Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2012, 00:58   #1
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
[Wh40k/Storytelling] Zerwanie Zasłony [18+]

W mrocznej przyszłości 40 Milenium istnieje tylko wojna.
Ludzkość jest atakowana z zewnątrz przez zdradzieckie Xeno i z wewnątrz przez zdrajców i heretyków.
Większość społeczeństwa nie jest świadoma zagrożenia spoza.
Demony i mroczni władcy dawno sprowadziliby Imperium na kolana gdyby nie ciągła walka Imperatora.

Ze swego Złotego Tronu władca Ludzkości toczy nieustanny bój na terenie wroga
nie pozwalając, aby chociaż jedna niepożądana istota przekroczyła granicę wymiarów.
Co by się jednak stało, gdyby walka nie mogłaby już być toczona.
Co by się stało, gdyby granica zniknęła?



Nerahye

Palce Rakh'vera wędrowały po jej ciele wywołując wybuchy rozkoszy kiedy przejechały, dotknęły lub nacisnęły czułe miejsca. Jego usta muskały jej szyję i uszy co doprowadzało ją niemalże do obłędu, intensywnie pachnące kadzidła nie pomagały jej w opanowaniu. Ich taniec trwał jeszcze wiele upojnych chwil nim oboje opadli wycieńczeni rozkoszą. Rakh'ver może nie był najlepszym wojownikiem jej oddziału, ale na pewno był najlepszym kochankiem w nim. Kiedy różowa mgła ekstazy zeszła z wizji dwójki Eladrith Ynneas*, niewolnicy powoli zaczęli wchodzić do pomieszczenia swych panów. W głównej mierzy składali się z ludzi, Nerahye trzymała jednak jedną Eldarską niewolnicę, Meraye, która zajmowała się pielęgnacją ciała swej właścicielki. Z braku lepszego określenia, dowodziła też pozostałymi niewolnikami. Rozkazała im przygotować wodę dla Draconki, oraz przynieść pożywienie, napoje i Esencję.
-Kąpiel zaraz będzie gotowa pani. - melodyjny głos niewolnicy był urzekający, a krągłości jej ciała przykuwały uwagę. W międzyczasie pozostali niewolnicy przynieśli strawę dla dwójki kochanków. Świeżo wypieczony ciemny i jasny chleb, mięsa z różnych stworzeń, sery, warzywa, aromatyczne masło. Patrzenie jak niewolnicy powstrzymują się przed otworzeniem ust, aby nie zalać tych pyszności śliną było niemal równie przyjemne jak samo jedzenie. Esencja była prawdziwą ucztą, żywnością godną bogów, z każdą kroplą cierpienia mniejszych istot Nerahye czuła się silniejsza, jej skóra dosłownie rozjaśniła się, a niewolnicy niemalże mogli wyczuć majestat promieniujący z jej osoby.
Kąpiel w gorącej wodzie przyniósł ukojenie jej zmęczonemu ciału, masaż jakim uraczyła ją Meraya rozluźnił jej mięśnie, a delikatne pieszczoty niewolnicy rozbudziły ją do końca.
Niewolnica najwyraźniej musiała przygotować swoja panią na wieści, które jej następnie przekazała.
-Pani, twój Ojciec pragnął twojej obecności, kiedy już się przygotujesz.- Vesan rzadko „pragnął jej obecności”, chyba, że niewolnica postanowiła użyć ładniejszych słów – Chyba będzie miał dla ciebie kolejne zadanie. - wiedziała, że ta wiadomość nie ucieszy Nerahyi, zważając na historię Eldarki i jej ojca, ale gorzej by było, gdyby się do niego nie udała, dla nich obu.
Kiedy kobiety opuściły basen łaźniowy, a Prawdziwie Narodzona został osuszona, niewolnicy ubrali ją w dostojną szatę w kolorze czarnym niczym przestrzeń między gwiezdna, przyozdobiona czerwienią świeżej krwi. Była gotowa na spotkanie ze swym ojcem, przynajmniej formalnie.


Farethuir

Galaktyka ma niewiele rzeczy, które mogłyby konkurować w majestacie ze Światostatkimi pradawnej rasy Eldarów. Rozrzucone po gwiazdach od czasu tragedii znanej jako Upadek, te kolosalne okręty stały się domem dla niezliczonej liczby wojowników i wieszczów, jak i rzeźbiarzy filozofów i kapłanów.
Światostatek Alaitoc przemierza wschodnie części galaktyki, powoli sunąc przez pustkę przestrzeni.
Wśród majestatycznych lasów, dostarczających powietrze statkowi, mieszczą się iglice będące kompleksem świątyń Kaela Mensha Khaine'a w jego aspekcie latającego wojownika, przynoszącego śmierć z przestworzy.
Tutaj Śmigające Jastrzębie trenują swych nowych wojowników, tutaj pod sztucznym niebem skrzydlaci wojownicy przelatują między jedną iglicą, a drugą.
Tutaj też przesiaduje Farethuir, Jastrząb coraz bardziej zatracający się w drodze wojownika, przez niektórych już nazywany był Ciszą Poprzedzającą Burzę. Medytował przed kapliczką Krwaworękiego Boga Wojny, jego uszy wypełnione wiatrem niosącym dźwięki trenujących akolitów i szmer skrzydeł tych co na nie zasłużyli. Ostatnie miesiące tak właśnie wyglądały dla Farethuira, w kompleksie świątynnym trenował swój umysł i ciało, oraz pomagał w treningu młodych. Kiedy nie jest w kompleksie przebywa w jednym z miast, walcząc tam z swym wewnętrznym przymusem walki. Jak do tej pory wygrywał te starcia, ale wiedział, że jeżeli by przegrał, konsekwencje by ponieśli niewinni.
Jego medytację przerwał jeden z akolitów, wleciał przez jeden z otworów prowadzących na zewnątrz iglicy, jego treningowe skrzydła nie pozwalały na dużo więcej niż przelecenie do góry kilka pięter, więc musiał lądować, aby kontynuować podróż. Był to też trening dla niego. Otwory były rozmieszczone po iglicy w losy sposób zmuszając uczniów do wyceniania swego zasięgu co do odległości. Wszyscy są oczywiście obserwowani, nie można było pozwolić, aby przyszli wojownicy zginęli z powodu upadku.
-Mistrzu Farethuir, Arcykapłan Ynvis prosi cię do siebie. Ma gościa, który prosił o audiencję z tobą.- z tymi słowami akolita wyskoczył przez otwór z radosnym śmiechem kiedy poczuł wiatr otulający jego ciało. Ynvis był przywódcą iglicy, najstarszym Jastrzębiem jakiego Farethuir znał, zatracił się on jednak na drodze wojownika i nie opuszcza już w ogóle świątyni.
Gość w świątyni, nie było to rzadkie, chociaż po raz pierwszy ktoś chciał porozmawiać z Ciszą Przed Burzą. W pomieszczeniu znajdowały się skrzydła wojownika, czekające, aby zabrać go w przestworza.

Atharanel


Ból i zmęczenie to ostatnia rzecz jaką Atharanel
pamiętała. Jej ostatnia wyprawa nie potoczyła się najlepiej, w swych podróżach znalazła się na planecie niedotkniętej cywilizacją. Bujne lasy były bogate w zwierzynę łowną, a cisza i spokój pozwoliły Łowczyni odpocząć i zaznać odetchnienia.
Gdyby chciała mogłaby spędzić tam resztę swego życia. Niestety, życie nie chciało o tym słyszeć. Planeta nie była dotknięta cywilizacją, ale to nie oznacza, że nie było tam „istot rozumnych”. Mon-Keigh** zaatakowali ją kiedy wypoczywała niedaleko jednej z bram do Sieciodrogi, być może zmęczenie długą podróżą przytłumiło jej zmysły, lub urok tej planety sprawiła, że postanowiła opuścić gardę. Błąd, którego może już nigdy nie popełnić. Te okazy ludzi były prymitywne, nawet w porównaniu z resztą swego rodzaju, uzbrojone w włócznie i kawałki metalu, które pewnie miały być mieczami. Jeden z nich zdołał ją trafić w bok zanim, Łowczyni dobyła własnej broni pistolet shirukenowy, oraz jej nóż szybko rozprawiły się z jej napastnikami. Rana którą jej zadali była jednak głęboka, a dźwięki dobiegające z lasu zapowiadały przybycie kolejnych prymitywów.
Uciekła więc przez bramę, do wiecznego półmroku bariery między Immaterium a Rzeczywistością.
Adrenalina pchała ją do przodu, może znajdzie jakiegoś innego podróżnego, albo uda się jej odnaleźć sanktuarium Łowców. Ogromny labirynt Sieciodrogi był pełnych niewielkich jaskiń, w których Wygnańcy się zbierali, aby podzielić się opowieściami jak i po prostu towarzystwem. Niestety była kilka dni drogi od najbliższego znanego jej sanktuarium, a krew ciągle wylewała się z jej boku. Czuła jak zimno powoli obejmuje jej świadomość, jak jej ciało zaczyna słabnąć i zwalniać, a okrutny śmiech Wroga Wszystkich Eldarów wypełnia jej duszę. Odruchowo chwyciła za Kamień Duszy przyczepiony do jej zbroi, nie był uszkodzony, to dobrze, nie trafi... do Niej. Jeżeli jednak umrze, umrze sama, z dala od pięknego Alaitoc, z dala do domu. Ciemność ogarnęła jej oczy i ostatnim bodźcem jaki poczuła było uderzanie jej głowy o materię Sieciodrogi.
Obudził ją zapach jedzenia i dźwięk muzyki. Kiedy otworzyła oczy ujrzana nad sobą twarz wykrzywioną w złowieszczym uśmiechu, krzyknęłaby gdyby miała siłę. Twarz istoty odpadła od reszty ciała, ukazując kolejną. Ta należała do Eldarki, takiej jak ona.
-Dobrze, obudziłaś się.- usta Łowczyni wypełnił smak wody zmieszanej z winem i ziołami -Pij, musisz odzyskać siły.- Kolorowy ubiór nie dawał wątpliwości, Eldarka przed nią należała do grupy Harlekinów, wojowników i artystów oddanych Śmiejącemu się Bogowi. Atharanel nie miała nigdy do czynienia z tą częścią społeczeństwa Eldarów. Wiedziała, że nie są wrogami Światostatków, jednak ich motywy były okryte tajemnicą.
-Jestem Mistrzyni Trupy Aldanee i masz niezwykłe szczęście, że nasz zwiadowca się znalazł. Odpocznij na razie, jeżeli masz pytania lub prośby, nie wahaj się i je zadaj.

__________________________________________________ _______________
*Mroczni Eldarzy
*Gorsza Rasa- Często określa się tym mianem Ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 02-04-2012 o 01:25.
Seachmall jest offline  
Stary 03-04-2012, 00:20   #2
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wojownik przerwał wyciszającą umysł i dualizm medytację, z pewnym opóźnieniem względem słów nieznanego mu akolity. Ruchem skrzyżowanych nóg wstał w sposób bolesny choćby do wyobrażenia dla wielu, którzy nie poddawali ciała i umysłu Ścieżce Wojownika. Podszedł niespiesznie wyjrzeć, spojrzeć na zanurzającego się w przestworzach posłańca. Na wietrze niósł się jego śmiech.

Farethuir na krótką chwilę poczuł gorejącą zazdrość o to doznanie i równie szybko, logicznie je zdławił. Wiele emocji było zbyt niebezpiecznych by pozwolić im trwać. W pełni wybudzony, o umyśle skupionym na zmianie w wyblakłym, zalanym mgłą spokoju życiu doskoczył do skrzydeł. Nie zdejmował pancerza aspektu na czas treningu, tak więc przyobleczony w drugą skórę nie tracił czasu. Podszedł plecami do zaczepów potężnych motorów antygrawitacyjnych, które zawierał plecakowy komponent skrzydeł, w miejscu którego u żywej istoty mieściły by się wiązania mięśni. Gdy upioryt zagnieździł się w upiorycie, podbiegł do otworu i wyskoczył, mieszcząc się w nim w skoku, który przekształcił się po chwili w lot.

Wojownik doskonale znał prądy powietrzne, tak jak najbliższą drogę do świątyni, w której sam spędzał tyle czasu. Nie zamierzał pozwolić, by jego obecny mistrz i nadzorca czekał.

Główna kaplica mieściła się pod wielką kopułą między iglicami, kopuła miała w sobie otwory tak jak iglice, aby wojownicy Jastrzębia mogli bez problemu się dostać do środka. Posadzka.była przyozdobiona mozaiką przestawiającą jedną z wielu bitew Khaine’a z Bogiem Krwi, podczas tej bitwy na pomoc Krwaworękiemu przybyły olbrzymie ptaki, które zaatakowały dzikiego boga, zmuszając go do odwrotu. Na samym środku kopuł stał kilku metrowy posąg boga wojny w aspekcie Jastrzębia, jego plecy były przyozdobione skrzydłami o zakrwawionych piórach. Nad głową boga unosiła się grupa mitycznych ptaków ich ostre dzioby i brzytwy pokryte krwią wrogów Dzieci Gwiazd.
Exarcha Ynvis siedział przed posągiem oczekując najwyraźniej swego podopiecznego.

Wojownik spłynął z powietrza, dezaktywując tuż przed zbliżeniem się do kopuły furkoczące pióra by nie naruszyć ciszy sanktuarium. Same mechanizmy antygrawitacyjne sprowadziły go powoli na ziemię, na której wylądował z gracją. Podszedł dwa kroki przed posąg i egzarchą i opadł na kolano, skłaniając się głową ku ziemi dwukrotnie - raz egzarsze, drugi raz krwaworękiemu bogu. Z szacunku obu, pozostał skłoniony, oczekując słów kapłana wojny.

Egzarcha powstał ze swego miejsca i spojrzał na Zarthibhaza.
- Już, jesteś. Dobrze, przykro by było kazać naszym gościom czekać Chodź za mną. - Goście, byli rzadkością w kaplicy, szczególnie goście chcący zobaczyć się z Farethuirem. Ynvis prowadził swego podopiecznego do jednego z bocznych pokoi. W środku para Eldarów była pogrążona w rozmowie, ale zamilkła kiedy dwójka wojowników weszła. Pierwszego z gości rozpoznawał, Czarownik Alterus był członkiem Rady Widzących statku i kilka razy walczył u jego boku. Druga osoba była mu obca, składał się na to fakt jej ubioru. Ornamenty i runy sugerowały, że stoi przed Arcyprorokinią. Co zdziwiło Jastrzębia było czarne i białe zabarwienie jej ubioru, oraz symbol Łzy Ashy na jej szacie. Czyżby prorokini przebyła pół galaktyki, aby spotkać się z nim?
Kobieta spojrzała na Farethuira i skinęła głową.
- Witaj, jestem Felioria z Ulthwe, rozumiem, ze ty jesteś Ciszą Poprzedzającą Burzę?

Odpowiedzią był tym razem pokłon. Prorocy dowolnego światostatku zasługiwali na najwyższy szacunek każdego z Dzieci Gwiazd. Farethuir ze wszystkich możliwych gości spodziewał się ujrzeć Widzących, jednakże być może tych, którzy osądzili go z jego tak niedawnych czynów. Drobna zmiana emanacji jego umysłu odzwierciedlała jasno jego zaskoczenie.
- Ciszą, oraz Burzą. - wyjaśnił, skinąwszy głową.

- Cieszę się, że mogę cię spotkać, obawiam się jednak, że cel mojej wizyty może odebrać pokój jaki do tej pory starałeś się utrzymać w swym życiu. Ulthwe i nie tylko potrzebuje, aby ruszył ze mną. To... dość skomplikowane. Doznałam wizji... bardzo niepokojącej wizji.

- Ufam twemu przewodnictwu, pani. - stwierdził wojownik, zamykając oczy.
Myśli wirowały nieskończonymi możliwościami, choć w przeciwieństwie do widzących strzelał, pozbawiony wskazówek. Ktoś chciał go wykorzystać. Był częścią czyjejś wizji, czy jedynie narzędziem ją kształtującą?
Nie miało to znaczenia. Jeżeli komukolwiek Farethuir był jeszcze w stanie zachować posłuszeństwo, to egzarchom i prorokom, bardziej utraconym swoim Ścieżkom niż on sam.

- Dziękuję, ruszyłabym natychmiast, ale mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w twym domu. Przyjdę jutro i przedstawię ci naszą misję. Stwierdzisz wtedy czy będziesz potrzebował pomocy. Obawiam się, że przez ten czas powinieneś się przygotować na opuszczenie Alaitoc.. nie wiem kiedy wrócisz do swojego domu. - “Lub czy” zawisło niewypowiedziane w powietrzu, ale Farethuir wyczuł zmartwienie emanujące z prorokini - Dobrego dnia. - pokłoniła się zebranym i opuściła pomieszczenie.

- Jeżeli mógłbym być tak śmiały... - zaczął, przerywając, by zwrócić uwagę Widzącej - Dlaczego ja? - Zarthibhaz otworzył oczy, obserwując oblicze rozmówczyni, jednej z przewodników z Ulthwe. Niewypowiedziany dziki kaprys chciał wypisać na jego twarzy gorzki uśmiech, lecz tyle przynajmniej zdołał zwalczyć.

Felioria spojrzała na Jastrzębia rozważając najwyraźniej odpowiedź.
-”Miecz Vaul’a sprowadzi Ciszę Przed Burzą...”- nie mówiąc więcej opuściła świątynię.
 
-2- jest offline  
Stary 03-04-2012, 00:37   #3
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Nie wyszła niezwłocznie, aby pośpieszyć na spotkanie z ojcem. Wiadomość przyjęła bez poruszenia, nawet nie zerkając na niewolnicę. Odwróciła się do lustra przyglądając się leniwie własnemu odbiciu. Tak, jej rdzawe włosy, który to kolor nosiła ledwo od kilku dni, doskonale współgrał z wybraną szatą. Przesunęła palcami po klatce piersiowej, uśmiechając się na wyczuwalne utwardzenie dla ochrony. Nie szła przecież na schadzkę, a na spotkanie z ojcem, chociaż nawet w pierwszym wypadku miałaby opory przed pozbawianiem się jakiejkolwiek ochrony.
Przynajmniej dopóki ubrania wciąż były na miejscu.
Wyszczerzyła się, przypominając sobie czas spędzony z Rakh'verem. Ciekawiło ją, jak bardzo jest on z siebie zadowolony... a tym bardziej interesowała Nerahye jego reakcja, kiedy oświadczy mu, iż część jego "sukcesu" zawdzięcza pewnym narkotykom... Och, tak. One potrafiły zdziałać cuda, dodając swoje działanie do samego seksu i pieszczot... wzmagając wszelkie doznania.
Nieśpieszne przeczesała dłonią włosy. Nawet jeśli na chwilę zapomniałaby, że brakuje czegoś jeszcze to jej odbicie nie pozwoliłoby zapomnieć, szczególnie zważając na to, z kim miała się spotkać.
Blizna ciągnąca się od szczęki, aż do nosa przecinała prawy policzek cienką, czystą linią. Nerahye nigdy nie próbowała naprawić szkody. To nie był jej wybór.
Jej wyborem natomiast było pozostawienie kilku pomniejszych, jako że nie były one szczególnie widoczne, a i większość z nich nie znajdowała się na twarzy. Może kiedyś, może kiedyś...
Odwróciła się w końcu od lustra, chociaż nie skierowała prosto do drzwi, tylko udała się do przyległego pokoju, służącego za osobistą zbrojownię. Przez moment rozważała możliwości, po czym wybrała jedną z jej ulubionych broni: na pierwszy rzut oka delikatny, dość smukły miecz o budowie ostrza, dzięki której pozostawało ono nieustannie pokryte trucizną... Zaiste szlachecka broń.
Przed wyjściem sprawdziła jeszcze, czy pojemniczek na truciznę jest pełny i uczepiła miecz przy przystosowanym do tego pasie szaty. Zabezpieczyła zbrojownię, po czym zwróciła się do niewolnej Eldarki:
- Uprzątnij wszystko. - mruknęła, woląc nie skaleczyć się rozbitymi w trakcie szamotaniny z ubraniami kieliszkami.
Chociaż w minimalnym stopniu uzbrojona i posiadająca namiastkę pancerza ruszyła do wzywającego ją Vesana.
Tak, teraz była gotowa na spotkanie z ojcem.

Kompleks pałacowy naprawdę zapierał dech w piersiach kiedy oglądano go z zewnątrz. Jednak prawdziwe bogactwo gnieździło się wewnątrz. Draconka przemierzała hol wykonany z czarnego obsydianu, co jakiś czas mijała kolumnę z kości jakiegoś potężnego zwierzęcia z Rzeczywistości. Drzwi do pokoju jej ojca były masywne i niedorzecznie ozdobione.taką ilością płaskorzeźb i rycin, że bardziej przypominały wystawę jakiegoś nad aktywnego artysty niż prawdziwe drzwi. Oczywiście prawdziwa chluba jej ojca mieściła się na samym środku portalu. Drzewo Genealogiczne jej rodziny sięgające aż do założyciela rodu, chociaż Nerahye była pewna, że połowa imion i powiązań jest wymyślona. Przed drzwiami stała dwójka Inkubów, wojownicy-ochroniarze spojrzeli na nadchodzącą Eldarkę i delikatnie skinęli głowami. Rozumieli jej związek z ich pracodawcą i dawało jej to namiastkę szacunku wśród nich. Otworzyli jej drzwi, jeżeli ich ozdoby były niedorzeczne, to wnętrze pokoju było dziełem szaleńca. Wszystko, nawet ściany, podłoga i sufit miały jakąś ozdobę, płaskorzeźbę czy inny bibelot. No i nie można było zapomnieć o tym cholernym drzewie rodzinnym. W środku było prawdziwym drzewem, chociaż wykonanym z upiorytu, na gałęziach, i pniu były wypisane imiona. Na szczęście stało gdzieś z boku więc Draconka nie musiała specjalnie go omijać, aby dotrzeć do rodzica.
Vesan siedział na za swym biurkiem, w ciemno zielonych szatach przyozdobionych złotem. Spojrzał na swoją córkę... miedziane włosy? Mógł przysiąc, że były fioletowe. Z resztą, kogo obchodzi jak ona wygląda.
-W końcu jesteś. Mam dla ciebie małą robotę.

Nerahye czasem zastanawiała się jaki on widzi sens w umieszczaniu nieistniejących nazwisk w drzewie rodowym, ale wolała nie poruszać tej kwestii. Próba przekonania Vesana, że jego wizje są błędne była na tyle bezcelowa, co zmuszenie Zmory do porzucenia lotu na rzecz chodu.
- Nie słyszałam, żeby jakiś Rajd był w planach... - mruknęła, z nudów rozglądając się po pomieszczeniu.
-Tu nie o rajd chodzi. Lord Vect przedstawił problem i wynagrodzi tego, kto go rozwiąże.- Asdrubael Vect, Archon Czarnego Serca i władca Commoragh, był znany każdemu Mrocznemu Eldarowi, który cokolwiek osiągnął. Był też znany jego zwyczaj dawania wyzwań tym, którzy chcą powalczyć o jego względy.
-Jeżeli oczywiście nie jesteś zainteresowana...
Nerahye zmarszczyła brwi obserwując ojca. Od kiedy to jemu zależało, aby ona coś zyskała? Na pewno nie od czasu jej ostatniego awansu...
- Sądziłabym, że to raczej ty będziesz chętny. - stwierdziła ostrożnie.
-Mnie przypadł zaszczyt zaplanowania następnej wyprawy. Ty natomiast udasz się jako mój agent, wysłannik, narzędzie.- jego uśmiech zrobił się dość nieprzyjemny, ale Draconka przyzwyczaiła się już do tego typu mimik twarzy jej ojca -Chyba, że naprawdę cię przeceniam.
- A jeżeli nie mam ochoty? - zaryzykowała. Obserwowała uważnie reakcję ojca, nie wiedząc czego powinna się spodziewać.
-To poślę Beliarma.- Dracon Beliarm był konkurentem Nerahye na drodze do świetności. Cieszył się wsparciem Vesana, najpewniej tylko po to, aby ten miał czym szturchać swoją córkę do działania.
Nerahye oczyma wyobraźni widziała te wszystkie zabawy, przyjęcia, które miały ją ominąć. Westchnęła głośno i skrzywiła się.
- Gdzie i kiedy mam zebrać oddział?
-Gdyby zależało to ode mnie, ruszyłabyś natychmiast. Niestety Vect nie chciał wyjawić celu swego małego testu, więc będziesz musiała poczekać do jutra. Ciesz się, będziesz mogła zobaczyć władcę tego miasta na własne oczy.
Oraz władcę Kabały, do której przynależę...
- Na co mam czekać? Niewolnika, posłańca? Sama mam gdzieś się udać?
-Poślę kogoś po ciebie, wiadomo, że sama się na czas nie stawisz. Możesz, już iść.
Nerahye skrzywiła się ponownie, ale nic nie odpowiedziała, chociaż wyraźnie jakaś uwaga cisnęła jej się na usta. Skinęła ojcu głową, po czym bez słowa opuściła jego komnaty.

Draconka czuła się poirytowana, co było zwykłym jej stanem po spotkaniu z ojcem. Tym razem ich rozmowa obyła się bez spięć, jednak zawsze Nerahye czuła się po nich tak samo.
Żałośnie. I było na to tylko jedno lekarstwo.
Skierowała się w stronę swojej własnej zbrojowni mając w głowie tylko dwa słowa.
Walka. Ból.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 03-04-2012, 02:35   #4
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
- Jestem wdzieczna za pomoc - odparla niepewnym tonem - Potrzeba mi tylko troche odpoczynku i mojego ekwipunku a znikne tak szybko jak sie pojawilam - zapewnila Atharanel. - Jedyne o co chce zapytac to jak moge sie odwdzieczyc za pomoc. - Z wdziecznoscia pila wzmacniajaca mieszanke zerkajac w miare mozliwosci dyskretnie na otoczenie.

Najwyraźniej Łowczyni natrafiła na bardziej stały obóz Harlekinów. Materia osnowy została ukrztałtowana w scenę wokół, której rozmieszczonych było kilka siedzisk.
Na scenie grupa kolorowo odzianych eldarów tańczyła w rytm hipnotyzującej muzyki.
Mistrzyni Trupy uśmiechnęła się do swego gościa.
-Historie są zawsze dobre. Inspirują nas do nowych dzieł, musiałaś widzieć wiele wspaniałych lub okropnych rzeczy. Wszystko jest warte pamiętania, jeżeli niesie ze sobą emocje i naukę.

Atharanel spojrzala w twarz Harlekinki, rzeczywiscie, przez te setki lat swoich podrozy przezyla wiele przygod wartych opowiesci, niepokoilo ja troche ze moze nie byc w stanie przybrac je w slowa tak, aby zaintrygowac te niesamowita postac. W koncu ocalili jej zycie, wiec w jej obowiazku bylo odwdzieczenie sie chociazby opowiescia. Zamyslila sie na chwile wyszukujac w pamieci jedno z ciekawszych wydarzen.
Z mieszaniny wspomnien, twarzy, glosow i miejsc, wylonil sie krajobraz jednej z dziewiczych pieknych planet o niesamowitej florze. Pamietala cudowne cieplo trzech slonc systemu i powiew wiatru niosacy zapach trawy oraz kwiatow. Nieswiadomie zamknela oczy przenoszac sie w to cudowne miejsce, niemal zapominajac o tym gdzie jest, przeniosla sie na ciepla i piekna planete, wolna od zepsucia i rywalizacji... Rywalizacji.. Morderstwo.. Otworzyla gwaltownie oczy ukluta bolem i tesknota za swoim Światostatkiem to wszystko, czego poszukiwala, przygoda, piekno, to wszystko oddawala ta planeta, dlaczego wiec powrocily do niej te mroczne wspomnienia wygnania z Alaitoc... Westchnela gleboko i zebrala sie w sobie. Spojrzala ponownie na twarz Eldarki przepraszajacym wzrokiem i podjela, wyszukujac niemal na szybko jedno z ostatnich zajsc.
- Od kilkuset lat podrozuje po roznych systemach, widzialam naprawde wiele wspaniałych miejsc, ruiny niegdys majestatycznych miast, teraz porosniete, owladniete przez potege natury, zamieszkane przez dzikie zwierzeta, moznaby odniesc wrazenie ze formujące nowa kulturę, tak jak robili to ich poprzednicy tworzacy te niesamowite miejsca, az ma sie ochote usiasc i obserwowac, jak stare przemija a nadchodzi nowe... - Oczy Atharanel zamglily sie nieco na mysl o tych wszystkich niesamowitych cudach - Niegdys niezniszczalne potegi niszczeja, slabna, przegrywaja walke z czasem, z natura... Tyle razy konczylam zycie poteznych i majestatycznych postaci jednym strzalem... Konczylam tyle staran, istnien, w ulamku sekundy... Ale nigdy nie moglam nadziwic sie jak nieuniknione jest przemijanie w wiekszej skali... Cale kultury, cywilizacje niegdys potezne ponad wszelkie wyobrazenie, teraz zapomniane i nieznane... Czyz to nie jest intrygujace? - rzucila retoryczne pytanie pathfinderka po czym ciagnela dalej.
- Moznaby pomyslec, ze technologia, wiedza czy wplywy to potega, ale przekonalam sie wielokrotnie wedrujac po dziewiczych nietknietych zebem zepsucia planetach ze prawdziwa potega niekoniecznie jest od nich zalezna, czesto ledwo unikalam smierci ze strony fauny, niesamowitych stworzen zrodzonych przez nature, ktore tylko dzieki swoim zmyslom i sile byly grozniejszymi przeciwnikami niz niejedni ucywilizowani wrogowie... Zadnej technologi.. Tylko zmysly.. Zmysly sa czyms o wiele ciezszym do oszukania niz dzialka czy nawigatory... Kaze sie to zastanowic nad tym co tak naprawde jest dzis potega... I czy potega jest tym czego potrzeba by przetrwac... Przekonalam sie jak malo uzyteczna moze byc technologia, a jak uzyteczny jest dobry kamuflaz, znajomosc wroga i przebieglosc... Kiedy wpadlam przypadkiem w jednej z glebokich puszcz na stworzenie, ktore zaskoczylo mnie swoim... Majestatem, mimo tego ze najwidoczniej bylo prymitywne, bardzo przypominajace bezwlosego goryla o poteznych koscianych szczekach, to oszolamialo swoja sila, musialo mnie wyczuc, bo na pewno nie uslyszalo, zaszarzowalo na mnie i nawet strzal z mojego karabinu zdawal sie nie robic na tym stworzeniu wrazenia, bylo nadzwyczaj sprawne, uciekalam lawirujac pomiedzy poteznymi konarami, nie probujac nawet wspiac sie na ktorykolwiek z nich, czulam ze nie dorownalabym temu czemus we wspinaczce, uciekalam wiec nie ogladajac sie za siebie, starajac sie wymanewrowac je, zgubic, ale kupilam sobie jedynie kilka dodatkowych minut nadziei, zanim poczulam silne uderzenie wielkiej jak moj tors piesci... Ten cios wydusil ze mnie resztki powietrza, padlam na miekka uslana liscmi i trawa ziemie, poczulam jej zapach, zapach porannej trawy, lisci, gleby... Pamietam ze jedyne o czym wtedy pomyslalam to to, jak natura potrafi byc przebiegla... Tak piekna i niebezpieczna jednoczesnie... Zamknelam oczy wdychajac cudowny zapach i czekajac na cios...
Nigdy nie nadszedl... Jedyne co nastapilo to drzenie ktore lezac na ziemi odczulam calym cialem i skrzek owego stworzenia... Ocalilo mnie inne stworzenie, wieksze i silniejsze od tego ktorego zaatakowalo mnie, zostalam ocalona przez nieswiadomego swojego czynu stwora. Nie kaze sie to zastanowic nad tym co tak naprawde jest potega? Sila? Technologia? Wiedza?

Atharanel westchnela ponownie rozmarzona wspominajac inne piekne i niebezpieczne dziewicze miejsca ktore odwiedzila i momentalnie zatesknila za samotna wedrowka po jednej z puszcz nie tknietych niczyja interwencja...

Harlekinka spokojnie słuchała opowieści Łowczyni, kiwając głową, przybliżając się nawet w momencie opisu walki i jej rozwiązania.
-Dziękuję, to była ciekawa opowieść... czuję jednak, że masz jeszcze jedną. Schowaną głęboko, bolącą.- mistrzyni trupy uśmiechnęła się- Nie musisz jednak nic już mówić, planujesz się gdzieś teraz udać? Jak wydobrzejesz?

Eldarka przypatrywala sie uwaznie Harlekince przez dluzsza chwile zaskoczona tym co wlasnie uslyszala, po czym odparla.
- Pragne powrocic do mojej wedrowki, odkrywania kolejnych dziewiczych, nietknietych skaza ani nawet spojrzeniem dziewiczych planet. Niczego wiecej... - zawahala sie, ale szybko dokonczyla - … Mi nie potrzeba - wymusila niewinny usmiech.

Aldanee spojrzała na swoją rozmówczynię, ale tylko kiwnęła głową.
-Rozumiem, niestety w tej części galaktyki jest ich naprawdę nie wiele, ludzie zajęli te tereny dawno temu i najwyraźniej nie śpieszno im , aby wybić się nawzajem... - Harlekinka zamyśliła się chwilę - Jest jeden świat. Pierwsi z nas, którzy opuścili pradawne Imperium tam żyją. Droga Podróżnika jest piękna, ale samotna. Jeżeli rany twej duszy mają się kiedyś zagoić... potrzebujesz więcej niż czasu.

Atharanel znow przylapala sie na wpatrywaniu sie w twarz Harlekinki, nie wiedziala skad to wiedziala, w ogole niewiele wiedziala o Harlekinach.
- Kazdy podaza swoja sciezka - Odparla niepewna jak powinna zareagowac na slowa Eldarki.

-Ścieżka ciągle jest twoja, ja ci tylko pokazuje możliwe drogi.

- Podazam sciezka ktora zostala mi przypisana, czerpie z niej tyle satysfakcji ile tylko moze ona oferowac, nowe wspaniale miejsca, walka, wolnosc... Wielu o tym marzy. - odparla - Nie sadze zeby byly inne sciezki... Dla mnie. - Zastanowila sie chwile po czym dodala - Czas nie zawsze leczy rany.

-Czas nigdy nie leczy ran, tylko je zabliźnia.- Harlekinka westchnęła- Rozumiem co masz na myśli. Niestety innych planet gdzie nie napotkasz mon-keigh nie znamy w tej okolicy.

- Nielatwo jest znalezc takowe gdziekolwiek... - dodala Eldarka ze smutkiem - Pozostaje szukac, samo poszukiwanie jest przygoda, odnajdywanie takich skarbow jak dziewicze planety to nagroda za nieustepliwosc. - Odparla, ale po chwili zapytala - Gdzie w poblizu sa inne sanktuaria? Rozumiem ze tutaj wszystko jest pod kontrola - usmiechnela sie - ale podrozujac, staram sie pomagac pobratymcom w potrzebie, chociaz tyle moge ofiarowac.

Harlekinka spojrzała na jednego ze swojej trupy.
-Misner, podejdź tu i pokaż nam mapę.-zamaskowana postać zbliżyła się do pary i zamachnęła dłońmi przed sobą. Między trójką pojawiła się iluzja systemu tunelów.
-Podróżując na północ powinnaś natrafić na bezpieczną jaskinię bez rezydentów w ciągu dwóch dni. Niestety dalej będzie coraz gorzej, powoli zaczniesz się zbliżać na tereny Mrocznego Miasta i do ziem naszych kuzynów. Jednak z jaskini, o której mówiłam jest prosta droga na wschód, powinna doprowadzić cię w bezpieczniejsze tereny. Moze natrafisz tam na inną trupę.

- Rozumiem - Skinela glowa - Mam nadzieje ze nie bede dla was problemem zbyt dlugo, naprawde jestem wdzieczna za pomoc. - Kiedy tylko poczuje sie lepiej rusze dalej i obym tym razem miala wiecej szczescia - usmiechnela sie do nich. - Mam tylko jeszcze jedno pytanie, czy mozesz sluzyc mi jakas rada? - Nie byla do konca jasne czy ma na mysli zwykla porade dotyczaca wedrowki czy cos wiecej. Wpatrywala sie w twarz harlekina wyczekujac odpowiedzi.

-Ścieżka Wygnańca daje wolność, ale często tworzy własne więzienia. Pamiętaj kim jesteś i co
trzyma ciebie na twej drodze..
 
__________________
Ave Sanguinus.
Avder jest offline  
Stary 08-04-2012, 00:19   #5
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Narahye

Narahye obudziła się w swoim łóżku, jej ciało obolałe od treningu, a umysł delikatnie zamglony od nadużycia narkotyków. Pierwszą rzeczą jaką ujrzała były jej ubrania, broń i kilka naczyń leżących na ziemi. Drugą były zwłoki wojownika kabały leżące obok tych przedmiotów. Z twarzy była wstanie rozpoznać w denacie swojego wczorajszego partnera sparringowego. Pamiętała, że przystawiał się do niej robiąc oczywiste aluzje co do swych planów. Po treningu ruszyła spędzić mile czas w towarzystwie alkoholu i narkotyków. Kiedy te zwłoki się w to wplątały i jak dostały się do jej pokoju umknęło jej pamięci, ale łatwo można było dojść do prawdopodobnego łańcucha zdarzeń. Po pokoju wkroczyła grupa niewolników, Meraye przecisnęła się przez nich, kiedy zatrzymali się patrząc z przerażeniem na zwłoki Kabalyty. Niewolnica walnęła najbliższego z nich, aby zwrócić ich uwagę.
-Uprzątnijcie to.- podeszła do swej pani, wręczając jej kielich z rozcieńczonym winem- Kolejny pretendent do twego łóżka, pani?- [b]Narahye[/b tylko bąknęła, ból głowy dopiero teraz zaczął powoli odchodzić – Twój ojciec kazał mi cię przygotować i wysłać do głównych drzwi pałacu. Transport czeka, aby zabrać was do Lorda Vecta.- w przeciągu kilku nieubłaganie długich minut, Mroczna Eldarka została umyta, ubrana, nakarmiona i wysłana na miejsce spotkania. Na zewnątrz pałacu czekał na nią transporter typu Jad, używany przez szlachtę Commoragh jako rydwan. Podróż nie trwała długo, ale czas pozwolił Narahye oczyścić umysł i uporządkować się do końca.

Mroczne Miasto z lotu ptaka nie wygląda o wiele lepiej niż z ziemi. Tyle Draconka musiała przyznać. Nie wyglądało źle, było majestatyczne, ciemne i niebezpieczne, jak jego mieszkańcy. Niestety w powietrzu osoba jest przytłoczona skalą całego miasta. Wieże i kopuły gromadzą się i zbliżają, aż cud że można przelecieć przez miasto.

Na lądowisku centralnego pałacu Czarnego Serca, czekał już Vesan. Archon spojrzał na swoją córkę, kiedy ta wysiadła z transportu.
-Nareszcie jesteś. Szybko, Lord Vect nie będzie specjalnie czekał na ciebie.- pośpiesznie ruszyli przez kompleks, kiedy dotarli do sali tronowej władcy Commoragh, w środku zebrała się już spora grupa członków Kabały i kilku dygnitarzy z innych grup.



Sam Lord Vect, przyglądał się im wszystkim z uśmiechem na twarzy. Wiedział, że wszyscy zebrali się tu, aby wysłuchać jego polecenia. Uniesieniem dłoni uciszył zgromadzonych.

-Witajcie, zajmijcie swoje miejsca.- zebrane Mroczne Eldary zasiadły przy stole przed tronem Archona Czarnego Serca – W przeciągu kilku ostatnich cykli* otrzymujemy ciekawe raporty od kilku enklaw. Najwyraźniej Mon-Keigh odkryli jedną z Bram do Śieciodrogi i korzystają z niej. Często. Co gorsze są to ci słabi ludzie, którzy oddali swe życia w służbie Ścierwu Spaczni.
Chcę wiedzieć co robią. Nagroda dla tych, którzy mi dostarczą tą wiedzę będzie... zadowalająca.
- nic więcej nie powiedział. Patrzył tylko na zgromadzonych oczekując ich ruchu.
__________________________________________________ _________________________
*Dni.







Farethuir

Następny dzień przybył dla Jastrzębia zbyt powoli. Od czasu rozmowy z prorokinią jego myśli były zajęte jej słowami. Znaczenie ich było, aż nadto oczywiste, ale nie znał reszty przepowiedni. Mogła ona oznaczać jego śmierć, zwycięstwo i chwałę, uwięzienie, lub nawet ocalenie przed utknięciem na drodze wojownika. Obudził się w swojej komnacie, jedzenie już na niego czekało, jak i wiadomość od Feliorii dotyczące miejsca spotkania. Najwyraźniej obecność wieszczki dała mu jakieś przywileje. Posiłek był lekki i szybki do zjedzenia, jego zbroja czekała na niego w gotowości. Założywszy ją wyleciał z iglicy, dźwięk furkotu piór akompaniował mu. Przez zbroję nie czuł wiatru uderzającego o jego twarz, był jednak świadom oporu powietrza. Było to wyzwalające uczucie, chociaż z doświadczeniem straciło na swej świetności. Pamiętał kiedy po raz pierwszy wzbił się w przestworza, bez zbroi tylko z systemem tlenowym. Uczucie było wspaniałe, przez moment czuł się lepszy od tych biednych istot, które są przywiązane do ziemi, nie mogące doświadczyć tego co on. Jego egzarcha ostrzegał przed takimi myślami, ale one nigdy go nie opuściły. Dotarł w końcu do miejsca gdzie miał się spotkać z kobietą z Ulthwe.



Prorokini czekała na niego, jej twarz nic nie wyrażała, ale jej aura emanowała niepokojem i wątpliwościami. Mimo wszystko uśmiechnęła się, kiedy ujrzała wojownika.
-Witaj, Zarthibhazie. Proszę, chodź ze mną. - nie mając dużo do mówienia Jastrząb podążył za Feliorią. Doprowadziła go przed mapę galaktyki, jej zachodnia część wypaczona przez ranę do Spaczni, coś co będzie zawsze przypominało Eldarom o ich upadku – Obawiam się, że mogę ci przedstawić tylko swoją wizję i to co nam się udało z niej zinterpretować. - stanęła przed mapą recytując prostą inkantację, technologia mapy wyświetliła ją w projekcji holograficznej, oczekującej komend od obserwatora.
-”Kurtyna zostanie zerwana, a cztery siły wyleją się na gwiazdy. W martwym punkcie między dwoma dawcami życia, rozpocznie się zniszczenie. Miecz Vaul'a sprowadzi ciszę przed burzą, a wrogowie dziś mogą stać się sojusznikami jutra.”- spojrzała na Farethuira – Nasi czarownicy pomogli mi zinterpretować wizję. Siły Chaosu mają zamiar stworzyć kolejną wyrwę do Empyrean, rozmiarów Oka Terroru. I zaczną od tego miejsca. - spojrzała na mapę wysyłając psioniczny rozkaz do urządzenia. Jedna gwiazda zabłysnęła jaśniej- Ta gwiazda nie ma nazwy, ale jest to system podwójny. Między jedna a drugą gwiazdą znajduje się jedna planeta, nie orbituje, jest utrzymana w miejscu dzięki grawitacji obu ciał niebieskich. To jest martwy punkt między dwoma dawcami życia. Co do wrogów i sojuszników. Podejrzewamy, że ktoś nam pomoże.- jeszcze raz spojrzała na wojownika – Mam nadzieję, że rozumiesz powagę tej sytuacji, zebrałam niewielką siłę militarną z Ulthwe i wasza radu użyczyła mi kilku wojowników. Teraz pytam czy ty podarujesz mi swoją siłę.- Prorokini spojrzała na niego wyczekując odpowiedzi. Dopiero teraz, kiedy miał szansę przyjrzeć się jej dokładnie, była bardzo młoda, zdziwiło Farethuira, że rada Ulthwe powierzyła tak młodej osobie dowodzenie tak ważną misją.


Atharanel

Atharanel obudziło szturchanie. Otworzyła oczy, aby ujrzeć zamaskowaną wojowniczkę Harlekinów. Mogła tylko zgadywać czy to ta sama, z którą rozmawiała kiedy się ocknęła.
-Wstawaj, musimy ruszać.- zamaskowana kobieta pomogła wstać Łowczyni i pośpieszyła ją, aby ruszyła w kierunku, w którym zmierzała reszta grupy – Jeden z tuneli się zapadł na Spacznię i demony wlewają się tu. Atharanel nie miała nigdy doświadczenia z demonami. Wiedziała o ich istnieniu, ale najgorsze z czym się spotkała to plugawi wyznawcy takich stworzeń. Po głosie była wstanie rozpoznać, że to faktycznie była Aldanee. Mistrzyni Trupy wręczyła Atharanel jej karabin snajperski i we dwójkę podążyli za grupą. Daleko za nimi, Łowczyni była wstanie usłyszeć niepokojące dźwięki czegoś potwornego.
-Doganiają nas... wybacz, że cię o to proszę, ale czy pomożesz nam w tej sytuacji?- nie czekając na odpowiedź Aldanee zatrzymała pochód, każąc trupie rozmieścić się -Pokażmy tym paskudztwom, że ich plugawi bogowie nie mają tu wstępu. W przeciągu chwil zza zakrętu wyłoniła się pierwsza poczwara.



Atharanel poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Stała przed sługami Wielkiego Wroga, Tej Która Pragnie, Slaanesh.
 

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 08-04-2012 o 01:48.
Seachmall jest offline  
Stary 15-04-2012, 22:00   #6
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Nerahye siedziała obok Vesana, kątek oka obserwując jego reakcje. Ten nic nie znaczący Archon, szczególnie w obliczu majestatu Asdrubaela Vecta, wydawał się być szczególnie zadowolony. Reszta zgromadzonych przejawiała całe spektrum emocji- od podziwu poprzez strach względem niezaprzeczalnego władcy Commorragh. Sama Nerahye przyglądała się mu raczej z pewną ciekawością okraszoną niepewnością. Przybyła na to spotkanie ubrana w swoją bardziej reprezentatywną zbroję, która jednakże nie umywała się do tego, co przywdział jej ojciec. Jak i większość zgromadzonych zabrała ze sobą własne uzbrojenie, chociaż zastanawiała się ilu z nich naprawdę czuje się całkowicie bezpiecznie w tej sytuacji.
Nie widziała wcześniej Vecta z tak bliskiej odległości, a już na pewno nie zwracał się on, nawet pośrednio, do niej. Niemniej nie oznaczało to dla Draconki, iż powinna milczeć.
- W których częściach Sieciodrogi została potwierdzona obecność Mon-Keigh, Lordzie? - odezwała się bez wahania, nie patrząc już na ojca, lecz na Vecta. Nim padło pytanie Nerahye sześciu dygnitarzy opuściło już pomieszczenie.
-Niedaleko domeny Piewców Krwi, oraz królestwa Lorda Divexeta Bolgisa. - Draconka jedynie słyszała o tych terenach, znajdowały się daleko od części portowej miasta. Prowadziły tam dwa portale zlokalizowane wewnątrz miasta, oraz kilka tuneli. Obie drogi były dość niebezpieczne. Zarówno Bolgis i Piewcy cenią swoją prywatność i nie lubią niechcianych, wszystkich, gości. Tunele prowadzące do ich ziem są kręte i łatwo można się w nich zgubić, lub natrafić na jedno z wielu zagrożeń Sieciodrogi.
Nerahye nie przywiązała żadnej wagi do osób, które opuściły pomieszczenie. Najwyraźniej wolały poszukiwać po omacku...
- Rozumiem, że Kabalyci zamieszkujący te ziemie nie zostali w żaden sposób poinformowani o możliwych przeprawach przez ich domeny?
-Nie, nie chcemy przecież odstraszyć tych zbłąkanych duszyczek, które wtargnęły na nasze ziemie.
To na pewno dodawało pewnego smaczku tej całej misji...
- Posiadamy dodatkowe informacje opisujące tych Mon-Keigh? To bardziej... zorganizowane stada, na które łatwiej będzie polować, czy może pojedyncze jednostki?
Lord Vect dopiero teraz spojrzał na Nerahye, zauważywszy, że tylko ona zadaje pytania.
-Przemieszczają się stadnie. Każdym stadem dowodzi jeden z tych odrzutów Trupiego Wieszcza.
- Czy z możliwym przywleczeniem Mon-Keigh będą się wiązały jakieś bonusy? - zapytała odważnie, wyszczerzając się.
-Możesz go zatrzymać. -Lord Vect uśmiechnął się delikatnie. Nie był to przyjemny widok - Chociaż możesz liczyć na nagrodę za jednego z tych Astartes.- w końcu jeden z pozostałych dygnitarzy postanowił dołącyzć do rozmowy
-O jakich siłach mówimy?- Lord Vect spojrzał na nowego rozmówcę.
-Wszystkie Mon-Keigh wyglądają identycznie, ale nie spodziewamy się sił większych niż 80 słabo uzbrojonych ludzi i pięciu, może sześciu Astartes.
Nerahye uśmiechnęła się do siebie na samą myśl, iż czeka ją dobra, beztroska zabawa, którą zapewne ludzie nazwą ciężkim starciem. Oczywiście obecność Astartes dodawała grupom pewnej siły, ale według niej zwiększała jedynie potencjalną rozrywkę.
- Istnieje możliwość, że znajdzie się wśród Mon-Keigh jedna z ich żałosnych namiastek psykera?
Vect zamyślił się chwilę.
-Jeżeli jest jakiś plan stojący za ich obecnością, oznacza to, że przewodzi nimi ktoś “myślący”. Szansę zawsze są.
Nerahye milczała przez moment i zdawać by się mogło, że pozwoli innym na zabranie głosu, gdy odezwała się ponownie, uśmiechając się do Vecta:
- Czy jest możliwość, aby częścią nagrody za wykonanie zadania był seks z Tobą, Lordzie? - uśmiech Draconki poszerzył się.
Pomieszczenie na kilka długich chwil było ciche. Ojciec Nerahye dusił ją swym spojrzeniem. Ku zdziwieniu wszystkich Lord Vect zaczął się... śmiać.
-Nie przeceniaj swych wdzięków. Jeżeli się spiszesz, możesz mieć szansę na mały pokaz.
- Zobaczymy. - odparła spokojnie, nie tracąc rezonu. Nie miała więcej pytań, zadowolona z tego, co usłyszała, chociaż nie całkowicie z odpowiedzi na ostatnie pytanie. Cóż, nie wszystko można zdobyć od razu.
Cisza trwała jeszcze chwilę. Vect rozejrzał się po sali.
-Jeżeli to wszystko, to nie pozwólcie, abym was zatrzymywał.- sala szybko zaczęła się opróżniać. Vesan opuścił pomieszczenie i czekał na zewnątrz na swą córkę.
Nerahye nieśpiesznie opuściła pomieszczenie, po drodze rzucając jeszcze kilka spojrzeń na Vecta. Znalazłszy się na zewnątrz, dość beztrosko podeszła do swojego ojca i uśmiechając się trochę cwaniacko odezwała się:
- Zadowolony?
-Bynajmniej. Co to miało być!? Czy ty wiesz kto to był!? Czy ty wiesz, kim jesteś w porównaniu do niego?!- Nerahye była prawie pewna, że jej ojciec zaraz zacznie chodzić w kółko, krzycząc na nią. Często tak robił - Co niby chciałaś osiągnąć!?
Czasami Draconka bardzo chciała umieć powstrzymać swój język, ale była to jedna z tych okazji, które aż prosiły się o przedsięwzięcie stosownych działań. Uśmiechnęła się krzywo do ojca.
- Seks, oczywiście.
- Z nim!? Czyś ty zgłupiała!? To Vect! On jest...!- momentalnie zamilkł kiedy uświadomił sobie jak blisko znajdują się sali Lorda Czarnego Serca.- Nieważne. Zbieraj się i leć. Masz zdobyć te informacje i wrócić tu pierwsza. Twój oddział i Łupieżca będą czekać na zewnątrz.
Nerahye skinęła głową, po czym powolnym, zapewne o wiele zbyt powolnym dla Vesana, krokiem zaczęła się oddalać. W pewnym momencie zatrzymała się i odwróciła jeszcze raz w stronę ojca, będącego wciąż w zasięgu słuchu.
- Mogłeś mi powiedzieć wcześniej, że to ty masz ochotę na seks z nim. - nie czekając na odpowiedź ruszyła dalej, tym razem już szybszym chodem...
Nerayhe była pewna, ze słyszała przekleństwa ojca jeszcze na zewnątrz pałacu.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 15-04-2012, 22:04   #7
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
Atharanel starala opanowac sie drzenie rak, rozejrzala sie szybko, po czym oceniajac teren rzucila sie do najbardziej sprzyjajacej pozycji strzeleckiej. Przylozyla oko do celownika optycznego i odetchnela ciezko uspokajajac swoj umysl i cialo. Wycelowala w glowe demonicznej istoty, twarz wyrazajaca nienawisc i pozadanie, pozbawiona zupelnie litosci, zdawala sie spogladac dokladnie na nia. Kolejny wdech, pociagnela za spust wyczekujac efektu.
Głowa Demonettki eksplodowała krwią i tkanką, jej ciało powoli zaczęło się palić kiedy wola istoty nie trzymała jej w tym wymiarze. Niestety to był dopiero początek, kiedy więcej istot Chaosu zaczęło wlewać się do niewielkiej jaskini. Harlekiny natychmiast otworzyły ogień nie pozwalając wrogowi się zbliżyć, jednak nie minie dużo czasu nim pierwszy z poczwar dopadnie jednego z nich.
Eldarka starala sie wychwytywac istoty ktore zdawaly sie zblizac szybciej od innych, strzal za strzalem eliminujac przeciwnika, jednoczesnie majac swiadomosc ze w razie bezposredniego starcia musi wycofac sie za harlekiny, jedyne wsparce jakie mogla im udzielic, bylo wsparcie ogniowe.
Atharanel zdołała powalić jeszcze trzy bestie, zanim naciskanie na spust jej karabinu przestało przynosić rezultaty. Amunicja się skończyła... sytuacja wydała się kobiecie tak surrealistyczna, że nie była pewna czy nie śpi. W tym momencie doskoczył do niej jeden ze sług Boga Krwi, jego miecz gotowy rozlać płynne życie z jej ciała.
Nie miala wiele czasu na reakcje, zaskoczona bliskoscia demona, siegnela po noz i chlasnela nim na odlew odskakujac do tylu, modlac sie jednoczesnie aby miecz plugawej istoty nie dosiegnal jej.
Demoniczna istota padła martwa na ziemie, ale nie od ciosu Łowczyni. Plugastwa Chaosu zostały zalane ostrzałem z amunicji Shirukenowej, Krwiopuszcz dostając całkiem dużą ilością tej amunicji prosto w głowę. Obok Atharanel stanął Błazen Śmierci, jego ciemny ubiór i maska w kształcie czaszki wywołał ciarki w ciele kobiety. Kiedy przemówił, jego głos był pusty i suchy.
-Wycofaj się, za główną grupą, ktoś dostarczy ci amunicji.
Nie zastanawiajac sie dluzej Atharanel wycofala sie niezwlocznie rozgladajac sie za amunicja i kolejna dogodna pozycja strzelecka..
Szybko znalazła odpowiednią amunicję do swojej broni. Kiedy zerknęła na pole bitwy zrozumiała, czemu Harlekiny są tak cenionymi wojownikami. Dosłownie tańczyli między wrogami, każdy obrót, skok czy przejście kończyło istnienie jakiejś demonicznej istoty. Błazen Śmierci kontynuował swój pochód, zostawiając za sobą ślad z ciał. Dopiero teraz Atharanel zauważyła Misnera, Wieszcza Cieni. Najwyraźniej przygotowywał się do jakiegoś rytuału, natury, którego nie znała. Mógł jednak niedoczekać chwili jego ziszczenia. Para demonettek szybko zbliżała się do psykera.
Bez zastanowienia Eldarka wycelowala w jedna ze zblizajacych sie do Wieszcza demonetek i strzelila, planujac zabic obie zanim zdolajaja dotrzec do niego.
Pierwszy pocisk przebił głowę demonetki posyłając palące się ogniem Spaczni zwłoki na ziemie. Druga ze sług Wielkiego Wroga uniknęła pocisku, ale zwróciła uwagę na Łowczynię, złowróżbnie się uśmiechając ruszyła do Eldarki.
Kolejny głeboki wdech i oddalenie od siebie strachu było niezbędne do oddania bezbłędnego strzału, Atharanel, mimo że umysł kazał jej się wycofać, opanowała się i wystrzeliła kolejny pocisk, w zbliżają się poczwarę.
Kolejny strzał dosięgnął demona, niestety nienaturalny pancerz istoty pochłonął pocisk.
Demonettka dopadła Atharanel, atakując ją parą szczypiec, które miała zamiast ręki. Cios okazał się jednak chybiony i szczypce utknęły w materii Sieciostrady. Istota walczyła, aby je wyswobodzić.
Dostrzegłszy szanse, rangerka złapała za swój nóż i pchnęła nim pod żebra demonetki.
Cios trafił, chociaż ostrze nie wbiło się głęboko, a istota pisnęła radośnie, szczęśliwa najwyraźniej, że jej zdobycz chce się pobawić. Najwyraźniej napędzona tą myślą demonica wyrwała swoje szczypce z materii osnowy gotowa zatańczyć z Eldarką.
Atharanel z pełną siłą kopnęła demonetke w brzuch starając się odepnchnąć ją od siebie i zyskać troche czasu na reakcję lub pomoc.
Kopnięcie przyniosło spodziewany efekt, przewracając demona. Szybko jednak pomiot spaczni podniósł się na nogi, gotowy do kolejnego starcia. Nie dostał jednak okazji- Wieszcz Cieni zakończył swoją inkantację. Fala energii przeleciała przez pole bitwy, momentalnie niszcząc, lub wysyłając demony z powrotem do Spaczni. Psyker Eldarów padł na ziemie, jego ciało i umysł wyraźnie na granicy omdlenia.
 
__________________
Ave Sanguinus.
Avder jest offline  
Stary 16-04-2012, 11:32   #8
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Moją siłę, pani? - obserwujący dotychczas mapę, mentalnie amplifikowane i wyświetlane w rzeczywistości a wzbogacone i uzupełnione w umysłach obserwatorów dzieło sztuki, odwrócił gwałtownie, jak drapieżny ptak z pradawnego wymarłego przy Upadku rodzaju.

Myśli poprzedniego dnia wciąż żyły w jego umyśle, mieszając teraźniejszość z bliską jej przeszłością. Nie mógł odmówić prośby jakiegokolwiek Widzącego, z jakiegokolwiek światostatku...
...nie mógł też sobie odmówić przerwania obecnego półżycia i powrotu do działania, z którym się związał na zawsze. Tak jak dawniej tego nie chciał, tak teraz nie był pewien, czy znalazłszy mon-keigh bezczeszczących sieciostradę będzie kiedykolwiek mógł... kiedykolwiek chciał wrócić na światostatek.

- Jestem tylko jednym wojownikiem. - dokończył.
-Czasem nie potrzeba więcej. Przepowiednia wyraźnie mówi o tobie i lękam się, że przegramy jeżeli ciebie tam nie będzie.
- O... mnie? - eldar podszedł do mapy, wyraźnie obserwując dany punkt, między “dawcami życia”. Wzrok zza diablich wizjerów hełmu koncentrował się na okolicy, gdy dawno wyrwana ponad świadomość łowcy poczytalność historyka analizowała obszar... - Egzarcha Ynvis musiał nie mniej wyjaśnić złożoność mojej sytuacji, uświadomić... ryzyko i niebezpieczeństwa. Dlaczego tak niewielkie siły? Intencja wroga woła o naszą uwagę...
- Nie tylko my się tym zajmujemy jak sądzę. Do tego, pomimo wielkich intencji nie podejrzewamy dużych sił zajmujących się tym zadaniem. Inaczej system by był przepełniony statkami wroga, a otrzymałam potwierdzenie, że tak nie jest. To najpewniej jakiś odłam sił Chaosu.
- Nie jestem autarchą. Nie mnie analizować te zaszłości. - wojownik odwrócił się gwałtownie do jasnowidzącej, gdy jedna część umysłu analizowała jej słowa, a druga przemawiała.
- Nie odmawiam wojnie.
- Dziękuję. Egzarcha uświadomił mnie o twojej sytuacji. Nadal jednak pragnę twej obecności w tej ekspedycji.
- Nie umiem określić mojego znaczenia dla przepowiedni, jednak nie zdołam unikać konfrontacji gdy wróg będzie blisko. Śmierć jest więcej niż prawdopodobna. - stwierdził uczciwie Zarthibhaz, wyostrzając percepcję świata wobec perspektywy niedalekiego przelewu krwi. Farethuir żył jak w wyblakłym świecie, pośród cieni, dusząc się spokojem swojego światostatku. Nie musiał - i nie chciał się zgodzić na propozycję Feliory.
Jednak pokusa była zbyt silna dla wojownika.
-Wybacz, nawet największy prorok nie posiada wszystkich odpowiedzi. Również nie znam twego roli w przyszłości tej misji, ale wierzę, że będzie konieczna.- spojrzała przejęta na wojownika - Ta misja może odebrać nam życie, ale wierzę w swoją wizję i wierzę, że z twoją pomocą zwyciężymy.
- Jestem gotów w każdej chwili, pani. - odparł tylko wojownik, ostatni raz rzucając okiem na martwy punkt.
Prorokini skinęła głową i ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.
- Nie marnujmy więc czasu. Reszta eskapady już czeka.- przy jednej z wielu bram do sieciostrady znajdujących się na Alaitoc, faktycznie stało nie małe zgromadzenie Eldarów, odzianych w zbroje z upiorytu. Sporą część grupy stanowiły oddziały Czarnych Strażników, ale Farethuir zauważył kilku wojowników aspektu, między innymi Banshee i Pająki Spaczni. Co zaskoczyło Zarthibhaza, widoczny był także oddział wojwników jego własnego Aspektu, który zbliżył się do pary.
- Witaj, Ciszo Przed Burzą. Ja i moi bracia jesteśmy tu, aby ci towarzyszyć. Rozkazuj nam jak uznasz za stosowne.- nie widział wśród tych wojowników Egzarchy, który nakierowywałby ich gniew i chęć do walki.

Wojownik towarzyszył kobiecie, gdy szerokim mostem zbliżali się do jednej z majestatycznych bram, tych spoczywających na światostatkach, łączących tak wiele punktów przez sieciostradę. Gdy ujrzał oczyma zgromadzone jednostek, jego umysł zbliżał się do podobnego mgławicy lotnego zbioru emocji - gniewu, nienawiści, żądzy krwi, przedłużeń zbiorowiska wyczekujących wojny dusz. Amplifikowały te same uczucia w nim, gdy tylko znalazł się bliżej, tak jak wcześniej obecność prorokini wzmagała w nim spokój... do pewnego stopnia. Oczekiwanie przeistoczyło się w... wyczekiwanie.

Słowa jego świątynnych towarzyszy częściowo wyrwały jego uwagę ze skupienia, postrzegał pozostałe Jastrzębie przez obydwa spektra, z obydwu perspektyw. Spojrzał na swoich podkomendnych. Pancerz przepłynął jak druga, smolista skóra, gdy podszedł do wojownika, który odezwał się do niego.
- Z czyjego przybyliście rozkazu? - zapytał zamaskowanego żołnierza światostatku.

-Sami zgłosiliśmy się do tej misji. Nasz Egzarcha, Błyskawiczny Szpon, zginał podczas ostatniej ekspedycji... nie czujemy się pełni na Światostatku bez niego...
- To nie jest wasza decyzja. Będziecie oczekiwać na wybór kolejnego egzarchy, lub inną decyzję rady. Niekontrolowani nie są dla mnie... dla nas żadnym pożytkiem. - odparł Zarthibhaz, nie zatrzymując się i omijając wojownika. Poświęcał czas na nasycenie ciekawości przed wyruszeniem do sieciostrady, ciekawości, u czyjego boku przyjdzie mu zabijać.
Siły ekspedycji składały się z pojedynczych oddziałów wojowników Aspektu. Widział co prawda dwa oddziały Banshee. Resztę sił zbrojnych stanowili Czarni Strażnicy z Ulthwe. Widział dwa oddziały z działkiem shirukenowym i jeden z działem rozpraszającym, wyrywającym w rzeczywistości niewielkie i nietrwałe ale śmiertelnie niebezpieczne strefy Osnowy. Wśród wojowników Aspektu oprócz Banshee i Jastrzębi ujrzał jeszcze Pająki Osnowy i Atakujące Skorpiony.
Spacerował pomiędzy zebranymi wojownikami, częścią zebraną w równe szeregi, częścią pogrążoną w medytacji lub instruowaną czy też uspokajaną przez Egzarchów. Tych ostatnich najtrudniej było mu zignorować, kontrast stanowił esencję zagrożeń dla jego duszy.
Nie był niechciany, ponieważ był szaleńcem, nie. Był niechciany, ponieważ w przeciwieństwie do nich miał kontrolę nad samym sobą.
To znacznie ograniczało jakąkolwiek kontrolę faktycznych dowódców. Na światostatku zaś nie mógł, jak oni, zdjąć ze swej duszy wyszkolonej, psychotycznej tożsamości mordercy wraz z maską.
Zakończywszy pobieżną inspekcję, odprawiwszy bezużytecznych w tej sytuacji wojowników jego aspektu ruszył ponownie do prorokini, czekać na rozkaz do wymarszu i być w pobliżu Widzącej. Nie wiedział, kiedy ponownie teraźniejszość odkryje przez nią zacieniony punkt przyszłości, ale zamierzał, bez innego rozkazu, być jednym z pierwszych, którzy poznają te słowa.
 
-2- jest offline  
Stary 21-04-2012, 23:47   #9
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Nerahye

Draconka uwielbiała podróżować Łupieżcami, prędkość, którą osiągają, siła ognia, którą posiadają, elegancja wykonania, która wywyższa je ponad inne transportowce galaktyki. Inne rasy patrzą z zazdrością i przerażeniem na pojazd, który jest podstawowym wyposażeniem każdego rajdu Mrocznych Eldarów. Jej oddział czekał na nią już na pokładzie i kiedy tylko Nerahye zajęła swoje miejsce przy dziobie, ruszyli przez miasto. Kimath wręczył swej dowódczyni włócznie.
-Dam rozkaz, aby leciał nisko. - małe polowanie przed misją? Czemu nie? Przyda się jej rozrywka nim opuszczą miasto. Kiedy Łupieżca przelatywał przez miasto kilka razy zanurkował, Draconka zdołała ściąć dziesięć głów przechodniom, przy akompaniamencie śmiechów jej oddziału. Dodatkowym bonusem był moment kiedy udało jej się nabić na włócznię jakiegoś niewolnika i pociągnąć go za sobą. Istocie zajęło trochę czasu zanim zginęła od braku krwi i cierpiała całą drogę.
Nerahye czuła jak ból niewolnika napełnia ją siłą i wigorem. Niestety nie miała okazji posmakować tego znowu, gdyż opuścili miasto. Reszta drogi była nudna w mniemaniu Draconki, w połowie drogi dołączyły do nich inne transportowce z różnych kabał, widziała kolory Oskórowanej Czaszki, Umierającego Słońca, Poszukiwaczy Dusz i Bractwa Zimnejduszy.
Najwyraźniej będzie to wyścig, tym lepiej coś co zabije nudę. W przeciągu kilku chwil udało im się zdobyć przewagę, ale pozostali trzymali się blisko, raz za razem zmieniając pozycji i w kilku przypadkach wyprzedzając pojazd Czarnego Serca. Jednak, wyścig pojazdów potrafi odwrócić uwagę tylko na kilka ciekawszych momentów i Nerahye znowu zaczęła się nudzić.



Jej nuda skończyła się gdy dotarli blisko miejsca docelowego i jeden z Łupieżców konkurencji eksplodował. Drakonka ujrzała Mon-Keigh, uzbrojonych w ciężką broń, ostrzeliwujących konwój Mrocznych Eldarów. Nareszcie koniec nudy.



Farethuir

Prorokini skinęła Jastrzębowi i spojrzała na bramę do Sieciodrogi, westchnęła przeciągle.
-Musimy jeszcze poczekać na naszych przewodników. Znam miejsce docelowe, ale tylko Harlekiny znają labirynt wewnątrz Bariery, aby nas tam doprowadzić. Udało mi się porozumieć z jedną trupą...- jakby na zawołanie brama się uaktywniła i niewielka grupa sług Śmiejącego się Boga wkroczyła do Światostatku.



Mistrz trupy zbliżył się do prorokini i teatralnym ukłonił się jej.
-Spóźniliście się, mistrzu.- jej rozmówca nie odpowiedział... przynajmniej nie słowami. Spojrzał w lewo, w prawo po czym rozłożył ręce w geście zagubienia.- … Zgubiliście drogę?- odpowiedzią było skinienie po czym ruch dłońmi, który Farethuirowi skojarzył się z zamykającymi się ustami?- Tunel się zapadł... nie dobrze. Sieciostrada straciła dość dużo ze swych dróg, każdy kolejny stracony tunel zmniejsza nasze możliwości. - kolejne skinienie głową i ruch dwoma palcami naśladującymi chodzenie -Tak, tak już ruszamy. Wydam polecenie wymarszu. To jest Cisza Przed Burzą. Mówiłam ci o nim.- Mistrz Trupy spojrzał na Jastrzebia, skinął głową i wykonał kolejny gest, ten był znany Farethuirowi. Harlekin najwyraźniej znał stary język mimiczny Eldarskich zwiadowców, znaki które właśnie mu pokazał oznaczały przywitanie, oraz jego imię.
Farethuir został wsadzony do transportowca Eldarów typu Falcon, razem z nim była Trupa Harlekinów i Prorokini. Zdziwiło go nieco towarzystwo, Felioria musi naprawdę pokładać w nim jakieś wielkie nadzieje. Podróż przebiegała swobodnie, Mistrz Trupy tylko kilka razy udał się do pilota, aby skorygować kurs. Zarthibhaz zaczynał się niecierpliwić, udał się na tą misję, aby zwalczać wrogów swego ludu, więc gdzie oni są?! Odpowiedź przyszła szybko, kiedy Falcon mocno zarył o ziemię silnie wstrząsając pasażerami. Farethuir delikatnie się obił, ale nie było mu nic poważnego. Gorzej prezentowała się trupa, dwójka Harlekinów straciła życie, kiedy jakiegoś rodzaju kolce przebiły na wylot ich i pojazd.
-Na zewnątrz, JUŻ!- Prorokini wybiegła czym szybciej z pojazdu, Farethuir był zaraz z tyłu. Na zewnątrz ujrzał jeden z powodów, dla którego Śieciodroga była tak niebezpiecznym miejscem do podróżowania bez znajomości drogi.



Stworzenie wyglądało jak coś co by zrobili Mroczni kuzyni Eldarów, pytanie tylko czy z sobą czy z czymś innym. Wysokie na dziesięć metrów monstrum wydało z siebie przerażający dźwięk i rozpoczęło atak.


Atharanel

Łowczyni miała nadzieję już więcej nie ujrzeć demona Wielkiego Wroga z tak bliska. Sama jego obecność sprawiała, że Atharanel czuła jak jej dusza słabnie. Mistrzyni Trupy Aldanee podeszła najpierw do Wieszcza Cieni upewniając się czy mały pokaz siły nie osłabił go za bardzo. Następnie zbliżyła się do Atharanel..
-Nic ci nie jest?- na szczęście demonica nie zdołała trafić Łowczyni, Mistrzyni się zaśmiała – Cegorach musi ci sprzyjać. Praktycznie wyrwał twe życie prosto z objęć tej suki.- zaśmiała się, ale widać było, że przeżywa wewnętrzny ból. Spojrzała na Wyrzutka.
- Straciliśmy dwóch członków trupy. Oby Śmiejący się Bóg przyjął ich dusze, aby tańczyły ku jego radości. Przyda nam się chwila odpoczynku, zbierz myśli i lepiej zajmij się bronią. Przykro by było, aby twymi ostatni słowami było „Skończyła mi się amunicja...” - Aldanee ponownie się zaśmiała i ruszyła do reszty trupy. Misner ciągle leżał niedaleko jej głośno łapiąc powietrze, zdjął maskę, aby ułatwić sobie oddychanie. Spojrzał na Atharanel i skinął głową w podzięce.
- Jestem ci winny życie Łowczyni... postaram się napisać powieść o tym jak uratowałaś mnie i naszą trupę. - Widzący uśmiechnął się i wrócił do uspokajania umysłu. Po dłuższym czasie grupa ponownie ruszyła w drogę. Atharanel nie była pewna ile podróżowali godzinę, dwie, dzień... czas był tak trudny do ustalenia w półmroku Sieciodrogi. W końcu dotarli do rozdroża i trupa się zatrzymała.
- Chwila odpoczynku i ruszamy dalej.- usłyszała rozkaz Mistrzyni, która zbliżyła się do Łowczyni- Tu chyba się rozejdziemy. My ruszamy w prawo, do Commoragh, powinniśmy tam dotrzeć za dzień, albo dwa. W lewo dojdziesz do tej jakimi, o której mówiłam ci jakiś czas temu, powinnaś tam dotrzeć jutro jeżeli nie zatrzymasz się nigdzie, aby podziwiać widoki. - Aldanee uśmiechnęła się chyba oczekując decyzji Łowczyni.
 
Seachmall jest offline  
Stary 10-05-2012, 01:01   #10
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Nienawidziła bezczynności, a niestety sama podróż nie obfitowała w rozrywki. Znudzona Draconka zaczęła co chwila spoglądać na członków swego oddziału rozważając opcje pokonania nudy. Im więcej czasu upływało, tym szerszy uśmiech pojawiał się na jej twarzy... a taki nigdy nie wróżył niczego radosnego dla osób, które go wywoływały. Nuda tak bardzo męczyła Nerahye...
Mon-Keigh najwyraźniej postanowiły przysłużyć się nastrojowi Draconki.
Nerahye momentalnie doskoczyła do burty transportowca kładąc dłoń na swoim, uczepionym po lewej stronie, mieczu i wyglądając w dół, obserwując przyszłe ofiary... może niewolników? Eldarka spojrzała poirytowana na pilota widząc, że znajdują się jeszcze zbyt wysoko, aby mogła zeskoczyć do przeciwników.
- Na dół. - warknęła do niego i wróciła wzrokiem do znajdujących się niżej Mon-Keigh. Nałożyła hełm, zabijając tym samym chociaż chwilę nieznośnego oczekiwania; tym bardziej nieznośnego, że rozrywka znajdowała się tak blisko...
Zbyt cieszący się faktem życia pilot momentalnie zanurkował, było to też dobre bo trudniej było ich w ten sposób trafić. Znajdowali się jakieś dwa metry nad ziemią, a najbliższy z ludzi znajdzie się pod nimi za kilka sekund.
Nerahye odmierzała sekundy dzielące ją od upragnionej zabawy, a kiedy tylko znaleźli się nad odpowiednim miejscem...
- Za mną! - krzyknęła do swojego oddziału, po czym nie czekając na ich reakcję zwiesiła się na zewnątrz statku i puściła, lecąc w dół. Gdyby nie hełm, widoczna byłaby mimika jej twarzy, wyrażająca czystą żądzę walki.
Draconka wylądowała na jednym z ludzi, miażdżąc jego kości impetem. Nerahye była pewna, że usłyszała jak istota zaskomlała przed śmiercią. Najbliżsi towarzysze poległego spojrzeli z przerażeniem na Eldarkę celując do niej z broni. Zauważyła, że Mon-keigh odpowiedzialny za wyrzutnie rakiet, również celował w jej pozycje.
Nerahye sapnęła spadłszy na pechowego, a może szczęśliwego, Mon-Keigh, po czym działając jedynie instynktownie przeturlała się w bok, byle zmienić swoją pozycję. Złapała za uczepiony z tyłu pistolet rozpryskowy i wystrzeliła w stronę człowieka trzymającego wyrzutnię rakiet.
Powinien czym prędzej odłożyć zabawkę, zbyt skomplikowaną dla jego rodzaju. Może zrobić krzywdę swoim towarzyszom.
Człowiek stęknął kiedy kryształki wystrzelone przez broń Nerahye przebiły jego mizerny pancerz. Chwilę potem kręcił się zdezorientowany i krzyczał z przerażenia. W nagłym ataku paniki nacisnął na spust, wyrzutnia wystrzeliła, a rakieta trafiła dwóch sojuszników Chaosyty.
W tym momencie pozostali członkowie oddziału Draconki wylądowali przy niej i rozpoczęli ostrzał pozostałych ludzi.
- Mon-Keigh! - Nerayhe krzyknęła z wyraźnym rozbawieniem. Naprawdę, ludzie powinni zakazać swoim używania takich zaawansowanych broni jak wyrzutnia rakiet. Przecież już pistolet laserowy może niektórym z nich sprawiać kłopoty w opanowaniu go, nie mówiąc o celnym strzelaniu.
Ta walka robiła się bardziej interesująca, niż Draconka mogła przypuszczać, niemniej nie można było się dać ogarnąć monotonii.
Przełożyła pistolet rozpryskowy do drugiej dłoni, a prawą złapała za uczepiony boku miecz energetyczny, może nie mający takiego, radosnego działania, jak zawarta w pistolecie trucizna, ale czyniący naprawdę poważne szkody- tym zabawniejsze, im słaby pancerz posiadała ofiara.
A te ofiary nie mogły się poszczycić posiadaną ochroną.
- Chcę któregoś żywego. - warknęła krótko przez komunikator do członków oddziału. Nie spojrzała nawet na Prawdziwie Narodzonych, pochłonięta już dalszą walką. Nic innego się nie liczyło, tylko ruch, tylko działanie.
Rzuciła się w stronę najbliższych ludzi, z mieczem gotowym do ataku, zupełnie ignorując zagrożenie, jakie pociągał za sobą ten manewr. Ukrywanie się za osłonami, czy ostrzał z pewnej odległości przez cały czas, i to mając za wrogów Mon-Keigh, było poniżające oraz niezmiernie nudne, zabierające całą radość starcia. Członkowie jej oddziału powinni już być przyzwyczajeni do takich reakcji dowódcy, chociaż z drugiej strony Nerahye powinna się nauczyć, iż tego typu działanie nie zawsze kończy się przyjemnie.
Uśmiechnęła się paskudnie pod hełmem. Najpierw strzał, później atak bezpośredni, o ile niewolnik nie zacznie uciekać w przerażeniu i to niekoniecznie tylko z powodu działania trucizny.
- NA KOLANA! - krzyknęła do ludzi, musząc skalać swój język prymitywną i szorstko brzmiącą mową tej pośledniejszej rasy. Niemniej i tak było warto.
Dość przyjemną niespodzianką dla Draconki było posłuszeństwo jednego z heretyków. Kiedy tylko padła komenda człowiek padł na kolana przed nadciągającymi Eldarami. Pozostali byli mniej rozważni. Dwóch zaczęło uciekać, pozostali momentalnie otworzyli ogień. Ich broń, albo strzały nie były jednak najcelniejsze. Oddział Nerahye szybko doskoczył do swych przeciwników. Strzały z ich broni powaliły czterech ludzi, reszta czekała aż ich dopadną.
Nerayhe uśmiechnęła się nieprzyjemnie, chociaż nikt nie mógł zobaczyć tego wyrazu twarzy. Mon-Keigh były zgubione i wiedziały o tym, a jeden z nich najwyraźniej postanowił być posłuszny swym panom w desperackiej próbie ocalenia życia. Draconkę zastanawiało dlaczego ci ludzie zdecydowali się na atak, bo chociaż ich mizernie siły zdołały zniszczyć jeden pojazd pośledniejszej Kabały, to jakie miały szanse z całą resztą, szczególnie że towarzyszyło im Czarne Serce?
Draconka szybkim ruchem uczepiła ponownie miecz u pasa i sięgnąwszy do tyłu złapała inną z jej ulubionych broni. Być może rozdwojony sztylet do pchnięć nadawał się raczej do specyficznej walki, jednak ten miał aktualnie za zadanie przywitać przerażonego Mon-Keigh w świecie Mrocznych Eldarów.
Nerahye skoczyła w stronę klęczącego mężczyzny i zraniła go w ramię tą niepozorną bronią.
Człowiek wrzasnął z bólu, padając na ziemię. Nerahye czuła agonię istoty i jej towarzyszy, energia tego uczucia wypełniało ją, dając jej siłę. Czuła się odnowiona, pełna energii, gotowa do działania, gotowa zabijać więcej. Kącikiem oka zauważyła, że pozostałe transportowce nie zatrzymały się.
Nerahye mogłaby upajać się widokiem cierpiącego mężczyzny jeszcze długo, ale czas nie działał na ich korzyść. Zerknęła na wciąż pogrążonego w bólu człowieka i warknęła do niego.
- Leż. - nie wiedziała czy do istoty dotarło znaczenie jasno sformułowanego rozkazu, jednak nie martwiła się jego problemem. Musiała się pośpieszyć, jeżeli nie chciała, aby oddział zabrał całą zabawę dla siebie.
Pozostawiwszy Mon-Keigh sparaliżowanego bólem ponownie złapała za miecz energetyczny i rzuciła się na pozostałych przy życiu heretyków. Nie potrzebowali w tym momencie tak wielu niewolników.

Rzeź była szybka i bolesna, przy życiu oprócz tych co uciekli, zostało jeszcze dwóch. Jeden ciągle zwijał się po ciosie Nerahye, drugi patrzył na Draconkę, jeden z członków jej oddziału trzymał pistolet przy jego głowie, przerażenie kierowało jego wzrokiem wszędzie.
Draconka zerknęła przelotnie na wciąż zwijającego się z bólu Mon-Keigh, po czym odezwała się do członków swojego oddziału poprzez komunikator:
- Niech ktoś zabierze tego niewolnika na transportowiec. - mruknęła wskazując leżącego, a po chwili podeszła do przerażonego człowieka. Uśmiechnęła się pod hełmem widząc strach heretyka i odezwała do niego, ponownie będąc zmuszona skorzystać z mowy podrzędnej rasy - Na co masz nadzieję? - zapytała z rozbawieniem.
-Śmierć moją i waszą. Wielkie Siły obronią moją duszę, ale Slaanesh pożywi się waszymi! - pomimo siły swych słów człowiek wątpił w ich ziszczenie się.
Nerahye gwałtownie zbliżyła się do człowieka, a jedynie hełm sprawiał, że nie była widoczna jej złość.
- To czemu tak się boisz? - wysyczała z jakąś okrutną nutą w głosie, po czym zwróciła się do towarzyszy - Chce ktoś to ścierwo?
Oczywiście cały oddział zawołał żądając łupu dla siebie. W końcu skończyło się na tym, że Rakh'verze przypadnie człowiek. Załadował go na pojazd i spojrzał na swoją dowódczynie.
-Lecimy za resztą?
Mroczna Eldarka skinęła głową.
- Przecież nie oddamy im zabawy. - spojrzała na Rakh’vera i dodała - Jeżeli twój niewolnik wypowie ponownie chociaż jeden raz Jej imię, to ukarany przeze mnie zostaniesz ty. - po tych motywujących słowach weszła na pokład i rozejrzała się za drugim schwytanym człowiekiem.
Człowiek siedział przykuty do burty transportowca. Delikatnie zaskomlał kiedy ujrzał zbliżającą się Eldarkę.
-Nie krzywdź...
Nerahye przykucnęła przy żałosnym stworzeniu.
- Rozumiesz swoją sytuację? Rozumiesz kim jesteśmy? Kim jesteśmy dla ciebie teraz?
Człowiek nerwowo kiwnął głową. Widziła teraz na nim ślady niezdarnych tortur, łamania ducha bez finezji. Och, efekt oczywiście był, ale nie było w nim sztuki.
- Więc... - przysunęła się trochę bliżej - Co tacy słabi Mon-Keigh jak wy zapuścili się na nasze tereny? Czego mogli poszukiwać?
-Mieliśmy was spowolnić. Mieliśmy wam nie pozwolić przerwać planów.
Nerahye zabębniła palcami o pokład.
- Spowolnić nas umierając? Faktycznie, nawet wy znacie sensowne zastosowanie dla swojej rasy. - zaśmiała się cicho - Jakież to plany uknuliście?
Człowiek zbladł momentalnie, albo nie znał odpowiedzi, albo bał się powiedzieć.
Nerahye odczekała chwilę, jakby dając mu czas do namysłu. Bardzo krótką chwilę. W pewnym momencie uśmiechnęła się krzywo pod hełmem i bez ostrzeżenia chwyciła człowieka za gardło przyduszając.
- Chyba nie zrozumiałeś jednak kim dla ciebie jesteśmy. - uścisk się wzmocnił - Panami. - wysyczała, po czym poluźniła chwyt, ale nie puściła mężczyzny. Czekała.
-Nie wiem!- przerażenie wypełniało jego oczy - Nie mówili nam! Miało to doprowadzić do zwycięstwa Chaosu.
- To oznacza, że masz większe problemy, niż dotychczas. - mruknęła zimno - Kto wam nie mówił, ścierwo? - warknęła poirytowana.
-Panowie.... wysłannicy Wielkiej Czwórki, wielcy jak domy z darami od Mrocznych Potęg....- Draconka zobaczyła zachwyt w oczach istoty... temu żałosnemu stworzeniu imponowały zmutowane powłoki Chaosytów.
Nerahye parsknęła.
- Nauczysz się jeszcze prawdziwego szacunku. - mruknęła i jakby od niechcenia kopnęła człowieka - Rakh'vera! - odsunęła się od człowieka - Twój coś mówi?
-Nic ponad standardowy bełkot tych wariatów. Nie chce powiedzieć niczego konkretnego, a nie mamy czasu, aby go torturować.
Pewnie nawet ich “panowie” uznali te ścierwa za tak nieważne, aby nie mówić im niczego. - westchnęła z irytacją, po czym podeszła do pilota - Ruszaj, na co czekasz? Nie możemy dać się pokonać tym pomniejszym Kabałom.
Pilot momentalnie włączył silniki transportowca, Czarnemu Sercu zostało jeszcze sporo drogi do nadrobienia.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172