Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2007, 23:24   #1
 
nonickname's Avatar
 
Reputacja: 1 nonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputację
[sesja] Fallout - EKSPEDYCJA - SESJA PRZERWANA

ODPRAWA
22.09.2131
0207 pm

Jakieś 20 minut temu pożegnaliście wszystkich bliskich. Pożegnaliście ich mówiąc: "Do zobaczenia za 4 lata". Ale tak naprawdę, nie macie pewności czy kiedykolwiek wrócicie. Zdecydowaliście się na tę szaleńczą misję z różnych powodów. Jedni byli po prostu ciekawi, inni czuli "że muszą to zrobić dla dobra społeczności" a jeszcze inni od tej społeczności uciekają. Nikt nie zadawał pytań. Jakby bali się, że zrezygnujecie. A ktoś misję wykonać musi.

Wchodzicie do dużej sali. Naczelnik Krypty już na was czeka. Jest dość młodym mężczyzną. Poprzednim naczelnikiem była kobieta, miała na imię Thamara, ale wszyscy nazywali ją Matką. Jakieś pół roku temu zmarła na wylew w wieku 87 lat. Do samego końca posiadała pełną sprawność fizyczną i intelektualną. Ale teraz jej nie ma. To zakłóca poczucie bezpieczeństwa całej społeczności. Jest za to 34 letni Thomas. Czy okaże się godnym następcą Matki? Thomas już na was czeka. Powoli zmierzacie w jego kierunku. Zapamiętajcie tę chwilę. Zaraz znajdziecie się na zewnątrz. Staracie się odwlec ten moment, czy nie możecie się doczekać? Boicie się?

Witajcie. Cieszę się, że już jesteście. Mamy mało czasu. Przerabialiśmy to już na wielu wcześniejszych ćwiczeniach. Ale muszę wszystko powtórzyć. - w jego oczach dostrzegacie młodzieńczy żar.

Na wykonanie misji macie 4 lata. Waszym celem jest zebranie jak największej informacji o powojennym świecie. Interesują nas wszelkie przydatne informacje. O ich statusie decydujecie wy. Czyli czy coś jest istotne, czy nie. Interesuje nas w zasadzie wszystko. Osiedla ludzkie, fauna i flora. Zresztą wiecie o czym myślę.
Informacje te mają być uporządkowane. Mają zostać spisane w formie raportów i skatalogowane. Jedno z was zostało przeszkolone pod tym kątem. Nie zapomnijcie o dokumentacji fotograficznej. Do sporządzania raportów służyć wam będzie Pipboy 2000+. Zresztą przyda się wam do wielu innych rzeczy. Wiecie jakich.
Dajemy wam najlepszy sprzęt jaki mamy. Wiecie, że zostaliśmy odcięci od magazynów.
W razie niepowodzenia misji... Jeżeli zdołacie... Wracacie tu.
Pamiętajcie, że pod żadnym pozorem nie wolno zdradzić dokładnej lokalizacji Krypty. Nikt, jeżeli ktoś tam jest, nie może was zdemaskować.

W tym momencie przechodzicie po przedsionka śluzy. Tam widzicie plecaki. Plecaki z waszymi imionami. Thomas kontynuował cichym głosem:
Wiecie co w nich jest. Przerabialiśmy to już 100 razy. Bzdurne procedury. Zdejmijcie kombinezony Krypty i załóżcie te ubrania. I weźcie jeszcze te togi. Dobrze. A teraz chcę wam życzyć powodzenia. Na pewno wam się przyda.

Po chwili wahania młody naczelnik Krypty opuszcza przedsionek. Drzwi zamykają się za nim z łoskotem. Po paru sekundach ciągnących się w nieskończoność słyszycie sygnał alarmu. Alarmu rozszczelnienia Krypty. Wielkie drzwi przesuwają się na bok. Idziecie korytarzem w migotliwym świetle alarmowych lamp.

Oddychacie powietrzem z zewnątrz! Jest zimne i ma dziwny zapach. Znajdujecie się w jaskini. Zgodnie z instrukcją kierujecie się do wyjścia. Drzwi za wami zamykają się z łoskotem. Wiecie, że nie ma już odwrotu. Od tej chwili jesteście zdani tylko na siebie. Właśnie w chwili zatrzaśnięcia się włazu Krypty staliście się rodziną.
Po paru minutach błądzenia w ciemnościach docieracie do wyjścia z jaskini. Idziecie jak zahipnotyzowani w jego stronę. I w końcu widzicie coś najcudowniejszego na świecie. Słońce, chmury i błękitne niebo.
 
__________________
Arkham Radio

Ostatnio edytowane przez nonickname : 20-09-2007 o 20:28.
nonickname jest offline  
Stary 23-09-2007, 09:55   #2
 
bushido's Avatar
 
Reputacja: 1 bushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skałbushido jest jak klejnot wśród skał
Błysk... Ból... nawet zamknięcie oczu nie pomogło. Mimo to cały czas czuć to miłe ciepło i powietrze, które łaskocze przyjemnie twarz... Mrugnięcie... Obraz jest rozmazany. Niebieska połać czegoś czym Bill zapewne nazwał by nieskończoność i żółta plama, która przyciąga wzrok i każe ciekawskich którzy dadzą się nabrać i ulegną pokusie. Czas mija... lecą sekundy, może minuty... Mrugnięcie, kolejne... Teraz widać lepiej. Oczy przyzwyczajone do halogenów zaczęły tolerować naturalne światło.

Sam stał na wzniesieniu, przed sobą miał bezkres pustyni i nieba. Widok, który zapierał dech w piersiach. Pierwsze wrażenie było piorunujące: -Stary Bill miał rację to naprawdę jest niesamowite.- Chłopak stał przez dłuższy moment uroczony tym co zobaczył. Pozwalał powietrzu rozbijać się o swoją twarz- było to o wiele przyjemniejsze niż chłodne przeciągi, które panowały w krypcie.

Krypta- dopiero teraz o niej pomyślał. Odwrócił się spoglądając na wrota. Wcale nie żałował, że opuszcza to miejsce. Bał się, ale nie żałował. Powodów do obaw było wiele, strach przed nieznanym, czy jest coś gorszego? I jeszcze pytanie które słyszał tyle razy:

-A jeśli tam niczego niema?- Odegnał złe myśli starając się myśleć o czymś miłym. Niestety jedyna rzecz która przyszła mu do głowy sprawiła, że poczuł się jeszcze gorzej. Emili- miłość jego życia i jedyna osoba, która naprawdę go kochała została w krypcie. Zdana tylko na siebie. -Co oni jej zrobią?- Zaczął się bardziej martwić o jej niż o swoje bezpieczeństwo.

Brzęk- jakiś owad siadł mu na czole sprawiając, że całą swoją uwagę skupił na nim. Próba schwytania intruza zakończyła się fiaskiem. Był szybszy niż robaczki z krypty. Teraz dopiero pomyślał o reszcie ekspedycji. Rozejrzał się po swoich towarzyszach i przybrał taktykę jaką stosował zawsze wobec obcych, w sytuacjach, w których nie wiedział jakie są reguły gry i jak należy się zachować: milczał i patrzał co zrobią.
 
bushido jest offline  
Stary 23-09-2007, 11:47   #3
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Widok bezdennej, błękitnej pustki nad głową przytłaczał i fascynował. Niebo widziane w rzeczywistości robi nieporównywalnie większe wrażenie niż na starych filmach. Edmund stanął u wylotu jaskini, zadarł głowę do górę, powoli zdjął okulary i zapatrzył się.
- Fascynujące... – wymamrotał. Świadomość niewyobrażalnej przestrzeni kryjącej się w górze, mas powietrza, próżni i gwiazd, niemal na wyciągnięcie ręki, zmusiła jego serce do szybszego zabicia. Pokiwał lekko głową. Jeszcze będzie czas, by delektować się tym lirycznym obrazem
Włożył szybko okulary i podniósł licznik Geigera.
- Promieniowanie lekko podwyższone. Godzina 7.04 czasu krypty. Jesteśmy na powierzchni, panowie i panie.
Gdy licznik Geigera wylądował w kaburze, on pozwolił sobie na spokojne, długie spojrzenie na towarzyszy podróży.
Sammy wlepiał w niego wzrok. Kojarzył chłopaka. Zdawał się być lekko upośledzony, co zresztą całkiem naturalne, zważywszy na warunki w jakich dorastał. Nie miał wiele okazji do rozwijania intelektu. Doskonale. Edmund był –zachwycony-, że wysłali na misje o krytycznym priorytecie downa. Tak jakby nie było dziesiątki innych sposobów, by się go pozbyć. Nie miał pojęcia w czym taka... osoba może im się przydać.
Co do Vaya, to mimo zawsze denerwującej zbieżności nazwisk, Ed cieszył się z jego obecności. To profesjonalista, oddany służbie i prawdopodobnie z pieśnią na ustach poświęciłby życie za powodzenie misji, żołnierzyk. Tacy są zawsze potrzebni. Lepiej, żeby nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, jeśli napotkają tubylców...
Czarnego zupełnie nie kojarzył. Z danych wynikało, ze pracuje w sekcji mechanicznej i przeszedł kurs prowadzenia pojazdów. Być może HAL ocenił szanse na napotkanie działających pojazdów jako realne? Niemniej, technik zawsze mile widziany, no, chybaże jest ekspertem od odsysania rur z gównem, jak ten matoł, Eryk...
Aaa... jest i Andy Bohater, synek tragicznie zmarłego Tony’ego Bohatera. Chyba wysłali go tu tylko ku chwale ojczyzny, bo to, że chłopak umie wymachiwać łapskami jak cholerny Bruce Lee, nie jest w tej misji wielką zaletą... Choć może wylazł tutaj w innym celu. W końcu chodzą te plotki, że sypia z Naszą Światłą Przywódczynią Joanne. Pewnie go wysłali jako ochronę, albo młoda nie zgodziła się rozstać ze swoim drogim...
No i w końcu Matka Jr... Rozwydrzony, bachor z większą ilością szczęścia niż rozumu. Cholerny nepotyzm. Jak taki ktoś mógł otrzymać honor przewodzenia takiej misji!? Jeśli ta decyzja BYŁA konsultowana z HALem, a nie z własnym ego Rady, to jego logika jest zaiste bardzo pokrętna.
Jednym słowem, stado dzieciaków. Bosko. Po prostu tego potrzebuje ta misja. Chyba coś jest w tym „samobóiźmie” misji, pomyślał, nieświadomie wbijając wzrok w Rought...
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS

Ostatnio edytowane przez Judeau : 23-09-2007 o 16:43.
Judeau jest offline  
Stary 23-09-2007, 12:37   #4
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Czuł jak chłodny wiatr smaga skórę jego twarzy. Podziwiał błękit nieba nad ich głowami i rażące w oczy Słońce."Dokładnie tak jak mi opowiadała" - a jego myśli powędrowały na chwilę w przeszłość. Gdzieś między niewyraźnymi wspomnieniami mignęła mu twarz pochylającej się nad nim matki, widział smutek w jej dużych niebieskich oczach. "Teraz już wiem czemu tak za tym tęskniła" - pomyślał Jim. Widok zapierał dech w piersiach, był to niezwykły kontrast pomiędzy szarymi ścianami Krypty a pięknem nieboskłonu.

Na widnokręgu nie było na razie, żadnego obiektu godnego większego zainteresowania. Rozejrzał się po swoich towarzyszach ekspedycji, niektórych znał dobrze, niektórych tylko z widzenia. Czarnoskórego Waltersa kojarzył, był tylko rok od niego starszy, z tego co wiedział był mechanikiem, w Krypcie zajmował się naprawianiem sprzętu. Starszy facet w okularach, badający licznikiem Geigera napromieniowanie, to pewnie LaBay, facet uchodził w Krypcie za odludka, wiecznie nad czymś skupionego - jak każdy naukowiec. Podczas szkolenia dowiedział się, że to właśnie on będzie odpowiedzialny za zbieranie danych, przetwarzanie ich w PipBoy`u i przesyłanie do Krypty. Dobrze zbudowanego faceta, który właśnie osłaniał oczy ręką przed promieniami słonecznym nie znał. Tak samo jak nie znał faceta, którego na odprawie nazywano Andy, ale jego sprężyste ruchy i sylwetka zdradzały człowieka, który wiedział jak zrobić użytek ze swoich rąk. Za to przywódczynię ekspedycji znał aż za dobrze. Wnuczka Matki - Joanne Roughstorm, popularna Rought, w Krypcie chyba nie było takiej osoby która nie słyszałaby o wybrykach Joanne. "Jak to się stało, że ona nimi dowodzi?" - myślał gorączkowo."Dowódca winien cechować się rozwagą i zdolnością do chłodnej kalkulacji" - przypomniały mu się słowa jego ojca - zawodowego żołnierza zresztą. Niestety Jim nie mógł sobie przypomnieć by kiedykolwiek słyszał, że by zachowanie Rought takie było.

Popatrzył jeszcze raz na grupę, widać to na jego barki spadnie obowiązek dbania o bezpieczeństwo. Przeszedł kilka kroków po okolicy. Chrzęst piasku pod podeszwami butów był dla niego przyjemnie miły. Nareszcie inne środowisko od tej monotonni Krypty. "Tam ciągle tylko te same ściany."Wyjął broń z kabury - Colt 6520 - standardowa broń służb porządkowych w Krypcie, sprawdził swój egzemplarz, przeładował, zabezpieczył i schował do kabury. Nie był specjalnie zadowolony z tej broni, krótki zasięg o celności tez nie można było wypowiadać się w superlatywach, ale cóż. "Dobre i to." Zaczął obchodzić teren wokół wyjścia z jaskini w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. "Czas sprawdzić na ile przyda się moja wiedza" - szepnął pod nosem, bacznie badając grunt pod stopami.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 24-09-2007 o 00:53.
merill jest offline  
Stary 23-09-2007, 18:15   #5
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Wreszcie nastał ten dzień - 22 września. Jake już od tygodnia nie potrafił myśleć o niczym innym jak tylko o ekspedycji. Pofarciło mu się i dostał bilet w nieznane wraz z piątką innych. W ostatnią noc praktycznie nie zmróżył oka; na nogach był już o 4 rano. Zjadł szybkie śniadanie, przystrzygł włosy, przejeżdżając kilka razy po głowie maszynką elektryczną i zabrał kilka "niezbędników". Kilka razy upewniał się, czy czegoś nie zapomniał. Rozsuwał zamek torby podręcznej, liczył wszystko dwa razy i zasuwał. Po kilku minutach od nowa. Trwałoby to tak pewnie do samej odprawy, ale z niezapowiedzianą wizytą - jak zawsze zresztą - wpadła Barbara: dawna przyjaciółka matki. Jakże Jake nienawidził tej nadgorliwej baby. Od śmierci matki czuła się za niego odpowiedzialna, otaczając go opieką i współczuciem. Jake'owi chciało się rzygać od tej całej litości. A do tego te niekończące się opowiadania o tym, jaka to z Susan była dobra kobieta... Głupia krowa. Nic nie kapowała.
Tym razem Barbara przyniosła upieczony przez siebie biszkopt.
- To ulubione ciasto twojej matki, Jr. - powiedziała kobieta, wręczając zawiniątko - Możesz podzielić się z innymi jak będziesz chciał. Jake zdobył się na wymuszony uśmiech w geście podziękowania. Szybko spławił staruchę, wymawiając się przygotowaniami i zbliżającą się odprawą. Zabrał torbę, założył okulary przeciwsłoneczne i wyszedł z pokoju. Po drodze wyrzucił pakunek z ciastem do jakiegoś pojemnika z odpadkami przeznaczonymi na utylizację. Gdy dotarł do dużej sali odpraw, nie było jeszcze nikogo. Oczekiwanie nie trwało długo. Zdążył zapalić zaledwie jednego papierosa, nim Thomas rozpoczął swoje przemówienie. Jake czuł narastające podniecenie, ale nie było ono związane z przemową młodego naczelnika. Nie bardzo interesowało go co miał do powiedzenia na temat misji. Od tego był ten mózgowiec - LaBay. Niech on się martwi o wytyczne. To na co czekał, to moment aż znajdzie się na powierzchni. Słyszał tyle wspaniałości o dawnym świecie. Chciał wiedzieć ile z tego było prawdą.

W przedsionku śluzy szybko zlokalizował plecak ze swoim imieniem i przełożył do niego wszystkie rzeczy jakie zabrał z pokoju. Samą torbę starannie złożył i również umieścił w środku. Mogła się kiedyś przydać. Zgodnie z wytycznymi zdjął kombinezon i przebrał się w dostarczone rzeczy. Ciarki przeszły mu po plecach, gdy rozległ się sygnał alarmu rozszczelniania krypty. Zaczęło się - pomyślał i ruszył korytarzem do wyjścia. Zaraz też uderzyła go rześkość wdychanego powietrza, powodująca lekkie zawroty głowy. Obrócił się instynktownie w stronę włazu, gdy jaskinię wypełnił huk zamykanych drzwi. Naszło go dziwne uczucie. Zrazu nie był pewien co to jest, ale w końcu zrozumiał. To nieodwracalność sytuacji. Zdał sobie boleśnie sprawę, że nie było już odwrotu.

Obawy wynagrodziło mu to co zastał na zewnątrz. Zdjął okulary i spojrzał w górę. Musiał mocno mrużyć oczy, gdy ciepłe promienie slońca padały na jego twarz. Zdawało się, że widok bezkresnego nieboskłonu zaparł mu dech w piersiach. Wyjął widokówkę i spojrzał dla porównania. Nie oddawała nawet procenta tego piękna, którego teraz doświadczał. Stał jak zahipnotyzowany, z głową cały czas uniesioną do góry. Z tej ekstazy wyrwał go głos LaBay'a:
"- Promieniowanie lekko podwyższone. Godzina 7.04 czasu krypty. Jesteśmy na powierzchni, panowie i panie."
Jake spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby właśnie zdał sobie sprawę z tego, że nie jest sam. Zobaczył, że niektórzy z członków ekspedycji mu się przygladają. Jake odwrócił od nich twarz. Nie lubił być obserwowany. Nie był też ciekawy z kim przyszło mu dzielić te 4 lata. Szczerze mówiąc, to gówno go to obchodziło. Najważniejsze, że opuścił te stalowe mury. Nie zaprzeczyłby jednak, że słyszał o niektórych z nich. Na przykład o wspomnianym doktorku, albo o tym "Rambo" Jimie Vay. No i jakże mógłby nie wspomnieć o Joanne Roughstorm. W głowie mu się nie mieściło, że powierzono przywództwo tej rozpuszczonej lali. Ale jak się ma takie plecy... Jake skrzywił się. Nienawidził protekcji. Jedynymi których nie kojarzył to Sammy i Andy.
Spojrzał ponownie w niebo, skupiając się na śledzeniu trasy przemykających obłoków. Uśmiechnął się nieznacznie. Tak... to był znacznie ciekawszy widok, niż gęby jego towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Astaroth : 24-09-2007 o 00:44.
Astaroth jest offline  
Stary 23-09-2007, 23:33   #6
 
Mortiis's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znanyMortiis wkrótce będzie znany
Ten dzień prawdopodobnie nie różniłby się niczym szczególnym od pozostałych szarych dni w krypcie, gdyby nie fakt, że Andy należał do „szczęśliwej” szóstki, która ma wybrać się na zewnątrz.
Odprawa, jak odprawa. Stali, czekali i słuchali jak nowo mianowany naczelnik poraz chyba milionowy raz już słyszeli instrukcje, a teraz jeszcze raz, chyba tak na wszelki wypadek.
-bla bla bla …. 4 lata.. bla bla bla interesuje nas wszystko… bla bla bla…
W końcu skończył i wszyscy mogli wejść do strzeżonego do tej pory przedsionka.
Włazy tuż za nimi zaczęły się za nimi zamykać. Ostatnie spojrzenia na kryptę. Ostatnie uśmiechy i pożegnania. Każdy z nich reagował inaczej. Stał patrzył się lub prostym gestem pokazywał gotowość działania, jedynie Rought wybiła się z szeregu. Prawdę mówiąc Andy nie zdziwił się jej pożegnalnym gestem. Wyciągnięta ręka w stronę Naczelnika z „międzynarodowym znakiem pokoju” zaskoczyła naczelnika. Nikt do tej pory nie ośmielił się pokazywać mu zaciśniętej pięści z wyprostowanym środkowym palcem. Zaczęło się. Otwieranie bramy przebiegało przy akompaniamencie głośnego wycia syreny…potem mrok wlał się do przedsionka a zaraz po nim „to” powietrze… chłodne, rześkie, ale jakże inne od tego wewnątrz. Andy dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Rought trzymała go w tej chwili za rękę. W końcu znali się tyle lat, więc to naturalne zachowanie nie wydało się mu dziwne. Zawsze wspierali się różnego typu sytuacjach.
Oboje powoli poruszali się po ciemnej jaskini. Gdy w końcu wyszli, wszyscy już tam byli. Widok powalał na kolana. Człowiek przyzwyczajony do ścian, szarości i ciasnoty chyba by umarł z przedawkowania terenu. Andy rozglądał się pochłaniając coraz to większe połacie terenu. Ale to rzucało na kolana to niebo. Prawdziwe niebo. Niebieski bezkres z białymi obłoczkami…
Stał tak zahipnotyzowany jeszcze chwilę. Ocknął się na słowach profesorka
-…Jesteśmy na powierzchni, panowie i panie.
Wtedy dopiero zorientował się, że patrzą na niego, a raczej na nich, gdyż nadal stał z Joanne. Każdego z nich znał. Może nie osobiście, ale z widzenia. Patrząc na każdego z nich zauważył, że największy ładunek niesie profesorek.
„Nie powinien się przemęczać. W takim wieku to może grozić śmiercią. W końcu jest tutaj najstarszy.”
- Może potrzebujesz pomocy z tym ładunkiem? Zapytał wprost naukowca, nie ruszając się nawet o krok.
 
__________________
Give me your soul, give me your black wings
I'm the Devil, I love metal !!
I'm the Devil I can do what I want !!
Mortiis jest offline  
Stary 24-09-2007, 02:18   #7
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Joanne Roughtstorm

Czas do odprawy niezwykle dłużył się Joanne ,dość już miała życzliwych uśmiechów, dobrych rad, czułych pożegnań, życzeń powodzenia i bezpiecznego powrotu do domu tych oślizgłych Radnych.. Przez cały czas tej szopki zastanawiała się czy oni naprawdę wierzą w to, że ona nie wyczuwa ich obłudy i sztuczności? Chyba jednak wierzyli, nie zdając sobie sprawy jak wiele odziedziczyła po babce... Na szczęście godzinę przed rozpoczęciem misji mogła spędzić z Andym i to właśnie z nim poszła się pożegnać z matką. Z jej pełnym błogosławieństwem i złożoną obietnicą, że nie wróci z dzieckiem na ręku ruszyli do sali odpraw. Nie odzywali się do siebie zbyt wiele, czekając na to co czeka ich na zewnątrz... Właśnie wokół tego co zobaczy poza Kryptą obracały się wszystkie myśli Rought w czasie kazania tego młodocianego szczura, który zajął miejsce z którym przez tak wiele lat władała jej babka.. Wszyscy czuli się bezpiecznie gdy sprawowała swoje zwierzchnictwo.. A teraz, co? Ten najszybszy ze szczurów zajął miejsce Matki... Do tego doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tam nie pasuje, ale trzymał się stołka pazurami i zębami ze wszystkich sił.. Nic dziwnego, że największego rywala wysyłał na samobójczą ekspedycję, ale za to na honorowej pozycji.

Gdy przemowa się skończyła, Rought bez słowa ruszyła ramię w ramię z Andym ku granicy "betonowej niewoli". W przedsionku postępując zgodnie z całą tą pierdzieloną procedurą zaczekali na zamknięcie się drzwi do Krypty i sygnał rozszczelnienia się śluzy. W czasie gdy współtowarzyszy całkowicie zajmowały własne emocje i niepewność następnego kroku, ona postanowiła pożegnać się z dawnym życiem na te cztery lata w sposób na jaki sobie zasłużyło. I radośnie pochwyciwszy ostatnią chwilę gdy Naczelnik żegnał wzrokiem pełnym powagi "bohaterów przyszłych czasów", wystawiła mu w międzynarodowym geście pokoju "fuck you", szepnęła pod nosem :

-I tak wrócę skurwielu.

.. i odwróciwszy się z rozmachem ruszyła jak najdalej od źródła dźwięku, który na dłuższą metę byłby w stanie doprowadzić do szaleństwa każdą rozumną istotę. Idąc ciemnym korytarzem, powoli zatracała radość wynikającą z satysfakcji udowodnienia Thomasowi, kto będzie jeszcze górą. A narastało w niej poczucie niepewności - "Czy ten tryiumf, nie będzie ostatnim, czy nie umrą nim przekroczą próg.." Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej obawy są potwornie dziecinne, ale jeśli miała umierać to przynajmniej z kimś bliskim, dlatego też delikatnie wsunęła swoją drobną, delikatną dłoń w dłoń Andye'ego. "A niech też coś ma od życia. Poza tym przecież dzieci z tego nie będzie, nie bój się mamo."

Przekroczywszy ostatni próg Krypty pierwszą rzeczą jaką dojrzała Rought był oślepiający blask. Przez dłuższą chwile nie mogła się przyzwyczaić do panującej wszędzie jasności.. Gdy już uporała się z tą krótką, acz dość deprymującą niedogodnością i potwierdziła w praktyce swoje przypuszczenie, że nienależy patrzeć w tą wielką jasną kulę gdzieś na horyzoncie, bo przecież jest to słońce, które oślepia, jak jej ten grubas co fizykę i astronomię wykładał opowiedział swego czasu. Skupiła swoją uwagę na współtowarzyszach niedoli. Każdemu z nich przyglądała się w skupieniu, ale z uśmiechem, zastanawiając się czego mogą też chcieć, że mają takie dziwne miny.. Po chwili namysłu stwierdziła, że już wie.. Przecież dalej trzymali się za dłonie z Andym i lepiej było szybko coś wymyślić nim zaczną się głupie pytania. Z pomocą przyszedł jej stary trik szulerski polegający na wyciąganiu karty z rękawa, zawsze na taką okazje miała przygotowany "zestaw małego oszusta", który udało się jej zmontować nawet w ubraniu podróżnym, które czekało przecież już od dłuższego czas na nią na składzie, do którego trudno się było nie dostać. Dlatego też jednym zwinnym ruchem nadgarstka wsunęła pomiędzy ich dłonie asa pikowego z rękawa i robiąc minę niewiniątka zapytała uprzejmym tonem swojego przyjaciela, czy łaskawie zechciałby już zwrócić jej tę kartę, której nie dała mu rady wyrwać od dłuższego czasu? Andy uśmiechając się puścił jej dłoń i teatralnie pokazując wszystkim w okół kartę przekazał ją Rought, kłaniając się przy tym prześmiewczo, za co dostał kuksańca.
Joanne obserwując kontem oka miny pozostałych towarzyszy czekała tylko, aż usłyszy komentarz: "Co za banda dzieciaków.", bądź zobaczy jak któryś ze starszych panów klepnie się w czoło w ostatecznym geście rozpaczy.

Niedoczekawszy się jednak takiej reakcji, nie pozostało jej nic innego jak odstawienie kolejnego przedstawienia, ale tym razem z rekwizytami bardziej okazałymi niż zgrana pikowa karta. Westchnąwszy ciężko, odkleiła do połowy uśmiech z twarzy i spojrzawszy jedynie z rozbawieniem na Andyego, skarciła go kolejnym rzuconym spojrzeniem i delikatnym pokręceniem głową, widząc już co chłopak planował. Jednak trzynaście lat to taka kupa czasu, że wie się prawie wszystko o drugiej osobie.
Po czym rozpoczęła przemowę, z obrzydzeniem wspominając lekcje retoryki udzielane jej przez prawie zmumifikowaną, starszą kobietę, z włosami tak ciasno związanymi przy głowie, że dziwiła się, że oczy jej się nie ściągają do tyłu.

-Heh.. No witam serdecznie na naszej wycieczce krajoznawczej, mającej na celu zbadanie i zraportowanie dla naszego wspaniałego przyjaciela HALa jak najliczniejszych aspektów nie tylko, życia, fauny, flory, atmosfery itd. świata zewnętrznego, ale także naszych zachowań i możliwości przystosowania się do nowych warunków w których przyszło nam żyć. A więc powtarzając słowa naszej wspaniałej Rady Starszych: "Całe społeczeństwo będzie wam wdzięczne" , chciałabym zachęcić panów do prób nawiązania ze sobą wzajemnie współpracy i zaprosić jako wasz team lider do podążenia za genialnymi wskazówkami naszej "krypcianej sztucznej inteligencji" na zachód tej idyllicznej nadal dla 99% naszej społeczności krainy. Zapowiadając jednocześnie na dzisiejszy obozowy wieczór, pierwszą imprezę zapoznawczą.
Pozwolicie panowie, że zakończę swą krótką przemowę przedstawieniem się, gdyż przy natłoku jakże ważnych informacji powtórzonych wam już chyba setny raz, moglibyście zapomnieć do kogo i w jaki sposób możecie zgłaszać z wszelkimi problemami. Nazywam się więc Joanne Roughstorm, choć was zachęcam do zwracania się do mnie w mniej oficjalny sposób czyli Rought. Dalej prosiłabym was o krótką samoprezentację, co będzie z pewnością miłym urozmaiceniem nam marszu na zachód, w czasie którego możemy sobie jeszcze pozwolić na odpuszczenie szukanie zjawisk adekwatnych do wymogów stawianych nam przez nasze zadnie, a cieszyć się "ponownym narodzeniem" którego każdy z nas dostąpił, gdy w jego płucach znalazło się prawdziwe powietrze.


Nie czekając specjalnie na oklaski po przemowie, ruszyła pociągając za rękaw Andy'ego w kierunku, który Pipboy wskazywał jako zachód.

I tak zaczęła się dla nich wszystkich największa przygoda ich życia, w czasie której każdy odkryje nie tylko siebie, ale też to o czym nigdy nie marzył - swoich towarzyszy..
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 24-09-2007 o 02:31.
rudaad jest offline  
Stary 24-09-2007, 10:18   #8
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
- Może potrzebujesz pomocy z tym ładunkiem?

Oho, bohater chyba szuka zaczepki. Albo pojął swoją rolę w grupie. Szybko. Bystry chłopak, może Ed go nie docenił... jak tak dalej pójdzie to może uda się go wytresować dość dobrze, by w drodze powrotnej do krypty niósł elektronikę...
Edmund zacisnął leciutko szczęki i rzucił
- Poradzę sobie
Cholera, nie po to tyle godzin spędzał na bieżni żeby teraz słuchać takie brednie. Trzeba będzie uważać na bohatera...
Karciany trik Joanne zażenował go. Podniósł delikatnie brew i z narastającym przerażeniem obserwował jakie robią z tego przedstawienie. Chyba Matka Jr. uważa, że kogokolwiek obchodzi czym się zajmują w nocy... Bardzo profesjonalnie.
Słuchał przemowy uważnie, analizując jej słowa. Sarkazm względem HALa był taki typowy dla... mniej wyedukowanych mieszkańców krypty. Ci głupcy nawet nie zdają sobie sprawy jak skomplikowaną maszyną, o ile można go jeszcze maszyną nazwać, HAL jest. On nie popełnia błędów, nie pozwala emocjom wpływać na swoje decyzje, nie odstawia durnych, bezsensownych przedstawień. Jest kolejnym krokiem w ewolucji życia... Ale oni nie rozumieją, jak zwykle...
Gdy ruszyła, odczekał chwilę, patrząc za nią i rzucając szybkie spojrzenia reszcie drużyny i podążył w jej slady.
Przynajmniej mówić ją Matka nauczyła. Szkoda tylko, ze to nie wypad na imprezkę, tylko poważna ekspedycja naukowa...
- Nazywam się Edmund LaBay, jak prawdopodobnie państwo wiedzą, jestem lekarzem medycyny. Jestem odpowiedzialny za składanie was do kupy, w razie wypadków, medyczno-biologiczną dokumentację napotkanych przez nas form życia, jak również obsługę zaawansowanego sprzętu elektronicznego... dojakichniewątpliwienależyicznikGeigera... i analizę chemiczną. – wyrecytował głośno, wprost w plecy przełozonej
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline  
Stary 24-09-2007, 14:05   #9
 
nonickname's Avatar
 
Reputacja: 1 nonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputacjęnonickname ma wspaniałą reputację
WYJśCIE JASKINI
22.09.2131
0233 pm

Świat zewnętrzny zupełnie was oczarował. Wrześniowe słońce delikatnie ogrzewa wasze twarze. Powietrze wypełnione jest tyloma zapachami. Zapachami, których nie potraficie jeszcze nazwać. Ale przyjdzie jeszcze na to czas. Jeszcze się nauczycie świata zewnętrznego.

Czujecie, że to chwila historyczna. I to wy macie szansę być autorami tej historii. Ważnej nie tylko dla Krypty, ale także dla świata zewnętrznego. Nic nie będzie już takie samo.

Gdy już minęło tę parę minut, które poświęciliście na sycenie zmysłów, rozejrzeliście się po okolicy. Znajdujecie się u wyjścia jaskini, u podnóża góry. Może i niebo i panorama stworzona z wznoszących się i opadających pagórków są naprawdę piękne, ale reszta okolicy nie wygląda tak dobrze. Dookoła jest pełno odłamków skalnych. Cały teren wygląda jak pustynia kamienista. Ale nawet na pustyni można natknąć się na rachityczne krzaki, czy kępy trawy wyrastające spod kamieni. Ten monotomny krajobraz, przypomina wam charakterem wnętrze Krypty. Ta kraina to jakiś kosmiczny żart, świat w którym zatrzymał się czas. Jedyne co temu przeczy, to prawie niezauważalnie wydłużające się wasze cienie.

Przejrzystość powietrza jest doskonała. Przez lornetkę możecie zobaczyć, że przed wami jakieś 10 kilometrów płaskiego terenu, a potem wzgórza. Niecka przed wami to teren pustynny, z tą jednak różnicą, iż nie widać tu absolutnie żadnej roślinności. Ta ziemia jest całkowicie wymarła, przez dziesięciolecia palona bezlitośnie słońcem. Jedyne na co zasługuje to gorący wiatr w dzień i lodowaty wicher w nocy.

Chmury przysłoniły słońce i zrobiło się jakby chłodniej. Zerwał się wiatr, porwał garść piachu, by sypnąć nim pod wasze nogi.

A więc świat umarł. I teraz stanie się waszym grobem. Grobem nad którym nikt nie zapłacze. Czy kogoś z was nie ogarnia panika? Zostawiliście za sobą jedyne bezpieczne miejsce na ziemi. Tam jest wasz dom. Tam są hydrofarmy dające wam pożywienie i generatory dające ciepło. Tam są filtry, dzięki którym możecie delektować się źródlaną wodą. I w końcu: tam są wasi bliscy, osoby które kochacie. NIGDY już ich nie zobaczycie. Czy właśnie komuś po policzku spływa gorzka w smaku łza? Czy już do waszej świadomości dotarło, że to misja samobójcza? Że HAL i Thomas was poświęcili, że jesteście zaledwie jedną z kilku ekspedycji które zostaną tu wysłane i nigdy nie wrócą? Ile jeszcze ich będzie, ile wartościowych ludzi poświęci rada, aby powiedzieć: Myliliśmy się, świat zewnętrzny to śmiertelne zagrożenie.
Patrzcie: tu wasze kości będą dzień po dzień palone słońcem i obmywane wiatrem ostrym jak brzytwa...

Ale jest nadzieja. Możecie wrócić, zacząć dobijać się do drzwi Krypty. Ale czy przełkniecie taką porażkę? Jak moglibyście żyć z takim piętnem. Nie wytrzymali nawet piętnastu minut - będą mówili za waszymi plecami. Schowacie dumę w kieszeń, ale będziecie żyć. Ale znów - czy tak chcecie żyć? Czy uniesiecie to piętno? Pytam, czy nie będziecie mieli dość spojrzeń ludzi którzy będą was tak oceniali? Ile czasu minie, aż skończycie ze sobą, otwierając żyły w czasie kąpieli?
A może zaczniecie się dobijać, a ONI nie otworzą, skazując was na powolną i bolesną śmierć, jaką przyniesie wam ten świat. Przecież rada jest nieomylna i wybrała najlepszych do tej misji. Tak szybkie niepowodzenie skompromitowałoby radę. Dlatego trzeba to utrzymać w tajemnicy. Nikt nie może się dowiedzieć.

Zrobiło się zimniej, a wiatr zawył unosząc tumany pyłu wysoko w górę. Aż do słońca w którym przed chwilą widzieliście coś pięknego. Otacza was śmierć.
 
__________________
Arkham Radio
nonickname jest offline  
Stary 24-09-2007, 19:24   #10
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Jake nie zważał na otoczenie i żałosne sztuczki Rought. Cały czas bacznie obserwował niebo i tylko szczątki "płomiennego" przemówienia ich przywódczyni docierały do niego. Jednakże pewne słowa przedarły się przez zasłonę obojętności i przykuły jego uwagę. Z tego co zdążył zanotować, to kobieta napomknęła coś o podążaniu "za genialnymi wskazówkami naszej 'krypcianej sztucznej inteligencji' na zachód tej idyllicznej nadal dla 99% naszej społeczności krainy." Twarz Jake'a się rozjaśniła. O ile dobrze pamiętał z lekcji geografii, to na zachodzie jest Kalifornia - miejsce z widokówki. Miejsce o którego ujrzeniu marzył od dziecka i właściwie główny powód jego udziału w misji. Bał się, że ekspedycja skieruje się w inną stronę i cały plan diabli wezmą. Sam nie byłby wstanie przekonać reszty do swojej wizji, gdyby sprawy przybrały niekorzystny obrót. Teraz jednak nie musiał się już martwić. Wytyczne pokryły się z jego prywatnymi planami. Gdy Rought dalej ciągnęła swój monolog, nadmieniąjąc między innymi o imprezie zapoznawczej, Jake zmarszczył czoło. Nawijkę to ty masz, ale to nie jest kurwa piknik. - skomentował w duchu propozycję Joanne. Z reszty jej bełkotu zanotował tylko tyle, że powinni się przedstawić. Pierwszy wyrwał się z odpowiedzią doktorek:
- "Nazywam się Edmund LaBay, jak prawdopodobnie państwo wiedzą, jestem lekarzem medycyny. Jestem odpowiedzialny za składanie was do kupy, w razie wypadków, medyczno-biologiczną dokumentację napotkanych przez nas form życia, jak również obsługę zaawansowanego sprzętu elektronicznego... dojakichniewątpliwienależyicznikGeigera... i analizę chemiczną."
- A ja poskładam ten sprzęt do kupy, jeśli kiedyś nawali. - powiedział Jake, przecierając załzawione oczy, gdyż podmuch wiatru sypnął mu w nie piaskiem - Jake Walters Jr. - kontynuował - kierowca i inżynier/mechanik z krypty.
Na tym zakończył, nie przejawiając najmniejszej chęci do dodania czegokolwiek. Założył okulary i rozejrzał się po okolicy. Natychmiast spochmurniał. Tak był urzeczony wspaniałością bezkresnego nieba, że kompletnie zignorował otoczenie. Teraz dotarła do niego bolesna prawda. Byli na pustyni. Dookoła tylko góry, kamienie i piasek. Gdzieniegdzie tylko pojawiały się karłowate krzewy, lub zamajaczyła jakaś kępka trawy. Kontrast z pięknem niebieskiego firmamentu nad ich głowami był porażający. A jesli tak jest wszędzie? Jeśli cały świat to jedno, wielkie putkowie? - zaniepokoił się na tą myśl. Spojrzał w stronę wejścia do jaskini. Gdzieś tam w mroku krył się właz do krypty, jego do niedawna jeszcze domu. Tam miał wszystko: jedzenie, picie, papierosy, alkohol, ciepłe łóżko. Ale tam też spoczywały młodzieńcze koszmary, które miał nadzieję pozostawić za sobą. Jake westchnął głęboko.
- Lepiej zdychać pod gołym niebem, niż męczyć się do usranej śmierci w tej puszce. - powiedział tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. Zrobiło mu się trochę lżej na duchu po tej deklaeracji, ale ziarenko strachu przed niepewnym jutrem zakiełkowało na dnie serca.
 
Astaroth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172