Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2011, 10:35   #1
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Gasnące Słońca] Warsztaty



Warsztaty
Dwór Cierni



Oto Pandemonium, planeta bez przyszłości. Niewielki glob położony gdzieś na odległych rubieżach Cesarstwa z dala od technologicznych i kulturowych centrów ludzkiego dominium. Będący niegdyś Folwarkiem, rolniczym zapleczem sektora, obecnie straszy już tylko piekielnymi kataklizmami i coraz to nowymi doniesieniami o epidemiach szerzących się w jego stolicy - Węźle. A jeszcze parę lat temu żyło się tam niczym w sielance. Nieskończone pola rozciągnięte po licznych malowniczych równinach obradzały obficie w plony, a pracujący tam ludzie wiedli spokojny, bezpieczny żywot. Tak było do momentu, w którym starożytne maszyny terraformoujące nie uległy awarii. Zaledwie w parę dni rolniczy raj przerodził się w toksyczne piekło. Ziemia zatrzęsła się, tworząc w skorupie szerokie, pochłaniające całe miasta rozpadliny. W wielu miejscach na powierzchnię wystąpiła magma. Lecz nie tylko ziemia stała się wroga człowiekowi, w powietrzu tworzyć zaczęły się niepokojące anomalie pogodowe wychodzące daleko poza znane nauce huragany i tornada. I gdyby tego było mało, życie zwierzęce i roślinne również oszalało. Spanikowani rolnicy na powierzchni zauważyli wiele drapieżnych gatunków, które do tej pory uważano za wymarłe, i inne, pokraczne, nienaturalne i całkiem nowe. Zaczął się szaleńczy eksodus ku jedynemu bezpiecznemu miejscu - przeludnionej już i tak stolicy, pod którą pieczołowicie serwisowane terraformatory najwyraźniej nadal działały.

Po jakimś czasie kataklizmy ustały prawie całkowicie. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, czy piekło niespodziewanie nie rozpęta się na nowo.

Oczywiście, katastrofa nie dla wszystkich była nieszczęściem. Z całego Cesarstwa na Pandemonium przybyli awanturnicy i wszelacy łowcy okazji. Węzeł zapełnił się łotrami, złodziejami i zdesperowanymi młodszymi szlacheckimi synami, szukającymi dla siebie szansy na chwałę i bogactwo. A dla spragnionych tego ostatniego zaprawdę nie brakowało na Pandemonium szans. Opuszczający swe domy w popłochu częstokroć zostawiali tam cały swój niestrzeżony dobytek. Nie brakowało też doniesień o starożytnych artefaktach Drugiej Republiki, które przez trzęsienia ziemi nagle znalazły się na powierzchni, gdy wstrząsy zdruzgotały skryte głęboko pod ziemią, dawno zapomniane schrony. Pandemonium było piekłem, ale i wielką szansą dla gotowych zmierzyć się z przeznaczeniem.

I tu właśnie zaczyna się nasza przygoda.




***


Węzeł w ostatnich dniach wydawał się dziwnie spokojny. Ciężko było stwierdzić, czy była to jedynie cisza przed burzą, czy może faktycznie rządzącym miastem Decadosom wreszcie udało się zapanować nad wzburzonymi tłumami uciekinierów. To drugie było mało prawdopodobne, wszak uchodźców zdawało się ciągle przybywać. Nawet do tego stopnia, że z braku miejsca w samym mieście zmuszeni byli założyć swoją własną koślawą osadę poza ich obrębem. To, że mieszkańcy Pandemonium ratowali życie przed zagładą nie było jednak niczym dziwnym, dziwne było to, że przyrost odbywał się też w drugą stronę. Do tego przeklętego miasta przybywało coraz więcej ludzi z innych zakątków Cesarstwa! Dla miejscowych było to niewyobrażalnym szaleństwem. Wszak oni sami oddaliby wszystko, by tylko opuścić rozpadający się glob i polecieć gdzie indziej, a ci wariaci przylatywali tam dobrowolnie, przy okazji podbijając ceny międzyplanetarnego transportu do nieosiągalnych dla miejscowych kwot.

Jednak były i w Węźle miejsca, w których łatwo było zapomnieć o codziennych troskach, brudzie i biedzie przeludnionego miasta za oknami. Jednym z takich miejsc była rezydencja rodu Gilgarów, do której zostali sproszeni. Sam ród ponoć wywodził się od samego Gilgara, żyjącego ponad dwa tysiące lat temu mistrza terraformacji, który z jałowego, pustynnego globu stworzył rajską planetę rolniczą. Niestety, jego dzieło najwyraźniej miało datę przydatności i ta się właśnie skończyła. Sam ród nie był w dużo lepszym stanie niż planeta stworzona przez ich przodka. Odkąd po Wojnie o Tron Decadosi przejęli władzę nad Pandemonium im pozostały już tylko drobne przywileje administracyjne i liczne skrawki ziemi, z których większość znajdowała się teraz na terenach wyniszczonych kataklizmami. Powiadało się jednak, że posiadali coś dużo cenniejszego od namacalnych bogactw - rozległą wiedzę o planecie i jej sekretach, których Decadosom, ze względu na ich krótki pobyt na Pandemonium, nie udało się jeszcze odkryć. Czy naprawdę w głowach ich starszych i pieczołowicie chronionych rodowych kronikach znajdywały się bezcenne tajemnice? Tego nikt póki co nie był w stanie jednoznacznie potwierdzić.


Zaproszono ich do sali gościnnej, wskazując miejsca za potężnym, zdobionym shantorskim złotem stołem. Ten niewątpliwie musiał być pamiątką po dawnej świetności rodu, obecnie sprowadzenie takiego artefaktu kosztowałoby prawdziwą fortunę.

Po chwili, zgodnie ze zwyczajem, podano na stół trzy karafki, z wodą, winem i verbe - miejscowym napojem ziołowym, który lekko rozbudzał zmysły. Niemal wszyscy zwrócili uwagę na to, że zgodnie z wymogami etykiety napojom bezwzględnie towarzyszyć powinna choć drobna zakąska. Tej jednak najwyraźniej umyślnie nie podano. Powody mogły być dwa, albo gospodarz specjalnie okazywał im brak szacunku, albo sprawa była skrajnie pilna.

I faktycznie, gospodarz zjawił się na sali iście nie po szlachecku. Do środka wpadł niemal z rozpędu, na wózku inwalidzkim pchanym przez dwóch zdyszanych służących. Za nim pojawiła się nie mniej zziajana dama, piękna Zeena zad Gilgar, małżonka pana domu. Widać było, że jeszcze przed chwilą prowadzili żywiołową dyskusję, nadal spoglądali bowiem na siebie ukradkiem, jakby wzrokiem kończąc ognistą dysputę. Sama pani domu znana była lepiej jedynie obecnemu obuńskiemu mistykowi, który to właśnie na jej życzenie znalazł się w ekipie ratunkowej. Inni słyszeli tylko plotki o tym, iż ponoć jest kobietą wielkiej wiary.
- Wybaczcie mi najmocniej ten brak kultury - przemówił Książe Aval Gilgar silnym, młodzieńczym głosem. - Niestety, moja szacowna małżonka nalegała, by odbyło się to jak najszybciej.
- Czuję, że dzieje się tam coś bardzo złego, książę -
weszła mu w słowo towarzyszka. - Nie możemy tracić czasu.
- Słyszeliście - rozłożył bezradnie ręce, wzdychając ciężko - W drodze poinformowano was już pokrótce o co w tym całym ambarasie chodzi. Nie wiemy co dzieje się z moim dziadem i innymi mieszkańcami jego rezydencji. Bardzo zależy nam na tym, by powrócił do nas bezpieczny.
- Jesteście specjalistami w swoich fachach, które są nam z goła obce, jeśli więc sądzicie, że potrzebujecie jeszcze jakichś informacji, z chęcią wam dopomożemy, choć z prawdziwym żalem przyznać z mężem musimy, iż nie wiemy zbyt wiele o tym, co działo się w Dworze. - dodała z brzmiącym szczerze zatroskaniem Zeena zad Gilgar.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 10-11-2011 o 13:17.
Tadeus jest offline  
Stary 10-11-2011, 17:27   #2
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Oczywiście, pośpiech w tych warunkach jest jak najbardziej zrozumiały. W istocie, biskup Peregrino polecił mi przekazać swoje gorące podziękowania, że w tak trudnej chwili znaleziono czas na wystosowanie zaproszenia dla przedstawiciela Kościoła. Jestem ojciec Samin Blake. - Uśmiecha się lekko, jednak zapewne nie podziała to uspokajająco na nikogo z obecnych, w tych okolicznościach...

Szczególnie, że przygotowanie do tej misji objęło również subtelną pracę makijażysty, który sprawił że jego skądinąd miła twarz nabrała dużo... powiedzmy, groźniejszego wyrazu. Nie lubił takich sztuczek, jednak niestety okazywało się, że ludzie widząc rumianego ojczulka z sekty Amaltean, mają skłonność do lekkiego koloryzowania. Były co prawda inne metody - tych jednak szczerze nie znosił, w stopniu niemal podważającym jego przydatność dla Inkwizycji.
Na szczęście, posiadał także zalety, które pozwalały mu pozostać zaledwie na przemianie jego uśmiechu w zimny grymas.

-Przyda nam się wszelka pomoc, na początek jednak z chęcią przyjrzałbym się planom posiadłości i okolicznych terenów, jeśli takowe są dostępne.

Będzie również zainteresowany czy byliby skłonni zapewnić im transport, być może systemami zabezpieczeń (w tym hasłami dostępu) a także krótką rozmową na osobności, ale wszystko w swoim czasie.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 10-11-2011 o 20:23.
Someirhle jest offline  
Stary 10-11-2011, 17:57   #3
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Węzeł, to miasto wręcz porażało zmysły swoim ogromem. Lamis o wiele bardziej wolał miejsca mniej tłoczne i ruchliwe. Tym razem jednak okoliczności zmusiły go do przybycia na tą zapomnianą przez boga planetę. Pandemonium od dłuższego już czasu borykała się z licznymi problemami. Awaria urządzeń terraformujących uczyniła z tej planety prawdziwe piekło. Mimo tych wszystkich niesprzyjających okoliczności na planetę nie przerwanie kursowały promy wioząc nowych żądnych przygód awanturników, poszukiwaczy artefaktów, czy zwykłych najemników.
Lamis Ur-Washatu nie należał do nich. Był obunem, który stronił od wszelkiej maści podejrzanych typów i planety podobne do Pandemonium zwykle omijał szerokim łukiem. I gdyby nie prośba księżnej Zeena zad Gilgar, żony diuka rodu Gilgarów, nie byłoby go tutaj.
Ród Gilgar w skutek potężnego trzęsienia ziemi utracił łączność z rezydencją w której przebywał dziadek głowy rodu.
Zebrano więc ekipę ratunkową, która miała zająć się dotarciem do willi i pomocą dla jej mieszkańców.

Lamis z uwagą spojrzał na przepych sali w jakiej ich przyjęto. Była to niewątpliwie jedna z ostatnich pamiątek po czasach świetności rodu, który obecnie znacznie podupadł i stracił na znaczeniu. W takim sali, jak ta można było zapomnieć o tłoku, smrodzie i hałasie, jaki panował na ulicach Węzła.
Książęca para przybyła nagle i w sposób jawnie sprzeczny z etykietą. Wrażliwy na tym punkcie Lamis poczuł się lekko dotknięty brakiem zachowania konwenansów. Od szlachetnie urodzonych wymagano, by nawet w czasach największych kłopotów i trudności zawsze strzegli obyczajów i przynależnej im etykiety.
Po słowach książęcej pary odezwał się inkwizytor z sekty Amaltean. Obun spojrzał na niego z wyraźną niechęcią, a zwłaszcza na widok aż nadto wyraźnego makijaż na jego twarzy. Nie przepadał za ludźmi tej profesji. Wielu z nich czyniło zło z imieniem boga na ustach i na dodatek byli święcie przekonani, że to co czynią jest mu miłe.
Lamis wiedział jednak, że dla dobra sprawy będzie musiał z nim współpracować. Dlatego też swoją niechęć skrył głęboko w sercu, a jego twarz pozostała jak zwykle bez wyrazu.
- Pragnę powitać was drogie ichmości - obun pokłonił się nisko kładąc prawą rękę na sercu - Niech szczęście wam sprzyja, a zdrowie nigdy nigdy nie opuszcza, niech pomyślność będzie zawsze z wami i wszystkimi członkami waszego rodu.
Zgadzam się ze słowami mojego przedmówcy, że pośpiech jest zrozumiały w tych okolicznościach, jednak nie mogą one sprawić, że zapominamy o odwiecznych zwyczajach i tradycjach. Wszak to one czynią z nas tych, którymi jesteśmy.
Popieram także mojego przedmówcę, że cennym byłoby poznać plany lub chociaż szkice map terenu w którym przyjdzie nam działać. Z swojej strony pragnę też zapytać kiedy nastąpiło zerwanie łączności i jaka była ostatnia wiadomość z rezydencji.
Gdy Lamis skończył przemawiać skinął głową w stronę książęcej pary i czekał na odpowiedź
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 10-11-2011, 19:06   #4
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Jeśli Książę Aval poczuł się urażony zarzutami niegościnności, to nie dał tego po sobie poznać. Niestety jednak jego małżonka nie była taka opanowana. Czy to ze względu na delikatną kobiecą psyche, czy też z powodu głębokiego szacunku jaki żywiła do obuńskiego myśliciela poczuła się wyraźnie dotknięta. Zamilkła spuszczając głowę w zażenowaniu.
- Przygotowaliśmy już dla was skoczka. - rzekł jej mąż krótko i zauważalnie twardszym tonem, niż poprzednio. - Poprowadzi go mój daleki krewny, kawaler Rupert, który swego czasu pobierał nauki na planetach Ligii. Jeśli dobrze nas poinformowano podróż za pomocą tego środka lokomocji powinna zając wam nie więcej niż dwa dni.
- Co zaś tyczy się planów i haseł - rozłożył bezradnie ręce. - Mój dziad jest bardzo starym i bardzo nieufnym człowiekiem... Nigdy nie dopuściłby by tak wrażliwe informacje opuściły mury jego rezydencji. Ja sam byłem tam ostatni raz przed wieloma latami, jeszcze jako młodzieniec. Jest to średniej wielkości, dwupiętrowa rezydencja zbudowana w starym postrepublikańskim stylu. Nie pamiętam bym dostrzegł tam specjalne zabezpieczenia, a duże klasyczne okna wychodzące na otaczające ją ogrody raczej nie dodają obiektowi obronności. Jedyną przeszkodą może być sama lokalizacja domostwa, całość znajduje się na dość stromym płaskowyżu. Zawczasu zadbano jednak o lądowisko dla pojazdów lotniczych. Z dostaniem się do środka z powietrza nie powinno być więc problemów.
- Mój książę, opowiedz może też o ostatniej grupie, która tam wysłałeś.
- Wątpię, by miało to coś wspólnego, ale... -
książę popatrzył z sympatią na małżonkę. - Jakiś miesiąc temu dostaliśmy z Dworu przekaz wysłany przez tamtejszego szambelana, niejakiego Svorsa, jeśli dobrze pamiętam. Wspominał o tym, że nie radzi sobie z prowadzeniem posiadłości i opieką nad moim dziadem. Wysłałem mu więc trzech specjalistów, lekarza, rachmistrza i inżyniera, by zajęli się jego zdrowiem i podupadającym majątkiem.
- Po tym otrzymaliśmy już tylko potwierdzenie, iż cała trójka dotarła na miejsce zdrowa i podziękowanie od Svorsa. Tydzień później doniesiono nam o trzęsieniu, które nawiedziło tamtejsze rejony. Odkąd otrzymaliśmy tę informację codziennie próbowaliśmy nawiązać łączność, jednak nie przyniosło to żadnych efektów.
 
Tadeus jest offline  
Stary 11-11-2011, 01:12   #5
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Marcus stawił się na dworze krewnego Johanny. Sala gościnna, do której zostali zaproszeni, zrobiła na nim wrażenie. Takim stołem nie powstydziłby się żaden Hawkwood. Natomiast reszta pozostawiała wiele do życzenia. Podano jedynie napoje, a nie podano, jak etykieta nakazuje, żadnych zakąsek. Sam gospodarz wpadł do sali, niczym torpeda na czterech kółkach. Za nim służba i dama dworu tuż obok. Bez żadnego przywitania, od razu przeszli do sprawy. Marcus nie spodziewał się takiego zachowania po właścicielu takiego kosztownego stołu. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, że właśnie gości w swoich progach Hawkwooda? Niemniej jednak, ze względu na zaistniałą sytuację, niedawne kataklizmy, które pochłonęły życie krewnej Johanny, Marcus postanowił nie dać po sobie poznać niezadowolenia z jakości ich ugoszczenia. Poczęstował się wodą i zasiadł przy ogromnym stole.

Po wysłuchaniu przedmówców zabrał głos.
- Książę Avalu Gilgar, pierwsze, co chcę rzec to kondolencje straty Johanny. Przysięgam na imię mojego rodu, Hawkwood, że poczynię odpowiednie starania, aby uczcić jej pamięć. – Wspominając o swojej ukochanej, Marcus przypomniał sobie jej roześmianą twarz. Wpłynęło to na ton jego mowy, twardy, stanowczy głos zamienił się na nieco bardziej nostalgiczny.
- Drugie, co chcę rzec to informacja o wcześniej wysłanej grupie może być tu istotna. Skoro nie dysponujemy żadnymi planami ani hasłami, ich pomoc może okazać się nieoceniona. Możliwe, że ich odnajdziemy i będą mogli nam przekazać istotne informacje o tym, co dzieje się na dworze Pana dziada. Madam, proszę na razie zapomnieć o swoich obawach i nie martwić się niepotrzebnie. Po tym co się tu ostatnio dzieje nie jest dla mnie zdziwieniem, że i system łączności uległ awarii. Jestem przekonany, że jedyne co się dzieje na Dworze Pani dziada to panika, wywołana przez trzęsienia. Zajmiemy się tym problemem.– Zwracając się do damy dworu, Marcus ukłonił się z lekka.
 
Artonius jest offline  
Stary 11-11-2011, 13:47   #6
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Nagłe zawiadomienie o wydarzeniach na Pandemonium nadal huczało Talbotowi w głowie. Jeszcze nigdy nie był zmuszony tak pośpiesznie opuścić swej pracowni. Nigdy nie musiał zrzucić z siebie roboczego stroju, obmyć ciała z pokrywających go zwykle smarów i wstawić się do siedziby swych przełożonych. Jako, że był jednym z ekspertów od maszyn terramorfujących mógł spodziewać się najgorszego... Najgorszego, które stało się faktem. Wydarzenia sprzed wielu dni nadal były świeże i żywe. Gregory juz przed wyjazdem zdradzał podekscytowanie starając się przypomnieć sobie jak najwięcej o rodzie Gilgarów i samym diuku, do którego to miała wyruszyć misja ratunkowa. Jego ciało ponoć zostało przekształcone w cybernetyczną, niemal samowystarczalną jednostkę. Ciekawe ile z tych plotek było prawdą...

Dziwnym było, że otrzymane w Węźle informacje były niedokładne i w sumie nikt nie wiedział jaki był stopień uszkodzeń poszukiwanej jednostki terramorfującej. Wcześniejsze informacje One-Eyed musiał uzyskać sam. Wiedział, że diuk był jednym z najlepszych ekspertów znanych ludzkości, ale czyżby nie przygotował się na ewentualność takiego kataklizmu? Taka osoba myślała zawsze parę ruchów do przodu i zapewne starzec zminimalizował straty do minimum. O ile nadal żył...

Widząc całe tłumy w okolicy portu kosmicznego inżynier wyobrażał sobie ilu awanturników i zbirów - co często się sobie równało - ściągnęły w tę okolice niedawne wydarzenia. Pewnie całą masę. Nowe rasy bestii - niepokonanych na swych zmutowanych terenach - czy wynalazki technologiczne z czasów Drugiej Republiki kusiły aż nadto. Technik sam zastanawiał się czy jak będzie czujny nie natrafi na żadne ciekawe znalezisko. One gdzieś tu musiały być. Wystarczyło wyciągnąć po nie ręce. Gregorym bardziej przemawiała ciekawość niż zachłanność. Chciał poznać nowe technologie, odkryć ich nietuzinkowy skład i zaistnieć w świecie nauki. Zapewne tak się stanie jak uda mu się zreperować jednostkę terramorfującą...

Samo zaproszenie do siedziby rodu Gilgarów było dla niego miłym i pokazywało, że księżulkowi i jego żonie naprawdę zależało na starcze. Albo na jego unikatowych częściach i wiedzy, którą zapewne dało się jakoś odkryć. Wielki, piękny stół był dla niego czymś normalnym na dworze. Ród - jak każdy - starał się popisać swoją pozycją i majątkiem jakim zapewne władał. Dla Talbota jednak to wszystko - piękne pomieszczenie, liczna służba, cenne meble i aż trzy karafki z napitkiem - było niczym w porównaniu z tym co może mieć diuk w swej posiadłości. Dla młodego inżyniera to było porównanie tak proste jakby postawić szopkę z zbutwiałych desek obok olbrzymiego, monumentalnego, kamiennego zamku. Talbot od zawsze był człowiekiem, który od luksusów i przepychu wolał maszyny, smary i spokój. Dla niego piękna Pani mechanik Sindy Grocer upaprana po łokcie miała więcej uroku od tej za chwile mającej się pojawić białogłowy. Wiedzieli więc kogo wybrać...

Gregory One-Eyed Talbot usiadł wygodnie i najpierw wypił wino. Jednym, płynnym ruchem wlał w siebie płyn rozkosznie rozchodzący się po gardle. Na roczniku też nie oszczędzali. A pośpiech? Ten mu nie przeszkadzał. Sam często się śpieszył. Nie pochmurniał więc jak część obecnych i spokojnie przysłuchiwał się rozmowie. Specjalnie nie chciał pytać o rzeczy oczywiste i interesujące każdego. Poczekał aż inni o nich napomkną...

- Gregory Talbot. - rzekł młodzik pewnym głosem pochylając lekko głowę i odgarniając włosy. Ludzie skupili na nim wzrok. Na nim lub na cybernetycznym wszczepie, w którego był posiadaniu. Oko wyglądało mało nienaturalnie i pod światło delikatnie ujawniło swą naturę mieniąc się barwami czerwieni. Jednak taką technologię mógł poznać jedynie inkwizytor lub bardzo dobry znachor. - Jak zapewne państwo wiecie znalazłem się tutaj aby swą wiedzą z zakresu elektroniki, komputerów i maszyn terramorfujących wspomóc naszą eskapadę. Jako, że o rzeczy niezbędne zapytali już moi poprzednicy to przejdę do tematów bardziej interesujących moją osobę. - mówiąc to inżynier wyciągnął kopie planów pobranych z Węzła i wskazał na coś palcem. - Tutaj znajduje się rezydencja poszukiwanego. Wiem, że tu... - wskazał inny punkt nie bardzo oddalony od poprzedniego. - Znajduje się jednostka terramorfująca, która zapewne uległa uszkodzeniu. Jest to mapa całej planety więc za sprawą jej skali zapewne jest niedokładna. Co więcej priorytetem jest odnalezienie mości diuka. Czy jeżeli natkniemy się na jednostkę możemy lądować i sprawdzić jej stan? Co prawda będę w stanie ją zreperować tylko jak uszkodzenia będą niewielkie, ale jak się uda stan planety może ulec znacznemu poprawieniu. - One-Eyed przesunął plany bliżej swoich rozmówców. - Proszę spojrzeć na mapę. Jest do waszej dyspozycji towarzysze. - Talbot czekał na odpowiedź wypijając wcześniej napój ziołowy…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 11-11-2011 o 14:12.
Lechu jest offline  
Stary 11-11-2011, 15:53   #7
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Kawalerze Marcusie - uwaga książęcej pary skoncentrowała się na młodym szlachcicu. - Chcę byście wiedzieli, iż z małżonką jesteśmy zaszczyceni waszą propozycją pomocy. Może wam, tak zacnemu szlacheckiemu synowi uda się wreszcie przemówić mojemu dziadowi do rozsądku, by wrócił do nas, do bezpiecznego Węzła?
Zwrócił się też w kierunku inżyniera.
- Nie chciałbym żebyście zrozumieli nas źle, ale wolelibyśmy byście nie robili starcowi złudnych nadziei. - widać było, iż książę niezbyt wierzył w możliwość powstrzymania dalszych kataklizmów przez jednego człowieka. - Szczerze mówiąc, zdecydowaliśmy się posłać po Inżyniera bardziej po to, by ten poczynił odpowiednie wyliczenia i udowodnił mojemu dziadowi, iż dalsze pozostawanie na zagrożonych terenach jest szaleństwem.
- Oczywiście -
dodała jego małżonka. - Naprawienie tej maszyny, o której wspomniałeś, drogi Gregory, byłoby prawdziwym błogosławieństwem dla nas i całego globu, jednak wolelibyśmy byście zajęli się tym już, gdy nasz krewny będzie bezpieczny.
- ...szczególnie, że o wspomnianej na tej mapie jednostce nigdy nie słyszeliśmy - skwitował nadal nieprzekonany książę.
 
Tadeus jest offline  
Stary 12-11-2011, 00:42   #8
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Obun z uwagą słuchał przebiegu rozmowy. Zdenerwowanie księcia wzbudziło jego wielkie zdziwienie i zainteresowanie. Jako szlachetnie urodzony powinien on potrafić trzymać swoje emocje na wodzy. Jego zachowanie wyraźnie pokazywało, że coś ukrywa. Wyglądało na to, że albo książę wie dużo więcej niż mówi, albo jego intencje co do misji nie są zupełnie transparentne.
Lamis kolejnym pytaniem postanowił wybadać teren i rozpocząć grę z jego książęcą mością. Wiedział też, że wcześniejszy plan, by spotkać się sam na sam z księżną i jeszcze raz porozmawiać, musi być realizowany. Być może ona także wiedziało coś jeszcze o wydarzeniach w willi. Poza tym będzie musiał pomówić z towarzyszami i ustalić kto przejmie dowództwo misji. To, że ktoś taki musi objąć dowództwo nad ich grupy w przekonaniu obuna, nie ulegało wątpliwości. Bez tego będą tylko grupą indywidualistów, a misja zawładnie chaos. Idealnym kandydatem na to stanowisko wydawał się młody Hawkwood. Ta sprawa mogła jednak poczekać i Lamis nie zamierzał jej teraz poruszać.
- Wasze książęce mości - rzekł obun ponownie pochylając głowę, gdy mówił - pozwólcie, że zapytam. Jak daleko możemy posunąć się, by namówić seniora waszego rodu do podróży z nami. Z tego co mówicie wnioskuję, że senior mimo wszelkich sugestii z waszej strony postanowił pozostać na zagrożonym terenie. Priorytetem dla nas ma być jego życie, czy bezpieczeństwo?
Obun ponownie się pokłonił dając tym samym znak, że skończył swoją wypowiedź.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 12-11-2011 o 03:44.
Pinhead jest offline  
Stary 12-11-2011, 20:42   #9
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Najemnik zupełnie nie pasował do tego miejsca. Wysoki, umięśniony i wytatuowany. Jego głowę zdobił jasnoblond irokez oraz broda spleciona w dwa warkoczyki. Ubrany był w czarną koszulkę, skórzaną kamizelkę, bojówki w kolorze khaki i wojskowe buty - wszystko to nieco zniszczone, postrzępione lub połatane. Po prawej stronie skórzanego pasa widniała pusta kabura.
Generalnie z takim wyglądem bardziej pasowałby do jakiejś mordowni, a nie szlacheckiego salonu. Jakim cudem tu trafił?

Otóż, Mathias Jorgensen był jednym z wielu awanturników, którzy przybyli na Pandemonium w poszukiwaniu bogactw i sławy. Wynajął sobie klitkę w barakach Pośredników i zwiedzał bary w Węźle, czekając aż znajdzie się dla niego jakieś zlecenie. Szczęście się do niego uśmiechnęło - ród Gilgarów poszukiwał ochroniarza dla ekipy wyruszającej na Pustkowia. Ponoć dziad głowy rodu zwariował i postanowił pozostać w swej rezydencji, mimo wszelkich niebezpieczeństw. Zapłata była całkiem sowita, więc przyjął propozycję pracy bez szemrania. Nie bez znaczenia był fakt, iż dostał cynk od znajomego, że oszalały dziad kryje w swym dworku sporo cennej technologii.

Nie zwrócił uwagi na nieprzestrzeganie zasad etykiety przez swych pracodawców - mało co go to obchodziło. Nawet się nie poczęstował podanymi napojami - wina nie lubił, do verbe jakoś się nie przekonał, a proponowanie mu wody narażało proponującego ją na drwiny ze strony najemnika. O ile nie była to sytuacja życia i śmierci, kiedy to liczyła się każda kropla (a zdarzyło mu się takich kilka, zdarzyło). Niezbyt dobrze czuł się w tym miejscu - nie lubił zbytniego przepychu. No i zabrano mu jego ukochany rewolwer. Całe szczęście, że nie ich nie przeszukiwali - miał ukryty mały pistolet, tak na wszelki wypadek. Bez broni czuł się taki... bezbronny. Nagi wręcz.

Niemalże parsknął śmiechem gdy ujrzał szlachciurę wjeżdżającego do pomieszczenia na wózku pchanym przez dwóch ledwo zipiących służących. Z wyścigu wrócili, czy jak? Oczywiście, nie dał tego po sobie poznać - jeno ledwie mu drgnął kącik ust. Z uwagą słuchał rozmów, notując w umyśle ważne informacje. Szarymi oczyma przyglądał się osobnikom z którym przyjdzie mu pracować - i, szczerze mówiąc, nie był zbyt zadowolony. Nie lubił ani klechów, ani obcych, ani szlachciców - tak się złożyło, że w skład ekipy wchodziły takie typy. Jedyną osobą do której nic nie miał był technik Gregory. Oczywiście, nie skreślał reszty - był ciekaw jak się sprawdzą w walce. Właśnie walki dotyczyć miało jego pytanie:
- Spodziewane są jakieś problemy po drodze lub na miejscu? Słyszałem pogłoski o stadach niebezpiecznych zwierząt czyhających na Pustkowiach. Wiadomo chociaż z czym będziemy mieć do czynienia?
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 16-11-2011 o 23:36.
Wnerwik jest offline  
Stary 14-11-2011, 12:51   #10
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Kącik ust księcia powędrował lekko ku górze, gdy ten usłyszał pytanie obuńskiego mistyka
- Zapewniam was, że gdybyśmy chcieli uprowadzić stamtąd mojego dziada siłą, to znaleźlibyśmy do tego innych ludzi. Wybraliśmy was ponieważ mamy nadzieję, że wasze umiejętności i autorytet pozwolą wam przemówić mu do rozumu. Poza tym, że jesteście specjalistami w waszych dziedzinach, jesteście też osobami z zewnątrz rodu. Może tacy wydadzą mu się bardziej godni zaufania od jego własnej rodziny? - dodał z goryczą.
- Co zaś tyczy się... zagrożeń. - książę popatrzył na wystraszoną księżną, która słysząc o bestiach w przejęciu zakryła usta dłonią, a potem z naganą na hardego najemnika, który do tego doprowadził. - Myślę, że nie ma powodu do obawy. Wysokie usytuowanie posesji powinno ochronić ją przed miejscowymi... zwierzętami, poza tym, w posiadłości stacjonowała też mała, uzbrojona grupa ochroniarzy, którzy przecież powinni poradzić sobie z miejscowymi szkodnikami. Co zaś tyczy się innych problemów. - książę rozłożył ręce - To Pandemonium, o zagrożeniach na zniszczonych ziemiach słyszeliście zapewne więcej niż my i lepiej jesteście w stanie rozróżnić, co z nich jest prawdą, a co jedynie bujdą nadmiernie przejętych uchodźców.
Po tej wypowiedzi książę dumnie wyprostował się w wózku, spoglądając porozumiewawczo na żonę.
- To chyba wszystko, co jesteśmy w stanie wam powiedzieć, jak widzicie, moi drodzy Państwo, jest w tym więcej domysłów i fałszywych tropów niż prawdziwej pomocy z naszej strony. Moglibyśmy konferować tak jeszcze długo, nasi bardziej oświeceni w tej materii doradcy zalecili nam jednak, by czym prędzej wysłać was w drogę. Ponoć nie są w stanie przewidzieć jak długo chwilowo łaskawa aura będzie jeszcze sprzyjać naszemu przedsięwzięciu. Nie chcemy przecież, by wasza misja zakończyła się jeszcze przed dotarciem na miejsce, prawda? Wiedzcie, że nasze serca i nadzieje są z wami, a ród Gilgar nadal jest bardziej niż w stanie wynagrodzić wam wasz bohaterski czyn.


***


Chwilę później wyprowadzono ich na tyły otoczonej wysokimi murami posiadłości. Tu już ciężko było zapomnieć o rzeczywistości przeludnionego miasta. Coraz to dochodził ich chrobot tłoczących się na ulicach pojazdów i gwar przeciskających się przez ciżbę, drących się niemiłosiernie mieszkańców. Przeszli przez tereny gęstych, zielonych ogrodów, lawirując między starymi, częstokroć nadkruszonymi już rzeźbami dawnych mistrzów, by w końcu wyjść na skromne pole lądowisk. Rozgrzany od słońca superbeton śmierdział od spalin i i silnikowych smarów. Minęli wysmukły, szlachecki jacht i skręcili w stronę stojącego na uboczu, toporniejszego wehikułu.


Mimo zaawansowanego wieku, którego nie udało się ukryć, skoczek wyglądał bardzo solidnie. Mathias od razu rozpoznał z czym miał do czynienia. Pilotować co prawda nie umiał, ale parę lat temu, w czasie kampanii przeciwko zbuntowanym ukarom na Kordeth dwa razy desantowano go z przedziału pasażerskiego prawie identycznego Jastrzębia. Gregory co prawda takich doświadczeń (póki co) nie miał, ale z zainteresowaniem przyjrzał się otwartemu włazowi silnika wehikułu, upewniając się, czy wszystko jest z nim w porządku.

- Jest piękny, nieprawdaż? - rozległ się za nimi serdeczny śmiech młodego mężczyzny.


- Jestem Rupert, kawaler domu Gilgar i kadet Przewoźników, Sir, miło mi was poznać - zwrócił się bezpośrednio do młodego Hawkwooda. - Cieszę się, że przybyliście w porę, miałem nadzieję, że ruszymy nim pogorszy nam się pogoda, wszak latanie według instrumentów było dopiero na ostatnich stronach instrukcji, gdzie mimo usilnych starań nadal nie udało mi się dotrzeć! - zaśmiał się perliście, szczerząc białe zęby. - Żart, żart, proszę za mną, wszystko będzie - chyba - dobrze, nie takimi ustrojstwami się latało!
Poprowadził ich ku szerokim przesuwanym drzwiom zdobiącym jeden z boków pojazdu.
- Uwaga na uchwyt na karabin - wrzasnął z tyłu, pomagając grupie wgramolić się do środka. - Jak widać, to cacuszko swego czasu służyło w jakichś siłach powietrznych, dla potrzeb rodu jednak niestety wymontowano wszystkie te wspaniałe siejące śmierć pukawki - skomentował z udawanym żalem. Sam usiadł w kabinie pilota, odpalając podzespoły skoczka. Już po chwili całe wnętrze zaczęło wibrować od rozkręcającego się śmigła, a na lądowisko wokół nich buchnęły spaliny.
- Worki są pod siedzeniami! - wrzasnął jeszcze z przodu, nim pojazd gwałtownie wyrwał do góry, momentalnie znikając w przestworzach.

Parę minut później niewyraźny zarys Węzła na dobre zniknął im z widoku. Pod nimi, aż po horyzont rozciągało się zwęglone cmentarzysko drzew. Wśród wypalonych drewnianych resztek gdzieniegdzie wirowały leniwie obłoki barwnych, toksycznych gazów. Zdziwienie wywołał dopiero liczny ludzki pochód brnący od strony Węzła w stronę głębszych Pustkowi.
- Idą do Katedry - zagaił z kokpitu Rupert - Nikt nie wie, czemu duchowni Ortodoksji niedawno zdecydowali się postawić swój przybytek akurat na środku tej piekielnej krainy. Ponoć miał być to symbol nadziei, ale ciężko mi w to uwierzyć, słyszałem za to inne, bardziej przemawiające do mnie plotki, a wy ojcze? Co o tym sądzicie? - zwrócił się do Blake'a - Może uchylicie nam rąbka tajemnicy? Po co aż tak poświęcać się dla Wszechstwórcy?

Na szczęście, gdy skoczek osiągnął już właściwy pułap i przyjął stały kurs wibracje w środku znacznie ustały i podróż nabrała nawet skromnych znamion luksusu.
- Można odpiąć pasy - oznajmił z kokpitu Rupert - Zalecam rozprostować trochę nogi i poszukać tematów do rozmowy, bo podróż do krótkich należeć nie będzie. Ja ze swojej strony z chęcią służę najświeższymi wieściami ze świata, wszak na to Pandemonium z pewnością niewiele takowych dociera. Słyszeliście, że w stolicy Cesarstwa ponoć widziano żywych umarłych, a ukarzy na Kordeth znów rozpoczęli powstanie w kopalniach? Zaprawdę w ludzkim dominium niemało się ostatnio dzieję!
 
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172