Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2009, 23:30   #1
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
THE END[Neuroshima] Kruchy Lód (18+)

NEUROSHIMA - KRUCHY LÓD

Akt I - "Stąpanie po Kruchym Lodzie"



Denver, dnia 28 października 2057 roku, godzina 21:41.

- Trzymajcie się ludzie i nie zasypiać. Dopiero się zaczyna. Popatrzcie sobie na fajerwerki!

Te słowa padły z ust jakiegoś trepa z Nowego Jorku. Dziwne, pierwszy raz chyba słychać Nowojorczyka który gada o czymś innym niż wspaniałym USA...

Noc jest całkiem ładna. Czyste niebo, tysiące mrugających gwiazd i księżyc w połowie. Żadnej chmury. Jest nawet dość ciepło jak na październikową noc, jednakże nadal musicie być w swoich paramilitarnych kurtkach. Dobrze, że macie ze sobą jakąś odzież jesienno-zimową. Paradoksalnie, w składach jest deficyt ciuchów a nadwyżka spluw i amunicji.

Nadwyżka spluw i amunicji... to chyba jakaś propaganda.

Nie wieje. To dobrze. Czujecie się wypoczęci... jak na podróż odkrytą ciężarówką. To też dobrze. Byłoby świetnie gdyby nie warkot silników, telepanie na dziurawej międzystanówce i te odgłosy wojny.

Syreny, kilka syren. Brzmią tak samo. Każda z nich swoim dźwiękiem powoduje więcej strachu niż najlepszy horror. Każda z nich zwiastuje śmierć.

Niebo nad Denver jest ciągle przeszywane światłami potężnych reflektorów i ogniem z broni przeciwlotniczej. Na początku myśleliście, że Moloch zaczął robić maszyny latające. Na szczęście, to "tylko" ostrzał rakietowy od Obrońców i innych specjalistycznych maszyn.

- Za kwadrans dziesiąta i godzina zero. Módlcie się, byśmy się w nic nie wpieprzyli. -przerwał "ciszę" jeden z trepów.

- Na przykład? -drugi starał się przekrzyczeć hałas.

- No nie wiem. Pole minowe? Zasadzka maszyn czy tych świrusów?

- Nie kracz!

Ledwo padły te słowa, a pierwsza maszyna z pochodu - motocykl, zniknął w potężnym słupie ognia.

- No i masz! Wykrakał! Miny...

Ciężarówki się zatrzymały, tak samo jak jeepy i pozostałe motocykle. Jeden z żołnierzy wstał i wspiął się na podest na tyle szoferki. Wygląda gdzieś za nią.

- O kurwa. -sapnął i odwrócił twarz do was- Zasadzka!

W tej sekundzie właśnie dostał jakimś ciężkim pociskiem w potylicę. Przebiła hełm i czaszkę, eksplodując na przodzie twarzy. Upadł w chmurze krwi i szczątków na blachę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ch13ahytct0&feature=related[/MEDIA]

Świetnie. Zaatakowali was. A wy... macie przy sobie tylko osobiste rzeczy. Punkt zaopatrzenia miał być na południowych przedmieściach Denver. Ledwo kilka krótkich kilometrów stąd. To oznacza... że macie tylko swoją zwyczajową broń. Deagle w przypadku Tima, Beretta u MJ i Garand w rękach Scorpiona.

- Ludzie, wychodzić wychodzić, kurwa, wychodzić! Siedzimy tu jak...

Nie dokończył. Gdzieś spośród pustynnych skał wyprysły serie z broni maszynowej, granaty i rakiety. Coś eksplodowało przy waszej ciężarówce. Zaraz potem, dwie rakiety grzmotnęły w burtę wozu, rozrywając kawał paki. Ludzie latają w strzępach, wrzeszcząc. Wóz przechylił się na bok. Zniszczenia dopełniła wiązka granatów rzucona na podwozie. Eksplozja wyrwała dziurę w podłodze paki, zabijając kolejnych żołnierzy i wprawiając pojazd w kilkukrotne dachowanie.

Huk, dym, ciemność...

Po chwili zbudziliście się, wszyscy troje. Nie znacie się, ale macie wrażenie, że musicie to zmienić. Tylko wy przeżyliście zniszczenie ciężarówki.

Płonący wrak waszego pojazdu, ozdobiony zmasakrowanymi szczątkami waszych niedoszłych towarzyszy leży bokiem na piachu. Tył oderwał się i obsunął do rowu zaraz obok. Pojazd przebił betonowo-ceglany murek który stał parę metrów stąd. Wszędzie walają się potłuczone cegły i kawały betonowej ściany.

Plusem waszej sytuacji jest to, że nikt do was nie pruje i macie wręcz wymarzony zestaw osłon.

Wszędzie słychać eksplozje granatów i serie z automatów. Smugi i rozbłyski zamieniły dawniej spowitą mrokiem nocy autostradę w piekielną dyskotekę.

Gdzieś na przodzie rozległa się zwielokrotniona seria wybuchów. Miejsce domniemanego pola minowego teraz pokrywała chmura ziemi. Najwidoczniej saperzy szybko się uporali z tą przeszkodą.

Gorzej z wrogami którzy nacierają na was od drugiej strony autostrady. Ostrzeliwują okoliczne ciężarówki zza betonowego murku.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 05-05-2009, 12:10   #2
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Scorpion otworzył oczy. Ciemność powoli zamieniała się w jasność, z której zaczęły wyłaniać się poszczególne kształty, wciąż jednak zniekształcone. Zamknął oczy i otworzył je ponownie, a świat ukazał mu się w całej swej brutalnej rzeczywistości. Najemnik początkowo nie wiedział gdzie jest i po co, ale nie miało to większego znaczenia w momencie, kiedy ktoś do niego wali, chyba ze wszystkiego co ma. Nie wstając podczołgał się pod ciężarówkę. Miał nadzieję, że nie wyleci za chwilę w powietrze. Dopiero wtedy rozejrzał się dookoła powoli kojarząc fakty.
Był w mieście, które ktoś sprytny, przed wojną, nazwał Denver i przybył tu by pokazać Molochowi siłę banditos. A przynajmniej tak sobie tłumaczył jego, niezbyt przemyślaną decyzję. Pamiętał też, że jechał do jakiejś bazy, czy fortu. Najwidoczniej tam nie dojechał. Wokół niego leżało mnóstwo ciał, w zdecydowanej większości już nieruchomych. Scorpion przyjrzał się tym leżącym najbliżej, czy nie mają jakiegoś przydatnego sprzętu, ale nie zrobił tego zbyt dokładnie, gdyż kanonada nie ustawała.
"Ciekawe czy ktoś wie, że niektórzy z nas jeszcze żyją?" pomyślał. Wychylił się ostrożnie by zerknąć co się dzieje, a po chwili szybko schował się z powrotem. Sięgnął po swojego Garanda, odbezpieczył go i oczekiwał na rozwój wydarzeń. Liczył, że ktoś z żywych wie o Molochu więcej niż on, co swoją drogą nie było jakimś wielkim osiągnięciem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 06-05-2009, 18:28   #3
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ nie czuła się najlepiej. W obecnych czasach nikt zresztą nie czuł się dobrze. To, czego nie zdołał zniszczyć Moloch dokończyły warunki klimatyczno-sanitarne. Najbardziej dokuczliwe było pragnienie. Filtrowanie i odkażanie każdej kropelki wody było procedurą tak żmudną jak i uciążliwą. MJ miała podkrążone oczy. Ogólne wysuszenie organizmu plus osłabiająca i upierdliwa arytmia sprawiały, że dziewczyna czuła się jak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem.

"Ciekawe co siądzie mi pierwsze, pikawa czy nerki" - pomyślała z cynicznym uśmiechem.

Ostatnimi czasy kiepsko spała. Oprócz koszmarów przeszłości nękały ją wizje walki z otaczającym Molochem. Siedząc w zatłoczonej ciężarówce (wiozącej ludzi różnego pochodzenia i o różnej przeszłości) czuła, że się dusi. Kątem oka spojrzała na Tima - jedyną osobę, którą znała i której obecność dodawała jej otuchy. Poznali się jakiś czas temu w Nowym Jorku podczas "wpadki" Tima w czasie jednej z akcji. Na szczęście MJ udało się poskładać chłopaka w jeden kawałek. Przynamniej jej wiedza medyczna nie poszła na marne. Jako że nic nie trzymało jej w NY bez namysłu przystała na propozycję wspólnej podróży. Ciekawe czy słusznie postąpiła...

- Trzymajcie się ludzie i nie zasypiać. Dopiero się zaczyna. Popatrzcie sobie na fajerwerki!- usłyszała gdzieś z przodu wozu. - "Dowcipniś" - pomyślała zniesmaczona. Była zmęczona i to bardzo. Starała się oddychać równo by uspokoić serce i nie myśleć o tym jak strasznie chce jej się pić. Chwilę później jednak rzeczywistość zmusiła ją do całkowitego otrzeźwienia.

- Zasadzka! - usłyszała ostrzegawcze zawołanie. Nim jednak zdążyła zareagować rozpętało się piekło. Pojazdy i ludzie wylatywali w powietrze niczym papierowe samolociki - bezładnie i jakby nic nie ważyli. MJ skuliła się i uchwyciła się mocno ramy pojazdu. Było to dobrym posunięciem - chwilę później auto zaliczyło dachowanie. Diabelski młyn przy tego rodzaju przeżyciu to pikuś. Dziewczyna straciła na chwilę kontakt z rzeczywistością. Gdy doszła do siebie przede wszystkim rozejrzała się chcąc ocenić sytuację.

- Tim! - krzyknęła i odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że nic mu się nie stało. Tym razem. Miał skubany dużo szczęścia, tak samo zresztą jak i ona. I jeszcze jeden mężczyzna, którego nie zdążyła jednak o nic spytać, gdyż ten natychmiast wystrzelił z auta i schował się pod ciężarówką. Teraz dopiero MJ zauważyła, że to nie koniec zabawy. Przez kłęby dymu i płomieni dostrzegła w oddali kształty śniące się jej co noc w czasie koszmarów - Moloch.

- Kurwa mać - zaklęła całkiem już przytomnie i spojrzała na Tima - Spadamy, trzeba zejść z widoku!

Przykucnęła z boku ciężarówki przy drzwiach i wymacała za paskiem ukochaną Berettę.

- "Taką zabawką za dużo im nie zrobię. To jak rzucanie naftaliną w kulkach w mole" - dziewczyna zaczęła przeczesywać okolice ciężarówki w poszukiwaniu lepszego sprzętu. Może z wybuchu ocalał jakiś karabin albo przynajmniej amunicja na zmianę.

- Tim geniuszu, jakieś pomysły? - krzyknęła do kolegi.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 06-05-2009 o 18:31.
Ribesium jest offline  
Stary 08-05-2009, 22:28   #4
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Nierówny warkot silnika ciężarówki wybijał rytm ich podróży. Nie ma się co dziwić, samochód był ledwie trzymiącym się kupy starym wrakiem, a paliwo które w niego wlano nawet nie stało w wiaderku z przedwojennym olejem napędowym. Kolebali się na wąskich ławeczkach ustawionych wzdłuż burt paki samochodowej. Jechali na Wojnę… na pieprzoną wojnę z Molochem, jak reszta byli częścią Armii Nowego Yorku.

Międzystanowa do Denver nie była w najlepszym stanie. Położoną na wysokim nasypie asfaltową nakładkę, zdobiły liczne wyrwy i dziury, które dawały o sobie co chwilę znać, kolejnymi seriami wstrząsów. Zmierzali ku miastu, w długim konwoju posiłków, który miał zasilić wątłą obronę ruin.

Spojrzał na MJ, śliczna blondynka z Hegemonii z irokezem na głowie, siedziała tuż obok. Kiedyś poskładała go w jeden kawałek, kiedy podczas zasadzki na Północnym Froncie został ciężko ranny w nogę. Dzięki pierwszej pomocy dziewczyny, nie wykrwawił się tam na radioaktywnym piachu i zgliszczach.

Teraz Los połączył ich razem… zostali wysłani do Denver… a raczej do tego co z niego zostało.


*****

Tim usłyszał gwizd pocisku szybciej niż pozostali. Już kiedyś miał okazję go słyszeć, kiedy wysyłane przez zaczajonych w zasadzce Obrońców rakiety masakrowały jego oddział i kumpli. Nigdy tego nie zapomni. Zerwał się z ławki ale w tej właśnie chwili oślepił go blask i ogłuszył porażający huk. Ciężarówka eksplodowała, a siła wybuchu rzuciła ich i to zostało z pojazdu w dół nasypu.

W głowie mu szumiało, a bębenki w uszach pulsowały tępym bólem. Rozejrzał się wokół, wszędzie tylko ogień i smród przypalonego ciała… siłą woli powstrzymał odruch wymiotny. Zerwał się i pochylony podbiegł do MJ, która jednak szybko odzyskała rezon:

- Tim geniuszu, jakieś pomysły?

Żołnierz nie mógł uwierzyć, że nawet w takiej chwili w głosie kobiety dało się wykryć nutkę żartu.

- Pomysły? Mam jeden, spieprzajmy stąd jak najszybciej. Głowa nisko laska i chowamy się za osłonami. Musimy się przebić do miasta. Może uda nam się po drodze jakieś gnaty znaleźć, bo tutaj nic nie widzę.

Przeładował Eagla i powiedział do MJ:

- Biegnij za mną, jakieś trzy, cztery metry z tyłu.

I ruszył ku następnej osłonie. Wokół świstały pociski…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 09-05-2009, 09:34   #5
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Ledwo wszyscy znaleźliście się przy rozwalonej szoferce, chcąc uciekać lub czekać na rozwój wydarzeń, a znów zaczęło się coś dziać.

W dół zbocza pomknęło kilka smug ognia z jakichś miotaczy płomieni. Drewniane elementy paki ciężarówki stanęły w płomieniach.

Przez murek przeskoczyło kilku kolesi. Jeden ma w rękach dwa obrzyny, dalszych czterech ma dwururki - tak zwykłe jak i pionowe, tak zwane kniejówki. Prowadzi ich jakiś lepiej ubrany "żołnierz" z jakimś małym, jednoręcznym peemem.

Przyjrzeliście się im dobrze. To kiedyś byli ludzie. Nieuleczalnie chorzy (nierzadko na popromienną chorobę), szaleni, lekko zmutowani lub zcyborgizowani. Omamieni przez Molocha w różny sposób, stworzyli niewielką, acz bitną bandę znaną jako "Sekta" - gdyż wyznają Molocha jako bóstwo.

Teraz ich przedstawiciele schodzą w dół zbocza, celując we wrak ciężarówki. W końcu zaczęli sypać kulami i chmurami śrutu, szatkując pakę i okoliczne trupy. Nie wiedzą jeszcze o waszym istnieniu...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 09-05-2009, 15:27   #6
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ wyszczerzyła zęby w uśmiechu. "Laska"... Tim był jedyną osobą, która mogła się zwracać do niej w ten sposób bez narażenia na konsekwencje w postaci utraty zdrowia lub przynajmniej górnych jedynek. Jeśli oczywiście potencjalny imbecyl by je posiadał.

- Yes'sir! - krzyknęła w odpowiedzi - Swoją drogą niezły ten plan. Prosty, łatwy do zapamiętania... - puściła do Tima oko. Na wszelki wypadek odbezpieczyła swoją Berettę i uginając ręce w łokciach przycisnęła broń do siebie lufą do góry.

- Hej, koleś - zwróciła się do drugiego mężczyzny, nadal leżącego pod ciężarówką i obserwującego rozwój wypadków, prawdopodobnie licząc albo na znalezienie lepszego sprzętu, albo na pozostanie niezauważonym. - Będziesz tu sobie zakładał obozowisko, czy też ruszysz tyłek zanim maszyny przerobią Cię na frytki z ketchupem? Podnoś zadek i ruszaj za nami.

To mówiąc dziewczyna rozejrzała się wokół i, jak radził Tim, trzymając nisko głowę, ruszyła chyłkiem parę metrów za nim do następnej osłony, w każdym momencie gotowa do strzału lub bardziej brawurowej akcji.

W międzyczasie zauważyła, że przez murek przeskoczyło parę osób. Na pierwszy rzut oka wyglądali normalnie, jak ludzie. Jednak już po chwili można było dostrzec fizyczne atrybuty mówiące o ich prawdziwym stanie. Mutanty. MJ czuła do nich odrazę. Jeśli człowiek ma na tyle słabą wolę, że nie jest w stanie kontrolować się psychicznie lub fizycznie a brakuje mu odwagi by z godnością palnąć sobie w łeb nim przemieni się w monstrum, to nie jest wart współczucia.

- Zajebiście - mruknęła do siebie niemniej, obserwując przemieszczające się istoty. Na szczęście zwyrodnialcy jeszcze ich nie dostrzegli. Dopóki zajęci są rozbebeszaniem zwłok i zgliszczy są bezpieczni. Miała nadzieję, że na tyle długo, by ona, Tim i "ten drugi" jak nazwała w myślach faceta spod ciężarówki, zdołali zniknąć z pola rażenia i widzenia.
 
Ribesium jest offline  
Stary 10-05-2009, 16:49   #7
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Scorpion obserwował spokojnie rozwój wypadków, gdy doszły go jakieś głosy. Odwrócił się, by ujrzeć jednego z żołnierzy, wyglądającego na zaprawionego w bojach z blaszakami weterana i zgrabną "laseczkę" z irokezem na głowie, która prawdopodobnie też niejedno już widziała. Nie był to jednak najodpowiedniejszy moment na podziwianie widoków, dlatego najemnik ponownie zajął się obserwowaniem pola walki.

Właśnie wtedy usłyszał kobiecy głos zwracający się prawdopodobnie do niego:
- Hej, koleś. Będziesz tu sobie zakładał obozowisko, czy też ruszysz tyłek zanim maszyny przerobią Cię na frytki z ketchupem? Podnoś zadek i ruszaj za nami.

"Frytki?" pomyślał. Nie bardzo mu się podobało, że jakaś blondyna z czubkiem na głowie wydaje mu polecenia, ale z drugiej strony ma dziewczyna charakter. Opanowując chęć zobaczenia frytek zrobionych z człowieka, tym bardziej, że tym człowiekiem miał być on sam i trzymając się blisko ziemi ruszył za innymi ocalonymi.

Wszystko wskazywało na to, że wojna z Molochem to nie będzie taki spacerek, jakiego Scorpion się spodziewał. Blaszaki potrafią walczyć, to trzeba im przyznać, czego nie można chyba powiedzieć o ludziach. W parę sekund prawie cały oddział przestał istnieć. Najemnik coraz mniej żałował decyzji o wyruszeniu na tę wojenkę. To może być bardzo interesujące.

Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by się nad tym rozwodzić, bo oto ku nim biegła jakaś banda. Początkowo pomyślał nawet, że to inni, którzy przetrwali zasadzkę. Zwątpił w to, gdy tamci zaczęli walić w ciężarówkę. Wtedy dojrzał, że nie są to zwykli ludzie. Bynajmniej tak nie wyglądali. "To ludzie też są przeciwko nam?" zdziwił się w myślach. "To wszystko jest popieprzone."

Przez chwilę wahał się, czy by sobie nie postrzelać, ale zwyciężyła chęć przetrwania i oszczędność na amunicji, której miał niewiele. Kontynuował więc marsz za plecami "dziewczynki".
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-05-2009, 20:03   #8
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Zatrzymał się… szkolenie i wrodzony refleks pomogły. Szybko schylił się i schował za przeszkodą, nakazując to samo MJ i jeszcze jednemu ocalałemu. Przez murek odgradzający autostradę od bezmiaru pustyni przeskoczyło kilku osobników. Z daleka wyglądali na ludzi, jednak coś tu nie grało. Ich ruchy nie były prawdziwie naturalne. Dopiero gdy zaczęli się zbliżać, Tim zauważył mechaniczne kończyny u niektórych i organiczne mutacje.

Wraki ludzi, zmodyfikowane przez bestialską Maszynę wyglądały groteskowo i okropnie. Zbliżali się szybko, otwierając ogień z kilku karabinów i strzelb. Ołów gwizdał w powietrzu, póki co nie czyniąc im krzywdy. Celem mutasów były martwe ciała, teraz podrygujące w rytm piekielnego taktu, wygrywanego przez kolejne strzały.

- Nie widzieli nas – wyszeptał do MJna razie prują na oślep. Idziemy dalej tylko ostrożnie… i trzymajcie palce na spustach.

Pochylił się jeszcze bardziej, ścisnął w spoconych dłoniach rękojeść izraelskiego potwora… tylko na tej zabaweczce będą mogli polegać… kula kalibru .357 Magnum zabijała na miejscu. Pytanie tylko czy wystarczy im amunicji i czasu… wolał o tym nie myśleć.

Ostrożnie parząc pod nogi i szukając osłony ruszyli dalej
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 13-05-2009, 22:01   #9
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
MJ/Scorpion/Tim Payton

Minęło może pół minuty kanonady i sytuacja uspokoiła się. Mutasy wypruły sporo sztuk amunicji, szatkując trupy i wrak wozu. Zauważacie, że benzyna kapie z uszkodzonego baku wozu. Szkoda czarnego złota, ale może do czegoś się ten wyciek nada? Na przykład do podpalenia pojazdu - co może się okazać niebezpieczne dla waszych przeciwników.

Wrogowie obchodzą wrak z dwóch stron. Wszelkie wasze i ich rozmowy oraz inne odgłosy są zagłuszane przez kanonadę i okrzyki od strony autostrady. Coś jeszcze wybuchło kilka razy, lecz to na pewno nie były rakiety. Ktokolwiek szył z nich, przestał.

Nie możecie nigdzie uciec. Nie ma za czym się skryć, prócz za wrakiem.

Wtedy jednak nadeszło zbawienie. Od strony murku, po waszej lewej stronie, nadeszło kilka serii. Trzy terkoczące kałasznikowy na miejscu zabiły kilku przeciwników. Mutasy próbują zasypać kałachowców chmurami śrutu, lecz na daremne. W końcu, wśród zdeformowanych eksplodował granat odłamkowy, posyłając resztę do piachu - dosłownie.

Niestety iskry z eksplozji zapaliły wyciek ropy, który dość szybko zaczyna dochodzić do baku pojazdu.

Żołnierze zza murku zniknęli, widząc swoje małe zwycięstwo.

Ponadto, zauważyliście że w szoferce były trzy metalowe skrzynie. Dosyć ciężkie, gdyż nieźle wbiły się w piach przy kraksie. Zamknięte, jednakże nie na klucz. Opasane taśmami parcianymi by wzmocnić wieko.

Szybko mignął wam przed oczami obraz z przeszłości - w środku tych skrzyń jest broń dla obrońców miasta.

Pytanie tylko co teraz zrobić: uciec i ratować się przed eksplozją czy spróbować uratować fanty? Albo jeszcze coś innego?

James Ringstean

Minęło dwa dni od Twojego postoju w mieścinie znanej jako Castle Rock. Przez dwa dni przejechałeś na swoim wierzchowcu sporo kilometrów, nadkładając drogi by uniknąć band gangersów i mutantów. W końcu, w zasięgu wzroku były ruiny wielkiego miasta Denver - centrum obrony przeciwko Molochowi. Bijącego serca Frontu.

Było już późno, grubo po dziewiątej. Dochodziła już dziesiąta. Od strony miasta słychać syreny, wystrzały, eksplozje. Na niebie rozbłyskują smugi z broni przeciwlotniczej oraz rakietowe bombardowanie ze strony maszyn Molocha.

Na międzystanówce, niedaleko na północny wschód od Ciebie najwidoczniej wybuchła rozwałka między posiłkami dla miasta a Molochem. Rakiety i miny eksplodują co chwila. Czarne punkciki na horyzoncie, będące najwidoczniej ciężarówkami ludzi, eksplodowały i były strącane z autostrady. Słychać ostrą kanonadę. Serie z broni maszynowej i pojedyncze wystrzały mieszają się, by stworzyć nietypową symfonię.

Twój kawałek drogi do Denver, biegnący na północ, jest spokojny - lub to tylko pozory. Nie widać jeszcze strażnic, ani nikogo innego. Możesz kontynuować podróż do miasta... lub z łatwością dostać się na międzystanową pogrążoną w bitwie.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 14-05-2009 o 11:16.
Micas jest offline  
Stary 15-05-2009, 00:18   #10
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację

Ściemniało się. Fioletowa kula słońca skryła się za horyzontem, zdobiąc nieboskłon arią różu i granatu. Z północy zawiał ciepły wicher. Tumany pustynnego pyłu poderwały się, tańczącego dziko w resztkach wieczornych promieni. Po paru minutach, wiatr, tak nagle jak się pojawił, zniknął. Pognał gdzieś dalej nad pustkowia. Powietrze stało się gęste i ciężkie. Zaniepokojony koń zastrzygł uszami i zachrapał krótko. Jeździec nie miał mu tego za złe, czuł to samo. Mdlący zapach wojny i śmierci. "Więc to już tu" Uśmiechnął się do siebie, przygryzając tlący się już tylko papieros. Poklepał szyję konia i wyszeptał - Bóg czuwa tylko nad odważnymi, przyjacielu, jedźmy dalej - Koń zarżał zrezygnowany i podjął posłusznie jazdę, uderzając kopytami o rozoraną powierzchnię starej międzystanówki.

Po dwóch godzinach jazdy w mroku, nocne niebo rozświetlił imponujący pokaz sztucznych ogni, dawany właśnie przez stanowiska rakietowe obu stron. Jeździec i koń przystanęli, spoglądając zafascynowani w niebo. Jamesowi widok kojarzył się z zasłyszanymi przy ognisku indiańskimi opowieściami o duchach przodków, toczących od wieków swoje bitwy na niebie. A może to co widział, było walką samego Boga z Szatanem? Nawet nie próbował sobie wyobrazić niszczycielskiej mocy takich broni. Zmarszczył brwi i skrzywił się boleśnie. Pierwszy raz od wielu lat, zaczął czuć się bezsilny i zbędny. Nie wyobrażał sobie w jaki sposób mógłby się tutaj przydać. "I po co żeś tu jechał. Przecież ty się wcale na tym nie znasz... Na co im głupi klecha ze starą spluwą, jeśli posiadają taką broń?" - Z myśli wyrwał go dopiero odgłos pobliskiego starcia. Nim zdążył się dokładniej przyjrzeć, w samym środku konwoju wybuchła burza ognia. Żywioł w mgnieniu oka strawił część pojazdów i ich zaskoczonych pasażerów. Wrzask mordowanych ludzi, i terkot broni niósł się echem po całej okolicy. James westchnął ciężko i spojrzał przed siebie. Prosta, bezpieczna droga, prowadząca do miasta. Spojrzał w bok. Rozbłyski broni ludzi walczących desperacko o życie. Westchnął ponownie. Boleśniej. Zaciągnął się ostatni raz chciwie papierosem i zsiadł z konia. Dla pewności sprawdził, czy broń jest naładowana. Sześć grubych pocisków .44 tkwiło pewnie na swoim miejscu. Przynajmniej tyle. Po krótkim zastanowieniu chwycił jeszcze drewniany krzyż wiszący mu u szyi. Pocałował go z szacunkiem i przywiązał do uzdy konia.

- Ruszasz do miasta - wskazał koniowi prostą drogę - Później cię znajdę - Po czym mocno klepnął go w zad, spoglądając, jak zwierzę rusza w stronę Denver.

Szkoda mu było towarzysza ale tutaj na nic mu się już nie przyda. Wiedział, że szanse odnalezienia go później będą minimalne. O ile oczywiście nie zastrzeli go jakiś spanikowany dureń albo ktoś go sobie nie przywłaszczy. Cóż, ewentualnymi koniokradami zajmie się w swoim czasie - myśląc o tym, pogłaskał czule zimną lufę Magnuma, uśmiechając się brzydko. Rozejrzał się jeszcze krótko po okolicy i ruszył pędem w stronę zaatakowanego konwoju, starając się kluczyć między przeszkodami, mogącymi zapewnić mu osłonę.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-05-2009 o 01:42.
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172