|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-11-2007, 21:17 | #211 |
Reputacja: 1 | Ragnaak ruszyÅ‚ niczym pantera zaczajona na swojÄ… ofiarÄ™ dodatkowo wypeÅ‚niona niezmierzonymi iloÅ›ciami adrenaliny. PróbowaÅ‚ chwycić go za gardÅ‚o jednoczeÅ›nie podnoszÄ…c. - Za kogo ty siÄ™ uważasz nÄ™dzny sklepikarzu?! Ja za ciebie nastawiam karku na froncie przeciwko maszynom, aby takim jak ty popapraÅ„com żyÅ‚o siÄ™ dobrze! A ty masz mi czelność mówić, że … chcesz nas ogoÅ‚ocić. Dać dwie marne puszki za Å›wietny trunek? Przez moment, dosÅ‚ownie chwilkÄ™ przebiegÅ‚a myÅ›l co on robi. Z jednej strony zwisaÅ‚o mu to. To byÅ‚ zwykÅ‚y sklepikarz, popapraniec, który chciaÅ‚ siÄ™ tanim kosztem i na gÅ‚upocie innych wzbogacić. Z drugiej strony chyba trochÄ™ przesadziÅ‚, ale przecież nie zostawi towarzyszy samym sobie. - A WIĘC ? Zaoferujesz nam normalnÄ… cenÄ™ czy zaÅ‚atwimy to zgoÅ‚a inaczej ? Terry mógÅ‚ poczuć na sobie oddech bestii oraz terroru. Może inni blefowali, ale nie on. Ragnaak „Stalowa Pięść” Haze nigdy nie żartuje. SpojrzaÅ‚ w kierunku kaznodziei, który odwróciÅ‚ wzrok. - Klecho! … ty to zaczÄ…Å‚eÅ›, wiÄ™c teraz to zakoÅ„cz w taki czy inny sposób. Gedan coÅ› zamamrotaÅ‚, ale Ragnaak tego nie usÅ‚yszaÅ‚. Może nie chciaÅ‚ sÅ‚yszeć.
__________________ MiarÄ… sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!! |
01-12-2007, 10:35 | #212 |
Reputacja: 1 | Robin "Dziadek" Carver No świetnie... najwidoczniej Robinowi nie dane było mieć chwili świętego spokoju. Przez chwilę wahał się: czy może zostawić Richa samego? Nie znał go za dobrze... no i na co jest chory ten koleś? Jeśli to jakieś przewlekłe, zaraźliwe choróbsko... Zmarszczył brwi i zaklął cicho. -Zaraz wracam... nie ruszaj się nigdzie. Pozostali powinni niedługo wracać. - powiedział raczej w powietrze, niż do osoby siedzącej obok niego. Otworzył drzwi i wygramolił się z karetki. Naprawdę nie wiedział po co to robi. "Hmm... a może... nie... po co zabijać zupełnie obcego człowieka? Szkoda amunicji. A zostawienie go tu, żeby zarzygał cały samochód i okolicę też nie byłoby rozsądne." Carver nie miał nic do ludzi. Nawet ich lubił. Wychodził z założenia, że nie są tacy źli... większość po prostu jest głupia, co się okazywało często, kiedy już "pierwsze wrażenie" minęło. -Nie mamy leków. Ale tam przecież jest szpital. - ciekawiło go, czy on w ogóle rozumie co się do niego mówi -No dobra... wstawaj, nie możesz tu przesiedzieć całego dnia... - powiedział do chorego. Przerzucił karabin na drugie ramię, żeby było wygodniej podtrzymywać tą "sierotkę." We dwóch ruszyli w kierunku szpitala. Dziwacznie to wyglądało... z jednej strony Carver podtrzymywał chorego, a z drugiej trzymał się od niego jak najdalej. Chyba znowu będzie rzygał."Po prostu pięknie..." |
02-12-2007, 15:04 | #213 |
Reputacja: 1 | Stan Hamilton Stan szedł powoli razem z Killianem, słuchając jego słów. "Miły gość"- pomyślał. - To chodźmy do tej gospody... za piwem nie przepadam, ale też mnie suszy, więc wargi bym zwilżył-przepychali się przez tłum, rozglądając się za czymś baropodobnym. - Leki... problem całego tego zasranego świata... Może by mi się udało coś z tym twoim Raphidalem wykombinować, ale raz, że potrzebowałbym dużo składników, dwa, że zajęłoby to cholernie dużo czasu jak na nasze warunki... No i wiesz... atestu takiego domowej roboty lekarstwo by nie otrzymało. Mógłbyś się struć, czy coś- mruknął Chemik i pokazał delikatnym ruchem palca pociąganego po szyi jak mogłoby się to skończyć. -Żeby to było bezpieczne musiałbym mieć coś więcej niż małego Chemika... laboratorium... marzę o takowym, wiesz? Gdybym miał własne, sterylne, pełne narzędzi i medykamentów laboratorium mógłbym sprzedawać drogie leki za cenę ich składników... A tak? Mam małą walizkę, kilka buteleczek i ściereczek. Więc na Raphidal ode mnie nie licz. - westchnął Stan. - Mówisz, że mógłbym żyć w Vegas. Racja, jestem dobrym specem. Mógłbym znaleźć pracę, zarabiać na utrzymanie i wytwarzać medykamenty, które potem jakiś koleś sprzedawałby za bezcen na targu. A i to jeśli by mi się poszczęściło. Dobrze wiemy, że rynek handlu lekarstwami jest w większych miastach opanowany przez gangi. To genialny sposób na zarobek, żerować na cudzym nieszczęściu... I co ja bym miał tam robić? Pracować dla jakiś Dark Visions? Nie, to nie dla mnie... Widzisz, Killian, jestem człowiekiem staromodnym. Nie pasuję do takiego świata... Chciałbym robić coś dobrego, ale udaje mi się średnio. Jeżdżę od miasta do miasta, pomagam kilku ludziom i uciekam dalej. Jeden, samotny medyk, który niczego nie zmieni... Dlatego myślałem, że przy Polowaniu pomogę ludzkości- błysnęło oko Stana. Przystanął, omiótł wzrokiem okolicę. Był głodny, Teraz tylko skierować się dalej, do najbliższej knajpy. |
02-12-2007, 23:12 | #214 |
Reputacja: 1 | Kilian podrapał się po zaroście (który swoja drogą go dobijał niemiłosiernie) - Widzisz Stan chyba po prostu źle trafiasz. Vegas to może i enklawa narkotyków i Dark Visions, ale są inni którzy próbują naprawiać świat - taki na przykład Nowy Jork - poza tym ze to straszne dupki, to chcą całkiem dobrze. Nie poddają się i walczą. Albo posterunek - spoko kolesie którzy walczą o lepszą przyszłość bez molocha - ale to też nadęte dupki. Życie to nie sama słodycz - Wiesz nieważne jest jak mocno bijesz - ale jak dużo jesteś w stanie znieść i iść dalej - oczywiście do tego przydaje się także porządna spluwa. Ewentualnie kumpel który Cię zawsze wesprze dodatkową siłą ognia. Nie tylko Ty chcesz zrobić dla tego świata coś dobrego.. - Skierował kroki do baru który zauważył, podrapał sie po głowie wokół blizny - A co do Raphidalu - no trudno - może gdzieś dalej znajdę - najwyżej będę jeździł z głową za oknem. Wywód Killiana przerwało burczenie w jego brzuchu - długie, przeciągłe i stawiające wszystkie kiszki na baczność. |
04-12-2007, 19:13 | #215 |
Reputacja: 1 | Targ Sklepikarz zaczął się szarpać, walnął Kristoffa w twarz, ale nic szczególnego mu nie zrobił. Kopał, szarpał się, ale obstawał przy swoim. Na dumny wywód Ragnaaka na temat powinności żołnierskich napluł mu tylko na twarz i powiedział, że jak jest taki dzielny, to "niech spierdala na front, a nie napada uczciwych ludzi". Potem już nic nie mówił. W sklepie zapadła cisza, przerywana jedynie pojękiwaniami bitego handlarza. Za to na zewnątrz nadal panował zgiełk. Ragnaak (i tylko on) wyłuskał za to w tym hałasie kobiecy krzyk: - Szeryfie! Szeryfie! Robin Wziąłeś na ramię chorego, po czym zacząłeś wlec się z nim do szpitala. Co ciekawe, tutejsi przyglądali ci się nieco dziwnie, jakby wiedzieli o czymś, o czym ty nie wiesz... W każdym razie pociągnąłeś biedaka jeszcze kawałek, kiedy powietrze rozdarł krzyk, a kilkanaście metrów przed tobą przebiegła kobieta, wołająca szeryfa... Stan i Killian Bar był zaraz naprzeciwko, obdarzony pięknym napisem "Bob's Bar", zrobionym z czegoś, co niegdyś zapewne było światełkami choinkowymi. Oczywiście się nie świecił, ale za to bardzo ładnie go ułożono, jak na kasynach w Vegas. Sam budynek jest nieduży, zaś w przejściu między nim a następnym domem stoi samochód, stary, zdezelowany hatchback. Zauważacie też, że na targ wszedł Robin, podtrzymujący jakiegoś słabnącego człowieka w skórzanej kurtce. Kieruje się do szpitala, a więc zaraz koło was. Z drugiej strony zaś nadbiegła kobieta, mijając was o parę metrów, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy, wołając szeryfa miasteczka...
__________________ "When life gives you crap, make Crap Golems" |
04-12-2007, 23:52 | #216 |
Reputacja: 1 | - Panowie nie chcÄ™ wam … nam przeszkadzać w tej debacie z owym kupcem, ale narobiliÅ›my sobie trochÄ™ problemów. WÅ‚aÅ›nie jakaÅ› kobieta woÅ‚a szeryfa. WiÄ™c proponowaÅ‚bym czym prÄ™dzej siÄ™ oddalić bo nie chciaÅ‚bym trafić do aresztu. A oddać siÄ™ dobrowolnie … nie zamierzam. A wÄ…tpiÄ™ czy chcielibyÅ›cie brać udziaÅ‚ w strzelaninie. W tym czasie Ragnaak z precyzjÄ… kata zadaje cios kupcowi w tyÅ‚ gÅ‚owy tak by ten straciÅ‚ przytomność aby Haze mógÅ‚ Terrego spokojnie poÅ‚ożyć za ladÄ… jednoczeÅ›nie patrzÄ…c czy sÄ… tylne drzwi … lub czy jest wstanie je zrobić potężnym kopniakiem. - Te maltretowanie nie byÅ‚o potrzebne. WystarczyÅ‚o postraszyć … ( nie dokoÅ„czyÅ‚ ) ale już po ptakach. Nie wiem jak wy, ale kraść nie ma co bo tylko pogorszymy sprawÄ™ i jeszcze gotowi sÄ… za nami wysÅ‚ać poÅ›cig. WiÄ™c jakieÅ› propozycjÄ™? I to szybkie bo za wiele czasu nie mamy aby siÄ™ stÄ…d ulotnić. BÄ™dziemy musieli liczyć później na chÅ‚opaków bo my raczej nie bÄ™dziemy mieli już wstÄ™pu do tego miasteczka. W koÅ„cu coÅ› zacznie siÄ™ dziać w tej nudnawej mieÅ›cinie … Nagle przeleciaÅ‚a mu gÅ‚upia myÅ›l. A gdyby tak siÄ™ pozbyć szeryfa i jego pomocników? W tym miasteczku nie musi ich być za wielu … Ale szybko mu wyleciaÅ‚a. Jest żoÅ‚nierzem, a nie jakimÅ› tam oprychem. ZaczÄ…Å‚ szybko kalkulować jak siÄ™ najlepiej stÄ…d wydostać jeÅ›li nie ma "tylnego wyjÅ›cia" oraz zaczÄ…Å‚ przypominać sobie caÅ‚Ä… trasÄ™ jakÄ… przeszli. Gdzie mogli by siÄ™ schować unikajÄ… widoku lub gdzie mogli prowadzić "partyzancki" ostrzaÅ‚. AnalizowaÅ‚ każdy szczegół terenu, który zapamiÄ™taÅ‚ ...
__________________ MiarÄ… sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!! |
06-12-2007, 18:23 | #217 |
Reputacja: 1 | Robin "Dziadek" Carver Wlokąc tak za sobą tego chorego, Carver czuł się prawie jak na froncie... no właśnie - prawie. Żadnych wystrzałów, krwi kumpli, maszyn... Dziadek potrząsnął głową. Czyżby mu tego brakowało? Nie... musiałby być chyba nienormalny, żeby chcieć tam wrócić. Teraz był, tu i teraz. W jakimś Fresno, z jakimś idiotą nie potrafiącym o siebie zadbać na karku. Kiedy Robin jest zirytowany robi się zrzędliwy. A trzeba przyznać, że irytacja rosła... ludzie gapiący się na nich jak na nie wiadomo co, to nie jest dobry środek uspokajający. -To chyba nie jest pierwszy taki raz, co? - powiedział do chorego - Stały bywalec szpitala? Wygląda na to, że wszyscy cię tu znają... Chwilę później usłyszał krzyk. Jakaś kobieta... mogłaby się tak nie drzeć. Szeryf musiałby być chyba kompletnie głuchy, żeby jej nie usłyszeć. Przez chwilę Carverowi przebiegła przez głowę myśl - "To potencjalny pracodawca!" - ale zaraz ją odrzucił. Nie brał roboty od byle kogo - chyba, że naprawdę potrzebował forsy. Teraz był spokojny - inni właśnie załatwiali jakąś porządną robótkę... a przynajmniej taką miał nadzieję. Rozejrzał się, szukając tego, co mogło doprowadzić tą kobietę do takiego stanu. Jeśli nie zauważył nic szczególnego (czytaj: groźnego), powoli ruszył dalej w kierunku szpitala... |
06-12-2007, 20:30 | #218 |
Reputacja: 1 | Gedanowi wstąpiły na czoło jeszcze większe krople potu. Spoglądał na swych towarzyszy jak na ostatnią deskę ratunku. Nie chciał żeby tak się potoczyło! Przecież zawsze wszystko szło po jego myśli... Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając czegoś, aby tylko mógł zadośćuczynić swym towarzyszom i ocalić przynajmniej ich przed samosądem. Nie miał wątpliwości że w tak małej osadzie karą za kradzież była śmierć. I ani myślał karać za swoją głupotę towarzyszy. Szybko podszedł do Raagnaka i Kristoffa. Wyrzućcie swoją broń razem z amunicją na zaplecze, ale migiem! Mamy bardzo mało czasu. Szybko, szybko! Ponaglał ich Gedan, nerwowo spoglądając za drzwi. Wiedział co musiał zrobić. Ma plan, jeden z najgłupszych w swoim życiu, ale nikt nie mówił że poświęcenie ma być czynem mądrym. Jeżeli szeryf znajdzie ich trzech zemdlonych, bez broni weźmie ich za ofiary, zwłaszcza wtedy jak to Gedan będzie trzymał w ręce zakrwawioną kolbę pistoletu i kilkoma drobiazgami ze sklepu Terrego. Gdy tylko Kristoff i Raagnak zniknęli za drzwiami, Gedan zaczął pakować do kieszeni i torby wszystko co mu wpadło w ręce. Ale on jest głupi, co on sobie myślał, w ogóle przystępując do tej wyprawy? Że będzie handlował narkotykami, aby zbudować kościół? Chciał stworzyć nowy Watykan? Cholera, koniec z tym! Są inne sposoby aby zostać zapamiętanym. Wrócili? No to jazda! Dobrze, a teraz muszę Was przeprosić... Nie ruszajcie się! Niemal krzyczał im do uszu, tyle emocji buzowało w księżulku, który wyjął z kieszeni swoją Barettę i uderzył bardzo mocno oboje swych towarzyszy w okolicach potylicy. Jeszcze zdążył się przeżegnać zanim wyszedł przed drzwi sklepu z kradzionymi towarami, po czym zaczął uciekać...
__________________ Strach to tylko 6 liter! |
06-12-2007, 22:12 | #219 |
Reputacja: 1 | Wzrok Killiana przeskakując od człowieka do człowieka na bazarze przykuł nagle widok Carvera który wlókł jakiegoś chorego, zarzyganego faceta.. Ot widzisz Stan - trafia sie okazja by zrobić coś dobrego. Nawet podwójnie.. - stwierdził słysząc głos wzywający pomocy. Stan! - Sprawdź co sie dzieje! Szybko, ona chyba wybiegła ze sklepu, a przecież nasi chłopcy są na zakupach. Ale uważaj! Przyśpieszył kroku, a po chwili podbiegł do Carvera - Kto to? Co mu się stało? Mówiąc jednocześnie złapał biedaka z drugiej strony i pomógł Carverovi go nieść. Pośpieszmy się szpital jest tuż obok. Spokojnie stary zaraz będzie wszystko ok. Poprawił pozycję faceta - śmierdział niesamowicie - ale czego można się spodziewać po kimś w takim stanie. Już dawno nauczył się że piękna śmierć zdarza się tylko w książkach. Stłumił nadchodzące mdłości w zarodku i trochę przyspieszył kroku. Stary - żyjesz? Mów do mnie! Nie zasypiaj. Zaraz będziesz w rękach medyka i wszystko będzie w porządku. No dalej, mów do nas. Spojrzał na Carvera - Gdzie Ty go znalazłeś Samarytaninie? Szybkim krokiem doszli do Szpitala - a właściwie baraku który się nazywał szpitalem.. |
06-12-2007, 23:31 | #220 |
Reputacja: 1 | Ragnaak spojrzaÅ‚ ze zdziwiona minÄ… na Gedana. - Niby takie chuchro miaÅ‚o by mnie obezwÅ‚adnić? Chyba sobie jaja robisz … a poza tym musiaÅ‚byÅ› zabić Terrego bo w innym przypadku jak dojdzie do siebie to wszystko wyÅ›piewa jak na spowiedzi ojczulku Dalej siÄ™ rozglÄ…daÅ‚ czy jest „tylne wyjÅ›cie” oraz wszystko mimo obecnej sytuacji analizowaÅ‚ ze spokojem rzeźnika, który ma za miar zaraz ubić prosiaka. - Bez broni mam być? Jak pójdzie coÅ› nie tak to wole mieć czym siÄ™ bronić … mam inny pomysÅ‚. Zawsze możesz zastrzelić kupczyka i dać nogi za pas, a ja wybiegnÄ™ za tobÄ… i oddam kilka strzałów. OczywiÅ›cie w powietrze. Powiem, że cos tobie odbiÅ‚o i zastrzeliÅ‚eÅ› sprzedawcÄ™ … a żeby byÅ‚o bardziej wiarygodnie zawsze możesz mnie postrzelić w rÄ™kÄ™ lub oddać strzaÅ‚ w kamizelkÄ™ strzeleckÄ…. Tak czy siak kupczyk musi umrzeć …
__________________ MiarÄ… sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!! |
| |