Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2011, 15:17   #21
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Zapp




Proste i tanie szyby video w autobusach były powszechnym środkiem reklamy w wielkim mieście. Specjalne szkło przepuszczało obraz z zewnątrz, ale po obrzeżach ramy krążyły 'feed-y' różnych reklam i newsów. Wątki krążyły wypukle zachęcając do zgłębienia- podświetlone srebrzystą poświatą z automatycznie przewijaną czarną czcionką:


WYGRAJ ŻYCIE W RAJU – WIELKA LOTERIA 'NIGHT SKY-RING', A DO ROZLOSOWANIA 100 MIEJSC W JUŻ GOTOWYM EKSKLUZYWNYM OSIEDLU WERTYKALNYM – PAMIĘTAJ: BLIŻEJ NIEBA NIE ZAMIESZKASZ..


W OSTATNIM STARCIU NIGHT CITY WIDOWMAKERS WYGRALI Z OILERS'AMI NA WYJAZDOWYM MECZU. MECZ REWANŻOWY JUŻ JUTRO W NASZYM MIEŚCIE!! DOPINGUJ SWOJĄ DRUŻYNĘ Z TRYBUN – KUP BILET JUŻ TERAZ DZWONIĄC POD 322434 – OSTATNI MECZ PLAY-OFF'ÓW MOTORBALL!


SPADKOBIERCA DR'A CORNELIUSA OSKARŻA ZETA-TECH O MORDERSTWO, A WŁADZE MIASTA O KORUPCJĘ I NIEKOMPETENCJĘ GROŻĄC POZWEM. OFICJALNE ŚLEDZTWO NCPD TRWA...


Kombinowane środki komunikacji miejskiej zdawały egzamin na 5. Dwie linie autobusowe i cztery stacje do przebycia metrem. Zakonspirowany za okularami i flash-gazetą przemierzasz kolejne tunele. Za oknami migają błyskawicznie rzędy bladych świateł awaryjnych i drzwi ratunkowe metra. Wewnątrz bez ścisku, ale też bez wygód. Kilnanaście osób w Twoim wagonie- istny przekrój społeczeństwa- od emerytów po smarkaczy i matki z dziećmi. Wyzute ze zbędnych elementów, gumowe foteliki podziarane nożami, markerami wszelkiej maści. Gałęzie rurek i uchwytów. Gazeta jest już nudna. Nastolatek siedzący vis a vis zamaszyście żując ogląda jakiś serial na wyświetlaczu w wysoko zadartym języku buta. Zapach kaktusowej gumy dochodzi Twych nozdrzy. Przyjemna odmiana po starszej kobiecie obok- ta wylała na siebie ze dwie buteleczki za dużo. Coś w tle nie zagrało. Przez drzwi z wagonu z przodu torując sobie drogę wśród szarych obywateli z wolna przeciskają się kłopoty.


-Dawaj sianko albo rozpierdole ci łeb... - niemal dziecięcy głos dziewczyny brzmiał groteskowo. - Portfel i kolczyki suko! - wrzasnęła na szykowną kobietę w głębi wagonu.


-..wczoraj tak się naspawał wiatraków, że przez dwie godziny ściągaliśmy go z sufitu. Mówie ci kuuurwa, to był melanż tygodnia! - idący w jej ślady, choć grożący jedynie nożem i spojrzeniem chłopaczek podniecony historią gadał z kimś za plecami.


-...zegarek... szybciej kurwa. Nooo, nieźle. Może dzisiaj znowu wskoczymy na falę- z tym metrem to był niezły pomysł. - znerwicowany latynos za nim rosił się potem, zapewne już naćpany.


Wsunął zegarek na rękę i podskoczył do siedzącego naprzeciw Ciebie nastolatka patrząc na niego z góry.


-Zajefajne najeczki amigo. Laski lecą na takie, a ja dzisiaj, rozumiesz, zamierzam pociupciać... Wyskakuj z nich... - splunięcie w twarz przerwało żądanie.


-Spierdalaj ćpunie... aaaghh! -uderzenie metalowym prętem w twarz ostudziło jego zapał.


Latynos z obrzydzeniem wycierał dopiero twarz- biła dziewczyna. Chłopaczek zalał się krwią, a parka zgodnie chwyciła po bucie.
Starsza, przesadnie wyperfumowana, pani złapała Cię w okolicy kolana. Jej oczy już płakały choć pierwsza łza nie dotknęła jeszcze pomarszczonych policzków. Na ustach tłumiony, błagalny jęk.


-To wszystko co mam.., pomóż mi.. proszę..- na kolanach w zniszczonych dłoniach ściska niewielką torebkę.


Było ich w sumie pięcioro- trzech chłopaków w wieku 16-25 i dwie dziewczyny zdecydowanie przed 20-stką. Gówniarze łupiący wszystko i wszystkich na swojej drodze by uzbierać na kolejną noc intoksykacji w ucieczce od rzeczywistości. Rano koło zatacza obrót. Ot, Piranie. Wysoki chłopaczek w krótkich bojówkach i rozpiętej na wytatuowanej klacie kamizelce niespiesznie zbliżył się do staruszki bacznie wbijając wzrok w torebkę kobiety.


-Pokaż torebkę, babciu, ale żwawo! - krzykiem wgniótł ją w fotel.


-Nn.. nieee.. - pisnęła.


-Co jest? - zainteresował się latynos.


-Wygląda na to, że siwa prosi się o eutanazję... - wycelował w nią gnata i położył palec na spuście.


***



Peron główny metra 9


Deszcz na chwilę przestał lać się z nieba. Sąsiedztwo wyglądało jak większość miasta- brzydko i niebezpiecznie. Tu jednak wbrew pozorom obowiązywały pewne reguły. Wejście do dziewiątki znajdowało się na styku terytoriów trzech większych gangów i na mocy umowy była to strefa buforowa. Wybudowane wokół stacji 9 centrum handlowe popadło w ruinę po kolejnych wojnach gangów, a gdy już handlowcy zwinęli żagle gangi same zaczęły handlować w tym miejscu. Tylko specyfika towaru uległa zmianie. Wszystko co kradzione, nielegalne, pół-legalne i „niedostępne w obiegu” tutaj na szybkich nogach biegało pomiędzy kolejnymi stopniami paserskiej piramidki. Broń z odzysku wszelkiej produkcji i kalibru. Pirackie wszczepy często jeszcze ciepłe od krwi niedawnych userów. Domowej roboty dopalacze o nieprawdopodobnych właściwościach, o połowę tańsze niż zdobycze korporacyjnej farmacji, ale też mniej 'przewidywalne' w użyciu. Wszystko to na trzech poziomach galerii z widokiem na nieczynny peron miejskiej kolejki. Gdzieś na dnie tej złodziejskiej świątyni swój 'butik' prowadzi krewniak Jane.




Scar


Skryte pod wybujałymi latami nieprzycinania drzewami aleje Ipsen zdawały się opustoszałe. Przynajmniej mniej tu pada przez tę dżunglę. Psia pogoda. Wąska jezdnia, szerokie chodniki i zdziczały park. Niemal las. Oprócz drzew i bujnych krzaczorów rosły też zaległości kolorowych śmieci. Zza parku wyłoniły się pierwsze osiedla segmentowców. Tutaj już dawało się wypatrzyć oznaki zamieszkania. Przynajmniej tych z mniej wybrednej i/lub majętnej grupy obywateli. Wyglądało wręcz na to, że zostali jedynie niemający innej możliwości. Każdy mijany osobnik uosabia obraz zaprawionego w szprycowaniu wraku człowieka. Jedyne pojazdy jakie jeżdżą tymi ulicami to watahy motocyklowe patrolujące rewiry. Kilka przecznic przed Tobą sportowy wóz pomalowany na matową czerń przeszył skrzyżowanie wbrew sygnalizacji świetlnej na pełnym gazie. Zapewne jakiś kurier czy inny fast-deal. Przed jednym z mega-bloków w 'słoneczko' zaparkowano trzy pick-up'y z gniazdami MKM-ów na pace. Pasażerowie musieli być w środku. Po chwili zwątpienia wypatrzyłeś biało-czerwony neon 'WARSAV Tavern' na ścianie jednego z mniejszych budynków. Po wyłączeniu silnika okolica zamilkła w spokoju.


Ipsen Park - obrzeża

Knajpa była zadymiona jakby na podłodze kręciły się dwie świece i już na wejściu atakowała nozdrza alkoholową pokusą. Po drodze do baru -znajdującego się naprzeciw wejścia- kątem oka dostrzegasz wiszące na ścianach ramki ze zdjęciami, wystawkę sprzętu do motorballa w gablocie i kilka zajętych przez zachlane mordy stolików. Nad kontuarem świeci projekcja białego orła z rozpostartymi skrzydłami obejmującego cały bar. Pod nim, dokładnie spod ogona, zza baru wystaje Polak. Niski, o wystającym brzuchu i nadętej, mopsowatej gębie i rzadkich już włosach na głowie. Spod rozpiętej hawajskiej koszuli wystaje ciemne futerko i gruby, złoty łańcuch. Na facjacie wypisane „zamawiaj albo wypierdalaj!” było widać jego firmową miną, bo na wieść o wyborze najdroższego drinka na jego twarz wyskoczył cień uśmiechu i Polak stracił na wyrazistości. Z uśmiechem nie było mu po prostu do twarzy. Sam też chyba poczuł się nieswojo, bo jakoś nieporadnie obrócił się i wziął za przygotowywanie drina.
- Moja znajoma, podobno ktoś ją tutaj widział zanim rozpłynęła się w powietrzu. Ile? -


Na to pytanie Polak zareagował nieco inaczej niż większość kolesi na jego miejscu rzucających nieśmiało sumki. Spojrzał jedynie przez ramię dalej grzebiąc w butelkach. Większość hamowałaby ślinotok na pytanie postawione właśnie w ten sposób.


-Znajoma mówisz... Jesteś gliną? - postawił wysoką szklankę przed Twoim nosem i oparł się o blat - Niee.. masz za dużo klasy i za mało'steś wkurwiony... Nie, czekaj, nie mów. Znam się na tym.. Pismak.. nie! Detektyw! Widzę, że'steś. Lubię takich jak ty- nie ciskacie się, nikt za wami nie tęskni, no i macie fundusze. 500!- udawał, że przeciera bar, że czyści niedomytą szklankę, ale cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy.


Szelest- esperanto łakomych. Ciężar pięciu setek na dłoni odblokował odpowiednią zapadkę w łysym, kartoflo-podobnym łbie Polaka, który zaczął śpiewać.


-Widziałem ją. Nie tutaj, siedziała w wozie na zewnątrz. Nie wyglądała już tak słodko jak na tej focie. Tak przy okazji- zostawisz mi ją? Chyba cieszę się na jej widok... To było ze dwa dni temu. Przyjechała starym chevroletem z takim jednym świrem, jak mu tam było- Borys, Boruc czy jakoś tak. Gość mieszka w alei cedrów, wpada tu po gorzałę i szlugi. Wisi mi coraz więcej z każdym tygodniem... Musisz zawrócić i zjechać ostatnim zjazdem przed parkiem w prawo. Na pewno trafisz, to na samym końcu drogi. No i chevy, pamiętaj. Tak swoją drogą... Może Twoja znajoma postanowiła poznać kogoś nowego- jeśli wiesz co mam na myśli... Hehe hehe... – położył rękę na brzuchu zanosząc się świńskim śmiechem, a drugą miętosił gotówkę w kieszeni.


***


Nie mogło być tak prosto- na zewnątrz już czekały kłopoty. Przy zroszonej ustającym już deszczem, lśniącej w światłach latarni karoserii Twojego cacka fan motoryzacji. Stojący po drugiej stronie maski, wysoki, łysy z pokaźnym tatuażem na czubku czaszki punk delikatnie muskał lakier sporym 'francuzem'. Za pokrwawionym, odartym z farby narzędziem rysował się cieniutki rowek i starty lakier.


-Mówiłem, że zaraz ktoś po niego przyjdzie... Długo to nie trwało.. - rzucił jakby był tam ktoś jeszcze. -.. to twoja bryczka? - zwrócił się do Ciebie.


Kilkanaście metrów po Twojej prawej jakiś ciemny gość opierał się luzacko o gzyms budynku, ale nie wyglądał na zainteresowanego, na razie. Fan czterech kółek wyszedł zza auta. Czarny tanktop odsłaniający tuziny dziar na ramionach i czarno-białe, obcisłe spodnie w pionowe pasy zwieńczone błyszczącymi niczym opale ceramicznymi trepami. Poza proporcjonalnym do swojej wagi francuskim kluczem miał jeszcze gnata- wciśniętego w krocze za ćwiekowanym paskiem.
Zza auta wyłonił się oczywisty kolega łysego- świadczyły o tym barwy i zainteresowania. Był mniejszy, ale nie wyglądał przez to przyjaźniej czy nawet mniej wrogo. Obszedł samochód z tyłu. Z gołymi rękoma, ale na plecach dyndała szeroka na pięć cali lufa. Thrasher lub tzw. 'Śmieciuch'- wymysł zdesperowanych studentów do zrobienia w domowym zaciszu, a strzelający wszystkim co wejdzie do bębna- szkłem, kamieniami, metalowymi nakrętkami, kapslami z piwa...


-Turla niezłe fele... - skomentował krótko koła.


Nie był tak krzykliwie ubrany ani wygadany jak łysol, ale to niekoniecznie była dobra nowina. Obydwaj wyraźnie szukali guza. Łysy nie dawał za wygraną- podszedł kilka kroków w Twoim kierunku coraz bardziej uwidaczniając dzielącą was różnicę wzrostu.


-No właśnie. I tak sobie myślę, że taki chłodny wózek na takich wyjebanych kółkach marnuje się u takiego złamasa JAK TY! - wykrzyczane słowa gonione śliną łysola uderzyły Cię w twarz. - Nie bierz tego do siebie staryy... po prostu chcemy się przejechać. Jak wysiądziemy możesz wziąć go z powrotem- co ty na to? Dasz mi kluczyki, papciu? - zapytał już spokojniej, z uśmiechem eksponując bicepsy i 'francuza' z zaplecionymi na klacie rękoma.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."

Ostatnio edytowane przez majk : 26-08-2011 o 15:26.
majk jest offline  
Stary 05-09-2011, 23:22   #22
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Prawie się zrelaksował jadąc przez zaludnione ulice Nigh City i przyglądając się spadającym kroplom, ignorował reklamy próbujące się wcisnąć w każdą opcje optyki i dodatkowo przewijające się po szybie. Najciekawszą wiadomością było chyba to że ktoś oficjalnie dał radę publicznie wypowiedzieć się na temat korporacji i władzy miasta. Oczywiste było że wszyscy siedzieli w kieszeni i żyli komfortowo oderwani od rzeczywistości. Dla nich walki na ulicach, przestępczość i zorganizowana przestępczość na usługach możnych były tylko kolorytem miejskim i małym poświęceniem za komfort życia. Podróż była prawie spokojna, aż do metra, może to podziemie wyzwalało w ludziach to poczucie że muszą się zachowywać jak neandertalczycy. Możliwe też że szczury naturalnie szukały takich dziur jak ta, a element który zaczął się rozbijać po wagonie przypominał mu najbardziej wściekłe szczury.

- Dzieciaki, spieprzajcie zanim wam się stanie krzywda. - jego wzrok wcześniej przebiegł po staruszce, może nawet nie była taka stara, co zniszczona jak całe to miasto. Równie dobrze mogło to się trafić jemu, gdyby nie fakt że właściwie z ludźmi miał już niewiele wspólnego. Chyba robił się sentymentalny bo przez chwilę w pamięci mignęła mu Sara, której nie widział już od tylu lat, równie dobrze mogła to być ona, nie miał zamiaru grać rycerza w błyszczącej zbroi, ale miał za sobą ciężką noc, a w ciągu dwóch dni to już drugi Latynos proszący się o łomot. - Miałem ciężką noc, moja przyjaciółka zapadła na zdrowiu, jestem spokojnym człowiekiem i tak dalej, ale jeśli coś jej zrobicie, to sprawdzę czy wasze przećpane ciała będą cokolwiek warte na wymianie. - W trakcie całej gadki szykował już zarówno tazer jak i nano garotę w palcu, naprawdę nie był w dobrym nastroju.

Gnojki niemal narobiły w gacie po pogróżce Zappa. Wymieniali nerwowe spojrzenia, gdy nie wiadomo kiedy kolejka zatrzymała się - drzwiczki otworzyły się z delikatnym sykiem siłowników. Dziewczyny były praktycznie jedną nogą na zewnątrz, ale Ci stojący naprzeciw Sandersa mieli widoczny dylemat. Zerwali się do biegu. Po dwóch krokach, już niemal przy wyjściu, śniadoskóry młodziak obrócił się przez ramię. Nieco niżej technik zobaczył wycelowaną w swoim kierunku lufę i dwa rozbłyski. Pierwsza kula przeszył rękę niewinnego pasażera po czym trafia w szybę kolejki zostawiając na niej kilkucentymetrowego pajączka. Druga poleciała niżej, minęła Craig'a i wpiła się w ciało staruszki. Kremowy płaszcz kobiety wykwitł ciemną czerwienią na wysokości biodra. Tamci byli już na zewnątrz, a sygnał oznajmiał rozpoczęcie dalszego biegu poprzez zamknięcie drzwi.
- Macie coś co można podrzeć i przerobić na bandaże? Pieprzone dzieciaki. - Trochę gadki i już trzęsą w pory, to samo w sobie świadczyło o upadku dzisiejszego społeczeństwa. Z drugiej strony może ze społeczeństwem nie było tak fatalnie - w mig znalazł się ktoś gotowy odstąpić własną kartę TraumaTeam. Postrzelona podziękowała nim straciła przytomność. Medycy czekali na następnej stacji mijając Zappa w drzwiach do wagonu. Obserwując pasażerów kolejnych 'esek' nie widział nikogo z Piranii- ani w pierwszym, ani w drugim... To był jego ostatni przystanek kolejką, pozostało kilka przecznic pieszo. Dzieciaki przynajmniej wiedziały kiedy zwiać, miały instynkt samozachowawczy, lub jego resztki i o ile nie przećpają się w ciągu najbliższych miesięcy. Mają na coś w życiu szanse. Znaczy się, poza tym jednym który posłał w stronę Sandersa kulki. Jego obraz widniał żywo w pamięci technika, są rzeczy których się po prostu nie wybacza w Night City tak łatwo, a ten smarkacz popełnił jeden z największych błędów w swoim życiu. Spokojne kroki zbliżały go do stacji 9tej.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YtdWHFwmd2o[/MEDIA]

Rozglądał się po szemranym towarze, najbardziej legalna była tu chyba chińszczyzna i pozostałe żarcie oferowane przechodniom. Patrząc dookoła można było zgłodnieć, przynajmniej w mniemaniu Zappa, przecież nie co dzień można było się spotkać z taką mieszanką techniki i czystego ludzkiego geniuszu. Chociaż patrząc na niektóre armaty, geniusz ten z ludzkim miał niewiele wspólnego. Wszystkie boostery i dopalacze tutaj, były albo świeżo wyrwane, albo za czasów jego kariery nie wyszłyby nawet poza laboratorium, chyba że na specjalne akcje, gdzie w zapasie czekałaby cała brygada medyczna, żeby poskładać nieszczęsnego delikwenta. Moduł Flasha Gordona zainstalowany na stałe robił z mózgu galaretę w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Próbował oderwać oczy od całej masy sprzętu, ale nawet świadomość śpiączki Jane nie pomagała mu się zbytnio skoncentrować, mimo to powoli schodził w dół w kierunku kliniki.
No cóż, w świetle ostatnich wydarzeń, przydałoby się coś lepszego, co mogłoby uratować dupę, to wiedział i była szansa że tu mógł to dostać. Granat z paralizatorem nerwów, dla niego nie stanowił problemu, ale polowa booster gangu udawałaby trzaśnięte karaluchy, wykrywacz namierzania radiowego i laserowego a na deser para magnetycznych wrotek, gdyby nie ta dziewczynka z dachu i jej mini kółeczka, miałby przynajmniej dek, rozejrzał się jeszcze nad trzecim okiem montowanym na kark. Podłączane pod złącze interfejsu, chociaż musiał się zastanowić, czy jego procesory wyrobią z obrazami z trzech rożnych źródeł. Na koniec poszukał nieco pentanolu sodu, pewnie ze królowa czy jak ja tam Jopki zwały nie będzie zbyt rozmowna, ale strzykaweczka i to małe cudeńko powinno rozwiązać jej język. W międzyczasie zdążył jeszcze poklepać po główce mechapsiaka, rozebrać go na częściach na oczach sprzedawcy i złożyć go z powrotem z dużo lepszym rezultatem. Nawet bot jakoś żwawiej zaczął machać ogonem. Zapp tutaj poszperał, tam pogmerał czy zagadał. Kilka twarzy było znajomych, kilka maszynek które w trakcie marszu rozłożył na części i złożył z powrotem spotkało się z pełnym uznania kiwaniem głowy Zappa, ale niektórych jak chociażby mostka przyspieszenia refleksu, wolał nawet nie dotykać. Jasne, można zachowywać się jak automat i mieć przyspieszenie jak bolid, ale to co zostawało w środku głowy jeśli nie zostało to porządnie skalibrowane, nawet Dickens uznałby za horror. Potężne cacko znoszące wszystkie ograniczenia fabryczne i sprawiające że wszystkie mechaniczne komponenty działają z pełną mocą i prędkością, niezależnie od siebie. Miłego rozpadania się na kawałki. Podziękował za ten bajer i uraczył się puszka syntetycznej kawy z puszki, niemalże wszystko wypluwając, lura która swego czasu dostawał w wojsku bywała paskudna, ale to już przechodziło wszelkie pojęcie. Kroki wiodły go dalej do gabinetu Pinga.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 05-09-2011 o 23:26.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-09-2011, 19:35   #23
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Dzielnica sprawiła wrażenie... nijakie. To było dobre określenie - nijakie. Po ostatnich wydarzeniach obfitujących w strzelaniny i wybuchy, spotkania starych, nielubianych znajomych; rozwalenie AVki i nieudany, acz spektakularny crashtest konstrukcji hotelowej - dzielnica, w której na wstępie nic nie wybuchło nic się nie zawaliło i nikt nie strzelał była nijaka.
Właściciel knajpy też był nijaki, choć z tendencją do "interesujący", zwłaszcza po tym jak podwinął ogon pod siebie; pewne numery nigdy się nie starzały. Pomimo swoich wynurzeń i przemyśleń, które Luckowi były potrzebne - tak właściwie - po nic; doszedł na szczęscie do jakichś bardziej użytecznych informacji, które jednak póki co nie układały się w żaden oczywisty obrazek. Namiar na budynek i pana B. był taką samą informacją jak każdy inny blef wstawiony w tym mieście. Samochód też nie był jakimś szaleństwem w paski...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=hgnvLXnAwso[/media]

- Spoko - odparłem dopijając drinka i przelotnie spoglądając na ekran wyświetlający jakiś pseudoteledysk z "największego i najlepszego i pewnie jeszcze kilka naj..." kanału video tej pieprzonej planety. Drugą ręką wybierałem kolejne opcje w telefonie - wysłałem ci na pocztę razem z wizytówką, na wszelki wypadek. Niezłe to było. Dzięki - odstawiłem szklankę i uśmiechnąłem się odwracając na pięcie i zmierzajac w kierunku wyjścia z lokalu. To, że alarm jeszcze nie wył nie znaczyło, że wszystko jest w porządku. No i nie było. ustawka na trzech panów była ciężka do ogarnięcia choć wyglądało na to, że tylko pancur i jego kolega po mocnej chemioterapii zainteresowani są samochodem jako takim; a ten pod murem raczej był tylko obserwatorem całej sceny; przynajmniej w chwili obecnej.

Cały fajny tekst o felach i złamasach prowadził jednoznacznie do rozwiązania bynajmniej nie pokojowego i bynajmniej nie politycznego. Rittenberg zupełnie nie miał czasu, ani ochoty na polityczne tet'a'tet i gimnastykowanie się ze slangiem ulicznym tej dzielni.

- No jasne... - wyjąkałem z miną człowieka, który jest w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu - już... oczywiście.
Sięgnąłem pod kurtkę i płynnym ruchem wyciągnąłem TE. Pierwszy strzał poszedł w chodnik, tuż pod nogi faceta z klamką za pasem. Drugi w nogę w okolice jego jajek. Nie zamierzałem nikogo zabijać, przynajmniej jeszcze nie. Nie tracąc z oczu tego palanta odwróciłem się do drugiego z kluczem:
- Masz dziesięć sekund na ulotnienie się, albo w ołowiu wypłacę za kreskę na karoserii. Nie mam dziś ochoty na zabawy.

Łysy uśmiechnął się z przekąsem po czym obrócił się na ceramicznej pięcie i ruszył w dół ulicy nawet nie czekając na bezradnie człapiącego, krwawiącego kolegę.
- Więc do zobaczenia jutro... - syknął przez ramię.

Pistolet zawisł na chwilę w lekkim niezdecydowaniu, spojrzałem w kierunku mężczyzny opartego o ścianę. Jeżeli jeszcze tam był to stanowiło to problem.
'Ciemnego' jednak już tam nie było - zniknął. Pancury oddaliły się kilkadziesiąt metrów i też wsiąkły w jedną z bocznych uliczek.

Powiedzmy, że było świetnie. Schowałem pistolet w kaburę i usiadłem w samochodzie nie spoglądając nawet na rysę. Kurwa mać - zakląłem na głos widząc reklamę na przeciwległym budynku. Pieprzony ekran ledowy wyświetlał:


Silnik zaskoczył cicho i wóz potoczył się do przysłowiowego kądkolwiek, byle zniknąć stąd.

"Połączenie przychodzące: P.Pi"

Odebrałem i elektronika automatycznie wyciszyła kawałek X-Fusion jakim samochodowe radio katowało głośniki. Pi z właściwą sobie manierą rozmowy przez telefon wyrzuciła z prędkością co najmniej microuzi, żę ktoś na bieżąco tuszuje zarówno sprawę exhotelu "Czarny Lutus" jak i zniknięcia dziewczyny. Panna zniknęła dwa dni temu (co zgadzało się z opowiastką Polaka), ale NCPD nic o tym nie wie i - oczywiście - nie prowadzi żadnego dochodzenia. Runner Pi, który kopał głębiej dokopał się do fortecy danych ratusza miejskiego, ale to wszystko...

- Odskocz, nie kop, miej tylko na to oko. Nie wiem co jest grane... - rzuciłem w przestrzeń, patrząc w tylne lusterko i skręcając, wydawało mi się bowiem, że ktoś siedzi mi na ogonie.
- A... Ok. - odparła Pi - o skrzynce nikt nic nie wie. Jeszcze nie wypłynęła. Część.
- Yo! -
powiedziałem do napisu "Połączenie zakończone"

Dane jakoś się poskładały. Skoro dwa w miarę niezależne źródła mówiły to samo to znaczy, że coś było na rzeczy. Podyktowałem adres uzyskany od Polaka i komputer wyznaczył trasę... Na jakieś zadupie, gdzie psy dupami szczekają. Wbiłem go też w komputer i zobaczyłem czy maszyna coś znajdzie; wysłałem to też do Pi - zabrałem jej jedną zabawkę to niech ma drugą. Grzebanie przy fortecy ratusza może się skończyć usmażeniem mózgu, a tych gości jednak Pi miała dość dobrych - szkoda by było.

*****


Zgasiłem światła kiedy kończyły się budynki. Nawigacja nie potrzebowała za wiele widzieć do prowadzenia samochodu, a ja z nokto widziałem dostatecznie dużo... Domy się skończyły, a droga prowadziła dalej... Kurwa, co za zadupie. Automat koniecznie chciał się zatrzymać przed zapuszczoną, odosobnioną farmą na samym końcu drogi. Zatrzymałem więć wcześniej przytulając się do jakiej wierzby, aby dodatkowo schować samochód i zacząłem obserwować dom. Na podjeździe brakowało chev'ego, pewnie gdzieś pojechał - póki co więć wychodzenie z auta nie wchodziło w rachubę. Obejrzałem okolicę starając się znaleźć miejsce do lepszego zaparkowania wózka... głupio byłoby dać się zaskoczyć wracającemu pacanowi, a wytłumaczyć parkowania tutaj też nie było jak... Kit "zgubiłem się i właściwie już odjeżdżam" nie przejdzie... Wróciłem do domu - wewnątrz na parterze i pięterku palą się światła; też kurwa świetnie. Za dużo tych światełek... Ale skąd ciągną energię - generator czy linia - zlustrowałem okolicę ponownie szukając tym razem słupów energetycznych, do takiego zatyłcza nie ciągnęli by kabla... albo już dawno by go coś zeżarło sądząc po popruchniałych zagrodach dla zwierząt hodowlanych jakie znajdowały się dookoła domu. Całości obrazka dopełniał jakiś magazyn i wyglądająca na używaną szklarnia. Ładnie.

W tej sytuacji należało się najpierw gdzieś lepiej zbunkrować, a potem spróbować ustalić ile osób jest w budynku, a jeszcze lepiej wcześniej poszukać - może jakieś informacje o budynku są w sieci...
 
Aschaar jest offline  
Stary 18-09-2011, 10:52   #24
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
post wspólny - majk jako Zao Ping; Płomień jako Zapp Sanders

///Klinika Zao-Ping'a///

W drzwiach wita Cię dzwonek fotokomórkowy.

-Momencik.. - głos dobiega z głębi sklepu.

Stary Ping odwrócony do Ciebie plecami robi to co ostatnio kiedy tu byłeś- gra w 'Pachinkoo'. Spory automat zajmuje niemal pół ściany, a to dużo w ciasnej, pirackiej klinice. Wydaje z siebie przy tym tyle dźwięków, błysków lampek, dzwoneczków i wskaźników, że samo patrzenie na grę mogło spowodować spontaniczny atak epilepsji. Melodyjka dobiegająca z automatu przyspieszyła ze sztucznie brzmiącym głosem ala 'japoński sierżant' z głośnika.
"CRAZY TOKIO BALL, GO! GO!..".
Stary azjata wszedł na wyższe obroty napieprzając w grę jak naspeedowany nastolatek. Melodyjka po chwili ucichła ustępując złośliwemu komentarzowi automatu "TOO SLOW, PACHINKOO!".
Zrezygnowany starzec zostawił automat i ruszył za ladę nawet nie obdarzając Cię spojrzeniem. Dopiero gdy wszedł za 'kasę' i stanął na taborecie ledwie zrównując się z Tobą wzrostem zmarszczył twarz poprawiając połówki okularów.

-Haaiaa, Zapp. Co mogę Ci dziś sprzedać przed jutrem uratuje Ci życie dwa razy.. rozglądaj się.., chyba, że już coś wybrałeś? -stary Zao marszczył twarz i kręcił wyciągniętą w górę głową wachlując się jakimś badziewiem.

- Ktoś wybrał za mnie, masz może komórki macierzyste Jane? Próbujemy ją poskładać po kulce w oko, śpiączka w komorze, Petrowa stwierdziła, że jeśli uda nam się znaleźć jej macierzyste, będzie w stanie naprawić jej uszkodzoną część mózgu. Masz coś takiego do zdobycia?-

- Aaaa, cholera... Ty zawsze 'złe wieści'.., jak kulka znalazła się w oku Jane Zapp? Miałeś dbać o moją siostrzenicę, pamiętasz?! My mieliśmy umowę! - Ping'owi skoczyło ciśnienie, trzasnął wachlarzem o blat.

Nie czekając na odpowiedź zszedł z taboretu i ruszył w kierunku zaplecza. Był cholernie stary, zgarbiony, chudy, siwiutki- w branży ripperów trzymały go już chyba tylko protezy dłoni i coraz mocniejsze binokle. Od niechcenia trzasnął pięścią w grzybek na ścianie- drzwi do 'sklepu z częściami' zamknęły się na zamek, a te do magazynku otworzyły na oścież.

-Szybciej cholera! Jane nie może czekać...- wskazał pomarszczoną dłonią zaplecze.

- Wiesz dobrze że dbam o nią jak się tylko da, hotel w którym dostała kulkę nie istnieje i został rozniesiony w pył zaraz po tym jak ją z niego ewakuowaliśmy.-

- Oooooh, Lotus, słyszałem.. Co tam się stało? - szperał w dziesiątkach szufladek szukając właściwej.

- Jacyś idioci napuścili na siebie korpy, krwawe jopki, i triade, bo to hotel Yao był, po drodze ktoś strącił policyjną AVkę, -

- Cholera.. - tym razem zamiast wrzasnąć Ping zasmucił się, jakby zwolnił nieco w poszukiwaniach. - Zapp.. czy Jane opowiadała Tobie o swojej matce? ..o Kisune? - staruszek nadal wertował części w kolejnych półkach, jednak pierwszy raz miałeś wrażenie, że naprawdę z Tobą rozmawia- jego złośliwość i demencja starcza dosłownie puściły.

- Nie..., nie przypominam sobie. -

Ping odwrócił się w Twoją stronę ze śmiertelnie poważną miną. Fakt, że w rękach trzymał 'to' czego szukał chwilowo stracił na wartości.

- Nie wiem czy powinienem.. Jane gniewa się zawsze kiedy jest ten temat.. -wręczył Ci czarną, plastikową skrzynkę i spuścił głowę, ręką podparł się o stelaż półek stając do Ciebie bokiem.

- Ja tez nie wiem czy powinienes, ale jesli ma jej to pomóc, to chwilowo przyda sie wszystko co tylko moge wyciagnac. Nie musi przeciez wiedziec ze mi powiedziales cokolwiek. No i rozmawiasz ze mna nie z nia, możesz mi powiedzieć. To ze ona się wścieka, nie znaczy ze musi sie wsciec o to, że mi cokolwiek powiedziałes. Wiesz dobrze ze obaj jesteśmy za starzy na to zeby sie przejmowac zdaniem innych.-


- Cóż... ja już nie zdołam jej chronić- może w istocie jesteś właśnie tą osobą, która powinna wiedzieć. To było kilka lat temu.. Kisune obracała się w kręgach triady w chinatown.., tam poznała rosnącego w mieście Yao. Byli... kochankami - Ping wyraźnie nie mógł znieść ciężaru tych słów przechodzących przez jego gardło - Kilka miesięcy później... - każde kolejne słowo przychodziło mu z wielkim trudem - ..Kisune znaleziono martwą.., w łazience jego penthausu... -[/color]


- Czyli trzeba trzymac Jane jak najdalej od Yao i Yao jak najdalej od swiadomosci istnienia Jane. Przynajmniej do czasu az bedzie mozna mu sie tak dobrac do dupy, zeby po pierwsze nigdy nie dowiedzial sie kto to zrobil, po drugie wszystko bylo publicznie, po trzecie najlepiej żeby go to szybko zabiło. Tylko czy to na pewno on ja sprzatnął, może jest poteżny i by sie z tego wywinął, ale nawet on nie lubi sobie bruzdzic w domu. Wywiózłby gdzies jej ciało albo jakoś to zatuszowal. Wiesz cos wiecej na ten temat, czy tylko tyle i ogólne plotki. Wiem ze wiesz wiecej albo nawet o co poszlo. - Próbowal namówic rippera na dalsze zwierzenia, od tego moglo wiele zalezec. - Najlepiej powiedz mi wszystko co wiesz ze szczególami i nie pozwól mi sie domyslac za wiele, w mojej glowie rodzi sie tysiace szalonych historii a tym razem musze poznac ta prawdziwa, reszte mozna bedzie zaaranzowac za plecami Jane. - Zapp zdjal okulary i przyjrzal sie Pingowi dokladnie, widac juz bylo na nim te wszystkie lata, musial byc geniuszem albo niesamowitym farciarzem. Zwlaszcza prowadzac ten biznes tak dlugo i unikajac wiekszych komplikacji.

- Wiem tyle ile powiedziałem Zapp.., to historia Kisune, Yao i Jane. Ona szukała odpowiedzi, ale nie wiem gdzie z tym doszła. Musisz porozmawiać z Jane Zapp, musisz.. ją chronić. Przed Yao, innymi skurwielami, przed samą sobą... -

- To nieduzo, ale spróbuje sie dowiedziec czegos wiecej, i bede ja chronil na tyle ile dam rade. Zdradze Ci sekret o którym praktycznie nikt nie wie, a sama informacja tez Ci wiele nie da. Umarlem juz dwa razy, dlatego nosze te koszulki. Wiec postaram sie zeby Jane pozyla jak najdluzej, w międzyczasie może dowiem sie co sie tak naprawde stalo, ale niczego nie obiecuje. Jak tylko dostarczę wszystko Petrowej, muszę się umówić na randkę z królową kierów i pentanolem sodu, mam zamiar się dowiedzieć wszystkiego na ten temat.-

- Nie wiem czy chcesz się w to mieszać Zapp.. Yao bardzo zły człowiek, bardzo wpływowy człowiek...-

- Są rzeczy które biorę bardzo osobiście, ludzie też, tak jak Twoją siostrzenicę. -

Przejrzałeś 'na szybko' zawartość czarnej skrzynki. Wyłożona czarną, drobną gąbką z trzema ampułkami jednorazowego użycia. Na metalowej części każdego zastrzyku widniał czarny napis "STEM-Recover", a po drugiej stronie emblemat producenta "PHARMATEC". Nie było to dokładnie to o co prosiła Valentina, ale sztuczne komórki pharmatecu powinny zrobić tę samą robotę co oryginalne, macierzyste. Szanse Jane rosły tak jak ochota na odwet na boosterach.

- Mam przeczucie ze niedlugo na ulicy pojawi sie sporo używanego sprzetu, a lodówki sie zapelnia. Czuje wojny jak zmiany pogody, a jedna wisi w powietrzu. Uważaj na siebie staruszku.. - Sanders mówil calkiem powaznie, spogladajac swoimi sztucznymi oczyma, przetwarząjacymi każdy obraz na dziesiatki skladników i odczytów.

Dzwonek fotokomórki oznajmij Twoje wyjście z Kliniki starego Zao. Przed nią wciąż przemieszczał się tłum mętów i złodziei, nielicznych klientów, całej reszty.

- Joe, potrzebuje transportu do warsztatu... - rzucil tylko do sluchawki i sie rozlaczyl.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 24-09-2011, 20:11   #25
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
'Zapp' Sanders

Wiadomość do Joe'a poszła w eter, pozostało tylko wyjść na poziom ulic i poczekać na niego ze dwa kwadranse. Po wyjściu z pirackiej kliniki Ping'a natrafiłeś jednak na mur ludzi- szaraki, pozerzy, zbiry- wszystko i nic zarazem. Skojarzenie z tętniącym życiem mrowiskiem byłoby na miejscu, choć w przeciwności do mrówek tutaj niewielu kalało sobie ręce uczciwą, ciężką pracą. Przeciskają się jeden przez drugiego, od stoiska do stoiska, przymierzając łachy, oglądając spluwy, plotkując, kradnąc, onanizując, żrąc- żeby nie powiedzieć 'jeść', ćpając, rechocząc...

Trzask i deszcz szkła przerwał wyliczankę.
Przez częściowo jeszcze przeszklony dach starej galerii handlowej z zawisłych nad oknami policyjnych AV desantowali się jeden za drugim oficerzy jednostek specjalnych. Tłum sam się pod nimi rozstępował. Schowani za nowoczesnymi maskami, opancerzeni w solidne moduły, uzbrojeni w karabiny typu NBSP Militech'u i UPM'y Beretty. W kilka chwil około dziesięciu było już na ziemi dyrygując przerażonym szarym obywatelom i grymaszącym bandziorom szukającym tylko okazji. Sprawnie zablokowali przejścia nad peronami.


Przezornie ustawiłeś niespodziankę na później w rozsądnęj od kliniki Zao odległości. Pasek plastiku z zapalnikiem na 75 sekund przylgnął do ściany blisko wlotu do tunelu. Zdecydowanie ruszyłeś w strone wyjscia. Samo przeciskanie się przez tłum przyprawiało o zadyszkę, jesteś też niemal pewien, że ze dwa razy ktoś Cię opluł nie szczędząc przy tym 'czatkurew' i 'vechujów' (*v.e.- virtual extended) jeszcze długo idących Twoim śladem krok w krok.
Nad głowami zakupowiczów widzisz, że klasycznym wejściem -tj. szerokimi schodami metra- wlewa się druga fala glin. Zwykłych 'krawężników' z PS-O i semi-automatycznymi Coltami. Wyposażeni w aparaturę identyfikującą siatkówkę, odciski i filtr genetyczny wzięli się za łapankę. Niekoniecznie szukali kogoś konkretnego- mogli po prostu nabijać statystyki przed nadchodzącymi wyborami na władze miasta. Mogło też być odwrotnie. Nie trzeba było długo czekać na odgłosy strzelaniny- gdzieś po drugiej stronie torowisk. Gliniarze skupili się na opornych klientach galerii. Wtedy do werbli miasta dołączył bas eksplozji ustawionego wcześniej plastiku. Większość gliniarzy łyknęła wabik, część wciąż bawiła się z nazbyt gorliwymi sprzedawcami cudzych dóbr niechcących rozstać się z intratnym towarem. Wyjścia były niemal czyste i niemal w zasięgu. Niemal...

-
Nikt nie opuszcza perymetru.., proszę pokazać jakieś dokumenty. -mundurowy wyrósł jak spod ziemi, błysnął Ci blachą w twarz trzymając drugą rękę na kaburze Colta.

Widać był z tych, którzy czuli co w człowieku siedzi, bo rozejrzał się szukając potencjalnego wsparcia i kogoś kto mógłby potwierdzić Twoją tożsamość.
Nie wyglądał na skurwiela- po prostu wykonywał swoją robotę. Rozwiązanie konfliktu interesów przypadło Tobie, szybko.


'Scar' Rittenberg


Samochód zgasł cichutko w jednej z leśnych ścieżek kilkaset metrów przed farmą. Na tyle głęboko, by nie było go widać z drogi, ale też tak, by nie trzeba wzywać lawety żeby z niej wyjechać. Sygnał wiadomości od Pi szedł jeszcze przez interfejs samochodu.


SPRAWDZIŁAM TEGO POLAKA, TO FIXER-PŁOTKA LAWIRUJĄCY MIĘDZY DWOMA GANGAMI Z OKOLICY IPSEN, HANDLUJE BRONIĄ I SPRZĘTEM NA DROBNĄ SKALĘ, PODOBNO OSTATNIO DOSTAŁ WIĘKSZĄ DOSTAWĘ ŁADNYCH ZABAWEK, ALE ŚLAD ZNIKA NA INNYM PLANKTONIE. TYLE MOGE DLA CIEBIE ZROBIĆ, UWAŻAJ NA REKINY.


Pozostanie 'incognito' oznaczało spacer przez las. Dobre pół godziny zajęło Ci przebycie tego dystansu na przejał i piechotą, dostarczyło kilku nowych siniaków, ale dotarłeś do celu i nikt nie zauważył Twojego przybycia. Stojąc na skraju linii lasu podwórko przed domem masz po lewej. Od ściany domu ciągnie się wysoko, kolczaste ogrodzenie. Za nim komórka i szklarnia. Po lewej podniszczony magazyn zbożowy. Tam skierowałeś pierwsze kroki. Ostrożnie przecięłeś drogę znowu nieco oddalając się od domu, przedarłeś się przez chaszcze. Wejścia były dwa- frontalne, szerokie wrota oraz schody na poddasze szerokości sporych drzwi. Stojąc przy rancie starej stodoły widzisz, że w domu coś się ruszyło. Zasłonki zafalowały. Żyły momentalnie spuchły Ci od pompowanej w szaleńczym tempie krwi- widzieli Cię! W szklarni rozbłysły lampy, a gdzieś nad sobą słyszysz charakterystyczny radiowy pisk i przerywane zakłóceniami:


-
..odjechał.., kod zielony..., do roboty... - głos przybierał na sile i przygasał.

-
Pierdolona taniocha jebanego gnojka... - syknął ktoś w oknie poddasza magazynu, a walkie-talkie z furkotem przeleciało podwórze i roztrzaskało na drobne kawałeczki o jeden z pordzewiałych pługów rolniczych.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 31-10-2011, 03:31   #26
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Jak chcecie nas pozabijać albo poczekać aż ktoś inny to zrobi, to po prostu zacznijcie strzelać. - rzucił glinie w twarz i ruszył koło niego w kierunku wyjścia, włączył swoje własne zakłócacze na maksymalną moc i na wszelki wypadek przygotował paralizator na kablu. W ostateczności mógł go zwyczajnie uśpić prądem i wyciągnąć za ręce, wrzeszcząc że tamten oberwał ewakuując się w zamieszaniu, to jest dopóki żaden inny ich nie widział. Jasnowłosy policjant zdębiał na taką odpowiedź, ale trwało to ułamki sekund. Jedną ręką już sięgał po broń, a szczęki napinały się, by wytrajkotać alarmujący komunikat. Zapp nie miał czasu przekonać się czy zakłócacz działa należycie- nie za cenę postrzału i całkowitej wpadki. Tazer za to ostatnimi czasy spisywał się wzorowo, bo widełki prawie bezdźwięcznie pomknęły pod żebra funkcjonariusza napinając jego ciało w potężnym skurczu. Zdążył złapać 'ciało' i zarzucić je na ramię.

-Co się stało do cholery?! - z tłumu wyłonił się inny mundurowy, wskazuje na śliniącego się blondyna wiszącego na Sandersie.
- Nie wiem, oberwał albo coś, zaczął lecieć jak długi, tam chyba ktoś strzelał. - Zapp zakrywał twarz ciałem policjanta, który na szczęście chwilowo tylko nieskładnie coś jęczał uwierzytelniając tylko historyjkę. Gdyby nie fakt ze ponad 98 procent ciała technika można było poskładać w fabryce, pewnie by się zmęczył, ale tylko się przygarbił i udawał ze mu ciężko pod ciężarem ciała. Wyglądało na to, jakby szykowali się do szturmowania oblężonego wieżowca, gdzie roiło się od terrorystów, a nie zwykłego przejęcia lub rozbicia nielegalnego rynku, coś tu grubo śmierdziało, na zwykłą akcje to nie wyglądało, na szczęście do wyjścia było już niedaleko, za to coraz mocniej roiło się od glin. Blondyn puścił Zapp'a łykając bajeczkę o dobrym samarytaninie pomagającym rannemu. Idąc schodkami minął kolejną grupę uderzeniową- wezwali posiłki. Był już niemal na finiszu -wyjście z metra, potem ulica - kiedy z którejś z grupek pączkożerców przed wejściem ktoś krzyknął -Eeeej ten koleś... To on! Brać go! . Nie było wątpliwości - chodzi o Sandersa. Joe'a nigdzie nie było widać, a zakłócacze trzymały tu jeszcze mocniej niż w metrze. Na plecach miał psa, de facto całą sforę. Rozległy się pierwsze "stój bo strzelam!" i podobne, jakaś kobieta piszczała z przerażenia, więc generalnie plan ewakuacji B poszedł właśnie w diabły. Było kilka zasłon w postaci radiowozów i ambulansu, ale nie było szans długo się ukrywać, nie miało to zresztą większego sensu.



Ukrywanie się może miało marne szanse powodzenia, ale przecież były jeszcze inne wyjścia. Zarzucił sobie glinę na plecy i pobiegł w kierunku najbliższego radiowozu, pozwalając jednocześnie rozmazać się swojemu ciało pod kamuflażem. Zostawiając nieprzytomnego na pastwę jego współpracowników wielkim susem przesadził samochód i wszedł do niego przez otwarte drzwi, trzeba było najwyraźniej odjechać z pełnym hukiem i wyciem syren. Gdyby nie fakt że musiał dostarczyć paczkę w całości i nienaruszona, pewnie by się nie wahał po prostu rozpłynąć w powietrzu, ale teraz musiał uważać. Chwile przed odjazdem w kierunku zbiegowiska pomknął świeżo nabyty granat z paralizatorem. Zaczynało się robić ciekawie. Policyjna bryka jak się okazało, nie miała kluczyków w stacyjce, odznaka ściągnięta z kopniętego prądem gliniarza na nic się zdała, szybko rozejrzał się po kabinie i sięgnął do schowka na rękawiczki, niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają. Kluczyki były na miejscu a Zapp już po chwili ewakuował się z okolic stacji 9tej z całkiem niezłym ogonem. Syreny wyły również na jego dachu, więc zabawa się zaczynała. Jednym okiem rzucił na wyświetlacz, ale zaraz podpiął się pod interfejs.


Policyjne wozy poza widocznymi z wszystkich stron oznaczeniami i wyróżniającym się malowaniem miały niewątpliwie kilka zalet. Zwiększoną odporność, osiągi, a także możliwość odbioru policyjnych informacji. Przemykając ulice Night ciągnął za sobą ogon innych radiowozów jak kometa w mniejszej i większej odległości to ktoś odpadał, to dołączał się do pościgu. Gdzieś nad budynkami pojawiła się pierwsza AV NCPD. Na ekranie jego pojazdu przewijały się informacje o kolejnych alertach policyjnych. Było i o nim, choć bez fotki i całego profilu. "Poszukiwany w związku ze sprawą DI:00302351 - pościg trwa....." Jedno było pewne- tym autem nie dojedzie do garażu. Uniknął już dwóch pajączków EMP wystrzelonych przez pogoń, a szanse na uniknięcie kolejnych malały. Większość uwagi skupiał na pruciu przed siebie w stronę strefy walki, są miejsca gdzie nawet policyjne pościgi się nie zapuszczały, mieszane błogosławieństwo, ale były szanse że ktoś zdejmie mu przynajmniej część ogona. Podpiął się do bazy danych, wstukał dane z odznaki i wywołał sprawę DI:00302351, Królowa jopków i triada były następne w kolejności, potem przejrzenie czy nie znaleźli przypadkiem Charliego. Informacji o sobie wolał nie sprawdzać, nie dałby rady wyczyścić stąd logów a ktoś na pewno będzie je przeglądał. Wścibskie oczy zawsze patrzą.

Sprawa o skomplikowanym kodzie była w zasadzie folderem niemal pustym. Adres i data wskazywały, że chodziło o demolkę hotelu ‘Lotus’, ale brak było szczególnych zarzutów przestępstwa poza oczywistymi - strzelaniną i zniszczeniem mienia. Do tego zdjęcia, które zdążył nastrzelać aerocop i przesłać do centrali przed tym jak spadł na ulicę.
Detale o ‘krwawych kierach’ nie były zadowalające - gliniarze niewiele na nich mieli, poza rewirami w których byli aktywni i kilkoma adresami zarejestrowanych przestępstw w zasadzie nic. Żadnych akt osobistych ani namiarów. Triada- to była zupełnie inna sprawa. NCPD od dawna musiało walczyć z żółtkami, bo transfer informacji skoczył dwukrotnie przesyłając kolejne pliki do jednostki centralnej Zapp'a. Osobiste foldery dziesiątek podejrzanych, lokalizacje działalności podejrzanych o pranie forsy, postawione i domniemane zarzuty, skazani i ułaskawieni...- lista była długa. Żadnych wieści o Charlesie w bazie policyjnej, szpitalnej ani żadnej innej, która przyszła mu do głowy. Podczas gdy informacje spływały pakietami na wbudowany dysk, Craig podziwiał program Fajerwerki dla Night City, dwa EMP może chybiły w niego, ale trafiły w kogoś innego, powodując reakcje łańcuchową, karambol i totalny chaos. Przynajmniej nie musiał się martwić że mu pompka siądzie z powodu za małej ilości adrenaliny.

Robiło się gorąco, o wiele bardziej niż by tego chciał, na szczęście zbliżał się most, trzeba było tylko zgrać wszystko w czasie, na szczęście miał małą praktykę w pozorowaniu swojej śmierci, więc nadstawianie karku przyszło mu bez trudu. Zbliżał się most, plecak z najcenniejszą w tym momencie na świecie rzeczą wisiał przypięty do Zappa a samochód jechał pasem tuż przy nadciągających barierkach. Po drugiej stronie mostu czekała już zapora a policyjna bryka mimo że wytrzymała już dymiła porządnie i w każdej chwili groziła transformacją w kulę ognia. W jednej trzeciej mostu skręcił ostro w prawo, forsując barierki i pozwalając wozowi wyskoczyć ku przepaści dzielącej go od ziemi. Sam w tym czasie wyskoczył przez otwarte drzwi i wystrzeloną liną zaczepił się o wspornik mostu. Mało brakowało, ale się udało Stał teraz patrząc jak jego taryfa zamienia się w stertę płonącego złomu. Nie marnował więcej czasu, zaczął się rozbierać i wrzucił wszystko do plecaka. Zaraz potem aktywował kamuflaż i zaczął cofać się w kierunku z którego przybył, tyle że pod mostem. Może i wiszący w powietrzu plecak to nietypowy widok, ale w tym miejscu mało kto miał szansę go dojrzeć a zlewał się całkowicie z mostem i ciemnościami w przeciwieństwie do ubrania Zappa. Czekała go jeszcze droga do warsztatu, najwyraźniej nie mógł się chwilowo otwarcie poruszać. Na szczęście plecak był nie naruszony, miał zdobyczna odznakę i sporo informacji.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172