lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [SW] End of the Galaxy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/10064-sw-end-of-the-galaxy.html)

Cothrom 11-05-2011 19:09

[SW] End of the Galaxy
 
Codru-ji kapitan "Klątwy Rdzy" spoglądał na nową załogę lekko niepewnym wzrokiem. Splótł dwie pary rąk na piersi i przez dłużą chwilę przyglądał się zgromadzonym w milczeniu.

Do czteroosobowej grupy zaliczało się dwóch ludzi, mniej więcej w tym samym wieku. Jeden nosił długie włosy i okulary, drugi krótkie i wyglądał jak siedem poszczęść związanych z głodem. Dalej stała urocza Twi’lek o niebieskiej skórze. Codru-ji miał duże problemy z odlepieniem wzroku z jej ponętnych szkarłatów, mimo iż zwykle preferował kobiety ze swojej rasy. Na końcu stał opancerzony gość, chyba też człowiek.
Nie znali się nawzajem, jedynym co by ich łączyło był czteroręki zwany Addo-ri. Obiecał im wynagrodzenie w wysokości 7 tysięcy kredytów na głowę. Ciekawe było ile zagarnia dla siebie i swoje nawigatora, który się jeszcze nie pojawił. Ciszę w końcu przerwał ich przyszły pracodawca.
- Dobra, zabierać manatki i zapraszam na pokład.

Zaprowadził ich na lądowisko, gdzie mogli sobie obejrzeć "Klątwę Rdzy" w całej okazałości.

Prom typu G. Staruszek musiał pamiętać najlepsze czasy Starej Republiki. Widać było że był wielokrotnie przerabiany. Nowe łaty przelatały się z plamami rdzy zupełnie jak by statek chorował na jakaś wyjątkowo paskudna odmianę łuszczycy. Co prawdo na boku wyjątkowo ciekawym stylem napisano nazwę jednostki, ale musiało to być kilkanaście lat temu, bo lakier spłowiał i kilku liter nie dało się już odczytać.
Poza tym pojazd wyglądał jak by zaraz miał się rozpaść.
Addo-ri poklepał czule metal przy włazie. Dziwne, że na jego dłoni nie został kawałek feralnego promu.
-Nasz cel to Endor. Mój nawigator gdzie się zapodział i z chęcią przyjmę nowego... oczywiście dostanie premię do zarobku.
Tymczasem znajdźcie sobie kajuty. Są za prawym zakrętem. Do wyboru jest sześć, pierwsza po lewej jest moja. Idę przygotować ślicznotkę do lotu.
Addo-ri znikną w korytrzy na prawo prowadzącym do kokpitu. W chwilę później rozległ się cichy warkot rozgrzewanego silnika.

deMaus 12-05-2011 22:18





Arden stał słuchając, niby to powitania, niby odprawy pod statkiem, na którego widok rzucił, cicho.
- Unikat - i uśmiechnął się, miał na sobie swój pancerz, i hełm, jednak całość przykrywały luźne szaty oraz kaptur. Sam nie obawiał się pokazywać w tym pancerzu, ale po co od razu przyciągać, uwagę innych, do nietypowego wyposażenia. W końcu czasy były niespokojne i obnoszenie się w pełnej zbroi, w której wprawione oko mogło dostrzec dużo podobieństw do pancerzy szturmowców, nie byłoby oznaką inteligencji.





Pancerz co prawda, był ciemno-szary, z wstawkami, z czarnego elastycznego materiału, na miejscach, w których mobilność była ważniejsza. Dzięki temu, nie ograniczał zręczności, a wręcz ją podnosił, usztywniając się, kiedy trzeba było, lub rozluźniając.
Ardena długo dziwiło, dlaczego ta wiedza została zapominana, ale doszedł do wniosku, że to kolejny przejaw arogancji jedi, że ukryli taką wiedzę. Pancerz miał bowiem, w kluczowych miejscach, na przykład udach, specjalne wstawki, które pracowały wraz z mięśniami, kiedy zginał nogę, i napinał mięśnie, owe wstawki, napinały się z nimi, gromadząc, energię kinetyczną, kiedy energicznie, wyrzucił by tą nogę, czy to w trakcie skoku, czy w trakcie kopnięcia, energia był uwalniania, co zwiększało możliwości wojownika w pancerzu.
Co prawda szkolenie w zakonie, dawało większe możliwości, ale kiedy odkrył pancerz, i dowiedział się więcej o jego historii, oraz o tym, że wiedza utonęła w archiwum na coruscant, i była zapomina.
Sam odnalazł wzmianko o pancerzu tuż przed swoim odejściem, natrafił na nie przypadkiem, szukając miejsca w którym, mógłby się osiedlić.

Resztę sprzętu, miał w stalowej walizce, którą trzymał w lewej ręce, oraz w dużym, stalowym pudle, które unosiło się kawałek za nim, na anty-grawiterach. Pudło było dostatecznie duże, aby pomieścić stojącego mężczyznę. Zazwyczaj przed wyruszeniem, na misje, większość najemników uśmiechała się ironicznie, widząc ile zabierał, szybko, jednak okazywało się, że zapasy, które brał, były potrzebne, a niejednokrotnie ratowały życie.

Teraz kiedy już jasne stało się, że nie mają na kogo czekać, powiedział.
- Potrafię obsłużyć navikomputer, ale na cuda z mojej strony pod tym względem nie licz, jestem fachowcem innego typu. - przycisnął kilka razy na pada wbudowanego w nadgarstek na pancerzu i anty-grawitery w pudle ożywiły się, podnoszą ciężar i ruszając za nim - Pojawię się w kabinie, ze kilka minut. - Po czym ruszył przejrzeć pokoje.
Zajrzał do każdego, patrząc czy różnią się rozmiarem, ale szybko okazało się, że nie. Zajął więc ostatnią po prawej, jako, że do niej zajrzał na końcu. Nie było to szczytem luksusu, ale i tak, była lepsza od niektórych w jakich miał nieprzyjemność podróżować.
Wprowadził pudło i zablokował je pod jedną ze ścian. Zamknął drzwi i po chwili wyjął z walizki niewielki skaner. Sprawdził, czy nie ma podsłuchów, albo innych urządzeń szpiegujących. Po czym, otworzył pudło, i zdjął pancerz. W pudle były specjalne miejsca na każdy element. Zabezpieczył je hasłem, z walizki, zabrał trzy niewielkie krążki, dwa schował w kieszonce na pasie, a po wyjściu i zamknięciu, trzeci umieścił, na drzwiach obok zamka, w taki sposób, że ktokolwiek dotnie go, powinien, zostać porażony i zasnąć na miejscu. Aby ominąć zabezpieczenie, ktoś musiałby mieć, decoder, który Kaylet, miał wszczepiony w dłoni, albo być bardzo zręcznym włamywaczem.

Po wejściu na mostek zobaczył ich zleceniodawcę, który siedział przy sterach i sprawdzał wskaźniki. Areden bez słowa usiadł w miejscu nawigatora, i zaczął wprowadzać sekwencję kursu i skoku na Endor. Większość odwał za niego komputer, on musiał tylko, wybrać lokalizacją, i prędkość.
Kiedy to zrobił, powiedział.
- Gotowe, jak tylko będziemy na orbicie, możemy skakać. Swoją drogą, to chyba dziwne, że nawigator się nie pojawił? - Wiedział, że to dziwne, bardzo dziwne, że kapitan na niego nie czeka. Nawigator zwyczajowo był, stałym członkiem załogi, a nie najemnikiem, więc brakiem takowego kapitan powinien się bardziej przejąć. A obecnie wygląda to tak, jakby ich obecny szef, spodziewał, się, że nawigatora mogą spotkać kłopoty i założył, że skoro ten nie wraca, to już po nim. Nie wróży to za dobrze, na razie wszystko wskazuje, na to, że mają szefa, który nie przejmie się, jeśli ktoś zostanie w tyle.

footix 13-05-2011 00:46

Justin słuchając przemówienia kapitana oglądał dokładnie statek. G-wing rozsypywał się w oczach. Pomyślał, że latał już gorszymi złomami, więc może statek doleci w jednym kawałku do celu.
Zmarnowany życiem mężczyzna nie wyglądał na poruszonego wprowadzeniem. Kiedy kapitan zniknął w korytarzu wziął do ręki swój bagaż i zrobił kilka kroków w kierunku kajut. Zanim poszedł wybrać kajutę odwrócił się jeszcze do pozostałych najemników. Justin wyglądał dziwnie gdyż na jego bagaż składał się tylko pistolet blasterowy Bryar. Po za nim miał tylko to co na sobie nosił, czyli skórzany komplet składający się z butów, spodni i kurtki.
- Lecimy na Endor... Byćmoże nie powiem nic odkrywczego a może także nie chcecie słuchać starego wygi, ale powiem wam, że na pewno nie będzie łatwo. Powiem więcej - na Endorze trzeba uważać na każdy krok. Byle robak może się okazać śmiercionośnym zagrożeniem. ,,Ładna'' niech uważa szczególnie bo szkoda tak powabnego ciała. Może je sobie nieźle pocharatać przez nieuwagę.
Justin zajął kajutę nr 2, tuż obok kapitana. Po jakimś czasie pojawił się w kokpicie. ,,Klątwa Rdzy'' nie różniła się od pozostałych statków typu G. Standardowy kokpit mógł pomieścić trzy osoby oprócz kapitana.
- Znaczy się ktoś będzie leżał całą podróż w kajucie albo będziemy się zmieniać. - Powiedział Justin wchodząc do kokpitu. - Mogę na ochotnika wrócić do kajuty.
Niespełna pięćdziesięcioletni mężczyzna spostrzegł kolesia, który siedział na miejscu nawigatora.
- Tymbardziej, że ktoś mnie ubiegł i pozycja nawigatora jest już zajęta. Miło mi poznać Cię młodzieńcze. Jestem Justin.
Oglądając kokpit Justin zastanawiał się jak statek o niezwykle małym zasięgu, jednocześnie będący w kiepskim stanie może zapewnić przeżycie całej załodze przynajmniej do Duro. Ta wymarła planeta jest pierwszą z wielu, które ,,Klątwa Rdzy'' będzie mijać po drodze na Endor.
G-wing to szczególny statek. Doświadczeni piloci uważają, że przez swoją prostotę obsługi G-wing jest bardzo oporny w pilotażu. W środowisku pilotów latanie nim to pewien rodzaj obciachu. Dlatego z rozkoszą zauważył, że nawigator już się znalazł.
- Nawigatorze... pewnie wykorzystasz szlak koreliański. Radzę tuż za skrzyżowaniem z Rimmińskim szlakiem przy planecie Moorja odbić lekko w kierunku Cerei. Nie wiem ile prawdy jest w plotkach, ale słyszałem, że w pobliżu Riflor notuje się ostatnio wzmożony ruch piratów. A automatyczna nawigacja z pewnością poprowadzi nas właśnie tam. Nie musimy lecieć aż do Cerei. Poleć tylko tak, żeby w miarę ominąć Riflor. - Na tym Justin zakończył mądrzenie się podając nawigatorowi wymiętą kartkę papieru. - Zrobisz jak będziesz uważał. W sumie to wszystko jedno. Jak nas napadną będzie chociaż ciekawie.

LINK DO KARTKI PAPIERU

Justin został w kokpicie w oczekiwaniu na resztę załogi.

Felidae 18-05-2011 09:54

Sama nie była pewna dlaczego w ogóle przyjęła to zlecenie. Może wynikało to z kilkutygodniowej bezczynności, bo Kaila nie umiała zagrzać miejsca na dłużej w żadnym zakątku galaktyki ? A może skusiła ją wysoka nagroda oferowana przez zleceniodawcę?
Ale czy naprawdę motywy były aż tak ważne kiedy czekała na nią przygoda przez duże P?

I nie ważne było to, że statek okazał się być niezłą kupą złomu i nie ważne, że kapitan sprawiał wrażenia lekko przerażonego własną funkcją. Kaila poczuła zew galaktyki i od razu w jej żyłach mocniej zapulsowała krew.

Rozejrzała się wśród pozostałej załogi. Była jedyną kobietą na pokładzie. Czuła na sobie taksujące spojrzenia samców, ale nie peszyło jej to. Jako Twi’lekanka umiała sobie poradzić z męskim pożądaniem. Zresztą widoczny u boku blaster i noszony lekki pancerz wytyczały oficjalnie pewne granice dla obcych.
Patrzyła więc śmiało w oczy temu, który próbował uświadomić ją o niebezpieczeństwach czyhających na Endorze – pierwszej planecie, którą mieli odwiedzić.
Uśmiechnęła się tylko na jego słowa, ale nie skomentowała. Nie musiała nikomu udowadniać, że poradzi sobie w dziczy, ani tym bardziej tłumaczyć się, że nie dla ozdoby nosiła przy sobie broń. Powiedziała jedynie aksamitnym głosem, uśmiechając się:
- Mów mi po prostu Kaila kotku i nie przejmuj się mną. Zawsze uważam na swój tyłek.
Potem zebrała swoje rzeczy i sprzęt i poszła zająć jedną z wolnych kabin.

Rozlokowawszy się na tyle wygodnie, na ile pozwalały na to warunki na „Klątwie rdzy” powróciła do kokpitu.

- Ok, to może teraz pan kapitan wyjaśni dlaczego nawigator do nas nie dotarł, kto siedzi nam na ogonie i czego właściwie szukamy?

Col Frost 19-05-2011 19:58

Carjo spoglądał na statek i nie mógł uwierzyć swoim oczom, że ktoś może chcieć polecieć taką kupą złomu na niebezpieczną wyprawę. Ciężko było uwierzyć, że w ogóle ktokolwiek miałby odwagę wystartować tym gratem. Nie było jednak wielkiego wyboru. Loso musiał opuścić Korelię jak najszybciej i to był teraz jego priorytet. Co się będzie działo później, cóż zobaczymy. Nie bardzo interesowało go szukanie krzyżyków na mapie skarbów, ale jak na razie nie zamierzał rezygnować ze sposobności na zarobek, tym bardziej, że wreszcie nie wiąże się to z tropieniem różnej maści gangsterów.

Blondyn rozejrzał się wokół by przyjrzeć się zebranej "załodze". Była to zwykła zbieranina różnego rodzaju elementu z okolicy. Nie pierwszy raz uczestniczy w tego typu zabawie i nie raz już ktoś mu chciał wepchnąć wibronóż w plecy. Pomyślał, że trzeba będzie mieć oko na współtowarzyszy.

Kiedy jeden z facetów zaczął swoje przemówienie na temat Endora, Carjo po prostu wszedł na pokład. Nie, żeby gość mówił bez sensu, zresztą Loso nawet go nie słuchał, ale jakoś niespecjalnie interesowały go cudze porady. W ogóle nie bardzo miał ochotę na wdawanie się z kimkolwiek w dysputy. Byle tylko opuścić Korelię.

Nie wybrzydzając blondyn wszedł do pierwszej wolnej kajuty. Odłożył broń i rzucił się na łóżko. To był cały jego dobytek. Po ostatniej historii nie miał już nawet kredyta na koncie. Oby ta cała zabawa się opłaciła.

Po chwili najemnik uznał, że nie będzie się teraz wylegiwał. Odpocznie sobie w podróży, a tymczasem lepiej rzucić okiem na pozostałych. Stanął przed otwartą kabiną pilota, w której zebrała się chyba cała ekipa, akurat gdy zgrabna Twi'lekanka powiedziała:

- Ok, to może teraz pan kapitan wyjaśni dlaczego nawigator do nas nie dotarł, kto siedzi nam na ogonie i czego właściwie szukamy? - uznał to za dobry pomysł. Czekał więc na wyjaśnienia.

Cothrom 19-05-2011 21:54

Addo wyciągnął kartkę z ręki Ardena i spojrzał na nią krytycznie.
- Prom może nie ma normalnie napędu nadprzestrzennego, ale ja go tu zamontowałem wieki temu. "Klątwa" wygląda może trochę jak kloc, ale jest całkiem zwrotna. Tylko będzie trzeba zakatować na Mooraj. W dwóch skokach powinniśmy gładko wyjść na orbitę Endoru...
Kapitan urwał spoglądając przez okno sterówki na lądowisko. Ktoś kręcił się przy wejściu.
Zaraz potem w sterówce pojawiła się pozostała dwójka małej załogi. Czteroręki lekko się skrzywił gdy Twi’lekanka zasypała go pytaniami. W pierwszej chwili milczał, ale gdy poczuł na sobie cztery pary pytających spojrzeń westchnął głęboko i powiedział.
- Po pierwsze mój nawigator ostrzegł mnie że może się nie pojawić... miał ostaniu problemy..., hmm... rodzinne. Po drugie szukamy konkretnie artefaktu na lecenie jakiegoś prywatnego kolekcjonera, a po trzecie dlaczego miał by ktoś nas...?
Urwał nagle.
Na lotnisku pojawiły się bardzo znajome, bardzo nielubiane i bardzo niebezpieczne osobistości odziane w białe pancerze. Imperialni szybko otoczyli statek, a oficer stojący w bezpieczniej odległości wydawał rozkazy ostro gestykulując.
- E CHU TA! - przeklną kapitan patrząc na człowieka przytarganego właśnie przez jeszcze jednego szturmowca.
Osobnik wyglądał jak by kilka ostatnich dni spędził pod troskliwą opieką śledczych w areszcie służb wywiadowczych. Na spory opatrunku oplatającym prawe ramie widoczna była zaschnięta plama krwi. Dosłownie cień człowieka.
- Właśnie znalazł się nawigator - wycedził przez zęby Addo-ri. - Panie Loso zrób mu przysługę i uruchom działko laserowe. Na prawo od kokpitu. Startujemy...
Ostanie słowa mówił z wysiłkiem.
To było logiczne. Kto normalny pakował by się w około dwudziestoosobowy odział szturmowców Imperium mając tylko pięć osób załogi z przypadku? Działkiem można było sterować z kokpitu, ale widać czteroręki nie był w stanie się na do zdobyć.
Silniki wyły, ale pojazd jeszcze nie oderwał się od płyty lądowiska. Potrzebne był jeszcze jakieś dwie minuty.

deMaus 20-05-2011 19:24

Wyjaśnienia ich kapitana nie były zbyt konkretne, jednak musiały im takie wystarczyć. Niestety pojawiły się problemy, szturmowcy i były nawigator, którego kapitan w akcie miłosierdzia, postanowił uśmiercić. No cóż, może i to było by miłosierdzie, dla nawigatora, ale byłby to też wyrok śmierci dla nich.
Przecież, jak zaczną strzelać, to szturmowcy odpowiedzą ogniem, a byli by głupi, gdyby nie mieli ze sobą granatów.
- Często zostawiasz swoich ludzi z tyłu? - Zapytał kapitana z nieukrywaną wrogością - Zmień mnie. - powiedział do Justina wstając, i ruszając szybko w kierunku trapu. - Kapitanie, poudawaj otwieranie trapu. Niech to wygląda jakby się zaciął, opuść go o kilkanaście centymetrów i podnieś. Niech myślą, że chcemy się poddać, ale jesteśmy na prawdziwym złomie. - powiedział przez ramię.

Mijając trap, rzucił okiem czy kapitan robi to co zasugerował, ale nie zatrzymał się, tylko wpadł do swojej kajuty, najszybciej jak umiał założył pancerz, a z walizki zabrał dwa blastery oraz granaty. Wrócił pod trap i zawołał. Blastery miał położone na udach na magnetycznych trzymakach, a granaty z boku, tak jak by były w pasie. Przygotował dwa dymne. błyskowe były nieskuteczne przeciw szturmowcom, gdyż ich hełmy, tak jak i jego potrafiły skuteczni niwelować rozbłyski, ale dymu nie usuną, a tu już jego szkolenie da mu przewagę.

Plan był prosty, jeszcze przed otwarciem, przez szczelinę , rzucić granaty lekko w lewo i prawo, po czym przedostać się na bok szturmowców i eliminować ich poruszając się po okręgu. Strzelać jednak zamierzał najpierw do tych po przeciwnej stronie, aby zrobić trochę zamieszania. Nie ryzykował więcej, bo i tak pociski będą latały woków, ale on jest jeden, a szturmowców o wiele więcej, więc szansa, że będę trafiali swoich wzrasta. Dobrze, że otoczyli statek, a nie stanęli na wprost trapu. Czuł, że tym razem nie obejdzie się tylko na własnych siłach. Skupił się aby wyczuć każdy mięsień, i każdą cząstkę siebie, po sekundzie zobaczył, że miernik przy włazie porusza się wolniej niż wcześniej. Wiedział, że moc zadziałała, rozszerzył zmysły poza ciało, usłyszał pracujący napęd, ruchy w kokpicie. Był gotów, co prawda były to tylko proste sztuczki, których uczuli w zakonie nawet adeptów i padawanów, w końcu wyczuwanie otoczenia i powiększony refleks, to podstawa, zanim dadzą komuś do ręki miecz świetlny, nawet ćwiczebny, inaczej śmiertelność, byłaby olbrzymia.

- Możesz otwierać. - Zawołał do kapitana.

footix 24-05-2011 00:28

Kiedy Addo-ri opowiadał o nawigatorze Justin słuchał go starając się odczytać podtekst słyszanych słów. Wszystkie wyobrażenia o możliwym losie nawigatora rozwiała nagła wizyta szturmowców Imperium. Justin swego czasu miał sporo do czynienia z nimi. Kiedy pracował jako przemytnik często grał ze szturmowcami w kotka i myszkę. Ze zmiennym szczęściem. Z pewnością wspomnień z nimi związanych nie zaliczał do miłych. To spotkanie miało zamienić się w niezłą jatkę.
Kapitan szybko zareagował na zaistniałą sytuację. Arden nie pozostał mu dłużny. Justinowi nie zdąrzył obniżyć się poziom adrenaliny a już siedział na miejscu nawigatora ,,Klątwy Rdzy''.
- No to jazda! - wykrzyczał - Lecimy! Ludzie i inne stwory zapinają pasy!
Kontynuował pracę kolejnego nawigatora, który nie dotrwał na stanowisku do startu tego złomu. Ten ostatni w odróżnieniu od poprzedniego może jeszcze się na coś przydać. Wciskając kolejne przyciski ustalał dokładną trasę przelotu zgodnie z ustaleniami kapitana. Justin myślał o tym co robi Arden i w duchu mocno go dopingował. Wiedział też, że Carjo dostarczy olbrzymiego wsparcia uruchamiając jedyne działko na pokładzie statku. Może zdejmie kilku szturmowców.
- Obym nie był kolejnym nawigatorem tego statku, który padnie tu trupem. - szepnął do siebie Justin po czym skupił się na obsłudze nawigacyjnej statku. Słyszał wyraźnie jak silniki wydają coraz głośniejszy hałas.

Felidae 26-05-2011 13:22

- Moje przeczucia nigdy mnie nie zawodzą – pomyślała Kaila, kiedy na płycie lądowiska pojawili się nagle imperialni. Od początku cała ta sytuacja z zaginięciem nawigatora śmierdziała na milę. A teraz mieli na karku dwudziestu szturmowców. Szlag by trafił tego kapitana! Uwaga ciemnowłosego była całkiem na miejscu. Musiała dobrze pilnować się, żeby nie skończyć jak ten nieszczęsny nawigator pozostawiony na pastwę losu.

Nie czas był jednak na wielkie rozmyślania. Musieli pozbyć się ogona, żeby statek mógł bezpiecznie wystartować. A z kapitanem policzy się potem. Miała tylko nadzieję, że latająca kupa złomu wytrzyma ewentualny ostrzał.

Plan był prosty i dobry. Ostrzał z działka i osłona czarnowłosego musiały kupić im trochę czasu. Imperialni na pewno nie spodziewali się oporu. Nie przy takiej przewadze liczebnej.
Chwyciła za blaster i ustawiła się tak, aby móc w razie potrzeby wspomóc czarnowłosego ostrzałem, a jednoczesnie tak, aby przy starcie nie stracić równowagi i nie wypaść za burtę.

Tuż przed otwarciem trapu pomyślała jeszcze, że jej meta na tej planecie jest spalona…

Col Frost 27-05-2011 09:07

Gdy pojawili się imperialni z ust Carjo wypłynęła wiązanka przekleństw pod adresem wszystkiego wokół. Do tej pory miał nadzieję, że może nawigator tylko zalał się w knajpie, nawet mimo dziwnych wykrętów tego całego kapitana na jego temat. Teraz jednak sytuacja stała się jasna.

- Panie Loso zrób mu przysługę i uruchom działko laserowe. Na prawo od kokpitu.

Blondyn nie nawykł do słuchania rozkazów, ale tym razem nie zamierzał dyskutować. Zresztą podzielał zdanie czterorękiego, że trzeba zabierać się stąd jak najszybciej. Gdy jeden facet, a po nim Twi'lekanka polecieli do wyjścia zdziwił się, ale nie przejmował. Jeśli chcą walczyć oko w oko z oddziałem szturmowców to ich sprawa. A jeśli wyjdą ze statku to Loso miał nadzieję, że kapitan nie okaże zbędnych sentymentów, bo wówczas zginą wszyscy.

Carjo dobiegł do działka. Chwycił pewnie za rączki i uruchomił urządzenie. Starając się celować na początek tam gdzie znajdowało się akurat najwięcej szturmowców nacisnął spust. Może przy okazji sięgnie nawigatora. Kto wie, istniała możliwość, że jeszcze wszystkiego im nie powiedział, a najemnik nie miał zamiaru dać mu szansy ku temu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172