lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Postapokalipsa (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/)
-   -   [Neuroshima] - Polowanie na Tornado - SESJA PRZERWANA (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-postapokalipsa/3623-neuroshima-polowanie-na-tornado-sesja-przerwana.html)

Killian 10-10-2008 13:32

Zanim Carver zaczął mówić Killian już miał Deserta w ręku i nasłuchiwał. Kiedy Dziadek ruszył, Killian kryjąc mu plecy. Również zaczął iść w tamtym kierunku przy czym starał się trzymać cienia by być niezauważonym. Przez cały czas zastanawiał się jak dorwać swój cel bez narażania ekipy na niebezpieczeństwo, zachowując pozory swojej przybranej tożsamości. Niewątpliwie przewaga liczebna gangu sprawiała pewne trudności ale nic czego nie dało by się ominąć. Zawalił sprawę w knajpie - mógł fortelem załatwić szefa gangu z miejsca z jego podwładnymi, ale nie wiedział co z doktorkiem. Ale gang napewno tropi tak samo jak Oni chmurę więc jeszcze nadarzy się okazja. Teraz istniało inne niebezpieczeństwo na którym powinien się skupić. Drużyna była w zagrożeniu, a że poczuł sympatię do staruszka wolał go ubezpieczać i dbać o jego życie - zwłaszcza że taki porządny towarzysz podróży jak On nie trafia się często..

Malutkus 16-10-2008 00:00

Kristoff Baxter

Była piękna. Była jak kobiety na obrazach wielkich, przedwojennych mistrzów, o których słyszał. Jak damy opiewane w miłosnych wierszach, pełnych pachnących odurzająco płatków róż i śpiewających rzewnie słowików. Baxter nie był malarzem, poetą czy rzeźbiarzem, ale w każdym, kto widzi taki cud natury odzywa się głęboko ukryty romantyk. Pewnie, gdzieś tam czaił się też głos, który przypominał, że to tylko jedna noc- nic, co mogłoby przetrwać w czasach wszechobecnego chaosu dłużej niż... no właśnie, jedną noc. Ale teraz, tutaj, byli razem i tylko to się liczyło. Była jego darem od niebios.

BLAM!

- Alice!!!
Poderwał głowę, by zobaczyć zmasakrowane ciało kobiety, która jeszcze przed chwilą leżała u jego boku. Mógłby przysiąc, że czuł jeszcze na wargach smak jej ust, a teraz jej głowa zaścielała połowę pokoju niczym jakieś pierdolone confetti... Boże...

Fakt, że broń leżała po drugiej stronie łóżka uratował mu życie- w pierwszym momencie chciał ją złapać, stanąć w oknie i walić do tego skurwysyna po drugiej stronie, gdziekolwiek był, na oślep. I zapewne skończyłby w podobnym stanie jak Alice. Zamiast tego przywarł do ziemi i próbował złapać oddech, złapać choć jedną przemykającą w głowie myśl. Bał się? Chyba tak, było w tym coś ze strachu. Poza tym był zszokowany i wściekły. Głównie wściekły.

Carver wiedziałby, co zrobić. Killian wiedziałby, co zrobić. Haze pewnie stałby teraz z minigunem w jednej i cygarem w drugiej ręce, rzucając jakiś kultowy tekst. Medyk miał do dyspozycji tylko swój nadwyrężony przez lata instynkt samozachowawczy i pragnienie zemsty. Jeden oddech... drugi... teraz! Przetoczył się jak umiał najszybciej na drugą stronę pokoju, oczekując jednocześnie na delikatne, prawie bezbolesne ukłucie pocisku przechodzącego przez czaszkę. Plan był prosty: łapać ciuchy, broń i jednym skokiem przebić się przez zamknięte na skobel drzwi, do pomieszczenia, gdzie nie będzie przy każdym ruchu wystawiony na odstrzał. A potem to już tylko dorwać tego skurwysyna, który zabił Alice.
"A kiedy umrze, piekło do którego trafi będzie mu się wydawało niebem w porównaniu z tym, co mu zrobię." Był medykiem, naprawdę potrafił to załatwić.

Drzewiec 24-10-2008 19:55

Stan Hamilton
Nie było tak źle. Zrobili zakupy, żyją, dwójka z drużyny znalazła sobie panienki i teraz najprawdopodobniej przeżywa bardzo rozkoszne chwile. A Stan leży spokojnie i rozmyśla, bez żadnych mutasów, psychopatów i tornada w promieniu dziesięciu metrów. Jak na Sacramento i taką drużynę to całkiem niezła sytuacja.

Ale byłby idiotą, gdyby miał nadzieję, że potrwa dłużej niż godzinę… Postanowił więc dobrze się wyspać i nie było dla niego wielkim zaskoczeniem, że obudzony został przez jakiś huk i wrzaski towarzyszy. Przetarł oczy, zrzucił jakiś koc, który wcześniej znalazł i zerwał się na nogi, sprawdzając, czy pistolet jest na miejscu. Carver i Killian już ruszali, on wyjął Deserta i dołączył do nich mówiąc:

- Niespodzianka, co chłopaki? Musimy się śpieszyć… – rzekł i razem z nimi wyszedł z budynku, szybko, ale ostrożnie idąc w stronę wybuchu.

Tevery Best 24-10-2008 21:19

W tym samym czasie, w zajeździe
Lance przesunął ostrożnie mechanizm zamka. Kula karabinowa była już gotowa do wystrzelenia. Nie powinni mieć żadnych szans - durnie, nie dość, że się popili, to jeszcze nie schowali się odpowiednio, przez co dopadnięcie ich będzie dziecinną igraszką. - Zaraz będzie cicho - mruknął szef gangu do stojącego obok idioty. - Wiem - odparł indagowany. - To dość oczywiste.

W tym momencie Teksaniec prowadzący bar wyszedł z pokoju obok. Zanim zdążył mrugnąć, miał już w sobie kilkadziesiąt gramów ołowiu. Z pokoju, do którego mieli zamiar wtargnąć gangersi, rozległ się wrzask: La traición, gente!

W tym momencie Lance już wiedział, że nie uda się tego załatwić na czysto. Szkoda. Dawało to znacznie więcej satysfakcji.

Prawie kilometr dalej, na wzgórzu przy autostradzie
- Sehst du sie?
- Jawohl, Heinrich. Feuer frei?
- Warten noch eine Weile.

Narzędzie nie było doskonałe. Cel nie był szczytny. Ale za to pozwalał zarobić. Heinrich i Gunther wiedzieli o tym, wiedzieli też, że mogą poświęcić te kilkadziesiąt gambli, aby nie ryzykować później. Dlatego już od kilku dni czatowali na opuszczających Sacramento. A teraz coś zaczynało dziać się w mieście. Chyba czas na ostatnią interwencję.

- Feuer frei, Gunther. Erstens, die auf der linken Seite, dann in einem Gebäude auf der rechten Seite.

Kristoff
Złapałeś ciuchy, odbezpieczyłeś broń. Pot zaczął spływać ci po skroni strumieniami, tak jak krew Alice po ścianie. Nabój kalibru 9 mm perfekcyjnie wsunął się na swoje miejsce w komorze nabojowej, czy jak to tam się nazywa, ty - jako lekarz - raczej średnio się tym interesujesz, prędzej tym, co znajduje się po drugiej stronie lufy. Przeskakujesz jednym susem na drugą stronę okna i zamierasz przy ścianie. Najpierw słyszysz huk wystrzału, potem świst pocisku, który przelatuje obok ciebie i wbija się w ścianę. Potem wybuch w pokoju obok, a następnie grom, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałeś, dochodzący z ulicy. Szarpiesz za skobel, jednak kiedy mocujesz się z drzwiami (które bez przerwy dziwnie dudnią, a potem nagle przestają) słyszysz strzał. Otwierasz drzwi i widzisz draba, który całą sylwetką zasłania ci drzwi do pokoju Ragnaaka, a do tego stoi do ciebie tyłem. I chyba trzyma jakąś spluwę w łapie. To tak jak ty, co za zbieg okoliczności...

Ragnaak
Chciałeś zabrać oba pistolety, ale Christine natychmiast zwinęła ten ze stolika. - Na razie idź, dogonię cię za moment - powiedziała cicho, kiedy udałeś się do drzwi. W salonie było spokojnie i cicho. Podkradłeś się, cały czas trzymając głowę nisko, do leżącej na podłodze kamizelki. W tym samym momencie usłyszałeś huk, gdzieś z lewej strony, i poczułeś, jakby ktoś palnął cię w głowę gumową pałką. I jeszcze raz. I jeszcze. I tak po całym ciele. Upadłeś na ziemię, oszołomiony na moment. Odruchowo zamknąłeś oczy i zasłoniłeś je ręką. Usłyszałeś strzał, czyjś wrzask i kolejny strzał. Otworzyłeś oczy tylko po to, żeby zobaczyć jakiegoś sukinsyna ze strzelbą, z której luf wydobywał się szarawy dymek. Nakierował je na drzwi, z których dopiero co wyskoczyłeś, a w które nie chcesz patrzeć, bojąc się tego, co możesz zobaczyć. Teraz drań jest zaledwie dwa metry od ciebie, zdekoncentrowany, na twojej łasce. Na najbliższe kilka ułamków sekundy.

Reszta
Piorunem wyciągnęliście spluwy. Trzask odbezpieczanych broni przerwał ciszę. Już wkrótce ruszyliście tyralierą w dół ulicy, drżąc, aby nie załatwił was ukryty strzelec. W tym momencie wydarzyło się naraz kilka rzeczy. Najpierw przez okno zajazdu, gdzie Teksańczyk zorganizował bar, wyleciał jeden z Meksów, półnagi, mający przy sobie tylko pistolet, i rzucił się do ucieczki w kierunku aut. Ciemność i cisza w pomieszczeniu, z którego wyskoczył, została przerwana przez koncert huków wystrzałów i płomieni wylotowych. Robin ze słuchu wymieniał strzelające tam spluwy - M60, Kałasznikow, co najmniej jeden H&K MP5 albo UMP. Wrzaski męskie i kobiece były dla nich tylko akompaniamentem. Ponadto głośny jak nigdy wcześniej huk rozsadził kilka samochodów stojących na drodze. Spora część z was nie miała okazji usłyszeć takiego strzału nigdy wcześniej ani później, ale dla weteranów Frontu był on dotychczas synonimem zbawienia.

Armata kalibru 105 mm zamontowana na czołgu M60 Patton. Ktoś z niej strzelał, jednak w panującej ciemności nie widać było, skąd. Przejęci tymi zdarzeniami nie zwróciliście uwagi na człowieka, który wyskoczył z cienia, wrzucił granat do domu, w którym byli Ragnaak i Kristoff, a po chwili sam wpadł do środka. W całym mieście rozległy się dźwięki wystrzałów. Niestabilny pokój, jaki dotychczas panował wśród dziesiątek Łowców Tornado w Sacramento, właśnie się skończył. Do ruin ponownie zawitała wojna. A wam zostało ledwie sto kilkadziesiąt metrów do celu. Po drodze jest mnóstwo osłon - gruzów, samochodów, resztek barierek między pasami drogi - ale czy wystarczą?

Wilczy 27-10-2008 19:02

Robin "Dziadek" Carver

I pomyśleć, że Dziadek jeszcze przed chwilą narzekał na nudną jak cholera wartę. Przelotnie pomyślał, że niezła okazja mu się trafiła wtedy w Vegas, gdy postanowił zabrać się z tą kompanią. Okazja głównie do wpakowania się w różne kłopoty, bo tych ostatnio było nadzwyczaj dużo... chociaż to i tak lepsze niż nuda, która dla najemnika bywa zabójcza. Może nie tak zabójcza jak bezpośrednie trafienie pociskiem czołgowym, ale jednak.

Carver zwolnił bieg, zaskoczony tym co zaczęło się nagle dziać dookoła. Musiał przyznać, że nawet on dawno nie widział takiego burdelu.
- Uwaga, kryć się! - krzyknął do pozostałych i skrył się za najbliższą osłoną - Domyślam się, że nikt z was nie ma akurat przy sobie ciężkiego sprzętu na to bydle, co? - spojrzał na czołg i uśmiechnął się krzywo. Był w swoim żywiole. Co prawda, jeśli nie będzie uważał, to może zaraz przestać w nim być i znaleźć się, na przykład, na samym dnie piekła, jeśli jakieś jest...

- Panowie, powiem tak - mamy przesrane. Nie zmienia to faktu, że przede wszystkim musimy dostać się do Baxtera i Haze'a. Każdy kto nie jest nami jest tutaj naszym wrogiem, więc nie żałujcie amunicji. Ostrożnie i bez pośpiechu... bez przesadnego pośpiechu (bo trudno w ogóle nie spieszyć się w takiej sytuacji) przedostaniemy się tam - wskazał na budynek, z którego wcześniej padły pierwsze strzały. Mają po drodze niezłą osłonę, więc w razie czego, mogą w miarę skutecznie odpowiedzieć ogniem. Oczywiście o ile nie zainteresuje się nimi kierowca czołgu. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić... pomyślał Dziadek i powiedział:
- Wszyscy tutaj zajmują się sobą nawzajem, więc jak dobrze pójdzie, sami się wystrzelają - dla nas zostaną niedobitki. Osłaniamy się nawzajem i zachowujemy spokój a może wyjdziemy z tego cało. Jakieś pytania, albo sugestie?
Spojrzał jeszcze raz na twarze towarzyszy, po czym chwycił mocniej karabin.
- Jeśli macie jakieś niezałatwione sprawy... to teraz możecie zacząć żałować, że nie pomyśleliście o nich wcześniej. Ruszamy!

Ragnaak 31-10-2008 13:37

Jak to możliwe, że go nie zauważył? Czy aż tak mu się przytępiły zmysły po upojnej nocy, która zamiast zakończyć się powtórką lub wspaniałym przebudzeniem została przerwana w bardzo brutalny sposób? A może się już starzeję, a to by oznaczało czas na emeryturę? Takie myśli przelatywały Ragnaakowi kiedy raz po razie dostawał pałką po ciele, ale na szczęście zmysł wojownika zadziałał samoczynnie - zasłonił się.

Nagle strzał, kolejny i wrzask. Nie chciał myśleć co się teraz, przed chwilą stało. Pomału rosła w nim wściekłość. Widział gościa, który miał wycelowaną strzelbę w stronę ... nie chciał aby dotarło do jego myśli co się stało. Haze widział teraz gościa i był wściekły. Minął ułamek sekundy. WŚCIEKŁOŚĆ. Zabić czy się na nim wyżyć? Minął ułamek sekundy - podjął decyzję. Strzelił do gościa w bark i rękę tak aby napastnik wypuścił broń z ręki. Ułamek sekundy później gdy kule "dotykały" skóry osobnika Ragnaak skręcił tak tułowie i tak się przekręcając, że podciął tamtemu nogi czekając jak ten się wywróci aby mógł znaleźć się przy nim z nożem, aby móc patrzeć mu w twarz, aby zdzielić parę razy mu po pysku a potem patrząc mu w oczy poderżnąć gardło.

Później zamierzał założyć kamizelkę i czekać na kolejne wydarzenia, które zmieniały się bardzo szybko, jak w kalejdoskopie.

Malutkus 27-11-2008 18:50

Kristoff Baxter

To wszystko go jednak przerastało... Trzęsące się ręce, ze strachu czy wściekłości, uniemożliwiały nawet tak banalną czynność jak otwarcie drzwi, zimny pot płynął po karku cienką strużką. W końcu, gdy wydostał się ze swojego pokoju zobaczył... kogo? Mordercę? Część grupy szturmowej? Najpierw przyczajony snajper, teraz jakiś uzbrojony skubaniec- co do cholery? "W co myśmy się wpakowali?" Odpowiedź była prosta, choć w tym momencie niedostępna dla skołowanego umysłu Baxtera- oto Łowy wkraczają na nowy, bardziej emocjonujący etap.
I tak, stojąc za przeciwnikiem, mając stuprocentowy cel tuż przed sobą medyk prawdopodobnie nie zrobiłby nic. Po prostu otworzył drzwi, a w jego głowie rozpętała się pustka, która zabiłaby go, gdyby nie szaleńczy atak Haze'a. Krew buchnęła z rozoranego gardła draba, z "arteria carotis communis - głównego naczynia tętniczego, zaopatrującego... po prawej stronie przechodzi z pnia ramienno-głowowego... w górnym biegu wytwarza zatokę tętnicy szyjnej... " Takie rzeczy bez problemu potrafił sobie przypomnieć, zapomniał tylko, jak się unosi rękę.
- Kurwa, co się dzieje, Raagnak?- wrócił wreszcie między żywych i przytomnych- Alice... cholera, ona... tam... rozwalili ją, jakiś pieprzony snajper...
Chwila- wdech, wydech, bracie- jedna sekunda, góra dwie. Wdech, wydech, no dalej, jesteś dużym chłopcem!
- Co robimy, panie generale? Tam na zewnątrz chyba postanowili się wstępnie dogadać w sprawie podziału Tornado. Mają jakieś działa Nawarony, jedno pieprznięcie i tej budy nie będzie na mapie miasta. Spieprzamy do swoich czy utrzymujemy pozycję? Słabo umocnioną pozycję, biorąc pod uwagę arsenał przeciwnika, jeśli chcesz znać moje prywatne, tchórzliwe zdanie.
Było lepiej- zaczął gadać, czyli krew krąży i dociera do mózgu. W międzyczasie pospiesznie włożył ciuchy i odbezpieczył broń. Ustawił się też daleko od okien, celując w główne drzwi mieszkania, skąd w każdym momencie mogli wypaść następni przeciwnicy. I, Bóg mu świadkiem, tym razem się nie zawaha przed strzałem.

Tevery Best 20-12-2008 12:47

Dom
Napastnik właśnie miał się obrócić, kiedy Haze chciał do niego strzelić. Ale jak zwykle okazało się, że życie to suka - w chwilę po naciśnięciu spustu przez żołnierza w broni coś zgrzytnęło, kliknęło i przeskoczyło, a zamek odskoczył do przodu, lądując między nogami gościa z dubeltówką. Ten jednak ponownie popełnił błąd, uśmiechając się głupio - wojak dopadł do niego i przygwoździł do ziemi w ułamku sekundy. Zanim jeszcze idiota przestał się śmiać, miał już rozerwane nożem gardło. Haze wstał, obryzgany krwią. Całą twarz i tors miał czerwone od juchy. Natychmiast przyskoczył do niego Kristoff i zaczął biadolić, ale on nie zwracał na to uwagi. Patrzył w drzwi, gdzie dopiero co strzelał frajer, którego przed chwilą zabił. Bo tam, w tym progu, leżało rozwleczone, rozorane śrutem, zbryzgane posoką martwe ciało. Ciało Christine, która próbowała go uratować.

Gdzie indziej
Nick otarł pot z czoła. Sytuacja robiła się gorąca. W całym mieście wybuchły zamieszki. Cholera, to nie tak miało być! Co gorsza, do tamtych dwóch chyba biegli właśnie koledzy. Westchnął i poprawił położenie lufy. Od tego siedzenia bolały go nogi. Przymierzył dokładnie w głowę tego starego. To chyba szef. Nagle poczuł szarpnięcie w okolicy ramion i wyleciał z budynku na głowę. Nie było wysoko, ale nie miał szans przeżycia. Głównie dlatego, że po chwili dostał w łeb cegłą.

Ulica
Na komendę "Dziadka" wszyscy ruszyli naprzód, nie zwracając uwagi na szalejące otoczenie. Serie powybijały w barze szyby i uderzyły w ściany supermarketu po drugiej stronie ulicy. Z okna piwiarni wychylił się gość i przymierzył w uciekającego Meksa, po czym uziemił go paroma strzałami z AK. Kolejne poleciały już w waszym kierunku, o włos mijając głowę Stana. Przeskakując od osłony do osłony słyszeliście tylko własny puls. Adrenalina kurczyła wasze naczynia krwionośne, co nadawało wam blady, nieco trupi wygląd, wstrzymywała wydzielanie śliny, co powodowało suchość w gardle, ale jednocześnie dawała wam siłę i pchała do przodu. Jeszcze jeden skok, jeszcze tylko chwila, jeszcze żyjecie. Nawet nie zwróciliście uwagi na wystrzał z armaty, który przeorał górne piętro baru i wybuchł, wyrzucając gościa z kałaszem niemal na drugą stronę pasa ruchu. Ważne było to, że do domu dziewczyn, gdzie siedzieli Haze i Baxter, zabrakło tylko kilku metrów. Tyle że te były w polu rażenia snajpera. Który właśnie wypadł z okna i skręcił kark.

Drzewiec 25-12-2008 20:48

Stan Hamilton

Biedny, dobry Stan nie chciał pakować się w sam środek wojny na ulicach Sacramento. Ale nikt go o zdanie nie pytał i, jak to ostatnio miała w zwyczaju, zupełnie przez przypadek wybuchła dookoła apokalipsa. Zewsząd słychać były serie z karabinów, tupot ludzi z wielkimi spluwami w rękach, ktoś spadał z dachu... Stan nie wiedział, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko jego straszliwym snem. Przytulił się do najbliższej ściany i ruszył dalej, podążając za resztą grupy. Musieli w tym całym zamieszaniu znaleźć jakiś cel. Chemik widział dwa - przeżyć i uratować towarzyszy.
Hamilton zacisnął dłonie na ciężkim Desercie i przystanął, by przyjrzeć się atakowanemu budynkowi, w którym na ich nieszczęście oddawali się miłości Kristoff i Haze... Dom znajdował się kilkanaście metrów od nich, a za zwalonymi ścianami widać było straszne obrazki. Nie czekając dłużej, Stan podbiegł w kierunku drzwi, otworzył je i wrzasnął:
- Szybko chłopaki! Uciekajcie, już im życia nie zwrócicie!

Wilczy 27-12-2008 18:07

Robin "Dziadek" Carver

Trzeba przyznać, że duża dawka adrenaliny to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogą człowieka spotkać na tym popapranym świecie. Prawdę powiedziawszy, to w sumie jedyne czego w dzisiejszych czasach każdy obywatel świętej pamięci Stanów Zjednoczonych ma w nadmiarze. W przypadku Carvera mogło być to na dłuższą metę niebezpieczne – w końcu, mimo wszystko miał już swoje lata, a jego pikawa nie będzie bić wiecznie. A to, żeby jego pikawa nadal biła, leżało w jego interesie – czym niestety nie przejmowali się ci idioci, którzy rozpętali piekło w samym środku miasta.

W tym momencie połowa pobliskiego baru zamieniła się w kupę gruzów. On i pozostali na szczęście byli w tym momencie za osłoną, bezpieczni. O ile można w takiej sytuacji w ogóle mówić o bezpieczeństwie. Najwidoczniej nie – dowód na to leżał właśnie nieopodal w postaci martwego snajpera. Mówi się trudno. Robin przylgnął do osłony zaledwie kilka metrów od domu, w którym jeszcze niedawno bawili się Haze i Baxter. W czasie, gdy Carver łapał oddech i poważnie zastanawiał się nad tym, czemu naraża życie swoje i reszty, dla tych dwóch idiotów, Hamilton pognał do drzwi domu. Dziadek chciał krzyknąć, żeby się nie wygłupiał, ale zamiast tego zaklął tylko i spróbował ocenić ich sytuację. Doszedł do odkrywczego wniosku: „mamy przesrane.”

Wychylił się odrobinę ze schronienia i rozejrzał po polu bitwy. Snajper z pobliskiego okna na szczęście już nie żył, tak więc jeden problem z głowy – inna sprawa, że przecież sam z siebie nie wyskoczył tylko po to, żeby zrobić Carverowi przyjemność, nie? Dalej są goście z baru. No i zostają jeszcze Czterej Pancerni, którzy najwidoczniej mają cholernie zły dzień. W głowie Dziadka pojawił się następujący plan. Po pierwsze, zabić tych co są w barze, o ile któryś się akurat wychyla. Jeśli nie, przejść do punktu drugiego, czyli: po drugie, pogonić tych dwóch kochasiów i razem z pozostałymi schować się tak, żeby ich osłona nie zawaliła się od, na przykład, trafienia pociskiem czołgowym. Najbliższe budynki więc odpadają. No i zabić każdego kto im przeszkodzi. Po trzecie, znaleźć tych co teraz siedzą w czołgu. I ich też zabić, tak dla zasady. Banał. Po prostu bułka z masłem...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:17.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172