Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2009, 12:20   #21
 
Foigan's Avatar
 
Reputacja: 1 Foigan nie jest za bardzo znany
- Участника есть все! (Rus. Partia jest tam!) – w końcu starzec niemal wykrzyczał to na czym zależało Korbie, perswazja ustna jest dzisiaj niczym w porównaniu do zastraszenia. Ba, często nawet sugestia użycia siły jest znacznie skuteczniejsza od samego czynu. Starzec wskazywał palcem jakieś odległe miejsce, miejsce gdzie Wasilij już był, stara stacja benzynowa. A więc znowu na tą cholerną paliwstację. Przypomniał sobie słowa Saszy wysyłającego go po płyny hamulcowe i płyny chłodnicze, o dziwo nikt tego nie ukradł, w sumie do niczego by się to nikomu nie zdało, palić się nie pali, a i wypić się tego nie da, nie ryzykując poważnego zatrucia, w dużym procencie wywołującego marskość wątroby, niestrawność, śpiączkę i w rezultacie śmierć.
- Спасибо (Ros. Dzięki) – rzucił jeszcze staruchowi po czym wolnym krokiem ruszył w kierunku wspomnianej stacji. Miejsce to nie było dawniej bezpieczne, po za wariatem z łomem usilnie starającym się odebrać komuś życie i dwóm dziwkom sprzedającym się z niewiadomych powodów za pieniądze, bezużyteczne kawałki papieru, Wariatki, były jeszcze psy, były to dobre stwierdzenie. Zwykłe kundle, a jednak jak wyczuły potencjalną ofiarę, mimo, że większą i silniejszą starały się ją zabić za wszelką cenę, były gotowe poświęcić życie za choć ochłap mięsa, nie inaczej skończyły.

Z zadumania wyrwały go okrzyki jakichś ludzi, właśnie przechodził przez slumsy, nie slumsy to raczej złe określenie, po wojnie cała Ukraina była jednym, wielkim slumsem, ta okolica to raczej jakaś hegemonia, pełna oprychów i raczej odstraszających dziwek, z których korzystają tylko desperaci. Szedł dalej spokojnym krokiem, nikt nie zwracał na niego uwagi, tak i on uwagę skupiał raczej na drodze niźli na przechodniach.
Krzyk, przeraźliwy, donośny krzyk, Kroba energicznie rozglądnął się wokół, nic. W pobliżu nie było nikogo, jedynie stary człek grzebiący w jakichś podwójnie przerobionych śmieciach w poszukiwaniu czegoś co mogło by choć na chwilę ukoić niesamowite odczucie głodu. Jednak krzyk się nasilał, w końcu ból, silny jak nigdy dotąd, spazmy bólu rozrywały głowę Wasilija, złapał się za nią obiema rękami i zaczął krzyczeć. Zaczął się miotać jak oszalały nie zwracając na nic uwagi, złapał za kawałek gruzu i rzucił w starca, ten z krzykiem przerażenia zaczął uciekać. Złapał za rurkę i zaczął nią tłuc co tylko mógł, ściany, ziemię, przydrożny słup... Ustały. Nie było już krzyku, ból także ustąpił. Czujkow zaczął powoli się uspokajać, serce waliło mu jakby przeniósł pół tony cementu w kilka minut, oddech przyspieszył niebezpiecznie, zaczął się dusić, odruchowo ściągnął maskę, odruchowo bo czuł, że zagradza mu dostęp do świeżego powietrza, próbował wciągnąć choć odrobinę tlenu... Nic. Zaćmiło mu się w oczach, upadł na kolana, następnie osunął się całym ciałem na ziemię. Nie stracił przytomności, pozycja nie wymagająca od niego dodatkowego wysiłku, mianowicie stania, pozwoliła odzyskać mu równomierny oddech, leżał tak przeszło kilka chwil, nikt się nie zainteresował jego krzykiem co pozwoliło mu nie stracić niczego co miał przy sobie. Podniósł się, usiadł opierając się o ścianę. Wsadził rękę do kieszeni by wyciągnąć butelkę z wiadomą zawartością.
- Шлюха! (Ros. Kurwa!) – krzyknął gdy szkło zbitej flaszki poraniło mu palce, wyją je z kieszeni i ze złości rzucił w przeciwległą ścianę. Ulżyło mu, ale tylko na chwilę. Siedział tak jeszcze jakiś czas bez ruchu by dojść do siebie. Paliwstacja, partia. Przypomniał sobie cel swojej podróży. Zaparł się rękami o ziemię, później o ścianę i wstał, otrzepał drelichowe ubranie w kolorze szarym, tak charakterystyczne dla niegdysiejszych mechaników, wyciągnął z pod pazuchy czapkę, dawny hełmofon czołgistów i założył na głowę. Ruszył wartko przed siebie, wiedział, że musi dojść tam i to jak najszybciej, nim brak alkoholu sprawi, że zwariuje do końca.
Chwilę później przemierzał park z pomnikiem kolei Trans-Syberyjskiej, kolejny grobowiec dawnej chwały, przystanął przy nim na chwilę i wspominał kunszt dawnych inżynierów. Wtedy krzyk powrócił, jednak tym razem łagodniejszy, jakby stłumiony przez dłoń przystawioną do ust kobiety. Wasilij przestraszył się i chwycił dłońmi głowę, jakby spodziewał się niebawem nagłego bólu, jednak ból nie nadchodził, a stłumiony krzyk kobiety od czasu do czasu się nasilał, jakby udawało jej się usunąć rękę napastnika z jej ust. Rosjanin rozglądnął się w koło... Nic. A jednak, tuż za pomnikiem dojrzał czapkę raz za razem wychylającą się z za sporego kawału gruzu. Chwycił metalowego pręta leżącego gdzieś nieopodal, wyrwanego z jakiegoś muru, którego spory kawałek dyndał jeszcze z drugiego końca, tworząc tym samym z pręta broń na wzór starożytnej wekiery. Powoli zakradł się do człowieka, który dając upust swojej chuci nie usłyszał go. Ona ma może z piętnaście lat, pomyslał.
- Проклятый рыть ямы (Ros. Ty pieruński kopidole!) – krzyknął i zamachnął się prętem, trafiając delikwenta w czubek głowy co skutecznie go unieruchomiło na wsze czasy. Ten runął całym swoim ciężarem zgniatając dziewczynę, a z jego głowy popłynęła obficie krew. Jeszcze dygotał gdy dziewczyna łkając dziękowała Wasilijowi za ratunek, wygrzebała się z pod ciała i przylgnęła wciąż płacząc do nogi Korby, ściskała ją jakby była jej. Myślałem, że mi przejdzie, myliłem się, to nie ciebie miałem uratować, to nie ty mogłaś ukoić moje nerwy. Uderzył ją ręką w twarz, upadła na ziemię, przestraszona oddaliła się i patrzyła na niego tak jakby spodziewała się najgorszego. Co się teraz z nią stanie? Jeszcze tyle życia przed nią? Nie interesuje mnie to. Odrzucił pręt i odszedł nie zwracając uwagi na nasilający się płacz dziewczyny.

Kilka chwil potem dotarł do wyznaczonego sobie celu, nic więcej nie przeszkodziło mu w jego podróż, przetarł pot z czoła trzęsącą się dłonią i trochę otępiałym wzrokiem spoglądał na coś co kiedyś było stacją paliw, lub dla niektórych żyłą złota.
 
Foigan jest offline  
Stary 27-11-2009, 23:32   #22
 
XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 XIII ma wyłączoną reputację
- Стаяць! Што ты шукаеш, ебать чэхаў? (Białorus. Stać! Czego tu szukacie, pieprzeni czesi?) - Te słowa niczym komenda "stać" spowodowały, iż Morda i Feliks stanęli w miejscu. Powoli obaj odwrócili się, Feliks nie rozumiał co krzyknął stojący za nimi facet z bronią i nie mógł zapytać Mordy o tłumaczenie, bo obaj wiedzieli... Nie gadaj po polsku, bo pomyślą, że coś knujesz powtórzył sobie w głowie Feliks.
Mimo tego, że dwumetrowy napastnik trzymał broń, obaj towarzysze ze stoickim spokojem odwrócili się, bo przecież gdyby miał ich zabić to już by to zrobił. Feliks spojrzał w stronę Mordy próbując jakby powiedzieć w myślach... Odpowiedz mu coś stary trepie chcąc spojrzeć na Mordę, musiał odwrócić całą głowę, gdyż połowiczne spoglądanie w stronę towarzyszy oznacza jedno "Coś knują !".
Morda zamlaskał, lekko opuścił głowę po czym stanął prosto i rzucił.
- Хлопец камуністычная партыя, і я тут толькі для зносін і трубы (białorus. Towarzysz szuka partii komunistycznej, a ja tu tylko dla towarzystwa i na fajeczkę)
Feliks nie lubił takich sytuacji, może śmierci się nie bał, ale bezradności nienawidził jak diabeł święconej wody. Szczególnie, że chwile w bezradności zwykle wydają się ciągnąć godzinami, nawet jeżeli w rzeczywistości trwają jedynie kilka minut...
 
XIII jest offline  
Stary 28-11-2009, 11:36   #23
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://ghoster9x.fileave.com/01.%20Metallic%20Monks.mp3[/MEDIA]

Jakiś stary ułom siedział w kącie, i popijając starą, mocną wódką, obserwował wszystkich bacznie. Nie zwracał na siebie zbytniej uwagi, jednak coś ciągnęło w jego stronę. Twardy wąs, twarda gęba, twarde łapy. Na stole trzymał Kałasznika, oraz paczkę nabojów. Tak kompletnie na wierzchu, jakby się wręcz prosił, by ktoś mu dokopał i zabrał to...
Jakieś, niezbyt urodziwe, prostytutki malowały się nawzajem kosmetykami nieznanego pochodzenia, w brudnych szmatach, ledwo okrywających ich ciało, którego pewnie dotykało więcej ludzi niż opłatka w Boże Narodzenie.
Po chwili do Lisa wszedł Wania, spóźniony o jakieś dziesięć minut. Przysiadł się do lady, przy której Łysy męczył jakiegoś owada, wybebeszając go nożem.
- Ну, що ти хочеш поговорити, лисий? (Ukr. No, o czym chciałeś pogadać, Łysy?) - Powiedział, zamawiając u Pietruchy Sobieskiego i stawiając dwa, zasyfione kieliszki na ladzie.

Facet nadal stał wgapiony w Psa i Mordę, jednak już opuścił Sajgę, uśmiechnął się, wyszczerzając niedomyte, pożółkłe zęby.
- Вы не ў Чэскую -эспубліку! Я хачу ведаць, калега партыі, ха! Вы пасля заказу быў зроблены на Чарнобыльскай А-С, ці не так? Выконвайце за мной, сабо. (Białorus. Nie jesteście z Czech! I kolega chce poznać Partię, ha! Ty po to zlecenie na Czarnobyl, racja? Chodźcie za mną, trepy.) - Powiedział uradowany, wskazując na dalszą drogę, w kierunku, w którym szli.

Pusto, wszędzie pusto i ponuro, żywej duszy nie ma. Opuszczona stacja paliwowa, wypróżnione kanistry z benzyną, niedziałające auto, w środku jakieś półki i szafki, dawno bez sprzętu, jedzenia czy makulatury. W środku nikogo nie było, a wokół stacji walały się jakieś szczątki samochodów, akumlatory czy inne śmiecie do nich. Zaczynało się robić ciemno, a z oddali słychać było ten nagły, wręcz mityczny wrzask Krwiaka, mutanta, który nie znał litości, i nikt go nigdy nie widział...
Korba stał pośrodku ulicy, wpatrzony w oddal, jakby obserwując zagrożenie, jednak wydawało się, że nikogo tu nie ma. Droga, którą wskazał starzec naprawdę była... Przerażająca wręcz, dalej w kierunku Partii ciągnęły się tylko ruiny miasta i na wpół zjedzone budynki.

Przekazy z Komunistycznej Partii zgasły, nie chcąc przywabiać zwierząt i głodnych zmutowańców, a wszyscy chowali się, jak nie w domach, to w barach...
 
Ghoster jest offline  
Stary 29-11-2009, 00:20   #24
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Cały Kijów leżał w gruzach. Jak i cały świat. Oraz ludzkie morale, skoro już mowa o ruinach.

Ira szła przez opustoszałe centrum handlowe, starając się nie hałasować. A nabierała w tym coraz większej wprawy, bo i okazji nie brakowało. Światło, które wpadało do zrujnowanego budynku przez niegdyś przeszklone, teraz zionące pustką ukraińskiego nieba świetliki w dachu, walczyło z cieniami i półmrokiem w dole. Beton. Metal. Pokruszone szkło. Zgrzytało pod ciężkimi, wojskowymi butami – też znalezionymi, ale jeszcze na terenie Rosji. M40, który trzymała mocno, dodawał jej pewności. Być może nie przydawał jej dziewczęcego uroku, za to pomagał utrzymać nerwy na postronku i zachować trzeźwość myśli w tym szalonym mieście.

Wróbel nie wątpiła ani przez chwilę, że ludzie, nie przygotowani do opuszczenia bunkrów tudzież innych kryjówek, zwyczajnie oszaleli, wrzucenie na głęboką wodę nowej rzeczywistości. Nie potrafiłaby wymienić ani jednej osoby – z tych, które znała lub spotkała na swojej drodze – o której mogłaby z ręką na sercu powiedzieć, że była w pełni zdrowa na umyśle. Nawet Kostia miał swoje odchyły. Nawet ona, Irina. Bo czy jej pragnienie odnalezienia Andriuszy nie było obsesją? Nie graniczyło z białym obłędem?

Miejsce, przez które szła, sprzyjało podobnym rozmyślaniom. Ponure. Rozbrzmiewające głuchym echem. Rozglądała się, jakby miała oczy dookoła głowy. Stan galerii gwarantował wiele kryjówek. Miało to plusy i minusy, dlatego dziewczyna zachowywała czujność. Dzięki temu pochwyciła słowa, które przyciągnęły od razu jej uwagę. Aha, nie jest sama. Ciało wykonało ruch, nim umysł podjął decyzję. Dopomógł jej półmrok, gdy ukryła się pod jednym z tarasów centrum – budynek miał kilka poziomów, z pustą przestrzenią pośrodku, kiedyś pewnie była tam fontanna, oświetlana słońcem przez sufit – wśród kurzu, pogiętych prętów, zerwanych kabli i połamanych płyt z betonu i ceramiki. Zbliżający się mężczyźni – dwaj Czesi – nie zauważyli jej. Tuląc karabin, swojego ostatniego przyjaciela, zaszyła się w milczeniu w swojej kryjówce. W ukrywaniu się też była coraz lepsza.

- Даже нос не высовывай, Воробей. (ros. Nawet nosa nie wystawiaj, Wróblu.)
Ostatnie słowa Kosti – ostatnie, skierowane do niej – rozbrzmiały w głowie dziewczyny. Spełniała więc jego ostatnią wolę – i dzięki temu wciąż żyła.

Wytężyła słuch, nadstawiając uszu, i przysłuchiwała się rozmowie. Nie znała czeskiego, ale był trochę podobny do polskiego. A ten ostatni liznęła, przebywając z Andrzejem. Andrzej... Jego imię padło między nadchodzącymi drabami, wychwyciła je i uczepiła się go. Czy mogło chodzić o Andriuszę? Czy on tu przyjdzie? Kostki jej dłoni zbielały, gdy zacisnęła kurczowo ręce na karabinie. Niemal wstrzymała oddech.

Niech przyjdzie, swołocz. Niech przyjdzie. A ona poczęstuje go – od serca, wszak byli jak brat i siostra – kulą w brzuch. I będzie patrzeć, jak jego wnętrzności wypływają na zakurzoną posadzkę, a życie gaśnie w oczach, gdy będzie się ślinił i pluł krwią, umierając powoli.

Ani trochę nie obchodziło jej, że komuś postronnemu te myśli wydałyby się naiwne i głupie.

Z tego, co zdołała wyłapać i zrozumieć - raczej z kontekstu i znajomo brzmiących słówek - mężczyźni mówili o Andrzeju jak o jakimś ważniaku. Szycha, tak? Ciekawość, kiedy się takiej pozycji dorobił. Skupiła się, próbując zapamiętać nazwę organizacji, którą wymienili. Albo i nie, tak naprawdę nie była pewna. Jakaś siła militarna? Nie potrafiła stwierdzić, czy określili ją dokładniej. Jej znajomość języków obcych okazała się zbyt nikła. Przysłuchiwała się dalej, ledwie śmiąc oddychać. Serce wybijało marszowy rytm. Bała się, że za głośno przełyka ślinę, ale Czesi chyba nie spodziewali się dodatkowych słuchaczy. Najwyraźniej była bezpieczna w swojej kryjówce. Wolała jednak nie ryzykować, siedziała więc cicho jak mysz pod miotłą.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 29-11-2009 o 00:41.
Suarrilk jest offline  
Stary 29-11-2009, 00:51   #25
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
- Andrew někde unikl znovu! (Cz. Andrzej gdzieś uciekł, znów!) - Podniósł ton jeden z mężczyzn, stając na chwilę w rozkroku i gapiąc się w sufit.
Irina siedziała schowana za dolną połówką drewnianych, solidnych drzwi, wyważonych z pomieszczenia obok. Nie była to na pewno dobra ochrona, a stojące przed nimi drzwiczki samochodu także nie starczyły, by przeciwstawić się jakimś kulom. Nie z tej odległości. Ale przynajmniej była dobrze ukryta, obserwując dwóch Czechów przez dziurkę od klucza.
- Hajzle. Armáda jako armáda, Chalickij neodpusti mu. (Cz. Pieprzony sukinsyn. Wojsko jak wojsko, Chalickij mu nie daruje.) - Wróbel rozumiała jako tako czeski. Może nie potrafiła odznaczyć w słowniku poszczególnych wyrazów, ale wyłapywała sens z kontekstu, słysząc pojedyńcze wypowiedzi, jakie rozumiała, czy słysząc to, jak kto mówił.
Jeden z nich był ubrany w solidny, wojskowy mundur w ciapy. Na głowie poszarpany beret, w ręce Abakan 94, dobra, unikatowa broń w tych czasach, prawie nie do znalezienia, a jednak. Nieogolona broda i twarz ukryta za odblaskowymi lenonkami, bardzo dużymi, jak na ten typ okularów. Szurał czarnymi butami o kawałki drewna i wyrwanego ze ściany obok betonu.
Drugi był niski, niższy od przeciętnego człowieka. Ubrany w za duży mundur, także z Abakanem, dodatkowo trzymając w drugiej ręce PMa. Ryj miał twardy, czerwony od wódki. Jednocześnie zmęczony i wkurzony czymś... Stojąc tak w galerii, na jakichś zniszczonych, połamanych i podrapanych płytach CD, odezwał się do towarzysza.
- Odpustit, ne odpustit. Ne že by mi to jedno, potřebuju penize. (Cz. Daruje, nie daruje. Nie obchodzi nie to, potrzebuję forsy.) - Na pewno byli z wojska, armii jakiejś, paramilitarnej organizacji. Z takim sprzętem i gadką nie mogli przecież być nikim. Ale... Żeby tak Andrzej doszedł do tego stopnia? Niemożliwe...
 
Ghoster jest offline  
Stary 29-11-2009, 04:07   #26
 
XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 XIII ma wyłączoną reputację
Udało się. Chociaż niektórym mogłoby wydawać się dziwnym, odpowiadać w taki sposób komuś kto mierzy do Ciebie z karabinu, jednak tutaj to norma. Jeżeli nie zostałeś zabity od tyłu, jesteś na łasce Twojego oprawcy, co byś nie odpowiedział, jeżeli mu się nie spodoba, umrzesz.
Zostaje Ci tylko modlić się.
Morda pożegnał Feliksa słowami - Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać. - potem zwyczajny uśmiech, machnięcie ręki i powrót do sprzątania u Pietruchy.
Feliks szedł przed siebie, dalej, między wzgórzami gruzu i śmieciami, które tworzyły ściany nie do przejścia. Im dalej szedł przed siebie tym groźniej było schodzić z utartych ścieżek, zaczynały pojawiać się druty kolczaste, powbijane w ziemie żelazne pale oraz inne pułapki.
Jak już nie raz, Polak szedł samotnie, jak ten bezpański pies.
Wieczór powoli okrywał Kijów granatowym płaszczem nocy, robiło się ciemno, nawet kruki zniknęły.
Cisze przerywały tylko jęki dochodzące czasem z dali.
Mijając gruzowiska Feliks co jakiś czas zatrzymywany był przez głosy, których właścicieli nie dało się zauważyć gdyż ukrywali się gdzieś między śmieciami.
-Якія, стаяць там!(Białorus. Stać, kto tam ?!)
Pies nie miał pojęcia o co chodzi, ale odpowiadał.
-Polak.
Głosy milczały, wiadomo było, iż jak ktoś doszedł już aż tak daleko to miał powód by tu być, a pytanie służyło sprawdzeniu czy przypadkiem żadna dzika bestia nie przedostała się po gruzie przez osłony.
Każdy krok podejmowany po ścieżce wydawał swój własny odgłos, od zwykłego chrzęstu po stukot złomu. Zbiór kroków wręcz układał się w swoistą muzykę, a przynajmniej tak starał się myśleć Feliks by zabić sobie ciszę.
Jedynie tak mógł odgonić od siebie niepotrzebne myśli, takie jak wspomnienia czy myślenie o przyszłości lub obawa o to co będzie za moment.
Odganiał te myśli, bo wspomnienia już były i nie wrócą, jego oczekiwania nigdy się nie spełniały, tak więc myślenie o przyszłości było stratą czasu, zaś za moment, mogło być wszystko. W takich momentach sam już nie wiedział czym zająć swój prosty umysł, dlatego wymyślał chociażby wsłuchiwanie się w melodię swoich kroków.
Po pewnym czasie zatrzymał się przed jednym z kilku ukrytych między ruinami, bunkrów. Bunkry te były już trochę stare, ale wciąż zapewniały dobrą osłonę, szczególnie że zostały ulepszone przez Partię, dodano do nich metalowe płyty, druty kolczaste, dodatkowe miejsca dla strzelców oraz rząd żelaznych, ostrych śmieci, na które łatwo można było się nadziać. Przed wejściem do budynków stało zwykle przynajmniej dwóch uzbrojonych osobników oraz po jednym, ukrytym gdzieś między gruzem.
Lepiej tu nie wyciągać broni, gdyż schowany strzelec miał rozkaz zastrzelić każdego kto wyceluje bronią w stronę członków Partii.
Polak zatrzymał się przed strażnikami, stając wręcz na baczność i wymierzając im pewne siebie, spokojne spojrzenie rzucił
- Ja na Czarnobyl.
 
XIII jest offline  
Stary 29-11-2009, 15:29   #27
Sev
 
Sev's Avatar
 
Reputacja: 1 Sev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znany
Igor mimowolnie zakrył nos wierzchem dłoni. Chociaż przez całe swoje „kurewsko zasrane życie” żył w brudzie i ubóstwie ,więc był raczej przyzwyczajony do zapachów krwi ,potu i zgnilizny ,to nigdy jeszcze nie czuł tak mocnego smrodu. Wysypisko cuchnęło całą swoją wielką okazałością. Właściwie to zdawało się istnieć tylko po to by śmierdzieć. „Zdawało się” bo buszujący tu i tam menele prawdopodobnie mieli inne zdanie. Śmieciowisko było dla nich jednym z podstawowych środków przeżycia. Morderstwa i kradzieże czasem nie wystarczały. W stertach gruzu i odpadków organicznych dało się znaleźć czasem resztki ubrań ,bądź rzeczy których brzydziły się zjeść nawet szczury. Na takie właśnie sterty wyrzucano czasami i zwłoki. Wyrzucali je ludzie na tyle pedantyczni ,że trup przeszkadzał im na ulicy ,w barze lub w „mieszkaniu”. Nie próżnowały więc szczury albo też bezdomni ,którzy dawno już przekroczyli normy człowieczeństwa – kanibale. Wysoko nad kopcami śmieci powiewała dumnie flaga Partii.

Bury zaczął przedzierać się przez stosy. Raz po raz trafiał butem w coś miększego. Wydawało przy tym swoiste plaśnięcia. Gdy spojrzało się w dół oczom ukazywał się widok w pół zjedzonego ,gnijącego trupa. Raz po raz przed mężczyzną przemykał jakiś menel. Jeden z nich czujący łatwy łup nie uciekł przed Igorem ,lecz zastąpił mu drogę. Z jego oczu promieniował Red ,a w jego dłoni błyskał sprężynowiec. Bury powoli spojrzał mu w twarz. Ćpun pod naporem nieugiętego spojrzenia i widoku Kedra za paskiem ,którego dopiero teraz zauważył, uciekł przerażony.

Po jakimś kwadransie przedzierania się przez odpadki Igor wyszedł wreszcie na betonowy placyk. Przed nim stały nieugięcie stare ,najprawdopodobniej napromieniowane, betonowe bunkry. Na jednym z nich powiewała właśnie gwieździsta flaga. Bury poprawił broń przy spodniach i dziarsko ruszył ku wejściom.
 
__________________
"Czemu nosisz miecz na plecach?"
"Bo wiosło mi ukradli"
Sev jest offline  
Stary 29-11-2009, 22:00   #28
 
Foigan's Avatar
 
Reputacja: 1 Foigan nie jest za bardzo znany
Wasilij w końcu dotarł na stację paliw, która była niejako wymuszonym postojem przed dalszą podróżą. Wszędzie wokół walały się części samochodów, kanistry i inne zupełnie nieprzydatne w tej chwili przedmioty. No może poza kanistrami, które to były tak samo ważne i kosztowne w handlu wymiennym jak woda, bowiem stanowiły najlepszy pojemnik do składowania, ochrony przed dodatkowym zanieczyszczeniem i transportu tejże, jak i również innych drogocennych substancji. Korba podniósł jeden z nich i potrząsnął, odpowiedział mu przesypujący się z kąta w kąt piasek. Pusty, pomyślał, Pewnie jak cała reszta. Odłożył kanister z powrotem na ziemię i zainteresował się samochodem. Stara Łada, jeden z topowych modeli 2105, mimo swojej archaicznej budowy wytwarzana, aż do trzeciej wojny, prosty silnik na gaźniku i niemalże zero elektryki, wymarzony samochód do naprawy w warunkach poligonowych. Kiedyś pewnie biały kolor, teraz przypominał odcień skorupki kaczego jajka, podszedł i otworzył wciąż leżącą na swoim miejscu maskę, pomimo braku przednich błotników, zderzaków, atrapy chłodnicy i szyb. Zadziwiające. Przy silniku brakowało jedynie kilku drobiazgów, których brak umożliwiał odpalenie samochodu na krótko, akumulator pewnie jakiś się znajdzie. Ważny był też stan baku, co zdziwiło korbę, to że na wskaźniku na kokpicie wskazówka wskazywała nieznaczną zawartość tegoż pojemnika, ale musiał to sprawdzić, wskaźniki często się zawieszały, podszedł do niego i za pomocą rurki sprawdził. Jest. Odrobina benzyny, ile nie wiedział, ale na odpalenie na pewno starczy. Bateria. Rosjanin rozejrzał się w koło, jest nawet kilka, wyrwał żarówkę z jedynego przedniego reflektora i znalazł kawałek kabla, po kolei sprawdził kilka akumulatorów walających się po stacji. Jest! Humor Wasilija nagle się poprawił, gdy żarówka przyłożona do klemy jednego z akumulatorów zaświeciła słabym światłem. Powinno wystarczyć. Podniósł baterię i zainstalował w samochodzie. Połączył na krótko klemę plusową akumulatora i starter rozrusznika, silnik zajęczał chrapliwie ruszony po kilkudziesięciu latach stania, drugi kabel zapewnił zasilanie cewki zapłonowej, trochę paliwa do gaźnika i powtórzył próbę. Odpalił, gada! Radość, to coś czego Wasilij dawno nie czół, samochód pracował bardzo nierówno i lekko przygasał, ale pracował. Szczęśliwy wsiadł do środka uprzednio wkładając do niego jakiś kawał gruzu jako siedzisko, gdyż siedzeń w nim nie było, włożył pierwszy bieg. Popuścił sprzęgło... Nic. Sprawdził drugi, trzeci i czwarty bieg, dalej nic. Co jest? Wyszedł na zewnątrz i klęknął zerkając pod samochód. Kurwa! Brakowało wału napędowego, a raczej był na swoim miejscy tylko, że w dwóch połówkach. Chwilę potem z pozostałości rury wydechowej głośno huknęło, raz potem drugi i silnik staną. Jak pech to pech, nie mogłem się przecież spodziewać pełnego baku. Korba podniósł się i otrzepał ubranie. Ściemniło się dość niebezpiecznie, stracił dużo czasu na prace z samochodem, a nie mógł sobie pozwolić na dalsze opóźnienia. Ruszył w kierunku partii, powinien dojść tam w kilka minut, ale im dłużej zwleka tym bardziej wystawia się na zagrożenie. Nikt nie powinien przebywać w nocy poza swoim legowiskiem, to jedno z praw rządzących zniszczonym Kijowem. Wartki marsz przerwał mu kolejny raz skowyt, przystanął i wsłuchiwał się chwilę w zawodzenia mitycznego Krwiaka, gdy tylko ocenił odległość na bardzo bezpieczną, a serce przestało kołotać, ruszył dalej, nie miał czasu do stracenia.
 
Foigan jest offline  
Stary 01-12-2009, 12:00   #29
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Łysy siedział w barze popijając piwo. Do piwa zamówił jakieś żarcie - może i jest to post apokaliptyczne gówno jednak i tutaj człowiek jeść musi. Gdy najadł się i popił piwem spojrzał na jedyny zegar w barze, który nie zawsze chodził. Spóźnia się, a niedługo będzie zbyt ciemno żeby iść. Trudno - idę sam.. Łysy dopił piwo, zapłacił i wyszedł. Nad ruinami kijowa słońca pieściło ostatnimi promieniami ciepła wszystkich którzy się znaleźli na dworze. Zgodnie ze wskazówkami partyjniaka Łysy ruszył w kierunku parku. Szedł spokojnie i czujnie. Co jakiś czas słyszał jakieś odgłosy terkotu karabinu. Normalna to rzecz. Znowu ktoś zabija kogoś. Chyba faktycznie trzeba stąd wiać. Niedługo skończy się tu żarcie, a zacznie piekło.. Łysy nie był jakimś sztukmistrzem w przetrwaniu, jednak nie raz jadał żarcie dla zwierząt. Na szczęście było produkowane tak, aby było zdatne do spożycia przez ludzi. Tak czy siak żarcie dla zwierząt oznaczało dwie rzeczy. Skończyło się inne jedzenie, a co za tym idzie i te puchy starczą na niedługo. Kanibalizm, szczury, a później powolna śmierć głodowa. Oczywiście możliwe, że ktoś znajdzie jakieś inne miejsce gdzie ostało się trochę normalnego żarcia. Czy jednak warto ryzykować? Lepiej popłynąć z prądem rzeki nad Prypeć. Gdy tak rozmyślał i dywagował słońce niemalże schowało się za horyzontem. kilka ostatnich promieni jakby chciało mu wyznaczyć drogę " idź tam" po chwili także zniknęło. 15 minut... a później już nie będzie szarówy, tylko ciemność. Za dziesięć powinienem wyjść z parku... Łysy przyspieszył kroku ściągając broń i odbezpieczając - tak na wszelki wypadek. Możliwe, że nie spotka nikogo, tak samo jak możliwe, że jednak kogoś lub coś spotka. Kolejne kroki były miarowo przyspieszane czyli krótko mówiąc - zagęszczał ruchy. Kilka minut później wyszedł z parku, który nocą bywał bardzo niebezpieczny. Nie raz słyszał od barmana czy klientów gdy płacili historie o rozrywanych na strzępy ludziach przez jakieś mutanty czy inne bestie. Partyjniak mówił, że niedaleko parku jest galeria, później złomowisko i stacja benzynowa. Chyba.... Łysy nie miał wyboru i musiał zdać się na swoją pamięć, a przede wszystkim się odlać. Po tych piwach odwaga mu skoczyła ale także i przestrzeń w pęcherzu zmalała. Gdy załatwił potrzebę fizjologiczną w pobliskich krzakach, zauważył iż jest niedaleko galerii. Chyba stamtąd słyszał strzały, ale mógł się mylić. Trochę się pokręcił, jednak zdołał obejść galerię i przemknąć obok. Była już noc. Po ciemku niebezpiecznie się idzie, jednak nigdy nie wiadomo czy czasem nie jest to bezpieczniejsze od czekania do poranka. Łysy już oddalał się w kierunku jakiś bunkrów - przynajmniej tak mu się zdawało, że to ten kierunek na siedzibę komuchów. Droga była nierówna. O ile główna ulica była w miarę bezpieczne i połatana, o tyle tutaj natura już odbierała to co jej i bardziej to przypominało las aniżeli drogę. Las. Stare powypalane drzewa, które nigdy już nie zakwitną. Tani opał, jednak ponoć w drzewach jest sporo trucizny, odłożyło się promieniowanie i ogień jest zielony. Nie nadaje się nawet na opał. Łysy szedł między tymi drzewami powoli. Nigdy nie wiadomo co się spotka. W okół walało się pełno gruzu. Zauważył, że jest też pełno drutu, pordzewiałego ale zawsze. Zebrał ile się dało i ile zobaczył w ciemnościach i ruszył dalej.Na wnyki powinno się nadać. Spokojnie minął Złomowisko, słysząc tylko jakieś rozmowy, zapewne jakiś śmieciarzy i doszedł do stacji benzynowej. Księżyc świecił dość jasno. Kiedyś tutaj znalazł tabliczkę, gdzieś tam było jego "plemię". Zauważył, starą ładę. Samochód jeszcze sprzed wojny. Siedzenia były bardzo wygodne. Przynajmniej tak twierdziła "starszyzna plemienia". Podszedł do łady i dotknął pieszczotliwie jej maski. Teraz wyglądała na srebrnął ale tak na prawdę była...Ciepła? Ktoś odpalił ten złom? Ktoś tu był i może nadal być.. Rozmyślania te przerwał mu skowyt. Słyszał go wcześniej. Był to Krwiak. Tyle, że wcześniej dochodził ów skowyt z bardzo daleka, a teraz.... Łysy ruszył bardzo szybko przed siebie rozglądając się na boki. Nie bardzo chciał skończyć jako czyjeś pożywienie. W końcu doszedł do bunkrów o których opowiadał partyjniak. Wyczerpany, głodny i spragniony. Bunkier wyglądał na rozsypujący się, jednak z otworów strzelniczych można było zobaczyć światło. Podszedł do drzwi, ściągnął plecak, przekąsił jedzeniem, popił resztką jakiejś wody i załomotał w drzwi:
-Я в Чернобыле ... (Rus. Ja na Czarnobyl...)
Po czym stanął przed drzwiami i czekał aż ktoś mu otworzy.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 03-12-2009, 01:11   #30
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Ze zdenerwowania zaczęła się pocić.

Blin. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce będzie całkiem mokra. Dziewczyna nie odważyła się jednak rozpiąć skórzanej kurtki. Dźwięk suwaka mógłby rozbrzmieć w tym betonowym relikcie przeszłości Kijowa głośniej niż seria z karabinu. A na myśl o tym, że mogliby odkryć jej obecność, ciarki przebiegały wzdłuż jej kręgosłupa, wystającego jak równik pośrodku chudych pleców. Jeszcze chwila, a zacznie jej burczeć w brzuchu. Nawet mimo zimnej, stalowej dłoni lęku, która ścisnęła jej żołądek.

Czy poradziłaby sobie z nimi?

Widziała niewiele przez dziurkę od klucza, ale dość, by zauważyć, że stanowili dziwną parę, ale równie zdeterminowaną i paskudną, jak wszyscy kijowianie. Tego niskiego może zdołałaby powstrzymać, choć wyglądał na furiata. Gdyby nie miał broni... A ten wielki? W najlepszym razie walnąłby ją na odlew kolbą. Pewnie by ją zgwałcili, żeby potem mieć się czym podniecać w puste, samotne noce. Może by ją tak zostawili, ale nie chciało jej się w to wierzyć.

Irina może i nauczyła się, jak zachować żelazne nerwy w ekstremalnych sytuacjach – a które sytuacje nie były ekstremalne w tej nowej rzeczywistości – lecz ta chwila niepewności, strachu o własną skórę i ciążącego milczenia przedłużała się. Rozwlekała, jak przesadnie długie zdania kompletnie nudnego wykładu, poświęconego jakiemuś niebagatelnemu, ale absolutnie abstrakcyjnemu zagadnieniu z dziedziny astrofizyki albo mechaniki kwantowej, jakie można było znaleźć w stareńkich, prawie rozpadających się i przesiąkniętych zapachem kilkudziesięcioletniego kurzu książkach, które mieszkańcom bunkra udało się zabrać wraz z nikłym dobytkiem. Zwyczajnie miała dosyć i tego napięcia, i domysłów, czego te dwa pacany tu chcą, czy Andrzej tu przyjdzie, a przede wszystkim – czy jest to jej Andrzej, jej przyjaciel, brat i wróg?

A przede wszystkim wzbierała w niej wściekłość, że marnuje bez sensu czas. Ile jeszcze będą tak siedzieć? A co, jeśli ściemni się, nim zdąży wrócić do swojego lokum? Zgroza, iść obok upiornego parku po zmroku. Przez chwilę nawet szukała jakiejś drogi ucieczki. Wymknięcia się niezauważenie. Przeważyła ciekawość – a jeśli to naprawdę JEST Andrzej, ten Andrzej? Może dowie się czegoś, co pomogłoby jej w zemście. Nie tutaj, nie teraz. Ale przecież była cierpliwa. Nauczyła się tej cierpliwości.

Zacisnęła usta i zmrużyła oczy, czując zalewający ją chłód. Tym razem zupełnie inne uczucia wywołały tę falę zimna w brzuchu. A miało być tak prosto. Zwyczajny wypad po żarcie. Omal nie westchnęła, ale w ostatniej chwili powstrzymała ten odruch. Cicho, cicho. Irracjonalnie przypomniał jej się wierszyk z dzieciństwa.

Тише, тише,
(ros. Ciszej, ciszej,)
Кот на крыше,
(Kot na strzesze,)
А котята eще выше.
(A kocięta jeszcze wyżej.)

Do diabła, pójdą wreszcie czy nie?!

--
blin - "cholera" po ros.
pacan - koleś, gostek po ros.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 03-12-2009 o 23:17.
Suarrilk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172