Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2008, 15:09   #21
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
O'Connor uśmiechnął się widząc, jak szeryf rozpoczyna wyścig. Cóż był już pewien, że wygrają, w końcu byli profesjonalistami, ale dodatkowe zdrowe współzawodnictwo, może być całkiem przyjemne i zabawne. Nie dość, że zniszczy jakąś maszynkę molocha, czego od pewnego czasu nie mógł zrobić i czego żałował, to dodatkowo, pokaże paru naburmuszonym cywilom, co wart jest Korpus Marines Stanów Zjednoczonych.

- Dobra szefie, to my się zbieramy. Paliwo to całkiem przyjemna nagroda, szczególnie że w dzisiejszych czasach jest go naprawdę cholernie mało. Można powiedzieć, że już po waszym kłopocie. Przyniesiemy stracha na wróble , a może nawet dwa ... - Zabójca maszyn zaśmiał się krótko i wyrzucił niedopałek cygara na podłogę, rozgniatając go butem. Podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do Tima stojącego przy drzwiach, tam odwrócił się i obdarzył wszystkich szerokim uśmiechem

-Jak to mówił pewien przedwojenny aktor: Hasta la vista - po czym wyszedł z knajpy, pozwalając kompanowi osłaniać swoje plecy. Szybko rozpiął łazika i uruchomił silnik. Kiedy tylko w pojeździe znalazł się Pyton ruszył z kopyta.

Trochę dalej zatrzymał się pozwalając kumplowi zając się wozem panienek.
-Już?- gdy tylko uzyskał potwierdzenie ruszył w dalszą drogę.



 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 03-03-2008, 21:40   #22
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Mischelle

Mężczyźni szybko opuścili knajpę. Są zbyt pewni siebie - myślała meksykanka. Zbliżyła sie ponownie do szeryfa i zaczęła wypytywać się o dokładne położenie farmy O'Donela, ile czasu minęło od "ucieczki pola" oraz, w którą stronę się skierowało. Kobieta wysłuchawszy wszystkiego odwróciła się na pięcie i już zamierzała zrobić pierwszy krok, gdy nagle po całej okolicy rozległ się odgłos dwóch wystrzałów. Mischelle, stanęła jak wryta. Zamknęła oczy i zacisnęła pięści, które po krótkim czasie zaczęły robić się białe z braku dopływu krwi. Skórzana kurtka przewieszona przez ramię spadła na podłogę wyrzucając w górę tumany zaległego na podłodze kurzu. Po chwili wyszła mrucząc pod nosem:

- Jeśli zrobiłeś to co myślę zapierd... - reszty zdania nie można było już usłyszeć ponieważ Mischelle opuściła bar cała dygocąc ze złości. Kilka chwil później dało się usłyszeć głośne przekleństwa. Mieszkanka Detroit ponowie pojawiła się w drzwiach i zbliżając się szybko do "obrońcy sprawiedliwości" powiedziała drgającym przez złość głosem:

Gdzie tu można dostać oponę? Tak oponę do tego Coupe, które stoi na zewnątrz. Jak to "tutaj nie znajdę"? A więc gdzie? - Tu szeryf powiedział kobiecie o "bazie" gangu Podków. To mówisz, że dwa kilosy stąd w tamtą stronę? Kobieta wskazała na zachód i otrzymawszy potwierdzenie bąknęła coś, aby na nią poczekano. Szybko opuściła bar i szła prosto ulicą myśląc: Jak Boga kocham nie daruję. Tak im przerobię ten stary ciągnik... Lecz z zamyśleń wyrwała ją osoba, której szukała.

Hej przystojniaku! - zwróciła się do pierwszego napotkanego człowieka, co do którego była pewna, że należy do Podków - mam do Ciebie pewną sprawę - powiedziała uśmiechając się mile - Widzisz to czarne Coupe stojące pod knajpą? Tak się składa, że złapałam gumę w dwóch oponach. Podobno ziomki z Twojej ekipy - wskazała na podkowę narysowaną na baku motoru - handlują różnymi, rzeczami za miastem. Na pewno znajdzie się coś do mojego auta. Oczywiście dostaniecie należytą zapłatę. Niestety pojawia się problem. My nie mogę zamówić tej opony, gdyż nie mam transportu. Mógłbyś to zrobić?
Ganger patrzył łakomym wzrokiem na Mischelle i jej dekolt. Przez chwilę przypatrywał się zauroczony, a później powiedział:
- Niestety mam teraz pracę, ale może coś zaradzę jeśli wieczorkiem będziesz w knajpie? Postawię Ci drinka, i przywiozę oponę...
- Czy jest jeszcze inna możliwość kolego? - odparła Rodriguez
- Dwadzieścia gambli i zaraz jadę - powiedział mężczyzna.

Kobieta wróciła do baru. Dzięki temu krótkiemu spacerowi ochłonęła i powiedziała teraz już spokojnie:

Sytuacja przedstawia się następująco: Jeśli chcemy ruszyć się z tej mieściny musimy uzbierać dwadzieścia gambli. Jest to koszt za oponę oraz jej dowóz w to miejsce. Proponuję zrobić ściepę. Ja mam... gambla w postaci tego pierścienia oraz... - tu zmieszała się lekko grzebiąc po kieszeniach - yyy ten kastet warty na moje skromne oko trzy gamble. Proszę też zwrócić uwagę, iż zapewniam już sama jedną oponę i zaznaczam, że za benzynę również zapłaciłam z własnej kieszeni. Popatrzyła na resztę towarzyszy kładąc swój dorobek na stole... Śmiało, jeśli moja część jest zbyt mała to oddam to co za mnie założycie... No, zostaje jeszcze dotarcie tam z buta. Będzie taniej. Ktoś chętny?
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...

Ostatnio edytowane przez Kud*aty : 03-03-2008 o 21:46. Powód: brak kursywy, oświecenie
Kud*aty jest offline  
Stary 04-03-2008, 15:53   #23
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
Sid wysłuchał słów szeryfa z uniesionymi brwiami Trochę narwany gość... dziwaczny, ale kto nie jest dziwny i co możemy uznać za normalną w tym chorym, pomolochowym bagnie? . To co nastąpiło niedługo potem, lekko zdezorientowało go. Dwóch uzbrojonych gości wyszło z baru. Sid miał się właśnie o coś zapytać Michelle, ale względną ciszę naruszyły odgłos wystrzelanych pocisków, obejrzał się, a tam ich znajomek rozwalił opony czarnego coupe Och, Shit! Tylko nie wędrówka, już i tak tutaj szedłem na piechotę... Fuck! Tymczasem zdenerwowana do granic wytrzymałości latynoska wybiegła z baru, kiedy wróciła przedstawiała sytuację swojemu przyjacielowi.
-No to, może się przedstawię, witaj, mów do mnie Sid- podszedłem do latynoski i wyciągnąłem rękę, patrząc na nią- Jeśli nie macie nic przeciwko, chętnie wam pomogę i zabiorę się z wami, oczywiście jeśli chodzi o oponę, to za dużo nie mogę zrobić, ale widać, że chyba sytuacja jest już ustawiona....
No, no, to na współpracę wojskowych marionetek nie ma co liczyć, cóż kobitka i naćpany staruszek... pięknie, nie ma co. Mam nadzieję, że to co mówiła to prawda, odnośnie jej uzdolnień i doświadczenia.
-Mówisz, że musimy uzbierać 20 gambli- pogładził się po brodzie, zastanawiając się nad czymś, chwycił "kostkę" poszperał w niej wyjął koc i położył na stole:
-Wybaczcie, nic innego oddać nie mogę- podrapał się w geście zakłopotania w potylicę, po czym sięgnął do jednej z kieszeni bocznej spodni wyjął jedną tabletkę z pojemniczka, łyknął i przechylił głowę, by łatwiej było przełknąć.
Spojrzał się na indianina, w nadziei, że może on coś więcej wyłoży.
 

Ostatnio edytowane przez Verax : 03-04-2008 o 17:50.
Verax jest offline  
Stary 05-03-2008, 00:42   #24
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Coyote

Coyote z uśmiechem patrzył na odjeżdżających na łaziku zawodowców. Właściwie ta cała gonitwa za maszyną molocha niezbyt mu się podobała. Dużo lepiej by było przecież połączyć siły, niż bawić się w bezsensowny wyścig. Niezbyt miło z ich strony, że podziurawili opony. Jeśli już grać to fair. Indianinowi się to nie podobało, ale dobrze wiedział, że denerwowanie się nic nie da. Spojrzał na swojego grzechotnika, Shlazzara, który spał w torbie przy boku. Pogłaskał go delikatnie. Chciał znaleźć jakieś miejsce, by w spokoju sobie usiąść i zapalić, ale nic w okolicy nie było. W końcu usiadł na skrzynce i wyciągnął fajkę. Grzebiąc w torbie znalazł również opakowanie tabletek i zażył jedną popijając wodą z bukłaka. Nie zdążył zapalić fajki, gdy poczuł na sobie spojrzenia Michelle i Sida. Z tego co rozumiał chodziło im o jakąś zrzutkę, czy co. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Jakiś pierścionek, kastet i koc, nic ciekawego. Nie specjalnie pasowała mu jazda samochodem, chętnie przeszedł by się na piechotę, ale teraz pojazd był niezbędny. Zaglądnął do torby. Jak dawno on tu nie sprzątał. Wyłożył wszystko na skrzynkę. Harmonijka, kompas, tytoń do żucia, Koc, Painkiller, jakieś leki, dwie zawinięte, podejrzanie wyglądające torebki. Schował to wszystko. To jeszcze będzie mu potrzebne. O dziwo Indianin zaczął rozpinać pasek. Gdy skończył wyjał sakiewkę, którą miał przymocowaną po wewnętrznej stronie paska. Rzucił na skrzynkę garść starych ćwierćdolarówek, jakieś kły, indiańskie błyskotki, naszyjnik. Połowę z tego schował z powrotem. - To będzie jakieś 16 gambli. Chyba wystarczy.
 
maciek.bz jest offline  
Stary 06-03-2008, 15:34   #25
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Mischelle

- Miło mi - powiedziała Mischelle uścisnąwszy rękę Sid'a - Jestem Mischelle, a ten gość - tu wskazała na Indianina - Coyote. Będziemy bardzo wdzięczni za pomoc. Wydaje mi się, że lepiej jednak będzie iść po oponę piechotą. To tylko dwa kilosy, szybko zleci a trzeba pamiętać, że gamble mogą się przydać później... Na przykład na szpital - dodała w myślach uśmiechając się. Widząc zniechęcone miny towarzyszy kobieta kontynuowała:

- Ok, ja mogę iść, ale nie pójdę sama. Coyote, Ty znasz pustynię więc wydaje mi się, że spacer dobrze Ci zrobi. Po chwili Rodriguez powiedziała do Sid'a tak Cicho by tylko on mógł ją usłyszeć: Lepiej będzie jak pójdzie ze mną niż zostanie tutaj sam z autem, wierz mi. - Dalej przemówiła już głośno: Sid, jak możesz to zostań i przypilnuj samochodu. Jak chcesz, mam parę fajnych płyt w mojej furze więc nie będziesz się aż tak nudził... Wiesz trochę metalu jeszcze nikomu nie zaszkodziło - mówiła z uśmiechem - Chodź Coyote, nie ma czasu do stracenia. Po drodze zapalisz sobie w spokoju. To mówiąc odwiązała mały woreczek przywiązany do paska i wsypała do niego wszystkie wartościowe rzeczy znajdujące się na stole. Koc włożyła do plecaka i jednym haustem opróżniła szklankę Ice Tea. Dobra mogę iść, no, nie guzdraj się tak człowieku pustyni... Teraz szła szybkim krokiem na zachód...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...

Ostatnio edytowane przez Kud*aty : 06-03-2008 o 23:00.
Kud*aty jest offline  
Stary 06-03-2008, 21:57   #26
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Coyote i Michelle:

Wasza droga przez pustynię nie trwała długo. Może jakieś pół godzinki. Na wasze nieszczęście, gdy brnęliście pomiędzy piaskami, zaczął wiać okropny wiatr, który cały czas sypał piachem w wasze oczy. W końcu jednak niemal zaślepieni doszliście oboje do dużego fortu zrobionego z drewna, kawałków blach, i przeróżnych innych śmieci które można zebrać z gruzów miasta. Nad wejściem wisiał wielki napis "Fuck You!" umodelowany z lampek choinkowych, a pod nim wisiała ogromniasta podkowa, która wielkością mogła pasować na gigamuta. Jeden człowiek mimo burzy piaskowej wypatrzył was z niedaleka, i krzyknął:

- Otworzyć bramy! Jakaś babka i indianiec tu idą!
Jak powiedział tak się stało. Wielka brama z połączonych desek, pokryta blachami z dachów stanęła przed wami otworem. W środku zobaczyliście jedynie grupkę wartowników na murach i trzy budynki. Jeden z nich - dość duży, zrobiony z cegły - miał nad drzwiami drewniany napis: "Tawerna", drugi - wielkości dużej ciężarówki, zrobiony z tego samego surowca co pierwszy - miał nad drzwiami napis: "Szefu", a trzeci - cały obkuty stalą - nosił chlubne miano "Magazynu". Przed nim stali dwaj ludzie, zasłaniający twarze przed piaskiem arafatkami, a oczy czarnymi okularami. Jeden z nich miał w łapach pompkę, a drugi na piersi zawieszone UZI. Oboje nosili czarne, skórzane kurtki, z niedbale namalowanymi podkowami. Obok budynku stał jeszcze rząd motorów z pozdzieranym przez piach lakierem. Na nich również był znak gangu. Po chwili przyglądania się otoczeniu, zza waszych pleców rozległ się głos:

- Czegóż tu chcecie? Pohandlować?
Momentalnie obróciliście się, by zobaczyć kto to powiedział. Był to ten sam człowiek, który zarządził otwarcie bram. Niski, krępy mężczyzna, w długim skórzanym płaszczu. On, tak jak pozostali, zabezpieczał się chustą i okularami.
- A może macie nam do zaoferowania jakieś usługi? - rzekł wymownie patrząc, z pod okularów, na Michelle. - W każdym razie jeśli macie sprawę idźcie do szefa. Łatwo poznać gdzie on jest. Oo... Właśnie wychodzi.
Tak jak mówił człowiek, z baraku "Szefa" właśnie wyszedł mężczyzna. Dość wysoki, niedogolony, miał długie włosy spięte w kite, które częściowo zakrywała bandama. Nie miał na sobie żadnej koszuli, ani nic w tę mańkę. Jedynie co, to jeansową kamizelkę - która ukazywała jego muskularną klatę, oraz wielki biceps. Na nogach miał skórzane spodnie, a pod nimi... Kapciuchy. Zwykłe trampy, które przed wojną dało się kupić za cztery dolce na targu. Teraz jednak są one warte majątek. Facet nie podchodził zbyt blisko, tylko zawołał was, gestem ręki wskazując na budynek z którego wyszedł.

Gdy tylko weszliście do środka poczuliście przyjemny chłód, orzeźwiający was po kąpieli w gorących piaskach pustyni. Pomieszczenie w domku było małe. Stało w nim stare biurko, kilka krzeseł, i regał z książkami. Widać było, iż jest on tutaj tylko dla dekoracji, ponieważ większość lektur była zakurzona, oraz pokryta wielkimi pajęczynami, tak jakby ktoś od lat ich nie otwierał.
- Tak więc, czego chcecie? - Zapytał mężczyzna wskazując na krzesła byście się usadowili.

Tim & Alex

Wyeliminowanie przeciwnika daje ogromną satysfakcję. Nie zdążyliście się nią do końca nacieszyć, gdyż podczas drogi zastała was burza piaskowa. Jazda była ciężka, aczkolwiek nie niemożliwa. W końcu po jakichś 45 minutach dojechaliście do waszego celu. Na horyzoncie ukazał się mały, drewniany budynek pomalowany na czerwono, a koło niego stała masa wozów. To na pewno była farma O'Donnela. Po krótkim czasie podjechaliście bliżej. Zobaczyliście wielu ludzi, badających jakiś krater - zapewne, po tej maszynce co sobie wstała i poszła. Gdy podjechaliście bliżej, przekonaliście się iż będący tu fagasi to nie tylko uczeni. Cały obiekt badań ochraniali faceci w czarnych kostiumach a'la SWAT. Każdy z nich miał w rękach MP5, a przy boku kaburę z jakąś bliżej nieokreśloną klamką. Wyglądali niemal identycznie. Jak typowe, łyse goryle, co to nie potrafią policzyć ile to 3+5. Za nimi stała masa namiotów, pomiędzy którymi szwędały się "mózgi", badające krater jakimiś specjalistycznymi narzędziami. Na werandzie koło domu zobaczyliście innych, którzy najwyraźniej mają przerwę. Paru ochroniarzy grało przy stoliku z wieśniakiem - pewnie O'Donnelem. Gdy tak przyglądaliście się terenowi nagle jeden z gości przed wami odezwał się:

- Gdzie tu panowie? To jest tak zwany "sympatyczny teren prywatny". Tylko Ci, co tu robią mogą tu wejść. A jak się coś nie podoba, to se idźcie do dowódcy.
Facet wskazał ręką na mały, zielony namiot przed którym siedziało przy wypalonym ognisku dwóch kolesi. Jeden taki sam jak reszta tutejszych goryli, a drugi już starszawy, choć ubrany podobnie - najwyraźniej dowódca.

Sid
Tak więc znowu sam ze swoją wierną spluwą. A nie. Przecież koło Ciebie są jeszcze sędzia Hans i barman. Sędzia spojrzał na Ciebie mówiąc z uśmiechem.
- Masz farta koleś. Ładna kobitka się Tobą zainteresowała. Szkoda, że mam żonę, bo sam bym sobie ją chapnął. - po czym dodał - To jak już mamy tak siedzieć, to może opowiesz coś o sobie? Wiesz, skąd jesteś?;co Cię tu sprowadza? i takie inne duperelki, co by czas umilić.
Po tych słowach wyciągnął paczkę szlug podstawiając Ci ją pod nos.
- Masz, częstuj się, korzystaj z życia. Pewnie i tak wszyscy zemrzemy przez tego pieprzonego molocha. Widzisz, że już nawet tutaj się zapędza.
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 06-03-2008 o 23:34.
Bulny jest offline  
Stary 07-03-2008, 00:13   #27
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Mischelle

W końcu ta pieprzona baza. Ten piach wchodzi mi już w... - myślała latynoska. Żałowała teraz, że nie wzięła ze sobą skóry. No cóż... Kto by pomyślał, że zaraz po opuszczeniu miasta rozszaleje się mała burza piaskowa. Gdy razem z Coyote zbliżyli się do "siedziby" Podków zauważono ich. Jakiś gość krzyczał by otworzyć bramę za co Mischelle była mu już z góry wdzięczna. Przynajmniej nas wpuszczą. Tam musi mniej wiać. Istotnie, prowizoryczne ogrodzenie z desek i blachy dawały jakąś ochronę przed wiatrem niosącym piasek. Gdy zamknięto bramę kobieta poczuła się trochę zagrożona. Instynktownie położyła rękę na broni rozglądając sie uważnie. Zza pleców ten sam głos który wcześniej nakazał otworzyć bramę pytał teraz o cel wizyty. Rodriguez szybko odwróciła się w jego stronę. Gość w czarnych okularach i chuście zahaczającej o nos i usta. Ubrany był w skórzany płaszcz. Meksykanka już chciała odpowiadać na zadane pytanie, lecz facet uprzedził ją. Tym razem pytał o usługi... Oczywiście... Za parę gambli mogę Ci conieco odstrzelić... No dobra dla Ciebie to będzie za free - myślała. Nie chciała tego powiedzieć na głos, gdyż miała na uwadze dobro swojego samochodu. Moje auto - przypomniała sobie - mam nadzieję że Sid ma go na oku. Mischelle nie chciała gadać z tym typkiem odwróciła się i zaczęła czytać napisy na budynkach. Tawerna, Magazyn, Szef... Właśnie z tego budynku wyszedł mężczyzna, który według mniemania "faceta w czerni" był szefem. Ciekawe czy każdy mięśniak musi mieć pusto w głowie? No cóż, zaraz zobaczymy - myślała gdy szef zaczął machać ręką by podeszli. Chwilę później znajdowali się już przy nim. Rodriguez przemówiła pierwsza:

Witaj, przybyliśmy tutaj ponieważ chcielibyśmy kupić oponę do Coupe. Złapaliśmy gumę... sam rozumiesz. Czy możemy ją kupić bezpośrednio u Ciebie czy w magazynie? No i najważniejsze ile kosztuje i czy jesteś w stanie dorzucić gratis znaczek Merca na maskę? Tu latynoska ściągnęła czoło jakby się nad czymś zastanawiała i przemówiła ponownie: Interesuje nas jeszcze Twój stosunek do maszynki molocha powstałej z farmy O'Donnela. Szeryf wynajął dwóch idiotów by ją "rozjechali"...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline  
Stary 12-03-2008, 01:47   #28
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim był zadowolony z siebie. Piękne, czyste strzały... Ach jaki cudowny dzień. "Teraz ta cwaniara pewnie zapieprza na piechotkę, po całym mieście w poszukiwaniu gum do tej jej wymuskanej bryczki." Słońce prażyło niemiłosiernie... ale bez problemu podążali w stronę farmy niejakiego O'Donella.
Cholerny wiatr trochę ich spowolnił... stracili 45 minut zanim dotarli na miejsce.

Białe namioty naukowców z daleka wskazywały miejsce niezwykłego zdarzenia. Wokół krateru w ziemi krzątali się specjaliści w białych kitlach. Zatrzymali się nieopodal drewnianego domostwa... cały teren badań otoczony był kordonem uzbrojonych ochroniarzy... Widać wykopaliska dostały klauzulę "TOP SECRET".

- Gdzie tu panowie? To jest tak zwany "sympatyczny teren prywatny". Tylko Ci, co tu robią mogą tu wejść. A jak się coś nie podoba, to se idźcie do dowódcy. - odpowiedział jeden z twardogłowych, trzymając rękę na peemie.

Payton spojrzał na sierżanta... - To ja pójdę do tego farmera wypytać się co i jak, a ty załatw sprawę z tym "dowódcą", lepiej, że ty to zrobisz. Mi by mogły nerwy puścić... i mielibyśmy problem. - powiedział specjalne głośno, by cwaniaczek z ochrony mógł to usłyszeć.

Poszedł w stronę domostwa... gdzie kilku z ochrony, grało z siwowłosym farmerem w karty, chowając się w chłodnym cieniu werandy domostwa. Tim przerzucił karabin przez plecy i ruszył w tamtym kierunku. Wszedł po skrzypiących, drewnianych schodach... - Dzień dobry panie O'Donell, przysyła nas szeryf Roswell, mamy się zając tym bydlakiem co wyszło z pańskiego pola... - przerwał na chwilę, patrząc wymownie na twardogłowych - możemy porozmawiać w cztery oczy?

Poczekał, aż ochrona zostawi ich samych i zagaił rozmowę. - Moje nazwisko Payton, a tam mój dowódca sierżant Olszański, Korpus Piechoty Morskiej - zasalutował z grzeczności. - Może mi pan opisać wygląd tej poczwary? Wymiary? Wszystkie szczegóły jakie pan zauważył? W którą stronę się udała? I kim są Ci wszyscy ludzie wokół?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 12-03-2008, 13:17   #29
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
O'Connor naciskał na pedał gazu i wydobywał z tego wózka tyle ile potrafił, lubił prowadzić, szczególnie jeżeli mógł robić to ostro. Uwielbiał ryzyko, a ponieważ dotarcie jak najszybciej na pole farmera, mogło okazać się kluczowe, nie miał zamiaru się oszczędzać.

Niestety zerwała się burza piaskowo, która trochę opóźniła ich jazdę, Alex pocieszał się tym, że ci frajerzy z tym ich sportowym wózkiem, będą musieli poszukać autostrady ... oczywiście, jeżeli wcześniej uda im się załatwić nowe opony.

Kiedy tylko dojechali na miejsce, nowojorczyk osadził wóz najszybciej jak potrafił, wzbijając tumany piasku. Oczywiście, że zrobił to specjalnie, zawsze lubił głośne wejścia, a na to powinni wszyscy zwrócić uwagę. Spokojnym krokiem podszedł razem z Timem, pod ogromny krater, tutaj jednak jakiś smętny idiota, z MP5 ich zatrzymał. O'Connor wysłuchał jego słów, a potem "odpowiedzi" swojego kumpla.

-Tak zróbmy stary, tak zróbmy - odparł krótko -Wszystko na spokojnie i będzie dobrze, nie ma problemu - ruszył w kierunku wskazanym przez "goryla". Kiedy tylko znalazł się przed namiotem, wyprostował się i zwrócił się od razu do dowódcy tej zbieraniny

-Pan tu dowodzi?- nie czekając na żadne potwierdzenie kontynuował -Jestem sierżant O'Connor, a mój towarzysz to Kapral Pyton. Jesteśmy z Korpusu Marines Stanów Zjednoczonych. Bardzo nas zaniepokoiły wieści o maszynie kroczącej molocha. Nie wdając się w szczegóły, chciałbym prosić o dostęp do tej wielkiej dziury, jeżeli wasi spece jeszcze wszystkiego nie rozdeptali, to może uda się znaleźć coś ciekawego.-
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 12-03-2008, 20:08   #30
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Coyote

Sam pomysł spaceru wydawał się całkiem niezły. Coyote niezbyt lubił jazdę samochodem, sam, za żadne skarby świata nie odważyłby się go poprowadzić. Uśmiechając się szedł nucąc jakąś indiańską melodię. Shlazzar jakby się ożywił, gdy opuścili Roswell. Indianin nawet go wypuścił, ale ten nie oddalał się za bardzo pełznąc przy jego nodze. Spacer minął zadziwiająco szybko i pojawiły się mury "fortu", jak w myślach nazwał go Coyote. Shlazzar już ukrył się w torbie. W forcie byli ludzie o dość specyficznych poglądach. Jeździli na motorach, a w dodatku niepokoili innych. Takich ludzi Indianin nie był w stanie zaakceptować. Ich szef nie wyglądał lepiej. Typowy osiłek - pomyślał Coyote. Na wszelki wypadek sprawdził, czy jego Desert Eagle leży bezpiecznie w kaburze i poszedł za "szefem". Dobrze, że Mischelle zaczęła rozmowe, Coyote niezbyt lubił być w centrum uwagi. Nie odzywał się wcale licząc na szybkie załatwienie sprawy. Wypytajmy o robota, kupujmy oponę i spadajmy. - pomyślał.
 
maciek.bz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172