Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2012, 20:45   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
CP 2020 - "Music is my weapon"



Klub “Iluminacja” Chicago 20 listopada 2022 r.
Dolny parkiet klubu pękał w szwach. Cała rzesza boosterów, naćpanych małolatów i spragnionych wrażeń dzieci korpów tłoczyła się pod sceną. Blado błękitne światła stroboskopów pulsowały niczym serce w zawale. Membrany olbrzymich głośników rozstawionych w rogach sali drżały od natężenia basów. Techno beaty jakie wypełniały przestrzeń były tylko syntetycznym bełkotem wyprodukowanym przez najnowszej generacji komputer muzyczny DjExe. Jako przerywnik pomiędzy kolejnymi występami prawdziwych muzyków było jak znalazł. Ludzie, którzy przychodzili do “Iluminacji” nie byli zwykłymi technomułami, którym wystarczyła garść piguł amfy i napierdalający w jednostajnym rytmie beat. Klub “Iluminacja” słynął z tego, że gości zaangażowanych muzyków i taką też publiczność. Jednym słowem było to miejsce z aspiracjami na tworzenie współczesnej sztuki, która ma siłę oddziaływać na rzeczywistość. Zespoły grające w “Iluminacji” składały się w większości z ulicznych runnerów, którzy w przerwie między jedną, a drugą akcją wykrzykiwali opowieści o swoich problemach w rytmie przesterowanych gitar i mrocznych sampli.
Dzisiejszego wieczoru miały wystąpić gwiazdy podziemnej sceny Neurotic Stream, Fatal Error i Spamboot Division. Ostatnia kapela słynęła nie tylko z ostrej muzyki i buntowniczych tekstów, ale także z videoartów jakie prezentowali w czasie koncertów.
To właśnie dla ich show tak wielkie tłumy nawiedziły dzisiaj “Iluminację”

Światła przygasły, a mrugające opętańczo stroboskopy zamarły. Płynąca z gigantycznych głośników muzyka umilkła niczym ucięta nożem. Przez kilka chwil słychać było tylko głośne rozmowy klubowiczów, ale i te szybko ucichły.
Napięcie umiejętne dawkowane przez prowadzących koncert udzielało się wszystkim. Nawet najbardziej napigułowani goście wpatrywali się niczym zahipnotyzowani w ziejąca czernią scenę.
Cisza wypełniła klub i trwała już ponad minutę.
W końcu jaskrawy snop światła padł na scenę wydobywając z mroku stojącą przy mikrofonie wysoką dziewczynę. Miała ona srebrno niebieskie długie, tasiemkowate włosy oraz błyszczące w świetle reflektora cyberlustrzanki. Oparła się oburącz o statyw mikrofonu i przez długą chwilę wpatrywała się w publiczność. Ta dalej niczym oniemiała w ciszy kontemplowała rozpoczynające się show.
Dziewczyna uniosła prawą rękę w górę, a jej palce rozbłysły czerwonym światłem. Gdy wokalistka wykonała udawany rzut, świecące punkty wyleciały w powietrze łącząc się po drodze w jedną wielką kulę ognia. Ognisty pocisk zawisł nad publicznością.
- Gotowi na rozpierdol? - wrzasnęła dziewczyna.
Jednostajny ryk “yeah” wydobył się z setek gardeł. Publika zaczęła gwizdać i krzyczeć.
Reflektory wydobyły z mroku kolejnych muzyków Spamboot Division. Zadudniła perkusja, a po chwili dołączyły do niej dwie przesterowane gitary. Ten kawałek znali wszyscy. Był to hymn niejednego ulicznika i runnera, nie jednego gangu i samotnego solosa.
- Chaos is my life! - wrzasnęła dziewczyna, a publika darła się razem z nią.

- To był nasz ostatni numer - powiedział zadziwiająco dźwięcznym głosem dziewczyna.
Publika odpowiedziała gwiazdami i wykrzykiwaniem próśb o bis.
Wokalistka pozostała jednak nie ugięta i dalej melodyjnym głosem mówiła, jej koledzy w tym czasie zwijali sprzęt i powoli schodzili ze sceny.
- Bisu nie będzie. Chłopaki nie mają już sił, a i ja już powoli padam. Piguły przestają działać i ciągnie mnie w dół. Nie martwcie się jednak za parę dni szykujemy naprawdę szaloną imprę. Potrzebujemy jednak w tym waszej pomocy. Ogłoście na ulicy, że potrzebujemy fachowców od ochrony. To co planujemy wymaga podjęcia pewnych działań, a my się raczej na tym nie znamy. Solosi, byli żołnierze, spece od ochrony i tego typ łajzy mile widziane. O hajs się nie martwcie. Płacimy solidnie i w terminie. Chętni niech kontaktują się z Quintonem. On przeprowadzi rozmowy i wybierze ekipę której potrzebujemy. Trzymajcie się! - wrzasnęła na koniec dziewczyna - Walka trwa! Nie poddawajcie się!

Chicago, Pętla, 21 listopada 2022 r.
Wieść o tym, że znana podziemna kapela potrzebuje ochrony, szybko obiegła miasto. Zwykłe szumowiny i solosi z wyższej półki zaczęli zastanawiać się nad ofertą pracy dla punkowej kapeli. Także trójka wyjadaczy i ulicznych ekspertów dostała cynk o robocie na której można dobrze zarobić.
Quentin, Max i Josh spotkali się w małej chińskiej knajpie w centrum Pętli. “Lao Gong”prowadził pan Shing. Niepozorny Azjata, po pięćdziesiątce, który potrafił wiele o życiu ulicy i był istną skarbnicą wiedzy na temat bieżących wydarzeń. Max znał go już parę lat i cenił sobie zarówno jedzenie jakie przygotowywał, jak i informację które można było u niego zdobyć.
Widząc jak cała trójka zajmuje stolik w głębi lokalu, Shing podszedł do nich i kłaniając się nisko powiedział:
- Witajcie panowie. Co podać.
Josh i Quentin zaczęli składać swoje zamówienia, a pan Shing słuchając ich jednym uchem szepnął do Maxa.
- Nie wiem, czy pan słyszał ale Piękny Al ma ponoć świeżutki towar. Ponoć wpadł mu w ręce cały kontener nowiutkich Dai Lungów. Jego fixerzy sprzedają je za grosze na każdym rogu. Tylko czekać kiedy boostersi zaczną się wybijać nawzajem lub co gorsza zwykłych przechodniów. Znowu może być niebezpiecznie. Gdyby zechciał pan pogadać z Alem, aby nie sprzedawał tego gówna w mojej okolicy. Wiem, że to nie gwarantuje bezpieczeństwa, ale może te nasze dzieciaki zanim uzbierają gotówkę to się już dostawa rozejdzie i kilku z nich ocali w ten sposób życie.
Max tylko przytaknął, że postara się coś zrobić. Po kilku minutach żona pana Shinga przyniosła zamówione dania. Runnerzy szybko ustalili, że warto przyjrzeć się robocie w Iluminacji z bliska. Gdyby nie osoba Quintona Ortiza, to pewnie nie zawracali sobie tym głowy. Ten facet miał jednak łeb do interesów i gwarantował, że robota może okazać się opłacalna.
Runnerzy czuli ostatnio spory deficyt zarówno gotówki, jak i zamówień. Uzgodnili, że spotkają się w klubie dziś wieczorem.

Klub “Iluminacja” 21 listopada 2022 r., godz. 19
Wieczór był chłodny. Od późnego popołudnia nieprzerwanie padał deszcz. Ulice miasta pokryte były licznymi kałużami, które mieniły się wszystkimi barwami tęczy. Kolejne kwaśne opady o których nie raczyli wspomnieć w wiadomościach i ostrzec ludzi przed ryzykiem poparzenia.
Przed “Iluminacją” tłoczył się już spory tłum, który czekał już na dzisiejszy koncert
Runnerzy weszli na zaplecze i zdziwili się ilością chętnych, jaka oczekiwała przed gabinetem Ortiza. Byli to głównie młodzi ulicznicy, którzy postanowili spróbować swego szczęścia.
Ochroniarz widząc wchodzących Maxa, Josha i Quintona zniknął w gabinecie szefa. Wrócił po niecałej minucie gestem dłoni dając znać, żeby do środka. Kilku młodych runnerów próbowało protestować, że oni byli pierwsi i że obowiązuje kolejka. Jednak ochroniarz jednym hardym spojrzeniem dał im jasno do zrozumienia, że nic z ich pretensji nie będzie i żeby lepiej nie testowali jego cierpliwości.

Całą trójkę przywitał uśmiechnięty Ortiz. Jak zawsze ubrany w elegancki garnitur, skórzane pantofle i dyskretną ale mimo to przyciągającą wzrok biżuterie.
- Witajcie panowie. Siadajcie - wskazał skórzaną kanapę, stojącą pod ścianą - Cieszę się, że was widzę. Cóż mogę powiedzieć... po cichu liczyłem, że się zgłosicie. Ale chwila, gdzie moje maniery. Coś do picia. Mam trzydziestoletnią whiskey, prosto z jednego z korporacyjnych barków. - zaśmiał się głośno - Młody fixer opylił mi ją za jedyne, uwaga, dzięsięć eurobaksów. Jak nie ma głowy do interesów, to jego strata, nie? Mógł spokojnie zedrzeć ze mnie parę stówek i ja i tak byłbym zadowolony. To co po szklaneczce?
Ortiz otworzył barek i nalał bursztynowy płyn do czterech szklanek. Następnie wrócił na swoje miejsce za biurkiem i sącząc trunek kontynuował:
- To ja reprezentuje interesy zespołu i to ze mną negocjujecie wszystkie warunki współpracy. Kapeli zależy abym wybrał prawdziwych zawodowców. Dlatego też cieszę się, że was widzę. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i wszyscy będziemy zadowoleni. Ale do konkretów. Spamboot Division chce zorganizować kilka wyjątkowych koncertów i na czas ich trwania potrzebuje profesjonalistów od ochrony. Cały dowcip polega na tym, że kapela chce troszkę utrzeć nosa korpą i pokazać im siłę ulicy. Dlatego też miejsca koncertów będą dość specyficzne. Z racji swojej specyfiki koncerty będą raczej krótkie, piętnaście, dwadzieścia minut. W tym czasie wy będziecie odpowiedzialni za bezpieczeństwo kapeli. Wiadomo, że jak korpy się wnerwią to uderzą w zespół a nie publiczność. Początkowy kontrakt obejmuje cztery koncerty. Po sześć koła za każdy koncert, do podziału dla was. Z tym, że jak wiecie jak biorę dziesięć procent od każdej umowy zawartej w moim klubie. Nie inaczej jest i tym razem. Czyli po 5400 dla was trzech na czysto, za każdy koncert. Sądzę, że to uczciwa zapłata. Robota raczej nie będzie trudna i ograniczy się do ewakuowania kapeli we właściwym czasie, kiedy patrole korporacyjne zainteresują się imprezą i będą chciały interweniować. Dla was to będzie bułka z masłem. Co wy na to? - zapytał Ortiz opierając się wygodnie w swoim fotelu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 24-02-2012 o 00:11.
Pinhead jest offline  
Stary 24-02-2012, 16:42   #2
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Quentin Bell stał patrząc się niemiłą, obitą gębę Ortiza przerośniętą przez stosowanie dopingu. Z lekka popijał zaproponowany trunek. Trzeba było się targować. Był ubrany w czarną marynarkę i spodnie, na sobie miał kamizelkę kuloodporną ciężka, wzmacnianą dodatkowo metalowymi płytami. Jego mięśnie to znosiły, przyzwyczaił się. Pancerz zakrywała wykwintna koszula w srebrne wzory. Na stopach miał założone czarne mokasynki. Oba pistolety (jeden maszynowy) w kaburach. Zaciskał, to otwierał jedną z swoich cybernetycznych dłoni z wzmacnianą hydrauliką z łatwością wyrywającą czaszki z rdzenia kręgowego.

-
6000 euro-baksów dla nas samych. Czyli łącznie 6600. To uczciwa cena. To działo się w twoim klubie, ale mogło odbyć się gdziekolwiek.

Ortiz widocznie poczuł się obrażony, bardzo przeceniał swoją pozycje.

- Dobrze wiesz to nie był zwykły meeting a głośno wykrzyczana plotka.Nie organizowałeś tego tak jak zwykle. Co ty na to?


Ogólnie rzecz biorąc Bell pierdolił te całe bzdury o sile ulicy. Potrzebował kasy. Z mafiami nigdy nic nie było pewne, a ta robota zdawała się łatwa. Miał przy sobie ludzi których w jakiś sposób znał.


 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 25-02-2012 o 12:34.
Pinn jest offline  
Stary 24-02-2012, 19:45   #3
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Max nie odmówił trunku, zwłaszcza że takie delicje nie zdarzają się na co dzień. A może to tylko podpucha?

Quentin jak zawsze się targował, zawsze. 5400 za kilka godzin to było dużo, razy cztery, dawało to łącznie 21 tysięcy 600 eurodolców, czyli po 7200 na głowę za całość. Za to da się przeżyć kilka miesięcy bez zleceń, kalkulując wydatki. Tylko że oni tego nie roblili, każdy z nich wyda połowę z tego w ciągu miesiąca, a on sam potrzebuje nowego samochodu, poprzedni skończył w jeziorze, gdy mechanik zaśpiewał tyle ile za używanego BMW.

Niech Josh się potarguje, Max będzie czekał na koniec. Kalkulował, co jest bardziej opłacalne. Ortiz wpuścił ich przed kolejką, niemałą kolejką runnerów z Chicago.

-To jest ciekawe panie Ortiz, zespół płaci każdemu po 6 koła za koncert. Nie wspomniał pan o żadnych kosztach dodatkowych. Quentin tylko dogłębniej realizuje postanowienia. Po 6 koła dla nas. Jako że to pan reprezentuje interesy zespołu, to można powiedziec, że ma pan dodatkową stałą posadę, prawda? Nie powierzałbym życia trzech muzyków na łaskę i niełaskę korporacji, które w sekundę zdmuchną tych co czekają za drzwiami. Wtedy nie będzie już Dywizji, nie będzie "Chaos my life", nie bedzie stałego źródła zysków, a jeżeli ktoś rozniesie, że to pan był menadżerem zespołu... - Max dopił alkohol, szklankę postawił między nogami (jak będzie wstawał to ją podniesie i odstawi w bardziej bezpieczne miejsce) i rozłożył ręce jak dziesięciometrowy Jezus z przed Kościoła przy Austin Avenue. Z tą różnicą, że Max siedział, był ubrany bardziej po ludzku, miał kilkudniowy zarost oraz miał krótkie włosy, dodatkowo łysiał, oraz zza prawego ucha sterczało mu kilka centymentrowych elastycznych antenek powleczonych czarnym elastomerem.

-Kto jeszcze wie o koncertach? Nigdy nie wiadomo kto tam stoi - kciukiem i ruchem reki wskazał na drzwi - Zawsze ktoś się znajdzie, kto będzie pracował dla kilku osób jednocześnie.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 25-02-2012, 02:10   #4
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Świat jest cholernie ponury... Gleba przeżarta toksynami, wody są ściekiem, a powietrzem nie da się już oddychać. Miejska dżungla stanowi ostoje dla niedobitków tych, którzy dożyli aktualnego stanu społeczeństwa Ameryki. Przemoc i kasa to jedyne co trafia do ludzkiej świadomości. Zresztą ludzie nie są już do końca ludźmi... Jedni pakują w siebie drogie implanty, inni ćpają na umór a jeszcze inni bezskutecznie starają się ogarnąć cały ten bajzel. Ostatnimi czasy Chicago nie obchodziło się zbyt delikatnie ze swoimi mieszkańcami. Wszystkie pętle oraz zapełniające je ulice stawały się z dnia na dzień coraz bardziej zaskakujące. Każda spowita w pewnej dozie niepewności. Prawdziwi rzeźnicy nie popadali jednak w rutynę albowiem wiedzieli, że alejka, którą jeszcze niedawno szli popijając promile prosto z gwintu, może okazać się śmiertelną pułapką. Joshua Greed właśnie do takich rzeźników należał. Niejeden jednak pomylił się myśląc, że niczym się nie wyróżnia. Josh miał klasę. Ale nie zawsze tak było...

***

Wielki menel ledwo podniósł się z ziemi. Nie pamiętał od jak dawna pił, ćpał, spał i czekał aż ktoś po prostu uwolni go od katorgi życia. Kiedyś był znany na tej dzielnicy jako bardzo dobry instruktor strzelania. Syn gliniarza i urzędniczki. Teraz... był menelem. Zwykłym żulem, na którego nie warto było splunąć. Ale jak to się zaczęło? Dlaczego się zaczęło? Zaczęło się w takim samym czasie i z tego samego powodu co zawsze. Jego psychika w pewnym momencie nie wytrzymała. Najpierw śmierć matki, potem ojca. Później wydawałoby się, że po zbyt długiej żałobie Josh wychodzi na prostą. Poznał dziewczynę imieniem Lara. Znowu zaczął cieszyć się życiem. Z czasem pokochał swoją wybrankę i musiał przyznać, że jeszcze nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy. Zaczynał myśleć, że ojciec będący gliniarzem i właścicielem strzelnicy byłby z niego dumny... I wtedy nastąpił kolejny cios. Ktoś zabił Larę. Zamordował z zimną krwią. Nie wiadomo dlaczego i do końca w jaki sposób. Ciało było tak zmasakrowane, że ledwo szło je rozpoznać. Gdyby nie kolor włosów to chyba nie byłoby możliwe. Josh nie był mięczakiem i może by to przeżył gdyby nie wiadomość od jednego, pieprzonego patologa - Lara była w ciąży. Za jednym zamachem ktoś pozbawił go kobiety, dziecka oraz chęci do życia. To było zbyt wiele. I dlatego zaczął pić. Pić i ćpać. Hasło dzisiejszej młodzieży brzmiało "Brnij do krawędzi" więc brnął do niej. Cholernie szybko brnął.

Krawędź. Pieprzona strefa dla najbardziej pojebanych ryzykantów. Na krawędzi ryzykujesz gotówką, sprzętem, reputacją i własnym zadkiem. Nie ważne jak sprawa byłaby błaha - ryzykant i tak położy na szli wszystko co posiada. Walczy zawsze dla wyższych wartości. Nigdy nie jedzie wolno, gdy może przyspieszyć. Wskoczy w tajfun niebezpieczeństw i nadstawi głowę. Nigdy nie gra zbyt bezpiecznie. Tym jest właśnie krawędź. I on do niej dążył. Do niej i poza nią. Lecz to nie był jego koniec... Na szczęście.

***

Spotkanie w chińskiej restauracji "Lao Gong" było dla Josha odprężające. Nie pamiętał jak dawno miał okazję zobaczyć się ze swoimi znajomymi. Maxa - z uwagi na jego spokojniejsze usposobienie - widywał częściej, Quentina nieco rzadziej. Obaj byli sporzy i - podobnie jak Greed - cieszyli się olbrzymią reputacją na ulicy oraz w różnych środowiskach. Ciemnoskóry olbrzym znany był z swoich zasad, których się zawsze trzymał. Było to coś więcej niż jakiekolwiek wyobrażenie zwykłego runnera. Greed nie krzywdził dzieci ani kobiet, nie łamał prawa, gdy nie było to zupełnie konieczne, miał reputację, którą potrafił utrzymać. Bo nie ma znaczenia jak dobrze coś robisz dopóki sprawiasz wrażenie, że robisz to dobrze. On sprawiał takie jakby robił to zajebiście.

Ochroniarz skinął głową na słowa Pana Shinga i złożył zamówienie pytając się też o samopoczucie starszego chińczyka. Tu kolejne zaskoczenie. Jakby się przysłuchać z boku to Josh był całkiem miły i nie używał wulgaryzmu jako co trzeciego słowa. I dlatego zwykle potrafił dogadać się zarówno z klientem jak i każdym innym rozmówcą...

***


Na wizytę w Iluminacji wojownik wybrał się swoim Mercedesem GST. Auto nie było nowe, ale już niejednokrotnie wykazało się swoją pojemnością i sporym kopem. Nadal wyglądało nieźle co dla Josha było niezwykle ważne. Siedem miejsc dla pasażerów było kolejnym plusem. Jedyne wady to spore spalanie oraz nierzadko problem z parkowaniem. Wielki niczym góra ochroniarz spotkał się przed wejściem z dwójką kumpli. Na jego twarzy wykwitł uśmiech, gdy zobaczył sporego już Quentina pod którego ubraniem tylko ślepiec nie zobaczyłby ciężkiej kamizelki wzmacnianej metalowymi płytami.

W środku okazało się, że wielu młodych, narwanych runnerów już czekało w kolejce. Josh skinął na ich widok głową nie odzywając się ani słowem. Ochroniarz - rozpoznając trójkę znanych uliczników - wpuścił kończących kolejkę mężczyzn do środka. Tam już czekał na nich Ortiz. Jak zawsze pachnący wodą kolońską, w szytym na miarę garniturze i widocznymi błyskotkami. Cały Quinton. Jego krótki wywód na temat udanego interesu nie zbił Josha z tropu i pozwolił nieco rozeznać się w sytuacji. "Nie. Takim trickiem nas nie omamisz. I tak będę się targował" pomyślał Greed ściągając swą elegancką kurtkę i wieszając ją na rogu kanapy.


Josh ubrany był szykownie i ze smakiem nie podobnym do zwykłego goryla. Nie był jednak byle kim i musiał posiadać odpowiednią prezencję. Jego reputacja zobowiązywała. Jego szara marynarka oraz spodnie w pionowe paski idealnie współgrały z czarną koszulą i widocznym tatuażem. Przyciemniane okulary skrywały wzrok a elegancki kapelusz został odłożony zaraz po ściągnięciu kurtki. Mężczyzna wziął od pośrednika trunek i usiadł na drogim meblu. Najpierw pokiwał naczyniem patrząc jak alkohol się przelewa i słuchając słów reszty.

- Zgadzam się z Quentinem, że nasza płaca jest zbyt niska. Nie chodzi mi tu o twoje 10%, ale o nasze koszty, które zmuszeni będziemy ponieść. Transport, informatorzy, amunicja... Poza tym nie zapominajmy, że perkusji Pana Placente nie zgarniemy w minutę ze sceny. Znasz nas jednak. Jesteśmy fachowcami i ręczę własną reputacją, że zajmę się wszystkim kiedy każdy z nas dostanie dwa i pół tysiąca za koncert na głowę. Mógłbyś więc przekazać Pannie Edwards, że łącznie wyniesie to 8250$ za koncert. 10% dla Ciebie i po 2500 dolców dla nas... Co ty na to?

Josh wiedział, że Quentin zapłaciłby i dwa razy tyle. Nie znał jednak tak dobrze ekipy Spamboot Division. Greed strzelał, że Ortiz przekona rockmanów. Dlaczego? Znał Josha. Wiedział, że jak ten gdzieś się wpakuje to całym sercem. Wiedział, że taki ochroniarz zasłoni klienta nawet własną piersią. W momencie, gdy klient przystawał na niego warunki siedzieli w tym bagnie razem - bez znaczenia jak głębokie jest owo bagno. I jeszcze jedno... Josh nigdy jeszcze nie zawalił.
 
Lechu jest offline  
Stary 25-02-2012, 12:29   #5
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Quentin naprężył się i pokiwał głową na znak akceptacji propozycji Josha.

-Zawsze możesz wynająć tych typków czekających za drzwiami- zrobił przerwę- Tylko wiesz, oni zjebią sprawę. My tego nie zrobimy. Pamiętasz jak odbiłem ładunek pleasure-chipów z meliny tych mend. 10 na jednego. Ja i dwa pierdolone granaty. Wiele pomogły. Ale koniec przechwałek. Po prostu zajebiście było rozkurwić tych ulicznych gangsterów.

Quentin nie chwalił się by pogłaskać swoje ego. Naprawdę zajebanie tych czarnych i młodych bydlaków w ich za dużych o kilka rozmiarów ciuchach uzbrojonych w różnorodna broń (jeden miał nawet AK-47, zdjął go pierwszego). Zaatakował z zaskoczenia. Gdy gość z karabinem padł i reszta się zorientowała, granat wybuchł. Z 10 zostało ich 3. Dwójka padła po krótkiej wymianie ognia. Najwięcej zabawy sprawił mu rękoczyn i przesłuchanie na ostatnim z gości. Próbował uciekać. Te cholerne schody przeciw pożarowe. Postrzelił go w nogę, ten o mało nie spadł za barierkę. Lubił naparzać gości serią szybkich ciosów prosto w brzuch, minusem było, że czasem rzygali. Ćpuń-chipy były w jednym z mieszkań martwego nigga. Po zdobyciu informacji zrzucił gościa z piątego piętra. Nieco zniekształcił się na asfalcie. Ruszył na wskazane miejsce swoim Lincolnem Continentalem. Czarne dobre miejskie auto. Rzadko w robocie musiał się ścigać. Dbał o nie.



Dojechał na wskazane miejsce. Projekt mieszkalny. 20 piętrowe identyczne bloki. Miał fart, że to miejsce zamieszkiwali również biali, co prawda w małej liczbie, ale było ok. Dostanie się do mieszkania. Drzwi otworzyła mu kobieta w średnim wieku. Afroamerykanka. Głupie uczucie. Dość chamsko odwiedzać miłą kobietę w takiej sytuacji.

-Koledzy pana syna przysłali mnie po pewną rzecz.


Kobieta była widocznie rozgoryczona i lekko przestraszona. Wszedł nie proszony, prezentując postawę wymuszającą brak sprzeciwu. Małe ciemne mieszkanko. Zupełnie jak jego. Za koralikowymi nitkami znajdował się pokoik pana trupa.

-Niech pani się tak nie patrzy.... A zresztą i tak zrujnowałem pani życie.

Na twarzy kobiety ukazało się przerażenie. Umyślnie przed wejściem do bloku założył tłumik na swój wierny model Arasaka P-237. Ciężki pistolet. Trafił pod głowę i w samą czaszkę prosto w płaty czołowe. Krew miło rozbrygnełą się po okolicy. Szybko poznał , że to wdowa więc oprócz znajomych nikogo nie miała. Znalazł chipy. Były pod łóżkiem. Wysokiej klasy neuro-elektoniczne-cyber ustrojstwo wyzwalające dopaminę. Nie byle jakie antydepresyjne tech-śmieci wkładane do głowy(sam miał założony jeden taki), ale najwyższej klasy gama chipów dopasowanych do konkretnych układów neuronalnych. Haj najwyższej klasy. Robota wykonana.


Chory sukinsyn.


 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 25-02-2012 o 14:15.
Pinn jest offline  
Stary 25-02-2012, 14:51   #6
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Quinton w milczeniu przysłuchiwał się żądaniom runnerów. Nie przerywał dopóki każdy z nich nie zabrał głosu. Jedynie słysząc słowa Bella przeszył go zimnym niczym chrom spojrzeniem. Uwagi o pośledniej roli Ortiza, jako pośrednika najwyraźniej bardzo go uraziły, ale nie zamierzał drążyć tematu. Gdy wszyscy wypowiedzieli swoje uwagi właściciel “Iluminacji” pokiwał z uśmiechem głową.
- Panowie za to między innymi was cenię i lubię. Znacie swoją wartość i umiecie o tym w kulturalny sposób przekonywać rozmówcę. Brawo.
Ortiz odstawił szklankę z whiskey na biurko i oparł się o blat łokciami. Brodę położył na zaciśniętych pięściach i kontynuował:
- Zróbmy tak osiem tysi za koncert, czyli 7200 do podziału na was i osiem stówek dla mnie. Co do koncertów to szczegóły omówicie już z zespołem. Na razie tylko oni wiedzą o tym, jak, gdzie i kiedy się one odbędą. Nie ma więc obaw, że ktoś coś sypnie. Nie przewiduję kłopotów, ale różnie to bywa. Myślę jednak, że za takie pieniądze jesteście gotowi podjąć ryzyko. To jak umowa stoi?
Cała trójka runnerów zdziwiła się z jaką łatwością Ortiz tak radykalnie podwyższył ich przyszłą gażę. Był to jasny sygnał, że przewiduje on duże zyski z organizacji tych czterech imprez. Kolejna próba podbicia stawki mogła okazać się zbyt ryzykowna, ale było bardziej niż pewne że sprawa musi mieć drugie dno i poza koncertami w grę wchodzi coś jeszcze. Pytanie tylko co.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 25-02-2012, 15:16   #7
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Widocznie sprawa nie miała być taka łatwa. Możliwe, że wpierdolą się w niezłe gówno. Ale z niego wyjdą, może lekko ubrudzeni, ale jednak dadzą radę. Byli w dobrym teamie. Ortiz zazwyczaj zdecydowanie trzymał się ustalonej ceny. Tym razem poszedł na ugodę. Był to twardy zawodnik, nie było po co dalej brnąć w targi.

-
Jest ok. Mi to pasuje- powiedział Quentin i dopił stary trunek, odkładając szklankę na biurko wysokiego rangą fixera.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 25-02-2012 o 15:31.
Pinn jest offline  
Stary 25-02-2012, 23:26   #8
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
-Widzisz, zawsze można się dogadać, za wszystko płaci zespół, ty na tym tez nie stracisz - odpowiedział Max - Jestem za, teraz tylko ugadac robotę z zespołem i... poczujmy rocka, można powiedzieć - odstawił szklankę.

Wszystko zależało od tego, jak często będą dawać koncerty i czym dysponuje zespół. Do perkusji przydałby się jakiś płaski wózek z blokadą osi, żeby szybko spakować sprzęt. Druga sprawa, jeżeli będzie kilka koncertów jednej nocy, to trzeba będzie mieć opracowaną cała trasę koncertową, wraz z planami awaryjnymi. Jak to ma byc na złość korporacjom, to będzie to przedsiewziącie cholernie ryzykowne, do korporacji należy ponad 90% sprzętu latającego w tym mieście.

Wokalistka, gitarzysta, perkusista. A obsługa techniczna? Ktoś musi się zająć sprzętem. Ciekawe co to będę za miejsca? Max bedize się śmiał, jak wystrzelą korki w jakieś budzie, bo sprzęt będzie zżerał prąd na gigawaty.

Trzeba się spieszyć.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 25-02-2012 o 23:30.
JohnyTRS jest offline  
Stary 26-02-2012, 01:27   #9
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Popijając wyborną Whisky najemnik pokiwał głową. Wiedział, że Quentin jest dobry. Wiedział, że jest solidny i skuteczny, ale nie lubił, kiedy ktoś mówił mu o sprawach tak oczywistych jak sprawność jego przyszłego kompana. To nie ulegało żadnej wątpliwości. Co prawda Josh słyszał wiele złego na temat bestialskich, niecodziennych metod Bella, ale jednego mu odmówić nie mógł... były one cholernie skuteczne. Max, co do niego podobne, więcej milczał przypominając drapieżnika gotowego do skoku. Po opróżnieniu szklanki Greed odstawił ją na stole chwaląc krótko trunek.

- Cieszy mnie, że udało nam się dojść do porozumienia. Uważam, że obecny stan umowy zadowoli obie strony. 2400 dolców na głowę to dość.

Greed był zawodowcem. W jego głowie stopniowo układał się plan. Musiał pogadać ze swoimi informatorami, rockmanami, miejskimi rajfurami i co najważniejsze... z klientami. Przydałoby się dowiedzieć więcej na temat organizacji koncertów, sprzętu oraz ludzi, dla których wydarzenia będą organizowane. Może pożyczy przyczepę? Chyba, że panienka w lśniących lustrzankach załatwi jakiś inny transport. Nie obraziłby się gdyby był to pojazd z napędem wektorowym.

- W takim radzie dziękujemy. Przydałby się kontakt z trójką członków Spamboot Division. Musimy z nimi pogadać, ustalić plan działania i załatwić potrzebny sprzęt. Całość nie zajmie nam długo, ale wydaje mi się, że sprawa ma więcej niż jedno dno. Nie ważne. Poradzimy sobie. Jesteśmy zawodowcami…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-02-2012, 02:35   #10
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Zgoda całej trójki na przedstawione warunki spowodowała, że na twarzy Ortiza pojawił się szeroki uśmiech. Mężczyzna wstał i z wyraźną radością uścisnął dłonie runnerom.
- Tak właśnie lubię załatwiać interesy. Szybko, sprawnie i kulturalnej atmosferze. Z wami jest zupełnie inna rozmowa niż z tymi ulicznymi szumowinami. Spotkanie z kapelą myślę, że może się odbyć jutro... powiedzmy koło południa. Pogadacie sobie, omówicie szczegóły, a ja się nie będę w nic wtrącał. A teraz zapraszam do klubu. Drinki i panienki na koszt firmy. Trzeba to uczcić.

Po krótkim afterparty, wszak takim ludziom jak Ortiz nie odmawia się wspólnego drinka, runnerzy rozeszli się do domów. Wiedzieli, że sprawa ma drugie dno. Musiało być w tym coś więcej niż zwykłe koncerty. Na takich ulicznych koncertach nikt nie zgarnie takiej kasy, by opłacić kontrakt ochrony a co dopiero mówić o zarobieniu na takiej imprezie. Na spotkaniu z kapelą zapewne wyjdzie więcej szczegółów i będzie można zacząć snuć jakiekolwiek przypuszczenia. Teraz było na to zdecydowanie za wcześnie.

Klub “Iluminacja” 22 listopada 2022 r., godz. 12.20
O tej porze klub świecił pustkami. Wszyscy fani ostrego grani przybywali tutaj wieczorem, by znowu poczuć moc i siłę ulicznej muzyki. By choć na chwilę oderwać się od męczącej ich codzienności, biedy i zniewolenia.
W jednej z vipowskich lóż trzech runnerów spotkało się z członkami Spamboot Division.
Cris Edwards mierzyła hardym wzrokiem swoich ochroniarzy spod swoich zmienionych cybernetycznie oczu. Jej chłopak Yoshi siedział obok i zdawał się całkowicie nieobecny. Wprawne oko mogło dostrzec jego rozmyty, błędny wzrok. Był to ewidentny dowód, że gość jest pod wpływem jakiś kodeinowych tabletek popularnych ostatnio na ulicy. Po lewej stronie wokalistki siedział Frankie, perkusista o końskiej twarzy i muskulaturze byka. Założone ręce na piersi i wzrok wbity w przestrzeń przed nim sugerowały, że i on coś brał. W jego przypadku była to jednak całkowicie błędna ocena. Gość miał po prostu taki styl bycia.
- Quinton mówił, że jesteście dobrzy - zaczęła bezpardonowo Cris - Mam nadzieję, że to prawda i ta podwyżka na ładne oczy nie okaże się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto.
Dziewczyna przeczesała nerwowo włosy dłońmi i kontynuowała:
- To co planujemy ma wstrząsnąć ulicą. Cztery koncerty, które przejdą do historii tego przeklętego miasta. Cztery totalne rozpierdole, które te korporacyjne skurwysyny zapamiętają na długo. Imprezy będą dość specyficzne i będą wymagać od was sporego zaangażowania. Nie będziemy płacić za tępe stanie z rękami skrzyżowanymi na plecach. Co to, to nie.
Pierwszy koncert chcemy zrobić w Millenium Park. Dokładnie niedaleko siedziby Zetatechu, WNS i Militechu. Widzimy to w ten sposób. Nagłośnienie rozstawione w strategicznych miejscach parku. Kilka przenośnych kolumn podłączonych do miejskiej sieci elektrycznej. Tym między innymi zajmiecie się wy. My zajmiemy się stroną wizualną. Kilka holoprojektorów do naszych performenców. Sam koncert będzie nadawany z powietrza. Chcemy byście zorganizowali jakąś dużą aerodyną i to z niej będziemy grać. Jeden z was będzie pilotował AV-kę, drugi będzie pilnował w tym czasie naszego bezpieczeństwa, a trzeci obserwował cały teren, a konkretnie działania korpów. Jak mówiłam my zajmiemy się stroną wizualną i zamontowaniem projektorów, a wy całą resztą. Na fajną AV-kę mamy nawet namiary. Trzeba będzie ją tylko sobie pożyczyć - dziewczyna zaśmiała się szyderczo - Mam nadzieję, że cykor was nie obleciał i nadal jesteście chętni?
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172