lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Autorskie SF Storytelling]Misja "Phoenix" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/10112-autorskie-sf-storytelling-misja-phoenix.html)

Kael 06-06-2011 22:46

Ku zadowoleniu komandora bezowocna dyskusja została wreszcie zakończona. Dysponując najpotrzebniejszymi danymi można było wreszcie przejść do działania.

Nie czekając dłużej Leon przegarnął włosy poprawiając ich ułożenie, po czym wstał i zasalutował admirałowi. Odwracając się na pięcie ruszył za kobietą.

Niker 07-06-2011 13:22

Odpowiedz admirała wziął za służbowe " pocałuj mnie w dupe, dostaniesz to co dostaniesz" nie miał nawet ochoty kontynuować rozmowy z tym człowiekiem, od co nie przypadł mu do gustu i chciał jak najszybciej zakończyć tę szopkę. Oczywiście szopka się chwilę przeciągnęła bo jak by miało być inaczej, całej kłótni między komandorem a księdzem przyglądał się z lekko mówiąc nieobecnym wzrokiem, powodem tego było już spokojne obmyślanie kolejnych kroków , pierwszą podjętą decyzją co do dalszych działań było zapoznanie się z przydzielonym na misje zaopatrzeniem , drugim zaś zdobycie okrężną drogą , zahaczającą nawet o niezbyt legalne źródła, niezbędnych jak w jego mniemaniu komponentów, trzecim krokiem było zapoznanie się z aktami ludzi z korpusu itp itp itp.

W chwili gdy spotkanie można było uznać już za zakończone, wstał , niedbale zasalutował admirałowi i podążył za resztą wtykając ręce głęboko w kieszenie spodni.

Proxy 07-06-2011 20:24

Słuchała tego wszystkiego. Im dłużej tym bardziej nie chciała w tym zabierać głosu. Z coraz bardziej uniesionymi brwiami opierając głowę na dłoni nasłuchiwała patrząc się gdzieś w nicość znajdującą się przed nią. Spięcia były na tyle dziwne i nie dotyczyły jej osoby tak bardzo, że straciła zainteresowanie i odbiegła myślami w zupełnie inne kategorie. Gdy się ocknęła i odwiesiła skupiony na jednym punkcie wzrok, interesanci admirała zabrali swoje tyłki z foteli i zaczęli wychodzić pozostawiając ją na moment w niezręcznej sytuacji bycia zbytnio w tyle. Błyskawicznie skacząc wzrokiem oceniła sytuację i również zaczęła się zbierać do wyjścia. Wciągnęła wszystkie swoje kończyny do kupy i podniosła się z fotela. Patrząc się na admirała skinęła spokojnie, głęboko i pożegnalnie głową. Po czym powolnym obrotem w stronie drzwi przez które weszła do biura postanowiła zamknąć kolumnę gości, lecz bez większego wysiłku, czy starań o zmniejszenie luki między sobą a osobą następną.

pawelczas 11-06-2011 22:22

W chwili, gdy z biura Discindusa wyszli członkowie ekspedycji, a drzwi się zasunęły, admirał podszedł spokojnie do biurka i wyciągnął z jednej z szuflad butelkę koniaku oraz jedną „koniakówkę”. Napełnił ją do połowy bursztynowym płynem i objął ją w dwóch palcach, stając przed oknem, który obrazował bezkres kosmosu. Uniósł dłoń do góry i szepnął sam do siebie:

- Panie- daj im siłę, by mogli się zmierzyć z samymi sobą, jak i z niebezpieczeństwami niezbadanych zakątków galaktyki.

Następnie zakosztował koniaku, pogrążając się w zamyśleniach.

**

Sekretarka prowadziła was do swojego miejsca wypoczynku krętymi korytarzami, idąc schodami w dół. Zdecydowanie schodziliście do podziemi. Jeszcze poprzedzając waszą serię pytań- odpowiedziała, że w ten sposób chce uniknąć spotkań z pismakami, którzy nie dali by im odpocząć. Było w tym nieco sensu i logiki. W końcu jednak doszliście do bloku mieszkalnego. Jak się okazały były to klitki o maksymalnej wielkości 20 metrów kwadratowych- były przystosowane zarówno dla oficerów, jak i zwykłych rekrutów, a jedyne co ich dzieliło to to, że starsi rangą mieszkali wyżej by uniknąć kolejek do pryszniców. Wnętrze mimo to- było do przejścia ze względu na to, że posiadało wszystko co potrzebne było do życia- szafka, krzesła, komputer, stół, posiłek oraz łóżko. Każdy z was miał osobny pokój, jednak w tym samym bloku. I właśnie w tym miejscu zostawiła was sekretarka. Wy zaś zjedliście posiłek składający się ze steku, „talarków”, bukietu surówek oraz butelki wina. Trochę luksusu nie zaszkodziło. Potem okazało się, że byliście naprawdę zmęczeni, więc się położyliście spać…

**

21 lipca 2106

„Mówi Nathaly Ward- zapraszam na specjalne wydanie wiadomości. Na żywo będziemy składali reportaż ze startu „Eagle”, który przez ostatni miesiąc stanowił nie lada sensację. Po krótce przypominając- „Misja Phoenix” ma na celu odnalezienie zaginionego okrętu w systemie Alfa Centurii, który nie dalej jak półtora miesiąca temu posłał sygnał SOS. Z całego Imperium została zebrana najlepsza drużyna, która ma za zadanie przywrócić „Phoenixa” do systemu Solarnego, a przy tym- powrócić po raz pierwszy z obcego systemu. Relację poprowadzić Natali Reev, z którą się teraz łączymy”

„Witam- mówi Natali Reev. Znajduję się właśnie na Platformie Amstronga, gdzie odbywa się właśnie odprawa przed odlotem. Na samym placu zebrało się mnóstwo osób, głównie składających się z żołnierzy, polityków oraz osób duchownych. Niestety- w związku z problemami zdrowotnymi w odprawie nie weźmie udziału kanclerz Vladimir Ludoslavski, którego tymczasowo zastąpił vicekanclerz- Asaganir Tapa. Jak widać na ekranie- podium nie jest jeszcze zajęte przez przedstawiciela Flotylli, a sam okręt ciągle zamknięty. Uwaga- wchodzi admirał Averius Discindus wraz z całą piątką pierwszych oficerów oraz swoimi zastępcami oraz wicekanclerzem Asaganirem Tapa. Ludność zaczęła klaskać, a z głośników zabrzmiała „Oda do Radości”, niegdyś tylko hymn Unii Europejskiej, a teraz również i Imperium. Głos właśnie zabrał Discindus…”


**

Wystroili was jak pudle na podeście, nie mniej taki wymogi stawiały oficjalne prezentacje. Ze względów estetycznych nakazano wam ubrać mundury paradne, a ojcu szaty kapłańskie z insygniami duchownymi, o wiele kosztownieszymi niż cokolwiek miał jeszcze na sobie. Największy problem był jednak z panną Weyer, która raczej nie przyzwyczaiła się do tego typu chodzenia. Ubrani i wyczyszczeni- weszliście na podium. A wraz z wami również i kobieta, której kompletnie nie znaliście. Czarne włosy do końca uszu, lekko żółta cera, czarne oczy i okrągła twarz, średniego wzrostu. Zdawało się wam, że to jest właśnie ta Nataragi Aria, która miała być kierownikiem inżynierów. Uśmiechała się i jakby była z czegoś zadowolona. Po was również cała masa polityków, z których najbardziej wyróżniał się dwumetrowy murzyn, całkowicie łysy. Weszliście na podium, gdzie czekało na was około dziesięć tysięcy ludzi. W większości wojskowi. Discindus zabrał głos. Mówił o misji, jej superlatywach i wielkiej sławie, jak i znaczeniu dla Imperium. Demagogia dla mas. Potem głos zabrał murzyn, który jak się okazało był wicekanclerzem. Mówił o znaczeniu politycznym misji, przepraszał za nieobecność kanclerza i o wielkim zaszczycie. Chwalono również was za waszą odwagę i służbę ojczyźnie.

Potem nastąpiło coś, na co wszyscy czekaliście od dawna.

Ponownie głos zabrał Discindus, mówiąc, że teraz przedstawi okręt, na którym odbędzie się misja. Rozległy się trzaski otwieranych drzwi garażu. Zaczęły padać światła na wysuwający się powoli statek.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aXCM0lZxh4U[/MEDIA]


Przed waszymi oczami pojawił się okręt klasy Sword „Eagle”. Kształtem w ogóle nie przypominał miecza- to było pewne. Od góry zdawał się być trójkątny, co było zasługą skrzydeł. Jego długość zdawała się przekraczać czterysta metrów, zaś wysokość około dwudziestu. Posiadał aż pięć silników plazmowych nieznanej klasy(co mogła stwierdzić Wayer) z chowanymi systemami dział. Lśnił jeszcze od srebrnego stopu aluminium z elementami niebieskiego oraz okami opatrzności- symbolami Imperium. Co więcej- posiadał podwójną parę skrzydeł.

Nie powiedziano jednak o specyfice okrętu, ale jak pamiętacie- admirał przekazał je już na pokład.

Po olbrzymich brawach, Discindus ponownie zabrał głos:

- Myślę, że teraz wypadało by wysłuchać co mają do powiedzenia nasi śmiałkowie przed samą misją, dlatego proszę, by każdy z nich zabrał głos.

Spojrzał na was.

Kael 13-06-2011 00:56

Komandor był wyjątkowo zniesmaczony nagłaśnianiem całej sprawy. Przy misjach tej wagi dyskrecja była atutem, nie ściągając na siebie uwagi zbyt wielu oczu można było uniknąć wielu incydentów i Leon dobrze o tym wiedział, wszak nie raz podczas swojej wieloletniej służby korzystał z tego udogodnienia. Cień i cisza to potężni sojusznicy i nierozważnym jest odrzucać ich pomoc. Imperialni dygnitarze mieli jednak zupełnie inny pogląd na tą sprawę, misja "Eagl'a" była dla nich potężnym narzędziem propagandowym pokazującym w dobitny sposób iż Ci nie próżnują a biorą czynny udział w budowaniu potęgi mocarstwa. Fakt, że przez swoją bezmyślność narażają życia wielu dobrych ludzi nie był dla nich wart uwagi... bo przecież powierzają tą sprawę najlepszym jak sami to rozpatrywali. Żałośni, niekompetentni głupcy myślący wyłącznie o własnej karierze. Leon dobrze wiedział, że będzie musiał wyjątkowo mocno się postarać aby sprowadzić swoich ludzi do domu w jednym kawałku, nie była to różowa wizja.

W zasadzie jedynym plusem zaistniałej sytuacji - oczywiście oprócz otrzymania pod swoje rozkazy okrętu takiego jak "Eagle" - było otrzymanie nowego, wyjątkowo szykownego munduru. Tak, to był bardzo duży plus. Komandor miał nadzieje, że odpowiednie osoby będą na tyle inteligentne i zapobiegawcze, aby umieścić w jego szafie jeszcze kilka takowych, wszak wszystko mogło się zdarzyć a z misji o epokowym znaczeniu nie wypada wracać w podartych łachach.

Wysłuchując z uwagą przemówienia Admirała, Leon starał się skryć zdziwienie jego zamieszaniem w tą farsę. Wszak Discindus również był żołnierzem i dobrze wiedział czym grozi rozdmuchiwanie sprawy, ekstremiści nie śpią.
Czyżby nawet osobę pokroju admirała Discindusa można było uwikłać w polityczne gierki? Być może jego ukrytym celem było sabotowanie wyprawy? Cóż, odpowiedź na to pytanie pozostanie zapewne tajemnicą admirała.

Gdy admirał Discindus skończył swoją przemowę i przerzucił wzrok na oficerów wśród których stał Leon, ten wystąpił na przód. Wprawdzie użycie określenia "śmiałkowie" wywołało u komandora mimowolny skurcz brwi, lecz udało mu się szybko zamaskować ten drobny mankament. Chcą szopki? Będą ją mieli.

-Nazywam się komandor Leon Vertival, choć zapewne wszyscy to doskonale wiedzą - zaczął twardo - moim zadaniem jest sprawowanie pieczy nad całą misją- innymi słowy będę nią dowodził. Nie będę mówił o znaczeniu owej wyprawy bo będą to jedynie puste słowa, wszak wszystko co można o niej powiedzieć, powiedziane już zostało.
Komandor spojrzał po zebranych robiąc krótką pauzę.
-Chciałbym jednak powiedzieć kilka słów rodzinom moich podwładnych.
Mimo całego niebezpieczeństwa jakie niesie ze sobą wyprawa, dołożę wszelkich starań aby zwrócić wam waszych bliskich w jak najlepszym stanie, choćbym miał za to zapłacić własnym życiem. To jedno mogę wam obiecać i tego jednego możecie być pewni. To tyle. - bez zbędnych słów Komandor odwrócił się i wrócił do szeregu przenosząc wzrok na pannę Weyer sygnalizując jej kolej.

Proxy 13-06-2011 11:17

Miłe zakończenie dnia poprzedniego, nastanie nowego dnia wraz z szansą na zobaczenie "Eagle" zaowocowały ponownym wzbudzeniem ekscytacji. Wypoczęta, ponownie energiczna i żywa od momentu wstania z łóżka. Po otrzymaniu stroju wyjściowego i informacji, że ma się w to ubrać, jeszcze bardziej żywiołowa a przede wszystkim barwnie ekspresywna spędzając długie minuty w swoim przejściowym apartamencie. Końcowo wylazła z niego prawie na ostatnią chwile. Wynik walki między przeciwstawnymi gustami estetycznymi spełzł na mocno rozpiętym i nieco rozszarpanym kołnierzyku, co w porównaniu do reszty zapiętych na ostatni guzik ludzi przykuwało uwagę a w kompilacji na wpół wygolonego łba z tatuażem od ust w dół prawdopodobnie zabijało wnętrze artystyczne pedantów jak i koordynatorów-perfekcjonistow oficjalnego powitania. Jeszcze tuż przed wyjściem na podium wydobyła ze swojej kieszonki wielkie czarne i błyszczące Awiatory - ciągle nieśmiertelny model okularów lotnictwa - w razie wypadku, gdyby zostały pojedyncze osoby, którym jeszcze nie dopiekła.

Osobie Nataragi przyjrzała się wnikliwie i wcale nie narzekała. Jeśli to ma być taka babka to Weyer nie wyobrażała sobie obejrzenia okrętu bez niej. Ciekawa jej osoby, charakteru i podejścia do fachu znalazła się już na podium.

W gadankę Discindusa raczej się nie wsłuchiwała, bardziej interesował ją okręt. On był przecież dla niej gwoździem programu. Gdy go zobaczyła była pod ogromnym wrażeniem. Cieszyła się jak dziecko, które otrzymało swój wymarzony gwiazdkowy prezent. Tutaj Weyer dostała aż dwa prezenty. Jeden w drugim, bowiem ciągle nie miała zielonego pojęcia co się kryje pod widzianą skorupom. Napięcie jeszcze nie opadło a przyszła jej kolej. Nie czekając nie wiadomo ile podeszła luźno do mównicy. Zdjęła w końcu z nosa okulary i trzymając je w ręku oparła się nadgarstkami o mały blat. Pochylając zwisającą głowę z barków w kierunku mikrofonu zmarszczyła brwi i zacisnęła lekko usta.

- Kuurde... Ffaajne cacko wam wyszło... - Zaczęła po paru sekundach milczenia na moment obracajac sie delikatne w stronę zarządu nie odrywając ust od mikrofonu - Ale, że niebieski... - Przechyliła głowę w bok przyglądając się maszynie a po paru sekundach w drugi bok, kręcąc nosem na kolorystykę dodatkowych elementów - Nie no, nawet da radę. - Wyprostowała się bardziej i prawdopodobnie dopiero teraz zaczęła mówić poważniej - Pilotowanie nim i odpowiedzialność za życie swoje i całej załogi to dopiero wyzwanie... Wiem, że wielu chciało by dosiąść sterów tej maszyny. - Kiwała głową - Niewielu by dosiadło. Garstka by potrafiła. Lecz zdaniem góry - Wskazała swoich dowódców w nieznanej nikomu ilości szczebli wyżej - Tylko ja tą maszynę sprowadzę z powrotem w jednej kupie. I właśnie na tym polega moja działka i taki też mam zamiar.

Po paru momentach kiwnęła głową na znak, że skończyła. Zwracając się pytająco do pozostałej części załogi, Aby zabrala glos osoba nastena.

Niker 15-06-2011 23:31

Całą tą defiladę traktował jak zbędne przedstawienie dla snobów z rządu którzy nie mieli już innych pomysłów na propagandę i mydlenia oczu przeciętnym,szarym obywatelom a co gorsze , ceremonii która może przynieść więcej złego niż pożytku, wszak teraz każdy piracki okręt, każdy fanatyk , i bóg raczy wiedzieć kto zobaczy transmisje, będą wiedział gdzie lecą i jak wyglądają. I gdyby nie dyscyplina najchętniej olał by to wszystko, i korzystając z zamieszania całej ceremonii wszedł by po cichy na pokład "Eagle".

A jednak stał wśród innych oficerów nienaganną postawą i kamiennym wyrazem twarzy wysłuchując przemów każdej z obecnych osobistości, słysząc słowa pani pilot jego kamienne oblicze na chwile się uchyliło przed drobnym uśmieszkiem, ten jednak szybko zniknął gdy podchodził do podium w celu wygłoszenia swej przemowy, wniesienia swego jebanego zdania w cały ten jebany cyrk.

- To wiekopomna chwila - Zaczął powoli dobierając odpowiednie słowa do dalszych wypowiedzi- Naszym zadaniem jest zaniesienie pomocy naszym bracią i siostrą oddalonym od domu o wiele za daleko. Moim zadaniem jest zapewnienie ochrony zarówno naszej ekspedycji oraz załodze Phoenixa. I słowo daje iż nic , ani piraci , ani zbuntowani fanatycy , ani małe zielone ludziki nie przeszkodzą w wykonaniu tych celów...- przerwał na chwile po czym dodał ciszej- a jeśli będą chcieć przeszkodzić to po prostu ich wysadzę w cholerę. Bóg , honor , IMPERIUM !

i nie dając żadnego znaku zakończenia swej przemowy wycofał się na swoje miejsce w szeregu, robiąc przy tym minę do pozostałych oficerów ekspedycji świadczącą o chęci wyrzygania się na każde ze słów które przed chwilą wypowiedział.

- Jeszcze kilka takich zakłamanych gadek i mogę startować na polityka- mruknął na tyle głośno by usłyszała go za równo Weyer jak i ten popier... ksiądz.

Paradoks 18-06-2011 01:30

Yildirim z zażenowaniem przyglądał się zachowaniu pozostałych członków jego załogi. Zamiast uszanować powagę sytuacji — chociażby przez wzgląd na zgromadzonych dygnitarzy — dokładali wszelkich starań, żeby przemienić całą uroczystość w groteskę, rodem z teatru absurdu. Duchowny starał się układnie nie zwracać na uwagi na wszystkie popełnione niestosowności i samemu postępować tak, jak gdyby normy odpowiedniej etykiety dyplomatycznej nigdy nie zostały przekroczone.

W geście pokory zabrał głos jako ostatni. Ujął dłońmi mównicę (jakby była uniwersytecką katedrą), omiótł wzrokiem swoje audytorium (jakby byli, większym niż kiedykolwiek, gronem słuchaczy jego wykładu) — podśmiewał się sam, że tej profesorskości ze swojego obycia nie zdoła się tak łatwo pozbyć, chociaż już od roku nie pracował na uczelni — i, przybierając odpowiedni ton głosu, zaczął mówić.

Mówił o obowiązku solidarności, o ekspansji człowieka na terres inconnues („Czyńcie ziemię sobie poddaną”, rzecze Pismo), o roli wiary, jako czynnika jednoczącego ludzkość i nadającego sens jej działaniom, o otwartości i posłudze misyjnej Kościoła katolickiego („katolicki” znaczy powszechny, obejmujący całą ludzkość, podkreślał) — wszystko tak, jak zostało to wcześniej uzgodnione z Watykanem. Należało bowiem ukazać Kościół w sposób właściwy, jako zdolny sprostać wymaganiom codzienności i stanowiący fundament moralny i duchowy, także w XXII wieku. Nie było tu miejsca na improwizację, to zbyt ważne — gra (choć sam wzbraniał się przed myśleniem o duszpasterstwie jako o grze politycznej) gra toczyła się o całą duchowość ludzkości. No bo jeśli nie Bóg — co jeszcze światu pozostanie? Widmo dalszych rozłamów, wojen i piętrzące się hekatomby ofiar?

— Niech Pan ma nas w swojej opiece — zakończył Yildirim i nieśpiesznie wrócił na swoje miejsce. — Teraz potrzebujemy tego bardziej, niż kiedykolwiek — dodał w myśli.

pawelczas 20-06-2011 11:06

Wielu zaczęło na siebie spoglądać ze względu na dość kontrowersyjne spojrzenie niektórych członków załogi. A największe zdziwienie padło w chwili, gdy zaczął mówić ksiądz. Wielu żołnierzy zaczęło na siebie spoglądać, jakby kompletnie nie rozumiejąc jego słów, co jakiś czas wzruszając ramionami.

Zaraz po Yildirim’mie głos zabrała Aria, choć nie mówiła zbyt długo:

- Szanowna Rado, Admiralicjo oraz wy członkowie Marynarki- stajemy właśnie przed epokowym wydarzeniem. Mimo faktu, że nikt nie tryska optymizmem, że ta wyprawa zakończy się sukcesem, nie mniej- to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w dziejach ludzkości, gdy trzeba ratować statek z innego systemu. W przeciwieństwie jednak do Phoenixa, który posiadał pewne wady technologiczne, mogę Państwa zapewnić jako Inżynier, że w przypadku „Eagle” te błędy zostały zlikwidowane i okręt ma niemal stuprocentową pewność, że powróci z wyprawy. Ufam, że nie będzie żadnych poważnych napięć między oficerami i załogą, gdyż tylko zgrana drużyna będzie w stanie pilotować krążownik. Tutaj również chciałabym podziękować wszystkim członkom ekipy inżynierskiej, która przez tyle lat współpracowała przy budowie okrętu, a zwłaszcza Derka Pilgarro, zmarłego sprzed pięciu lat, a którego misję budowy przejęłam.

Tymi słowami skończyła swoją wypowiedź, siadając ponownie na swoim miejscu, wyraźnie z siebie zadowolona.

**

Cała uroczystość trwała jeszcze godzinę, a w między czasie zrobiło się niesamowicie gorąco w tych mundurach. W końcu kiedy z ust Discindusa ostatnie słowa, ruszyliście w końcu z miejsca, udając się do jednego z baraków. Tam czekała was jeszcze formalność, do której większość z was przyzwyczaiła się w czasie wchodzenia na większe okręty- przeczyszczenia w postaci wzięcia trzech kąpieli, których na celu było obmycie was ze wszystkich ewentualnych bakterii i zarazków. Dopiero potem mogliście się ubrać w swoje ubrania podróżne, składające się na pozór z o wiele za dużych kombinezonach. Wszyscy jednak już wiedzieliście jak działają i zaraz potem, jak całkowicie się zapieliście, nacisnęliście przycisk przy rękawicy i kostium ciasno przyległ do ciała, pozwalając jednak na zachowanie funkcji życiowych. Był to całkiem stylowy kombinezon w kolorze błękitno- czarnym z symbolem oka opatrzności na piersi. Do tego pagony, zależnie od danej rangi lub też- w postaci księdza oraz inżynier- symbolem Watykanu i Wyższej Szkoły Inżynierii na Marsie. Oczywiście- zamontowaliście sobie też mikrosłuchawki. Tak ubrani ruszyliście w końcu w stronę wejścia na Eagle.

Szliście metalowym korytarzem, w chwili, gdy natrafiliście na otwieranie automatycznie drzwi, gdzie stało dwóch żołnierzy w mundurach paradnych. Zastukali obcasami i po chwili śluza otworzyła się, ujawniając małe pomieszczenie, niewiele różniące się wyglądem od korytarza. W chwili, gdy doń weszliście, drzwi zamknęły się. Poczuliście wtedy brak powietrza przez pięć sekund, ale po chwili kobiecy głos oznajmił:

- Wpuszczamy sprężone powietrze.

I po chwili znów spokojnie mogliście oddychać piersią i otwarła się druga śluza, która zaprowadziła was w końcu do wnętrza okrętu. Z wewnątrz kolorystycznie niezbyt się różnił od korytarza, nie mniej zdecydowanie bardziej skomputeryzowane. Pomieszczenie, do którego weszliście zdawał się być holem przystosowanym do spotkania przed abordażem. Niedaleko stąd widniał napis „ZBROJOWNIA”, „MAGAZYN” oraz „SYSTEM SOND”. Nie mniej to co was przykuło to fakt obecności całej załogi- wszyscy jak jeden mąż ubrani w kombinezony- mundury, stojący na baczność. Na samym końcu stał mężczyzna w wieku gdzieś dwudziestu pięciu lat i o blond włosach. Sądząc po pagonach- w stopniu chorążego. W chwili, gdy podeszliście do niego, zasalutował i rzekł:

- Witam na pokładzie, „Eagle”. Jestem chorąży Donald Grave i moim zadaniem jest wprowadzenie was na pokład oraz pomoc w kontaktach ze sztabem. Komandora, Ojca, Majora oraz Panią Inżynier pragnę zaprowadzić do sali łączności i na mostek. Pani Wayer jest proszona do głównego koliptu, gdzie przejmie kierownictwo nad krążownikiem. Proszę za mną.

Podążyliście za chorążym do windy, widząc, jak załoga zasalutowała i natychmiast ruszyła z miejsca i to biegiem ruszyła do swoich obowiązków. Wy zaś wsiedliście do windy, jadąc jakiś czas razem, ale potem się rozdzielając.

Wayer:

W chwili, gdy Chorąży wraz z pozostałą częścią załogi wysiadła na trzecim piętrze, ty jeszcze musiałaś jechać dwa. Dopiero potem dzwonek oznajmił „Główny kokpit” i drzwi się rozsunęły. Weszłaś wtedy do chyba największego pomieszczenia sterowniczego, jakiego widziałaś w życiu. Dziesiątki komputerów z ekranami dotykowymi, połączone z silnikami oraz systemami elektronicznymi okrętu, w tym również rdzeniu. Twoje miejsce było przy głównej konsolecie ze skórzanym siedzeniem. Mimowolnie- skierowałaś się w tamtą stronę, nie mniej wiedziałaś, że nie zrobisz nic bez pozostałych pilotów, którzy zajmowali się kalibracją silników, rozkładaniem skrzydeł czy dział. W tym czasie przyjrzałaś się konsolecie oraz na ekran, który ukazywał nazwę silnika „Night Spider”. Nigdy w życiu nie spotkałaś tej nazwy. Zaraz potem usłyszałaś psyknięcie otwieranej śluzy i swoich podkomendnych- około trzydziestu osób. Jeden z nich, wygląda na najstarszego z załogi, zasalutował:

- Jestem nawigator Alber Wasiser i pragniemy powitać panią w głównym kokpicie. Czekamy na rozkazy, wyznaczenie celu oraz pozwolenie na start.

Spojrzałaś na lampkę przy monitorze. Wciąż świeciła się na czerwono. Trzeba czekać na zapalenie się zielonego. W między czasie masz czas na wydanie rozkazów.

Pozostali

Wysiedliście z windy, zostawiając Wayer samą, by dotarła do kokpitu. Wy zaś trafiliście do najważniejszego miejsca na okręcie- stanowiska dowodzenia. W środku już byli członkowie załogi, działając na dotykowych ekranach monitorów, odbierając różne przekazy. Na samym środku znajdował się stół, gdzie można było obradować ze swoim sztabem, a przede wszystkim- pojawił się tam najnowszy cud techniki, jaki można było sobie wyobrazić- w pełni funkcjonalny hologram. Dalej- znajdował się sam panel dowodzenia z widokiem na przestrzeń kosmiczną. Wszystko oczywiście w pełni skomputeryzowane. Na miejscu, gdzie miał zasiąść komandor- widniało świecące się na zielono światło. Wszyscy wiedzieli, że w ten sposób wydano polecenie na start:

- Komandorze- witam was i twój sztab w centrum dowodzenia. Co to jest- chyba nie musze tłumaczyć. Załoga chciała by z pewnością usłyszeć kilka słów od komandora.

Wskazał na mikrofon przy panelu:

- Jeśli nie- naciśnijcie jarzący się na zielono przycisk, by wydać polecenie swoim ludziom do wystartu.

Proxy 21-06-2011 03:10

Weyer jeszcze długo musiała się namęczyć, aby w końcu oficjalne spotkanie dobiegło końca. Jednak zajmując się w głowie zupełnie czym innym poradziła sobie bez większych problemów. Długo też myślała nad główną panią inżynier. Gdyby posiadała takie coś jak terminarz spotkań wcisnęła by ją na pierwszy możliwy termin. Pilot taki jak ona praktycznie nie istnieje bez zgranego mechanika. Wszystko u niej musi chodzić jak w tradycyjnym małym złotym zegarku. Małe potajemnie ugadane podrasowanie sprzętu, który zwykle jest zarzynany agresywnym pilotażem. Dla zwykłego silnika jest to wyzwanie, dla podrasowanego jest wyciśnięciem ostatnich kilogramów ciągu przed rozpadnięciem się. Tutaj nie może mieć miejsce żadne niedogranie. Choć mieszać w sprzęcie Eagla Weyer nie miała najmniejszego zamiaru, to jednak przyzwyczajenie zostawało. Również spotkanie byłoby wartościowe ze względu na prezentację statku pod względem technicznym oraz tego intrygującego systemu napędu.

Po całej uroczystości była szansa zamiany prawie całego rozpiętego munduru paradnego na całkiem fikuśne wdzianko, które w całości podeszło pod gust Weyer. Nie marudziła, ani nie starała się czegoś na siłę zmienić.

- No i zaje*iście. - Doceniła pod nosem wyższość obecnego ubioru nad starym szarym łachem, którego dotychczas nosiła.

Od tego momentu przez cały czas pani Pilot była zadowolona, rozpromieniona i niemalże uśmiechnięta. W szczególności, gdy zbliżała się do okrętu, bądź stawiała kroki w nim samym. Gdy zniknęła w skorupie Eagle'a rozglądała się ciągle na wszystkie strony. Oglądała, przyglądała się, szukała. Gdyby była małym dzieckiem pewnie świeciłaby rozszerzonymi źrenicami i długim nieustającym 'Ooo...' na ustach.

Gdy przedostała się przez pokładową komorę dekontaminacyjną pierwsze, co pomyślała o wzmocnionym pokładzie było to, czy każde pomieszczenie na okręcie posiada niezależną kontrolę atmosfery. Kolejną rzeczą, którą zaczęła się przejmować był, wnioskując po dużym napisie 'SYSTEM SOND', brak jednostek pomocniczych. Fakt jednej maszyny z początku był problematyczny, jednak Weyer wyszła z przekonania, że wszystkie jej pytania są na tyle banalne, że odpowiedzi pojawią się na początku przeglądania dokumentacji bądź spotkania z Nataragi.

Mianowicie na nic innego niż ujrzenie kokpitu głównego Neomi nie czekała dłużej. Poczuła się ponownie jak małe dziecko wpuszczone do miejsca pełnego rzeczy o których marzyła i myślała od bardzo długiego czasu. Cała podekscytowana od razu znalazła się w miejscu przeznaczonym tylko dla niej. Oczy aż się nie ugotowały od wchłaniania całego otoczenia, choć w pewnym momencie skupiła je w jednym punkcie przyozdabiając zmarszczeniem brwi i obruszeniem się na całym fotelu.

- O kur*a... - Skwitowała tajemniczo również tajemniczy typ napędu wmontowanego w Eagle'a.

Nie zdążyła zrobić za wiele gdy pojawił się cały sztab ludzi gotowych wypełnić puste miejsca kokpitu. Obróciła się na fotelu w ich stronę i delikatnie wychylając się z niego uśmiechnęła się serdecznie.

- Spoko... Mi też jest was miło widzieć. Zajmijcie stanowiska, zgłoście gotowość, szykujemy się. - Powiedziała nawet miłym tonem, a co! Niech przynajmniej raz zobaczą jak ich pilot główna wygląda na zadowoloną.

Następnie Weyer wróciła do konsolety i zaczęła ją przeglądać by wyciągnąć informacje o aktualnym stanie całej maszyny, jej silników i całej masy innych ważnych pierdół na które pilot jednostek wielkopowierzchniowych musi zwrócić uwagę.

Gdy wszystko w niedługim czasie opanowała, zwróciła się do podkomendnych:
- Poproście kontrolę o oczyszczenie pasa startowego. Niech ciągle pilnują, żeby się nic na niego nie wpieprzyło. Panie Wasiser. - Zwróciła się do niego osobiście sprawdzając przez chwilę, czy zwróciła jego uwagę - Proszę o wyznaczenie kursu do systemu Alfa Centuri w punkcie przebywania Phoenix'a, zgodnie z przyjętymi założeniami i wytycznymi. - Mówiła wciąż sprawnie klikając po ekranach swojej konsoli - Rozkręćcie silniki i przygotujcie do osiągnięcia V1. - Zwróciła się do reszty załogi przywołując podstawową nazwę prędkości decyzyjnej o starcie maszyny.

Po tych kilku chwilach czuła się jakby spędziła całe życie przed właśnie tym kokpitem. Operowała sprawnie jak i również dynamicznie ustawiając kontrolki należące do niej na odpowiednie stany. Do polecenia przygotowania silników nie były wymagana żadne szczegółowe polecenia, więc Weyer mogła zająć się czym innym.

- Dajcie mi to kuźwa na głośnik... - Zwróciła się niby do załogi, jednak powiedziała to na tyle cicho jakoby mówia do własnej siebie. Po chwili skupienia jednak uporała się ze wszystkim i zaczęła kontakt radiowy - Kontrola, zgłasza się pilot główny "Sword" Eagle Neomi Weyer, numer A71/TQ9.0.09428E1, okręt jest gotowy do startu, czekamy na czysty pas i zieloną lampkę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172