Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2011, 14:35   #1
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
[Wh40k/Inquisitor] Aniołowie, zagładę zwiastowawszy...



Jest to czas legend.

Potężne armie ścierają się w walce o dominację nad galaktyką.
Nieskończone szeregi żołnierzy są chaotycznie dosyłane na tysiące pól bitew przeciw obcym, zdrajcom i gorszym zagrożeniom, podczas gdy najstraszniejszy wróg Imperium zdaje się czekać. Cieszący się względnym spokojem admirałowie i generałowie Jego armii czują na sobie nienawistne spojrzenie Oka, które nie było martwe - ledwie uśpione.

Zmierzch ostatniego wieku supremacji Ludzkości nadchodzi.

Przebijające nieboskłony wieże monumentalnych konglomeracji są bastionami świadectwa władzy Imperatora tam, gdzie nie zostały obrócone w gruzy przez niezliczonych wrogów. Triumfy odnoszone na milionach światów zapewniają utrzymanie kurczących się granic Jego domeny dzięki poświęceniom wojowników, zarówno potężnych jak i zaledwie licznych.

Pierwszymi i najlepszymi pośród nich są Astartes, nadheroiczne byty, które prowadzą armie Imperatora do zwycięstwa za zwycięstwem. Są niepowstrzymani i wyśmienici w wojennym rzemiośle, szczytowym osiągnięciem genetycznych eksperymentów Imperatora. To najpotężniejsi ludzcy wojownicy jakich galaktyka kiedykolwiek poznała, za wyjątkiem ich poprzedników...

Zorganizowani w niewielkie kompanie przynależące do tysięcy Zakonów, Kosmiczni Marines bronią galaktyki w imię Imperatora przed obcymi, zdrajcami i swymi poprzednikami, którzy te granice wyznaczyli.

W rzeczy samej sprostać muszą przerażającym oponentom. Z genetycznymi przewagami Marines, milleniami doświadczenia bojowego i błogosławieństwami Mrocznych Bogów niewiele jest groźniejszych istot w galaktyce. Są oni wojownikami mającymi dostatecznie silną wolę, zdolności i potęgę by być największymi bohaterami Ludzkości. Ich tragedią jest fakt, że z wyboru są jej największym nemezis.

Podczas gdy płomienie wojny rozprzestrzeniają się po Segmencie Obscuras, wszyscy najwięksi czempioni ludzkości dawno zawiedli. Jedyną linią obrony przed Ciemnością jest nieustanna rozdzierająca walka na wyniszczenie prowadzona przez zwykłych żołnierzy.


~ DRAMATIS PERSONAE ~

Adepta Sororitas
Aleena Medalae - siostra Szpitalnik, Zakon Spokoju

Gwardia Imperialna
Sihas Blint - kapitan drugiej kompanii 16. elizjańskiego regimentu desantowego

Departamento Munitorum
Gregor Malrathor - lord komisarz 187. pułku oblężniczego Krieg

Ordo Hereticus
Orien - kronikarz bez przeszłości

Ordo Malleus
Ardor Domitianus - paladyn Szarych Rycerzy
Seraphim Ehelion - Sprawiedliwy przechwytywaczy Szarych Rycerzy

Adeptus Astartes
Haajve Sorcane - techmarine Szóstej Kompanii Kruczej Gwardii

Tysiąc Synów
Strateg Chaosu - Nieśmiertelny Pana Zmian, strateg

Straż Śmierci
Febris Abominius - Magus Rozkładu, czarnoksiężnik

Dzieci Imperatora
Miriael Sabathiel - Syrena Mrocznego Księcia, upadła monachae

Legion Alpha
Alpharius - primarcha

Urodziłem się szóstym synem Kaschady, hetmana Taboru, w dniu, gdy Wielki Prorok przybył pomiędzy nas...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 20-08-2011 o 18:19.
-2- jest offline  
Stary 20-08-2011, 17:35   #2
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wyznawca, lekki krażownik klasy "Niuestraszony", Osnowa, w drodze do układu Albitern

Gregor Malrathor

- Za zwycięstwo, panowie. - kontradmirał Dronamraju uniósł kieliszek z likierem do toastu, po czym upił drobny łyk.
W ślad za nim poszli pozostali oficerowie zebrani na mostku Wyznawcy. Wszyscy od rangi pułkownika w górę.

Gregor również stał z kieliszkiem w swoim galowym mundurze. Admirał wezwał wszystkich oficerów wyższego szczebla, od pułkownika wzwyż, wręczył każdemu kieliszek likieru i upewnił się, że niżsi rangą oficerowie jego okrętu udadzą się wtenczas na inspekcję.

Pozostałym przy konsoletach i panelach oficerom skapnęło z tego szczęścia po kieliszku wybornego trunku, rozlewanego przez jednego z osobistych serwitorów służebnych kontradmirała.

Malrathor wiedział, że Hansowi by się to spodobało. Nie był w żadnym razie osobą celebrującą przedwczesne zwycięstwa. Tak jak pozostali w Korpusach Śmierci przeszedł przez wszystkie szczeble kariery osobiście, bez wsparcia szlacheckiego urodzenia. Po prostu od jakiegoś czasu chętniej czerpał drobne przyjemności od życia, zwłaszcza biorąc pod uwagę nieuniknioną śmierć... prędzej czy później.

Zamiast tego przysłał jego. Renota nie mógł przez zbyt niską rangę majora, co dało mu wymówkę do wysłania Malrathora jako jego reprezentanta.
Gregor uważał pułkownika za swojego przyjaciela, ale nie mógł się wyzbyć wrażenia, że ten mimo tych wszystkich lat walki ramię w ramię z wrogami Imperium chętnie wykorzystuje okazje by oddalić lorda komisarza ze swojego wzroku.

Na pewno zgodnie z jego własnymi słowami, Gregor był bardziej obyty i światowy.

Kontradmirał mówił dalej. Nie wezwał ich tutaj tylko, by częstować swoim alkoholem ponad trzydziestu mężczyzn. Nawet komisarz floty przydzielony do służby w jego cieniu, wydawał się rozluźniony. Chłonął każde słowo Irmana Dronamraju.

- Wezwałem was - mówca zatoczył ręką łuk po pomieszczeniu - wcześniej, zanim na właściwą naradę taktyczną przybędą przedstawiciele Astartes i Inkwizycji, ponieważ wiem, że wszyscy jesteście doświadczonymi dowódcami żołnierzy, którzy może ustępują im w zwyciężaniu w bitwach, jednak ostatecznie wygrywają wojny. Dlatego chciałbym zapytać was, zanim jeszcze oficjalnie zechcecie przedstawić materiały i przygotowane analizy... - zawahał się przez chwilę - Jakie macie plany działania. - Wskazał ręką kolejne wielkie ekrany taktyczne i panele informacyjne po czym podszedł do blatu taktycznego wydawał się być rodzajem szkła zapełnionego runami. Ponad nim pojawił się po chwili trójwymiarowy obraz kolejnych planet układu z zachowaniem proporcji i kolejności.

- Wierzę, że zapoznaliście się już ze specyfiką naszego obszaru działań. Powiedzcie mi, jak flota może wam pomóc. Jeżeli chcemy, by cele strategiczne w tej krótkiej kampanii wyznaczały kompetencja dowódcza, a nie kaprysy Inkwizycji, powinniśmy ustalić wspólny plan działań. - jego głos był spokojny a atmosfera wśród zebranych wskazywała na pewność, że porażka nie może mieć miejsca. Jednak wypowiedział innymi słowami ich wątpliwości. Byli wysuniętą flotą uderzeniową, złożoną z szybkich jednostek, krążowników uderzeniowych Astartes oraz jednego osamotnionego w swojej potędze Czarnego Okrętu.

Zapanował niewielki harmider, gdy różni oficerowie zaczęli składać luźne propozycje, podsumowywać fakty lub rozmawiać między sobą o możliwościach, choć na razie w kameralnej atmosferze. Większość z nich, na oko Gregora nie było w połowie tak doświadczonych jak jego kriegańczycy. Byli też jedynym pułkiem oblężniczym. Dostrzegał oficerów w umundurowaniu wszelkich regimentów z różnych planet.

Quaere, Czarny Okręt Triumwiratu, Osnowa, w drodze do układu Albitern

Sihas Blint

- Sfiksowałeś, Blint. - powiedział żołnierz, którego odbicie widział w bagnecie. Ostrze nałożone było na broń. Polerował ją szmatką bardziej z nawyku niż konieczności, siedząc na pryczy w ciasnym, klaustrofobicznym wręcz metalowym pokoiku gdzieś na przepastnym pokładzie krążownika. Sihas nie mógł się doczekać końca podróży.

Trzy godziny do opuszczenia Osnowy. Imperator chroni. - rozległ się wytłumiony głos z głośników zlokalizowanych w głównym korytarzu pokładowych kwater koszarowych.

- Jesteś świrem. Dosłownie. Nie możesz być dowódcą. Na rany Imperatora... Byłeś monitorowany przez Inkwizycję... poproś o opiekę medyka, powiedz im! Tak będzie prościej! - ciągnął litanię jego podwładny, też z elizjańskiego regimentu.

Znał tego żołnierza. To Likar Fottone. Jego najlepszy przyjaciel. Martwy od czterech lat.

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy... - parsknęła mara i wyszła z pomieszczenia. Kapitan odwrócił głowę by upewnić się, czy przypadkiem jego umysł nie nałożył obrazu na prawdziwą osobę.
Likar miał ranę przechodzącą przez brzuch, z której zwisały wyrwane przez pocisk wnętrzności, tak jak było naprawdę. Z drugiej strony, naprawdę to jednak skonał w męczarniach. Tutaj raptem wyszedł, ciągnąc wnętrzności za sobą.

Dzisiaj jego schorzenie raczej nie dawało mu się we znaki. Dobry dzień.

Żołnierz odłożył broń i wstał do niewielkiego zlewu z kranem, odkręcając go by przemyć twarz. Poczynił przy tym dokładnych starań by jego oczy nie spoczęły na lustrze. Żył w ten sposób już zbyt długo...

- Kapitanie. - jego uwagę przyciągnął mechaniczny głos, jakby wybijania sylab narzędziami na metalowym poszyciu.

Odwrócił głowę do serwitora. Na jego oko nie wyróżniał się od tysięcy mu podobnych sług-konstruktów. Może miał twarz nieco bardziej wykrzywioną bólem niż zwykle.

- Inkwizytor prosi do siebie. Mówi... mówi, że będzie w przedziale więziennym a dalej pokierują kapitana serwitorzy. I żeby zabrać cokolwiek będzie kapitanowi potrzebne. - podjął się wielkich starań, by utrzymać kamienną twarz, po czym wyszedł. Pierwszy raz spotkało go coś takiego. Sihas pamiętał jeszcze reakcję Fottone'a, gdy ten przekazywał mu, że ma się stawić...

Na początku się bał, ale teraz wiedział, że to raczej rutyna. Najbardziej dociekliwi inkwizytorzy nie mogli znaleźć w nim śladu spaczenia i herezji. Dosyć pozytywnym była w takim razie sytuacja, w której stwierdzono zaburzenia psychiczne. Szaleństwo.
Każdy z nich, który choćby się otarł o jego regiment i zadał sobie trud by przejrzeć akta oficerów prędzej czy później go wzywał.

Już tylko trzy godziny... Jeżeli się pośpieszy, wróci na pokład startowy i zostanie przewieziony na Wyznawcę jak już wyjdą z Osnowy..

Aleena Medalae, Ardor Domitianus

Triumwirat mógł uchodzić za błogosławiony, ale po bliższym poznaniu jego członków nie można było uciec od prawdy.

Troje inkwizytorów podążało długimi i wąskimi korytarzami, mogąc iść najwyżej dwie osoby ramię w ramię. Zamykający pochód Astartes, z oczywistych względów odziany w tunikę ćwiczebną musiał się lekko pochylić, by nie zawadzać głową. Hospitaller podążała z nimi, wiedząc, co ją przyniesie dzień. Tylko w jednym celu wzywana była na pokład więzienny. Do tego zadania przede wszystkich Triumwirat powołał ją jako część wspólnej świty inkwizytorskiej.

Mijali niezliczone cele-izolatki. Dziesiątki okienek, w których może zmieściłaby się ludzka dłoń, odmierzało pokonany przez nich dystans. Wszystkie były zasunięte od zewnątrz, pogrążając więźniów w ciemności.

Ardor wyczuwał, że całkiem wielu z nich jest psionikami. Na szczęście te cele, w których ich trzymano, w niektórych przypadkach samotnie, w innych po kilkanaście osób na kilku metrach kwadratowych, chronione były warstwami świętych znaków ochronnych, psalmów nicości i innego typu mechanizmów zabezpieczających również zupełnie inny poświęcony psionikom pokład Czarnego Okrętu.

Troje inkwizytorów, dzięki pełnemu zjednoczeniu swoich celów, środków i autorytetu posiadało władzę nie mniejszą niż dowolny lord inkwizytor w Segmencie. Wyjaśniali im wszystko po drodze.

- Obiekt to pochwycony w niezwykłych okolicznościach Astartes, niemal na pewno renegat wyznający Mrocznych Bogów, psionik o wyjątkowych zdolnościach. - zaczęła Patricia Koln, członkini Ordo Hereticus. Była to postawna kobieta, której, czarne włosy byłyspięte w koński ogon z pojedynczym wygolonym pasem włosów z prawej strony głowy. Tam do implantu mózgowego dochodziły kable nieznanego im przeznaczenia. Gdyby miała broń, z jej ubiorem wyglądałaby jak oficer Gwardii Imperialnej. Wiecznie poważna, w przeciwieństwie do jej współpracownika.

- Wyjątkowo niebezpieczny typ. - podjął nie bez nutki rozbawienia Geo Mantamales, przedstawiciel Ordo Xenos. Był to mężczyzna w kwiecie wieku, wysoki i kościsty, o iście archetypowym wyglądzie jeżeli dodać do tego starannie przystrzyżoną bródkę oraz łysinę. Odziany był w oliwkową tunikę, nałożoną na to brunatną kamizelę i czarny płaszcz wylewający się spod kołnierza i nie pozostawiających wątpliwości co do statusu inkwizytora naramienników.

Co zainteresowało Ardora, to fakt, że jego obecność w Osnowie była silniejsza niż innych, ale gdy się na niej skoncentrować rozlewała się i scalała poza spektrum nadnaturalnego wzroku. Jakby sięgał garścią do naczynia z wodą i po wyjęciu dłoni ciecz nie pozostawała tam, a przelewała się przez palce... zanim ponownie przybierze kształt naczynia.
Co zainteresowało Aleenę to bezczelne i jednoznaczne spojrzenia, jakimi Inkwizytor ją obdarzał. Podczas jednej z takich sytuacji, kontynuował wyjaśnienia.

- Samodzielnie zabił trzynastu szturmowców uzbrojonych w wysokocieplne lasery. Było tam kilku operatorów potężniejszej broni, rzecz jasna. Trzymany jest w polu statycznym, podobnym do tego, w jakim spoczywa primarcha Ultramarines na Maccrage. Zadamy mu kilka pytań a potem zdecydujemy, co z nim zrobić.

Trzecia osoba była drobna w porównaniu z dwójką Inkwizytorów. Niska kobieta miała bladą cerę jasnobrązowe oczy. Jej twarz byłaby nieskazitelnej urody, gdyby nie chorobliwa białość maska błogiego spokoju, w jakim zdawała się zastygnąć. Włosy, jeżeli miała, skryła pod kapturem szarego habitu, który przyozdobiła jedynie emblematem Inkwizycji w postaci wisiorka zawieszonego na szyi.
Nazywała się Locannah Coirue i według niektórych była świętą. Jakkolwiek zarówno Domitius jak i Medalae zdawali sobie sprawę z przesady w tym stwierdzeniu, wiadome było iż miała reputację osoby o anielskiej cierpliwości i dużej skuteczności jako inkwizytor Ordo Malleus. Jej Szary Rycerz podlegał bezpośrednio, choć współdzieliła przywilej dowódcy z resztą Triumwiratu.

Kilka minut trwała wędrówka i autoryzacja przejścia przy kolejnych grodziach bezpieczeństwa. Zapuszczali się do coraz lepiej zabezpieczonych obszarów. Ostatecznie doszli do właściwej celi ulokowanej po lewej stronie korytarza. Koln podeszła do serwitora obsługującego konsoletę sterującą pomieszczeniem. Podała swój kod autoryzacji tak, aby jej współpracownicy go nie poznali.

Podwójne grodzie do adamantowego pomieszczenia rozsunęły się pionowo i poziomo. Pomieszczenie było zupełnie ciemnie, ale Ardor i tak widział odzianą w szatę koloru kości sylwetkę mogącą należeć tylko do Kosmicznego Marine'a. Klęczała na podeście który miał być...
On się rusza.
W tym momencie inkwizytor Coirue też to zauważyła. Podniosła rękę. Znieruchomieli.
- Co się dzieje? - wyszeptała zdezorientowanaKoln, zarówno do nich jak i serwitora.
- Pole jest wył... - zaczął Mantamales, gdy dzięki wpadającemu do pomieszczenia światłu wszyscy zauważyli wykrzywioną bólem twarz Astartesa podnoszącą się ku nim.

Nagle, przerywając straszny bezruch inkwizytor z Ordo Malleus została ciśnięta o ścianę za nią jak szmaciana lalka, wyrżnąwszy o nią plecami padła na ziemię. Cofający się Mantalames wrzasnął do Ardora:

- ZABIJ GO!

Orien

Planeta...
I okręt...
Kapelan... martwy...
Dobrze...?
Żaden nie przeżył... tylko... dziecko i... znajoma twarz...
Bez znaczenia...


Nie było to delikatne przebudzenie.
Czuł, jakby całą wieczność spędził w zupełnej ciemności, z powietrzem w płucach, którego nie mógł uwolnić do poziomu bólu, z uwięzionym oddechem i nieruchomym każdym mięśniem... Całą wieczność.
Ale żył. Poruszał rozedrganymi kończynami w takim stopniu, na jaki to pozwalało. Drgawki omal nie zmusiły go do przylgnięcia do zimnego, metalicznego podłoża.
Ciemność wciąż nie ustępowała. Przypomniał sobie coś... zakapturzona sylwetka... pytania...
Zdrajcy...
Tylko... kto?

Nagle jego umysł eksplodował tysiącem doznań, z których w poprzednim życiu sobie nie zdawał sprawy, z ucisku skóry, migotania przed oczami ferii barw mimo całkowitej ciemności, odgłosu własnej, płynącej w żyłach krwi... Doszły do tego setki myśli i wspomnień, które wydawały mu się nie należeć do niego... jakich wspomnień?
Pamiętał okręt... ludzi w pancerzach... słowa o herezji... Ucieczkę przez hangar... rozbicie... odkrycie że żyje i jest przesłuchiwany...
Człowiek nigdy więcej ludzki, pojawiła się w jego głowie myśl.
Wtedy dojrzał Osnowę. To było jak powrót do rodzinnego miasta i odkrycie, że połowa mieszkańców została bestialsko wymordowana, a druga połowa z radością tego dokonała w zupełnym szaleństwie.

Było tego zbyt dużo. Nie krzyknął, ale poczuł własne łzy na policzku i krew w kącikach ust. Wtem dojrzał światło.

Zarysy kilku postaci, zupełnie czarne sylwetki przesłaniające boleśnie rażące światło. Trzy osoby... w szatach, jedna w pancerzu... oni?
I jeden z Astartes... Kosmicznych Marines.... jego braci.
Zdrajcy... ale kto?

Poczuł potężne psioniczne natarcie na jego umysł, które w swoim stanie odparł chyba tylko przez przeładowanie własnego umysłu doznaniami.

- ZABIJ GO! - usłyszał przepełniony szałem i paniką głos gdy wyższa z sylwetek w szatach wskazała go ręką, po czym wycofał się za kolosa zrodzonego z genoziarna.

Wtedy wytrwałość i inkstynkty kosmicznych Marines wróciły do niego. Wiedział, kto był celem tego rozkazu...
Lecz... czy brat stanąłby przeciwko bratu?

Serafim Ehelion

Seraf obserwował uważnie walkę treningową. Jeden z jego braci z oddziału uderzeniowego, Giaed w tunice treningowej przy użyciu zwykłego miecza odpierał ataki dwójki zwykłych ludzi zachodzących go raz po raz z obu stron.

Może niezupełnie zwykłych...

Jeden z napastników to drobny mężczyzna urodzony w mieście-kopcu Graxkal gdzieś w Segmentum Solar, gdzie pracował jako swoisty szampierz pośród szlachty, zabijając w pojedynkach odważnych i dobrze wycenionych - w przerwach od przymierania głodem. Nie była to praktyka normalna w światch miast-kopców, ale widocznie gdzieniegdzie się ostała.

Otrzymawszy propozycję od inkwizytor Ordo Malleus nie zastanawiał się długo. Na oczach Sprawiedliwego zarzucił długim łańcuchem, który owinął się wokół miecza jego brata, po czym przyciągnął się sam do przeciwnika obniżając jego gardę i nacierając stalową buławą, kształtem przypominającą broń Adeptus Arbites.

W idealnej koordynacji sytuację wykorzystała kobieta w wymyślnie zdobionym czarno-czerwonym mundurze, walcząca halabardą. Równie ciemne włosy miała krótko przystrzyżone i kręcone a emblematy na jej jedynym naramienniku, prawym, wskazywały że należała do Hierarchii Heraclesa, jednej z gildii wojowników-ochroniarzy słynnej w mniej zmilitaryzowanych systemach sektorów okalających Wrota Cadiańskie. Rzuciła się na oponenta zamierzając zagłębić mu szpic wąskiego miecza pod łopatkę.

Oczywiście, Giaed obrotem torsu wyszarpnął wciąż oplątany wokół jego treningowego miecza łańcuch i po ruchu całego ciała byłby smagnął wojowniczkę ogniwami po twarzy, gdyby w porę nie uniosła puklerza którym zbiła atak, zataczając się kilka kroków w tył na skutek zupełnie nie przewidzianego ciosu.

Astartes opuścił miecz ku ziemi, pozwalając łańcuchowi się zsunąć, po czym przygotował się na kolejny atak pary przybocznych inkwizytor Coirue.

Oprócz niego, walkę treningową obserwowało trzech innych braci oraz Ath Kamsil, ich obdarzona darem jasnowidzenia przełożona, akolitka Ordo Malleus. Praktycznie nie wyczuwał w niej Daru, musiała więc być uzdolniona wyłącznie w tym zakresie. Bardziej przypominała mu Patricię Koln - zarówno przez ubiór, jak i styl noszenia jasnych włosów czy wręcz urodę. Z drugiej stronie, jeżeli chodzi o fizjonomię, inkwizytor Coirue nie była tak znowu jak na swoje stanowisko wyjątkowa. Zastanawiał się, czy to nie dzieje się ze wszystkimi ludźmi nie-Astartes w tej... profesji.
Malleus...

- Sprawiedliwy... - nagle, znikąd zaczęła mówić łamiącym się głosem akolitka. Zerknął na nią. Zaplecione ręce obecnie opuściła wzdłuż boku, a nie obserwowała walczących, tylko jakiś punkt między nimi. Punkt spoza tego miejsca... znał to spojrzenie, służąc razem z tę komórką inkwizycji dłużej niż jego wielebny brat, paladyn Ardor Domitianus.

Strużka krwi wypłynęła z nosa młodej kobiety, oddech przyśpieszył.

- Inkwizytor... inkwizytor ma kłopoty... poszła przepytać więźnia... - z trudem przełknęła ślinę. - Renegackiego Astartes... - dodała z dużym wysiłkiem, zanim oczy uciekły jej w tył głowy i zwaliła się na ziemię.

Walka natychmiast ucichła. Serafin był pewien, że jako jedyny słyszał jej słowa... Słyszał je bowiem w umyśle. Wątpił, by potrafiła je choćby wymówić w takim stanie.
O ile spojrzenie znał, coś takiego nigdy się nie zdarzyło.

Jeden z braci natychmiast uklęknął obok, aby sprawdzić puls. Wojowniczka z gildii natychmiast przypadła do niej, podnosząc jej powieki i nasłuchując, czy serce bije. Drobny szampierz wybiegł, zapewne po bardziej wykwalifikowanego medyka niż Astartes.

Mściwy Duch, barka bojowa Czarnego Legionu, Oko Grozy, kryjówka w fałdzie czasu

Wybrańcy Abbadona

- To ostatnia okazja, jaka się nadarzy. Na pewno macie wiele pytań. - powitał całą trójkę Zaraphiston, czarnoksiężnik Czarnego Legionu. W przedsionku wyglądającym na umocniony punkt bezpośrednio pod mostkiem okrętu, na którym byli, w pomieszczeniu ze stali i, gdzieniegdzie, demonicznej materii poza nim czekało dziesięciu Wybrańców. Byli to wojownicy, którzy oblegali Terrę, prowadzili milionowe armie i rządzili systemami.

Wszyscy stawili się na wezwanie swojego przywódcy. Zaraphiston gestem wskazał korytarz i poprowadził ich, mówiąc dalej do podążającej za nim czwórki. Wybrańcy eskortowali ich podążając z tyłu.

- Zadawajcie je. Odpowiem na wszystkie. Musicie zrozumieć, że od momentu gdy wkroczycie na teleporter, zostaniecie zdani na siebie. A to nastąpi niedługo, Furiacor[ już czeka. - ciągnął swoim sykliwym, głosem, jeszcze bardziej zniekształconym przez vox-nagłaśniacz hełmu.
Podążali inną drogą niż wcześniej - jednostki, które ich przywiozły, przetransportowały ich na pokład Mściwego Ducha. Teraz jednak szli nie do hangarów, a wspomnianego antycznego teleportera.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 20-08-2011 o 22:01.
-2- jest offline  
Stary 21-08-2011, 19:09   #3
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
- Strach i nienawiść są oznakami słabości mój Synu... Nie podnoś głosu na Syna Imperatora.

Słowa wypowiedziane przez Orientisa padły ciszej niżby sobie tego życzył, natomiast na tyle głośno, aby zgromadzone w komnacie osoby mogły go usłyszeć. Jego ton był opanowany, i chociaż przepełniony bólem, możnaby było nawet stwierdzić, że nieco pieszczotliwy. Zawsze traktował ludzi wyrozumiale, niczym własne dzieci, czy może nawet wnuki. Mimo wszystko traktowanie Kosmicznego Marines niczym popychadło, zasługiwało w jego mniemaniu co najmniej na zwrócenie uwagi.

- Najlepiej wcale tego nie rób... I na lśniące ślepie Solaris... dajcie mi wody...

Marines wytężył wzrok by dokładniej przyjrzeć się mężczyźnie, potem skupił spojrzenie na drugim Astartes, chciał ocenić jego stopień i przynależność. Jednocześnie pocierał o siebie wargami, chciał zebrać odczuwaną na nich krew, a później to co na nich znalazł, wypluł na podłogę i zaczął wstawać. Robił to delikatnie i ostrożnie, podpierając się przy tym drążymi dłońmi o podłogę, dręczyły go obawy, że może stracić równowagę. Ból głowy był nietypowy, nie miał pojęcia jak przeniesie się na wydolność organizmu. Wykonał lekkie, powitalne skinięcie głową.

- Skąd w twym przyjacielu tyle wrogości, gdzie mój pancerz i... co się dzieje z Osnową?

Miał cień nadzieji na to, że jego brat zrozumie co miał na myśli, że posiadał informacje od innych psioników. Tak silne zmiany w Osnowie nie mogły przecież umknąć niczyjej uwadze. Później przyjdzie czas na inne pytania, jak chociażby o to, gdzie się teraz znajdował.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 21-08-2011 o 19:18.
Komiko jest offline  
Stary 23-08-2011, 02:02   #4
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Postanowił, że zanim wyruszy złożyć wizytę inkwizytorowi, jeszcze raz przejrzy cały ekwipunekl

Wydawało się, że wszystko się zgadza. Broń, sprzęt, granaty. To często były detale, ale podczas misji każdy detal mógł uchronić czyjeś życie. Szczególnie jeśli to Ty masz utorować komuś drogę i na wsparcie nie masz co liczyć. Kiedy widzisz przeciwnika ważne są te ułamki sekund w ciągu których Ty i twój rywal pociągacie za spust, więc zdecydowanie lepiej mieć sprzęt we wzorowym stanie. To właśnie dlatego Elysianin zawsze spędzał tyle czasu nad sprawdzaniem własnego uzbrojenia. Inną kwestią było to, że często pomagało zebrać mu swoje myśli i odgonić ogarniające go szaleństwo, wraz z całym tym koszmarem.

Nie spieszył się zbytnio z wyjściem. Wiedział, że tak czy tak nie ma co liczyć na miłe spotkanie. Sihas nie pierwszy raz miał udać się na spotkanie z inkwizytorami i chyba żadnego nie można było nazwać przyjemnym... Imperium nie lubiło 'inności' wśród swoich żołnierzy i dlatego on był zawsze pod obserwacją, jednak ku rozczarowaniu każdego, żaden do tej pory nic nie znalazł.

I nie znajdzie... Tego był pewien.

Zwykle na tego typu spotkania kazano mu stawić się nieuzbrojonym, ale skoro tym razem ma być inaczej...

Coś się kroi, ta rozmowa nie będzie wyglądała jak reszta. On czegoś ode mnie chce. Pomyślał. Jednak muszę przyznać, że wyjątkowo to będzie miła odmiana.

Mógł tylko liczyć na to, że tym razem jego własny umysł znowu go nie oszuka i nie przywoła starych obrazów... Chociaż musiał przyznać, że mina Inkwizytora Fettelbecka każącego go wyprowadzić, po tym jak przeprowadził dość skomplikowany monolog z jednym z ludzi z jego obstawy była bezcenna... Nigdy nie widział u kogoś na twarzy takiej mieszanki obruszenia, strachu i bezradności.

Jednak nawet on nie mógł znaleźć na niego niczego, a choroba psychiczna nie zabierze żołnierza z frontu. Stąd jest tylko jedno wyjście, i to w jedną stronę.

- Czas się zbierać. Pewnie znowu mają do mnie setki pytań - Westchnął do siebie i zabrał cały sprzęt. Nie wiedział co spotka go za chwilę ani co zaplanował dla niego tamten, ale było to nieważne. Był żołnierzem. On tylko wykonywał rozkazy... Opuścił pomieszczenie i udał się do kabiny zajmowanej przez inkwizytora.

Nie wiedząc nawet czemu, mając tak dobry humor, pomachał nawet na pożegnanie sylwetce żołnierza, który mignął mu w lustrze. Zdążył jeszcze dojrzeć strumyczek krwi wypływający z czoła kompana, a dokładniej z dziury dawno temu pozostawionej przez rozpędzoną kulę...
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 23-08-2011, 13:23   #5
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Akolitka padła na ziemię
-Inkwizytor przesłuchująca renegata ma kłopoty!- zakrzyknął tak by wszyscy obecni słyszeli
Zeskoczył z barierki i ciężko wylądował dwa metry niżej
- Renegata? Gdzie jest, bracie? - zapytał natychmiast Giaed, opierając się na mieczu. Zerknął zaniepokojony na psionika.
- Będzie żyła... tak sądzę... - powiedziała druga kobieta po szybkim przebadaniu. - Jej serce bije, ale... - zawiesiła głos. Każdy z tutaj zebranych wiedział, że organizmy psioników funkcjonują nieco inaczej, a ich umysły są stale narażone na niebezpieczeństwo.
Nawet Szarych Rycerzy.
- Jakie są twoje rozkazy? Gdzie ją znajdziemy? - zapytał Giaed, podczas gdy pozostali podwładni Serafina na samo słowo “kłopoty” podeszli do stojaków i pobrali broń, gotowi do działania mimo braku pancerzy. Twarz jego brata zastygła w bezruchu. Zwykły człowiek mógłby uznać, że rycerz nie wyraża nigdy emocji, ale Serafin wiedział lepiej. Mina wskazywała, iż młodszy Marine nie był zachwycony brakiem podstawowej wiedzy czy choćby informacji, skąd Seraf to wie, ale gotów był wykonywać rozkazy bez opóźniających pytań. Taki był ich czesty los, choć powiązanie w czasie tego wydarzenia z utratą przytomności akolitki Ath nie mogło pomóc wyklarować sytuacji.
-Pokład więzienny!- zakomunikował prosto samemu doskakując po broń- Selifasie, zgłoś to, reszta za mną!- W sumie na wpół zgadywał, ale podczas biegu doszedł do wniosku, że pierwszy impuls był właściwy. Gdzie może być przesłuchiwany czciciel chaosu?
-Ruchy bracia! Ruchyruchyruchy!- poganiał resztę Astartes biegnąc z pistoletem w jednej ręce i mieczem w drugiej.
Wszyscy z jego braci ruszyli za nim bez słowa, sześciu. nie wszyscy należeli do jego przechwytywaczy, ale wszyscy byli Szarymi Rycerzami przydzielonymi do tej misji. Biegnąc korytarzem omijali serwitory i ignorowali zaniepokojonych szturmowców pełniących warty w różnych częściach okrętu, jak i inny personel. Dotarli do kratowej windy, gdzie czekający serwitor obsłużył wbudowany weń datadysk. Gdy ruszyli niżej, w stronę pokładu więziennego, Serafin mógł tylko liczyć, że nie będą zbyt późno...
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 23-08-2011, 15:11   #6
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ardor szedł zgarbiony, miał ponad dwa metry wzrostu, więc korytarze nie były przeznaczone dla osób jego gabarytów. Paladyn podążał za inkwizytorami, w swoim życiu spotkał ich kilku, głównie tych z Ordo Hereticus, nigdy ich nie polubił, zwykle uważali, że jak ktoś jest psionikiem to automatycznie jest plugawym chaośnikiem, oprócz tego często wtrącali się w kompetencje Ordo Malleus. Jasne, że Ardor darzył ich należnym szacunkiem, po prostu ich nie lubił.

Mijali cele wielu psioników, paladyn był w stanie to wyczuć, nie zbyt się tym przejmował, bardziej przejmował się faktem, że jest bez swojej zbroi, mimo tego, iż stawał na przeciwko demonów w samej tunice i z mieczem w ręku, bezpieczniej czuł się w zbroi.

Wreszcie doszli do celi więźnia o którym tyle mówili, trzymali go w polu statycznym, przynajmniej do teraz, bo pole było wyłączone, inkwizytor Ordo Malleus wyleciał w powietrze, natomiast przedstawiciel Ordo Xenos krzyczał coś o zabijaniu. Ardor odczuł lekką irytację, rozkazy mogli wydawać mu tylko inkwizytorzy Ordo Malleus i wielcy mistrzowie szarych rycerzy, dlatego też paladyn natychmiast przystanął kiedy usłyszał uwięzionego Astartes proszącego o wodę. Paladyn powiedział głębokim budzącym zaufanie głosem:

-W imię imperatora wyjaw swoje imię! Dlaczego zabiłeś gwardzistów? Należy też zastanowić się nad tym czy jesteś w dobrej pozycji do stawiania warunków. Z drugiej jednak strony heretycy zwykle nie proszą o wodę.- Swe następne słowa paladyn skierował wprost do inkwizytora.- Inkwizytorze, zabić zawsze go zdążymy, najlepiej będzie najpierw go przesłuchać.
Kronikarz otworzylł usta by odpowiedzieć na pierwsze z pytań po czym jego usta znieruchomiały, a jego umysł okrylła totalna pustka. Poczuł jak po jego karku i niżej, wzdłuż linii kręgosłupa przebiega mrowiący dreszcz niepokoju.

- Ja.... - zaczął glosem znacznie mniej pewnym od tego, którym przemawiał wcześniej. - Pamiętam imię Orientis... ale tak chyba nazywa się mój kapitan... Mój nie mój... towarzyszyłem mu z racji na doświadczenie dyplomatyczne... Ale resztę spowija ciemność... Masz na myśli ludzi, którzy mnie zaatakowali? Z początku pomyślałem, że kapitan zarzyczylł sobie towarzystwa jakiejś ludzkiej bojówki...mieli na sobie Imperialne insygnia, ale później zaczęli do mnie strzelać...Pomyślałem, że to piraci, którzy z bezczelności nosili nasze naszywki.Ale nawet oni przecież nie są tak głupi by abordażować tego typu okręty...Zabiłem by chronić załogę, wyczuwałem myśli przerażonych cywilów, ale nie mogłem zlokalizować żadnego Astartes...Wszyscy nie żyli... Wydaje mi się, że już wtedy poczułem ten ból.Jakby złamanie czaszki połączone z zatruciem Squacimi eliksirami spożywczymi...-
Tak owo zatrucie sobie przynajmniej wyobrazżalł. Astartes wyprostował się na a otwartymi dłońmi przesunął po swojej pobladłej twarzy.Starał się uporzaądkowacć myśli, wysunąć logiczne wnioski.

- Myślę, że to ta chwilowa eteryczna anomalia jest przyczyną mojego rozkojarzenia, jeśli dacie mi jeszcze chwilę, spróbuję sobie wszystko poukładać...- W tym momencie zauważył, że w pomieszczeniu znajdowały się również kobiety. Stworzenia, których zamknięty w bibliotekach nie widział od kilku lat, nie licząc trupów napotykanych w zrujnowanych wojną ludzkich osiedlach. Nie będąc przywykłym do takiego towarzystwa poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, odezwał się jeszcze raz wiedząc, zże tak nakazuje dobry obyczaj.
- Dzień dobry milłym panią...

Paladyn popatrzył w oczy Astartes, jakby chciał wyczytać czy kłamie.
-A więc utrzymujesz, że podróżowałeś z kapitanem, potem nic nie pamiętasz, następnie zaś atakują cię ludzie, a na statku na którym powinno być przynajmniej kilkunastu Astartes nie ma żadnego. Pamiętasz z jakiego zakonu, lub legionu pochodzisz? Dajcie mu wody, jego obecność w Immaterium wydaje się być nieskalana chaosem.
Inkwizytor z Ordo Hereticus podchodziła powoli, z dłonią opartą na pistolecie bolterowym w kaburze. Hospitaller zdawała się nie zwracać uwagi na olbrzymów, ale musiała ich słyszeć, badając obrażenia u inkwizytor Coirue, która psionicznym atakiem została ciśnięta o ścianę. Tymczasem stojący obok obu Astartes Geo Mantamales cofnął się o dwa kroki za Ardora, drżąc na całym ciele... mniej z przerażenia co z bezbrzeżnego gniewu.
- Idioto! On jest wielokrotnie potężniejszy od nas obu! NIE WIESZ, KIM JEST! - wrzasnął, dygocząc. Nie był to w pełni naturalny proces. Na jego szyi wystąpiłi żyły i Ardor poczuł nadnaturalnym zmysłem, że członek Ordo Xenos ostrożnie bada duszę tego, który przedstawił się imieniem swojego dowódcy - Orientisa.
Po samym kontakci,e ujrzawszy jego potencjał, inkwizytor zrezygnował z próby, cofając się dalej. Patricia Koln wymierzyła pistolet bolterowy.
- Usuń się, Ardorze Domitianus. To, że jedyna osoba poza Tobą z Malleus jest nieprzytomna nie znaczy, że możesz ignorować rozkazy inkwizycji. Już. - zerknęła na moment na Mantamelesa, który wyglądał jakby bardzo żałował, że nie zabrał broni. Najwidoczniej nie wiedziała, dlaczego jedyny psionik z Triumwiratu tak się zachwywał, ale ufała mu w tej materii.
- Dziękuję za komplement, ale nie powinno to pana dziwić. - Orientis popatrzył na krzyczącego Inkwizytora z wyraźną pogardą. W myślach powtarzał sobie, że jeśli kiedykolwiek odzyska dobre samopoczucie, to za próbę równania się z jego potęgą zdzieli tego czlłowieka po mordzie. Świadomie nie starał się też tych myśli ukrywać, wolał by Inkwizytor wiedział na czym stoi o ile tą myśl odczyta.
- Nie powiedziałem, że na statku nie bylło Astartes bracie Ardor... Tylko, że wszyscy wydawali mi się martwi. - Dodał nie chcąc ignorować rycerza, którego imię przed chwilą wyjawilła mu obca kobieta. - Być może twoi przyjaciele przylłożyli do tego ręce...skoro i mnie postanowili ubić na miejscu, co jak wspomnialłeś im się nie powiodło. -
Ardor spojrzał na przedstawicieli Ordo Hereticus i Ordo Xenos

-Nie przeczę, że jest od nas potężniejszy, pytanie w takim wypadku brzmi: dlaczego jeszcze żyjemy. Inkwizytorko, jeżeli podasz jeden, niepodważalny dowód tego, że ten Astartes służy mrocznym siłom, zabiję go osobiście. Na razie jednak jestem jedynym przytomnym przedstawicielem szarych rycerzy w okolicy, a jako paladyna obowiązują mnie rozkazy wydane tylko przez inkwizytorów Ordo Malleus i Wielkich Mistrzów szarych rycerzy.
Inkwizytor skierowała lufę pistoletu w górę, ale nie przestała uważnie oserwować obu Astartes. Teraz Mantamales wydawał się być wyłącznie przerażony.
- Patricia, moja droga - zaczął swoim niskim głosem - wyświadcz mi przysługę, i wypełnij swój obowiązek, eliminując zagrożenie. Nie wiem, dlaczego ten palant zdecydował się podważać rozkazy tych, którzy wiedzą więcej...
- Nie, Geo, powiedz co ty wyprawiasz. - zripostowała. - Sytuacja wydaje się być pod kontrolą.
- Magnax. - odparował tylko mężczyzna. Młodsza kobieta zawahała się.
- Posłuchaj, Ardorze Domitianusie. Jeżeli w tej chwili nie usuniesz się z linii strzału, osobiście zadbam, by Mistrzowie twojego zakonu z edyktu Lordów terry przepuścili twoje progenoidy
przez maszynkę do mięsa jako Spaczone. - zagroził odziany w szatę psionik. Jego odwzorowanie w Osnowie było mimo materialnego spokoju mieszaniną podejrzliwości, strachu, niedowierzania i... oczekiwania, co mogli odczuć obaj rycerze.

- Nie wiem skąd to całe zamieszanie wokół mojej osoby...Na codzień jedynie doglądam skrybów więc nie przywykłem do takich sytuacji. Jeśli wszystko sprowadza się do kwestii uśmiercenia tamtych ludzi to sądzę, że odpowiednie przywileje lub dobra materialne przyznane ich rodzinom złagodzą żal i rozpacz po ich stracie bardziej niż uśmiercenie mojej osoby...Chcialłbym jedynie jeszcze spytać, dlaczego każecie nazywać się Inkwizytorami i opowiadacie o mrocznych siłach? Znajdujemy się w jakimś systemie o częśćiowej autonomii ustrojowej opartej na religijnych przyzwyczajeniach kolonistów?
Orientis chociaż wyglądał na osłabionego, nie moóglł powstrzymacć wrodzonej ciekawości i chęci pozyskiwania nowych informacji, charakterystycznych dla Astartes pełniaących podobne mu funkcje.

-Inwizytorze, jeżeli masz wystarczającą ilość dowód by uzasadnić zabicie Paladyna Ordo Malleus, Astartes który samodzielnie wygnał jednego z sześćset sześdziesięciu sześciu wielkich demonów to masz też wystarczająco dużo dowodów by zabić tego Astartes, przedstaw mi je więc.- Następnie Ardor zwrócił się do Orientisa- Jesteśmy ze Świętej Inkwizycji Boga Imperatora, powiedz mi więc: Jaki mamy teraz rok?

- Faktycznie... - Orientis uśmiechnął się delikatnie a po jego twarzy można bylło poznać, że miał ochotę klepnąć się otwartą dlłonią w czoło. - Doszły mnie niegdyś słuchy o sektach i zgromadzeniach wynoszących Najwyższego Dowódcę do rangi świadomego i stąpającego po świecie boskiego absolutu zamieszkalłego w ludzkim ciele... Ale nie sądziłem, że mają one również poparcie pośród jego własnych synów. - Astartes urwał temat, od zawsze żył w przekonaniu, że o polityce, ani o religii nie powinno się dyskutować, gdyż tego typu przekonania były osobistą sprawą każdego człowieka, podczłowieka czy Astartes.
- Mamy...... mamy... mmm.....amy... -
Mężczyzna starał sieę bezskutecznie odszukacć tą informację w swojej głowie, powoli przeniósł przepraszające spojrzenie na Ardora. Zaczynał odczuwać coraz większy niepokój.
- Ja... chyba nie pamiętam nie tylko imienia. -

-Jak widzisz inkwizytorze, mamy tutaj do czynienia z Astartes sprzed okresu herezji.-Następne słowa Ardor skierował ku Orientisowi- Bracie, mamy rok 984999 i 41 milenium, Imperator został śmiertelnie raniony przez Horusa, który zdradził, teraz Imperator przykuty jest do złotego tronu z którego nie może wstać. Zdradziło nas dziewięć legionów: Dzieci Imperatora, Stalowi Wojownicy, Władcy Nocy, Pożeracze światów, Gwardia Śmierci, Tysiąc Synów, Księżycowe Wilki, Niosący Słowo i Legion Alfa. Ci których nazywam inkwizytorami są przedstawicielami trzech Ordo, trzech inkwizycji, powołanych przez Imperatora i wysokich lordów Terry. Ordo Xenos, powołane do walki z obcymi zagrażającymi imperium, Ordo Hereticus, powołane by zwalczać wszelkie herezje przeciwko Imperatorowi i ostatnie Ordo, Ordo Malleus, którego jestem przedstawicielem, zostaliśmy powołani by zwalczać wszelkie abominacje chaosu.
- Przepraszam. - Orientis milczał przez chwilę, jakby trawiąc to co przed chwilą usłyszał. Efektem tego było malujące się na twarzy rozbawienie.

- Nie odmówię lordowi Horusowi dwóch rzeczy. Po pierwsze ambicji, utarczki, sporadyczne wymiany ognia pomiędzy sojusznikami to rzecz normalna, ale bunt przeciwko imperatorowi to objaw nie brawury tylko głupoty. Co za tym idzie nie odmówię mu tego, że bylł wielkim wojownikiem, bałbym się spojrzeć mu w oczy. Ale zabicie Imperatora? Bracie, to brzmi jak bajka. Wszyscy Primarchowie razem wzięci nie podołaliby naszemu ojcu, nie chce mi się też wierzyć, że połowa z nas miałaby uczestniczyć w czymś tak bezcelowym i absurdalnym. To przeczy całej idei naszego istnienia. Zamiast jednoczyć, podzieliłoby ludzkość, obłęd nie jest jednak chorobą zaraźliwą.

-Imperator żyje, został śmiertelnie raniony, przy życiu utrzymuje go maszyneria złotego tronu, został raniony z zaskoczenia, gdyż do końca chciał ściagnąć Horusa z powrotem na naszą stronę, wiadomo tylko, że Horus sprzymierzył się z czterema potężnymi istotami spaczni, zwanymi “bogami chaosu”. Został on zniszczony przez Imperatora gdy ten zorientował się, że nie ma nadziei dla Horusa. Legiony zdrajców oblegały Terrę, Herezję rozpoczęło zniszczenie trzech legionów lojalnych Imperatorowi Astartes na Istvaan V. Z powodu korupcji chaosu wśród Astartes, niektóre Legiony zdradziły Imperatora, aby to się nie powtórzyło powołano inkwizycję.
 

Ostatnio edytowane przez pteroslaw : 27-08-2011 o 18:00.
pteroslaw jest offline  
Stary 23-08-2011, 18:47   #7
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Gregor upił kolejny łyk wybornego likieru i zbliżył się do blatu taktycznego nad którym unosił schemat systemu. Znał go już prawie na pamięć, spędził większość podróży badając możliwości taktyczne i strategiczne na tym obszarze działań. Wokół niego dowódcy rzucali rozmaite sugestie taktyczne, on sam zaś pogrążył się w myślach. Rozglądając się mógł rozpoznać wiele sławnych jak i mniej sławnych regimentów. Elysianie i Harakoni – najlepsze oddziały powietrzno desantowe w gwardii. Cadianie, jedne z najlepiej wyszkolonych oddziałów we wszechświecie. Vostroyanie, z którymi łączyło go szczególne uczucie nostalgii, gdyż to właśnie w ich regimentach przesłużył pierwsze lata swojego życia, najpierw jako szturmowiec, później jako kadet komisariatu. Doskonali żołnierze, świetni w walkach miejskich i chłodnych klimatach. Agriipanie, z którymi nie łączyły go szczególnie ciepłe uczucia i już raczej nie połączą. Jeden z ich regimentów kwaterował się w pobliżu jego Kriegańczyków i nieustannie wszczynał burdy. Zaledwie wczorajszego dnia był zmuszony przeprowadzić egzekucję ich sierżanta który zebrał całą drużynę gwardzistów i zaatakował kwatery jego ludzi wrzeszcząc że nie będzie służył z pieprzonymi wariatami. Ich pułkownik, Jonas Porway, obecny zresztą na spotkaniu, zdawał się przychylać do opinii swoich ludzi i zignorował skargi Gregora na ich zachowanie. Lordowi komisarzowi wpadła do głowy myśl że szanowny pułkownik powinien nauczyć się szacunku do przedstawicieli komisariatu, albo jego kariera skończy się niezwykle szybko. Prócz nich było kilka nieznanych mu regimentów żeńskich, cały pułk szturmowców, ze dwa inne regimenty których barw również nie rozpoznawał.

No i oczywiście jego Kriegańczycy. 187 pułk oblężniczy Krieg. Istnieją miliardy pułków gwardii imperialnej. Niektórzy wzorują się na Cadiańczykach, inni są podobni do Catachan. Niemniej niema i nie będzie nigdy pułków zdolnych dorównać Kriegańczykom w ich oddaniu Imperatorowi. Gdy ich świat opanowała herezja lojaliści przemienili go w świat śmierci, a następnie zeszli do podziemi by przez dziesiątki lat toczyć z nimi brutalną wojnę okopową. Po dziś dzień każdy Kriegańczyk wierzy że jego celem jest umrzeć dla imperatora. Najlepsi specjaliści od oblężeń we wszechświecie. Nieustępliwi, nieugięci, nieustraszeni. Udowodnili na co ich stać na Opitarze. On i 187 prowadzili każdy atak, każdy szturm. To oni w końcu zdobyli Cytadelę Czaszek, zabili czempiona chaosu Krthata Krwawego i przełamując pat zdobyli planetę dla Imperium. Tamta kampania kosztowała Gregora dłoń i setki żołnierzy. Patrząc na schemat systemu stwierdził że ta może okazać się o wiele gorsza. Gdy odezwał się, wokół zapadła głęboka cisza.

- Od dawna nie mieliśmy żadnych wiadomości z systemu. Musimy zatem założyć że wszystkie planety albo wpadły w ręce heretyków, lub toczą z nimi wojnę. Musimy zatem ustalić priorytety – objął ręką schemat systemu – Nie mamy dość sił by zaatakować każdą planetę systemu jednocześnie. Tak więc proponuję by za cele priorytetowe uznać światy Albitern Ultima i Yntil. Będą one stanowić doskonały przyczółek do ataku na resztę systemu. Jeśli Imperator pozwoli, mogą one być jeszcze nieopanowane przez siły arcynieprzyjaciela. W takim wypadku ich odzyskanie, nawet jeżeli toczą walkę z nieprzyjacielem, nie powinno przedstawiać problemu. Jeżeli jednak zostały one opanowane przez wroga, podejście do nich i desant na orbitę mogą okazać się skomplikowane. Niemniej admirał i jego flota powinni być wstanie zapewnić nam wsparcie wystarczające do skutecznego desantu. Gdy już będziemy na planetach jest niemal pewne że będziemy wstanie opanować przynajmniej przyczółki do przyszłej inwazji, jeśli nie całe planety. Stanowczo odradzam jednak próby przedarcia się przez fortyfikacje Przedmurza Marjorina dopóki nie upewnimy się że jego umocnienia wciąż należą do Imperium. W chwili obecnej nie mamy dość siły ognia, ani liczebności do przedarcia się przez te fortyfikacje. Dokładniejsze plany taktyczne moglibyśmy sporządzić gdy przybędą pozostali, niemniej, bazując na moim doświadczeniu, ten projekt ma największe szanse powodzenia.

Przez cały jego monolog pozostali dowódcy nawet nie próbowali mu przerwać. Szacunek i strach przed Imperialnym Komisariatem, jak i jego osobista reputacja i charyzma zapewniły mu wysoki posłuch wśród innych oficerów. Niemniej Gregora zastanawiało co reszta sądzi o jego sugestiach. Na pierwszy rzut oka był najbardziej doświadczonym oficerem ze wszystkich tu obecnych, nie był jednak nieomylny, zaś większość swojej kariery odsłużył w pułku oblężniczym, planował więc jak oficer oblężniczy. Przyczółek, przygotowanie sił, atak, i powtarzać powyższe aż przeciwnik zginie, lub wszyscy twoi żołnierze zginą. Proste i efektywne. Tego nauczyła Gregora służba w Korpusach Śmierci.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 24-08-2011 o 12:36.
Darth jest offline  
Stary 24-08-2011, 04:15   #8
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Aleena nigdy nie była szczęśliwa, kiedy jej umiejętności miały zostać wykorzystany w sposób odwrotny od tego, do którego była przyuczana, jednak współpraca z Inkwizycją wymagała i też takiego działania. W duchu Siostra miała nadzieję, że obiekt okaże się skory do współpracy, jakiej oczekiwała trójka Inkwizytorów.
Oraz, że nie pożrą się oni sami między sobą w kwestii kompetencji.

Starała się nie poświęcać zbytniej uwagi celom, skupiając się na drodze i oczekującym ją zadaniu. Nie mogła jednak całkowicie zignorować spojrzeń, jakimi obdarzał ją Inkwizytor Ordo Xenos. Nie reagowała na nie w żaden sposób, ale w duchu wzdychała na braki w profesjonalizmie Inkwizytora. Oby tylko pozostał przy spojrzeniach, niech Imperator chroni, a nie odważył się okazywać dobitniej zainteresowania.

Kiedy wreszcie wszyscy dotarli do celi, czekała ich niemiła niespodzianka.
Aleena odruchowo złapała za jedyną broń, jaką posiadała, chociaż było bardziej niż pewne, że kimkolwiek był więzień, najpewniej atak Siostry nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia. Jedynym pocieszeniem w całej tej sytuacji, była obecność Szarego Rycerza oraz samych Inkwizytorów... Niestety, chwilę później Inkwizytorka Ordo Malleus odczuła na własnej skórze możliwości więźnia i to właśnie pomoc jej, stała się priorytetem dla Aleeny. Nie czekając na rozwój wydarzeń podbiegła ona do ciśniętej o ścianę Inkwizytorki, sprawdzając czy jest ona przytomna, oraz czy uderzenie nie spowodowało poważniejszych obrażeń.
Walką niech zajmą się inni.
 
Zell jest offline  
Stary 26-08-2011, 19:28   #9
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Sabathiel wyszła na korytarz wraz z innymi i sięgnęła po cienkiego papierosa. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się towarzyszom. Nigdy nie marnowała okazji do dobrej zabawy, a ta zapowiadała się wyśmienicie. Wypuściła spomiędzy pełnych warg delikatną mgłę różowego dymu. Przynajmniej na chwilę przyćmiewała specyficzną aurę Nurglity. Czuła podniecenie na myśl o zbliżającej się misji. Uwielbiała wyzwania. Ruszyła korytarzami co jakiś czas strzepując popiół na ziemię. Ściśle przylegająca zbroja oddawała kuszące kształty. Odgarnęła długie, czarne włosy z naramiennika przeglądając się w mijanej szybie. Kroczyła pewnie i jednocześnie lekko. Pan Rozkoszy oddał swej wybrance to z czego odarł ją Imperator i Kościół. Nieposkromioną kobiecość… Sabathiel była jednak sentymentalna i gdyby nie błogosławiona przez Slaanesha zbroja, wciąż mogłaby uchodzić za jedną z sióstr. Na tatuażu Lilii i pistolecie boltowym kończył się jednak rzewny, powierzchowny sentymentalizm. Służyła Jedynemu i to jego pragnęła zaspokajać. Wszyscy, których spotykała przez dziesięciolecia byli tylko potencjalnymi narzędziami spełnienia jej ambicji. Rzuciła niedopałek na ziemię i zgniotła wysokim obcasem.

Strateg Chaosu bez problemu kuśtykał za Czarnoksiężnikiem. Czarny czterooki kruk siedzaił mu na ramieniu, nie poruszony bujaniem jakie powoduje chód Taktyka. Służba Lordowi Abaddonowi, nie była jego wymarzą metodą spędzania czasu. Szanował oczywiście potęgę i przychylność mrocznych bóstw jakimi dowódca Czarnego Legionu się cieszył. Nie szanował jednak braku kompetencji i posłuchu wśród swych podwładnych jakimi się cechował. Od czasu Herezji Horusa, Abaddon poprowadził wiele Czarnych Krucjat przeciwko imperium, żadna nie zbliżyła się chociażby do Terry. Brak sukcesu musi bawić Wielką Czwórkę, że ciągle faworyzują Mistrza Wojny. To albo ciekawi ich ile jeszcze porażek Kosmiczny Marine Chaosu zniesie.
Kiedy ruszyli do teleportera Strateg zamyślił się na chwilę rozważając możliwości i przeciwności jakie ich spotkają. W końcu spojrzał na prowadzącego ich Czarnoksiężnika.
-Idzie tylko nasza czwórka? W takim razie będzie musiała to być cicha misja.- to mówiąc zerknął na Febrisa i Alphariusa.
-Jaki opór możemy spotkać? Gwardia Imperialna? Astartes lub Sororitas?- wolał być z góry przygotowany na to co ich czeka. Nie znał możliwości swych... sojuszników, a to była kolejna przewaga dla wroga.

Sabathiel zatrzymała się spoglądając na stratega. Po chwili nachyliła się nad jego ramieniem i głaszcząc kruka zapytała z rozbawieniem.
- Nie lubisz niespodzianek kotku? - usłyszał przy swoim uchu.
Strateg zerknął na Slaaneshytkę.
-Nie specjalnie. Chyba, że ja je robię. - kruk zaczął łasić się do ręki Miriael.
Kobieta gładziła czule ptasie pióra.
- Więc będziesz musiał się przyzwyczaić, bo czuję, że czeka nas ich wiele... - uśmiechnęła się lekko i przeciągnęła językiem po łebku jego czterookiego towarzysza odchylając się.

Febris bardzo pogodnie przyjmował słowa Abaddona, nie przejmując się specjalnie ani groźbami, ani lekceważeniem jakie im okazano. Dwanaście wypraw na teren wroga, zniszczone światy i miliony poległych. Każda z Krucjat osłabiała Imperium otwierając Mrocznym Bóstwom drogę do serc i umysłów ludzi, ale przecież nie dlatego cieszył się takimi względami Starożytnych Potęg. Jaki jest twój prawdziwy cel Ezekielu? – zastanawiał się – Cóż to za kosztowny plan uknułeś, co ciągnie się przez tysiące lat i wymaga takich ofiar? Machinacje godne Pana Przemian, rzeź radująca Niszczyciela – wyliczał w myślach – ból który tak ukochał Slaanesh i bezbrzeżny smutek miliardów twych ofiar dla Boga Rozpaczy. Dla każdego masz jakiś dar, ale czy sam nie mierzysz zbyt wysoko? Czyżbyś chciał zabić samozwańczego boga po to, by samemu zająć jego miejsce?

Febris wciąż rozbawiony myślą o możliwych narodzinach piątego boga chaosu wysłuchał reszty przemowy i wraz z innymi wymaszerował z sali, zatrzymując się tylko by przepuścić w drzwiach służkę Slaanesha.
Szedł na końcu kolumny z każdym krokiem cicho pobrzękując łańcuchami oplatającymi wysłużony pancerz. Antyczna kadzielnica z brązu huśtała się na haku przytwierdzonym do plecaka, pośród gnijących głów i innych odrażających amuletów. Wiszący przy pasie pistolet czasy świetności miał dawno za sobą, tak jak i poszczerbiony i zaśniedziały miecz równoważący jego ciężar przy pasie wyznawcy Nurgla. Z każdą chwilą gęstniała też otaczająca go aura zepsucia i słodkawy zapach zgnilizny.
- Czy możemy liczyć na jakichś ukrytych sojuszników? - zapytał uprzejmym tonem – Ci którzy przejrzeli kłamstwa Fałszywego Boga mogliby się nam bardzo przysłużyć... nie tylko informacjami. A przede wszystkim, gdzie dokładnie zamierzasz nas wysłać Zaraphistonie?

Alpharius długo jeszcze wpatrywał się w drzwi do sali tronowej. Z jego oblicza nie schodził ironiczny uśmiech. Ruszył za nowymi towarzyszami dopiero w chwili gdy ci znikali już w głębi korytarza. Nawet tutaj, w pomieszczeniach przystosowanych do wzrostu Kosmicznych, musiał schylać się przechodząc przez kolejne śluzy. Zdążył przyjrzeć się trójce tymczasowych sojuszników.
Wyznawczyni Slaanesha zrobiła na nim wrażenie. Największe w okolicach lędźwi. Miał ochotę poznać ją bliżej. Dużo bliżej… Najlepiej tu i teraz. Wiedział jednak, że inny mężczyzna zajmował teraz jej myśli. I nie chodziło wcale o Stratega, z którym rozmawiała.
„Będzie musiała to być cicha misja.” Te słowa w połączeniu z wymownym spojrzeniem Tzeentchianina nawet go rozbawiły. Chyba niewiele wiedział o umiejętnościach synów dwudziestego legionu. Alphariusowi to nie przeszkadzało. I tak zawsze był zdany tylko na siebie.
Pytanie Febrisa zwróciło uwagę Legionisty na członka Gwardii Śmierci. Było dla niego niezwykle ważne. Miał swoich agentów w niemalże każdej części Imperium. A już na pewno tam, gdzie lojaliści ścierali się z siłami Chaosu. Zmrużył nieznacznie oczy przyglądając się dziecku Nurgle’a. Zmieniający się kolor tęczówek był jedyną anomalią w wyglądzie Alphariusa. Poza tym nie różnił się niczym od Kosmicznych pozostających w służbie Fałszywego Boga. Z doskonale skrywaną niecierpliwością czekał na odpowiedź Zaraphistona.
 

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 26-08-2011 o 19:31.
Seachmall jest offline  
Stary 28-08-2011, 01:51   #10
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Taborianici byli wyrzutkami planety, potępieni, za naszą wiarę Bogom Czterech Wiatrów: Wiatru Krwi roziskrzającego duszę wojownika, Wiatru Plagi oczyszczającego ze słabych, Wiatru Zmian, który przyniósł ludziom dary Bogów oraz Wiatru Doznań, który rozbudzał namiętności.

Quaere
Czarny Okręt, Osnowa, w drodze do systemu Albitern


Aleena Medalae, Ardor Domitianus, Orientis

Siostra Medalae przypadła do kobiety z Ordo Malleus, szybko przewracając ją do pozycji bocznej bezpiecznej. Ku jej zaskoczeniu Coirue nie utraciła przytomności, ale na oko jeżeli uwzględnić nienaturalny ruch rąk i przesunięcie na plecach, miała potrzaskane łopatki i ciężko było się wyrażać o kręgosłupie. Jedno dotknięcie tylnej części głowy natomiast powiedziało jej o frakcji potylicy - nie widziała, ale teraz już widziała, iż głowa przejęła równą część impetu uderzenia. Mimo to była przytomna, choć nie potrafiła skupić na siostrze wzroku, reagowała na to, co się dzieje dookoła, pojękując od czasu do czasu z bólu. Mięśnie zdawała się mieć napięte z wysiłku, jakim było powstrzymywanie się od dawania oznak bólu.
Jeżeli godność pozostała nienaruszona, to funkcje umysłu zapewne też. Badając pacjentkę i natychmiastowo nastawiając jej kość lewej ręki, siostra słyszała surrealnego dialogu prowadzonego przez Szarego Rycerza, jeńca i szczerze przerażonego Inkwizytora.

- GŁUPCZE! - ryknął Mantamales głosem o donośności zwielokrotnionej w ich umysłach gniewem psionika w odpowiedzi na historyczne wyjaśnienia, jakich udzielił Domitianus - Nie...
To było wszystko, co zdołał z siebie wykrztusić.

Obu rycerzom najpierw zakręciło się w głowie, a później poczuli to samo - jakby głowa rozsadzana była wielką różnicą ciśnień, jakby przebywać w próżni bez hełmu. Tak każdy wyobrażałby sobie detonację podczaszkowego ładunku wybuchowego - perspektywę dla Szarego Rycerza nader realną. Przez chwilę wręcz zastanowił się, czy to nie nastąpiło, ale myśl o możliwości popełnienia herezji była krótka, ulotna i wynikła z wątpliwości.
Potem zaczął się wrzask i nic nie wyglądało, jak powinno.
Geo Mantamales runął na ziemię, trzymając się za głowę, wrzeszcząc wniebogłosy i krwawiąc z nosa i uszu. Oni z trudem mogli ustać przez potworny ból, uniemożliwiający koncentrację.
Widzieli, co się dzieje w Osnowie. Przebłysk, niezwykle szybki wij, mara znikąd w świecie snów wyłoniła się spod pływów emocji Immaterium. Domitianusowi wydawało się, że wiedział czym była, częstokroć widział ją u demonów Pana zmian w pryzmacie nie-świata Osnowy. Zemsta. Tak mu się przynajmniej wydawało. Nie powinno tego tutaj być. Nie w Osnowie z uruchomionym polem Gellera. Nie na Czarnym Okręcie.
Przynajmniej potrafił powiedzieć, że nie było to dzieło Kosmicznego Piechura, który stał przed nim
Impuls wpełzł w pozbawioną formy esencję Orientisa. Ten zwalił się na kolana z krzykiem, tak psionicznym, jak i rzeczywistym. Wokół rozjarzył się tysiąc świetlistych istot. Wszystkie na pokładzie okrętu. Przynajmniej setki na pokładzie więziennym. Więcej w przedziale transportowym, lub tak można było sądzić.
Psionicy. Zajaśnieli. [b]Orientis nie potrafił nazwać zrodzonych z koszmaru bytów samym skojarzeniem wydających się mieć źródło w podwodnych drapieżnikach antycznej Terry, ale Domitianus wiedział, jakie pasożyty i demony czyhają w Osnowie.
Pole Gellara nie mogło pomóc. Wyrwa, niczym implozja, nastąpiła wewnątrz, a w Immaterium miejsce nie ma znaczenia.
Jedynie bariery.

Wszyscy usłyszeli przeciągły wrzask, wycie jakby wyjęte prosto z sali przesłuchań, którą mieli zająć. Przy drzwiach najbliższej celi więzień, kimkolwiek był, raz po raz rzucał się na metalowe drzwi celi. Z izolatki naprzeciwko dochodziło skrobanie, które szybko stało się obrzydliwie mokre. Dalej w korytarzu słychać było płacz, wołania o pomoc, jedną urwaną agonalnym wrzaskiem modlitwę...
Śmiech... inkantacje... przepełnione rozkoszą wołanie o więcej...
Pojedyncze słowa były nie do wyłapania.

Patricia Koln odwróciła się natychmiast, niepewnie mierząc ze swojego pistoletu bolterowego od jednych drzwi do drugich. Mężczyzna z Ordo Xenos z trudem podniósł się na czworaka i wyglądało na to, że nie ma sił zrobić cokolwiek więcej. Aleena musiała przerwać badanie, gdy także poszkodowana przez chwilę wierzgała z bólu.

- Mówi inkwizytor Koln. - rzuciła jedyna uzbrojona osoba z Triumwiratu przez kom-złącze, zerkając na obu Rycerzy spojrzeniem zdradzającym bezgraniczną niechęć i obietnicę ponurego losu, bez względu na to, czy z tego wyjdą żywi, czy nie. - Ogłaszam kod czarny.

Serafin Ehelion, Sihas Blint

Sihas akurat mierzył niechętnym spojrzeniem łzawiącego krwią serwitora, gdy do niewielkiej stacji obrony przeciwabordażowej wpadła grupa Astartes - niewątpliwie Szarych Rycerzy lub członków Szwadronu Śmierci. Odwrócił się odruchowo, podobnie jak instruujący go co do zasad bezpieczeństwa szturmowcy pełniący wachtę w tej zbrojnej stróżówce, niewielkiej fortecy na pokładzie gwiezdnego kolosa.

Rycerze, poza tym,że byli tacy jak słyszał, byli przepoceni, opancerzeni jedynie w tuniki ćwiczebne i uzbrojeni w dobre chęci. To znaczy mieli miecze, ale na polu bitwy w takim stanie Blint dawałby im ze trzy minuty do wiecznego odwiedzania go po drugiej stronie lustra.

- O co chodzi? - poprzedzony trzaskiem uruchamiającego się vox-głośnika rozległ się głos poddenerwowanego kaprala w pancerzu skorupowym.

Serafin zamierzał już odpowiedzieć, gdy zamiast tego poczuł impuls przeszywającego bólu, przez który nieomal ugięły się pod nim kolana. Jeden z jego braci musiał się oprzeć o ścianę, inny aż przyklęknął. Nie musieli wymieniać spojrzeń by wiedzieć, że wszyscy poczuli to samo. Odczuwał psioniczną więź i jedność ze swoimi braćmi z oddziału wyraźniej, niż resztę Szarych Rycerzy, ale to wciąż byli synowie Tytana. Pozbierali się w sobie, by usłyszeć z umieszczonego w stróżówce vox-przekaźnika zniekształcony głos oficera straży pokładowej:

- Do wszystkich jednostek, niekontrolowany atak w przedziale więziennym, oswobodzeni psionicy. Na końcu skrzydła D cały Triumwirat bez eskorty. Wydostać ich stamtąd i oczyścić cały przedział. Nikogo nie oszczędzać.

Szóstka szturmowców natychmiast chwyciła za broń na stojakach i przytroczyła plecaki z bateriami, metal dwumetrowego włazu do przedziału więziennego zaczął się bezgłośnie wykrzywiać i rozciągać do wewnątrz a w pomieszczeniu rozległ się ostrzegawczy, znany im wszystkim nieokreślony, chemiczny zapach towarzyszący woni świeżo przelanej krwi...

Wyznawca
lekki krążownik klasy Nieustraszony, głęboka przestrzeń, obrzeża systemu Albitern

Gregor Malrathor

Na pokładzie świętowanie szło w najlepsze. W pewnym momencie przerwano, gdy nawigator - wysoki i szczupły mężczyzna w mundurze-szacie rodu nawigatorskiego Obail - zakomunikował, że będą przedzierać się do świata materialnego. Wszyscy wstrzymali oddech w napięciu. Zawsze istniała niewielka, drobna szansa, że coś pójdzie nie tak.

- Pozycja?
- Zgodna.
- Telemierze?
- Zgodne.
- Blask Astronomicanu?
- Wieczyście rozjaśniający pustkę, lordzie-kapitanie.

Dronamraju z uśmiechem wstał z tronu kapitańskiego i podszedł do zgromadzenia oficerów. Wkoło rozliczni astropaci stężeli na pozycjach, podłączeni do transmisyjnej aparatury okrętu, oczekując na przekazy dochodzące z pobliskich planet lub dalej. Na kom-złączu odezwały się głosy innych kapitanów.
- Łzawiciel, na pozycji. - nadszedł natychmiast komunikat z krążownika uderzeniowego.
- Prominentny, odbiór. - zawtórował mu kolejny głos.
- Gallipoli. - zameldował krótko jeden z kapitanów.
- Praeco Mortis, kontakt. - nadeszło potwierdzenie od drugiej jednostki Astartes po kilku minutach. - Mamy kontakt ze wszystkimi fregatami i niszczycielami.

Wszystkim wróciły szampańskie nastroje. Byli siłami szybkiego reagowania, ale za nimi podążała trzecia część Floty Agripiina - przeszło dwadzieścia pięć okrętów liniowych. Nie mogło się im nie powieść.
Oficerowie zdążyli dojść do różnych wniosków, gdy nawigator się podniósł,ściągając wszystkie spojrzenia zgromadzonych, także oficerów marynarki i techadeptów.
- Kontradmirale... nie wykrywam w Osnowie sygnatury Quaere.

Zapadła cisza.

- Co to właściwie oznacza? - zapytał pułkownik z Harakonu. Nikt nie zadał sobie trudu udzielenia mu odpowiedzi. Dronamraju podszedł do stanowiska nadawania astropatów i pochylił się nad krzesłem oficera łączności.
- Chcę mówić z kapitanami. Nagłośnij. - zakomenderował.
- Wszyscy na linii, sir.
Powietrze wydawało się stać gęstsze, na tyle, że dałoby się je kroić. Zaginięcie Czarnego Okrętu było straszniejsze z dużo poważniejszych względów niż fakt, że była to najsilniejsza jednostka floty w całym zgrupowaniu.

Uwagę Malrathora zwrócił głos obok, praktycznie syczący do niego zamiast szeptać.
- Świetna sprawa. Ciekaw jestem, jak wasza piękna taktyka i bezbrzeżny szał wam pomogą, jeżeli żaden z okrętów nie dotrze do miejsca lądowania. - Gregor z przykrością stwierdził, że był to Porway. Pułkownik w biało-niebieskim mundurze galowym albo był szalony, albo za nic miał komisariat. Wychylił na raz całą zawartość kieliszka. - Skoro Korpus Śmierci jest tak skłonny do poświęceń i nieustraszony, dlaczego nie zgłosiliście kandydatury do zdobycia Skutej Lodem Twierdzy?
Jakkolwiek wydawało się to Gregorowi nieprawdopodobne, oficer najwidoczniej wskutek osobistej obrazy uznał za swój cel uprzykrzenie komisarzowi życia na ile to możliwe, a jego nerwowe spojrzenia i ruchy świadczyły, jakby był już nietrzeźwy a bójka wisiała w powietrzu.

Cichacz
niszczyciel klasy Kobra, głęboka przestrzeń w strefie czujników Propagnaculum

Haajve Sorcane

Niszczyciel był cichy. Dryfował z zawrotną prędkością przez bezmiar kosmosu bez szans na pokonanie odległości do Przedmurza w tak niekontrolowany sposób - odległości były iście kosmiczne, a ograniczenia sensorów optycznych wielkie. Mogliby zostać wykryci przez zwykłe czujniki już dawno, gdyby nie wyprzedzili znacznie reszty floty, nie ustawili perfekcyjnie wyliczonego przez wyznawcę Wszechsjasza toru i nie postanowili dryfować. Byli w układzie blisko trzech dni, ale Amonlos nakazał zwiad.
Załoga składała się raptem z sześciuset osób. Eskortowiec torpedowy był naprawdę drobny.
Dotychczas odkryli przy pomocy urządzeń telemetrycznych, obserwacji i dedukcji Sorcane'a oraz kapitana Tobiasa Py, że na Światach Zewnętrznych układu Albitern zniszczeniu uległy transmitery łącznościowe. Planety nie mogły nawiązać przy pomocy Ducha Maszyny połączenia z żadnymi innymi ani z flotą. Nie wyjaśniało to milczenia jeżeli chodzi o komunikację międzygwiezdną, ale najwyraźniej astropaci znajdowali się na innych planetach i byli martwi, lub w bardziej przebiegły sposób zagłuszeni.
Zielona poświata nadawała bladej twarzy techpiechura groteskowy wygląd niesamowitej maski. Kapitan i operator konsolety, oraz połowa zgromadzonych na mostku oficerów nie pozostali go samego. Upiorne oblicza zgromadzone były w plejadę potępieńców, obserwujących wykazy sensoryczne.
- Osiemnaście tysięcy. - rozległ się głos serwitora.
- Nie możemy nawigować w pasie asteroid, ale lekka korekta kursu i nas nie zauważą. - stwierdził Tobias. - Teraz to nie zajmie długo. Nasza flota będzie lada chwila na obrzeżach, ale trochę im zajmie przybycie do Światów Zewnętrznych. Odbijamy czy kontynuujemy?
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172