Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2008, 19:23   #1
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
[Neuroshima 1.5] Znikające dzieci - SESJA PRZERWANA

Znikające dzieci


Lokal „Pod przebitym bakiem” to stary, przedwojenny
jeszcze drewniany budynek Pierwszym, co rzuca się w oczy przy wejściu jest stara maszyna grająca, prawdziwy rarytas, jak na obecne czasy. Wczesnym rankiem, jak dziś, nie było tu zbyt wielu ludzi. Właścicielem tego przybytku, który wieczorami skupiał część mieszkańców wschodniej części Ottawy, był Phil- czterdziestoletni mężczyzna, który ten bar przejął po zmarłym ojcu. Odkąd go przejął, dla „Przebitego Baku” zaczął się naprawdę dobry okres. Właśnie tutaj, na wielkiej tablicy ogłoszeń można było znaleźć ich dziesiątki. Phil posiada zawsze aktualne informacje, czy to jeżeli chodzi o krowę, która złamała sobie wczoraj nogę, czy o nowych zdobyczach Molocha. Pogoda nie zachęcał do spacerów, od rana padał śnieg, jest naprawdę zimno, więc bar wydaje się być idealnym przystankiem podróży dla zmęczonego wędrowca.

Około godziny 9.00 do tego właśnie baru wszedł łysy mężczyzna, ubrany w stary garnitur. W ręce miał metalową, w niektórych miejscach pokrytą rdzą walizkę.
-Agent jakiś, czy kie licho – mruknął pod nosem Phil.
Ten „agent” poruszał się z dumą, jakby pochodził z innego okresu. Można również zobaczyć podkrążone oczy i silne zmarszczki, które dla znawcy, jakim był Phil oznaczały, że facet bierze Tornado. A z resztą, kto w tych czasach go nie bierze. Phil uśmiechnął się pod nosem i spojrzał pod ladę, gdzie czekała na niego mała paczuszka. Po chwili dzwonek u drzwi odezwał się znowu i do baru weszły dwie osoby: Kelly, która była tutaj kelnerką i jej chłopak Jose, który pełnił funkcję ochroniarza tego przybytku. Kelly to młoda, drobna blondynka o wiecznie śmiejących się niebieskich oczach, a Jose to przypakowany, krótko obcięty mężczyzna w ciemnych okularach.

Dobrze zrobiłem ich zatrudniając. Całe szczęście, że Jose stoi przed lokalem i nie widzi co ci przyjezdni często robią z jego dziewczyną. Gdyby się dowiedział, musiałbym pewnie wynieść kilka ciał.
Tymczasem "agent" spojrzał na ogłoszenie, mruknął coś pod nosem i usiadł przy jednym ze stolików.

Ryk samochodu zburzył spokojny nastrój. Phil ciekawie wyjrzał przez okno i ujrzał, że jak ze starego, porysowanego jeepa, na którym ciężko było dostrzec początkowy kolor lakieru wysiada dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Oni również udali się w stronę baru.
Duży ruch jak na tą godzinę. - pomyślał Phil. Tę trójkę przybyszów Phil skądś znał... Aaa! tamtych dwóch facetów brało udział w tym całym Wielkim Wyścigu przez całe Stany. Jakiś koleś, który twierdził, że był jednym z organizatorów opowiadał mi o nich. Zaraz... To chyba ci frajerzy, co im wóz 40 kilometrów przed metą rozjebało. Ciekawe czego tu chcą. Tej kobitki nie kojarzę. W sumie wygląda całkiem nieźle. Młoda, zadziorna. Tylko na cholerę jej ten Kałach na ramieniu!

Przybysze weszli, również przeczytali ogłoszenie i usiedli w trójkę przy stoliku.
Na kolejną osobę nie trzeba było czekać. Właściwie było ich dwóch, weszli jeden po drugim, chociaż nie wygląda na to, żeby się znali. Jeden z nich, pulchniejszy, nawet był tu chyba wczoraj i rozmawiał z Ernie'm w sprawie samochodu. Facetowi udało się kupić Jaguara XJ6, którego Ernie trzymał na specjalną okazję. Ten to umie pewnie przekonywać ludzi.
Samochód drugiego z przybyszów wyglądał naprawdę interesująco. Sedan, prawie nie zdarty lakier, wzmacniane zderzaki. Tak, ten gość naprawdę musi dbać o ten wózek. Obaj spojrzeli na ogłoszenie i usiedli przy osobnych stolikach.
Do każdego, z czterech zajętych stolików przychodziła kelnerka, pytając o zamówienie.
 

Ostatnio edytowane przez maciek.bz : 31-03-2008 o 19:48.
maciek.bz jest offline  
Stary 31-03-2008, 19:59   #2
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Malcolm siedział w wozie uderzając rękami o kolana. Brak jego ukochanego instrumentu, z którym zdążył się zżyć przez dziesięć lat, bardzo mu doskwierała. Jak zwykle siedział z tyłu. Czuł się jakoś mało komfortowo na przednich siedzeniach. Ani rozsiąść się nie można, ani dobrej pozycji do rzutu włócznią obrać. Na dodatek podróż przez tyle kilosów na przednich siedzeniach musi być nieźle męcząca, choć zazwyczaj i tak Baker ustępował kanapę nowej koleżance, gdy o to poprosiła. W sumie dość ciekawa osóbka. I ten kałach. Miło, że nowi towarzysze zdołali się z pomocą Fieldstone'a dogadać, aby pojechać razem. Kłótnia przed barem, w którym siedział właściciel Jeepa byłaby mocno niewskazana, a tak to wszyscy - poza idiotą z baru - się wzbogacili i postanowili zawędrować do Ottawy...

Gdy dojechali John zrobił ten sam myk z samochodem co zwykle, czyli zaparkował go za knajpą, tak żeby cięzko było go zobaczyć. Dobrym pomysłem byłoby zostawienie kogoś na straży, aczkolwiek stary Jeep to nie Plymouth GTX za tysiąc dwieście gambli. Potem wszyscy weszli do baru, a perkusiście, na myśl o wozie, zakręciła się w oku mała łezka. Facet przepuścił kobietę w drzwiach, a potem jak zwykle pokłócił się z "bratem" kto ma iść pierwszy. Jak zwykle wyszło na to, że Malcolm.

Człowiek szybkim krokiem wszedł do speluny. Przed wejściem strzepał jeszcze z butów śnieg i zdjął płaszcz, którym się ogrzewał. Pod płaszczem skryta była muskularna sylwetka dość młodego męzczyzny. Potem koleś zdjął koszulę, zostawiając na sobie czarny od smaru i brudu podkoszulek. Ciało jego pokrywały liczne tatuaże przedstawiające wikingów walczących z okropnymi bestiami. Był chudy, ale dobrze zbudowany i wysoki. Twarz miał dość pospolitą jak na te czasy. Fryzurę też - oklapnięty irokez, gdyż faceci już dawno nie znaleźli żadnego żelu do włosów. Z gęby patrzyło mu dość niemiło. Tak jakby był czymś wkurzony. Twarz jego była cała czerwona, ale to pewnie przez mróz panujący na zewnątrz.

Baker podszedł pierw do tablicy ogłoszeń, która od razu przykuła jego uwagę i począł powoli czytać. Potem obrócił się w stronę stolika, który zajęli jego towarzysze. Nie obchodzili go siedzący w karczmie ludzie. Teraz trzeba było się porządnie ogrzać. "Szkoda, że nie ma z nami ruskiego. On to miał sposoby, na rozgrzanie się." - przewinęło się przez myśl drummera. Gdy chłopak doszedł do stolika odsunął krzesło i rozsiadł się na nim. Teraz można było zobaczyć, że trzymanym w ręku płaszczem zasłaniał przypiętą do boku kaburę, w której była jakaś klamka. Ponadto przy pasie przybysz miał długi miecz, przypominający te ze średniowiecza. Ostrze zwisało w ładnej, zdobionej pochwie. Facet znał się trochę na militarystyce tamtego okresu i wiedział, że jest to arabski bułat. Znalazł go gdzieś w starym muzeum w Denver. Ponadto miał jeszcze dziwny, podłużny pojemnik na plecach. Wystawały z niego dwa kawałki drewna. Były one miejscami delikatnie spalone, ale widać było, że są jeszcze dość mocne.

- K***a, ale zimno... - to były jedyne słowa, które dało się usłyszeć z ust Malcolma...
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 31-03-2008 o 20:03.
Bulny jest offline  
Stary 31-03-2008, 21:21   #3
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Mimo tak paskudnej pogody, jaka panowała na zewnątrz Scott wszedł do baru spokojnym, eleganckim krokiem. Powoli zamknął za sobą drzwi i prawą ręką strzepał cały śnieg zalegający na jego garniturze. Powoli podszedł do baru i usiadł na jednym z krzeseł, a stalową walizkę położył na ladzie. Lewą ręką zdjął czarne okulary, które wsadził do wewnętrznej kieszeni wysłużonej już marynarki, a prawą ręką zaczesał włosy do tyłu. Otworzył walizkę, ale tak że barman nie mógł zobaczyć co się w niej znajduje, i wyciągnął z niej jeden duży pocisk karabinowy, po czym u barmana zamienił go na setkę Whiskey. Wziął szklankę i walizkę i usiadł przy stoliku z którego mógł dokładnie obserwować całą knajpę. Z walizki wyciągnął zdjęcia pięciu frajerów którzy mieli się tu zaraz zjawić. Położył je na stoliku i czekał.

Po chwili do baru weszło młoda dziewczyna i jakiś napakowany koleś. Scott dobrze wiedział że każdy wyglądający jak ten koleś to półgłówek który umie tylko pokazywać swoje muskuły, ale żeby pomyśleć w czasie walki to już musiał by się zdarzyć niezły cud. Przejrzał dokładnie całą knajpę w znał na pamięć już wszystkie jej zakamarki w których w razie burdy mógł by się ukryć. Siedział spokojnie i przeglądał swoje zdjęcia.

Po małej chwili usłyszał warkot potężnego, czterolitrowego silnika. Wiedział dobrze co to oznacza wejdzie. Po paru minutach drzwi baru się otworzyły, a do wewnątrz weszły trzy osoby które wcześniej widział na zdjęciach. Siedział cicho tylko je obserwując.

Po następnych kilku minutach przed samym wejściem do baru zaparkował jakiś elegancko wyglądający sedan. Skalpel też już wiedział że przybyło następnych dwóch frajerów z którymi było związane jego zadanie. "Dobrze." - pomyślał. Teraz ich wszystkich będę miał przy sobie.. Do karczmy idealnie tak jak spodziewał się tego Scott weszło dwóch kolesi. Przejrzeli tablicę ogłoszeń, po czym każdy z nich usiadł w osobnym stoliku. Scott włożył z powrotem do walizki zdjęcia i szybkim ruchem wychylił szklankę Whiskey.

Kiedy przyszła kelnerka zbył ją od niechcenia ruchem ręki. Siedział w ciszy i czekał na jakiś ruch innych ludzi.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?
Blady jest offline  
Stary 31-03-2008, 23:08   #4
 
Narwany's Avatar
 
Reputacja: 1 Narwany nie jest za bardzo znanyNarwany nie jest za bardzo znany
Odp

Leo podjechał pod bar w sposób umożliwiający szybką ucieczkę. Tylko wybiec i jechać. Robił to zawsze, taki nawyk. Jedni lubią mieć wóz czysty, inni szybki, a on miał go zawsze przygotowane do ucieczki.Wysiadł ze swojego sedana i zaklął pod nosem:
-Cholera, ale zimno!
Otulił się szczelnie płaszczem i poszedł w stronę wejścia do baru. Nie zwracał uwagi na inne stojące wozy. Chciał w końcu odpocząć trochę po podróży. Jednak z Denver jest spory kawał drogi. Stanął w progu i zdjąwszy swój kowbojski kapelusz, skłonił się lekko barmanowi. Ten odwzajemnił gest. Podróżujący miał twarz owiniętą arafatką, więc nijak nie dało się mu się przyjrzeć bliżej. Udał się w stronę baru, po drodze czytając przez chwilę tablicę ogłoszeń. Było widać gołym okiem, że jedno z nich go zainteresowało. Rzucił na ladę dwa naboje .44 i zamówił setkę czystej. No, jeśli nie ma na składzie tak wykwintnego towaru, to niech będzie whiskey.

Mężczyzna udał się do stolika. Rozpiął płaszcz, starając się nie pokazywać broni którą miał schowaną w kaburze, lecz dać do zrozumienia siedzącym wokoło że ją ma. Opadł na krzesło i wyciągnął nogi, eksponując tym samym swoje lśniące buty ze skóry węża. Dopiero wtedy zdjął chustę z twarzy. Była ona dokładnie ogolona, a brodę zasłaniał długi po brzuch warkocz z zarostu.

Leo dopiero teraz zaczął przyglądać się innym gościom. Kilku typów i młoda panienka. "No, no... Konkretna"- pomyślał. Ale ten goguś w eleganckim garniturze mu się nie podobał..."Hmm...Oby nie było z nim kłopotów. " Następnie jego oczy spoczęły na długim mieczu jakiegoś kolesia. Nawet nie myślał co by było, gdyby wybuchła jakaś awantura. Wprawdzie ma zaufanie do swojego rewolweru, lecz z doświadczenia wie że zabawki typu "Magnum" nie sprawdzają się jeśli trzeba ich użyć szybko.

Popijał trunek i myślał co będzie robić w najbliższych dniach. "Benzyna się kończy, amunicja się kończy... Pewnie trzeba będzie zaciągnąć się do roboty..."
 
Narwany jest offline  
Stary 31-03-2008, 23:44   #5
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Ojej, jakie to szczęście znaleźć się w rękach takich silnych mężczyzn. To nic innego, jak dobra podpora to dalszego biznesu. Poznała się z nimi stosunkowo niedawno. Tydzień temu, może dwa... a może z miesiąc temu? Jak ten czas szybko leci, a każdy dzień podobny. Od knajpy do knajpy, pijąc postawione przez kogoś piwsko i jedząc okropne żarcie z puszek. Czasem jakiś wyjątkowo wredny typ przekona się, jak ważne są dla niego jego "cohones", gdy zbytnio się spoufali, jednak zazwyczaj do tego nie dochodzi. Na ich szczęście.

Sytuacja zabawna. Facet z fajnym wózkiem spokojnie zagaduje dziewczynę, ta, jakby od niechcenia podejmuje gadkę. Stawia jej kieliszek, potem drugi. Potem wychodzą z knajpy za budynek. Potem szybki zamach jakimś kawałkiem rury i niedawny właściciel jeepa do dziś będzie przeklinać ten dzień. Teraz mogła wziąć kluczyki, i spokojnie odjechać stąd... zaraz, zaraz, czy aby przypadkiem ktoś nie próbuje się wkraść do jej nowego nabytku? Hej! No, tak jakoś wyszło, że się z nimi skumała, ze złodziejami swojego ukradzionego wozu. W dodatku łączyło ich udział w Cannonballu, który pozostawił na nich piętno na wiele lat, oraz zamiłowanie do motoryzacji. CJ wciąż nie może sobie wybaczyć tego TIR'a, widok rozpryskujących się gangerów na motorach we wszystkie strony był czasem nie do opisania. Cóż, stare dobre czasy minęły. Nadchodziły nowe czasy. Czy równie dobre? Zobaczymy.



CJ jest dość niską kobietą, o płomienistych włosach, przystrzyżonych z boków głowy. Czasem na pierwszy rzut oka można błędnie stwierdzić, że jest nastolatką, z racji swojej urody i drobnej postury. Nie ma jakiś drapieżnych kształtów ani twarzy, które u każdego faceta wywołują myśl "Wow, muszę ją mieć!", jednak miło się na nią patrzy. Jedynie ten kałach jakoś do niej nie pasował, ale widać było, że oprócz tej dwójki, karabinek był jej najlepszym przyjacielem. Może stwierdzenie, że Malcolm i John są jej przyjaciółmi jest lekko na wyrost, ale polubiła tych dwóch "braci". Czasem zabawnie było obserwować ich jak się kłócą, próbując błysnąć szarmancją i takimi tam zbędnymi w tym świecie rzeczami. Przynajmniej się starali, i to się podobało CJ. Na początku podchodziła do nich nieufnie. Ot, zbędny balast, pozbędzie się ich przy najbliższej okazji. Jednak potem okazało się, że wcale nie ma takiej pptrzeby zostać wolnym strzelcem. Zresztą, teraz bez swojego TIR'a znaczyła mniej niż zero, a samotna kobieta w tym powojennym świecie za dużo do powiedzenia nie ma. To właśnie jej ciężarówka była jej decydującym argumentem. Bo jak tu opanować drżących kolan, gdy pędzi na ciebie rozpędzone kilka ton monstrualnej bestii?

Usiadła przy stoliku, kładąc obok swój karabinek. Miała na sobie czarny sweter, i takiego samego koloru ciężką, skórzaną kurtę z różnymi naszywkami metalowych zespołów. Na nogach miała wojskowe spodnie w tonacji khaki, pustynnym kamuflażu, oraz ciężkie buty, z otartym ze skóry metalowym czubem na przedzie. Wokół szyi miała zawiązaną czerwoną arafatkę, która podkreślała jej twarz, a na głowie czerwony beret z mosiężną gwiazdką. Niesforna grzywka opadała dziewczynie na twarz, jednak wydawała się ona wcale jej nie przeszkadzać. Czasem tylko zdmuchiwała ją na bok, by ta po chwili wróciła z powrotem. Nie było jej zimno, za wyjątkiem dłoni, które zmarzły jak sopel lodu i schowała je za kurtę.

Nie mówiła od rana nic. Wszakże przed chwilą prawie wstała. Ziewnęła przeciągle, prezentując białe ząbki, by po chwili przykryć ich blask karminowymi ustami. Zdawała się nie zauważyć kelnerki, która stała obok. Wahała się, czy zamówić sobie coś do chlania czy nie. Po chwili wyciągnęła dwa pety i zamówiła whiskey.
 
Revan jest offline  
Stary 01-04-2008, 14:15   #6
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
-75 gambli? – zapytał Matt.
-Ja się zgadzam, ale mój przyjaciel, nie… - dodał patrząc na miejscowego mechanika.
Ten widząc, że oferta chyba przypadła do gustu, uśmiechnął się pewien swego, odpowiadając:
-Pański przyjaciel nie powinien mieć nic przeciwko… W końcu to pański wybór, nie jego. – mówił, przyglądając się przybyszowi z uśmieszkiem na twarzy.
Matt Smith był sporej postury. Pod skórzanym płaszczem ukrywał się kawał niezłego tłuszczu.
Miał długie, ciemne włosy, które jego sylwetce niewątpliwie dodawały uroku. Dziwnie się z nim rozmawiało. Ernie czuł, że postać ta posiada ogromną siłę perswazji i nie chciał się jej poddać.
-Widzi pan… - zaczął Matt odnajdując spojrzenie montera.
-Ja i mój przyjaciel mamy wiele ze sobą wspólnego… - ciągnął odwracając się od niego i przyglądając warsztatowi.
-Można by powiedzieć, że ja i on dzielimy ze sobą wspólne życie, które niewątpliwie PRZYNAJMNIEJ JA chcę zachować na jak najdłużej. – dodał z naciskiem.
Monter był wyraźnie zdezorientowany.
-Nikt tu panu krzywdy nie zrobi, może być pan spokojny. – mruknął ironicznie.
Matt nagle się odwrócił. W ręce miał swojego poczciwego deserta.
-Widzisz Ernie, masz okazję poznać mojego przyjaciela. Będąc u ciebie wczoraj umawialiśmy się na 60 gambli za tą ślicznotkę, a teraz widzę, jest inaczej.
Ernie tępo przypatrywał się broni.
-60 gambli? Może... Wie pan, tyle spraw na głowie, każdemu uczciwemu obywatelowi może się zdarzyć zapomnieć czegoś. – ciągnął błagalnie.
Na to Matt tylko się uśmiechnął.
-Więc dobijemy interesu. - ciągnął. Rzucił sakiewkę w dłonie montera i powiedział:
-Jaguar ma stać przed karczmą za godzinę. – i po tych słowach, wyszedł.


A rozchodziło im się o to. O ślicznego Jaguara XJ6… Jak twierdził Matt, był dla niego idealny.




Wyszedł na ośnieżoną ulicę kierując swe kroki do karczmy. Było cholernie ślisko. Gdy podczas drogi otulał się płaszczem…
„Zimno, jak cholera.” – klnął w duchu.
Coś się stało. Matt pochłonięty zapinaniem płaszcza, nie zauważył oblodzonej sadzawki. Gdy postawił na niej stopę, ta poślizgnęła się i postać wylądowała w śniegu.
Ehh, kurwa… - westchnął i wstał, strzepując z siebie śnieg.
Dotarł do karczmy. Sprawdził kieszenie by zobaczyć, że nic w nich nie pozostało oprócz paru zeschniętych liści tytoniu.
-„Przydałoby się jakoś zarobić” – pomyślał. Gdy przechodził koło słupa ogłoszeń zobaczył coś, co może nie zgadzało się z jego ideałem zarobku, ale dawało gamble.



Poszukuję kilku śmiałków do trudnej roboty.
Płatne w amunicji i w benzynie.
W razie śmierci zapewniamy godny pochówek.
Informacje u barmana.


Szeryf John Wallet, Budbury



Tak więc podszedł do barmana, a ten kazał mu usiąść przy stoliku. Posłusznie wykonał polecenie, a potem wypowiedział jedno magiczne słowo.

-Amen.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."

Ostatnio edytowane przez mjl : 01-04-2008 o 16:39.
mjl jest offline  
Stary 03-04-2008, 18:11   #7
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
John

Za plecami mieli Detroit a przed sobą ostatnie większe miasto nie wliczając Montrealu w północno-wschodnich Stanach - Ottawę. jechali spokojnie jak na Detroiczyków choć dla przedstawicieli innych miast jazda ta mogła wydać się zabójczą. "Po co my tam jedziemy?" - myślał John dociskając pedał gazu...

***

I jest Ottawa - powiedział spokojnie kierowca do reszty kompanów wjeżdżając powoli w obręb miasta. Czy nie uważacie, że powinniśmy zrobić dobre wrażenie na miejscowych? - kontynuował z uśmiechem na ustach. Rzucił spojrzenie na CJ i Malcolma po czym powiedział: Let's Rock - i wrzucił do odtwarzacza starą, lekko porysowaną płytkę z napisem "Na specjalne okazje". Zaraz po tym rozbrzmiała muzyka:

[MEDIA]http://pl.youtube.com/watch?v=Z0cInwUfdp8[/MEDIA]

Mężczyzna jakby pobudzony muzyką zaczął wciskać gaz. Samochód powoli nabierał prędkości by po chwili osiągnąć ok. 100 km/h (przynajmniej tyle wskazywał licznik). Obroty były zbyt niskie by przechodzić na czwarty bieg. Po prostu samochód osiągnął swą maksymalną prędkość. Fieldstone kiwał głową w rytm muzyki, cały czas starając się osiągnąć większą prędkość. Malcolm z tyłu krzyknął:

- Więcej nie pociągnie!

No, to dopiero była motywacja! Romeo mocniej zacisnął ręce na kierownicy, skupił się jak to zwykł robić i… zaczął przyśpieszać! Ołłłłł jeeeee! – krzyczał mijając starą zardzewiałą tabliczkę z trudnym do odczytania napisem: Ottawa - dawaj słonko, jeszcze trochę, o tak! Nadszedł moment by wbić upragnioną czwórkę. Tak też zrobił. Auto po chwili pędziło z prędkością 123 km/h. Wszystko drżało jak by się miało zaraz rozpaść. "Ups…" - pomyślał, gdy na głowę spadło mu lusterko – "chyba pasuje troszkę zwolnić." Delikatnie naciskając hamulec sprowadził pojazd do 60 po czym zaciągnął ręczny. Z wymanewrowaniem były tylko małe problemy. Mianowicie zatrzymali się lekko uderzając w tyłek jakiegoś starego Pickup’a. Kurz i śnieg ciągnące się za jeepem zaczęły opadać. Doprawdy było to muśnięcie, ale John poczuł się jak by wjechał w niego pełną parą.

- Nie mogę się do niego przyzwyczaić – mówił z grymasem na twarzy- Naszym GTX to robiło się większe rzeczy, ale… lepszy rydz nisz nic. Troszkę go podrasujemy i będzie dobrze. Ach, ładnie wyglądasz – rzekł tym razem do samochodu klepiąc go w dach.



- O patrzcie – tu wskazał na jakiś budynek - jakaś knajpa. Chodźcie, ogrzejemy się bo trochę zimno. Po zamknięciu samochodu i krótkiej sprzeczce Fieldstona z Backerem, kto ma wejść pierwszy wszyscy znaleźli się w barze. Dopiero teraz, gdy nie siedział już w jeepie można się było przyjrzeć kierowcy. Miał krótkie przyklaśnięte z braku żelu włosy i krótki zarost na brodzie. Ubrany był w jeans’owe specjalnie podarte spodnie, białą koszulę na którą założył zamszową ciemnozieloną marynarkę. Buty również miał zamszowe, eleganckie w jasnobrązowym kolorze. Omiótł wzrokiem całą knajpę. Jego uwagę przykuł wyróżniający się swym eleganckim ubiorem gość siedzący w rogu. "A jednak są jeszcze ludzie którzy potrafią się dobrze ubrać. Koleś chyba z federacji jest…" - myślał. Po chwili znalazł się przy barze zamówił sok pomarańczowy, za który zapłacił nabojami kaliber 9mm i zwrócił się w stronę stołu przy którym była reszta kompani. Spojrzał na CJ a potem na jej kałacha. "Taka ładna dziewczyna, a taka nieprzystępna. Ciekawe czy mnie tak naprawdę lubi?" – myślał uśmiechając się szczerze do kobiety.
- Co tam wyczytałeś bracie? Jest robótka? Zrobimy to szybko i jedziemy dalej…

Dokąd udadzą się potem nie wiedział. "Coś się wymyśli…" - rzekł w duchu.
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...

Ostatnio edytowane przez Kud*aty : 05-04-2008 o 11:20.
Kud*aty jest offline  
Stary 04-04-2008, 22:39   #8
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Malcolm, John, CJ

CJ jako jedyna z całej trójki zamówiła coś do picia. Chwilę później przyszła kelnerka trzymając tackę, na której była szklanka whisky. Gdy stawiała je przed kobietą, niby przypadkiem, trąciła piersią ucha Johna, który siedział obok i odeszła kręcąc biodrami. Whisky była całkiem niezła jak na dzisiejsze standardy, jednak nie umywała się oczywiście do tej sprzed wojny. Na Malcolma ciągle gapił się gość w kapeluszu i arafatce i prawdę mówiąc trochę go to irytowało.

Leo
Setki czystej niestety nie było, ale była whisky, którą podała ci kelnerka. Gość z mieczem również zaczął się na ciebie gapić, doszło nawet do próby sił, kto dłużej wytrzyma patrząc się na siebie, ale niestety przegrałeś spuszczając wzrok.

Matt
Nie wiesz, czemu, ale jakiś wewnętrzny głos mówił ci, że masz kłopoty. Facet, który sprzedał ci wóz, nie wyglądał na zbyt ucieszonego, gdy groziłeś mu bronią. Wyróżnianie się na obcym terenie nie było zbyt mądre z twojej strony, ale co było, to było. W każdym razie zobaczyłeś swego wspaniałego Jaguara zaparkowanego przed karczmą. Coś ci tu nie grało, ale skoro jest samochód, to chyba wszystko było ok.

Scott

Kelnerka popatrzyła na ciebie z wyrzutem. Najpierw zamawiasz, a potem nie bierzesz. Chcąc nie chcąc dostałeś jednak whisky, którą kelnerka w połowie wylała, chyba specjalnie. W każdym razie obserwowałeś nowoprzybyłych. Twoją szczególną uwagę przykuł gość z mieczem na plecach, który chwilę gapił się na ciebie.

Wszyscy

Barman mówił głównie do Matta, ale tak, że słyszeli wszyscy:

No dziś rano przyjechał chłopak z Budbury, osady, na zachód stąd. Był strasznie zmęczony, zamówił tylko pokój i od razu poszedł w kimę. Z tego, co zrozumiałem to mają jakiś problem dotyczący dzieci. Nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale mówią, że to Moloch! Nie mam pojęcia, po co Molochowi dzieci i zbytnio nie wierzę w te plotki, ale tak gadał Fredry, który jest z Budbury. Facet codziennie dojeżdża swoim starym pick-upem do pracy, a czasem wieczorkiem zostaje na głębszego, więc język mu się rozplątuje. Poczekajcie tutaj, zaraz zawołam chłopaka z góry.

Po kilku minutach z góry zszedł młody, może siedemnastoletni chłopak o długich blond włosach. Wyglądał na zaskoczonego, że jego ogłoszenie przyciągnęło tylu chętnych.

Jestem Scott i szukam kilku najemników… eee…znaczy się kilku ludzi, którzy są w stanie zrobić coś z pewną sprawą…eee… – widać, że chłopak nie był przyzwyczajony do przemawiania. Ciężko było go zrozumieć, ale kieliszek whisky rozwiązał mu język.
Tak, więc w mojej miejscowości, Budbury, na zachód stąd dzieją się dziwne rzeczy. Jakiś sukinsyn porywa nasze dzieci! Obecnie nie ma już czwórki, ale kto wie, co będzie później! Jeśli jesteście zainteresowani, to więcej informacji udzieli wam szeryf w Budbury. Ja mogę was tam pokierować. Eeee… Jakieś pytania?
 
maciek.bz jest offline  
Stary 05-04-2008, 11:00   #9
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Mężczyzna już miał wstać i przylać gościowi w arafatce. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się dwa tygodnie wcześniej, Malcolm, pewnie przed zdzieleniem człowieka w ryj podszedłby do niego i nawiązał przyjemną konwersację. Dopiero potem połamał mu parę kości. Teraz jednak, był nieobliczalny i była tylko jedna osoba zdolna go uspokoić.
- Daj na wstrzymanie - usłyszał głos z zewnątrz. Spojrzał w stronę, z którego on dochodził, widząc zmarzniętego, ale nieco rozweselonego Fieldstone'a.
- No ale ten palant się na mnie gapi - odpowiedział punk.
- Niech się gapi. Nie na rękę nam teraz burdy w knajpie. Pamiętasz tą mieścinę przed Detroit? - powiedział spokojnie przyjaciel.
- No, ale teraz jest tylko jeden. Jeśli tamci mu pomogą, to będzie trzech na trzech. Damy radę. No chyba że właściciel się włączy, ale wtedy ty mu wyjaśnisz. - ton mężczyzny brzmiał, jak ton małego dziecka, które chce sięgnąć po zabawkę, ale nie może.
- Spokój i tyle! - powiedział ostro John.
- No dobra.

No więc facet rozłożył się, poprawiając pochwę z mieczem. Przez cały czas patrzył na przeciwnika. Nie podobał mu się. Wygląda jak te typowe cwaniaki z Vegas, co to teksańskich kowboi chcą udawać. No cóż. Takie życie, pewnie znajdzie się jeszcze wiele okazji do pokazania mu, kto tutaj jest gladiatorem, a kto zwykłym śmiertelnikiem. Potem koleś przysłuchał się słowom barmana i tego młodego, co zszedł z góry. Chłopaki byli na froncie i niejedno widzieli. Jeśli jest to moloch, to pewnie jakiś zbłąkany kidnaper z uszkodzeniem pamięci, albo valkiria. "Zdrowe" maszyny przecież nie porywałyby dzieci. Potem Malcolm dalej słuchał słów pomocnika szeryfa. Wiedział już, że przyjmą to zadanie, ale nie chciał się wyrywać. Co jak co, ale Baker nie ma zbyt wielkiej smykałki do konwersacji...
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)
Bulny jest offline  
Stary 05-04-2008, 12:08   #10
 
Narwany's Avatar
 
Reputacja: 1 Narwany nie jest za bardzo znanyNarwany nie jest za bardzo znany
Odp

Cholera co ja robie?! - pomyślał Leo. Teraz raczej nie potrzebuje żadnych burd...- Kiedyś awantura w barze była codziennością, ale nie teraz. Teraz trzeba szukać sojuszników a nie wrogów. Przydał by się ktoś, z kimś można by porozmawiać podróżując, radio przestaje wystarczać po kilku latach jazdy po kraju. I na dodatek żeby nie wbił ci noża w plecy. Ale takich to chyba już nie ma. Przyjaciół "od serca" można było szukać przed wojną. Teraz każdy liczy na siebie. Aczkolwiek miło byłoby kogoś takiego znaleźć.

Dało zauważyć się cichą dyskusję przy stoliku kolesia na którego przed chwilą się gapił. Barman zaczął gadać coś do jakiegoś kolesia, ale wszyscy to słyszeli. Chwilę później przyprowadził młodego chłopaka. Nie był chyba zbyt doświadczony w publicznych przemowach. Język mu się plątał tak, że nie mógł się wysłowić. Wypił przy barze szklankę whiskey i zaczął mówić:

Tak, więc w mojej miejscowości, Budbury, na zachód stąd dzieją się dziwne rzeczy. Jakiś sukinsyn porywa nasze dzieci! Obecnie nie ma już czwórki, ale kto wie, co będzie później! Jeśli jesteście zainteresowani, to więcej informacji udzieli wam szeryf w Budbury. Ja mogę was tam pokierować. Eeee… Jakieś pytania?

-Hmm...zawsze to i coś. Trochę benzyny i amunicji się przyda.- powiedział sobie pod nosem Leo. Zastanawiał się chwilę czy ma mówić pierwszy czy zobaczyć reakcję pozostałych. Męczyło go to przez krótką chwilę, po czym głośno powiedział:
-Ja mogę jechać...Nawet od razu. Może ktoś jeszcze? Po co tracić czas, może zaprowadzić nas wszystkich za jednym razem.- powiedziawszy to odwrócił się do innych i rzucił pytające spojrzenie. Nie wiedział czy zrobił dobrze mówiąc dwa ostatnie zdania, ale trudno. Następnym razem się zastanowi zanim coś powie. Wstał, owinął się chustą i powiedział:

-To ja wychodzę. Poczekam na zewnątrz. - po czym odwrócił się w stronę drzwi i ruszył wolnym krokiem.
 
Narwany jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172