Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2009, 20:30   #31
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Ciemno. Jakiś mrok spowijał wszystko wokół, zabijając liche światła, płynące z głębi bunkrów. Powiewająca na wietrze, wetknięta bezwiednie w worek z piaskiem flaga, na której widniał złoty młot i krzyż na czerwonym tle przypominała o dawnych czasach komunizmu, znanych jedynie z opowieści, z legend o towarzyszu Stalinie i jego poprzedniku Leninie, którzy odmienili losy świata, jak nagłaśniali prorocy. Przypominała o radzieckich mrozach, które pozwoliły rosjanom wygrać niejedną bitwę.

Dzisiaj nikt nie znał uczucia mrozu. Nawet noc była gorąca, z wrzącym piaskiem, który nie ostygnął po całodziennym nagrzaniu przez palące słońce. Wokół unosiła się potężna smuga dymu, a zewsząd nadciągał ostry zapach benzyny. Korba szczególnie dobrze ją wyczuwał, chcąc znaleźć chociaż najmniejszy bak, który mógł mu posłóżyć. Niestety, to coś dochodziło z wewnętrznej części bunkrów. Na warcie stał jakiś potężny, wysoki rosjanin w mundurze z kałasznikiem. Obok drugi, i trzeci. Wszyscy nieproporcjonalnie więksi od innych mieszkańców Kijowa. Masywniejsi, wyżsi, mocniejszi, i co najważniejsze, lepiej uzbrojeni. Siedzieli przy stalowych, kutych drzwiach wokół małego stolika zrobionego ze starego sedesu, a obok paliła się pełna gazet beczka, oświetlając okolicę. Dało się stamtąd usłyszeć niski głos krzyków, śmiechów i rozmów. Rosyjskie kawały o babci i dziadku rozbrzmiewały, podnosząc ponury nastrój pustkowii. Korba siedział schowany na jedym z wyższych uniesień, spoglądając na członków Partii zza dziurawych drzwiczek samochodu.

Przy tych samych strażnikach pojawił się barczysty facet ze schowaną w pasie maczetą. Męczył w ustach starego, powyginanego papierosa, stojąc przy gościach, którzy prawie nie przejęli się tym, że on do nich gada. W końcu jednak jeden z nich wstał od stolika, przy którym leżała jakaś radziecka wersja kart.
- Полюса, а? Говорите ли вы русский? (Rus. Polak, co? Mówisz po rosyjsku?) - Zapytał. Feliks porozumiewawczo skinął głową, że nie mówi, jednak rozumie parę słów. - Можа быць, беларускім? (Białorus. Może białoruski?) - Ten znów skinął głową.
"Żołnierz", ponieważ takie sprawiał wrażenie, spojrzał na swoich kolegów. Oni pokiwali łbem, co dało Psu prosto do zrozumienia, że raczej niewielu ludzi w tym miejscu zna polski. A i nawet nikt z tych tutaj nie znał ukraińskiego, mimo faktu, iż znajdowali się w Kijowie.
W końcu masywne wrota otworzyły się, ukazując długi, ciemny korytarz prowadzący w dół. Pośrodku sufitu rozciągały się kable, prowadzące od lampy do lampy. Nie świeciły one jednak. Jedna zniszczona, druga mrugała, trzeciej nie było, czwarta odpadła. I tak dalej, każda jedna. Gdy tylko Feliks, zszedł w dół, jego oczom ukazała się sporych rozmiarów komnata obłożona potarganą tapetą koloru hebanu, pomieszanego z seledynową cyrylicą, dawno zatartą, niemożliwą do zrozumienia przez nikogo.
Na małym krześle siedział członek Partii. Dzierżył w rękach SWD, głaszcząc głowicę broni swoimi, ukrytymi za grubymi rękawiczkami, dłońmi. Nie przejął się zbytnio obecnością Feliksa, ponieważ nie spuszczał wzroku z karabinu wyborowego, który, w tych czasach, nie był często spotykany, ale za to ceniony w postapokaliptycznym świecie, za swoją niezawodność.
- Moslicki! Иди сюда, некоторые trepa хочу поговорить! (Rus. Moslicki! Chodź tutaj, jakiś trep chce gadać!) - W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł dobrze zbudowany człowiek o ostrych rysach twarzy. Wyszedł z korytarza, który tak samo prowadził ku schodom, jak ten, przez który dostał się tutaj Feliks. - Шлюха! Даже два! (Rus. Kurwa! Nawet dwóch!) - Rzekł, wpatrując się w Igora, który, z Kedrem w łapach, także rozglądał się po pomieszczeniu. Szybko poznał Psa, który sprzątał u Pietruchy za żarcie. Skinął mu głową, po czym zaczął oczekiwać czegoś...

Do pomieszczenia wlazł mutant, w przeciwieństwie do innych, ten był chudy i niski. Nawet niższy niż inni, których dotąd widział Igor czy Pies. Nie był jednak karłem, ale jego niezwykła twarz przyciągała wzrok. Wypadały mu włosy, a skórę porastała jakaś dziwna narośl, wznosząc się na pełnej wrzodów i pryszczy, pokrytej trądem powierzchni.
- Ви на Чорнобильський? Гаразд, слухай... (Ukr. Wy do Czarnobyla? Dobra, słuchajcie...) - Rzekł, wykonując jakiś dziwny ruch, który od biedy można było nazwać przyjaznym gestem skinięcia głowy, jednak jakimś powyginanym przez dziwną budowę szyi, dawno pokrytej bąblami i jakimiś ranami. - Мені все одно, якщо ти помреш, якщо ви сміливі, якщо вона не вважає для вас нічого, крім грошей. Це небезпечна гра, і платити за значну суму, і псує грабежів твої. Ви зацікавлені? Ха! Так, так, так от ви тут. Просто сідає і чекати. (Ukr. Nie obchodzi mnie, czy chcecie umrzeć, czy jesteście odważni, czy nie liczy się dla was nic prócz forsy. To niebezpieczna gra, i płacimy za to spore sumy, a łupy z grabieży są wasze. Zainteresowani jesteście? Ha! Pewnie, że tak, po to tu jesteście. Po prostu siadajcie i poczekajcie.) - Zmutowany człowiek wskazał swoim sponiewieranym przez pewnie jakiś młot palcem na małą sofę niedaleko wejść do bunkra, po czym podrapał się po porośniętej grzybem głowie i wyszedł z pomieszczenia, kierując się do jakiejś małej komnaty z biurkiem, krzesłem, toną papierów i... Laptopem! Chyba czymś, czego nie dało się najzwyczajniej w świecie gdzieś znaleźć. Komputer zachował się świetnie, był w idealnym stanie, a przy nim właśnie siedział jakiś mężczyzna w mundurze, pisząc coś. Niedaleko stała przypięta do laptopa kablem wielka, pojemna bateria, która mogła starczyć na naprawdę długo.
Pies i Bury rozsiadli się na kanapie, bacznie obserwując pomieszczenie.

Na zewnątrz nie było jednak tak źle, myślał Łysy, gdy tylko odór paliwa zaczął przyprawiać go o mdłości, maszerując przez złomowisko. Zapukał do mosiężnych drzwi ze stali. Te zatrzepotały pod oporem, a gdy tylko rozszedł się jakiś stukot wewnątrz, usłyszał kroki. W międzyczasie rzekł coś o Czarnobylu, jednak osoba w środku nawet nie zdawała się na to zareagować.
W końcu w ramach wejścia ukazała mu się polska gęba.

Tak, na pewno polska. Rysy twarzy odrazu zdradzały narodowość, nawet akcent, którym przemówił, przejawiał oznaki polskiego pochodzenia.
- Polak? - Człowiek przyglądnął mu się dokładnie. Łysy skinął głową ze słowem "Tak", potwierdzając wzajemne zrozumienie. - W końcu, kurwa, jakiś polak. Mam już dosyć tych ukraińców, zupełnie jakbyśmy byli na Ukrainie. - Zażartował, chowając do kabury MR-444, wypolerowany i błyszczący. - Zapalisz? - Zapytał, wsadzając papierosa do ust, jednocześnie wyciągając w stronę Mariusza paczkę, by i ten mógł wyciągnąć. W tym samym czasie także w drugiej ręce ukazała się srebrna, duża zapalniczka w wygrawerowanym napisem "Pабота Коммунизм" (Rus. Dzieło Komunizmu), który odrazu rzucał się w oczy. - Mówię ci, odpuść sobie ten Czarnobyl, chyba, że lubisz chodzić piechotą. Chcą was tam wysłać samochodem, który się za chwilę rozwali w środku miasta, więc zanim zdążysz krzyknąć "Krwiak!", ten ci wypoleruje mordę o chodnik...

Chwila przeciągała się z minuty na minutę, gdy dwóch czechów czekało bacznie na jakiegoś faceta. W końcu jednak zdecydowali się opuścić zdewastowaną galerię, zostawiając Irinę samą ze swoimi konserwami. W drodze powrotnej, czyli idąc skąd przyszli, wzdłuż budynku, zaczęli rozmawiać głębiej o Chalickim, który to wydawał się czymś w stylu generała, przywódcy, lub czegoś takiego.
Ciemność ogarniała wszystko, ukrywając niektóre miejsca sklepów w cieniu. Gdy Wróbel podeszła do małej lodówki pełnej puszek, którą to co jakiś czas opróżniała z jednej czy dwóch półek, jej oczom ukazał się mały gryzoń. Ta aż odskoczyła, zaskoczona czymś takim. Szczur stał na górze mrożarki, wgapiony swoimi żółtymi, topiącymi się w jakiejś wodzie oczami. Stał naprzeciw, patrząc się na Irinę, jak gdyby na obiad. To nie te czasy, w których szczury były ledwie szkodnikiem, niezdolnym do niczego. Teraz wyewoluowały, stając się drapieżnikami, mogącymi bez problemu zabić kogoś. I to ją przerażało, ponieważ ten zmutowany, pokryty zielonkawą sierścią stwór najprawdopodobniej chciał części jej...

[MEDIA]http://ghoster9x.fileave.com/16.%20Khans%20Of%20The%20New%20California.mp3[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 04-12-2009 o 20:38.
Ghoster jest offline  
Stary 06-12-2009, 14:17   #32
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Niecierpliwość.
Głód.
Zmęczenie.
Nerwy.
Oto, co przytępiło jej czujność.

Odczekała, póki mężczyźni nie odeszli. W jednej chwili odsunęła wszystkie wątpliwości oraz pragnienie zemsty na bok. Nie czas na to, pomyśli przed snem.

Potrafiła poruszać się bezszelestnie, a przynajmniej na tyle cicho, by nie zwracać na siebie uwagi. Konieczność i pragnienie przetrwania wymogły na niej nie tylko to. Nie tylko takie umiejętności pewnie jeszcze zdobędzie.

Ciemność pochłonęła światło. Irina jednak znała drogę na pamięć. Wiedziała nawet, gdzie powinna uważać, bo z połamanych desek wystawały długie, pordzewiałe gwoździe, a gdzie trzeba stąpać ostrożnie, bo można stracić równowagę na stercie gruzu i poharatać się nieprzyjemnie. Wszystko to już przeszła. Nie chciała przeżywać po raz drugi, bo było uciążliwe, a przede wszystkim osłabiało ją w mieście, w którym nie ma dla słabych miejsca. Pocieszające było jedynie to, że przynajmniej środka dezynfekującego by jej nie zabrakło – aż dziw, że nikt nie rozkradł jeszcze całej tej wódki...

Stopy wiodły ją same.
To też mogło uśpić jej zmysły.

Zbliżyła się do lodówki niemal z ulgą, niemal zapominając, w jakim świecie żyje. Zamarła, spojrzawszy w świecące w bladym świetle ślepka szczura. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, nie spuszczając z niego wzroku. Mierzyli się spojrzeniami, jak wrogowie na ledwie zachowanych filmach sprzed dwóch wieków. Oceniając przeciwnika. Podkopując jego wolę.

Szczury.
Samo to słowo brzmiało jak przekleństwo. Szczury były sprytne. Nawet przed wojną, przed katastrofą, która zdegenerowała świat. Uważano je za jedne z najinteligentniejszych zwierząt. Ira wiedziała, że ma nawet nie sekundy, ale jedynie ich ułamki. Gryzoń pewnie rzuci się do jej gardła, by przegryźć tętnicę. Albo do oczu, by ją oślepić. O tak, szczury były sprytne. I szybkie. A ten wyglądał na zdecydowanie wygłodzonego. Ale nie tylko on był tu zdeterminowany, by przeżyć kolejny dzień.

- Бог в помощь... (ros. Boże, dopomóż...)
Poprawiła chwyt, przekładając powoli karabin tak, by jej dłonie pewnie trzymały za lufę. Och, mogła strzelić, pewnie. Ale nie miała pewności, czy mężczyźni rzeczywiście opuścili budynek, a nie chciała przyciągać ich uwagi.

Każdy gwałtowny ruch mógł wszystko zepsuć, bo szczur czekał równie napięty jak ona. Wróbel ledwo panowała nad drżeniem rąk, pot strużką pociekł po jej skroni. Wstrzymała oddech. Może i gryzoń był mały, ale widziała niejednego trupa w zaułkach Kijowa – trupa wyjedzonego, z przegryzionym gardłem. Raptem dziewczyna zamachnęła się, najszybciej i najmocniej, jak potrafiła, chybiła jednak. Zwierzę, które chciało w tym samym momencie skoczyć ku jej twarzy, zapiszczało z irytacją, lądując między lodówkami i znikając na chwilę z jej oczu. Irina natychmiast chwyciła karabin na powrót normalnie, celując w półmrok i rozglądając się z napięciem. Czy było ich tu więcej? Były wytrzymałe, cholery, a do tego mnożyły się jak karaluchy. Pewnie nieźle go rozwścieczyła. Pazury zaskrobały na popękanej posadzce, gdy szczur przemknął w cieniu i rzucił się w jej stronę. Strzeliła, nie dbając już o potencjalnych świadków, którzy zbiegną się na odgłos wystrzału. Chyba trafiła. Skręcił gwałtownie, jak mały, futrzasty pocisk, ale widziała, jak zostawia za sobą strużkę krwi. Kostia jednak dobrze ją nauczył. I mówił, że ma bystre oko. Przymierzyła jeszcze raz, oddając drugi strzał zaraz za pierwszym, starając się nadążyć za zmieniającym kierunek zmutowanym zwierzęciem. Wydało z siebie dziwny odgłos i nagle zapadła głęboka, niepokojąca cisza. Nie widziała jego truchła, musiał wpaść między regały. Skamieniała na chwilę, czekając. Nie poruszył się, nie wyskoczył więcej. Jedną ręką ściągnęła plecak i zgarnęła tyle puszek, ile dała radę w pośpiechu. Czas najwyższy opuścić to miejsce i wracać. Do domu. A raczej rudery, którą z braku czegoś lepszego musiała nazwać domem.

Zadziwiające, jak człowiek szybko przyzwyczaja się do miejsc i jak łatwo zaczyna je uważać za swój schron.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]
Suarrilk jest offline  
Stary 06-12-2009, 20:29   #33
 
Foigan's Avatar
 
Reputacja: 1 Foigan nie jest za bardzo znany
Zapach. Jeden z tych, który większość ludzi przyprawiał o mdłości, przywodził na myśl cierpienie, katastrofy lub wielkie konflikty. Ten zapach szczególnie umiłował sobie Korba, odwieczny miłośnik samochodów, silników i wszystkiego co z tym związane, niestety nie dane było mu żyć w dobie ewolucji automobili, zdany był na proste rozwiązania mechaniczne, znające jeszcze czasy z przed drugiej wojny światowej, wszystko co zużywało zbyt dużo energii elektrycznej nie nadawało się do użytku. Jednak naprawę tego typu mechanizmów opanował do perfekcji jak to mówili ludzie, którzy go znali. A ten zapach, kuszący i proszący o wykorzystanie unoszący się w powietrzu, mocno dawał o sobie znać w okolicy miejsca gdzie rzekomo miała znajdować się siedziba partii. To dobrze o nich świadczyło. Bogato, widać, że się liczą na Ukrainie. Tylko partia może mieć taką władzę, to na pewno tu. Posiadacz takiej ilości benzyny był za prawdę bogaczem, zapewne garaże pełne były sprawnych samochodów gotowych do udziału w nawet długich i poważnych wyprawach.

Podszedł do jakiegoś wraku samochodu, z którego nie zostało prawie nic, jedynie blacha w dużej części zniszczona przez zjawisko powszechnie znane jako rdza, rdza której wszędzie było pełno. Przykucnął i przyglądnął się ludziom przy drzwiach. Na warcie stał rusek, wysoki i barczysty jak Wasilij, ale zapewne o lepszym zdrowiu, w rękach trzymał legendarne AK, widać było, że nie raz go używał. Tuż obok jeszcze dwóch, równie wysokich i dobrze zbudowanych. Z daleka wydawali się wyżsi niż reszta mieszkańców kijowa, był to jakiś ewenement, lub celowa mutacja. To jednak nie trapiło Czujkowa, zastanawiał się jedynie czy w dobre miejsce trafił i czy w razie ataku ze strony rosjan, ma jakiekolwiek szanse ujścia z życiem.

Zakaszlał, głośno i donośnie. Przeklął w duchu swoją chorobę. Musieli usłyszeć, był za blisko by nie usłyszeli, ale na tyle daleko, że mógł z łatwością im zbiec nawet ze swoim stanem zdrowia.
- Кто там? Показывать свои руки вверх. (Ros. Kto tam?! Pokaż się z rękami w górze!) - krzyknął ten z kałaszem celując w stronę, z której doszedł go głuchy kaszel, przypominający raczej kasłanie gruźlika, niż przeziębienie.
- Шлюха... (Ros. Kurwa...) - zaklął szeptem niby do siebie, na czole pojawił się pot, a serce zaczęło walić mocniej. Wyciągnął kartkę z ofertą, którą wciąż miał w kieszeni i rozłożył ją wciąż drżącymi rękami, najprawdopodobniej z braku alkoholu. Wychylił się z za samochodu z rękami w górze.
- Ее! русский! (Ros. Swój! Rosjanin!) - odpowiedział z daleka by nie stać się celem odstrzału - Я ищу партии, обещала путешествия даже Заметьте, что я друг с другом (Ros. Ja partii szukam, obiecali podróż, nawet ogłoszenie mam ze sobą) - machnął ręką trzymającą zmięty papier.
- Давай товарищ! (Ros. Zbliż się towarzyszu!) - ryknął drugi ze strażników, pierwszy z nich trzymał na muszce Korbę dopóki nie upewnią się, że nie ma złych zamiarów. Ten zbliżył się wolnym, ale pewnym krokiem i podał kartkę jednemu ze strażników. Uspokoił się nieco i już z lekkim uśmiechem zapytał.
- И как я попал? (Ros. I jak dobrze trafiłem?) - zapytał i zakrył usta oddając się swojemu już można by powiedzieć rutynowemu rytuałowi kasłania.
 
Foigan jest offline  
Stary 07-12-2009, 19:08   #34
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
- Конечно! В следующий раз просто не напугать нас так, ладно, приятель? (Ros. Pewnie! Następnym razem tylko nas tak nie strasz, dobra, stary?) - Krzyknął żołnierz, patrząc się na drugiego, by ten opuścił karabin. - Войдите. (Ros. Wchodź.) - Powiedział, otwierając drzwi.
Korytarz jak korytarz, długi i ciemny, a gasząca się co chwila lampa tylko przyczerniała pomieszczenie, dodając mu grozy. Z końca słychać było jakieś ciche rozmowy czy wrzaski, czy jak to tam nazwać. Mocny, niski głos, to na pewno.
- Я не знаю, холодные... Я бы ждал там, этот парень еще не так опасно. (Ros. Nie wiem, Zimny... Ja bym tam jeszcze poczekał, ten gość nie jest jeszcze taki groźny.) - Głosy dochodziły na pewno z korytarza, ale czy z końca? Zdawało się dobiegać jakby... Ze ściany. Z połowy przejścia. Jak gdyby ściana była naprawdę wątła, a za nią coś się kryło...
- Подождать? Мол, шлюха, то какие? Чешская геев не подходит нам, просто! Подождите день или два, а затем посмотреть, как вы мешанина Чернобыля. (Ros. Czekać? Niby, kurwa, na co? Ten czeski gej nam nie pasuje, po prostu! Poczekamy dzień czy dwa, to zobaczysz, jaki bigos ci zrobi w Czarnobylu.) - O tak, ten dźwięk już nie brzmiał jak głos człowieka. Już prędzej warkot maszyny. Głos boga, albo szatana, w tych czasach to właściwie jeden chuj.

Wróbel biegła w kierunku, z którego przyszła. Strzały uśmierciły może szczura, ale krzyki, jakie słyszała z drugiego końca galerii, były... Conajmniej straszne. To już nie brzmiało tak łagodnie.
- Andrew? Andrew! Kurvo, ty potnie o kus Chalickij a zabit! (Cz. Andrzej? Andrzej! Kurwa, Chalickij cię potnie na kawałk i zabije!)
- To neni Andrew, blbec! Spustit tam, sakra! (Cz. To nie Andrzej, kretynie! Biegnij tam, cholera!) - Wrzask, jeden za drugim, świadczące o niezbyt przyjemnych rzeczach.
Czesi na pewną za nią biegli, i to dość szybko, o wiele szybciej, niż ona. Świadczyły o tym chociażby odgłosy butów, stąpających po syfie sklepów z nieprzeciętną prędkością.
Wyszła z galerii, było ciemno, naprawdę ciemno. Jedynie co widziała to jakieś ledwie oświetlone uliczki przez światło księżyca. Las był czarny, a gdzieś w oddali dało się ujrzeć dwa palące się ogniska. Tak daleko, że raczej nikt nie chciałby iść tam sam.

Godzina dwudziesta druga, bądź coś koło tego. Mutanty się budzą, wiedząc, iż ludzie w ciemnościach nie widzą. Z oddali dochodziły skowyty zarzynanych pijaków, którzy się dali podejść mutantom, wychodząc poza bezpieczne tereny. W Warsztacie Saszy, położonym chyba najbliżej metropolii, musieli się teraz kulić w strachu, siedząc z kałaszami wycelowanymi w ulicę, po której biegały wilkoszczury, psy czy inne, postnuklearne ścierwa. Połowa na warcie, połowa śpi w bunkrach pod stacją naprawczą. Ale czy takie zamknięcie oka w obawie przed śmiercią...

Można nazwać snem?
 
Ghoster jest offline  
Stary 09-12-2009, 14:44   #35
 
XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 XIII ma wyłączoną reputację
Siedział na kanapie i chociaż zwykle w takiej sytuacji zająłby się robieniem czegoś co odwróciłoby jego uwagę od zbędnych myśli, pozwolił sobie na chwilę zapomnienia. W myślach rozpisywał już co by chciał...
... AK-47, obrzyn z porządnej dwururki, uchwyt skórzany na udo pod maczetę. A przecież wysyłają nas na jakiś Czarnobyl to powinni dać też paczkę pierwszej pomocy, najlepiej taką pachnącą sztucznym tworzywem ze sprawnym suwakiem. Brakuje mi tego "zzzzzzyt", większość suwaków w tej chwili, jest do dupy. Przydałby się też paski skórzane z uchwytami na pociski... - Spojrzał na swoje buty - Nowe buty, najlepiej terenowe, cholera wie po jakim gównie przyjdzie nam łazić, a czy dadzą maski przeciwgazowe ? Czy będą wytrzymałe kostki na noszenie tego całego śmiecia ? - Zamrugał oczami i rozejrzał się po pomieszczeniu ...za dużo myśli, będzie jak będzie, stary... jeszcze opuszczając swoje rozmyślania, jak gdyby dłonią myśli poklepał sam siebie po ramieniu i wziął głęboki oddech.
Chociaż nie znał języka, wsłuchiwał się w otoczenie, a przy tym bronił wstępu myślom po przez wybijanie w swojej głowie, niczym modlitwy pańskiej... raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć - Jeden ! - raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć - Dwa !... i tak, aż do momentu gdy ktoś przerwie moment oczekiwania. Wyciągnął przy okazji pogniecionego, starego papierosa z ust i schował go do kieszeni w spodniach. Zgubił przez to wszystko rachubę czasu, chwile mają to do siebie, iż czasem uciekają szybciej, czasem wolniej, a kiedy człowiek się tak zamyśli, to bywa, że nagle jest już później niż wcześniej... przecież minęło zaledwie kilka sekund.

Przez moment przyglądał się laptopowi, chociaż nie wiedział kompletnie co to jest, a może po prostu zapomniał ? Przyglądał się też karłowatemu mutantowi, kiedyś miał okazję kilku takich zabić, oczywiście, nie identycznych, ale zmutowanych, tak jak ten tutaj Moslicki.
Ta szybka nieproszona myśl wywołała półuśmieszek na twarzy Feliksa.
Polak nie miał uprzedzeń do mutantów, są jak ludzie, tylko brzydcy na zewnątrz, tak jak wewnątrz, a u człowieka czasem wygląd ładny, tylko w głowie gówno. Dlatego Feliks nigdy za specjalnie nie oglądał się na innych, nigdy się nie przywiązywał, nigdy nie oddawał czego by żałował, nigdy też nie uczył się innych języków, bo nawet polski czasem sprawiał mu trudności, ale nie czuł potrzeby poznawania innych narodowości, wszystkie dla niego były takie same... zepsute, zakłamane i prędzej wbiją Ci nóż w plecy by zabrać co masz, niż podadzą dłoń i pomogą wstać.
Nigdy też nie przejmował się tym co mogliby pomyśleć o nim inni, bo w dupie miał zdanie takich ludzi.
Razem ze starym Dziadkiem Mrozem umarli wszyscy poczciwi ludzie dla Feliksa. Przegniły trep, który dowodził paczką łowiecką. Rusek, nawet nie trzeba było go rozumieć, wystarczyło, że wyszczerzył swój szczerbaty uśmiech i każdy się śmiał. Nawet z karabinem wymierzonym w kierunku Twojej głowy, ten człowiek nie mógł wyglądać groźnie, po prostu otaczała go aura dziwnego spokoju.

... Cholera... pomyślał Feliks i wrócił uwagą do pomieszczenia, jak gdyby zapomniał się w tym wszystkim, zgubił tok własnych myśli na widok mutanta i pozwolił wybić się z koncentracji.
Oczy Feliksa wędrowały po pomieszczeniu, z oczekującym spojrzeniem, kiedy ktoś wyjaśni im co i jak - najgorsze są chwile czekania, bo myśli same wkradają się do głowy -...
 
XIII jest offline  
Stary 10-12-2009, 23:20   #36
 
Foigan's Avatar
 
Reputacja: 1 Foigan nie jest za bardzo znany
- Конечно! В следующий раз просто не напугать нас так, ладно, приятель? (Ros. Pewnie! Następnym razem tylko nas tak nie strasz, dobra, stary?) - słowa te pozwoliły już zupełnie uspokoić się Korbie, starcie z dwoma uzbrojonymi osobnikami nie było by najlepszym z możliwych wyjść, dlatego był bardziej niż zadowolony z rozwoju wypadków.
- Войдите. (Ros. Wchodź.) - dodał i otworzył drzwi do korytarza, do korytarza, który prowadził do celu podróży Wasilija. Partii, wyprawy do Czernobyla, bogactwa w trochę innym tego słowa znaczeniu.
- Спасибо, товарищ (Ros. Dzięki, towarzyszu) - odpowiedział i skinął głową - согреться (Ros. trzymajcie się ciepło) - dodał i wkroczył w długi i ciemny korytarz. Noce były zimne i ciemne, niemal zawsze wypełnione wyciem, warczeniem i ujadaniem kreatur skażonych radiacją.

Mrugająca lampa skutecznie ograniczała co jakiś czas pole widzenia, ale cel nie był odległy, a tor nie był usłany przeszkodami, więc powinien się szybko znaleźć na jego końcu. Ciężkie wojskowe buty Czujkowa zadudniły o ziemię, a dźwięk odbił się głuchym echem, w korytarzu nie było nikogo. Jednak co jakiś czas słychać było głosy, w języku rosyjskim. Dobiegały jakby z końca korytarza. Wasilij przemierzył kilka kroków w głąb przejścia, dopiero teraz zorientował się, że głosy nie dochodzą z końca korytarza, a jakby z za ściany, postacie o nisko tonowym głosie, rozmawiały o jakimś Czechu, najwyraźniej znały go, lecz nie przepadały za nim, gdyż życzyły mu jednoznacznie śmierci.
Wraz z narastającym zdenerwowaniem głosy przybierały coraz bardziej basową tonację, zmieniającą się w ostatniej fazie w głos, przypominający ryk jakiejś bestii, albo mutanta.

Przystanął na chwilę, zaczynała go boleć głowa, a było ta raczej niepożądane zjawisko w obecnej sytuacji. Ból nasilał się, złapał się za głowę i zamknął oczy, dziewczyna, jej ciemne włosy, wspomnienia wracały, często w bardzo nieoczekiwanych sytuacjach, zacisnął zęby tłumiąc krzyk. Chwilę potem ból ustał, jedynie serce dawało znak, że działo się coś złego. Wziął głęboki oddech i przetarł spocone czoło. Zakasłał, odchrząknął i splunął na bok. Otarł usta i ruszył do drzwi na końcu korytarza.

Przez chwilę jaką mu zajęło przebycie pozostałej drogi, zaczął się zastanawiać, czy tak często ostatnio reklamowane leki na chorobę popromienną nie były by mu w stanie pomóc, albo chociaż złagodzić ból i niektóre objawy choroby. Wielu je zażywa i żyją, czują się lepiej, lub gorzej, ale żyją. Durniu przecież żyjesz, a nie wpierdalasz tego gówna. Odrzucił myśl, nie słyszał o przypadkach wyleczenia, czy też niesamowitej poprawy zdrowia, więc nie mógł ryzykować jeszcze większym zniszczeniem swojego, które już i tak nie miało nic wspólnego z przymiotnikiem "zdrowy".

Doszedł do końca, zakaszlał, serce zaczęło mocniej bić.
- Нет худа без добра (Ros. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło) - powiedział jakby do siebie i mocno zapukał w drzwi.
 
Foigan jest offline  
Stary 14-12-2009, 17:32   #37
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Moslicki, paląc łapczywie papierosa, otworzył drzwi, mówiąc przy okazji coś o Czarnobylu. Niektóre jego słowa jednak zdawały się być nieco inne, niż można by się spodziewać. Jak gdyby nagle coś mu osiadło na gardle.
- Гаразд, перейдіть до холодних, це бос тут. Будьте обережні, тому що він не товариський і не називають його кращим холодно. Володимир Биков, просто... (Ukr. Dobra, pójdziecie do Zimnego, on jest tu szefem. Uważajcie, bo nie jest towarzyski, i nie nazywajcie go lepiej Zimnym. Vladimir Bykow, po prostu...) - Rzekł, spoglądając na Korbę, który nie do końca wyłapał zdanie z kontekstu. - Так, ти йдеш з ним, хлопець. (Ukr. Tak, ty też idziesz z nimi, mały.)
Wszyscy bez zbędnych pytań ruszyli w kierunku pomieszczenia z laptoptem. Teraz nikogo tam nie było, a na ekranie komputera dało się ujrzeć jakiś list pisany po rosyjsku. Tuż obok stała sprawna, działająca drukarka, a trochę dalej tusz. Po prawej stronie pomieszczenia, nie widocznej z korytarza, siedział mężczyzna, jego twarz zasłaniał mrok, ponieważ nie paliła się tutaj żadna lampa prócz małej, naftowej przy biurku z laptopem.
- Що ви козаків на ЧАЕС? (Ukr. To wy jesteście tymi kozakami do Czarnobylu?) - Jego głos był niski, podobny prędzej do młotu pneumatycznego, niż dźwięku mowy człowieka. Głos odbijał się echem po pokoju, sprawiając demoniczne wrażenie. Wszyscy poczuli się nieswojo, podczas gdy człowiek wychylił się do przodu, a następnie zapalił świeczkę zapalniczką.

Twarz jego pokryta była trądem, nie takim, jakim były pokryte te wszystkie mutanty i inne ścierwa z ulic. Ten tutaj wyglądał jak grzyb, porastający jego twarz. Oczy błyszczały w cieniu, ujawniając tęczówkę koloru zgniłego jajka. Jednak nie to jako pierwsze rzucało się w oczy. Był wielki, naprawdę wielki. Gdyby wstał z krzesła, miałby pewnie dwa i pół metra wzrostu, a jego gigantyczne łapy ściskiwały rewolwer Nagat, oraz parę naboi niedaleko. Ubrany był w jakąś biało-niebiesko-szarą zbroję ze złączonego, rosyjskiego munduru oraz części czegoś, co było metalowym pancerzem, ale nie było dostatecznie duże, by go pokryć w całości.
- Ну, щоб випробувати вас. Ви, Ігор! Так, я знаю ваше імiя. Сідай. (Ukr. No to przetestujemy was. Ty, Igor! Tak, znam twoje imię. Siadaj tu.) - Powiedział, skinając głową w stronę krzesła po drugiej stronie biurka. Było zniszczone, a stary lakier schodził z niego warstwami.
 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 29-12-2009 o 16:02.
Ghoster jest offline  
Stary 28-12-2009, 13:57   #38
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DUmq1cpcglQ&feature=related[/MEDIA]

Irina sapnęła z irytacją, wybiegłszy w ciemność. Czy Czesi ją gonią, czy uciekają przed czymś? I przed czym? (Z drugiej strony, naprawdę nie chciała wiedzieć.) Z dźwięków i okrzyków, które dobiegły jej uszu, nie wynikało to jasno. Choć brzmiały nieprzyjemnie. To wystarczyło, by przyspieszyła kroku. Serce wciąż biło jak ogłupiałe. Pewnie jeszcze długo się nie uspokoi.

Kiedy opuściła zdewastowaną galerię, jasne stało się jedno – było późno i niebezpiecznie, a ona nie miała gdzie się ukryć i doczekać do rana. Płaciła teraz cenę za brak zdecydowania, kiedy w ukryciu podsłuchiwała Czechów.

W mroku majaczyły konary drzew. Wolałaby nie sprawdzać, co się mięszy nimi czaiło. Zresztą, o tej porze nie musiałaby zgłębiać parku, aby się przekonać – cokolwiek tam żyło, wychodziło na ulice Kijowa, grzechocząc pordzewiałą blachą, wyjąc potępieńczo albo śmiejąc się obłąkańczo. Chodniki i spękany asfalt, spod którego wybijały trawa i korzenie, zagracone częściami samochodów, które nikomu się nie przydały – musiałby być NAPRAWDĘ do niczego – i jakimiś śmieciami, chrzęściły pod nierównymi krokami, wygrywając kołysankę, która wywoływała gęsią skórkę. Wróbel wolałaby być teraz w swojej rozsypującej się kamienicy i słuchać tych odgłosów, bezpiecznie schowana w znajomym i swoiskim mroku pokoju, który zajmowała.

Dwa płonące w oddali ogniska mamiły jak obietnica zbawienia. Ale Bóg jeden wie, kogo by przy nich zastała. Albo co. Z drugiej strony – czekać na Czechów? A co to za jedni? Jak sie z nimi dogada? Ledwie rozumiała, o czym między sobą gadali. A to i tak z domysłów tylko.

Rozzłoszczona, splunęła na chodnik.
- Хуй с ними... (ros. "Chuj z nimi") – warknęła pod nosem, nie precyzując sama przed sobą, o kogo konkretnie jej chodzi.

Po czym obróciła się na pięcie i pobiegła w stronę przeciwną do swego legowiska. Tu niedaleko rozsypywała się w ciszy i prawie całkowitym zapomnieniu cerkiew. Prawie całkowitym, bo jednak ktoś zajął popadający w ruinę budynek i zabarykadował się w nim, jakby okopywał się w twierdzy. Irina znała tego barczystego, postawnego popa, ojca Aleksieja. Wyglądał raczej jak pokancerowany żołnierz niż osoba duchowna, ale może właśnie dzięki temu był jednym z tych, którzy mieli szansę przetrwać w postnuklearnym Kijowie.

Cerkiew miała niegdyś siedem kopuł, dumnie połyskujących złotem pod ukraińskim niebem. Zachowały się trzy z nich – reszta świątyni leżała w ruinach, tarasując z trzech stron przejście do wnętrza. Ośmioramienne krzyże, pogięte i osmalone, wciąż tkwiły na szczytach, chociaż pozłacaną blachę rozkradziono. Poza tym zachowały się solidne, metalowe odrzwia, za którymi mogłaby przeczekać noc.

Musiała tam tylko dobiec.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 28-12-2009 o 14:11.
Suarrilk jest offline  
Stary 28-12-2009, 18:39   #39
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Łysy patrzył się na rodaka zaciągającego się powoli papierosem. Myślał nad jego słowami. Miał zapewne rację i raczej go nie okłamywał. Z drugiej strony co miał do stracenia, a co do zyskania? Żarcie kończyło się. Niebawem tutaj nastanie era kanibalizmu i ci co przetrwali zaczną się zżerać nawzajem, a mutanty będą ucztować na tych ostatnich. Prawda wyglądała tak, że trzeba podjąć decyzję na zaraz "no i poza tym w razie czego będę miał darmową podwózkę do miasta."
-Doceniam radę i rozumiem, że nie chcesz normalnych ludzi tam posyłać, jednak w mieście nie będzie się działo najlepiej. Jedzenie zaczyna się kończyć i choć wolałbym być gdziekolwiek indziej to jednak chyba spróbuje szczęścia. Kto wie? Może jednak tam jest jakaś cywilizacja?
Widać było, iż Polak niechętnie przystaje na jego prośbę. Powoli zaciągając się papierosem skinął tylko głową i odrzekł już mniej barwnym głosem:
-Jak sobie chcesz... tylko, żeby potem nie było, że nie uprzedzałem. Pierwsze drzwi na lewo - tam znajdziesz kogo trzeba i tam też będziesz mógł się zaciągnąć.
Łysy skinął mu tylko głową rzucając krótkie "do widzenia" i ruszył w głąb bunkra w celu zaciągnięcia się i wyruszenia ku nowej przygodzie...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 29-12-2009, 16:22   #40
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Ciemno. Cholera, przy takim mroku nawet wilkoszczury by nie chciały polować. Chociaż kto wie, takie skubańce wyglądają, jakby mogły widzieć nawet z gałami wtopionymi w kwas. Jakieś głuche wrzaski dobiegały daleko za prawą ścianą, zdającą się mieć tak wiele lat, że zaraz się rozpadnie ze starości jak zmurszałe kości pradziadów. Słowa po czesku, bardzo skomplikowane, których Mariusz nie rozumiał ani trochę. Wszystko jakby klaustrofobiczne, mroczne pomieszczenie, niczym ze straszydeł dla małych dzieci. Ta, dzieci. Kto je wymyślił? Tak, jak gdyby ten świat nie był wystarczająco przerażający dla normalnych, dorosłych, zdrowych ludzi. Tak samo ze starymi. Prawie ich nie było, bo nikt nie przeżywał, a jak przeżył, to już niedługo, bo albo złapał choróbsko, albo... No, mniejsza o to, ale ten korytarz strasznie przypominał o agresji tego świata względem ludzi...
W końcu pojawiły się jakieś drzwi w rozwidleniu tunelu. Po lewej, jak mówił tamten żołnierz. Ze środka unosił się lekki, biały dym, a wokół pachniało, jakby coś się paliło. Po otworzeniu drzwi ujrzał zresztą stertę papierów, a raczej pyłu, który z nich został. Gaśnica leżała jeszcze gdzieś obok, a spopielone ubrania i szmaty wskazywały, że była ona ostatecznym sposobem na ugaszenie ognia, bo nie mogli czym innym. W rogu czworokątnej, betonowej sali siedział żołnierz, czytając jakieś listy ze złowrogą miną. Nawet nie raczył popatrzeć na Łysego, tylko wskazał palcem drzwi dalej, z których unosił się niewiarygodnie niski ton głosu.
- Що ви козаків на ЧАЕС? (Ukr. To wy jesteście tymi kozakami do Czarnobylu?) - Prawie jak Krwiak, tylko trochę mniej ludzki ryk.

Droga do "Mszownicy", jak to podgardliwie nazywali niewierzący ludzie bądź ci, którzy przekonali się, że bóg nie byłby taki niesprawiedliwy wobec nich, była czymś w stylu okopów z drugiej wojny światowej. Barykady z żelaznych belek obłożonych drutem kolczastym i wszędzie pułapki na niedźwiedzie. Teraz nie było tu niedźwiedzi, ale o wiele groźniejsze mutanty pewnie też nie dawały się złapać w takie prowizorki.
- Сделай что-нибудь с этой стеной, потому что, как он вылетел мутанты аккуратно взять нас! (Ros. Zróbcie coś z tą ścianą, bo jak odleci to mutanty się za nas porządnie wezmą!) - Krzyczał Aleksiej, dzierżąc w dłoniach jakiś wielki młot, służący najpewniej do wbijania podpór na latarnie w ziemię. Chociaż w tych czasach mógł służyć praktycznie tylko do rozpieprzania łbów wielkim bestiom... - О! Ирина! Иди сюда! (Ros. O! Irina! Chodź tu!) - Wrzasnął w kierunku Wróbel, która już drżała na samą myśl przeprawy przez te okopy...
 
Ghoster jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172