Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2007, 18:20   #1
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
[Neuroshima] - Polowanie na Tornado - SESJA PRZERWANA

Więc sprawy techniczne:
Tak piszemy, co robi postać
Tak piszemy, co postać mówi
"Tak piszemy, co postać myśli"
Komentarze piszemy w komentarzach. Nie obowiązuje ani pierwsza, ani trzecia osoba, ale jak już wybierzecie którąś, to się jej trzymajcie.

Gedan
Wyruszyłeś do Vegas z południowego wschodu, z Teksasu, i to z tych bardziej południowych wybrzeży. Po drodze wpadło na ciebie stado mutasów, którzy omal cię nie zabili, ale na twoje szczęście polowała na nich spora grupa miejscowych. Teksańczycy wystrzelali część mutków, resztę pognali dalej, ale ty omal nie straciłeś ręki. Na szczęście razem z nimi wędrował jeden medyk, Kristoff Baxter, który poskładał cię do kupy. Nie za bardzo miałeś mu czym zapłacić, ale obiecałeś mu część zysków z polowania. Przystał do ciebie i ruszyliście do Vegas - po drodze przyznał ci się, że jest miejscowy, i że może posłużyć ci za przewodnika po mieście, choć dawno tam nie był. Masz cichą nadzieję, że uda ci się go nawrócić na właściwą ścieżkę, bo to w gruncie rzeczy dobry człowiek, choć trochę porywczy i chciwy. Ale dość gadania, dotarliście do Vegas, gdzie nagle wepchnął cię do jakiegoś przydrożnego baru. Zobaczyłeś tylko refleks fioletowego neonu w oknie - bar nazywa się "Znikający Punkt". Wnętrze dość normalne, jak na bar w tych czasach - kilka nieregularnie ustawionych stolików, niski, krótki kontuar, obleśny barman. Jest wcześnie, więc i w barze pustawo - jeden gość w okularach siedzi pod ścianą. Czekaj, jest jeszcze jeden... Ale chyba zaćpał się czymś albo zalał w trupa, w każdym razie leży pod stołem. Z radia leci jakaś muzyka (patrz niżej).

Kilian
Jesteś nowy w Vegas i nie da się tego ukryć, a w tym mieście możesz sobie z tego powodu tylko napytać biedy. O mało nie rozjechali cię Dark Visions - pewnie urządzają sobie "ghostride". Postanowiłeś sobie trzymać się z dala od gangu, tak jak każdy normalny człowiek. Tyle tylko, że nie za bardzo wiesz, gdzie miałbyś się znaleźć, żeby na ciebie nie wpadli. Stoisz chwilowo na uboczu jakiejś szerokiej ulicy i strzepujesz z siebie pył. Nagle widzisz przed sobą kaprawy ryj jakiegoś szczura. Kiedy otwiera usta, prawie padasz w pierwszym odruchu.
Ej, koleżko! Może pomóc? Ty tu chyba jesteś nowy, co? Mogę cię oprowadzić po mieście, tylko musisz zabulić. A może szukasz kogoś lub czegoś konkretnego? Pomogę znaleźć, ale za to musisz zabulić ekstra. Najlepiej w Tornado, chyba że masz fajki...

Kristoff Baxter
Vegas... Ech, dawno cię nie było w "domu". W zasadzie wolałbyś tu nie wracać, ale kolo, którego uratowałeś od niechybnej śmierci z łap mutantów, zaproponował ci wizytę tutaj. Będzie się uganiał za Czarną Chmurą, a tobie ma skapnąć od tego niezły procent - byłbyś ustawiony co najmniej do końca roku. Niechętnie zatem, ale towarzyszysz mu w podróży. Straszny z niego dziwak. Dużo mówi o Bogu i religii, ale nie wygląda na palanta z Salt Lake. Zresztą, czasem nawet ciekawie gada, nie żeby cię to szczególnie obchodziło czy interesowało, ale przyjemnie jest posłuchać. Idąc jakąś uliczką w Vegas, szukając transportu i kogoś, kto zna się na zbieraniu Tornado z chmurek, usłyszałeś warkot silnika motocykla. Od razu go rozpoznałeś - to unikatowy silnik z wytwórni Harleya, wyciągnięty z jakiejś zawalonej hali pokazowej przez jakiegoś zbieracza specjalnie dla jednego z Dark Visions. Prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze jeździ na takim silniku, jest bliskie zeru. I, co gorsza, odgłos się zbliża. Nie czekając więc, wpychasz Gedana - bo tak ma na imię twój towarzysz - do pobliskiego baru, jednego z tych, których Visions nie odwiedzają. Nazywa się "Znikający Punkt".

Robin "Dziadek" Carver
Doszedłeś do Vegas bez większych trudności, najgorsze, co cię spotkało, to grupa 5 agresywnych Dark Visions, których posłałeś do piachu razem z motorami bez większych trudności, chyba mieli bluesa. Jeden uciekł, ale nie mógł odjechać daleko. Zadowolony z siebie, wkroczyłeś do miasta. Nie byłeś tu pierwszy raz, ale poprzednie wizyty były raczej krótkie. Tak czy owak, przechodząc koło jakiegoś baru, zauważyłeś nadjeżdżających gangerów. Zdaje się, że zatrzymali się zaraz za rogiem, jest ich gdzieś 20. Mina ci zrzedła, gdy zobaczyłeś, ze razem z nimi jest jakaś mumia w bandażach - i to mająca głos kolesia, którego o mało nie zabiłeś. Musisz się gdzieś schować. Tylko gdzie? Może do tego baru po przeciwnej stronie ulicy? Mrygający neon obwieszcza, że speluna nazywa się "Znikający Punkt". Widziałeś taki film przed wojną, całkiem niezły.

Stan Hamilton
Wpadłeś kilka dni temu do Vegas. Chmura już całkiem blisko, a ty jeszcze nie jesteś w zasadzie gotowy do drogi - nie masz ani transportu, ani zaopatrzenia, ani nawet kogoś, kto ochroniłby ci tyłek. W zasadzie to, co miałeś na drogę, już przejadłeś, a raczej zainwestowałeś - w nagrodę w niebie. Tych kilku biedaków, których wspomogłeś, nie odpłaciło się w zamian - w zasadzie od razu uciekli byle dalej, bojąc się, że przyjdzie do omawiania zapłaty... O gorszej alternatywie (To jakiś zawszony świr! - tak określił cię jeden z nich, ale wierzysz mocno, że się przesłyszałeś) starasz się nie myśleć. Tak czy owak, do miasta wpadli wczoraj Dark Visions. Wywołało to właściwą reakcję - mieszkańcy trzymają się z dala od głównych ulic i pubów, w których gang lubi się zatrzymywać, a gdyby dowiedzieli się, jaki masz stosunek do Tornado, zapewne szybko by cię rozjechali. Siedzisz teraz w barze "Znikający Punkt" i sączysz piwo z kufla - jedyny napój, jaki mają w tym barze prócz gorzałki. Przez drzwi, dość dobrze oświetlone tak porannym słońcem, jak i neonem z barowego szyldu, wchodzi dwóch gości, jeden niski i barczysty, drugi wysoki i szczupły. Nie opadł z nich jeszcze kurz pustyni, więc najpewniej są przyjezdni, albo wracają z polowania. Ten wyższy jest na bank miejscowy, widać to po sposobie, w jaki obserwuje to miejsce - taksuje ludzi wzrokiem, ma na wszystkich oko, a ruchy pewne i takie "kocie". Radio bez przerwy nastawione jest na Hot Waves, choć zdarzają się momenty rozstrojenia. W tym momencie leci sobie właśnie muzyka, jak zresztą cały prawie dzień (patrz niżej)

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=M_bvT-DGcWw[/MEDIA]

Macie teraz ten moment sesji, w którym należy opisać postać. Więc zróbcie to, tak dla mnie, jak i dla współgraczy.
 

Ostatnio edytowane przez Tevery Best : 15-11-2007 o 23:44.
Tevery Best jest offline  
Stary 15-07-2007, 18:47   #2
 
Drzewiec's Avatar
 
Reputacja: 1 Drzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodze
Stan Hamilton

Dość wysoka postać w okularach, ubrana w białą, w miarę czystą kamizelkę spod której wystawał czerwony T-Shirt, sączyła powoli piwo, krzywiąc się. To był Stan Hamilton... i jego kolejny punkt na mapie ogólnokrajowej krucjaty przeciwko Tornado... Walka z wiatrakiem.
Jego twarz na wpół znudzona, na wpół zdenerwowana. Ruszał nogą w rytmie lecących w tle Floydów... lubił ich. Ale nie za bardzo teraz o tym myślał.
"Przerąbane. Jadę jak debil do Vegas, wydaję na to kupę gambli, po drodze nazywają mnie...mniejsza z tym. A tu nie mam ani transportu, ani ochrony... tylko jakieś debile na motocyklach jeżdżą po ulicach, gotowi ograbić mnie z reszty sprzętu..." - takie myśli przelatywały Stanowi przez głowę...
Wniosek był prosty... znaleźć kolesi, którzy ochronią mu tyłek, gdy ten będzie starał się zniszczyć jak najwięcej Tornada... a przy okazji nie będzie starał się przeszmuglować części odpadów Czarnej Chmury na własny użytek...
Wtedy jacyś faceci weszli do tego marnego baru. Stan dopił piwo i zaczął rzucać im ukradkowe spojrzenia. Jeden wyglądał na miejscowego, ale chyba nie z rodzaju tych, co Tornado uważają za fajny kapitał, który można pomnożyć w kasynie. Zresztą... kto go tam wie.
Chemik odsunął kufel i przełamał się w sobie. Podszedł do dwóch kolesi, skinął im głową i zajął miejsce na przeciw...
- Dzień dobry, panowie... Stan Hamilton jestem... Trochę głupio mi tak dosiadać się do obcych, ale sprawa nie cierpli zwłoki...
Otóż jestem chemikiem. Nie takim byle jakim, ale naprawdę niezłym, nie chwaląc się zbytnio. Wybieram się na coś, co nazywa się polowaniem na...
tu przełknął ślinę. A jeśli któryś z nich jest ćpunem?
- ... Czarną Chmurę... Co to ma do państwa? Ano, zostałem trochę na lodzie, bez ekipy, tylko sam z moim Desert Eaglem w kaburze... szukam wspólników... takich, co za Tornadem nie ganiają... - jeszcze go nie odstrzelili... dobrze...
- ... i niebezpieczeństw się nie boją. Mało czasu zostało, więc szukam na oślep... Czy... panowie... może chcieliby się przyłączyć?
 
Drzewiec jest offline  
Stary 15-07-2007, 20:55   #3
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver


Kiedy zauważył motocyklistów zatrzymał się gwałtownie. "No pięknie..." pomyślał Carver "Jakbym jeszcze nie dośc amunicji zmarnował na te ścierwa." Delikatnie rzecz biorąc, Robin nie przepadał za Dark Visions. Jaki normalny człowiek ich lubi?! Najchętniej powystrzelałby ich wszystkich, ale nie ma po co ryzykowac... a w dodatku za darmo. Lubi sobie postrzelac - i jeszcze czasem mu za to płacą - ale bez przesady.
Dziadek szybkim krokiem ruszył w stronę "Znikającego Punktu" i wszedł do środka. Nie czuł się dobrze w takich miejscach - nie pasował tu. Wielki jak brzoza mięśniak w wojskowym mundurze. Broń zawsze w pogotowiu - kałach wisiał na skórzanym pasku przewieszonym przez ramię. Carver wyglądał jak postac ze starego filmu wojennego. Taki stary weteran. Siwe włosy, gęsta sieć zmarszczek (w końcu miał już swoje lata) i wyraz twarzy jakby zjadł właśnie coś okropnie kwaśnego. Nie liczył, że w takim miejscu znajdzie jakąs robotę. "Przydałoby się znaleźc jakiegoś kasiastego konowała... przez tę Chmurę na pewno pełno takich w mieście"Ale na razie chciał tylko przeczekac tych kolesi z gangu. Obrzucił spojrzeniem gości "lokalu." Chwilę przyglądał się rozprawiającym nad czymś ludziom. Usiadł przy najbliższym wolnym stoliku mając nadzieję, że Dark Visions tu nie zawitają.
 

Ostatnio edytowane przez Wilczy : 15-07-2007 o 21:05.
Wilczy jest offline  
Stary 15-07-2007, 21:14   #4
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

Wysoki i szczupły gość, krótko ostrzyżony, ubrany we flanelową koszulę w kratę wszedł do knajpy "Znikający Punkt". Dyskretnie omiótł wzrokiem wnętrze w poszukiwaniu znajomych twarzy, w razie potrzeby gotów szybko się wycofać. Chociaż, z drugiej strony nie przypominał sobie ludzi, których nie chciałby widzieć tak bardzo, jak Dark Visions. Nie, żeby miał z nimi jakieś większe zatargi w dawnych czasach. Nikt, kto miał z nimi zatargi nie pożył wystarczająco długo, by się tym przejmować.
Na szczęście w barze praktycznie nie było ruchu, większość obecnych nie wyglądała groźnie czy choćby podejrzanie, więc Baxter natychmiast się rozluźnił.
- No, wreszcie doszliśmy. Mówiłem, że na pewno trafię? To jest to miejsce, o którym ci mówiłem, stary- rzekł, przekonany, że teksaniec uwierzy bez szemrania- Słuchaj się mnie, a na pewno znajdziesz największą chmurę, o jakiej wiadomo w tym mieście. Tutaj powinni być ludzie, którzy aż palą się do pomocy w twojej świętej misji złapania jej na lasso, czy jak tam chcesz dostać. Siadaj, ja podejdę do baru, zamówię nam coś.
Wstał i, zgrabnie lawirując między stolikami, doszedł do baru. "Wszyscy barmani wyglądają zawsze podobnie... To jakaś zasada? Wygląd jest jednym z kryteriów przyjęcia do tej roboty czy jak?"- przebiegło mu jeszcze przez myśl. Oparł się leniwie o blat i szeroko, leniwie się uśmiechnął.
- Winnie, tak? Nazywasz się Winnie, nie? Jak to nie? Przecież poznaję cię, stary. Ta sama smukła twarz, ta sama sylwetka greckiego boga... a właśnie, chyba schudłeś, co? No dalej, uśmiechnij się, Winnie, jak witasz starego kumpla? No jak, nie poznajesz? Zielony Clark, kojarzysz? Dalej nic? Winnie, ty to nigdy nie miałeś pamięci do twarzy, nie ma co. Jakieś nowości w mieście? Dobra, opowiesz mi później, teraz mam kumpla przy stoliku. Wiesz- tu nachylił się konspiracyjnie - koleś za wszystko płaci, dziany facet, więc chwilowo trzymam z nim. Właściwie, całkiem miły jak go lepiej poznasz. No, nieważne. Daj nam na razie 2 piwka, Winnie. Zaschło nam w gardłach po podróży, a dziś mamy jeszcze sporo do roboty.
Barman sprawiał wrażenie, jakby wahał się między wiarą w dziurawą pamięć a strzałem w łeb Baxtera, więc medyk wycofał się z kuflami do stolika, do którego dosiadł się właśnie ktoś trzeci. Powstrzymał się od wpadania mu w słowo, wolał zaczekać, aż skończy. Dziwny, nerwowy jakiś, gada też niezbyt składnie. No ale jakich ludzi spodziewał się tu zastać? "Vegas, welcome!"
- No widzisz, stary, mówiłem, że tutaj znajdziemy kogoś zainteresowanego. Chemik przyda się z pewnością do takiej roboty, chociaż dziwne, że z takim fachem w ręku nie masz kompanii... Bardzo dziwne i bardzo podejrzane... No nic, ja jestem Baxter- przez stół podał Stanowi rękę- a ten dżentelmen tutaj to Gedan. Tak się składa, że to on jest szefem, więc na temat fuchy gadaj z nim.
Skończył i zabrał się za osuszanie swojego kufelka, jednocześnie słuchając, jak się rozmowa potoczy.
 
Malutkus jest offline  
Stary 15-07-2007, 23:03   #5
 
Gedan Ness's Avatar
 
Reputacja: 1 Gedan Ness nie jest za bardzo znany
Do knajpy weszła, a raczej została wepchnięta niska, acz krępa i barczysta postać. Ubrana w stary powycierany płaszcz, postąpiła niepewnie kilka kroków do przodu w towarzystwie dużo wyższego i chudszego jegomościa. Widoczne było iż tych dwóch było przeciwieństwami. Ten chudszy - wygadany i zapoznany z obyczajami wielkiego miasta. Niższy - niepewny, wzrok brązowych oczu wędrował od jednego kąta knajpy do drugiego.
Bez słowa usiadł na wskazanym przez Kristoffa miejscu, odruchowo kładąc lewą dłoń na małym krzyżyku zawieszonym na szyi, prawą zaś na kaburze Beretty, zawieszonej u lewego biodra.
Był może i naiwny, lecz nie aż tak jak spodziewał się tego Kristoff. Lecz milczał, na razie.

Nie zdążył nawet rzucić uwagi że nie nie pije alkoholu, lecz ,,Chudy" jak nazywał go w myślach podszedł do kontuaru, rozpoczynając rozmowę z barmanem. Splótł ręce na piersi, obserwując niepwenym wzrokiem postać, która przedstawiła się jako Chemik. Jak na razie nic nie odpowiadał, słuchając tego co ma do powiedzenia. W końcu odezwał się, niskim, acz nieco zachrypniętym głosem.

- My... - Urwał, gdyż do jego wypowiedzi włączył się nieoczekiwanie ,,chudy", od razu zadając kilkanaście niepotrzebnych pytań, które mogły jedynie spłoszyć cennego Chemika.
- Ja nie pije Alkoholu Kristoff. - Powiedział nieco zbyt oficjalnym i wyniosłym tonem, przesuwając szklankę w jego stronę.

- Gedan. - Zaczął od początku, od przedstawienia się. Skinął przy tym lekko głową i kontynuował - My także poszukujemy Czarnej Chmury i cóż, Chemik na pokładzie da nam przewagę technologiczną nad konkurentami. Co do podziału zysków i tym podobnych... Niech będzie po połowie.

Powiedział dość nieoczekiwanie z marszu bardzo korzystną ofertę, cała ta rozmowa widocznie go deprymowała i nie chciał przy swej profesji rozmawiać o utargu zysków.

Oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie Ta myśl przemknęła mu przez głowę jak błyskawica, od razu nasuwając kolejne pytanie: Czyja jest Czarna Chmura? Nie odpowiedział już sobie, gdyż jego wzrok przykuła do siebie postać siedząca samotnie. Ocenił postać wzrokiem i doszedł do wniosku że jest albo tropicielem, tudzież zabójcą, by przemierzać świat bez kompana.
Skąd u licha wiem że on nie mieszka w Las Vegas? Te pytanie także nasunęło się mu na myśl i nie dawało spokoju jak bzycząca mucha nad uchem podczas snu... Wrócił jednak do rzeczywistości, potrząsając lekko głową aby zorientować się w rozmowie.

Eee... Słucham? - Zapytał Chemika, gdyż wiedział że coś odpowiedział, lecz nie był pewnym co. Nie słuchał go błądząc myślami wokół samotnej postaci.
 

Ostatnio edytowane przez Gedan Ness : 16-07-2007 o 09:19.
Gedan Ness jest offline  
Stary 16-07-2007, 00:11   #6
 
Killian's Avatar
 
Reputacja: 1 Killian nie jest za bardzo znany
Postać o kręconych blond włosach swobodnie opadających na czoło, w długim czarnym płaszczu powoli acz dyskretnie odsunęła się na metr od Szczura by zaczerpnąć powietrza, jednocześnie dość taktownie by Go nie urazić. Jego Desert Eagle spokojnie spoczywał w kaburze, dobrze ukryty pod płaszczem. Natomiast bicza nie mógł już tak dobrze zamaskować, po lewej stronie pasa wisiał skręcony skórzany i dość wytarty bicz.

-Witaj. - Powiedział cichym i spokojnym głosem. Jego niebieskie oczy dokładnie przyglądały się Szczurowi. - Niestety nie mam ani papierosów ani Tornado. I nie wiem co mógłbym Ci podarować za twoje informacje. - jego ręka skierowała sie do kieszeni płaszcza i szukając czegoś odruchowo, następnie wyjął rękę z kieszeni i wysuwając otwartą dłoń przed siebie rzekł - Czekaj, mam zapalniczkę wodoodporną - chcesz? Ale powiedz mi gdzie mogę znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie nie będą nas niepokoić Dark Vissions...
 
Killian jest offline  
Stary 16-07-2007, 14:46   #7
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Gedan
Twój rozmówca jest co najmniej równie zdenerwowany i niepewny siebie, jak ty. Nie zgrywa. To dodaje otuchy, przynajmniej nie jesteś sam. Tym niemniej nie słuchasz go zbyt uważnie, poświęcając uwagę postaci siedzącej z boku. W twojej głowie kłębią się sprawy, o jakich maluczcy nawet nie myślą. Ty na wszystko spoglądasz z szerszej perspektywy.

Killian
Dawaj - wypluł z siebie żebrak i zabrał ci zapalniczkę. Po chwili pchnął cię w ciemną uliczkę i dał znak gestem, byś szedł za nim. Zaraz zniknie ci w zaułku.

Kristoff Baxter
Od razu zagadujesz jajogłowego. Jest zdeprymowany - a przynajmniej na to wygląda, bo nie jesteś pewien, czy to aby nie poza. Szczerze mówiąc, masz co do tego znaczne wątpliwości. Tak czy owak, zachowuje się, jakby nie miał śmiałości do was zagadać.

Robin Carver
Siedzisz sobie i obserwujesz bar. Wygląda na to, że ci goście obradują nad czymś bardzo ważnym, ani chybi jest to wyprawa na Chmurę - nie za bardzo słuchasz, o czym mówią, ale w tym mieście przyjezdni (a na pewno są to przyjezdni, nie zachowują się jak miejscowi) mogą omawiać tylko to.

Stan Hamilton
Nie wydają się być ćpunami, ale atakują Chmurę, tak jak ty. To może ci trochę napsuć szyków - jeżeli robią to dla pieniędzy, oczywiście. Nie zdradzają swych celów wprost, ale ten niższy z krzyżykiem mówi o podziale zysków. Jest w tym otoczeniu niepewny, tak jak ty, i raczej jest myślami gdzie indziej, ale ten drugi zachowuje się podejrzanie. Od razu cię zagaduje, jest otwarty aż do przesady. Na końcu stwierdza, że to ten niski jest szefem. Radio chyba się znowu zepsuło. Barman klnie coś pod nosem i zaczyna je naprawiać najprostszą znaną metodą - z kopa.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"

Ostatnio edytowane przez Tevery Best : 16-07-2007 o 15:10.
Tevery Best jest offline  
Stary 16-07-2007, 15:43   #8
 
Malutkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Malutkus nie jest za bardzo znany
Kristoff Baxter

- Nie... pijesz... no tak, jasne, nie ma sprawy- wyrzucił z siebie mężczyzna, kolejny raz zadziwiony tym człowiekiem. Podróżowali razem już dobre kilka dni, ale jeszcze go dokładnie nie rozgryzł. Właściwie to nawet nie tak: Gedan po prostu zbyt prosty, by Baxter mógł to tak po prostu przełknąć. Nie mógł uwierzyć, że tak uczciwy, wierzący i, co już było przesadą, niepijący facet przeżył w tym świecie tak długo. Ale przeżył. "Teksas to naprawdę niezwykłe miejsce, powinienem się tam kiedyś wybrać. Tyle opowieści i mitów krąży o tym zapomnianym przez Molocha kawałku Stanów i jak widać część jest prawdziwa"- myślał.
- No, podział zysków można jeszcze uzgodnić później- wtrącił szybko, gdy jego "szef" przedstawił chemikowi tak korzystną dla niego ofertę- Można się spodziewać, że chętnych na darmowe Tornado będzie więcej. Jesteśmy na to przygotowani? Poza tym przydałby się ktoś, kto potrafiłby wytropić Chmurę, w końcu, zależnie od wiatru, może przechodzić kilkudziesiąt kilometrów od miasta. Dodajmy do tego transport, dorzućmy jeszcze jakieś nieprzewidziane wypadki... Nie, żebym pękał, ale to trochę duże przedsięwzięcie dla trzech osób, co nie?
Przerwał dla nabrania oddechu, po czym łyknął solidnie piwa. Było dobre, lepsze niż mógł się spodziewać po wyglądzie lokalu. Jak można nie lubić tego jasnego, mętnego i... coś tam pływa? Nie, musiało mu się przewidzieć.
- Napijesz się, Stan? Na nasz koszt, na znak przyjaźni- rzekł, podsuwając kufel Hamiltonowi. "Chyba nie kolejny abstynent?"
Mimo wszystkich grzeczności cały czas zachowywał czujność w stosunku do nowego "druha". Jeśli nawet nie miał nic osobistego do dwóch przyjezdnych, mógł ich sprzątnąć jako konkurencję, gdy się odwrócą. W końcu taka okazja na łatwy zarobek nie trafia się często, ludzie szukają każdej okazji, by zmniejszyć liczbę chętnych. Na wszelki wypadek lepiej być przygotowanym na różne okoliczności...
 
Malutkus jest offline  
Stary 16-07-2007, 15:57   #9
 
Drzewiec's Avatar
 
Reputacja: 1 Drzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodzeDrzewiec jest na bardzo dobrej drodze
Stan Hamliton

Stan odgarnął włosy. Musiał wypaść na zwariowanego, nierozgarniętego jajogłowego... rzeczywiście, ale jak miał nie wypaść na idiotę, zaczepiając dwóch obcych gości? Teraz musi trochę lepiej się wysławiać...
Chemik zwrócił się do tego mniejszego, jednocześnie siadając na fotelu, dał też znak do większego, o podobnym do Stana wzroście, by usiadł razem z nim.
- Pan Gedan, tak? Miło poznać... i pana Kristoffa także. Dobra, nie będę się zgrywał. Jestem dobrym chemikiem. Wydaje się wam podejrzane, że "taki specjalista" wędruje po Stanach jedynie z podstawowym sprzętem i zaczepia obcych ludzi, bo nie ma składu? Macie rację. Wydaje się wam. - przełamał się, mówił szybciej, płynniej i pewniej.- Zawsze byłem indywidualistą. Mam ambicje. Nigdy nie osiadłem w żadnym mieście na dłużej niż kwartał, zawsze gdy zrobię, co do mnie należy, czyli pomogę kilku tuzinom ludzi, zrywam cztery litery i idę dalej. To mój styl. Nie ma wielu ludzi, którzy wytrzymują moje tempo, dlatego podróżuję sam. Jeśli chcecie ze mną iść na polowanie- a wierzę że naprawdę tak jest- musicie zrozumieć kilka rzeczy. Nie podoba mi się zamienianie polowania na Tornado na kasę. Jeśli tylko o nią wam chodzi, to chyba podziękuję za wspólną podróż. Dla mnie to polowanie jest... osobistą krucjatą, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi. Jeśli nie, wasz problem, nie chcę o tym gadać. Po prostu mam ambicję, by zebrać co się da z tej Chmury i zniszczyć to na każdy możliwy sposób. Pieniądze są mi potrzebne- do życia na poziomie. Ale wszystkie nadwyżki przeznaczam na produkcję lekarstw, które biedakom oddaje za darmo, a szychom sprzedaję za grubą kasę. Tak więc wezmę połowę zysków- ale nie myślcie, że przeznaczę je na siebie- spojrzał na krzyżyk Gedana. Zna ten symbol. To symbol Kościoła Katolickiego... chyba... wydaje się, że to nie żadna podła sekta, chyba że jakiś odłam chrześcijaństwa. Ale takiemu księdzulkowi można zaufać. O ile komukolwiek w tym świecie można...
- Nie wyruszam więc na polowanie po zyski. Jestem tylko szczerym chemikiem z celem, jasne? Mam nadzieję, że wy też macie ambicję. I wyruszacie na polowanie z przekonania... Chwytacie? To dobrze... Jeśli zgadzacie się z moim podejściem, będzie się nam dobrze współpracować. No i potrzebujemy jeszcze kilku osób do teamu. Jakieś propozycje?- Stan wyprostował się w krześle, zadowolony ze swojej przemiany. Chyba nawet powstrzymał słowotok Kristoffa, a to niemały sukces.
 
Drzewiec jest offline  
Stary 16-07-2007, 18:55   #10
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin Carver


Rozluźnił się trochę. Dark Visions już dawno byliby w barze, gdyby ten ranny go poznał. Zaczął uważniej przysłuchiwać się rozmowie prowadzonej przy innym stoliku. Usłyszał tylko kilka słów: "...Chmura..." "...jestem chemikiem..." Jedno go zaniepokoiło - "...za darmo..." Ale pewnie się przełyszał. "Jeśli ten koleś to chemik to mam chyba niewiarygodne szczęście. Jeśli naprawdę chcieli polowac na chmurę we trójkę to raczej daleko nie zajdą... " Zobaczył, ze jeden machnął do niego ręką. "Zaraz się dowiemy czy ma czym płacic..."Wstał ze swojego miejsca i zbliżył się powoli do trzech rozmawiających.
-Witam panów - powiedział i uśmiechnął się krzywo - Wiem, że to nieładnie tak się wtrącać, ale... Można? - zapytał i nie czekając na odpowiedź usiadł przy ich stoliku.
-Nazywam się Carver. Robin Carver... mogą się panowie do mnie zwracać "panie Carver." No, ale dosyć już tych uprzejmości.
Trochę znudziła go ta przydługawa przemowa chemika...
- Powiem wprost. Ludzie płacą mi za pewne przysługi. - spojrzał wymownie na swój karabin - Nie obchodzi mnie o co pan walczy. Tak długo jak będę miał jakiś zysk, jestem po waszej stronie. - uśmiechnął się pod nosem - Jeśli to ma jakiekolwiek znaczenie to powiem, że na ogół nie zajmuję się sprzedażą jakichkolwiek towarów - w tym Tornado. Ja sprzedaję usługi.
 
Wilczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180