Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2012, 18:43   #11
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Zupełnie jak w domu.

Davidowi łezka zakręciła się w oku, gdy poczuł ten smród papierosów, taniego alkoholu i ciężar spojrzeń miejscowych zakazanych typów, spoczywający na nim. Niedyskretny urok i pikanteria tego miejsca objawiały się w prostym fakcie. Po załatwieniu któregokolwiek z bywalców, David zamiast poczucia winy odczuwałby po prostu uczucie spełnienia ludzkości niewątpliwej przysługi. Alkoholicy, zbiry, płatni mordercy, złodzieje, paserzy i cała parada wszelkiego ścierwa...

Wszedł wyprostowany, bezczelnie uśmiechnięty. Nic nie wprawiało tego bydła w większe zakłopotanie.

Póki co miał nadzieję nie być zmuszonym znów kombinować nad wejściem do strefy VIP-owskiej. To zazwyczaj kończyło się niepotrzebnymi ofiarami w ludziach.
Tym niemniej strefa zdawała upominać się o niego. Najwyraźniej przebranie Davida nie było tak świeże, jak być powinno.
Barman, dał jakiś sygnał wikidajle. Ha! Myślał, że jest dyskretny. W razie burdy, jemu pierwszemu rozwali łeb.
Obleśny śwninak, oprócz pracy w mordowni, dorabiał na boku pośrednicząc w handlu narkotykami, bronią i pornografią dziecięcą, czymkolwiek, byleby parę kredycików wpadło na rękę... Idiota. Myślał, że robi to w tajemnicy przed szefem. Szef wiedział, ale napływ dodatkowej klienteli był mu po prostu na rękę.
David westchnął... Dan, co by bez niej wiedział?

Czując zbliżającą się chryję, dyskretnie odkręcił przekręcił kontrolkę wygłuszacza do pozycji "zero".
Wątpił, by spotkał w tej dziurze jakiegokolwiek przedstawiciela świątyni, a parę sztuczek zapewne zaraz uratuje mu dupsko.

Siadł przy barze, zamówił Whiskey z lodem, wskazując wyraźnie używaną butelkę. Wątpił, by barman spodziewał się go na tyle wcześnie, by ją czymś doprawić. Dla pewności jednak patrzył mu jego ręce.
Rozejrzał się po klientach, szukając wzrokiem osobnika wyraźnie najlepiej się bawiącego, po czym utkwił wzrok w barmanie wyraźnie nakazując mu się zbliżyć.
-Słuchaj, nie jestem dzisiaj w humorze na długie nasiadówy, a mam tu interes do załatwienia. Muszę porozmawiać z gościem... wiesz. Taki milioner z ulicy, bogacz w jedną noc. Kojarzysz?
 
zabawowy sigmund jest offline  
Stary 18-07-2012, 09:37   #12
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Pilar i Sav

Sav wolał zostawić towarzysza w bezpiecznym miejscu. W końcu mieli iść kupić bandaże i jakieś ubrania. Sama ta czynność nie była jakoś wielce wyróżniająca, ale był jeden szczegół. Wygląd Pilara. Gdyby mechanik wyszedł na zakupy w jego towarzystwie, zapewne cała akcja ograniczyłaby się do zabrania potrzebnych rzeczy z opuszczonych stoisk, które pozostałyby po przerażonych ludziach. Wprawdzie by na tym zaoszczędził, ale wolał nie ryzykować. Już sam zaczął szukać bandaży i ubrań. Nie zajęło mu to wiele czasu, ale zdążył ponarzekać na ceny. Będzie musiał to sobie zapamiętać i upomnieć się o zwrócenie kosztów.
Z zakupionymi rzeczami udał się na ponowne spotkanie z Pilarem. Wręczył mu bandaże oraz ubrania, a potem czekał, aż upora się ze wszystkim. Przez ten czas zastanawiał się nad bardzo ważna kwestią. Co dalej? Zadawał sobie to pytanie bardzo często.


Po otrzymaniu prezentu od swojego opiekuna, ucieszył. On nie miał własnych pieniędzy, a przynajmniej nie dane mu było zabrać ich w podróż. Szybko wypatrzył w jednym z korytarzy toaletę, gdzie w jednej z kabin zrzucił stare łachy i poczerniałe bandaże. Kiedyś zmieniał je raz na tydzień, te, po tym jak go złapali nie były zmieniane już bardzo długo.
To pomagało mu zachować jakiś tam poziom świeżości gnijącej padliny, która go pokrywała. Najbardziej cierpiały twarz, ręce i nogi. Ale plecy, tors... Wszystko wyglądało, jakby wpadł niedawno w ognisko czy też wygrzebał się niedawno z grobu. Szczęście że nie żarły go robale, te jakoś dziwnie odpychał.
Kiedy się owinął jako tako na kształt mumii, a potem zarzucił na siebie nowe ubrania, w tym jedno z głębokim kapturem, ruszył się lekko odświeżyć. W jednym z końców toalety zauważył nawet odświeżacz powietrza, którym się skropił. “Zapach Ziemi” głosił napis na puszce. A na koniec dopiero skorzystał z wody. Kiedy spojrzał w lustro, musiał stwierdzić że tak dobrze nie wyglądał nawet na Ziemi, za czasów jego świetności.


Po skończonej toalecie i zabiegach, wyszedł pokazać się mechanikowi, naciągając na głowę kaptur. Ubrania i bandaże zasłaniały wiele, lecz nadal unosił się nad nim fetorek i nie wszystko było zasłonięte. Spojrzał na mechanika pytająco.
- Co dalej? - wychrypiał.

Z rozmyślań nad kwestią dalszych zajęć wyrwało go zjawienie się towarzysza, który wyglądał już lepiej niż za pierwszym razem. Sav jednak zdziwił się, gdy zadano mu pytanie, na które sam szukał odpowiedzi.
- Pomyślmy… - zastanawiał się dłuższą chwilę, zanim zaczął kontynuować. – Trzeba znaleźć resztę załogi. Na pewno już potrzebują mojej pomocy, bo coś zepsuli. – tak właściwie Sav wątpił, aby był tak potrzebny załodze, ale nie zamierzał o tym informować Pilara.

- A więc rozchodzimy się? - mu powrotu do inkwizytorów nie było śpieszeno, pamiętając co robili mu nie tak dawno temu, w tym cholernym kompleksie naukowym.

- Raczej nie. Wątpię, aby coś dobrego wynikło z pozwolenia ci odejść samemu - odpowiedział po chwili. - Ty sobie pójdziesz i nic ci się nie stanie, a mnie czeka kara, gdy tylko się dowiedzą. Podziękuję za coś takiego. Nie chcę używać siły, więc po prostu chodź ze mną - kontynuował raczej spokojnie. Nie była to przecież żadna kłótnia. Przynajmniej na razie.

- Nie, dziękuję - gdyby łba nie miał w bandażu, uśmiechnął by się słodko - Już mam dość leżenie w tej stalowej skrzynce i wbijania we mnie igieł... Chcę odejść, mam nadzieję że mi na to pozwolisz. Jak nie, cóż, nie będę walczył, nie mam predyspozycji - mruknął pod nosem.

- Jeśli mam być szczery, to mają teraz na głowie ważniejsze sprawy niż ty. Ktoś zabił gościa z którym tutaj przylecieliśmy. I nie był to jakiś szeregowy, którego śmierć można zignorować. Wiele o nim nie wiedziałem, ale podobno był kimś ważnym. Wszyscy teraz próbują znaleźć winnego, więc na ciebie pewnie nawet nie zwrócą uwagi - wytłumaczył sytuację, licząc, że to jakoś pomoże. - A jeśli nadal masz zamiar sam się błąkać tutaj, to proszę bardzo. Jak tylko będę miał przez to kłopoty, znajdę cię i nakopię ci do tego twojego rozkładającego się tyłka.

Zmróżył lekko oczy. Mechanik sobie nie zdawał sobie sprawy, co on musiał przechodzić, albo nie chciał sobie z tego sprawy zdać. Albo był zaślepiony tą cholerną wiarą, jak wszyscy.
- A dasz mi gwarancję, że nie wrócę na stół, nie zacznę mnie kroić wszerz i wzdłuż i wbijać we mnie igły? Dasz mi taką? - ze stoickim spokojem czekał, aż ten mu odpowie.

Sav długo się wahał, sam nie wiedząc, co powinien uczynić. Wprawdzie nie przeżył tego, co Pilar, ale wiedział, co to znaczy ból. Mógł go okłamać, ale uznał, że tego nie zrobi. Już miał odejść bez słowa, gdy nagle coś sobie uświadomił.
- Daję ci gwarancję - odpowiedział po chwili. - W końcu dostałem rozkaz opiekowania się trumną, a jej zawartość też w to wchodzi. A skoro ten, który dał mi ten rozkaz nie żyje, nikt nie anuluje rozkazu - tutaj się zawahał. - A nawet jeśli, mam gdzieś te rozkazy. Nie jestem ich kundlem, aby robić wszystko, co każą.

Żywy trup się uśmiechnął, co by było widać gdyby nie miał zabandażowanych ust, ale same jego oczy to mówiły.
- A więc chodźmy, Panie Sav - ruszył za nim, miarkując, na ile ta jego gwarancja będzie miała pokrycie w czynach.

Ciekawe, co mu będą chcieli zrobić, jeśli stanie w obronie Pilara, nie wykonując rozkazu oddania go do badań? To pytanie nurtowało go i zadawał je sobie w głowie. Niestety nie był wstanie znaleźć odpowiedzi. Będzie musiał poczekać. Teraz trzeba było odnaleźć resztę załogi.
 
Saverock jest offline  
Stary 21-07-2012, 08:06   #13
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
David kątem oka zauważył, że coś jest nie tak. Cholera, nie dziwne, że go rozpoznali, kamuflaż przestał działać! Musieli zainstalować przy wejściu jakiś skaner wyłączający tego typu urządzenia... Problem w tym że na Marsie mogły sobie na to pozwolić w zasadzie tylko Świątynia albo Korporacja w swoich budynkach, o lokalach z podobnym sprzętem raczej się nie słyszało. Musieli ostatnio nieźle się wzbogacić, co już samo w sobie wymagałoby sprawdzenia... Gdyby tylko sprawy wyglądały inaczej, mógłby się tym zająć. Ale nie teraz, dopóki to wszystko się nie uspokoi.

Teraz, kiedy już został rozpoznany, pogratulował sobie wyboru lokalu. Z jednej strony nie była to typowa mordownia - te znajdowały się w Dolnym Mieście. Oczywiście nie było to też przyjemne miejsce, są wszakże bandziory i bandziory - jedny zabiją cię dla fortuny, inni choćby i dla paru groszy - nie było więc tu typów, które by mogły żywić względem niego jakąś wielką urazę, a nawet jeśli, to wątpliwe, żeby przechodzili od razu od słów do czynów. Z drugiej strony - nielegalne interesy sprawiały, że nie był to lokal dla miłośników Świątyni, więc rzeczą niemożliwą byłoby spotkanie tu urzędnika albo korporacyjnego gliny. Ktoś pewnie prędzej czy później wyjdzie i da cynk gdzie trzeba ale i tak powinien mieć przynajmniej kwadrans. A po wyjściu stąd kamuflaż znowu zacznie działać.

David podszedł do baru i zamówił trunek. Barman wydawał się być raczej przestraszony, David czuł też na plecach wzrok wykidajły.

- Słuchaj, nie jestem dzisiaj w humorze na długie nasiadówy, a mam tu interes do załatwienia. Muszę porozmawiać z gościem... wiesz. Taki milioner z ulicy, bogacz w jedną noc. Kojarzysz?
- Nie kojarzę, nie ot-tak i nie bez niczego wspomagającego pamięć. Ale dzisiaj masz to w gratisie - ostatnio nie było tu nikogo nowego, przynajmniej jeśli idzie o znaczących klientów. Zawiedziony? To trudno. A teraz idź już, wiem kim jesteś i o co ci chodzi, plotki roznoszą się szybko, zresztą sam wiesz to dobrze. Nie wiem nic na ten temat, nie wiem, czy ktokolwiek coś wie i czy gdyby wiedział, to podzieliłby się z tobą tą wiedzą. Nie chcemy kłopotów, więc jeśli sobie pójdziesz, to nikt nawet nie zapamięta, że tu byłeś... Gdyby ktoś pytał.

David chciał juz odpowiedzieć, ale gdy tylko usta złożyły się wypowiedzenia pierwszego słowa, coś zabrzęczało w kieszeni. Komunikator - rozpoznał. Wiadomość od Dan.
 
Issander jest offline  
Stary 21-07-2012, 20:10   #14
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Spojrzał na swoje dłonie. Swoje dłonie!

Nieważne... Uśmiech. Bezczelny, nieprzejednany uśmiech. Jedyna zasłona przeciwko tym typom. No może oprócz widoku ich kumpli, latajacych po sali jak szmaciane lalki.

Nie dając się zbić z pantałyku, zwrócił się do barmana...
Niedobrze. Wiedział, że wystarczyło go przycisnąć, by zacząłby szafować wiedzą, znacznie wykraczającą ponad własną...

Gdyby tylko odrobinę go podsmażyć...

Spojrzał na barmana.
Jego oczy błysnęły. Przez swąd fajek i zapitych mord, przeszła czysta, trzeźwiąca nuta ozonu. Małe łuki elektryczności, przeskoczyły między palcami jego lewej ręki, zwisającej swobodnie między udami. Palce podkurczyły się, po czym dłoń otworzyła się z elektrycznym wizgiem.
Prywatny pokaz dla niego, barmana... i tego wikidajły.

Zastanawiające. Duża pewność siebie, biorąc pod uwagę fakt, że wiedział z kim ma do czynienia...
"Masz szczęście grubasie..." - Pomyślał. "Twój goryl pierwszy zbierze całą artylerię."

Otrzeźwił go sygnał komunikatora. Przeszedł go przyjemny dreszcz... Gdyby bawiła go poezja, nazwałby go dreszczem nadziei. Obecność... możliwość kontaktu z Dan rozwiązałaby wiele kwestii. Szybko.
Spojrzał na swój pasek.

Starał się zachować kamienną twarz, ale nie było to możliwe. Kącik jego ust powędrował w górę. Spojrzał w oczy faceta za barem, po czym wstał od baru powoli.

-Traktuj to jako łut szczęścia...
Powinieneś wiedzieć, co myślę o twoich zapewnieniach.


Przeszedł przez salę, po czym oparł się plecami o ścianę. Tuż przy wyjściu.
Sięgnął po komunikator.
Jeśli wiadomość okaże się przydatna, drzwi były blisko. Jeśli nie - miał dobry widok na wikidajłę.
 
zabawowy sigmund jest offline  
Stary 31-07-2012, 10:15   #15
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Po krótkim zobrazowaniu sytuacji przez Mirka wiedział, że czas podjąć decyzję. Spośród wszystkich jego słuchaczy tylko trzy osoby wydawały się godne powierzenia im obowiązków.

- Flores, van Otttel, Black za mną. Reszta odmaszerować – rozkazał głosem, który starał się jak najbardziej upodobnić do głosu Biskura wydawającego rozkazy na magostatku.

Odwrócił się do nich plecami i ruszył w stronę swojego pokoju. Po krótkiej chwili bezruchu z szeregu wyłonili się ci, których nazwiska wypowiedział. Razem z nimi ruszył inkwizytor Wolfgang Mehlbeere. Gdy cała piątka znalazła się już w miejscu, gdzie można było (tak się przynajmniej wydawało) bezpiecznie porozmawiać Mirko głośno wypuścił z siebie powietrze. Cała ta otoczka towarzysząca byciu szefem bardzo go stresowała. Gdy wszystkie twarze były skierowane na niego zaczął mówić. Całą mowę wcześniej sobie przygotował. Bez tego ciężko byłoby mu wykrztusić z siebie choć jedno składne zdanie.

- Panowie, nie będę owijał w bawełnę. Sytuacja jest tragiczna. Moje doświadczenie na obecnie zajmowanym jest bardzo znikome. Śmierć mojego mistrza totalnie mnie zaskoczyła i postawiła w krytycznej sytuacji. Dlatego postanowiłem, żeby zaangażować kliku członków załogi w śledztwo. A konkretnie was. Stojący obok was inkwizytor Wolfgang został moim asystentem. Jest on tutaj drugą najważniejszą osobą po mnie, co jest równoznaczne z koniecznością wykonywania jego rozkazów i poleceń. Chyba, że będą sprzeczne z moimi osobistymi lub polityką Świątyni. Ponadto, sugerując się waszymi kwalifikacjami zadecydowałem, że sierżant Aferad van Otttel został głównym śledczym i to on będzie kierował sprawą zabójstwa maga Biskura. Pozostała dwójka będzie pod jego dowództwem pomagać mu w tej sprawie. To tyle jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. Jakieś pytania?

Stłumił jęknięcie, aczkolwiek nie potrafił zapanować nad wyrazem zaskoczenia malującym się na jego, jeszcze młodej, twarzy. Nie potrafił zrozumieć decyzji ucznia maga, która była nie tyle dziwna co kontrowersyjna. Jak w ogóle można wyobrazić sobie, iż żołnierz świątyni z tak niskimi kwalifikacjami miał zostać głównym śledczym? Żołnierz, który dotychczas jedynie dowodził nic nieznaczącą grupą bojową tłumiącą rebelie buntowników. Taki obrót spraw mógł dowodzić, że albo decyzja Mirko Vujacica była kompletnie nieprzemyślna, a zważywszy na jego brak doświadczenia i młody wiek nie powinno to nikogo dziwić, albo młody mag dążył do pozbycia się zadań, które mu powierzono.
- Sprzeciw. - Zareagował z opóźnieniem. Póki począł kontynuować zastanowił się nad przyszłymi słowami. Powoli układał zdania w myślach, by nie skompromitować się przed wyżej stojącymi członkami załogi. - Jako sierżant nie jestem uprawniony do tego rodzaju “przedsięwzięć” . - Zaakcentował zauważalnie. - Zwłaszcza gdy początkowe założenia mojej misji zakładały jedynie eskortę tudzież dowodzenie nad grupą mającą za zadanie usilnie chronić maga Biskura, a w następnej kolejności inkwizytora Wolfganga. - Urwał. Zmierzył podejrzliwym i nieco oskarżycielskim spojrzeniem owego inkwizytora. Wiedział, iż to on powinien zostać mianowanym na głównodowodzącego śledczego przez zwierzchników świątyni. - Skłonny byłbym nawet stwierdzić, iż takie postanowienie miało na celu pozbycie się ciążących na sobie zobowiązań, a w razie niepowodzenia zrzucenie winy na innych. - Zdawał sobie sprawę, że jako zwykły kapral bądź szeregowy zostałby posądzony o nieposłuszeństwo wobec przełożonych, lecz jako sierżant nie musiał się zbytnio obawiać. Władzę nad nim po części miała Świątynia i tylko ona mogła powierzać mu tak niecodzienne zadania.


Mirko podejrzewał, że któraś z obecnych w jego pokoju osób się zbuntuje i tak też nastąpiło. Sądził jednak, że przydzielona dla sierżanta rola będzie wyróżnieniem, nie karą. Postanowił nie polemizować i zagrać rolę twardego, nieustępliwego przywódcy. Nie wiedział jak wyglądał w tej chwili od zewnątrz, ale w środku czuł się małym przestraszonym chłopczykiem, którego ktoś rzucił na zbyt głęboką wodę.
-Jeśli odmawia pan wykonywania przydzielonych przeze mnie obowiązków to pańska sprawa. Niech pan jednak będzie uświadomiony, że podjętą przez pana decyzję przekażę do odpowiednich organów. Tutaj, na Marsie. Po tej rozmowie planuję udać się do Bazyliki celem uzyskania materiału dowodowego na temat zabójstwa. Jeśli nie uda się pan razem ze mną odbiorę to jako świadomy bunt i tak też zrelacjonuję to moim zwierzchnikom. A co do tych śmiesznych oskarżeń to uważam je za bezpodstawne i nie zamierzam ich komentować. Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia zanim zaczniemy pracę?
Uczeń maga miał szczerą nadzieję, że nikt więcej się nie odezwie. Gdyby to był sierżant van Ottel planował uciąć jego wypowiedź wpół słowa i kazać mu milczeć.


Obawy były uzasadnione. Z jednej strony to właśnie uczeń maga miał predyspozycje do wydawania mu rozkazów, z drugiej zaś był to jeszcze młody człowiek, którego decyzje mogły być nie do końca uznawane przez zwierzchników. Przeciwstawianie się w obecnej sytuacji miało zwoje zalety jak i wady. Szala nie przechylała się na żadną ze stron. Aferad w szczególnych okolicznościach mógłby podjąć się takiemu zadaniu dla dobra świątyni, aczkolwiek jedyną przeszkodą było to, iż nie posiadał żadnego doświadczenia w takich i podobnych misjach.
- Obawiam się, iż nie posiadam kwalifikacji oraz doświadczenia w takowych funkcjach. - Mierzył młodego maga ciężkim spojrzeniem. Wręcz wyzwał go do pojedynku na spojrzenia. Powtarzając to, że “jest to jeszcze dzieciak”, dodawał sobie otuchy. - Przełożeni zapewne wezmą to pod uwagę. Zapewne wezmą pod uwagę również to, iż młody mag zamierzał wymigać się od własnych obowiązków na rzecz własnych osobistych korzyści. Bądź zwolnić z obowiązków dostępnego inkwizytora. - Gdyby nie przeszywanie wzrokiem ucznia maga, pozwoliłby sobie na popatrzenie po innych zgromadzony. Chętnie poznałby ich opinie na ten temat.

Gregor zachichotał cicho pod nosem.
- Doprawdy. - powiedział cicho acz słyszalnie - Nie wiecie jeszcze niczego na temat zabójstwa, ale już zrzucacie odpowiedzialność na siebie nawzajem. Żałosne.
Wyprostował się i spojrzał twardym wzrokiem na wszystkich zgromadzonych.
- Panowie. Albo wyhodujecie sobie kręgosłupy, albo możecie uciekać na ziemię. Prowadzenie tak kiepsko zorganizowanej grupy do dzielnic Marsa, to w najlepszym wypadku wyrafinowana forma samobójstwa. Nie dla mnie, oczywiście. - znów zachichotał - Ja zdążę zniknąć zanim wasze ciała upadną na ziemię. O, i myśl nie związana z tematem naszej nadchodzącej i pewnej śmierci. - spojrzał na ucznia maga - Zdajesz sobie sprawę że powierzenie śledztwa w ręce sierżanta, po umieszczeniu w dokumentach, będziecie wyglądać na celowy sabotaż śledztwa? Zwłaszcza ze strony ucznia zamordowanego inkwizytora, który ma najwięcej do zyskania na jego śmierci? - Jego twarz ozdobił szeroki uśmiech - Ot, taka myśl. Bez znaczenia. - siadł w kącie sali, i zaczął gwizdać jakąś wesołą i bliżej nieokreśloną melodię.

Pilar i Sav wrócili do komnat.

Jakkolwiek, raczej głupotą byłoby przyznanie się kim jest zabandażowany człowiek. Chyba lepiej będzie skłamać - nawet jeżeli uczeń maga i inkwizytor to zaakceptują, to zawsze któryś z niższych rangą żołnierzy może donieść do Cytadeli. Wymyślenie kim jest ów nieznajomy będzie proste - ot, spotkany Marsjanin, może stary przyjaciel, może znany mechanik. Jednak nie można zapomnieć o tym, że wychodząc stąd spotkali tego kolesia z dredami - czy czegoś się domyśli? Tak czy inaczej, jeżeli zamkną trumnę to nikt nie powinien niczego podejrzewać - jak ktokolwiek ma zauważyć zniknięcie zawartości, jeśli nikt tam nie zagląda? Poza tym, prawdopodonie nikt poza magiem-denatem nie wiedział, co było wewnątrz, a i tamten raczej nie przeszkadzał Savowi podcza standardowych konserwacji trumny, co najwyraźniej świadczyło, że on sam też nie był jakoś szczególnie nią zainteresowany.

Zarówno Sava jak i Pilara męczyły dziwne myśli. To niepodobne do Świątyni, być tak beztroskim. Sava uderzała zwłaszcza różnica pomiędzy Ziemią a Marsem - na tej pierwszej wszyscy zachowywali się tak, jakby od tej trumny zależało istnienie całego uniwersum, a przynajmniej porównywalna spotkałaby Sava kara, gdyby coś się z trumną stało. Tutaj nikt o niej nie pamiętał, nikt się nie interesował. Coś było nie tak, ale Sav raczej nie miał pomysłów na to, co dokładnie miałoby to być. Jakaś prowokacja urzędników Świątyni? Później zastraszą go odpowiedzialnością i zmuszą do stałej pracy na jej rzecz? To nie miało sensu, zbyt mało mogli ugrać, żeby to się opłacało. Tak czy inaczej, niepokój pozostawał.

Tymczasem Pilar był nie mniej zdziwiony, zresztą od samego początku. Na Ziemii zabezpieczenia jakie stosowano były bardziej niż znaczne, zaś tutaj “opiekował” się nim tylko jeden człowiek, a poza tym mógł robić, co chciał, pewnie mógłby nawet uciec... A przynajmniej tak się wydawało na pierwszy rzut oka - Zombie nie zdołał się jeszcze zorientować jak dokładnie wygląda sytuacja, poza ogródkami - zabito maga, są na Marsie... Przydałoby się to zrobić.

Członkowie grupy dopiero teraz mogli przyjrzeć się dokładnie Cytadeli, kiedy zmierzali w jej stronę. Majestatyczna budowla w kształcie znacznie wyciągniętej do góry kopuły robiła wrażenie nawet w porównaniu z wieżami na około, głównie dlatego, że była od nich wielokrotnie szersza. Całość wydawała się bardzo niestabilna, ale takie postrzeganie wynikało z przyzwyczajenia do ziemskiej grawitacji. Tu, gdzie była ona ponad dwa razy słabsza, taka konstrukcja nie wymagała nawet magicznego wspomagania.

Budynek odcinał się od wież także kolorystyczne. Wieże były przeważnie stalowo szare, niepokryte żadnymi powłokami, choć na ścianach znajdowały się niewielkie czerwonawe wzory a także linie wskazujące wyjścia i szyby wind. Cytadela zaś była częściowo stalowo-szara, a częściowo czarna, wspierając się niczym wielki, tłusty pająk na pajęczynie rusztowań opierających ją na wieżach marsjańskiej metropolii.

Chociaż wymagało to dłuższego przyglądania się, to można było dostrzec także drobniejsze różnice architektoniczne, tak jakby miasto powstało jako pierwsze, a dopiero potem do projektu dodano siedzibę Świątyni, choć oczywiście szczegóły powstawania tych kolosów zaginęły gdzieś w mroku dziejów.

Platforma otaczająca Cytadelę również była czarna. Chociaż w oczywisty sposób stanowiła ona ważny węzeł komunikacyjny w mieście, to w zasięgu wzroku nie było wielu ludzi. Nie dlatego, żeby unikali tego miejsca - po prostu jeśli musieli się już tutaj pojawić, to szybko przechodzili na kolejne platformy, nie było też tutaj żadnych straganów. Ciężko było powiedzieć, czy ludzie rzeczywiście tak bardzo się bali przebywać w cieniu Cytadeli, czy też były w tym celu wydane jakieś konkretne rozporządzenia. Bardzo niewielka część z tych ludzi co jakiś czas wkraczała przez ogromne wrota do Cytadeli, a pod murami stali strażnicy świątynni, w mundurach podobnych do tego, jaki nosił Aferad. Rzucali się w oczy choćby z tego względu, że zasadniczo miasto patrolowali członkowie policji korporacyjnej, gdyż była to jej posiadłość.

Strażnicy bez słowa wpuścili ich do środka. Może dostali takie rozkazy, a może po prostu widzieli ich poprzedniego dnia, kiedy prowadziła ich sama zastępczyni Wielkiego Inkwizytora? Nie miało to znaczenia.

Wewnątrz członków grupy spotkało niejedno zaskoczenie. Już od początku poczuli lekki wiaterek - otaczała ich spora przestrzeń. W przeciwieństwie do ciasnych, wręcz klaustrofobicznych pomieszczeń i korytarzy w wieżach, to miejsce przypominało raczej ziemskie katedry. W takim stylu też urządzono wnętrza - neogotyckie kolumny podtrzymywały sklepienie, na którym aż gęsto było od dekoracyjnych rzeźb i fresków.

Jednak w przeciwieństwie do miejsc, co do których niektórzy byli przyzwyczajeni z Ziemii, tu było znacznie mniej ludzi. W ziemskich siedzibach Świątyni zawsze były tłumy - inkwizytorzy, słudzy, żołnierze, ale też i mnóstwo petentów i szlachciców. Tutaj zaś ogromne sale świeciły pustkami, ale też nie wydawały się być przystosowane do obsługiwania takiego ruchu.

W pierwszej, reprezentacyjnej sali znajdował się tylko jeden wielki, kamienny półokrągły stół, za którym siedział samotny urzędnik. Natychmiast po waszym wejściu wwiecił w was oczy i nawet nie mrugnął, dopóki nie podeszliście do blatu.
- Słucham? W jakiej sprawie?

David.

Wiadomość.

Przyszłość pokaże, czy zrobiłam najgłupszą, czy też najlepszą rzecz, ale w tamtym momencie była to jedyna mozliwa. Szukali hakera, znaleźli uliczną podżegaczkę - zabrali mnie do Cytadali nie wiążąc ze sobą tych dwóch spraw. Wiesz, jak to wygląda - około roku aresztu, przesłuchania - a nuż kogoś wydam? Nie, nie bój się o to. Potem proces i dziesięć lat pracy na asteroidach albo Plutonie wyroku. Tak więc na jakiś czas jestem bezpieczna - potem jakoś dam radę uciec albo Ty mnie wydostaniesz... Choć przyznaję, że to najsłabszy punkt planu.
Są też dobre wieści. Wydaje się, że coś się tu dzieje - w każdym bądź razie jest tu ich mało, no i wydają się być skupionymi na czymś zupełnie innym. Więźniów sprawdzają jedynie pobieżnie, dzięki czemu mogłam zatrzymać komunikator, chociaż muszę go trzymać w miejscu, w którym nie sprawdzają, strasznie to niewygodne na dłuższą metę, ale aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybym wpadła, prawda? W każdym bądź razie, daje mi to spore pole do popisu - już zhakowałam zamek w drzwiach - chyba wybiorę się na małą przechadzkę. Intryguje mnie to wszystko, wiesz, że mam nosa i ten nos właśnie teraz swędzi mocniej niż kiedykolwiek ostatnio.
Co do komunikatora, najlepszą porą na wysyłanie wiadomości jest koło siedemnastej, wtedy strażnik ucina sobie popołudniową drzemkę, w nocy źle, bo robią nam czasem naloty. Tak więc wyłączaj nadajnik, żeby nie namierzyli źródła ani odbiorcy transmisji, włączaj od 17:00 do 17:05 (czasu lokalnego), ewentualna komunikacja tylko w tych minutach. Daj znać, jak sobie radzisz - ale dopiero jutro i tylko jeśli ja napiszę pierwsza. Dzisiaj muszę sprawdzić, czy przypadkiem nie wprowadzili jakiegoś nowego systemu namierzania, którego istnienia nie przewidziałam. Przyznam, że trochę ryzykuję... Ale czyż nie to właśnie cały czas robimy?


Poza tym, że cała wiadomość była szyfrowana przez program, to dodatkowo ostatnie kilka zdań było napisanych prostym szyfrem, którego czasem używali, kiedy ktoś mógł złamać szyfr automatyczny. Jednak do jego odkodowania potrzeba trochę czasu no i pewnie kawałka papieru.
 
Issander jest offline  
Stary 04-08-2012, 20:50   #16
 
zabawowy sigmund's Avatar
 
Reputacja: 1 zabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłośćzabawowy sigmund ma wspaniałą przyszłość
Włożył wiele wysiłku, by nie uśmiechać się do komunikatora...
Była w więzieniu. To nie był żaden powód do świętowania, ale Dan żyła! I najwyraźniej miała się... nietragicznie.

Poczciwa dziewczyna. Ostatnio zbyt często się nad nią zachwycał, ale czy nie było godne podziwu, że nawet siedząc na dołku miała dość animuszu, żeby dalej kombinować...
Ach, Dan!
David nawet nie dojechałby do aresztu żywcem. Nie pozwoliłby sobie na to.

Roztkliwienie minęło.
Trzeba będzie ją wyciągnąć. Sam nie będzie w stanie tego zrobić.
Będzie potrzebne solidne (!) wsparcie.
Teraz renegat siłował się z mięśniami twarzy o jedno - by nie okazać rozczarowania.

Gdy już przetrawił wiadomość, jeszcze raz spojrzał na barmana.
Podszedł, pochylając się nad barem.
Uśmiechnął się jak drapieżne zwierze.
-Na razie to tyle...
Módl się do boga świątyni, bym nie miał tu po co wracać.


Powiedziawszy to, odszedł.
Nim zasunęły się drzwi, a wygłuszacz wrócił do działania, David wywołał w sali skromne wyładowanie statyczne, wystarczające, by przepalić bezpieczniki w całym sektorze i utrącić parę żyrandoli.

***

Potrzebował teraz nowego "przebrania". W miejscu, w które się aktualnie wybierał, zwracałby zbytnią uwagę.
Przybrał więc wygląd istoty, od której nie wymaga się z reguły jakichkolwiek wyjaśnień.



Wygląd typowego, marsjańskiego studenciaka. Spojrzał na stojącego w pobliżu kloszarda. Nie był pewien, czy był świadkiem jego przemiany...
Dla bezpieczeństwa zbliżył się do niego i poprosił o fajkę.
Sądząc z reakcji, był raczej bezpieczny.
Sądząc po człowieku, niepotrzebnie się martwił.
Zaśmiał się.

Kierując się przez śmierdzące szczyną boczne alejki, udał się w komercyjne dystrykty, otaczające centrum.
Niedaleko centrum handlowego poprosił grupkę studentek (które zidentyfikował po przeładowanych papierami torbach i dziwacznych fryzurach) o pożyczanie kartki i ołówka, mając nadzieję że nie wezmą tego za ten tandetny numer na podryw ze spisaniem numeru komunikatora.
Najwyraźniej udało lub nie udało się. Tak czy inaczej: w dłoni miał ołówek i kółkowy notesik. Posłał dziewczynom wyuczony uśmiech, po czym przysiadł na murku, otaczającym skwer w pobliżu pubu.

Wątpił by w takim miejscu kręciło się zbyt wielu magów. Miał więc nadzieję na chwilkę na spokojne odcyfrowanie szyfru.
Oby był tego wart...
 
zabawowy sigmund jest offline  
Stary 10-08-2012, 19:55   #17
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Ciało leżało na stole w czymś na kształt kostnicy. Ciało Biskura wyglądało, jakby ten był ciągle żywy, lecz po prostu uśpiony - był to zapewne efekt magii.

Po krótkim wprowadzeniu urzędnik o dość nietypowym wyglądzie zaprowadził ich do prosektorium. Miał biały fartuch i rozbiegane, wyłupiaste oczy i solidne wory pod nimi.

- A więc po kolei. Mag został znaleziony w pozycji siedzącej, przy swoim biórku. W plecach miał to. - Mówiąc "to", urzędnik rzucił obok nóg maga ostry, ale tandetnie wykonany sztylet. Od razu było widac, że pochodzi stąd - kawałek zaostrzonej blachy z jakiegoś przemysłowego towaru, rękojeść była zrobiona z łyżki owiniętej jakąś tkaniną - choć połączone zostały w solidny sposób. Taki przedmiot należeć mógł tylko do marsjańskiej biedoty - każdy, kto chciałby przywieźć broń musiałby mieć również własny statek, ponieważ na mieszczących setki pasażerów transportowcach wszelką broń rekwirowano. A ktoś, kogo stać by było na własny statek, na pewno nie posługiwałby się taką bronią.

- Co więcej, ten kto to zrobił, wydawał się być dość zdecydowany. Z ciała udało nam się wyekstraktować to. - Tym razem już delikatnie pokazał zgromadzonym fiolkę. Na dnie znajdowało się trochę przezroczystej substancji, bardzo lekko zielonkawej. Było jej tylko ze dwie-trzy krople. - Na nożu nie ma śladów po truciźnie, a więc musiała być podana albo zawczasu, żeby osłabić maga, albo kiedy ten już umierał od rany zadanej nożem. Niestety, nie mamy obecnie człowieka, który zajmuje się takimi chemikaliami i mógłby powiedzieć, jak dokładnie działa ta trucizna. - Urzędnik na chwilę się spesyzł - Jakkolwiek, czasem kupuję... znaczy się, Świątynia, oczywiście to Świątynia kupuje chemikalia od pewnego niezależnego chemika... Myślę, że może będzie mógł wam pomóc.

Urzędnik wyciągnął niewiadomo skąd papier i długopis i nabazgral adres dłonią w rękawiczce.

- To w górnym mieście. - Rzucił wyjaśniająco. - Nie powinniście mieć problemów z trafieniem.

Po chwili kontynuował.

- Przesłuchaliśmy właścicieli komnat, w których mieszkacie, a także kilku przypadkowych przechodniów, ale jak się pewnie domyślacie, nic to nie dało. Możecie sami spróbować jeszcze raz. Cóż mogę więcej powiedzieć? Nie ma żadnych innych dowodów. Jeżeli miałbym wam jeszcze coś doradzić, to sprawdźcie pokój, w którym doszło do morderstwa. Zwykle, jeżeli znajdą się jakieś oczywiste dowody takie jak te, to chłopcy od zbierania dowodów przestają zwracać uwagę na szczegóły. No i odwiedźcie tego chemika, tylko, hm... nie mówcie nikomu, że to ja wam o tym powiedziałem. Nóż możecie sobie odpuścić. Na 99,9% pochodzi on z dolnego miasta, które liczy setki milionów mieszkańców. Jakieś pytania?
 
Issander jest offline  
Stary 14-08-2012, 01:18   #18
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Cytadela nie robiła na Alexie wrażenia. To jest, już nie. Pamiętał gdy przybył na Marsa, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Wtedy zrobiła na nim wrażenie.

Teraz jednak, po tylu latach spędzonych na Czerwonej Planecie, mało która marsjańska konstrukcja potrafiła go zafascynować. Na sam widok Cytadeli, Alexowi zachciało się ziewać. Zbyt wiele godzin spędził w tym budynku, próbując przekonać Świątynię do udostępnienia mu informacji o poneandertalskich ruinach. Godzin, obfitych w przekleństwa i złorzeczenia. I narastającego przekonania, że gdy chodzi o biurokratów, Alex mógł mieć zapędy na psychopatycznego mordercę. Jednak posiadanie w grupie maga, nawet jeśli był tylko uczniem, okazało się być zbawienne w skutkach. Nie byli zatrzymani przez żadnego strażnika, żaden urzędnik nie prosił o cierpliwe oczekiwanie na ich kolej. Szybko, gładko i przyjemnie.

Chociaż znowu nie tak przyjemnie. Alex nie mógł się zdecydować, któremu z grupy powinien się przyglądać. Jego wzrok przeskakiwał to z Vujacica na Pilara, to z Pilara na Vujacica. Obserwacja żywego trupa była w pełni usprawiedliwiona. Co do ucznia maga... Cóż, tu sprawa miała się inaczej. Hiszpan nie spotkał w swym życiu wielu magów czy ich uczniów. Mieszkał w Dolnym Mieście, a w Górnym bywał sporadycznie. Vujacic nie wyglądał mu na odpowiedniego kandydata do roli przyszłego maga. Cały ten biznes z próbą znalezienia kogoś innego do przewodzenia śledztwu był farsą. Chociaż stanowił całkiem niezłą definicję biurokracji. Zwalać odpowiedzialność na kolejną osobę, aż w całym tym labiryncie nie będzie wiadomo, kto jest od czego.

Flores milczał. Słuchał, obserwował, wyciągał wnioski. Wysłuchał urzędnika, obrzucając krótkim spojrzeniem ciało maga. Dłuższym obdarzył tandetę, która w Dolnym Mieście uchodziła za nóż. A już najwięcej uwagi poświęcił kartce z adresem, którą odebrał urzędnikowi. Wiedział mniej więcej, gdzie to jest.

- Panie Vujacic, mogę was tam zaprowadzić. - Mówiąc „tam”, pomachał kartką. - Jednak o wiele rozsądniej byłoby sprawdzić chemika i pokój pana mentora jednocześnie. Sprawniej i szybciej nam to pójdzie.

Obdarzył młodego ucznia pytającym spojrzeniem, oczekując na odpowiedź.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 16-08-2012, 20:04   #19
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Po raz kolejny Mirka przeszedł dreszcz. Ten i wszystkie poprzednie były wywołane pobytem w Cytadeli. Ten olbrzymi budynek, odkąd pierwszy raz zobaczył go na pokładzie magostatku zdawał się mieć w sobie coś mrocznego i przygnębiającego. Wielkie, a zarazem puste przestrzenie potęgowały ponury wizerunek tego miejsca. Teraz będąc w paszczy lwa niepokojące uczucie znacznie się wzmogło. Uczeń zamordowanego maga chciał jak najszybciej załatwić sprawy tutaj i udać się w jakieś bardziej przyjemne miejsce.

Po wywodzie urzędnika poczuł się trochę lepiej. Pojawiły się jakieś racjonalne możliwości działania. Zdecydowanie należało podzielić drużynę na dwie grupy. Tylko jak? Gdyby przebywał w innym miejscu zapewne podszedłby do tego bardziej strategicznie. Jednak w obecnej chwili myślał tylko żeby ulotnić się stąd jak najszybciej. Podzielił więc grupę najprościej jak można było: na tych, którzy stali po prawej i lewej stronie.

-Dziękuję za pomoc – zwrócił się do Floresa – zrobimy jednak trochę inaczej . Weźmiesz ze sobą mechanika i jego eee… towarzysza oraz Mehlbeerego i udasz się do owego chemika. Po zapoznaniu się z jego opinią wrócicie do mnie i zdacie raport – Nie czekając na reakcję Hiszpana kontynuował – Reszta uda się teraz ze mną do pokoju maga, gdzie przeprowadzimy gruntowne i bardzo szczegółowe przeszukanie. No to idziemy!

Po tych słowach odwrócił się do grupy plecami i zaczął szybko przemieszczać się w stronę wyjścia. W głębi ducha był bardzo zadowolony, że wybrał sobie łatwiejsze zadanie. Nie chciało mu się tłuc się po mieście, kiedy mógł zrobić coś pożytecznego na miejscu. Miał także szczerą nadzieję, że nikt już się nie odezwie i w końcu będzie mógł opuścić Cytadelę.
 
Boreiro jest offline  
Stary 20-08-2012, 05:17   #20
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
- Khm. Tylko nie "sprawdzić". - Rzucił jeszcze urzędnik. - Ten chemik jest moim przyjacielem, więc, khm, chciałbym zauważyć, że może wam pomóc w śledztwie, nie zaś jest w nim podejrzanym. No ale to już wasza sprawa. A teraz muszę was poprosić o wyjście, obowiązki wzywają.


Alexandro tak jak podejrzewał, nie miał problemów z trafieniem pod wskazany adres razem z resztą grupki. Po drodze minęli jakieś biuro podróży, w oczy rzucił się wielki plakat z ofertą.


ODWIEDŹ JEDYNE W SWOIM RODZAJU UZDROWISKO "BRZEG LĄDOLODU"!!!


Tylko teraz, obniżka 10% na wyjazdy rodzinne (od 4 osób wzwyż)!


"Brzeg Lądolodu" to marsjański kurort wypoczynkowy. Specjalne zabiegi wykorzystują lecznicze właściwości suchego lodu prosto z czapy polarnej Marsa. Ale w ofercie mamy o wiele więcej! Wspaniałe widoki! Wycieczki na Czerwoną Pustynię oraz na Lód! Doskonałe hotele, jedzenie, jedyne na powierzchni Marsa kasyno! Nie czekaj, wejdź, zapytaj! Żadne przepustki nie są wymagane!

Pomieszczenie, do którego trafili, było sklepem, ale z zewnątrz nic tego nie zapowiadało. Najwyraźniej klientów było tak niewielu, że biochemik utrzymywał się z innych zleceń i nie widział nawet potrzeby pokazania światu, że prowadzi również sklep. Nawet kiedy weszli do środka, przeprowadzał jakieś doświadczenie na zapleczu.

Poczekali chwilę w otoczeniu rozmaitych specyfików, ale też roślin rosnących w donicach. Wreszcie niski mężczycna z fartuchu i elektronicznych goglach wyszedł do nich.

- Dzień dobry. - Przywitał się. - W czym mogę panom pomóc?


W tym czasie reszta dotarła do pokoju w którym mieszkał Biskur. Został on zapieczętowany prostym zaklęciem - na tyle prostym, żeby nie pozwalało wejśc do środka zwykłym ludziom. Nawet Mirko potrafiłby je złamać, gdyby chciał, choć potrwałoby to przynajmniej z pół godziny. Na szczęście zaklęcie reagowało na hasło, które mu podano, zanim opuścili Cytadelę.

Pokój był w bałaganie, choć ciężko powiedzieć, czy była to sprawka zabójcy, czy też śledczych - sam Biskur był bardzo porządnym człowiekiem i by do czegoś takiego nie dopuścił. Choć mogłoby się wydawać, że toczyła się tu walka, to na pewno nie magiczna - pomieszczenie nosiłoby jej ślady, w dodatku eksplozje obudziły by ich, a przecież nawet strażnicy przy drzwiach nie zauważyli niczego niezwykłego.

W pomieszczeniu było łóżko, bióro, niewielki regał, szafa, fotel i taboret, jak i łazienka, jednak nie będąca osobnym pomieszczeniem, a jedynie zasłonięta parawanem.

Na regale było trochę książek, które mag zabrał ze sobą w podróż, jak i trochę innych bibelotów. Książki były teraz powywracane, a niektóre drobiazgi spadły i potłukły się.

Na biórku powinny znajdować się wszystkie rękopisy, nad którymi mag obecnie pracował - przynajmniej zazwyczaj mag trzymał je w takich miejscach - jednak ich brakowało. Trochę kartek było porozrzucanych, ale wyglądało na to, że ktoś zadbał o to, by pamiętnik maga, jak i notatki na temat prac które prowadził zniknęły z tego pomieszczenia. Mirko wziął jedną z tych kartek do ręki. Z nostalgią zauważył, że był to spis treści "Bajek rodem z kosmosu", książeczki, którą Biskur pisał poza swoimi poważnymi pracami. Kiedy jeszcze pomagał magowi, wydawało mu się czasem, że brakuje mu dzieci, albo nawet wnuków. Być może właśnie dlatego wziął go na ucznia? Mirko spojrzał na kartę, którą trzymał w ręku.

Bajki rodem z kosmosu

1-8
Gwiazda
9-17
Latająca królewna
18-43
Kosmiczna przygoda chłopca z rózdżką
43-47
Śmierć maga
48-62
Magiczna lina
63-85
Skarb gwiezdnych piratów
86-101
Wyprawa do czarnej dziury
102-114
Piaskowi ludzie

Napisał: Biskur Pinoni


David skończył odcyfrowywać wiadomość. Kiedy podniósł oczy, mignął mu ten sam mag, albo też uczeń, którego dojrzał wtedy, kiedy zajrzał do miejsca, gdzie zabito maga, jak szedł gdzieś z kimś jeszcze. Spojrzał raz jeszcze na końcówkę wiadomości.

P.S. Podsłuchałam jak dwóch strażników rozmawiało o śmierci tego ważnego maga, tego co to dopiero miał przyjechać, jak się ostatnio widzieliśmy... I wiesz co, tak sobie myślę, że, skoro on taki ważny, to powinien dostać kwaterę w Cytadeli! To znaczy, do dzisiaj nie wiedziałam, że w ogóle jakieś tu są - ale są, sama widziałam. Pamiętasz, jak czasem przyjeżdżali tu jacyś inni ważniacy Świątyni i zastanawialiśmy się, gdzie znikają? No to już wiemy. Ktoś o pozycji tego maga również powinien zostać tu ulokowany, chyba, że ktoś go tu nie lubił...

Podobno przydzielili śledztwo jakiemuś żółtodziobowi. Może powinieneś mu o tym powiedzieć?
 

Ostatnio edytowane przez Issander : 20-08-2012 o 05:19.
Issander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172