze rany. Mamy samochód dowieziemy was no chyba, że chcecie wracać sami. Takich grup - wskazał na ciała - jest więcej. Co tu robicie sami? Nie powinien być z wami ktoś dorosły? - Lucas dopytywał dzieciaka o okoliczności wydarzenia.
- Bo my szukaliśmy fantów… i prezentu na urodziny… - Wymamrotał chłopak.
- Chyba znaleźliście nie to, czego szukaliście - powiedział James, który właśnie podszedł do rozmawiających. - A na ten prezent szukaliście czegoś konkretnego, czy liczyliście na łut szczęścia?
Lucas cierpliwie czekał na odpowiedź chłopaka nie chcąc go spłoszyć.
- No… szukaliśmy… czegoś… na szczęście liczyliśmy - Powiedział w końcu młody.
- Chcieliście sprawić komuś radość prezentem urodzinowym, a tymczasem spotkaliście na swojej drodze, te niemiłe osoby... - nie chciała pytać bezpośrednio, czy coś konkretnego im ukradli, co ich rozjuszyło, miała nadzieję, że chłopak sam podejmie temat, o co chodziło z tymi typkami.
- Może coś z tego - James wskazał na truposzy - co oni mają, nada się na prezent?
Lucas wątpił by dziecki ochoczo przeszukiwały trupy ale sam pomysł nie był zły. Wybierzcie coś sobie z tego zaczął gromadzić na stercie skromny łup z bandytów.

Kusza i siedem bełtów, nóż. Łuk i osiem strzał, nóż. Dziwny samopał-maczeta, do niego trzy pociski, dwa noże do rzucania, jeden myśliwski. Dwie nabijane wszelkim świństwem "maczugi", rewolwer Pathfinder z 4 kulami w bębenku, nóż. Tyle przy sobie czwórka zabitych dziwaków miała…

Dzieciak pokręcił przecząco głową. Najwyraźniej niczego nie chciał nawet dotykać. W tym czasie, Oriana skończyła opatrywać ranną nastolatkę, a Amy… Lucasa. Ciężarna nawet sobie jakoś radziła.

- D… do… do… domu… - Wyjąkała nagle pogryziona przez psy blondyneczka.

- Musimy ją zawieźć - zasugerował James. - Z pewnością nie da rady jechać na rowerze. - Spojrzał na Orianę. - Co o tym sądzisz?
Oriana jednak, zamiast odpowiedzieć, zerknęła na Lucasa…
- Jeśli przyjechali tu na rowerze, to nie może być daleko - stwierdziła Klara - zgadzam się z Jamesem. Skoro ich uratowaliśmy, nie ma co ich tu zostawiać na nie wiadomo jaki los.
Lucas skinął głową Orianie gdy James przedstawił swoje sugestie. Zdanie lekarki potwierdzające jego wersje mogło dobrze wpłynąć na dziecialki.
-Rowery na pakę. Kto z waszej dwójki pokaże nam drogę? - zapytał ciepłym i miłym głosem. Odruchowo stając przy Orianie.
- B… bu… bunkier - Wyjąkała nagle dziewczyna, wskazując kierunek palcem, a młody się oburzył.
- Becka! - Syknął na nią.
- Jest mądrzejsza niż ty - powiedział James. - Chcecie tu zginąć bez pomocy? Dowieziemy was do tego całego bunkra i pojedziemy dalej. Chyba nie sądzisz, że taka dziewczyna - wskazał na Amy - może komuś zrobić krzywdę?
Lucas tymczasem spojrzał na Orianę a potem na Becke.
- Zabierz Beckę do samochodu usiądzie z nami z przodu i pokaże drogę. Młody - zwrócił się do chłopca. - Jedziesz czy zostajesz? Koledzy tych tu - wskazał głową na trupy - pewnie niedługo zaczną ich szukać. Nie mamy czasu się z tobą bawić w jakieś podchody. Czy ty czasem nie zapomniałeś nam czegoś powiedzieć? Co się mówi jak ktoś uratuje ci życie i oferuje podwózkę do domu w jednym kawałku? - Lucas nie zamierzał bawić się w gadki z dzieckiem dłużej niż to konieczne.
- Mhhhrrrbrrr… dzięki, ale poradzimy sobie sami? Nie powinniśmy się zadawać z obcymi? Ani ich prowadzić do domu? - Powiedział dzieciak z głupim uśmieszkiem.
- Ci...icho j...j...już - Tym razem syknęła Becka - Po...ooodwiozą nas. Dzię...kujęę - Wyjąkała blondyneczka.
- Weźmiemy rowery na pakę - powiedział James. - Pomogę ci. - Nie czekając na "tak" czy "nie" chwycił jeden z rowerów. - I jakoś się wciśniemy w czwórkę na tylną kanapę naszego forda. Klaro, poprowadzisz?
Tymczasem Lucas zabrał Beckę do samochodu na przednie siedzenie i poprosił Orianę by poszła z nim. Smarkaty chłopczyk tym samym będzie musiał zostać lub zabrać się z siostrą.
- Zabierzmy fanty może sie przydadzą na handel. - powiedział do pozostałych członków grupy.
- Tak, będę prowadzić. Powiedzcie tylko, czy takich jak ci tu spotkamy po drodze więcej? Skąd oni się wzięli, co? - dopytywała jeszcze Klara, mając nadzieję, że dzieciaki nie pchają ich w pułapkę.

Młody nadal podejrzliwie przyglądając się całemu towarzystwu, wsiadając na tylne siedzenia, na słowa Klary wzruszył ramionami… a po chwili to samo uczyniła i ranna. To chyba miało oznaczać, że nie mieli pojęcia, skąd była ta mała banda, i czy jest ich więcej.
- T...taaam - Nastolatka wyciągnęła rękę poowijaną bandażami, wskazując palcem kierunek jazdy, do tego chyba ich bunkra?

James, który przed chwilą załadował na pakę oba rowery, poczekał, aż Amy i Lucas znajdą się w samochodzie, a potem i on wsiadł do środka.
- No to możemy jechać - powiedział, zamykając drzwi.
Klara bąknęła coś pod nosem, jakby nie do końca była z czegoś zadowolona, ale ostatecznie usiadła za kierownicą i czekała aż wszyscy się usadowią.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 02-11-2021, 18:26   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż we wskazanym kierunku trwała pięć minut, dziesięć, piętnaście… a poznana parka młodzików jakoś wielce rozmowna nie była. W Fordzie panowała więc dziwaczna cisza.

- Dość daleko od domu się wypuściliście. - James w końcu przerwał milczenie. - To kto ma te urodziny?
- Mmm… moja… sio… sio… siostra - Wyjąkała Becka.
- Na rowerach to wcale nie tak daleko - Bąknął młodzik.
- Zacznijcie się szykować na burę. Wasi bliscy z pewnością się o was martwią.- Lucas powiedział do dzieciaków.
- Wiedzą, że jesteśmy poza bunkrem - Powiedział młody z przekąsem.

….

Po kilku kolejnych minutach jazdy, Becka dała znać, że już. Chociaż w sumie stali pośrodku "niczego". Ot zarośnięty teren wysoką trawą i krzakami, parę drzew, resztki jakiegoś kamiennego muru wysokiego na dwa metry, od jakiegoś gospodarstwa?

Dziewczyna wysiadła, zrobiła kilka kroków przed Forda, po czym… zaczęła gwizdać gwizdkiem. Raz, dwa, pięć, dziesięć. I najwyraźniej na coś czekała. Młody również wygramolił się z auta, i stanął obok dziewczyny.

- Nie podoba mi się to - Mruknął Bob na motorze.

Zachowanie Becki wyglądało na porozumiewanie się za pomocą z góry ustalonych sygnałów. Z jednej strony było to zrozumiałe, z drugiej - można mieć było nadzieję, że dziewczyna nie wpakowała ich w pułapkę. Mimo wszystko James upewnił się, że broń jest gotowa do strzału.

- Może po prostu jeździmy? - zaproponowała Klara - Skoro są na miejscu, to sprawa z naszej strony załatwiona. Dziwni są.
- Może tylko nieufni, co jest dość rozsądne w tych czasach - odparł James. - A jechać nie możemy, bo mamy ich rowery. A bądź gotowa dać gazu - dodał.

Minuta, dwie, trzy… i nagle z krzaków i niskiej trawy, wyłoniła się jakaś zbrojna pannica, po prostu wstając, i pokazując się zebranym. Do Becky i młodego kiwnęła jedynie głową, by ci przesunęli się w bok.


Stojąc przed Fordem w odległości jakiś 10 kroków, przyglądała się towarzystwu…
- Zostańcie w samochodzie - powiedział James. Wysiadł, z bronią w dłoni, lecz lufą skierowaną ku ziemi.
- Witam. James. - przedstawił się. - Przywieźliśmy Beckę i młodego oraz ich rowery. - Skinął głową w stronę paki Forda, nie odrywając jednak wzroku od kobiety. - Mieli małą przygodę, ale to już powinni sami o tym opowiedzieć.
Klara została w samochodzie, w końcu była kierowcą i jakby co wolała być za kierownicą, na posterunku.
Lucas tymczasem uchylił tylko szybę i czekał na reakcję kobiety na słowa Jamesa. Dla pewności jednak odbezpieczył pistolet i obserwował.
- Bez numerów… bo celuje w was kilku snajperów - Burknęła nieznajoma.
- Oni… nnnnas urato...urato… - Jąkała się Becky.
- Uratowali - Wtrącił szczyl.
- ...no… przed baaan...bandzio...rami - Dokończyła w końcu blondynka.
- Ehe… - Mruknęła jakoś bez przekonania zbrojna, obserwując towarzystwo w pojazdach - I co chcecie w zamian? - Dodała.
- Wystarczy nam zwykłe 'dziękuję' - odparł James. - Nie zrobiliśmy tego dla nagrody. A jeśli znasz okolicę, to czy mogłabyś nam wskazać jakieś w miarę bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy się zatrzymać na parę godzin. Nasza towarzyszka jest w ciąży i czasami potrzebuje paru chwil ciszy i spokoju, a nie telepania się w samochodzie. Bardzo bym prosił…
- W sumie nie nasza sprawa? - Odpowiedziała zbrojna - Miejsc na krótki odpoczynek tu w pobliżu jest wiele. Okolica w miarę bezpieczna…

Widać, pomyślał z przekąsem James, na moment rzuciwszy okiem na Beckę.
- Bardzo dziękuję. - Skinął głową, po czym przeszedł na tył samochodu, by ściągnąć rowery.

Klara otworzyła okno od swojej strony by wychylić głowę.
- Cześć - zaczęła od formalności - te wasze dzieciaki, są mało gadatliwe. Nie powiedzieli skąd się wzięły te nieprzyjemne typy a fajnie by było nie trafić na więcej takich w tej "w miarę bezpiecznej" okolicy. Masz jakiś pomysł, gdzie w tej okolicy szukać paliwa? - zwróciła się do kobiety.
- No cześć - Odpowiedziała Klarze zbrojna, nadal z obojętną miną - A bo to mało gdzieś po kątach jakiś podejrzanych typków? W każdej dziurze się znajdzie paru… no i stąd i określenie "okolica w miarę bezpieczna". Z paliwem nie wiem…
Lucas nie wierzył w historie o snajperach. Młoda była zapewne siostrą dzieciaków które jej zwiały by zdobyć prezent. Wysiadł z auta by rozmawiać twarzą w twarz. Broń natomiast schował do kabury.
-Podsumujmy sytuację dzieciaki zwiały żeby zdobyć prezent. Napadli je bandyci my im uratowaliśmy życie. Zabiliśmy napastników a dzieci odstawiliśmy do domu. Miały rany, psy je pogryzły, są opatrzone. Wiem, że się nas obawiasz ale to zbędne normalni z nas ludzie. Zjadłbym coś na ciepło odpoczął nie pogardzimy chwilą oddechu. Nie zrozum mnie źle ale gdybyśmy mieli złe intencje dzieciaki miałyby lufy przy skroniach a ty jako ich kochająca siostra rzucałabyś broń na ziemię. Tymczasem stoimy tu gawędzimy. Mamy kobietę w ciąży trochę empatii nie zaszkodzi my twojej rodzinie ją okazaliśmy. Walcząc za nią i ponosząc ryzyko. Zacznijmy może milej tę rozmowę? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem białych ząbków.
- Dzikie teorie… dzikie… - Kobieta kwaśno się uśmiechnęła, po czym głośno gwizdnęła. A wtedy pojawiły się punkciki celowników laserowych na torsie Lucasa, Boba i plecach Jamesa.
- Ale w sumie… tak trochę masz rację. Ale tylko trochę…

Gdzieś coś w oddali zagrzmiało. Ci co spojrzeli w tamtą stronę, zauważyli ciemne niebo, i nadciągającą, złowrogą burzę.


Ten, kto się choć trochę znał, wiedział co to było. "Joy Buzzer"... zmutowana burza, niosąca zniszczenie i często śmierć, licznymi błyskawicami i deszczem kwasu. Dosyć poważne zagrożenie…

Becka pociągnęła nieznajomą za pasek u spodni na biodrze, a gdy ta trochę pochyliła głowę w bok w jej kierunku (cały czas jednak obserwując Lucasa i pozostałych), nastolatka coś jej szepnęła do ucha.
- Sprawy się trochę skomplikowały, jak widać, i to nie za bardzo na waszą korzyść… - Powiedziała zbrojna kobieta - Jeśli was weźmiemy ze sobą, ryzykujemy zdrowiem i życiem całej NASZEJ grupki…
James postanowił się nie odzywać. Wzruszył jedynie ramionami i zaczął szybko ściągać rowery. Skoro nie mogli liczyć tutaj na schronienie, to musieli jak najszybciej ruszać w drogę.

- Jak nas teraz zostawicie bez pomocy będę zawiedziony. - powiedział z uśmiechem Lucas.
- My pomogliśmy dzieciom. - telepata nie zamierzał nic więcej dodawać, liczył na rewanż. Kobieta miała godność i sumienie albo nie.
- Pomogliśmy dzieciom, ryzykując zdrowiem i życiem całej naszej grupy. Jeśli to Joy Buzzer, teraz nasze jest zagrożone, chociaż moglibyśmy być teraz daleko stąd - wtrąciła Klara. A nieznajoma coś pomarudziła niezrozumiale pod nosem.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-11-2021, 20:59   #84
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Jak będą grzeczni, możemy ich zabrać ze sobą… - Odezwał się nagle nowy, kobiecy głos, dobiegający z tyłu, zza obu pojazdów. Pojawiła się tam "znikąd", kolejna pannica.



- Nie ty decydujesz… - Warknęła pierwsza.
- Ale my wszystkie - Z krzaków od strony Boba pojawiła się kolejna zbrojna!



Kurde, ile ich jeszcze było??

- Mhrrrr! - Tym razem, ta całkiem pierwsza, krótko obcięta, aż głośno warknęła…
- Mamy u siebie dzieci. Czy obiecujecie nie machać bronią na prawo i lewo, i porządnie się zachowywać? Ech… dobra… zobaczymy jak to się rozwinie… tam musicie jechać, obok tego muru, potem w lewo, tam jest wjazd do garażu. Ale garaż nie jest uziemiony, i jak piorun pieprznie… musimy się ruszać!

- Prowadźcie piękne panie, obiecuję być grzeczny - Bob wyszczerzył ząbki.

- Nie będę machać bronią - zapewnił James.
Klara nie miała nic do dodania, odpaliła auto i czekała aż wszyscy się usadowia by ruszać we wskazanym kierunku.

~

Wjechali więc na teren czegoś, co chyba kiedyś było farmą… obecnie zaś dziko zarośniętą ruiną. Szopa, z której została już tylko jedna ściana, w oddali jakiś zrujnowany, ceglany budynek z małą wieżyczką… albo dzwonnicą? Kij wie. Ale dobre miejsce dla snajpera.

Sto metrów, i niby byli na miejscu.

Pordzewiała brama garażu, prosto w pagórku, a w środku… porządnie przygotowany wóz na dzisiejsze czasy. Trzy nieznajome pannice, wraz z dwójką dzieciaków, zapraszały gestem do wnętrza garażu. Miejsca by wjechać i Fordem, i Harleyem było.

- Burza tuż tuż, nie guzdrajcie się! - Powiedziała ta krótko obcięta - Musimy iść dalej, jak piorun tu walnie, będzie źle!

Zagrzmiało gdzieś w pobliżu.
- Tak jakby na ostatnią chwilę - powiedział James, wysiadając z samochodu, a potem pomagając wysiąść Amy.

~

Z garażu, już na piechotę, przez jakieś porządne, grube, stalowe drzwi, schodami na dół… i znowu na dół...

- Bunkier? - Szepnęła cichutko Amy, idąc po schodach z pozostałymi.
- Baaardzo solidny schron - równie cicho odparł James. - Z pewnością nie boi się burzy - dodał.

Idąca na końcu czarnoskóra zamknęła najpierw szczelnie garaż, później te grube drzwi.

- Mama wie? - Powiedziała nagle Becky, jakby z obawą.
- Wie… i zadowolona nie jest - Odparła krótko obcięta kobieta.
- Aha…

Kolejne grube drzwi, i małe pomieszczenie, coś jakby mała centrala dowodzenia. Sporo monitorów, niektóre z nich nawet działające. Kamery! Do góry, na terenie nad nimi, było nadal kilka działających kamer!

- No to papa - Powiedziała Azjatka, siadając przed monitorami. Najwyraźniej ona tu zostawała.

Kolejne, cholerne drzwi, i korytarzyk mający może 5 metrów. I wielkie, grubaśne, stalowe drzwi jak w jakimś mega-sejfie, albo… nawet bunkrze atomowym??

- To można wam ufać, tak? - Powiedziała krótko obcięta - Jak wejdziecie, nie zaczniecie robić problemów? Bez głupich numerów, bez prób przejęcia tego miejsca, bez machania bronią przed nosami dzieci?
- Mamy zamiar jechać dalej - odparł James - więc miejsce, nawet najbezpieczniejsze, na pustkowiu, na nic się nam nie przyda. I bronią też nie będę machać. Gołymi pięściami również.
Klara tylko potakująco pokiwała głową.

~

Za grubymi, podwójnymi wrotami, i czymś w rodzaju śluzy… towarzystwo znalazło się w wielkiej, czystej, jasno oświetlonej sali. Stoły, krzesła, kanapy, szafki, stół do bilarda, regały z książkami… i parę innych kobiet, w różnym wieku, i tuzin dzieci, również w różnym wieku, zarówno chłopców, jak i dziewczynek. Z dzieciaków nie było jednak starszych niż tak 15, góra 17 lat.
Klara uśmiechnęła się na widok dzieci, jakby ten element wystroju pomieszczenia był najprzyjemniejszy.

Dzieci się bawiły, jadły, uczyły, kobiety się nimi opiekowały. Każda z dorosłych miała pistolet lub rewolwer przy pasie, wszyscy jednak wyglądali… “normalnie”. Zdrowi, odżywieni, nawet i uśmiechnięci, zerkali ciekawie na gości tego przybytku.

- Emmm… dzień dobry? - Bob ściągnął czapkę, przeczesał włosy z głupawym uśmiechem… i znowu ją założył.
- Dzień dobry - powtórzył za nim James. Widać było po nim, że jest nieco zaskoczony tym widokiem. - Na imię mi James - przedstawił się.
- No tak... Bob jestem! - Dodał mechanik, i się zaśmiał.
- Witajcie - odezwała się więc i Klara, dodając do tego uśmiech - ja jestem Klara - przedstawiła się.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 16-11-2021 o 21:44.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172