Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2011, 10:46   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Patric upiła łyk swojego drinka. Choć była przygotowana na jego smak, nie udało się jej pohamować lekkiego skrzywienia.

- Strasznie nerwowy jest - powiedziała do barmana wyjaśniającym tonem - Tak się zastanawiam nad jedną rzeczą...czy Sarlack nie pisze się przypadkiem przez cc?

-Taaa... Ostatni raz pozwalam trandoshianinowi brać pędzel do łap.
- mruknął, cały czas obserwując wrogo plecy Marcusa. Następnie zogniskował wzrok na dziewczynie.- A co do pani kolegi, to raczej jest zadufany w sobie a nie nerwowy. Nerwowy jestem ja.

- Patric
- dziewczyna wyciągnęła rekę

Barman spojrzał na dłoń dziewczyny. Z lekką konsternacją wytarł ręce w ścierkę po czym przyjął wyciągniętą dłoń.

-Olmar Nyss. - przedstawił się, i wrócił do czyszczenia szklanek.- Gawędziarz i właściciel tego baru. Czym zawdzięczam tutaj wizytę tak nietypowych gości?

Komlink na przegubie dziewczyny zadrżał cicho, gdy odebrał dane otrzymane po automatycznym wprowadzeniu do systemu imienia i nazwiska mężczyzny. Starzec nawet nie zwrócił na to uwagi.

Patric spojrzała na mężczyznę, ignorując na razie jego pytanie
- Dlaczego jesteś nerwowy?

-Wojsko zmienia człowieka. Ja po kilkunastu latach służby stałem się nerwowy i niecierpliwy, na ten przykład. Inni stawali się furiatami, cholerykami, melancholikami... Niektórzy szaleli. A jeszcze inni na tej wojnie zyskali.

- Interesuje nas Vanko -
powiedziała dziewczyna ostrożnie, niepewna reakcji mężczyzny. Zastanawiała się, czy nie lepiej naciągnąć go najpierw za na wojenne wspomnienia.

Weteran skrzywił się lekko i skupił na polerowaniu blatu.

- Po wstępie pani kolegi jakoś nie chce mi się za bardzo udzielać informacji o czymkolwiek. Nawet jeśli idzie o tego dupka żołędnego. Po co w ogóle wam te informacje? - kilku bywalców baru skupiło na was wzrok, a sam Olmar nieco zwolnił z wycieraniem stołu.

Patric nachyliła się nad blatem, odrzuciła płaszcz na plecy i odciągnęła dekolt koszulki w dół odsłaniając lewy obojczyk. Blizna nie była zbyt widoczna - chirurg był wysokiej klasy specjalistą - ale ciągnęła się od kości obojczyka aż do szczytu piersi.
- Kilka centymetrów niżej i bym nie żyła . - powiedziała - . jeżeli wiesz coś o Vanko, co pomoże mi go dorwać, to byłabym wdzięczna za pomoc.

Weteran zmarszczył brwi, widząc szramę na ciele dziewczyny.

- Ładne... Byłaś szmuglerką czy zwyczajnie wyzwał cię na pojedynek za zniewagę? - uśmiechnął się leciutko, nie zdradzając zaskoczenia czy współczucia.- Chcesz go za to zabić czy tylko zrobić mu brzydką kupę w ogródku?

Patric nie zdążyła odpowiedzieć, zaalarmowały ją znajome ryki dochodzące z dworu

- Przepraszam na chwilę - powiedziała wybiegając.
Zdążyła zauważyć Wookiego niosącego jakieś ciało. Nie zatrzymywała go, ale zanim wróciła do środka sprawdziła barmana

Na wyświetlaczu pojawiła się nieco młodsza twarz właściciela spelunki oraz jego dane personalne.

Olmar Nyss, wiek 71 lat
Kapitan w stanie spoczynku od 11 lat.

Kariera: Olmar ukończył akademie wojskową na Korelii po czym zaciągnął się do oddziałów piechoty republikańskiej. Jako jeden z nielicznych wybrał drogę zwykłego awansu począwszy od szeregowca, zamiast na wstępie wybrać obowiązki majora w Trzecim Koreliańskim.

Dzięki wzorowej służbie w ciągu kilku lat awansował na kapitana i właśnie na tym szczeblu zatrzymała się droga awansów Olmara Nyssa. Z powodu zasad moralnych i własnych przekonań odmawiał wykonywania rozkazów sprzecznych z prawami wojny i republiki w trakcie starć z siłami Imperium. Oficjalnie, jego przełożeni określili to jako zwykła niesubordynację.

Lista planet na których walczył w czasie Wielkiej Wojny Galaktycznej:
Alderaan
Balmorra
Bothawui
Utapau
Agamar

W końcowej fazie wojny on i jego oddział zostali przydzieleni do obrony Couruscant. Jako nieliczny stawili opór atakującym z zaskoczenia Imperialnym.

Kawaler orderu Światów Jądra, Walczących Rubieży oraz Tacticac Valorum. Zrezygnował z renty weterana. Po odejściu ze służby nikt nie wiedział gdzie przepadł.



Wróciła do baru i na powrót usiadła na swoim stołku.
- Jeszcze raz to samo - powiedziała wbijając spojrzenie w mężczyznę.

- Wedle życzenia.. .- Nyss spokojnie napełnił szklankę dziewczyny zielonym płynem. Nie pytał co działo sie na dworze. Najwyraźniej było to już tutaj standardem, że gdzieś ktoś się strzelał.

Patric pociągnęła kolejny łyk.
- Tak się zastanawiam... co pan robi w tej knajpie, Kapitanie?

Starzec zamarł na chwilę, ze ścierką w dłoni.

- A skąd panienka wie że jestem kapitanem? - zapytał lekkim tonem, by w końcu odłożył szmatę. Skupił wzrok na dziewczynie.- Czego dokładnie chcesz, Patric?

- Iscan Vanko. Chcę do niego dotrzeć
. - Patric spojrzała barmanowi w oczy - Wiem o orderze Światów Jądra, Walczących Rubieży oraz Tacticac Valorum; wiem, że jest pan porządnym człowiekiem i dlatego nie awansował. I wiem, że tylko pan ma konkretne informacje o tym marszałku, kapitanie Nyss. Proszę mi pomóc.

-Głupia gówniara...
- westchnął cicho, pozbywając się maski obojętności. Odruchowo sięgnął po butelkę stojącą na szafce i nalał sobie kielicha złotego płynu. Opróżnił go jednym haustem.- Zdajesz sobie sprawę ze zadarcie z takim człowiekiem jak Iscan Vanko to bilet w jedną stronę? Po co chcesz do niego dotrzeć? Znałem go dobrze. Dobry żołnierz, skuteczny dowódca i wyrachowany skurwiel...

- Potrzebuje informacji od niego. I zdaje sobie sprawę, że jak tak wpadnę z moim kolegą, którego pan już poznał, to on mi po prostu nie powie tego, co potrzebuje wiedzieć. Nie musi sie pan o mnie bać. Wiem, co robię. Potrzebuję coś, co go zachęci do rozmowy. Nie chce patrzeć, jak mój inny kolega wookie wyrywa mu ręce...


Odruchowo przygładził brodę, wypijając kolejną szklankę.

- Cóż, Iscan Vanko ma dość skomplikowana osobowość. Lubi ludzi brawurowych, jeśli ta brawura nie zgraża jego życiu. Trzeba mieć też styl w tej brawurze. Ja sam nie tyle zyskałem jego sympatię, co przestał mną gardzić dzięki pewnej operacji w czasie obrony Couruscant... I traktuje podwładnych jak swoją własność. Dla was to może być w pewnym stopniu pomocne.

- Dziękuje, to cenne. Coś jeszcze?
- dopytała dziewczyna

-Lubił otaczać się ludźmi całkowicie posłusznymi ale często przy okazji twardogłowymi i ograniczonymi. Wątpię żeby zmienił mu się ten nawyk od czasów Wielkiej Wojny. Więc nawet jeśli znajdziesz dostatecznie dobry sposób by dostać się do Vanka, zostaje jeszcze problem jego zastępców.

- Poradzę sobie
- powiedziała Patric kładąc na ladzie kilka kredytów, znacznie więcej, niż kosztowały drinki - dziękuję

Olmar westchnął cicho, biorąc pieniądze.
-Ta... Powodzenia. - mruknął i odprowadził wzrokiem dziewczynę.

Patric doszła do drzwi nie odwracając się. Zastanawiała się, gdzie jest Markus i dlaczego, do cholery, zostawił ja samą w tym barze. Jeżeli chciał bawić się w zdenerwowanego amatora mógł ja przynajmniej uprzedzić, żeby tez mogła się jakoś przygotować…
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 23-07-2011, 20:07   #22
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Moonus Mandel, pod biurem A’Shaeda Heatera

Lowie, Marcus, Patric


Wbrew pozorom bezmyślności i planowania na krótką metę, wookie dość wprawnie lawirował pomiędzy bocznymi uliczkami oraz alejkami. Chwilami za równo Marcus, jak i wręcz stworzona do życia w mieście Patricia, mieli problemy z nadążeniem za nim i nie zgubieniem włochacza z oczu. Mało kiedy uczęszczane uliczki oraz przejścia pełne były śmietników, bubli oraz biedoty szukającej schronienia w cieniu bogatych dzielnic miasta.

Mimo to nikt nie zagadywał o pieniądze, jałmużnę czy chociaż o przysłowiowego „szluga na warę”. Włóczędzy, żebracy i bezdomni kryli się w ciemnych kątach, obserwując uważnie idącą parę a wcześniej wielkiego wookiego. Lowchawwa miał dodatkowy komfort dzięki świadomości iż obecna tam biedota zwyczajnie się go bała.

Po kilkunastu minutach szybkiego marszu wszedł tylnymi drzwiami do biura Heatera, lekko strasząc swoim wyglądem sprzątacza który właśnie wyrzucał śmieci. Mężczyzna w kombinezonie rozejrzał się jeszcze niepewnie dookoła i także wrócił do środka, zamykając za sobą drzwi.

Marcus, Patric

Marcus zlustrował wzrokiem otoczenie, dokładnie sprawdzając uliczkę na którą wychodziło tylne wejście biura A’Shaeda. Śmietnik, trochę rupieci, studzienka kanalizacyjna do której wlazłby co najwyżej szczur… Nic ciekawego. A, i rzecz jasna tłum przetaczający się przez główną ulicę do której prowadziła alejka.

-Chyba czysto...- mruknął cicho, poprawiając płaszcz. Niby nic wielkiego, ale błyszcząca się jak psu jajca zbroja w stylu mandalorian mogła zwracać uwagę przechodniów, dlatego w miarę możliwości starał się ją ukrywać przed zbędnymi gapiami.

Patric pokręciła jednak głową.

-Nie wydaję mi się…- odpowiedział swobodnie, obserwując kogoś w tłumie. Po chwili i Taycros wychwycił typową dla miast sylwetkę stróża prawa.

Ludzie z biura Vanka byli albo kretynami, albo geniuszami, wysyłając w charakterze obserwatora kogoś w mundurze policjanta. W sumie to na każdej planecie obowiązywało inne umundurowanie stróżów prawa. Wszystkie łączyły jednak oznaczenia na ramionach, szarawe kolory oraz absurdalnie wyprofilowane kamizelki/koszule/kurtki podkreślające szerokie ramiona właściciela stroju.

Ten policjant nie był jednak zbyt postawny. W sumie to nie był też zbytnio uważny, gorączkowo rozmawiając z kimś przez służbowy komlink.

Moonus Mandel, Biuro A’Shaeda Heatera

Lowie


Istniał jeden fakt, który potwierdziłby dowolny maniak karczemnych bijatyk w każdym zakątku galaktyki. Nie ma nic gorszego niż oberwać z plaska od wookiego. Długie palce zakończone krótkimi pazurami, szeroka dłoń i jeszcze szorstka, kłująca sierść okalająca górne kończyny owej rasy… Te trzy składniki sprawiały że jeden cios potrafił zniechęcić do walki z wookiem nawet podpitego gammoreanina.

Pokój po którym poniosło się echo wspomnianego ciosu nie był za duży ani zbytnio umeblowany. Krzesło, łańcuchy oraz szafka z której już dawno wyniesiono przyrządy do przesłuchań. Już na pierwszy rzut oka widać było że od dawna nikt nie użytkował tego pokoju. Kurz, zaduch oraz nie działająca klimatyzacja. Widocznie Star Fox dostosował się do konwencji wojennych wprowadzonych przez Republikę. Przynajmniej oficjalnie.


Devorianin potrząsnął głową, z trudem ogniskując wzrok na stojącym przed nim Lowiem. Krzesło na którym siedział okazało się całkiem wygodne a lina nie wrzynała się zbytnio w ciało. Problemem okazały się jednak wielkie łapska wookiego.

-O cholera…- mruknął, w końcu odzyskując ostrość widzenia.- Czym oni cię tam karmili… ?

Lowchawwa wyszczerzył się i zaryczał rozbawiony, wznosząc łapę do kolejnego plaskacza. Devorianin aż zaskomlał, podskakując na krześle.

-Czekaj, czekaj, czekaj! Będę mówił!

Wookie uniósł lekko brew, włączając translator.

-Ale nie wiesz co masz mi powiedzieć…- mruknął, lekko zbity z tropu. Rogacz energicznie pokręcił tylko głową.

-Nie ważne! Powiem!

Moonus Mandel, Czarne Targowisko

Kelevra


Każda planeta miała takie miejsca. Na Couruscant były to najniższe poziomy, na Naboo podziemia Theed a Tatooine całe było takim miejscem. Miejscem gdzie nie sięga prawo i gangsterzy, bandziory oraz szmuglerzy mogli spokojnie załatwiać swoje sprawy. Na Moonus Mandel było to Czarne Targowisko. Spory plac na niższych i oddalonych od centrum poziomach otoczony ze wszystkich stron barami, sklepami oraz składami wokół których kręciły się męty najróżniejszych ras.

Niestety dla mandalorianina interesy ograniczały się tutaj do wewnętrznego kręgu ludzi z planety. Slevin od razu znalazł całkiem sporo zleceń. Zastraszenia, haracze, pobicia, porwania, morderstwa… Wszystko z czym do tej pory miał do czynienia. I każde ze zleceń miało zasadniczą wagę. Ograniczało się do miejscowych ludzi z półświatka. Nic, czym Demony mogłyby się zainteresować.

Siedząc w piątym z rzędu barze, mężczyzna zamarł nagle gdy jego kolejny rozmówca wyjął spory album i zaczął szukać zdjęcia osoby którą chciał dać do wyeliminowania Kelevrze. Na kolejnych stronach widział dziesiątki zdjęć ale dwa, zaznaczone czerwonymi literami X wydały mu się szczególnie znajome. Gęba widzianego w biurze Heatera arkaniańca oraz morda wookiego. Co prawda każdy wookie wygląda tak samo, ale tylko okaz ściągnięty przez A’Shaeda miał tyle blizn.


Brzuchaty gangster spokojnie przerzucił stronę dalej, nawet nie odnotowawszy delikatnej zmiany zachowania u najemnika. Poprawił na nosie okrągłe okulary i zaciągnął się papierosem.

-Może znajdę ci coś ciekawego…. – wymruczał, wykonując już rutynową robotę.

Moonus Mandel, sektor wschodni, doki

Siódmy


Droga przez kanały nie była szczególnie trudna. Tu czy tam kręciło się parę zmutowanych szczurów a w oddali przebiegła jakaś ciemna postać, ale atak nie nastąpił a wszelkie podejrzane odgłosy tłumione były przez ludzi na górze. Na szczęście przedzierającego się przez ciemność Danpy, były to głównie kanały techniczne, a jeśli trafiał się jakiś faktyczny ściek to udawało się go pokonać długim skokiem lub półką biegnącą nad śmierdzącą rzeką odpadków.

Problemem okazywał się dopiero zabezpieczone kratami stróżówki z panelami oraz sprzętem kontrolującym przepływ nieczystości. Każde z takich zakratowanych drzwi wymagały dłuższej pracy wibroostrzem i dużej siły przy dość łopatologicznym otwieraniu naderszonych zamków. Mimo to theelian dość szybko pokonywał kolejne tunele oraz skrzyżowania, kierując się mniej więcej w stronę umówionej kantyny.

Ostatnią przeciwnością losu okazała się sporawa płyta ściekowa, zagradzająca drogę ku wspaniałej, pełnej świeżego powietrza powierzchni. Danpa zacisnął zęby, z całych sił napierając na nieustępliwy dysk z metalu. Potem spróbował jeszcze raz. I jeszcze raz.

Za piątym podejściem płyta ustąpiła, zalewając wejście do środka słonecznym światłem. Chłopak odetchnął z ulgą, z trudem wypełzając ze śmierdzącej dziury. Zamarł, gdy padł na niego wielki cień. Siódmy podniósł głowę by spojrzeć na zdecydowanie nieprzyjemną mordę policjanta o wyłupiastych oczach. Niechlujny sposób w jaki nosił mundur oraz smród gorzały jaki wokół siebie roztaczał nie zachęcały do szanowania go jako funkcjonariusza.

-No co my tu mamy… ?- mruknął ochrypłym głosem, z trudem powstrzymując się od pijackiego bełkotu.- Łażenie jest zabronione… Po kanałach łażenie jest zabronione

Moonus Mandel, pokój przesłuchań

Lowie


Lowchawwa przejechał łapą po głowie, przygładzając kilka niesfornych kosmyków futra. Przesłuchiwany rogacz wodził za nim wzrokiem, gdy masywny kudłacz krążył wokół niego w zamyśleniu. Kilka ciosów otwartą dłonią zmiękczyło niedoszłego zabójcę na tyle, że zaczął mówić prawdę. Niestety, nie była ona zbyt interesująca.

-Czyli nazywasz się Elgard Mellin

Devorianin zirytowany potrząsnął głową.

-Tak! I jestem płatnym mordercą nie powiązanym z żadną konkretną grupą! Nie wiem kto dokładnie chciał cię zabić, bo zlecenie otrzymałem od tak zwanej centrali na Czarnym Targu! Zapłata nie była zbyt duża! Jak za zwykłe odstrzelenie! Nie było żadnych warunków, równie dobrze mogłem strzelić do ciebie z rakietnicy z sąsiedniego dachu! W charakterze zapłaty miałem dostać nieocloną sztabkę elektrium z przemytu!

Lowie rzucił okiem na aparaturę do której podpięto rogacza po drugim plaskaczu. Strzałka nie drgnęła ani o cal, po raz kolejny potwierdzając słowa przesłuchiwanego. W sumie to daevorianin mówił to samo trzy plaski temu, ale nic nie stało na przeszkodzie upewnieniu się czy mówi prawdę. A plaskaczów nigdy za wiele.

Czekający za drzwiami pomocnik wyznaczony przez Heatera czekał za drzwiami, nerwowo kopcąc papierosa. Miał przyjąć od Lowchawwy wytyczne co potem zrobić z przesłuchiwanym.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 24-07-2011, 00:39   #23
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Coś poważnego, poproszę. Nie pierdolę się z drobnicą - powiedział Kelevra.
- Jest pan pewny siebie - mężczyzna mruknął, przeglądając fotografie – Ale niestety, do konkretnej roboty bierzemy miejscowych, zatrudnionych na stałe zabójców. Dla pana możemy mieć co najwyżej zlecenie na kilku dilerów którzy weszli na nasz teren z trefnym towarem i trują nam ludzi.
Z albumu wyjął trzy zdjęcia.
- Zainteresowany?
- Jak dobrze płatne i nie muszę się dzielić z żadnym, żadnym władzy gnojkiem, może być. A więc, ile?
- Za wszystkich trzech pół trzysta dziewięćdziesiąt kredytek i ewentualne pokrycie kosztów amunicji. Wątpię jednak żeby było ci na nich potrzebne coś więcej niż zwykły blaster.
- A więc zgoda - najemnik chwycił zdjęcia i schował je do pojemnika przy pasie – Gdzie ich znajdę?
- W okolicach centrum, w Dzielnicy Świateł. Jest tam sporo klubów przez co możesz spodziewać się tłumów i być może stróżów prawa. Jeśli będą mieli ze sobą kumpli którzy też sprzedają prochy, możesz rozwalić ich z perspektywą dodatkowej zapłaty.

Najemnik ruszył, do wspomnianej dzielnicy. Najpierw poszukał swoje ofiary, chodząc i udając klienta klubów. Cele były, sporo rozstawione. I byli też towarzysze, ale tylko kilku. Sama dzielnica była idealna, do akcji snajperskiej.
„Ahh… Ale ja się dawno w to nie bawiłem…” – zamruczał.
Nie za wysokie budynki świetnie się do tego nadawały, więc Slevin wszedł na jeden z nich. Obejrzał zgromadzonych na placu ludzi. Różne rasy, ale jego cele były sporo rozsiane. Musiał z użyciem plecaka odrzutowego, zmieniać dachy aby wszystkich wykończyć. Nie miał przyrządów celowniczych, ale sam hełm zbroi bardzo w tym pomagał. Z tej odległości, czuł się pewnie i bez obu tych rzeczy. Jego strzelba blasterowa, była w stanie strącić muchę z dupy Rancora, więc nie bał się, nawet nie denerwował. Od, zwykła i smutna robota. Smutna dla celu, zwykła dla Slevina.

Przygotowanie nie trwały długo, cele mogły szybko zniknąć. Tylko sprawdził jak bardzo oddalone są od siebie dachy. Spokojnie by mógł i je przeskoczyć, więc uradowany stanął twardo na dachu.
Ustawienie broni w tryb wiązki, przymierzenie. Chwila skupienia, wstrzymanie oddechu. Strzelba choć ciężka, silnemu najemnikowi nie ciążyła prawie wcale. Padły pierwsze strzały, przewróciły się pierwsze cele. Ludzie popatrzyli na miejsce skąd padły wiązki, ale zobaczyli tylko jakąś sylwetkę wykonującą olbrzymi skok na drugi dach.
Lider drugiej grupki, akurat podnosił do ucha jakiś komunikator. Kolejne strzały, kolejne trupy. I kolejne.
Choć miał nadzieję na załatwienie tego jak snajper, to bardziej wyglądało jak strzelanie do Ludzi Pustyni. Głupich i nierozgarniętych. Ogarnął wzrokiem oba miejsca, same trupy, zero dilerów. Puścił się biegiem, na trzeci dach do którego doskoczył z użyciem plecaka odrzutowego.
Wylądował na dachu, uniósł broń i wycelował.
Broń wypluła z siebie niebieską wiązkę energii, która z zawrotną szybkością poszybowała w kierunku głowy trzeciego celu, który zdązył się zorientowac co się dzieje. Akurat biegł w kierunku jakiegoś klubu, ale przeszkodziło mu w tym to, iż jego mózg rozsypał się po chodniku, wywołując w tym samym mdłości i krzyki u przechodniów.
On sam zeszkoczył z dachu, w chudą uliczkę pomiędzy budynkami. Zakrył kamę wiszący na plecach plecak i ruszył, rozpłynąc się w tłumie. Był niczym cień, ale zmierzał do jednego miejsca. Po odbiór zapłaty.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 24-07-2011 o 01:01.
SWAT jest offline  
Stary 27-07-2011, 21:52   #24
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Marcus spojrzał na policjanta, ten najwyraźniej nie przejmował się nimi i albo ich zauważał i zdawał raport, w sposób daleki od doskonałości, albo był dobrym obserwatorem i w ten sposób stwarzał pozory nieudacznika.
Jak mówiło stare powiedzenie "Tylko doskonał aktor zagra kiepskiego aktora".

- Idz zobacz co z włochaczem, a ja popilnuję tego tutaj, jak co dam wam znać przez comlink. Jakbym podał hasło "statek", wtedy uciekajcie przez balkon, bo to będzie znaczyć, że wchodzą siłą, i nie ma szans na stawienie oporu. Jak skończycie to daj znać, potwierdzę, czy można bezpiecznie wychodzić. - powiedział do Patric.

Sam zaś oparł się o ścianę, aby widzieć policjanta, oraz drugą stronę zaułka, i mieć coś pewnego za plecami. Nie starał się wyglądać niepozornie, jeśli zostali zauważeni, to lepiej ściągnąć na siebie uwagę, a jeśli nie, to tym bardzie powinien tym sposobem dać Patric i wookiemu, swobodę w przesłuchaniu.
 
deMaus jest offline  
Stary 28-07-2011, 19:34   #25
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- o..oh... - Danpa zapomniał o jednym. Nie wiedział jak wyjdzie z kanałów, a trafił akurat na zły moment do popchnięcia klapy w górę...mogłoby być gorzej. Gość mógł być trzeźwy.
- P..proszę mi wybaczyć, nie byłem nigdy w kanałach więc...wszedłem. Nikt mi nie powiedział że nie wolno...na pewno nie wolno...?
Facet zmarszczył mocno brwi, z trudem przetrawiając informacje. Sprawiało mu to widoczne problemy.
-Taaak...- mruknął w końcu, przeciągając nieco to słowa.- Na pewno... Do aresztu. Nie ma co. Do aresztu.
Wymamrotał, wyciągając łapę w kierunku karku Siódmego. Z trudem udało mu się skierować rękę we właściwą stronę.
- oh...no to do aresztu... - Przytaknął siódmy łapiąc za podaną mu rękę, aby wydźwignąć się z kanału. Postanowił, że skorzysta z osłabionego zmysłu równowagi u rozmówcy i pociągnie tą rękę za siebie, aby zepchnąć go na swoje miejsce do wnętrza kanału.
Stróż prawa wrzasnął głośno, a przed lądowaniem na głowę na dnia kanału uratowało go tylko piwne brzuszysko oraz znaczna nadwaga. Ludzie dookoła was spojrzeli na to z umiarkowanym zainteresowaniem. Niektórzy nawet zaśmiali się na widok jego serdelowatych nóżek majtających w powietrzu i stłumionych wyzwisk z wnętrza studzienki.
- hmm, to by było tyle. - Stwierdził Danpa po krótkim namyśle. Co prawda mógł zamknąć wejście ale pijany ani stamtąd nie wyjdzie a może i zapomni zadzwonić po pomoc. Na pożegnanie chłopak nachylił się tylko przed wejściem i krzyknął - nie wolno chodzić po kanałach! Łamie pan prawo~~! - z uśmiechem ruszył biegiem do umówionej kantyny. Ręka dalej go piekła od trafienia, jednak nie chciał czekać w miejscu aż ludzie w końcu się nimi zainteresują.
 
Fiath jest offline  
Stary 31-07-2011, 18:27   #26
 
Tyrsson Ulvhjerte's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyrsson Ulvhjerte nie jest za bardzo znanyTyrsson Ulvhjerte nie jest za bardzo znany
Wookie stanął wyprostowany, wyraźnie dając znać przesłuchiwanemu kto tutaj rządzi. Co prawda był lekko wybity z tropu, gdy dotarło do niego, że popełnił nieomal szkolny błąd. Zamiast zadać pytania zaczął tę brutalniejszą część przesłuchania...

I gdyby nie fakt, że to zadziałało byłoby to być może wielkim błędem. Teraz jednak nie było ani czasu, ani powodu by snuć dłużej tego typu rozważania.

-Chcę przede wszystkim wiedzieć dlaczego próbowałeś mnie zabić.- zaczął, tonem głosu podkreślając to, że odpowiedź jest nie tyle czymś oczekiwanym, a raczej gwarantem życia pojmanego.-Tak więc śpiewaj. Kto i dlaczego.
 
__________________
Właśnie taki hełm nosi Tyrsson Ulvhjerte i tak się prezentuje :D
Tyrsson Ulvhjerte jest offline  
Stary 03-08-2011, 23:34   #27
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Moonus Mandel, Biuro A’Shaeda Heatera, tylne wejście

Patric



Dziewczyna skinęła Marcusowi głową i spokojnie ruszyła w stronę tylnego wejścia. Mężczyzna w uniformie był już nieco zbyt zajęty rozmową by zwracać uwagę na otoczenie przez co bez problemu dostała się do środka budynku nie zwracając na siebie uwagi niechcianych oczu. Sam Tycros wydawał się przewidywać same najgorsze scenariusze. Nie zamierzała mu przeszkadzać, kierując się na wyczucie do Sali przesłuchań.

Zatrzymała się w połowie drogi, gdy nastawiony na odpowiednią częstotliwość komlink zaczął wibrować. Zahne uruchomiła go, jednocześnie umieszczając w uszach bezprzewodowe słuchawki. Jej zestaw do podsłuchów był dostatecznie dobry by przechwycić i nagrać rozmowę na dostatecznie niskim kanale bezpieczeństwa.

Komunikator zabuczał cicho, powoli dostosowując się do niezbyt skomplikowanej częstotliwości nadajnika policjanta. Kod również nie był zbyt wymagający. Po kilku sekundach rozległ się lekko zniecierpliwiony, kobiecy głos.

-Poczekaj chwilę, już łączę...

-Powtarzam, tu funkcjonariusz Tion. Numer...

-Cholera, żółtodziobie, zrozumiałam! Mamy obciążone łącza! Dobra. Łączę cię z komendantem.

Komunikator znów zabuczał, dostosowując się do nieco już bardziej kodowanej transmisji.

-Komendant Basso.- głos był mocny i męski.

-Sir. Tu Tion, spod biura Heatera, sir.

-Hmmm... Czyli wysłanie cię miało jakiś sens...- komendant wymamrotał to tak cicho, że tylko wzmacniacz głosu szpiegowskiego komlinka pozwolił na zrozumienie jego słów. Po chwili dodał już głośniej.- Co masz?

-Wookie, sir. Wielki wookie wszedł tylnymi drzwiami, niosąc na ramieniu nieprzytomnego devorianina, sir.

-I nie interweniowałeś?! Cholera, Vanko kazał ich pilnować!

-Ale sir...

-CO?!

-To był Mellin, sir. Ten cyngiel.

Komendant zamilknął.

-Hmm... To zmienia postać rzeczy. Oficjalnie nic się nie stało. Pilnuj drzwi i informuj mnie o faktycznych przewinieniach Heatera.

-Sir? Przecież marszałek wyraźnie kazał...

-Tion. Marszałek nie lubi łowców nagród, więc kazał nam ich pilnować asekuracyjnie. Wątpię żeby cieszył się z faktu że łowcy czyszczą mu ulice z mętów. Najpewniej spieprzyłoby mu to nastrój. A spieprzony nastrój szefa, to spieprzony nastrój nas wszystkich, Tion. Bądź czujny i bez odbioru.

-Bez odbioru sir...

Patric uśmiechnęła się lekko, również wyłączając swój komlink. Takie informacje mogły się przydać. Szybkim krokiem ruszyła po schodach. Na piętrze słychać było wyraźnie zdenerwowany i wystraszony głos kogoś kto mówi gdyż od tego zależy jego życie.


Moonus Mandel, sala przesłuchań

Lowie



Rogacz westchnął głośno, potrząsając głową i rozglądając się dookoła. Na jego skroniach pojawiły się grube krople potu. Odezwał się dopiero gdy długie palce wookiego rozluźniły się na pełną długość a sam wielkolud zaczął poruszać barkiem prawej ręki. Takie gesty nie wróżyły nic dobrego. Zabójca nigdy nie sądził że kiedykolwiek będzie tak panicznie bał się jakiejś wielkiej kuli futra…


-Po prostu, praca! Zapłacili zaliczkę a zapłata miała być serio porządna jak na takie zlecenie. Nie za duża, ale dość wysoka. Nie sądziłem że wpakuję się w takie gówno…- zwiesi głowę, nieco poprawiając pozycję na krześle.- Nie wiem za dużo. Po prostu, facet który zlecił to zdanie centrali na Czarnym Targu dał szefowi twoje zdjęcie i podał stawkę. Podobno zlecił jeszcze dwa zabójstwa. Jedno się nie udało a co do drugiego, nawet nie zaczął szukać cyngla do wykonania go. Nikt na Moonus Mandel nie odważyłby się atakować mandalorianina

Lowie milczał, słuchając słów więźnia. Mówił prawdę. Potwierdzało to urządzenie oraz instynkt Lowchawwy. Devorianin wiedział że tylko informacje które posiadał sprawiały że wookie jeszcze z nim nie skończył.

-Coś jeszcze?

Elgard spojrzał jeszcze raz po pomieszczeniu, wahając się. I wiedział że nie ma wyboru.

-Wedle informacji od tego zleceniodawcy, ty, mandalorianin i arkanianin na którego nie powiódł się zamach mieliście mieć coś wspólnego. Nie wiem czy to prawda, ale ktoś ponownie podjął się zamachu na arkanianina… Jeśli to twój kumpel, to pośpiesz się, bo tym razem za robotę wzięli się profesjonaliści


Moonus Mandel, alejka przy biurze A’Shaeda Heatera


Marcus




Po dłuższej chwili obserwowania policjanta, Marcus odkrył że był to najwyraźniej jakiś żółtodziób albo ktoś bardzo wprawnie go udający. Młody funkcjonariusz nie zmieniał pozycji, nie starał się ukryć ani nawet nie raportował centrali co jakiś tam wyznaczony okres czasu. Stał tam po prostu, uprzejmie rozglądając się dookoła i szukając wzrokiem podejrzanych osób.

Niedoświadczony żółtodziób.

Tycros westchnął cicho i potarł głowę, by po chwili znów schować się w cieniu pod ścianą zaułka. Zamarł, gdy obok niego przeszedł jakiś mężczyzna w długim płaszczu i kapturze naciągniętym na głowę.



Nie był ani Jedi, ani Sithem. Najemnik wyczułby to od razu. Uważnie obserwował każdy ruch dłoni przybysza, gdy ten sięgnął pod kaptur i jakby wyjął coś z ust. Nie miał broni.

Ale mimo to, łowca nagród czuł dziwny niepokój. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat ktoś był wstanie zbliżyć się do niego niezauważenie. Całym szczęściem nieznajomy nie zauważył go, spokojnie idąc pewnym krokiem w stronę ulicy. Marcus uśmiechnął się pod nosem. Mimo dużych umiejętności tajemniczego przechodnia, jego okazały się lepsze.

Uśmiech chłopaka zrzednął nieco, gdy na rękawie płaszcza zauważył małą kartkę, przyczepioną do niego przy pomocy… gumy do żucia. Nie było na niej zbyt wiele zapisane.

Nie wszystko musi być takie, jakim wygląda.

Kiedy podniósł głowę, przechodnia już nigdzie nie było.


Moonus Mandel, bar Jantaro


Siódmy




Wnętrze speluny którą polecił Marcus jako miejsce spotkania było zaskakująco porządne i czyste. Może sam lokal nie był specjalnie bogaty, tam samo z resztą jak jego bywalcy, ale gdy Danpa wszedł do środka poczuł miłe zaskoczenie. Nie było tutaj bandy obijmord ani pijaków, ale kilku dokerów i pracowników kosmoportu jedzących w spokoju obiad oraz paru mieszkańców tej dość ubogiej dzielnicy, pijących i rozmawiających ze znajomymi.

Chłopak prawie podskoczył, gdy tuż przed nim stanął wielki talz i pochylił nad nim swoją wielką, włochatą głowę. Zabuczał coś przez trąbkę służącą mu za usta. Danpa wytrzeszczył tylko oczy i pokręcił głową na znak że nie rozumie. Obcy zabuczał po raz kolejny i zatupał nogami o ziemię.

-On chce żebyś się przesunął, młody.

Danpa spojrzał na barmana patrzącego w ich stronę z wyraźnym rozbawieniem. Chudy mężczyzna wskazał palcem na drzwi, jednocześnie poprawiając czysty fartuch.

-Chce wyjść, bo po paru głębszych pęcherz mu puszcza.

Theelianin postawił krok w bok i przesunął się płynnie, przepuszczając obok siebie nerwowego kudłacza. Miał dziwne szczęście do nich. Najpierw tamten wookie, teraz to. Rzucił okiem na barmana który wskazywał mu stołek obok siebie.

-Siadaj, chłopcze. Co podać?- zapytał, uśmiechając się uprzejmie.



Moonus Mandel, Czarne Targowisko


Kelevra



Najemnik rozejrzał się bacznie po placyku, na wszelki wypadek upewniając się że wszystko jest w porządku. Krągły gangster siedział na swoim miejscu, spokojnie sącząc kawę i przeglądając zawartość dość grubego notesu. Slevin po minucie ruszył w jego stronę, będąc gotowym do wymiany ognia. Gangsterzy w każdym zakątku galaktyki mieli nieprzyjemną manierę pozbywania się świeżo najętych ludzi zaraz po odwaleniu przez nich brudnej roboty.

Mężczyzna uśmiechnął się, widząc zbliżającego się mandalorianina. Palcem poprawił okulary na nosie.

-Witam z powrotem. Muszę pana pochwalić. Świetna robota i do tego jak szybko. Wielu zaczęłoby jakieś bzdurne podchody a pan po prostu poszedł tam i odstrzelił kogo trzeba. Czysty profesjonalizm.

Kelevra podziękował mu skinieniem głowy i usiadł na krześle naprzeciwko. Grubasek wyciągnął spod stolika mała walizkę i położył ją pomiędzy nimi, budząc delikatne zdenerwowanie w najemniku. Metal którym była obita zagrzechotał na twardym drewnie. Mężczyzna wyjął z kieszeni dość skomplikowany klucz do zamka i otworzył nim wieko.

-Zostaje nam już tylko ustalić jakiego rodzaju zapłaty pan oczekuje.- stwierdził z uśmiechem, sięgając do środka. Slevin zesztywniał, sięgając ukradkiem po pistolet przy pasku. Rozluźnił się dopiero gdy w ręku rozmówcy zauważył nie broń, ale plik kredytek o wysokich nominałach. W środku walizki były jeszcze inne waluty oraz mała tuba z kamieniami szlachetnymi.- Interesuje pana któryś z widocznych tutaj rodzajów płatności?

Zleceniodawca splótł ręce na brzuchu, oczekując reakcji Kelevry.

-Rzecz jasna to co tutaj pan widzi nie ogranicza tego czym jeszcze dysponujemy tylko do zawartości tej walizki.


Moonus Mandel, kosmoport


Zarkoh Adasca


Snajper poprawił pozycję na dachu, poruszając łopatkami. Leżał już tak prawie od pięciu godzin, czekając na właściciela statku. Wysokiej klasy celownik optyczny poruszał się powoli, lustrując całą powierzchnię lądowiska. Czerwony kadłub statku lśnił w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca a po jego właścicielu nie było ani widu, ani słychu. Strzelec był jednak profesjonalistą.

Facet z centrali podał mu dodatkowe instrukcje pochodzące od właściwego zleceniodawcy. Wedle słów okularnika arkanianin był dość niebezpiecznym przeciwnikiem, o czym przekonał się ostatni zamachowiec który padł z ręki swojej niedoszłej ofiary. W trakcie odprawy podkreślono że najłatwiejszym, a za razem najpewniejszym sposobem zabicia go będzie zdjęcie mu głowy z barków przy pomocy jakiegoś porządnego karabinu. Dlatego właśnie snajper leżał w palącym słońcu już taki szmat czasu. Ale dla takiej zapłaty gotów był poleżeć jeszcze dwa razy tyle. Dwa tysiące piechotą nie chodzą, prawda?

W końcu, po blisko sześciu godzinach oczekiwania, białowłosy arkanianin pojawił się na ulicy obok lądowiska i wręczył opiekunowi płyty kilka kredytek za pilnowanie statku. Snajper uśmiechnął się lekko i zmienił ogniskową lunety, tak by wyraźnie widzieć twarz swojego celu. Z chirurgiczną precyzją przesunął nieco lufę broni, tak by czerwona kropka w centrum celownika znalazła się centralnie na czole niczego nie świadomego pilota. Dopiero teraz też zabójca zrozumiał dlaczego jego pracodawca mówił konkretnie o głowie albinosa. Resztę jego ciała pokrywała, nieco wybrakowana ale jednak zawsze, mandaloriańska zbroja.

Snajper wypuścił powietrze, jednocześnie pociągając za spust.

Jasno błękitna wiązka z pneumatycznego karabinka ogłuszającego uderzyła w plecy zabójcy, posyłając jego bezwładne ciało na drugi koniec dachu.


Komandos uderzeniowych sił republikańskich stanął na skraju dachu, podnosząc do wizjeru hełmu lornetkę. Jednocześnie włączył wbudowany w maskę komlink.

-Cel zabezpieczony.- zameldował, obserwując znacznie powiększoną przez urządzenie sylwetkę arkanianina.

-Dobrze…- głos jego przełożonego był opanowany i pozbawiony jakichkolwiek uczuć.

W tym samym czasie Zarkoh spokojnie wszedł na płytę lądowiska, mając w kieszeni płytkę danych znalezioną przy ciele durosa którego odstrzelił w ciemnym zaułku. Co prawda była to samoobrona, ale zamarł gdy przed nim stanął wysoki mężczyzna w mundurze nieokreślonych służb Republiki. Bo na pewno był to republikanin. Kodowany order identyfikujący nosił znamiona charakterystyczne dla odznaczeń republiki.



-Zarkoh Adasca.- bardziej stwierdził niż zapytał, stojąc z rękami złożonymi za plecami.- Jestem kapitan deSilleas Kalinnin, dowódca pierwszej grupy pościgowej z ramienia

Pilot zacisnął zęby, wymierzając palcem w pierś mężczyzny.

-Jeśli Vanko nie lubi najemników, to niech ich nie lubi. Ale przynajmniej przestałby rzucać kłody pod nogi…- Zarkoh powoli przestał mówić, gdy zauważył na twarzy rozmówcy inteligentne zainteresowanie bez najmniejszej nuty rozbawienia. Takie rzeczy nigdy nie wróżyły nic dobrego.- Bo to Vanko cię przysłał, tak?

-Nie.- krótka odpowiedź oficera była jak dotyk lodu w środku lata.- Marszałek Vanko nie wie nawet o naszej obecności tutaj. Jestem tutaj z ramienia Republikańskiej Agencji Bezpieczeństwa. Podlegamy bezpośrednio głównemu dowództwu armii Republiki. Zarkohu Adasca, jesteś aresztowany pod zarzutem

Ale Zarkoh nie słuchał już, z cichym przekleństwem na ustach rzucając się na bok. Z kabury wyszarpnął pistolet blasterowy i oddał nim kilka strzałów. Kapitan okazał się jednak dostatecznie szybki by uniknąć wiązek i samemu dobyć pistoletu. Pochylony za stertą skrzynek oddał kilka strzałów w stronę beczki za którą klęczał arkanianin.

-Opór pogorszy tylko twoją sytuację!

-Zamknij się!- Adasca podniósł się nieco i seriami z dwóch pistoletów blasterowych zmusił mężczyznę do ponownego ukrycia się. Biegiem ruszył w stronę statku który był, jakby na to nie patrzeć, jedyną nadzieją arkanianina. Zawieszony na przedramieniu pilota komlink zabuczał, gdy ten wysłał ciche zapytanie o to czy statek jest pusty. Astodroid zapiszczał potwierdzająco.

Zarkoh uśmiechnął się.

-Dobrze… Idiota przyszedł po mnie sam.- pomyślał, jedną ręką zasypując stertę skrzynek gradobiciem wiązek a drugą unosząc do ust komunikator.- X2, otwórz trap i grzej silnik! Spieprzamy stąd!

-Beep, beep bop!

-Tak, wieżyczki turbolaserów też załaduj. Usmażę dziada!- krzyknął, mając nadzieję że kapitanek przestraszy się i ucienkie.

Cichy tupot stóp oraz dźwięk uderzenia metalu o metal zaalarmowały Zarkoha o nowym zagrożeniu. Arkanianin odwrócił się na pięcie i podniósł do góry pistolet by na miejscu pozbyć się nowego napastnika. Ten okazał się równie szybki co Kalinnin. Jeśli nie szybszy.

Ubrany w lżejszą odmianę pancerza szturmowego mężczyzna doskoczył do Adascy i szybkim kopnięciem wytrącił mu z dłoni pistolet. Następnie długim krokiem zmniejszył dystans od przeciwnika by wbić łokieć w splot słoneczny opancerzonego albinosa. Mimo że był to pancerz mandaloriański, cios zabolał jak jasna cholera. Potem było drugi i trzeci, w pierś i żołądek. Zarkoh zatoczył się, wyjmując z kabury zapasowy pistolet. Żołnierz był zbyt blisko by próbować uniku. W desperackiej próbie przetrwanie rzucił się do przodu, prosto pod nogi łowcy nagród. Dwie wiązki z pistoletu otarły się o jego hełm, zostawiając na jasnym tworzywie czarne smugi.

Trzecia wiązka, koloru błękitnego, uderzyła w bok głowy najemnika i ogłuszyła go. Komandos powoli wstał z ziemi, patrząc na stojącego kilkanaście metrów dalej dowódcę.

-Dobry strzał, sir

-To nic, sierżancie. Na przyszłość starajcie się strzelać a nie popisywać się umiejętnościami walki wręcz.

-Sir, tak jest sir.- sierżant zasalutował sprężyście, po czym założył kajdanki magnetyczne nieprzytomnemu mężczyźnie.

Kapitan deSilleas Kalinnin uśmiechnął się do siebie, ładując niebezpiecznego łowcę nagród na swój statek. Kolejne zadanie wykonane. Po raz pierwszy czuł też że zrobił jakiś duży krok naprzód. Na koncie Adascy były łapanki niewolników, zabójstwa, współpraca z wielkimi kartelami przestępczymi… Mógł dostarczyć im wiele informacji. Nawet bardzo wiele, biorąc pod uwagę obecny wyrok jaki mu grozi.

Nikt nie zwrócił większej uwagi na naramienny komlink który to arkanianin zgubił w czasie szamotaniny.

Kirył jest proszony o nieodpisywanie
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 05-08-2011 o 13:31.
Makotto jest offline  
Stary 05-08-2011, 15:08   #28
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Czym dysponujecie i możecie zaoferować? - powiedział Slevin.
Brzuchacz podrapał się po nosie, patrząc na wystawę kosztowności na stole.
- Mamy sporo sprzętu, broni... Mamy nawet stymulanty bojowe i narkotyki - uśmiechnął się lekko, jakby powiedział coś co jest nowością - Co pana dokładnie interesuje?
- Sprzęt, broń... To jest to, co mnie na aktualną chwilę interesuje.
- Broń długa, krótka? A może tak zwane dodatki i akcesoria? Albo broń do walki bezpośredniej...? - uniósł tajemniczo brew, zawieszając wzrok na mieczu świetlnym mandalorianina.
Slevin uśmiechnął się pod hełmem, nie zdradzając żadnych emocji. Jego wyprany z emocji głos, znowu dało się słyszeć:
- Akcesoria... Do tego potwora... - poklepał strzelbę blasterową na plecach.
- Hmm... - gangster zmierzył wzrokiem broń najemnika i wyjął ze skrzynki coś przypominającego posklejany z wycinków katalog.
Na kolejnych stronach widać było zakładki oznaczające kolejno: uchwyty, celowniki, podpórki, tłumiki, generatory wiązek ogłuszających, broń podwieszana.
Slevin przyciągnął w swoim kierunku katalog i począł go pobieżnie przeglądać. Druga ręka błądziła koło jednego z blasterów. Zdjęcia umieszczone w katalogu, wystarczały mu zupełnie, aby wiedzieć wszystko o oferowanym produkcie.
- Celownik - stuknął palcem na zdjęcie celownika w katalogu – Uchwyt - znowu puknięci – Ogłuszacz - ostanie puknięcie.
Mężczyzna poprawił po raz kolejny okulary na nosie i szybko zapisał na kartce numery wybranych przedmiotów. Następnie uniósł ją lekko w górę. Nim Slevin zdążył zrozumieć co się stało, młody rodianin przebiegł koło jego rozmówcy i zabrał kartkę. Zniknął w drzwiach kantyny pod którą siedzieli.
- Zapewne nie wie pan że ktoś zaczął się panem interesować- gangster uśmiechnął się samymi ustami, sięgając po filiżankę kawy i upijając dwa łyki.
- Nie wiem - odbąknął chłodno najemnik – Ale Pan zapewne to wie i kim jest ten pechowiec...
- Nikt z naszych - odpowiedział spokojnie – Początkowo pewna osoba chciała zlecić naszej... Organizacji zabicie pana oraz dwóch innych obiektów. Pozostałe dwa cele znalazły interesantów, ale co do pana... Cóż. Nikt nie chciał atakować mandalorianina. Z naszej strony jest pan bezpieczny, a ostrzegam pana bo lubię robić na złość ewentualnej konkurencji.
Uśmiechnął się szeroko, nieco upodabniając się do zadowolonej żaby. Po chwili podbiegł nich rodiański chłopiec, niosąc spore pudło.
- Dziękuję za ostrzeżenie, szanuję to - odpowiedział i odebrał z rąk chłopca pakunek – Dziękuję, miło mi robi się z waszą organizacją interesy.
Kelevra wstał z krzesła:
- Dowidzenia - powiedział i skierował się w stronę drzwi.
Okularnik skinął głową, odprowadzając wzrokiem mężczyznę. Młody rodianin spojrzał ze zdziwieniem na pracodawcę.
- I co, szefie? To już?
Gangster pokręcił głową.
- Trzeba znać własne możliwości, Oll. Z resztą wykonał zadanie śpiewająco. Nawet przestępcy powinni mieć jakieś zasady, zapamiętaj to.
-Dobrze, proszę pana...

Slevin wyszedł z baru i skierował się do miejsca spotkania. Pakunek, szybko rozpakował w bocznej uliczce i zajrzał ostrożnie do środka, w końcu mogła tam siedzieć bomba czy inne ustrojstwo, np. pluskwa. Na szczęście nie było żadnej z rzeczy, których się obawiał. Uchwyt, ogłuszacz i celownik w mgnieniu oka zamontował na strzelbie. Próbnie wystrzelił dwa razy do wcześniej ustawionych butelek i sprawdził, czy celownik się zgrywa z bronią. Zgrywał, jak mało co. Ogłuszacz, zamontował z boku broni, aby nie przeszkadzał w szybkim jej dobywaniu z pleców.
Nie mając nic więcej do roboty na mieście, zadowolony z wypłaty i zdobytych informacji, ruszył do miejsca spotkania.
Jedna rzecz tylko niedawana mu spokoju. Kto zlecił ich uśmiercenie? W końcu nikt sam na siebie nie nasłał by zbirów, łączył ich Heater. Sam mentor i przyjaciel nie mógł też tego zrobić, a tylko on wiedział kogo chce zatrudnić. I do jakiej misji. Co prawda poszaleli na mieście, jednakże nie mogli oni aż tak bardzo się rzucać w oczy. Oprócz Slevina, nikt więcej nie mógł zajść za skórę łowcy nagród, na którego dostali zlecenie, czy Vankowi. Ta sprawa była grubo podejrzana i obiecał sobie, że przyciśnie w tej sprawie Heatera, jak go tylko zobaczy.
Przed sobą widział już umówione miejsce spotkania, miał nadzieję że reszta tej prześmiesznej drużyny, czeka już w środku. Nie lubił przychodzić przed czasem, najlepiej było dla niego przychodzić spóźnionym. Wtedy wszyscy byli już zebrani, a on nie tracił czasu na czekanie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 05-08-2011 o 21:21.
SWAT jest offline  
Stary 08-08-2011, 19:56   #29
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Mamy problem. - Zameldował przez comlink Patric. - Wy wydajecie się bezpieczni, ale mnie najwyraźniej, namierzył ktoś nie do końca życzliwy. Mam nadzieję, że kończycie. Muszę zniknąć, ale spróbuję pociągnąć za sobą policjanta. -

W tym samym czasie, kiedy mówił, wyszedł na ulicę, i rozejrzał się, za mężczyzną w płaszczu. Uznał, że warto ponieść ryzyko, zwłaszcza, że jeśli by go zauważył, zamierzał tym samym odciągnąć od Patric ogon, w postaci policjanta.

Plan był prosty, wypatrzeć mężczyznę w płaszczu, iść za nim i zapytać jaką wiadomość mają dla niego Demony. Miał bowiem dziwne przeczucie, że to był człowiek od nich. Mógł być oczywiście kimś od Vanko, ale ten miał inne, łatwiejsze i pewniejsze sposoby na przekazanie wiadomości.

Tak, był, właściwie to mignął mu skręcając, za róg budynku, w którym mieściło się biuro Heathera. Marcus, ruszył ostentacyjnie za nim, podbiegł nawet kawałek, aby mieć pewność, że policjant to zauważy, dodatkowo zsunął kaptur, aby pokazać hełm, który był bardzo charakterystyczny.

Kiedy wpadł do zaułka, czekało go lekkie rozczarowanie, był pusty, na ziemi leżała kolejna karteczka, złożona. Przyciągną ją mocą, i przeczytał, tym razem było napisane "Zmysły można zmącić, ocenę oszukać", a jednocześnie rozszerzył zmysły, skupił się na postrzeganiu mocą.

Kiedy Taycros rozszerzył swoje zmysły, oddając się w dużym stopniu mocy, zobaczył wiele rzeczy. Ludzi idących ulicami, szczuty przemykające kanałem pod jego nogami a nawet ludzi zajętych swoimi pracami w otaczających go biurowcach.Postać której szukał stała na szczycie budynku obok zaułka, patrząc z dużej wysokości na stojącego poniżej Marcusa. Dziwne uczucie, zobaczyć siebie w chwili obserwacji przez inną osobę. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i pogładził dłonią kilkudniowy zarost na policzkach. Poprawił kaptur na głowie i ruszył przez dach. Na szyi miał metalowy łańcuszek, a na nim niepozorny, błękitny kamień wielkości rybiej łuski.

Hmmm, 30 pięter w 20 sekund. Marcus rozejrzał się za linką, albo mocowaniem wyciągu, ale nie wypatrzył niczego. tymczasem mężczyzna ruszył, więc nie było rady, trzeba było go gonić ulicami. Co okazało się o wiele trudniejszym zadaniem, niż zwykła ucieczka po dachach. Raz mężczyzna mignął mu jak skakał nad ulicą, a potem się urwał.

Nie pozostało mu wiele do roboty, ruszył więc pod biuro Heathera, aby sprawdzić czy Patric i wookie, jeszcze tam są. Po drodze rozważył co wie.

Jego cel był niezwykle zwinny, i potrafi się doskonale skradać. Pokonał 30 pięter w 20s, co daje mu średnią prędkość 4m/s. Więc albo miał przygotowaną drogę ucieczki, zainstalowany porządny wyciąg, albo co było by o wiele gorsze, posługiwał się mocą, z wielką wprawą.
 
deMaus jest offline  
Stary 10-08-2011, 12:11   #30
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Patric weszła do budynku i poszła śladami Wookiego. Przed salą, gdzie Futrzak zajmował się przesłuchaniem stał jakiś szczawik, nerwowo paląc papierosa. Patric podeszła bezszelestnie i zatrzymała się za plecami chłopaka.

Ten aż podskoczył, wypuszczając papierosa. Jego dłoń odruchowo powędrowała pod skórzaną kurtkę skąd wydobył pistolet blasterowy. Był cholernie szybki.

-Kim je... kim pani jest? -zapytał po chwili, nie podnosząc broni.

- Spokojnie - Patric uśmiechnęła sie - mamy wspólnego szefa. Chcesz obejrzeć mój pistolet?

-Aaa... Pani to ta nowa, która dzisiaj przyleciała wraz z tymi zabijakami...-
mruknął, chowając broń do kabury. Nie było szans żeby miał więcej niż siedemnaście lat. Mimo to na lewym policzku miał już sporą bliznę po oparzeniu.

- Patric - dziewczyna wyciągnęła dłoń

Chłopak uścisnął ją, rozglądając się.

-Tokiva Ordon.- przedstawił się, uśmiechając lekko.

- Pilnujesz?

-Tak. Pan Włochaty zabrał tam jakiegoś zbira do przesłuchania, i od jakiegoś czasu było tam słychać takie...-
zaniemówił, szukając słowa. W końcu zaczął uderzać otwartą dłonią o udo.- Coś mniej więcej takiego.

- Podejrzany otrzymał lepa na odmulenie kumaczki
- wyjaśniła Patric z uśmiechem

Tokiva lekko wytrzeszczył oczy i powolutku obrócił głowę w stronę dziewczyny. W końcu, po długiej chwili ciężkiego myślenia bardzo inteligentnie zapytał:

-Co?!

- Lepa. Lepa na odmulenie kumaczki
. - Patric zachichotała.

-To jakaś mocno egzotyczna odmiana basica chyba...- powiedział ostrożnie, uważnie obserwując usta rozmówczyni.- Istnieje szansa na przetłumaczenie tego co mówisz?

- Walnąć kogoś tak, żeby zaczął współpracować. Kumaczka - głowa. Odmulić - no, tu chyba usprawnić działanie. Serio nie znasz tego powiedzenia?


-Nie, mam szerokie wyszkolenie w materiałach wybuchowych, broni palnej i przetrwaniu w terenie, ale nigdy nie przyjąłem wyszkolenia w materii powiedzonek i żargonów.- odpowiedział tonem służbisty, prawie salutując. Widocznie nie lubił mieć w czymś braków.

- Widzę, że oberwałeś - Patric wyciągnęła rękę, żeby dotknąć policzka chłopaka.

Lekko zesztywniał, jednocześnie salutując. Nie cofnął się jednak przed dłonią dziewczyny.

-Potwierdzam.- prawie krzyknął.- Stara rana, psze pani.

- Patric
- poprawiła miękko chłopka. Poczuła smutek i złość , stara rana, musiał mieć najwyżej 15 lat jak oberwał… - co się stało?

Chłopak przełknął ślinę.

-Wojna domowa na terenie mojej ojczystej planety. Rząd stał przy republice, a rebelianci chcieli do Imperium. Wybuch gazu tibamma w czasie ataku terrorystów...

- Musiało boleć jak cholera, co?

-Tak, ale przeżyłem. Więc nie ma problemu
.- odpowiedział spokojnie, z wypracowanym opanowaniem. Sama blizna była ciepła i śliska w dotyku.

Patric pogładziła chłopaka po policzku i cofnęła rękę.
- Budzisz się w nocy z krzykiem? Przezywasz ten wybuch ciągle na nowo?
Komlink piknął . – Super moment – pomyślała dziewczyna ze złością wciskając przycisk odbioru.

- Mamy problem. – usłyszała głos Markusa - Wy wydajecie się bezpieczni, ale mnie najwyraźniej, namierzył ktoś nie do końca życzliwy. Mam nadzieję, że kończycie. Muszę zniknąć, ale spróbuję pociągnąć za sobą policjanta.

Nie odpowiedziała , czekając na to, co powie Tokiva. Ten spojrzał na Patric z inteligentnym niezrozumieniem.

-Nie. Czemu miałoby się tak dziać?- zapytał, nie rozumiejąc samego pomysłu.

- Tak piszą w książkach. PTSD i te sprawy. - Patric zbagatelizowała swoje słowa - skoro ciebie to nie dotyczy, to super.
- Przepraszam na moment, mam cos do załatwienia
– powiedziała odchodząc za róg korytarza.

Spróbowała się skontaktować z Markusem, ale nie odpowiadał. Zaniepokojona wybiegła na powrót do zaułka, starając się pozostawać w cieniu – co pozwoliło jej uniknąć wzroku policjanta – ale było tam pusto. Rozejrzała się dookoła raz i drugi, po czym skierowała się z powrotem do budynku. Postanowiła odczekac 5 minut przed ponownym kontaktem. Być może Markus miał powód, dla którego nie odbierał. Miała nadzieje, że tym powodem nie jest blaster przystawiony do głowy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172