Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2013, 11:48   #151
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu

Obudziła się w składziku w szpitalnej piwnicy z głową rozłupującą się na tysiąc fragmentów. Próbowała się poruszyć, ale nagły ból w prawej dłoni sprawił, że cicho zawyła. Musiała stracić przytomność, a krew z poranionej pięści zastygła w skorupę, przyklejając się trochę do podłogi. Tego nie można było zrobić delikatnie. Jack zacisnęła zęby i ponownie pociągnęła rękę do góry. Skrzep tym razem puścić, a ból okazał się szybko wspomnieniem i pulsował cicho gdzieś w tle.

Działając na autopilocie Evans podeszła do apteczki i opatrzyła dłoń. Łyknęła też sporą garść paracetamolu, znacznie więcej niż potrzebowało jej ciało, znacznie za mało niż potrzebowała jej dusza.

Było po piątej, a to oznaczało, że odpłynęła na jakąś godzinę. Co się mogło zmienić w tym czasie? Siostra Diego nie miała szans jeszcze dolecieć nawet biorąc pod uwagę, że w środku nocy łapała samolot. A to oznaczało, że on jeszcze tam leżał, podpięty do całej aparatury imitującej oznaki życia. Dużo więcej mogło się zmienić u jej niedawnych kompanów, którzy coś tam działali.
Holofon odezwał się o 5:30. Odebrała widząc, że to Ferrick.
- I co tam? - głos Jack wydawał się całkowicie spokojny i beznamiętny.
- Mamy faceta, który z pewnością ma dużo wspólnego ze śmiercią Diego. Pewnie wie też kto jest kretem. jedziemy go przesłuchać.
- To dobrze. Wszyscy jesteście cali?
- Mhm - Ferrick nie rozwodziła się nad tym tematem, ale w jej poprzedniej wypowiedzi można było wyczuć zmęczenie.
- To jeszcze lepiej. Spotkamy się gdzieś czy zgarniecie mnie ze szpitala? - o to gdzie jadą Jack nie pytała, nie ufała na tyle technologii.
Ferrick zastanowiła się:
- Jedziemy w okolice Felipy. Spotkajmy się tam gdzie spotkałyśmy jej wujka.
- Dotarcie trochę nam zajmie. Jesteśmy po za miastem.
- Poczekam grzecznie u wujka w takim razie.

- Ok. Mniej więcej za godzinę. - Ann rozłączyła się.
Godzina, więcej niż dość. Jack bocznym wejściem opuściła szpital unikając wchodzenia na wyższe piętro. Paraliż ustępował, ale ciągle miała lekko niesprawną nogę. To nic, trzeba rozchodzić.

***

W wolnej chwili Jack znów połknęła sporą dawkę przeciwbólowych. Czuła się tak jakby cały świat zwolnił. Przyśpieszał tylko, gdy patrzyła w twarz Alexa Theleona. Jej towarzysze zadawali pytania, kombinowali, jej jak w końcu usłyszała opowieść było wszystko jedno. W sumie chciała go tylko zabić.

Na operację się jednak zgodziła. Tamte dziewczyny nic jej nie zrobiły, a poza tym była lekarzem, mimo wszystko.
Zabiegł poszedł sprawnie, oboje byli profesjonalistami. Miała już go zszyć, kiedy Walters wyraził swoją opinię. Jego plan był pierwszym od paru dni co wzbudziło w Evans wesołość.
O tak, niczym bohaterka tandetnych romansów rozkocha w sobie tego złego by go zniszczyć i uzyskać należną jej zemstę.

Gdy Ed wyszedł zostawiła na chwilę leżącego na stole mężczyznę z jeszcze rozbebeszonym czerepem i podeszła do zlewu by się trochę otrzeźwić zimną wodą. Wiele wspomnień krążyło jej po głowie, głównie tych dobrych. Z wypadów motocyklowych, imprez i gorących nocy. A także z tych, kiedy umierali jej pacjenci, a kiedy Diego zawsze stał obok pocieszając i pchając ją znów ku zabawie i imprezom. To se ne vrati. Zabawa już się skończyła.
Także dla Alexa.

Zniszczenie jego zakończeń nerwowych zajęło jej chwilę. Jak się wiedziało gdzie szukać to nie trzeba było nawet dobrego sprzętu do tego. Takie uszkadzanie mózgu w wybranych rejonach było skrajnie niebezpieczne i mogło doprowadzić do śmierci operowanego, ale to nie było coś co mogło spędzać sen z oczu Evans. Kiedy skończyła to co ją interesowało przypominało obrzydliwą, różową papkę, która u największych twardzieli mogła wywołać odruch wymiotny. Potem go zaszyła i podłączyła nawet kroplówkę. Może go ktoś znajdzie w tym opuszczonym magazynie i zawiezie do szpitala po to by lekarze mogli stwierdzić, że to na nic. A może tu zdechnie. Jack było wszystko jedno. Oko za oko, warzywo za warzywo.

Powycierała profilaktycznie sprzęt z odcisków palców i innych śladów ich obecności zwracając uwagę na włosy i inne takie. Przy obecnym rozwoju kryminologii i tak ktoś łatwo mógł wyśledzić pozostałe ślady, po co jednak ułatwiać mu pracę.

Przed odejściem rozejrzała się ponownie sprawdzając czy niczego nie przeoczyła. Teraz znów czekał ją długi spacer do miejsca, gdzie mogła bezpiecznie wezwać taksówkę. Paraliż powoli stawał się wspomnieniem.

***

W mieszkaniu nie zabawiła długo. Większość ważnych rzeczy wzięła już przedtem teraz tylko chciała spakować swoje cenne papierowe książki i odwieźć je do szpitala. Zarządca domu bez gadania przyjął klucze, mieszkanie opłacone było na miesiąc z góry, więc tylko zysk dla niego.

Publikacje schowała do pudeł w tej samym magazynku, w którym jeszcze straszyła zbita szyba w lustrze. Cóż nieprędko ktoś ją wymieni i nie prędko ktoś znajdzie jej zbiór. A nawet jeżeli to ich nie spali. No, przynajmniej nie powinien.

Cytat:
Wyjeżdżam. Jak się gdzieś zaczepię dam znać. Moje kłopoty powinny się już skończyć. Uważaj na siebie braciszku i na Miracle. Ta organizacja to beczka prochu.
Cytat:
Powinno być już bezpiecznie Annie. Przepraszam, że moje kłopoty spadły na was. Wyjeżdżam z NY, dam znać ci w nowym miejscu, gdzie jestem. Pozdrów dzieciaki.
Wymówienie leżało już w kadrach, kiedy zrozumiała, że została jej jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia. Wolno ruszyła do skrzydła w którym leżał Diego. Mijając jeden z gabinetów usłyszała szloch i znajomy głos. Goldstein przekonywał kogoś do odłączenia bliskiego. Sądząc z reakcji udawało mu się to, dobrze.

Wokół pokoju Diego było pusto, o tej porze życie szpitala toczyło się wokół ostrego dyżuru, tutaj zaś było słychać tylko jednostajny szum i pikanie maszyn.
Na twarzy Ortegi malował się spokój, który rzadko gościł za jego życia. Jack zaczęła żałować, że nie należy do żadnego z kościołów, to by ułatwiło jej sprawę.
- Przepraszam…
Szept zabrzmiał żałośnie cicho. Za to na korytarzu rozległy się kroki, płacz i uspokajający głos doktora. No tak, ekipa pożegnalna. Kiedy siostra Diego weszła do pokoju nikogo już tam nie było. Jack stchórzyła przed tą konfrontacją.

Jej motor czekał, a cały dobytek życia miała pochowany w sporym plecaku. Więcej nie potrzebowało, zwłaszcza, że dostała informację, że na konto przelane zostały pieniądze. Bez nich także by sobie poradziła, miała dobry fach w ręku.

Odpaliła sprzęt zastanawiając gdzie się udać.

Uśmiechnęła się blado. Tak ot było dobre miejsce na zaczęcie wszystkiego od nowa.
 
Nadiana jest offline  
Stary 09-03-2013, 11:58   #152
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Nie chciał myśleć o tym, co się wydarzyło. Po odwiezieniu Ann skierował się do swojego mieszkania, pozostawiając przed nim wynajęty samochód i wysyłając do Dirkuera wiadomość, że mogą już go oddać. Podesłał mu też zapis z przesłuchania Alexa, skrócony o zbędne dla Corp-Techu informacje. Co z tym zrobią, to nie była sprawa Remo. Hakerowi daleko było do delikatnego chłopca, od tej roboty miał ochotę się już jednak odciąć, zapomnieć o martwych twarzach.
Wszedł pod prysznic, odkręcając gorącą wodę i pozostał tam dobre pół godziny, zmywając nie tylko brud ze swojego ciała. Napięcie opuściło go w niewielkim stopniu. Ciągle było kilka spraw do załatwienia. Przynajmniej jedno życie do zmiany.
Przespał się kilka godzin, a potem wziął się do roboty.

Z Waltersem szybko doszli do porozumienia, zgadzając się na to, żeby to Kye przeprowadził transakcję. Haker umówił się na odebranie fantów na popołudnie i wieczorem na spotkanie z klientem. Zebrał od wszystkich numery kont, wykupił nawet zamówione dzień wcześniej przedmioty, teraz kompletnie już niepotrzebne. Pieniądze nie grały tu roli.
Wszystko to mógł robić na odległość, trzymał się tylko z dala od mieszkania i używał niezarejestrowanych numerów, nie chcąc wpaść na sam koniec tej roboty, dziwniejszej niż wszystkie inne od wielu lat. Teoretycznie ciągle pracował dla CT, więc sprzedawanie komuś innemu ich własności mogłoby zostać źle odebrane. Remo starał się więc nie tracić na czujności.

To wieczorne spotkanie było najważniejszym wydarzeniem dnia, dla niego bardziej nawet istotnym od akcji w rezydencji Alexa. Przyniósł przedmioty we wskazane miejsce, zgodnie z umową. Mimo, że wcześniej upewnił się, że raczej nic mu nie grozi ze strony klienta, to zabezpieczył się na kilka sposobów i przekazał to Azjacie, przedstawiającemu się jako Sato. Remo z rozbawieniem skonstatował, że do skośnookich ciągnie go coraz bardziej. Bez słowa przekazał mu urządzenie teleportacyjne i fiolki Umbrelli. Ze sztucznym AI problem był większy i murzyn przez dobrą godzinę przyglądał się nagrywanemu przesłuchaniu, jakim sztuczna inteligencja była poddawana.
Potem sam nacisnął przycisk, rozpylając niebezpieczny przedmiot na atomy.
Szybko dogadali resztę szczegółów, Kye przekazał konta wszystkich zainteresowanych, prosząc by równo podzieloną sumę na nie przesłać. Nie targował się długo, może bardziej dla samego faktu, niż prawdziwego targowania. Pięćdziesiąt tysięcy w tę czy wewtę nie robiło różnicy. Już dawno podejrzewał, że dla większości pieniądze nie robiły różnicy.

Gdy znalazł się na ulicy, wysłał wiadomosć do Ann.

***

"The Den" było norą, ale z rodzaju tych najlepszych. Umiejscowiona w piwnicy starego, dobrze utrzymanego budynku w centrum Manhattanu, okazała się miejscem spotkań wszelkich maniaków technologii, zwłaszcza komputerów. Nie było tu za głośno, za to ciemno i wygodnie. Wiele zakątków i ustronnych kanap pozwalało na spokojne rozmowy. Ceny były przez to wysokie, tylko komu teraz mogłoby to przeszkadzać?
Ann zjawiła się punktualnie. Ubrana w czarną, dość obcisłą, skórzaną kurtkę do pasa i spódniczkę sięgającą zaledwie połowy uda. Resztę jej całkiem zgrabnych nóg zakrywały czarne, raczej grube rajstopy i botki do kostki na niewielkim obcasie. W uszach miała duże złote koła, które kołysały się miarowo przy każdym poruszeniu głowy. Jej czarne, proste włosy spływały do ud, lśniąc czernią niczym skrzydło kruka. Chyba musiała wyglądać nietypowo w tym otoczeniu, bo kilku bywalców, na szczęście niezbyt jeszcze licznych o tej porze, obrzuciło ją zaciekawionym spojrzeniem. Dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu w poszukiwaniu Remo.

Wbrew pozorom nie wyróżniała się tak bardzo. Owszem, w środku więcej było mężczyzn, różnica jednak nie była aż tak widoczna, a wiele kobiet ubranych było wręcz wyzywająco. Sporo klienteli miało za to widoczne wszczepy i niektórzy tym metalem się nawet obnosili. Barman szybko zauważył nową klientkę i dyskretnie wskazał stolik, jeden z bardziej wycofanych, dzięki czemu muzyka nie była tak głośna jak przy barze. Remo siedział tam samotnie, ubrany w koszulę i czarne skórzane spodnie, strój bardzo podobny do tego, co nosił dwa dni wcześniej. Zniknęły tylko wszelkie kolczyki, łańcuchy i broda, Kye pierwszy raz był gładko ogolony. Włosy na głowie się nie zmieniły. Uśmiechnął się widząc Ann i wskazując jej miejsce naprzeciwko.
- Miło cię zobaczyć w stroju innym od wojskowego. Czego się napijesz? Tym razem nie masz przywileju odmówienia alkoholu.

- Dziś nie jestem w pracy - uśmiechnęła się siadając na wskazanym miejscu - Skoro mogę wybierać poproszę podwójne daiquiri. Wiesz... w sumie nie jestem smakoszem piwa.
Rozpięła zamek kurtki, zdjęła ją i rzuciła na siedzisko niewielkiej kanapy, na której siedziała. Pod spodem miała srebrną bluzkę bez rękawów, z jednego z tych supernowoczesnych materiałów, idealnie dostosowujących się do ciała i opinających je jak druga skóra. Z całą pewnością nie miała pod nią żadnej bielizny.
Kye skinął głową, przebijając się przez holograficzne menu, aby wybrać to co wybrała dziewczyna. Jego mina jasno świadczyła o tym, że nazwę słyszy pierwszy raz. Sam wziął whisky z lodem, wracając wzrokiem do Ann, na początku przynajmniej do opinającej bluzki. Chrząknął.
- Jakbym cię już chwilę nie znał, pomyślałbym, że chcesz mnie uwieść.
Jeden z kącików jego ust uniósł się delikatnie. Murzyn wyglądał także na rozluźnionego, może nie w pełni, ale znacznie bardziej niż jeszcze jakiś czas temu. Drinki pojawiły się chwilę później. Remo uniósł swoją szklankę w toaście.
- Za to, że jeszcze żyjemy. Bo nie wiem czy wypada pić za pomyślne zakończenie, bo nie dla wszystkich takie było.
- Niedawno ktoś mi powiedział, że kilka dni to za mało, by móc myśleć, że się kogoś zna. - Stwierdziła dziewczyna biorąc do ręki kieliszek z jasnożółtym płynem i mieszając go przez chwilę delikatnym ruchem dłoni.
- Wypijmy więc za życie - odpowiedziała na toast i upiła solidny łyk. - I za jutrzejsze wybory - dodała patrząc w oczy hakera.
- Kilka nawyków i zachowań poznać można - Remo zaśmiał się, wiedząc, że nie ma co myśleć o wygraniu dyskusji o tym. - Niech jednak będzie po twojemu. Chociaż wybory niezbyt mnie interesują.
Haker odwzajemnił spojrzenie, wypijając połowę zawartości swojej szklanki.
- I szczerze, nie widzę już potrzeby tego macania słownego. Przez ostatnie kilka dni było tego za dużo - wzruszył ramionami. - Zamierzasz coś zmienić w swoim życiu teraz? Po otrzymaniu takiego zastrzyku własnej gotówki?

Ferrick milczała przez chwilę jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Gdybym miała konkretny pomysł na to, co chcę robić w swoim życiu, pieniądze nie byłyby problemem. Zastanawiałam się nad doktoratem... ale nie jestem przekonana czy to jest to czego mi potrzeba. - Upiła kolejny łyk drinka - Myślę że ciągle czekam...
- Doktorat z wysadzania? - haker uniósł brew, nie wyglądało jednak na to, że mówi całkiem poważnie. - Ciągle winien ci jestem przysługę, obawiam się jednak, że takie rady z moich ust byłyby absolutnie bezużyteczne.
Zamilkł na chwilę, przyglądając się dziewczynie w milczeniu, kończąc drinka i zamawiając kolejnego.
- Grałaś kiedyś w prawdę lub wyzwanie? Bo muszę przyznać, że ciekawi mnie dlaczego zaufałaś właśnie mi.
- A jeśli będę wybierać same wyzwania? - Zapytała patrząc na niego oczami, w których błyszczała wyraźna prowokacja. Odstawiając pusty kieliszek dodała - Skoro trochę mnie poznałeś musiałeś zauważyć, że wolę działać niż mówić.
- Wtedy będę musiał wymyślić takie wyzwania, byś mnie nie trzasnęła po pysku, a Mike nie zaczął podejrzewać więcej niż do tej pory. Wcześniej mnie nie widział ze znacznie młodszą kobietą i ciekawość mu się włącza.
Remo oparł się wygodniej, brodą wskazując na barmana.
- Mogłem się zresztą spodziewać czegoś podobnego, kobiety są podstępne - uśmiechnął się. - Ale żeby kogoś poznać i mu zaufać, trzeba coś w tym kierunku robić. A to zawsze jakiś pomysł.
- Dobrze więc - Ann skinęła głową - ale ja zacznę, a ty zamów mi kolejnego drinka.
Uśmiechnęła się do czarnoskórego mężczyzny:
- Prawda czy wyzwanie?
Tym razem nie musiał szukać, więc tylko ponowił zamówienie. Odpowiedział na uśmiech Ann.
- Prawda. I obym tego nie żałował - mrugnął.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się popijając kolejny drink. Mogła zapytać o sprawy ważne, ale nagle doszła do wniosku, że tego wieczora ma po prostu ochotę dobrze się bawić:
- Mam wrażenie, że kwestia różnicy wieku jest dla Ciebie istotna, ile więc naprawdę masz lat?
- Czterdzieści dwa - nie była to wielka tajemnica. - Różnica wieku jest nieistotna, dopóki nie orientujesz się, że ktoś zaczyna ją nagle dostrzegać.
Tego tematu nie kontynuował, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.
- Twoja kolej.
Ann pokiwała głową:
- Wiem o co ci chodzi. W takim razie... - Jej niezwykłe, jasnozielone oczy błyszczały przekornie. - Prawda...
- Dlaczego to mi zaufałaś? - Remo zrobił się na chwilę poważny. - Obiecuję, że to pierwsze i ostatnie moje pytanie odnośnie kilku poprzednich dni. Coś nie pozwala mi zasnąć, gdy o tym myślę, dlatego chciałbym poznać odpowiedź.
Opuścił wzrok, przyglądając się jak kostki lodu obijają się o ścianki szklanki.

Dziewczyna zamknęła oczy wracając pamięcią do tamtej nocy i próbując sobie poukładać wszystkie uczucia i myśli, które wtedy nią kierowały.
- To co powiedziałeś wcześniej uzmysłowiło mi, że wszystkim po za mną zależy na tym, by sprzedać te rzeczy. Z takich lub innych przyczyn. Nie mogłabym się wam przeciwstawić, a przynajmniej nie bez rozlewu krwi i przemocy. Dość jej i tak było w tej sprawie. Potem przypomniało mi się to, co kiedyś, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką powiedziała mi kobieta, która zawsze podziwiałam: "Czasami trzeba zaufać komuś obcemu..." - Przez chwilę milczała i można by sądzić, że nie powie już nic więcej, ale wtedy westchnęła i dodała niepewnie, jakby zmieszana:
- Po prostu poczułam, że to właśnie był taki moment.
Haker milczał przez dłuższą chwilę, patrząc się w szklankę. Wziął głęboki oddech i skinął głową, unosząc wzrok.
- Fair enough. Mogłem się tego spodziewać, ale od kilku ładnych lat nie spotkałem osoby, która nie żądając nic w zamian mi zaufała.
Uśmiechnął się, wracając do weselszego nastroju. Ostatnie słowa wypowiedział w znacznie lżejszym tonie.
- Wyzwanie.
Odpowiedziała na jego uśmiech i szybko dopiła kolejnego drinka:
- Powiedz Mike'owi, że może swobodnie puścić wodze swojej wyobraźni, a wszystko co sobie wyobrazi w końcu i tak ze mną zrobisz - powiedziała odstawiając na blat pusty kieliszek.
Remo roześmiał się szczerze, a potem dopił swojego drinka.
- Zaraz sprawisz, że znowu poczuję się młody.
Wstał i pod pretekstem zamówienia nowych drinków podszedł do baru, gdzie powiedział dokładnie co kazała Ann, wracając na miejsce z nowym kieliszkiem i szklanką, stawiając je na stole z uśmiechem.
- Dobrze, że to miejsce jest tak ciemne jak moja skóra.
- Trochę szkoda bo ja nie mogę zobaczyć ani miny Mika, ani tego czy się rumienisz po takich oświadczeniach - powiedziała odbierając od niego kieliszek. - Wyzwanie.
- Chcesz zobaczyć jego minę? - Kye nachylił się powoli, patrząc dziewczynie w oczy. - To zatańczysz ze mną do tej muzyki tak, żeby Mike uwierzył w to co mu powiedziałem.
Uśmiechnął się, patrząc w stronę parkietu. Obecnie leciała spokojna, nieco hipnotyzująca muzyka.
Podała mu rękę i pozwoliła się poprowadzić w tamtym kierunku. Na miejscu stanęła na wprost hakera i położyła mu ręce na torsie, a potem wolnym ruchem przesunęła je na jego szyję i zaplotła na karku. Jej głowa ledwo sięgała do jego ramienia. Przytuliła biodra do jego lędźwi i odchyliła głowę do tyłu jeszcze bardziej zwiększając nacisk - Popatrzyła mu w oczy oblizując usta językiem:
- Myślisz, że to go przekona?
- Nie wiem czy go przekona, chyba też niezbyt mnie to teraz obchodzi.
Wyszczerzył się do niej. Jeśli był zdziwiony łatwością, z jaką się na to zgodziła, nic nie dał po sobie poznać. Własnymi dłońmi zjechał po plecach Ann, zatrzymując je na talii. Odwzajemnił spojrzenie i nie odrywając go od twarzy dziewczyny, poruszał się całkiem sprawnie w rytm muzyki.
- To alkohol czy naprawdę masz dwa oblicza?
Wydawała się zaskoczona jego słowami:
- Dwa oblicza? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. To jednak pasuje do mnie... chyba? - Przechyliła lekko głowę opierając ją na jego piersi, a jej włosy przelały się przez ramię Kye'a muskając go nieznacznie.
- Dwa światy w jednym ciele. Dwie kultury, dwie prawdy...
Niespodziewanie zanuciła cicho:
Uśmiech na ustach
na dobre i złe
nikt nie odgadnie,
że prawdy są dwie -
inna dla siebie i dla świata...
lecz obojętna twarz nie zdradzi, o nie!

Kye nie odzywał się, zaskoczony zachowaniem dziewczyny. Przytulił ją nieco bardziej, odruchowo niemalże. Poruszał się razem z nią aż do końca utworu.
- Myślę, że masz rację. Być może mam za małe doświadczenie z takimi osobami jak ty, ale czasami sam nie wiem jak się wobec ciebie zachować.
Następny utwór powracał do znacznie szybszej elektroniki, Remo wziął więc Ann za rękę i ponownie zabrał do stolika.
- Prawda.
- Gdybym cię zaprosiła na weekend na odległą wyspę... polecisz ze mną? - Zapytała zanim dotarli do stolika.
- Jeśli nie miałbym nagłego zlecenia, pewnie. Jesteś bardzo miłym towarzystwem, zwłaszcza, gdy nie pracujesz.
Usiadł, biorąc do ręki swojego drinka.
- Chociaż nie wiem czy chciałbym skonfrontować się po tym z twoim ojcem - roześmiał się.
- Nie wiem dlaczego miałbyś to robić. Jestem dorosła i sama decyduję z kim gdzie i kiedy się spotykam. - Podniosła kieliszek do ust i wypiła go kilkoma łykami. Jej oczy dziwnie błyszczały gdy odstawiła go lekko niepewna ręką. - Prawda.
- Ja nie miałbym, ale ojcowie bywają różni.
Przyglądał się jak Ann wypija kolejny kieliszek alkoholu. On sam również czuł się już lekko pijany, podejrzewał jednak, że ma znacznie mocniejszą głowę niż niska dziewczyna.
- Gdzie chciałabyś spędzić dzisiejszą noc?
Dziewczyna oparła łokcie na stole, a potem podparła brodę prawą dłonią:
- W twoim łóżku... - Efekt tej wypowiedzi zburzyło całkowicie głośne czknięcie, które wyrwało się z jej ust.
Oczy Remo błysnęły rozbawieniem.
- W takim stanie, to będę musiał cię tam zanieść. Jakbyś zaczęła się czuć źle, mam trochę środków na szybkie trzeźwienie.
Mrugnął do niej, nie odrywając wzroku, który przesunął się także po opinającej bluzce.
- Wyzwanie.
Mimo wyraźnego oszołomienia alkoholem zauważyła jego spojrzenie. Odchyliła się na oparciu i przeciągnęła sugestywnie. Materiał przesunął się po jej ciele drażniąc sutki, które wyraźnie zarysowały się na jego tle.
- Pocałuj mnie... teraz, tutaj, mocno...
- Będę tego żałował, gdy wytrzeźwiejesz.
Uniósł się i nachylił, wsuwając dłoń we włosy Azjatki i delikatnie przyciągając jej głowę do siebie. Zrobił to dokładnie tak jak chciała, mocno wpijając się w jej wargi. Rozchyliła je i językiem dotknęła jego ust wyraźnie zapraszając do zabawy. Uniosła dłoń do góry i przytrzymała jego głowę. Z całą pewnością nie robiła tego po raz pierwszy.
Odpowiedział na jej zaproszenie i po chwili całowali się namiętnie i mocno. Smakowali i poznawali się przez długie sekundy, po których to Kye pierwszy odsunął się, siadając ponownie na swoim miejscu.
- Podoba mi się twój sposób świętowania.
- Mhmm - Ann wygodnie ulokowała się na kanapie - ...Miło szaleć, kiedy czas po temu... - Skoncentrowała wzrok na siedzącym obok mężczyźnie:
- Wyzwanie... - powiedziała powoli oblizując wargi.
Kye uśmiechnął się, dopijając swojego drinka. Szklanki były obecnie puste, nie mieli jednak paść pod stół, a tylko się bawić. Rozumiał Ann, chociaż nieco go zdziwiła swoją otwartością i pewnie widziałaby to, gdyby pozostała trzeźwa. Haker na dodatek czuł się z dziesięć lat młodszy.
- Zdejmiesz rajstopy. Możesz zrobić to w łazience.
Nie czuł już wielkiej potrzeby grać w tę grę, ale ciągle go to bawiło.
- To nie byłoby wyzwanie - powiedziała z uśmiechem przesuwając się tak po kanapie by stolik zasłaniał ją od strony innych widzów i zrzucając z nóg buty. Może trochę wirowało jej w głowie, a Remo co chwile robił się podwójny, ale ciągle jeszcze posiadała typowo kobieca umiejętność ściągania jednej części garderoby bez naruszania innej. Pociągnęła za materiał opinający biodra i przez chwilę sugestywnie wierciła pupą. Materiał zrolował się i dziewczyna bez większych problemów zsunęła go przez kolana i stopy. Pochyliła się pod stół, podniosła je, zwinęła w kulkę i rzuciła w kierunku hakera - Łap - zaśmiała się - i zamów kolejnego drinka.
Uniosła gołe nogi na kanapę i wsunęła stopy pod nogę mężczyzny. Poruszyła palcami.
- Następnym razem ubiorę pończochy. Nathaly twierdzi, że są bardziej kobiece, a na pewno zdejmuje się je o wiele ciekawiej...
Kye przesunął dłonią po nagiej teraz nodze dziewczyny, jej rajstopy wkładając sobie do kieszeni spodni.
- Pończochy mają to do siebie, że nie trzeba ich zdejmować w ogóle.
Drugą ręką zamówił drinki, tym razem dla Ann nie biorąc już tak mocnego, choć ciągle o tym samym smaku. Mieszanie alkoholi mogłoby się źle skończyć.
- Prawda - powiedział przekornie.
Ferrick obdarzyła szerokim uśmiechem Mika, który osobiście pofatygował się do ich stolika z nowymi drinkami i mimowolnie zatrzymał spojrzenie na jej jasnych nagich nogach i gładzącej je ciemnej dłoni:
- Twoja najbardziej erotyczna fantazja. - Powiedziała, gdy barman się odwrócił na tyle głośno, że musiał słyszeć jej słowa.
Kye nie zwrócił uwagi na Mike'a, jego oczy zajęte były patrzeniem na Ann. Zastanawiał się tylko chwilę.
- Teraz? - wyszczerzył się, nie dając jej odpowiedzieć. - Zrobić to z tobą tutaj, a potem dać porwać na bezludną wyspę.
Roześmiał się, nawet nie myśląc o cofnięciu swojej dłoni. Wyciągnęła rękę i delikatnie pogładziła dotykającą ją dłoń. Drugą sięgnęła po kieliszek i szybko wypiła połowę jego zawartości. Odchyliła do tyłu głowę opierając ją na oparciu i wydęła usta:
- To mogłoby być interesujące... chyba jednak wciąż wypiłam za mało by nie rozważać możliwych konsekwencji...
- Pytałaś o fantazję - wzruszył ramionami. - Moje zaproszenie cię tutaj nie zakładało upicia i wykorzystania. Zdecydowanie jednak nie narzekam na rozwój wypadków.
Z uśmiechem uniósł szklankę i wzniósł toast.
- To może teraz wypijemy za długą i owocną znajomość?
- Tak, podoba mi się ten toast - uniosła lekko kieliszek, a potem upiła z niego i odstawiła na blat. - Podoba mi się to, że nigdzie nie musimy się śpieszyć, a ty nie będziesz mi mówił kim mam być, ani jak się zachowywać.
Podłożyła sobie dłoń pod policzek i ponownie oparła się o kanapę. Zamknęła oczy i szepnęła tak cicho, ze ledwo ją zrozumiał:
- Przy tobie jestem...
Haker otworzył szerzej oczy, nie wiedząc do czego odnosi się Ann. I zrozum tu kobiety. Ostatecznie zbliżył się do Azjatki i objął ją ramieniem.
- Dziś wcale nie wyglądasz na osobę, która nie lubi mówić. Choć nie wszystko w pełni rozumiem.
Nie przejmował się tym faktem. Dopił swojego drinka.
- Może zmienimy miejsce? Upijanie się w tak szybki sposób nie przynosi nic dobrego. Trochę świeżego powietrza?
- Tak poproszę. - Powiedziała owijając mu ręce wokół szyi i przytulając się do niego - ale będziesz musiał mnie zanieść. Chyba zgubiłam buty... - Nie wydawała się zbytnio przejęta tym faktem.
Roześmiał się. Naprawdę był w dobrym humorze.
- Nie mam nic przeciwko noszeniu, na szczęście nie jesteś duża. Ale buty zakładasz.
Wyciągnął obuwie Ann spod stolika i pomógł jej je założyć. Uiścił rachunek i wyniósł Azjatkę na zewnątrz. Uderzył w nich zapach i pomruk miasta. Ostrożnie postawił dziewczynę, cały czas ją obejmując.
- Noc jeszcze młoda.
 
Widz jest offline  
Stary 11-03-2013, 16:26   #153
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 20:12, wtorek, 8 wrzesień 2048
New York City
Dzień wyborów





Zwykły, postronny obserwator mógłby powiedzieć, że zbliżające się wybory, miały dziwną, dość agresywną kampanię wyborczą, ale wcale nie tak znowu bardzo różną od tego, co widywano w różnych miejscach nie raz i nie dwa. Czasy się zmieniały i zamiast partii politycznych, karty rozdawały korporacje. Ludzie, przynajmniej większość z nich, jak standardowy John Smith, ów postronny obserwator, zaakceptowali to bez walki. Małe protesty? Trochę pikiet? Nawoływania do swobody i powrotu wolności obywatelskiej? Pewnie, takie rzeczy zawsze istnieją, tłumione przez znacznie silniejszych mężczyzn z bronią w ręku, którym z kolei rozkazuje ktoś z niezwykle wysokiego piętra nad Manhattanem. Skoro przeszło to, że każde nowo narodzone dziecko musiało mieć implant identyfikacyjny to przejść mogło wszystko.

Dlatego brutalne wybory nie dziwiły. Może prócz faktu jednego: bardzo niewiele osób zdawało sobie sprawę, kim jest Reese Daniells, metys nawołujący do równości i wspólnoty. Nie obiecujący złotych gór, nie zamierzający wspierać jakiejś określonej grupy ludności, w końcu: nie mający oficjalnie za sobą żadnej korporacji. Pewnie, mało kto dawał się na to złapać. W końcu jak inaczej mogliby w ogóle mu pozwolić startować?
John Smith nie wyobrażał sobie już życia bez Wielkich Braci, patrzących mu na ręce. Nawet jeśli był czymś w rodzaju anarchisty, w jego głowie ciągle były molochy, bo przecież pragnął je zniszczyć i myślał o tym bez przerwy.
Chyba, że ktoś mu zaczął dokładnie pokazywać, czarno na białym, co dzieje się za kulisami. Wtedy ponownie wybucha złość, krótka agresja, czekająca aż ktoś ją pogłaszcze i da lizaka.
Na tyle jednak długa, by mieć wpływ na wydarzenia i najbliższy "świat" Johna.



Miał to być ostatni wiec wyborczy człowieka, nieznanego jeszcze kilka dni temu praktycznie nikomu. Niedzielne popołudnie zgromadziło sporo ludzi i dziennikarzy, objaw zauważalny z dnia na dzień tej kampanii wyborczej. Zawsze słuchaczy było więcej, z każdym spotkaniem. Ciągle niewielu wierzyło, że coś może się zmienić, albo, że Reese ma w ogóle jakąkolwiek szanse na zwycięstwo. Stali tu jednak. I tworzyli coraz bardziej solidarną, silną i wiedzącą czego chce grupę. Poprawa życia i upadek korporacji, przynajmniej tutaj, w Nowym Jorku.
Był jedynym, który w ogóle mógł spróbować.

Słuchali go. Nawet jeśli nie mówił już nic nowego. Wykrzykiwali poparcie. Aż na holograficznym ekranie pojawiły się zapłakane twarze młodych dziewczyn, odprowadzanych do samochodów. To ich zaskoczyło.
- To co widzicie, odbyło się dzięki grupie anonimowych, wspierających moją sprawę osób. To oznacza również upadek popularnego w niektórych kręgach serwisu VirtuGirl. Nielegalnego serwisu. Te biedne dziewczyny były porywane przez byłego pracownika Corp-Techu, modyfikowane za pomocą często eksperymentalnych metod i wykorzystywane do pracy jako wirtualne, i nie tylko wirtualne jak okazało się po badaniach, prostytutki. Mówią, że ochrona ich technologii służy nam samym. Zobaczcie! Tym właśnie służy! Nie godzę się na to! Zrobię też wszystko, aby zapewnić tym dziewczynom bezpieczeństwo i gładki powrót do normalnego życia. Dzięk...

Zabłysło pole magnetyczne, gdy potężna tarcza ochronna rozbłysła wokół ambony, za którą stał Daniells. Chaos, jaki wybuchł chwilę potem, nie pozwolił dojrzeć wiele więcej, prócz faktu, że kandydata na burmistrza szybko zabrano. Rozwścieczony tłum szukał sprawcy.
I znaleziono go.
Człowieka z karabinem niedostępnym dla zwykłych zjadaczy chleba, strzelającego z wielkiej odległości. Ktoś taki nie mógł być podstawiony, bo jak?
Po podaniu serum prawdy podobno przyznał się, że pracował na zlecenie Corp-Techu. A potem zginął, gdy automatyczny wszczep wykrył zagrożenie ujawnienia tajnych informacji.



Do końca niedzieli trwała "batalia" w wykonaniu trzech głównych kandydatów, z których najaktywniejszy do końca pozostał Micheal Gutterman, dementując doniesienia, plotki i tłumacząc wiele innych rzeczy, które nagle zaczynały obciążać jego konto. Wojsko na ulicach również nie poprawiło sytuacji. Ludzie odpowiedzialni za kampanię Daniellsa przeszli już na kampanię "bezpośrednią", ale i nienachalną. Praktycznie każdy mający prawo do głosowania dostał podstawowe informacje o człowieku, na którego powinni głosować. I dlaczego. Większość nie zwróciła na to uwagi, innych tylko wkurzyło. Liczył się jednak każdy procent.

Prawdziwe znaczenie okazało się mieć jednakże dopiero to, co nastąpiło później. To już nie była kampania wyborcza, cisza obowiązywała. Co nie znaczyło, że anonimowe źródła nie mogły wysyłać wszystkim filmów jawnie oskarżających i napiętnowujących działania Corp-Techu oraz Umbrelli. Wielkie ekrany w całym mieście nadawały to samo. Wszystkie kanały informacyjne. Pojawiło się to na każdym holofonie. I nic nie stanowiło plotki wyssanej z palca, nawet jeśli dowody zostały sfabrykowane. Socjolog powiedziałby, że chciano wywołać krótką falę absolutnej nienawiści. Zagrano va bank.

Wizja cybernetycznej armii Umbrelli, kontrolującej świat za pomocą rozsiewanych w jedzeniu i lekach uzależniającej substancji, powodującej zmiany i choroby, na którą tylko ludzie "Parasolki" mieli remedium. I szykowali się do sprzedawania go za ogromne pieniądze. Jawne nawiązanie do roku 2016, a przecież wielu jeszcze tamte czasy pamiętało.
Sztuczna AI, inaczej mówiąc myślący komputer, z którym rozmowę nagrano, wcześniej udowadniając jej autentyczność dokumentami Cotp-Techu, niewątpliwie wykradzionymi z samej korporacji. AI, która twierdziła, że dostęp do dowolnych danych jest zabawnie łatwy i że nauczyła się pojęcia żart. Po spytaniu jak sobie taki wyobraża, zaproponowała podmianę zawartości konta jednego człowieka na zawartość konta zupełnie kogoś innego. I choć sama nie miała pojęcia do czego ją szykowano, zaprezentowano kolejny patent dotyczący implantów, które wiele dzieci już nosiło. Miał "wspierać usługi lokalizacyjne dzięki wykorzystaniu eksperymentalnej jeszcze jednostki komputerowej SI".

Nie było zbyt wielu ludzi, którzy ze spokojem mogliby uznać to wszystko "za wyssane z palca bzdury".



"Witam, tu Matt Harding, a to są wieczorne wiadomości "New York News". Zanim dotrą do nas wstępne wyniki wyborów, kilka innych informacji.
Nienaganny mężczyzna zerknął na wyświetlacz na pulpicie przed sobą, badania ciągle potwierdzały, że to sprawia, że wydaje się bardziej profesjonalny.
"Corp-Tech potwierdził wycofanie wszelkich swoich pojazdów z miasta, choć z naszych doniesień wynika, że część wojska i sprzętu pozostała w bezpośrednim otoczeniu Corp Tower. W mieści nie ma już jednak utrudnień w poruszaniu się, a sam wieżowiec jest obecnie poddawany naprawie" - prezenter zrobił wymaganą pauzę przed następną wiadomością. "Według departamentu policji zatrzymano kilku członków grupy hakerskiej "Blank Page", odpowiedzialnej między innymi za niedawne włamanie do urzędy patentowego. Według tych samych osób, to nie to było przyczyną zamieszek, jakie wybuchły w poniedziałek w nocy na Bronxie, Brooklynie i w Queens, w których śmierć poniosło nawet do kilkudziesięciu osób, w tym ponoć również szefowie jakichś lokalnych gangów. Spróbujemy dowiedzieć się więcej, ale..."
Mężczyzna zapatrzył się na jakąś nową informację, w jego oczach pojawiła się iskierka zaskoczenia. Odchrząknął cicho.
"Mamy już wstępne wyniki wyborów. Według nich, dużą przewagą głosów, zwyciężył Resse Daniells, człowiek znikąd, czarny koń tych wyborów..."
Miało to trwać jeszcze długo, zawierać w sobie wypowiedzi setki "ekspertów" i wszelakie możliwe analizy.

Nie zmieniało jednak faktu, że czasami może nastąpić Cud.



..::KONIEC::..
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172