Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2011, 12:59   #11
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Marcus wraz z całą grupą ratunkową udał się na lądowisko. Co do inżyniera, duchownego i obuna nie miał żadnych zastrzeżeń, na pewno przydadzą się w grupie. Nie wiedział czego spodziewać się po najemniku, który już po wyglądzie wydawał się być porywczy i nie przestrzegać jakichkolwiek zasad. Być może najpierw strzelał, potem pytał. Jego pomoc na pewno przyda się w walce jednak czy nie będzie on jej niepotrzebnie prowokować? Rozmyślenia młodego szlachcica przerwał zgiełk miejski.

Uwagę Marcusa przykuł szlachecki jacht. Naiwny szlachcic pomyślał przez moment, że to tym cackiem polecą, popijając drinki w drodze. Stąd na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, który chwilę później zniknął, kiedy grupa mijała luksusowy jacht, kierując się w stronę jakiegoś starego gruchota. Marcus ponownie poczuł się znieważony przez księcia inwalidę, co odzwierciedlał grymas na jego twarzy.

Zainteresowanie wehikułem czasu dało się poznać po Gregorym, który zaczął przyglądać się uważnie pojazdowi. Marcusowi nieco ulżyło. Przynajmniej jakiś inżynier potwierdzi zdatność tego… tego czegoś. Zdecydowanie był przyzwyczajony do wyższych standardów. Chwilę później poznali swojego pilota. Młody człowiek, a to co mu się chwali to, że wyróżnił szlachcica, zwracając się bezpośrednio do niego.
- Witaj, Rupercie. Jestem Marcus Hawkwood – przedstawił się młodemu pilotowi. Mina mu nieco skwaśniała, słuchając nie śmiesznych żarcików. Nie dość, że muszą lecieć kupą złomu to jeszcze niewiadomo czy pilot wie co robi. To będzie długa podróż. Bez drinków. Bez ładnych stewardess. Za to ze wstrząsami i komentarzami Ruperta.

Rupert wprowadził ich do środka. Marcus zajął pierwsze miejsce, które wydawało mu się stosunkowo bezpieczne i niezniszczone. Ledwo zdążył zapiąć się pasami przed odpaleniem maszyny. Pomimo silnych wibracji i trzęsienia wydawało się, że odpaliła bez problemu. Niedługo później wznieśli się w powietrze i polecieli.

Szlachcica zaciekawił widok pielgrzymów na zniszczonych terenach planety. Przez moment uważniej słuchał pilota-przewodnika. Rozpiął pasy na jego przyzwolenie.
- Zacząłeś coś mówić o katedrze na Pustkowiach. Cóż to za plotki, o których wspominałeś? Z jakich powodów duchowni mieliby postawić właśnie tam katedrę? –Zapytał zainteresowany, spoglądając to w kierunku kabiny pilota, to na duchownego Samina.
 
Artonius jest offline  
Stary 14-11-2011, 21:28   #12
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Nie będą mogli go zmusić do wyjazdu? O, szkoda. Miał nadzieję, że w drużynie znajdzie się ktoś kto ma gadane. Do tej roli pasował mu Hawkwood albo Obcy. Technik zajmował się sprzętem, a na miejscu staruszka raczej nie chciał by rozmawiać z przedstawicielem Kościoła - ponoć miał te magazyny starych technologii, którymi z chęcią zainteresowałaby się inkwizycja. On sam by prędzej przyłożył mu rewolwer do głowy i zmusił do wejścia na pokład skoczka niż zaczął mu tłumaczyć, dlaczego powinien to zrobić. Zupełnie nie miał podejścia do ludzi. Zwykle najpierw strzelał, a potem pytał. Dlatego ktoś inny powinien się tym zająć.

Na zewnątrz czuł się o wiele lepiej niż wewnątrz posiadłości, a na lądowisku czuł się niemal jak w domu. Wziął haust powietrza pełnego zapachu spalin i od razu poprawił mu się humor. Często czekał na lotniskach na transport na pole walki. Skrzywił się na widok szpanerskiego szlacheckiego jachtu - całe szczęście, nie musieli lecieć tym czymś. Co z tego, że ładne, jak prawie nie miało walorów obronnych? O wiele bardziej spodobał mu się skoczek. Od razu przypomniały mu się dawne czasy... Z zamyślenia wyrwał go głos pilota.
- Bardziej się liczy funkcjonalność niż "piękno" - mruknął pod nosem (choć zdawał sobie sprawę, że to żart) i rzucił okiem na Ruperta. Wyglądał młodo i raczej nie miał zbyt dużego doświadczenia w pilotażu, ale cóż, nic lepszego nie mieli. Podróż miała trwać tylko dwa dni, może w tym czasie się nie rozbiją...

Jego zainteresowanie wzbudził uchwyt na karabin. Szkoda, że broń została zdemontowana - w Jastrzębiach w których miał "przyjemność" latać montowano naprawdę duże spluwy - fajnie by było z takiej postrzelać. Informację o workach skomentował pogardliwym prychnięciem. On już czymś takim latał, wyboje mu nie straszne. Ba! On mógłby tu spać i byłoby mu równie wygodnie co na szlacheckim łożu.
Gdy tylko lot się ustabilizował najemnik odpiął pasy i, jednym uchem słuchając rewelacji Ruperta, ruszył do ładowni by sprawdzić czy doniesiono cały jego sprzęt. Po chwili znalazł swój plecak, a w nim wszystko co miał zabrać na wyprawę plus zarekwirowany mu przed wejściem do posiadłości rewolwer. Schował go do kabury po czym wrócił do głównego pomieszczenia.
- A ja jestem ciekaw powstania na Kordeth. Kilka lat temu brałem udział w kampanii przeciwko ukarom. Znów rozrabiają? - zapytał, zasiadając na siedzeniu. - Poza tym zastanawiam się gdzie będzie postój. Wątpię byś zamierzał prowadzić przez dwa dni, a żadnego zmiennika nie widzę.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 15-11-2011, 18:20   #13
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Aye, sir Marcus, stawiacie mnie w niezręcznej sytuacji - pilot spojrzał z ukosa na inkwizytora, ostrożnie dobierając słowa. - Ojciec się nie obrazi, ale toż wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to wielu myśli, że o feniksy. Nie żeby ludziom brakowało wiary, ale ciężko jest im pojąć, dlaczego dostojnicy aż tak się narażają, skoro równie dobrze można by wybudować ten przybytek w Węźle. Gada się, że wybrane miejsce na Pustkowiach jest jakieś wyjątkowe. Ale czemu? Tu już każdy wymyśla i papla co chce, byle bardziej wymyślnie i atrakcyjnie dla słuchaczy. Słyszał, ojciec te plotki? Prawdą coś z tego jest?

Widząc, że i inne jego opowieści znalazły chętnych słuchaczy wyraźnie się rozpromienił.
- Byłeś na Kordeth? Fiu, fiu! Słyszałem, że walka tam to prawdziwe piekło. Spotkałem też paru, którym tamtejsze misje wyraźnie zaszkodziły na głowę. Mamrotali tylko o niekończących się mrocznych tunelach ukarów, którymi podziurawiony jest cały glob i delikatnych miastach-kopułach wybudowanych przez ludzi, których nijak nie dało się ochronić przed atakami ukarskich rewolucjonistów. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś do tego wrogiego człowiekowi piekła dałby sprowadzić się dobrowolnie! - spojrzał na najemnika z prawdziwym podziwem. - W każdym razie ponoć tydzień temu obalono sojuszniczy rząd, który ustanowiono po waszej misji. Zamachowcy wysadzili budynek obrad wraz z całą radą planetarną i porwali ukarskiego namiestnika, Diuka Badoca, zaciągając go gdzieś do najgłębszych, wewnątrzplanetarnych tuneli. Cesarz wysłał już dwa oddziały uderzeniowe Gwardii Feniksa na ratunek, ale żaden z nich nie wrócił z mrocznych otchłani Kordeth. Jeśli mnie pytacie - rzekł z przekonaniem. - To trza ich było wszystkich pozamykać w rezerwatach, widać, że po prostu nie potrafią żyć w pokoju!

W przerwie między opowieściami porządnie łyknął sobie z powieszonego przy fotelu, pękatego termosu.
- To właśnie jest odpowiedź na twoje pytanie - rzekł rozbawiony do najemnika. - Mam taki zapas verbe, że mógłbym latać cały tydzień! Stęskniłem się już za tymi rozkosznymi pomyjami! Czy to nie dziwne, że nigdzie poza Pandemonium nie da się ich kupić? Poza tym i tak nie ma za bardzo gdzie zrobić postoju. Niebawem znajdziemy się nad morzem Oldeppa, a słyszałem, że ostatnio wieją nad nim tak silne wiatry, że po lądowaniu moglibyśmy już nie wystartować. Cóż - wyszczerzył zęby. - Pozostaje wam tylko postarać się bym nie usnął, nie? To który z waszmościów zna jakieś piosenki? - zażartował ponownie, spoglądając kontrolnie na przyrządy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 15-11-2011 o 18:38.
Tadeus jest offline  
Stary 15-11-2011, 18:41   #14
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Wewnętrzny spokój obuna został mocno zachwiany. Najpierw przez złe prognozy pogody musiał zrezygnować z planowanej rozmowy z księżną. Ponoć każda chwila zwłoki mogła sprawić, że nastąpi nagłe załamanie frontów burzowych, a tym samym ich start ich misji odwlecze się.
Lamis nie był z tego rad. Chciał omówić z księżną na spokojnie i w cztery oczy kilka kwestii, związanych z wyjazdem.
Niestety musiał się zadowolić dotychczas otrzymanymi informacjami i liczyć, że zdobyte doświadczenie pozwoli mu wysnuć prawidłowe wnioski.
Drugim zawodem dla obuna, był ich środek transportu. Mistyk wiedział, że ród Gilgarów znacznie podupadł, ale to czym mieli lecieć wołało o pomstę do nieba. Jakiś wojenny antyk, który swoje lata świetności miał już za sobą. Na dodatek pilot, który dla obuna był uosobieniem pychy, lekkomyślności i braku poczucia odpowiedzialności. Czyli jednym słowem tego wszystkiego, czego Lamis nienawidził u ludzi, a szczególnie u tych szlachetnie urodzonych.

Obun przemilczał jednak wszystkie swoje uwagi odnośnie pojazdu, jak i pilota. Stał ze stoicką mina, a ręce schowane w długie rękawy splótł na piersi. Czekał, aż reszta ekipy zajmie miejsca w skoczku. Sam wsiadł, jako ostatni i nie okazując żadnych emocji usiadł na jedynym wolnym miejscu.

Komfort podróży pozostawiał wiele do życzenia. Obun nie oczekiwał luksusów po tej misji, ale od szlachetnie urodzonych wymagał zachowania pewnego poziomu. Słowa krytyki zostawił jednak dla siebie. Z uwagą słuchał rozmowy, jaka wywiązała się w czasie lotu. Nie skomentował ani nowinek o katedrze na Pustkowi, ani kąśliwych uwag o powstaniu Ukarów na Kordeth. Już miał na końcu języka ripostę o pozbawionej jakichkolwiek podstaw ludzkiej dominacji i tyrani, o braku zrozumienia dla dziedzictwa "dzieci bogów", o braku tolerancji i poszanowania innych, ale powstrzymał się i przed tym. Wiedział, że wywoływanie dyskusji politycznej nic mu nie da. Był jedynym nieczłowiekiem w ekipie, a tego typu uwagi na pewno nie przysporzyłyby mu sympatii.
Wolał, więc zachować milczenie. Obserwował tylko zachowanie współtowarzyszy i słuchał tego co mówią.
Z zainteresowaniem czekał na odpowiedź pilota na temat miejsca postoju.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 15-11-2011, 21:57   #15
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
- Nie dziwię się. Tunele na Kordeth to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc w którym byłem, a możesz mi uwierzyć, że zwiedziłem takich sporo. - Mathias na chwilę zamilkł, najwidoczniej pogrążył się we wspomnieniach. - Jest ciasno, ciemno i wszędzie mogą się czaić ukarzy. Ledwo wyszedłem z tego cało. Część mojego oddziału pozostała tam na zawsze. - Naprawdę ledwie uszedł z tego z życiem. Nie zamierzał tam kiedykolwiek wracać. Cena którą można było zapłacić była zbyt wysoka. Oczywiście, wśród najemników była spora śmiertelność i każdy miał świadomość, że w końcu jego umiejętności zawiodą, ale na tej piekielnej planecie szanse na to zwiększały się kilkukrotnie.
- Nie dziwię się, że się znów zbuntowali. Jeśli jest coś co podziwiam w ukarach, to niewątpliwie jest to wola walki. Większość prędzej zginie niż się podda. - Spojrzał w kierunku kabiny pilota. Też by sobie czegoś z chęcią łyknął, najlepiej czegoś mocniejszego. Ale zasadę miał taką, że starał się nie pić podczas pracy. Nie wspominając nawet o tym, że nie miałby skąd wziąć alkoholu...

- Znam kilka żołnierskich piosenek, ale sądzę że byłyby zbyt wulgarne dla niektórych uszu. Ktoś jeszcze mógłby się zgorszyć - rzucił i roześmiał się z własnego żartu, chcąc odgonić nieprzyjemne wspomnienia. Mimo wrażenia jakie zrobił na nim na początku, Jorgensen coraz bardziej lubił Ruperta. - Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do tego byśmy musieli śpiewać, by utrzymać cię świadomego.
Spojrzenie szarych oczu przemknęło po twarzach towarzyszy. - Tak przy okazji, zna się ktoś na opatrywaniu ran? - Misja była pozornie prosta i raczej nikomu nie miało się nic stać, ale lepiej było wiedzieć do kogo można się zwrócić w razie odniesienia rany.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 15-11-2011, 23:13   #16
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Pożegnanie księcia zostawiało wiele do życzenia... Pewnie dla młodego Hawkwooda i duchownego, bo Gregory Talbot był przyzwyczajony do luźnego porozumiewania się. Mimo iż skończył jedną z najlepszych uczelni w granicach znanych światów - Akademię Interrata - to nadal miał w sobie coś z tego dzieciaka wysmarowanego od stóp do głów olejami napędowymi do supernośnych ścigaczy.

One-Eyed uśmiechnął się delikatnie na słowa najemnika. Lubił takich ludzi. Prości, rzeczowi, przedstawiający swoje myśli bez ogródek i zbędnego pieprzenia. Idealny ochroniarz. Nie owijał w bawełnę i pewnie będzie bardzo przydatny w razie jakiejkolwiek walki. Talbot zastanawiał się czy najemnik wniósł broń... Jego ciekawość była tak silna, że spojrzał zamyślony w kierunku człowieka z irokezem. Chciał aby wyglądał na zamyślonego. Jakby zastanawiał się nad słowami towarzysza. Tymczasem One-Eyed skanował mężczyznę swym cybernetycznym okiem. Sprawdzał zarówno na falach podczerwonych jak i optycznym przybliżeniu czy ten nie ma broni. Nie ważne co zobaczy zostawi to dla siebie. Jak Mathias nawet tu wniósł broń oznacza, że Gregory może czuć się przy nim chociaż trochę bezpieczniej. Zapewne bardziej niż przy reszcie - mimo iż rapier młodego szlachcica był bronią zdumiewającą. Jakie to ciekawe... Oręż istniejący od tysiącleci nadal przysługuje się ludzkości. Ba! Jej przedstawicielom, w których żyłach płynie błękitna krew.

Ród Hawkwood. Zdumiewający wojownicy - honorowi, sumienni, zdyscyplinowani i dumni. Przede wszystkim dumni. Wygrywający często pojedynki jedynie swoim wysokim morale oraz specyficznym, bardzo pewnym podejściem do starcia. Gregory znał kiedyś jednego przedstawiciela tego rodu, ale tamten dobrowolnie wyruszył na front. Pole bitwy z Kalifatem czy nawet na Stygmat. Na samą myśl po plecach inżyniera przeszły niemiłe ciarki...

Skanowanie najemnika nie dało nic. Nie szkodzi. Albo wojownik schował broń wybitnie dobrze albo jej nie ma. Bynajmniej. Gregory już był ciekaw środka transportu. Jego i kierowcy, który pewnie może nieco wiedzieć o tej planecie. Na miejscu Talbot postara się z nim nieco porozmawiać...

***

Talbot zauważył, że nikt nie rzuca ku niemu nietypowych spojrzeń. W sumie technik łatwo zjednywał sobie ludzi. Wiele rzeczy po okresie Drugiej Republiki było spapranych i warto było je naprawić - Talbot potrafił wykorzystać taką okazję i jeszcze niejeden znajomy ze studiów był mu winny przysługę. Jak to się mówiło w stolicy "Studiować to nie to samo co studia skończyć..." Coś chyba w tym było.

Tyły posiadłości Gregory potraktował jak dobrego przyjaciela. Rozejrzał się, pokiwał z zachwytem głową. Dało się wyczuć, że gwar silników, zapach spalin i plamy po wszelkiego rodzaju płynach napędowych były mu bliskie. Oj i to jak bardzo. Przyjemny chrobot sprawił, że One-Eyed poczuł się wolnym. Wolnym i jednocześnie prawdziwie zaciekawionym. Trzymanym na uwięzi nauki, którą cały czas badał...

Słysząc w sumie ciche słowa Matiasa inżynier pokiwał jedynie głową. Sam też uważał, że funkcjonalność jest ważniejsza od piękna. Bo któż poza nim dopatrywałby się piękna w maszynach terramorfujących, których badaniu Gregory poświęcił najlepsze lata swojego życia? Zapewne nikt. Mimo iż skoczek wyglądał solidnie a jego kierowca pewnie słusznie zajmie się przywitaniem młodego szlachcica i inkwizytora to Gregory widział w nim parę wad. Od razu ruszył ku bebechom i sprawdził wszystko własnoręcznie. Tak jak myślał i tu prowizorka ludzka nie znała granic. Dosłownie chwila wystarczyła Talbotowi aby ten znalazł najsłabszy punkt mechanizmu silnika. Odwrócenie nieumiejętnie skalibrowanych dyszy wtrysku pozwoliło mu zwiększyć wydajność silnika o jakieś 10%. A to była zaledwie chwila! Ci, którzy patrzeli na pracę technika - o ile takie osoby były - nie mogli wyjść ze zdumienia sprawności w posługiwaniu się tym niecodziennym sprzętem. Skoro w chwilę zrobił tak wiele aż strach pomyśleć czego dokonałby w specjalnym warsztacie z znacznie większą ilością czasu...

W końcu trzeba było wyruszać i Talbot nadzorował pakowanie swych skrzyń z narzędziami do ładowni wehikułu. Jak był już w środku wyciągnął ze swych bagaży parę przedmiotów. Jeden z nich to pistolet laserowy, który trafił do kabury na udzie uczonego. Drugi przedmiot to bardzo przydatna w obecnych czasach skrzekotka. Start był trochę twardy, ale One-Eyed był i tak szczęśliwy podziwiając siłę machiny. Jak zawsze na początku słuchał tego co powiedzą inni. Jako, że nasłuchał się nieco o Ukarach i Kordeth pozwolił sobie kolejno zająć głos w paru kwestiach...

- Mości Rupercie z tego co wiem Ukarowie to, mimo swej wojowniczej i agresywnej natury, bardzo inteligentna rasa. Ich współczynnik inteligencji oraz wskaźnik przetrwania są o wiele wyższe niż u ludzi. Jak powszechnie wiadomo Kordeth przeszywają setki tuneli gdyż rasa ta w niezwykły sposób przemieszcza się i porozumiewa za pomocą dotyku. W ciemnościach posługują się swoimi kończynami nie tylko do poruszania, ale i wybierania drogi. Poza tym słyszałem, że gdy w ciemnościach jeden Ur-Ukar trafi na swojego współplemieńca to może go poznać po typowych dla danego osobnika bliznach. Są one wgłębieniami na tyle dokładnymi, że Ukarowie potrafią czytać na swoich ciałach niczym my, ludzie, niegdyś w piśmie Braille'a. Czyż to nie ciekawe? Moim zdaniem zamykanie ich w rezerwatach równałoby się zamykaniem najwybitniejszych przedstawicieli naszej rasy w klatkach. Wśród nich są nie tylko mistrzowie ich rodzimej sztuki walki, ale i doskonali artyści. Ich czuły dotyk sprawia, że mogą być niemal idealnymi rzeźbiarzami. Wiem nieco na ich temat nie tylko dzięki mojej ciekawości, ale i studiowaniu na Akademii Interrata. Jak mogę zapytać gdzie nauczyłeś się latać? Jak wiem jest tam profil pilotażu więc pomyślałem właśnie o tym, że mogłeś tam studiować. A co do tych piosenek to nie znam zbyt wielu, ale niektóre są całkiem znośne. Swoimi czasy śpiewało się trochę. Uroki studiów. Możecie mi powiedzieć na jaką ustawić częstotliwość skrzekotkę aby się w razie zerwania kontaktu porozumieć? 666MHz? - technik rozejrzał się po obecnych czekając na odpowiedzi na zadane pytania.
 
Lechu jest offline  
Stary 16-11-2011, 09:48   #17
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Od momentu opuszczenia posiadłości, umysł Samina mielił zdobyte informacje raz po raz, aż do najdrobniejszych szczegółów. Bynajmniej nie z gorliwości, w każdym razie nie tylko. Dzięki temu nie zauważał masy innych szczegółów, takich jak pewne technicznie nazbyt zaawansowane aspekty oka Gregory'ego.
Doprawdy, wszczepy tego rodzaju były niczym balansowanie na granicy przepaści - wprost do piekielnej otchłani. A także przepustką do pieców tych maniaków z Avesti. Zadziwiające, jak można się mylić, wierząc w dobrą sprawę...
Starannie przeoczył też biegłość Gregory'ego w obsłudze pojazdu, jak też wyraz twarzy jaki towarzyszył temu aktowi. Zajęty rozmyślaniami o czekającej ich misji, nie poświęcił chwili na rozważania o zakresie zakazanej wiedzy, jaką ten mógł posiadać.
Nie oznaczało to jednak, że wszystkie te sprawy mogły uchodzić jego uwagi bez końca - wszystko to będzie stanowić obiekt jego gorącego zainteresowania później. Na razie miał inny cel, przy którym konieczna będzie prawdopodobnie współpraca całego zespołu. Być może zdarzy się, że niektórzy zasłużą, by spojrzeć na nich łaskawszym okiem.
Doprawdy, zbyt wiele o zbyt niewielu... Z lekkim zgrzytem wywołanym chwilową nieuwagą przy sprawdzaniu ekwipunku, przerzucił myśli na inny tor.
Nie na długo, niestety. Zajęty obserwacją jakiejś ciekawej formacji skalnej o dość nietypowej barwie, nie dosłyszał niestety pierwszego pytania dotyczącego Katedry. Kolejne trudno było zignorować.
- Bracia Ortodoksi znani są z głębokiej wiary. Trudno mi wyrażać się o tym ich projekcie, bowiem nie miałem szansy rozmawiać z opiekunami tego przybytku, a plotkować o rodzinie nie uchodzi - i znów lekki uśmiech, zmieniony czyjąś wprawną ręką tak, by odebrać mu całe ciepło. Przeniósł spojrzenie na kolejną grupę pielgrzymów - Marsz ten jest z pewnością formą próby, a dla niektórych, być może, pokuty. Mam nadzieję, że wszelkie niejasności zostały rozwiane.
Rozmowa szybko przeniosła się na tematy bardziej odległe od Kościoła, co odpowiadało mu całkowicie. Maska urzędu nieco go uwierała, tak więc z ulgą pogrążył się w modlitwie, w znajome, uspokajające słowa, wypowiadanej niczym mantra modlitwy.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 18-11-2011, 19:31   #18
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Uhm... Tak, tak, oczywiście, ojcze... - stwierdził nieusatysfakcjonowany pilot z miną, która mówiła, że wyraźnie spodziewał się tego typu nic-nie-mówiącej odpowiedzi od duchownego.
- Co zaś tyczy się ukarów - spojrzał w stronę inżyniera, gdy ten skończył swoją wyjątkowo obszerną wypowiedź. - Jak dla mnie to mogą sobie być wszyscy geniuszami i natchnionymi artystami, ale jakie to ma dla nas znaczenie, skoro wykorzystują każdą okazję, by nas zniszczyć? A jak nie nas to siebie nawzajem? Zaprawdę Wszechstwórca musiał mieć wyjątkowo przewrotną myśl, gdy stworzył rasę tak utalentowaną i krwiożerczą zarazem! Czyż nie mam racji? - szukając poparcia spojrzał na przychylnego mu do tej pory najemnika. Widać było, że kusiło go też, by w tej sprawie zasięgnąć opinii towarzyszącego im inkwizytora, ale przypominając sobie ostatnią jego odpowiedź najwyraźniej zrezygnował.

Zamiast tego popił porządny łyk verbe, dopiero po chwili powracając do reszty tematów. Na pytanie o radiową częstotliwość tylko przytaknął, poruszenie zaś tematu studiów w Akademii jakby go przygasiło. - Aye, dobrze się domyśliłeś, choć przyznać muszę, że gościłem tam krótko i niezbyt wiele z tego okresu pamiętam...
I faktycznie, krótka niezobowiązująca wymiana wspomnień między pilotem, a inżynierem pokazała, że ten pierwszy orientował się tylko w najbardziej podstawowych zagadnieniach życia na kampusie. Aż dziw bierze, że tak dobrze radził sobie z prowadzeniem Jastrzębia skoro najwyraźniej większość czasu studiów wagarował albo spędził na dekadenckich szlacheckich uciechach. Bo co do tego, że radził sobie dobrze zyskali pewność najpóźniej wtedy, gdy bliżej przyjrzeli się pracy jego rąk i oczu. Te, mimo jego jednoczesnej, niewymuszonej rozmowy z pasażerami, w zastraszającym wręcz tempie kalibrowały i kontrolowały szalejące dziko od nienaturalnego pogody przyrządy. Dopiero wtedy zdali sobie też sprawę z faktu, że aura na zewnątrz wcale nie była taka spokojna, jaka wydawała się z wnętrza prowadzonego najwyraźniej po mistrzowsku skoczka.

Drugiego dnia Rupert przypomniał sobie w swój rozbrajający sposób, że przecież służący jego rodu zapakowali im na drogę świeże gorące posiłki i może warto byłoby je spożyć nim zupełnie wystygną i będą do wyrzucenia. Gdy oni jedli zimne smakołyki z poprzedniego dnia pod nimi na morzu szalały gwałtowne wodne wiry i potężne fale (a właściwie prawdziwe ściany wody), uderzające z furią rozregulowanej natury w często występujące na akwenie wyspy. Gdzieniegdzie dostrzegali nawet opuszczone wieżowce wyspiarskich miast łamiące się jak zapałki pod naporem bezlitosnego żywiołu.

W końcu chyba dotarli na miejsce.
- Ha! - stwierdził triumfalnie Rupert. - Nie wiem jak to zrobiłem, ale to cacko doleciało na miejsce parę godzin wcześniej niż się spodziewałem. Proszę zapiąć pasy i przygotować się do lądowania...
W oddali dostrzegli szeroki masyw skalny wystający ponad pobliskie gęste lasy, a na nim rozległe ogrody i zarysy jakiejś budowli. Skoczek wyraźnie zwolnił i obniżył pułap.
- Co u cho... - zdążył tylko stwierdzić Rupert nim coś upiornie chrupnęło zaraz nad ich głowami. Na szyby Jastrzębia trysnęła fontanna krwi i... piór? W kokpicie rozbrzmiały niezliczone sygnały alarmowe.
- Trzymać się! - wrzasnął pilot, próbując desperacko odzyskać kontrolę nad wehikułem.

Pierwszy zobaczył JE inżynier, jego oko wydało cichy wizg mikro-serwomotorów ukazując mu całą chmurę jakichś stworzeń, podrywających się z drzew pod nimi i zmierzających dziką chmarą ku skoczkowi:


Zaledwie jedno uderzenie serca później oblazły Jastrzębia jak szarańcza, a z zewnątrz doszedł ich upiorny stukot ich dziobów rozrywających wrażliwe okablowanie. Coś znowu chrupnęło, gdy następny z nich wplątał się w chroboczący od organicznych resztek rotor. Skoczkiem gwałtownie zatrzęsło, a krew i pióra zalały resztki przejrzystych jeszcze szyb.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 18-11-2011 o 20:06.
Tadeus jest offline  
Stary 19-11-2011, 08:50   #19
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Lamis nie pomylił się w ocenie Ruperta. Każde jego kolejne słowo potwierdzało, tylko pierwszą analizę. Szlachcic był pełnym pychy i aroganci typem przekonanym o swej wyższości, która nie miała żadnego przełożenia na rzeczywistość. Jedyną rzeczą, która ratowała go w oczach obuna była doskonała umiejętność pilotażu.
Lamis nie raz podróżował z różnego rodzaju samoukami, jak i zawodowymi pilotami i umiał docenić wprawę z jaką szlachcic pilotował skoczka.
Kolejna wizyta na Pendemonium ponownie pokazała mu, że dni tej planety są policzone. Siły natury sztucznie przymuszane do posłuszeństwa wściekły się i teraz one dyktowały tutaj warunki. Jeżeli w krótkim czasie nie wydarzy się nic spektakularnego, to prawdopodobnie zarówno Węzeł, jak i cała planeta będą skazane na wymarcie.
Jeżeli wiara i przekonania księżnej Zeeny w choć niewielkim stopniu mają przełożenie na rzeczywistość, to może ich misja przyczyni się do poprawy życia na planecie.
Obun nie jedno już w swoim życiu widział i wiedział, że są we wszechświecie rzeczy, które w żaden sposób nie dają się wytłumaczyć za pomocą naukowych metod.
Być może i tym razem dawne podania i legendy okażą się więcej warte niż naukowe wywody o przyczynach upadku Pandemonium.

Lamis nadal milczał i skupił się jedynie na obserwowaniu krajobrazu. Momentami drzemał i czekał cierpliwie na moment, gdy dotrą do celu.
Gdy Rupert przypomniał sobie w końcu, że ich włodarze przygotowali dla nich posiłki obun nie powstrzymał się już od komentarza.
- Pana postawa, lekkomyślność i brak poczucia obowiązku i odpowiedzialności są dowodem na to, że wielu nieludzi ma rację mówiąc, że wasz gatunek jest godny politowania i tylko tajemnicze zamysły Wszechstwórcy, przypadek i szczęście sprawiają, że to wasza cywilizacja zdominowała wszechświat. Czas ludzkiej dominacji może się szybko skończyć, jeżeli wasze nastawienie do innych ras, do odpowiedzialności i poczucia sprawiedliwości nie zmieni się.
Nie czekając nawet na odpowiedź Ruperta bądź kogokolwiek innego obun zajął się jedzeniem. Nie zamierzał wchodzić w dyskusje i bronić swoich racji. Z doświadczenia wiedział, że ludzie w typie Ruperta odporni są na wszelkie logiczne argumenty, czy konstruktywną krytykę. W wysublimowany sposób wyraził tylko swoje niezadowolenie z zachowania pilota i jego stosunku do pasażerów.

Gdy byli już u celu wydarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. W czasie podchodzenia do lądowania zostali zaatakowani przez...
- Mulakee! Tak to mulakee! - pomyślał obun.
Czytał o tych stworzeniach przed wyjazdem w jednej ze starych ksiąg, którą znalazł w bibliotece Gilgarów.
Podania mówiły, że tutejsi mieszkańcy traktowali je jako miejscowe dobrotliwe duchy opiekuńcze. I choć często bywały kapryśne, złośliwe i nazbyt ciekawskie, to i tak ich obecność w pobliżu domu uważano za szczęśliwą wróżbę i zapowiedź dobrobytu.
Lamis spojrzał na chmarę stworzeń, które obsiadły ich pojazd. Ich chęć zapoznania się z nowym przybyszem niechybnie mogła doprowadzić do nieszczęścia.
Obun kątem oka zauważył zaciętą minę najemnika. Wiedział, że wojak z chęcią wystrzelałby zagrażające im stwory. Takie postępowanie nie dość, że mogłoby być złą wróżbą na dalszą część ich misji, to jeszcze postawiłoby ich w niekorzystnym świetle wobec gospodarzy, którzy niewątpliwie nie byliby zadowoleni z takiego postępowania i przywitania.
- To mulakee - powiedział na tyle głośno, by wszyscy w pojeździe go usłyszeli - Ciekawskie i psotliwe miejscowe zwierzęta. Wielu uważa ich pojawienie się za dobry omen. Przegońmy je. - zaproponował - Mam nadzieję, że salwa w powietrze zrobi to na tyle skutecznie, że będziemy mogli spokojnie wylądować.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 20-11-2011, 15:46   #20
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Jak wcześniej podejrzewał Gregory ich pilot studiował na Akademii Interrata. Jedna z najlepszych uczelni gościła w swych murach niejednego członka szlacheckiego rodu. Każdy kogo życie było związane z jakąkolwiek dziedziną nauk odwiedził tę uczelnię niejednokrotnie. Co jakiś czas odbywały tam się zjazdy uczonych, którzy w olbrzymich audytoriach wykładali prelekcje wzbogacone własnymi doświadczeniami. Rupert jednak niewiele z tamtego okresu pamiętał. Może zamiast studiować i czerpać wiedzy całymi rękoma nie przesilał swojej kory mózgowej i bawił się ile tylko mógł? W końcu akademicka brać jak nikt inny potrafiła balować, udawać, że się uczy i jeszcze przypadkiem zdać na kacu kolokwium. Co prawda Talbot nigdy tak nie robił, ale miał wielu znajomych, którzy w ten sposób ukończyli uczelnię. "Jednak dyplom bez odpowiednich umiejętności i maksymalnej pracy nie przynosi takiej satysfakcji" pomyślał szybko One-Eyed jakby zamyślony...

Wymienione pomiędzy pilotem a inżynierem wspomnienia z czasów studiów przeświadczały o jednym: Mimo swego fizycznego podobieństwa ludzie mogą być całkiem inni. Jedni krytykowali Ukarów, inni Obunów czy nawet często pojawiających się wśród ludzi Voroksów. Ale czy mogli z całą pewnością powiedzieć, że byli od nich lepsi? Młody członek rodu Gilgarów może sporo wagarował i spędzał czas na rozrywce, ale potrafił pilotować skoczka lepiej niż niejeden przykładający się za czasów studiów człowiek. O czym to świadczyło? O zmarnowanym talencie. Ktoś kto nie miał go za grosz musiał włożyć mnóstwo pracy aby osiągnąć to co Rupert potrafił bez większego wysiłku. Ten jedynie wykorzystał swoje szczęście. Ale zapomniał o jednym. Talent mimo iż zawsze sam się obroni zawsze również odpada. Przegrywa z kimś kto aby być tak dobrym musi uczyć się, trenować, sprawdzać swe umiejętności dwa razy intensywniej. Jakaż to ironia, że utalentowani ludzie nie doceniają tego co otrzymali od Wszechstwórcy...

W trakcie rejsu przez bezmiar przestrzeni powietrznej Pandemonium One-Eyed bawił się swoim wszczepem. Przybliżał, oddalał obraz dzikiej, nieokiełznanej fauny oraz flory żyjącej daleko w dole. Wyglądał niczym posąg siedzący w tej samej pozycji i z uśmiechem wyglądający przez szybę skoczka. Mimo iż Talbot kochał technologię uwielbiał też piękne widoki, żywą naturę oraz przystosowanie dzikich plemion. Oni potrafili żyć w zgodzie z tym wszystkim bez maszyn. Bez ciężkiego sprzętu, który od lat torował ludzkości drogę do podporządkowania sobie wszystkiego co obce i nieznane. To w jaki sposób Ci ludzie żyli było... fascynujące.

***

Drugi dzień przyszedł nadspodziewanie szybko. Talbot mógł nie tylko wypocząć, ale dokładniej przyjrzeć się swoim towarzyszom. Najbardziej intrygowali go Ur-Obun oraz najemnik, ale każdy z nich był inny. Każdy reagował na pewne bodźce w zupełnie inny, ciekawy sposób. Widać to było w sytuacji, gdy Rupert przypomniał sobie o posiłkach spakowanych przez obsługę jego rodu. Co prawda te już zdążyły wystygnąć, ale były o niebo lepsze niż racje żywnościowe, które One-Eyed zwykle zabierał ze sobą w podróż.

- Ależ nie ma sprawy Rupercie. To i tak jest o niebo lepsze od tego co serwowali mi nie tylko na uczelni, ale i w trakcie pracy na Bizancjum Secundus. Zimne, ale pyszne. Dziękuję. - Talbotowi wcale nie przeszkadzał zimny posiłek i w czasie jedzenia pozostawał równie czujny co wcześniej.

I wtedy mógł zobaczyć ich odmienność. Zupełnie dwie różne osoby. Najemnik silny, wytrzymał, sprawny, twardy i rzeczowy - wziął swoją porcję i zaczął jeść. Nie lubił chyba zbędnego pieprzenia. Obun tymczasem przed jedzeniem musiał wyrazić swoją dezaprobatę tym, że musi jeść chłodne śniadanie. Z tym co powiedział Gregory po części się zgadzał, ale kim by był jakby nie stanął po stronie młodego Gilgara.

- Ależ ojcze Lamisie. Ludzie należą do najbardziej wszechstronnej rasy i zapewne to jest powodem tego, że wylali się jak wielka plaga na bezkresy kosmosu. Są wśród nas co prawda najgorsi kryminaliści, szaleńcy i inni złoczyńcy, ale proszę nie zapominać o osobach uczonych, dobrych i przepełnionych tych pozytywnymi cechami. Osobiście uważam, że czas ludzkiej dominacji nie skończy się wcale. Nasz przyrost naturalny jest zbyt wysoki w porównaniu z śmiertelnością innych, również przecież nie do końca praworządnych ras. Mam jednak nadzieję, że przyjdzie czas kiedy ludzkość zwyczajnie dojrzeje do powierzonej im przez Wszechstwórcę misji i kiedyś zarówno my, jak i inne rasy będzie mogli nazwać się braćmi. - Talbot był w sumie spokojny i bardziej bezstronny, ale musiał dorzucić swoje trzy grosze.

Po tym jak zjadł oczywiście rozwinął temat wspominając Obunowi o swoim przyjacielu Gringu, który był jednym z najlepszych inżynierów jakich znał Talbot. One-Eyed często pracował, uczył się i dzielił wspomnieniami z drugim technikiem. Zdziwienie było nawet zauważalne na obliczy duchownego, gdy Gregory pod koniec wspomniał, że Gring był Gannokiem. Przedstawicielem małej, zwinnej, niezwykle inteligentnej rasy przypominającej z wyglądu nieco znane ludziom małpy. Gring to jest gość. Ciekawe co u niego...

Po krótkim i spokojnym dialogu z Lamisem inżynier znowu przyglądał się szalejącej naturze. Woda pod nimi była nie tylko niezwykle silna, ale i piękna. Oddalone wieże przybrzeżnych miast nie miały szans z rozszalałą morską zawieruchą. Jak widać nie tylko ludzie miewali swoje koszmary. Również morskie stworzenia musiały teraz przeżywać istny koszmar. Chociaż... Talbot nigdy nie zastanawiał się jak żyją ryby i inne podwodne istoty.

W końcu, wśród widoków majestatycznie rozbijających się o dalekie brzegi srebrzystych fal, Rupert mówił, że załoga ma zapiąć pasy. Zbliżali się do lądowania. Maszyna obniżyła wysokość i rozpoczynała się procedura lądowania. Coś jednak musiało pójść nie tak... Nagle na szybie, na którą patrzał One-Eyed pojawiła się cała masa dużych, jasnych piór. Do uszu technika doszedł jakiś dziwny skowyt. Zobaczył jak jedno ubrane w pióra stworzenie uderzyło w bok skoczka. Od razu uruchomił swój wszczep, który szybko wypatrzył kolejne nadlatujące stworzenia...

- Nadlatują! Cała masa... - powiedział jakby do siebie Gregory rzucając się od razu w kierunku panelu sterowania skoczkiem.

Talbot nie znał się na pilotażu. Potrafił jednak reperować zepsuty sprzęt i obsługiwać funkcje, które dla wielu pilotów mogły wydawać się zbędne. Szybko ściągając skrzekotkę One-Eyed podłączył ją pod panel sterowania maszyną. Rupert wyciągnął rękę w kierunku podłączonego kabla, ale Talbot złapał za nią...

- Spokojnie. Znam się na tym. - skwitował krótko i zabrał się do roboty.

Za pomocą urządzenia chciał wygenerować falę akustyczną o takiej częstotliwości aby była ona niesłyszalna dla ucha ludzkiego a przeraźliwie nieznośna dla uszu istot przyczepionych do skoczka. Ich dzioby drapały niemiłosiernie po kadłubie wehikułu co mogło zapowiadać jedynie złe skutki. Pierwsza próba się nie udała. Talbot spojrzał zrezygnowany na resztę dostrzegając nagle laskę ogłuszającą, w której posiadaniu był Obun. Patrząc na niego błagalnie, z nadzieję One-Eyed rzekł:

- Ojcze Lamisie. Jest ojciec w posiadaniu laski z generatorem ogłuszającym. Jak mi ją Pan pożyczy będę w stanie odstraszyć te stworzenia bez robienia im krzywdy. Wygeneruję falę dźwiękową o takiej częstotliwości, że my jej nie usłyszymy a one uciekną. Proszę. Nie mam czasu na wyjaśnienia. Szybko... - Gregory wyciągnął rękę patrząc błagalnie na Ur-Obuna i spoglądając kontem oka na ożywionego strasznie najemnika.

Lamis Ur-Washatu nie zastanawiając się długo wręczył Talbotowi laskę. Ten podłączył ją do przekaźników analogowych statku i zaczął przestrajanie. Miał nadzieję, że jego plan zadziała. Że stworzenia uciekną nietknięte. Talbot nie chciał robić krzywdy Mulakee, gdyż były one częścią naturalnej flory i fauny tej planety. Musiał je odstraszyć zanim najemnik naładuje śrutem swoją broń i zacznie do nich zdrowo pruć ołowiem. Oby to zadziałało…
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172