Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2011, 22:30   #11
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Marcus po chwili siedzenia wstał, zabrał swoją lampkę z winem, i ruszył za Patric na balkon.
- Tędy też dało by się rade wymknąć. - zagadnął.
- Bez problemu - potwierdziła Patric spoglądając w dół i uściśliła - miałam na myśli, że mi nie sprawi to problemu, nie wiem, jak innym... -
- Gdyby wszyscy się tędy wymykali, to było by, aż nazbyt podejrzane, ale jedna, dwie osoby mogłyby się tędy ewakuować nie zauważone. Swoją drogą, co myślisz o propozycji Danpa? Zakład, gdzie stawką są informacje ma szanse, tylko nie wiem, czy przeciwwaga, tego zakładu jest wystarczająca. Heather na pewno chciał kupić informacje, i stać go na to by zapłacić, więcej niż może być wart ścigacz. Z drugiej strony, Vanko, mógł się obrazić, na propozycje łapówki. Za mało wiemy do cholery, a czasu na dokładna obserwacje i wywiad, jak na złość nie ma. - ostatnie zdanie powiedział jakby do siebie.
- To musiałby być wyjątkowy śmigacz... obawiam się, ze byle co nie zachęci Vanka do rywalizacji. Jesteś na tyle dobrym pilotem, żeby stanąć do wyścigu?
- Zdecydowanie nie, - odpowiedział z uśmiechem - ale Heather, zebrał specjalistów z każdej dziedziny, więc i pilota znajdziemy. Stawiam, na Danpa, jako, że to jego pomysł, albo Zarkoha. Ja mogę się zająć, wywiadem i działaniami, przy bezpośrednimi przy porwaniu, oraz przesłuchaniu. -
 
deMaus jest offline  
Stary 11-07-2011, 22:38   #12
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Wiem, czym się zajmujesz - Patric odwzajemniła uśmiech - byłam ciekawa, czy powiesz prawdę, czy raczej będziesz wolał trochę podkolorowac rzeczywistość. Dla mnie ten pomysł z wyścigiem jest śliski. Raczej można użyć smigacza, żeby zwabić Vanco w dogodne dla nas miejsce

- Nie mam powodów aby kłamać. ufam Heatherowi, a więc ufam i wam. poza tym schlebia mi, że poświecilaś czas, aby dowiedzieć się czegoś o mnie. Mogę wiedzieć co udało ci się zebrać? Krąży wiele plotek, a nie chciałbym, abyś miała fałszywy obraz.

Patric oparła się plecami o barierkę balkonu.
- Techniczne rzecz biorąc to nie zbierałam informacji właśnie o tobie. Dowiedziałam się różnych rzeczy przy okazji. Np tego, że za nagrodę od Huttów mogłabym sobie zrobić półroczne wakacje...

- szczerze wątpię, byłbym mile zaskoczony gdyby dawali tak dużo. -widać było że go to bawi - huttowie wysłali już swoich ludzi a ja odesłałem im tymi samymi ludźmi odpowiedź, być może do tej pory nagroda jest już nieaktualna, albo wzrosła. Tak czy tak, jeśli byś kiedyś na mnie polowała, radzę brać tylko zlecenia typu "martwy". wracamy?

Patric zaśmiała się.
- Nie zajmuję się tego typu sprawami. Za dużo nerwów, wolę spokojniejsze zajęcia. Poza tym - podoba mi się, jak ich podszedłeś - spojrzała na Marcusa z szacunkiem - Wracamy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 13-07-2011, 22:22   #13
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Slevin spojrzał na wracającą z balkonu parę, jak mogło się wydawać, nieważne czy słusznie czy nie. On sam właśnie odrywał głowę zakutą w hełm, od ściany:
- Może skorzystamy z windy, do wymknięcią się z tego biura?
- Jedna lub dwie osoby, mogą wymknąć się po ścianie, nie będzie to trudne. Pozostaje podzielić się zadaniami i ustalić miejsce spotkania. Ktoś ma statek, na którym moglibyśmy się spotkać? - powiedział bez wahania jakby uczestniczył w całej rozmowie, której nie był świadkiem, z powodu spaceru na balkon.
Lowchawwa milczał cały czas. Jadł, pił. Żyć nie umierać. W końcu wstał i spojrzał po reszcie. Uruchomił translator.
-Ech... Kto idzie ze mną do biura tego Vanko? Zwyczajnie, przez drzwi? Bez biegania po mieście niczym wampa z pchłami na ogonie?
- I co zamierzasz zrobić? Grzecznie zapytać, czy wylądować w areszcie, za próbę zastraszenia? -
Wookie, przewrócił oczami, zakładając łapy na piersi.

-Jak chcesz to możesz łazić jak szczur po kanałach, nie żebym ci bronił. Ale ja futra nie mam zamiaru brudzić.- ryknął jeszcze kilka razy, po czym znów uruchomił tłumacza.- Nie wpakują mnie do pierdla za samo bycie wookiem.
- spokojnie, panowie, spokojnie - Patric uniosła dłonie w górę - a ty przestań ryczeć i skup się. Ustalamy teraz plan działania, pamiętasz? Wejdziesz do biura Vanco i co potem?
-Zapytam czy jest Vanko?- Lowie wyszczerzył się, unosząc lekko łapy w górę.- A jak będzie, to wejdę i porozmawiam. A jakby pytali po co mi on, zełgam.
Kudłacz wydawał się wielce zadowolony ze swojego prostego podejścia do rzeczy.
- Niezły plan - Patric skinęła głową - przyjmijmy teraz, że to ja jestem Vanco. Wszedłeś do mojego gabinetu i co dalej? Co powiesz?
Marcus uśmiechnął się lekko podchodząc do jednego z obrazów, podobał mu się styl Patric, ale on myślał o czymś innym, jednak warto było poczekać z tym, aż wyjaśni się sytuacja rozmowy w gabinecie.
-A to juz zależy od jego wcześniejszej reakcji na to że jego rozmówcą jest ogromny futrzak.- zarechotał cicho.

Patric uśmiechnęła się i rozsiadła wygodnie na jednym z foteli.
- Witam, w czym mogę pomóc? - zapytała patrząc na wookiego
Wookie spojrzał ciężko na dziewczynę, by po chwili podrapać się po głowie.
-Może lepiej odpuśćmy sobie takie cyrki i zwyczajnie pójdź za mną i sama z nim pogadaj?
- Dobry pomysł - Patric wstała i poklepała wookiego po ramieniu (czy raczej gdzieś w okolicach łokcia - tam była w stanie bez problemu dosięgnąć) - ja będę mówić, a ty będziesz działał, jak coś. Będę się czuć bezpiecznie w twoim towarzystwie. Ale to potem. Na razie wyjdziemy oknem z Marcusem i zasięgniemy języka.
Zwróciła się do pozostałych
- Czy ktoś ma statek? - powtórzyła- Potrzebujemy bezpiecznego miejsca do spotkania.
Slevin oglądający całe przedstawienie złapał się za głowę i lekko nią potrząsnął, równocześnie szepnął sam do siebie:
- Heater, za co ty mi to robisz?
- Ustalmy coś, w końcu. Proponuję, żebyśmy się rozeszli w miarę dyskretnie, i każdy zdobędzie informacje jak najlepiej dotrzeć do Vanko na swój sposób. Spotkamy się za 24h w Jantaro, to taka miła kantyna, niedaleko doków. I podejmiemy ostateczną decyzję, czy go porywamy, czy próbujemy grzecznie pytać, czy też próbujemy wciągnąć go w zakład. Pasuje wszystkim? -
- Jestem za - i ruszył do słyszanej wcześniej windy, nie czekając zbytnio na resztę i ich zdanie.
- Ja też jestem za - powiedziała Patric i skierowała się na powrót w stronę balkonu.
- To do zobaczenia w Jantaro - rzucił do reszty i ruszył za Patric


Danpa przez cały czas siedział cicho w rogu. Wookie postępował...Najzwyczajniej, i wydawało się najlogiczniej, wynegocjowanie warunków nie powinno budzić problemów a i zapewnić im konkretny cel w sytuacji. Porwanie, zakład, wymiana, kłamstwo co do pochodzenia...to wszystko było dobre jednak mogło służyć jako drugorzędny sposób rozwikłania sprawy.
Osobiście jednak nie podejmował aktywnego udziału w grupie. Praktycznie nie był do końca pewny czy bierze to zlecenie, tak więc pasywna postawa nie posiadała dla niego negatywów.
Gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić postanowił postąpić według schematu myślenia wookiego i wyszedł...Tymi samymi drzwiami którymi się tutaj dostał.
Co prawda wyróżniał się lekko z tłumu, ale jeśli ktoś od republiki wie że tutaj są to czeka przed wejściem i może być podejrzliwy jeżeli nikt stąd nie wyjdzie. W innym wypadku nie ma się specjalnie czego obawiać.
Planem Danpy było przejść się po tutejszych centrach handlowych w celu zgubienia ewentualnego ogona oraz sprawdzenie okolicznych torów wyścigowych. Potrafił obsługiwać ścigacze naziemne, a raczej wątpił aby ktokolwiek chciał prowadzić wyścigi w kosmosie...
 
Fiath jest offline  
Stary 14-07-2011, 11:32   #14
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kelevra słuchając tej hałastry i ich światłych pomysłów, planów absolutnych i innych ciekawych rzeczy, nie był pocieszony. Sam próbował wejść do rozmowy, ale jak to on, nie był typem charaktery ustosunkowanym na prowadzenia dialogów. Wręcz przeciwnie, najlepiej czuł się milcząc i w samotności. To też teraz, postarał się sam zdobyć informacje.

Wskoczył do windy, którą wcześniej usłyszał przed ścianę. Do wyboru miał dach, lub piwnicę. Wybrał do drugie. Nie miał przy sobie plecaka odrzutowego, więc nie miał co marzyć o bezpiecznym zejściu z dachu. Za to piwnica zapewne była połączona jak to często bywa, z innymi budynkami.

Winda powoli sunęła w dół, w końcu wylądowała na dole. Drzwi, z jakiegoś syntetycznego materiału, otworzyły się gładko. Slevin ruszył przed siebie, w celu znalezienia wyjścia z podziemnego kompleksu i udać się do baru, który był najbliżej siedziby celu. Tam tylko mógł znaleźć ludzi, posiadających odpowiednie informacje, może nawet znajdzie niepałającego miłością do swojego pracodawcy sługusa.

Nad głową Kelevry migały wyjścia z kompleksu na drogę, lecz te były zbyt blisko biura Heatera. Musiał znaleźć jakiś znacznie oddalony, takie gdzie z pewnością nie mógłby go zobaczyć jakiś piskliwy szpieg, albo inne rębajło Vanko, czy jak mu tam było. Po jeszcze kliku metrach, znalazł odpowiedni. Jak mu się wydawało i jak znał infrastrukturę miasta, powinien wyjść koło budynku korporacji paliwowej. Wygrzebał się z tunelu technicznego i wyszedł nie zwracając na siebie uwagi na ulicę.
„Teraz do baru” – pomyślał, układając sobie głowę plan drogi do wspominanego wcześniej przybytku alkoholowych zabaw.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 15-07-2011, 20:38   #15
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Moonus Mandel, biura A’Shaeda Heatera,
Patric, Marcus, Lowie


Patric bez szczególnych akrobacji pokonywała kolejne metry, na przemian ześlizgując się w dół po rurowatych osłonach kabli i skacząc z jednego wywietrznika na drugi. Szerokie kraty dawały świetny uchwyt dłoniom oraz oparcie stopom.

W ślad za dziewczyną poruszał się Marcus. Chłopak poruszał się w nieco bardziej akrobatyczny sposób, po prostu zeskakując spore kawałki od jednego wywietrznika do drugiego i w ostatniej chwili chwytając się rury lub też wystającego fragmentu obudowy klimatyzatora.

Jednak ani dziewczyna, ani łowca nagród nie mogli pod względem brawury dorównać wookiemu.

Gdy tylko para ludzi zeszła z balkonu i rozpoczęła dość mozolną wspinaczkę, Lowchawwa podrapał się po głowie by po chwili wpaść na genialny pomysł. Wprawnym ruchem wysunął z karwaszy wibroostrza nadgarstkowe i uruchomił je. Podwójne, lekko zakrzywione klingi o długości krótkich mieczy zabuczały cicho.

Kilka sekund później Patric mocniej chwyciła się rury po której ześlizgiwała się, gdy obok przeleciała włochata bestia jaką był Lowie. Beztroski i brawurowy wookie z trudem powstrzymał się od ryku, gdy na wysokości czwartego piętra wbił wibroostrza w ścianę by złagodzić upadek. Dwa podwójne ślady szponów wyraźnie wskazywały którędy poleciał kudłacz.

Dwie minuty później Patric razem z Taycrosem zeszli z izolacji, przyglądając się z zainteresowaniem wookiemu.

-Jesteś cały?- Zahne zmarszczyła brwi, widząc jak wielkolud spokojnie ogląda swoją broń. Lowie skinął krótko głową, ukrywając ostrza w karwaszach.
Marcus uśmiechnął się lekko.

-Świetnie. W takim wypadku możemy iść.

Lowchawwa wzruszył obojętnie ramionami i spokojnie ruszył za dwójką ludzi. Idąc, całkiem nieźle udało mu się zamaskować fakt że utyka. Po kilkunastu przecznicach ból obolałych nóg nieco osłabł. Sam wookie szczerzył się przyjaźnie przez cały czas, ukrywając tym samym grymas bólu.

Moonus Mandel, pasaż handlowy
Siódemka


Danpa pokręcił się trochę po całkiem sporym budynku, wchodząc w większe grupy ludzi i rozglądając się dyskretnie dookoła. Może paranoja była przydatną rzeczą w zawodzie najemnika, ale w tym wypadku jego współpracownicy nie mieli za bardzo racji. Nikt go nie śledził, co bardzo chłopakowi odpowiadało.

Po jeszcze kwadransie asekuracyjnego chodzenia po pasażu Siódmy zdecydował się na opuszczenie tego miejsca i skierował się na najbliższy tor wyścigowy.

Moonus Mandel niestety nie mogło się pochwalić takimi torami jak chociażby Tatooine. Miejscowi lubili wyścigi, ale na małych przestrzeniach i polegające przede wszystkim na ciągłym skręcaniu w lewo na dużym, jajowatym stadionie. Mimo że sam wyścig był niezbyt ciekawy, to oglądający i owszem.
Ludzie, bothanie, veknoidzi, ceresanie, durosi… Chłopak co prawda często widywał takie mieszanki rasowe w jednym miejscu ale nigdy nie były to miejsca tak ordynarnie nudne jak te wyścigi. Idąc pomiędzy ludźmi i nieludźmi rozglądał się z ciekawością, nadstawiając uszu.

Nagle usłyszał dość skrzekliwy głos jakiegoś trandoshianina rozmawiającego w ciemnym zaułku z dość wychudzonym nemoidianinem. Jaszczur trzymał w łapie mały holoprzekaźnik. Widoczna na nim postać była bardzo zniekształcona.

-Jak to, nie będzie towaru?!- trandoshanin prawie ryknął, ale nemoidianiec uciszył go lekkim kopniakiem w nogę.

-Zamknij pysk, Thesk. – czerwone oczy obcego zwróciły się na przekaźnik.- Czemu nie będzie dostawy? Odpalamy wam siedemdziesiąt procent zysku ze sprzedaży. A robota jest coraz niebezpieczniejsza. Republika zaczęła baczniej monitorować czarny rynek leków.

-I właśnie dlatego koniec z towarem. Stał się zbyt charakterystyczny.

-A co z nami?!- trandoshanin znów ryknął, ale tym razem zarobił prawy prosty od towarzysza.

Zniekształcona postać na komunikatorze chyba westchnęła, ale zakłócenia były bardzo silne.

-Sprzedajcie to co wam zostało bez wypłacania naszej części. Ile to miało być… ? Prawie dwadzieścia tysięcy kredytek w tym miesiącu. Za to spokojnie utrzymacie się aż znajdziecie nową robotę. A teraz żegnam. I nie odzywajcie się już do mnie.

Jaszczuroludź ryknął gniewnie i chwycił przekaźnik by zmiażdżyć go w wielkiej dłoni. Nemoidianin westchnął.

-Thesk, to kosztuje.- mruknął, wychodząc z zaułka.- Rusz się, trzeba się tego pozbyć

Obaj dość szybko opuścili zaułek, mijając nieświadomie siedzącego na ławce Danpę. Głowa trandoshianina wyrastała ponad tłum.

Moonus Mandel, niższe poziomy miasta
Kelevra


Najemnik spokojnie szedł przez dość parszywe ulice tej części miasta której żaden porządny obywatel nie odwiedziłby z własnej woli. Szumowiny, podrzynacze gardeł, dilerzy oraz prostytutki wymieszane z biedniejszymi mieszkańcami oraz zwykłymi żebrakami. Cudowne miejsce, nie ma co. Prawie jak Mos Eysla.

Slevin szedł z kapturem na głowie oraz płaszczem na ramionach który skutecznie maskował fakt że mężczyzna miał na sobie ciężki pancerz oraz plecak odrzutowy który zabrał ze schowka pożyczonego myśliwca. Łowca nagród przywykł już do podobnych miejsc oraz ludzi, przez co od razu namierzył kantynę dostatecznie drogą by nie mógł tam wejść byle kto a dostatecznie szemraną by spotykała się tam chociaż część miejskiego półświatka. Takie miejsca cholernie różniły się od wyższych poziomów, zamieszkałych przez porządnych obywateli.

Po prawdzie mężczyzna rozczarował się lekko, odkrywszy że Vanko ulokował swoją siedzibę w cholernie burżuazyjnej części miasta, gdzie w każdym barze siedziała banda wymuskanych wymoczków nie mających zielonego pojęcia o marszałku. Dlatego właśnie wylądował w tych cholernych slumsach.

Mandalorianin cicho wślizgnął się do zatłoczonej sali i szybko zajął miejsce w zacienionym koncie. Nie potrzebował wiele czasu by namierzyć właściwą osobę.

Siedzący przy stoliku bandzior był tak niski i chudy że mógłby spokojnie zostać wzięty za jawwę jednak wyraźnie zaprzeczał temu widoczny pod kapturem nos oraz szkła gogli. Co jakiś czas podchodził do niego mniej lub bardziej obdarty mężczyzna albo też kobieta i dyskretnie podawali mu jakieś obgryzione kartki. Kelevra zbadał wzrokiem otoczenie by namierzyć jego obstawę.

Byli.

Dwóch całkiem sporych byków, z czego jeden był nawet gamorreaninem.


Trzeba było to rozegrać albo finezyjnie, albo brutalnie. Sama kantyna wyglądała na taką gdzie bójki i strzelaniny były standardem.

Moonus Mandel, pogranicza portu kosmicznego
Patric, Marcus


Subtelna mieszanina ładnych oczu Patric i jej gładkiej gadki z przekonywującym gadaniem Marcusa sprawiła że po zajrzeniu do kilku barów w dość odległych zakątkach miasta udało im się zebrać garść informacji o Iscanie Vanko oraz zdobyć namiar na kontakt który mógłby wiedzieć o wiele więcej.

W sumie barmani, uliczne cwaniaczki i podchmieleni żołnierze równie mocno wyzywali co chwalili marszałka. Z tego dość ciekawego miksu wynikało że mężczyzna był cholernie cięty na każdy rodzaj niesubordynacji oraz łamania prawa, tępił jak się dało szmugiel oraz przemytnictwo a porządek i przestrzeganie zasad w każdej dziedzinie życia stawiał ponad wygodą cywili przez co dochodzi do częstych tarć pomiędzy nim a obecnym senatorem układu Bothan, Herlaquinem Bonthan.

Idąc razem z wookiem nie mieli problemów również z co bardziej twardogłowymi informatorowi. Maniakalny uśmiech na paszczy włochacza łamał wszystkich po kolei bez konieczności rękoczynów.

Ostatni z przyciśniętych mężczyzn polecił odwiedzenie baru „Paszcza Sarlacka” prowadzonego przez emerytowanego kapitana który miał wiele styczności z marszałkiem. Sam dziadek spojrzał na was z umiarkowanym zainteresowaniem gdy podeszliście do baru wewnątrz dość spokojnego lokalu.


-W czym mogę pomóc?- zapytał głębokim głosem, nie zdradzającym starczego osłabienia.

Moonus Mandel, prze barem „Paszcza Sarlacka”
Lowie


Wookie stał z rękami skrzyżowanymi na piersi, jednocześnie strasząc przechodniów naburmuszoną miną. Nie odpowiadało mu to że musiał siedzieć przed barem, ale dziewczyna i ten blaszakowaty chłopak mieli trochę racji w tym co mówili.

-On ma już pewnie swoje lata, może się ciebie wystraszyć.

-Dziwnie się uśmiechasz.

-Zaufaj mi, znam się na tym i lepiej zareaguje na mnie i Marcusa.

-Coś nie tak? Noga cię aby nie boli?

-Z resztą jeśli zaczniesz go bić, tak jak tamtego bitchanina

-Ty, czy ty aby nie masz czękościsku?!

-Marcus, nie pomagasz...

Lowchawwa potrząsnął głową, pozbywając się z niej wspomnień tej niezbyt zgranej rozmowy. Odruchowo pomasował łydkę, która już powoli przestawała boleć.

Idący w stronę wookiego devorianin z uśmiechem odbezpieczył pistolet blasterowy i zbliżył się nieco bardziej, by dokładnie wycelować pomiędzy płytki pancerza swojej ofiary. Początkowo myślał o strzale w głowę ale przy tym kalibrze broni rozbryzgałaby się ona po ścianach, a sam zabójca słynął ze stylu. A rozwalenie komuś łba nie było stylowe.

Rogacz uśmiechnął się jeszcze szerzej, powolutku unosząc broń.
Nawet przez głowę mu nie przeszło że wielki, włochaty wookie od samego początku świadomy był jego obecności za swoimi plecami.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 19-07-2011, 16:54   #16
 
Tyrsson Ulvhjerte's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyrsson Ulvhjerte nie jest za bardzo znanyTyrsson Ulvhjerte nie jest za bardzo znany
Lowchawwa zdawał się tak naprawdę w ogóle nie zwracać uwagi na to, że skradający się za nim łowca nagród miał zamiar pozostawić mu w plecach niezbyt przyjemną dla wookiego pamiątkę. Spokojnie wychylił kolejny kieliszek dziwnego, błękitnego trunku, który miał mu umilić czekanie na wyniki negocjacji, jakie prowadzili jego towarzysze. Jednak gdy tylko zawartość szklanki powędrowała wzdłuż jego przełyku niosąc ze sobą przyjemne ciepło łowca odwrócił swój potężny łeb nieomal momentalnie, a w jego ręku znajduje się już załadowana i gotowa do wystrzału kusza energetyczna. Napastnik przez dłuższą chwilę stał jakby rażony gromem. Jak to możliwe, że wookie wiedział o jego obecności? Czyżby ten przerośnięty niedźwiedź miał jakieś systemy wspomagające czujność?
-Trzeba było tak nie chrzęścić tym żelastwem.- rzucił Lowchawwa wskazując broń przeciwnika.
Czy to możliwe? Pomyślał tamten. Tak, czy inaczej teraz nie ma wyboru. Musiał udowodnić, że wart jest każdego kredytu, jaki ma zapisany w zamian za wyeliminowanie wookiego raz, a dobrze. W tym czasie powstała wokół nich pusta przestrzeń. Czy naprawdę nie słyszeli nerwowego szurania krzeseł i tupotu nóg, gdy siedzący przed barem ludzie i obcy postanowili poszukać schronienia w barze, gdy tylko tych dwóch stanęło naprzeciw siebie z dobytą bronią?
Ale to już była walka. Już w tej chwili, spoglądając sobie w oczy mogli zwyciężyć lub przegrać. Kto pierwszy naciśnie spust, lub wykona unik może przeżyć...

I wreszcie się zaczęło. W ułamku sekundy nerwowe napięcie i oczekiwanie prysnęło, niczym mydlana bańka, zastąpione przez wściekły ryk wiązek energii. Czerwona smuga lasera przemknęła tuż obok wookiego, gdy ten uchylając się wypalił z kuszy specjalnie ku temu celowi załadowany pocisk rozpryskowy. Potężna dawka zielonej energii rozproszyła się szybko, dając w efekcie trzy śmiercionośne pociski.
Jednak przeciwnik okazał się całkiem rozgarnięty i opadł z kocim wdziękiem na podłogę, pozwalając, by atak wookiego wyminął go. Wtedy masywny futrzak był już schowany za niewielkim murkiem, który odgradzał przestrzeń baru od reszty okolicy, uwalniając wibroostrza na lewym naramienniku i zmieniając kuszę bojową na mniejszą kuszę łowiecką, załadowaną pociskami paraliżującymi. Tylko jedna rzecz ciekawiła wookiego. To, że w chwili dobycia oręża ustapił wszelki ból w lekko stłuczonej kończynie.
-Wyłaź ty kupo futra! Załatwmy to porządnie, a nie jak smarkacze!“I to jest twój błąd” pomyślał wookie, odczytując z głosu wroga jego położenie. Wcisnął niewielki, czarny guzik na przedramieniu, uruchamiając systemy maskujące pancerza. Skradanie się tutaj nie było wcale takie trudne, a widok coraz bardziej wystraszonego przeciwnika był sam w sobie wystarczającą nagrodą.

Lowchawwa nie przewidział tylko jednego. Jakaś histeryczka wybiegła z bocznej uliczki, drąc sie niczym opętana i oczywiście jak to bywa w takich sytuacjach szybko skończyła w czułych objęciach devorianina, z pistoletem przyłożonym do skroni.
-Jeśli nie chcesz, żeby ta ślicznotka skoczyła w plastikowej trumnie to lepiej pozwól mi się po prostu wykończyć, zanim ktoś jeszcze wpadnie na podobny, genialny pomysł.
Jednak ten sukinkot nie wiedział o jednym. Lowi w tym samym czasie, gdy napastnik zajęty był chwytaniem zakładniczki i gadaniem znalazł się tuż za nim.
Walkę zakończył cichy syk strzałki uwolnionej z kuszy łowieckiej. Devorianin zdążył tylko obrócić się i spojrzeć na uśmiechniętą twarz wookiego, która pojawiała się teraz stopniowo zastępując widok kreowany przez pole maskujące pancerza. Potem padł bezwładnie na posadzkę.
-Byłeś za głośny, zbyt pewny siebie i za dużo gadałeś...- oznajmił mu wookie - ale i tak nie wykorzystasz moich porad.

“Będzie go trzeba przesłuchać.” pomyślał Lowchawwa ładując go sobie na plecy. Rozejrzał się po otoczeniu. Podczas całej tej przepychanki ucierpiało kilka elementów wyposażenia, a dziewczyna stała dalej w ciężkim szoku właściwie nie pojmując tego co się przed chwila stało. Jednak zdecydowała, że na wszelki wypadek zemdleje, potężny syn Kashyyyk zostawił na jednym z ocalałych stolików kilka kredytów, wyciągniętych ze spodni swojej zdobyczy i chwycił jedną z ocalałych butelek. Jako bądź co bądź włochaty, ale dżentelman posadził panienkę na jednym z krzeseł. Postanowił szybko, że skorzysta z gościny Haethera i tam przesłucha pojmanego łowcę nagród... Choć może raczej powinien nazwać go amatorem?

“Swoją drogą... Ciekawe, czy Danpha i Patric słyszeli tę burdę? Może lepiej powiadomić ich o tym co zaszło?” pomyślał oddalając się.
Ostatecznie wysłał im krótką wiadomość, następującej treści: “Miałem małą sprzeczkę przed barem, ale to nic poważnego. Teraz jestem w drodze do Haethera. Tak więc nie martwcie sie i róbcie swoje. Spotkamy się jak tylko to będzie możliwe.”, z nadzieją na to, że któreś z tej dwójki ma włączony jakis komunikator i szybko zauważą wiadomość.
 
__________________
Właśnie taki hełm nosi Tyrsson Ulvhjerte i tak się prezentuje :D

Ostatnio edytowane przez Tyrsson Ulvhjerte : 19-07-2011 o 16:59. Powód: boczna uliczka
Tyrsson Ulvhjerte jest offline  
Stary 19-07-2011, 18:24   #17
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Danpa uśmiechnął się pod kołnierzem siedząc na ławce "szansa!" pomyślał powoli podnosząc się z miejsca. Podszedł wolnym krokiem do dwójki, która rozmawiała przed komunikatorem.
- tutejsze tory są równie ciekawie skonstruowane, co tutejsze prawo, a to nie świadczy o nich najlepiej. - Powiedział spokojnie jak gdyby nigdy nic podchodząc do nich. - Panowie pozwolą bliżej? Nie ma po co oglądać z daleka, a tak się składa że wyglądać na lekarzy. Chyba będących w stanie spełnić receptę chorego.
Trandoshanin obrócił się na pięcie i zasyczał groźnie ale nemoidianin znów go uspokoił, tym razem trafiając łokciem w brzuch towarzysza. Spokojnie podszedł do chłopaka, chowając ręce w kieszeniach płaszcza. Jego czerwone oczy zwróciły się ku torowisku.

-Coś w tym jest. Czego chcesz?- zapytał, prosto z mostu. Stanął pomiędzy Siódmym a jaszczuroludziem.
Danpa przyglądał się przez chwilę na tor, nie była długa, ale dla osób stojących w miejscu mogła zdawać się przeciągła, czy też lekko irytująca. - Kantor wymienia więcej niż pieniądze. - Powiedział wracając wzrokiem na rozmówców. - Może nie lubicie skręcać w bok w trakcie dyskusji, ale wciąż jesteście bezrobotni, prawda? - Uśmiechnął się podle, choć nie do końca szczerze.
Trandoshanin prawie przewrócił chudego nemoidiańca i sięgnął ręką by chwycić chłopaka za przód ubrania.

-Skąd wiesz?- zasyczał wściekle, a nim zdążył się połapać jego kolega przystawił mu do boku pistolet.

-Thesk... Spierdalaj stąd zanim cię zastrzelę.- warknął głosem zimnym jak ostrze noża. Jaszczur zamarł by po chwili odejść mocno niepyszny. Nemoidianin znów spojrzał na Danpę.

-Teraz możemy pogadać w spokoju. Nie mam czasu ani ochoty na gierki. Mów jaką masz ofertę i dla kogo pracujesz.

- Dla kantoru. Jeśli musiałbym wyjaśniać tą nazwę, to już widać, że się nie nadajesz. - Stwierdził prosto. - Choć na twoim miejscu nie wyciągał bym tutaj broni. - Westchnął. - Słyszeliśmy że polityka i zmiany Vanko nikomu tutaj nie sprzyjają. Planujemy przejęcie tutejszego rynku, a wy możecie nam w tym pomóc. Skąd wiem? Kantor wie wszystko. Dzięki takim jak ja. - w tym momencie machnął na boki rękoma wyraźnie wskazując strój. Nikt zwykły się tak nie ubierał, a Danpa o tym dobrze wiedział. - Macie informacje o tutejszej strefie, informacje które są potrzebne do planu G0-T0. - Spojrzał rozmówcy w oczy. - To jak? Ulica i gówniana robota z kantyn czy może chcesz w końcu zostać profesjonalistą? Drugiej takiej szansy nie będziesz miał, chyba, że w zawodzie więziennej cioty.

-Chodź za mną, tutaj nie ma co gadać o poważnych interesach.- mruknął, rozglądając się uważnie.- Czego dokładnie chcesz?
- hee - uśmiechnął się Siódmy. - Wybierz kantynę. - Stwierdził. - Chcemy kilku prostych informacji. Kto prowadził rynek do chwili...parę minut temu. Ile i gdzie macie magazyny które są pewne, oraz te które mogą być w łapach republiki. No i na koniec rodzaj i ilość leków, które pozostały. Asortyment trzeba uzupełnić, a nie ma sensu od razu magazynować coś co już mamy. Spisz się a szepnę o tobie dobre słowo, zniknę po akcji a szef będzie potrzebny w tej strefie, bo się wszystko w gnój obróci. - Uśmiechnął się. - Ale prowadź, to faktycznie złe miejsce na dyskusje.
Nemoidianin uśmiechnął się lekko, idąc po schodach na niższy poziom miasta. Sama droga nie była zbyt skomplikowana ale większość zabijaków czających się w zaułkach nie rzuciło się na Danpę tylko dlatego że był razem z nemoidianinem. Diler spokojnie wszedł do jakiejś nieprzyjemnej kantyny i ruszył za bar.

-Widzisz... Każdy tutaj działa na własną rękę. Jest kilka większych grup ale ich liczeność nie przekracza piętnastu lub dwudziestu ludzi.- mruknął, kartą aktywacyjną otwierając ciężkie drzwi. Klaśnięciem włączył światło.

Zaplecze baru wcale nie było małe. Spory magazyn miał kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni oraz prawie pięć metrów wysokości. W większości zastawiony był skrzynkami wypełnionymi plastrami z bactą, środkami przeciwbólowymi oraz innymi dragami. Z każdej skrzyni próbowano zdrapać symbol Republikańskich Służb Sanitarnych ale szmuglerzy jakoś się do tej czynności zbyt nie przyłożyli.
Danpa skrzywił się wchodząc do magazynu.
- Tylko tyle? Ciężka sytuacja, chyba macie inne magazyny? Albo raczej masz, bo z tego co wiem są już twoje, jako jedyna nie spieniężona gotówka. - Zamyślił się lekko przechodząc dookoła pomieszczenia. - Już sam nie wiem co byłoby lepsze, kupić kwas na te oznaczenia czy załatwić nowe pojemniki i wciskać jako nowe typy dawki, patrząc po tutejszej szarej strefie można tutaj sprzedać nawet gówno. - Był śmiały w tym, co mówi. Mało też znał się na biznesie dilerskim. Był facetem od demolki i jedyne środki specjalne, jakie znał robiłby albo bum, albo duże bum. - Ciężko będzie zacząć, ale zapewne łatwo dorobić. Tak więc? Są jeszcze jakieś magazyny, i czy jesteś pewien ich bezpieczeństwa?
-Mamy jeszcze dwa na niższym poziomie, w kantynie "Dwa Tauntauny" ale jest w obu tyle co tutaj, w tym jednym, jeśli nie mniej...- mruknął wyraźnie niezadowolony z uwag chłopaka.- Dziwny żeście sobie okres na aneksję systemu Bothan wybrali, kiedy zrobiło się tutaj jak w piekle przez tego pieprzonego Vanko. Więc jak, kurwa, robimy interes?- Zapytał, już serio zniecierpliwiony.

Siódmy był zadowolony z reakcji rozmówcy. - Ano właśnie tutaj wpadliśmy przez Vanko. - Stwierdził. - Interes robimy w pełni. Masz zaufanych ludzi, czy wszystkich mam przysłać ja? Plan będzie prosty, choć muszę jeszcze ugadać z szefem szczegóły, to już jednak później. Zarazem z G0-T0 będziesz się ugadywał o wynagrodzenie, o ile go znam dostaniesz kontrolę nad sektorem i jego wpływy, inaczej byłoby bez sensu przejmować rynek od wewnątrz, zwłaszcza tak słaby. No i przede wszystkim trzeba wiedzieć, kogo wygryzamy z biznesu, dla kogo pracowałeś? - Zapytał. - A, no tak. - Podrapał się w tył głowy jakby coś sobie przypomniał. - Masz jakieś warunki przejścia do kantoru? Od dziś będę twoim kontaktem...Albo właściwie od jutra, nie wiem jeszcze, co góra postanowi znając postać rzeczy i słabość waszych magazynów. - "Hmm...za łatwo idzie." Pomyślał "Albo na prawdę jest idiotą albo podał tylko magazyn z zasadzką oraz migiem będzie sięgał po telefon. A, jeden pies, już jestem na wygranej pozycji." Stwierdził ostatecznie.

-Na początek mi wystarczy powrót do interesu. Najlepiej niech Kantor załatwi nam transport jakiegoś porządnego towaru. Jak szybko będziecie mogli wysłać nam zaopatrzenie?

Zapytał, wyraźnie coś kombinując. Danpa miał go za idiotę a on miał za idiotę Danpę.

-Mogę podać adres gdzie wszystko dostarczyć.

- Dobrze wiesz, że to nie działa w tą stronę. - Odparł Siódmy, przekonany, że go ściął. - Nie jesteś w stanie postawić w szachu Vanko, tak i nie możesz zabezpieczyć dobrego portu. W innym wypadku zamiast mnie widziałbyś tu trzech gości z blasterami i wiadomością o końcu twojej daty ważności na tej planecie. - Stwierdził. - Najpierw potrzebujemy mata na Vanko, jest nadgorliwy i musi się wypalić, aby rozbudowa mogła mieć miejsce a handel bardziej skuteczny. Sprzedaż w slumsach? Lepszy zysk jest z ustawiania wyścigów, choć tutaj są one nic nie warte. - Zastanowił się przez chwilę. - Potrzebujesz ludzi. Przeniesiesz cały towar tutaj, zarazem wysyłając auta z pustymi pojemnikami do magazynów w dwóch tauntanów...Przydałby się trzeci magazyn. - Znów zrobił pałzę, podchodząc do pojemników. - Będzie trzeba pozbyć się symboli republiki. Każesz komuś wykonać legalną sprzedaż pustych pojemników, wtedy dasz sygnał republice, że w magazynie wymieniają środki odurzające albo najlepiej Kolto. Ciężko je dostać, ale jeśli Vanko uwierzy, że tak istotny i niedostępny środek jest pod jego nosem, ośmieszy się zbędną akcją. Wtedy przybędzie kolejna dostawa, ja odlecę a ty dostaniesz pełnego zwierzchnika z kantoru...Czy raczej "doradcę na okres próbny". Tak to działa w fachowym biznesie...
-Nie... Może i facet jest nadgorliwy, ale nie głupi. Numer z Kolto nie przejdzie. Vanko już miał styczność z przemytnikami w czasie Wielkiej Wojny Galaktycznej i niestety poznał już sposoby naszego działania. Nigdy nie uwierzy że ktoś byłby na tyle głupi by sprzedawać kolto w przygranicznej placówce Republiki pełnej żołnierzy i Kawalerzystów Przestrzennych Marszałka Przestrzennego.
- I nie pomyśli, że kantor pod jego nosem przejmuje właśnie biznes w prochach szachując go problemami z najemnikami i piratami, aby nie spoglądał...Po drodze robiąc go w konia przy pomoc osoby, która właśnie dostała szansę na zrobienie burdelu w biznesie, ciebie. - Odparł spokojnie Theelin. - Właśnie o to chodzi. Musi być rozgniewany, że coś tak niedorzecznego przeszło obok niego...Eh...Choć aby to podziałało, gdy wzbudzono jego uwagę trzeba się przygotowywać. Jeśli dobijemy targu dostaniesz próbkę sfabrykowanego kolto jak tylko przeniesiesz zasoby. Będzie dowodem rzeczowym, i tak nie musisz przecież składać donosu samemu, będzie fałszywa jednak, aby złapać w odpowiednim czasie przemytników, będzie się musiał śpieszyć, prawda? Chyba chcesz tą posadę?
Nemoidianin skrzywił się i usiadł na skrzyniach.

-Szczerze. Nie podoba mi się ten pomysł, nie podoba mi się przenoszenie całego towaru i tak szczerze, nie podobasz mi się ty, zarozumiały gówniarzu. Robię tutaj od dwóch dekad i znam półświatek jak własną kieszeń a tu nagle przylatuje jakiś gówniarz z Kantoru i zaczyna się rządzić jak na własnym podwórku. Nie mam zamiaru nadstawiać karku za takie pierdolenie.

Uśmiechnął się krzywo.

-Tak, koleżko, pierdolisz. Kantor w życiu nie dałby posady nadzorcy sektora ściągniętemu z ulicy dilerowi drobnicą.

Chłopak wyczuł za sobą poruszenie i delikatny powiew.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jyxreBGriXU[/MEDIA]
Wyszczerzył się. - Po Theelinach wieku nie widać. Ale dobra, masz rację. Nie mam najmniejszego pojęcia, co na tym zyskasz. Kazano tylko znaleźć kogoś, kto odwali czarną robotę, jak nie ciebie to innego drania. Nikt nie jest niezastąpiony, ani ty ani ja, po prostu obaj pasujemy do pewnych schematów. - Mówiąc to rozpiął kurtkę ukazując swoje zabawki. - Jednak problem polega na tym, że zniknięcie mnie oznacza zniknięcie całego magazynu i wykreślenie cię z listy kandydatów. Najpewniej nie zostałbyś tutejszym zarządcą a marionetką znaną w strefie, takie są potrzebne, jeśli przejmuje się je od wewnątrz. Choć to wciąż majętna posada i zawsze można się wygryźć. Choć rozumiem, że jednak nie jesteś zainteresowany dalszym życiem i wolisz opchnąć ten badziew na słabym targu i modlić się o nowe źródło kredytów które spadnie ci z nieba jak ta oferta? Nie udawaj kretyna, nie jesteś Vanko. A mi się widzi awans za załatwienie problemów tego burdelu. Wiesz, czym jest kantor, musiałeś się już nauczyć. Albo weźmiemy tą strefę dzięki tobie, albo po tobie. Jeśli G0-T0 z jakiś powodów ją chce, i tak ją weźmie. - Mimo swoich słów Danpa tłumił w sobie przekleństwa. Sytuacja stoczyła się na tor, którego najbardziej się obawiał. Wiedział, że w podziemnych i istotnych magazynach nie ma przeciągów bez powodu, jednak za razem wiedział dzięki pracy w kantorze przez poprzednie lata, że od rozmówcy nie odrywa się wzroku.
 
Fiath jest offline  
Stary 19-07-2011, 18:25   #18
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Para silnych dłoni szybko zaczęła opadać w stronę Danpy. Ten jednak wiedział, że jedną możliwością zatrzymania go teraz, gdy wiedziano o jego uzbrojeniu było użycie broni ręcznej, zaś poprzednio poznany przyjaciel "dilera" był z prezentacji nie tylko typem osoby nadgorliwej, ale również mającej problemy z ukryciem swojej obecności. Nie tylko w tłumie jak się okazało.
Gdy Theelin usłyszał szum powietrza zrobił wręcz odruchowy obrót w lewo, mijając się z dłońmi. W tym samym czasie sięgnął po granat błyskowy.
Zamknął oczy, aby po jego wysadzeniu w biegu nałożyć gogle. Jak się okazało powinien popracować nad prędkością tego ruchu, bo mało nie uderzył w ścianę otwierając oczy.
Skręcił szybko w stronę drzwi i wbiegł przez nie na schody. Zdawał sobie sprawę, że nie potrawa długo nim znieważeni gangsterzy zaczną go gonić, oraz że bez obaw otworzą ogień z broni palnej gdy ten tylko opuści budynek. Co prawda mógł wykorzystać poprzednią akcję do ataku ale trandoshianin nie wyglądał na kogoś z kim powinno się walczyć gdy posiada się szansę na uniknięcie starcia.
Schodami na wyższe piętro kantyny wbiegł na sam dach, budynki i tak były tutaj niskie, to dolna strefa miasta nikt w nią specjalnie nie inwestował. Zwłaszcza, gdy była poza zainteresowaniem kantoru.
Zatrzymał się jednak przed samymi drzwiami. Były one obsługiwane jakimś starym zamkiem na kartę, której oczywiście nie posiadał, a nadbiegające zagrożenie było coraz głośniejsze w swoich przekleństwach.
Nie chcą długo myśleć Siódmy wyjął zza pasa swoje wibroostrze o długości nieco poniżej standardów krótkiego miecza i podważył panel na kartę.
Niestety, co mogło się wydawać dosyć dziwne nasz Theelin nie potrafił zazwyczaj nawet otworzyć funkcji nagrywania w swoim odtwarzaczu, w wolnych chwilach uderzając tylko w guzik "graj losowo", przez co widok kabli od jakiejkolwiek instalacji wyglądał dla niego jak plątanina mięsożernych robali z odległej galaktyki.
Najbardziej technologiczne posunięcie, na jakie wpadł potwierdziło stwierdzenie "głupi ma zawsze szczęście". Siódmy przeciął błyskawicznym ruchem kable, a jakimś trafem te co trzeba musiały się zetknąć po drodze, otwierając przestarzałe drzwi.

Dwójka "nowych przyjaciół" Theelina pojawiła się wtedy tuż za nim na schodach. Trandoshianin zaczął od razu biec za nim z ręką ustawioną do silnego wymachu.
Adrenalina migiem zwiększyła efektywność siódmego który począł biec nawet szybciej niż poprzednio. Planował zeskoczyć z dachu na ulicę...jednak przypomniało mu to jaki typ cywili widział na dole, a porównanie tego z faktem że chłopak nie pragnął robić zbyt wielkiego hałasu czy nawet uszkadzać miasta (aby nie zwrócić na siebie oczu Vanko) zmienił zdanie postanawiając przeskoczyć na dach sąsiedniego budynku.
Moc czy też wcześniej wspomniane "szczęście głupiego" chciało aby dom sąsiadów kantyny był niższy, przez co chłopak miał wyraźne szanse na powodzenie w skoku.
Tuż po lądowaniu źrenice biegacza rozszerzyły się gdy poczuł ciepło pocisku z blastera który usmażył mu nieco końcówki włosów ledwo omijając samą głowę.
Żarty się skończyły obydwoje z rozmówców wyjęli już bronie, autodestrukcja Danpy nie stanowiła dla nich zagrożenia.
Wobec tego chłopak nie miał zbyt wielkiego wyboru zaczął podążać dalej przed siebie aby ponowić skok.
W momencie w którym znalazł się mniej więcej na środku dachu zauważył że ponowne szanse na udany przeskok nie były już zbyt wielkie, wszystkie budynki były większe od tego na którym obecnie się znajdował, realizując to zwolnił tempo biegu.
Błąd.
Pocisk blastera trafił w jego prawe ramię w wyraźnym stopniu je przypiekając.

W zawodzie łowcy tego typu obrażenia były normalne, jednak w obecnej sytuacji Siódmy znalazł się w szachu. Aby dorzucić do nich jakimś ładunkiem potrzebował podbiec z powrotem do tyłu, nie posiadał własnej borni palnej, zaś obrana droga ucieczki była błędna.
Ścisnął mocniej wibroostrze w lewej dłoni.
"Do diabła z tym." Pomyślał wznawiając bieg.
Wyskoczył ponownie przed siebie biorąc mocny zamach lewą ręką.
Trafił w grube okablowanie.
Wbił w nie ostrze zapierając się nogami o ścianę i powoli spowalniał tempo upadku, aż wreszcie udało mu się zeskoczyć na ziemię nie łamiąc niczego...Choć wciąż zapewniając sobie spory ból pleców od pakietu z podsmażoną ręką.

Gdy wylądował zdał sobie sprawę że teraz dwójka przestanie go gonić. Nie opłacało im się to, i tak nie zdążą bądź znajdą martwe ciało które zderzyło się z ziemią.
"wygrana." Stwierdził w myślach podnosząc się powoli. Postanowił obejść naokoło budynek obok którego wylądował, jeśli ta planeta trzymała się zasad w pobliżu wznoszących się budowli powinno być umieszczone przejście do kanałów....Miał rację.
Postanowił za ich pomocą przedostać się na miejsce spotkania, przy tej jakości światku podziemnym nie czuł obaw w tej decyzji, pod ziemią mogą się znajdować wyłącznie mieszkania oskarżonych, dla których pokazywanie twarzy, gdy nieznajomi chodzą po okolicy było bezcelowe, kantyny w których walk nie wszczyna się w obawie o burdę pięć razy szkodliwszą, oraz biura podziemnych lekarzy dla których osoby rannej się nie atakuje, tylko okrada w trakcie operacji.
Cokolwiek by się nie stało, powinien wyjść z tego cało.
"gdyby to nie było zlecenie od Heatera, nie zainteresowałbym się nim. Gdybym mógł inaczej odpocząć od kantoru nie zastanawiałbym się dwa razy. Gdybym nie musiał dostać się w kontakt z przedstawicielem prawa...rozwaliłbym cały ten sektor miasta..." rozmyślał gniewnie idąc przed siebie.
 
Fiath jest offline  
Stary 19-07-2011, 22:34   #19
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Slevin ze swojego miejsca w barze, obserwował czarny charakter. Mierzył go wzrokiem, analizował. Przecież informacja, jest podstawą udanego planu działania. Na początek poczekał, aż ruch wokół jego przyszłego rozmówcy zelżeje. Nie chciał postronnych ofiar, choć na pewno kilka trupów nie przeszkodziło by mu w niczym.
Żeby nie przyciągnąć uwagi świnioludzia oraz wysokiego ochroniarza Slevin zamówił na odczepnego jakiś nieciekawy drink i odwrócił się nieco w stronę ściany. Facet był wyraźnie pewny siebie, a otaczający go informatorzy uciekali równie szybko co pojawiali się przy nim. Ot, typowe centrum informacyjne z którym każdy gangster chciałby mieć dobre układy. Ten musiał być dość kasiasty i dobrze opłacany, bo wynajęcie gammoreanina tanie nie było.
W końcu przez dłuższą chwilę, nikt nie podchodził do gangstera. To była chwila, którą Kelevra mógł wykorzystać. I zrobił to. Zdjął dyskretnie swoją broń z pleców, ustawił ją w tryb, który sprawdzał się na bliskie odległości. Gangster albo poszcza się ze strachu, ale zrobi mu mały pokaz działania tej strzelby blasterowej, na świnioludziu. Wtedy z pewnością prócz tego że się poszcza, również ze strachu puszczą mu zwieracze.
Mężczyzna uniósł twarz i skrzywił się, widząc obcego przy swoim stoliku. Nim którykolwiek z ochroniarzy zdążył cokolwiek zrobić, przed twarzą informatora znalazła się lufa broni najemnika. Gangster zamarł a jego widoczna pod płaszczem dłoń zaczęła drżeć ze strachu.
- Co do... ? - oba przydupasy zawahały się, czekając na jakieś decyzje ze strony pracodawcy.
- K... Kim jesteś? – zatrwożył się bandzior.
Slevin milczał przez chwilę. Cisza zawsze płoszyła ludzi, nie raz była gorsza od zgiełku. Czarne szybki w wizjerze hełmu, wpatrywały się nachalnie w twarz gangstera. W końcu cisza została przerwana.
- Jestem gościem, potrzebującym informacji. Nic więcej, więc jeśli chcesz żyć, odpowiadaj na pytania i oszczędź mi swoich. Rozumiemy się?
- Ja... Muszę dbać o reputację... - zaniemówił, widząc że pieprzenie teraz o renomie gangstera byłoby błędem – Czego chcesz dokładniej?
- Powiesz mi wszystko, co wiesz o kilku osobach. Pierwsza, to Oo-tman-e. A więc czego się od Ciebie o nim dowiem?
- Cholera... To chyba najgroźniejszy wolny strzelec zewnętrznych rubieży - mężczyzna wyjąkał z trudem, jednocześnie dając ochronie znak by nic nie robiła.
Jak zahipnotyzowany obserwował lufę broni.
- I cholernie bystry. Opłaca się jednocześnie dużym organizacjom przestępczym by mieć wolną rękę, a reszcie miejscowych zabijaków każe płacić sobie...
- Ha! Gdyby to było takie łatwe to sami jego płatnicy by go pewnie spróbowali zabić. Wielu wolnym strzelcom nie podoba się fakt że muszą bez powodu opłacać się jakiemuś ambitnemu dupkowi - mężczyzna uśmiechnął się, ukazując końskie zęby.
- Kolejna osoba. An’Shaed Heater.
- On? - facet parsknął, jakby Kelevra żartował.
Dopiero gdy zauważył że broń dalej mierzy między jego oczy, opanował się.
- A kim on niby jest? Zwykły pies gończy, a konkretniej to dowódca sporej grupy takich piesków. Niby mają jakąś tam reputację, ale w światach Jądra, a nie tutaj. Robią głównie dla republiki, i nie dziwię się im. Każdy najemnik wie że Imperium potrafi za robotę odwdzięczyć się strzałem w plecy.
- Jak, obu łączy Iscan Vanko? Co o nim wiesz? - Slevin cały czas mówił swoim, chłodnym, opanowanym głosem, wręcz kaleczącym zmysły.
Informator splunął siarczyście.
- Pieprzony marynarzyk kosmosu, jego mać... Republika wystawiła nagrodę za Oo-tman-e'a, Heater się zgłosił i został tu przydzielony. A z tego co mi wiadomo, to nasz jaśnie w dupę kopany Vanko nie lubi najemników. On chyba nie lubi nikogo po za wojskowymi.
- Jak dobrać mu się do dupy?
- Z nim to jak z szefem Demonów. Cholernie dba o swoje bezpieczeństwo. Myślisz że to jeden chciałby go posłać do piachu? Jeśli jest coś co wkurwia marszałka bardziej od przestępczości, to są to targnięcia na jego osobę.
- Nie pytałem o to co go wkurwia czy kto chce jego śmierci, tylko jak mu się dobrać do dupska.
- Nie da się. A jeśli już się da, to nie wiem w jaki sposób - powiedział już serio zdenerwowany – Nikt z półświatka nie myślałby nawet o dobieraniu mu się do dupy, jak to określasz, bo przy minimalnym spieprzeniu szlag trafiłby całą strukturę przestępczą Moonus Mandel.
Slevin wstał z miejsca. Podniósł strzelbę sprzed nosa informatora i odwiesił ją na plecy, ale cały czas był gotów na spięcie, dlatego ręka cały czas błądziła koło świetlnego miecza.
- Masz tu 100 kredytów. Możesz być pewien, że twoja renoma bardzo wzrośnie, za to ty puścisz wici na mieście, że jest ktoś nowy, kto ma w dupie płacenie haraczu dla Oo-tmana-e - rzucił wymienioną kwotę na stół – Jakby byli ciekawi, jak go rozpoznać wtedy im powiesz... - zapukał palcem w wymalowane na hełmie, czerwone "T " – No, chyba że koniecznie chcesz żebym wrócił i był mniej kulturalny, a chyba nie ma nic cenniejszego niż życie...
Informatora zamurowało. Slevin nie wiedział czy to widok dyndającego u pasa miecza świetlnego, czy otwarte wyzwanie Oo-tmana-e do walki. W końcu to on był celem, a Vanko tylko przeszkodą, którą można było po prostu przeskoczyć, nie koniecznie musieli ją przepychać.
Kelevra nie czekał dłużej na komentarz przestępcy, wyszedł z baru, rzucając barmanowi odpowiednią sumę za drinka. Nie mając gdzie iść, ruszył w kierunku miejsca zbiórki, gdzie mieli się spotkać po zbieraniu informacji, bacznie się rozglądając. Oo-tman-e mógł już wiedzieć o tym śmiałym ruchu i już czyhać na mandaloriański hełm z czerwoną literą "T".
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 19-07-2011 o 22:38.
SWAT jest offline  
Stary 20-07-2011, 23:16   #20
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Nie będzie łatwo...- pomyślała Patric mierząc starca spojrzeniem.
Uśmiechnęła się i usiadła na wysokim stołu przy barze
- Na początek coś zjemy - zaordynowała - Co macie tu najlepszego?
Mężczyzna przewrócił oczami i głową wskazał na menu napisane na małej tablicy.
-Kotlet, kotlet z sosem, kotlet z serem, kotlet warzywny, bez mięsa.- odpowiedział i sięgnął po szklankę.- Tutaj przychodzą by się napić i pogadać. Mało kto tu przejmuje się jedzeniem. Dla wybrednych mamy jeszcze jakieś gotowe surówki i słone przekąski. Co do picia?
- Reactor Core - powiedziała Patric, niezrażona brakiem entuzjazmu mężczyzny - za kotlet podziekuję. Chyba że ty masz ochote, Marcus?

- Zdecydowanie nie. - zastanawiał się przez chwilę, czy używa jego imienia od tak, czy sprawdza jego reakcję i stopień poinformowania. Jego sława nie była, chyba tak szybka, inaczej wypadało by zmienić nazwisko. - Do picia to samo. -
- Słuchaj - zwrócił się do barmana - w porcie mówią, że jesteś dobrze poinformowany o tym, gdzie i jak można robić dobre interesy poza spojrzeniem władz, to prawda, czy mamy szukać gdzie indziej? - zapytał nachylając się lekko nad barem, jak totalny amator.

Mężczyzna zmrużył oczy, jednocześnie nalewając do szklanek dwa jadowicie zielone drinki.
-Uważaj, bo kopie.- mruknął do Patric po czym z otwartą irytacją zwrócił sie do chłopaka.- Posłuchaj sobie, pieprzony gówniarzu. Nie wiem co ci o mnie naopowiadali, ale nie jesteś pierwszym który chce ode mnie informacji. Jesteś za to pierwszym który tak otwarcie przyznaje się że owe informacje potrzebne ci są do złamania prawa. Tak więc lepiej zapłać, dopij drinka i dupa w troki zanim mi nerwy puszczą!

Kilku klientów baru spojrzała na nich z pewnym zainteresowaniem.

Cóż, kto nie ryzykuje ten nie wygrywa, skupił swoje zmysły i mięśnie, aby być przygotowanym na atak, i opowiedział zupełnie innym głosem, tym razem rozważnym i mocnym, a nie cwaniakowatym. Mówiąc położył na ladzie trzykrotność drinka, na którego nawet nie spojrzał.
- Czyżbym grał za dobrze? Liczyłem na wysłuchanie, przynajmniej jakbyś mnie wywalił, to mógłbyś zarobić na tym, żeby mnie sprzedać. Jednakowoż, może to i lepiej, że mój talent aktorski jest taki dobry, przynajmniej Vanko nie dowie się od ciebie nic ważnego. Nie pozostaje mi nic innego jak wyjść, zanim puszą ci nerwy i musiałby cię zabić. - Cofnął się o dwa kroki, odwrócił i ruszył do wyjścia, zostawiając Patric z miał nadzieję wyprowadzonym z nerwów i zaciekawionym barmanem.

Wyszedł i ruszył nie spoglądając na wookiego do zaułka, skąd mógł widzieć wyjście z baru. Przez chwilę myślał, że włochaty towarzysz, nie dostrzegł go, ale po chwili zauważył, na czym była skupiona uwaga towarzyszysza.

Chwilę potem widział, jak wooki, odchodzi z nieprzytomnym, niedoszłym zamachowcem, i czytał jego wiadomość, a jeszcze chwilę potem wyszła Patric, która sprawiała wrażenie, że już wszystko załatwiła w knajpie.
Ruszył w jej stronę, a kiedy się zbliżył, zagadnął pogodnie.
- I jak nerwus? stracił czujność? -
- Trudno powiedzieć... generalnie ma nas za bandę durnych gówniarzy - odpowiedziała, chyba z lekką irytacją na jego wcześniejsze zachowanie.
- Czyli zasadniczo tak jak powinno być. Do amatorów nikt nie przykłada zbyt dużej uwagi. - mówił, i skinął głową, aby zeszli z ulicy.
- Tak, ale też nie mówi się im naprawdę ważnych rzeczy, tylko rzuca ochłapy. - nie ustępowała.
- Nie zawsze. Zazwyczaj ludzie, mają tendencję do zabawy, więc bawiąc się amatorami, często nawet podświadomie. Mówią między słowami to czego normalnie by nie zdradzili. To tak, jak z programowaniem zachowań ludzkich. Mówiąc odpowiednie słowa można wywołać reakcje, które w 90% kilku procentach są takie same. Budując opinię amatorów, możemy zostać wystawieni, na próbę, i dostać informacje, których innym, się nie poda, bo mogło by im się udać. -
- Za bardzo psychologizujesz, moim zdaniem - Paric wzruszyła ramionami.
- hmm, kilka osób mi to mówiło, ale jak do tej pory działa. A wracając do tematu, dowiedziałaś się czegoś? -
- Nie tyle, co bym się spodziewała … - odpowiedziała i powtórzyła Marcusowi rozmowę. -
Marcus podpatrzył na nią lekko przechylając głowę.
- No cóż, to może wynajmiemy kogoś do tego, żeby zabił Vanko a sami brawurowo ocalimy mu życie? -
- Gorzej, jeśli ten ktoś za bardzo się postara..może ktoś z nas uda zabójcę?
- Tego wolałbym uniknąć, bo zawsze istnieje ryzyko, że przypadkiem ludziom Vanko, udało by się go wziąć żywcem. Ale ostatecznie, jeśli nie uda nam się znaleźć żadnego odpowiedniego człowieka, lub grupy, możemy tak zrobić.
Patric pokiwała głową, rozważając tą myśli. To przypomniało jej o kudłaczu.
- Wookie kogoś złapał, widziałeś?
- Widziałem, poradził sobie całkiem dobrze i przesłał, że bierze go do Heathera, aby go przesłuchać. Jak się pośpieszymy, to możemy go dogonić, i dyskretnie sprawdzić, czy nie ma ogona. Lub, kto urwie się spod biura Heathera, aby donieść o pojawieniu się naszego futrzaka. -

Patric skinęła głową.
- Chodźmy.
 
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172