Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2022, 16:34   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Impact World 2066



link: https://www.news.ucsb.edu/sites/defa...?itok=04_eD0cM


Świat jaki znaliśmy skończył się dekadę temu. Ale kiedy dokładnie to sprawa do dziś sporna. Raczej panuje zgoda, że w 2056-tym. Ale czynnik jaki ostatecznie przeważył szalę nadal jest trudny do zdefiniowania. Dlatego chyba każdy jest zwolennikiem jakiejś teorii na ten temat. Jedni mówią, że to Nemesis zwany też czasem Nibiru. Inni, że słoneczna, gigantyczna burza magnetyczna. Jeszcze inni, że nie tyle samo uderzenie prawie dwu kilometrowej asteroidy co konsekwencje i globalnym zasięgu. Jeszcze inni, że dopiero Szarańcza przeważyła szalę a tak to byśmy się jakoś z tego mimo wszystko wygrzebali. Trudno powiedzieć. Może każda z tych teorii jest właściwa a może nie. Pewne jest, że każdy z tych czynników dorzucił swoją dolę kamieni do lawiny jaka zwaliła się na Ziemię i ludzką cywilizację przetrącając jej kręgosłup.

Jedni początek widzą jeszcze w XIX wieku. W wielkiej burzy magnetycznej na Słońcu spowodowanej gigantycznym koronalnym wyrzutem masy. Tzw. Burza Magnetyczna z 1859. Trwała przez prawie tydzień na przełomie sierpnia i września. Zorze były widoczne nawet pod koniec lata i to w tropikach a linie telegrafów były tak naładowane energią, że można było ich używać bez podłączenia do sieci a nadmiar energii potrafił zapalić papier na jakim wystukiwały swoje kropki i kreski. Aż do połowy XXI wieku prawie równo 200 lat później to była najsilniejsza zarejestrowana burza magnetyczna jeszcze zanim era elektryczności na dobre zastąpiła erę pary i zanim ktokolwiek pomyślał o lampach próżniowych, tranzystorach czy czipach. Potem zdarzały się mniejsze burze słoneczne ale nie o aż takim natężeniu jednak coraz bardziej nasycona techniką cywilizacja była na nie coraz bardziej podatna. Jednak zawsze szkody były raczej miejscowe. Kazały jednak myśleć o tym co by się stało gdyby sytuacja z połowy XIX wieku się powtórzyła. Ale obecnie to i tak prehistoria tego co się stało dekadę temu.

Tak naprawdę to się zaczęło w listopadzie 55-go. Wówczas odkryto całkiem sporą asteroidę zbliżającą się od południowych biegunów Słońca i jego planetarnych satelitów. Dość nietypowy kierunek i przybysz miał być szansę gościem spoza Układu Słonecznego. Niemniej w listopadzie to była to raczej ciekawostka astronomiczna jaką poza nimi i fanami astronomii mało kto się interesował. Takie rzeczy już się zdarzały i wcześniej.

Jednak już dwa tygodnie później, na początku grudnia, astronomowie nadali zbliżającemu się gościowi kod żółty w skali Torino. Czyli taki jaki teoretycznie na tyle mógł przelatywać blisko Ziemi, że możliwa była kolizja z nią. Obiekt oszacowano na 1,5 - 2 km średnicy w dłuższym boku więc do tego co zakończył epokę dinozaurów i miał 10 km średnicy sporo mu brakowało no ale nadal efekt zderzenia mógł być katastrofalny. Astronomowie wzięli to sobie do serca i zaprzęgli swoje komputery, teleskopy i symulatory aby doprecyzować potencjalną orbitę obiektu i szanse zderzenia z rodzimą planetą.

Mimo wszystko w grudniu i styczniu wciąż była to tylko ciekawostka. Wtedy nikt pewnie nie spodziewał się, że święta z przełomu 2055/56 będą ostatnimi świętami w starym stylu. I kolejne będą już kompletnie inne. A i świętujących będzie o wiele mniej. Wtedy jeszcze ludzie składali sobie życzenia zdrowia, lepszego szefa, pracy, znalezienia wreszcie dziewczyny lub chłopaka czy mnóstwa innych życzeń jakimi obdarowywano się co roku.

Jednak gdy nowy rok minął, gdy styczeń się zaczynał kończyć opinię publiczną coraz częściej obiegał temat zbliżającej się asteroidy. Kolejne wypowiedzi profesorów, astronomów z szacownych uniwersytetów robiły się coraz bardziej niepokojące. W końcu na początku lutego NASA wydała oficjalne oświadczenie, że obiekt “awansował” do pomarańczowego w skali Torino. To już zaczynało się robić poważnie. Dawno żaden kosmiczny obiekt, zwłaszcza tak duży, nawet nie zbliżył się do tego miejsca w skali. Było już pewne, że obiekt przeleci niepokojąco blisko naszej planety. Albo w nią uderzy. Wtedy zaczęto go nazywać tak jak znany jest do dzisiaj. Nemesis albo Nibiru.

Grobowym milczeniem przyjęto wiadomość z 3-go marca 2056. Wszyscy co przeżyli do dzisiaj pewnie pamiętają to bardzo dobrze. Coś robili, skądeś wracali, byli gdzieś umówieni i wtedy na całym świecie, przerwano wszelkie programy, na telewizorach i telebimach, w smartfonach i tabletach pojawiła się poważna twarz szefa NASA. Chyba wszyscy już w tym momencie wiedzieli, że nie ma dla nich dobrych wiadomości. Potem nazwano to “czerwonym dniem” lub “czerwonym ogłoszeniem”. Wciąż były pewne szanse, że asteroida o włos ale minie Ziemię. Ale trzeba było przygotować się “na najgorszą ewentualność”. Wszystko miało się okazać 21-go marca. W wiosenną równonoc. Albo Nemesis minie Ziemię i poleci dalej albo…

No jak dzisiaj wiadomo nie ominął. Spadł na Ziemię trafiając w południowy Pacyfik, niedaleko zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej właśnie 21-go marca. Prawie dwukilometrowy ziemniak wparował w atmosferę naszej planety. Pruł coraz gęstsze jej warstwy rozdzierając je błyskawicznie rozgrzewając się i zaczynają świecić. Ciągnął za sobą słup dymu i leciał ku swojemu przeznaczeniu. Dzięki dronom i satelitom cały świat mógł oglądać ten straszny ale i fascynujący spektakl. Wielokrotnie przekraczając prędkość dźwięku Nemesis trzasnął w Pacyfik błyskawicznie odparowując siebie, wodę i skorupę ziemską w miejscu uderzenia. Potężny “grzyb” wody i dymu wzbijał się i wzbijał. Ale szybsze była fala uderzeniowa jaka zmiotła wszystkie latające drony na całe dziesiątki kilometrów od uderzenia. Niewiele wolniejsze były fale sejsmiczne jakie pomknęły w dal i potem kilkukrotnie okrążyły glob co zarejestrowały sejsmografy na całym świecie.

Po tym jak rozbudzeni bogowie ziemi i powietrza dali o sobie znać przyszła kolej na bogów wody. Tsunami jakie pomknęło w pierwszej kolejności ku zachodnim wybrzeżu Chile nie było zbyt widoczne. Póki było na otwartym oceanie. Ale satelity i czujniki jakie zdołały zmierzyć jej siłę podawały prędkość prawie 1 000 km/h i niespotykaną wcześniej energię. Gdyby wcześniej nie ewakuowano tamtych wybrzeży przenosząc do ostatniej chwili kogo się da za Andy straty w ludziach byłyby ogromne. A tak gdy utopiona w oceanie fala zyskała nagle podstawę w postaci szelfu rosła i rosła. Roztrzaskała się dopiero na sile potężniejszej od niej czyli na ścianie jaką tworzyły Andy. Zdarła jednak wszystko, łącznie z glebą do wysokości kilkuset metrów. Żaden port, żaden budynek, żadne miasto, drzewo, las czy stworzenie nie przetrwało tak niszczycielskiego gniewu oceanu.

A to był dopiero początek. Chociaż sama asteroida uległa dezintegracji w momencie uderzenia to odparowała wraz okolicznym oceanem i skorupą z jego dna do stratosfery albo i na orbitę. Żadna ludzka bomba atomowa nie mogła się równać z taką energią uderzenia jaką sprezentował ludziom kosmiczny gość. Te większe fragmenty asteroidy czy skorupy ziemskiej spadały na dół prawie od razu, w ciągu minut, kwadransów i godzin. Ale im mniejsze tym dłużej trwały w zawieszeniu w wyższych warstwach atmosfery albo już na pograniczu kosmosu. Ale grawitacja prędzej czy później wzywała je z powrotem. I tak przez kolejne godziny, dnie i tygodnie spadały one na dół. Tym razem już na dowolne miejsce na całym globie. Nie było bezpiecznego miejsca. W każdej chwili czarne lub czerwone niebo mogła przeciąć kolejna rozżarzona smuga. Te mniejsze spalały się w atmosferze całkowicie te większe docierały na powierzchnię bombardując ją ponownie.

To wywoływało liczne pożary. Rozgrzane do białości fragmenty skały zapalały wszystko co tylko mogły równie dobrze jak biały fosfor. Kolejne tygodnie marca, kwietnia i maja to walka z ciągłymi pożarami. Wszystko co tylko mogło płonęło. Miasta, stepy, wioski, pola uprawne, dżungle, tajga, makia. Nie było bezpiecznego miejsca. A tam gdzie wybuchał pożar jakiego nie udawało się opanować to roznosił się on po okolicy. Miasta, zwłaszcza te opuszczone przez ludzi i uznanych za stracone spłonęły całkowicie. Do dziś pewnie stoją i straszą wypalonymi kukitami.

Smog i sadza z tych późno wiosennych miesięcy 56-go to był stały widok na całym świecie. Każdy kto przeżył to i wciąż żyje pewnie do końca życia zapamięta ciągłą walkę z kolejnymi pożarami albo ucieczkę przed nimi gdy już nie było szans go opanować. Grozę burzy ogniowych w wielkich miastach nie spotykanymi od czasów dywanowych bombardowań bombami zapalającymi z czasów II WŚ. Gdy kanionami ulic powstał gigantyczny cug jaki zasysał cały tlen podsycając płomienie jakie już nie dawały się ugasić. Woda w hydrantach i wodociągach zmieniała się w parę aka potrafiła wysadzić te rury i zawory jakie ją więziły. Wszyscy pamiętają ten wieczny kaszel, walkę o oddech, jak bezcenna była maska tlenowa i butla z tym życiodajnym gazem.

Dopiero w czerwcu, trzy miesiące po nokaucie jaki ludzkiej cywilizacji zaserwował Nibiru większość z tego co miała spaść z nieba czy orbity już spadła. Nadal się zdarzało, że tam czy tu grzmotnął jakiś kamień ale coraz rzadziej. Większość pożarów już się wypaliła. Prawdopodobnie. Po prostu nawet jak spadł tam jakiś meteor to już nie miało tam się co palić. Za to niebo zrobiło się czarne. Rośliny i miasta spłonęły w tej ofierze ale wciąż unosiły się w atmosferze jako sadza i z powierzchni były widoczne jako prawie zawsze czarne lub prawie czarne chmury. Słońca prawie nigdy nie było widać przez te chmury. To był pierwszy rok bez lata. I bez żniw. Nie było za bardzo co ani skąd ani komu zbierać. Pola uprawne, te tak wydajne monokultury obsługiwane przez nowoczesne traktory, kombajny i maszyny rolnicze były w większości wypalonym pustkowiem zasnutym czarną lub czerwoną mgłą. Farmerzy albo zginęli albo uciekli szukając schronienia i najwyżej mając nadzieję “kiedyś” wrócić do swoich farm i pól. A bez żniw i farmerów nie było corocznego zastrzyku świeżej żywności przerabianej i pakowanej w te modne, bezpieczne, antyalergiczne i ekologiczne produkty po które tak chętnie sięgały dłonie klientów w sklepach.

Ale to już było to pierwsze, spustoszone lato. Jak już wypaliły się większość pożarów. Ale ludzkość walcząca o przetrwanie z kataklizmem który mniej lub bardziej rozlał się po całej planecie przegapiła kolejnego przeciwnika. A może po prostu już i tak nie dało się nic poradzić. W początku kwietnia powtórzyła się sytuacja sprzed 200 lat. Słońce eksplodowało potężnymi wybuchami koronalnymi które zaowocowały burzą magnetyczną o niespotykanej skali. Zwykle docierała ona do Ziemi w ciągu 3-4 ziemskich dób. Ta z 1859-go w 3/4. A ta ostatnia w pół. Efekt dla samych ludzi może nie był zbyt spektakularny. Ale każdy musiał go zauważyć. Jeden z ostatnich momentów wspólnej, globalnej wioski to obraz jak prawie jednocześnie wszystkie świecące się punkciki działających satelitów robią się czarne. Tak potężny impuls magnetyczny wysmażył je wszystkie co do jednego. A bez satelitów nie było GPS, komunikacji satelitarnej czy obrazowania aktualnej sytuacji w danym fragmencie globu. Impuls sięgnął także po wszystkie niezabezpieczone komputery, czipy i całą elektronikę. Ten cios ogłuszył i oślepił ludzkość. W ciągu paru sekund została pozbawiona możliwości większości nowoczesnej komunikacji. Zostawało liczyć na klasyczne radio ale dalekosiężna łączność polegająca na odbijaniu się fal od jonosfery też uległa zakłóceniu na całe tygodnie. To był początek izolacji jaką mamy do dzisiaj. Tego już nie udało się odbudować. Każda społeczność była coraz bardziej skazana na własne siły a tam gdzie nie było jakiegoś prawie cudem zachowanego starodawnego radia trzeba było komunikować się za pomocą kurierów.

To był kolejny cios. Globalizacja. Coś co tak świetnie sprawdzało się w warunkach wolnego rynku i swobodnej wymiany informacji teraz okazało się kolejnym gwoździem do trumny ludzkiej cywilizacji. Wtedy to, że jakieś surowce, półprodukty czy nawet wyroby gotowe trzeba sprowadzać z innego kraju albo i kontynentu nie było większym problemem. Ot liczyła się kalkulacja kosztów i konkurencyjność ale jak działał internet, telefony, GPS, pływały statki, latały samoloty, jeździły pociągi to to nie było większym problemem. Problemem zaś stało się gdy tego wszystkiego zabrakło. Nagle okazało się, że nie ma krajów nie mówiąc o miastach samowystarczalnych. Każdy potrzebował do wytworzenia produktu czegoś z innego krańca kraju albo kontynentu. Przed katastrofą nawet jak trafił się jakiś huragan, wojna czy tsunami co zagroziło dostawcom zawsze można było poszukać kolejnych. Teraz nie było skąd. Bez globalnej łączności nawet trudno było się zorientować jak wygląda sytuacja “tam”. A bez dostaw z zewnątrz to i wkrótce z paliwem były kłopoty. Coraz rzadziej korzystano z pojazdów mechanicznych albo lotniczych coraz ściślej reglamentując paliwo. Za to coraz częściej przyszło posługiwać się rowerami, wiosłami albo własnymi nogami. Nawet konie były rzadkością bo przed wojną korzystano z nich marginalnie, głównie dla rozrywki albo sportu. A jeszcze mniej kopytnych przetrwało ten kataklizm.

W końcu przyszła zima. Jesienią. Nazwana została “czarną zimą”. W powietrzu wciąż było pełno sadzy ze spalonego świata więc śnieg jaki padał był z nią wymieszany. Wydawał się brudny, szary a czasami wręcz czarny. Nawet nie zawsze był zimny jeśli popiołu było więcej niż właściwego śniegu. Niemniej to właśnie ten czarny śnieg przykrył zdruzgotany i wypalony świat. Przykrył nawet tam gdzie od lat albo i dekad go nie było. W końcu w grudniu znów były święta. Ci co do nich dożyli byli w całkiem innym świecie niż ledwo 12 miesięcy wcześniej. Składali sobie też całkiem inne życzenia i mieli całkiem inne plany na nadchodzące dni i tygodnie. Wielu zastanawiało się czy dotrwa do wiosny. I co przyniesie wiosna. A nie gdzie pojechać na wakacje w kolejnym sezonie. Dla wielu więc były to najczarniejsze i najbardziej przygnębiające święta w życiu.

Wiosna 2057 faktycznie wreszcie przyszła. Najczęściej natykała się na na wpół zamarznięte i wygłodzone resztki ludzkości. Kto i co zrobił aby przeżyć tą pierwszą zimę często do dziś pozostaje tematem tabu. Ale zwykle uznaje się, że kto przetrwał pierwsze 12 m-cy od uderzenia ten miał rokowania aby poradzić sobie w nowym świecie. Do ludzi już zwykle dotarło, że aby przetrwać muszą poradzić sobie w skali lokalnej. Bo pomoc jakiegoś rządu czy sztabu kryzysowego wydawała się zwykle tylko mrzonką i pobożnym życzeniem. Ludzie w poszukiwaniu jedzenia zaczęli rozpraszać się na mniejsze grupki i społeczności zdając sobie sprawę, że spustoszony pożarami i popiołem teren ma mocno ograniczone możliwości wykarmienia swoich nosicieli. Gdzieś wtedy zorientowano się, że coś jest nie tak z łącznością radiową. Nawet w takiej lokalnej skali za pomocą krótkofalówek, plecakowych radiostacji i tych zamontowanych w pojazdach. Eter trzeszczał bardziej niż powinien. Odkryto, że to za sprawą żelaznego pyłu. Nie wiadomo skąd się właściwie wzięło. Może to z asteroidy bo były spekulacje, że to żelazny meteoryt a może z jakiegoś lokalnego pochodzenia. Grunt, że przeszkadzał falom radiowym w pokonywaniu eteru, zwłaszcza gdy występował w formie zawiesiny jaką zwykle zwano czerwoną mgłą.

Głód i walka z nim stała się priorytetem dla ocalałych. Ocalałe magazyny wielkich marketów albo wojska często stawały się obiektem krwawych zmagań lub twardych negocjacji. Jedzenie oznaczało życie. A każdy chciał żyć. Było już pewne, że ludzkości, w tym farm, nie da się tak prędko odbudować i to pewnie zadanie na lata. Więc każdy worek ryżu czy skrzynia makaronu musiał wystarczyć na nie wiadomo jak długo.

Inni próbowali ratować się łowieniem ryb. Bo morza, rzeki i większe jeziora w miarę wyszły bez szwanku z zeszłorocznej katastrofy. Rybak czy wędkarz znów się stali cennymi członkami społeczności. Przynosili do domu świeże jedzenie. Gdzie kto mógł to zakładano ogródki, szklarnie lub jeśli się udało to próbowano uruchomić farmę. Wyniki były różne. Czasem coś z tego wychodziło a czasem nie. Ten 57-my znów się okazał pochmurnym i wietrznym rokiem bez lata. Wyglądało jakby pochmurna wiosna ciągnęła się aż do pochmurnej jesieni. Czarne chmury pełne sadzy nadal rzadko pozwalały przebić się Słońcu. A bez Słońca żadna napędzana chlorofilem roślina nie chciała odżyć. Nie pomagały też gorzkie i kwaśne deszcze ani warstwa toksycznego popiołu zalegająca na ziemi. Głód i choroby dziesiątkowały ocalałych. Prawie każda rodzina ma kogoś kto w tym albo kolejnych latach zmarł z głodu albo osłabienia głodem i jego konsekwencji.

Tam gdzie przetrwali jacyś spece od klimatu, meteorologii czy pokrewnych dziedzin nauki trwały spekulacje ile te ciemne lata mogą potrwać. Wyniki były różne. Od kilku do kilkunastu lat a nawet do dwóch dekad. Dość powszechnie zgadzano się, że co prawda scenariusz kolejnego zlodowacenia wywołanego zimą nuklearną raczej im nie grozi. Nie w skali globu czy kontynentu. Ale już lokalnie i w perspektywie tych lat czy dekad trzeba się liczyć, że zimy mogą być surowsze a im bliżej biegunów tym śnieg może utrzymywać się coraz dłużej albo i cały rok co by już oznaczało przyrost pokrywy lodowej. Jednak każde takie ognisko naukowców znało zazwyczaj tylko względnie lokalne warunki a bez globalnych danych trudno było to zweryfikować.

Kilka następnych lat pozwoliło ustabilizować sytuację. Ta była ciężka. Z punktu widzenia cywilizowanych, odkarmionych, nasyconych bezpieczeństwem ludzi obecna sytuacja była katastrofalna. I w przeciwieństwie do lokalnego ataku huraganu, wojny czy tsunami nie było od tego ucieczki. Te zmiany ogarnęły całą planetę. Ci co potrafili się dostosować przetrwali. Inni nie. Jasne już było, że żadni Amerykanie, żaden ONZ, żaden UNICEF ani nic takiego nie przybędzie z odsieczą. Trzeba było poradzić sobie samemu. I ludzie sobie radzili. Najłatwiej było tym skupionym wokół dawnych schronów, centrów kryzysowych, magazynów żywnościowych, elektroni albo baz wojskowych. I tak ludzi, przynajmniej tych ze szkockiej bazy w Clyde w Faslane zastał rok 60-ty. Wtedy pierwszy raz spotkali się z “Czynnikiem Lotus”. Być może inni w innych obozach, miastach czy nomadzi spotkali się z tym wcześniej ale ludzie skupieni wokół dawnej bazy Royal Navy niedaleko Glasgow spotkali się z tym po raz pierwszy właśnie wtedy.

Pewnie każdy w bazie słyszał jakąś wersję tej historii. Jaka zwykle zaczynała się od “Mam kontakt. Ale on jest jakiś dziwny.”. Podobno tak zameldował snajper wystawiony na czujce swojemu porucznikowi gdy pierwszy raz w lunecie karabinu dostrzegł “dziwny kontakt”. Teraz jak było wiadomo z czym mieli wówczas do czynienia to wydaje się to fascynujące i emocjonujące. Kolejne pokolenia dzieci i młodzieży wychowują się na tej epickiej walce 2-go plutonu z pierwszymi szarańczakami jakich spotkali. Zwłaszcza, że była to zwycięska dla nich walka. I tak ludzie z Clyde natknęli się po raz pierwszy na Szarańczę.

Czym była a właściwie jest Szarańcza to nadal trwają sprzeczne opinie i teorie. Może to wirus, grzyb, bakteria albo jeszcze co innego. Może to coś co zmutowało pod wpływem promieni UV i twardego promieniowania walącego z kosmosu po tym jak warstwa ozonowa też mocno oberwały podczas burzy magnetycznej z 56-go. Może to nawet jakiś tajny eksperyment z jakaś super bronią. Albo kosmiczni goście którzy przylecieli na Nemesis jacy rozsiali się podczas spadania w atmosferze nim ten odparował przy uderzeniu. Właściwie to każda z tych teorii była równie pewna albo nie. Grunt, że “to coś” mutowało żywe organizmy. Zmieniało ich w specyficzny sposób. Czyniąc z nich jakieś ni to owady ni skorupiaki. Zwykle objawiało się to nowymi stawami, żuwaczkami, dodatkowymi kończynami i specyficznym sposobem poruszania się jaki właśnie rzucił się najbardziej tamtemu snajperowi co zameldował “dziwny kontakt” nawet jak jeszcze nie wiedział na co właściwie patrzy.

Potem było tego więcej. Właściwie to wydaje się, że z każdym rokiem tych szarańczaków jest więcej. Co najstraszniejsze ludzie też nie są odporni na te mutacje. I właśnie te dziwne hybrydy jakie powstały z ludzi uznawane są zazwyczaj za najniebezpieczniejsze i najbardziej odrażające dla pozostałych przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Myśl, że nieznany czynnik może cię przemienić w coś tak karykaturalnego i zwierzęcego jest dla większości ludzie straszna. Bez kontaktu ze społecznościami dalszymi niż ta z Glasgow nawet nie wiadomo czy to coś lokalnego czy to jest globalne. W Glasgow w każdym razie też tam to mają. No ale z miasta do portu to jest z godzina jazdy samochodem. Czyli obecnie to ze dwa albo trzy dni marszu piechotą. Mało kto się na to decyduje.

Ale i te starcia z Szarańczą ludzie z Clyde poradzili sobie dość dobrze. Po kilku latach takich potyczek udało się sklasyfikować chociaż te najpospolitsze odmiany, ich właściwości i sposoby ich unikania lub walki. Raczej nie ma zagrożenia, że Szarańcza sforsuje umocnienia bazy. Niemniej stanowi realne zagrożenie dla każdego poza bazą. Zresztą podobnie wygląda to w Glasgow.

Mimo to, obecnie, na początku 2066-go sytuacja kilkutysięcznej społeczności wcale nie jest wesoła. Kolejna zima mija ale szykuje się kolejny sezon z mizernym latem. A z powodu Szarańczy coraz więcej osób z zewnątrz szuka schronienia w bazie. Zaś jedzenie i plonów nie przybywa. Te ogromne zapasy strategiczne żywności jakie rząd albo marynarka zebrała w swojej największej na północy wyspy bazie zostały już w sporej mierze zjedzone. Rachityczne farmy na okolicznych wzgórzach czy połowy ryb w zatoce tylko spowalniają nieuchronny koniec. Wojna z Szarańczą pochłania kolejne ofiary ale i amunicję, zwłaszcza strzelecką. A niezbyt jest ją jak zastąpić, wyprodukować czy sprowadzić. Zimy też jakoś zdają się kończyć z każdym rokiem o tydzień czy dwa dłużej. Rokowania na nowy sezon nie są więc zbyt różowe. I coraz częściej w mieszkaniach, ulicach, klubach czy pubach słyszy się temat migracji na południe. Ale dokąd? W miarę wiadomo co jest co do Glasgow ale co dalej? Na krainę mlekiem i miodem płynącą to chyba nikt nie liczy. Chociaż krąży od wiosny plotka, że ponoć ci w Glasgow słyszeli odgłos śmigłowca. Ale nikt go nie widział co jednak przy niskiej podstawie ciemnych chmur nie jest aż tak dziwne. Gdyby faktycznie to była prawda. Tak czy inaczej wielu sobie zadaje pytanie czy władze bazy coś postanowią w tej sprawie. Przeprowadzka całej społeczności na raz byłaby trudna ale przecież chociaż część można by “rozładować”. Tylko dokąd?

Póki co rekordy popularności biją aktorzy jacy przyjechali z Glasgow ze dwa tygodnie temu przywożąc ze sobą nutkę świeżości i śmiech. Nuda zabijała serca i umysły całkiem skutecznie. A tu wreszcie taka odmiana! Wiadomo było, że w Glasgow mieli teatr z prawdziwymi kabaretami i aktorami. Ale niespodziewanie część z nich zgodziła się przyjechać do sąsiadów na gościnne występy. To wywołało w Clyde taką sensację, że jak już ci aktorzy i kabareciarze szli przez miasto to wszędzie witano ich oklaskami i życzliwymi uśmiechami. A od tamtej pory ich przedstawienia to główny gwóźdź programu rozrywkowego bazy. Widownia zawsze jest pełna a poszczególne odzywki, żarty czy powiedzonka ze sceny wchodzą do ulicznego slangu i nowej tradycji. Może nie zmienia to jakoś sytuacji w bazie ale na pewno czyni egzystencję jej mieszkańców przyjemniejszą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-06-2022, 16:39   #2
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 01 - 2066.03.12; pt

Czas: 2066.03.12; pt; przedpołudnie; g 10:15
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; HQ bazy; sala narad
Warunki: wnętrze biura, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Sztab Admiralicji



Mężczyzna w granatowym mundurze oficera marynarki stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz. Widok był całkiem dobry. Pewnie dlatego kiedyś ktoś wybrał to miejsce na zbudowanie tu budynku a potem urządzenie tu biur zarządzających bazą. No i tak zostało do dzisiaj. Widok za oknem nie zaskakiwał. Najpierw zawalone brudnym, rozdeptanym śniegiem chodniki i ulice. Potem plac i doki. Wreszcie stalowoszare wody zatoki Gare Loch. I tam i tu drobne, jasne kreski oznaczające łodzie i jachty rybaków. Potem znów przywalona śniegiem linia wzgórz i pionowych, czarnych kresek gołych, bezlistnych drzew na półwyspie Knocderry zamykał horyzont. Ale wiedział, że cypel wrzyna się między dwa fiordy od czasów ostatniej epoki lodowcowej zalanych przez morze. Tam na tym cyplu próbowali od paru sezonów zbudować farmy i coś na nich hodować aby zwiększyć produkcję żywności. Niestety rośliny z chlorofilem potrzebowały energii słonecznej do wzrostu a z tą od czasu Impaktu było słabo. Słońce to był tak rzadki widok, że można było robić pamiątkowe fotki jak się już pokazało. A bez Słońca rośliny w tym także zboża i wszystkie rośliny hodowlane słabo rosły. Nie pomagał też ten śnieg i przymrozki co wedle opinii ekspertów jakich miał za plecami co rok trwały coraz dłużej skracając okres wegetacyjny nawet tych roślin co coś tam mizernie próbowały kiełkować.

- Powiem wam, że jak odbierałem te admiralskie pagony to prędzej spodziewałem się, że będę z moich okrętów odpalał pociski balistyczne na Rosję albo Chiny a nie zajmował się czymś takim. - admirał Craig odwrócił się i uśmiechnął wracając do swojego krzesła. Ale nie usiadł na nim tylko oparł dłonie na oparciu i powiódł spojrzeniem po zebranych. A ci mogli mu się odwzajemnić patrząc na dowódcę tego okrucha cywilizacji jaki tu, na tym szkockim wybrzeżu niedaleko Glasgow ostał się z upadku świata jaki znali.



Jedni uśmiechnęli się na tą żartobliwą uwagę admirała, inni pokiwali głowami a jeszcze inni zachowali powagę lub obojętność. Byli różni. Ale większość była szefami najważniejszych dziedzin jakie rządziły egzystencją w bazie jaka niejako z braku alternatyw od dekady była ich domem. Niektórzy tacy właśnie jak admirał Craig, byli tu jeszcze dłużej gdy należeli do załogi tej bazy lub okrętów jakie tu stacjonowały lub przypłynęły. A tu stacjonowała duma brytyjskiej Royal Navy, myśliwskie i balistyczne okręty atomowe jaki niczym cicha, podwodna groza patrolowały oceaniczną toń gotowe w każdej chwili zaatakować miasta kraju jaki by zagrażał Wielkiej Brytanii. Do czasu Katastrofy takiej potrzeby nie było. A admirał właśnie przed nią był podwodniakiem a nie administratorem albo farmerem i sobie właśnie z tego dworował.

- Czyli tak. Nic nie wskazuje aby za naszego życia pogoda uległa zasadniczej poprawie. Więc nie ma co liczyć, że uda nam się zmienić półwysep Knockderry w krainę mlekiem i miodem płynącą. A tendencja do wydłużania się zim i pokrywy śnieżnej jest rosnąca. - admirał popatrzył w migdałowe oczy Shinto jaki odpowiadał za sektor naukowy bazy i jemu też podlegał dział meteorologii i prognoz klimatycznych. No i komputery jakie jeszcze działały i to wszystko liczyły.

- Przykro mi Alex. Ale symulacje na podstawie badań jakie przeprowadziliśmy nie są zbyt różowe. Chociaż w skali globalnej to jesteśmy tylko jednym punktem. A z innych nie mamy żadnych danych. - Ellis miał mieszane brytyjsko - japońskie pochodzenie i to było widać w jego rysach. Teraz nieco rozłożył swoje zadbane i szczupłe dłonie na znak, że jest tylko posłańcem tych niezbyt dobrych wieści a nie ich autorem. Na niego też działały przygnębiająco.

- Właściwie wasze raporty można by podsumować tak: wszystko się kończy, wkrótce skończy albo kiedyś tam skończy. I nie bardzo mamy jak temu zaradzić. - admirał nie chciał jeszcze raz słuchać tego co szefowie poszczególnych działów mówili mu od rana. A i nie pierwszy raz zresztą. Śpiewka powtarzała się od lat i wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy w bazie. Ale dopiero tutaj jak się miało perspektywę nie dni ale nadchodzących miesięcy, lat i dekad sytuacja robiła się mocno nieciekawa. Odsunął więc krzesło i znów na nim usiadł. Przez chwilę panowało kłopotliwe milczenie. Nikt za bardzo nie wiedział co tu jeszcze dodać. Główny szef bazy trafnie to podsumował. Wszystko się skończyło, kończyło lub wkrótce skończy. Uranowe pręty paliwowe do reaktorów okrętów podwodnych jakie dostarczały energii całej bazie. Taki jeden zestaw starczał normalnie na rok pracy reaktora. Ale obecnie sytuacja nie była normalna bo zamiast jednego okrętu musiał zasilać całą bazę czyli coś jak dużą wioskę albo kombinat fabryczny. Pręty uranowe więc zużywały się ze dwa razy szybciej niż normalnie. A nowych nie było skąd wziąć. Te co mieli w zapasie mogły wystarczyć jeszcze na następne 20 do 50 lat i to był jeden z tych zasobów jakie nie groziło im, że się skończą lada dzień czy wkrótce. Ale przyszłe pokolenia chyba by musiały siedzieć przy pochodniach, ogniskach i świeczkach jeśli do tego czasu nie uda się odbudować cywilizacji chociaż w lokalnym zakresie.

Podobnie było z zapasami żywności i leków. O ile jakieś gazy i bandaże albo narzędzia chirurgiczne były dość odporne na długoletnie użytkowanie to jak zażartował doktor Jobin właściwie gdyby stosować standardy sprzed katastrofy to prawie wszystkie leki powinno się wyrzucić do utylizacji. Większość z nich miała okres przechowywania do kilku lat, czasem dekadę. Więc prawie wszystkie były już dzisiaj przeterminowane. Ale używali ich bo nie było niczego nowszego. To samo meldował Desimir jakiemu podlegała logistyka i magazyny żywności. Wszelkie puszki, makarony czy nawet wojskowe racje MRE były policzone góra na dekadę. Wedle dat przydatności do spożycia też właściwie powinno się je wyrzucić. Ale nikt tego nie robił bo właściwie to było jedyne pewne źródło pożywienia jakie mieli. Czasem wyprawy z ruiny dawnych wiosek miast coś znalazły ale nie było to w lepszym stanie niż to co mieli u siebie. No i to mogło wspomóc parę głów ale nie całą bazę. Podobnie dopływ produktów rolniczych z przydomowych czy dachowych ogródków albo farm z cypla Knockderry czy połowy rybaków z wód zatoki i estuarium rzeki Clyde nie były w stanie wyżywić całej kilkutysięcznej populacji. Jako całość polegali na zapasach zgromadzonych jeszcze przed katastrofą w magazynach. A te po dekadzie codziennego użytkowania zaczynały świecić pustkami coraz wyraźniej. A populacja bazy rosła a wraz z nią zapotrzebowanie na żywność.

Rosła po części z przyczyn naturalnych. Po prostu przez dekadę mieszkania mieszanej populacji na dość ograniczonym terenie była naturalna tendencja do zawierania związków jakie owocowały nowym pokoleniem. Te urodzone w bazie dzieci już nie pamiętały dawnego świata chociaż w samej bazie w porównaniu do tego co w okolicy było poza nią to i tak udało się wiele z tego świata zachować. Już samo to, że mieli zbiorcze ogrzewanie i oświetlenie wiele zmieniało bo choćby w sąsiednim Glasgow to nawet tego zwykle nie mieli. Tam to już w ogóle wrócili do średniowiecza. Póki było paliwo to jak ktoś miał to działały jeszcze generatory ale teraz po dekadzie szabrowania trudno było o paliwo a dostaw z zewnątrz nie było. No a w samej bazie nad stalowymi wodami zatoki Gare Loch początkowo przyjmowano wszystkich uciekinierów i uchodźców. I lwia część populacji która nie należała do wcześniejszego personelu Royal Navy i ich rodzin jakie tu mieszkały to dotarła właśnie wtedy, tuż przed lub po Impakcie. Potem też przyjmowano ale stopniowo kurek ten zakręcały kolejne restrykcje, właśnie głównie związane z niedoborem żywności. Teraz to już rzadko się zdarzało aby kogoś uznano na tyle wartościowego aby zgodzić się na dołączenie do populacji. A oświetlony okruch cywilizacji nad wodami zatoki jawił się jak świetlne Las Vegas w tych mrocznych i pochmurnych czasach wabiąc ludzi z całej okolicy jacy liczyli, że mimo wszystko jakoś zdołają dostać się do tej garstki ogrzanych, oświetlonych i nakarmionych szczęśliwców za murami. Więc wokół bazy wyrosły całe skupiska chat z byle czego podobnych do dawnych faweli i slumsów gdzie gnieździły się ci co widzieli jakoś swój los związany z bazą nawet jeśli jeszcze nie byli jej członkami. Właśnie w sprawie demografii głos zabrał doktor Jobin.

Łysy mężczyzna o poważnym spojrzeniu mówił po angielsku płynnie ale z charakterystycznym, francuskim akcentem. Nic dziwnego. Był rodowitym Francuzem. I lekarzem okrętowym francuskiej marynarki wojennej a tuż po Impakcie znalazł się tu w brytyjskiej bazie na szkockim wybrzeżu. I jako najwyższy stopniem natowski lekarz został szefem służby zdrowia a, że okazał się nie tylko świetnym chirurgiem ale i sprawnym administratorem to utrzymał ten stołek do dzisiaj. No a teraz właśnie miał coś do dodania w sprawie demografii.

- Dzieci nam się rodzą podobnie jak przed Katastrofą. Ale niestety warunki do życia nie mają takich luksusowych jak my i nasi rodzice. A ich dzieci prawdopodobnie nie będą miały nawet tego. - major korpusu medycznego musiał dorzucić swoje prognozy. Też przygnębiające jak te z innych działów. Zwłaszcza, że wydawały się takie logiczne i nieuniknione.

Burza magnetyczna z 56-go osłabiła górne warstwy atmosfery, w tym ozonosferę i jonosferę jakie najbardziej chroniły to co na powierzchni przed twardym, szkodliwym promieniowaniem kosmicznym. Przed klasycznym UV paradoksalnie częściowo chroniły te wiecznie wiszące nad ziemią czarne chmury sadzy i pyłu wzbite impaktem a potem wielomiesięcznymi pożarami jakie rozszalały się po całej planecie. Ale nie całkowicie. Więc była większa szansa na zachorowania oczu i skóry. Częściowo znów to niwelowała raczej chłodna aura jaka i tak wymuszała chodzenie na długi rękaw i w kapturze przez większość część roku. Rzadko kiedy było tu na tyle ciepło aby pozwolić sobie chodzić na krótki rękaw. Ale w ciągu kolejnych lat i dekad ta ochronna warstwa chmur będzie zanikać a trudno było oszacować czy ozonosfera się zregeneruje do tego czasu na tyle aby wznowić pełnię ochrony jaką zapewniała przed upadkiem.

Chmury, pył i zawiesina w powietrzu podobna do smogu znanego z wielkich miast sprzed Katastrofy szkodziła też na spojówki. Obecnie lekkie zapalenie spojówek było tak powszechne, że nikt już na to nie zwracał uwagi. Dopiero jak się pogarszało to coś próbowano z tym robić. Ale w perspektywie lat i dekad oznaczało to chroniczne problemy z oczami i widzeniem. I z płucami. Ten pył jaki unosił się w powietrzu nie zabijał ot póki nie było burzy pyłowej to jakoś dało się żyć. Ale te drobne drobiny odkładały się w płucach. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, rok po roku. Więc na razie za krótko było na globalne wnioski ale doktor Jobin przewidywał masowe choroby podobne do pylicy płuc na masową skalę. Pewnie za dekadę czy dwie staną się tak powszechne jak teraz to zapalenie spojówek. Środkiem zaradczym było ciągłe noszenie gogli i masek przeciwgazowych lub półmasek z pochłaniaczami albo przebywanie w środowisku z czystym powietrzem. Te ostatnie pewnie byłoby dostępne tylko w działających schronach lub hermetycznych pomieszczeniach ze sprawną wentylacją co było obecnie trudne do zrealizowania w skali całej populacji. A i trudno było oczekiwać, że w innych rejonach Wielkiej Brytanii, Europy czy świata byłoby lepiej bo katastrofa miała charakter globalny. Chociaż miło było myśleć, że gdzieś tam, gdzie indziej, jest jakieś miejsce gdzie jest choć trochę lepiej. I można by się tam przeprowadzić. A to znów kiepsko rokowało dla przyszłych pokoleń.

No i ten niedobór żywności. Prognozy głównego medyka bazy były raczej pesymistyczne. Obecne kilka pokoleń jakie żyło w zachodnich społeczeństwach gdzieś od początku XX wieku miało nienaturalnie wiele pożywienia w porównaniu do poprzednich pokoleń czy nawet ich rówieśników z biedniejszych kontynentów. Co było zwłaszcza widoczne podczas wojen w Azji gdzie Japończycy a potem Wietnamczycy wydawali się dość drobni w porównaniu do rosłych i odkarmionych Amerykanów i Francuzów. A przecież ci wcale nie wyróżniali się na tle swoich nacji i raczej byli masową armią z poboru więc prezentowali przekrój przez średnią swojego społeczeństwa. To właśnie kwestia nowoczesnej medycyny, profilaktyki, żywienia, państwa opiekuńczego dla matek w ciąży i potem dzieciństwa i młodzieży nowego pokolenia. Teraz w bazie Clyde wiele z tego jeszcze udało sie zachować. Ale w okolicy już było z tym ciężko. A minęło dopiero 10 lat. Jak skończą się zapasy żywności, prętów uranowych i reszty udogodnień jakimi wciąż mogła pysznić się dawna baza Royal Navy to będą mieli pewnie to samo co za murami. A dla przyszłych pokoleń to kiepsko rokowało, łącznie z tym, że będą pewnie niżsi, chudsi, słabsi, bardziej podatni na choroby jakie coraz trudniej będzie diagnozować i zwalczać bez nowoczesnej medycyny. On sam jako lekarz bardzo nad tym bolał ale nie bardzo wiedział jak można by temu zapobiec.

- Ale przetrwają. Mimo wszystko przetrwają. Tego, że ludzkość i świat przetrwa jestem pewien. I tego, że za kilka pokoleń zaczną budować miasta a za kilka dalszych państwa. To o co musimy walczyć aby nasi potomkowie mieli w tym swój udział i dzięki zachowanej wiedzy przodków, czyli nas, mieli jak najlżejszy start w odbudowę tej nowej cywilizacji. - niespodziewanie odezwał się siwobrody, długowłosy starzec o wyglądzie podstarzałego hipisa. Major Holtz właściwie nie był szefem żadnego z działów. I tylko zarządzał biblioteką. Właściwie to już jego dorosła córka przejęła po nim te obowiązki a on jedynie patronował jej działalności. Niemniej był najstarszym wiekiem oficerem i jednym z wyższych rangą jacy dożyli do dzisiejszych czasów. Ponadto w ciągu ostatnich lat stał się jakby kustoszem i mentorem dla systemu edukacji jaki próbowano odbudować w bazie. Zwłaszcza, że biblioteka ze swoim różnorodnym księgozbiorem papierowych i zdigitalizowanych dzieł, filmów, gier, komiksów była całkiem popularnym miejscem rozrywki i edukacji dla młodych ludzi. Książki którym już nie musiały konkurować z internetem i filmami zaczynały odzyskiwać swoją pozycję w roli edukacyjnej i rozrywkowej. No i właśnie czasami potrafił rozbawić, czasami pocieszyć, a czasami zaskoczyć młodszych, nawet tych ze sztabu bazy jacy go teraz otaczali.

- Możesz to jakoś rozwinąć Henry? - zaproponował Alex bo był tak samo zaskoczony jak jego koledzy i koleżanki. Tu takie ponure rokowania, że twarde promieniowanie z kosmosu, degeneracja i skarlenie rasy ludzkiej w kolejnych pokoleniach a teraz kończące się zapasy, pylica płuc i może początek nowej epoki lodowcowej chociaż tak w ich lokalnej, szkockiej skali. A ten dziadek z biblioteki mówił o nowym świecie i cywilizacji. I to z taką pewnością jakby to było coś oczywistego jak zaplanowanie remontu jakiegoś statku na najbliższe tygodnie.

- Jesteśmy globalnym gatunkiem. Na pewno takich punktów jak nasz jest więcej. Spójrzcie na Glasgow. Tam nie ma żadnych schronów, zapasów ani nic z tego co my tu mamy a jakoś przetrwali. I takich miejsc na pewno jest bez liku. Więc jako gatunkowi, w skali globalnej, nie grozi nam wymarcie. Chociaż oczywiście będzie ciężko i nie wszystkim takim oazom cywilizacji jest pisane przetrwać w kolejnych dekadach i pokoleniach. A ci co przetrwają, nawet jak dla nas byliby drobni i cherlawi to będą większymi twardzielami niż my. Poradzą sobie w nowym świecie i zbudują go na nowo. Nasza w tym głowa aby nasze wnuki, prawnuki i tak dalej byli częścią tego nowego świata. Musimy myśleć w ten sposób. Podejmować decyzję z myślą o tym trzecim, czy czwartym, czy następnych generacjach jakie przyjdą po nas. My jesteśmy mało istotni. Jesteśmy po to aby tym przyszłym pokoleniom zapewnić przetrwanie i jak najwięcej wiedzy ze świata sprzed zagłady aby im ułatwić start. Impakt nas nie wykończył, pożary nas nie wykończyły, głód i zimy też nas nie wykończą. Chociaż nasza w tym głowa aby wykończyły jak najmniej z nas. Jedynie tej Szarańczy nie jestem pewien. Bo to coś nowego. Trudno mi to oszacować. - chociaż fizycznie Henry wyglądał jakby miał ze sto lat bo liczne dekady jakie miał na karku i choroby sprawiały, że wyglądał dość mizernie z tą trzęsącą się dłonią i wyglądem starego hipisa to jednak umysł miał wciąż całkiem sprawny. Zawsze go aktywnie używał to i był elastyczny i głodny wiedzy bardziej niż niejeden młodzieniec. I znów zaskoczył zebranych swoją wizją dość mitycznej jak na dzień dzisiejszy przyszłości. Przez chwilę przy długim, eleganckim stole narad zapanowało milczenie gdy każdy w swojej głowie trawił te rewolucyjne wizje przedstawione z młodzieńczą werwą przez starca z siwą brodą.

- A co z tą Szarańczą? Wiemy coś nowego? - admirał złożył dłonie na stole i spojrzał na przedstawiciela ciała naukowego. Ten sapnął zdając sobie sprawę, że to pytanie padało na każdym spotkaniu. A on rzadko miewał coś nowego a zwłaszcza coś pozytywnego do obwieszczenia.

- Niezbyt. Nawet nie wiemy czy ta Szarańcza to coś lokalnego u nas, coś na skalę Szkocji, całej Wyspy czy też to coś globalnego. Nie mamy żadnych źródeł informacji z innych miejsc. Poza Glasgow no ale oni to praktycznie ten sam adres co my. Niemniej zdumiewa mnie jak wielogatunkowy potrafi być ten “Czynnik Lotus”. - Greg co był szefem biologów i ogólnie pokrewnych nauk właściwie przed dekadą był raczej wykładowcą biologii na uniwersytecie w Glasgow a nie stricte naukowcem. Ale jak baza floty wojennej biologami i biologicznym wyposażeniem nie stała to niejako z musu został ekspertem od spraw botaniki na potrzeby nowo budowanych farm no a odkąd pojawiła się Szarańcza także od niej. Niemniej bardzo brakowało mu globalnej sieci łączności i wymiany informacji z innymi placówkami naukowymi. Jak i ubogim pod tym względem wyposażeniem bazy. Coś jednak działał. Na przykład zdumiewała go szerokie spektrum działania tego tajemniczego czynnika jaki mutował organizmy żywe różnych gatunków. Bo zwykle czy bakterie, wirusy czy nawet pasożyty były mocno wyspecjalizowane pod konkretny gatunek a nawet jego układ krwionośny, nerwowy czy oddechowy i trudno im było “przeskoczyć” na nowy gatunek. A ten nowy czynnik zdawał się być bardzo uniwersalny pod tym względem co go zdumiewało. Zdawało się, że co kwartał odkrywa się jakiś nowy gatunek Szarańczy. Czasem trudno było zgadnąć co było organizmem wyjściowym do danego egzemplarza. W końcu jak wszyscy się już wypowiedzieli admirał zarządził przerwę.

- To jak mówi Henry, nasz gatunek przyszłość ma zapewnioną. Wbrew pozorom. Ale jak sami wiecie wszystko nam się kończy a głodomorów nam powoli przybywa. To co radzicie swojemu admirałowi zrobić? - Alex zapytał trochę żartem ale wszyscy wiedzieli, że czekają ich poważne decyzje. Zima się powoli kończyła i wkrótce przyjdzie wiosna czyli ponura chlapa bez śniegu. I trzeba będzie jakoś funkcjonować z tymi kurczącymi się zapasami.

- Migrować. Migrować na południe. Osiedlać się, kolonizować. Szukać nowych lądów, nowej przestrzeni życiowej, lepszych warunków, nowych zapasów. W każdym miejscu prędzej czy później skończą się zapasy sprzed katastrofy. Musimy znaleźć takie miejsce gdzie poradzimy sobie za pomocą motyk i łopat. Bez tej całej technologii co teraz nas otacza. Co najwyżej w pomocniczej, naukowej i historycznej roli głosu przodków. - znów pierwszy odezwał się Henry Holtz. I znów miał zaskakująco klarowną wizję następnych kroków. Nawet nie konkretnie ale tak jak powinna się kształtować strategia działań w następnych latach, dekadach a nawet pokoleniach. Zaczęła się burzliwa dyskusja ale jak zbliżało się już południe ostatecznie zdecydowano się na tą migrację. Chociaż trzeba było zacząć od małych kroczków i jeszcze przemyśleć co, gdzie i jak. Ale to dawało nadzieję na znalezienie nowych lądów, szans, możliwości, zapasów no i na rozładowanie chociaż części rosnącej populacji bazy.




Czas: 2066.03.12; pt; ranek; g 07:10
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Blokowisko; mieszkanie Domino
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz: półmrok, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Domino i Amelie



Dla młodej lekarki ostatni pracujący dzień tego tygodnia zaczął się dość nietypowo. Chociaż w chwili gdy otwierała oczy szukając jeszcze półprzytomnie jak wyłączyć alarm który miał ją obudzić do pracy to jeszcze tego nie wiedziała. Wtedy, rano, jak za oknem jeszcze była poranna, marcowa szarówka i jak jeszcze była we własnym łóżku i własnej sypialnie to jeszcze tego nie wiedziała. Zaczęło się standardowo, łóżko, potem łazienka, ubieranie się do pracy, kuchnia… No i pierwszą niespodziankę znalazła właśnie w kuchni, na stole.



Na stole leżał wojskowe gogle. I parę innych wojskowych gratów. A na pewno nie było ich wieczorem jak kładła się spać. Jak podeszła bliżej do tego stołu rozpoznała miks gogli. Noktowizyjne, termowizyjne a nawet jedne multi z obiema tym opcjami. Do tego jedna przystawka noktowizyjna na kolimator albo lunetkę optyczną i ze trzy wojskowe krótkofalówki. Miała tu na stole mały majątek, taki sprzęt to by łatwo było opchnąć każdej grupie stalkerów, szperaczy czy najemników.

Przed katastrofą prawie każdy żołnierz regularnej armii a już na pewno armii brytyjskiej i tych najważniejszych natowskich miał jakieś gogle do nocnych operacji. Wcześniej dominowały najnowsze generacje noktowizorów wzmacniających szczątkowe światło nocy i inne. Nie działały w całkowitych ciemnościach np. w podziemiach czy zamkniętych budynkach gdzie nie było tego światła. Jednak praktycznie każdy z nich był wyposażony w promiennik podczerwieni. Niczym reflektor oświetlał teren przed noktowizorem niewidzialnym dla ludzkiego oka światłem i to już pozwalało działać noktowizorem nawet w całkowitych ciemnościach. Wadą było to, że każdy inny nokto albo termowizor też odbierał taki podczerwony promień więc to mogło zdradzić pozycję operatora ale jak alternatywą były całkowite ciemności lub użycie standardowych latarek to wielu wolało tą opcję. Po części dlatego w armiach przed Impaktem coraz częściej przechodzono na termowizję. I w pojazdach, kamerach i właśnie w optoelektronice indywidualnej żołnierzy. W termo świetnie widać było wszelkie ciepłokrwiste istoty, rozgrzane pojazdy czy budynki. Czyli coś co zwykle było przeciwnikiem żołnierzy. Miały swoje wady jak to, że choćby zwykła szyba potrafiła skutecznie zablokować ciepło i stanowiła dla termowizora ścianę niczym beton. Stąd nie rezygnowano całkowicie z noktowizji i te dwa rodzaje nocnych wykrywaczy nawzajem się uzupełniały. Ich zwieńczeniem były multi-wizjery jakie łączyły w sobie oba te rodzaje technologii. Nie były może lepsze od swoich odpowiedników ale pozwalały aby jeden żołnierz mógł dowolnie w tych samych goglach zmieniać różne rodzaje odbioru obrazu bo raczej nikt nie zabierał na akcję i termowizyjnych i noktowizyjnych gogli tylko jeden ich rodzaj.

Tu na stole właśnie miała praktycznie po każdym przedstawicielu tych gogli, nokto, termo i multi. Do tego jedna nakładka termo pewnie dla kogoś kto takich gogli nie miał albo po prostu używał na standardowej optyce czy kolimatorze jakie same w sobie nie miały takich opcji. Bo odkąd pojawiła się Szarańcza to okazało się, że często są to zimnokrwiste dranie niczym zimne ryby albo gady. Chociaż z relacji stalkerów i wojskowych wynikało, że to różne, zapewne sporo zależało od “stężenia” czynnika Lotus w danym organizmie. Bo niektóre były nadal ciepłokrwiste niczym ludzie czy psy z jakich się pewnie wywodziły. Ale inne były właśnie niczym gady co np. w nocy sprawiało, że w termowizji wcale nie były bardziej widoczne niż kamienie czy drzewa. Co wymusiło na operatorach aby nadal miksować sprzęt obu rodzajów aby zawsze był ktoś kto ma szanse wykryć te paskudy zanim podejdą na tyle blisko aby zaatakować. A przynajmniej tak to wyglądało w ogólnych założeniach.

Tym razem jednak zauważyła, że cały ten wojskowy szpej jest brudny. W czerwonym pyle który zmieszany ze śniegiem, wilgocią a teraz jaki poleżał przez noc w ogrzanym pomieszczeniu zmienił się w czerwoną papkę pokrywającą ten sprzęt. No i jeszcze była kartka z ich notesu jaka leżała obok. Od razu rozpoznała pismo Amelii. A jak wzięła do ręki mogła przeczytać co napisała.

“Cześć Domino. Spotkałam w nocy twoich lowelasów. Pogadałam z nimi i weszli w czerwoną mgłę. Rozwaliła im sprzęt. Powiedziałam, że mogą mi dać to ci dam ro rzucisz okiem czy coś się da. Teraz lecę spać. Amy. “

No tak. To sporo wyjaśniało. Jak się kładła wczoraj spać to jej przyjaciółki lubującej się w kapturach jeszcze nie było. Chociaż chyba na moment przebudziła się jak usłyszała jak tamta wróciła w środku nocy. Ale zasnęła ponownie. Amy pewnie odsypiała teraz w swoim pokoju tą zarwaną nockę…

- Cześć Domino. - Amelia też weszła do kuchni. Chyba nie chciało jej się wczoraj przebierać i teraz też nie bo przyszła w samych majtkach i koszuli. Pewnie tak jak zasnęła. Teraz też wyglądała na dość zaspaną.

- No napisałam ci kartkę. Bo nie byłam pewna czy wstanę aby cię spotkać przed wyjściem. - powiedziała wskazując brodą na wojskowy szpej i swoją kartkę jakie zostawiła tu w nocy. Sama podeszła do dzbanka aby zrobić sobie coś na pobudzenie.

- Robiłam swoje. Na garażach. Jak będziesz szła do roboty to daj znać jak wyszło. No i skończyłam. No i wracałam już do domu. A tu się na nich napatoczyłam. Nie poznałam ich. Bo szli w pełnym ekwipunku, tym całym szpejem na sobie, ze spluwami. Ale coś markotni no i po głosie poznałam. To zagadałam. No i mi powiedzieli, że byli gdzieś na zewnątrz. Chyba polowali na te psy co tam ostatnio buszują. Ale weszli w mgłę. Wiesz, w nocy nie było widać, że to czerwona. Dopiero jak sprzęt zaczął im się sypać to się zorientowali. No i przerwali misję i wrócili do bazy. - mówiła zaspanym, nieco monotonnym tonem relacjonując niespodziewane spotkanie z ostatniej nocy. Widocznie mówiła o grupie Wingfielda skoro tak swobodnie mówiła jakby traktując to jako coś oczywistego.

- I ten Thomas to straszny sztywniak. Bo mówię im od razu, że mogę to wziąć dla ciebie to rzucisz okiem czy coś się z tego da uratować. A ten, że nie, że nie trzeba, że dzięki ale oni mają swoich rusznikarzy i tak dalej. No dobrze, że ten wygadany tam był bo jakbym była sama z Thomasem to ten pewnie by mnie grzecznie spławił. No a ten wygadany to mówi, że pewnie, że fajnie, miło i dał mi swoje gogle. Potem ta dziewczyna co z nimi chodzi to małe coś z lunetą i jeszcze krótkofalówki. No to Thomas się ugiął i też dał mi ten swój szpej. No to przyniosłam. To tam już się jakoś chyba z nimi dogadasz czy to ktoś od nich tu wpadnie czy to ty tam do nich nie? Bo oni to wezmą z magazynu nowy czy coś w ten deseń, tak mi mówili to strasznego parcia na to nie ma. Tak coś mówili w ten deseń. - Amy zrelacjonowała resztę gdy zalała sobie swój kubek wrzątkiem i usiadła na krześle przy rogu stołu niezbyt się interesując wojskowymi zabawkami jakie w nocy tu przyniosła.

No czerwona mgła to był fenomen jaki pojawił się po impakcie. Była zwykle czerwonej barwy z powodu dużej ilości związków żelaza. Pojawiała się jako pył, mgła czy zawiesina w powietrzu co utrudniała widzenie niczym zwykła mgła czy tuman kurzu no ale dodatkowo osłabiała fale radiowe co przeszkadzało w łączności. A do tego miała tendencję do wpychania się we wszelkie nawet szczeliny, w teoretycznie nawet hermetyczne i wodoodporne zabawki. Jak właśnie te co teraz leżały u doktor Jobin na kuchennym stole. Od ręki to mogła sprawdzić, że termowizor nie działa a multi i nokto mocno śnieżą co mogły spowodować drobinki czerwonej mgły jakie dostały się do środka. Trzeba by to rozebrać i przeczyścić i złożyć z powrotem. Jak tylko to to była szansa, że znów będą działać. Podobnie z krótkofalówkami, jedna nie działała w ogóle pozostałe odpalały się ale słychać było tylko trzaski. Też musiałaby zabrać to na warsztat i poświęcić im czas i uwagę. Ale nie teraz, teraz musiała dokończyć ten poranek w domu aby wyszykować się do pracy.




Czas: 2066.03.12; pt; ranek; g 07:45
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; tablica ogłoszeń
Warunki: na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Domino, Australia i tablica ogłoszeń





W końcu musiała pożegnać się z Amelią i wyjść do pracy. Na zewnątrz nie czekało jej nic zaskakującego. Dzień już zdążył się zacząć ale był to typowy, zimowy dzień ostatniej dekady. Przygnębiająco pochmurny, pełen wyciskającej ciepło zimnej wilgoci jakie biło od wód zatoki. No i z brudnym, rozdeptanym śniegiem pod nogami i dookoła. To widno to też było takie dość przykre. Bo było jak w burzowy albo bardzo pochmurny dzień dawniej. Ale takie bywały teraz dnie. Od dziesięciu lat. I nie zanosiło się na poprawę ani dziś, ani jutro, ani w tym sezonie ani kolejnym. Co było dla wielu jeszcze bardziej przygnębiające. Szła po ulicy mijając ludzi którzy mieli jakąś poranną robotę albo schodzili z nocnej zmiany. Podobnie jak za każdym razem gdy szła rano na swój dyżur w szpitalu. A jednak znów trafiło jej się coś co przerwało tą poranną rutynę. Coś przy garażach.

Nowy mural. Mapa Australii w kanarkowych barwach, okolona błękitem i australijską flagą. Zaskakująca plama ciepłych barw w tym zimnym, szarym i ponurym otoczeniu. No i napis jaki wieńczył tą kompozycję. “Australia is still going on!”.

Wczoraj jeszcze nie było tego muralu a też tędy szła. I widziała paru ludzi którzy przechodzili obok i też odwracali głowy albo przystawali aby obejrzeć to nowe dzieło ulicznego artysty. Wydawało się, że odbierają to pozytywnie. Taki ciepły wizerunek z odległej krainy z jakiej od prawie dekady nie było wieści. Ale kiedyś była częścią Imperium Brytyjskiego a potem jego dominium i sojusznikiem. I teraz, jak świat się skończył jak kosmiczna katastrofa przetrąciła kręgosłup ludzkiej cywilizacji i spuściła ciężki łomot całej biosferze, ktoś tu był i pamiętał o ten odległej krainie. A nawet dopisał buntownicze, pełne życia hasło jakie wskazywało na wolę oporu w walce z zastaną rzeczywistością.

Ale nie miała czasu stać i podziwiać tego słonecznego graffiti. Musiała spieszyć do szpitala aby zacząć swoją zmianę. Już nie miała daleko. Szła po zdeptanym śniegu, widocznie w nocy nie padało bo nie było świeżego opadu. Śnieg skrzypiał pod butami i często był tak schodzony, że widać było mokry, brudny chodnik. I tak doszła do szpitala. Był jedyny w bazie więc wszyscy mówili po prostu “szpital” i wiadomo było o co chodzi. Ale przed wjazdem do szpitala stała tablica. Dawniej były tam jakieś prospekty reklamowe i różne ogłoszenia. Ale teraz były prawie wyłącznie ogłoszenia. Takie od ludzi dla ludzi. Szpital był sporym miejscem pracy dla wielu osób, wielu też przychodziło na badania, na wizytę GP, rehabilitację czy wizyty u pacjentów. Nawet częściowo ludzie z okolicy, spoza bazy gdy udało im się dostać przepustkę na wizytę w szpitalu właśnie. Ta była chyba dla nich najłatwiejsza do zdobycia a wśród nich najwięcej było kobiet w ciąży i takie którym zbliżał się termin rozwiązania. I dlatego ta tablica ogłoszeniowa przed wjazdem do szpitala była jedną z większych i popularniejszych w bazie. Tu się ogłaszano ze wszystkim, że się szukało pracy albo miało jakąś pracę dla kogoś, że szukało się pokoju do wynajęcia lub miało do wynajęcia. To samo jak ktoś coś miał do naprawy, sprzedaży, wymiany albo jak komuś się kotka okociła i miał małe sierściuchy do sprzedania lub oddania.

Z kotami była ciekawa sprawa. Dawniej razem z psami, chomikami i rybkami królowały w domach jako ulubieńcy swoich rodzin. Dzieliły z nimi dolę i niedolę sprzed, w tracie i po upadku. Ale po, już tutaj w bazie, ludzie z pewnym zdumieniem odkryli dwie rzeczy. Pierwszą było to, że myszy, szczury i podobne gryzonie przetrwały Katastrofę tak samo jak oni. Druga była taka, że bez nowoczesnych ograniczeń, techniki trutek, pułapek i tak dalej zaczęły się mnożyć na potęgę. I wyżerać ludziom nawet te zapasy jakie udało im się zachować. Stały się takimi samymi szkodnikami i niejako konkurentami do tej samej żywności jak przez tyle tysiącleci wcześniej. Zjadały i te wielkie zapasy z magazynów jakie żywiły całą populacji bazy i te prywatne zgromadzone w domach, na strychach i piwnicach. Do tego jeszcze groziło, że zapaskudzą resztę albo przywloką jakiegoś syfa. Na szczęście ludzkość miała swoich odwiecznych obrońców i sojuszników w walce z tym gryzoniowym zagrożeniem. Koty.

Te domowe mruczki w gruncie rzeczy były sprawnymi, małymi drapieżnikami jakie od pomimo tysiącleci życia wśród ludzi nie udało się nigdy całkowicie podporządkować jak choćby psy. I tym razem okazało się to zbawienne. Wystarczyło aby koty zaczęły działać zgodnie ze swoimi instynktami łowieckimi. Jak to mawiali pracownicy magazynów żywnościowych to była naturalna, biologiczna wunderwaffe przeciw gryzoniom. Podobno nawet miano wprowadzić przepis obowiązkowego zakazu sterylizacji kotów aby jak najszybciej zwiększyć ich populację. Teraz już od paru sezonów sytuacja wydawała się być opanowana z tą plagą gryzoni ale właśnie głównie dzięki kocim łowcom. Stąd obecnie w każdej klatce schodowej a zwłaszcza w piwnicach ludzie starali się mieć chociaż jednego łownego kota. I takie małe kociaki z ogłoszenia to obecnie był bardzo chodliwy towar.

Dzisiaj, w tej piątkowy poranek było jednak inaczej. Tą tablicę z ogłoszeniami to obecnie traktowano jak dawniej nowe gazety, maile, newsy i inne źródła informacji o świecie. Obecnie ten świat skurczył się do obrębu zasieków i płotów bazy no ale zasada pozostała ta sama. Ludzie byli spragnieni nowych wieści. Nie było więc dziwne, że nie tylko Domino zatrzymała się przed tablicą aby sprawdzić co od wczoraj nowego się pojawiło. Rozpoznawała część twarzy jaka też pracowała w szpitalu a część była jej obca. Dzisiaj jednak było o tyle nietypowo, że jedno z miejsc, pewnie jedno z ogłoszeń ciążyło ku sobie bo się tam z parę osób zgrupowało.

- To pewnie jakieś dzieciaki zawiesiły. Teraz pewnie gapią się na nas i rechoczą w najlepsze. - odezwał się jeden z mężczyzn i nawet faktycznie rozejrzał się po ulicy jakby szukał tych małoletnich śmieszków. Chociaż dla dzieciaków to była jeszcze dość wczesna pora.

- Ja to bym ją wziął. Przydałaby mi się taka w domu. No ale żona to by mnie pewnie wałkiem zatłukła za taki numer. - zaśmiał się rubasznie inny wywołując podobne śmiechy u sąsiadów.

- A ja wam mówię, że to jakaś podpucha. Pewnie jakaś stara rura co na jakiegoś frajera czeka. Nie ma co sobie głowy zawracać. No na mieście to można by się przejść ale jak to trzeba po nią gdzieś iść to szkoda czasu. - któryś z czytających zdradzał wyraźny sceptycyzm co do treści ogłoszenia. Inni też się zastanawiali.

- No to nie jakoś daleko. Z godzina w jedną stronę. Zresztą jakby ona już była tutaj to by pewnie nie pisała tego ogłoszenia. Przecież to o to jej chodzi aby się tu dostać. - sąsiad stojący trochę dalej pokręcił głową i mu zaoponował zwracając uwagę na co innego w tym ogłoszeniu.

- Teraz zaostrzyli te przepisy migracyjne to nie tak łatwo się do nas dostać. Może na przepustkę na badania do szpitala czy co ale to czasowa a nie na stałe. Mało komu dają. Jak ktoś nie jest z marynarki, lekarzem, inżynierem czy kimś takim to właściwie nie ma szans. - powiedział ktoś trzeci i jemu też pokiwano głowami. Zdawali sobie sprawę, że należą do szczęśliwców żyjących w oświetlonych i ogrzanych mieszkaniach, z wodą w kranie na żądanie. Prawie jak przed Impaktem. Dla całej okolicy to były obecnie luksus nie z tej ziemi więc wielu próbowało się tu dostać. Ale mało komu się udawało.

- A mi jej szkoda. Pewnie w końcu jakiś zwyrol po nią pójdzie albo coś ją tam wykończy za murami. - inny westchnął jakby ruszyło go sumienie i jego wyrzuty na tą nierówność społeczną. Może to przeważyło szalę, że grupka zaczęła się rozchodzić i rozpraszać a młoda lekarka zyskała w końcu możliwość aby podejść bliżej i samej odnaleźć i przeczytać to ogłoszenie jakie wywołało tą dyskusje.


Cytat:
“Cześć, jestem Brittany. Jestem zadbaną, wesołą dziewczyną, mam 23 lata. Pochodzę z Londynu. Jestem pracowita i szybko się uczę nowych rzeczy. Umiem zadbać o dom i domowników. Szukam pana, panią lub państwo z Clyde co mogą się mną zaopiekować. Potrafię się odwdzięczyć. Obiecuję rok służby w zamian za taką opiekę. Obecnie pracuję w “Molo” w Rhu. W razie potrzeby pytaj o Brittany.”
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-06-2022, 16:43   #3
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 01 - 2066.03.12; pt

Czas: 2066.03.12; pt; przedpołudnie; g 11:45
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; gabinet GP
Warunki: wnętrze gabinetu, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Domino i Julia



Jak się miało dyżur jako GP czyli General Purpose Doctor no to i pracowało się jako ten doktor ogólny i od pierwszego kontaktu. Po tym jak młoda blond doktor przyszła do szpitala rano, przebrała się, przywitała z pozostałymi dostała listę pacjentów jacy dzisiaj przypadali na nią i powędrowała do gabinetu w jakim urzędowała aby ich po kolei przyjmować. Część z nich znała bo byli jej stałymi pacjentami, część znała ze sporadycznych wizyt a część była dla niej całkiem nowa. Przypadki były różne ale najczęściej zdarzały się zapalenia spojówek i kłopoty z drogami oddechowymi co było spowodowane kiepską jakością powietrza wciąż pełnego sadzy i pyłu niczym miasta albo obszary górnicze pełne smogu i podobnych wyziewów jakie były jeszcze przed Katastrofą lub poprzednich dekadach. Teraz to była norma. Do tego trochę zatruć, schorzeń spowodowanych wiekiem czy drobnych urazów. Jak na GP to raczej standard chociaż każdy wymagał uwagi i indywidualnego podejścia. Ale w końcu w drzwiach zjawiła się kolejna pacjentka. Domino nie była tym zdziwiona bo w końcu już rano widziała Julię Herzog na liście pacjentów jakie odebrała z dyżurki.

Miała też jej kartę pacjenta. Julia Herzog, kobieta rasy kaukaskiej, urodzona w 2042 w Niemczech, wzrost, waga, grupa krwi i tak dalej podstawowe dane. Historia chorób była krótka, poza trzema przypadkami złapania wstydliwej choroby to właściwie jak na dzisiejsze społeczeństwo panna Herzog była okazem zdrowia. Domino odziedziczyła ją po poprzednim GP który wcześniej był ogólnym Julii ale zmarł tej zimy. Więc rozdzielono pulę jego pacjentów na pozostałych lekarzy no i panna Herzog przypadła właśnie jej. Ale do tej pory jeszcze jej nie odwiedzała. Przynajmniej nie tutaj. Tym razem w rubryce powodów wizyty była “rutynowa kontrola”. Ale z tego co wyczytała w jej karcie to zapewne chodziło o sprawy ginekologiczne co biorąc pod uwagę bogate życie zawodowe i towarzyskie brunetki było całkiem rozsądnym podejściem. W końcu prywatnie znały się całkiem dobrze ot paradoksalnie służbowo miały się spotkać pierwszy raz. Więc gdy drzwi otworzyły się i Domino zobaczyła szczupłą szatynkę w zimowej kurtce nie była aż tak zaskoczona jak ona.


- Cześć Domino! A jednak to ty! A nie byłam pewna jak mi na recepcji powiedzieli, że jestem zapisana do “D.Jobin”. Czy to ty czy tylko ktoś o tym samym nazwisku. - młoda Niemka wydawała się być żywym zaprzeczeniem o tych nudnych, zimnych, grubych i brzydkich Niemkach. Była zgrabna, ładna i gorąca. Do tego wesoła i pełna życia no i tak płynnie mówiła po angielsku, że pewnie nikt nie podejrzewał jej prawdziwego pochodzenia. Teraz też podeszła do biurka aby uściskać się z kumpelą na przywitanie. Po czym puściła ją i cofnęła się do ściany aby powiesić kurtkę i czapkę na wieszaku. Jak tak była w zwykłych dżinsach, bluzie to co prawda wyglądała na młodą i zgrabną kobietę jaka mogła wpadać w oko ale bez wysokich szpilek, ostrego makijażu i kuszącego zachowania w ogóle nie wyglądała na jedną z syrenek. Co najwyżej jakąś ładną koleżankę z klasy czy sąsiedztwa. W końcu się rozebrała i usiadła na krześle przeznaczonym dla pacjentów.

- To teraz ty jesteś moim GP? No to super! Fajnie mieć kogoś znajomego i to tak sympatycznego co będzie cię oglądał i doglądał jak coś znów złapiesz albo zmalujesz. - zaśmiała się wesoło dając znać, że całkiem ją cieszy, że ktoś znajomy i lubiany będzie teraz jej lekarzem. Była okazja pogadać chwilę na luźnej stopie zanim trzeba było zabrać się za sprawy służbowe.

- A to wiesz po co przyszłam? - zapytała w końcu brunetka i wskazała palcem w dół na swój dół właśnie. - Na przegląd. - No i trzeba było zabrać się za ten przegląd. Tancerka wstała i zaczęła rozpinać swój pasek, spodnie i resztę. - Na pewno się kompletnie zdziwisz. Ale zwykle jak przed kimś zdejmuję majtki to w całkiem innych celach i okolicznościach. - zażartowała bo w końcu Domino zdarzało się widywać ją jak śmiało wyginała ciało na scenie kusząc widownię swoimi wdziękami. A teraz leżała na kozetce w jej gabinecie rozebrana do połowy i czekała na wynik badania. Co prawda pewność będzie jak pobrane próbki pójdą i wrócą z labu. A, że zbliżał się weekend to pewnie dopiero po. Ale na ile to można było stwierdzić fachowym okiem to wydawało się, że Julii nic nie dolega. Chociaż widoczne zaczerwienienia wskazywały na dość intensywne używanie tej części anatomii i to także od tej mniej standardowej strony.

- I jak tam to wygląda? Weekend się zbliża. Jej mam nadzieję, że ktoś trafi się z Hyper jak ostatnio! Wiesz jak to kopie?! Jest super! Jeszcze nie brałam czegoś takiego! Słyszałam już wcześniej, że jest ten Hyper i dziewczyny i niektórzy klienci sobie chwalili no ale sama nie próbowała. Dopiero ostatnio. Rany ale mnie trzasnęło! Zresztą wszystkich bo i dziewczyny i oni wzięli po blecie to takie harce się działy, że no rany, mówię ci, aż nie wiem od czego by ci tu zacząć jakbym miała opowiadać. - leżąca na kozetce pacjentka zapytała tak chyba z ciekawości i profilaktycznie. Nie uskarżała się na nic, może poza zakwasami od intensywnej zabawy. Ale jak już jej się to przypomniało to od razu wybuchła ekscytacją i entuzjazmem. Zwłaszcza, że zbliżał się weekend czyli cotygodniowy szczyt popularności “Nocnej syrenki” w jakiej pracowała ale i innych rozrywkowych lokali w bazie. Mówiła jakby nie mogła się doczekać dzisiejszego wieczoru gdy pewnie znów będzie bawić publiczność ze sceny a potem jak kogoś będzie stać to także na prywatnym pokazie w pokoju VIP-ów.




Czas: 2066.03.12; pt; przedpołudnie; g 12:10
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szptal; korytarz szpitalny
Warunki: korytarz szpitalny, jasno, ciepło, cicho na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Domino i Gemma



Jej kumpela Julia Lowe była jej ostatnią pacjentką przed krótką przerwą jaką miała około godziny 12-tej na przysłowiową kawę, fajkę i siku. Do przerwy na lunch było jeszcze trochę czasu a potem miało być zebranie. Jakieś większe, kwartalne dla większości personelu szpitala jaki można było zwolnić z obowiązków. Szła właśnie korytarzem na tą krótką przerwę gdy z przeciwka ujrzała Gemme. Ona też była młodą, blond lekarką. Tylko z ginekologicznego. Też pewnie właśnie miała przerwę. Szła kursem przeciwbieżnym ale jak się okazało skręciły w ten sam korytarz. Więc okularnica zwolniła aby Dominique mogła się z nią zrównać.

- Cześć Domino. Z przerwy czy na przerwę? - zagaiła pogodnie pani ginekolog znad swoich okularów na swoją koleżankę. Właściwie to gdyby ktoś ich nie znał i dostał tylko ogólny rysopis to łatwo by je było pomylić. Bo w rysopisie pewnie by było "młoda, ładna, zgrabna, długonogą blond lekarka". I to by pasowało do każdej z nich. Więc po tych okularach Gemmy było ja najłatwiej rozpoznać. Ale oczywiście jak ktoś je znał albo jak teraz widział obie na raz to widać było, że nie są aż tak podobne i nawet za siostry czy kuzynki to by je trudno było wziąć.

I Gemma była obiektem wielu plotek i spekulacji. Często mówiono, że "to ta nowa z ginekologii", "ta nowa blondynka w okularach", "ta nowa z Glasgow". Bo nowa doktor przybyła właśnie ze dwa lata temu z sąsiedniego Glasgow. Tam też praktykowała jako lekarz i mimo zaostrzenia polityki imigracyjnej w bazie lekarze byli tą grupą zawodową jaką nadal witano bardzo chętnie. No i właśnie młoda doktor była w szpitalu jednym z najświeższych nabytków więc chociaż już trochę tu była to nadal ją postrzegano jako "tą nową". W końcu zdecydowana większość personelu albo pochodziła z tego szpitala sprzed katastrofy i pracowała tu jako mundurowi lub cywilni pracownicy albo znalazła się tu tuż przed lub po Katastrofie no albo jak choćby Domino wyszkoliła się już tutaj w ciągu ostatniej dekady stając się początkiem nowej generacji lekarzy i reszty personelu. Takich gotowych lekarzy co przybyli w ostatnich latach do bazy było względnie niewielu i Gemma była jedną z nich.

Doktor Jobin też tak o niej słyszała że dwa czy trzy lata temu jak sama jeszcze kończyła swój staż i praktyki i dopiero rozpoczynała samodzielną praktykę lekarską. Trochę się rozminęły z Gemma bo ta zaczynała swoje gdy Domino je właśnie skończyła. Mimo, że pewnie były w podobnym wieku. No ale Gemma przybyła z Glasgow.

Blondynka w okularach okazała się bardzo cennym nabytkiem dla szpitala. W Glasgow mieli kłopoty z energią elektryczną czyli właściwie jej raczej nie mieli. A to właśnie na niej stała nowoczesna medycyna. Bez niej trzeba było wrócić do metod średniowiecznych lub przynajmniej wiktoriańskich. Młoda lekarka była zachwycona tym wyposażeniem jakie zastała w Clyde. I chętnie się wdrażała w te procedury i technologie wspomagające sprzed Katastrofy. W Glasgow mogła co najwyżej poczytać albo od starszych lekarzy co jeszcze pamiętali jak to działało posłuchać o tych utraconych technologiach. Obecnie jak mogła pobrać próbki krwi i na drugi dzień dostać pełnię wykresów danych, użyć małych, przenośnych automatów do zbadania pulsu, cholesterolu czy poziomu cukru prawie od ręki, wysłać pacjenta na zdjęcie rentgenowskie była wniebowzięta. No a jak ponoć sama mówiła jak zobaczyła działający tomograf to się prawie popłakała że szczęścia. W Glasgow też taki mieli no ale wrak. Więc tam tylko go oglądała i słuchała od swojego mentora jak to kiedyś działało. A w Clyde był taki co wciąż działał!

Za to ponieważ miała praktykę z działania we wręcz prymitywnych w stosunku do Clyde warunków świetnie sprawdzała się na ostrym dyżurze czy wszelkich nagłych sytuacjach gdzie nie było czasu albo możliwości na użycie nowoczesnej technologii. Nie traciła głowy i działała sprawnie.

Drugą częścią plotek jakie wywołała Gemma to było to, że jest "kobiecym lekarzem" czy "lekarzem od kobiet". Co nie było dziwne bo gdy już wdrożyła się w bycie lekarzem w nowoczesnym szpitalu to zrobiła specjalizacje ginekologa i położnictwa. Bardzo aktywnie działała na rzecz bezpieczeństwa i profilaktyki kobiet i ich macierzyństwa. Jakoś tak się układało, że spora część pacjentek spoza bazy jakie przychodziły do ginekologa albo aby urodzić w bezpiecznych warunkach trafiała właśnie do blond okularnicy. Zresztą zdarzało się, że już wcześniej były jej pacjentkami więc było to dość płynne.

Zaś Gemma w szpitalu równie płynnie stała się rzeczniczka pacjentów spoza bazy, nie tylko kobiet i promowała inicjatywę aby "wyjść do ludzi". Czyli na zewnątrz, poza mury bazy. Aby nie zamykać się za nimi tylko pomagać komu tylko można. No i kto wie ile było jej wkładu w decyzje aby w każdy pierwszy piątek miesiąca organizować konwój medyczny do Glasgow gdzie lekarze mogli na miejscu przyjmować pacjentów. Decyzje podjęła kapituła szpitala w porozumieniu z admiralicji bazy bo w końcu to była grubsza sprawa w jaką były zaangażowane także inne resorty.


---



Domino, Gemma i aktorzy



Obie szły korytarzem i musiały przejść obok recepcji. Gdy zorientowały się, że jest tam jakieś zbiegowisko. No a przynajmniej tak z parę osób czemu się przypatruje z zaciekawieniem. I jakiś cleaner z wiadrem i mopem, i chyba jacyś goście z zewnątrz, i pielęgniarki i jakiś lekarz. I wszyscy mieli uśmiechy i zaciekawienie na twarzach jakby właśnie byli świadkami czegoś fascynującego. Ale obie blondynki zobaczyły co dopiero jak wyszły zza rogu i weszły na tą większą przestrzeń głównej recepcji szpitala. Tu zawsze się ktoś kręcił a obsada za biurkami była głównym pierwszym kontaktem dla wielu gości i pacjentów.

- Ojej, zobacz Domino, to oni! - Gemma od razu łyknęła haczyk gdy tylko rozpoznała dwójkę ludzi stojących przy recepcji. To byli oni! Ci kabareciarze z Glasgow! Hubert i Janette.

Gdy przyjechali z Glasgow że dwa czy trzy tygodnie temu i zaczęli prawie codziennie dawać występy i to często więcej niż jedno dziennie a w weekendy po kilka to chyba wszyscy w bazie byli na chociaż jednym ich występie. A te kawałki i powiedzonka z ich dialogów pojawiały się potem w rozmowach jako temat newsów albo wręcz nowe odzywki i żarty. Dawali głównie kabarety i żartobliwe tematy. Często wyśmiewające jakieś zwyczaje i nawyki. Ale mieli też trochę edukacyjnych wystąpień, głównie dla dzieci, właśnie dla nich grali przed przerwą obiadową. Chociaż mieli w repertuarze i poważniejsza sztukę. Jak "Pod niemieckimi bombami" z realiów roku 40-go i czasów gdy cała Anglia drżała z obawy przed niemiecką inwazja i pod niemieckimi bombami. A mimo to w tej sztuce chociaż wróg był silny i groźny to bombardowani Anglicy znosili to ze spokojem i wręcz z flegma zajmując się wciąż swoimi małymi sprawami. Wydźwięk sztuki był wyraźnie ku pokrzepieniu serc i podnosił na duchu. W końcu obecną sytuacja była podobna ale jak wtedy Anglicy i ich goście sobie poradzili to teraz też. Z całej grupy teatralnej najbardziej wybijała się szóstka aktorów jaka najczęściej pojawiała się na scenie i grała najbardziej charakterystyczne role. I celowo czy przypadkiem była to trójka mężczyzn i kobiet.

Wśród kobiet prym wiodła Janette. Była szczupłą, elegancką brunetka. O nieco iberyjskim i latynoskim typie urody albo tak się charakteryzowała. Zwykle grała zdecydowane i silne kobiety. Jak był skecz z uczeniami to grała nauczycielkę, jak coś rodzinnego to żonę, jak w pracy to szefową i tak dalej.

Dla odmiany Kitty Blond była tak bardzo blond, że nawet koledzy z ekipy wołali ją Blondi. Specjalizowała się w rolach ślicznie naiwnych blondynek. Zwłaszcza jak nieco modulowała swój głos przez co już w ogóle wydawała się infantylna w naturalny sposób. Zwykle więc grała uroczą sekretarkę, dorodna córkę do jakiej zalecają się chłopcy, kochankę albo narzeczoną któregoś z panów. Ale jak to podczas któregoś z prologów ogłosił Hubert to w gruncie rzeczy była astronomem i potrafiła powiedzieć całkiem sporo o tym co się wydarzyło dekadę temu.

Kobiece trio dopełniała Michelle. Wpadała w oko z powodu swojej nieco egzotycznej, ciemnoskórej karnacji i urodzie. Ona z kolei była bardzo ekspresywna, wszystko bardzo mocno przeżywała a przede wszystkim ślicznie panikowała. Więc jak była jakaś scena gdzie trzeba było wpaść z bombową czy straszną informacją albo wpadać na jej skutek w lament i histerię to Michelle była niezawodna. No albo jak trzeba było zagrać "czarną siostrę" i mówić "murzyńskim slangiem" to też się nadawała świetnie.

Wśród aktorów zaś bożyszczem kobiet był zwykle Junior. Zwany też często Młodym. Cała szóstka była mniej więcej w tym samym wieku ale Junior miał aparycję wiecznego 18- latka czy studenta. A do tego najlepiej chyba wpisywał się w termin "filmowy amant" czy "przystojniak". Spokojnie mógłby grać w jakimś Bondzie czy Bourne. A zwykle grał jakiegoś nowego. A to nowego w pracy, a to nowego chłopaka którejś z dziewczyn, a to jej kochanka czy przystojnego sprzedawcę. A w tej sztuce "Pod niemieckimi bombami" grał polskiego pilota i nawet wysilił się aby powiedzieć jedno zdanie po polsku. Wtedy trzeba było na chwilę przerwać grę aby tą garstka Polaków jaka była na występie mogła się wyszumieć. A jak potem Domino spotkała Basię Król to ta też mówiła głównie o tym momencie sztuki i była tym zachwycona.

No a kolega Juniora był Terry. On z kolei ponoć za młodu trenował wioślarstwo i podnoszenie ciężarów. Sądząc po jego masywnej sylwetce mogła to być prawda. Choć obecnie najbardziej rzucał się w oczy jego brzuch to nadal sprawiał wrażenie silnego mężczyzny. Z tego powodu często grał podtatusiałych wujków, ojców szefów ale też tępych osiłków, ochroniarzy klubu, gliniarzy czy ojców chrzestnych mafii.

No i był jeszcze Hubert. On niejako razem z Janette zdawał się piastować funkcję lidera zespołu. To często on lub oboje zapowiadali występy trupy i kolejne skecze. A i rolę często miał albo jakichś ojców, szefów, liderów zespołu lub nieco pechowych cwaniaków i kombinatorów. Często właśnie w parze z Janette. Oboje grali małżeństwo albo któreś z nich szefa to drugie mu partnerowało lub jeśli potrzebny był czarny charakter na scenie lub główny oponent takiego złola.

I właśnie jak teraz obie lekarki weszły na recepcję okazało się, że tam zastały Huberta i Janette. I to zupełnie jakby opowiadali jakiś kawał albo robili jakiś skecz bo wszyscy co mogli przystanęli i obserwowali z zaciekawieniem to wydarzenie. I Gemma zrobiła to samo. W końcu jeszcze miały przerwę a chyba pierwszy raz aktorzy z Glasgow zawitali do ich szpitala. Chociaż nie otaczali się barierą od widzów i nawet po występach w sali gimnastycznej dało się ich zaczepić, pogadać, pożartować czy wziąć autograf.

- No to jesteśmy umówieni tak? - Hubert zapytał obu recepcjonistek jakby kończył jakiś wcześniejszy etap rozmowy. I sądząc po minach całej trójki to chyba była całkiem przyjemna i zabawna rozmowa. Albo flirt. Bo obie popatrzyły na siebie z rozbawieniem ale dało się wyczuć, że są życzliwe mężczyźnie za lada.

- No dobrze. Ale zrobicie ten skecz tutaj? - odparła Claire jakby na wszelki wypadek chciała się jeszcze upewnić.

- Ależ oczywiście kochanie. Możesz mi zaufać. Jestem aktorem - powiedział przesadnie poważnym tonem aktor zerkając na nią i na swoją aktorską partnerkę ojcowskim, wręcz patrycjuszowskim wzrokiem. Nie dało się tego traktować poważnie więc nie tylko recepcjonistki się roześmiały albo chociaż uśmiechnęły. Ale tylko one coś zaczęły pisać na karteczkach po czym wyrwały je i podały aktorowi. Ten skłonił się im z galanteria i okrasił to miną zdobywcy. Po czym ustawił się frontem do Janette no a bokiem do obu recepcjonistek i większości improwizowanej widowni przez co mieli dobry widok na nich oboje. No i zaczęli. Tak po prostu i zwyczajnie.

- Ależ kotku… - Hubert zaczął proszącym tonem kładąc czule dłoń na dłoni swojej partnerki. Jakby to był jakiś ciąg dalszy wcześniejszej rozmowy. I na czymś mu strasznie zależało aby się zgodziła.

- Nie. Nie proś mnie o takie rzeczy. Takie świństwa! Jak możesz? - brunetka okazała takie zdecydowanie i stanowczość z jakiego była znana. Jednak Hubert który widocznie wcielał się teraz w jej partnera nie ustępował tak łatwo.

- Ale kochanie no… jeśli mnie kochasz… - powiedział prosząco wyciągając ostateczny argument. Jeanette prychnęła, wzięła się pod boki i popatrzyła na niego krytycznie jakby zadziałał poniżej pasa i coś musiała jeszcze rozważyć. W końcu rozważyła. Podeszła do niego pewnym siebie krokiem dominy i samicy alfa do skruszonego misiaczka. Popatrzyła mu jeszcze chwilę w twarz jakby tam czegoś szukała. Po czym westchnęła jakby mimo wszystko przebił się ostatnim argumentem przez jej zasłonę.

- O! Wiem co to jest! Byłam na tym! To jest świetne! - Gemma szepnęła do Domino gdy rozpoznała odgrywany kawałek i też jej się podobał. Zresztą druga blondynka też już mogła zorientować się co to za skecz i co się będzie działo. Ale pierwszy raz widziały go na żywo z zaledwie paru kroków no i niejako odgrywany na życzenie sympatycznych recepcjonistek ale w gruncie rzeczy dla wszystkich co akurat byli w recepcji.

- To mówisz kochanie chciałbyś takie coś? - Jeanette w tym czasie czule pogłaskała policzek partnera jakby nagle zrozumiała jego potrzeby i pragnienia. Po czym zmysłowo powoli zjechała niżej aż właściwie kucała przed nim i znów go pogłaskała czule. Tym razem jednak po przodzie jego spodni. Tego dziewczyny z recepcji już nie mogły widzieć siedząc więc i brunetka i Azjatka wskoczyły z miną podekscytowanych licealistek na blat swojej recepcji aby z bliska widzieć co się dzieje. Musiały mieć najlepsze miejsca widokowe w całej recepcji na to małe przedstawienie. A para aktorów swietnie potrafiła podgrzać atmosferę. Nawet jak już pewnie większość widzów znała ten skecz i wiedziała jak się kończy to nadal wyglądało jakby zaraz aktorka zamierzała się dobrać partnerowi do zawartości spodni.

- O tak kotku, właśnie tak! - Hubert zamruczał z zachwytu, że ta elegancka ślicznotka zaraz zabierze się do dzieła.

- Przykro mi kochanie. Ale nie będę robić takich bezeceństw i brać do buzi czegoś czym się sika. To obrzydliwe i urąga mojej godności. Jako nowoczesny mężczyzna na pewno możesz to zrozumieć. - ta tak powabna, klęcząca i uległa brunetka niespodzianie wstała i wrócił jej oschły i stanowczy ton. A Hubert był tak świetnym aktorem, że chociaż to pewnie odgrywali nie wiadomo ile razy to nadal wyglądał na autentycznie zaskoczonego. Nawet oboje nie zwracali uwagi na falę śmiechu jaka się przetoczyła przez widownie. Janette zrobiła kilka kroków jakby pełna oburzenia chciała wyjść z pokoju. Czyli gdzieś w bok szpitalnej recepcji jaka była sceną tego skeczu. Ale tak samo jak na sali gimnastycznej Hubert ja dogonił i zatrzymał. Przez chwilę trwała chaotyczna, słowna przepychanka nim się nie zaczął drugi akt tego numeru.

- Ależ kochanie no poczekaj. Może się jednak dogadamy co? No sama powiedz. - dobrze wybrali miejsce bo przy filarze. Teraz on ja pogłaskał czule po policzku i przybrał ton namiętnego kochanka. I sytuacja zaczęła się odwracać. Teraz mężczyzna zdawał się urabiać i lepić kobietę swoim dotykiem jak coraz bardziej rozgrzany wosk. Najpierw dłoń przesunęła się po jej szyi, dekolcie, brzuchu a w końcu mężczyzna kucnął przed frontem kobiety tak samo jak niedawno ona przed nim. Gemma szybko spojrzała na Domino wiedząc, że zbliżają się do puenty tego numeru.

- To mówisz kochanie, chciałabyś takie coś? - Hubert zamruczał niczym amant i zawodowy kochanek. A filar jakiego nie było na sali gimnastycznej niespodziewanie się przydał. Janette oparła się o niego plecami a korzystając z tego, że jej partner kucał przed nią zarzuciła mu nogę na bark i plecy przywłaszczającym ruchem przy okazji prezentując widzom całkiem zgrabne udo, pończochę i szpilki. A aktor też nie był w ciemię bity i zwinnie przesuwał się dłonią w pieszczotliwym geście po wnętrzu jej uda w kierunku centrum okrytego bielizną.

- O tak kotku, właśnie tak! - wyjęczała rozkosznie Janette jakby te pieszczoty rozbierały ją na całego.

- Przykro mi kochanie. Ale nie będę robić takich bezeceństw i brać do buzi czegoś czym się sika. To obrzydliwe i urąga mojej godności. Jako nowoczesna kobieta na pewno możesz to zrozumieć. - teraz on powtórzył dokładnie to samo co ona przed chwilą i w ten sam sposób. Wstał bez ostrzeżenia i ruszył przed siebie. Pewnie niechcący w stronę obu blond lekarek. Przez widownię przeszła fala oklasków, zwłaszcza panom się ten skecz zdawał podobać.

- Ależ kochanie, poczekaj, może się jakoś dogadamy! - Jeanette drobiła za nim w swoich szpilkach tak samo jak on przed chwilą za nią. Więc jak skończyli ten numer to jakoś tak oboje wylądowali przed obiema lekarkami.




Czas: 2066.03.12; pt; południe; g 14:30
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; stołówka
Warunki: wnętrze stołówki, jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr



Domino i Manisha



Gdy dr. Jobin wzeszła w porze lunchu na szpitalna stołówkę był środek ponurego, zimowego dnia. Dawniej tak ciemno bywało o świcie lub o zmroku. A teraz w środku dnia. Dobrze, że energia z okrętowych reaktorów nuklearnych pozwalała chociaż wewnątrz pomieszczeń ogrzać je i oświetlić. Więc chociaż w środku było całkiem przytulnie w porównaniu do zimnej, wilgotnej i mrocznej chlapy za oknami. No a jak weszła ujrzala6machajaca do niej dłoń a pod nią uśmiechnięta twarz swojej ulubionej pielęgniarki. Widocznie pamiętała o niej i zajęła jej miejsce.

Dziś poza tym, że była przerwa na lunch to potem miało być zebranie. To zebranie nie było dla nikogo zaskoczeniem. Ogłaszano je co najmniej od tygodnia a spodziewano się jeszcze wcześniej. W końcu była połowa marca czyli zbliżał się koniec kwartału. A zwykle wtedy robiono te zebrania organizacyjne za skończony i planowany kwartał. Do tego umownie kończyła się zima. A przynajmniej to chłodniejsze półrocze gdy cała baza zapadała w pół letarg. Cokolwiek większego planowano to jak tylko dało się przełożyć to na tą mniej chłodna porę roku. No i za tydzień był Dzień Pamięci zwany też Dniem Impaktu. Uroczyste i sentymentalne święto jakie obchodzono w rocznicę zderzenia Nibiru z dnem południowego Pacyfiku. W tym roku była wyjątkowa rocznica bo wypadała pełna dekada od początku końca starego świata. No i jeszcze było wiadomo, że dziś rano i pewnie nadal, była narada w admiralicji bazy. Zapewne z podobnych powodów. No a doktor Theodor Jobin, ordynator szpitala i wuj Domino był tam jako reprezentant służby zdrowia. To jak wróci do szpitala to pewnie zreferuje co tam ustalili. Ale to jeszcze z godzina albo dwie do tego zebrania. Na razie był czas na lunch.

- Cześć Domino, siadaj, zajęłam Ci miejsce. - młoda, hinduska pielęgniarka zaprosiła przyjaciółkę aby się dosiadła ze swoim obiadem na miejsce obok niej. Ledwo usiadła to poznała, że Manisha jest czymś bardzo podekscytowana. Albo wzburzona. No i ta nie kazała jej długo czekać.

- Chcesz małego kotka? Są śliczne! Sama bym wzięła ale mój tata nie lubi kotów a mama ma uczulenie. Nie uwierzysz co się stało! - pielęgniarka zaczęła od najważniejszego newsa jakiego kumpela jeszcze pewnie nie słyszała. No i faktycznie nie bo do tej pory na zapleczu i w kuchni to jeszcze dzisiaj nie była a tam to się działo.

A mianowicie jeden z cleanerów wyszedł wynieść śmieci. No i jak je załadował do kontenera i miał wracać bo zimno to usłyszał jakieś dziwne piski. Zdziwił się, poszukał trochę co to tak piszczy i znalazł karton pod bramą pełen kociego nieszczęścia. A rano jak tędy przechodził to żadnego kartonu nie było.

- No ja nie mam pojęcia jak można być tak bezmyślnym. Przecież ten chłopak wyszedłby z godzinę później to w tym kartonie to już by tylko kocie trupki były. A przecież mógł on czy tam ona zanieść to na recepcję. Tam dzisiaj są Claire i Mia na na pewno by przyjęły ten karton. - Manisha była wyraźnie przejęta tym jak te kociaki o włos uniknęły śmierci z wychłodzenia. Potem opowiadała jak to w kuchni przez godzinę ważył się los tych kociaków jak je wszyscy wspólnie reanimowali przez grzanie, pocieranie i pojenie ciepłym mlekiem. Jakoś udało je się odratować i to mocno cieszyło pielęgniarkę no i przyniosło jej ulgę i spokój sumienia. Ale trzeba było jakoś rozparcelować te kociaki. Chociaż i w szpitalu znalazłoby się dla nich miejsce. Szpitalne kable, piwnice magazyny, garaże były podatne na zęby gryzoni więc koty widziano w nich o wiele chętniej niż przed katastrofą.

---


- A słyszałaś jak dr Sivle przystawiał się do Gemmy? Wiesz ta nowa, blond w okularach co jest na ginekologii i położniczym. - zagaiła Domino nową plotką. Akurat lekarka spotkała ją na krótkiej przerwie wcześniej to miała okazję poznać lekarkę o jakiej teraz mówiła młoda Hinduska. Znała też doktora Sivle. Młody, przystojny o budzącym zaufanie spojrzeniu i uśmiechu. Jakby jakaś ekipa filmowa kręciła film o lekarzach to doktor James Silve by się nadawał świetnie. Albo do jakiegoś spotu reklamowego szpitala. Pod względem zawodowym też raczej sprawował się bez zarzutu. A jednak odkąd kiedyś coś próbował z Manisha ta potem w rozmowie z Domino podsumowała to dość lapidarnie "Może przystojny ale obleśny". I zapewne nie chodziło jej o jego wygląd. Od tamtej pory oboje się unikali jeśli tylko pozwalały na to obowiązki. Coś mogło być na rzeczy bo jakoś wśród młodych lekarek i pielęgniarek jakoś nie było słychać ochów i achów czy innych romansów z przystojnym doktorem. A on bynajmniej nie ukrywał, że jest czuły czy wręcz lasy na wdzięki płci przeciwnej.

- Słyszałam od dziewczyn. Podobno zaprosił ją do "Neptuna" na Dzień Pamięci. Pewnie myślał, że jest łatwa albo pod ścianą. Sama wiesz, ona jest z Glasgow to chyba tu nie ma żadnej rodziny. Jest sama. No a ona dała mu kosza. Powiedziała, że ma dyżur i dziękuję ale będzie zmęczona i pewnie pójdzie szybko spać. Czyli go spławiła. - zaśmiała się cicho i nieco złośliwie na te plotki jakie usłyszała na temat nielubianego przez siebie lekarza. Widać było, że kibicuje zapracowanej blondynce nawet jak ją znała krócej niż kolegę z bazy.

- Ale tak potem pomyślałam, że trochę jej szkoda. Na ten dyżur to też pewnie zgłosiła się aby jakoś zabić czas. Ale dyżur kończy się o 18-tej. Zastanawiałam się czy jej nie zaprosić do nas. By tak sama w domu nie siedziała. No ale może ma kogoś? Mimo wszystko. W końcu ładna z niej dziewczyna. Właściwie trochę nawet dziwne, że nikogo jeszcze sobie nie znalazła. No ale może ma tylko się nie chwali. Albo ma plany na ten Dzień Pamięci. - zastanawiała się grzebiąc widelcem po już raczej pustym talerzu. Była wrażliwa na cudzą krzywdę i niedolę to chyba ciążyło jej, że taka sympatyczna lekarka może sama spędzać święta. Mimo dyżuru to wieczór powinna mieć wolny.

- A! I jeszcze co! - przebudziła się z tej zadumy przypominając sobie coś jeszcze. - James coś tam mamrotał, że Gem nie jest jedyną blondynką w tym szpitalu czy coś takiego wiec uważaj jakby nagle przypomniał sobie o tobie. Pamiętaj, że nasz przystojny pan doktor zaszczyci cię swoją uwagą i możliwością przedłużenia jego puli genowej. Doceń ten zaszczyt słaba, głupia kobieto! - w pewnym momencie przeszła w ironicznym ton dając znać, że ewidentnie pogardza doktorem i jego metodami. Roześmiała się na koniec po czym wróciła do leniwego grzebania widelcem w talerzu.

- I jeszcze coś gadał, że zna takie co zawsze chcą, głowa je nie boli i niedługo będzie taką miał. A rano był podjarany tym ogłoszeniem tej Brittany. Czytałaś? Ta co pisała, że czeka w Rhu na panią albo pana. Szkoda mi jej. Zwłaszcza jakby wpadła w łapy takiego kogoś jak Sivle. Ty, ja, Gem to go spławimy i nic nam w sumie nie zrobi. Ale taka dziewczyna z zewnątrz? Szkoda mi jej. Ich wszystkich tam za bramą. Ja wiem, że to głupie ale jakbym mogła to bym wszystkich ich wpuściła do środka. Potem by musiała być zabawka tego oblecha przez rok. Szkoda dziewczyny. Przecież ty czy ja też mogłyśmy skończyć za bramą jakby nasi starzy albo wujek nie byli w odpowiednim miejscu i czasie. - posmutniała i rozczuliła się nad losem owych nieboraków po złej stronie muru a zwłaszcza owej młodej desperatki z Rhu jaka jakoś przemyciła list do bazy i Manisha widocznie też go rano przeczytała. No ale np. James też.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:01   #4
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=miM22yylXTY[/MEDIA]
Piątek, rano; Mieszkanie Domino

Bez względu na epokę, czas i miejsce, wstawanie o poranku nie było czymś do czego idzie się przyzwyczaić bez zgrzytów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie witał dźwięku budzika z radością żeby świeży jak skowronek wyfrunąć z łóżka prosto… w przykurzone, szare i ciężkie powietrze któremu bliżej do półprzezroczystej waty niż mieszaniny gazów teoretycznie służących do oddychania istotom żywym. Większości istot żywych żeby być precyzyjnym, istniały przecież beztlenowce i miały się dobrze.
Tak jak dobrze miały się niedobitki ludzkości dzień w dzień walczące z masą czynników zewnętrznych chcących tę egzystencję zakończyć, na szczęście bezskutecznie.
Ludzie byli podobni do karaluchów - jeżeli raz gdzieś już wleźli i się rozplenili po prostu nie szło ich wytępić bez zgrzytów, a Kosmos próbował z całych sił. Uderzenie meteorytu, burza słoneczna, zmiana klimatu na galopującą epokę lodowcową, mutacje, epidemie, braki prądu, pożary, popiół który już chyba wniknął do składu DNA… a oni ciągle istnieli, walcząc o przetrwanie z dnia na dzień. Chyba, że jak Dominique Jobin miało się szczęście urodzić we właściwej rodzinie dzięki czemu podczas chaosu dnia końca starego świata gdy inni ginęli w cierpieniu, zostało się ewakuowanym do miejsca, gdzie miała realną szansę przeżyć następne lata. Baza Royal Navy w Clyde dawała możliwości o których poza jej murami można było tylko pomarzyć. Życie tutaj dawało możliwość korzystania z dobrodziejstw cywilizacji niedostępnych poza granicami wojskowego kompleksu: bieżąca woda, zasilanie elektryczne, ogrzewanie, systematyczne posiłki, opieka zdrowotna, gwarancja bezpieczeństwa zapewniana przez wysokie mury, druty pod napięciem i strażników z nieodłączną bronią na podorędziu - czego chcieć więcej?
Może tylko tego, aby ten pierdzielony budzik wreszcie zamknął mordę i pozwolił się wyspać…

Niestety na młodą Francuzkę czekał jeszcze jeden dzień zanim będzie mogła zignorować pikające na szafce ustrojstwo i przewrócić na drugi bok celem wyspania. Dziś był dopiero piątek, piąteczek. Prawie dzień święty którego nadejście należało odpowiednio uczcić… wieczorem, po pracy, więc chcąc (a bardziej) nie chcąc, dziewczyna podniosła się z ciepłego, przytulnego łóżka i w trybie automatycznym wykonała szereg porannych czynności dając mózgowi te parę chwil na dobudzenie. Wychodząc z łazienki po gorącym prysznicu napadła ją znowu refleksja że przecież mogła być jednym z bezdomnych uchodźców koczujących pod murami, albo żyjących w dziczy drżąc o każdą minutę swojego życia w obawie przed nagłym pojawieniem Szarańczy, albo toksycznej mgły, albo dzikich sfor psów równie wygłodniałych co ludzie.

Na jej szczęście wyciągnęła najdłuższą słomkę w wyścigu o przetrwanie, dlatego jej problemem było dociągnięcie do weekendu gdy przestaje myśleć o setkach spraw jakie od poniedziałku do piątku zajmują jej głowę i może się zresetować przed poniedziałkiem. Pozostawało jedynie dociągnąć do wieczora…

Wesołe rozmyślania zastopował widok złomowiska na kuchennym stole. W pierwszej chwili Jobin wciągnęła ze świstem powietrze, ale już po sekundzie zobaczyła że ktokolwiek zostawił ubrudzony rdzawymi zaciekami sprzęt był na tyle przytomny aby najpierw ściągnąć obrus i położyć na blat ceratę. Obok leżała kartka rozwiązująca tajemnicę kto i dlaczego podrzucił niespodziankę w ten piękny, pochmurny piątkowy poranek.
Czytając skreślone przez przyjaciółkę słowa najpierw się zmartwiła. Tamta pisała o czerwonej mgle, a to już samo w sobie nie było niczym zdrowym w kontakcie, chociaż gęba się jej uśmiechnęła na wieść do kogo należy porzucona optyka. Potem przyszło zrozumienie kto w takim razie wlazł w trujący opar…
Wzdychając zajęła się czymś, co pozwoli znaleźć myślom inne zajęcie zanim zagalopują się na torze na który zapędzać się nie powinny. Wstawiła więc kawę, kolejny z luksusów i atutów bycia wewnątrz bazy Clyde na potrzebnym stanowisku. Lekarze mieli swoje dodatkowe przywileje jak choćby łatwiejszy dostęp do zapasów. Jednym z nich była właśnie kawa, choć jej pula powoli się wyczerpywała, a nie mieli jej czym zastąpić.
Dlatego należało cieszyć się póki jest i nie smędzić co przyniesie przyszłość. Na razie z kubkiem w dłoni popijała aromatyczny, czarny napar mając nadzieję że gwizd gwizdka czajnika zbudzi Amy śpiącą w drugiej sypialni. Miała rację, nie minęło pięć minut od momentu wyłączenia wody i w kuchni pojawiła się jej współlokatorka.
W przeciwieństwie do gospodyni Amelie należała do tej bardziej buntowniczej części społeczności, nie miała też w mieście nikogo bliskiego. Nawet z wyglądu się różniły. Ona była młodsza o kilka lat, z przyciętymi na jeża ciemnymi włosami i pociągłą twarzą o zapadniętych policzkach, bladej cerze i smutnych oczach, a Domino miała na głowie burzę blond loków, była dobrze odkarmiona oraz starała się pogodnie patrzeć na świat dookoła, o ile nie wyprowadzał jej z równowagi.
Ale mieszkały razem, bo tak było im wygodnie. Amy miała swój kąt i kogoś z kim może pogadać jeśli najdzie ją ochota albo kto ją ogarnie przy kolejnej chandrze, a ona ogarniała mieszkanie Domino która wprost nienawidziła sprzątać i ubarwiała lekarce powroty z pracy choćby przysłowiowym kubkiem gorącej herbaty. Poza tym gdy mieszkały we dwie okolica mniej się oburzała że jak to w takim wielkim mieszkaniu żyje pojedyncza osoba, wuj mniej naciskał na wnuka i jakoś się interes kręcił.
Teraz lekarka wysłuchała w ciszy relacji kumpeli z ostatniej nocy, kiedy tamta napatoczyła się na oddział zwiadowczy Wingfielda, chowając uśmieszek za łykiem kawy kiedy ów dowódca został nazwany sztywniakiem. Nie dało się ukryć, że Thomasowi za młodu ktoś zamontował obok kręgosłupa kij, wpychając go poprzez tyłek… znając życie tym kimś był jego ojciec.
- Ekhm… - odchrząknęła gdy dotarło do niej że Amy skończyła mówić, a ona siedzi wpatrzona w szarówkę za oknem uśmiechając się nieobecnie do szyby. Zapiła zakłopotanie i przeniosła wzrok na towarzyszkę.
- Ten wygadany to David, byli tu przecież obaj jakieś dwa tygodnie temu gdy mu nastawiałam nos - parsknęła, bo ostatnio dwóch kumpli widziała właśnie wtedy, gdy po nocy wparowali jej do mieszkania z zalanym krwią Davem który miał “rozmowę” z jakimiś kolesiami w barze. O czym rozmawiali ciężko szło wywnioskować bo obaj ledwo bełkotali, a ona skupiła się na szyciu obu i kręceniu głową.
- Dobrze że admiralicja wreszcie ruszyła tyłki i zabrała się za te przeklęte kundle - dodała żeby zmienić temat zanim znowu zacznie się uśmiechać jak głupia. Mimo że wtedy była na obu wściekła za połamanie stolika, ufajdanie krwią ściany w korytarzu oraz zarzyganie toalety to i tak się cieszyła na ich widok. Za to sprawa coraz większych sfor zdziczałym, wygłodniałych psów była już jak najbardziej poważna gdyż atakowały ludzi i stanowiły zgarożenie dla mniejszych osad, oraz jakichkolwiek podróży po okolicy. Nawet rutynowe patrole robiły się kłopotliwe.
- Poza rozwalonym sprzętem coś im dolegało? - zmieniła ton na poważniejszy - Widziałaś aby których kulał, albo miał na mundurze białe pasy bandaży?

- Chyba nie. Wyglądali i mówili cało. Wkurzeni byli bo przez tą awarię sprzętu poszli i marzli na darmo to wrócili zirytowani. A tych psów chyba w ogóle nie spotkali no bo właśnie zaczęły im się te radia i reszta sypać to wrócili. - krótkowłosa Australijka usiadła po turecku na krześle z kubkiem kawy przed sobą i nieco zaczęła bujać nogą gdy zaczęła relacjonować nocne spotkanie nieco dokładniej.

- Aha, Dave? No wtedy to z tej krwi niewiele było widać. Tyle krzyku i w ogóle niezbyt kojarzyłam który jest który. Że jeden to Tom bo ty czy ten drugi mówiliście do niego. To Dave? No to to dobrze, że wczoraj z nimi był. Znaczy w nocy. Od razu załapał co i jak jak im powiedziałam kim jestem no i że to ta co mieszka z tobą no i że mogę wziąć ten ich szpej dla ciebie. No i ta co z nimi była też dała mi swój to ten Tom też i ten czwarty też już dał. Pytałam czy to pilne bo nie wiedziałam ile ci to może zająć. No i znów ten Dave ze mną gadał pierwszy bo mówił, że się dogadacie i najwyżej znów nas odwiedzą czy coś. To chyba nic pilnego w takim razie. - brwi dziewczyny powędrowały do góry i powieki przymrużyły się gdy próbowała jak najlepiej odtworzyć nocną rozmowę w tym przypadkowym spotkaniu. Milczała chwilę ale w końcu wzruszyła ramionami, że to chyba na razie tyle co pamiętała o to co pytała przyjaciółka.

- Myślisz, że coś dasz radę z tym zrobić? - wskazała brodą na zabrudzony szpej jaki nadal leżał na kuchennym stole.

- Spróbuję włączyć i wyłączyć. Jak nie podziała to zepsute na amen - Domino siorbnęła kawusi robiąc poważną minę ale po przełknięciu parsknęła - Nie no, rozłożę to, przeczyszczę i złożę. Powinno pomóc, ale jeśli nie to dopiero zacznę poważnie myśleć. Pewnie będzie trzeba parę kabli wymienić, przylutować… w sobotę się tym zajmę skoro sprawa nie jest życia i śmierci. - wzięła kolejny łyk.
- Tak… Dave’owi morda się nie zamyka. On jest od gadania, Thomas od myślenia. Dlatego do czwórki dobierają kogoś kto umie pisać i liczyć. Wtedy nawet nawet coś z tego ich wojowania wychodzi. Robią więcej hałasu… - sapnęła, urywając i popatrzyła w kubek. Ucieszyłaby się gdyby przyszli, dawno drani nie widziała.
- Skoro zeszli z patrolu dziś mają wolne, pewnie pójdą w miasto - zaczęła myśleć na głos - Może się uda na nich natknąć na mieście. W celach ustalenia detali oczywiście - zakończyła szybko.

- Dzisiaj? - Amy zmrużyła oczy jakby z pomocą łyka kawy próbowała zrobić podobne obliczenia jak przed chwilą kumpela. - No tak, bo dzisiaj piątek… - pokiwała głową jakby przez to zaspanie próbowała policzyć co i jak. - No tak, teraz to pewnie odsypiają. Ale do wieczora to pewnie będą na chodzie. W sumie to mogłam zapytać… Ale ten Tom mnie skołował bo już myślałam, że mnie nie lubi albo spławi czy co… To pewnie jak mają wolne to będą gdzieś balować… W “Magnum” albo “Syrence”... - też wyglądała jakby zastanawiała się na głos i dzieliła się tymi przemyśleniami z gospodynią.

- Nie tam że cię nie lubi. On ma taką twarz jakby go coś cisnęło za mocno - blondynka przewróciła oczami i zaśmiała się.
- Dobra, zobaczę jak się wieczorem sytuacja rozwinie. Pójdzie źle to jeszcze wpadnie mi jakaś operacja na cito i tyle będzie z moich planów - wstała, dopijając kawę.
- Chcesz coś z miasta to zrób mi listę, ja się ubieram i lecę. Nie chcę ale muszę - popatrzyła ponuro na zegarek który wbrew niemym prośbom jakoś nie chciał wstrzymać ruchu wskazówek.


Piątek, przedpołudnie; Gabinet GP

W tak małej, zamkniętej społeczności nie trudno było znaleźć w swoim gabinecie kogoś znajomego. Zwykle jednak było to dla Domino robieniem dobrej miny do złej gry, gdy niezbyt lubianych lub ledwo tolerowanych petentów musiała wysłuchiwać, badać i jeszcze więcej słuchać, bo przecież skoro już ją widzą to z pewnością muszą się podzielić czymś więcej poza bolączki ciała. Na szczęście Julia Herzog, dziewczyna z nocnego klubu bardzo wysoko zawyżała średnią pacjentów i jej widok szczerze lekarkę ucieszył. Taki dodatkowy plus w przejęciu schedy po poprzednim doktorze. Kobiety przywitały się wymieniając kilka zdań co tam słychać, po czym pacjentka zasiadła na fotelu-samolocie, a doktor rozpoczęła oględziny. Trwało to chwilę, Jobin wolała być dokładna, szczególnie przy tych których szczerze lubiła.
- Tak… to ten moment kiedy zmieniam się w twojego lekarza - uśmiechając się pod nosem wyjęła z szafki obok “samolotu” niewielki słoik. Otworzyła go, nabrała trochę maści na palec po czym popatrzyła brunetce w oczy, mrugając.
- Zaufaj mi, jestem doktorem - rzuciła suchar i pochyliła się między rozłożonymi udami pacjentki, smarując podrażnienia.
- To lanolina, pomaga też maść z nagietka albo inne ściągające. To jeszcze nie etap na antybiotyki, jedynie zwykłe podrażnienie. Coś ci wymyślę. Musisz zacząć o siebie dbać, Juls. Młodość młodością, ale żyjemy po Zagładzie, a nie przed nią. Przy tak intensywnym trybie życia za dziesięć lat zostaniesz wrakiem z podagrą i zwyrodnieniem stawów, o problemach ginekologicznych nie wspominając… no ale będę tu cały czas i zrobię co w mojej mocy aby cię stawiać na nogi. Chcę tylko abyś miała świadomość że każdy sprzęt się zużywa, ciało również. Niestety części zamiennych nie mamy, wyszły nam z magazynu, sorry. - westchnęła prostując plecy i pokiwała głową.
- Oprócz podrażnienia nie masz żadnych widocznych fizycznych dolegliwości, resztę powiem ci po weekendzie, gdy dostanę wyniki morfologii i wymazów. Jeżeli chodzi o zakwasy odpowiednia dieta zapobiega ich występowaniu. Proteiny pomagają szybko regenerować się mięśniom, a witamina C wpływa korzystnie na układ krwionośny i wzmocnienie organizmu. Na same zakwasy pomaga spożywanie produktów bogatych we flawonoidy czyli przeciwutleniacze. Sok z wiśni jest tu idealny, bo oprócz wspomagania regeneracji także łagodzi ból dzięki działaniu przeciwzapalnemu. Witamina C to wszystko co kwaśne, Proteiny masz w mięsie, jajach, zbożach i strączkach. Poza tym genialnym sposobem na ból zakwasów jest ocet. Smarowanie nim spiętych i bolesnych mięśni lub okłady z niego pomagają uśmierzyć ból i zmniejszyć dolegliwości. Ocet stosowany do okładów należy rozcieńczyć, by nie podrażnić skóry w miejscu przyłożenia okładu. Stosunek pół na pół. - odsunęła się na krześle i zdejmując rękawiczki wyrzuciła je do kosza na odpadki medyczne.
- Możesz się ubrać. Dam ci maść łagodzącą i witaminy, używaj lubrykantów i przed występem zrób rozgrzewkę, unikniesz mikrouszkodzeń mięśni i tym samym zakwasów.

- Dobrze pani doktor, dziękuję pani doktor. - Julia nie mogła powstrzymać się aby się trochę nie powygłupiać i teraz na koniec badania odwdzięczyła się swojej kumpeli słodkim spojrzeniem spod mrugających żęs i wdzięcznym spojrzeniem na równie słodkiej buzi. A potem roześmiała się z własnego żartu, wstała z krzesła i zaczęła się ubierać.

- No chociaż raz nie ma tego odwiecznego problemu “Gdzie są kurde moje majtki!” - roześmiała się ponownie machając rzeczonym kawałkiem bielizny nim ją zaczęła zakładać na swoje zgrabne nogi.

- To mówisz ocet z wodą? Taki zwykły ocet z kuchni? No popatrz… Jakby mi to powiedział kto inny to bym pomyślała, że zabobony albo mnie buja. - powiedziała nieco zdziwionym tonem, że coś co brzmiało jak jakieś babcine metody leczenia mogło pomóc w jej dolegliwościach uprzykrzających życie jako skutki uboczne intensywnych zabaw jakie tak często uskuteczniała tancerka z “Syrenki”.

- Ale fajnie, że jesteś teraz moją GP. Może będę częściej przychodzić. A w ogóle jak ci leci? Wpadniesz do nas jakoś w odwiedziny? Jakieś plany na ten albo następny weekend? - zapytała ubierając na siebie spodnie i skarpety zerkając z życzliwą sympatią na swoją blond kumpelę.

- Też się cieszę, jesteśmy na siebie skazane ale taki wyrok w ogóle mi nie przeszkadza - Ta przysiadła na biurku, odwzajemniając przyjazną minę. - Nie mam za bardzo planów na ten weekend, ale chłopaki podrzucili mi trochę optyki do naprawy. Wpadli w czerwoną mgłę i rozwalili sprzęt. Dobrze że im samym nic się nie stało - pokręciła głową, patrząc gdzieś po suficie.
- Przydałoby ci się BCAA. Leucyna, walina i izoleucyna, aminokwasy o rozgałęzionych łańcuchach bocznych. Ich egzogenny charakter sprawia, że nie są produkowane w ludzkim organizmie. Stąd też, należy dostarczyć je do ustroju ze źródeł zewnętrznych. - popukała palcem o brodę.
- Pogadam i poszukam, jak załatwię to ci podrzucę - spuściła wzrok na Julię i chwilę milczała, gryząc wargę.
- Masz dojścia do kogoś z Hyper?

- Jak zaczynasz gadać po magicznemu to ja słysze tylko taki szmer. - roześmiała się brunetka zapinając pasek i pokazując na buzujące skronie od tych obco brzmiących nazw. Po czym dopięła go i schyliła się aby założyć buty.

- Zdam się z tym na ciebie. Jak dasz receptę to pójdę i wykupię ale jak wolisz mi dostarczyć do rąk własnych to oczywiście zawsze będziesz mile widziana. - posłała jej z dołu całusa dając, znać, że nie chce jej sprawiać kłopotów i trudności ale na pewno ucieszyłaby się z wizyty blondynki.

- A Hyper tak, myślę, że tak. No mam nadzieję na powtórkę dzisiaj wieczorem. Jakby ktoś miał to bym mu spuściła nieco z ceny. Ale on nie musi o tym wiedzieć. Czy tam ona. Czy oni. No nieważne. A jak nie… No będzie mi troszkę smutno… Ale chyba znam kogoś kto to ma. Wczoraj gadałyśmy z dziewczynami. Bo kurde jak nas tryknęło to wszystkich. W środę wieczorem było, ten szał ciał. Wczoraj miałyśmy etap living death u Melisy bo do niej miałyśmy najbliżej. To zdychałyśmy u niej cały dzień. Dopiero wieczorem wróciłam do siebie. No ale jak gadałyśmy wczoraj to każdą to rajcowało i by chciała jeszcze. No to mamy parę osób co któraś to powinna mieć. Właściwie… Właściwie to jestem pewna, że będe to dzisiaj wieczorem miała tylko po prostu jakby się trafił ktoś kto mnie weźmie z tym towarem to bym trochę zaoszczędziła. A co? Chcesz trochę? - Julia ubrała jeden i potem drugi but jak to opowiadała trochę chaotycznie o planach na dzisiejszy wieczór no i wspomnieniami z ostatniej hyperowej zabawy to teraz wstała i popatrzyła z sympatycznym zaciekawieniem na znajomą lekarkę.

- I jakie chłopaki jak można wiedzieć? Jakieś fajne? - zabujała brwiami jakby wyczuła jakiś potencjalnie interesujący wątek.

- Moore i Wingfield ze zwiadu, znamy się z ER - Domino wzruszyła ramionami ukrywając za tym nerwowość. Potarła wierzch dłoni dla uspokojenia i żeby skupić myśli.
- Są w porządku - ucięła ten wątek, uśmiechając się do brunetki - Tak, chciałabym żebyś mi załatwiła na próbę. Nie powiem że w celach badawczych. Tą wersję zachowam jeśli jakimś cudem wujek mnie na tym nakryje - parsknęła, wzmagając drapanie dłoni.
- Na szczęście nie mam już piętnastu lat… dasz radę załatwić to na dziś wieczór? - zadała pytanie i wstrzymała oddech udając że nie wyczekuje tego mocno.

- No na 100% to ci nie obiecam. Pierwszy raz będę załatwiała. Ale pogadałam z dziewczynami wczoraj, chyba wiem kto powinien mieć. Pójdę trochę wcześniej do roboty to zapytam. Jak będzie miał to kupię. Jak nie… No to jeszcze nadzieja, że ktoś z klientów będzie miał. Właściwie prawie na pewno ktoś będzie miał bo to topowy towar ostatnio. No i jasne, kupię dla ciebie jak będę brać dla siebie. Ile tego chcesz? - szatynka pokiwała głową na znak, że do końca w tym dziewiczym dla niej temacie nowego produktu pewna nie jest ale, że dość dobrze znała rynek prochów to wydawała się prawie pewna, że w ten czy inny sposób tą czy inną ilość powinna dzisiaj trafić w jej ręce.

Domino podrapała się raz jeszcze po zaczerwienionej dłoni.
- Jak to działa? Rzucasz się na wszystko w okolicy i chcesz z tym kopulować… czy chociaż rodzinie oszczędzasz? Nie wiem czy w razie czego nie zabrać wujowi kluczy do mieszkania - parsknęła, robiąc się czerwona na całego.
- Ile to trwa? Ten haj? Jak się objawia? I ekhem… cztery dawki, eksperymenty trzeba powtarzać.

- Jak to działa… - Julia powtórzyła pytanie i zamyśliła się. Po tym jak roześmiała się na myśl o wujku kumpeli i wzmiance o kopulacji. - No tak mądrze to ci nie powiem. Nie siedziałam tam ze stoperem ani nic takiego. - zaczęła zaznaczając od tego, że będzie mówić z wybitnie subiektywnej perspektywy. Po czym oparła sie tyłkiem o biurko i zastanawiała się chwilę.

- No bo wieczór zaczął się jak zwykle. Wiesz, trochę występów na scenie i tak dalej. No i oni przyszli, cała szóstka. To chyba stalkerzy czy ktoś taki. Wiesz, co wychodzą za bazę a potem jak mają coś z tego to przychodzą do nas się zabawić. Już parę razy byli u nas. Tym razem chcieli mieć kolorowe laski. To chcieli wziąć Mel i Zarę bo Mel to Azjatka a Zara czarna. Ale dziewczyny ich zbajerowały, żeby mnie też wzięli to będą mieć trzy gracje, każdą w inną kolorze. No to w końcu poszłyśmy z nimi we trójkę do tego VIP-roomu. - tancerka zaczęła opowiadać jak to się zaczęło jej pierwsze spotkanie z Hyper już prawie dwa dni temu.

- No i jak tam byliśmy to zwykle się zaczyna od tańca. Tańczymy a jak jest więcej niż jedna z nas to prawie zawsze chcą oglądać jak się zabawiamy ze sobą. No ale tym razem mówią, że mają “cukierki” i czy chcemy. I wyszło, że to Hyper. To słyszałyśmy wcześniej o tym ale żadna z nas tego nie brała. To mówimy im, żeby sami wzięli bo jak jakiś feler to pewnie by nie chcieli wziąć tylko nam podać jakiegoś syfa. No ale wzięli. No to my też. No to zaczynamy tańczyć, im się podobało, to zaczęłyśmy się zabawiać ze sobą no to im się jeszcze bardziej spodobało. I jakoś wtedy mnie trykło. Taki szum w skroniach poczułam. Wiesz, jak na rauszu jesteś. Jak jest tak fajnie, zwykle tuż przed tym co przedobrzysz i urwie ci się film. Akurat nurkowałam między uda Zary i jeszcze nie wiedziałam, że to właśnie to. To się trochę zagapiłam. Oni coś tam zaczęli do mnie krzyczeć abym się nie opierdzielała czy coś takiego. A Zara też chyba nie wiedziała co jest grane to mnie złapała i wbiła w siebie. No i właśnie wtedy mnie wzięło tak już porządnie i na całego. Rany, jak się w nią wpiłam to na całego. I na Mel zaczęłam poganiać aby mnie brała z drugiej strony. A potem jak wczoraj gadałam z dziewczynami to je chyba też trykło zaraz potem. To nie wiem ile to minęło od łyknięcia… Z pół godziny? Może trochę mniej albo więcej. - opowiadała na przemian z przejęciem i ekscytacją albo wolniej i spokojniej gdy musiała się przebić przez luki w pamięci albo trudno jej było oszacować jakiś detal.

- A no kopulować tak. Pewnie, że chciałam. Potem jak chłopaki podeszli i tam mówią mi, że chcieliby we dwóch w kuperek bo widzieli na filmiku i chcieliby zobaczyć jak to jest. No nawet się nie zastanawiałam od razu ich zaczęłam poganiać aby się ładowali. I oni zresztą też, i dziewczyny też tak miały. Ale czy to Hyper tak działa czy to dlatego, że i tak tam poszliśmy wszyscy aby się zabawić to nie wiem. Ale jakaś taka euforia nas ogarnęła, że wszystko wydawało się możliwe i wspaniałe. Teraz to myślę, że jak mnie obaj rypali w tyłek to pewnie musiało coś mnie boleć. Ale wtedy w ogóle tego nie czułam. Dopiero wczoraj, na drugi dzień to oj tak, to całą poprzednią noc czułam. Zresztą Mel i Zara tak samo. Wczoraj to byłyśmy do niczego. Ale w nocy to nie wiem, jakbym tam była sama a ich sześciu to też bym pewnie dała radę. Znaczy bez tego też bym dała radę no ale z tym Hyper to naprawdę było hyper. Wszystko mi się podobało. Tak słyszałam wcześniej, że to sprawia, że wstydu nie masz, że nie myślisz o tym co ludzie sobie pomyślą no i chyba tak jest. No ale mówię i tak poszliśmy tam aby się zabawić i bez tego Hyper też byśmy się pewnie zabawiali. To trochę nie wiem jak ci to powiedzieć z tym kopulowaniem. - brunetka oparta o biurko lekarki mówiła z zastanowieniem i chyba nadal sama miała kłopot aby jednoznacznie ocenić wpływ nowego środka na jej zachowanie ze środowej nocy.

- I nie pamiętam o której skończyliśmy. Ale już późno było. Jak zaczęliśmy to jeszcze środek wieczoru był. Może koło 22-giej. A jak wróciłyśmy do domu Mel to bo ja wiem… Pewnie już po północy sądząc po pustce na ulicach. Ale naprawdę jak byłam na haju to w ogóle nie myślałam która jest godzina. - wzruszyłą ramionami i pokręciła głową na znak, że z czas trwania odlotu też jest jej dość trudny do oszacowania.

- Mhmm… mhm… no… tak… - Domino słuchała i kiwała mądrze głową i nadrabiała miną. Opowieści z sali VIP “Syrenki” zawsze wpędzały w zakłopotanie będąc czymś czego się raczej na forum publicznym nie podnosi. Niemniej działało na wyobraźnię, w którymś momencie blondynka zaczęła się szczerzyć i chichrać, pochylając tułów do przodu.
- P… przep… przepraszam - chichotała, ocierając łzę z oka - To… nie… nie z ciebie. Czekaj… - pochyliła się, wyśmiała do końca, po czym wyprostowała się, wracając do w miarę spokoju, gdy tylko od czasu do czasu wstrząsał nią tłumiony śmieszek.
- Po prostu wyobraziłam sobie jak podaję to kumplom i zamykam ich obu w ciasnej komórce. Takiej ciemniej, ciepłej, kameralnej. Wyszłoby w końcu czy to pedały co na siebie lecą… eh, nieważne - machnęła ręką.
- Brzmi dobrze… no co ja gadam. Brzmi świetnie. Trzeba wziąć najpóźniej w sobotę żeby niedzielę przecierpieć i w poniedziałek iść do pracy. Ale po tym co mówisz tym bardziej widzę cię po weekendzie na obdukcji, jasne? - pogroziła brunetce palcem - A ja wpadnę dziś wieczorem zobaczyć czy udało ci się coś skombinować.

- O. Zamknąć dwóch męskich samców w za małym pomieszczeniu po podaniu im Hyper? - młoda Niemka też zmrużyła oczy i popatrzyła w sufit jakby próbowała sobie wyobrazić pewnie coś podobnego jak jej blond doktor przed chwilą. W końcu też parsknęła rozbawionym śmiechem zgadzając się, że to byłby ciekawy eksperyment.

- No ciekawe, ciekawe. Jakby na nich Hyper podziałał. Chociaż przyznam się, że chciałabym się tam znaleźć w środku między nimi podczas tego eksperymentu. Jakbyś potrzebowała go przeprowadzić to ja bardzo chętnie zgłaszam się na ochotniczkę. - roześmiała się ponownie trochę parodiując ton jakiejś prymuski zgłaszającej się nauczycielce do jakichś dodatkowych zadań.

- A to ten Thomas i Dave? Ci dwaj? Hmm… Jakby przyszli dzisiaj do nas i ty też, to może by mi się udało jakoś tak zakręcić aby was wszystkich wziąć do VIPowini. No i może z Hyper. mam nadzieję. No ale jakbyś wolała sama to nie bój żaby, też ci to załatwię. No tylko jak nie przyjdą to nic nie poradzę. No tylko jak tak oficjalnie no to jednak musieliby się chłopcy złożyć na mnie. Bo ja dla przyjemności i wyuzdania to wiele potrafię zrobić, znieść i się poświecić no ale jak jestem w pracy to muszę działkę odpalić szefowi. - zaproponowała chętnie pomoc w organizacji dzisiejszego wieczoru no ale póki działała oficjalnie to niestety musiała nawet przyjaciół skasować za oficjalne stawki. - No chyba, że we trójkę byście poszli. Mamy taki jeden niby w remoncie, może bym was tam przemyciła jakby się udało. To byście za mnie i za pokój nie musieli płacić. - pokiwała brązową głową gdy wpadła na pewien wybieg dzięki któremu by można oszczędzić nieco kosztów. Chociaż szef to pewnie nie pogłaskał jej za to po główce jakby się o tym dowiedział.

- Dzięki Juls, ale wiesz że VIPownia mnie nie kręci. Tak jak nie kręcą mnie inne cycki, jestem zadeklarowanym pedałem… jak Moore z Wingfieldem. Poza tym gdyby się wydało że młoda Jobin zabawia się w sposób jak najmniej godny powagi zawodu lekarza to na wujasie nie zostawią suchej nitki i wykorzystają przeciwko niemu. Bo skoro nie umie upilnować jednej baby to jak ma sobie robić z całą infrastrukturą medyczną, nie? Jest paru debili którzy sobie ostrzą zęby na jego miejsce. Niedoczekanie - Domino prychnęła robiąc się zła i pokręciła głową.
- Nię będę ci robić problemów, zajrzę i zobaczę jak się sprawy mają. Poza tym nie wiem czy skończę normalnie, czy wpadną nadgodziny. Wiesz jak jest. Będą to wypiję z nimi piwo i pomyślę. Nie będzie ich… to lepiej, jeszcze przemyślę czy mi na pewno nie siada na łeb. Mam powód aby ściągnąć ich do domu. Tylko muszę najpierw uprzedzić Amy - westchnęła, wstając.
- Na potem, teraz kończymy wizytę. Polecam się na przyszłość i widzimy się po weekendzie tutaj. - wręczyła Julii pudełko maści i blister tabletek.


Piątek, południe; Przerwa na kawę z Gem

Najprzyjemniejszym momentem podczas dnia roboczego była zdecydowanie przerwa, zarówno ta pierwsza na kawę, jak i druga na lunch. No i trzecia, bo do trzech razy sztuka. Chyba że mieli kocioł w szpitalu, ale nie dziś. Dziś zapowiadał się spokojny, całkiem sympatyczny dzień i jeśli nic się totalnie nagle nie spierdzieli, zmiana minie szybko i niedługo Domino ze śpiewem na ustach przekroczy próg szpitala w drodze do wolnego weekendu… ale jeszcze mieli południe i przerwę na kawusię, bo bez kawusi to nie praca. Wyszła więc z gabinetu kierując się do stołówki, a wtedy wpadła na Gemmę i tak jakoś te dwie blondynki razem zaczęły zmierzać w jednym kierunku.
- Na przerwę, trzeba szanować kodeks pracy i przerwę na kawę - odpowiedziała lekarce na jej pytanie - Kawa rzecz święta.

- Oj tak! To prawda. A wiesz, że… No wcześniej, jak byłam jeszcze małolatą… To nie lubiłam kawy. Gorzka i w ogóle nie dobra. Dopiero jak zaczęłam się uczyć fachu tam u nas, w szpitalu to doceniłam kawę. No a tutaj jej! No można pić bez ograniczeń! - roześmiała się wesoło i pokręciła głową jakby ubolewała i śmiała się z samej siebie sprzed lat. Mocniej przycisnęła jakieś książki jakie niosła gdy tak wzruszyła ramionami. Po czym obie skierowały się w stronę stołówki gdzie można było coś zjeść i wypić nawet między głównymi posiłkami.

- Mnie brakuje Starbucksa - Domino westchnęła nostalgicznie i na wiele więcej nie dano im czasu, bo przy recepcji zaczęły odchodzić istne cyrki. Otóż przy wejściu do szpitala objawiła się cała ekipa zamiejscowych kabareciarzy którzy nie dość że rwali recepcjonistki to jeszcze robili zamieszanie.

Jobin z wysoko uniesionymi brwiami oglądała występ komediantów, a im dłużej trwał tym jej brwi opadały niżej na swoje miejsce, a mina zrobiła się marsowa. Nie miała nic do artystów, wszystko jednak miało swój czas i miejsce.
- Wystarczy tego dobrego - odezwała się zarówno do dwójki która właśnie skończyła skecz, jak i reszty - To szpital, nie dom publiczny. Proszę o zachowanie powagi adekwatnej do odwiedzanej instytucji, albo stąd wyjść. - wskazała ręką na drzwi.

- Oh pani doktor wybaczy, nie chcieliśmy nikogo urazić. I jak można to chcielibyśmy poczekać wewnątrz. Koleżankę przywieźliśmy i czekamy co z nią wyjdzie. Trochę się niewyraźnie czuła. No ale jak pani doktor sobie życzy to poczekamy na nią na zewnątrz. - Hubert przybrał przepraszający ton jakby się zorientował, że nie każdemu z widzów przypadł do gustu ten skecz jaki właśnie odegrali. Jeanette pokiwała głową na znak, że w pełni się z nim zgadza i wydawało się, że nie szukają zwady.

Jobin popatrzyła na nich po kolei, następnie spojrzała za okno gdzie szara mgła wypełniała teren przed szpitalem i całą bazę zresztą. Było ponuro, półmrocznie i odpychająco.
- Mogą państwo zostać pod warunkiem że będą się zachowywać. Przede wszystkim cicho - odpowiedziała spoglądając na gościa mianującego się liderem dość chłodno. To samo spojrzenie przeniosła na recepcjonistki.
- A skoro tak się wam tu dwóm nudzi to znajdziemy wam dodatkowe obowiązki. Albo zrobimy pojedyncze zmiany. Porozmawiam o tym z majorem - pokręciła głową i wróciła uwagą do tego całego Huberta.
- To miejsce gdzie przebywają chorzy i cierpiący ludzie, spokój jest im potrzebny do rekonwalescencji, a personelowi do skupienia żeby nie popełnić błędów, które w tym zawodzie mogą kosztować czyjeś życie. Także tam są ławeczki, proszę tam usiąść i poczekać na znajomą… jak jej nazwisko, bo nie dosłyszałam?

- Kitty, Kitty Blond. I proszę nie karać personelu za te nasze wygłupy. To nasza wina i bardzo przepraszamy. Kitty do nas wróci i już nas nie ma. Robicie tu świetną robotę to chcieliśmy jakoś umilić ten czas naszym małym skeczem. Proszę dziewczyn nie karać, siedzimy już to trochę i czekamy na Kitty i widzimy, że świetnie wykonują swoje obowiązki. Jeśli jakoś byśmy mogli się zrewanżować za te nasze wygłupy to proszę tylko powiedzieć. - Huber widząc, że obsztorcowane recepcjonistki wyraźnie się speszyły i potulnie wróciły na swoje miejsce chyba chciał im oszczędzić nieprzyjemności.

- To prawda, jesteśmy pod wielkim wrażeniem co wam się tu udało osiągnąć. I naprawdę no sama mówiłam Kitty jak ją tu wieźliśmy, że jak już się miała źle poczuć to jest w najlepszym możliwym do tego miejscu. I my już nie będziemy przeszkadzać wam w pracy, poczekamy sobie na naszą koleżankę a potem już nas nie ma. I Hubert ma rację to nasza wina, że zrobiliśmy zamieszanie, proszę nie karać pozostałych, jak trzeba to my możemy ponieść jakieś konsekwencje. - aktorka o ciemnych włosach i nieco latynoskiej urodzie też starała się załagodzić sprawę nie chcąc by z powodu tego skeczu wybuchła jakaś afera. A otoczenie widząc co się dzieje zaczęło się rozchodzić więc w parę chwil poza dwoma niefortunnymi recepcjonistkami mało kto w pobliżu został.

Jeszcze przez chwilę Domino gromiła je wzrokiem póki nie zrobiły się całkiem czerwone i wpatrzone w blaty. Wtedy też sapnęła, zwracając do jegomościa z kabaretu i jego towarzyszki, co tak pięknie smarowali.
- Dziękujemy za dobre słowo, rozumiem że w takim razie więcej problemów z państwa strony nam nie grozi. Świetnie - uniosła trochę głowę, patrząc naprzemiennie na oboje.
- Wystarczającym rewanżem będzie nie utrudnianie nam pracy… - zrobiła znaczącą przerwę, po czym nagle zdjęła część chłodnej otoczki uśmiechając się zdawkowo.
-... i może autograf dla doktor Gemmy - wskazała ruchem głowy na blondynkę w okularach - Jest waszą ogromną fanką, zresztą nie tylko ona. - tu łypnęła na recepcjonistki przelotnie i westchnęła.
- Pójdę zobaczyć co z waszą znajomą - odchodząc puściła drugiej lekarce dyskretne oczko. Miała swoich aktorów spacyfikowanych, gotowych na ustępstwa. Pod pretekstem przypilnowania zostawała sam na sam, podczas gdy ta druga zła doktor hetera znikała z pola rażenia. Układ idealny.

- Ależ oczywiście, z prawdziwą przyjemnością. - Hubert zareagował pierwszy i spojrzał na drugą z blond lekarek, tą w okularach. Ta trochę jakby zdziwiła się tym nagłym zwróceniem na siebie uwagi i to tak w pozytywny sposób ale ucieszyła się bo energicznie pokiwała głową na potwierdzenie słów koleżanki.

- Dzięki Domi, kochana jesteś! - pisnęła jej wdzięcznie cicho do ucha gdy ją mijała i już razem wrócili do biurka recepcji. Tylko aktorzy po to aby napisać autograf dla Gemmy a Domino po to aby wziąć od Claire namiar na to gdzie jest obecnie trzecia z aktorek. Jak można było się spodziewać to zabrano ją na izbę przyjęć co była całkiem niedaleko. Zostawiła pstrokatą i skruszoną gromadkę za sobą i udała się właśnie tam. Spotkała znajome twarze i tam od razu skierowano ją do parawanu gdzie była schorowana aktorka.

- Na szczęście nic jej nie jest. Nic poważnego. Dała mi autograf! Zobacz! No ale zrobiliśmy jej płukanie żołądka. To jeszcze trochę przytula się z miską. Ale będzie ją można niedługo wypuścić. Właściwie nic poważnego już jej nie dolega. Odeśpi w domu, może da sobie wolne na dzisiejszy występ i powinno być dobrze. - znajomy kolega z dyżuru poinformował ją o stanie blond pacjentki. Zapewne płukanie żołądka z kłopotliwej treści może nie było zbyt przyjemne ale okazało się skuteczne. To jak pannie Kitty opróżniono miejsce w środku na ile się dało to faktycznie powinno pomóc. Więc jak Domino miała ochotę to mogła ją odwiedzić i sama się przekonać. Kolega nie powstrzymał się aby pochwalić się autografem maźniętym w kalendarzyku z dzisiejsza datą.

- Bardzo ładny - powiedziała patrząc w kajet i pokiwała mądrze głową. - Krew poszła na toksykologię już? Mówiła czego się nachlała i oćpała?

- Nie mówiła. Znaczy przyznała się, że zalała pałę na całego. I, że niezbyt pamięta co się działo. A krew tak, pobraliśmy no ale dzisiaj piątek to wyniki pewnie będą dopiero w poniedziałek. Do tego czasu już jej tu nie będzie. No… Chyba, że znów do nas trafi. Sprawia wrażenie rozrywkowej dziewczyny. Albo tak się zgrywa wiesz jak te role co odgrywa na scenie. Znaczy jak już coś tam zaczęła mówić po płukaniu a nie ten bełkot jak ją tu przywieźli. Nawet całkiem sympatyczna. Myślałem, że jak taka gwiazda to się będzie wozić i, że damulka czy co. A nawet fajna. Zabawna. - kolega z uśmiechem i kiwaniem głową zgodził się, że ma piękne trofeum na pamiątkę spotkania z aktorką. I nie mógł się na to napatrzeć. Ale w końcu schował notes do kieszeni a w międzyczasie zdał relację koleżance z tej procedury zabiegowej jakie na niej przeprowadzili. Akurat było przed weekendem gdy lab był zamknięty. Bo inaczej to by wyniki były na jutro. Ale opis brzmiał jakby było to w miarę standardowe zatrucie poimprezowe.

- Skoro nie jest aż taką damulką to pójdę do niej, a tym powiedz Gemmie aby szła na przerwę sama i po jakby mogła to podrzuciła mi potem kawę do gabinetu - Domino westchnęła w duchu, chociaż na zewnątrz się uśmiechała. Niby dało się przyspieszyć procedurę, ale nie. Jeśli blondyna miała dość oleju w głowie to się zjawi po wyniki, a jak nie to jej sprawa. Byle następnym razem nie zawracała głowy personelowi dzień po imprezie.
Wychodziło też, że jednak kawusia musi poczekać.

- A gdzie ona jest? - kolega skinął głową, że gotów jest pomóc koleżance w przekazaniu informacji drugiej koleżance. A jak się dowiedział, że to niedaleko bo w recepcji to skinął głową i tam poszedł. Zaś jego blond koleżanka zrobiła te kilka kroków i odsłoniła lekarski parawan jaki oddzielał poszczególne boksy zabiegowego gdzie przyjmowano pacjentów. Kobietę o blond włosach jaka siedziała na szpitalnej kozetce rozpoznała od razu. To była Kitty Blond z Glasgow jaką do tej pory widziała na deskach sceny gimnastycznej podczas występów jej trupy.

Teraz jednak etatowa blondynka trupy aktorskiej nie wyglądała tak zgrabnie i powabnie jak podczas tych występów. Ale po płukaniu żołądka mało kto wyglądał świeżo. A już w połączeniu z imprezą jaka doprowadziła do wizyty w szpitalu to jej dość smętny widok raczej nie dziwił. I tak jak uprzedził ją kolega siedziała podparta na łokciu z głową nad miską jakby się do niej modliła. Ale pewnie miała znacznie bardziej przyziemne odruchy w takim stanie. Aktorka jednak usłyszała jak ktoś wszedł bo podniosła głowę i spojrzała na gościa.

- Już chyba koniec. Już mi lepiej. Tak myślę. - powiedziała jakby sądziła, że ma do czynienia z jakimś kolejnym doktorem czy pielęgniarką. Nawet zdołała się blado uśmiechnąć na koniec jakby sama zdawała sobie sprawę, że z tymi gwarancjami o końcu to sama tak do końca nie była pewna.

- Jestem doktor Dominique Jobin - lekarka też się uśmiechnęła podchodząc bliżej i przysiadła na skraju kozetki obok dziewczyny. Podała jej też szklankę.
- Spróbuj to wypić, będzie trochę słone ale pomoże. A potem sobie chwilę pogadamy, sprawdzimy reakcję źrenic i po kroplówce wypuścimy.

- Co to? A nieważne… - druga z blondynek spojrzała na podaną szklankę. Wydawała się być nieco zmęczona i rozkojarzona podobnie jak Amy z samego rana. Chociaż zapewne z całkiem innych powodów. Wzięła szklankę i z połowę wypiła od razu.

- O, mokre. Dobre. - pochwaliła i uśmiechnęła się unosząc nieco szklankę w stronę lekarki. - Twoje zdrowie Dominique. - powiedziała uśmiechając się nieco szerzej i z uznaniem. Po czym dokończyła resztę szklanki.

- Ojej, przepraszam. Kitty jestem. Kitty Blond. Czy przedstawiałam ci się już? Bo na początku to zamieszanie było i… No trochę się tu działo. - zorientowała się chyba, że się nie przedstawiła więc chciała to nadrobić. Po czym pewnie jej przyszło do głowy, że może już miały ze sobą do czynienia na początku jej wizyty tylko to jakoś przegapiła.

- Miło cię poznać Kitty - lekarka postawiła na opcję nie kłopotania pacjentki detalami. Wystarczająco miała zbolałą głowę. Wzięła ją za wolną rękę, wsuwając na serdeczny palec małego klipsa który zaczął czytać puls i ciśnienie krwi.
- To teraz skoro już jesteśmy w miarę w pionie odpowiedz szczerze na moje pytania, dobrze? - wstała i po krótkim zamieszaniu zaczęła zakładać jej wenflon aby potem podpiąć kroplówkę.
- Wyniki morfologii będą dopiero w poniedziałek, muszę wiedzieć co i ile czego ze sobą pomieszałaś, tylko szczerze. Jest opcja że uszkodziłaś sobie nerki, co dopiero w poniedziałek wyjdzie. Chyba że wyniki muszą być potrzebne na cito, wtedy przyspieszymy procedury. Tak więc liczę na szczerość - zakończyła patrząc jej prosto w oczy.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:02   #5
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Uszkodziłam nerki? - druga z blondynek dała się obsługiwać tej pierwszej co była ekspertem w tym fachu. Ale informacja o możliwych uszkodzeniach chyba ją poruszyła. Bo przez chwilę obserwowała zabiegi lekarki jakby starała się dociec czy mówi poważnie czy chodzi o coś jeszcze. W końcu machnęła wolną ręką i odstawiła pustą już szklankę na szafkę nocną.

- Nie wiem czy wszystko ci wymienię. Bo trochę zabalowaliśmy. Ale zaczęliśmy od prawdziwej szkockiej whisky bo ktoś miał. A potem już poszło. Bo co to jest jedna butelka na tyle osób? - zapytała raczej retorycznie. A potem zaczęła wymieniać rosyjską i polską wódkę. Pamiętała to bo miały inne etykiety i się kłócili znaczy dyskutowali która jest lepsza. No ta rosyjska była w cyrylicy to tak to zapamiętała. Potem były drinki z jakąś inną wódką już pewnie domowej roboty. Potem jakaś nalewka. Słodka była. Dobra. Smaczna. Ponoć tak się dossała, że sama wypiła prawie całą. No i wiadomo, zioło do jarania, trochę kreski koksu, jakieś nowe dragi ktoś miał i strasznie zachwalał ale czy w końcu je brali czy nie, czy to ktoś tylko mówił o nich czy miał pójść i czy poszedł to w końcu już ledwo majaczyło jej w pamięci. Nawet po takim spisie używek dało się poznać, że powstał taki kogiel mogiel, że obecny stan aktorki był w pełni zrozumiały.

Domino słuchała, wkłuwając się w żyłę na przedramieniu i zabezpieczyła wenflon plastrem. Rzeczywiście niezły miks i niezły rezultat jak na taką niewielką kobietkę.
- Łączenie środków psychoaktywnych z wódką, zwłaszcza taką ilością nie jest mądre. Alkohol wzmacnia ich działanie, więc dawkę można mnożyć. Życie aktorów jest intensywne, rozumiem, ale powinnaś uważać. Teraz nie mamy niestety możliwości transplantacji, a podobne wieczory bardzo mocno obciążają organizm, zwłaszcza nerki. One obrywają najmocniej. Za którymś razem przestaną wyrabiać i albo raz na trzy dni będziesz się u nas meldować na dializę, albo umrzesz - mówiła spokojnie, podłączając przewody kroplówki. Chwilę ustawiała przepływ a potem zadowolona pokiwała głową.
- Po tym poczujesz się lepiej, ale dla własnego dobra do poniedziałku unikaj używek, daj organizmowi czas na regenerację i wydalenie całego tego syfu który w niego wprowadziłaś. Inaczej będziesz naszym częstym gościem. Nie żeby mi twoja obecność tutaj przeszkadzała, jednak wolałabym cię widzieć zdrową. W poniedziałek widzimy się na odbiorze morfologii, jeżeli do tego czasu poczujesz się gorzej, zapraszamy na ostry dyżur. - z kieszeni kitla wyjęła niewielka latarkę i zaczęła dziewczynie świecić po oczach, uważnie im się przyglądając.
- Najbliższy weekend spędzasz w łóżku, pijesz minimum trzy litry wody żeby wypłukać toksyny. Postaraj się nie brać nawet leków przeciwbólowych, dużo śpij. Wszystko zrozumiałe?

- Tak, tak, wszystko jasne. Ale wieczorami mamy występy. Nie mogę zawieść mojej ekipy. Liczą na mnie. Nie ma kto mnie zastąpić. A przecież jest weekend, wszyscy czekają na te weekendowe występy. W dzień te dla dzieci to mogę odpuścić, mamy przedstawienia na mniejszą ilość osób ale na te wieczorne to nie ma opcji, muszę być. - blondynka pokiwała głową, że słucha i się zgadza z zaleceniami lekarza no ale jednak miała swoje artystyczne priorytety i widocznie czuła się silnie związana i ze swoją grupą i oczekiwaniami widowni. Bo co do reszty to chyba zdawała się gotowa posłuchać lekarki.

- Hubert i Janette czekają na korytarzu porozmawiam z nimi - doktor Jobin nie wydawała się przejęta “ale” pacjentki. Skończyła badanie, popatrzyła na wyświetlacz klipsa i pokiwała głową.
- Dzisiejsze występy odpuszczasz. Wszystkie - spojrzała na blondynkę z góry - Znajdą w repertuarze skecze bez ciebie, powiem jaka jest sytuacja. Chyba że chcesz im i sobie narobić wstydu spadając ze sceny albo nagle na niej mdlejąc. Jutro dzień odpoczywasz, wieczorem jak już musisz idziesz na scenę, ale bez afterków ani beforków, jasne? Naprawdę też chcemy mieć tu spokojny weekend, a nie wezwanie na miasto żeby ratować niepokorne dusze.

Blondynka uniosła głowę do góry i posłała stojącej nad nią blondynce kwaśne i niezbyt przekonane spojrzenie. Ale nie odpowiedziała przez chwilę.

- Nic mi nie będzie. Czuję się już lepiej. Dobra, dzisiaj mogę sobie odpuścić. Ale jutro wieczorem mam występ. Nową sztukę gramy. Będę demonetką a to kluczowa rola. Cała nasza szóstka jest potrzebna bez kompletu nie da jej się zagrać. - tłumaczyła coraz energiczniej nadal nie chcąc odpuścić jutrzejszej premiery jaką widocznie mieli zaplanowane. Coś mogło być na rzeczy bo jakichś demonetek na scenie to Domino nie kojarzyła z ich dotychczasowych występów na jakich była.

- Bez afterków i beforków Kitty. Dużo pijesz… wody, albo izotoników. Żadnego ćpania - powtórzyła najważniejsze, czując że chyba się nieubłaganie starzeje i zaczyna zrzędzić - Po występie ładnie się żegnasz ze wszystkimi, dajesz parę autografów i do domu.

Panna Blond zmrużyła oczy jakby rozważała tą ofertę. Ale w pewnym momencie lekarka zorientowała się, że jakoś dobry humor jej wrócił.

- Oj widzę, że twarda z ciebie zawodniczka. Ostro się targujesz. - powiedziała przesadnie poważnie z jakimś orientalnym akcentem cwanego kupca. Co w wykonaniu ładnej blondynki wyszło całkiem komicznie. I pokazało na żywo, że potrafi grać nie tylko głupiutkie blondyneczki i to bez przygotowania.

- No dobrze. Żadnych afterków. Jeszcze jakaś wymiana podkoszulków albo czegoś podobnego na zgodę i może jakiegoś kociaka do kompletu i myślę, że mogłabym potraktować poważnie twoją propozycję. - powiedziała tym komicznie poważnym tonem wielkiego kupca i zawodowego negocjatora chociaż przedmiot tej umowy jaki podała brzmiał mocno żartobliwie.

- Mogę cię tu zatrzymać do poniedziałku na obserwacji - lekarka stwierdziła po prostu - Wrzucić na toksykologię, jasno postawić sprawę twojemu zespołowi i wtedy nici z jakichkolwiek występów. Puszczając cię pokładam zaufanie w tym, że jednak zachowasz się tak jak o to proszę. Mamy całkiem sporą kolejkę ludzi na dializy, ciężko o terminy.

- No dobra, okey, wygrałaś. Nie będe nic brała przez weekend. Ale jak mnie tu zatrzymasz na siłę to ucieknę. O ile mnie nie zamkniesz na cztery spusty albo nie przykujesz do łóżka to mówię ci już teraz, że jutro wieczorem będę na premierze. - Kitty zrezygnowała z komediowania widząc, że nie przynosi to skutku i postawiła sprawę jasno jak to widzi.

- Nie uciekaj - Domino pochyliła się nad pacjentką z poważną miną - Bo każdy taki przypadek musimy odnotować i przy następnej wizycie ciężej jest takiej osobie cokolwiek załatwić, a to niestety takie miejsce, gdzie prędzej czy później każdy trafia ponownie. Ale cieszę się, że się rozumiemy - wyprostowała się, wracając do uśmiechu.
- Teraz odpoczywaj, pielęgniarz przyjdzie za jakiś czas sprawdzić jak schodzi kroplówka. Wychodząc zapisz się w recepcji do doktor Jobin na kontrolę. W poniedziałek… i głowa do góry, to tylko jeden weekend.

- Dobra, przyjdę. - póki lekarka się pochylała nad aktorką to widziała u niej wyraz upartego buntu. Mocno zaciśnięte usta mimo zmęczenia na twarzy nadawały jej silnego wyrazu. Całkiem odmiennego od tych słodkich blondynek jakie zwykle grała na scenie. Przestała dopiero jak doktor Jobin się wyprostowała i uśmiechnęła. Wtedy ważyła coś w swojej głowie i w końcu zgodziła się na tą poniedziałkową wizytę ale nie ciągnęła dalej tematu.

- Jesteśmy umówione, bardzo mnie to cieszy - lekarka odeszła od jej łóżka, zbierając do wyjścia. Sprawdziła jeszcze ostatni raz kroplówkę.
- To zajmie jeszcze 40 minut, odpocznij i dopij swój napój - odchyliła dłonią parawan, ale zanim wyszła odwróciła się przez ramię - Powodzenia, na pewno wypadniesz świetnie, zawsze wypadasz świetnie, Kitty. C'est la vie.
Zostawiła pacjentkę, zamieniła jeszcze dwa słowa z pielęgniarzem po czym wyszła na korytarz. Pozostała dwójka komediantów czekała grzecznie przy recepcji, tym razem nie wzbudzając zbędnego zamieszania. Ten widok ucieszył Domino, nie miała ochoty na kolejne przepychanki.
- Proszę państwa na bok - powiedziała gdy znalazła się obok nich. Wskazała kawałek korytarza kilka metrów dalej i tam ruszyła, a za nią podążyli aktorzy.
- Przekazałam Kitty wszystko co najważniejsze, od państwa jednak będę wymagała abyście jej przypilnowali. Jest po silnym zatruciu, normalnie powinna zostać na dobę na obserwacji toksykologicznej, jednak jest wyjątkowo krnąbrnym przypadkiem, a ja nie chcę potem wypełniać dokumentów że pacjentka uciekła co utrudni w przyszłości uzyskanie pomocy w naszej placówce. Także za około czterdzieści minut zostanie wypisana do domu, czekamy aż kroplówka zejdzie do końca. Dziś do niczego nie będzie się nadawać, jest mocno osłabiona, więc nawet jeśli pod wieczór powie że już w porządku to tak nie będzie. Wyjdzie na scenę i prawdopodobnie zemdleje w trakcie występu, także przygotujcie repertuar bez jej udziału. Dodatkowo proszę abyście przypilnowali, aby przez weekend niczego nie piła, ani nie brała. Ten… wybryk bardzo mocno obciążył jej organizm, zwłaszcza nerki. Trzeba dać im czas na wypłukanie toksyn i odtrucie. Czy je sobie uszkodziła dowiemy się w poniedziałek, przed opuszczeniem szpitala ma się zapisać do doktor Jobin na wizytę w poniedziałek. Sobotni występ jest dla niej ważny, więc przypilnujcie aby piła dużo wody, izotoników i odpoczywała ile się da. Dieta lekka, najlepiej zupa i bez ciężkiego, smażonego mięsa. Czy wszystko jest dla państwa zrozumiałe, coś powtórzyć?

Para aktorów bez oporów dała się odciągnąć na bok i w skupieniu wysłuchali opinii lekarskiej. Po czym jakby naradzali się przez moment spojrzeniami. I teraz pierwsza odezwała się latynoskiej urody brunetka.

- Tak, rozumiemy. Prosze się nie obawiać zajmę się nią i jej przypilnuję. Obiecuję, że stawi się w poniedziałek na tej wizycie. I jak rozumiem detoks? Dużo picia ale bez alkoholu i używek? Dobrze, zajmiemy się tym. - Jeanette przyjęła te wieści spokojnie i wydawała się traktować poważnie.

- A w weekend tak, mamy premierę nowej sztuki. O mrocznych elfach. No ale jak ten występ miałby Kitty zaszkodzić to możemy to przełożyć na następny weekend. No trochę szkoda bo zapowiadaliśmy niespodziankę no ale jakby to miało naszej Blondi zaszkodzić to nie warto. Najwyżej wystawimy coś innego. Mamy trochę w zapasie. - Hubert też wydawał się zatroskany niczym ojciec albo przynajmniej manager zespołu. I chyba się przejął, że ich blondynce coś by mogło się stać.

Doktor Jobin uśmiechnęła się w duchu, mimo że na zewnątrz pozostawała oficjalnie poważna. Nie byli tacy źli skoro im na sobie zależało i mogli poświęcić występ żeby komuś od nich nie stała się poważna krzywda.
Zastanowiła się przez chwilę, a potem wyciagnęła z wewnętrznej kieszeni kitla bloczek i zaczęła pisać.
- Zrobimy tak, jutro o dwunastej zapraszam państwa ponownie. Kitty dostanie kolejną kroplówkę wzmacniającą i witaminową, to polepszy jej samopoczucie. Ale - popatrzyła znad recepty na faceta. Długo.
- Trzeba ją dziś uważnie obserwować. Jakiekolwiek odstępstwa od normy zgłosić jutro lekarzowi dyżurnemu. Jeżeli dziś państwa przyjaciółka naprawdę odpocznie, wyśpi się i nie zrobi niczego głupiego… a także jutro przez cały dzień, do wieczora powinna wrócić do względnej normy, jednak i tak do końca weekendu całkowity detoks. Niech państwo tego przypilnują i na przyszłość ją stopują chociaż odrobinę. Jest młoda to fakt, niestety przez wzgląd na złudne poczucie nieśmiertelności w tym wieku łatwo sobie wyrządzić trwałą krzywdę, a byłoby dobrze gdyby dożyła pańskiego wieku. Co najmniej.

- Oczywiście pani doktor. Jutro o 12-tej. Dobrze stawimy się z Kitty. I przypilnujemy ją aby nie brała nic niestosownego. - Hubert niczym rodzic na wywiadówce skinął statecznie głową i zdawał się być gotowy do wszelkiej współpracy w sprawie dobra ich blond gwiazdy.

- Świetnie, w takim razie skoro wszystko jasne pożegnam państwa i wróćę do swoich obowiązków - kiwnęła mu głową, kiwnęła też głową kobiecie. Przerwa na kawę i śniadanie właśnie uleciała jej jak sen złoty. Pozostało zagryźć zęby z nadzieją że do lunchu nie wbije ich w żadnego pacjenta.


Szpitalna stołówka


Wreszcie po wielu trudach, przeciwnościach losu, trupach aktorskich, dziwnych wypadkach i dodatkowych pacjentach doktor Jobin udało się przekroczyć próg stołówki. Prawdę mówiąc od półtorej godziny nie mogła przestać myśleć o jedzeniu, w brzuchu jej burczało, a pacjenci jak na złość przychodzili akurat z niecierpiącymi zwłoki schorzeniami, albo zmianami opatrunków które ciągnęły się niemiłosiernie… jak jelito cienkie wyprute z otrzewnej. Także gdy wreszcie z tacą w dłoni i wielkim kuflem kawy Domino pośród morza głów namierzyła hinduskie rysy twarzy swojej najlepszej kumpeli ze szpitala prawie do niej podbiegła, stawiając tacę z rozmachem. Machnęła jej ręką na powitanie po czym bez dalszej zwłoki wgryzła się w jakąś sztukę mięsa podaną na puree ziemniaczanym obok marchewki z groszkiem. Ostatkiem siły woli powstrzymywała się aby nie zacząć jeść palcami i nie warczeć na przechodzących obok współpracowników. Pochłaniała podwójną porcję w trybie ekspresowym jeszcze chwilę po tym gdy padło pytanie Hinduski czy przypadkiem Jobin nie chce kota.
- Co za skurwysyny bez mózgu - warknęła ocierając sos z policzka. Nie ogarniała ludzkiej bezmyślności, umykał jej poziom zdebilenia nakazujący zostawić maleńkie zwierzaki na działanie tak niesprzyjającej aury.
- Dobrze że udało się im pomóc - uśmiechnęła się do Manishy wesoło, jednak po chwili spoważniała.
- Nie mogę wziąć kota, wiesz że dorabiam jako mechanik-spec-złota rączka-cudotwórca. Mam w domu za dużo niebezpiecznych środków i narzędzi żeby teraz jeszcze myśleć jak to wszystko pochować przed takim maleństwem. Poza tym gdyby się dorwał do szafki z lekami i potłukł ampułki albo butelki morfiny… no zamrodowałabym - zrobiła trochę markotną minę, za chwilę się uśmiechając - Ale spytam wuja, jemu się przyda towarzystwo. Jest poukładany, wszystkie rzeczy robocze trzyma w gabinecie pod kluczem, nie jak… mało zorganizowana bratanica która być może za pół wieku nauczy się dopiero jak porządek we własnym domu wpływa na jakość życia oraz podnoszenie wydajności w pracy - zakończyła posępnym mamrotem starego dziada.

- No pewnie. To zapytaj go, dobry pomysł. W ogóle po sąsiadach i znajomych. Może ktoś by chciał. Bo są do oddania. Ze trzy to już prawie od ręki po kuchni i cleanreach rozparcerowaliśmy no ale jeszcze zostaje ta druga trójka. Mam nadzieję, że znajda dom. - Manesha pokiwała głową na znak, że rozumie i akceptuje no i się chyba wygadała o tych trochę pechowych ale ostatecznie farciarskich kociakach. A wuj przyjaciółki chyba wydał jej sie godny zaufania aby oddać mu kociego malucha w dobre ręce. O ile by chciał.

- Jasne że znajdą, teraz takie sierściuchy są na wagę złota - dziewczyna odpowiedziała po tym jak już przełknęła wielką łychę puree i uśmiechnęła się.
- Pogadam z nim, na pewno się ucieszy że go pytam a nie sama zgarniam. Wiesz… stara panna z kotem, crazy cat lady. Stwierdziłby że wnuków to się już nie doczeka, wystarczy że ciągle truje czemu rodziny nie założę, przecież w “moim wieku” - przewróciła oczami, siorbiąc kawę.
- Wierci mi w dupie o stabilizację, ale jak się spotykałam z Garcią to o mało zawału nie dostawał, a jego pierdu pierdu intensyfikowało się, eh. Weź tych zgredów zrozum.

- A. Garcia. No tak. Taki bad boy to pewnie nie wzbudzałby zaufania u niejednego ojca. Mój też by pewnie nie był zachwycony jakbym go przyprowadziła jako mojego chłopaka. - Manisha ze zrozumieniem pokiwała głową na znak, że świetnie rozumie i punkt widzenie bratanicy i jej wuja bo u niej samo z owym Rileyem to by pewnie podobnie wyglądało.

- Pewnie by chcieli jakiegoś przystojnego chirurga czy prawnika. Statecznego i spokojnego. Co zapewni byt ich córce. Chociaż moi rodzice to by pewnie przełknęli każdego kto nie jest alkoholikiem, bandytą, złodziejem czy tam innym malwersantem. - zadumała się nad tymi poglądami starszego pokolenia co z natury rzeczy byli głębiej zakorzenieni w poprzednim świecie. Dla nich dekada jaka upłynęła od upadku tego świata to była tylko kolejna dekada na karku no a tutaj w bazie wiele udało się zachować z dawnego świata. Co innego dla nich, młodego pokolenia. Dla nich dekada to była prawie połowa życia, zwłaszcza tej końcówki dorastania no i wchodzenia w dorosłość. Już w całkiem innych realiach niż pokolenia poprzedników.

“Bad Boy” było dość delikatnym określeniem kogoś kto za pozbawienie życia drugiej osoby siedział pięć lat ostatniej dekady w pierdlu, ale Domino nie ciągnęła tematu. Manisha miała rację, wujek Theo miał rację, tylko jak zwykle Dominique się nie znała i miała swoje wymogi z dupy.
Rozmowa na chwilę umarła, gdy obie kobiety zajęły się dokończeniem lunchu (w przypadku blondynki odkurzaniem go z tacki). Gdzieś gdy już prawie została jej jedna trzecia posiłku, a Hinduska dopijała kawę nadszedł temat kolejnego samca. Tym razem z rodzimego podwórka szpitala, bowiem doktor Sivle ze swoim hollywoodzkim uśmiechem i prezencją godną co najmniej ordynatora był znanym elementem miejscowego folkloru. Trochę urban legend, trochę creepy pasta. Dla Domino liczyło się, że znał swój fach i nie partaczył.
- Może on mnie uważa za jakiegoś kaszalota. Nie zarywał, zawsze pełen profesjonalizm. - popatrzyła na Manishę robiąc zbolałą minę. - Przecież nie może chodzić o to że chyba bym mu po nieprzyzwoitym tekście zrobiła szybki kurs pilotażu na trasie okno chodnik na parterze. Dobrze że Gemma go spławiła, można coś pomyśleć czy jej nie wyrwać nigdzie. Jeszcze tydzień na zastanowienie przed nami. Tylko wiesz - skrzywiła się tym razem już szczerze.
- Jak nie ma rodziny to fajnie jakby ją zaprosić do swojej. Poza tym twoi rodzice nieziemsko gotują. I proszenie twojej mamy o trzecią dokładkę nigdy nie jest źle widziane - wyszczerzyła zęby.

- Tak myślisz? No właściwie zapytać jej mogę. Jak ma już jakieś plany to najwyżej odmówi. Wydawała mi się całkiem sympatyczna. I zapracowana. Ciągle coś czyta albo zapisuje. O, sama zobacz. - młoda Hinduska zamyśliła się nad radą od przyjaciółki odnośnie drugiej blond lekarki. Akurat pojawiła się na horyzoncie ustawiając się w kolejce po obiad. I tak samo jak na korytarzu gdy się spotkały podczas wcześniejszej przerwy niosła pod pachą jakieś książki. A wcześniej po spotkaniu z trójką aktorów przyszła pod koniec przerwy do gabinetu Domino i przyniosła jej obiecaną kawę. I autograf od Huberta i Jeanette. Taki imienny “Dla Domino” i jeszcze nawet z przeprosinami. Wyglądało na to, że była bardzo zadowolona z tego spotkania i poprosiła ich o autograf dla koleżanki co ich tak obsztorcowała. No i ponoć bez zgrzytu spełnili jej prośbę. Więc młoda doktor Jobin też mogła się pochwalić podwójnym autografem od aktorów z Glasgow.

- I nie gadaj o tym kaszalocie bo nakrzyczę na ciebie! Jesteś śliczna dziewczyna. Jakbym wolała kobiety to bym na pewno chciała chodzić właśnie z tobą. I nakrzyczę na każdego kto będzie cię tak brzydko nazywał. - Manisha jakby przypomniała sobie co przed chwilą jeszcze mówiła koleżanka i udawała, że się na nią gniewa za wygadywanie takich dyrdymałów. Co wyglądało tym bardziej komicznie jak się znało jej dobrotliwy i łagodny charakter. Ale za swoją przyjaciółkę chyba była gotowa walczyć gdyby zaszła taka potrzeba.

- A tego Jamesa to od początku nie lubię. Jakiś taki… śliski… A co do ciebie to może dlatego, że jesteś córką ordynatora? A może nie. Sama nie wiem. Zresztą może nie będzie cię zaczepiał to byś miała spokój. - Hinduska zastanawiała się przez chwilę czy może reputacja bratanicy dyrektora szpitala może mieć tu jakiś wpływ ale w końcu darowała sobie takie rozważania.

Blondynce zrobiło się miło, zaśmiała się a potem uścisnęła brunetkę. Manisha zawsze poprawiała jej humor i wydawała się chodzącym dobrem które przelewała na innych. Taki typ osoby przy której nie dało się zamulać.
- Dobra, jak nie znajdziemy sobie mężów to zamieszkamy razem, będziemy szydełkować, pić kawusię i hodować koty - śmiejąc się, poprawiła przerysowanym ruchem włosy.
- A niech zaczepia - podjęła przegryzając łyżkę marchewki z groszkiem - To się go szybko ustawi do pionu… ale masz rację. Co do tej dziewczyny z ogłoszenia - dodała już poważnie, patrząc na swój talerz.
- Szkoda jej, kurde wzięłabym ją do siebie… tylko wiesz że już mam Amy. Terytorialna ze mnie paskuda, lubię mieć przestrzeń dla siebie, swoich pierdół, fochów, dołów i smętów. Amelie jest cicha, nie wchodzimy sobie w drogę. Tak, czytałam to ogłoszenie - siorbnęła kawy żeby poprawić proces myślenia.
- Wszystkich nie uratujemy - rzuciła maksymą równie wyświechtaną co stare onuce.

- No wiem. Szkoda. Też bym ją wzięła do siebie. No ale jak mieszkam z rodzicami to wątpie by się zgodzili. Jakaś obca dziewczyna spoza bazy. Jeszcze z takiego ogłoszenia. Ale szkoda mi jej. Zwłaszcza jak pomyślę, że taki James miałby ją dorwać. Może by ją jakoś ściągnąć a potem się coś wymyśli? Czasowa przepustka to łatwo. Ty czy ja byśmy mogły jej wystawić jako pacjentce. A potem na obywatelstwo to trzeba by wniosek od nas, z policji no i administracji. To by miała te papiery to już by mogła mieszkać legalnie i by żadnego chciwca nie potrzebowała. - Manisha też się znów zasmuciła nad losem tej obcej nieboraczki co była gdzieś tam w Rhu. Faktycznie na piechotę to by z godzinę marszu w dzień było, może półtorej w jedną stronę. Jakby tam na miejscu poszło wszystko gładko i było jak w ogłoszeniu to w pół dnia można by być z powrotem. A prawie na pewno im jako medykom by się udało uzyskać chociaż czasową przepustkę niby do szpitala na badanie czy coś.

- Ciekawe czy jest w ciąży. Jakby była to w ogóle łatwo. Mogłaby zostać na obserwacji czy co. Przecież i tak nikt tego nie sprawdza. Póki na mieście by ją ktoś bez papierów nie złapał to by mogła sobie mieszkać i chodzić nawet bez obywatelstwa. - pielęgniarka zastanawiała się dalej jak tu by można poznać owej obcej kobiecie spoza bazy.

Chcąc niecąc wystarczyła smutna mina Mani aby i Domino chwyciła za serce… chyba bardziej zmartwienie przyjaciółki niż los obcej im przecież kobiety. Kręciła kubkiem milcząc przez długą chwilę, aż wreszcie podniosła go i opróżniła do końca.
- A kto powiedział że musi być w ciąży? Mamy już punkt zaczepienia do rozpoczęcia rozmowy z Gemmą. Jest w stanie wystawić jej papier o byciu w stanie błogosławionym, który kupi nam czas aby ogarnąć dziewczynie papiery. Wtedy niestety poroni bo ciężkie czasy i wiadomo jak bywa. Dostanie obywatelstwo, skoro taka obrotna i robotna łatwo tu podłapie fuchę żeby się utrzymać. Od biedy przyda się sprzątaczka tu w szpitalu. Tak na początek.

- Ano tak! Racja! Przecież Gem jest ginekologiem! I na położniczym! - oczka młodej pielęgniarki otworzyły się szeroko jakby kumpela dała jej nową nadzieję. Że jednak może jest jakiś sposób by mogły zorganizować pomoc dla tamtej Brittany z ogłoszenia. Tak się tym ucieszyła, że zamachała do okularnicy jaka akurat wracała z pełną tacą i szła między stołami szukając miejsca. Ale widząc wesołe i energiczne machanie dłoni zwabiło ją to w ich stronę.

- Cześć Manisha. I cześć jeszcze raz Domino. Coś dzisiaj mamy do siebie farta. - okularnica uśmiechnęła się kładąc swoją tacę obok drugiej lekarki i po chwili się dosiadła.

- Dziś kumulacja jackpota - Jobin uśmiechnęła się - Dobrze że jesteś, właśnie o tobie rozmawiałyśmy. Ponoć doktor Silve chciał cię wyciągnąć do Neptuna na Dzień Impaktu. Dobrze że tego jelenia spławiłaś, rzucał się coś?

- Ojj weeźź! - okularnica skrzywiła się i otworzyła usta jakby chciała zasymulować odruch wymiotny gdy koleżanka wspomniała pewien marynarski klub jaki stał tu od dekad i pewnego przystojnego w końcu doktora. Co przecież pozornie powinno tworzyć całkiem atrakcyjne a może nawet romantyczne kombo.

- Zaproponował mi badanie moich narządów rodnych. Bo ponoć zna sposoby o jakich nawet ginekologom się nie śniło. I jeszcze ma ponoć świetny olejek do masażu i kamerę. No sklejcie sobie to wszystko w całość jak on sobie wyobrażał afterparty u siebie po wizycie w “Neptunie”. - Gemma widocznie musiała to z siebie wyrzucić i jak się jej trafiła okazja to momentalnie to z siebie wylała. Widocznie propozycja przystojnego doktora zrobiła na niej mocno odpychające wrażenie.

- I jeszcze jaki pewne siebie. “Jesteś tu nowa, obca, i tak cię nikt nie zaprosi”. Palant. - prychnęła jakby ta odzywka uderzyła ją jeszcze bardziej. Ze złością zaczęła dłubać widelcem w swoim daniu. - Nie potrzebuje jego litości. Ani od nikogo innego. Poza tym i tak mam dzienny dyżur. Pomyślałam, że innym się przyda wolne. A poza tym dupkiem faktycznie nikt mnie nie zaprosił. No nic. Mam koleżankę to może ją zaproszę. Obejrzymy coś czy co… - powiedziała już trochę przygnębionym tonem i wpakowała sobie pierwszą porcję obiadu do ust. Manisha popatrzyła na nią z przejęciem bo chyba tak gwałtownej reakcji się nie spodziewała.

- Dobra, chrzanić buraka. Co tam u was dziewczyny? - okularnica spojrzała w bok i uśmiechnęła się jakby zdała sobie sprawę, że trochę ją poniosło i chciała to jakoś zalepić dalszą gadką.

Domino popatrzyła na Hinduskę i wyszczerzyła się po chwili do drugiej blondynki.
- A jak mówiłam właśnie o tobie gadałyśmy, normalnie dziwię się że ci uszy nie stanęły w ogniu bo zostałaś obgadana z każdej strony. Słuchaj Gemma, litości się od nas nie spodziewaj, bo to nie nasza bajka. Chcemy od ciebie czegoś innego - splotła dłonie na stole i ułożyła na nich brodę.
- W Dzień Impaktu wieczorem robimy z Manishą świąteczną kolację. Taka dla samych swoich. Będziemy my, będzie Amelie moja współlokatorka. Może jeszcze paru znajomych, żadna impreza w “Neptunie” czy innej “Syrenie”, bardziej kameralny klimat. Żarcie, alkohol, muzyka, filmy też się znajdą. No i się z Manią zastanawiałyśmy czy nie masz może ochoty wpaść. Ostrzegam, będzie też jedzenie które robi jej mama - wskazała na brunetkę - A ono uzależnia i sama nie wiesz kiedy przestajesz się dopinać w ulubione spodnie.

- Oh… - Gemma tak słuchała i słuchała tego co mówi blond sąsiadka. Tak przełknęła co miała w buzi i dłubała widelcem po reszcie swojego obiadu. Ale jakoś tak machinalnie. I tak zaczęła trochę mrugać oczami i otworzyła buzię jakby chciała coś powiedzieć ale nie mogła się zdecydować na co. Więc popatrzyła jeszcze na Manishę co siedziała z drugiej strony doktor Jobin.

- No tak, moja mama to robi normalnie cuda na kiju. Jak lubisz hinduską kuchnię. A tata robi najlepszy kebab na świecie. To przyniosę trochę to sama zobaczysz. No i pewnie, byłoby nam strasznie miło jakbyś przyszła. Jakoś tak pracujemy obok siebie a nie było jak się jakoś lepiej poznać. - hinduska pielęgniarka szybko dołączyła do zaproszenia francuskiej kumpeli i z tym swoim przyjaznym, szczerym uśmiechem łagodnej i pogodnej osoby pokiwała głową.
Lekarka z Glasgow przez chwilę nadal nie wiedziała co powiedzieć.

- Oj bo ja mam dużo pracy… I drugą specjalizację robię… I dyżury mam… To nie bardzo mam czas na imprezy i inne takie… - powiedziała trochę nieskładnie znów dłubiąc w talerzu widelcem. - Znaczy! - powiedziała jakby coś nagle sobie przypomniała.

- Ojej dziewczyny, dziękuję wam. Jesteście takie kochane. No byłoby mi bardzo przyjemnie. - powiedziała i chyba pod wpływem impulsu objęła Domino i przytuliła ją do siebie. A potem wyciągnęła jeszcze ramiona ku Manishy aby ją też objąć tym ciepłym, wdzięcznym przytulasem.

- No pewnie, że przyjdę. Mam coś przynieść? - powiedziała starając opanować swoje wzruszenie.

Domino wyszczerzyła się wesoło.
- Weź cokolwiek, najlepiej do picia. Resztę my ogarniemy. Posiedzisz tyle ile będziesz chciała, najważniejsze że będziesz… a skoro się zgodziłaś to mamy do ciebie jeszcze jedno pytanie, bo jak mówiłam. Obgadałyśmy cię kompleksowo - puściła jej oko.
- Nie wiem czy widziałaś tablicę ogłoszeń. Jest tam informacja od jakiejś dziewczyny, że w ramach przyjęcia pod własny dach jest gotowa spełnić wszystkie zachcianki tego co ją przygarnie… młoda, ładna. Łatwy cel dla zwyroli. Choćby takich jak James. On też to czytał - skrzywiła się z niesmakiem.
- Chcemy jej pomóc, wprowadzić do Clyde i zwinąć temu debilowi sprzed nosa żeby jej nie zrobił krzywdy. Bo już chodzi i pierdzieli że niedługo będzie miał uległą laskę co mu niczego nie odmówi. Szkoda jej, jak cholera szkoda. No i tak z Manią knujemy co zrobić. Wpadłyśmy na pomysł, że gdyby była w ciąży dostanie kartę pobytu tymczasowego, w międzyczasie się załatwi jej stałe obywatelstwo bo ze środka już łatwiej. A ciążę wystarczy orzec. Co ty na to? To propozycja, nie musisz się zgadzać. Powiesz nie i nadal widzimy się w niedzielę, to nie tak że dajemy transakcję albo-albo. Po prostu mamy związane ręce i szukamy obejścia systemu.

- Młoda i ładna? I jest gotowa spełnić wszystkie zachcianki? Naprawdę tak napisała? - okularnica już kiwała głową na to co miała przynieść i uspokoiła się gdy usłyszała od dziewczyn kolejną wieść. I chyba mocno ją to zaskoczyło. Znów przeniosła wzrok z blondynki na Hinduskę.

- Tak. Ja też widziałam rano to ogłoszenie. U nas wisi przed szpitalem. Nie widziałaś tego? Chyba wszyscy o niej od rana gadają na przerwach. - pielęgniarka wydawała się być z kolei zdziwiona zdziwieniem pani ginekolog.

- No nie… Trochę zaspałam. Prawie się spóźniłam… Nie miałam czasu czytać dzisiaj ogłoszeń. Ale jak tak mówicie to zajrzę tam jak będe wychodzić. - przyznała nieco speszona lekarka z Glasgow. Ale szybko przeszła do rzeczy.

- Ojej biedactwo. I to właśnie ten palant miałby po nią pójść? O nie, niedoczekanie. A gdzie ona jest? - ginekolog wzięła się w garść i powiodła po tej pstrokatej, medycznej masie jaka zebrała się na lunch w stołówce jakby chciała wyłowić doktora Sivle który tak jej dzisiaj podpadł.

- W Rhu. Tam na południe od południowej bramy. - szybko podpowiedziała Manisha aby uzupełnić braki w wiedzy o ogłoszeniu.

- To niedaleko. Byłam tam. To droga na Glasgow. Robicie coś jutro? Jakby była pogoda to by można po nią pójść. Szkoda dziewczyny. A te zaświadczenie o ciąży jasne. Jak będe z wami to jej wystawię od ręki i spisze wszelkie danę. Dajcie mi plik druczków a w kwadrans zaciążę tuzin kobiet! - okularnica odzyskała werwę i rezon a na koniec nawet się buńczucznie roześmiała jakby mogła iść śmiało w konkury z jakimiś jurnymi bykami rozpłodowymi w tym płodzeniu następnego pokolenia. A póki szło o papierologię to pewnie mogła być pewna sukcesu.

- Jutro to ja nie mogę. Mam dyżur. Niedzielę mam wolną. - Manisha też się roześmiała ale szybko ostrzegła, że jutro to nie bardzo mogą liczyć na nią na jakies wycieczki za miasto.

- No to pójdziemy we dwie. Im szybciej tym lepiej. Z samego rana ruszymy to uda się wrócić wieczorem - Domino popatrzyła na okularnicę i odetchnęła - Dzięki Gemma, jesteś w porządku, od początku wiedziałam. Szkoda jej jak diabli. Gwizdniemy dziewczynę temu zbokowi sprzed nosa, pogadam z papą o przepustkach. Złapię chłopaków i zagadam czy by nas nie eskortowali w te i wewte. Lepiej mieć wsparcie kiedy po okolicy szwendają się te przeklęte watahy zdziczałych psów. Poszukam ich dziś, wrócili w nocy z patrolu to będą gdzieś się kisić nad kielichem i ślinić do lasek na parkiecie.

- Ah no tak, te psy… No tak… - Gemma pokiwała głową jakby w ogóle o nich zapomniała, że gdzieś tam buszują za względnie bezpiecznym ogrodzeniem bazy. - No tak, może lepiej jakby ktoś jeszcze z nami poszedł. Tak na wszelki wypadek. Chociaż to dość blisko i dość spokojna okolica. Sporo ludzi tam się kręci. - ginekolog zmarszczyła brwi jakby próbowała oszacować skalę niebezpieczeństwa jutrzejszej wyprawy poza bazę. Tak w jej pobliżu to zwykle było dość bezpiecznie. Kręciły się patrole żołnierzy i było sporo ludzi, zwłaszcza w pobliżu bazy. Na drogach też chociaż już pewnie mniej. Było dość mało prawdopodobne aby ktoś z nich zaatakował przedstawicieli szpitala, już prędzej by było nagabywanie o pomoc. No ale tak całkowitej pewności nie było.

- Ale jak trzeba to możemy pójść we dwie. Ja w każdym razie mogę. Jej! Ale bym chciała zobaczyć minę Jamesa jakbyśmy przeparadowały mu przed nosem z tą dziewczyną! A jeszcze jakby naprawdę była taka młoda i ładna to by pewnie zzieleniał z zazdrości! - roześmiała się wesoło na taką wizję zwycięstwa nad nielubianym kolegą po fachu. Zresztą Hindusce też się taki pomysł spodobał.

- A jakby trzeba to ja ją mogę przenocować u siebie. Dostałam dwa pokoje, w tym drugim musiałabym posprzątać bo tam same książki tylko no ale jak trzeba to by mogła mieszkać u mnie jakiś czas. A te papiery na obywatelstwo to chyba się wyrobi. Ja robiłam dwa lata temu to nie było aż tak trudne. - ginekolog zdawała się okazywać sporo determinacji aby wyratować tamtą Brittany z ogłoszenia. Zwłaszcza przed szponami Jamesa.

- No ale ty jesteś lekarzem. Ona jakby była lekarzem to by pewnie też dostała się tu bez łaski. - przypomniała jej pielęgniarka o tej dość istotnej różnicy.

- Jakoś to załatwimy, na razie ja tu przyprowadźmy drogie panie - Jobin zatarła ręce - zagadam z tymi gejuchami, pójdą jak nie będą mieli służby. A jak będą mieli ogarnę kogoś innego o to się nie martw. Będziemy bezpieczne, wszystkie trzy. Zakwaterowanie też już jest, cudownie! Zrobię deal z wujaszkiem Hectorem, dziewczyna z pewnością nie ma za wiele, to jej ogarniemy parę rzeczy. To co, jutro 8 rano pod główną bramą? - popatrzyła na drugą okularnicę, a potem na Mani - Po wszystkim wracamy i zdajemy pełen raport ma’am. Pasuje?

- Świetnie! Będę na was czekać! Jak mi się nie zjawicie do obiadu to narobię larum i zaczną was szukać! - Manisha ucieszyła się na tak świetnie zapowiadającą się współpracę w jutrzejszej wyprawie. A na koniec pogroziła im palcem jak jakaś wredna ciotka czy ktoś taki co grozi młodszemu pokoleniu, że narobi im siary przy kolegach. Wyszło równie “poważnie” jak wcześniej gdy groziła Dominique o tych kaszalotach więc i teraz Gemma się roześmiała pogodnie.

- Jakby z tymi twoimi kolegami nie wyszło to można by spróbować zabrać się z którymś z patroli. Może nawet by nam dali kogoś do eskorty? Jeden czy dwóch żołnierzy by chyba wystarczyło. A tak, o 8 rano będzie w sam raz. To do obiadu powinniśmy wrócić. Oby tylko pogoda była w sam raz. - doktor ginekologii i położnictwa energicznie przytaknęła i wydawała się do tej ratunkowej operacji podchodzić z dużym entuzjazmem.



Zebranie
Czas: 2066.03.12; pt; przedpołudnie; g 16:15
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; stołówka
Warunki: stołówka, zebranie personelu, jasno, ciepło, szmer głosów; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr


Tradycyjna pora przerwy obiadowej już się zakończyła ale personel szpitala skumulowany w stołówce nie rozchodził się czekając na zaplanowane spotkanie na koniec kwartału. Wiedzieli, że w sporej mierze jego zaczęcie jest uzależnione od tego kiedy i jak zakończy się spotkanie w admiralicji bazy bo ich ordynator, doktor Theodore Jobin, był członkiem tej rady i reprezentował służbę zdrowia jaka działała na terenie bazy. Póki na niego czekali była nadspodziewanie długa przerwa na swobodne rozmowy pomiędzy sobą. W gdzieś po godzinie takiego leniuchowania się doczekali. Ordynator szpitala, Theodor Jobin, łysy mężczyzna około 40-ki, wszedł do stołówki niosąc jakiś skoroszyt z notatkami. Za nim szła jego sekretarka i parę jego najbliższych współpracowników ze szpitala.

- Dzień dobry moi mili. Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość. Spotkanie w admiralicji trochę się przeciągnęło no ale wierzcie mi zapadły decyzje ważne dla nas wszystkich, dla całej bazy. Ale to za chwilę. - powiedział gdy wziął do ręki mikrofon aby mówić swobodnie i wszyscy w stołówce go słyszeli. W przeciwieństwie do jego bratanicy chociaż płynnie posługiwał się angielskim to jednak zdradzał go typowy dla Francuzów akcent. Chwilę stał z mikrofonem jakby zbierał myśli wpatrując się gdzieś w dół okolicznych stołów ale jak się zastanowił wyprostował się i powiódł żywym spojrzeniem po siedzącym przy nich personelu.

- Dobrze, myślę, że zacznę od tej złej wiadomości aby mieć to za sobą. - powiedział szybkim, poważnym tonem przeczesując wzrokiem publiczność która wydawała się zaskoczona takim wstępem. I jeszcze nie bardzo wiedziała czego się spodziewać ale chyba niczego dobrego. Bo w końcu to nie chodziło o jakiś kabaret.

- Tak. Myślę, że mimo trudnych czasów udało nam się tu stworzyć rodzinną atmosferę. Za co wam niezmiernie dziękuję. Jesteście moją największą motywacją do codziennego dźwigania tego ciężaru decyzji i odpowiedzialności. No i nasi pacjenci oczywiście. Jesteście wspaniali. - powiedział uśmiechając się nieco i to wywołało pozytywną reakcję. Na twarzach pojawiły się uśmiechy, kiwanie głowami i pomruki zadowolenia. Niby wszyscy o tym wiedzieli ale miło było o tym tak oficjalnie i publicznie usłyszeć od szefa.

- Ale jest wśród nas ktoś kto tego nie docenia. Czarna owca. Może jedna może parę. Tego jeszcze nie wiem. I teraz zwracam się właśnie do tej osoby. - powiedział i na chwilę zatrzymał się na tej czy innej osobie jakby chciał sprawdzić reakcję na swoje słowa. No a znów było to głównie zdziwienie. Bo brzmiało dość niepokojąco.

- Wiemy, że giną nam leki. Przeciwbólowe, na choroby płuc i te co można łatwo opchnąć na lewo w lekomanii czy narkomanii. Mówię do tej osoby co pozwala sobie na okradanie nas wszystkich. Ten proceder nie będzie tolerowany. Po ojcowsku proszę o zaprzestanie tej szkodliwej działalności. Jeśli sytuacja się powtórzy zgłoszę to służbom bezpieczeństwa. I oni zaczną oficjalne śledztwo. Nie jacyś stójkowi policjanci z kawałów tylko prawdziwi policyjni detektywi. Wolałbym tego nie robić. Nie chciałbym aby rozniosło się po bazie, że w szpitalu się kradnie leki, że personel szpitala kradnie leki pacjentom. To by źle wyglądało. Wolałbym to załatwić w naszym domowym zaciszu. Ale jeśli zostanę do tego zmuszony i ten proceder nie ustanie to zgłoszę sprawę służbom bezpieczeństwa. - major francuskiej marynarki wojennej powiódł surowym spojrzeniem po zebranych. Miał poważny ton i minę i nie można było mieć wątpliwości, że nie żartuje. Zamilkł na chwilę a w stołówce zrobił się szum bo chyba mało kto się spodziewał czegoś takiego. Mieli złodzieja we własnych szeregach? No nic dziwnego, że ordynator wolał to załatwić domowymi sposobami niż wzywać policję. Społeczność bazy była względnie mała jak na standardy sprzed katastrofy, ledwie kilka tysięcy osób, w większości mieszkających w osiedlu bloków mieszkalnych na południowym skraju bazy. To takie plotki szybko by się rozniosły i raczej nie pomogłoby to wizerunkowi szpitala i osób jakie tam pracują.

- A to dlatego tak ostatnio liczyliśmy te zapasy w magazynach! A się zastanawialiśmy po co. Zwykle się liczy w grudniu a potem już raczej nie. Chyba, że jakaś awaria albo coś się nie zgadza. - Manisha szepnęła do swoich blond koleżanek gdy chyba nagle wyjaśniło jej się dlaczego w tamtym tygodniu tak często musiała z innymi pielęgniarkami właściwie robić nowy remanent. Zrobił się nieco szum na sali więc była okazja trochę pogadać.

- Urżnęłabym takiemu łapy przy samej dupie - doktor Jobin z wyraźnie niezadowoloną miną patrzyła na majora, chociaż mówiła do kobiet obok.
- I tak mamy wystarczająco trudną sytuac…
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:03   #6
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Jeśli można panie ordynatorze to ja mam pewną propozycję. - uwagę wszystkich zwrócił pewien męski głos. Więc sala uciszyła się próbując go zlokalizować co pomagała uniesiona w górę ręka.

- Proszę James. Ale krótko, chciałem tylko to zakomunikować. Jeśli to się będzie powtarzać sprawą zajmą się profesjonaliści. - łysy ordynator zezwolił na głos przystojnemu lekarzowi ale dał do zrozumienia, że nie chce zaogniać dyskusji bo temat był przynajmniej kontrowersyjny.

- Oczywiście panie ordynatorze. - pulmonolog wstał i uśmiechnął się tym swoim budzącym zaufanie, firmowym uśmiechem. - Ja bym proponował przyjrzeć się w pierwszej kolejności tym nowym nabytkom. Nie pomijając lekarzy ale też tych na jakich zwykle mało się zwraca uwagę. Na cleanerów, administrację, techników oni mają dostęp do różnych zakamarków szpitala a my nie zwracamy na nich uwagę. Zwłaszcza ci co ostatnio do nas doszli bo jak rozumiem wcześniej takie okropne rzeczy nie miały miejsca w naszej rodzinie. - powiedział wodząc spojrzeniem po pozostałych, przez chwilę jakby spojrzał wprost blond ginekolog w okularach ale zakończył je na ordynatorze.

- Co za gnida! - syknęła ze złością Gemma Hobson mocno zaciskając pięści. Logika Selvisa była klarowna. Jakby sprawdzano od tych z najkrótszym stażem, zwłaszcza wśród lekarzy, to ona była na samym początku takiej listy. No i była z zewnątrz. Nie miała powiązań, koneksji ani rodziny w bazie. No i parę godzin temu odrzuca jego awanse.

Gemma chyba chciała wstać i coś powiedzieć ale niespodziewanie ktoś ją ubiegł. Zaraz też Domino położyła jej dłoń na ramieniu gestem wsparcia i dla uspokojenia.
- Słyszałaś co powiedział major Jobin - nachyliła się żeby powiedzieć na tyle głośno aby przebić przez harmider, a na tyle cicho aby nie zwracać niepotrzebnie uwagi.
- Giną leki na płuca, James to pulmonolog - uśmiechnęła się wrednie - Prawdziwy początek listy podejrzanych, no i sam jest dość świeży. Przypomnę o tym komu trzeba, a ty się nie denerwuj.

- Ma pan jakieś zarzuty co cleanerów doktorze? - zapytał jakiś mężczyzna ale póki siedział nie bardzo było wiadomo kto.

- Ja tylko daję taką propozycję. Ale nie powinniśmy nikogo wykluczać. - Selvis chyba sam się nie spodziewał, że ktoś się odezwie bo trochę go to zbiło z pantałyku.

- Dobrze, nie jesteśmy detektywami, jeśli będzie potrzeba oni się tym zajmą. To profesjonaliści na pewno będą wiedzieć na co zwrócić uwagę i od czego zacząć. - ordynator widząc, że może dojść do jakiejś awantury chciał ją uciszyć w zarodku. Tym razem James był chyba gotów się z tym zgodzić ale ten sam cleaner nie ustąpił tak łatwo.

- Chwileczkę panie ordynatorze jeśli można. Bo pan doktor miał dwa słowa od siebie w naszej sprawie to ja też bym chciał. - tym razem cleaner wstał więc można go było wreszcie zobaczyć.

- To Colin! To on rano znalazł te kotki! - Manisha go widocznie rozpoznała od razu. Ale jako pielęgniarka więcej miała do czynienia z tym personelem pomocniczym niż lekarze.

- Dobrze, ale krótko. Mamy jeszcze inne sprawy do omówienia. - po chwili zastanowienia ordynator zgodził się udzielić mu głosu.

- Dziękuję panie rodynarorze. - Colin skinął mu głową po czym zaczął mówić ale chociaż starał się zachować spokój dało się wyczuć, że słowa płucologa poruszyły go pewnie podobnie jak panią ginekolog.

- Ja chciałem tylko przypomnieć, że zgodnie z naszymi procedurami, my, cleanerzy, nie mamy dostępu do magazynów z lekami. A jak coś tam trzeba zrobić to zawsze towarzyszy nam ktoś z personelu. Zwykle pielęgniarka. Bo my nawet kluczy nie mamy do tych magazynów. Tak mówię na wypadek gdyby ktoś o tym zapomniał. To tyle ode mnie. - Colin powiódł spojrzeniem po pozostałych. A inni cleanerzy kiwali z aprobatą głowami. Jak tak teraz siedzieli razem to zajmowali kilka stołów, można się było zdziwić ilu ich jest. Bo zwykle pracowali pojedynczo to łatwo gubili się w tym tłumie różnokolorowych fartuchów pozostałego personelu. Na końcu tylko spojrzał jeszcze raz na Jamesa chyba dając znać kogo ma na myśli przede wszystkim z tym zapominaniem o procedurach wedle jakich wszyscy, od pierwszego dnia pracy tu działali. Po czym usiadł z powrotem na swoje miejsce.

- Dobrze. Dziękuję za te uwagi. Jak mówiłem to było z mojej strony poinformowanie was o sytuacji i ostrzeżenie. Nie chciałbym jakiejś wojny domowej i łowów na czarownice. A jeśli zajdzie taka potrzeba to sprawą zajmą się służby bezpieczeństwa. A teraz chciałbym przejść do następnych spraw. - francuski ordynator pokiwał głową ale znów dał znak, że ma jeszcze inne rzeczy do omówienia i nie chciałby tracić czasu na jakieś awantury. Więcej zgłoszeń nie było a zwykle jeszcze na koniec zebrania i tak był czas i okazja na zadawanie własnych pytań.

- Z pozytywniejszych wieści. Na naradzie w admiralicji postanowiliśmy otworzyć stały posterunek w Rhu. Ekipa remontowa wyruszy od nas w najbliższych tygodniach. Marynarka wydzieli tam po drużynie piechoty ewentualnie zatrudni się jakiś najemników. To jeszcze się zobaczy, na pewno będzie tam jakaś zbrojna jednostka. Z administracji wydzielą kogoś do punktu informacyjnego. To będzie wsparcie dla naszych patroli jakie działają w tej okolicy, przystanek dla naszych łodzi oraz punkt informacyjny i dla pierwszego kontaktu dla ludzi spoza bazy. Aby rozładować nieco sytuację pod południową i resztą bram oraz wokół farmy Hamilton. Od nas oczekuje się kogoś do wsparcia medycznego. Na raz jedna, dwie osoby by wystarczyły. W ciągu tygodnia to by było zapewne 4 do 6 osób na rotacyjne zmiany. Dobrze aby chociaż w jeden dzień tygodniu był to jakiś lekarz, najlepiej chirurg lub GP. Do obsługi naszych ludzi z obsady i patroli gdyby była potrzeba oraz do wypadków cywilnej ludności w naszej okolicy. Zgłoszenia proszę wysyłać do naszej administracji lub kierowników działów. - ogłosił coś co plotki i przymiarki krążyły na ten temat już od jakiegoś czasu ale pierwszy raz ktoś z władz zabrał w tej sprawie oficjalne stanowisko. Ktoś rzucił z tłumu pytanie kiedy to ma się zacząć.

- O, ja bym mogła się zgłosić. Nie jestem chirurgiem no ale mam nieco praktyki jako GP. - mruknęła cicho Gemma zastanawiając się na głos nad tym pomysłem jaki przypadł jej do gustu z miejsca.

- Budowa czy raczej remont prawdopodobnie zacznie się wkrótce. Docelowo dobrze by było aby na początku następnego miesiąca już ten punkt działał. Ale pierwsza wyprawa rusza jutro. Przydałby się jakiś ochotnik od nas. Aby przejrzeć tamte budynki pod kątem naszych potrzeb. Bo wiadomo, chłopcy z karabinami to mają inne potrzeby i postrzeganie świata. Zbiórka jutro rano o 08:30. Marynarka obiecała ciężarówkę na 09:00 oraz budowlańców i eskortę. - ordynator poinformował, że całkiem raźno i żwawo szefostwo bazy zamierzało się zabrać za stawianie tego nowego posterunku poza bazą.

- Jeśli można to ja bym się chciał zgłosić już teraz. Chętnie pomogę. - doktor od płucologii odezwał się ponownie zgłaszając się pierwszy na ochotnika do tej zaszczytnej misji.

- On chce się zabrać po Brittany! A to łajdak! Ojej nie wiem czy zdążymy rano jak byśmy szły na piechotę. Chyba tak ale to trzeba by się ostro sprężać. - Gemma sapnęła i przygryzła wargi zerkając szybko na drugą blondynkę. Bo ten fakt niespodziewanie komplikował im plany na jutro. Teoretycznie mogły wciąż zdążyć na piechotę dotrzeć do Rhu gdyby wyszły zgodnie z planem i obyło się bez niespodzianek. Ale margines przybycia przed przyjazdem ciężarówki wydawał się dość wąski.

Doktor Jobin zdusiła przekleństwo, jednak zamiast biadolić zaczęła myśleć. Pochyliła się do przodu i położyła łokcie na stole, a na złączonych dłoniach oparła brodę. Samymi oczami skakała od wuja do Silve i na sufit. Nie było opcji że zdążą przed patrolem, szczególnie że był piątek i wedle odwiecznej tradycji dziś wieczorem należało się zresetować… ale właśnie zwykle coś wypadało po drodze.
- Po zmianie w drodze do domu podskoczę do Amy żeby nam wypożyczyła ze sklepu 4 rowery - odezwała się po krótkiej chwili - Wtedy droga do Rhu zajmie nam ze dwa kwadranse. Naszej dwójce i dwóm do ochrony. W drodze powrotnej albo lasce ogarniemy coś podobnego na dwóch kółkach, albo się ją weźmie na ramę i przywiezie do nas. Spotkamy się o 7 rano przy Bikeshop. Weź prowiant i druczki, ja załatwię transport i przepustki. Damy radę… - chciała coś jeszcze dodać, jednak głos ponownie zabrał ordynator więc zamilkła.

- Druga sprawa to misja rozpoznawcza do Ardlui. Nie wiem czy słyszeliście ale jest szansa, że na tamtejszej stacji benzynowej zachowały się podziemne zbiorniki paliwa. Podobno zawalił się na nią sąsiedny budynek więc jest szansa, że są nietknięte. Jak nie odparowały czy nie wyciekły to może być tam kilka cystern paliwa. Znów nasza część zadania to zapewnienie wsparcia medycznego reszcie ekipy. To w linii prostej około 30 kilometrów na północ. Więc wyjdzie pewnie wyprawa na kilka dni. Dobrze aby to była sprawna osoba jaka nie będzie grymasić na polowe warunki. Potrzebne jest chociaż ze dwie osoby. Dobrze aby miały praktykę paramedyka lub na ostrym dyżurze oraz operowania w polowych warunkach. - poinformował o kolejnej sprawie, tym razem dalszej i większej. Brzmiało jakby szpital znów miał dorzucić swój puzzel do wspólnej wyprawy. Ale tym razem dość dalekiej jak na warunki pieszej wycieczki więc bardzo możliwe, że mogła ona zająć kilka dni do tygodnia biorąc pod uwagę odległość i niezbyt łagodną pogodę końca zimy. Ta wyprawa miała ruszyć po Dniu Impaktu. Właśnie nadchodzący tydzień był na wyłonienie tych ochotników do tej wyprawy. Zwłaszcza ta wzmianka o polowych warunkach sugerowała, że raczej powinny być to młode osoby. Tu Gemma też mruknęła, że mogłaby się zgłosić.

- Trzecia sprawa to mamy w planie wycieczkę do Glasgow. Tam zdaje się jest szansa na zachowane zdrowe nasiona. Naszym farmerom by się one przydały. Więc jak ktoś jest z Glasgow albo zna te okolice teraz lub sprzed Impaktu to byłby mile widziany w takiej wyprawie. To też ekspedycja nie tak od jutra więc pewnie dopiero w kwietniu się nią zajmiemy ale już dobrze by było wiedzieć kto by się pisał na taką wyprawę. - ta informacja wywołała pewne poruszenie bo nie tylko Gemma Hobson pochodziła lub przewinęła się przez Glasgow. A blond ginekolog aż pisnęła z radości na tą inicjatywę i znów była chętna wziąć w niej udział.

- No i czwarta, najważniejsza chyba sprawa. Migracja. - łysy ordynator zaczął i na chwilę urwał. Na sali zaś zrobiło się dziwnie cicho. Niby prywatnie mówiło się po domach, rodzinach czy przy piwie, że trzeba będzie wkrótce opuścić bazę ale to były prywatne plany i rozmowy. Nikt z władz się do tej pory o tym nie wypowiadał. Aż do teraz. Więc czekano z zniecierpliwieniu na to co to by miało być.

- Nie wiem czy wiecie ale wszystko nam się powoli kończy. Nie tylko w szpitalu ale w całej bazie. Dzień w którym się skończy ostatecznie zbliża się powoli ale nieuchronnie. Wtedy będzie u nas jak w Glasgow i w ogóle za murami. Dlatego musimy przedsięwziąć kroki zaradcze póki jeszcze możemy coś zdziałać. - poinformował w krótkich, żołnierskich słowach o tej sytuacji jaką mniej lub bardziej chyba zdawano sobie sprawę. Nawet jeśli dla wielu mieszkańców była to bardzo nieprzyjemna i niewygodna myśl.

- Na pierwszy ogień pójdzie Wyspa Man. To około pół dnia żeglugi stąd. Marynarka przygotowuje jednostkę i załogę. Oczywiście mają swoich paramedyków i lekarzy. Ale uznałem, że dobrze by było aby nasz resort wsparł to zaszczytne dzieło jakie ma służyć nam wszystkim. Przydałby się zwłaszcza ktoś kto jest gotów zejść ze zwiadem na ląd. Pierwsza wyprawa jest traktowana jako rozpoznanie sytuacji. W ogóle nie mamy żadnych wieści o tej wyspie od dekady i nie wiemy co tam się dzieje. Jeśli ktoś tam był, zna te tereny byłby bardzo mile widziany. Nawet jako wskazówki i wyjaśnienia. Wyprawa jest niewiadomego ryzyka. Trudno je oszacować jak nic nie wiemy o sytuacji na wyspie. Ale potencjalnie może być niebezpieczna. Zwłaszcza misje lądowe. Planowana jest na parę dni, chodzi głównie o rozpoznanie i powrót. Jeśli sytuacja będzie obiecująca to zorganizuje się kolejne. Myślimy też o dalszych celach, może Kornwalia, może Bretonia, może Hiszpania. Do każdego z tych miejsc trzeba będzie wysłać rozpoznanie, zapewne drogą morską. Więc ta Wyspa Man to tylko pierwszy krok. Bo niestety moi drodzy ale mentalnie musimy przygotować się na to, że chociaż część z nas będzie musiała wyemigrować na południe. Tam gdzie jest cieplej i są większe szanse, że coś uda się uprawić niż tutaj u nas. - zakończył przedstawiać ten najważniejszy punkt o jakim dzisiaj rozmawiali w admiralicji. I zrobiło się najpierw bardzo cicho. Bo to trochę jakby zerwał zasłonę milczenia i cichych nadziei, że “jakoś to będzie”. Przez ostatnią dekadę udało się w bazie utrzymać standard życia prawie sprzed katastrofy. I chyba wszyscy się przyzwyczaili, że tak będzie dalej. A teraz ta zasłona została zerwana. Oficjalnie władze przyznały, że prędzej czy później kłopoty z zapasami i brakującymi częściami zrównają ich do poziomu z Glasgow czy innych okolic. I to szkockie miasto świateł zgaśnie.

Na swoim miejscu Dominique odetchnęła bardzo ciężko. Czyli było źle skoro Admiralicja upubliczniała informacje o stanie magazynów bez przejmowania się ogólną paniką wśród ludności cywilnej. Ale nie było aż tak źle, skoro wciąż baza Clyde mogła sobie pozwolić na wysyłanie ekspedycji… i ucieszyła ją niesamowicie informacja odnośnie zakładania nowych posterunków.
- Jeśli można majorze - lekarka podniosła głos, zwracając się do wuja oficjalnie. W końcu byli w pracy. Wstała też i oparła pięści o blat.
- Zgłaszam się do rozpoznania na wyspie Man, proszę to odnotować i uprzedzając pytania: tak, sprawa została przeze mnie przemyślana a z podjętej decyzji nie zamierzam się wycofywać. Brałam już udział w misjach zwiadowczych, obsługa broni oraz warunki polowe nie są mi obce. Tak jak procedury wojskowe, wiele to ułatwi. Ufam w umiejętności personelu medycznego Marynarki, niemniej na podobną wyprawę musi też płynąć ktoś, kto dopilnuje aby nasz nowy dom nie został zbudowany na kościach aktualnych domowników. - wzięła wdech żeby kontynuować spokojnym, chociaż pewnym siebie głosem tyle razy słyszanym u opiekuna..
- Skoro ktoś podkrada zapasy z naszych zapasów… ktoś inny musi je uzupełnić. Z tych samych powodów co przy kooperacji z Marynarką proszę mnie też wpisać na miejsce medyka przy sprawie Ardlui. Potrzebujemy nie tylko zapasów benzyny, okoliczne budynki przeszukamy pod kątem zapasów medycznych. Poza tym nawet jeśli przy zabezpieczaniu terenu nie będzie potrzeba chirurga, to na pewno przyda się dodatkowy mechanik choćby po to aby uruchomić pompy…a odnośnie naszej sytuacji tutaj, wewnątrz szpitala. Myślę, że skoro giną leki od chorób płuc powinniśmy skupić uwagę aby zacząć prześwietlać działania tych osób z personelu, które rozróżniają je i wiedzą jak stosować. Zwłaszcza że w ostatnim roku mieliśmy to szczęście, że nasza rodzina powiększyła się gronem paru specjalistów. Szczęście albo nieszczęście, to wyjdzie w praniu.

Wuj przez chwilę wpatrywał się przez tą przestrzeń zajętych personelem stołów w szpitalnej kantynie jakby byli tylko we dwoje w jego gabinecie albo mieszkaniu na 3-cim piętrze gdzie urzędował. Dało się dostrzec powagę i skupienie. Ale po tej chwili milczenia skinął swoją łysą głową.

- Dobrze, Keira wpisz doktor Jobin na listę do tych ekspedycji. - ordynator zwrócił się do swojej długonogiej sekretarki a ta skinęła głową i coś szybko zapisała w swoim notesie. - Niemniej to nie wyczerpuje wszystkich miejsc, jest czas na przemyślenie sprawy i zgłoszenie się do końca miesiąca bo ta ekspedycja do Man to pewnie będzie już w kwietniu. Jeszcze też zależy to od tego jak marynarka się wyrobi z przygotowaniem statku i załogi. Ale dziękuję ci Dominique za tak szybki odzew. - potoczył spojrzeniem po zebranym personelu przypominając, że to się szykuje większa wyprawa niż zwykły patrol wokół bazy czy jakaś misja szperaczy. Od dekady wszelkie rejsy poza eustarium rzeki Clyde i wody zatoki większych jednostek Marynarki właściwie ustały. To miała być pierwsza taka morska wyprawa na większą skalę co zwiastowało początek nowego rozdziału w polityce i strategii admiralicji na ten nowy 2066-ty rok.

- A do Arduli przydałaby się jeszcze jedna osoba do duetu z doktor Jobin. Czas na zgłoszenia do Dnia Pamięci. Jeśli nikt się nie zgłosi to zapewne Marynarka udostępni kogoś od siebie. No ale lepiej by wyglądało jakbyśmy dali radę wystawić im wsparcie medyczne. - rozejrzał się ponownie przeczesując pstrokate, szpitalne uniformy dając znać, że wszyscy są częścią większej całości i każdy powinien dorzucić swoją cegiełkę do wspólnego dobra.

Widząc, że raczej skończył po stołówce rozszedł się pomruk dyskusji. Gdy ludzie wreszcie zyskali możliwość aby swobodnie porozmawiać między sobą o tym wszystkim. I tych mniejszych sprawach i większych.

- Chcesz się zgłosić? Odważna jesteś. Też bym chciała pomóc. Chociaż nie wiem czy akurat ginekolog byłby potrzebny w takich wyprawach. - blond okularnica zamyśliła się nad tym podobnie jak inni jakby szacowała swoją użyteczność w takich misjach. Ale wróciła do tego co miały zaplanowane na jutro.

- Masz dostęp do rowerów? No to by było świetnie. Rowerami to by było szybciej. Jutro na 7 rano? Przed Bike World? Dobra, będę. Wezmę te druczki to jak będziemy rozmawiać z tą Brittany to się je od razu wypełni. No i coś do jedzenia. I może coś w termos. No i plecak paramedyka. Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny ale… No sama wiesz. A brać jakąś broń? Znaczy ja mam tylko gaz i tazer. Myślisz, że jest sens to brać? Ci twoi koledzy to tacy pewni? Znaczy, że pojadą z nami? - blondynka w okularach na razie darowała sobie wojnę z Jamesem i skupiła się na tym co miało je czekać jutro rano.


Domino popatrzyła na kufel po kawie który niestety pozostawał pesymistycznie pusty w całości.
- Nie ja, Amelie. - wyjaśniła - Myślę że nam coś ogarnie… bronią się nie przejmuj. Weź nam coś do jedzenia i jakąś kawę. Jeśli Tom i Dave mają jutro wolne na pewno się ruszą pilnować dwóch doktorek na misji ratowania damulki w potrzebie.

A co do wypadu dalej… lepiej abyś została w bazie, Gem. Przydasz się pacjentkom tutaj, a nie gdzieś na wyspach czy przy stacji. Została w bazie póki nie odpalą realizacji banku nasion w Glasgow. Tam jesteś kimś niezastąpionym. W obcy teren to już prędzej ktoś z ER - podniosła wzrok na Manishę i się do niej uśmiechnęła.
- Dawaj Mani, już to robiłyśmy. Będzie jak za małolata na praktykach… ciągle mam tamtego pluszowego koziołka. Przemyśl sprawę, ja idę pogadać z wujkiem - wstała od stołu.

- No tak, do Glasgow chętnie bym wróciła. Tam mamy ogród botaniczny ale przerobiliśmy go na szklarnię uprawną. Rośnie tam lepiej niż pod gołym niebem niestety tego co urośnie nie starcza na zbyt wiele osób. Ale myślę, że to dobre miejsce na zdobycie ocalałych nasion. Tam są rośliny z całego świata. - blond okularnica chętnie dorzuciła coś od siebie o swoim rodzinnym mieście. Już od pierwszego momentu gdy ordynator ogłosił tą wyprawę to oczka jej się zaświeciły z ekscytacji.

- To czekajcie, pójdę z wami. Zgłoszę się do tej wyprawy do Glasgow. A resztę to jeszcze pomyślę. Zawsze byłam za tym aby wyjść do ludzi i nieść im pomoc to teraz nieładnie by było udawać, że się o tym nie pamięta. - powiedziała z bladym uśmiechem i wstała razem z pozostałą dwójką. Przeszły pomiędzy stołami pełnymi lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy i personelu pomocniczego jacy byli zajęci rozmawianiem o tym wszystkim. I we trzy podeszły do tej pustej przestrzeni przy ladach gdzie wydawało się posiłki a teraz stał ordynator i jego najbliższa świta. Widząc, że kierują się w jego stronę uśmiechnął się do nich życzliwie i poczekał aż podejdą tak aby mogli swobodnie rozmawiać.

- Witam piękne panie, cóż was do mnie sprowadza? - zapytał z życzliwą ciekawością czytelną w głosie i spojrzeniu. Domino znała się z nim najlepiej, praktycznie od swojego urodzenia więc dziewczyny milcząco jej dały zacząć tą rozmowę.

- Bonjur papa - zaczęła więc kiwając mu głową na powitanie, mimo że bardziej chciała go objąć. Niestety wciąż pozostawali w pracy. Mogli co najwyżej pouśmiechać się do siebie i tyle. Przynajmniej póki nie wrócą do domów.
- Chciałyśmy uzupełnić braki w składzie żebyśmy przed RN nie musieli świecić oczami. Tego by jeszcze brakowało aby nasz zespół dał plamę nie umiejąc się zdecydować lub ruszyć z domu - uśmiechnęła się bardzo ciepło, pochylając trochę nad stołem.
- Jest też druga sprawa. Potrzebujemy przepustki do Rhu na jutrzejszy poranek. Dla mnie, dla doktor Hobson, Davida Moore i Thomasa Wingfielda. Chodzi o wizytę domową którą chcemy załatwić z samego rana i szybko. Do czasu jak ruszy grupa zwiadu my już wrócimy. Pojedziemy na rowerach to wiesz.

- Na razie w Rhu nie mamy żadnego posterunku ani władzy więc możecie tam podróżować swobodnie. - ordynator skinął głową na przywitanie z bratanicą i jej koleżankami. Sam uśmiechnął się do nich po czym wysłuchał z czym przyszły.

- A ciebie Dominique wpisałem na listę na tą wyspę Man i do Arduli. - wskazał na stojącą niedaleko Keirę jaka też się do nich uśmiechnęła i pokiwała głową unosząc swój notatnik.

- To ja też bym się chciała zgłosić z Domino do tej Ardlui. - Manesha zgłosiła swoją kandydaturę na tą z bliższych chronologicznie i odległościowo wypraw.

- O. Bardzo dobrze. To dwie osoby to już by było takie minimum. - doktor Jobin ucieszył się słysząc tak szybkie zgłoszenie na jedną z tych wypraw. A długopis Keiry znów zaczął skrobać po papierze jej notatnika.

- No a ja to do Glasgow. W końcu pochodzę stamtąd więc jakby trzeba było przewodnika czy łącznika to bym mogła pomóc. Myślę, że wciąż wiele osób stamtąd powinnam pamiętać a one mnie. Przynajmniej tam w centrum gdzie mieliśmy lecznicę. - okularnica spowodowała dodatkowy uśmiech ordynatora i skrobanie długopisu jego sekretarki.

- Wybornie! Może jakby udało się zorganizować i nam i pozostałym działom komplet to udałoby się przyspieszyć te ekspedycje. - wuj Domino wydawał się być naprawdę zadowolony, że ma trzy kandydatki do tych wypraw poza bazę prawie od ręki.

Doktor Jobin popatrzyła na majora Jobina i uśmiechnęła się trochę rozbawiona.
- Chyba że się znowu trafi nadgorliwy idiota na trasie, który przez dwie godziny będzie dochodził czy na pewno nasze ID to nie fałszywki, bo wyglądają na podrabiane… a nie chce nam się wchodzić w zbędne dyskusje z patrolowcami. Jeden druk i po krzyku, nasza pieczątka zamyka usta. Idziemy do pacjentki w ciąży, kto wie? Jeśli będzie trzeba przyciągniemy ją na badania - spojrzała majorowi w oczy.
- I dziękuję za zgodę na opuszczenie szpitala na dłużej. Postaram się godnie nas reprezentować, słowo. - jej uśmiech się poszerzył i nachyliła się jeszcze trochę żeby koło ucha łysola dodać cicho - Pamiętaj że co by się nie działo niedziela południe jemy lunch.

- W niedziela w południe? Dobrze, chyba dam ci się uwieść na jakiś obiad. - odparł z rozbawieniem a i zarówno towarzyszki jego bratanicy jak nawet jego sekretarka uśmiechnęły się pod nosem na te rodzinne przekomarzania.

- I jakaś kobieta w ciąży? I jutro chcecie do niej jechać? - wrócił do tego co jeszcze mówiła jego młodsza blond krewna i spojrzał na stojącą obok niej blondynkę. Tylko w okularach. Bo w takim świetle obecność w tej jutrzejszej wyprawie do Rhu pani ginekolog i położnej wydawała się zrozumiała. Ta poczuła się wyrwana do odpowiedzi ale szybko potwierdziła słowa swojej nowej wspólniczki.

- Tak, to dość niejasna sprawa. Dostałyśmy opis. No i wygląda poważnie. Chciałabym się temu przyjrzeć na miejscu. Być może potrzebna będzie obserwacja i kompleksowe badania u nas na oddziale. To taki papierek jak mówi Domino to by nam bardzo pomógł bo pewnie i tak byśmy musiały go dla niej wyrobić. Znaczy dla tej biednej dziewczyny z zewnątrz. - okularnica raźno pokiwała głową i właściwie to nawet bardzo nie rozmijała się z prawdą. Może poza tym, że nie widziały jeszcze pacjentki na oczy i nie było wiadomo czy jest czy nie jest w ciąży. A Manisha chociaż też wtajemniczona w sprawę tego małego spisku to milczała jak grób uśmiechając się na swojej niewinnej, prawie dziecęcej twarzy.

- Mhm. Tak się sprawy mają. To jutro tak? No teraz nie mam tych druczków. Ale to niech któraś z was podejdzie do biura. Albo Domi zajdź do mnie po drodze. No albo ja ci podrzucę jak wrócę do domu. - ordynator pokiwał głową i spojrzał znacząco na Keirę. A jej długopis coś znów szybko zapisał w notatniku.

- Bien sûr papa - blondynka szybko przytaknęła śmiejąc się oczami do mężczyzny naprzeciwko. Na razie szło gładko, jeszcze w niedzielę wypyta go dokładnie o wszystko już bez dodatkowych oczu i uszu.
- Ja do ciebie zajdę, bo dziś piątek. Zanim wrócę do siebie minie parę godzin, a Amelie ma dziś zmianę do późna - utrzymała spokojną minę jakimś cudem.
- Na pewno zanim pójdziesz spać wpadnę na herbatę, bardzo dziękuję… właśnie! Admiralicja cię gania i zarzuca masą ważnych spraw, a ktoś tam się spytał czy ci nie trzeba czegoś? Zakupy? - ostatnie dodała już naprawdę cicho.

- Jakby ci się trafił francuski szampan albo wino byłbym wielce zobowiązany. - brat jej ojca uśmiechnął się wyrozumiale zdając sobie sprawę, że to tak mało realne zamówienie, że musi być odebrane jako żart. Może dlatego, że był ze starszego niż jego bratanica pokolenia i dawny świat mocniej w niego wsiąkł to wciąż zdradzał za nim sentyment. Co najczęściej objawiało się narzekaniem na angielską kuchnię jaka jego zdaniem nie miała startu do francuskiej. Podobnie jak preferował wino niż jak pospolitsza część angielskiego społeczeństwa piwo, whisky i drinki. Ale obecnie o te francuskie rarytasy było bardzo trudno. Jak ktoś nie przyniósł czegoś spoza bazy to raczej w niej samej trudno było już spotkać coś takiego. A i wtedy to się zwykle liczyło na pojedyncze butelki bo ile ktoś tego w jakimś cudem nie rozszabrowanym domu mógł trzymać? Raczej na hurtowe ilości nie było co liczyć.

- Ja jeszcze nie wiem o której wrócę. Już jest… Po 17-tej… A jeszcze trochę mnie tu zejdzie… No cóż, jak cię nie będzie wrzucę ci pod drzwi a jak wrócisz to zapraszam na herbatę. A to gdzieś się wybierasz po pracy jak rozumiem? - powiedział zerkając na zegarek. Wszyscy byli od rana na nogach a tu już faktycznie była pora o której ranna zmiana powinna być już mieć wolne. Ale jeszcze zapowiadało się nieco zajęć, przynajmniej ordynatorowi. Na koniec jednak zwrócił uwagę na tą późną porę powrotną swojej przybranej córki bo zapytał z łagodnym zaciekawieniem właśnie o to.

Jego bratanica zrobiła niewinną minę świętoszki którą, oczywiście, była. Nikt głośno nie protestował, co nie?
- Od razu po pracy chcę zajrzeć do Amelie zobaczyć czy już przygotowała nam rowery na jutro. Potem, mam nadzieję, zdążę po drodze do piekarni po bułki na jutro. Od Bike World do naszego bloku jest parę barów po drodzę, rozejrzę się przy okazji gdzie dziś kotwiczą Tom z Dave’m. Lepiej im przypomnieć że z samego rano muszą trzymać pion przynajmniej na tyle, by dać radę jechać prosto na dwóch kółkach… a ty masz jakieś plany? Co prawda o wino będzie ciężko, ale coś ci przecież mogę podrzucić. - wzruszyła ramionami - Prąd do herbatki.

- Oj chyba nie mam aż tak kiepskich zarobków aby nie stać było mnie na prąd. Ale dziękuję za pamięć. Tak czy inaczej zapraszam. - powiedział nieco rozbawiony ale i ucieszony z tej życzliwej propozycji.

- I pozdrów Amelię, miła z niej dziewczyna. - dodał tradycyjny, grzecznościowy zwrot jakby sobie o nim przypomniał na koniec. - No a ja to sama wiesz, domator jestem to papucie, wanna i spać. Może coś obejrzę do snu aby odpocząć od tego wszystkiego. - wskazał brodą na ten cały pstrokaty tłum jaki siedział przy stołach przy jakich zwykle jadano posiłki.

- Przyznam, że James mnie trochę zaskoczył, że tak chętnie się zgłosił jutro na to rozpoznanie. Znaczy bardzo dobrze, że jakiś lekarz tam jutro pojedzie. Niech to obejrzy co by nam odpowiadało. Ale dotąd James nie był taki wyrywny do dyżurów za murami. No bo po was to szczerze mówiąc trochę się spodziewałem, że do czegoś się zgłosicie. - widocznie jego wzrok wyłowił ochotnika na jutrzejszą wspólną wyprawę do Rhu jaką organizowało kilka działów z ich bazy. I trochę ten zapał przystojnego doktora mu się rzucił w oczy. Bo jak jego bratanica i Manisha co jakiś czas brały udział jako wsparcie medyczne misji poza bazę a Gemma odkąd przystała do załogi też chętnie jeździła na takie dyżury poza bazę, zwłaszcza do rodzinnego Glasgow to chyba nie zdziwiły go aż tak bardzo swoimi zgłoszeniami jak doktor Sivle.

- Pulmonolog, do tego świeżak. Tak jakby bardziej niż podejrzany jeśli chodzi o te znikajace leki. Morfinę czy opiaty może dawkować nawet pielęgniarka… ale deksametazon albo metyloprednizolon? Bo chyba ich mamy najwięcej i są najczęściej podawane. Trzeba podać dobre dawkowanie gdy się bierze leki immunosupresyjne z tocilizumabem… i mam nadzieję że za dużo tego nie dostało nóg, bo i tak nasze zapasy przy aktualnym zapotrzebowaniu są śmieszne. - sapnęła, a potem potrząśnęła głową wracając do uśmiechu.
- Ale już nie będę ci zawracać głowy… i tobie też Kiara, dzięki za rozmowę. - kiwnęła głową, na dosłownie chwilę kładąc dłoń na dłoni ordynatora.

- To nie jest takie trudne. Wystarczy mieć przepisaną receptę ile i kiedy dawkować. Jak ktoś podbiera te leki to tak to potem może dołączyć jak to czy tamto się bierze. Przecież normalnie tak robimy jak można przepisać coś pacjentowi i potem oni to sami biorą. A z płucami i drogami oddechowymi to przez ten pył co się unosi w powietrzu to wiele osób ma pylicę płuc. Ja to widzę u siebie na co dzień po swoich pacjentkach i ich dzieciach. Zresztą Domi pewnie też jak przymuje pacjentów. - Gemma zmotywowała się aby znów poprzeć swoją nową kumpelę i szybko dorzuciła coś od siebie zanim odeszły od ordynatora. Zresztą to, że coraz więcej ludzi ma kłopoty z pylicą płuc i podobnymi schorzeniami to nie było tajemnicą nawet poza szpitalem.

- Dobrze moje panie. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy podejrzani. Ten cleaner miał rację, najmniej są podejrzani ci co nie mają swobodnego dostępu do naszych magazynów leków. Ale poruszyłem tą sprawę dzisiaj na zebraniu w admiralicji. I obiecali nam pomoc. Zajmą się tym profesjonaliści więc proszę nie rzucajmy wzajemnie oskarżeń i nie trujmy atmosfery. Ale na wszelki wypadek miejcie oczy otwarte. Mam nadzieję, że to winowajcy dało do myślenia i się powstrzyma od tego procederu. - łysy ordynator pokiwał głową, że je wysłuchał i przyjął do wiadomości ale mniej więcej utrzymał to co mówił wcześniej publicznie czyli, że lekarze i reszta personelu nie powinna się zajmować śledztwem w sprawie ginących leków. Tylko osoby z zewnątrz, nie związane z nikim no i fachowcy w swoim fachu.

- Coś jeszcze mamy do omówienia moje panie? - zapytał na koniec czy chcą jeszcze coś dodać zanim wznowi prowadzenie reszty zebrania.

- Non papa, c'est tout - Domino pokręciła głową i pożegnała się skinieniem głowy zarówno wujowi, jak i jego sekretarce. Wróciła do stolika z dziewczynami pod bokiem.
- Zbliżają się jego urodziny - mruknęła do nich po drodze - Oby gdzieś po drodze znalazła się flacha albo dwie. Chociaż bardziej żona by mu się przydała - ostatnie parsknęła z przekąsem.

- A to nie ma? - zapytała szybko blondynka w okularach swojej blond sąsiadki. Na tyle szybko, że zaraz dodała coś jeszcze. - Znaczy słyszałam, że nie ma. Ale tak się zastanawiał jak to z nim jest. - powiedziała wzruszając ramionami jakby chodziło o jakiś drobiazg. Manisha wychyliła się trochę bardziej do stołu aby spojrzeć na Gemmę, potem trochę mniej aby spojrzeć na siedzącą obok niej kumpelę i się delikatnie uśmiechnęła.

- Nie ma, nie ustatkował się nigdy - Domino przysiadła udając że nie zauważyła reakcji Gemmy, po co dziewczynę płoszyć. Uśmiechnęła się lekko zamiast tego.
- Przed Impaktem celował w karierę, po Impakcie już miał co innego na głowie - zrobiła symboliczne kółko palcem, zakreślając krąg po okolicy.
- Na przykład mnie dostał w spadku - dorzuciła z szerokim wyszczerzem - A ty masz kogoś w spadku, Gem?

- Oj nie. Niestety. - przyznała blond ginekolog z lekkim westchnieniem jakby to nie było takie proste do wyjaśnienia w parę chwil. Manisha widząc zaś reakcję swojej długoletniej przyjaciółki na to wszystko dostosowała się i nie wtrącała ale słuchała z zaciekawieniem.

- Jak tu zaczynałam to trochę jak twój wuj. Skupiłam się na karierze. Żeby wdrożyć się w te wszystkie procedury i resztę. Powiedziałam sobie “Dziewczyno, to twoja szansa na otwarcie nowego rozdziału w swoim życiu, nie czas teraz na jakieś głupoty.” No i miałam sporo wkuwania. I praktyki. I dyżury za miastem. Niezbyt mi zostawało czasu na coś jeszcze. Właściwie to nadal tak jest bo zapisałam się do tego działu naukowego od Szarańczy i tam też teraz jest dużo wkuwania. I niezbyt czas na coś jeszcze. Więc nawet jak ktoś mi coś proponował to nie chciałam się za bardzo pakować w coś nowego. - powiedziała coś co chociaż częściowo było znane jej sasiadkom jak choćby to o wkuwaniu i zabieganiu. Bo zawodowo była bardzo aktywna. I plotek o jej życiu towarzyskim też coś nie bardzo było słychać. Baza aż tak wielka nie byłaby się rok czy dwa rozmijać po barach i klubach a Domino jakoś się na nią nie nadziała w którymś z nich. Dopiero ostatnio jak w sali gimnastycznej aktorzy z Glasgow dawali te wieczorne występy to zdarzało się tam spotkać młodą panią ginekolog.

Pozostałe dwie kobiety popatrzyły po sobie uśmiechając pod nosem. Kariera, nauka, ciągły pęd aby wiedzieć więcej, stać bardziej przydatnym i iść do przodu swoją drogą. Tylko po drodze gubiło się parę rzeczy.
- Trzeba cię zacząć wyciągać na miasto, tak raz w tygodniu - Domino wzruszyła ramionami - Parę godzin luzu na tydzień inaczej albo zwariujesz, albo bardzo szybko wypalisz… no i nie socjalizując się z okolicą zawsze będziesz postrzegana jako ta obca z zewnątrz. Wtedy ktoś dwa razy pomyśli zanim zacznie ci przypinać łatkę kogoś o lepkich rękach, albo w ogóle to zaproponuje. Nie ma znaczenia jak dobrym specjalistą będziesz, jeśli nie dasz się poznać innym, oni nie nabiorą do ciebie zaufania i jak mówiłam. Zostaniesz obca.

- No tak. Chyba masz rację. Ale to jest jak z kwadraturą koła. W tygodniu to w ogóle nie mam czasu na nic. Albo ginekologia, albo położnictwo, albo dodatkowe dyżury, albo wkuwanie tej całej xenobiologii o tej Szarańczy. A jak jest weekend to okazuje się, że spanie i chodzenie w kapciach to całkiem fajna rozrywka. I zawsze coś trzeba przygotować na nowy tydzień to też trochę jak praca. A jak nawet już bym miała czas to gdzie pójdę? Z kim? Nagle się okazuje, że w sumie inni pewnie już coś robią z innymi a ty nikogo właściwie tak bliżej nie znasz. Nie ma punktu zaczepienia. No to zostają te filmy albo książki. - blondyka w okularach pokiwała w zadumie swoją głową z końskim ogonem i przyznała rację nowej kumpeli. I chyba ta trafiła w sedno z tym wyobcowaniem lekarki z Glasgow z życia towarzyskiego w bazie.

- Ale w ogóle to byłam w “Magnum” i “Syrence” raz czy dwa. Więc wiem gdzie to jest i jak tam jest. Tylko tak samej to trochę dziwnie tak chodzić. - dodała chyba aby czymkolwiek się pochwalić na tym tle i uśmiechnęła się nieco blado do swoich koleżanek. - I na siłownię jeszcze chodzę w niedzielę. To stamtąd znam trochę ludzi. Darlę tak poznałam, ona też tam chodzi. - dodała przypominając sobie jeszcze o czymś. A Darla O’Brian była ich rehabilitantką. No i miała opinię zapalonej fanki fitness. I faktycznie miała bardzo zadbaną i zgrabną sylwetkę jakiejś trenerki personalnej czy kogoś takiego. A w szpitalu zajmowała się osobami po różnych wypadkach z fizycznymi urazami i kontuzjami. Pomagała im odzyskać tyle sprawności podczas różnych ćwiczeń ile to było możliwe.

Domino machnęła ręką.
- Samo się nie zrobi, ani nie pozna. Trzeba wyjść do ludzi, zamiast filmu w domu przejść się do kina… zaproś kogoś na drinka, albo na bezczela podejdź jak będzie stał przy barze i powedz że byś się napiła tego albo tamtego. “Magnum” albo “Syrenka” to dobre miejsca aby kogoś poznać, ale nie każdemu pasuje klimat. No i dobra, są też domatorzy, słyszałaś wujka - symbolicznie pokazała oczami na majora, a potem zaśmiała się pod nosem.
- Chociaż nie zawsze był taki grzeczny i ułożony. Ojciec nie raz opowiadał matce wieczorami co Theo znowu tam odstawił na przepustce. Pamiętam że zawsze kobiety się za nim oglądały, za kołnierz nie wylewał, no ale wiecie jak jest. To było wtedy, teraz jest teraz. Chcesz to go spytam czy nie miałby jakiś filmów. Co lubisz? - spytała drugą blondynkę.

- No jak jestem sama to lubię filmy o Larze Croft. Ale o Indianie Jonesie też. Ale słyszałam, że jak się ogląda coś z kimś to mniej istotne co się ogląda tylko właśnie, że z kimś. - odparła Gemma gdy chwilę szukała w pamięci jakie ma preferencje filmowe. A tego co bratanica mówiła o swoim wuju to słuchała całkiem chętnie. Spojrzała tam na środek stołówki gdzie była lada do wydania posiłków a ów łysy Francuz rozmawiał właśnie z jakimś lekarzem podobnie jak niedawno z nimi.

- Ale to nie wiem czy by dobrze wyglądało. Jakbym się miała z nim spotkać. Znów by było gadanie, że coś sobie przez łóżko załatwiam. - zawahała się gdy spróbowała chyba sobie wyobrazić reakcję szpitalnego środowiska na takie wieści, że młoda lekarka spotyka się ze starszym ordynatorem.

- Znowu? - Jobin wyłapała słowo kluczowe i zanim pomyślała zadała pytanie nasuwające się samo.
- Dlatego opuściłaś Glasgow, czy już tu poszła druna fama… bo ja nic nie słyszałam?

- No tak coś słyszałam tutaj. Że to dziwny zbieg okoliczności, że zrobiłam specjalizację w rok. Więc to podejrzane. No a jak ordynator i szef wydziału są dla mnie tacy mili no to wiadomo co się za tym kryje. - cmoknęła z niezadowolenia albo na te plotki albo na to, że teraz się z tym wygadała. Pozornie to faktycznie mogło się wydać podejrzane. Bo jak sama Domino przeszła przez te szczeble edukacji lekarskiej i należała do pierwszego pokolenia wykształconego już po Impakcie to wiedziała, że wyszkolenie lekarza trwa kilka lat. Ze cztery, pięć lat samych studiów, potem praktyki pod okiem innych lekarzy, egzaminy w końcu własna działalność albo specjalizacja. Wszystko zajmowało z dobre pół dekady albo i dłużej. Więc zrobienie tego w rok faktycznie mogło być podejrzane. Ale gdyby ktoś zaczynał od zera. Co innego jak był praktykującym lekarzem w chwili dotarcia do Clyde. Wówczas jak kogoś takiego sprawdzono, że to żaden oszust to tylko wdrażano go w szpitalne procedury, ewentualnie doszkalano w tym w czym miał braki. Było paru takich lekarzy co dołączyli do szpitala w ciągu ostatnich kilku lat po prostu doktor Hobson była jedną z ostatnich. No i była młodą kobietą co pewnie sprzyjało tego typu plotkom.

- No mniejsza z tym. Wiem, że nic takiego nie miało miejsca, ot to nieco denerwujące. A w Glasgow… - machnęła dłonią jakby chciała zbyć ten temat i wróciła do pytania o jej rodzinne miasto. Ale zawahała się i przygryzła wargę w grymasie skupienia jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:03   #7
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Powiedzmy, że dojrzałam do pewnej kluczowej decyzji w moim życiu. - powiedziała powoli kiwając głową gdy udało jej się to wreszcie ubrać w słowa. Po czym popatrzyła na swoje dwie sąsiadki i uśmiechnęła się wesoło. - Pozazdrościłam tym moim pacjentkom. I zapragnęłam mieć własne dzieci. Zajść w ciążę i urodzić takiego słodkiego maluszka. - roześmiała się ponownie i nachyliła się ku nim jeszcze bardziej. - Niestety nie wiem czy wiecie. Ale do zrobienia dziecka kobieta potrzebuje mężczyzny. - powiedziała cicho jakby zdradzała im jakiś wielki sekret z zakazanej wiedzy tajemnej.

- Fachowa diagnoza, doktor Hobson. Wiadomo już skąd ta błyskawiczna specjalizacja w pani przypadku. Proszę tego jednak nie upubliczniać, strach pomyśleć gdyby ta informacja wyszła poza sektor medyczny - Jobin zrobiła mądrą minę i kiwała głową statecznym ruchem, ale w pewnym momencie spoważniała patrząc na pusty kufel po kawie.
- Urodzić to pryszcz, gorzej z tym co potem. Jeżeli chcesz samego dzieciaka jaki problem? Da się to załatwić w jeden weekend, ale dzieciak i intensywna kariera się wykluczają… i dogadałabyś się z papą - prychnęła, podnosząc wzrok na okularnicę.
- O tych dzieciakach, może wtedy dałby mi wreszcie spokój i się odpierwiastkował. Jeśli zaś chodzi o plotki to miej je gdzieś, serio. Myślisz że ile razy słyszałam tekst o nazwisku, “bo przecież Jobin”, i inne pierdoły. Bardziej ich boli kiedy masz ich i ich opinię w głębokim poważaniu, szkoda życia na kwaśnych ludzi… albo jak chcesz dzieciaka pigmentododatniego to podpytaj o tego czarnego ogiera co tu grasuje po okolicy.

- Ano tak, bo ty też jesteś Jobin. To pewnie też ci dokuczali i obgadywali. “Bo wujek”. - ginekolog uniosła brwi do góry jakby dopiero teraz skojarzyła, że nie tylko ona mogła być obiektem plotek i złych języków. Współczująco poklepała dłoń drugiej blondynki i chyba zrobiło jej się trochę lżej jakby ten ciężar dało się rozłożyć na dwie pary ramion. Ale wróciła zaraz do weselszych tonów.

- A z tym czarnym dzieciakiem to się nie śmiej. Jest taka śliczna! Bo to dziewczynka. Rozmawiałam z Jane o imieniu dla niej. Znaczy bo to jej mama. Na razie stanęło, że albo Josephine albo Fabienne. Bo ona lubi Francję, francuski to uczyła się w szkole jak jeszcze te szkoły działały, parę razy była w Paryżu i na tych waszych zamkach nad Loarą no i w ogóle zakochana we Francji jakby Angielką nie była. - roześmiała się nieco ironicznie ale raczej rozbawiona. Bo ta tradycyjna angielsko - francuska niechęć była nie mniej historyczna niż angielsko - szkocka. Ale raczej w żartach, szantach i folklorze niż w życiu codziennym.

- A o tego jej ogiera to się wypytałam bo też mi to chodziło po głowie. No i powiem wam, że to niezły numer z tym wyszedł, całkiem sporo wyskoków w bok miała Jane zanim do nas trafiła. I chyba do niego wróci. Tak myślę. Bo coś mi nie wygląda aby miała zamiar wrócić do męża. Powiedzmy, że nie wypowiada się o nim zbyt dobrze. - ginekolog i położna nieco ściszyła głos ale, że była lekarzem właśnie na tym dziale i to prowadzącym ową Jane jeszcze przed porodem to widocznie wiedziała coś więcej niż reszta szpitala ale do tej pory o tym nie mówiła.

- No ale nawet jakbym już się dała zaciążyć temu czy tamtemu no to cóż… No niekoniecznie bym chciała być matką samotnie wychowującą dziecko. Wolałabym z kimś. No a to by wypadało założyć rodzinę a powiedzmy, że panowie jacy mi się tu trafiają… No cóż… No jakoś tego z nimi nie widzę. Zawsze coś. - westchnęła wracając do swojego własnego przypadku. I chyba zgadzała się z Domino, że samo zajście w ciąże to ostatecznie byłoby pewnie do zrobienia w ten czy inny sposób. No ale to co dalej to już była mniej pewna wizja. A marzyła jej się widocznie jakaś stabilizacja w tej materii.

- Wiesz kto to jest? Ojciec tego dzieciaka - doktor Jobin popatrzyła z uwagą na drugą blondynkę i prychnęła.
- Chciałabym z nim pogadać, bo chcąc nie chcąc robi krecią robotę innym czarnoskórym. Mało nam problemów na podgrodziu aby jeszcze rozpoczęły się łowy na czarownice i w ludziach odpaliła się opcja segregacji rasowej? Cofnęliśmy się technicznie oraz jako cywilizacja kilka setek lat wstecz, nie musimy tego samego robić społecznie… a co do tej Jane wszystko fajnie, ale jak już się chciała pruć powinna odejść od męża zamiast robić takie cyrki ze skokami w bok. Jaka by druga strona nie była trzeba szanować siebie i ją czy tam jego. Puszczanie się w związku małżeńskim szanowaniem nie jest, ani na szacunek nie zasługuje. Albo sie bawisz, albo pilnujesz jednej dziury albo badyla, c'est tout le mystere. To cała tajemnica. Nigdy nie jest idealnie i w stu procentach perfekcyjnie. Zawsze są mankamenty.

- No tak, ta cała sprawa jest dość skomplikowana. Wszystko się tam popieprzyło. - przyznała zadumanym tonem doktor Hobson. - Ale to chyba lepiej jakbyś najpierw porozmawiała z Jane. Mnie się wydaje, że tam u nich to już od dłuższego czasu nie było dobrze w tym małżeństwie. I też się trochę dziwie czemu nie rozstali się wcześniej. Bo po porodzie to już mleko się wylało. - powiedziała namyślając się przez ten czas nad tą skomplikowaną sprawą.

- Ale z segregacją rasową i tak dalej to chyba nie. Wydaje mi się, że wyrośliśmy już z tego. Nie sądzę aby ktoś chciał wprowadzać niewolnictwo czarnych czy coś takiego. No nawet z tą Jane i jej dzieckiem. No ludzie gadają o tym ale pewnie dlatego, że nie da się ukryć, że to nie jest małżeńskie dziecko. Ale czegoś rasistowskiego to nie słyszałam. - powiedziała mrużąc oczy gdy starała sobie przypomnieć czy było coś co by uzasadniało obawy koleżanki.

- Wkrótce może zabraknąć prądu, a co za tym idzie wrócimy do pracy rąk, a Anglia ma całkiem pokaźną historię imperialnych podbojów i wykorzystywania innych nacji dla własnego bogactwa czy tam wygody - Jobin wzruszyła ramionami - Nie słyszałaś tam gdzie bywasz, a Clyde jest spore. Lepiej dusić takie rzeczy w zarodku zanim wykiełkują. I tak stoimy na granicy wojny domowej, słyszałaś co się dzieje pod murem po zewnętrznej stronie. Jedna iskra i cholera wie jak to się potoczy - skrzywiła się mało wesoło.


Piątek; zmierzch; Bikes World

Jak blondwłosa doktor wychodziła przez główne wejście szpitala to już było dobre dwie godziny później niż zwykle. Te zebranie i pochodne tyle czasu zajęły. Ale przynajmniej w ciepłym i oświetlonym wnętrzu przyszło jej przeczekać burzę pyłową jaka przewaliła się przez położone nad szkocką zatoką miasto. Wcześniej to był tylko widać te przewalajace się ciemne tumany za oknem. Ale jak wyszła to wszędzie leżała ciemna warstwa sadzy i popiołu przyniesiona przez wiatr. Pokrywała wszystko, zaspy, zdeptany śnieg, schody, płoty i chodniki. I dalej sypało. Ale tym razem drobnym, puchowym tradycyjnym śniegiem. Jaki powoli przykrywał ten ciemny, żałobny całun. W takiej scenerii szła przez ciemne ale nie bezludne miasto. Nad głową miała ponure chmury nocnego nieba. Na szczęście bazie, dzięki niezmordowanej pracy reaktorów nuklearnych na statkach wciąż paliły się uliczne latarnie i światła w oknach. Co rozjaśniało większość tego nocnego mroku. A wieczór dopiero się zaczynał więc ludzi na ulicach było sporo. Większość wracała do domów, niektórzy pewnie szli na nocną zmianę jeśli ją mieli albo z lub na zakupy. A ona szła do Bikes World, głównej bazy rikszarzy i największy punkt zajmujący się rowerami.

- O. Cześć Domino. Coś się stało? - Amelię zastała jak siedziała przy jakimś rowerze naprawiając go. Miał zdjęte pedały i coś tam w nich czyściła. Była ubrana w roboczy drelich no i bluzę z kapturem. Chociaż tym razem ściągniętym. Widok przyjaciółki i gospodyni tutaj w warsztacie do jakiej skierowali ją jej koledzy trochę ją zaskoczył. Więc wstała nieco niepewna co ją sprowadza do tego warsztatu.

Domino za to najpierw ściągnęła własny kaptur i otrzepała go. Tak samo jak szal i maskę pod szalikiem. W lusterku na ścianie sprawdziła czy zacinający śnieg zostawił jej na twarzy ślady sadzy, ale że zacinał od tyłu oszczędził makijaż oraz dobre samopoczucie lekarki.
- Cześć Amy, mam sprawę… a raczej kilka i chciałam pogadać. Dasz sobie pięć minut przerwy czy gdzieś tu przysiąść i mówić w trakcie? - wskazała na rozebrany rower.

- No to chodź do automatu. - Australijka złapała za ścierkę i zaczęła wycierać o nie dłonie. Po czym wskazała na drzwi i obie ruszyły w ich stronę. Po chwili doszły do sąsiedniego pomieszczenia jakie pełniło rolę kantyny czy raczej kanciapy. Stała tu mikrofala, lodówka i czajnik na wodę. No i automat który kiedyś Domino naprawiała. I jak było go czym uzupełnić to można było się częstować kawą, kakao, czekoladą czy innymi proszkami jakie dało się zalać wrzątkiem aby uzyskać coś gorącego do picia.

- Chcesz coś? - zapytała wskazując na klawiszową zawartość blaszanego pudła. I czekała na to i na to z co kumpelę sprowadziło do jej pracy.

Blondynka pokiwała głową wyjmując z torby na ramieniu paczkę zawiniętą w szary papier. Odwinęła go ukazując kartonowe pudełeczko, a w nim poukładane drożdżowe bułeczki z owocami i kruszonką.
- Te kwadratowe są z jabłkami, a okrągłe jakaś marmolada… i jak można to gorącą czekoladę. Robi się naprawdę paskudnie na noc. Przez chwilę myślałam że mnie zwieje przy rotundzie prosto w szaro-czarną hałdę na poboczu… no ale się udało - z uśmiechem przysiadła na jednej z szafek, pozbywając się po drodze płaszcza który powiesiła na jednym z krzeseł.
- Musimy jutro rano jak najszybciej dostać się do Rhu, chciałabym wypożyczyć cztery rowery od was. Takie, które się po drodze nie rozwalą. O siódmej rano ruszamy, przed trzecią po południu będziesz już je miała z powrotem.

- Oo… - przyjaciółka pokiwała głową widząc te słodkości jakie przyniosła Francuzka i dała głową znać aby położyła je na szafce obok. Sama jednak zrobiła nieco zdziwioną minę słysząc o tej prośbie. Ale zajęła się wstukiwaniem swojego zamówienia. Gdzieniegdzie te automaty do kawy się zachowały jak choćby w szpitalu, w admiralicji czy innych takich dużych, urzędowych miejscach. Ale rowerzyści z Bikes World jakby się uparli zachować swój automat w sprawności. Nie było to aż takie trudne jak regularne uzupełnianie zasobników aby było co sypać do kubków.

- Do Rhu? To za bazą. Cztery rowery? Na pół dnia? No tak, coś się znajdzie. 7 rano? Hmm… To bym musiała pójść z wami by wam otworzyć i wydać te rowery… A to co tak nagle? Rano nic nie mówiłaś. Coś się stało? To z kim chcesz jechać? I po co? - mówiła jak czekała na napełnienie kubka a potem w nim zamieszała i w końcu postawiła na szafkę o jaką się oparła tyłkiem a sama wzięła jedną z bułeczek przyniesionych przez przyjaciółkę. Mówiła jakby to było do zrobienia chociaż ona sama musiałaby się pofatygować jutro rano. No i zdziwiła się skąd ta nagła potrzeba odwiedzenia Rhu i to nie samej.

- A bo to wyszło nagle - Francuska rozłożyła ręce - Widziałaś ogłoszenie na słupie? Tej Britanny? Mamy u nas w szpitalu doktora oblecha który sobie wymarzył laskę co mu nie będzie mogła powiedzieć “nie” i spełni wszystkie spieprzone fantazje kiedy będzie chciał w zamian za kąt u niego. Zgłosił się aby iść jutro o dziewiątej do Rhu z chłopakami z marynarki tylko po to, aby ją zgarnąć. W szpitalu przywala się i proponuje swoje porąbane pomysły lekarkom i pielęgniarkom. Manisha go spławiła, ale to Mani. Gemma, ta nowa z położnictwa też odrzuciła jego propozycje przez co dziś… a mamy złodzieja - ściszyła głos, kręcąc głową.
- Ktoś podprowadza leki, na razie to nasza wewnętrzna sprawa, jednak wysyłają śledczych. Doktor oblech bardzo wyraźnie dziś sugerował na zebraniu że sprawdzanie trzeba zacząć od nowych. Tak, mści się po części, po części swoją dupę ratuje. Nie mówię że to on, ale gnoja nie lubię i bym się nie zdziwiła. Niemniej póki go nikt za rękę nie złapał zostaje zasada domniemania niewinności. Dlatego razem z Gem jedziemy wcześniej żeby dziewczynę sprowadzić. Wystawimy lewe zaświadczenie o ciąży, zamieszka na razie u niej i w międzyczasie ogarniemy jej papiery na stały pobyt. Pozostałe dwa rowery są dla Dave’a i Toma. Jeszcze nie wiedzą że nam jutro towarzyszą z rana, ale się dowiedzą. No i tutaj dochodzimy do drugiej sprawy. Może być dziś ciężko spać… - popatrzyła na przyjaciółkę czując, że robi się czerwona.
- Znaczy… może, ale nie musi. Jest pewien pomysł, tylko wykonanie… zależy czy w ogóle wyjdzie, jeśli jednak pójdzie… weź z kuchni zatyczki, bo nie dam rady obiecać że będzie cicho. Trzecia rzecz już mniej przypałowa. W Dzień Pamięci organizujemy kolację dla samych swoich. Co byś zjadła? Taka trochę ostatnia wieczerza, następnego dnia wybywam za Clyde na trochę.

- Ojej. - powiedziała w końcu rowerzystka gdy jej kumpela w końcu skończyła wymieniać te wszystkie litanie. Do tej pory jak słuchała to się nie odzywała. Ale sporo mówiła jej twarz. W większości wyrażała zaskoczenie z domieszką innych uczuć. Już od samego słuchania o doktorze Sivle chyba go nie polubiła nawet jakby okazał się najprzystojniejszym mężczyzną jakiego w życiu spotkała. Kiwała głową w zrozumieniu skąd ta nagła poranna wyprawa du Rhu. I jadła tą bułeczkę popijając kakao ze swojego kubka.

- Oj to widzę się dzieje. - uśmiechnęła się nieco i popiła kolejny łyk ciepłego płynu. Przełknęła i zastanawiała się jeszcze chwilę.

- Dobra nie bój się, załatwię ci na rano te rowery. Mamy trochę zapasowych. Ale to wy chcecie przywieźć tutaj tą dziewczynę? Ty ją w ogóle znasz? No w każdym razie może rikszę weźmiecie? To ktoś by mógł ją wsadzić do środka i przywieźć tutaj. Bo tak piątego roweru dla niej nie bardzo jest jak zabrać no a wracać na piechotę albo z nią jako drugą to nie bardzo. A te twoje lowelasy to trochę podpakowane jak widziałam to chyba mogliby podrzucić dziewczynę. - uspokoiła Domino aby się nie martwiła o te pedałowe środki transportu na jutro rano. A nawet wydawała się w pełni popierać ten pomysł. I nawet zaproponowała jako rowerowa taksówkarka jakieś rozwiązanie dla piątej pasażerki.

- Ale kutas z tego doktorka ci powiem. Biedna dziewczyna. Nie widziałam tego ogłoszenia ale chłopaki kogoś podwozili do szpitala to wrócili podjarani ogłoszeniem o wdzięcznej ślicznotce za miastem. No ale myśleliśmy, że to fake i se jaja robią to chyba nikt tego nie wziął na poważnie. No przynajmniej ja nie wzięłam. Wiesz jak się czeka na zewnątrz na klienta na tym mrozie to różne głupoty przychodzą do głowy. - dała znać, że z ogłoszeniem Brittany coś tam do niej skapnęło ale widocznie nie przejęła się tym za bardzo póki brała to za zmyśloną plotkę.

- I leki wam giną? W szpitalu? Jej to nawet w szpitalu kradną? Eh… Pewnie na handel. Teraz leki mają wzięcie. Każdy jakichś potrzebuje albo by wziął jak mógł gdyby musiał potrzebować. Ale policja się tym zajmie? To dobrze. Niech złapią kutasiarza. Mam nadzieję, że to ten oblech co mówiłaś. Najlepiej by go pognali precz. - przyznała, że jest nieco zaskoczona i rozczarowana tym, że w tak budzącej zaufanie instytucji jak szpital dochodzi do takich rzeczy.

- A w ten Dzień Pamięci to za tydzień. To u nas będzie ta impreza? Czy gdzieś na mieście? I jak to wybywasz na trochę? Wyprowadzasz się czy co? - tego też się nie spodziewała bo się dopytała o więcej detali w sprawie obchodów rocznicy końca świata w jakim się urodziły i dorastały a miała być za tydzień.

- I te zatyczki na dzisiaj mówisz… Znaczy będziemy mieć gości na noc? - na koniec trochę się uśmiechnęła zerkając z życzliwym zaciekawieniem na blondynkę stojącą obok.

Lekarka zaśmiała się nerwowo, poprawiając włosy i gryząc ciastko z marmoladą jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
- Możliwe że nie wrócę sama… tylko błagam Amy, co by się nie działo Theo nie może się dowiedzieć bo by mnie chyba zamordował. - parsknęła trochę sztucznie. Nie chodziło nawet o to że major będzie zły, ale że jeśli wyjdzie to gdzieś dalej będzie problematycznie.
- Zgłosiłam się na wypad za miasto, do Ardlui. Jest tam stacja benzynowa, zobaczymy co da się odzyskać i jak wygląda sytuacja w okolicy. Planujemy założyć tam przyczółek, zgarnąć paliwo a także wszystko co przedstawia jakąkolwiek wartość. Należy ustalić posterunek, zabezpieczyć teren… z Manią zostałyśmy wsparciem techniczno-medycznym z ramienia szpitala, aby potem nikt nam nie zarzucił bierności w trudnych czasach. Zostawię ci jedzenie i kasę na zakupy, poradzisz sobie przez tydzień czy dwa, co nie? W razie czego pogadam z wujkiem aby zaglądał czy czegoś nie potrzeba.

- O, tydzień czy dwa? Sporo. - brwi Australijki uniosły się do góry gdy znów kumpeli udało ją się zaskoczyć. Pokiwała głową ale w końcu się uśmiechnęła.

- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie. Chociaż trochę smutno i pusto będzie bez ciebie. No ale jak musisz to jedź. Poczekam na ciebie. - powiedziała kładąc jej dłoń na ramieniu jakby chciała dodać jej otuchy.

- A na dzisiaj wieczór to widzę masz poważne plany. No mną się nie przejmuj. Dzisiaj to będę pewnie odsypiać u siebie. Może jutro wieczorem zabaluję. Derek wymyślił nowy skok. I jutro będziemy próbować. Więc potem albo będziemy pić i się drzeć, że się udało albo nie. - znów machnęła dłonią na znak, że takie plany Domino nie powinny kolidować z jej własnymi. A widocznie na jutro była już umówiona ze swoim kapturowym towarzystwem ze skate parku na jakieś hopsanie.

- A z wujkiem będę milczała jak grób. Ale z tym głośnym zachowaniem to pamiętaj, że on mieszka pod nami. - powiedziała wskazując palcem na podłogę. Ale pewnie chodziło jej o podłogę w ich mieszkaniu bo pod nimi właśnie mieszkał major Jobin. - Ale jeśli nawet to chyba cię jednak nie zamorduje. W końcu już jesteś dorosła nie? - dodała tonem pocieszenia.

- W sumie wolałabym aby mnie zamordował niż potem nie odzywał albo co gorsze… osądzał tym swoim rozczarowanym spojrzeniem - Jobin jęknęła. - Dobra, czyli zostaje knebel… chcę spróbować Hyper. Juls nie mogła się go nachwalić, a ja miałam naprawdę… chujowy tydzień. W razie czego jak mnie nie będzie zgarnij kumpli do nas, tylko mi nie porozwalajcie mebli ani żeby nie ruszali prochów. Sypialnie są dwie, po prostu zanim wrócę wymień pościel i będzie w porządku… i zostawię ci coś na rano w poniedziałek. Żeby kac ci głowy nie rozwalił. Dzięki Amy, bez takiej skrzydłowej daleko bym nie zaleciała.

- Nie ma sprawy, co się nie robi dla swojej najlepszej kumpeli na świecie. - Amy na chwilę objęła tą najlepsza kumpelę i po przyjacielsku cmoknęła ją w policzek. Po czym puściła i złapała za kolejną drożdżówkę.

- I chcesz spróbować Hyper? - zapytała na wszelki wypadek ciszej chociaż i tak były tylko we dwie w tej kanciapie. Umoczyła kawałek bułki w kakao i zaśmiała się cicho. - Ty, poważna, profesjonalna pani lekarka? - roześmiała się rozbawiona trochę głośniej i znów ugryzła kawałek bułki.

- Też się zastanawiałam czy to tak działa jak mówią. Też słyszałam, że jest… No Hyper! - pokiwała wesoło głową na znak, że sama chyba aż tak bardzo nie różni się ciekawością co do tego nowego i tak zachwalanego narkotyku.

- To Juls to ma? To może z nią potem pogadam. Ale to zobaczę po moim blond króliczku doświadczalnym jak to działa. Musisz mi koniecznie rano wszystko opowiedzieć! I to ze szczegółami! A nie jakieś gówniane “było ekstra”! - pogroziła jej palcem na taką ewentualność ale widać było, że podziela radość, ekscytację i oczekiwanie swojej gospodyni co do tego eksperymentu.

- Dobra to dziś nie będę się szlajać po nocy tak jak wczoraj. Mam klucze to się jakoś włamię do domu. A jakby co to o której mam was budzić jutro rano? - zapytała na wszelki wypadek już tak trochę organizacyjnie na dzisiaj i jutro.

Blondynka odwzajemniła uścisk, a potem śmiała się cicho pod nosem i kręciła albo kiwała głową, w zależności od tego co Amelie mówiła.
- Masz pełen raport jak w banku, łącznie z toksykologią po wszystkim. Zobaczymy jak to dokładnie działa, ciekawe tylko czy Wingfield i Moore na to pójdą… booo tak pomyślałam, że skoro i tak razem ruszamy rano to zamiast się szukać po mieście, ruszymy z jednego punktu. Wtedy odpada ryzyko ze ktoś gdzieś zabaluje i zapomni. Podniesiesz nas o szóstej to w pół godziny się przyszykujemy, przed siódmą dotrzemy tutaj. - wyjaśniła, dając jak najbardziej logiczne wytłumaczenie planów nie do końca standardowych.

- Oo! To ich obu weźmiesz? Na raz? I jeszcze Hyper! No, no… Jej to aż nie będe się mogła doczekać do jutrzejszego rana! No i trzymam za ciebie kciuki! Znaczy za was wszystkich. - rowerzystka zabujała brwiami i roześmiała się rozbawiona na całego. Ale dało się wyczuć, że cieszy się szczęściem kumpeli i życzy jej jak najlepiej.

- To o 6 rano? Dobra to będe was budzić. Mam nadzieję, że po tym Hyper dacie się dobudzić. No i tak, to by wasza trójka była razem to rano byłoby łatwiej. A ta koleżanka? To gdzie się z nią umówiłaś? - pokiwała głową i zjadła kolejny kawałek drugiej bułki popijając go kakao.

- Lej nas wodą, bij kijem. Musimy wstać - odparła Jobin, upijając z kubka - Gem ma czekać tutaj, przed sklepem… i masz rację, naszykuję nam na rano porcję witaminek na pobudzenie, przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Bycie lekarzem na swoje plusy co nie?

- Dobra, tak zrobię. To teraz gdzie? Jesteś jakoś z nimi umówiona? Bo ja to skończę z tymi pedałami i mogę wracać do domu. Zrobić wam jakąś kolację? Albo śniadanie? W sumie śniadanie to wam zrobię najwyżej potem zjecie. - zastanawiała się na głos nad dalszymi krokami chcąc pomóc kumpeli w realizacji jutrzejszych i dzisiejszych planów na ile by mogła.

Teraz to Domino wyściskała brunetkę, całując też w oba policzki. Powiedzenie o skrzydłowej wszak nie wzięło się znikąd.
- Byłoby świetnie, normalnie znowu mi ratujesz sytuację. Zobaczysz, w końcu dostaniesz tą pelerynę bo superbohater musi ją mieć - pokazała jej język i kontynuowała radosnym tonem.
- Teraz lecę do Juls, po drodzę sprawdzę Neptuna no i Syrenkę, czy tam nie siedzą. Jak nie oni to ktoś od nich, popytam. Clyde to nie Paryż, znajdziemy się jakoś… i właśnie. Zastanówcie się z ekipą czego byście potrzebowali ze stacji benzynowej.



[media]http://www.youtube.com/watch?v=srxRk8VD19U[/media]
Piątek; zmierzch; klub “Nocna Syrena”


Jak ubrana na zimowo blondynka wychodziła poza bramę “Bikes World” to sytuacja na zewnątrz za bardzo się nie zmieniła. Dalej było ciemno, dalej z nieba spływały białe, zimne płatki przykrywając te co spadły wcześniej. Więc świeża pokrywa bieli powoli przykrywała czarny kobierzec jaki napadał pod koniec dnia. A śnieg był przez przechodniów na nowo. Podobnie skrzypiał pod butami lekarki. I tak przez te wieczorne ulice aż dotarła do głównego wejścia jednego z najpopularniejszych lokali rozrywkowych w bazie. Do klubu nocnego “Nocna syrenka” gdzie pracowała Julia i reszta syrenek. I gdzie co wieczór a w weekendy zwłaszcza, schodziło się sporo różnorakich gości z całej bazy. Zwłaszcza takich co przychodzili po szybką i energiczną rozrywkę albo chcieli sobie chociaż popatrzeć na ślicznie wyginające się na scenie śliczne syrenki.

Po drzwiach wejściowych był hol i portier z dwoma ochroniarzami. On stał za ladą i głównie przyjmował kurtki i płaszcze do szatni. Oni stali przed wewnętrznym wejściem i mówili “nie” kiedy była taka potrzeba. No albo pomagali gościom jacy mieli chwilkę zapomnienia aby wyszli na zewnątrz złapać świeżego powietrza dla ochłody serca i umysłu. Młoda, długonoga blondynka raczej na tym etapie nie miała kłopotów dostać się przez ten próg wejściowy. I już z tego miejsca czuła przyjemne ciepło ogrzanego pomieszczenia i tylko troche wytłumione odgłosy muzyki jakie wabiły do środka. Potem jeszcze wewnętrzne drzwi i już była w środku.

Stężenie muzyki wzrosło a, że był piątek, początek tradycyjnie pojmowanego weekendu to i gości było całkiem sporo. Bywała tu na tyle często by nieźle się orientować co jest co. Chociaż niekoniecznie oznaczało, że musi Julię spotkać zaraz na wejściu. Tym razem jednak szczęście jej dopisało. Bo na scenie dostrzegła swoją ulubioną syrenkę. Akurat miała występ i sądząc po stopniu negliżu to była gdzieś w połowie. Ale chyba jej jeszcze nie zauważyła. Za to ona sama przykuwała sporą uwagę widowni i co jakiś czas ktoś wabił ją na skraj sceny aby podarować jej talon no i choć na chwilę móc nacieszyć ręce dotykiem tej zgrabnej tancerki.

Domino przeszła przez salę, wymijając stoliki i kręcących się gości oraz kelnerki, aż sama podeszła pod scenę. Stanęła przy jednej z jej krańców szczerząc się wesoło i obserwowała pokaz Juls, mrużąc oczy. Było na co popatrzeć, zresztą jak zawsze gdy Niemka zaczynała swój show. Gdzieś kątem oka dostrzegła też w pewnym momencie znajome gęby Wingfielda i jego ludzi. Siedzieli całą sześcioosobową grupą niedaleko podestu, nic niespodziewanego przecież był piąteczek.
Lekarka poczekała aż tancerka ją zauważy, a gdy tak się stało podniosła rękę i przywołała ją do siebie skinieniem palca.

Szatynka dojrzała swoją ulubioną blond GP i w ogóle kumpelę. Ale uśmiechnęła się do niej samym zmrużeniem oczu. Już była nieźle “zrobiona” bo niewiele jej na sobie ciuszków zostało. Ale wciąż to niewiele co ją zakrywało umiała tak podkręcić, że temperatura rosła wokół sceny. A póki co wygięła się zmysłowo łapiąc kontakt wzrokowy z Domino. Po czym opadła na kolana a potem na czworaka. I niczym jakaś seksowna tygrysica zaczęła kroczyć do tego skraju sceny gdzie czekała na nią Francuzka. I zrobiła z tego taki mały show w show. Bo dość szybko widzowie, w większości mężczyźni zorientowali się, że tancerka obrała kogoś na celownik. Zwykle tak robiła gdy ktoś ją wabił talonami. I zwykle byli to mężczyźni. Działało nieźle. Tym razem jednak ku przyjemnemu zaskoczeniu widowni okazało się, że syrenka skrada się do długonogiej blondynki. I z każdym krokiem ekscytacja widowni rosła. Aż Julia Lowe dotarła tuż na skraj sceny. Wtedy nieco wyprostowała się i objęła ramionami szyje stojącej kobiety.

- Cześć kwiatuszku. - powiedziała słodko głaszcząc palcami jej kark. Ale przez te hałasy i muzykę to pewnie nawet siedzący przy stołach i sofach klienci tego nie słyszeli mogli co najwyżej podziwiać nowy wątek przedstawienia.

- Mam coś dla ciebie. Coś co ci się spodoba. Ale niestety nie mogę ci tego teraz dać. Będziesz musiała pójść ze mną na zaplecze po występie. Albo poczekać aż ci przyniosę. No i widziałaś kto tam siedzi pod sceną? Coś ci bogowie łowów chyba dzisiaj sprzyjają. - mruczała jej aksamitnym głosem prosto w twarz nieco kiwając głową w bok gdzie siedziało pół tuzina łowców Szarańczy.

- Poczekam złota rybko - Jobin z zębatym uśmiechem przytuliła tancerkę, kołysząc się w rytm muzyki, a jej dłonie gładziły odkryte plecy i żebra aż do bioder, a potem z powrotem.
- Powiesz potem jakie życzenie chcesz ode mnie - dodała cicho gdy końcem nosa jeździła od barku poprzez szyję aż do ucha brunetki.
- Życz mi szczęścia, łowy uważam za rozpoczęte - zakończyła całując ją najpierw w policzek, a potem koniec nosa.

- Dobra to ci przyniosę. A życzenie to mam takie, że kiedyś musimy spróbować ten towar razem. I oby było coś fajnego do wyrwania to byśmy zaszalały na całego. - wymruczała przyjemna dla oka i w dotyku tancerka. Co tak przyjemnie dla oka i dotyku ruszała się w objęciach stojącej przy scenie blondynki.

- Jak będę odchodzić to trzepnij mnie w tyłek. Chłopaki to uwielbiają. - powiedziała jeszcze też wodząc nosem po twarzy kumpeli. Po czym tak jak zapowiedziała odwróciła się z powrotem ku scenie wystawiając przy okazji swoje zgrabne, tylne wdzięki w tak naturalny sposób jakby się w ogóle nad tym nie zastanawiała. I pomysł aby trzepnąć w ten zgrabny tyłek pewnie nasuwał się sam. Gdy Domino to zrobiła tancerka jęknęła artystycznie rozkosznie a widownia roześmiała się, ktoś zagwizdał, ktoś zaklaskał gdy faktycznie ten detal przypadł im do gustu. A po chwili już Julia klęczała na innym krańcu sceny pozwalając aby jakiś talon został jej wsadzony za biustonosz. A sama Domino widziała zaciekawione spojrzenia klientów jakie sobą wzbudziła tym drobnym epizodem z popularną syrenką. A i łowcy ją w końcu dojrzeli a przynajmniej zawołali.

- Ej! Domino! Chodź do nas! - krzyknął ten najgłośniejszy i najbardziej rozwydrzony z całej szóstki. Ale i reszta to podłapała wołając ją i wzywając gestami aby do nich dołączyła. Mieli dzisiaj widocznie pełny skład.

Najbliżej siedział Zszywacz. Tak go zwali bo był ich paramedykiem. No i rzeźnikiem bo wyrzynał te wszystkie organy i próbki okazom Szarańczy jakie udało im się rozwalić aby wrócić z nimi do bazy i oddać jajogłowym. Pewnie tym samym do jakich ostatnio zapisała się Gemma. Obok niego siedział Bear. On u nich był ckm-istą. I miał posturę zapaśnika czy innego ciężarowca. Duży facet do dźwigania i obsługi ciężkiego sprzętu. Potem Olivia. Pewnie ona była z chłopakami ostatniej nocy jak ich Amelia spotkała bo mieli tylko jedną kobietę. Ona robiła u nich za zwiadowcę ale głównie strzelca wyborowego. A dalej Tom i Dave. Dziwnym zbiegiem okoliczności Dave siedział Tomowi na kolanach w pozie wdzięcznej panienki. Ale nic sobie z tego nie robił i darł się z nich do Domino najgłośniej. No i Hank co był ich łącznościowcem i ogólnie technikiem.

Lekarka przebiła się do nich, machając po drodze i szczerząc zęby. Czyli rodzinka w komplecie, wszyscy cali i widać nie cierpieli od kontaktu z czerwoną mgłą skoro byli tutaj, a nie w lazarecie.
- Siemasz wiara - przywitała się podchodząc do nich i stanęła tak, aby oprzeć się dłonią o ramię Wingfielda. Popatrzyła w dół i zamrugała.
- Widzę że przyszedłeś z żoną, czyli dzisiaj ty robisz za tego co nosi spodnie, dobrze. Bo mam sprawę to już wiem z kim gadać, a komu zaglądać w dekolt - mrugnęła Dave’owi, a potem popatrzyła na pozostałych.
- Ciągle mają tu coś czym da się przepłukać gardło bez jego wypalenia? Posuńcie się, nogi mi odpadają i potrzebuję browara. Albo kolejki. Czas w końcu zacząć świętować najważniejszy dzień w tygodniu.

- Dekolt? Olivia uważaj, Domino ci chce zaglądać w dekolt, zobacz jak się ustawiła. A potem to zaraz zacznie grzebać, wiadomo po co się zagląda w dekolt. - przywitali się z nią wszyscy no ale jak zwykle ich cwaniak pierwszy przejął inicjatywę w rozmowie. Złapał Toma obejmując go za szyję i jeszcze bujał nogami jakby wręcz prowokował do jakichś gejowskich komentarzy. Ale z troską i uwagą odezwał się do siedzącej obok koleżanki jakby chciał ją uczciwie przestrzec przed niemoralnymi zakusami nowoprzybyłej.

- Tak? - pani snajper spojrzała na niego, potem podniosła głowę do góry jakby chciała sprawdzić jakość tych ostrzeżeń. Była w jakiejś kiecce a nie w mundurze zresztą podobnie jak panowie. Więc na pierwszy rzut oka wyglądali jak klubowicze a nie jakieś łapsy xenomoprhów. - I dobrze! Wreszcie ktoś mi będzie zaglądał w dekolt! Wiesz Domino? Oni mi w ogóle tam nie zaglądają! Ani gdzie indziej! Nawet w tyłek mnie żaden nie klepnie! A przecież każda kobieta ma swoje potrzeby prawda? No sama zobacz jak oni się zachowują. - niespodziewanie Olivia chyba już nieco dziabnęła z tych kolejek bo była wesolutka jak skowronek. A przybycie lekarki potraktowała jak niespodziewaną, siostrzaną odsiecz aby móc się poskarżyć. I wskazała na tańczącą Julię którą przed chwilą Francuzka tak ładnie trzepnęła w tyłek aż się wszyscy ucieszyli.

- Masz browara. I siadaj. - Hank z uśmiechem wręczył jej właśnie otwartą butelkę piwa i wskazał na wolne miejsce między sobą a Tomem.

- Dzięki - Jobin przyjęła butelkę pakując się między ostatnią dwójkę. Usiadła wzdychając bo poczuła ulgę. Wreszcie piątek. Z tej radości przechyliła piwo pijąc parę solidnych łyków.
Sapnęła zadowolona.
- Fakt, Juls dziś daje niezły pokaz - wskazała butelką na scenę ale patrzyła na Olivię i zrobiła bardzo smutną minę.
- Wszędzie teraz ta postępowość, tolerancyjność, metrochłopcy zamiast prawdziwych mężczyzn. Wolą kolegę po tyłku zmacać niż się brać za robotę z kobietą w potrzebie. Ah ta męska przyjaźń - dołączyła do jojczenia Olivii, pijąc powoli piwo.
- Właśnie Oil, w poniedziałek powiem dokładnie co z waszym sprzętem, Amy wszystko przekazała. Cieszę się że nic wam nie jest - przy ostatnim spojrzenie uciekło jej do Toma.
Parsknęła, pokazując wdzięczną foczkę z łysą glacą i tatuażami na niej.
- Znowu poszło o zakład?

- Ubzdurał sobie, że laski lecą na gejów tak samo jak faceci na lesbijki. - mruknął Tom unosząc na chwile obie dłonie aby wskazać na siedzącego mu na kolanach kolegę.

- Bo lecą! - Dave zaperzył się jakby to była sprawdzona i oczywista prawda. Tom uniósł brwi do góry w grymasie, że coś mu się nie klei taka historyjka.

- No sam pomyśl. Jak jakiś numerek z laską czy co no to z dwiema fajniej niż z jedną nie? I mówić ci, one mają tak samo. No masz je obie sam zapytaj! - Dave mówił szybko i z takim przekonaniem jakby mówił o jakimś swoim tematycznym ulubionym koniku. I wskazał na dwie kobiety jakie siedziały akurat po każdej ich stronie.

- No. Zgadza się. Ja bym wolała z dwiema laskami niż z jedną. A jeszcze takie fajne jak Juls i Domino to w ogóle. - Olivia odparła też niby poważnie ale kpiące spojrzenie mówiło, że chyba jednak się droczy z chłopakami jak tak wskazała na tancerkę co właśnie była na etapie zdejmowania stanika i koleżankę co siedziała z drugiej strony obu mężczyzn.

- Oli skup się albo nie pij już więcej. Mówimy o trójkącie z dwoma facetami. No? - Dave pokręcił głową jakby musiał przemówić do rozsądku mało bystrej uczennicy.

- Z dwoma facetami? No tak, to by było w sam raz. Wreszcie coś by się działo i było trochę rozrywki. A widzisz tu jakichś? - snajper zrobiła nieme “aha” gdy niby się mitygowała o co chodziło w pytaniu kolegi. Ale widocznie dalej była to jakaś ich część tradycyjnych przytyków.

- Dobrze, później sobie porozmawiamy. A ty Domino? Bo sama widzisz, że Oli to już chyba za dużo wypiła i gada od rzeczy. - Dave udał zniesmaczenie postawą kumpeli i spojrzał na siedzącą obok blondynkę.

Lekarka uśmiechnęła się krzywo, kręcąc do połowy pełną butelką.
- Żadna nie poleci na gejów, z prostego powodu. Jakby już miało dojść do czegokolwiek oni zajęliby się sobą, a ona dostałaby jedynie solidną porcję rozczarowania. Jakbym miała wchodzić w podobny układ to wiedząc że uwaga pozostałej dwójki skupi się na mnie. Jestem narcystyczną egocentryczką - popatrzyła z ironią na Moore’a. Następnie oparła się o Toma, na nim skupiając spojrzenie.
- Póki jeszcze kontaktujecie to mam prośbę do ciebie i tego twojego patafiana. Dali wam jutro wolne? Potrzebujemy pomocy w jednej sprawie za miastem, do późnego lunchu wrócimy. Nie ukrywam, że bardzo byście mi zrobili dobrze, gdybyście się zgodzili. Mnie i Gem, drugiej lekarce ze szpitala. Ogólnie “long story”, więc zanim zacznę się uzewnętrzniać powiedz czy jest wogóle sens.

- Sprawa za miastem? Jutro? A daleko? I co to za sprawa? Bo jutro mamy wolne. W dzień. Ale idziemy znów na nockę. Mamy pewien trop do sprawdzenia. No ale to będziemy dopiero wieczorem, gdzieś w tą porę ruszać. - Tom odparł spokojnie i potraktował ją poważnie. Chociaż na razie to wolał wiedzieć więcej nim coś obieca. Za to co do odpowiedzi o gejach i preferencjach to chyba najbardziej sposobała się jemu i Olivii. Przynajmniej można tak było sądzić po minach, gestach i śmiechu. Dave chyba chciał się odgryźć czy coś wyjaśnić no ale jak usłyszał pytania lekarki to się powstrzymał.

- A co to za Gem? Jakaś fajna? - zaciekawił się słysząc nowe, kobiece imię z ust lekarki.

- Nie mnie oceniać, ale faceci się za nią oglądają - Domino rozłożyła ręce, ale szybko wróciła do Wingfielda i tłumaczeń. Na razie wersji oficjalnej, póki nie zostaną sami.
- Do Rhu i z powrotem, eskorta. W jedną stronę mnie i Gem, w drugą dodatkowo jeszcze jedną osobę. Chcemy iść do pacjentki i ją ściągnąć na badania, a sami wiecie jak z tymi psami teraz na drogach, poza tym koczowisko wokół murów, przednówek kiedy wszystko co żyje jest głodne. Załatwiłam nam rowery, startujemy o siódmej spod Bike World. Żarcie macie zapewnione, towarzystwo też - uśmiechnęła się nieznacznie, obejmując ramionami ramię ponuraka. Oparła mu brodę na barku.
- Proszę Tom, zgódź się. Zobaczysz, nie pożałujesz. Ani ty, ani ten koczkodan.

- Do Rhu? I masz rowery? Dla nas wszystkich? Bo to jak czwórka nas by miała być to cztery potrzebne. Aha i jeszcze ktoś? No to trochę kicha. Jak ona nie ma tam swojego roweru to trzeba będzie z buta wracać. W sumie to nie jest jakiś problem. Z godzinę i będziemy z powrotem. A czemu tak wcześnie? Sobota jutro, byśmy wyjechali o 9-tej czy 10-tej to też byśmy zdążyli na obiad i jeszcze potem by się złapało oddech przed nocką. - Tom pokiwał głową i wydawał się być raczej zgodny aby pomóc koleżance w potrzebie nawet jak tej Gem i tej drugiej z Rhu w ogóle nie znał. Ale dziwiła go tak wczesna pora, zwłaszcza jak dzisiaj pewnie mieli zamiar zabalować skoro byli tu na początku piątkowego wieczoru.

- No chyba, że pogoda się schrzani na wieczór. - dorzucił Hank zwracając na to uwagę.

- No tak, jak będzie syf na zewnątrz to zostajemy. Chociaż jutro w dzień to samo. Jak będzie syf to nikt pewnie z bazy nie będzie wyłaził. Zresztą z domów pewnie też nie. - dodał powolnym, nieco nawet flegmatycznym tonem. Reszta, nawet Dave co wciąż siedział mu na kolanach jakoś się za bardzo nie wtrącała w te negocjacje chociaż wszyscy wyglądali jakby się im przysłuchiwali uważnie. Choć w swobodnej atmosferze.

- Chodzi o to, aby dotrzeć tam jak najszybciej. - lekarka podjęła ciągle przyspawana do boku bruneta. Zrobiła zmęczoną minę.
- Naprawdę obiecuję, że wszystko wyjaśnię na tyle, na ile pozwoli mi tajemnica lekarska. Czas gra tu kluczową rolę… i ja naprawdę wiem że dziś piątek, a jutro sobota i fajnie byłoby się wyspać. Też nie klaszczę uszami na myśl o wczesnej pobudce, ale wiecie przecież jak jest - uśmiechnęła się nostalgicznie.
- Trzeba sobie pomagać, prawda? Oh Tommy, obiecuję że wam to wynagrodzę… i jeszcze jedno. Bo oczywiście nigdy nie jest za łatwo jak już zaczynam zawracać wam głowę, co nie? - wyciągnęła szyję aby ściszyć głos i mówić mu do ucha.
- Mam kłopoty.

- Tajemnica lekarska? - były porucznik marynarki popatrzył na przyklejoną do jego boku blondynkę chyba próbując odgadnąć o co tu może chodzić z tym nagłym wyjazdem do Rhu.

- Jej no muszą jechać do pacjentki za miasto. I potrzebują eskorty. - Zszywacz się wtrącił starając się uprościć proces decyzyjny ich dowódcy tak bardzo jak to możliwe. - Jakby wam potrzebna była pomoc paramedyka to mówcie. Tylko nie mam roweru. - rzucił blondynce jakby jakoś poczuwał do zawodowej solidarności z tym niesieniem pomocy rannym, chorym i potrzebującym.

- Nie no dobra. Pojedziemy z wami. Ale najpóźniej na ten obiad musimy wrócić bo tą robotę na nockę mamy umówioną. - powiedział w końcu Tom klepiąc ją pocieszająco po ramieniu. I potem nachylił się ku niej - Jakie? - zapytał cicho jakby spodziewał się, że jest coś jeszcze w tej sprawie co Domino niekoniecznie chce poruszać przy innych.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:06   #8
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Spore… naprawdę spore - odpowiedziała szeptem starając się oddychać miarowo i spokojnie, ale i tak podświadomie mocniej obejmowała ramię żołnierza.
- Potrzebuję waszej pomocy jeszcze w jednej sprawie, dzisiaj. Urwiecie się ze mną? Wszystko wyjaśnię u mnie… i dziękuję - dokończyła normalnie, cofając się na na bardziej cywilizowaną pozycję.
- To kwestie ginekologiczne - zwróciła się do paramedyka i pokiwała mu głową - Ale dzięki serdeczne, jak nie będę dawałą rady dobrze wiedzieć że mogę na ciebie liczyć.

- Aha. Ginekologiczne. No ale jakbyście mną pokierowały to pewnie też bym mógł pomóc. Ale jak ty i ta druga jedziecie jako lekarki to na pewno sobie świetnie poradzicie. - Zszywacz nieco przygasł jak sobie uświadomił z jakiej dziedziny medycyny jest sprawa z tą zamiejscową pacjentką niemniej grzecznie zaoferował swoją pomoc. Co prawda w diagnozie czy standardowym badaniu to jego pomoc była raczej zbędna i pewnie sobie zdał już z tego sprawę. Chociaż w razie urazów, kontuzji i innych takich wypadków wyszkolony paramedyk był dla lekarza jak druga prawa ręka.

- No ale ja chętnie pomogę! Ja co prawda tak amatorsko ale chętnie zajmuje się ginekologią! Znaczy a jakaś ładna ta pacjentka? Bo jak jakiś babsztyl to mi się nie kalkuluje. - słysząc to samo Dave nagle się ożywił i wyciągnął całkiem inne wnioski od paramedyka. Widocznie znów pajacował na całego już ciesząc się na jakieś fajne badanie jakie mógłby przeprowadzić pomiędzy fajnie rozłożonymi udami jakiejś fajnej pacjentki.

- Złaź. - Tom zepchnął go na tyle łagodnie aby tamten nie spadł tylko zlazł właśnie. Po czym sam wstał z sofy. - Chodź. Jesteś nowa. To musisz postawić kolejkę. - powiedział do siedzącej blondynki wskazując na bar nie tak znowu odległy.

- Wcale nie musi, przecież jest dziewczyną a dziewcz… - Dave zaczął mówić i urwał gdy Olivia kopnęła go w łydkę.

- No to mi przynieście coś z parasolką. Lubię z parasolkami. - uśmiechnęła się sympatycznie do nich obojga składając swoje zamówienie.

- Nie chcecie poczekać? Zaraz będzie koniec. - Hank też się odezwał wskazując kciukiem na Julię która już była na etapie ściągania majteczek. Ale jeszcze była ostatnia szansa aby coś jej tam wsadzić z talonów więc kogo było stać to próbował.

- A dla was? Parasolki, owoce, bąbelki, procenty? - Domino również wstała, patrząc na Hanka, Zszywacza i Beara. Dowódcę obdarzyła wdzięcznym spojrzeniem starając się ukryć rosnące zdenerwowanie. Teoretycznie plan był całkiem w porządku, gorzej że nadchodzi etap aby go przedstawić, lub chociaż nakreślić… a to już nie było takie łatwe.
- Przecież jesteś waginosceptykiem Dave - prychnęła na koniec do łysola.

- No tak, jestem. - zgodził się trochę rozkojarzonym tonem wygolony prawie na zero mężczyzna patrząc jednak nieco nadąsanym wzrokiem na koleżankę w mini jaka go kopnęła swoim pantofelkiem. Ona zaś prowokująco uniosła brwi do góry jakby niemo pytała czy ma powtórzyć operację.

- No i dlatego nie uwierzę póki nie zobaczę, nie dotknę, nie posmakuje. Sama wiesz jak to jest. Wszędzie ci kit wciskają i wsadzą coś na polepę na wierzchu a pod spodem próchno, kurz i pajęczyny. A ta Gem to mówisz, że fajna tak? A myślisz, że zgodziłaby się na badanie ginekologiczne? Przecież kobiety chodzą co jakiś czas do ginekologa na badanie nie? Tak dla zdrowia. To mógłbym im pomóc. Znaczy jej. Tobie też jeśli byś chciała. Poświęcę się dla ciebie. Bo Oli to nie. Sama widzisz, że jest wredna, za dużo wypiła, głupoty gada i w ogóle nie chce się kolegować. - wyrzucił z siebie jednym tchem płynnie przechodząc z jednego tematu na drugi i zakończył go skargą na swoją koleżankę z oddziału.

- Dobra, chodź. Wiem co im zamówimy. - Tom skinął na nią głową i sam dał przykład ruszając w stronę baru.

Ruszyli za nim oboje, a blondynka przewracała oczami po drodze na rewelacje drugiego kumpla.
- Gem jest porządna, nie męcz jej i tak ma ostatnio dużo nerwów i stresu. Spokojna i stateczna w zachowaniu. Przykładny lekarz - wyjaśniła prychając. No tak, przecież zawsze trzeba się prosić.
- Może jakbyś zamiast obłapiać Tommy’ego i mu wygniatać kolana wziął ją na kolana inaczej by gadała.

- To z tych co lubią na kolankach? Cudownie! Uwielbiam takie co lubią siedzieć na kolankach! Zwykle to oznacza, że chętnie prują się na tych kolankach. Takie są najlepsze bo gorący towar aż parzy. I jak sa kumate no nie grymaszą na branie w tyłek. To prawie to samo i można załatwić za jednym posiedzeniem. A fajny tyłek ma ta Gem? Taki jak Tom? Widziałaś jaki on ma fajny? Trudno to będzie przebić. Chociaż ten twój… - Dave szedł obok niej i nawijał w najlepsze w ogóle się nie przejmując mijanym otoczeniem. Ale na trzecią osobę jak lawirowali między stołami to już nie było miejsca więc szli za Wingfieldem aż zatrzymał się przy barze.

- Wiesz co Dave? - Tom odezwał się patrząc na kolegę ciepłym, prawie flegmatycznym spojrzeniem. - Lubię cię. Ale kiedyś chlapniesz o jedno słowo za dużo. I dostaniesz w pysk. - powiedział żartobliwym tonem co tylko wywołało szczery śmiech kumpla.

- Nie pierwszy raz brachu, nie pierwszy raz! Jak masz walić to wal! A jak nie to sorry ale się sklej! - roześmiał się wesoło i nawet ustawił się beztrosko prosto jakby czekał na ten cios. Ale ten nie nadszedł. Thomas machnął ręką i wezwał barmankę po to zamówienie. To chwilę czasu zabrało a jak barmanka poszła je zrealizować to zostali przy barze we trójkę. Spojrzeli w stronę sceny bo tam Julia kończyła swój występ, kłaniała się publiczności i zgarniała zebrane podczas występu papierki.

Nastał ten niezręczny moment kiedy trzeba zacząć gadać, niby nic trudnego. Domino zwykle przychodziło to prosto, nawet łatwo aby czasem kogoś obsztorcować. W szpitalu uchodziła za tą która nie daje sobie dmuchać w kaszę i z którą lepiej nie zadzierać… a teraz stała i starała się nie panikować tylko zebrać myśli w miarę logiczny ciąg. Logika by się przydała.
Zaczęła od prostszej rzeczy, w skrócie streszczając sprawę z Silve i dziewczyną z Rhu aby pozostała dwójka znała prawdziwy cel i motywacje obydwu lekarek. Przed wyłożeniem drugiej sprawy zawahała się, patrząc jak Juls zbiera talony i uśmiecha uroczo do zebranych pod sceną.
- Słyszeliście o Hyper? - spytała.

Barmanka szybko uwinęła się z zamówieniem bo wróciła z baterią kolorowych szklanek akurat jak Francuzka kończyła relacjonować o co chodzi jutro z tą wyprawą do Rhu i czemu trzeba ruszać tak wcześnie.

- To mówisz jest tam jakaś foczka w potrzebie co umie się odzwdzięczyć tak na kolankach albo podobnie? No to nie ma się co przejmować, na pewno sobie poradzi w tym mieście. - Dave jak zwykle okazał się niezawodny w sprośnych komentarzach i przejmowaniu inicjatywy. Wingfield okazał większą wstrzemięźliwość.

- Menda z tego waszego doktorka. Szkoda, że już samochodami nikt nie jeździ. Mógłby się rano dziwić, że ktoś mu przebił opony albo porysował gwoździem karoserię. - Tom pokręcił głową z niezadowolenia i chociaż nie był żadną z kobiet z jakimi do tej pory Dominique o tym rozmawiała to też coś postawa płucologa nie przypadła mu do gustu.

- Dobra pojedziemy jutro z wami i zabierzemy ją. Mam nadzieję, że nie będzie robiła jakichś scen czy co. To jakoś to z nią załatwcie jak będzie trzeba. My możemy poczekać na zewnątrz jak trzeba. A jakby ten doktorek przyjechał… No cóż, może się tam zawsze na niego przewrócić jakaś beczka. Czy coś. - dowódca oddziału łowców Szarańczy dał znak, że popiera taką inicjatywę no i zrobi co w jego mocy aby jutrzejsza misja zakończyła się sukcesem.

- Tam jest molo. Te molo to zawsze mokre i śliskie. Łatwo stracić równowagę i wpaść do wody. - dodał ochoczo Dave z miną tak niewinną i życzliwą, że na pewno nie mógł mieć nic paskudnego na myśli.

- Właściwie nawet jakby przyjechał to on nie ma do niej żadnych praw. Jakby powiedziała, że nie chce z nim jechać to nic by nie mógł zrobić. No ale jakby nas nie było i została z nim sama to by pewnie mógł ją omotać aby z nim poszła. - zadumał się jeszcze nad prawniczą stroną jutrzejszej operacji. A gdy padło pytanie o Hyper to chyba obaj byli bardzo zdziwieni tak odległą zmiana tematu. Bo popatrzyli na siebie po czym ponownie spojrzeli na nią.

- No to te nowe dragi na mieście. Ponoć rewelacja. Właśnie mieliśmy coś próbować w tej sprawie no ale znajomy co miał załatwić trochę nawalił i dupa blada. A jutro idziemy na nockę. - Dave pokiwał swoją wygoloną prawie na zero głową aby dać znać, że coś tam słyszeli i tych prochach i pewnie to samo co większość z jakimi do tej pory o tym rozmawiała francuska lekarka.

- Spróbować? Obaj? - Jobin upewniła się, że Wingfield też miał w planach testowanie nowych nielegalnych substancji.

- Nie no co ty. Miał załatwić dla wszystkich. Mieliśmy się zabawić. Ale skrewił. - Tom skrzywił się na tą niekorzystną zmianę w planach i wskazał brodą na czwórkę pozostawioną na sofie przy scenie.

- Jakieś fajne foczki by się tu znalazły. A ponoć najlepiej działa dawkowane z fajnymi foczkami. Znasz jakieś fajne foczki co by miały towar i ochotę się nim podzielić? Najlepiej dzisiaj wieczorem? A w ogóle to jesteś lekarzem. Nie wypisujecie tego na receptę? Ja czuję, że mam takie dolegliwości, że chyba tylko Hyper mógłby mi pomóc. - trudno było powiedzieć czy Dave mówi serio czy żartuje czy też zaczął komediować w którymś momencie. Bo pod koniec to już nie dało się tego traktować poważnie i nawet Tom sie uśmiechnął.

- Fajnych foczek nie znam, a na receptę mogę ci przepisać co najwyżej barbiturany żebyś wreszcie przestał pajacować i zrobił się poważny. Będziesz po nich sztywny, ale nie w tych rejonach które cię tak cisną - Jobin obrzuciła cwaniaka kwaśnym spojrzeniem. Uśmiechnęła się po chwili stonowanie spoglądajac na drugiego faceta.
- Nie dziwię się, że nie załatwił… przecież to lebiega i specjalnie robotę spartolił żeby nie wyszło że w VIPowni zamiast do lasek zaczyna się przystawiać do kumpli z oddziału… i tu przechodzimy do drugiego problemu. - przybrała smutną minę i dała sobie czas żeby wziąć się w garść.
- Potrzebuję chętnych do przeprowadzenia testu na którym wyjdzie wreszcie czy wolicie kolegów czy koleżanki. Taka praca naukowa można to tak nazwać… - odwróciła głowę obserwując jak Juls znika między ludźmi i idzie w stronę garderoby. Czas się kończył.
- Też jestem ciekawa jak ten nowy syf działa, ale nie wypada aby… wiecie, w końcu Jobin - prychnęła zirytowana, odwracając się do towarzystwa i założyła ręce na piersi.
- Sprawa jest prosta. Mam Hyper i chcę go przetestować, ale nie tu. Bez świadków, niepotrzebnych plotek i zbędnego pierdololo dookoła. Idziemy do mnie?

- Masz to gówno? - chyba obaj się zdziwili ale prawie łysy kolega jak zwykle zareagował pierwszy gdy chodziło o jakąś ripostę w gadce.

- No ale słyszałaś jak to działa? Podobno nie ma się po tym zahamowań. I tak dalej. - Thomas zapytał ostrożnie jakby chciał sprawdzić czy mówią o tym samym. Juls już znikła ze sceny ale jeśli dotrzyma słowa to wkrótce gdzieś tu powinna się pojawić.

- No. Ruchasz się z kim i czym popadnie, bez opamiętania i nie ma że boli, że wstydze się, głowa mnie boli i co ludzie sobie pomyślą. Wiesz widzisz jakieś krzesło to ruchasz się z krzesłem. - Dave pokiwał głową i płynnie przejął pałeczkę tej rozmowy aby lojalnie uprzedzić koleżankę jak ma działać to o czym rozmawiali.

- Z krzesłem to przesada, ale tak. Niweluje zahamowania społeczne, upośledza receptory bólu i trzyma kilka godzin. Wszelkie efekty wychodzą następnego dnia, po przebudzeniu. - Lekarka przytaknęła na większość - Z tego też powodu zawczasu przygotuję prochy na pobudkę żebyśmy byli w stanie w ogóle dotrzeć do Rhu. Odpadnie też problem aby was szukać po całej bazie z rana, ruszymy ode mnie. - wzięła porządny wdech. Tak, to brzmiało jak szaleństwo, nie negowała.
- Wiem Tommy, dlatego zamkniemy się u mnie. Was dwóch i ja. Bez świadków, bez wypadków a pod ręką pomoc medyczna. Chyba… przyda się wyjąć kij z dupy. Do był ciężki tydzień, przyszły nie zapowiada się lepiej. Ale dziś piątek , więc krótka piłka. Tak albo nie, wasza decyzja - uśmiechnęła się krzywo.

Obaj koledzy popatrzyli na siebie naradzając się tymi spojrzeniami. Po czym jeden trochę wzruszył ramionami, drugi skrzywił usta i pokręcił głową. Ale obaj się uśmiechnęli do siebie.

- Dobra. Wchodzimy w to. - odparł Thomas tak po prostu lekko się przy tym uśmiechając. A lekarka dostrzegła jak z zaplecza wyszła Julia. I szła w stronę sofy z jakiej niedawno w stali szukając ich spojrzeniem. Zdążyła się już przebrać i teraz miała na sobie jakiś bieliźniany komplet.

Minęło ćwierć minuty zanim do Domino doszło że nie ma sprzeciwu, plan przyklepany i to bez jednego głupiego komentarza. Można było wypuścić powietrze i pomachać tancerce aby łatwiej ich namierzyła. Była to też dobra wymówka, żeby nie musieć patrzeć na mężczyzn obok. Których właśnie zaprosiła do siebie celem testowania narkotyków o kontrowersyjnym działaniu. Medyk, poważny lekarz nawet. Chirurg, zaufany GP… doktor Jobin, brawo.
- Ale to zostaje między nami - mruknęła speszona - Reszta niech myśli że pomagacie mi ogarnąć coś na mieście… cholera, czy ja właśnie… i wy… o chol… - nie dokończyła, bo zaczęła chichotać, zakrywając twarz dłonią.

- Widzisz stary? Mówiłem ci. Od początku wyglądała mi na taką co lubi siadać na kolankach. - Dave włączył zaufany ton jakby chciał się podzielić z kumplem jakimś sekretem albo przypomnieć o czym rozmawiali wcześniej. Lub przynajmniej aby na to wyglądało. Thomas roześmiał sie cicho ale obaj zamilki bo podeszła do nich stukająca wysokimi obcasami tancerka.

- Cześć! I jak? Podobał wam się występ? - zagaiła podchodzac do kumpeli i obejmując ją mocno a sama słodko uśmiechnęła się do chłopaków. Na dole zaś blondynka poczuła jak dłoń syrenki coś wciska jej małego w dłoń. Jakiś obły pojemnik jak na tabletki czy coś takiego. Przejęła go dyskretnie chowając w dłoni na razie nie oglądając, bo po co. Wiedziała co tam jest.

- Jak zawsze było na co popatrzeć - blondynka zaśmiała się krótko, głaszcząc tancerkę po plecach i ramieniu. Puściła jej dyskretne oczko.
- Pamiętałaś o rozgrzewce mam nadzieję - włączyła na chwilkę ton lekarza, jednak szybko wróciła do uśmiechu. Schodził też stres poprzedniej rozmowy, mogła popatrzeć na dwójkę kompanów i nie robić się czerwona jak burak.
- Wpadliśmy na drina i żeby popatrzeć, ale niedługo spadamy. Jest coś na mieście do załatwienia, ale jeszcze wpadnę w tygodniu obiecuję - cmoknęła Juls w czoło. - I pogadamy w poniedziałek kochana. Baw się niegrzecznie… ach, racja. Juls, znasz Toma i Dave’a? Lubią twarde lufy i zabawy w błocie - przedstawiła kumpli.

- Cześć chłopaki! - syrenka zawołała wesoło witając się z towarzyszami blondynki. Ci odpowiedzieli tym samym.

- Lubicie zabawy w błocie? Bo my tu mamy taki jeden basen i coś do niego by się znalazło. Ale to nie na dzisiejszy wieczór ale jak klient ma życzenie to możemy to przygotować. - zaszczebiotała radośnie robiąc całkiem niezły użytek z niewinnego żartu koleżanki. Ich to chyba zaskoczyło bo roześmiali się cicho ale propozycja chyba im się wydała ciekawa. Chociaż może nie na dzisiejszy wieczór.

- No to nie wiedzieliśmy, może następnym razem. A występ no, tak, świetny był, oczu nie można było oderwać. - Thomas pokiwał głową chwaląc ze swojej strony występ artystki erotycznej co widocznie sprawiło jej przyjemność.

- A ja tak pani doktor, rozgrzałam się. Na tym występie no a zwłaszcza ten klaps pani doktor to taką furorę zrobił no a ja to jeszcze tyłek mam czerwony. Normalnie pierwsza klasa, pełna profeska. - pochwaliła Domino za ten drobny artystyczny występ jakby chciała dodać otuchy młodej padawance na początku jej drogi.

- A w poniedziałek tak, pani doktor, przyjdę tak jak mówiłam. - zgodziła się zgodnie na to odebranie wyników z laba.

- Doskonale, w takim razie po weekendzie umówimy się na wizytę domową. Mam kilka zakontraktowanych, a przez wyjazdy po Dniu Impaktu oraz potem w kwietniu, z kwartału zrobi się pewnie dwa tygodnie na to - Domino weszła w rolę poważnego lekarza, robiąc równie mądrą minę.
- Ale to na spokojnie ustalimy w poniedziałek, na razie z chłopakami mamy do załatwienia na mieście jedną dość istotną sprawę… przestawię twoją wizytę na rano jeśli masz ochotę przyjść te pół godziny wcześniej i pogadać. Na tematy zdrowotne oczywiście - skończyła z profesjonalnie troskliwą miną.

- Rano? W poniedziałek? Po weekendzie? Oj ale proszę, niech pani doktor nie będzie aż tak wymagająca! - Julia zrobiła słodką i proszącą minę jakby dorosła i dorodna córka prosiła o coś swoją mamę. Chłopcy znów się uśmiechnęli na to mini przedstawienie na dwie aktorki.

- No chyba, że gdzieś na 12-tą rano. Czy jakoś tak jakby mnie pani doktor jakoś upchnęła to bym była zobowiązana. Tak jakoś jak ostatnio. - poprosiła chyba niezbyt mając ochotę wstawać z samego rana jakby dzięki ingerencji kumpeli można było tego uniknąć.

- A to takie wizyty domowe to też robisz? - Dave się zainteresował nowym wątkiem jaki wyszedł w rozmowie z syrenką.

- Oczywiście! Jeśli klient sobie życzy i go stać to czemu nie. - Julia Lowe pokiwała radośnie głową ciągnąc ten biznesowy wątek.

- A ile to dużo taka wizyta? - zapytał cwaniak bez włosów z chytrym wyrazem twarzy. Tancerka nachyliła się i powiedziała mu na ucho. A on spanął cicho i trochę mu mina zmarkotniała gdy ona wciąż obdarzała go swoim uroczym uśmiechem.

- I ciebie na to stać? - Dave spojrzał na Domino z pretensją w oczach. Jakby te zarobki lekarzy coś mu nagle stanęły w kołkiem w gardle.

- A nie, nie, to co innego. To tak jak Domi mówi. Wizyta w celach medycznych. - brunetka pokręciła głową prosząc go aby nie mieszał tych dwóch rodzajów wizyt. Chociaż nadal Dave miał dość niewyraźne spojrzenie więc zapił je swoim drinkiem.

- Było się uczyć i zostać lekarzem, a nie rozbijać po barach żeby wylądować jako łaps - Jobin dobiła go po przyjacielsku, przyciskając trochę mocniej brunetkę do siebie. Szybko jednak zwolniła uścisk, przy okazji chowając dyskretnie do kieszeni podarunek w folijce.
- Dobrze, to będzie w samo południe jak na starych westernach. Was też ogarniam poza kolejką i w domu, więc nie marudzić mi tu tylko łapać się za drinki i marsz do stolika ładnie się pożegnać.

- Ty zoba jak się szarogęsi. - Dave pokręcił głową jakby z niedowierzaniem i fascynacją jednocześnie.

- Widocznie ma dominujący charakter. Jak większość interesujących kobiet. Normalnie nóżki się same rozjeżdżają z wrażenia. - niespodziewanie szatynka w pełni się z nim zgodziła i cmoknęła Domino w policzek.

- Dobra, zgarniać drinki i na baterię. Idziesz z nami? - Tom machnął na te droczenie się ręką i wziął dwie szklanki dla pozostałych. Na koniec zwrócił się do tancerki wiedząc, że pozostała dwójka i tak zawija się razem z nim.

- No ładnie mi biliście brawa i daliście ładny napiwek to mogę się do was dosiąść na chwilę. - Julia rzuciła im coś na osłodę też biorąc po kilka drinków i już we czwórkę skierowali się w stronę pozostałych łapsów jacy zostali na sofie.

Ze swoją porcją szklanek blondynka przeciskała się przez klub za tancerką i to do niej się odezwała.
- Szkoda że większość tego nie zauważa zajęta polerowaniem luf, smarowaniem magazynków i tym podobne. Jak coś się odwali to wiadomo gdzie Domino szukać, ale żeby zobaczyć czy tam Domino nie zdechła gdzieś pod kamieniem tak o, po prostu, no to ni chu chu. Chyba tylko Riley się wysilił kiedyś i przylazł z prawdziwym kwiatem. Nie mam pojęcia skąd go wytrzasnął, ale był taki jak przed Impaktem. Niebieski anemon… do tej pory mam go zasuszonego w encyklopedii medycznej.

- No niestety. U mnie to samo. Jak jestem na scenie albo po, albo na prywatnym zamówieniu to ochy, achy, obietnice i w ogóle co drugi to by chciał ze mną chodzić. A jak po albo tak w dzień to mało który się przyzna, że mnie w ogóle zna bo przecież siara gadać przy kolegach czy rodzicach z kimś takim. O żonie czy dziewczynie nie wspominając. Tak, tak, znam temat, wiem co mówisz. No ale jak cię to choć troszkę pocieszy to ja sprawdzę w poniedziałek jak się czujesz i czy ci czegoś potrzeba. - Julia kiwała mądrze głową gdy tak szła w swoim kusym kostiumie bardziej pasującym do jakichś fikuśnych zabaw w sypialni niż chodzeniu w nim po sali publicznej. No ale w końcu była syrenką w “Syrence” więc to niejako pasowało do tej roli i miejsca. Na koniec odwróciła się trochę aby się uśmiechnąć do swojej kumpeli a i już wrócili do sofy z pozostałym członkami oddziału.

- Dzięki. - powiedział Bear, Olivia i reszta przyjmując swoje szklanki i kieliszki. Widocznie Thomas i Dave faktycznie wiedzieli czego im trzeba bo wszyscy wydawali się zadowoleni, że dostali to co chcieli.

- To my będziemy spadać. Ale wy jak chcecie to zostańcie. Mamy z Domino sprawę w Rhu jutro rano. To i tak byśmy za długo nie mogli dzisiaj posiedzieć. Spotkamy się jutro popołudniu. - Thomas chwilę się zastanawiał ale w końcu po prostu obwieścił swojej grupie tą drobną zmianę planów. Sądząc po ich minach i uśmieszkach aż tak bardzo nie byli tym zaskoczeni.

- Jasne, nami się nie przejmujcie. Poradzimy sobie. Widzimy się jutro. No chyba, żeby coś wypadło z tym Rhu do rana to wiecie gdzie nas szukać. - z pozostałych członków oddziału Olivia wydawała się najbardziej wygadana. Co trochę przeczyło stereotypowi małomównego i poważnego snajpera. Hank, Zszywacz i Bear pokiwali głowami na znak, że się zgadzają z jej słowami i też życzli pozostałym dobrej zabawy.

- Przyprowadzę wam ich w jednym kawałku i bez wyraźnie zarysowanego lakieru… a jak już to cyk szpachlę, pach, pach, pach, jako tako i fajrant. Nikt się nie połapie - lekarka zaśmiała się, stając między kumplami. Oparła ramiona o ich barki grając wyluzowaną mimo że w środku się spinała.
- A teraz bawcie się jak na piątek przystało, widzimy się na mieście i w razie czego wiecie gdzie mieszkam. Jakby trzeba było nakleić plaster albo… wiadomo - klepnęła Wingfielda i Moore’a po ramionach, aby zostawić ich i zrobić krótkie kółeczko wokół stołu aby z każdym się pożegnać. Na koniec pocałowała Juls w policzek.
- Zachodzimy po drodze po wasze graty żeby na rano były? - spytała gdy wróciła na pozycję wyjściową, patrząc to na jednego faceta to na drugiego.

- Tak. Rano to lepiej mieć wszystko pod ręką. No to trzymajcie się wiara. - Thomas skinął głową w nieco flegamtyczny sposób i też się pożegnal ze swoją wesołą kompanią. Dave zresztą podobnie ale był zdecydowanie żywszym partnerem od swojego kolegi.

- I pamiętajcie co mówiłam o klepaniu w tyłek i zaglądaniu w dekolt. Jak to robi odpowiednia osoba w odpowiedni sposób to to jest całkiem ekscytujące. - Oliva jakby na odchodne rzuciła kolegom coś o czym dzisiaj zaczęły rozmowę z Domino i aby dać przykład zahaczyła o dekolt Julis i tam bezczelnie puściła żurawia. A tancerka jak na dobre show przystało zrobiła bardzo rozkoszną minkę jaka rozbawiła towarzystwo przy tym rozstaniu.

- Dobra to idziemy. Jak masz coś do zabrania to bierz. My to tylko kurtki mamy w szatni. - Thomas nadał kierunek pozostałej trójce i skierował się w stronę wyjścia.

Jobin pokiwała głową udając że poprawia coś przy kieszeniach i wcale po tekście Oli nie spaliła buraka.
- Też tylko kurtka, resztę mam i w razie czego to… jeszcze się możecie wycofać, zostać ze swoimi. Spotkamy się rano pob Bike World.

- Nie gadaj głupot. - odparł krótko Wingfield gdy podał na blat swój numerek szatniarzowi. Dave swój rzucił niedbale jak drobniakiem za jakiegoś drinka w starym westernie i bez skrępowania obcinał wzrokiem młodą blondynkę.

- A ty nie spanikujesz? Że cię głowa boli czy mama woła? Tak sama jedna na nas dwóch? Nie wymiękniesz? - zapytał z chyba szczerym zaciekawieniem jakby takiego numeru po Francuzce to się nie spodziewał i go całkiem przyjemnie zaskoczyła.

Dziewczyna parsknęła, dając szatniarzowi swój numerek.
- Skoro sformułowałam problem badawczy oraz hipotezę, a całe doświadczenie jest już zaplanowane to należy je teraz przeprowadzić. Aby zanotować spostrzeżenia, opracować wyniki, sformułować wniosek końcowy i zweryfikować wcześniej postawioną hipotezę. Zawsze istnieje ryzyko że jednak jesteś homosiem Dave. Wtedy zajmiesz się zgrabnym tyłkiem Toma i stosunek sił co prawda się nie zmieni, ale ich rozkład już tak - parsknęła odbierając ubranie.

- Zająć się zgrabnym tyłkiem Toma? - Dave w ogóle się nie przejął takim oskarżeniem które pewnie przynajmniej zirytowało by większość heteroseksualnych mężczyzn. Wręcz przeciwnie. Miał minę jakby koleżanka podsunęła mu całkiem niezły pomysł.

- Nawet o tym nie myśl. - mruknął dowódca odbierając od szatniarza swoją kurtkę. Podobnie jak pozostała dwójka. Bo kumpel posłał mu psie spojrzenie jakby tylko czekał na jego reakcję. Wtedy westchnął ciężko zapinając swoją kurtkę gdy wychodzili w stronę wejścia pozdrawiając w przelocie obu ochroniarzy.

- No widzisz jaki on jest? No sama widzisz. Będę musiał się zająć twoim tyłkiem. No nie wiem czy nie będę stratny. Trudno ci będzie dorównać jakością z jego tyłkiem no ale może nadrabiać będziesz techniką. - prawie łysy mężczyzna włożył na swoją wygoloną głowę czapkę i pchnął drzwi wejściowe pozwalając pozostałej dwójce wyjść na zewnątrz. Miał minę jakby decyzja dowódcy bardzo go zasmuciła no ale jeszcze był plan rezerwowy gdy miła blond pani doktor mogła go zastąpić w tej roli.

Ta odpowiedziała mu zaraz z czarującym uśmiechem.
- Załatwię ci krzesło jeśli chcesz. Sam mówiłeś że po Hyper nie ma różnicy czy to mebel czy człowiek. W kuchni stoją całkiem niezłe, z rzeźbionymi nogami i oparciami. Spełnisz swoje dzikie fantazje a ja w tym czasie dotrzymam Tommy’emu towarzystwa. W jednym jednak się zgadzamy, to już coś. Słyszałeś Wingfield? Dwa głosy na trzy że masz świetny kuper, zostałeś przegłosowany.

- Trudno. Jakoś z tym będę żył. - Tom wzruszył ramionami zbiegając po schodach i wyrównując na ulicy. Jako, że ruch samochodów już prawie nie istniał to zwykle ludzie chodzili po ulicach niekoniecznie już trzymając się tylko chodników. Z reguły też ten środek jezdni był najlepiej odśnieżony i rozchodzony co ułatwiało poruszanie się nim.

- No tak, z tym krzesłem to sama prawda. No ale krzesło to jest dobre dla jakichś leszczy, ja to tak ogólnie i dla przykładu mówiłem. No a jak nas zapraszasz to przecież nie po to aby oglądać meble nie? To co tam masz nam ciekawego do zaoferowania? - kamrat dowódcy jak zwykle nie przejął się przytykiem i zgrabnie z nim lawirował. I nawet puścił żurawia jakby chciał zajrzeć w dekolt lekarki jak im na pożegnanie radziła Olivia no ale przez zimową kurtkę to raczej nie było za bardzo co oglądać. Dało się wyczuć, że całkiem podoba mu się taki pomysł na spędzenie reszty wieczoru i nocy. Pod tym względem jego kumpel był o wiele bardziej wstrzemięźliwy w okazywaniu emocji. Ale sądząc po łagodnym i milczącym uśmiechu to też nie szedł jak na ścięcie tylko jak na jakiś przyjemny punkt programu na ten wieczór.


Piątek; wieczór; blok Domino



Jak wyszli z “Nocnej syrenki” okazało się, że na zewnątrz sytuacja niezbyt się zmieniła. Było już ciemno jak w nocy i ten mrok był przetykany padającym, białym puchem oraz światłem latarnii ulicznych. Cała trójka szła raźno w tym samym kierunku, na południe bazy, w stronę blokowiska wybudowanego dawniej dla rodzin mundurowych zatrudnionych w bazie. A i obecnie koncentrująca większość populacji. Więc nie było takie dziwne, że Moore i Wingfield okazali się sąsiadami francuskiej lekarki. Właściwie to pewnie większość osób jakie znała mieszkała gdzieś w pobliżu jak nie w tym to następnym bloku. Więc najpierw oni byli jej przewodnikami jak szli po swój wojskowy szpej jaki miał być gotowy na rano. A potem ona gdy pilotowała ich w stronę swojego bloku.

Pierwszy raz była w ich mieszkaniach. Mieszkali w tym samym bloku chociaż w innych klatkach. Mieszkanie dowódcy było wręcz nienormalnie schludne i czyste. Nie tylko jak na samotnego mężczyznę żyjącego bez kobiety no ale nawet jakby tu zaprosić Amy na urzędowanie to chyba niezbyt by mogła znaleźć sobie zajęcie ze sprzątaniem. Nawet swoje mundury, koszule i resztę sprzętu miał złożone jak pod linijkę zupełnie jakby był kadetem w koszarach i w każdej chwili miała wpaść jakaś inspekcja. Co innego mieszkanie Moora. Nawet gdyby nie było wiadomo czyje to dałoby się poznać, że mieszka tu jakiś singiel płci męskiej. Panował tu typowo męski nieład nie tknięty ani przez właściciela ani przez kobiecą rękę. Z prawie obowiązkowymi rozkładówkami z roznegliżowanymi dziewczynami w kuszących pozach i minach. Swoje bambetle też miał porozrzucane po swojej sypialni więc zeszło mu nieco dłużej niż kumplowi. Ale w sumie też się wyrobił całkiem prędko.

- Dobrze, że to niedaleko. - mruknął Tomas gdy tak szli z naręczem szpeja. Nie chciało im się go teraz zakładać na siebie więc co się dało to władowali do plecaków ale nie wszystko się dało. Miękkie i ciężkie pancerze, broń długa i parę innych gratów było za duże aby władować je do małej patrolówki jaką jutro zamierzali zabrać ze sobą. No to szło im się trochę niewygodnie. Ale nie narzekali i humory im dopisywały. Poza tym faktycznie nie było daleko, parę bloków dalej.

Gdy Dominique znalazła się pod swoim blokiem i klatką zorientowała się, że i wujek i Amelia są już w domu. Bo na czwartym piętrze paliło się światło w pokoju Australijki a na trzecim u jej wujka. Zrobiło się już po 21-szej więc wieczór był jeszcze dość młody to i sporo okien w blokach było jeszcze rozświetloncyh. A i na zewnątrz spotykali jeszcze ludzi. Widoki karabinów przewieszonych przez ramię obu mężczyzn budziły zaciekawienie ale, że różni szperacze, najemnicy, stalkerzy co buszowali poza bramą nosili coś takiego to nikt nie robił paniki pewnie biorąc ich za kogoś takiego.

Zanim dotarli na schody trzeba było powiedzieć “dobry wieczór” sąsiadom, albo tym których doktor znała z widzenia. Pomagała na tyle na ile mogła, otwierając drzwi albo biorąc część sprzętu na własne plecy żeby nie wyjść na niewdzięczną. Była im wdzięczna za pomoc, a gdyby tak lazła na pusto chyba spaliłaby się ze wstydu.
- Jeszcze zajrzymy na moment do wujka po papiery. Chyba że chcecie się napić herbaty z majorem to nie ma sprawy. Dobrze się będzie rozgrzać po tym mrozie - zakomunikowała wesoło gdy już znaleźli się na schodach do góry.

- Jakie papiery? To może nas wpuścisz do siebie i potem tam do niego zejdziesz? Poczekamy na ciebie. Albo jak chcesz to zejdziemy z tobą. - brwi byłego porucznika Fleet Protection Group jaka wciąż stanowiła trzon sił zbrojnych bazy nieco się uniosły. Gdy nie do końca cel dość późnej wizyty u wuja blondynki był dla niego jasny.

- O, tatusiek? Uwielbiam rozmawiać z tatuśkami. Oni mnie zawsze uwielbiają. No wiadomo, czasem któryś podniesie głos no ale to oznaka szacunku, zaangażowania i wdzięczności, że się zainteresowałem ich córeczką. Póki nie mają shotguna w łapie to raczej nam się dobrze układa. - Dave za to błysnął takim samym dowcipem jak zazwyczaj.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:06   #9
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Jobin zmierzyła go kwaśnym spojrzeniem.
- Z tą wdzięcznością może być różnie. Z ostatnim moim chłopakiem rozmawiał poza murami na klifie. Tylko oni dwaj i jego Glock 17… i tak jakoś się magicznie złożyło że od tamtego momentu już nie mam chłopaka, więc lepiej jak będziecie moimi kumplami - wzruszyła ramionami trochę bezradnie.
Dla odmiany odezwała się do Toma.
- Glejt ze szpitala na wprowadzenie do bazy pacjentki. Jakby trafiło na służbistów co im żona nie daje dlatego się wyżywają na całej okolicy żeby pokazać jacy to naprawdę są ważni… ale tak, masz rację. Zrzucimy graty i zejdziemy. Papa krzywo by patrzył na plamy smaru na parkiecie.

- Glock powiadasz? Glock 17? - Dave dopytał się jakby model broni jaki wspomniała blondynka dał mu do myślenia. Ale co to nie było pewne bo odezwał się jego kumpel.

- Aha, to na jutro coś? No dobra to możemy zajść. Przywitamy się, weźmiesz ten papier i wracamy na górę. Nie przyszliśmy tu siedzieć z twoim wujkiem na wieczornej herbatce. - Wingfield skinął głową na znak. że teraz wie o co chodzi i mogą tak zrobić no a po chwili minęli trzecie piętro i weszli na czwarte. Jeszcze brzęk kluczy, chrobot w zamku i cała trójka weszła za blond gospodynią do środka. Musiała ich pokierować gdzie mają zrzucić swoje bambetle. A powitało ją ciche, spokojne i wysprzątane wnętrze. No i zapach kolacji z kuchni, widocznie Amelia dotrzymała słowa i zrobiła im jakąś kolację. Na razie jednak się nie pokazywała pewnie nie chcąc ingerować w te prywatne spotkanie.

Po raz kolejny współlokatorka ratowała sytuację jakby była herosem z dawnych czasów albo superbohaterem z komiksów. Bez jej obecności trójka wędrowców weszłaby do meliny jeszcze gorszej niż u Moore’a i przy zostawianiu sprzętu w schowku kłaki kurzu z pewnością wygryzłyby im gardła w kilka sekund. A tak było czysto, miło i jeszcze żarcie czekało… zupełnie jak w domu.
- Zostawcie kurtki w przedpokoju i idziemy… albo dajcie, zaniosę je do łazienki żeby przeschły - lekarka wczuła się w rolę gospodyni, zdejmując dla przykładu swoją warstwę wierzchnią i wyciagnęła ręce do gości. Ze względu na zmianę temperatury twarz miała czerwoną, szczególnie na policzkach. Bo oczywiście chodziło tylko o temperaturę.

Obaj panowie dali się pokierować gospodyni. Zostawili swoje plecaki, karabiny, pancerze i resztę szpeja. Po czym zdjęli kurtki i oddali w dobre ręce. Po chwili więc byli z powrotem na klatce schodwej, tym razem schodząc w dół o piętro niżej.

- Przynajmniej wujek będzie wiedział z kim będziesz robiła te nocne hałasy. To zawsze uspokaja. A jak nie wiadomo z kim to człowiek tylko myśli i się denerwuje. Bo to takie głupie myśli, że to na pewno ktoś straszny i niebezpieczny. - Dave nie tracił rezonu i gdy wychodzili znów przybrał tą swoją troskliwą i życzliwą minę dobrego Samarytanina.

- Jak z Juls? - zagaił go z uśmiechem kumpel co spowodowało szybką reakcję żartownisia.

- Oj z Juls to byś chyba nie robiła takich hałasów jak z nami co? I to przez całą noc? No pamiętaj, że jesteś lekarzem i ci nie wypada. I to tak bez nas. No to by na pewno nie wyglądało zbyt dobrze. - zareagował szybko zwracając się do blondynki tonem umoralniającej matrony aby dać jej właściwy kierunek moralny jak i z kim powinna spędzać noce. Zwłaszcza jak jego własny interes mógłby zostać zagrożony gdyby takie hałasy pani doktor czyniła z kimś innym bez jego współudziału.

- Bardziej mi chodziło żeby zobaczył że nie ma się czym martwić odnośnie jutra - Jobin spiorunowała łysola zirytowanym spojrzeniem, bo miał sporo racji. Musieli się zachowywać cicho, czyli materac i koce na podłogę…
Potrząsnęła głową.
- Po prostu mi nie narób siary jełopie - prychnęła kręcąc głową chociaż i tak nie wierzyła w cuda. Jakoś o Wingfielda się nie martwiła, on się umiał zachować aż za bardzo.
- Z Juls hałasy może bym robiła, może bym nie robiła… a co, chciałbyś popatrzeć? A najlepiej wpaść przez przypadek po cukier te dwa bloki obok. Tommy wpadnie też bo akurat zabraknie nafty. Tak, tak… różne przypadki sie zdarzają i chodzą po ludziach. Ale naprawdę postarajcie się tym razem niczego nie rozwalić. - chrząknęła zaciskając pięści w kieszeniach bluzy.

- Od początku mi wyglądałaś na bardzo inteligentną kobietę. - już stali prawie przed drzwiami mieszkania Francuza ze starszego pokolenia gdy Dave z miłością i czułością spojrzał na jego bratanicę. Jakby spełniła jego nadzieje i oczekiwania.

- Widzisz stary? A ty w nią tak nie wierzyłeś. A tu zobacz jaka Domino jest kochana. Zaprasza nas na występy z Juls. Zobacz no jaka miła z niej dziewczyna. - Dave nie wychodził ze swojej roli zdewociałej ciotki czy wujka jaka akurat była zachwycona przedstawicielem młodszego pokolenia co potrafi się moralnie i właściwie zachować.

- Skończ pajacować. A ty pukaj bo jeszcze pomyśli, że to włamywacze i wyjdzie z tym Glockiem. - Tom oddał pierwszeństwo blondynce wskazując brodą na drzwi przed jakimi stali. Sam zaś uciszył kolegę. A przynajmniej spróbował.

- Umiem oddzielać sprawy zawodowe od tych mniej publicznych i cenię sobie prywatność, to coś złego? - blondynka westchnęła. Doktor Hetera nie wzięło się znikąd. Aby nie przedłużać zapukała w drzwi przed nimi dwa razy. Odczekała chwilę i zapukała ponownie trzy razy. Znak rozpoznawczy że dobija się właśnie ona.
- Jak coś debilnego wywiniesz Dave to wracasz do domu, jasne? Nie robimy sobie pod górkę… wystarczy że wieczorem jutro i tak obskoczę burę.

- No co ty? To on traktuje cię jakbyś miała 15 lat? - zdążył zapytać Tom chyba nieco się dziwiąc słowom koleżanki. I chyba nie był do końca pewny czy się zgrywa, przesadza czy to tak naprawdę. Dave zapewne też chciał powiedzieć coś od siebie ale usłyszeli kroki dobiegające z wnętrza mieszkania, potem zgrzyt zamków i zasuwy, wreszcie ruch klamki. Drzwi otworzył im mężczyzna w szlafroku, kapciach i z charakterystyczną łysiną. Na oko jego bratanicy to chyba był świężo po prysznicu lub kąpieli. Uśmiechnął się do niej ale trochę się zdziwił widząc dwóch nieznajomych mężczyzn trochę obok niej a trochę za nią.

- Dobry wieczór panie majorze. - Wingfield skinął głową i jakoś tak się wyprężył może nie na baczność ale prawie. Trudno było nawet w tym ubraniu w jakim przyszedł do klubu nie rozpoznać w nim żołnierza. O dziwo Dave poszedł w jego ślady i chociaż na te pierwsze wrażenie przestał pajacować.

- Dobry wieczór. To widzę Dominique przyszłaś z kolegami. - powiedział gospodarz zerkając to na jednego, to na drugiego kolegę bratanicy jakby chciał ich rozpoznać. A ci jako, że zgarnęła ich na samym początku wieczoru co nie zdążyli za wiele wypić czy coś w siebie wrzucić to prezentowali się całkiem przyzwoicie.

-Bonsoir papa - blondynka uśmiechnęła się miło. Szło jak na razie w porządku, nikt nie groził ani nie gromił nikogo wzrokiem. Ani nie rzygał na buty.
-Wracaliśmy z miasta akurat, a że miałam wpaść po papiery to jestem. Właśnie Tom i Dave będą nas jutro eskortować do Rhu. Więc jak widzisz nie musisz się martwić i… nie zajmiemy długo, późno już a trzeba się wyspać. Ty również musisz odpocząć. Wszyscy mieliśmy ciężki tydzień.

- Tak, rozumiem. To zapraszam, dam ci te papiery. - łysa głowa skinęła a gospodarz wszedł do środka mieszkania zostawiając otwarte drzwi. Panowie wzrokiem dali jej znać aby jako druga gospodyni weszła za nim. A oni jeszcze za nią. W środku nic się jakoś za bardzo nie zmieniła. Dominique widziała drzwi do swojego dawnego pokoju i była pewna, że wciąż tam jest wszystko jak zostawiła ot, tak na wypadek jakby miała ochotę wrócić do niego. W końcu póki się nie wyprowadziła piętro wyżej to mieszkała właśnie tutaj z wujem. Nie zdziwiło jej jak weszli do kuchni gdzie ze stołu wujek wziął jakąś kopertę i jej podał. Chłopaki jednak, że byli tu pierwszy raz to rozglądali się ciekawie. Przynajmniej do teraz gdy gospodarz znów się do nich odwrócił frontem.

- Proszę tu jest to skierowanie na badania i obserwację. Napisałbym dokładniej jakbym wiedział co jej dolega a tak to jest tylko takie ogólne skierowanie. Ale nie miałem jej personaliów a zapomniałem zapytać. Masz je może? Bo zostawiłem miejsce aby wpisać. To byśmy to załatwili od razu. - jak wyjęła papier z koperty i przeczytała rozpoznała standardowy wzór na badania i obserwację. Właściwie sama albo Gemma mogłaby wystawić coś podobnego. Ale wtedy nie byłoby tej magicznej pieczątki i podpisu ordynatora szpitala z dzisiejszą datą. A medyczny żargon był pewnie z jednej strony uniwersalnie urzędowy z drugiej nieco odpychał laików od zgłębiania się w sprawę jaka ich bezpośrednio nie dotyczyła. Przynajmniej zazwyczaj. No ale brakowało personaliów pacjentki. Zwykle takie skierowania były imienne dla konkretnej osoby. Wuj sięgnął po eleganckie pióro i był gotów uzupełnić wskazaną lukę. No ale ona miała tylko imię z ogłoszenia o nazwisku nic nie było.

Zostało improwizować na szybko, co akurat trudne nie było. W duecie blondynek ta druga była położną, Domino robiła za wsparcie i skrzydłową.
- Gemma ma jej dane, zostaw proszę lukę. Rano gdy się złapiemy dam jej do uzupełnienia żeby ci nie zawracać głowy bladym świtem. Dziękuję i przepraszam za problem. Trochę to wszystko na wariata, wiem. Opowiem jutro przy kolacji jak wszystko poszło… i muszę spytać. Masz listę osób które RN wystawia do zabezpieczenia stacji paliw? Wiedziałabym z kim idę, czego się spodziewać i do czego przygotować.

- No dobrze. To weź pióro. Mniej będzie się rzucać jak będzie napisane tym samym atramentem. - powiedział przekazując jej także wieczne pióro.

- A z tą listą nie, nie mam jeszcze pojęcia. Dopiero dziś o tym rozmawialiśmy. Każdy z działów ma przygotować ekipę we własnym zakresie. Po weekendzie może coś się zacznie klarować w drugiej połowie tygodnia. - pokręcił głową, że to zbyt świeża sprawa aby coś się już wyklarowało. Szefowie innych działów tak samo jak on parę godzin temu na zebraniu dopiero ogłaszali podobne wieści dotyczące wspólnej wyprawy.

Dziewczyna pokiwała głową mimo że czuła zawód. Zostało czekać, z drugiej strony jeszcze był czas na ustalanie detali. Bez konkretnej listy były, prócz niepewności, także możliwości. Na później.
- Racja, został tydzień… to kładź się i odpocznij proszę. Połóż wcześniej, wyśpij, to już posiedzimy dłużej, obejrzymy coś i pogadamy. - schowała dokumenty i pióro do kieszeni bluzy, a potem jak gdyby nigdy nic uścisnęła wuja serdecznie, całując w policzek.
-Zalecenie lekarskie, bez dyskusji.

- Dobrze mamo. - wujek dał się pocałować i uśmiechnął się oszczędnie. A panowie pozwolili sobie na przytłumione uśmiechy. Cała czwórka ruszyła z kuchni w kierunku korytarza i klatki schodowej gdy Dave nie byłby sobą gdyby czegoś nie odwalił.

- A Domino mówiła, że ma pan Glocka. To prawda? - odwrócił się do gospodarza i zagaił tonem towarzyskiej pogawędki.

- Tak, to prawda. - odparł ordynator chyba trochę nie wiedząc skąd ta zmiana tematu.

- No tak, Glocki są niezłe. Ale nie myślał pan o Sig Saurze? Takie małe, sprytne i poręczne robili przed tym wszystkim. - kontynuował ten wątek tym samym, plotkarskim tonem.

- Mieliśmy te Glocki jako broń służbową. Przed tym wszystkim. Przyzwyczaiłem się. Poza tym jako lekarz raczej nie musiałem jej używać. - wyjaśnił doktor już jak znów stali ponownie w drzwiach wejściowych.

Blondynka za to odwróciła się do łysola z taką miną jakby miała zamiar zaraz go zabić wzrokiem, a przynajmniej sprawić ciernie które mu zaklei dziób. Szło już tak dobrze, prawie udało się wyjść bez żadnego przypału.
Sapnęła krótko wracając do uśmiechu. Grunt to pozory.
- Jeszcze raz dzięki wujku i przepraszamy za najście… Dave, Tommy późno już, nie ma co nadużywać gościnności.

- No. Słyszałeś Dave? Pan major miał ciężki dzień i musi odpocząć. - Thomas chyba też nie do końca był pewny zamiarów kolegi bo nakierował go w stronę drzwi i pomógł wyjść na korytarz.

- No już, już, idę, idę. - Moore dał się właściwie wypchnąć na zewnątrz mieszkania, w środku jeszcze została blondynka co miała okazję pożegnać się z wujem no ale widocznie zwiadowca nie byłby sobą jakby tak łatwo odpuścił i dał się spławić.

- A to prawda, że wy, lekarze, to składacie przysięgę Hipokrytesa i nie możecie krzywdzić ludzi? Bo tak słyszałem. Czy to nie jest powód aby w ogóle nie nosić broni? Bo przecież i tak przeciw ludziom to nie możecie tego używać. Prawda? To działa nawet jak kogoś nie lubicie albo by was zdenerwował? - Dave wdzięczne odgrywał rolę bardzo zaangażowanego w dyskusję młodzieńca. Który ma jak najczystsze i najszczersze intencje. Kompletnie bez żadnych kontekstów i zamiarów. Łysy ordynator chyba miał zamiar już tylko pożegnać się z bratanicą skoro obaj jej koledzy wyszli już z mieszkania ale słysząc dodatkowe pytanie podniósł wzrok na prawie równie łysego rozmówcę.

- Właściwie to prawda. Lekarz to zawód który ma chronić ludzkie życie a nie je odbierać. - dodał Francuz z zadumą a Moore spojrzał na Wingfielda jakby właśnie coś udało mu się udowodnić albo ugrać. - Ale zawsze się może zdarzyć niefortunny wypadek podczas czyszczenia broni. - dodał z tym samym zadumanym tonem gospodarz i uśmiechnął się nieco przepraszająco, że nie może odpowiadać za wszystkie wypadki tego świata nawet pomimo najszczerszych chęci. Słysząc to uśmiech Moora stał się wyraźnie sztuczny i naciągany. Jakby właśnie jego przygotowana teoria runęła jak domek z kart.

- To my poczekamy na schodach. Dobranoc. - Thomas nie chciał ryzykować dłuższego kontaktu kumpla z ordynatorem więc bez ceregieli się pożegnał pociągając go za sobą aby zejść Jobinom z pola widzenia.

Francuska podziękowała mu spojrzeniem i rzuciła ciepło do ich pleców.
- Idźcie od razu do kuchni, przygotujcie talerze i wstawcie wodę na herbatę. - chciała dodać że wiedzą gdzie są, ale w porę się opamiętała.
- Dawno nie widziałam żeby ktoś tak zręcznie uciszył Dave’a i jego teorie. Muszę ci go częściej przyprowadzać - mruknęła wesoło do starszego łysola.

- Ano chyba coś jeszcze pamiętam z tych marynarskich czasów. - gospodarz uśmiechnął się niewinnie a oboje pewnie słyszeli kroki odchodzących na schodach. I ich przyciszoną rozmowę zakończoną dźwiękiem otwieranych i zamykanych piętro wyżej drzwi.

- To z nimi jutro jedziesz do tego Rhu? No myślę, że się nieźle dogadujecie a zaufanie w zespole to podstawa. Ktoś jeszcze będzie z wami jechał? Ta dziewczyna z Rhu to chcecie ją zostawić w szpitalu? Bo jak nie to trzeba by jej jakieś lokum załatwić. - major francuskiej marynarki wojennej dopytał się jeszcze parę detali w sprawie jutrzejszej wycieczki za miasto swojej bratanicy. Na szczęscie nie tak odległej. - A nie lepiej wam będzie pojechać razem z resztą? Przecież będzie tam jechać ciężarówka, doktro Sivle się zgłosił no i jeszcze chłopcy z marynarki i z budowlanki też będą jechać. - zapytał o coś co chyba wydało mu się nieco dziwne czemu nie skleić tych dwóch wypraw w jedną. Na cieżarówce na pewno by się znalazło miejsce dla paru dodatkowych osób.

Młodsza Jobin oparła się plecami o framugę i położyła głowę na ramieniu w szlafroku. Jasne, już widziała jak jadą wszyscy razem, niedoczekanie.
- Gemma ma wolny pokój u siebie, powiedziała że przynajmniej czasowo zapewni tej dziewczynie lokum. Ten problem już ugadany i załatwiony, też jeszcze co nieco umiemy załatwić żeby ci nie zawracać wszystkim wiecznie głowy. Bez tego masz i tak wystarczająco dużo na niej… za dużo i częściej niż czasem - przekręciła kark aby móc popatrzeć mężczyźnie w twarz.
- Tak, dogadujemy się. Tom jest z marynarki, były porucznik. Syn starego Wingfielda, pewnie kojarzysz. Dave też jest ogarnięty jak już zamyka paszczę. Nic nam nie będzie, jesteśmy w dobrych rękach. Nie martw się… a wolimy jechać osobno ze względu… dobrze, to zostanie między nami. James przystawiał się do Gem, Gem go spławiła. Powiedzmy że na stopie prywatnej za nim nie przepada, ciężko się dziwić.

- Ah. - wujek czując na sobie swoją bratanicę objął ją i przytulił ojcowskim gestem. Odruchowo poklepał ją po plecach a z bliska czuła zapach jego szamponu i wody kolońskiej. Faktycznie musiał być świeżo po kąpieli albo prysznicu. Niemniej żachnął się gdy usłyszał o tej relacji o pozostałej dwójce lekarzy.

- No cóż, ja nie wiem jaka to poważna sprawa. Ale gdyby zaszła taka potrzeba to doktor Hobson może złożyć skargę. Póki co dział dyscyplinarny jeszcze nam funkcjonuje i może rozpatrzyć taką sprawę. - powiedział po chwili wahania chyba faktycznie po tak krótkiej wzmiance niezbyt mu było łatwo ocenić ciężar gatunkowy tych nieudanych awansów doktora od płuc do doktor ginekologii. Gdyby złożyła taką skargę faktycznie zebrałaby się komisja jaka by zaczęła rozpatrywać sprawę. No ale to zwykle już były grube sprawy w sprawie błędu w sztuce lekarskiej, mobbingu, zastraszania, rasizmu czy jak tutaj by pewnie najbardziej pasowało ewentualnego molestowania seksualnego. Od ostatniej dekady to taka komisja nie była zwoływana zbyt często bo zwykle udawało załatwić się sprawę bardziej polubownymi sposobami. Niemniej taka możliwość istniała. Jednak jeśli to byłoby faktycznie tak jak dzisiaj Manisha i Gemma opisały to Domino to mimo wszystko raczej tego było za mało na coś więcej niż reprymendę dla obleśnego doktora. Chociaż wpisano by mu takie coś w akta i gdyby potem się zdarzyło jeszcze coś podobnego byłoby mu trudniej się wywinąć.

- No ale cieszy mnie twoja zaradnosć. Przynosisz chlubę swoim rodzicom. Gdyby byli tu z nami też pewnie byliby oparciem dla nas wszystkich i ja bym pewnie nie był ci potrzebny. - powiedział klepiąc ją po plecach i całując po ojcowsku we włosy.

- To z Gemmą jak rozumiem jeszcze jutro jedziecie? Dobrze. I z tymi dwoma ancymonami. Też dobrze. Przywieźcie tą dziewczynę a gdyby była wam potrzebna jakaś pomoc, czy z nią czy z Jamesem no to dajcie znać. - pokiwał swoją łysą głową jakby chciał dać znać bratanicy, że może na niego liczyć w tej sprawie.

Blondynka uśmiechnęła się trochę smutno i objęła go ramionami. Znowu była małą dziewczynką, a on jej ostoją, gwarantem bezpieczeństwa oraz strażnikiem. Matką i ojcem w jednym. I mimo upływu lat nic się nie zmieniało.
- Merci beaucoup… trzeba się chociaż trochę starać aby ci dorównać i nie mów bzdur. Bez ciebie wszyscy byśmy tutaj zginęli. Ze mną na samym początku listy. Zrobię wszystko abyś był ze mnie dumny - wzmocniła uścisk, pocałowała go w policzek i opuściła ramiona. Nie wypadało go przetrzymywać.
- Je t'aime tellement, bonne nuit.

- Bonne nuit Dominique. - skinął jej na pożegnanie z ciepłym uśmiechem na twarzy po czym rozstali się gdy ona wyszła z mieszkania na korytarz a on zamknął drzwi. No i mogła znów wrócić piętro wyżej do swojego mieszkania. Tam zastała dwóch “ancymonów” jak siedzieli w salonie obok swoich przyniesionych na jutrzejszą wycieczkę bambetli.

- Ale z tym wypadkiem z bronią to to był żart nie? No taki porządny doktor i szacowny chirurg, oficer marynarki chyba nie mógłby być aż tak nieuważny nie? - Dave ją zaatakował ledwo weszła do środku. Wyglądało tak jakby właśnie o tym gadali nim przyszła i Tom nawet otworzył usta by coś powiedzieć nim weszła no ale kumpel go znów ubiegł. Miał minę i ton głosu jakby major go bardzo rozczarował tą ostatnią uwagą i to gdy już zdążył o nim sobie wyrobić całkiem pozytywną opinię podczas krótkiej wizyty u niego.

- Coś się czepiał? Mówił coś o nas? - Wingfield jak już doszedł do głosu zapytał o to co jego interesowało co tam się na dole działo jak obaj wrócili do jej mieszkania.

Dziewczyna przeszła przez przedpokój, zdjęła buty i przewróciła oczami.
- Jesteśmy tylko ludźmi Dave. Wypadki chodzą po ludziach, a oficerowie nie są absolutnie nieomylni. Dochodzą też wady konstrukcyjne broni i masa innych czynników. No zdarzają się, co poradzisz? - wzruszyła ramionami przechodząc obok kaprala i poklepała go po ramieniu. Drugiemu kumplowi również posłała zdziwione spojrzenie.
- Oczywiście że mówił o was - stwierdziła.

- I co mówił? - zapytał Wingfield obserwując ją uważnie. A Dave się na razie wstrzymał jakby trochę trawił swoją odpowiedź a trochę czekał na to co doktor odpowie jego kumplowi.

- Mówił że widać że się dogadujemy i to dobrze, bo zaufanie w zespole to podstawa. Ale jak widać to właśnie wspomniany błąd i wypadek - prychnęła podchodząc do szafki przy kuchence.
- My raczej sobie nie ufamy i nie możemy na siebie liczyć, przynajmniej ja na was. Myślałam, że cholera, chociaż wstawicie wodę na herbatę. Ale tak to z wami jest. Wszystko przygotuj, pod nos podetknij i najlepiej nakarm żebyście się nie zmęczyli… a po żarciu daj dupy i sama się obsłuż bo jaśnie panowie po pracy.

- Nie chcieliśmy ci grzebać w kuchni. Jak coś ci pomóc to mów. - Wingfield przyjął tą reprymendę ze spokojem a po przekazaniu komentarza francuskiego majora wymienił się spojrzeniami z kamratem. Co ten skwitował szeroki wyszczerzem.

- Lubi nas. No mnie na pewno. Ale to nic nowego. Wszyscy tatuśkowie mnie uwielbiają. A mamuśki to już w ogóle. A jak jeszcze jakaś gorąca się trafi no to cóż, co ja mogę zrobić aby nie pomóc kobiecie w głębokiej potrzebie? - zaśmiał się wesoło jakby nie pierwszy raz był w takiej sytuacji.

- Mówiłam żebyście ogarnęli herbate i stół… - lekarka zrezygnowana pokazała na kuchenkę z czajnikiem, następnie na zlew z kranem jakby połączenie tych dwóch punktów nie było zbyt specjalnie skomplikowane. Westchnęła widocznie zirytowana.
- Do cholery, za trudne… - ze złością złapała czajnik i sama podeszła do zlewu aby go napełnić wodą.

- Oj co się stało? No będzie ta herbata pięć minut później. Co to jest pięć minut na całą noc? - Dave machnął ręką dając znać, że nie widzi potrzeby przejmować się takim drobiazgiem. Jego kolega trzepnął go w ramię i jak już z nastawianiem wody na ów napar niewiele mogli pomóc to chociaż zaczęli zgarniać swoje rzeczy ze stołu aby było przy czym usiąść.

- To może w łóżku też sama sobie poradzę, a wy sobie pogadacie - usłyszeli bzyczenie spod zlewu. Dziewczyna skończyła z wodą i wstawiła czajnik na gaz. Następnie schyliła się i włączyła piekarnik z zapiekanką w środku. Widok jedzenia poprawił jej humor odrobinę. Herbata, żarcie… i nie spinać się.

- Spokojnie dziewczyno, do łóżka to jeszcze dojdziemy. Na razie jesteśmy w kuchni. Ale rozumiem, że cię ciągnie. A w ogóle masz ten towar co mówiłaś? - Moore nie tracił dobrego humoru i dalej nawijał w swoim stylu.

- Spokojnie, zjedzmy coś. Pogadajmy. Napijmy się. Na wszystko przyjdzie czas. - były porucznik wolał chyba uspokoic sytuację i skoro wyglądało, że zaraz będzie późna kolacja to chciał na nią poczekać.

- Właśnie, chodź tu usiądź to zobaczysz, że od razu wszystko zrobi się lepsze. - Dave zachęcił gospodynię aby usiadła obok niego.

Jobin rzuciła łysolowi kwaśne spojrzenie przez ramię.
- Nie, oczywiście że nie mam. Ty była tylko ściema żeby wam zepsuć piątkową przepustkę - prychnęła wracając do grzebania w szafkach i szufladach. Wyciągała po kolei talerze, kubki, cukiernicę, słoik z piklowanymi warzywami, jakieś słoiczki z sosami domowej roboty. Nosiła to na stół, a będąc obok rzuciła tam też woreczek od Juls.
-Jak mówię że coś mam to znaczy że to mam. Dbam o swoją reputację i nie lubię robić z gęby cholewy… co chcecie pić? Mam whisky, wódkę i resztkę likieru.

- A daj ten likier. Dawno nie piłem. - zdecydował dowódca po chwili wymiany spojrzeń z kolegą. Podszedł do niej bliżej tak, że stanął tuż obok niej. - Coś ci pomóc? - zapytał nachylając się ku niej jakby chciał z bliska zobaczyć jej twarz.

- Jest w szafce nad lodówką - odpowiedziała spinając się gdy podchodziło. Położone na blacie dłonie zakrzywiły się i po kuchni poszedł mało przyjemny odgłos z jakim paznokcie zadrapały o blat. Lekarka opuściła głowę i odetchnęła bardzo powoli, zamykając oczy.
- Doskonale zdaję sobie sprawę po co tu jesteście, dlaczego zgodziliście się przyjąć zaproszenie i zmienić plany na wieczór… denerwuje się, dobrze? Wbrew pozorom nie jest to zwyczajowa sytuacja, staram się na razie nie myśleć o konsekwencjach długofalowych, ani w ogóle nie myśleć. Tylko mi nie wychodzi. Nie wycofuje się, żeby nie było.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie myśl o tym za bardzo. Chodź, strzelimy po kielichu to wszystko będzie łatwiej i samo pójdzie. Jak w “Syrence”. Samo pójdzie. - położył jej swoje dłonie na ramionach i uśmiechnął się lekko. Złapał ją za dłoń i dał znać aby poszła z nim do tej lodówki i likieru.

- Z nami nie zginiesz. Ale jak wolicie sami to mogę tu poczekać, nie przejmujcie się mną. Tylko zostawcie koleżankę butelkę aby nie było smutno. - Dave dorzucił coś od siebie żartobliwym tonem jakby był gotów odłączyć się od zabawy jeśli to by miało zmniejszyć stres gospodyni.

Jobin popatrzyła na nich obu przez dłuższy moment, dając się prowadzić do szafki z butelkami. W końcu się uśmiechnęła i jakby trochę przestała spinać. Przytakiwała Wingfieldowi, zbierając kieliszki a jemu zostawiając flaszkę. Będzie dobrze, przecież to był jej pomysł. Głupio się wycofywać tuż przed samym startem. Zresztą nie chciała się wycofywać.
- I tak po prostu oddajesz mi Tommy’ego z jego świetnym kuprem za flache? Nie poznaję kolegi, czy coś dolega? Gorączka? Zwidy i haluny? Bo bredzić zaczynasz… albo to misterny, podstępny plan. My się zmęczymy i uśniemy, a wtedy ty wpadniesz od zaplecza robiąc dywersję na dwa fronty - wyszczerzyła się na całego do łysola.

- Eh dziewczyno, jak ty nic o mężczyznach nie wiesz. No a przynajmniej o nas dwóch na pewno. Zwłaszcza o mnie. - Dave zaczął jakby był jakimś mędrcem przemawiającym do młodej akolitki. Przejął od niej swój kieliszek a potem go podstawił jak milczący towarzysz rozlewał ten likier gospodyni do trzech naczynek.

- No to… Za spotkanie! - Tom wzniósł toast i obaj szybko wypili słodkie, gęste procenty. Po czym sapnęli z zadowolenia i od razu polali drugą kolejkę prawie kończąc zaczętą wcześniej butelkę.

- Nie bój się wszystko ci wyjaśnię. Masz jakąś muzę? Coś do popląsania? To będzie łatwiej. Zobaczysz, zaufaj mi. Wszystkim się zajmę. - powiedział Moore wracając do swojego mentorskiego tonu.

- No tak, można coś włączyć. - Wingfield przytaknął zgadzając się z takim pomysłem dla rozluźnienia atmosfery. Z całej ich trójki to trzymanie luzu i fasonu chyba najlepiej właśnie wychodziło prawie łysemu zwiadowcy.

- Dochodzi 22:00 i cisza nocna. Poza tym pamiętajcie kto mieszka pod spodem. Jeśli szybko zaśnie istnieje szansa że prześpi do rana i go nie obudzimy przez co nawet się nie zorientuje w sytuacji. I uprzedzając Tommy, tak. Dla niego w pewnym sensie zawsze będę miała piętnaście lat jak wtedy kiedy mnie zabrał ze sobą z Paryża. - Jobin podrapała się po policzku, a potem wstała żeby się zakręcić przy zaczynającym gwizdać czajniku. Zalała herbatę, wyjęła z piekarnika zapiekankę. Zapachy w kuchni zrobiły się jeszcze intensywniejsze i podrażniały żołądek.
- Jedzcie, smacznego i… wezmę Hyper i samo pójdzie, nie? Działa po około pół godziny wedle opowieści z pierwszej ręki. Ale skoro jeszcze zostajemy w kuchni przejdziemy przez etap rozmowy, potem prysznic. Przynajmniej ja muszę się umyć, leciałam do was praktycznie prosto ze szpitala. - postawiła przy każdym kubek z herbatą i usiadła na swoim miejscu.

- O. Ładnie pachnie. I wygląda. - obaj wydawali się być przyjemnie zainteresowany tym co gorącego pojawiło się na talerzu ale chociaż nozdrza i ręce ich świeżbiły to dali się grzecznie obsłużyć gospodyni. I na chwilę rozmowa zamarła albo skoncentrowała się na tej późnej kolacji. Na Amelię można było pod tym względem liczyć no i widać było, że chłopakom ta zapiekanka smakuje i w ten pierwotny wręcz sposób znany od czasów gdy jaskiniowcy dzielili się jedzeniem zbliżała ona ludzi do siebie i poprawiała humory a i zaufanie do siebie rosło.

- Dobra rzecz. - pokiwał głową Thomas dając znak, że mu smakuje. Kumpel też wciągnął już pierwszy kawałek i zabierał się za kolejny.

- A z tą muzą to wiesz. Nie musi być głośno. Aby coś leciało. Pokażę ci sztuczkę jaką ten pacan od lat nie może się nauczyć. Nie wiem kto go zrobił dowódcą albo oficerem. Jak wszystko nadal trzeba mu tłumaczyć i pokazywać. Jak dziecku. - Moore mówił trochę niewyraźnie przez to, że intensywnie przeżuwał kawałek zapiekanki ale nawijał ze swadą jak zwykle. Wcale nie przejmując się, że ten o jakim mówi siedzi tuż obok. W pewnej chwili przerwał, nachylił się nad stołem i ściszył głos jakby chciał podzielić się z gospodynią jakimś sekretem. Ale nie było mowy by siedzący obok Wingfield mógł tego nie usłyszeć.

- Tak, tak, tak kochanie ja wiem i wszystko rozumiem. - powiedział wyrozumiałym tonem pełnym współczucia kładąc swoją dość chropawą w dotyku dłoń na znacznie delikatniejszej dłoni lekarki jakby chciał dodać jej otuchy. - Gdyby nie ten kloc to już dawno byśmy hasali w łóżku. Wiem, wiem, spowalnia nas. Ale daj mu jeszcze szansę. Nie skreślaj go tak od razu. Jest powolny ale jak już się rozkręci to daje czadu. Miej zrozumienie dla tych wolniej myślących. Jest oficerem, wiesz jak to z nimi jest. - powiedział konfidencjonalnym tonem jakby tylko obecność kolegi wstrzymała ich oboje przed zaczęciem harców w sypialni. No ale opis brzmiał jakby kolega obok był nieco opóźniony w rozwoju i wymagał specjalnej troski. Kolega zaś westchnął, pokręcił głową i sięgnął po nowy kawałek zapiekanki więc chyba to nie było dla niego jakaś nowość.

Dominique przygryzła wargę, śmiejąc się cicho pod nosem. W opowieściach kaprala jego porucznik był raczej figurantem, nie to co wszędobylski podoficer jaki już dawno powinien zostać co najmniej kapitanem tylko nie chciał kumpla dołować.
- Na moje oko panu porucznikowi niczego nie brakuje - mruknęła wesoło upijając gorącej herbaty. Wsuwała kolację aż jej się uszy trzęsły i podpatrywała na obu kompanów nad michy.
- Robi naprawdę dobre wrażenie, nie uważasz? - spytała Moore’a ze słodką miną blondynki.
- I nie na łóżku, przeniesiemy materac na ziemię… o jakiej sztuczce mówisz?

- Robi dobre wrażenie? - kapral przez chwilę przeżuwał w milczeniu obserwując siedzącego obok oficera jakby widział go pierwszy raz w życiu. Albo próbował na niego spojrzeć pod jakimś nowym kątem. Ten jadł w milczeniu i zerkał to na jedno to na drugie z nich czekając co wyjdzie z tej dyskusji. Za to przed chwilą uśmiechnął się ciepło do blondynki i wskazał na nią i jej słowa swoim widelcem jakby chciał podkreślić kumplowi jej słowa na swój temat.

- No powiedzmy ujdzie w tłumie. - zgodził się łaskawie po czym pochylił się do kumpla i uderzył znów w ten konfidencjonalny ton. - Widzisz jakie chody ci u niej wyrobiłem? Już cię zaczyna bronić jak przed chwilą rzucała w ciebie garami jak ją zdenerwowałeś. Laska mięknie, jest już prawie nasza. Tylko tego nie spartol. - powiedział zupełnie jakby siedzieli tylko we dwóch i obgadywali jakąś dziewczynę jaka im obu wpadła w oku a ta oczywiście tego nie słyszała. A już na pewno nie siedziała przy tym samym stole.

- A sztuczka no to bez muzy nie przejdzie. Przykro mi złotko, takie są zasady. - wyprostował się i władował sobie do ust kolejny kęs zapiekanki wracając do normalnego tonu rozmowy.

- Nie mów że masz pod spodem skórzane stringi i zrobisz nam mały streaptese dla podgrzania atmosfery oraz wprowadzenia nastroju. Dlatego ta muzyka i bez niej nie pójdzie - Jobin uniosła obie brwi. Wyglądała na zdziwioną i zaintrygowaną jednocześnie.
- Włożył stringi? - pochyliła się do Wingfielda pytając szeptem na tyle głośnym aby ten trzeci usłyszał.

- Hmm… - dla odmiany teraz Wingfield zamyślił się jak kolega przed chwilą. Tylko w sprawie jego potencjału do zakładania skórzanej bielizny. Wyglądało jakby pytanie uznał za całkiem zasadne. Teraz kapral czekał ze stoickim spokojem na odpowiedź swojego towarzysza.

- Właściwie to nie jestem pewien czy cokolwiek wkładał. - Thomas odparł z pełną powagą ale takim samym szeptem jak padło pytanie.

- Chcesz maleńka to sama sprawdź. Ale aby było uczciwie to potem ja sprawdzę co ty tam masz pod spodem. - kapral nie czuł się zażenowany. Wręcz przeciwnie. Zachęcająco wskazał obiema dłońmi na swoje spodnie ale potem skinął podobnie na podołek gospodyni.

- Ej, zapominasz że jest nas trójka, nie dwójka i żeby było sprawiedliwie to Tommy’ego też trzeba sprawdzić czy przypadkiem nie oszukuje albo kantować nie zaczyna. Sprawdzimy cię, potem jego… a potem, niech już stracę, pozwolę sprawdzić siebie i wszyscy będą zadowoleni - dziewczyna zaśmiała się przegryzając zapiekankę.

Moore zamyślił się jakby brał udział w negocjacjach na nie wiadomo jak wysokim szczeblu. Też przeżuwał swój kawałek zapiekanki i zerkał na blond negocjatorkę. Na oficera siedzącego obok. Przeżuł, przełknął, popił świeżą herbatą i westchnął głęboko.

- Masz rację. Z tymi oficerami to nigdy nic nie wiadomo. Zawsze trzeba ich pilnować czy czegoś nie chcą zmalować. Albo już zmalowali. - powiedział poważnym tonem jakby szedł na wielką ugodę w tej sprawie. Po czym mądrze pokiwał głową i znów “dyskretnie” nachylił się do kamrata.

- Widzisz stary? Trochę bajery i jak panna mięknie? Już sama chce nam się dobrać do rozporków. Widzisz jak ci ją wystawiłem? - rzucił półgłosem jakby znów wszystko przy stole było tylko jego wyłączną zasługą.

- Sprawdzamy we dwójkę tego trzeciego, aby było sprawiedliwie - Jobin udała że absolutnie niczego nie słyszała. Zjadła kawałek zapiekanki z widelca po czym dodała bardzo miłym głosem.
- Ja i Tommy sprawdzimy Dave’a, potem Dave i ja sprawdzimy Tommy’ego. Następnie wy dwaj zrewidujecie mnie. Liczę że ani pan porucznik, ani pan kapral nie przenoszą ze sobą kontrabandy, ale to sprawdzimy, prawda? Bardzo dokładnie, bo należy zawsze być sumiennym w wykonywaniu swoich obowiązków. Szczególnie gdy jest się lekarzem i działa dla dobra społeczeństwa.

Nastała chwila ciszy gdy obaj jej goście wysłuchali jej oferty a potem popatrzyli na siebie nawzajem namyślając się przez chwilę. Jeśli dali sobie jakieś nieme znaki to blondynce to umknęło. Ale jak się odwrócili twarzami znów ku niej to odezwał się ten krócej wygolony.

- No dobrze. Myślę, że mógłbym się zgodzić na taki układ. Ale nalgeam by to lekarskie dłonie profesjonalistki dokonywały oględzin. Wtedy będziemy mieć pewność, w uczciwy osąd przeprowadzony przez tą samą osobę. - kapral nie przerywał swojego tonu zawodowego negocjatora zupełnie jakby chodziło o jakieś komisyjne sprawdzanie jakości mąki w magazynie żywnościowym czy coś równie istotnego.

Domino zrobiła minę jakby się naprawdę zastanawiała nad propozycją i snuła plan działania.
Z westchnięciem zadumy pokręciła głową.
- Wy jesteście wojskowi, ja cywil. Nie znam waszych procedur oraz metod. Wpierw pan porucznik musiałby mi pokazać na przykładzie kolegi jak się te oględziny przeprowadza - znowu upiła herbaty, a homeopatyczne ilości alkoholu zaczęły już działać rozluźniając mięśnie przez co kij z tyłka wypadał sukcesywnie.
- Gdybym zaczęła tak sama jeszcze bym coś zepsuła, albo was naraziła na uszczerbek na zdrowiu lub godności, a lekarz ma pomagać, nie szkodzić. Tak się nie godzi. Pozwólcie jednak że przedstawię kontrpropozycję. Do wspomnianych przez was oględzin zabierzemy się następnym razem, a dziś to wy przeprowadzicie mi szybkie szkolenie instruktażowe w węźle sanitarnym - widelcem wskazała na łazienkę i patrzyła z zaciekawieniem na obu kompanów.

- Szybkie szkolenie instruktażowe. W węźle sanitarnym. - kapral zmrużył oczy i wpatrywał się w drzwi do łazienki jakby próbował ocenić co tam się kryje i jak to pomieszczenie może się nadawać do takiego szkolenia o jakim była mowa. Po czym odwrócił się do swojego porucznika i znów się naradzali spojrzeniem.

- A te szkolenie to tak na sucho? Czy coś jednak łykniemy na wzmocnienie? Bo mówiłaś, że to jednak nie działa tak od razu. - spojrzał na lekarkę jakby chciał znać ten detal przed podjęciem decyzji.

- Skończymy jeść, przygotuję nam prochy na rano żeby potem mieć wszystko gotowe. Wy ogarniecie sypialnię i materac w tym czasie. Na deser weźmiemy po cukierku i zaczniemy szkolenie - zadecydowała po chwili namysłu, skubiąc zębami dolną wargę.
- Od czegoś trzeba zacząć, przygotować i wprowadzić odpowiednie warunki. Odpowiada wam taki plan?

- Pewnie. - tym razem pierwszy zareagował Wingfield uśmiechając się łagodnie i zgadzając się prawie od ręki. Kolacja zaś zbliżała się do końca. Jeszcze zapiekanka była na stole, jeszcze nawet była ciepła ale albo się goście już nią nasycyli albo zaczynali mieć inne priorytety niż jedzenie. Co zdradzało ich coraz weselsze usposobienie i gotowość do współpracy w przygotowaniach do końcówki wieczoru i jutrzejszej pobudki.

- A tam z Amy wszystko gra? Nie będzie z nią żadnych kłopotów? - zapytał jeszcze Thomas machając mniej więcej w stronę pokoju zajmowanego przez australijską współlokatorkę gospodyni. Jakby chciał się upewnić, że na tym polu też mają swobodę działania.

- Rozmawiałam z nią, powiedziałam co i jak. Życzyła nam dobrej zabawy i przygotowała oprócz kolacji dla nas zatyczki dla siebie. Rano nas dobudzi, czyli wszystko pod kontrolą, ustalone i bez żadnych kłopotów - Domino uśmiechnęła się wesoło dopijając herbatę.
- Swoją drogą nie wiem czy słyszeliście, ale na najbliższy kwartał szykuje się całkiem sporo roboty. Za tydzień w poniedziałek rusza grupa zwiadowcza do Ardlui, a ja i Manisha razem z nimi. Wracamy, przepakowujemy się… wsiadamy na łódź i płyniemy na wyspę Man. Chyba że zabezpieczenie stacji zajmie krócej. Podróż morska rusza na początku kwietnia. Uda się założyć przyczółek to ruszymy dalej, na Stary Kontynent. Admiralicja oficjalnie przyznała, że kończą się nam zapasy i trzeba szukać alternatyw na południu póki jeszcze jesteśmy w stanie wystawić dobrze zaopatrzone grupy poszukiwawcze. - sapnęła krótko, odkładając pusty kubek na równie pusty talerz.
- Moglibyście się zgłosić i też płynąć, pewnie będą szukać najpierw ochotników, a dopiero potem dadzą rozkazy uczestnictwa. Miałabym was na oku, a wy mnie. Pod ręką gdyby zaszła potrzeba działań doraźnych… nie grzeje wcale wizja utknięcia gdzieś na skałach z obcymi, albo co gorsza bandą mruków którzy sobie uwidzą robić ze mnie mebel do przesuwania bo przecież jestem cywilem. Wtedy będę zmuszona im naprostować światopogląd, zrobi się niezręcznie. Jeszcze się poobrażają, wrócą wpław i wujek obedrze mnie ze skóry… dobra, nie aż tak brutalnie, ale z pewnością będzie się godzinami gapił tym oceniającym wzrokiem pełnym zawodu. - wstała od stołu żeby zebrać naczynia i wsadzić je do zlewu.
- Tęskniłabym - dodała cicho odchodząc pod szafki.

- Oo. - obaj goście wydawali się być zaskoczeni tą ilością rewelacji przekazanych przez blond gospodynię. Bo się zapowiadało wyprawa za wyprawą. I to takie dalsze i większe niż takie zwykłe, standardowe patrole dookoła bazy czy od czasu do czasu wyprawa do Glasgow.

- Na wyspę Man? I do Ardlui? I to taka oficjalna wyprawa? No, popatrz… - porucznik w stanie spoczynku zastanawiał się nad tym wszystkim. W końcu w większości spraw nawet jak się naradzali w swojej dość nieformalnej grupie łowców robali to i tak ostateczna decyzja zwykle należała do niego. Chociaż najczęściej była zbieżna z opinią reszty grupy.

- O to ważniakom kończy się stajtaśma i postanowili posłać po nową? No wreszcie się zorientowali, że trochę ostatnio trudno o nowe gadżety. - zaśmiał się nieco złośliwie Moore. Ale obaj nad tym chwilę myśleli.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 23-06-2022, 03:07   #10
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Za tydzień do Ardlui? A na tą wyspę w kwietniu. Mhm. I wy też dołączacie? No kto wie? Może. Jak będą brać takich łapsów jak my. Zobaczymy. Ale jak my nie mamy żołdu to by nam się przydało coś do kieszeni. - Thomas chyba byłby skłonny chociaż spróbować wysłać takie zgłoszenie no ale nie był do końca pewien czy admiralicja co firmowała te wszystkie wyprawy będzie brać prywaciarzy spoza budżetówki.

- Ale na Kontynent to chyba nie popłynął. Za Kanał? No nie wydaje mi się. Te wojskowe gruchoty to w ogóle chyba przyspawali do tych cum przez ostatnie 10 lat. Nigdzie nie wypływały. Ciekawe czy w ogóle mogą jeszcze pływać. A co dopiero tak daleko, że za Kanał. - Dave powątpiewał w zdolności marynarki do utrzymania swoich maszyn na chodzie, zwłaszcza w perspektywie dalszego rejsu niż na wyspę Man która jeszcze była w miarę blisko.

- I tak trzeba by pogadać z resztą. Jutro można jak wrócimy z Rhu. Zanim wyjdziemy z bazy to powinno być jeszcze czasu na to. - Wingfield wzruszył ramionami bo tak ważną decyzję wypadało omówić z resztą ich bandy a nie decydować w pojedynkę czy we dwóch.

Domino postawiła talerze w zlewie tak, że głośno brzdęknęły. Oparła dłonie po obu jego kantach i nabrała powoli powietrza bo teraz naprawdę zechciała zacząć rzucać garami. Najlepiej w starych pryków siedzących w radzie dowodzenia.
- Mają miesiąc żeby je naprawić to niech ruszą dupę i wezmą do pracy. Skoro Admiralicja zleca zadanie muszą się wywiązać. Wreszcie, do jasnej cholery! Pięć lat temu powinni zacząć. Potrzebujemy zapasów, ludzi, leków i wszystkiego co da nam szansę na migrację na południe i przeżycie godnie do tego czasu… z roku na rok robi się coraz gorzej, a te durne fiuty obrastają w piórka udając do kurwy nędzy wielkich strategów. Włodarze i panowie życia, jak ta głupia dziwka wożąca się po mieście i marnująca benzynę dla kaprysu. Zwykle nikomu źle nie życzę, a ją mam nadzieję zobaczyć rozpieprzoną na kawałki. Tępa szmata równie tępa co jej stary. - warknęła opuszczając głowę z przymkniętymi oczami. Stała tak chwilę póki nie przeszła najgorsza złość. Westchnęła wreszcie i obróciła się opierając o zlew plecami, a potem osunęła się na podłogę, patrząc na podłogę gdy obejmowała kolana ramionami.
- Oni się bawią i rozpieprzają żelazne rezerwy, a ja od dwóch tygodni próbuję zdobyć zgodę na leczenie pacjenta. Ostra białaczka limfoblastyczna, uwarunkowana genetycznie. Nastąpiła translokacja t9:22 powodująca powstanie chromosomu Philadelphia… idzie szybko. Nowotwór zajął już węzły chłonne, rdzeń kręgowy i tkanki pozawęzłowe. Jeśli nie zaczniemy terapii na dniach umrze w przeciągu trzech miesięcy i będzie nieludzko cierpiał aż do samego końca. Przedstawiłam radzie historię jego choroby, wszelkie możliwe wyliczenia oraz symulacje… a oni stwierdzili że niestety w obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na włożenie w jednego człowieka takiej ilości leków, płytek krwi i samego osocza. Odwołałam się od decyzji i gówno, żałują nawet na testy zgodności do przeszczepu. Cytując: musimy zostawić rezerwy dla kluczowego personelu logistycznego oraz na wypadek gdyby doszło do zamieszek. Przy ograniczonej populacji bazy należy racjonować zużycie krwi która w pierwszej kolejności idzie do osób z sektora wojskowego jak tych stanowiących gwarant naszego bezpieczeństwa. Koniec cytatu. Z wujem niewiele wskóramy bo jest nas tylko dwójka i to on jest tym który coś znaczy. Ja tylko pieprzonym konowałym któremu nie pozwalają pomóc pacjentowi bo nie rokuje powyżej 15% i trzeba oszczędzać pieprzone leki. To po cholerę w ogóle kogokolwiek leczyć? A gdyby zachorował ktoś z rodziny Admiralicji śpiewka byłaby kompletnie inna. Wtedy ruszyliby niebo i ziemię, ale że to tylko syn roboli z fabryki to niech zdycha… on ma tylko siedem lat, chce zostać lekarzem żeby pomagać innym i w grudniu ma urodziny do których nie dożyje. - w końcu oparła potylicę o szafkę, gapiąc się w sufit zrezygnowana.
- Musimy się stąd wynieść, zimy robią się coraz dłuższe. Jeszcze parę lat i nastąpi totalne zlodowacenie. Na południu jest jeszcze szansa przetrwać. Uprawy hydrofobiczne nie wyżywią wszystkich, a gdy zabraknie energii z reaktorów zaczniemy zjadać siebie nawzajem.

- Ja tam zawsze lubiłem wakacje w tropikach i egzotyczne panienki. A kiepski ze mnie Szkot czy Eskimos by sobie przez pół roku dupę w śniegu odmrażać. Ja tam mogę się stąd bujnąć, nie zamierzam tu umierać ze starości pod zwałami śniegu. - Dave odparł wesoło i niefrasobliwie dając znać, że niekoniecznie uważa Clyde za swój dom w którym chce dożyć swoich dni. Zwłaszcza jakby była jakaś cieplejsza alternatywa.

- Gdzie indziej może być cieplej. Tam na południu. Ale albo będzie puste i trzeba będzie zaczynać od zera albo zajęte i wtedy… No cóż… - Thomas pokręcił głową i wzruszył ramionami bo w takim scenariuszu to nie on by podejmował decyzje na skale społeczności całej bazy. Co najwyżej byłby jakimś drobnym trybikiem w tej machinerii.

- Tego dzieciaka co mówisz szkoda. Ale co zrobisz? Na zewnątrz nie jest lepiej. To oni nam zazdroszczą a nie my im. A i przed Impaktem takie rzeczy się zdarzały. Nie uratujesz każdego. Przykre ale taka jest prawda. Dobra nie chcę być niemiły ale chyba mieliśmy coś do zrobienia na ten wieczór i noc no nie? - Moore pokręcił głową i popatrzył na siedzącą na podłodze lekarkę. Albo niezbyt go ruszał los małego pacjenta jakiego w ogóle nie znał albo kalkulacja mu mówiła, że takie są realia i niewiele się tu poradzi. Jego kumpel popatrzył na niego, w końcu wstał i podszedł do gospodyni.

- Chodź. Wstawimy tą wodę na prysznic. - powiedział wyciągając ku niej dłoń aby pomóc jej wstać na nogi.

- A gdyby to było twoje dziecko też byś wyłożył lachę i zrobił sobie potem nowe? - Jobin popatrzyła na łysola zimno.
- Kiedyś nie musiałabym żebrać o leki dla niego.

- Ale nie jest moje. Więc to nie moja sprawa. - Dave wzruszył ramionami i popatrzył na siedzącą lekarkę. Rozłożył ramiona dając znać, że dla niego sprawa jest zbyt obca i abstrakcyjna aby czuł się z nią związany.

- Mówię ci, nie da się uratować wszystkich. I nigdy się nie dało. I to się raczej nie zmieni. Więc ten chłopak to tylko jeden z wielu takich przypadków. Przejmujesz się nim bo go znasz. A ja nie. Więc nie będę ci kitu wciskał, że mnie to rusza. - Moore przestał się uśmiechać i wyglądało, że rozmowa zeszła na tory jakich nie planował i niezbyt mu się podobały.

- Przejmuję się, bo widzę dalej niż czubek własnego nosa i umiem dodawać. Ten pacjent to symbol, kolejny. Więc jeśli tobie się coś stanie zwalniasz mnie z konieczności udzielania ci pomocy, tak? Przecież to bez sensu - blondynka pokręciła głową.
- Tego, że gdy zachorujemy na coś co było kiedyś wyleczalne lub do kontroli, zostaniemy zutylizowani jak śmieci. My, nasi najbliżsi, dzieci, rodzice. Każdy po kolei, więc po co w ogóle zawracać sobie kimkolwiek głowę? Przecież to tylko mięso które nic nie znaczy. Wy nic nie znaczycie, ja nic nie znaczę. Dla siebie też, bo jeśli się przywiążemy do kogokolwiek zrobimy głupotę. Zero więzi społecznych, zero związków. Zero nowych rodzin, bo po co. Kasa dla dziwki za numerek, butelki wódki i udawanie że cokolwiek jeszcze można poczuć. Jasne że nie da się uratować wszystkich, nigdy się nie dało. Ale to już dzielenie na równych i równiejszych, wiązanie rąk. Nie widzisz dokąd to prowadzi?

- Może widzę, może nie widzę. Jakie to ma znaczenie? Kogo to obchodzi? Jestem tępym chujem. Tępym trepem. Robię swoje póki mogę. Próbuję wykonać swoje zadanie i nie zawieść mojego zespołu. A potem wrócić i się zabawić. A potem znów wyjść na kolejna misję. Robimy świetną robotę. Przynosimy ochłapy tym mózgowcom aby mieli co włożyć pod mikroskop. Nie wiem czy coś z tego będzie. Fajnie jakby coś z tego wyszło dobrego. Ale do cholery nikt nas nie pyta ile nas to kosztowało. Tak działa system złotko. My robimy swój puzzel jak łapiemy te robale, jajogłowi robią swój jak biorą to pod mikroskop, ty robisz swój jak działasz w szpitalu. I nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie wszystkich da się uratować. I szczerze mówiąc to pierdole całą resztę bazy. Zależy mi na tym o dryblasie i reszcie mojej paczki. Może paru osobach poza nią. Choćby na tobie. Ale reszta mi zwisa. Jakbym coś mógł pomóc może bym pomógł. Ale nie mogę. Ktoś odwali kitę? No to odwali. Co mnie to? Nie znam gościa. Myślisz, że on by się przejął jakby jutro jakiś robal rozpruł mnie na pół? Albo urwał łeb jemu? Nie sądzę. Więc mi to zwisa. Kiedyś mi się nie uda. Będę miał trochę za mało szczęścia, trochę za dużo pecha, będę trochę za wolny albo będę miał za mało ammo w magu. I coś mnie w końcu rozwali. Ale na razie cieszę się życiem. Chodzę do “Magnum” i “Syrenki”. Bzykam fajne panienki. A potem chodzę na kolejną akcję. Taka dola. - zwiadowca wyrzucił z siebie całkiem długą i dość impulsywną litanię. Jakby gospodyni sprowokowała go do uzewnętrznienia myśli jakie zwykle trzymał schowane pod kluczem nawet przed samym sobą. W końcu wstał i wyciągnął paczkę fajek.

- Można tu u ciebie jarać? Czy trzeba na balkon czy co? - zapytał machając rzeczoną paczką.

- Jaka to różnica? I tak na zewnątrz prawie nie ma czym oddychać więc trujemy się po prostu wychodząc na ulicę. Pal tutaj tylko nie rzucaj na podłogę, weź szklankę. Wam przynajmniej nie wydzielają kul i nie każą lecieć na wroga z nożami bo trzeba oszczędzać - Domino prychnęła ze swojego miejsca na podłodze. Przetarła twarz dłonią, mając wrażenie że zaraz pęknie jej głowa. Tyle, jeśli chodzi o wyluzowanie i zapomnienie o minionym tygodniu.
- Wszyscy wiemy czym ryzykujecie, ale ludzie mają to w dupie bo każdy ma swoją rolę do wykonania i obchodzi ich tylko własna wygoda. Wszystkich się nie uratuje - powtórzyła za nim przedrzeźniając wcześniejsze słowa. Westchnęła krótko, kręcąc głową.
- Chcę mieć środki i możliwość aby chociaż spróbować kiedy zajdzie taka konieczność, bo każde życie jest wartościowe i o każde należy walczyć. Nie tylko o te których absencja w Clyde spędza mi sen z powiek… i dla jakich sama kradłabym leki z magazynu gdyby zaszła taka konieczność. Wtedy rada mogłaby się pieprzyć, najwyżej by mnie powiesili albo zamknęli na długo. Życie to coś więcej niż chodzenie na akcje, zabawy w klubach i powrót na akcje. Myślisz, że do diabła nie martwię się gdy milczycie po tydzień aż nagle Amy przynosi wasz uwalony na rudo szpej i mówi że weszliście w czerwoną mgłę? Ale jak widać jestem ta głupia, naiwna i tak dalej - mruknęła nie patrząc na kompanów a na okno za którym pośród czerni nocy kotłowały się szaro-białe płatki śniegu.
- To był głupi pomysł, wybaczcie kłopot. Myślałam… - sapnęła po chwili przyjmując pozę lekarza bo tak było łatwiej.
- Jak widać nie należę do trzeźwo myślących ludzi, pomyliłam się. Nie umiem wyluzować, nie dam rady odciąć zbędnego balastu przez co marnuję jedynie wasz czas. Przykro mi, naprawdę próbowałam. - odwróciła się patrząc na nich na zmianę.
- Dziękuję za fatygę, weźcie Hyper i idźcie się zabawić. Z prochami w kieszeni bez problemu znajdziecie chętne do przetestowania, jeszcze nie ma północy. Ja wystarczająco waszego czasu wolnego zmarnowałam.

Obaj milczeli przez dłuższą chwilę. Moore podszedł do szafki i wyjął jakąś szklankę aby zrobić z niej popielniczkę. Potem odpalił szluga i podał pytająco kumplowi. Ten po chwili zastanowienia sięgnął po fajka po czym zwiadowca gestem poczęstował gospodynię. A potem odpalił swojego. W kuchni rozszedł się charakterystyczny zapach palonego tytoniu. I echo milczących myśli jakie kotłowały się wewnątrz czaszek całej trójki.

- Nie no. Powiesić by cię nie powiesili. Za kraty też bez sensu wrzucać darmozjada. Więc pewnie by cię wygnali. - prychnął Dave jakby próbując jakoś rozładować tą kumulację kiepskich emocji. Mógł mieć rację. Odkąd uszczelniono granice bazy to za najstraszniejszą uważano karę wygnania z tego stosunkowo bezpiecznego i całkiem przyjemnego dla życia miejsca.

- No a nam odkąd przeszliśmy na prywatną działalność to nie jest tak lekko. Wcześniej mieliśmy szpej z magazynu marynarki. A teraz wszystko musimy kupować za swoje. Czasem to tak wygląda jak wydzielanie każdej pigułki. - odezwał się w końcu oficer który milczał przez tą burzliwą wymianę zdań między pozostałą dwójką.

- Tego dzieciaka szkoda. Ale nie wiem jak byśmy mogli mu pomóc. Jak wiesz jak to powiedz, może coś się uda. Nie zrozumiałem z połowy tego co o nim mówiłaś. Poza tym, że nie jest dobrze. - Thomas ukucnął obok gospodyni i chyba chciał jakoś dodać jej otuchy i zaoferować chociaż symboliczną pomoc skoro tak jej zależało na tym małym pacjencie.

- A z Hyper no bez jaj. Mieliśmy razem wziąć. A potem razem się zabawić. Jak masz nas wywalać bo cię wkurzamy to spadamy. I zostaw sobie Hyper na następną okazję. Ale nawet jak nas nie chcesz dzisiaj więcej oglądać to nie dygaj, jutro rano zrobimy swoją robotę. No chyba, że masz kogoś na zastępstwo. W końcu z tym chłopakiem to jak ten kloc mówi, nie wiem jak byśmy mogli ci pomóc. Ale z tą foczką z Rhu to jednak coś możemy, to bliżej naszej zwykłej działalności. - rzucił Moore do wciąż siedzącej na podłodze lekarki. Brzmiało jakby był gotów iść na ugodę w tej sprawie chociaż nie za wszelką cenę. I mimo wszystko wolał nie puszczać dwóch lekarek samopas jutro poza w miarę bezpieczne mury bazy.

Przez chwilę blondynka gapiła się spode łba na obu trepów i zaciskając szczęki słuchała bez wstawek własnych. Pod koniec zgrzytnęła zębami, odmawiając papierosa.
- Jedyne co można dla tego chłopca zrobić to trzymać na morfinie i pozwolić umrzeć w sposób najmniej bolesny, obok najbliższych. - podniosła się jednym zrywem, uważając aby nie potrącić Toma podczas całego manewru. Wyminęła go, wyminęła Moore’a i podeszła do stołu, wlepiając wzrok w torebkę z tabletkami.
- Życie jest krótkie i okazje które przepuścimy nie powrócą - z zamyśloną miną podniosła narkotyki, kończąc proces trawienia słów pozostałej dwójki oraz ich zachowania. Część napięcia opadła, wyjęła więc jednego tabsa a potem podniosła do ust i połknęła, skacząc oczami od Wingfielda do łysola.
- Przenieście materac i pościel na podłogę, ja przygotuję leki na jutro… a potem prysznic. Nie wkurzacie mnie aż tak żebym was nie zagoniła do umycia mi pleców.

- No! Tak jest! Moja dziewczynka! - Dave zaśmiał się wesoło jakby dobry humor mu momentalnie wrócił skoro rozmowa wróciła na te tematy jakie całą trójkę wywabiły z najpopularniejszego nocnego klubu w bazie do prywatnego mieszkania blondwłosej lekarki.

Ona sama zaś pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się Hyper. Julia przekazała go w małym pojemniczku pewnie po jakichś tabletkach. Jakich nie szło zgadnać jak się nie zachowała oryginalna etykieta. Ot, przez ciemne szkło widać było kilka tabletek. A jak otwarła plastikowy korek na dłoń wyleciała jej całkiem zwyczajnie wygladajaca biała tabletka. Jak aspiryna czy coś równie prozaicznego. Chociaż miała drobne, błekitne kropki tu i tam. No i duże “H” na samym środku każdej ze stron. A jak przełknęła to też nie wzbudzało to jakichś ekscytacji. Znów jakby łykała aspirynę czy inny paracetamol. Nic niezwykłego. No ale Julia mówiła, że to nie bierze tak od razu. A i sama wiedziała, że leki podawane drogą doustną potrzebują z minimum kwadransa aby dotrzeć do żołądka i zacząć działać a zanim objawia się w pełni to może upłynąć i kolejny kwadrans. To też nieco pasowało do dzisiejszego opisu syrenki gdy opowiadała to w gabinecie lekarskim.

- Dobra to nie gadaj już tyle i chodź po ten materac. - Thomas trzepnął w ramię kumpla dając mu znak aby wziąć się do roboty i nie prowokować więcej kłopotliwych tematów. Obaj wyszli z kuchni do sypialni Domino aby przenieść ten materac i resztę przygotowując wspólny plac zabaw i posłanie na resztę nocy. Gdzieś tam dobiegało radosne gaworzenie Moore’a który nawijał, że może odejście z marynarki nie było takim dobrym pomysłem bo tam czerwony pluton jaki teraz tworzył trzon Łowców Szarańczy był na państwowym garnuszku. No a sam dzielny zwiadowca już pewnie dawno byłby pułkownikiem albo i admirałem skoro Royal Navy była na tyle naiwna aby kogoś takiego jak Thomas Wingfield zrobić aż porucznikiem.

Domino uśmiechnęła się pod nosem, zostawiając słoiczek na środku blatu. Zakręciła się po kuchni szykując talerzyk na którym ułożyła trzy zestawy proszków wyjętych z kredensu. Lekkie opiaty z paracetamolem aby z samego rana zabić ból ewentualnych kontuzji, witaminy i pobudzające na amfetaminie jakie pomagały dziewczynie przetrwać dwudniowe dyżury jeśli zaszła taka potrzeba. Do swojej kupki dołożyła jeszcze jedną sporą tabletkę aby upewnić się, że dzisiejsza zabawa nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencji. Przy talerzyku postawiła trzy szklanki wody, nasłuchując z rozbawieniem gadaniny chłopaków. Gdyby tylko RN dostrzegli z kim mieli przyjemność i niebywałe szczęście współpracować, pewnie powiększyliby zakres szarż aby go odpowiednio uhonorować.
Skończywszy przygotowania blondynka poszła prosto do łazienki. Włączyła światło, rozebrała się, na pralce położyła trzy świeże ręczniki na wszelki wypadek, chociaż wątpiła aby w ferworze zabawy pamiętali o czymś tak trywialnym. W końcu weszła pod prysznic, a ustawiając temperaturę zastanawiała się czy nie będzie im zbyt ciasno. Dla dwóch osób było w sam raz miejsca, trzy już musiały się trochę ścisnąć… no ale chyba właśnie na tym cała zabawa miała polegać. Z niepokojem wymieszanym z ekscytacją weszła pod strumień wody pozwalając żeby ciepły prysznic zmył głupoty kotłujące się w głowie. Szum zagłuszałzagłuszał bzyczenie z dalszej części mieszkania. Pozostali wiedzieli gdzie jej szukać, byli na tyle duzi aby pamiętać o własnej dawce wspomagacza.

Strumień ciepłej, świeżej wody oblewał ciało. I dawał tą charaterystyczną, intymną atmosferę gdy zostawało się resztę świata na zewnątrz. Jeszcze do tego przyjemny zapach płynu do kąpieli i szamponu. Piana ściekająca wzdłuż ciała do stóp i potem do odpływu. Tak, to zdecydowanie pomagało się odprężyć. Zapomnieć o reszcie świata albo zepchnać to na margines świadomości i pamięci. Gdzieś tam za ścianą kręciło się dwóch gości jakich do siebie zaprosiła na noc. Dwóch przyjaciół. Dwóch mężczyzn. I to tak, że mieli zamiar obudzić się razem we trójkę jutro rano. To pobudzało przyjemne oczekiwanie. Ciekawość nowego ciała, przyjemność poznawania go. No i możliwości. Przez szum wody słyszała ich głosy i kroki jak gdzieś tam byli za ścianą. W końcu usłyszała ten odgłos jakiego się spodziewała. I na jaki oczekiwała. Dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Kroki. I przytłumione głosy. Potem szmery ściąganych ubrań. I po chwili za sobą wyczuła ruch gdy któryś z nich stanął tuż za nią. I położył dłoń na ramionach w opiekuńczym geście. Zadrżała.

- Daj. - męska dłoń sięgnęła po myjkę aby przejąć ją od gospodyni. Po głosie poznała Thomasa. Stał tuż za nią, że czuła za sobą front jego ciała.

- Patrzcie go, ledwo przyszedł a już rozkazy wydaje jakby jakimś oficerem go zrobili - blondynka pomamrotała żeby żartem ukryć niepewność. Tak, oczywiście, to był jej pomysł. Bardzo dobry pomysł, taki który miała w głowie odkąd Juls opowiedziała że ma dostęp do Hyper. Oddała jednak gąbkę bez stawiania się czy dalszych fochów. Zamiast gadać obróciła się stając plecami do ściany i otworzyła oczy. Przez strugi wody dostrzegła większą, masywniejszą sylwetkę zaraz przed nią. Dłonie do tej pory zaciskające się nerwowo rozluźniła na tyle, aby jedną z nich położyć mężczyźnie na ramieniu.
- Jak dla mnie możesz dowodzić - dodała z uśmiechem, czując pod palcami ciepłą skórę. Przyjemnie miękką w przeciwieństwie do skóry na spracowanych dłoniach każdego kogo tryb życia zmuszał do ciężkich, fizycznych wyzwań.

- Dziękuję za pozwolenie ma’am. - powiedział z lekkim uśmiechem jakby była jakimś oficerem. Znali się już trochę. Znali wygląd swoich sylwetek, twarzy, dłoni. Ale pierwszy raz widzieli się bez ubrań. I z tak bliska. Więc oboje wydawali się być siebie ciekawi. Zwłaszcza tego co było dla nich nowe i do tej pory było skryte pod ubraniem. I dało się wyczuć tą charakterystyczną fascynację interesującym osobnikiem płci przeciwnej jaki był w zasięgu ręki. Zwłaszcza jak ta fascynacja i zainteresowanie było odwzajemnione.

Dominique Jobin jak na kobietę nie była wcale niska. Właściwie dorównywała wzrostem sporej ilości mężczyzn. Ale jak stanęli naprzeciwko siebie z Thomasem to jakoś dobitnie dało się odczuć, że on i tak jest od niej masywniejszy i z pół głowy wyższy. Widziała trochę znajomy tatuaż na jego ramieniu. Już go jednak czasem widywała gdy był w klubie czy gdzieś gdzie było na tyle ciepło aby pozwolić sobie siedzieć na krótki rękaw. To był typowy tatuaż wojownika i wojskowych jacy lubili sobie tatuować noże, czaszki z beretami i tego typu symbole. Dojrzała te blade pasma blizn na boku, tam gdzie kończyły się żebra. To też w pewnym sensie było znajome. Już je kiedyś widziała. Tylko wtedy to była rzygajaca krwią rana jaką gorączkowo próbowała zacerować. Teraz widziała, że ładnie się zagoiła. Ot, dwie, blade krechy jakie pozostawił jakiś szarańczak. Można było udawać, że od noża czy czegoś takiego bardziej przyziemnego. No i okoliczności oglądania tego ciała były o wiele przyjemniejsze niż cerowanie żywego pacjenta na żywca. Prysznic, gorąca para, zapach szamponu. No i on. Pod tym prysznicem i tym razem bez ubrania. Mimo, że był masywniejszy i cięższy mieli do siebie na tyle zaufania, że nie wydawał się groźny i można było się czuć bezpiecznie.

No i cała reszta. Tors i brzuch. Ramiona i szyja. Biodra i nogi. No i ten męski organ z przodu bioder dobitnie świadczący o zainteresowaniu całą sytuacją. I dotykaną kobietą. Robiło się kojąco i przyjemnie. I podniecająco. No a był jeszcze ten drugi. Stał na środku łazienki, też nagi i gotowy do akcji. Ale jeszcze suchy. Z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem. Ale wbrew swojej nonszalackiej opinii i sposobowi bycia okazał na tyle taktu aby poczekać. Jakby nie chciał spłoszyć gospodyni póki sytuacja się nie rozwinie w interesujący sposób. Widząc, że spotkali się spojrzeniami posłał jej całusa.

- No to uważaj aby się nie poślizgnąć na mydle. - powiedział szczerząc się bezczelnie na całego. A Thomas w tym czasie też tracił tą początkową ostrożność w postępowaniu widząc, że blondynka pod prysznicem coś nie zdradza chęci do ucieczki czy robienia jakiejś histerii. Jego dłonie poczynały sobie z nią coraz śmielej chętnie badając niedostępne do tej pory części jej anatomii a w końcu zbliżył swoją twarz do jej twarzy aby ją pocałować.

Co innego badania lekarskie, co innego widzieć to samo ciało tuż obok w sytuacji skrajnie innej od zwyczajowych warunków. Jobin nie ukrywała rozmarzonego uśmiechu, gdy z początku ostrożnie, a potem coraz odważniej i bardziej natarczywie zapoznawała się z nie do końca obcą sylwetką, jednak w kompletnie nowej sytuacji. Pocałunek też był czymś nowym, chętnie go oddała zarzucając ramiona na barki kumpla… a teraz przyszłego kochanka. Z początku ostrożne badanie smaku ust przeszło w dogłębniejsze działanie przy wsparciu zębów i języka. Naciskiem na kark dała mu sygnał aby zamienili się miejscami dzięki czemu on stanął plecami do ściany, a ona plecami do Moore’a i do niego odwróciła się gdy na chwilę przerwali pocałunek.
- Tylko się nie pomyl gdzie ten zwiad masz przeprowadzić - pokazała mu język, a następnie wyciągnęła rękę żeby złapać jego dłoń i wciągnąć pod prysznic.

- Porządny zwiadowca to do każdej dziury musi zajrzeć. A potem spenetrować. - odparł wyszczerzony łysol jakby wreszcie uwzględniono mu bilet wstępu jaki nabył na początku wieczoru. Chętnie dołączył się do zabawy akurat jak Thomas i Domino poznawali się ze sobą coraz śmielej. Wingfield oparł się plecami o ścianę i już całkiem natarczywie całował usta kobiety badając też dłońmi jej mokre piersi. A i coraz częściej przyciskając ją do siebie albo wsuwając się niżej, na jej brzuch. I jeszcze niżej. Sam też nie stawiał przeszkód aby i ona się z nim zapoznawała w ten sposób. No i właśnie gdzieś w tym momencie wtarabanił się ten trzeci uczestnik zabawy.

- Widzisz? Mówiłem ci. Jak się rozkręci to nawet jest z niego trochę pożytku. - powiedział Moore nawiązując do swoich własnych, wcześniejszych słów jeszcze z kuchni. A sam zaczął całować jej kark, przesuwać palcami po jej włosach, nachylił jej głowę na bok aby się mogli pocałować. A sam badał dłońmi jej plecy, biodra i pośladki też chętnie wsuwając je do przodu jakby kobiece uczucia macierzyńskie miały magiczny dar ściągania do siebie męskich oczu, dłoni i ust. Był drobniejszy od swojego dowódcy. Trochę niższy i jakiś taki żylasty. Na piersi miał wytatuowanego drapieżnego ptaka. I właściwie na ramionach i torsie to co chwila miał jakiś tatuaż. A poczynał sobie z nią całkiem śmiało.

Robiło się całkiem ekscytująco gdy tak ta plątanina ust, dłoni, palców przenikała się i nakręcała nawzajem na coraz większe obroty. Coraz śmielej, bardziej bezpośrednio i stanowczo. Aż w pewnym momencie tej przyjemnej zabawy będąca pomiędzy dwoma mężczyznami blondynka poczuła to przyjemne rozprężenie. Jak na rauszu. Te pulsowanie w skroniach jakie zwykle jeszcze na drugi dzień się pamiętało jako jedno z ostatnich momentów świadomej zabawy nim się urwał film. Julia jakoś tak podobnie to opisywała. Zanim Hyper ją porwał, wziął i rozkręcił obroty na cały regulator. To chyba było to. Ta lekkość uczuć i jakaś obojętność na to co się dzieje poza bezpośrednim dotykiem rąk i ust. Miała przy sobie dwóch kochanków i właściwie reszta świata, piętra, mieszkania, łazienki przestawała się liczyć. Za to rosło podniecenie jakie chyba nakręcało się każdym kolejnym dotykiem i smakiem. Aż się chciało spróbować jeszcze więcej. Więcej, mocniej, szybciej i głębiej. Nie była pewna czy obu mężczyzn też to już zaczynało trzepać czy jeszcze nie ale wyglądali na rozkręconych na całego.

Zniknęły hamulce, zniknęło spięcie i jakiekolwiek myśli wyleciały z głowy w jednej chwili. Nie było problemów, nie było końca świata… w ogóle nie było żadnego świata poza ciasną przestrzenią kabiny. Poza dwoma ciałami ściskającymi lekarkę między sobą.
Nagle zamarła między nimi mrugając i tężejąc. Przez krótki moment miała w głowie totalną pustkę, a potem pustkę wyparło szaleństwo bez ładu i składu. Czysty, pierwotny instynkt nakazujący działać. Dziewczyna sapnęła łapiąc stojącego przed nią mężczyznę za ramiona i wbiła w nie paznokcie. Poprzednio zakończony pocałunek powtórzył się z tym że tym razem przypominał atak głodnego zwierzęcia. Biodra lekarki wypięły się do tyłu, wbijając w biodra mężczyzny za nią. Któryś chwycił ją za gardło, inny ścisnął piersi, a potem wyleciała w powietrze i jedyne co pamiętała to chaos, dziką rozkosz i wyrwane z kontekstu klatki filmu. Takiego pornograficznego. Coś do nich powiedziała, ale sens jej uciekał...
Sufit. No tak, sufit. Całkiem swojski sufit własnej sypialni. No tak. Tak, tak… Oczywiście, że tak. W końcu była we własnej sypialni. Wszyscy byli. Cała trójka. No tak, właściwie to tak… Gdzieś na pograniczu świadomości oczywiście zdawała sobie z tego sprawę i przed chwilą. I wcześniej. Ale jakoś teraz to do niej dotarło tak namacalnie. To był sufit, jej sufit. W jej własnej sypialni. No tak. A ona… Ona leżała na plecach. Na tym przygotowanym materacu. Co mieli go przygotowanego właśnie na taką okazję. No i nie była sama. Oni też tu byli. Jeden z jednej strony, drugi z drugie. Wszyscy nadzy i ledwo przykryci jakimś kocem. Chyba im się zdrzemnęło. Albo to jej się zdrzemnęło? Albo to coś z postrzeganiem czasu i rzeczywistości. No mniejsza z tym umysł zdawał się ponownie wracać na swoje stanowiska. Podniosła głowę bo racjonalność dopominała się o skontrolowanie pory doby. Przez okna to widziała tyle, że nadal jest noc. To chyba dobrze. Bo nie trzeba jeszcze wstawać i ubierać się i wychodzić na to ponure zimno. Tak, to dobrze. A budzik mówił, że już po północy. Po 1-szej w nocy? To im zginęło… Nie była pewna. Ze dwie, trzy godziny. Trochę nie pamiętała kiedy zaczęli z tym prysznicem. No ale teraz był środek nocy.

I jak tak leżała na plecach, pośrodku swoich obu kochanków to miała okazję pozbierać ten kalejdoskop świeżych wspomnień do kupy. Pamiętała początek. Jak czekała na nich pod prysznicem. Jak przyszli. Najpierw Tom, potem Dave. Jak to się zaczęło. Całkiem fajnie! No ale potem… No potem to się działo! Aż poczuła rumieńce na twarzy. Bo aż trudno jej było uwierzyć, że ta naga, mokra, wyuzdana dzikuska kopulująca z dwoma ogierami na raz… To ona sama. Ta poważna i surowa doktor Jobin, bratanica ordynatora szpitala. A parzyli się jak króliki. Dokładnie tak jak to dzisiaj… Właściwie to już wczoraj. Jak to jej opisywała Juls w gabinecie GP. Żaden wstyd, zahamowania nie istniały, żadne tam dbanie co ludzie sobie pomyślą… Albo Amy… Jakoś dopiero teraz przypomniała sobie, że ona przecież gdzieś tu jest za ścianą. Albo wuj… Piętro niżej… Cholera! Gdyby tam w łazience ktoś się na nich gapił, robił zdjęcia czy coś się przypieprzał to chyba by go spławiła. Albo zaprosiła do zabawy! A też Julia coś takiego opowiadała. Chciało się cały czas więcej i więcej i aby ten dziki szał nieskrępowanej cywilizacją namiętności nigdy nie ustawał.

I chłopaków chyba też to trykło. To też tak opowiadała syrenka z “Syreny”. Że dziewczyny co z nią były i ta grupka klientów to zachowywali się tak samo dziko. Jak ona teraz. I Tom i Dave też. Pod prysznicem na stojaka, potem nie tylko na stojaka. Potem na podłodze w łazience. Bo mieli iść właśnie tutaj. Ale nawet tych paru kroków nie dali rady zrobić tylko dopadli się już na podłodze w łazience. Nawet Tom. Co on wydawał się zwłaszcza zadrutowany rozkazami, regulaminem i ogólnie sztywniak. Bo Dave to nawet na trzeźwo był luzak i wodzirej i bajerant. No ale Wingfield nie. A teraz też się zachowywał jak buhaj rozpłodowy. Co dorwał pełnokrwistą klacz i nie miał zamiaru jej przepuścić. No a właśnie jeszcze był Dave. No ale w końcu wydostali się z łazienki tutaj, na materac do jej sypialni. Właściwie tylko po to aby zmienić scenerię. Chyba miała jakieś siniaki i obtarcia. Na plecach, na kolanach, na goleniach… No i tam gdzie wczoraj Julia miała co sama ją przecież badała. To teraz pewnie ona sama by wyglądała tak samo. Ale nie czuła bólu ani pieczenia ani nic. Chociaż chyba powinna. Wyraźnie wciąż utrzymywała się euforia albo narkotyk wciąż trzymał. Julia też mówiła, że jak była w trakcie to wszystko jej się podobało i nic jej nie bolało. Dopiero na drugi dzień. Dopiero wtedy była zdechła. A na razie to jak tak to chyba jeszcze było to przed doktor Jobin. Na razie leżała na rozłożonym materacu, w skotłowanej pościeli, uspokajając oddech i pomiędzy dwoma kochankami.

Stoczyła się, ale było jej z tym tak cholernie dobrze. Uśmiechała się pod nosem wyławiając z pamięci strzępki wspomnień i tego co robili z nią dwaj kumple, a ona nie miała nic przeciwko. Chciała więcej i więcej nawet gdy obaj bez litości rżnęli ją jak kłodę drewna w tartaku. Do tej pory widziała podobne zabawy tylko na starych filmach i nigdy nie sądziła że weźmie udział w czymś podobnym… a teraz?
Teraz leżała w zmiętej pościeli lepiącej się od ich soków, oddychając powietrzem przesyconym zapachem nasienia i potu. Wszelkie troski i stresy ciągnące się za nią jak cień Moore z Wingfieldem dosłownie wycisnęli z niej i wytłukli. Miała wrażenie przyjemnego zmęczenia i spełnienia o jakim nawet nie przypuszczała że istnieje. Podbrzusze i piersi pulsowały tępo, a spojrzenie w dół na własne ciało przyniosło pierwsze niepokojące oznaki rodzaju spuchniętych śladów ugryzień wokół sutków, czerwonych szram po paznokciach i sińców wychodzących na jasną skórę fioletowymi plamami… ale jeszcze nie bolało.
Zerknęła na parę zwłok po obu stronach, odnajdując na nich również sznyty po pazurach trochę głębsze i bardziej krwiste niż te swoje, lecz nic dziwnego. Miała przecież dłuższe paznokcie… nie było opcji aby zachowywali się cicho. Pozostawało pytanie jak bardzo zakłócili ciszę nocną. Tylko jakimś dziwnym trafem Jobin nie umiała się tym teraz przejąć.
- Który z was jełopy chciał mi odgryźć cycka? - spytała i zakaszlała sucho, bo zapiekło ją gardło. Pamięć podrzuciła obrazek zwiadu jaki przeprowadzał tam zarówno Tom, jak i Dave.
Zapiekły ją policzki, jednak uśmiechała się w połowie rozbawiona, w połowie pod wrażeniem.
Nie przypuszczała że ma aż tak głębokie gardło.

- Misję uważam za zaliczoną… - wymamrotał niezbyt przytomnie Tom. Nawet nie była do końca pewna czy to odpowiedź na jej pytanie czy też coś nie do końca kontaktuje co się dookoła dzieje.

- No… Mówiłem… Te co umieją się pakować na kolanka są najgorętsze… - palec Moora nieco pomachał do góry jakby zgłaszał ten projekt już wcześniej i okazał się zadziwiająco trafny. Chyba byli tak samo wykończeni jak ona. Tak na oko. Wyglądali jak para zezwłoków. Ale bardzo szczęśliwa i błogo rozleniwiona para zezwłoków. No a jej samej zachciało się pić. Właściwie po takich zabawach co musiały spalić mnóstwo kalorii to nie było to dziwne. Dziwne było, że dopiero teraz. Widocznie ten stymulant musiał też jakoś wpływać na łaknienie a raczej jego brak. Właściwie poza żądzą to cała reszta schodziła na dalszy plan.

Blondynka niechętnie odchyliła narzutę, bo jako gospodyni powinna zadbać o gości skoro oni tak cudownie zajęli się nią. Podnoszenie z materaca szło powoli i opornie, mięśnie drżały, kończyny nie chciały się słuchać, a jakby tego było mało po podniesieniu na kolana poczuła jak po wnętrzu jej ud i pośladków spływa gęsta, ciepła maź.
- Ale bałagan… nie mam pojęcia jak się tam obaj pomieściliście - parsknęła przytrzymując się ściany póki nie stanęła na nogi. Obejrzała pobojowisko krytycznym wzrokiem, szczególnie odsłonięte części chłopaków, a wredny głos w głowie nie omieszkał skomentować że istnieje sprawiedliwość. Widziała jak są pozdzierani, więc wszyscy jutro będą mieli problem z korzystaniem z toalety. Chwiejnym krokiem, nie przejmując się brakiem ciuchów, poszła do kuchni i wróciła po chwili z dzbankiem wody z sokiem i paroma tabletkami przeciwbólowymi. Wcześniej sama przyssała się do picia i walnęła procha, więc zostało ¾ całości a jej już tak nie drapało w gardle. Z jękiem ulgi opadła na materac pośrodku pozostałych.
- Weźcie to, będzie łatwiej rano - powiedziała, podając zestaw ratunkowy najpierw łysolowi.

Wydawało się, że obaj balansują już na granicy snu. Ale jak zorientowali się, że chodzi o coś mokrego do zwilżenia gardła to jednak powstali do pionu aby skorzystać z tych dobrodziejstw gościny. I tabletki też łyknęli bez większego zastanowienia. Dało się poznać przyjemne uczucie ulgi po ich minach i głosach gdy mogli zaspokoić pragnienie i uzupełnić poziom płynów w organizmie.

- No. No nie powiem. Jak na taką sztywniarę co na co dzień zgrywasz to jesteś całkiem elastyczna. Tylko musisz się najpierw rozgrzać. - Dave powiedział z uśmieszkiem samozadowolenia i domieszką kpiny. Ale ta leniwa błogość sprawiała, że na tym poprzestał.
Domino też nie miała siły na dłuższe pogawędki. Położyła się tym razem pozwalając zwiadowcy mieć ostatnie słowo. Ledwo jej głowa znalazła się znów w poziomie świadomość zaczęła się odłączać. Po omacku odnalazła Tommy'ego po prawo i wtuliła się w jego pierś, ciągnąc drugiego kochanka aby objął ją od tyłu. Jeszcze była noc, mogli sobie pozwolić na brak sztywnych zasad którymi byli obramowani. Ciesząc się że Amy ma ich rano dobudzić po prostu zamknęła oczy celebrując zmęczenie i obecność ludzi tuż obok. Ich oddechy były ostatnim co zapamiętała nim przyszła ciemność.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172