lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Postapokalipsa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/)
-   -   [Neuroshima] - Polowanie na Tornado - SESJA PRZERWANA (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/3623-neuroshima-polowanie-na-tornado-sesja-przerwana.html)

Malutkus 16-09-2007 21:21

Kristoff Baxter

To, co zobaczył zasługiwało na jego prywatne, osobiste: "O k***!". Dobry Boże, w całym swoim lekarskim życiu nie widział tyle sprzętu w jednym miejscu. Tu było praktycznie wszystko! Sprzęt do USG- popsuty- widział tylko dwa razy, a autoklaw... z opowieści wiedział, jak tego używać. Pospolity, obwoźny medyk jak on mógł tylko pomarzyć o takich rarytasach, no, może w szpitalach NY jest coś takiego... Cholera!
I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie banalny detal: brak miejsca. Z ciężkim sercem segregował rzeczy na przydatne i zaj*** przydatne, każdą nową "zabawkę" oglądając niczym małe dziecko. Spojrzał jeszcze na walizeczkę leków i spróbował upchnąć do swojej torby tyle, ile się da. Jednocześnie obiecał sobie, że choćby nie wiem co wróci tutaj po resztę. Nie mógł pozwolić na zmarnowanie takiego wyposażenia, coraz wyraźniej widział swój obwoźny szpital, z profesjonalnym sprzętem, może nawet z asystentem...
Ale, znowu, nie było czasu na proste marzenia. Zapakowanie rannych poszło całkiem sprawnie, ale zaraz potem wrócił stary problem: co dalej?
- Słuchajcie, jest tak: mamy już wóz, mamy leki, mamy rannych. Nie mamy potrzebnego sprzętu, czasu i lokalu na przeprowadzenie operacji. To dwa zabiegi, właściwie nietrudne, z tym co mam... to znaczy: mamy... potrafię to załatwić, oczywiście z asystą. Potrzebowałbym trochę miejsca i czasu. Kilka godzin, to na pewno. Proponowałbym załatwić to od razu, jeszcze przed wypadem po sprzęt niezbędny do naszej wyprawy. Rozumiecie, ryzyko komplikacji, zakażenia, przemieszczeń odłamków kości i tak dalej. Potrzebujemy jakiegoś spokojnego i w miarę sterylnego miejsca, najlepiej gdzieś poza miastem. Nie przeprowadzę operacji w wozie, a lepiej nie leźć Darkom w oczy... Winnie? Teraz jesteśmy zespołem, liczymy na twoje koneksje i znajomość miasta...

Tevery Best 03-10-2007 20:17

Kristoff, Stan i Rich
- Znam takie jedno miejsce. Kiedyś mój znajomy tam mieszkał, ale to było kawałek czasu temu. Nie wiem, czy on w ogóle jeszcze żyje. Jakiś rok temu dostał szmergla na punkcie różnego elektronicznego śmiecia i go od tego czasu nie widziałem. Nie wykluczam, że nadal tam jest... Ale to inna historia. W każdym razie nie jest to najlepsze miejsce na operację, ale lepsze niż nic... To jakieś 20 kilosów stąd, kawałeczek.- pochylił się i wrzucił jedynkę. Samochód z wolna potoczył się po pustej szosie. Stopniowo przyspieszał, wywożąc was z Miasta Świateł. Ale to już dość nieodległa przyszłość.
-Silnik pięknie brzmi... - mruknął wasz kierowca - dawno nie jeździłem, swoją drogą. A, tak w zasadzie, nie zostaliśmy sobie przedstawieni - przybrał nagle szalenie poważny ton, choć zaraz potem się serdecznie roześmiał. - Ty jesteś Kris, tak? Ale reszty bandy nie znam... Bylibyście w stanie mi ich przybliżyć?
Po tym, jak wymieniliście nazwiska, odchrząknął i ciągnął dalej.
-Skoro tak. Ja jestem Richard Barr, dla przyjaciół Czuły. Wzięło mi się to z frontu, kiedy nie chciałem dobić mutanta, który się poddawał. Ale to długa historia. O "Dziadku" słyszałem... Dobrze, że jest nieprzytomny. Tak, mówię o panu Carverze. Swego czasu służył w moim oddziale, to znaczy oddział był ten sam, ale nigdy nie służyliśmy razem. Ten wózek, swoją drogą, znalazłem miesiąc temu w jednym zaułku... Za kierownicą leżał martwy koleś, wjechał w latarnię, którą ktoś tam zamontował dla jaj. Wyciągnąłem go i zabrałem samochód. Chyba splądrował jakiś szpital, bo od razu skojarzyłem, że taki sprzęt na ulicy nie leży. Chciałem go sprzedać, ale nie mogłem trafić na godnego zaufania kupca - takiego, co by kupił, a nie odstrzelił mi łeb, jak tylko zdradzę miejsce. No, ale tyle o mnie... A wy skąd jesteście? - zapytał, patrząc na was przez chwilę, po czym znów odwrócił się do drogi.

Malutkus 05-10-2007 18:58

Kristoff Baxter

- Jestem Baxter, wolę, gdy klienci i współpracownicy zwracają się do mnie nazwiskiem, które swoją drogą zyskało w pewnych kręgach swoją renomę- wtrącił niby mimochodem- Pochodzę- nie zgadniesz- z Vegas i jestem- znowu niespodzianka- lekarzem, właściwie felczerem. Ten miły człowiek, który towarzyszył mi przy operacji to Stan, chemik z zamiłowania, powołania i zawodu. Jego hobby to medycyna i szydełkowanie. Pacjent numer 1, ten z rozwaloną buźką to Killian, jeśli mnie pamięć nie myli ochroniarz tego i owego. Numerek 2 to Gedan, przystojny, inteligentny i często miły gość, bodajże z Teksasu, ale kto go tam wie... Dodatkowo mój dłużnik do drugiej potęgi. Trzeci to Carver, ale tego podobno już znasz.
Swoją drogą to ciekawe, nie spodziewał się po tym wiekowym faceciku sławy takiego wymiatacza, widać się pomylił. Jak to się dziwnie losy plotą... Dwóch weteranów wojennych, jeden właściciel przydrożnego baru, drugi najemnik za marne pieniądze... Czekaj, czy tego już kiedyś gdzieś nie było?
- Ten twój kumpel to jakiś pewny człowiek?- postanowił podtrzymać rozmowę, jednocześnie wyjmując z wewnętrznej kieszeni koszuli starą, pomiętą talię kart- To znaczy na tyle pewny, że nie poleci do Darków po zobaczeniu tej fury i kilku rannych? Wiesz, ludzie są spokojni i życzliwi a przyjaciele szczerzy i na całe życie, ale ja staromodnie wierzę w potęgę strachu i pieniądza. Co parę razy ułatwiło mi życie, często je po prostu ratując.
Zaczął odruchowo tasować karty, jednocześnie układając w myślach dalszy plan działania. Zapowiadała się kolejna osoba do opłacenia, wydłużała się droga do Chmury, oddalał się słodki dzień wypłaty. Ogólnie wszystko się zaczęło pieprzyć. Czuł, że łyk gorzałki pomógłby tutaj. Wszystko by się wyostrzyło, zogniskowało. Życie byłoby prostsze, kobiety ładniejsze...

Killian 05-10-2007 20:54

Otaczała go ciemność. Stał na cieniutkim skrawku krwi a wokół była pustka. Wiedział że jeżeli zrobi krok w bok spadnie i już nigdy nie ujrzy światła.. Ruszył więc po ścieżce naznaczonej krwią. Stąpał ostrożnie. Nagle usłyszał płacz, dziecka. Dochodził z.. Nie mógł tego określić, przyśpieszył. "Czyżby?" Po chwili zaczął biec - mimo iż ścieżka była cienka coraz pewniej się na niej poruszał. Szukał źródła płaczu. Ścieżka nie ułatwiała mu zadania wielokrotnie się rozdzielała - wybierał na chybił trafił - tam gdzie trafiał na ślepy zaułek musiał się cofać, czasem musiał skakać nad pustką. W pewnym momencie kiedy był blisko źródła płaczu rozejrzał się wokoło. Widział ludzi - ludzi których zabił i ludzi którym nie mógł pomóc, którzy odeszli bo zawiódł. Pośród nich zobaczył i tą jedną - jedyną - uśmiechała się do niego w przeciwieństwie do innych. Patrzyła mu intensywnie w oczy, starała się mu coś przekazać - patrzył na jej usta które wypowiadały słowa. "Musisz żyć..." Jeszcze przez chwilę patrzył na jej twarz - uśmiechnął się - pobiegł ścieżką dalej w pustkę. Musiał się śpieszyć...

Drzewiec 05-10-2007 22:55

Stan Hamilton

- Ja nazywam się Stan, Stan Hamilton... Jestem Chemikiem- Stan nadal nie mógł dojść do siebie. Nie stał w miejscu, krążył dookoła karetki, nie mógł się napatrzeć na ten cały cudowny sprzęt...- Co więcej... Nie do końca znam miejsce swojego pochodzenia, bowiem przez większą część życia podróżowałem. Byłem w Miami, Nowym Yorku, nawet w Detroit. Zjechałem niemal całe Stany... no i cóż. Dorywczo pomagam ludziom, sprzedaję lekarstwa, medpaki i inne takie chemiczne świństwa, w których się babram. Jestem tu z powodu, który może nam przysporzyć kłopotów, ale póki co nie mam co o tym gadać, bowiem jestem zbyt szczęśliwy... z tego cacka- poklepał karetkę po masce.
- Fajno- zagryzł wargi Chemik.- Zakończyliśmy para... patafialne kółko zwierzeń, ruszmy tyłki, nim gangerzy wrócą. Może ruszmy do tego twojego kumpla, mało przyjaznych dusz w dzisiejszych miastach... spróbować nie zaszkodzi...

Tevery Best 06-10-2007 08:43

Ci, którzy siedzą w samochodzie
Jeżeli mam być szczery, to nie jestem co do niego całkiem pewien. Ale na pewno nie trzyma z gangerami. Oni mają u niego KOS... Nie wiem, dlaczego, ale czymś mu musieli kiedyś ostro podpaść. Visions nie są jego najbardziej znienawidzonym gangiem, ale to nigdy nie robiło mu większej różnicy. Poza tym on już od dawna może nie żyć, jak go ostatni raz widziałem rok temu, to coś jęczał, że chętnie by wrócił na front... A stamtąd można wrócić tylko raz. Drugi raz już nie można mieć tyle szczęścia. Wreszcie - on jest łowcą, do cholery! I to wcale niezłym. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie teraz był na zleceniu zupełnie gdzie indziej, sami wiecie, sezon letni, to jeszcze da radę podróżować, ale jak na jesieni zaczną padać kwaśne deszcze, nie ma zmiłuj... - zmienił bieg na dwójkę. Auto przyspieszyło, ale droga wcale się nie poprawiła, wręcz przeciwnie, wyjeżdżaliście na wertepy. Nagle najwyraźniej wpadliście w dziurę w drodze, bo samochód podskoczył, po czym wrócił do normy... Poza tym, że ze skrytki pod sufitem, której wcześniej nie widzieliście, wytoczyły się dwie butelki, oznakowane jako miód pitny... Wasz kierowca spojrzał w to miejsce ze zdziwieniem, po czym wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem na drogę.

Tevery Best 09-10-2007 21:21

Ci, którzy siedzą w samochodzie
Jeżeli mam być szczery, to nie jestem co do niego całkiem pewien. Ale na pewno nie trzyma z gangerami. Oni mają u niego KOS... Nie wiem, dlaczego, ale czymś mu musieli kiedyś ostro podpaść. Visions nie są jego najbardziej znienawidzonym gangiem, ale to nigdy nie robiło mu większej różnicy. Poza tym on już od dawna może nie żyć, jak go ostatni raz widziałem rok temu, to coś jęczał, że chętnie by wrócił na front... A stamtąd można wrócić tylko raz. Drugi raz już nie można mieć tyle szczęścia. Wreszcie - on jest łowcą, do cholery! I to wcale niezłym. Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie teraz był na zleceniu zupełnie gdzie indziej, sami wiecie, sezon letni, to jeszcze da radę podróżować, ale jak na jesieni zaczną padać kwaśne deszcze, nie ma zmiłuj... - zmienił bieg na dwójkę. Auto przyspieszyło, ale droga wcale się nie poprawiła, wręcz przeciwnie, wyjeżdżaliście na wertepy. Nagle najwyraźniej wpadliście w dziurę w drodze, bo samochód podskoczył, po czym wrócił do normy... Poza tym, że ze skrytki pod sufitem, której wcześniej nie widzieliście, wytoczyły się dwie butelki, oznakowane jako miód pitny... Wasz kierowca spojrzał w to miejsce ze zdziwieniem, po czym wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem na drogę.

Ruszyliście dalej i dalej. Szosa nie należała do najlepszych w stanie - asfalt był dziurawy, w niektórych miejscach chyba ktoś go celowo stąd wyrwał. Po kilku kilometrach, które spędziliście za miastem, mijając karłowate drzewa, zmutowane kaktusy i mnóstwo napromieniowanych krzaczorów, a także wielki lej po konwencjonalnej rakiecie balistycznej, karetka wtoczyła się na niewielki płachetek dobrze utrzymanego asfaltu. Kierowca wskazał wam mały domek myśliwski, prawdopodobnie jeszcze przedwojenny, za to po ataku maszyn remontowany tym, co było: blachą falistą, kawałkami zbrojonego betonu, jest nawet trochę asfaltu z drogi... Podeszliście do drzwi, Rich zapukał do nich i krzyknął: - Tom, jesteś tam?! Tom?! Dopiero wtedy Kristoff zauważył niewielkie plamy krwi na ziemi, układające się w nieregularną linię o początku za rogiem domu, a końcu przy drzwiach...

Ragnaak
Ten dom jest dziwny. Bez wątpienia był zamieszkały jeszcze przed wojną, a także już po niej. Wyposażenie jednak jest już zdecydowanie powojenne - składa się z mebli, z których usunięto wszelkie ułatwiające życie części. I tak łóżko nie ma sprężyn w materacu, fotel oparcia, stół połowy nóg i tak dalej. Ktoś musiał być niezłym masochistą, zwłaszcza że te elementy są wkomponowane w zupełnie niewłaściwe miejsca w ścianie - tam, gdzie można by je zastąpić czymkolwiek innym, za to teraz wolisz ich nie ruszać, bo mogłoby to naruszyć stabilność konstrukcji. Siedzisz tu już od trzech dni, liżąc rany i kombinując, co dalej - teraz, kiedy drużyna Delta trzeciego plutonu kompanii Echo 5 Pułku Zmechanizowanego już nie istnieje. Ułożyłeś się już wygodnie na łóżku (no, na tyle wygodnie, na ile się dało, zwłaszcza, że jest dla ciebie kilkanaście centymetrów za krótkie), kiedy ktoś zapukał do drzwi...

Ragnaak 10-10-2007 11:41

„kurwa” – przeklął w myślach. Zależało mu jeszcze na jednym dniu spokoju aby móc się podkurować, spokojnie zaplanować dalsze działania oraz ustalić priorytety. Niestety ktoś zakłócił mu spokój. Miał dwa wyjścia :
Albo będzie czekał i liczył na fart, że osoba, która nawoływała sobie odpuści. W co wątpił. Wszystko na niebie i ziemi wskazywało , że owy Tom jest lub był mieszkańcem tej niewielkiej klitki i na dodatek zna tego kogoś kto jest na zewnątrz. Więc tak czy tak na pewno tu wejdzie …
Albo weźmie z zaskoczenia co dało by mu ew. przewagę jeśli „obiekt” nie byłby sam …

Bez większego zastanowienia wstał , po cichu przeładował broń , podszedł do drzwi po czym nagle , szybko i sprawnie je otworzył kierując broń w osobnika , który najprawdopodobniej nawoływał jakiegoś Toma. Starał się zrobić przerażające wrażenie , aby sprawę szybko i bezboleśnie załatwić
-„ ręce do góry , rzuć broń !!! na ziemię , powiedziałem na ziemię !!! bez żadnych numerów, a może nic się nie stanie !!!

Mężczyzna , który niczego nie przypuszczał ujrzał w wejściu krępego mężczyznę.Był ubrany w wojskowe buty , spodnie , koszulkę oraz miał założoną kamizelkę strzelecką i hełm wojskowy. W pierwszej chwili mężczyzna mógł pomyśleć że jest niski lecz gdy wyszedł całkowicie na zewnątrz, dostrzegł swoją pomyłkę. Barczyste ramiona oraz byczy kark sprawiał , że wyglądał na mniejszego niż był naprawdę. Wzrost około metr osiemdziesiąt z kawałkiem. Rysy twarzy miał ostre, kanciasty podbródek , a zmarszczki w kącikach oczu powodowały , że wyglądał na pochmurnego. Spojrzenie bezlitośnie, zimne i wyrachowane. Większość intuicyjnie wyczuwała że obcy właśnie te cechy rozwija w sobie najbardziej.

Malutkus 11-10-2007 19:33

Kristoff Baxter

Wyjście Richa stworzyło niezwykle dogodną okazję do ukradkowego sięgnięcia po butelkę z drogocennym, błogo rozpuszczającym mózg płynem, która też w mgnieniu oka powędrowała do wewnętrznej kieszeni koszuli medyka. Podobny los spotkałby pewnie i drugą, gdyby nie zajście przed drzwiami chaty.
Beretta została po cichu odbezpieczona, a Baxter spróbował policzyć, ile jeszcze pestek było w środku. Dwa... Cztery... koło pięciu, nie więcej. Cholera, trzeba by uzupełnić zapasy.
Uchylił drzwiczki, prześlizgnął się niepostrzeżenie za wozem i wychylił zza osłony, by obejrzeć sobie przyjemniaczka w drzwiach. Na oko miły gość, z gatunku wykidajłów hegemońskich barów albo teksańskich hodowców bydła, dodatkowo po ciuchach dało się poznać wojskowego, może dezertera z frontu. Niedobrze...
Oszacował odległość- nie więcej jak dziesięć- dwanaście metrów. To już lepiej.
- Jednak to ja radziłbym tobie odłożyć spluwę, nie wykonując przy okazji nerwowych ruchów- rzekł głośno, lecz spokojnie, biorąc rozmówcę na muszkę i próbując jednocześnie nie odsłaniać się zbytnio- Wątpię, czy zdążysz wystrzelić więcej niż dwa razy zanim rozwalę ci łeb, a uwierz mi, znam się na pozbawianiu innych życia. Do tego dochodzą jeszcze trzej goście, śpiący w aucie. Wiesz, strzały mogłyby ich obudzić, a mieli baaardzo ciężki dzień. To jak? Pogadamy?
Baxter rwał się do miłej pogawędki jak nigdy. Szczerze mówiąc rwałby się do czegokolwiek, byleby uniknąć kolejnej wymiany ołowiu z sobą w roli głównej. Miał też nadzieję, że Hamilton już się pali, żeby w razie potrzeby wspierać go w negocjacjach.

Drzewiec 12-10-2007 18:07

Stan Hamilton

Czy choć raz nie mogło być tak, jak być powinno?

- Możemy pogadać...- wycedził Chemik, choć wcześniej szybkim susem przeskoczył na drugą stronę, starając się oskrzydlić tego "dezertera", jak nazwał go w duchu po wyglądzie. Kristoff stał z lewej, Stan ze swym Dester Eaglem z prawej, reszta, jak miał nadzieję, już tu idzie, by wspomóc ekipę ogniem.
- Powiedzmy sobie, że grożenie nam w twojej sytuacji jest nietaktowne- skoro ten koleś nie strzelał, nie ma szans. Trzeba stopniować emocja, dać mu do zrozumienia, że nie ma szans... - My z kolegą chętnie porozmawiamy. Ale najpierw mamy propozycję: rzuć broń. Bez żelastwa w ręku rozmawia się o wiele łatwiej... Tym bardziej, jeśli dźwiga się gnata, który bez problemu przeleciałby przez ścianę tej chatynki, jak również rozorałby twój łeb. To opuść broń i powiedz nam, co tu robisz i gdzie zastaniemy Toma. Rozumiesz?- zawiesił broń Stan i czekał...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172