Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-05-2011, 21:52   #1
 
pawelczas's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodze
[Autorskie SF Storytelling]Misja "Phoenix"

20 lipca 2106

Averius Discindus spojrzał przez szybę swojego gabinetu na niekończącą się przestrzeń kosmiczną oraz małe punkciki, jasne punkciki rysujące się na czarnym tle. Widok ten był zdecydowanie bardziej przyjemny od chaotycznego molocha, jakie są miasta na Ziemi. Mimo tego, że admirał sam pochodził z Ziemi, to jednak wolał spokój Bazy Flotylli Kosmicznej Imperium Solarnego, zbudowanego na księżycu Ziemi. Nawet jeśli same okręty mogły na ziemi być głośne, to próżnia wyciszała hałas pracujących silników. Przestrzeń kosmiczna, niezależnie od tego co mówią ci cali Prorocy Apokalipsy, stanowiła ostoję dla tych, co szukają spokoju i ciszy.
Koło okna przeleciały dwa myśliwce typu „Tiger”, przystosowane do pościgów za wrogiem, nie mniej przez co stop wolfranu musiał być lżejszy, to też integracja pancerza była dwa razy gorsza od normalnego. Ale coś za coś. Admirał odszedł od szyby i podszedł do swojego biurka, na którym leżały akta wyznaczonych do zadania, nazwanego przez rząd „Misją Phoenix”. Piątka najbardziej zdolnych członków Imperium- tylko najlepsi mogli być brani pod uwagę do tej misji, co już nie raz podkreślały media. No właśnie- Averius nie wziął pod uwagę tej czwartej władzy, która zrobiła z tego już sensacje XXII wieku, mimo tego, że to dopiero początek. Pojawiły się przy tym różne spekulacje na temat potencjalnych zagrożeń przestrzeni, wywiady z „porwanymi przez UFO”, a światowi wydawcy książek, filmów i gier z cyklu Science Fiction zanotowali rekordowe sprzedaże. Oto jaką reklamę robi prosta misja. Nie ominęło to oczywiście producentów pamiątek, w tym również kubka z wizerunkiem „Eagle”, z którego właśnie Discindus sączył kawę- swoją drogą straszliwą lurę. Ale czego się można było spodziewać po sekretarce z Marsa.
Odłożywszy kubek, usiadł na krześle i zaczął przeglądać akta każdego z osobna. Trzy nazwiska były mu znane ze względu na to, że służyli już w Marynarce. Pewni ludzie. Nie miał również przeciwskazań wobec medyka, który jednocześnie był kapłanem kościoła katolickiego. Jedyny niepokój mogła stanowić ta inżynier z Marsa- ją znał osobiście, strasznie zwariowana kobieta, która nie wyobraża sobie życia bez grzebania przy „Eagle”. Ale o ile ma narzędzia- jest z nią spokój.
Po chwili drzwi się odsunęły, a do sali weszła jeszcze dość młoda, ruda kobieta, ubrana w mundur marynarki. Jeszcze niemal świeża absolwentka Akademii na Wenus, a przy tym karierowiczka godna Ziemianina. Svieta Valchenko.

- Admirale. Przybyli pana goście.
- Na co jeszcze czekasz? Idź po nich.

Kobieta uśmiechnęła się i obróciwszy się na obcasie, wyszła z pomieszczenia. Admirał pokiwał głową. Będzie musiała się jeszcze wiele nauczyć…

Leon Vertival

Nawaliłeś, a przynajmniej tak ci się wydawało w chwili, gdy usłyszałeś, że obierają cię dowodzenie nad krążownikiem typu Hammer „Duma”. A byłeś z tego okrętu dość dumny ze względu, że pod twoim dowództwem strącił dziesięć myśliwców podczas szturmu na nielegalną stację Piracką „Plaza”. Do tego pomniejsze zwycięstwa, które jednak nie miały znaczenia. Jednak- zdjęli cię z dowództwa, co wywołało ataki wściekłości, a nawet byłeś już gotowy, by ukraść okręt, mimo tego, że kredo kościoła katolickiego mówiło „Nie Kradnij”. Złość przeszła w chwili, gdy otrzymałeś powód odwołania. Otrzymałeś odznaczenie dowodzenia misją o Imperialnym szczeblu z dużą szansą na awans. Każdemu z absolwentów Akademii była znana opowieść o Phoenixie, który zaginął w niewiadomych okolicznościach. Tobie przypadł zaszczyt, by dowodzić okrętem klasy Sword „Eagle”, który ma za zdanie uratować „Phoenixa”. O ile ci się uda, awans będzie niemal pewny i to być może nie o jeden szczebel. Wiedząc, że taka sytuacja w życiu się więcej nie powtórzy, zabrałeś swoje rzeczy osobiste i wchodząc na prom, ruszyłeś na księżyc Ziemi.

Neomi Weyer

Kolejna reprymenda, a przynajmniej tak pomyślałaś w chwili, gdy na twojej skrzynce pojawiła się wiadomość od Flotylli. W zasadzie- dziwiło cię to, gdyż tydzień temu dano ci z powrotem do pilotowania okręt, „Wieczny Płomień”, o którego podania musiałaś składać z dobry miesiąc. Nie zważając na nic, otworzyłaś go i zaczęłaś czytać, sterując przy tym okrętem i omijając pociski wrogich myśliwców. W końcu byłaś jednym z lepszych pilotów w tej części galaktyki. Omal nie uderzyłaś dziobem o wrogi myśliwiec, gdy doczytałaś, że zostałaś wybrana jako główny pilot fregaty typu Sword „Eagle”, tworu najnowszej generacji. Takiej okazji nie mogłaś przegapić, nawet za cenę rezygnacji z „Wiecznego”. Tak też zaraz po bitwie, spakowałaś swoje rzeczy i najbliższym promem ruszyłaś do bazy Flotylli na księżycu Ziemi.

Niker Sabathiel


Mistrz sabotażu i cichych działań- to była twoja specjalność. Z powrotem dla Imperium zdobyłeś wiele okrętów, ukradzionych jakiś czas temu przez piratów. Nie ma nikogo lepszego od ciebie w kwestii abordaży, tak też nie dziwota, że byłeś wychwytywanym oficerem. Do chwili, gdy władze wyższy odwołały cię ze stanowiska na okręcie klasy Hammer „Eden”, co przywitałeś zarówno ze zdziwieniem i wściekłością. Już miałeś pisać odwołanie w chwili, gdy otrzymałeś wiadomość, że masz być Oficerem Militarnym na okręcie klasy Sword „Eagle”. Ponad dwieście osób załogi, w tym większość z przeszkoleniem wojskowym. To nie żółtodzioby, których trzeba szkolić we wszystkim. Elita. A ty masz być ich dowódcą. Oczywiście- nie okrętu. Ze względu na to, że nic cię nie trzymało na „Edenie”, zabrałeś swoje rzeczy i najbliższym promem poleciałeś od bazy Flotylli na księżycu Ziemi.

Soren Yildirim

Wiesz, że opowieści o UFO, które słyszałeś jakiś czas temu w wywiadach to po prostu kłamstwa- wszak jako kapłan umiesz odczytać intencje człowieka, którym zależy tylko na sławie. Co więcej- jeśli istnieje jakaś cywilizacja we wszechświecie, dlaczego mieli by porywać, a nie się komunikować? To psychologicznie błędnie założenie tych poszukiwaczy sławy i sensacji. Pewnego dnia w klasztorze odwiedzili cię przedstawiciele rządu z ramienia Flotylli. Poprosili cię o pewną przysługę. Słyszałeś plotki o „Phoenix’sie” i o misji, która ma mieć miejsce. Rząd prosi cię, byś objął tam funkcję naczelnego medyka, jak i kapelana okrętowego. To rzekomo polecenie również samego Watykanu. Nie mając wielkiego wyboru, zdecydowałeś się na wzięcie udziału w misji. Spakowałeś swój dobytek i najbliższym promem udałeś się na księżyc.

Baza Flotylli Kosmicznej Imperium Solarnego

Im bliżej byliście bazy, tym koło was przelatywało coraz to więcej kluczy myśliwców z Księżyca. To był pewien kamień milowy, nie mniej- mieliście pewność, że to właściwy kierunek.
Niedługo potem ujrzeliście stalowe kopce Bazy Flotylli, przeczesane co jakiś czas iglicami. Na jej powierzchni stały przygotowane do boju myśliwce oraz inne jednostki- brakowało tylko pilotów, którzy szkolili się w środku. Wiedzieliście również, że wśród was jest wiele rekrutów. W końcu stalowe bramy jednego z kopców rozwarły się, a promy wleciały do środka. Mogliście w końcu odetchnąć powietrzem jak na Ziemi, a przy tym wyprostować nogi. Pozostał tylko jeden problem. Jak rozpoznać waszych pracodawców. Szczęściem- to oni znaleźli was, a właściwie ich reprezentanci.
Gdybyście wiedzieli, jakie formalności wam jeszcze zostały, nigdy byście się na to nie zgodzili. Około dziesięciu dokumentów do zgodności linii papilarnych, kąpiele odkażające i co najgorsze- masa reporterów, choć z tymi ostatnimi to pomogli wam żołnierze Flotylli, odciągając ich i mówią, że wywiady później. Nie mniej- sami wiedzieliście, że to od was zależy. Wjechaliście windą do jednej z iglic.
Usiedliście na fotelach i nawet nie zdążyliście należycie wypocząć, a co dopiero poznać, gdy wrota rozeszły się i podeszła do was rudowłosa dziewczyna, w mundurze marynarki. Uśmiechnęła się i rzekła:

- Admirał Discindus was oczekuje. Proszę- nie każcie mu czekać.
 

Ostatnio edytowane przez pawelczas : 30-05-2011 o 21:56.
pawelczas jest offline  
Stary 31-05-2011, 16:10   #2
 
Kael's Avatar
 
Reputacja: 1 Kael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodze
Komandor Vertival nienawidził biurokracji, wypełnienie choć jednego dokumenty frustrowało go bardziej niż całodniowy poszukiwania zwinnego pirackiego myśliwca pośród labiryntu asteroid. Sterta papierów z którą musiał się dzisiejszego dnia mocować wzbudziła w nim niewyobrażalną chęć mordu na draniu który wplątał go w cały ten bajzel. Tylko dzięki niezbadanej boskiej dobroci, miłosiernemu wsparciu Stworzyciela udało mu się przebrnąć przez całe to "biurokratyczne pole minowe" względnie gładko, niesmak powstały jednak podczas tych wojaży towarzyszył mu przez resztę dnia, toteż siedzenie w oczekiwaniu na audiencję było dla Komandora wyjątkowo irytujące.
Po kilku chwilach względnie spokojnego siedzenia w miejscu Leon spostrzegł nadchodzącą rytmicznym krokiem dziewczynę, spodziewał się kolejnej partii formalnych ceregieli, jednak słowa wypowiedziane przez ową dziewczynę bardzo uciszyły go, wreszcie można było przejść do konkretów.

Komandor bezzwłocznie podniósł się z miejsca dopinając jednocześnie rozpięty z racji wysokiej jego mniemaniem temperatury guzik, poprawił również kaburę która przemieściła się nieco z należytego jej miejsca przy lewym biodrze. Wygląd ważna rzecz, szczególnie gdy staje się przed samym admirałem, a już na pewno w tak ważnej sprawie jak jedna z najbardziej zgwałconych przez media wypraw... cóż Imperium patrzyło, Imperium wymagało, nie było miejsca na niedociągnięcia. Poza tym Komandor miał cichą nadzieję, że robiąc dobre wrażenie na przełożonym uda mu się ugrać dla siebie oraz swojej załogi dodatkowe profity. Czas jednak pokaże co z tego wyjdzie.

Wprawdzie Komandor nie otrzymał jeszcze formalnie komendy nad załogą, ale jako, że był najstarszy stopniem z obecnych - przynajmniej tyle wywnioskował do tej pory - obowiązek kazał mu zorganizować pozostałych tak aby wszystko poszło możliwie najsprawniej.
-Słyszeli państwo, Admirał oczekuje - Rzekł beznamiętnie obracając lekko głowę w kierunku drużyny - Nie każmy mu czekać.
 
Kael jest offline  
Stary 31-05-2011, 18:17   #3
 
Niker's Avatar
 
Reputacja: 1 Niker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodze
Wszystkie te formalności nużyły go niemiłosiernie, co prawda nigdy nie przepadał za ceremoniami i całą tą biurokracją wojskową uważając to za proste marnotrawstwo czasu który mógł wykorzystać na dopilnowaniu logistyki lub przeglądowi swej nowej kompani.Jednak że podobnie jak w dziesiątkach takich sytuacji które musiał znosić zadziałała wpajana dyscyplina. Bez specjalnych gestów no może poza wydaniem ostatnich rozkazów swoim ludziom i jego następcy opuścił "Edena". Okręt który jakiś czas wcześniej, będąc jeszcze pod dowództwem pewnego energicznego i ambitnego Komandora własnoręcznie odbił ze szponów anarchistycznych szumowin.

Teraz siedział na cholernie nie wygodnym krześle przyglądając się skrycie swym jak mniemał przyszłym towarzyszą, największym zaskoczeniem była obecność ów Komandora pod którym miał zaszczyt służyć. Aby skryć swe zaskoczenie udał że prostuje i tak nie naganie wyprasowany mundur oraz kolbę z nową broń wydaną dosłownie na kilka chwil przed odlotem promu, groźba odlotu bez niego a co za tym idzie, drobne spóźnienie względem pozostałych oficerów nie było wystarczające by nie zdążył zbesztać chłopców z logistyki za ślimacze tempo pracy , niesubordynacje i istny burdel w ów formacji... "Boże ale ja kocham łamać tych gości" pomyślał siedząc już przed gabinetem admirała. Zbędną formalność wygładzania munduru przerwał natychmiast słysząc głos dawnego kamrata.

- Co racja to racja, nie każmy czekać człowiekowi dla którego złamanie naszych karier to tyle co podpisanie kilku dokumentów- Odpowiedział wstając z cieniem uśmiechu na co lewa strona twarzy , ta z blizną po oparzeniu, wydała się jeszcze bardziej oszpecona niż zwykle.
 
Niker jest offline  
Stary 31-05-2011, 19:32   #4
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Od otrzymania informacji o przydzieleniu jednostki "Eagle" wszystko nabrało bardzo dużego tempa. Po zakończeniu tamtejszej misji bez zastanowienia się porzuciła na nowo przydzielony okręt "Wieczny Płomień" i w kilka godzin była już gotowa by wyruszyć w stronę księżyca Ziemi. Jej ekscytacja jeszcze nigdy nie była tak duża. Najnowsza maszyna, która wyszła spod rąk najgenialniejszych inżynierów, prawdziwe cudo obecnej techniki wpadnie właśnie w jej ręka. Możliwość pilotowania takiego cacka, czy obalenia wszystkich mitów i legend tej klasy przyprawiało ją o dreszcze.

Nie mniejszym przeżyciem było również zawitanie na stacji o stałym gruncie, ponieważ Neomi całe swoje życie spędziła w metalowych korytarzach stacji kosmicznych, czy okrętów różnorakiej wielkości. Choć baza księżyca nie za wiele różniła się od tamtych i tak świeżość swego rodzaju atrakcji była cały czas wyczuwalna.

Niestety ekscytacja, czy radość dziecka z otrzymania prezentu o którym nawet się nie śniło, została brutalnie zahamowana.

Papierkowa robota od razu przerosła małą, a dokładnie żadną, cierpliwość Weyer. Wszystkie chęci, zainteresowanie i ciekawość zostały zduszone. Siedziała teraz na krześle, zrezygnowana, z mocno zmieszaną miną na opuszczonej i pochylonej w bok głowie. Już nawet nie wierzgała wyciągniętymi w przód nogami nałożonymi na siebie, jak miała to w zwyczaju. Gdy pojawiła się kolejna osoba "od tamtych" Weyer spodziewała się następnego zadania. Na przykład... Na małpią zręczność. Ot poustawiać sześciany w porządku rosnącym, czy odróżnić kolor czerwony od żółtego. Tak... Tego z pewnością tam brakowało.
Jedyną reakcją Weyer na wiadomość od rudowłosej kobiety było zmarszczenie brwi i przekręcenie opuszczonej głowy na szyi tak, aby patrzeć na nią od góry. Poczekała jeszcze chwilę w nadziei, że jest to żart i że w prawdzie pójdą sortować sześciany. Tak jednak się nie stało a na pierwszy głos jakiegoś gościa z nieznajomej jeszcze trójki skwitowała jedynie:

- Taaa... - Ni to do wszystkich, ni to do siebie.

Nie czekając dłużej rozłączyła splecione w czekaniu palce u rąk ułożone na swoim brzuchu. Oparła się głęboko o ramiona fotela i podniosła z miejsca. Nie zwracając uwagi na poprawki stroju, czy na resztę swojej przyszłej załogi, której jeszcze nie miała okazji poznać, ruszyła przodem.
Gdy ich mijała była okazja dokładnie przyjrzeć się jej osobie. Wysoka jak na swoją płeć szczupła kobieta w młodym wieku. Nosząca ciemnoszary szorstki dobrze spasowany kombinezon i wojskowe buty. Ciemne farbowane półdługie włosy wygolone od jej lewej strony z pozostawionym długim pejsem. Pociągła i smukła estetyczna twarz. Widoczny wytatuowany pionowy szerokości paru centymetrów fioletowy pasek rozpoczynający się na dolnej wardze i kończywszy się gdzieś pod czubkiem brody.
 
Proxy jest offline  
Stary 31-05-2011, 23:18   #5
 
Reputacja: 1 Paradoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodze
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, Amen. Przyśpieszone uderzenia serca w piersi, czerń za bulajem — czerń pusta i milcząca, gdzieniegdzie tylko poprzebijana skrzącymi się do niego gwiazdami. Prawie tak samo jak na Wenus, prawie jak na Ziemi — ta sama geometria pociągnięć Bożego pędzla, tylko bardziej surowa, jakby gotycka. Kontrast, kreska — Giotto? (uśmiecha się) — brak tu atmosfery, brak aerozoli reinterpretujących, rozmywających tę powściągliwość nieboskłonu. Więc tylko kosmos nagi. Milczący. Bardziej niż kiedykolwiek.

Zaiste, silentium universi.

I oto jest u celu. Księżyc. Trzask, szarpnięcie — czarterowy prom cumuje. On wyplątuje ze spotniałych palców różaniec. Łyk wody. Usta szepczą: „Phoenix”. Decyzja zapadła, zatrzasnęły się zwrotnice, nie ma już odwrotu — poleci. Zobaczy. Dostąpi. Oczy w akcie wiary wędrują ku niebiosom (ukrytych pod hermetycznym stropem): Cokolwiek mam, Panie, Tyś mi dał. Ofiaruj Swoją łaskę, powiedz tylko słowo — a będzie wypełniona wola Twoja.

***

Yildirim czekał na spotkanie z admirałem w spokoju i ciszy. Przez lata spędzone na Ziemi zdążył odwyknąć od niskiej księżycowej grawitacji, stąd też nie mógł pozbyć się wrażenia oderwania od gruntu. Woda w kranie cieknąca z jakąś absurdalną powolnością, jego własne niezgrabne ruchy — wszystko to sprawiało, że czuł się nieco nieswojo. A był przecież dopiero u progu.

Kiedy wywołano całą ich piątkę — nie zawracał dotąd uwagi na swoich współtowarzyszy — Yildirim powstał. Zignorował ich pustosłowne komentarze, wygłaszane bodaj tylko dla zaznaczenia swojej obecności. Poprawił swoje odzienie (czarne, sztywno skrojone szaty kapłańskie; brak było jednak koloratki ani innych nazbyt natarczywych oznak przynależności do stanu duchownego) i w milczeniu podążył do gabinet admiralskiego. Krokiem nie wyniosłego profesora, ale pokornego sługi Bożego.
 
Paradoks jest offline  
Stary 01-06-2011, 00:58   #6
 
pawelczas's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodze
Weszliście do środka biura komandora. Podobnie jak cała iglica zbudowana była aluminium, podobnego do tego, z którego budowano pierwsze okręty kosmiczne, które pełniły rolę satelity. Nie mniej- w przeciwieństwie do nich, te zdawały się być jakby trwalsze, a przede wszystkim- z dodatkiem jakiś pierwiastków zmieniających konsystencję na bardziej jaskrawą. Przy jednej z tych stalowych ścian stało biurko wraz podstawką na monitor ekranu dotykowego, podobnego do tego, którego zainstalowanego na okrętach, a nawet w znanych już wam syntezatorach linii papilarnych w siedzibach niektórych baz. Na stole było rozłożone pięć rozpiętych aktówek z wyciągniętymi już dokumentami. Mimo tego, że multimedialne formy tego typu plików są już dostępne, to jednak oko woli widzieć to nie na ekranie, a w czarnych literkach na białej kartce. Niedaleko biurka stało krzesło, zaś na nim siedział już mężczyzna w błękitnym mundurze oraz z pagonami symbolizującymi jego rangę. Admirał- wiedzieli to wszyscy ci, co służyli w wojsku. Ksiądz zaś dokładnie przyjrzał się twarzy mężczyzny. Na oko mógł mieć około czterdziestu lat, więc był dość młody jak na tak wysoką rangę. Nie mniej- twarz już miał zmęczoną ciągłą wojną poprzez przedwczesne zmarszczki, nie mniej jego krótkie czarne włosy zdawały się nie mieć jeszcze siwizny.
Discindus- a przynajmniej tak się wam wydawało, wstał z miejsca, podchodząc do was. Wyraz jego twarzy wskazywał raczej na analizę waszych postaw, a przede wszystkim na to, jak reagujecie na jego obecność i oddacie honory. Po chwili się odezwał dość donośnym głosem, który mógłby w zasadzie zaraz się przemienić w krzyk, nie mniej mieliście świadomość, że tak się nie stanie:

- Witam was, panowie i panie, w Bazie Flotylli Kosmicznej Imperium Solarnego. Jak już pewnie się domyślacie- jestem Admirał Averius Discindus. Mógłbym was zanudzać tymi tytułami, nie mniej nie po to się zebraliśmy tutaj, aby wysłuchiwać opowieści o mojej przeszłości. To właśnie wy macie bowiem stworzyć przyszłość Imperium. Proszę- usiądźcie.

Wskazał wam na fotele, obite czarną skórą. Niedaleko nich stał szklany stół, oprawiony rogami wolfranem. Na jego płaskiej powierzchni ustawione były kryształowe szklanki, dzbanek z wodą oraz jakieś przekąski. Cóż- wojskowy wikt obejmował również admirała. Czekając, aż zajmiecie swoje miejsca, również i on usiadł na swoim fotelu.

- Przejdźmy już do naszych spraw. Z pewnością macie wiele pytań, tak też nim przejdziemy do samej sprawy- może teraz chcecie rozwiać jakieś wątpliwości. Od siebie dodam, że bardzo cieszę się z obecności ojca Yildirim ‘a- opieka osoby duchownej z pewnością będzie miała spore znaczenie dla morale załogi.
 
pawelczas jest offline  
Stary 01-06-2011, 01:51   #7
 
Kael's Avatar
 
Reputacja: 1 Kael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodzeKael jest na bardzo dobrej drodze
Gdy tylko ciężkie buty Komandora postąpiły kilka kroków po biurowej posadzce, ten zwolnił trochę aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Postanowił darować sobie wystawianie opinii na temat wystroju, powiedzmy, że jego zdaniem wypadałoby zmienić to i owo... Kątem oka Komandor wypatrzył osobę dobrze sobie znaną, a której Bóg wie jakim cudem do tej pory jeszcze nie zauważył; Major Sabathiel - Leon zmarszczył posiwiałe brwi, dobrze wiedział ile bolączki przyprawi mu utrzymanie gorącej krwi tegoż osobnika.

Gdy stanął naprzeciw admirała Discindusa zasalutował służbowo. Wprawdzie Komandor wykazywał bardzo "luźne" podejście co do otrzymywanych rozkazów, lecz zawsze w należytym stopniu szanował swoich przełożonych czego oczekiwał i od swoich podwładnych.
Nie odpowiedział jednak na powitanie admirała, czasem lepiej trzymać język za zębami i pozwolić mówić tym, którzy faktycznie mają coś do powiedzenia.
Miast tego zgodnie z rozkazem zasiadł w fotelu. Przegarnął włosy, wszak jego "pruska" fryzura wymagała ciągłych zabiegów zapobiegających utracie należytego porządku. Z perspektywy osoby trzecie tego typu pedantyczne zachowania Komandora mogłyby wyglądać dziwnie ale cóż, będąc oficerem reprezentującym powagę Imperium, trzeba dbać o prezentację.

Gdy admirał Discindus skończył mówić, Komandor postanowił zabrać głos.

-Panie Admirale - zaczął typowym dla siebie chłodnym tonem - Mniemam, że odpowiednie raporty na temat stanu statku, załogi, wyposażenie etc. znajdą się na moim biurku, daruję więc sobie wypytywanie o tego typu szczegóły. W miejsce tego chciałbym zapytać o to o czym zazwyczaj sie nam nie mówi, mianowicie - Co ma nam przysporzyć komplikacji?

Komandor wiele lat spędził na swoim stołku, dobrze wiedział, że istnieją jakieś szczegóły o których nie zostanie poinformowany o ile nie upomni się o to w odpowiedni sposób. Wprawdzie każda wyprawa to ryzyko, ale w przypadku wypraw tej wagi, niema miejsca na niedopowiedzenia.
 
Kael jest offline  
Stary 01-06-2011, 02:57   #8
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Mina Weyer nie zmieniła się najmniejszym stopniu. Z jakim nastawieniem czekała na zewnątrz to i takiego trzymała się w biurze osoby, która to wszystko zorganizowała. Nie kryła mocnego zmieszania jak i zrezygnowania, bo i po co? Była tam nie jako stopień wojskowy tylko osoba, która ma swoje odczucia. Z resztą granica między tymi dwoma była dla niej dość słaba.

Ciężko również powiedzieć o oczekiwaniach, bądź wizjach przebiegu takiej rozmowy. Wszystkie plany stanęły na prostopadłościanach, które to można było już spokojnie porzucić w niepamięć. Jednak przygotowana była na typowy wykład celów misji. Zależnie od wyposażenia: Mapka poglądowa, wskaźnik, stojący człowieczek na środku, czy szczegółowa projekcja przestrzenna, lektor. Taki, przez który przewalała się całą masę razy.

W chwili przywitania pozostawiła głos Admirała w formie jego monologu. Nie odzywała się, bo nie było takiej potrzeby i nie czuła, aby musiała robić cokolwiek więcej poza byciem obecną. Na polecenie zajęcia miejsca w fotelu zareagowała nieco bardziej ochoczo. Podobnie jak ostatnio prawdopodobnie zareagowała pierwsza, natychmiast, jakby nerwowo. Jedną ze zbłąkanych rąk na chwilę umieściła na szyi dotykając jej delikatnie opuszkami palców. Następnie skierowała się w miejsce fotela, w którym będzie miała wszystkich, prócz Averiusa, po stronie lewej, począwszy od wzroku a następnie kroków. Usiadła głęboko wyciągając nogi do przodu tak, jak przed gabinetem. Splatając je przy końcach skierowała swój wzrok przez na biurko Discindusa. Następnie utrzymując lekko skwaszoną minę, przymrużone oczy i usta oparła łokcie o ramiona fotela. Wsunęła delikatnie paznokieć kciuka prawej ręki między zęby.
W jej mniemaniu sposób w jaki usiadła w biurze tak ważnej osobistości nie był niczym nagannym. Tak było po prostu wygodnie.

Teczki... Teczki...
5 tajemniczych przedmiotów, które skrywały sekrety nieznajomych jej osób. W prawdzie najciekawsza była tej swojej, co jednak nie zmieniało faktu, że reszta teczek odpowiadała na pytanie: "Ja pilotuje, a co robi pozostała 4? A, nie 3...". Przeskoczyła myślami na ojca Yildirima, zauważonego na holu. "Klecha się opier*ala. Więc... To jak...?". Kolejne jej pytania dotyczyły tego, kiedy w końcu będzie mogła obejrzeć maszynę, kiedy będzie można ją wystartować, sprawdzić wszystkie jej aspekty.
Z każdym następnym pytaniem przeskakiwała wzrokiem na inny przedmiot, końcowo zatrzymując na posturze gospodarza. Wszystko odbijało się w jej na wpół wygolonej głowie. Nie zadała żadnego pytania, czekała na głos innych.
 
Proxy jest offline  
Stary 01-06-2011, 15:39   #9
 
Niker's Avatar
 
Reputacja: 1 Niker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodzeNiker jest na bardzo dobrej drodze
"Kurwa mać " pomyślał widząc księdza wchodzącego do pokoju zaś na twarzy na kilka sekund zaistniał grymas zniesmaczenia "Jeszcze ojczulka mi brakowało na głowie, no i kobieta na pokładzie..." co prawda nie był szowinistą a równouprawnienie funkcjonowało od dawna ale jakoś nie mógł się obejść bez myśli że kadra oficerska to istna mieszanka wybuchowa, dowódca służbista, kobieta i ksiądz , a do tego on ... Komandos który uważa że akcje bez skrajnego podnoszenia adrenaliny we krwi to zwykłe nudy i kara za bóg wie jakie przewinienia.

Do pokoju wszedł w coraz bardziej ponurym nastroju, oddawał honory wojskowe admirałowi po czym zaczął uważnie lustrując pomieszczenie oraz gospoda. wzrok na chwile zatrzymał na teczkach zawierające zapewne informacje dotyczące sprzętu, załogi oraz celów misji.

- Można sir ? - spytał się czysto formalnie bo bez czekania na odpowiedz czy jakąś zachętę sięgnął po dokumentacje zawierające cele operacji znajdującą się na stole admirała, dopiero gdy te znalazły się w jego dłoni zasiadł na swoim miejscu . Już pobieżne informacje na tej karcie sprawiły iż zmarszczył nieznacznie czoło a przez głowę przelatywała mu myśl za myślą jednak żadna jakoś nie nadawała się do przedstawienia wysokiemu rangą oficerowi imperium niewątpliwie jednak w jego oczach odbiło się głuche powątpiewanie iż będzie to jedna z tych łatwiejszych misji jakie do tej pory przeprowadzał. Zważywszy iż ma zostać podkomendnym komandora wolał nie wychylać się z szeregu pozwalając by Leon wyciągnął ciekawiące go informacje. Siedział więc zapoznając sie z dokumentem który zapewne zdąży jeszcze przed opuszczeniem tego pomieszczenia zapamiętać co do joty.
 

Ostatnio edytowane przez Niker : 01-06-2011 o 20:25.
Niker jest offline  
Stary 01-06-2011, 17:32   #10
 
Reputacja: 1 Paradoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodze
Yildirim rozejrzał się po wnętrzu gabinetu admiralskiego, nieznacznie ukłonił się zasiadającemu tam mężczyźnie i posłusznie zajął miejsce. Słyszał o Averiusie Discindusie — trudno było nie słyszeć, choć trochę orientując się w polityce ostatnich lat i uczestnicząc w projektach współfinansowanych przez wojsko — widział go jednak pierwszy raz. Był młody, młodszy od Yildirima. Dumny głównodowodzący sił zbrojnych Układu Słonecznego, suweren wszystkich okrętów dalekokosmicznych zbudowanych człowieczą ręką, egzekutor woli Senatu. Yildirim zastanawiał się, czy tamten zdaje sobie sprawę z potęgi, jaka za nim stoi; czy rozumie, jak kolosalne znaczenie mogą mieć kroki przedsięwzięte przez Imperium, gdy… jeśli…

Nie, nie, nie; to przecież uczonemu nie przystoi. Odgania od siebie rozdęte grafomańskimi fantazjami myśli, pokpiwa z tabloidowych presupozycji i hamuje własne posłannicze zapędy. Jeszcze nic nie wiadomo, na razie tylko fakty, a resztę niech pochłonie milczenie.

Wrócił wzorkiem do admirała. Milczał. Kiedy padło jego nazwisko, pochylił głowę w pokornym półukłonie; twarz nadal kamiennie bezemocjonalna. Wreszcie, kiedy cisza się przedłużała, pozwolił sobie na zabranie głosu.
— Wydaje mi się, admirale, że jakieś precyzyjne pytania będzie w możności zadać dopiero, gdy poznamy więcej szczegółów. Trudno chcieć doprecyzować coś, czego nie znamy nawet w zarysie.
 

Ostatnio edytowane przez Paradoks : 01-06-2011 o 17:35.
Paradoks jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172