Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2011, 13:41   #1
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
[Autorski 18+] Ja chciałem tylko żyć normalnie... - SESJA ZAWIESZONA

Nagły rozrost gospodarczy Rosji po wojnie nuklearnej był tylko kwestią czasu. Nie regulowane mocarstwo bez nadzoru organizacji ogólnonarodowych pokroju ONZ dostało niemal wolną furtkę na wszystko, na co mogło sobie pozwolić. Przejęcie rządów absolutnych przez Vladimira Putina i jego żelazna ręka sprawiła odrzucenie ustroju demokratycznego, mateczka Rosja przyjęła zaś z otwartymi ramionami stary, dobry komunizm tak dobrze sprawujący się kiedyś... dla rządu. Oprócz centralnych miast jak Moskwa, Stalingrad lub Sankt Petersburg państwo reprezentowało typowy dla komuny niski standard życia. Ludzie tłoczyli się w mrówkowcach z wielkiej płyty należącej już do poprzedniej epoki, obecnie przechodzącej głębokie odrodzenie na rzecz gospodarki supermocarstwa. Prypeć był jednym z miast, w których życie mimo wszystko stało na średnim szczeblu w porównaniu do mieszkańców na przykład Syberii, co równe było mniej więcej Trzeciemu Światu w okolicach roku 2000. Osiedle ludzkie praktycznie zachowało swój stan z 1986, w którym wystąpił historyczny wybuch w elektrowni atomowej Czarnobyl, co więcej poprzez lata izolacji od świata zewnętrznego, poziom promieniowania był tutaj znacznie niższy niż w większości zakamarków świata. Społeczność składała się głównie z ludzi szukających szansy na nowe życie, często byłych kryminalistów lub ich dzieci. Mimo wszystko wydawało się, że panuje względna tolerancja między ludźmi zdrowymi, a chorymi lub zdeformowanymi wskutek promieniowania lub chorób popromiennych. Oczywiście zdrowi unikali chorych, co bardziej ostrożni zabraniali swoim dzieciom kontaktów z nimi, w pewien sposób traktowano ich gorzej. Było to i tak nic w porównaniu z resztą świata, gdzie takowych wywożono do obozów naukowych, gdzie przeprowadzano na nich eksperymenty naukowe.

Obecność mundurowych w Prypeciu generalnie nikogo nie dziwiła. Nigdy nie wiadomo było, co komu strzeli do łba i czy jakiś idiota nie wymyśli nagle nocy długich noży dla zdeformowanych promieniowaniem ludzi. Inna rzecz, całe miasto stało się w pewnym sensie centrum baz militarnych, kilka lat wstecz w jego okolicach wybudowano lotnisko wojskowe Moskwa, elektrownię Czarnobyl otoczono kordonem wojskowym i zabroniono komukolwiek wstępu na teren siłowni jądrowej, w okolicach Oka Moskwy rozłożono wiele przenośnych posterunków i zaczęto budowę kompleksu militarnego. Ostatnimi czasy jednak mundurowych wokół Prypecia tylko przybywało, w lasach go otaczających zaroiło się wręcz od zasieków i niewielkich placówek kontrolnych. Mało kogo wpuszczano na teren miasta, wyjechać zaś z niego było jeszcze ciężej. Puszczano wiele plotek o powodzie takiego, a nie innego zachowania władz, tajemnica jednak wyjaśniła się dokładnie 25 listopada, wszystko potoczyło się ciągiem, nie dając obywatelom czasu na jakąkolwiek reakcję. Z samego rana kordon zacieśnił się, na drogach ustawiono zapory pilnowane przez żołnierzy, wokół miasta rozciągnięto zasieki i wzmożono patrole. Niepewność trwała kilka godzin, w środku dnia odnotowano wybuch w centrum Prypecia, po którym drastycznie wzrósł poziom promieniowania w całym mieście. Po ulicach puszczono samochody z głośnikami, nawołujące do zebrania się wszystkich mieszkańców na rynku. Zebranie zaplanowano na osiemnastą i mniej więcej o tej godzinie większość obywateli przyszła na spotkanie, chcąc dowiedzieć się czegokolwiek o sytuacji, w której się znaleźli. Tłum ludzi gęstniał z minuty na minutę, poubierani w grube kurtki, w akompaniamencie padającego śniegu przepychali się, chcąc być jak najbliżej prezydenta miasta. Ten stał na prowizorycznej mównicy składającej się z dachu furgonetki i podpiętego do jej głośników mikrofonu. Mężczyzna sam chyba nie wiedział, co ma powiedzieć wystraszonym i zdenerwowanym mieszkańcom, zaczął więc od zdjęcia wielkiej, futrzanej czapy i cichego chrząknięcia, będącego doskonale słyszalnym w głośnikach.
- Zacznę może od tego, że sam nie wiem co się stało. Linie telefoniczne zostały odcięte, prądu zaś jest tyle, ile wyprodukują generatory pod szpitalem, czyli w najbliższym czasie światła w całym mieście nie będzie.
Ostatniemu zdaniu towarzyszyła fala podniesionych głosów oraz buczenia gdzieś z tyłu, Witalij Zhlotnikov, prezydent Prypecia, nie dał się jednak zbić z tropu.
- O sytuacji będę was informował na bieżąco, póki co wiem tylko, że każda próba wydostania się z miasta będzie spotykała się ze zgonem, według tego co zapowiedzieli stacjonujący na granicach żołnierze, dostali rozkaz strzelania bez ostrzeżenia. To chyba...
Mężczyzna urwał w połowie, widząc jak nagle wznowiona została dostawa prądu, na chwilę miasto rozświetliło się jarzeniówkami ze sklepów, pojedynczymi reklamami i neonami. Billboard z wielkim sloganem Coca-Coli zaśnieżył z głuchym szumem, po czym zamiast reklamy zgrabnej pani podkreślającej swoimi walorami atuty czarnego napoju, wyświetlił wizerunek prezydenta Rosji, Vladimira Putina. Beznamiętna twarz podparta była dwoma rękoma na podbródku.
- Witajcie obywatele Rosji, właśnie zostaliście członkami eksperymentu wojskowego B-102A. Przez ostatnie tygodnie woda dostarczana do waszego miasta zawierała śladowe ilości środków psychotropowych. Eksplozja z dnia dzisiejszego zawierała w sobie potężne dawki promieniowania oraz czynników pobudzających, dostęp do Prypecia został odcięty. Na czym polega eksperyment? Już spieszę z wyjaśnieniem, zostaliście odcięci od zapasów żywności, prądu, komunikacji i dostaw wszelkiego rodzaju. Wasze ciała poddano silnemu promieniowaniu, a mózgi substancjom psychotropowym - macie miesiąc czasu. Bez względu na to, czy jakimś cudem uda się wam uciec, czy po prostu przeżyjecie, równo za miesiąc wkroczy tutaj szwadron śmierci, wybijając niedobitków. W zależności od indywidualnych zdolności przeżycia, wypuszczę stąd tylko dziesięć osób więc...
Transmisja została przerwana, całe zbiegowisko zapadło w ciszy przerywanej jedynie szumem wiatru.

Prypeć, 14 grudnia 2018

***
Jeżeli Vladimir Putin swoim krótkim przemówieniem zamierzał osiągnąć jakiś cel, zapewne mu się to udało. Pierwszego dnia zapanował spokój, ogłupieni tym, co usłyszeli mieszkańcy udali się do swoich domów, jednak wraz z biegiem dni, sytuacja stawała się gorsza z minuty na minutę. Brak energii elektrycznej i ciepłej wody dawał się we znaki, jedzenie zaś kończyło się, jego zapas malał z minuty na minutę. Zaczęto o nie walczyć, większość właścicielu sklepów przygarniało do siebie dziewięciu oprychów mających pilnować ich dobytków, w zamian za co mieli razem z nimi wyjść ze strefy eksperymentu. Wielu umarło od napromieniowania, inni zaczęli chorować, jeszcze inni zanotowali odbarwienia na skórze i inne oznaki mutacji. Trupów pochodzących z walk o dach nad głową lub jedzenie przybywało z dnia na dzień, Prypeć stał się obrazem masakry, gdyż zakrwawionych zwłok nikt nawet nie zbierał z ulicy. Postrzeleni lub zapałowani mieszkańcy nie otrzymali nawet godnego pochówku. W chwili obecnej prym wiódł duży market usytuowany w centrum miasta o wdzięcznej nazwie Dobrobyt. Sprzedawca w ochronie dziewięciu byłych żołnierzy sprzedawał prowiant po horrendalnych cenach, bogacąc się i czekając na wyzwolenie.

W kolejce do kasy, oprócz tłumu głodnych ludzi stała urocza blondynka o charakterystycznych, zielonych oczach, kobieta nie odzywała się ani słowem lekko odstając od pogrążonego w rozmowach tłumu. Mimo wszystko zachowanie ludzi było ciekawe, oni doskonale wiedzieli że większość z nich zginie, jednak starali się zachować pozór codzienności w nadziei, że koniec końców to im uda się wyjść cało z pogromu i nie zostać zabitym wcześniej, przez mieszkańców miasta, a Dobrobyt ze względu na ochronę był miejscem względnie bezpiecznym. Anastazja jednak puszczała koło uszu uwagi odnośnie rządu rosyjskiego i sytuacji, do której się dopuścił, samej się nie odzywając. Dziewczyna w jednej ręce miała reklamówkę z kilkoma konserwami, w drugiej zaś udało jej się dorwać całkiem tanią wódkę, którą miała zamiar zapić smutki i na moment oderwać się od przykrej rzeczywistości. Właściwie nigdzie się jej nie spieszyło i jedynie miotała co jakiś czas gniewnymi spojrzeniami w kierunku ludzi pchających się na nią z tyłu. Nie miała dokąd się spieszyć, jej niewielkie mieszkanko zabezpieczone było kilkoma kłódkami i raczej wątpiła, żeby komuś chciało się z nimi siłować dla materaca, środków higieny osobistej i kilku rzeczy osobistych rosjanki. Wśród prawie pięćdziesięciu osób znajdujących się wewnątrz okazałego marketu, przechadzał się również inny jegomość. Alex szlajał się między półkami, jego ubranie, dość zajebiście ekscentryczne jak na normę komunistycznej Rosji, sprawiało że nie sposób mu było cokolwiek zawinąć do pokrowca na skrzypce wiszącego mu na plecach. Czarne bojówki, trampki, bluzka, skórzany płaszcz i wystający zza pleców futerał na instrument sprawiał, że bardziej przypominał jakiegoś świra wyrwanego żywcem z kolejnej części Mad Maxa. Pocieszał go jedynie fakt, że kraść nie musiał. Jeszcze wczoraj udało mu się ograć kilku miejscowych wygów karcianych i zarobić na siebie, musiał co prawda każdemu dać potem po ryju, żeby oddali mu umówione pieniądze, ale koniec końców, wyszedł na swoje. Nic sobie nie robiąc ze swojego wyglądu, przechadzał się po półkach z alkoholem, zastanawiając się co dziś wieczór znajdzie się w jego futerale, by później trafić do gardła. Mijając jeden rząd i przechodząc do drugiego, Alex poczuł jedynie jak zahacza o coś barkiem, coś upada na ziemię i próbuje się podnieść. Spojrzał w dół, by ujrzeć burzę rudych włosów próbujących złapać pion. Prychając cicho poszedł dalej, nie przejmując się naubieranym w swetry rudzielcem. Sarai została dość brutalnie wyrwana z rzeczywistości, właśnie odpływała w kierunku równań chemicznych, gdy została potrącona przez jakiegoś faceta w czarnych bojówkach i z futerałem na plecach. Ba! Ten nie zatrzymał się nawet pomóc jej wstać! Fuknęła tylko wściekle i udała się na dział alkoholi w poszukiwaniu spirytusu, bo ten w szpitalu wyszedł rano. Nie minęła chwila, jak znalazła czego szukała i udała się do kolejki. Ustawiła się zaraz za niewidomą na pierwszy rzut oka (o ile ktoś nie ma inteligencji małpy, żeby kojarzyć z czymś innym zamknięte oczy i charakterystyczną laskę), rudą i piękną kobietą. Liliana podziękowała mężczyźnie, który pomógł jej znaleźć dział ze słodyczami, chciała sprezentować bratu coś dobrego, jako że jego stan powoli ulegał poprawie. Owym mężczyzną okazał się być całkiem przystojny brunet, o czym Liliana wiedzieć nie mogła. Strien Kamratov poszedł jeszcze po drogi jak cholera chleb i stanął w kolejce za rudowłosym, owiniętym swetrami dziwadłem, to jest za Sarai.

Jak to zwykle bywa, wszystko stało się nagle, szybko, zdecydowanie za szybko. Najpierw odgłos strzału, zaraz potem szyba frontowej elewacji poszła w las, rozsypując się tysiącami fragmentów po półkach i posadzce. Padł trup, wrzask dziecka któremu zastrzelono matkę, tłum rozbiegł się w panice. Sarai rzuciła się na ziemię, zasłaniając rękoma głowę, co miało jej dać chyba więcej komfortu psychicznego niż faktycznej ochrony przed kulami. Strien pociągnął nieświadomą zagrożenia Lilianę za sobą na ziemię, chwilę potem stojąca obok nich kobieta upadła na ziemię z przestrzeloną szyją. Pudełko czekoladek dla brata niewidomej z głuchym brzdękiem uderzyło o ziemię. Anastazja rzuciła się między półki, w ułamku sekundy czołgając się obok dziwnie ubranego faceta z futerałem na skrzypce przewieszonym przez plecy. Z zewnątrz słychać było krzyki i nawoływania, takie wydarzenia były teraz na porządku dziennym. Walka o terytorium i o jedzenie. Ciała padały na podłogę jak kłody, co zwinniejsi czołgali się do wyjścia, ślepa Liliana korzystała w tym wypadku z pomocy Striena i Sarai, gdzieś przed nimi Alex robił sobie przejście, odkopując i odpychając stojących na jego drodze ludzi, przewracając razem z nimi półki. Niczym błyskawica wpadł na zaplecze, zaraz za nim wbiegła i Anastazja, a zanim udało im się zatrzasnąć drzwi, do wewnątrz wbiegła jeszcze parka rudzielców Kamratov. Skrzypek zatrzasnął drzwi na rygiel zaraz przed tym, jak dobiegł do nich właściciel sklepu. Z zewnątrz słychać było strzelaninę. Piątka ocalałych z pogromu znalazła się w niewielkim magazynku połączonym z kuchnią, z tego zaś prowadziły drzwi dalej. Jak to się mówi, każda wielka przygoda zaczyna się w tawernie, ale sklepu nikt się nie spodziewał...

Yyy... rozpisałem się trochę. Aha, posta dedykuję Famirowi .
 

Ostatnio edytowane przez Sierak : 11-04-2011 o 14:06.
Sierak jest offline  
Stary 12-04-2011, 11:57   #2
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Zielonooka opierała się o ścianę, ze skrzyżowanymi rękoma. Klatka piersiowa unosiła się spokojnie, nie zmieniając tempa w porównaniu do tego, sprzed ataku. Ale myliłby się ten, kto wziąłby to za odwagę. Anastazja, najkrócej mówiąc, była zbyt otumaniona tym co się stało. Delikatnie zamrugała oczami gdy lekko poruszyła swoją lewą dłonią. Lekko spuściła głowę, jakby wzdychając? No niestety, straciła reklamówkę z zakupami. Zostało jej więc jedynie to, co miała w torbie. To było smutne. Lekko uniosła głowę by spojrzeć po zgromadzonych tutaj osobach. Może nie wypada oceniać innych na pierwszy rzut oka, ale musiała przyznać, że znalazła się w dosyć różnorodnym towarzystwie. Najbardziej rzucał się w oczy facet z futerałem na plecach. Bo co tu dużo mówić, wyglądał ekscentrycznie. Był jeszcze jeden chłopak, ale jakoś nie mogła na pierwszy rzut oka określić jego typu. I były jeszcze dwie dziewczyny, na całe jej szczęście. Gdyby była jedyną dziewczyną to by się poważnie bała o swój tyłek. Jedna była ruda, opancerzona swetrami, ale i tak ładna. Tak samo było z drugą dziewczyną, która jednak trochę się różniła od poprzedniej i nie chodziło tutaj o ubiór czy włosy. Ale nie miała zamiaru dociekać, w końcu i tak nie mogła zadać żadnego pytania. Lekko odepchnęła się od ściany, stając mocno na wyprostowanych nogach. Poprawiła pasek swojej torby na ramieniu i spokojnie, choć bynajmniej nie powolnie, zaczęła przetrząsać szafki i półki magazynu w poszukiwaniu wszystkiego co zdatne do spożycia. Zdatne czyli nie przeterminowane lub nie zawierało jakiejś podejrzanej substancji czy, broń Boże, jakiejś nowej formy życia wyrosłeś na pieczywie czy tuńczyku. Sklep samoobsługowy, nie trzeba płacić. Uwaga na niebezpiecznych klientów. Nie wtrącała się w rozmowy reszty. Nie widziała sensu gry w kalambury. Zresztą, dwoje samców już się kłóciło. Dziewczyny były od nich spokojniejsze. A ona nie wzięła z domu odtwarzacza mp3. Tak, wiem, że to staroć, ale działał. No i był na baterie, a nie jak te iPody, że trzeba ładować z gniazdka. W końcu prąd też tutaj nie był luksusem, a na baterie łatwiej było trafić. Dopiero gdy reszta grupy zaczęła się rozchodzić, sama skończyła szaber. Poprawiła cięższą niż na początku torbę i ruszyła do tylnych drzwi, jak reszta grupy. Ruszyła na końcu grupy, trzymając się bliżej pozostałej dwójki dziewczyn. Ci faceci jakoś nie wzbudzali jej zaufania.
 

Ostatnio edytowane przez Kizuna : 13-04-2011 o 10:29.
Kizuna jest offline  
Stary 12-04-2011, 21:00   #3
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Kolejny zwyczajnie niezwykły dzień w Prypeci. Młody brunet łaził znudzony po sklepie, szukając okazji do nabycia. Po prawej drab, po lewej zbir, ciekawa mieszanka. Ze sprzedaży grata zostało mu sporo pieniędzy. Ciekawe, czy dorwali kupca, czy może udało mu się uciec. W sumie nie miało to najmniejszego sensu… Strien żył już tylko marzeniem o wieczornym posiedzeniu w pokoju wspólnym akademika i zapalenie w spokoju prawdopodobnie jednego z ostatnich papierosów w życiu. Miał szczęście, że zatrzymał się u znajomego w akademiku. Przerwa w jego własnych zajęciach dobrze mu zrobi. I tak coraz mniej liczyło się na tym zasranym świecie… W akademiku wszyscy trzymali się w kupie, wiedzieli, jak to się skończy. Co prawda każdy dalej miał jakieś swoje nadzieje, ale jeśli mieli ginąć, to w doborowym towarzystwie i podczas walki. A akademik był świetnym miejscem do obrony. W ciągu tych kilku dni po informacji Putina, Strien bardzo dużo wniósł w zabezpieczenia budynku. Technikum i nieukończone studia pozwalały mu podejść do spraw zabezpieczeń od strony inżynierii, co doskonale się sprawdzało. Ale teraz był w sklepie i tłumaczył pewnej przeuroczej, rudowłosej dziewczynie, gdzie można tutaj kupić słodycze. I wtem wydarzyło się coś, co po raz kolejny zmieniło jego życie.

Padł strzał. Po nim następne, tych jednak Kamratov nie mógł być pewien, gdyż pchnąwszy niewidomą dziewczynę na podłogę, sam przypadł koło niej. Cała sytuacja wydała mu się makabryczna, gdy tuż nich padła trzecia kobieta; z jej przestrzelonego gardła tryskała mocno krew. Brunet rozejrzał się na tyle, na ile pozwalała sytuacja i asekurując dziewczynę, przemknął z nią po podłodze do magazynu.

Po tym, jak grupka znalazła się w ciemnym magazynie, w środku nastąpiła nienaturalna cisza. Strien nieszczególnie interesował się resztą towarzystwa, sprawdził tylko pobieżnie, czy każdy jest w jednym kawałku. Kolejnym jego posunięciem było wyciągnięcie z plecaka małej latareczki na korbkę, którą to, po uprzednim naładowaniu, oświetlił sobie półki sklepowe. Zupełnie ignorując resztę zaczął wybierać produkty o najdłuższej dacie ważności. I tak pozwolił sobie na zbytek dobroci, ratując dziewczynę. Był właśnie w trakcie dobierania się do lodówki z napojami, bądź co bądź był dość spragniony. W międzyczasie zza pleców doszedł go jakiś żeński głos. Chyba pytała, jak się czują. W sumie to, co oni mówią jest nieistotne, utwierdzał się w tym przekonaniu. Ale nie może ich ignorować, wypada coś zrobić. Po przebiciu się do schłodzonych napojów, nastąpiła krótka chwila konsternacji, po której to dobył butelkę wody, z trudem przywołał na twarz uśmiech i odwróciwszy się na pięcie, podał Sarai butelkę.
-Masz napij się, zrobi Ci się lepiej. - Stwierdził, po czym powrócił do poszukiwań. wreszcie, po przejrzeniu około połowy rzeczy dokopał się do upragnionego towaru. W najciemniejszym zadupiu, zaraz obok alkoholu, znalazł nowiuśkie, zafoliowane całe kartony papierosów. Łapczywie otworzył jeden z nich, po czym dopadł się do wagonu, skutkiem czego po kilku sekundach był dymiący się papieros w jego ręce i błogi, autentyczny uśmiech pojawiający się na jego twarzy. Och tak, papierosy były jego balsamem, kojącym ostatnio zszargane nerwy. Dziś właśnie miał zamiar wydać jedną czwartą swojej pensji na jedne z ostatnich paczek fajek o smaku czekoladowym, a teraz miał ich całą stertę. Oparł się z dumą na twarzy o ścianę i obserwował resztę poprzez dym.
- Weź, napij się – powiedziała do niewidomej kolejna dziewczyna.
- Dziekuję - odparła z lekkim akcentem, mocniej chwytając butelkę. - Gdzie jesteśmy? - zapytała cicho.
- W magazynie sklepu. Jest tu mnóstwo jedzenia oraz napojów. Trzeba jednak szybko opuścić to miejsce. Chociaż właściwie... Nigdzie już nie jest bezpiecznie. Tutaj mamy chociaż prowiant - Mówił to smutnym głosem, patrząc zamglonym wzrokiem w najbliższą ścianę, zupełnie bez celu, jak wszystko teraz. Zupełnie bez celu...

Po krótkiej rozmowie zabarykadował drzwi i wtedy spostrzegł ekscentryka, którego widział w sklepie. Jedna czy dwie osoby się przedstawiły, a Strien powrócił do swoich poszukiwań żywności. Zapełniwszy plecak wdał się w krótką rozmowę z obcym, przy czym do głosu dochodziły jego emocje, czym był bardzo zaskoczony i zdegustowany. Ech, powracają wspomnienia… Bliźniaczki (jak w myślach nazwał rudowłose, niczego osobie w sumie, dziewczyny) uzgodniły, iż wesprą się przez jakiś czas, a muzyk (ze względu na futerał) po krótkiej debacie wyniósł się jak najdalej stąd. Cóż, jego pomysł był nie taki znowu zły, więc Strien po napełnieniu plecaka i odpaleniu któregoś z kolei już papierosa w tym magazynie, udał się za nim…
 
Bachal jest offline  
Stary 12-04-2011, 21:33   #4
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Ostrożnie wodząc opuszkami palców po nielicznych wystawionych pudełkach z czekoladkami, z lekkim uśmiechem na ustach wspominała mężczyznę, który pomógł jej odnaleźć właściwy regał. Fakt, że w tym szaleństwie wciąż istnieli ludzie, którzy byli gotowi pomóc przypadkowej osobie, dodawał otuchy.
Wybór właściwego pudełka był trudniejszy niż myślała. Zwykle na zakupy chodziła z ciotką lub wujem, którzy po prostu wrzucali właściwe produkty do koszyka. Tym razem musiała, a właściwie chciała sobie poradzić sama. Po dwudziestym piątym cała trójka zgodnie uznała, że najbezpieczniej będzie gdy Liliana zostanie w domu. Rezygnacja z zajęć w szkole była dla niej trudna, jednak nie sprzeciwiała się, a przynajmniej nie jakoś szczególnie.
Wreszcie natrafiła na właściwy kształt, a i tłoczone litery zdawały się potwierdzać właściwy wybór. Zadowolona z siebie i dumna, że się jej udało ruszyła w kierunku kas. Była drobną dziewczynaą z burzą kasztanowych włosów w tej chwili częściowo skrytych pod białą czapką. Według oznaczeń na wieszakach powinna mieć teraz na sobie luźne, czarne spodnie oraz białą kurtkę z czarnym futerkiem przy kapturze. Tego ostatniego była pewna, gdyż łaskotało ją w brodę. Co do spodni już nieco mniej, zawsze bowiem mogło się trafić że ciotka w pospiechu pomyliła oznaczenia. Laska raz za razem stukała w linoleum. Przymknąwszy oczy skupiła się na tym dźwięku nie chcąc przez przypadek kogoś potrącić. Ludzie stali się wyjątkowo drażliwi, czemu w sumie nie powinno się dziwić. Tkwili w tym mieście z groźbą śmierci nad głowami. Czy to głodową, od kuli, od noża, od pałki czy kamienia. Wiecznie coś im zagrażało i mimo tego że starali się żyć normalnie mając nadzieję, że to właśnie oni się wydostaną, uczucie to słabło z każdą godziną.
Stanęła w kolejce mocno ściskając zarówno pudełko jak i trzymaną w dłoni laskę. Pasek mocno wrzynał się w skórę nadgarstka więc po chwili była zmuszona lekko poluzować uścisk. Nieco niepewnie pochyliła głowę starając się wyłapać jak najwięcej dźwięków, bawiąc się w zabawę, którą zawsze z bratem umilali sobie takie właśnie okazje, a raczej to on jej umilał. Wsłuchać się w otaczające ich dźwięki. Wyłapać poszczególne zapachy i dopasować do tych pierwszych. Wracając do domu wymieniali doświadczenia. Niewinna, nikomu nie czyniąca krzywdy zabawa.
Tak bardzo różniąca się od tego co stało się w chwilę później. Z początku nie zareagowała za co niemal przepłaciła życiem. Gdy czyjaś dłoń sprowadziła ją w dół, krzyknęła. Wokół niej krzyki innych zakupowiczy zlewały się z trzaskiem przewracanych wózków, wystrzałami, dźwiękiem tłuczonego szkła... Chaos w którym nie potrafiła się odnaleźć. Na szczęście po raz kolejny tego dnia znalazł się ktoś kto jej pomógł. Czy była to ta sama czy może inna osoba, nie wiedziała. Pozwalając się prowadzić niczym lalka przez lalkarza, dotarła wreszcie wraz ze swoim pomocnikiem to nieco cichszego miejsca. Dźwięk zamykanych drzwi i brak powiewu wiatru uświadomiły jej, że wciąż muszą znajdować się na terenie marketu. Zapewne w jakimś pomieszczeniu służbowym. To jednak nie było aż tak ważne jak fakt, że wciąż żyła.
Butelka wody, którą otrzymała od kobiety była kolejnym dowodem na to, że nie wszyscy w tym mieście oszaleli. Trzymając ją w dłoniach słuchała uważnie rozmowy, która wywiązała się między nieznajomymi. Głos mężczyzny brzmiał dziwnie znajomo. Zabrało jej chwilę by dopasować go do miejsca i towarzyszącego mu zdarzenia. Chciała właśnie podziękować gdy odezwał się kolejny z ocalonych. Zrezygnowała.

Jak się okazało miała szczęście, ludzie na których trafiła okazali się w większości posiadać dość dobrze rozwinięty instynkt opiekuńczy. Szczególnie dziewczyna, która z jakiś powodów uznała, że musi zadbać o Lilianę. Tylko jedna osoba, właściciel głosu, który odpowiadał za jej rezygnację z okazania swej wdzięczności mężczyźnie od słodyczy, wyraźnie się od nich odcinał. Jednak nie mogła go winić. Każdy z nich miał własne cele i własne życie, to że niektórzy potrafili w tym wszystkim dostrzec innych i chcieć im pomóc, a inni nie... Widać tak już być musiało.

Liliana czuła się beznadziejnie słaba i bezbronna w porównaniu z pozostałymi. Nawet nie potrafiła się zdobyć na to by przeszukać półki w poszukiwaniu jedzenia zdatnego do spożycia. Jak niby miałaby poznać, które ma odpowiednią datę? Potrafiła rozpoznać tylko niektóre produkty. Zapewne gdyby się postarała znalazłaby coś dobrego, jednak czy byłaby to puszka karmy dla zwierząt czy też fasoli... Bezradna, słaba i kompletnie nie przydatna. Nie potrafiła nawet sama trafić do drzwi. Może gdyby miała dość czasu, jednak na to liczyć nie mogła. Zrobiła więc to czego od zawsze nienawidziła. Poprosiła o pomoc i zdała się na wzrok towarzyszki mając nadzieję, że ta wyprowadzi ją bezpiecznie z tego miejsca.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 14-04-2011, 15:50   #5
 
ZelieL's Avatar
 
Reputacja: 1 ZelieL nie jest za bardzo znany
Rozpoczął się kolejny z wielu już dni spędzonych w starym podniszczonym mieszkaniu, które Alex sobie przywłaszczył. Obudził się tak jak to miało ostatnio często miejsce, skacowany i strasznie przemęczony. Noc miał ciężką, prawie całą spędził na grze w karty i na obijaniu mord przegranych, łatwo nie było ale zdobył sporo kasy i miał spokój z funduszami na dobre dwa, trzy dni. Kiedy w końcu się ocknął i jakoś do siebie przyszedł postanowił zmienić opatrunki, które były już całkiem nieźle ujebane brudem i krwią, przeważnie cudzą. Stanął przy lustrze postawił drugie za sobą i zaczął rutynową czynność oczyszczania rany na plecach. Ta była już prawie całkowicie zagojona, ale nadal dawała o sobie znać. Po zmianie opatrunków postanowił wyruszyć do jakiegoś sklepu by uzupełnić luki w lodówce, głównie brakowało alkoholu. Konserw miał całkiem sporo bo nie raz udało mu się je wygrać w karcianych pojedynkach.
Wyszedł, na miejscu był pół godziny później. Zaczął się przechadzać między półkami w dziale z alkoholem, poszukiwał jakiegoś dobrego trunku bo już mu się zbrzydła domowej roboty wódka z rozcieńczonego spirytusu. Czas dłużył się niemiłosiernie, a tego co chciał nie mógł znaleźć. Po kilkunastu minutach jego poszukiwania przerwał jakiś kocmołuch, który na niego wpadł. Cóż, samego zainteresowanego to nie ruszyło, miał w dupie cały świat, więc nie obchodził go jakiś rudzielec, który nawet nie widzi jak łazi. Poszedł dalej rzucając jedynie chłodne, pogardliwe spojrzenie.
Kilka chwil później stało się to co właściwie kiedyś stać się musiało, jakaś grupa maruderów i szabrowników napadła na market co nie wywołało zbytniego wrażenia na tych co się przyzwyczaili, niestety niewielu było takich. Alex nauczony do ciągłej walki o swoje, nauczony do ciągłej walki o życie zdążył szybko zareagować. Padł na ziemie i zaczął się przemieszczać niczym rasowy żołnierz na treningu porannym w zasiekach. Zaraz za nim przemieszczała się krótkowłosa blondynka, którą widział wcześniej, przez chwile się nią interesował bo chciała kupić wódkę, co mogło świadczyć o tym, że łatwiej ją będzie wykorzystać dla własnych celów, ale teraz takie plany musiały zejść na dalszy plan. Końcówkę trasy pokonał już w pełnym biegu robiąc to co zwykle w takich sytuacjach, dbał tylko o siebie usuwając sprzed siebie wszelkie przeszkody. Po chwili znalazł się w magazynie, do którego razem z nim wbiegła blondynka, a chwilę przed zaryglowaniem drzwi wepchnął się też jakiś koleś i dwie rude panny. Do drzwi dobiegał również właściciel sklepu, ale czarnowłosy z dziką satysfakcją wypowiedział tuż przed zamknięciem drzwi: „Giń, zasłużyłeś sobie cwelu”. Z uśmiechem prawdziwego skurwiela zaryglował drzwi i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znalazł.

Podczas gdy reszta przeszukiwała co mogła, gaworzyła itd., Alex najnormalniej w świecie zrobił to co zwykle kiedy robiło się za dużo ludzi w jednym pomieszczeniu. Postanowił się ulotnić, a zaczął od odejścia od grupy ludzi, starał się być jak najbliżej części kuchennej. Rozglądał się i zastanawiał czym sobie zasłużył na to żeby skończyć w takiej sytuacji. Zastanawiało go czy to nie przypadkiem te osły, którym wczoraj dał po mordzie.
Alex stał sobie spokojnie z dala od tłumu, nie interesowało go jedzenie i picie choć alkoholem by nie wzgardził. Właściwie to mało co rozumiał, jego zdolności z zakresu lokalnego języka nadal nie były na najwyższym poziomie.
-Właściciel... Nie żyje, leży przy drzwiach. Tak się składa.. - przerwał na chwilę aby dobrze dobrać słowa, które teraz mu do głowy napłynęły - podpadł mi, no i nie dostał pozwolenie na wejście tutaj.Wy bierzcie co chcecie, ja stąd spadam.
Po zakończeniu swej przemowy udał się do części kuchennej aby sprawdzić czy znajdą się tam jakieś noże godne użytkowania.
Odpowiedział zgodnie z tym co aktualnie myślał. Czym mógł mu podpaść człowiek, którego widział praktycznie po raz pierwszy? Proste, ceny alkoholu były zbyt wysokie. To wystarczyło. Mimo iż nie za dużo rozumiał nadal był w stanie uczestniczyć w rozmowie choć raczej ograniczał się do rzucania prostych haseł. Szczególnie wkurzał go ten typek, który chyba próbował zgrywać bohatera, a mimo wszystko zachowywał się jak zagubiona dziewczynka myśląca, że ma sytuacje pod kontrolą. W pewnym momencie nie wytrzymał i mu odpowiedział.
-Wieszaj sie, mnie problemów na głowie będzie- rzucił od niechcenia chowając do futerału kolejne sztuki broni białej.
-Jak nie przeżyjesz i nie uciekniesz to nie dowiesz kto za tym wszystkim stoi. To wszystko to głębsza sprawa, nie tylko jeden lider za tym jest.- czarnowłosy zamknął futerał, przewiesił go na plecach i podszedł do drzwi, przyłożył ucho i zaczął nasłuchiwać. Od dłuższego czasu miał przeczucie, że nie tylko Rosja jest zamieszana w ten eksperyment, nie po tym co mu się przytrafiło, węszył w tym większą zmowę, ale nie miał jeszcze na to dowodów.
Później odciął się po prostu od rozmów, postanowił się skupić na tym co robił. Nie minęło jednak kilka chwil bezczynnego nasłuchiwania jak do głowy napłynęła mu myśl o zdobyciu jakiejś broni dystansowej, najlepiej jakiegoś karabinu snajperskiego. Dał się nieco ponieść fantazji.
-Mogliśmy skończyć w sklepie z bronią... Byłoby ciekawiej.- rzucił od niechcenia odpływając myślami w stronę świeżo wymarzonego karabinu snajperskiego model Dragunov. - Tak, o wiele ciekawiej.- Musiał jednak odpuścić sobie marzenia, nie skończył bowiem nawet części zadań jakie miał wyznaczone.
Po usłyszeniu kolejnych słów od kolesia, który był zbyt gadatliwy nie wytrzymał i po prostu pozwolił sobie na spontaniczne skomentowanie wszystkiego w jednym z jego podstawowych języków.
-Pierdolone przeszkody, wszędzie, zawsze. Jakbym nie miał dosyć na głowie. Przydałaby się dobra wódka- recytował pod nosem po francusku. Był teraz mniej niż zadowolony z takiego obrotu spraw, przynajmniej miał zestaw noży, który mógł się nadać na potencjalne pułapki. Zza drzwi nie dochodził żaden hałas więc postanowił je uchylić.
Kolejny komentarz nieznajomego tylko utwierdził go w przekonaniu, że lepiej się stąd zmywać bo jeszcze wyrządzi krzywdę temu osłowi, a nie chciał sobie tak wcześnie brudzić rąk.
Szybkie rzucenie okiem przez uchylone drzwi wystarczyło aby nieogolony, przemęczony i skacowany muzyk zrozumiał, że ma spokój. W pierwszej kolejności postanowił udać się do piwnicy, w piwnicy zawsze są ukryte ważne rzeczy, byle podpucha na składzie magazynku go nie zwiedzie, może mu się uda jakiś dobry alkohol zdobyć.

Jak postanowił tak zrobił, po drodze jednak wyciągnął jeden z noży i przywiązał do niego dość mocno jeden z bandaży znajdujących się w kieszeni jego spodni. Lepsza broń miotana z możliwością przyciągnięcia jej spowrotem niż broń krótkodystansowa. Na wszelki wypadek szedł bardzo ostrożnie w dół, a w razie gdyby znalazł włącznik światła to go po prostu użył aby oświetlić sobie drogę. Miał nadzieje, że powiększony futerał pomieści jeszcze trochę rzeczy, a w razie co resztę wpakuje się do płaszcza i spodni.
*I obym nie miał więcej przeszkód na drodze bo się wkurwie.*
 
ZelieL jest offline  
Stary 14-04-2011, 18:03   #6
 
asiootus's Avatar
 
Reputacja: 1 asiootus nie jest za bardzo znanyasiootus nie jest za bardzo znany
Na metanol odtrutką jest etanol, nie na chorobę popromienną.

Myśli Sarai kłębiły się w głowie i nie wiedziała tak naprawdę, co ona tutaj tak właściwie robi. Od tych… około dwudziestu dni żyła jak w jakimś złym śnie. A może to było więcej dni? Może nawet mniej. Nie miało to najmniejszego znaczenia, nie tutaj. Wielu ludzi odliczało sobie wszystkie te dni, ale ona nie mogła. Jej życie za wiele i tak się nie zmieniło w porównaniu do tego, co było wcześniej. Może jedynie ludzie w szpitalu lamentowali bardziej. I to nie ci śmiertelnie chorzy, tylko ci przypadkowo ranni. Ale nimi Sarai się nie zajmowała. Sarai zajmowała się śmiertelnie zmutowanymi. Tak jak ta dziewczynka. Była słodka, niesamowita. I przeżyła z deformacją twarzy trzy lata dłużej niż początkowo zakładali lekarze. I zginie ponieważ teraz nikt już się nie przejmuje takimi jak ona. Już nie ma jedzenia dla nich, nie ma leków. Nic nie dochodzi. A Sarai sama nie mogła uratować całego świata.
Próbowała. Właśnie dlatego była teraz w Dobrobycie. Właśnie dlatego szukała na półce spirytusu. Dobrow, doktor ze szpitala ją wysłał. Jedyne miejsce, gdzie jeszcze pomagano ludziom. Jednak przez to, co się działo, zaczynało brakować już wszystkiego. Dostała trochę pieniędzy i miała kupić spirytus, żeby odkazić rany. Miała kupić tyle, ile będzie mogła. Ceny były zastraszające, dlatego mogła kupić jedną. Przerażało ją to. Jak można przejmować się pieniędzmi w takiej sytuacji? Jak można zachowywać się właśnie jak zwierzęta zamiast zjednoczyć się i przejść przez to razem. Zjednoczonego ludu nic nie pokona. Nigdy.
Poczuła, że ktoś ją potrąca i wylądowała na ziemi. Zdenerwowała się nieco i rzuciła przekleństwem, bo przecież oczywiście mężczyzna nie zwrócił na nią kompletnie uwagi i oczywiście jej nie pomógł. Podniosła się i złapała butelkę ze spirytusem i ustawiła się w kolejce zaraz za piękną dziewczyną o kasztanowych włosach. Poczuła się przy niej dość brzydka, całkowicie przeciętna. Potem zauważyła, że dziewczyna porusza się bardzo ostrożnie. Była… niewidoma. Sarai poczuła napływ współczucia, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo nagle rozległy się strzały.
Przerażenie wzięło nad nią górę, padła na kolana, skuliła się i zaczęła recytować Szemę na głos. Bała się, myślała, że zginie. Nie mogła opanować drżenia głosu, ale wzięła się w garść, kiedy ludzie ruszyli, żeby się schować. Z jakimś krótko obciętym chłopakiem pomogła tej niewidomej dziewczynie. I po chwili wszyscy znaleźli się w ciemnym magazynie. Drzwi zostały zasunięte, a oni przez jakiś czas bezpieczni.
Dokończyła recytowanie modlitwy na tyle cicho, żeby nie zwracać na siebie uwagi, słysząc, że ktoś przegląda półki i zgarnia rzeczy do torby. Pomyślała, że to grzech, ale z drugiej strony właściciel nie żył, został tam, w strzelaninie. Dziewczyna drżała, ale potem dostała od tego chłopaka butelkę z wodą, żeby się uspokoić. Kiedy już to zrobiła, sama podeszła do niewidomej dziewczyny, żeby podać wodę jej.
Szabat się za chwilę zaczyna, pomyślała. Powinna już być w domu. Nie powinna być w takim miejscu. Nie teraz. Chciało jej się płakać, ale wzięła się w garść. Próbowała się upewnić, czy może zabrać cokolwiek z tego magazynu, czy właściciel na pewno nie żyje. Potwierdzili to. Miała szczerą nadzieję, że nie miał rodziny.
Nie minęła długa chwila, a dwóch mężczyzn zaczęło się ze sobą kłócić. Było to dość nieprzyjemne, to na pewno. Jeden z nich był okropnym typem, za to drugi nie był najgorszy. Można było prawie go polubić. Jednak wymiana zdań robiła się coraz bardziej zacięta, więc dziewczyna bała się, że to może źle się skończyć. Ale nie to było teraz ważne.
Sarai po kilku słowach dwóch mężczyzn przestała zupełnie zwracać na nich uwagę i pochyliła się nad niewidomą dziewczyną, której przed chwilą podała wodę. Niechaj mężczyźni zajmują się poważnymi sprawami, jak obijanie sobie nawzajem mord, były o wiele ważniejsze sprawy na tym świecie.
- Jestem Sarai Rubinstein - przedstawiła się cicho mówiąc do niewidomej dziewczyny. - Nie jesteś ranna? Nie potrzebujesz pomocy? Mogę czegoś poszukać, ale jest ciemno, więc czuję, że mamy podobne szanse, przynajmniej na razie. - Próbowała zażartować. Niestety, dość nieudolnie.
- Nic mi nie jest - odpowiedziała również ściszając swój głos. - Jestem Liliana.
- Miło mi cię poznać. Będziesz w stanie iść? W sensie, musimy wziąć wszystko, co możemy i się stąd wydostać. Nie wiem, czy reszta podziela moje zdanie, ale może powinniśmy trzymać się razem, skoro już musimy. - Głos Sarai drżał. Cóż, zawsze starała się zagadać stres.
- Oczywiście, dam radę - nie bacząc na to, że Sarai i tak pewnie tego nie dojrzy, uśmiechnęła się do nowo poznanej.
- To ja poszukam jedzenia. Dasz radę też coś znaleźć? - zapytała.
-Jeśli chodzi o trzymanie się razem sądzę, iż to nie jest do końca głupi pomysł. Ale i realnego uzasadnienia ZA też nie widzę... - dorzucił w powietrze swoje trzy grosze Strien.
- To idź, nikt cię tu nie trzyma. - Tym razem głos Sarai był pewny. Sama ruszyła do półek i zaczęła szukać tego, co można było zapakować do jej torby na ramię. I nie gardziła czekoladą. Oj nie.
-Co ze mnie byłby za facet, jeśli zostawiłbym kobiety zdane na niełaskę takich ludzi, jak przez paronastoma minutami. - Mruknął wyraźnie zdegustowany swoim zachowaniem. W co on się pakuje!? CO go podkusiło? A miał skończyć z tymi dyrdymałami. Ech, marnie skończy z tym łez padołem...
- Współczesny? - zapytała z niewinną minką Liliana również ostrożnie wstając aczkolwiek nie ruszyła się z miejsca.
-Współczesnego mężczyznę masz w drzwiach, to właśnie przyszłość... - Stwierdził wręcz lodowatym tonem i zabrał się do dalszego rekonesansu. Wkurwiało go wszystko. Wkurwiał go ogień w duszy, sercu i głowie. Wkurwiała go cała ta bezsensowna farsa. I dlaczego do kurwy nędzy nie może się opanować!
- Właśnie o tym mówiłam - dopowiedziała cicho.
Czarnowłosy kompletnie nie zwracał uwagi na pozostałych, w sumie intrygowała go tylko jedna osoba, ta która trzymała wcześniej flaszkę wódki. Stwierdził, że mógłby ją ze sobą zabrać i jakoś wykorzystać do własnych celów, ale najwpierw sam się musi jakoś obłowić w piwnicznych zakamarkach. Rzucił ostatnie chłodne spojrzenie w stronę gadatliwego typa i wyszedł, nie domykając drzwi. Wolał mieć w razie co jakąś droge ucieczki.
-No i poszedł... Cóż, na mnie chyba też niedługo pora. Co do nie rozdzielania się, jeśli ktoś ma ochotę pomóc nieść mi tyle żarcia, ile się da, służe swoim pokojem hotelowym, zabezpieczonym paroma sztuczkami mechatronika... - Zrezygnowany zapalił kolejnego papierosa. Nareszcie się uspokajał. Nie zamierzał dopuścić do kolejnego wybuchu. Czekał na reakcję obecnych.
- Musze wracać do domu więc raczej odpadam - odparła na propozycję, Liliana.
- Odprowadzę cię, dobrze? - powiedziała Sarai gotowa pomóc nowo poznanej dziewczynie.
-Cóż, nic tu po mnie... - Zarzucił plecak na swoje miejsce i wymaszerował ostrożnie, z ręką zaciśniętą na nozu sprężynowym ukrytym w kieszeni. Wyszedł tą samą drogą, co Alex.
- Jeżeli będzie ci po drodze - odpowiedziała Lilianna.
- Nie martw się, już i tak skończył mi się czas - stwierdziła dziewczyna. - Spacer może dobrze mi zrobi... wyjdźmy za nimi, tyłem, boję się, że w sklepie nadaj są ludzie... no i zasunęli drzwi, a raczej nie dam rady tego odsunąć.
Westchnęła i skończyła pakować torbę. Jak ma przeżyć, musi chociaż trochę być zaopatrzona. Przynajmniej na razie.
- W takim razie będę musiała prosić cię byś mi wskazała gdzie owe drzwi są.
- W porządku. Chodź ze mną.
- Niepewnie, ale delikatnie złapała dziewczynę za ramię i poprowadziła za dwoma mężczyznami.
Czuła się w jakiś sposób odpowiedzialna za niewidomą dziewczynę. Potrzebowała pomocy, nic nie było w tym złego, ale skoro nikt inny nie kwapił się, żeby owej dziewczynie pomóc - spadło to na Sarai. Nie mogłaby jej ot tak, po prostu zostawić. Tak się nie godzi.
No i miała nadzieję, że mężczyźni wyprowadzą je na zewnątrz.
 
asiootus jest offline  
Stary 14-04-2011, 19:48   #7
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Prypeć, 14 grudnia 2018

***
Gdyby Rambo, a raczej aktor go grający jeszcze żył, zapewne palnął by sobie w łeb widząc, jak grupka uciekinierów walczy o przeżycie. Podczas gdy wewnątrz sklepu słychać było jeszcze pojedyncze strzały, krzyki i odgłosy przewracanych półek, piątka bohaterów zajęła się jak gdyby nigdy nic opróżnianiem szafek z fajek, konserw, wódy, czekolady i właściwie czego się tylko dało. Aha nie, jedno w międzyczasie się pomodliło identyfikując jednocześnie swoje wyznanie w tym pełnym nienawiści i nietolerancji świecie. Alex, zdaje się jedyna osoba która poszła po rozum do głowy, zwyczajnie zlał na pozostałych i zamiast cieszyć się faktem, że nic go jeszcze nie podziurawiło poszedł do piwnicy. Cóż, stare przysłowie podróżników mówi, że zawsze w lochach jest skarb, zawsze. Co prawda prawa Murphy'ego zdają się twierdzić inaczej, ale młody skrzypek mimo wszystko postanowił sprawdzić, czy piwnica na bezrybiu może być brana za loch. Muzyk otwarł drzwi znajdujące się na końcu magazynku, w przeciwieństwie do tych które chwilę temu piątka uciekinierów zaryglowała, te nie były zwyczajną płytą OSB pomalowaną na niebiesko z dziurą na klamkę. Jak logika nakazywała, tylne wejście do przybytku stanowiły grube, wzmacniane odrzwia zabezpieczone trzema zamkami i kłódką od zewnątrz, całe szczęście w tej chwili odbezpieczoną. Klatka schodowa nie różniła się jednak od większości tego typu pomieszczeń komunikacyjnych znajdujących się w blokach. Oczywiście brudna i odrapana, w wielu miejscach miała popisane markerem obraźliwe wierszyki, których Alex całe szczęście nie rozumiał ze względu na swoje zaległości z języka. Obrazki jednak nie stanowiły dla niego żadnego problemu, nie zachodząc w głowę po cholerę ktoś rysował na ścianie podobizny penisa i piersi, zszedł na dół, opierając się o poręcz. Wracając jeszcze do samej klatki schodowej, to ziemia nosiła takich dużo, nie wyróżniała się specjalnie. Pomalowana na zgniłą zieleń, odbijała nieudolnie promienie słoneczne padające przez brudne okna na lastrykowych stopniach i posadzkach. Naprzeciw tylnego wyjścia ze sklepu znajdowały się drzwi, sądząc po obecności skrzynek na listy i tablicy z ogłoszeniami spółdzielczymi, było to wyjście na zewnątrz. Alexa jednak wcale to nie obchodziło, on poszedł szukać przygód po piwnicach.

W międzyczasie pozostała czwórka kończyła pakować się z jedzeniem, fajkami i słodyczami gdy drzwi do sklepu zadrżały, szarpnięte za klamkę z drugiej strony.
- Wbiegali tam, ich też pozabijaj! Poza tym stary może tam mieć pochowane jedzenie i wódę, wyważ te cholerne drzwi!
Dało się słyszeć z zewnątrz nawoływania któregoś z oprawców. Kilka sekund później po pomieszczeniu rozszedł się huk, ktoś kopnął w zamiarze wyważenia blokady. Całe szczęście ta była wzmocniona przystawionym do niej stołem i dwoma krzesłami. Anastazja, Strien, Sarai i Liliana wzdrygnęli się jak na komendę, odruchowo zrywając się do ucieczki. Blondynka poleciała pierwsza, z pod pach wyleciało jej kilka konserw które starała się przemycić, Sarai chwyciła za rękę niewidomą i pobiegła zaraz za brunetem w kierunku wyjścia. Znaleźli się na korytarzu, usłyszeli jeszcze jedno kopnięcie i odgłos łamiącej się sklejki.
- Przestrzel zamek, nie pierdol się z nimi!
- To daj, kurwa, strzelbę!

Teraz już lekko przytłumione krzyki ciągle napawały niepokojem. Strien jako pierwszy dopadł do drzwi i złapał za klamkę, nacisnął. Nic. Zablokowane, sklepikarz korzystając ze swojej ochrony musiał przymusić mieszkańców do zamykania wyjścia, co w sumie dawało dodatkową ochronę jego przybytkowi. Alexa nie było, ale pal go licho. Chwila myślenia, za plecami słychać strzał i odgłos wyważanego zamka. Stół i dwa krzesła dały im jednak dodatkowe kilka sekund, może minutę. Bez głębszego namysłu brunet pobiegł schodami na górę, stamtąd może uda się zeskoczyć oknem, zaraz za nim pobiegła Anastazja i Sarai ciągnąca Lilianę za rękę po schodach, mając nadzieję że ta nie upadnie przy pierwszej lepszej okazji, bo na upartego była dla niej balastem. Cóż, ruda była bardzo naiwna, chcąc ratować kogoś w takiej sytuacji i czasach, nie mniej jednak nie wnikając w jej pobudki moralno-religijne, na dole coś się przewróciło, zamknięte uprzednio stalowe drzwi walnęły z hukiem w ścianę. Oprawcy wybiegli na korytarz.
- Sasha, Mika, wy dwaj na dół przeszukać piwnice! Aleks, Oleg, Nina, przeszukać piętra! Nikt nie ma stąd wyjść żywy, jak napatoczycie się na mieszkańców - strzelać bez ostrzeżenia!

Alex zszedł na dół po betonowych, wąskich schodkach zapewne kłócących się z wieloma normami budowlanymi. Farba o kolorze zgniłej zieleni znikła i teraz ściany były koloru szarego, otynkowane jedynie na gołej cegle, ale w sumie po cholerę malować i dekorować piwnice? Ku swemu zdziwieniu i zaskoczeniu, nie znalazł przełącznika światła, a tylko kilka wystających ze ściany kabli, które kiedyś mogły pełnić funkcję dojścia do owego urządzenia. Bez słowa poszedł przed siebie, znalazł się w typowych piwnicach pod dziesięciopiętrowcem z okresu wielkiej płyty. Dzięki poumieszczanym na końcach korytarzy lufcikom do wewnątrz wpadało trochę światła, dając muzykowi jako taki pogląd na schemat, w jakim się znalazł. Jak to w punktowcach bywa, klatka schodowa była w środku budynku i mniej więcej tam, na planie budowli, znajdował się Alex. Korytarz rozchodził się kwadratem dookoła owej klatki i rozchodził się odnogami do pojedynczych ślepych uliczek, wzdłuż których poumieszczano w mniej więcej równych odstępach drewniane, zabezpieczone kłódkami, drzwiczki do piwnic mieszkańców. Irytował tylko brak cholernego światła, chociaż może to lepiej biorąc pod uwagę to, co zdarzyło się niedługo po zaczęciu przez skrzypka poszukiwań? Schodząc słyszał strzał, teraz usłyszał jak coś rąbnęło o podłogę piętro wyżej, zaraz później zaś kroki i pokrzykiwania. Ktoś kazał jakiemuś jakiemuś Sashy i Mice przeszukać piwnice. Dupiata sytuacja biorąc pod uwagę, że młody buntownik nawet nie wiedział, czy było stąd jakiekolwiek drugie wyjście, no i na ile może sobie pozwolić w poszukiwaniach mając dwójkę uzbrojonych na karku? Na swoim koncie miał tylko przewagę pod postacią tego, że oni uważali go za bezbronnego cywila. Mogli się pomylić i to sporo. W międzyczasie Strien, Anastazja, Sarai i Liliana pędzili przed siebie jakby ich sam diabeł gonił, chociaż ruskie kommando uzbrojone po zęby miało podobne działanie, bo oboje wysyłali do piekła. Wbiegli schodami na pierwsze piętro, korytarz okrążał prostokątem schody w dół na których słychać było tupnięcia ciężkich buciorów. Musieli myśleć, a czasu wiele nie mieli.
 
Sierak jest offline  
Stary 18-04-2011, 14:54   #8
 
ZelieL's Avatar
 
Reputacja: 1 ZelieL nie jest za bardzo znany
Mocne postanowienie i wykonywanie wszystkiego co sobie zakładał nie pozwoliło iść czarnowłosemu muzykowi w stronę drzwi wyjściowych, które aż krzyczały aby je otworzyć i zaryglować tak aby nikt inny się nie wydostał. Alex najnormalniej w świecie postanowił zejść na dół w poszukiwaniu czegoś użytecznego, jakiś ukrytych składów wódki czy czegoś innego. Na razie nie miał za dużo problemów, co prawda irytowało go to, że nie mógł przeczytać tych zapewne głupich i niedojrzałych wierszyków na ścianach, ale nic na to nie mógł poradzić dopiero zaczynał naukę języka, a jego jedyna nauczycielka nie żyła od jakiegoś już czasu. Musiał się zadowolić jedynie widokiem niezbyt ciekawie przedstawionych penisów i piersi. Ostatecznie zaniechał czynności związane z obserwacją ścian i skupił się na bezpiecznym zejściu po schodach, które wyjątkowo wąskie były i w sumie trzymanie się poręczy było czymś wymaganym.

Tuż po zejściu na dół zauważył, że będzie miał sporo pomieszczeń do przeszukania, ale nie to go martwiło, wcześniej bowiem słyszał strzały i jak coś padało na podłogę. Utwierdziło go to w przekonaniu, że przeciwnik już przedostał się do magazynu. Chwilę później okazało się, że są nieźle zorganizowani bo jeden gościu kazał innym się rozdzielić i zejść na dół, i iść na górę. Alex miał przewagę, przynajmniej chwilową. Musiał szybko coś wykombinować tym bardziej, że nie miał czasu żeby szukać wyjścia z piwnicy. Pozostała jedynie walka, wyciągnął z futerału noże, ułożył je za schodami, a sam stanął po lewej stronie, trzymając w ręku swoją katanę. Czekał tylko aż przeciwnik zejdzie aby dokonać aktu dekapitacji. Jeżeli by mu się to udało to automatycznie stara się zwiać do swoich noży za schodami. Tam pozostając nasłuchuje co robi przeciwnik. Jeżeli zabił jednego to rzuca nóż tak aby narobił hałasu i odciągnął uwagę przeciwnika po to by on obiegł schody i go od tyłu wykończył czy to nożem, czy to przez skręcenie karku. Jeżeli przeciwnicy by jednak we dwóch żyli to jest przepierdolone, ale plan wiele się nie zmieni. Rzut nożem aby odciągnąć uwagę, ponowny rzut, a jak trzeba to i jeszcze jeden aż w końcu podejdą. Jak będzie słychać kroki z pozycji kucającej rzuca się w stronę z której nadchodzą kroki i stara się rzucić ostatnim nożem w przeciwnika, najlepiej tak aby był niezdolny do dalszego używania broni po to by można go było łatwo obezwładnić i zabić, a następnie odebrać broń i zabić drugiego napastnika. Jak dzieje się coś innego to po prostu zdaje się na łaskawość losu i zły humor prowadzącego, Alex po prostu po cięciu mieczem czeka przy nożach aż przeciwnicy nie podejdą. Jak podejdą do rzuca nożami na boki i skacze przed siebie w nadziei, że przeciwnicy otworzą ogień krzyżowy i sami się zabiją.

szału nie ma, ale co tu opisywać? JA się martwić o skakanie przez okno nie muszę. ;D
 
ZelieL jest offline  
Stary 19-04-2011, 17:26   #9
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
No więc co tu robić pozostało, chyba oczywiste. Do spółki z jedynym mężczyzną w tej grupie ruszyła w poszukiwaniu otwartych drzwi. Mieli mało czasu, więc pośpiech był jak najbardziej na miejscu. Dopiero gdy znaleźli te drzwi, Anastazja machnęła w stronę dwójki dziewcząt. Strien pobiegł pierwszy, Anastazja tuż za nim. Miejscem, które chcieli znaleźć był balkon. Teraz zrozumiała zamysł jak uciec i uznała go za co najmniej niebezpieczny. Ale czy uzbrojone ruskie komando nie jest bardziej niebezpieczne? Odpowiedź Anastazji była twierdząca, tym bardziej się pogłębiła, gdy zobaczyła jak chłopak zeskakuje, przewraca się i już praktycznie jest na zewnątrz. Sama Markow złapała się poręczy balkonu i przełożyła nogi na drugą stronę. Uśmiechnęła się w stronę dwójki dziewcząt i mocno złapała niewidomą za rękę. Do spółki z drugą dziewczyną pomogła jej przejść, by następnie trochę opuścić w dół, samej mocno trzymając się poręczy. Zrzuciła ją z mniejszej wysokości tuż w objęcia chłopaka, a sama przykucnęła, złapała się betonowej płyty i zeskoczyła, lądując na ugiętych nogach. Wylądowała na tyłku, ale to i tak nic wielkiego.


no cóż, skoro nie było odzewu na plan przeze mnie napisany to uznałam, że się do niego stosujecie ^.^"
 
Kizuna jest offline  
Stary 19-04-2011, 18:07   #10
 
asiootus's Avatar
 
Reputacja: 1 asiootus nie jest za bardzo znanyasiootus nie jest za bardzo znany
Sarai złapała za rękę Lilianę i pociągnęła ją za sobą. Bała się, miała ochotę znów zacząć się modlić. Był Szabas, modlitwa byłaby normalna, ale nie w takim przypadku. Nie w momencie, kiedy goniły ją jakieś oprychy, które z niewiadomych powodów - przynajmniej dla niej - zdecydowały się zaatakować sklep i wszystkich w środku. No, oczywiście, może chodziło im po prostu o pożywienie w środku. Albo cokolwiek. To teraz absolutnie nie było ważne. Ważnym było to, żeby się wydostać. Nawet z obciążeniem, jakim była Liliana.
Skarciła się w myślach na to, że to jej przyszło do głowy. Nie powinna. Nie mogła. Musiała pomóc dziewczynie. Bez złych myśli. Liliana nie była obciążeniem. Była dziewczyną, która po prostu potrzebowała pomocy.
- Uważaj, schody, powiem ci, kiedy się skończą - rzuciła szybko i pociągnęła ją za sobą do góry, na pierwsze piętro. Wcześniej pomyślała o tym, żeby wyjść przez drzwi wejściowe, ale blondynka i brunet przed nimi już zdołali sprawdzić i przekonać się, że są one zamknięte.
Stopień po stopniu, krok za krokiem. Sekundy wlokły się jak godziny. Sarai wiedziała, że są za nimi, że niedługo dostaną się do góry, a wbieganie wyżej zajmowało tak dużo czasu. Pomyślała, że może uda im się wyjść przez okno, ale byli za blisko. Oni byli za blisko, za dużo czasu zajęłoby im wyjście. Przede wszystkim wyciągnięcie Liliany tak, żeby się nie zabiła. Wyjście bezpośrednio przez okno nie wchodziło w rachubę. Jeśli jeszcze to byłby balkon, to co innego. Jakby dostały się do jakiegoś mieszkania, ale to również nie wchodziło w rachubę. Ludzie najpewniej pozamykali drzwi słysząc strzały i dobijanie się na dole.
Sarai, kiedy już jej się udało wciągnąć Lilianę na pierwsze piętro, rozejrzała się. Mogła biec do góry, ale mężczyźni z całą pewnością będą od nich szybsi. Mogła spróbować dostać się do mieszkań, ale już uznała, że to zły pomysł. Po prostu nie można by się tam dostać. Okno… cóż, było zabite gwoździami, ale nie było czasu, nie było czasu.
Ułamki sekundy wydawały się jej godzinami, jej umysł pracował na pełnych obrotach, za nią rozlegały się kroki tamtych ludzi…
Wtedy zauważyła. Zdecydowała w jednej chwili.
- Chodź, tędy! - syknęła do Liliany i pociągnęła ją korytarzem szybko, nie zważając na to, że dziewczyna może nie wiedzieć, że schody się skończyły. Chciała znaleźć się tam jak najszybciej. - W-winda - powiedziała i dobiegła do środka z nadzieją, że ta będzie na dole, że będzie można do niej wejść od razu. Do windy wepchnie Lilianę i naciśnie przycisk na ostatnie piętro.
Była przerażona, cała drżała.
- Pojedziemy na ostatnie piętro. Co dalej, nie wiem… - wyrzuciła z siebie i zacisnęła oczy. Miała nadzieję, że ich nie dopadną. I że uda jej się uratować Lilianę.
 
asiootus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172