Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2007, 23:17   #201
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Targ
- Epf... No wiesz... Dobra, dobra! Niech będzie 5 gambli, tylko ich tam trzymaj! Taniej nie mogę ci sprzedać, nie dam rady ich kupić po lepszej cenie!
Sprzedawca jest wyraźnie zapędzony w kozi róg, widać to po nim. Pot zrosił mu czoło, Gedan czuje, że jest już u kresu wytrzymałości. Gość dalej się nie cofnie...
- Za jedną butelkę - dwie puszki. Pasuje taki interes?

Samochód
Koleś zdawał się być wyraźnie zaskoczony takim przyjęciem. Zatoczył się, odchylił w tył, oparł o ścianę. Splunął na bok, spróbował znowu złapać równowagę, jednak ostatecznie padł na kuper. Wzniósł wzrok do góry, po czym wycharczał:
- Ano, widzę, żeście przyjechali taką wyczesaną karetką... Pewnie leki sprzedajecie, co? A nie macie przypadkiem preparatów krwiotwórczych? Zapłacę... Naprawdę...

Szeryf
- No cóż, panie Killian... Tutaj powiem tak: nie było ich tutaj. Jak już mówiłem, od roku nie mamy takich problemów. Ale słyszałem, że ten cały Veil jest w okolicy, ponoć przybył od strony Wielkiej Kotliny. Przejechał przez Sierra Nevada, po drodze nieźle rozrabiając w Reno, a ostatnio omal nie zginął, uciekając z jakiegoś laboratorium w San Jose. Możliwe, że spotkacie jego i jego gang, jadąc na północ. A z tego co wiem, to właśnie tam jedziecie, prawda?
Tutaj szeryf spojrzał na Killiana wymownie, po czym grzecznie poprosił o opuszczenie gabinetu. Stwierdził, że ma sporo pracy, a do jej wykonania potrzebuje spokoju... Kiedy tylko za zabójcą zatrzasnęły się drzwi do biura, wraz ze Stanem wyszedł na zewnątrz. Na ulicy bez zmian - nieopisany chaos. Tymczasem nigdzie nie widać reszty ekipy...
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline  
Stary 25-11-2007, 09:17   #202
 
Gedan Ness's Avatar
 
Reputacja: 1 Gedan Ness nie jest za bardzo znany
Gedan zamilkł na chwilę, patrząc na Terrego - sklepikarza. Stał tak przed nim, a jego oczy nie wyrażały nic dobrego, wręcz przeciwnie.
Przykro mi Terry, ale to była najgorsza odpowiedź jakiej mogłeś udzielić. Przecież rozmawialiśmy... Mam na utrzymaniu kilkunastu facetów którzy żrą jak dzikie knury. - Klecha wzruszył powoli ramionami, powoli odkręcając głowę w kierunku Kristoffa i Raagnaka. Kiwnął im lekko głową, wskazując na Terrego - byłego sklepikarza.
O Boże, jak nienawidził takich przebiegów sprawy! Ale coś... Coś w jego głowie podpowiadało że robi słusznie. Że ma w tym swój cel. A Terry? Za nabytą butelkę pójdzie się urżnąć z kumplami gdzieś, zarzyga się, rano będzie miał okropnego kaca a rano znów pójdzie do tej zafajdanej roboty.
Miał nadzieję że i Ragnaak i Kristoff wyczują blef. A Terry nie. Nie miał zamiaru go zabijać, tylko Bóg może o tym decydować, a nie jakiś klecha czy palant z gorszą czy lepszą bronią.
Wziął z lady butelkę wymuszonym gestem, który jakby był uczyniony w głębokim smutku i żalu, po czym schował go do swej torby z fantami na wymianę i powoli zaczął się kierować do drzwi. Stanął przy nich, patrząc na to, jaki sprawa przybierze obrót.
 
__________________
Strach to tylko 6 liter!
Gedan Ness jest offline  
Stary 26-11-2007, 19:33   #203
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

Jeśli Bóg, w którego wierzył Gedan rzeczywiście nad nim czuwał to w tym momencie prawdopodobnie drapał się po głowie z niedowierzaniem. Kurde, można było jakoś wytłumaczyć nagłe zainteresowanie handlem i wprawę w targowaniu zdobytą przy różnych okazjach, ale groźby? To tak, jakby przedwojenny, domowy chomik wyskoczył na ciebie z Magnum 44 w jednej i tasakiem w drugiej łapie. To wszystko spowodowało, że u Baxtera akcje Gedana niesamowicie skoczyły.
Oczywiście zorientował się w blefie, nie wierzył, że, jakby nie było, klecha pozwoliłby na rozlew krwi w tak błahej sprawie. Chociaż... Nie był pewien, do czego księżulek gotów się posunąć w dążeniu do zdobycia forsy na swoją świątynię. Nieee, to na pewno blef...
Spojrzał przeciągle na Ragnaaka, po czym w kilku krokach znalazł się za Terrym, odcinając mu drogę odwrotu. Nie miał może postury byka, ale fakt, że był prawie o głowę wyższy od handlarza powinien wywrzeć należyty efekt psychologiczny. Zresztą, wiadomo było, że za główne zagrożenie będzie robił Ragnaak, medyk miał tylko dopełniać obrazu i być swego rodzaju dodatkiem. Uśmiechnął się szeroko, tym wrednym, drwiącym uśmiechem zarezerwowanym zazwyczaj dla seryjnych morderców i czekał na ruch drużynowego żołnierza. "Oby tylko nie okazało się, że kupiec ma własną ochronę"- podpowiadała racjonalna i nieco upierdliwa część umysłu Kristoffa. Miał dziwne wrażenie, że na razie idzie im za łatwo...
 

Ostatnio edytowane przez Malutkus : 27-11-2007 o 00:49.
Malutkus jest offline  
Stary 27-11-2007, 13:40   #204
 
Ragnaak's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwuRagnaak jest godny podziwu
Ragnaak do końca nie był pewien czy Gedan blefuje czy nie, ale był pewien jednego – jest głodny. Jak wiadomo głód nie jest dobrym doradcą, nawet gdy pojawiły się tylko jego zalążki … może i to prawda co do innych, ale nie w przypadku Haze. Dyscyplina, gotowość i zmysł „zabójcy” nie pozwalało żeby jakieś nic nie znaczące odczucia brały górę.

Blef? Czy Gedan tak naprawdę blefował czy nie. Zastanawiał się do jakiego momentu posunie się klecha. Nie ważne jakiego, był po jego stronie. Zresztą wybór był oczywisty. Może mieć dobrego kompana albo jakiegoś obdartusa, który jakby nie patrzeć przesadza co do tej wymiany. Trunek jest o wiele trudniejszy do zdobycia, dobry trunek niż kilka puszek konserw.

- Nikt za tobą nie będzie tęsknił Terry. Takich śmieci, a nawet twardnieli zjadamy na śniadanie, więc proszę bądź miły dla mojego towarzysza i dogadajcie się. Bo nie chciałbym później zbierać resztki twego ciała z mojego ubrania. Ja jestem wredny sukinkot, ale mój przyjaciel … niech Ciebie nie zmyli jego „grzeczne” usposobienie.
Powiedział to spokojnie i bez żadnych uczuć. Niczym robot na usługach pieprzonego wujaszka molocha.

Nie przybliżył się. Stał niczym niewzruszona góra. Kristoff odgrodził ewentualną drogę ucieczki. Jeśli chodzi o ta sprawę to było to dobre zagranie.
Pozostawała jeszcze jedna sprawa - pomieszczenie i ewentualne zagrożenie. Odbezpieczył broń nie po to aby bardziej przestraszyć Terrego, chodź to też był pośredni zamiar, ale przede wszystkim gdyby coś się miało wydarzyć. Zawsze się coś dzieje. Jak nie w tym miejscu to w innym. Zawsze był gotowy i czujny.
Jeszcze raz dokładnie zbadał teren oraz wybrał miejsce do ewentualnej obrony lub ewakuacji.

- A więc jak będzie Terry? I jego spojrzenie powędrowało w kierunku sklepikarza. Tylko na moment, nic nie znaczący dla Ragnaaka, ale dla handlarza mógł się wydawać wiecznością …
 
__________________
Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!!
Ragnaak jest offline  
Stary 27-11-2007, 18:53   #205
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver

Preparaty krwiotwórcze? W pierwszej Carver nie wiedział o co mu chodzi. Sprzedajemy leki? No tak, przecież tłuką się karetką przez pustynię. No a ten gość nie wyglądał jakby miał długo pociągnąć, a już na pewno nie obezwładnić dwóch chłopa. Carver szturchnął Richa łokciem.
-Mamy preparaty krwiotwórcze? Wygląda no to, że koleś na gwałt potrzebuje tych leków... - powiedział do Richarda cicho. Szczerze mówiąc Carverowi trochę żal się zrobiło tego człowieka. Nikt nie zasługiwał na taką śmierć. Powolną, nieuchronną śmierć we własnych rzygach. Zginać od kuli w uczciwej walce to co innego... "No i przecież... - odezwała się praktyczna cześć duszy Dziadka - ... zdesperowany zapłaci każdą cenę za leki. O ile je mamy..." w co Carver jednak wątpił. To nie była karetka bez dna.

Pomyślał, że chyba trzeba jakoś się zając tym człowiekiem. Ale zaraz odrzucił tę myśl. Nie był medykiem, ani Matką Teresą. Jednak ukłucie w duszy wpłynęło na to co powiedział Dziadek.
-Rich znasz się na chorobach trochę? Trzeba coś zrobić bo nam tu koleś wykituje... - powiedział i zaczął otwierać drzwi karetki.
 
Wilczy jest offline  
Stary 28-11-2007, 17:03   #206
 
Drzewiec's Avatar
 
Reputacja: 1 Drzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodze
Stan Hamilton

Chemik powolnym krokiem wyszedł na ulicę Fresna. Spotkanie z szeryfem cholernie go zawiodło. Akurat teraz musieli trafić do miasta bez problemów.
- Dobra, ale nie masz zamiaru gonić za Dark Visions? To byłaby głupota- powiedział Chemik i spojrzał na prażące słońce.
- Teraz zostaje nam wracać do drużyny... jeśli ich znajdziemy w tym tłoku... Albo szukamy roboty gdzie indziej. Może szpital, albo bar?... czytałem kiedyś, że 90% zadań rozpoczyna się w barze. My też w końcu się tam spotkaliśmy- mruknął Stan i spojrzał niepewnie na Killiana. Trzeba szybko podjąć decyzję. Choć Stan sam nie wiedział, czy był sens śpieszenia się...
 
Drzewiec jest offline  
Stary 28-11-2007, 21:59   #207
 
Killian's Avatar
 
Reputacja: 1 Killian nie jest za bardzo znany
Killian skinął głową - Dziękuję szeryfie. Dowidzenia. - Złapał za klamkę po czym wyszedł z gabinetu. Zamyślił się trochę. Tak że nie usłyszał pytania Stana.
- Gonić Dark Visions... - Po chwili dotarły do niego te słowa, spojrzał nieobecnym wzrokiem na Chemika - Może.. a może nie. Póki co nie jesteśmy przygotowanie nawet na walkę ze strachem na wróble a co dopiero na Dark Visions - chwilowo dobrze by było ich unikać. Uśmiechnął sie. Bar powiadasz? Czemu nie - skoczmy może napijemy się przy okazji jakiegoś piwa - nie wiem jak Ciebie ale mnie cholernie suszy od rana. Nie mówiąc o żołądku który mi wygrywa marsz żałobny na kiszkach. Przy okazji - nie dałbyś rady jako spec zrobić kilku tabletek Raphidalu? Albo czegoś od zawrotów głowy - Killian wyjął Actinix i wziął jedna pastylkę. - Mam Actinix ale on za dobrze nie podziała bez Raphidalu - a nie chcę żebyście w drodze mnie zostawili z obawy przed utopieniem się w moich wymiocinach - choć jak tak dalej pójdzie to nie będę miał czym rzygać. W każdym razie ruszajmy do baru - skierował krok ku centrum miasta rozglądając sie pilnie za czymś co można nazwać barem w tym świecie - dopytamy barmana o jakieś miejscowe plotki, pogłoski, a może i robótka się jakaś znajdzie. Tylko sie nie zapominajmy - miej broń w pogotowiu ale nie tak ostentacyjnie, nie mam ochoty na kolejną strzelaninę, wystarczy mi na razie to co ma na łepetynie. Spokojnie, przyjaźnie i z uśmiechem. Potrzeba nam więcej pacjencji. "Ochroniarz" znów uśmiechnął się przyjaźnie, po czym pokręcił głową aż strzyknęło głośno w karku. - W ogóle Stan to co robiłeś zanim się spotkaliśmy? I jak to sie stało że taki spec jak Ty tłucze swoje cztery litery przez kilometry piachu kiedy w Vegas mógł na miejscu znaleźć jakąś spokojną robótkę, bez ryzyka, strzelanin, kurzu, smrodu potu i niemytych stóp?
 
Killian jest offline  
Stary 29-11-2007, 15:09   #208
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Targ
Sklepikarz zatrzymał się i zebrał w sobie. - Nie, ty kłamiesz... Blefujesz. Nie napadlibyście na biednego sklepikarza, nie tutaj, dwadzieścia metrów od biura szeryfa! Liczysz, że co, że ci do żarcia dołożę? Nie, nie ma mowy! Wynoście mi się ze sklepu! Ale już! - wskazał palcem za drzwi. Na jego łysiejącej twarzy maluje się determinacja, ale i pewna doza strachu, niepewności...
Cóż, tym razem na to nie poszedł. Tylko co teraz? Ciągniemy tę farsę dalej? A może zostawiamy go w spokoju? Dylemacik...

Samochód
- Nie sądzę, żebyśmy mieli preparaty krwiotwórcze. Kiedy znalazłem tę brykę, były tam tylko środki techniczne, nie chemia... Jeżeli chcesz, to jest w tym mieście przecież szpital, szyld widać stąd... O, tam, widzisz? - wskazał ci duży budynek, opatrzony znakiem czerwonego krzyża. Zaraz obok była siedziba szeryfa, ale to chyba nieistotne... chyba. W każdym razie, koleś pod samochodem znowu próbuje wstać. O, właśnie przestał. Za to zarzygał sobie kurtkę.

Szeryf: nie napiszę nic, bo nie podjęliście żadnych konkretnych działań. Sorry.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline  
Stary 29-11-2007, 18:33   #209
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

- Cholera, nie mamy czasu na takie zabawy. Gedan, pilnuj drzwi. Jakby co- zamknięte do odwołania. Ragnaak, przytrzymaj dziada.
Wkurzył się. Naprawdę się wkurzył. Nie dlatego, że handlarz nie chciał im sprzedać żywności- w końcu byli nietutejsi, a takim nigdy nie można ufać. Powodem nie był też sposób, w jaki wyrzucał ich ze sklepu. Ale ten knypek bezczelnie wyjechał z argumentami, które w innych okolicznościach wywołałyby u Baxtera długi, pusty śmiech: on to jest biedny, a my źli i niedobrzy, i w ogóle obok jest szeryf, więc uciekajcie stąd wy przebrzydłe, niegodziwe łotry, bo dosięgnie was karząca ręka sprawiedliwości! W tej chwili, po długiej drodze, na głodniaka i z topniejącymi zapasami, taki ton i groźby przekroczyły granice cierpliwości medyka.
Nałożył kastet i z całej siły, z lekkiego zamachu strzelił w pucułowaty pysk. Miał jeszcze na tyle kontroli nad sobą, by wycelować w szczękę, możliwie nisko, byle nie w skroń. Jeśli trafił dobrze szczęka prawdopodobnie była rozwalona, a koleś stracił przytomność. I o to mu chodziło. Ostatecznie gdzieś tu niedaleko był szpital, a na połamaną szczękę się nie umiera.
- Do roboty, panowie. Nikt nie mówił, że będzie wesoło.
Cholera, nie poznawał siebie. Zwykle chodził wyluzowany i pewny siebie, jednej chwili stał się nerwowy... trochę jakby roztrzęsiony... D*** tam, to wszystko przez tego kretyna- mógł spokojnie pójść na układ i nie byłoby problemu.
Teraz wypadałoby przeszukać Terry'ego i zabrać się za szukanie łupów. Jeśli handlował konkretnymi lekami i żywnością to musiał ją mieć gdzieś tutaj, pewnie na zapleczu, przynajmniej taką Baxter miał nadzieję. Tam też mogła być ewentualna obstawa. Oczywiście mogło ich tam nie być...
K***, z perspektywy czasu cała ta akcja nie wydawała mu się tak oczywista jak jeszcze kilka sekund temu." No nic, stało się."
 
Malutkus jest offline  
Stary 30-11-2007, 18:21   #210
 
Gedan Ness's Avatar
 
Reputacja: 1 Gedan Ness nie jest za bardzo znany
Gedan rozwarł szeroko oczy, gdy usłyszał że blefuje. Nigdy nic podobnego się mu nie zdarzyło! Ręce klechy trzęsły się jak w febrze, i automatycznie, bez udziału mózgu poszedł do drzwi.
- Tylko go nie zabijajcie! - Krzyknął nerwowo, ale tak niezrozumiale że pewnie go nie zrozumieli. To się porobiło, Boże, wybacz mi! A może miało się tak stać? Jego ojciec zawsze mawiał iż największym szczęściem będzie to, że Gedan zrozumie że wszystko, nawet to co złe, co napotka go w życiu nie działo się bez powodu i miało swój określony, pozytywny cel. Ale nigdy w to nie wierzył, jedynie w trudnych chwilach powtarzał sobie te słowa. Skierował wzrok do wnętrza sklepu, akurat wtedy gdy Kris zamachiwał się na sprzedawcę.
I bardzo szybko odwrócił wzrok. Spojrzał po sobie, uniósł ręce nieco do góry, oglądając swoje dłonie. Co się z nim działo, do cholery! Kim się stał przez te kilka lat, od kiedy wyruszył w wyprawę po gamble? I najśmieszniejsze jest to że nadal chodzi niemal na bosaka, bez grosza przy duszy. Ciekawe jak szło innym, co się z nimi dzieje? Zajmował swój umysł czymś, byle tylko być jak najdalej od wydarzeń dziejących się w sklepie.
Nie wytrzymał.
Odwrócił się, krzycząc: Zostawcie go! Po prostu zwiążemy go i zakneblujemy, zabierając tylko to co najpotrzebniejsze. Błagam... Dodał cicho. A po jego policzku powoli popłynęła łza. Powoli, nie spiesząc się opuściła jego oczy, ukazując cała bezbronność i bezradność klechy. W tym momencie wyglądał naprawdę żałośnie...
 
__________________
Strach to tylko 6 liter!
Gedan Ness jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172