lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Rogue Trader] Zdążyć na czas (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/12331-rogue-trader-zdazyc-na-czas.html)

Rahaela 12-03-2013 13:45

[Rogue Trader] Zdążyć na czas
 


Footfall

Liczne wierze z metalu pną się w górę sięgając ku gwiazdom. Ogromne mieszkalne kopuły zakrywają horyzont, a licznie rozsiane doki wydają się sięgać w mroczną przestrzeń kosmosu. Potężna statua przedstawiająca Boga Imperatora spogląda spod kaptura wyzywająco w kosmos. Pozakrzywiane platformy dokujące niczym drapieżniki z długimi zakrzywionymi pazurami wyczekują cierpliwie na kolejne statki wychodzące z mroków kosmicznej pustki. Liczne wierze, nadajniki i platformy mamią podróżników obietnicą bezpiecznej przystani przed zagrożeniami kosmosu. Skuszeni wędrowcy giną szybko wśród licznych uliczek na kształt labiryntów obsianych straganami, sklepami i knajpami. Jeśli mają szczęście budzą się tylko z wielkim kacem i paroma zadrapaniami. Jeśli jednak Bóg Imperator upuścił ich tej nocy to czeka ich gorszy los od życzliwej śmierci. Budzą się w lochach Red Schola, gdzie poddawani są licznym torturą, rytualnym okaleczeniom i hipnozie podprogowej, aby skończyć jako posłuszne marionetki ich przyszłych nabywców.

Mimo czyhających licznych zagrożeń Footfall jest znakomitym miejscem do ubijania interesów i przeprowadzania negocjacji. Osadzony z daleka od bezsensownych reguł i zbędnych podatków bardziej cywilizowanych portów.



Magentalus wreszcie dotarł do doku. Przejęcie władzy na statku przez Maxwella Alexandra Juliana de'Vireas kosztowało go sporo wysiłku, umiejętności i zasobów. Nie wszystko odbyło się tak gładko jak zamierzał, zrodziło się kilka grup buntowniczych, które skończyły marnie, ale zdążyły uszkodzić poważnie niższe pokłady statku. Max był już wyraźnie przemęczony ciągle rosnącymi komplikacjami i nowymi konfliktami. Przesiadywał obecnie w swoich prywatnych kwaterach gdzie sprawdzał nowe raporty przygotowane przez swojego asystenta - Havaro Nicewę.

Według raportu największe straty poniosła maszynownia, na całym statku padała moc i narastały liczne skargi od załogi na przerwy w dostawach energii. Sytuacja była na tyle nie znośna, że liczne przepięcia powodowały pożary i awaryjność sprzętu.

Sytuacja związana z personelem jest również poważna, część doradców i oficerów byłego kapitana sprzeciwiła się nowemu dowództwu i nie wszczeli buntu jedynie dlatego, że Max ich przekupił i zagwarantował bezpieczne opuszczenie statku. Wskutek wypracowanego układu stracił głównego Kapłana Maszyny - Heckleriusa oraz liczną cześć jego świty. W ślad za nim poszli główni doradcy wojskowi, logistyczni, a także misjonarze.

Z drugiej strony pokrzepiająca była lista osób, które zaprzysięgły mu swoją lojalność. Zwłaszcza Veltarius Ghrant - znakomity nawigator i oddany przyjaciel oraz Vivian Gray - ambitna i skrupulatna astropatka.

Co najbardziej zaskoczyło Maxa to wiadomość od dona Viresa poufnymi, nieoficjalnymi kanałami. Jak zwykle nie uszły uwadze jego szpiegów wydarzenia na pokładzie i pozwolił sobie zorganizować "drobne" wsparcie. Kładąc szczególny nacisk na bezpieczeństwo swojego nowego, cennego Rogue Tradera...


Kilka dni później

Naprawy statku trwały na całego, z różnych stron napływały chętne do pracy ręce za przyzwoite stawki. Maxwell Alexander Julian de'Vireas, Veltarius Ghrant i Vivian Gray stali na podwyższeniu w ładowni obserwując napływające tłumy rekrutów.

Wśród przybyłych zjawił się dostojnik władz kościoła - Abbadon Skull, wraz ze świtą misjonarzy, skrybów i zakonników. Władze kościoła położyły nacisk, że muszą mieć swojego reprezentanta wśród najbardziej zaufanych doradców nowego Rouge Tradera.

Następnie przybył Kapłan Maszyny - Gordon Busara Mbutu wraz z imponującą świtą doświadczonych Eksploatorów i oddanych sług. Apostoł Thule’a był kolejnym kandydatem na bliskiego doradcę ponieważ tylko on potrafił w tak szybkim czasie zorganizować doświadczoną świtę, która umie zająć się tak potężnym statkiem jakim jest ciężki krążownik Magentalus

Nagle wśród tłumu zrobiło się wielkie zamieszanie, narósł niepokój i wszyscy zaczęli rozbiegać się na boki. Wkrótce jego źródło nonszalancko wkroczyło do ogromnej ładowni. Wszelki personel zamilkł i stanął w bez ruchu, ładownia powoli zaczynała cuchnąć potem i strachem. Lord Generał Mordecai Nex i Major Otto Karstein powoli dumnym krokiem wkroczyli do ładowni, a za nimi 11 plutonów Korpusów Śmierci z Krieg.

Jedna rzecz od zawsze była pewna - don Viresa nie potrafił pojąć znaczenia słowa "drobne". Nie potrafił także zrozumieć pojęcia "drugiej szansy", gdy ktoś go zwiódł.

Stalowy 13-03-2013 23:18

Sługi stanęły z boku przyglądając się podejrzliwie pozostałym grupom. Gromada postaci odziana w czerwone szaty. Na ich czele stało kilka bardziej wyróżniających się techkapłanów o bardziej bogatych szatach lub bardziej imponujących augmentacjach.

Między tymi techkapłanami stał odziany w podartą szkarłatną szatę Eksplorator zakuty w niesamowitą zbroję. Wyróżniał się szczególnie hełm i kirys. Wizjer był podzielony na kilka mniejszych które świeciły niebieskawym blaskiem, podobnie jak jakiś dziwny moduł na napierśniku. Patrzył na pozostałe grupy wchodzące na pokład i wymieniał się z pozostałych Trybami wiadomościami w binarnym języku.

Był to właśnie Gordon Busara Mbutu, przywódca grupy wyznawców Boga Maszyny. Któż mógł odgadnąć jego myśli? O czym rozmawiał ze swoimi towarzyszami? Widać było jednak że był niesamowicie poruszony pojawieniem się na pokładzie dostojnika Kultu Imperatora. Niewątpliwie Rogue Traderzy współpracowali z Missionaria Galaxia, ale na taką skale?

Przybycie Kriegan również nie obyło się bez gorączkowej wymiany opinii między najważniejszymi techkapłanami.

Widać Rogue Trader musiał mieć naprawdę wielkie znajomości, koneksje... albo niesamowite szczęście.

deMaus 14-03-2013 00:17

Max stał na podwyższeniu i przyglądał się jak nowi rekruci kolejno wchodzi na pokład. Wiedział kogo się spodziewać, w końcu zlecił dokładne wytyczne co do werbunki, a Nicewa dostarczył mu informacje o co ważniejszych postaciach.

Dlatego też teraz stał tu wraz z nawigatorem i astropatką. Czekał na nowego kapłana Omnissiaha i jego świtę.
Chwilę przed nim pojawił się jednak ktoś, bez kogo Maxwell mógłby żyć, ale co zrobić, dobrze wiedział, że jako nowy posiadacz patentu rouge tradera i do tego taki, który wszedł w jego posiadanie w raczej niecodzienny sposób. Choć wedle zapewnień pokładowego seneshala wiele było podobnych precedensów.

Max dotknął wbudowanego w nadgarstek komunikatora, a z głośników w hangarze natychmiast rozległ się hymn imperialny. Zebrany na pokładzie oddział gwardi honorowej, zaprezentował broń, po czym rozstapił się tworząc przejście dla inkwizytora oraz kapłana maszyny.

W tym samym czasie do wybranych podeszli bosmani, z wiadomością iż kapitan zaprasza na podwyższenie, gdzie będzie mógł ich powitać bez ścisku i hałasu.

Zanim jednak zdążyli ruszyć na pokład wkroczył zaskakujący nawet dla de’Vireasa oddział. Wiedział, że dziś miała się zaokrętować niespodzianka od głowy z jego rodu, ale to było lekkie przegięcie.
Dodatkowo powinien zaczać uważać na Nicewę, bo nie mógł jakoś uwierzyć, że Havaro nie dowiedział się o ponad 800 elitarnych Krieganach.
Kapitan skinął głową w stronę Mordecaia Nex’a i towarzyszącego mu majora. Skinięciu towarzyszyły słowa.
- Proszę przesłać lordowi generałowi i jego towarzyszowi zaproszenie na pomost. - Zaraz też odpowiedni człowiek, który czekał na tego typu rozkazy ruszył w stronę podnoszonej platformy, aby udać się na pokład.


Max zastanawiał się, czy niespodzianka od dona była prezentem, czy ostrzeżeniem. Skłaniał się ku prezentowi, bo jak dotąd nie dał żadnych powodów, aby wątpić w jego skuteczność czy lojalność. Teraz czekał i zastanawiał się jak na jego zaproszenie zareagują zaproszeni.
Kapłan masznyny, inkwizytor, apostoł, lord generał, major. Ciekawa mieszanka, ale nie dobra, bo poza nimi do głównego pionu dowodzenia dojdzie jeszcze pokładowy seneshal, Veltarius i Vivian.
To daje kiepskie proporcje, pięciu nowych przeciw trzem zaufanym. O ile powinien móc liczyć na poparcie Nexa i majora, wszak ród nie wysłał by mu na tym etapie nikogo, kto miałby przeszkadzać. Dawało mu to niewielką przewagę, albo raczej sytuację patową.

Nowi członkowie pionu dowodzenia nie znali jego, a on ich. Na pewno pojawią się zgrzyty i nie domówienia, a w tym momencie ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje okręt, jest rozłam, wśród oficerów dowodzących.

Maxwell zamierzał dość jasno określić zasady jakie będą panować na statku, ale mimo to był realistą i nie łudził się, że wszyscy się pod porządkują. Najwięcej problemów mógł sprawić Inkwizytor, ale z drugiej strony, mógł być najbardziej pomocny przy budowaniu autorytetu kapitana.

Kiedy zaproszeniu pojawili się na platformie, mogli może po raz pierwszy przyjrzeć się swojemu nowemu kapitanowi w całej okazałości. Stał przed nimi mężczyzna może 30 letni, dość wysoki, około metra dziewięćdziesięciu. Ubrany w biały mundur skrojony ewidentnie, w sposób który miał ukrywać pancerz pod nim. Na udach nosił pistolety laserowe, a w uprzęży po bokach dwa hellpistole. Prawdą musiało być to co mówi plotka. Wasz nowy kapitan nie walczył wręcz, a przynajmniej nie nosił takiej broni. Hellpistole także były nietypowe, nie były bowiem podłączone przewodem do baterii. Mogły być zatem, albo jakimś specjalnym rodzajem jeszcze bardziej niezwykłym niż tradycyjne, albo były nie działającą ozdobą.

Kapitan machnął lekko ręką na towarzyszących mu niższych rangą załogantów, aby się oddalili. Kiedy w promieniu 10 metrów nie pozostał nikt, poza najstarszymi rangą, oraz przyszłymi doradcami przemówił mocnym, pewnym siebie głosem.
- Witam, dla tych, którzy mnie nie znają nazywam się Maxwell Alexander Julian de'Vireas, po mojej prawej nasz nawigator Veltarius Ghrant i i szanowna astropatka Vivian Gray. Nie będę wam zajmował teraz zbyt wiele czasu, sam obecnie nie dysponuje jego wielką ilością. Chciałem powitać was osobiście i osobiście zapewnić o tym iż cieszę się obecnością każdego z was. Moi ludzie zaprowadzą was do kwater, gdyby coś było nie tak, lub potrzebowalibyście czegoś dodatkowego do wyposażenia, przekażcie to oddelegowanym wam załogantom. Jeśli któreś z was będzie potrzebować czegoś bezpośrednio odemnie jestem także do dyspozycji. Za 5 godzin zapraszam do sali odpraw obok mostku dowodzenia. Otrzymacie dokładniejsze dane o okręcie, oraz stanie załogi. - Zakończył czekając na pytania.

JaTuTylkoNaChwilę 14-03-2013 20:17

Abbadon powoli kroczył po trapie prowadzącym do statku. Czuł na sobie spojrzenia wielu ludzi i wiedział, że jego misja nie skończy się na poznaniu u nawracaniu Xenos. Gdzie jest tylu ludzi, tam zawsze musi być coś nie tak. W tym momencie jednak się nie przejmował. Wiedział, że ma masę czasu by poznać niemal każdego z członków załogi osobiście i bardzo dokładnie. Nie wątpił, że z osobistych rozmów wyjdą bardzo pokrzepieni na duchu i ich wiara w boskiego Imperatora nie zachwieje się w nich już nigdy. Oczywiście o ile wyjdą... Kroczył dumnie słysząc jak jego buty wyposażone w magnesy stukają głośno przy każdym kroku. Mimo sztucznej grawitacji na statku, nie ufał jej i zawsze wolał mieć pewność, że będzie mógł twardo stąpać po ziemi. Nie lubił się też skradać. Widok ludzi, którzy w obliczu nieuchronnie idącej nań kary, próbują zamaskować swoje winy, jest naprawdę zabawny. Jego "owieczki" szły za nim karnie. Dobrze mieć wokół siebie ludzi niemal wyjętych spod podejrzeń o herezję.

Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie i natrafił na świecące neonowo soczewki Gordona. To, że miał z kultem Boga Maszyny niewiele wspólnego, nie znaczyło, że i oni nie mogą zejść ze ścieżki pokazanej im przez światłego Imperatora.

Chciał od razu ruszyć do wcześniej przygotowanej kaplicy, by tam posłuchać pierwszej mszy odprawionej przez jego zausznika i wieloletniego współpracownika - Xaviera Tavorsk'y znanego bardziej jako "Kurz". Mimo wielu lat spędzonych na nauczaniu osiemdziesięciojednoletni kapłan był wyjątkowo bystry, inteligentny, no i świetnie zarządzał małą siateczką szpiegowską, która początkowo infiltrowała nowe środowiska. Trafiali tam przeróżni ludzie z absolutnie przeróżnymi umiejętnościami. Dzięki temu wnikali w różne środowiska i dostarczali mu niezbędnych informacji.

Za pomocą załoganta trafił do sporej sali, w której według jego modły została urządzona kaplica. Gołe ściany pokrywały niezliczone obrazy nawróceń heretyków i święte motywy wielkich zwycięstw Imperatora. Pięć strasznych konfesjonałów stało pod nimi. Poza nimi sala świeciła pustkami. Na środku stało kilka skromnych ławek przeznaczonych dla osób starych, bądź dostojników, a w miejscu ołtarza stał skromny piedestał z holowyświetlaczem ukazującym majestat Imperatora. Xavier stał za sporym stołem ofiarnym przykrytym pokojową, białą serwetą. Oprócz tego za ołtarzem był jeszcze wielki fotel dla prowadzącego ceremonię i kilka mniejszych, wygodniejszych krzeseł dla służących.

Już podczas mszy inicjalnej podszedł do niego załogant i przekazał zaproszenie na pomost. Inkwizytor z żalem w sercu przeprosił Imperatora, za to, że ominie niebywale interesujące i jakże długie kazanie Xaviera, które poruszało głównie tematy misji w kosmosie, potrzebie nawracania i zła czającego się dookoła. Niektórzy tak głęboko przeżywali kazanie, że nawet po upadku na podłogę, nie przerywali swojego snu.

Po dotarciu na miejsce ustawił się z boku, gdzie mógł dokładnie obejrzeć nowego Rogue Tradera i każdego z członków świty z osobna. Po krótkiej i treściwej przemowie wystąpił nieco przed tłumek. Każdy mógł podziwiać jego srebrną szatę z kapturem, która skrywała w mroku całą twarz i miecz na plecach. Tkanina zakrywała go od stóp do głów, więc gdy wystąpił, zdawało się, że lewituje. Tylko brzęknięcia butów z magnesem zaprzeczały temu stanowi.
-Imperator czuwa. - Powiedział z wyraźną naganą w głosie. Zwykły człowiek wpierw chwali Imperatora, zanim przywita gości. Mimo tego skłonił się dwornie. - Mam nadzieję, że nasza przyszła współpraca będzie przebiegała pomyślnie i bez większych tarć. W końcu mam przed sobą elitę ludzi, którzy niewątpliwie mają Imperatora w swym sercu i są gotowi nieść jego światło przez nieskończone mroki kosmosu wbrew przeciwnościom, które stwarzają Xenos i skryci wrogowie pośród nas. Jak wiecie, albo i nie, jestem specjalistą od ich wyszukiwania. Jeżeli czujecie, że Wasza wiara się chwieje, ale nie jest jeszcze za późno, przyjdźcie do mnie. Jeśli jednak już stało się najgorsze, nie bójcie się, znajdę Was.

Wycofał się ponownie z zamiarem odejścia, jednak jeżeli ktoś jeszcze przemówi, zatrzyma się i posłucha.

Stalowy 15-03-2013 18:47

Techkapłan tylko skinął głową na słowa Lorda Kapitana i odszedł do swoich ludzi. Binarna paplanina wyznawców Boga Maszyny mogła przyprawić o ból głowy normalnego człowieka, jednak oni wymieniali się informacjami z prędkością niemożliwą dla człowieka bez mózgowych augmentacji. Ostatecznie Gordon odwrócił się do swoich ludzi i przemówił donośnie oznajmiając, że czas nagli i trzeba się zabrać do pracy. Pracy która jest najdoskonalszą formą modlitwy do Boga Maszyny.

Odziane w szkarłat postacie wyznawców oddaliły się od swoich mistrzów zaczepiając kilku załogantów i pytając o drogę Udali się do luku towarowego, gdzie właśnie odbywał się transport sprzętu, który Techkapłani zabrali ze sobą. Było to sporo materiałów, powszednich, rzadkich jak i całkiem egzotycznych, które miały posłużyć w pracy ku chwale Boga Maszyny. Mbutu wydał odpowiednie polecenia przez nadajnik vox i już wkrótce tajemnicze skrzynie i kontenery popłynęły niczym rzeka w stronę nowych siedzib dostojników kurii marsjańskiej. Wyznawcy Boga Maszyny działali sprawnie i zdyscyplinowanie niczym mrówki.

Manufactorum, będące na okręcie zawsze główną świątynią Wszechsjasza znów zaczęła opływać w szkarłat. Wyczyszczono stare narzędzia i sprzęt. Wszystko uporządkowano i rozstawiono w odpowiedniej kolejności. Czego nie było - uzupełniono. Co było w nadmiarze - trafiło do magazynu. W hali fabrycznej rozbrzmiewały pieśni i psalmy ku chwale Boga Wszystkich Maszyn. Kiedy święta energia z Generatorium znów popłynęła przez żyły-przewody oczy wielkiego symbolu cog mechanicus pyszniącego się wysoko na jednej ze ścian rozświetliły się, a gigantyczna zębatka wznowiła przerwany, jakiś czas temu, ruch. Cyber-Wieszcz Havok przechadzał się i krótkimi komunikatami wydawał rozkazy podwładnym, pilnując doskonałości każdego szczegółu... nawet najmniejszego jak to miał w zwyczaju. Rój serwoczaszek pomagał mu pilnować porządku lustrując i obserwując pracę podwładnych

Na pokład medyczny trafiły narzędzia służące do naprawy jedynych w swoim rodzaju mechanizmów... mechanizmów biologicznych jakie działają w ludzkim ciele. Genetorka Cynthia Rex oceniła krytycznym spojrzeniem wnętrze i zaczęła wprowadzać zmiany, dzieląc pomieszczenia na Lazaret (część szpitalną) i Apotekarium (część badawczo produkcyjną) . Sprzęty poprzenoszono i ustawiono dodatkowe. Pojawiły się nawet dwie kapsuły Resusatrix, niezwykle rzadkie komory regeneracyjne, które pozwalały na kurację nawet śmiertelnych ran. Genetorka z uśmiechem obserwowała swoje nowe włości. W końcu będzie mogła swobodnie pracować nie musząc cisnąć się na niewielkiej przestrzeni z pozostałymi techkapłanami.

Lotem błyskawicy po Enginarium i Generatorium rozeszła się nowina że oto pojawił się nowy Mistrz Napędu. Odziany w strój bardziej pasujący wędrowcy z atomowych pustkowi niż techkapłanowi Wieszcz Napędu Phobos De'Ascii obejrzał obie przepastne hale i zawołał z trwogą do Boga Maszyny. Natychmiast załogi ludzi obsługujących najważniejsze moduły okrętu zostały uzupełnione o nowych technomatów. Wychudzony Tryb przemówił na wpół chrapliwym na wpół mechanicznym głosem do całej załogi, jaka została oddana pod jego komendę, uświadamiając ich jak ważne spoczywa na ich barkach zadanie. Stojąc na galeryjce rozdysponował ludzi do odpowiednich zadań i zaczął ich organizować w drużyny pod wodzą młodszych techkapłanów. Przy napędzie i zasilaniu okrętu nie ma miejsca na błędy. Wszystko musi grać jak w zegarku. Phobos uaktywnił kilka swoich serwoczaszek i posłał je na zwiady, aby móc obserwować i w razie potrzeby natychmiast reagować na ewentualne kłopoty.

Sędziwy Tech-Egzorcysta Mundi Nontius stanął po środku pomieszczenia, w którym znajdował się główny cogitator. Dwójka jest przybocznych tech-altaristów przyciągnęła do niego przewody odchodzące od ścian pomieszczenia, które jednocześnie były modułami Duszy Okrętu. Wyśpiewując binarną litanię, podczepili je do wiekowego techkapłana i odsunęli się, pochylając głowy przed mistrzem i składając dłonie w zębatkę do modlitwy. Nontius porozumiał się z potężnym Duchem Maszyny informując go, iż teraz to on będzie się nim opiekować. Na poparcie swych słów zaczął koić bóle, cierpienia i gniew Maszyny, które zostały wywołane jej zaniedbywaniem i poświęcaniem zbyt mało uwagi.

Kiedy wrota Munitorium rozsunęły po sali poniosły się odgłosy kroków i ciężkie tupnięcia metalowych stóp. Ludzie zobaczyli idącego między stanowiskami, szafami i stojakami z uzbrojeniem stalowego kolosa, który lustrował wszystko spojrzeniem swoich bionicznych oczu. Podążająca za nim świta techkapłanów i technomatów szła potulnie pozwalając swojemu mentorowi kontemplować widok. Ludzie skulili się, kiedy spojrzenie Mędrca Wojny Mandeli Goulda spoczęło na nich. Sekutor wskazywał poszczególne segmenty zbrojowni, rozdzielając swoich ludzi do pracy. Starą załogę dokładnie przepytał z tego jak się zajmowali narzędziami destrukcji, śmiercionośnymi dziećmi Boga Maszyny. Załoganci nie byli z tego zadowoleni, jednak nie mogli zarzucić Mandeli braku autorytetu, a tym bardziej kompetencji, kiedy Gould mimowolnie zaczął prowadzić wykład odnośnie utrzymania oręża.

Sala jaką oddano na laboratorium była nieduża. Większa z resztą nie była potrzebna. Sąsiednie puste pomieszczenie przerobiono na miniaturową data-kryptę połączoną z librarium. Eksplorator Gordon Busara Mbutu zdjął hełm i rozejrzał się po pomieszczeniu uważnym wzrokiem. Jego podwładni wnosili sprzęt. Niestety porządne narzędzia do badania archeotechu i xenoartefaktów były całkowicie poza ich zasięgiem. Dysponował tylko standardowym wyposażeniem (które i tak cudem zdołał zawinąć ze stacji z której zostali swego czasu wyrzuceni). Ale to już było coś i gdy się natrafi okazja będzie mógł pokazać na co go stać.

Pradawna zagadka logiczna zwana problemem komiwojażera pozwoliła techkapłanom ustalić gdzie najdogodniej zlokalizować swoje kwatery. Gordon oczywiście miał prawo posiadać komnatę tam gdzie najwyżsi rangą oficerowie, jednak postanowił pozostać ze swoimi przyjaciółmi. Prawdą jednak było, że będąc zwykle pochłonięci pracą nie mieli zamiaru przebywać w swych sadybach zbyt często. Z tego powodu były one skromne i prosto urządzone i niewiele się od siebie różniące. W każdej jednak było biurko z cogitatorem i niewielki ołtarz ku chwale Boga Maszyny na którym można było położyć swój techkapłański przyodziewek, dewocjonalia oraz przedmioty, aby mogły w blasku Omnissiaha czekać na następny pracowity dzień ich właściciela.

***

- Lordzie Kapitanie - odezwał się Mbutu i skinieniem głowy przywitał się z właścicielem okrętu, a potem z osobna z każdym z obecnych - Gordon Busara Mbutu, Eksplorator i sługa Boga Maszyny. Cieszę się, że mogę z wami pracować.

Miał na sobie zbroję i tą samą szatę co przy wchodzeniu na pokład. Tym razem jednak nie miał na sobie hełmu, który magnetycznym zaczepem przytroczył do pasa.
Czarnoskóry techkapłan o łysej głowie i króciutkiej czarnej brodzie powiedział formalnym tonem.

- Melduję iż rozładunek i porządki w przydzielonych nam rejonach niedługo dobiegną końca. Z informacji, jakie zostały mi dostarczone pozwoliłem sobie przygotować plan dokonania niezbędnych napraw i korekt w działaniu poszczególnych modułów.

Odpiął od pasa wielką księgę na łańcuchu i otworzył ją. Wewnątrz oprawy znajdował się jednak nie pergamin a cogitator, widać prawdziwy archeotech, skoro mógł zostać tak bardzo zminiaturyzowany. Gordon trzymał go jedną ręką, zaraz jednak połączył do niego drobny przewód jaki wysunął ze swojej opancerzonej ręki. Wziął do drugiej dłoni data slate i przytknął palec do portu. Po chwili położył go przed Lordem Kapitanem.

- Oto cały harmonogram działań. Niestety jest potrzeba zdobycia większej ilości materiałów, bo przy obecnych zapasach nie zdołamy przywrócić okrętowi pełnej sprawności. Dodatkowo z Mędrcem Wojny przedyskutowaliśmy sprawę struktury okrętu i uważamy, że skoro i tak stoimy w doku, można poświęcić część czasu na dokonanie modyfikacji, wymiany komponentów i instalacji dodatkowych.

Uzuu 16-03-2013 09:51

Veltarius nie mógł powstrzymać uśmiechu, to jak by cała historia powtarzała się ponownie tylko on stal teraz po drugiej barykady. Nie było również komu ich witać oprócz rozpieszczonego i rozkapryszonego gówniarza. Wraz z Maxwellem przeszli naprawdę długa drogę, od chęci pozabijania się do ludzi którzy mogą sobie zaufać, co było czymś nowym dla nawigatora. Ghrant przyglądał się tysiącom ludzi którzy wkraczali na pokład, rzeszy materiałów i zasobów które napływały niczym nieprzerwana rzeka wspomagana potężnym wiosłem rodu Maxwella. Veltarius spojrzał na zastępy żołnierzy maszerujących w równym szyku, spojrzał na orszak kapłanów maszyn czy skromną świtę inkwizytora. Nawigator westchnął głęboko.
- Mam nadzieję że mamy wystarczająco jedzenia dla wszystkich bo nie chcę być tym który wyda rozkaz wysyłania ich w przestrzeń bo się skończyły suchary. Poza tym ci nowi doradcy to na pewno same kłopoty i do tego jeszcze inkwizytor, nie mogłeś mu wysłać notatki że już wyruszyliśmy. Wiesz że mam uczulenie na ciekawskie spojrzenia. Choć z drugiej strony patrząc na historie tego okrętu nie ma się co dziwić że ściągają tu same podejrzane indywidua. - Veltarius westchnął głęboko odwracając się od spektaklu i patrząc w końcu na don Viresa.
- Wybacz co mówiłeś? - rogue trader dopiero jak by zwrócił uwagę na swego kompana. Nawigator wiedział doskonale że słuchał go przez cały czas ale to była część gry którą kontynuowali od początku znajomości, kto kogo pierwszy wyprowadzi z równowagi.
- Widzę że jesteś zajęty, spotkamy się na mostku. Jak chcesz ja mogę z nimi najpierw porozmawiać, na pewno ugłaskam ich trochę przed oficjalnym spotkaniem z tobą. - Maxwell tylko skrzywił się na te słowa, obydwaj znali doskonale dar Ghranta do zjednywania sobie sojuszników, mężczyzna potrafił obrazić każdego nawet nie próbując, potrafił obrażać postawą a nawet samym milczeniem.
- Do zobaczenia na mostku - poza wcześniejszą reakcją zdawało się że kapitan pozostał niewzruszony. Veltarius odwrócił się i w towarzystwie swojej świty powoli udał się do swoich komnat. Doleciały go jeszcze słowa Maxwella.
- Velt i zrób mi przysługę nie spotykając się z nikim wcześniej.

Rahaela 17-03-2013 19:44

Maxwell wrócił do swojego gabinetu, wkrótce odkrył, że ma nową wiadomość zakodowaną osobistym szyfrem dynastii Vireas:
- Nazywam się Orbest Dray i jestem agentem rodu Vireas. Od dłuższego czasu czekam na reprezentanta rodziny, któremu mogę powierzyć zdobyte informacje. Ponadto mam w swoim posiadaniu przedmiot, który może doprowadzić nas do dużego bogactwa i chwały, jeśli tylko nikt inny nas nie uprzedzi. Proszę o pilne spotkanie za dwie godziny w barze "Młot" w dzielnicy handlowej. Zalecam wzięcie ze sobą osobistych doradców, będą nam potrzebni.

Wiadomość kusiła obietnicą bogactw, szczególnie teraz, gdy spory majątek został przeznaczony na remonty i gruntowną modernizację statku. Jest to też okazja do przyjrzenia się swoim doradcą, bez ich sług i popleczników.

*****

Lokal "Młot" okazał się mordownią na przyzwoitym poziomie. Oprócz miejsc dla pospolitych pijaczyn i rzezimieszków posiadał dyskretniejsze loże na drugim piętrze. Stojąc w progu było się atakowanym burzą doznań, często sprzecznych i intrygujących. Od przepoconych ubrań i zakrzepłej krwi po mało wymagające dania i trunki, egzotyczne przyprawy wisiały w powietrzu podrażniając nosy i oczy. Wzrok przykuwały skąpo ubrane niewolnice usługujące klientom.

Po kilku minutach rozglądania się po lokalu podeszła do was niewolnica wręczając przepustkę do vipowskiej loży.
- Pan Orbest zaprasza do siebie. Proszę udać się za mną.
Ruszyliście za dziewczyną, która skinęła na uzbrojonych strażników, aby was przepuścili. Prowadziła was pomiędzy czerwonymi kotarami odgradzającymi poszczególne loże. Przechodząc było widać szczątkowe sylwetki kapitanów, szlachciców, toasty i nagie części ciała dziewcząt zadowalających gości.

W końcu dotarliście do właściwej loży. Siedział w niej mężczyzna o ciemnych ulizanych do tyłu włosach, charakterystycznymi wąsami i palący intensywnie śmierdzące ustrojstwo. Sprawiał wrażenie pierwszego lepszego obwiesia. Widząc Rouge Tradera wstał, przedstawił się ukazując pieczęć rodziny Vireas i złożył przysięgę wierności przedstawicielowi rodziny. Następnie poprosił wszystkich by usiedli i zamówili sobie coś do picia. Gdy niewolnica odeszła z zamówieniami Orbest sięgnął za siebie i wyjął szkatułę. Wyjaśnił, że otworzyć ją mogą jedynie wybrani członkowie rodziny Vireas, których materiał genetyczny odpowiada zabezpieczeniom pieczęci. Przekazał ją Maxwellowi, którego sam dotyk wystarczył do rozsunięcia się wieka. Wewnątrz spoczywał czarny, gładki kryształ.

Postacie z mocami psychicznymi, oraz te z umiejętnością Common Lore (Navis Nobilite) albo (Rogue Traders) potrafią stwierdzić, że to mnemolit astropatów. Ten kto jako pierwszy wytłumaczy zastosowanie przedmiotu pozostałym postacią dostanie 50xp.

Druga osoba jeśli uzupełni bardziej lub jakąś historyjką dostanie 25xp


W lokalu można podjeść, wypić, zabawić się z niewolnicą na osobności płacąc wygórowaną cenę, jeśli ktoś zostaje przy barze ubezpieczając tyły to może zasięgnąć języka lub sprowokować bójkę.

JaTuTylkoNaChwilę 17-03-2013 20:07

Abbadon otworzył oczy ze zdziwienia. Takie rzeczy spotykało się raczej rzadko, a co dopiero w rękach pierwszego, lepszego wiarusa. Mnemolit astropatów raczej nie trafiał to tu, to tam i w rękach pierwszej lepszej osoby. Więc albo ród nowego Rouge Tradera był aż tak potężny, albo... Pozostawało jeszcze kilka opcji ze szczęściem na czele. Tylko ta opcja pozwalała dalej Maxwellowi żyć. Cała reszta zaczynała się od bardzo wnikliwego śledztwa prowadzonego przez Inkwizycję. Cóż, może jednak prowadzić do odległych światów, mrocznych tajemnic i mocy... Abbadon postanowił, że na razie będzie udawał stoicki spokój, a dopiero potem wykorzystując swoje kanały, dowie się po cichu co nieco o kapitanie.

Wszyscy zebrani w loży wstrzymali na chwilę oddech. Tą ciszę wiszącą i gęstą, która jakby wsysała powietrze i zostawiała pustkę, z którą nic nie dało się zrobić, przerwał Abbadon.
-Mnemolit astropatów - powiedział powoli, starając się ukryć podniecenie wywołane widokiem przedmiotu. - Piękny, raczej nie wszędzie spotykany, acz niezwykle przydatny. Z reguły zawiera przekaz mentalny. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tylko tak da się to w pełni ująć. Coś jakby myśli, uczucia... Każdy astropata, nawigator i człowiek obdarzony łaską Imperatora potrafi odczytać zawarte tam informacje. Mogą to być koordynaty, opowieść, cokolwiek, jednak w naszym wypadku stawiam swój miecz łańcuchowy na koordynaty. Chyba nie możemy tego odczytać ot tak. Wydaje mi się, że potrzebny jest specjalny czytnik, który chyba nasz kapitan ma na swoi statku.

Powiódł spojrzeniem po zebranych. Może wiedzieli to samo co on, a może nie. Zawsze jednak warto zabłysnąć niecodzienną wiedzą pośród nowego towarzystwa. Mógł się mylić, ale chyba miał rację.

Stalowy 17-03-2013 20:23

Wchodząc do barku rozglądam się uważnie. Dłonie mi się zaciskają w pięści, a wzrok przez wizjery szuka potencjalnych celów, którym można by wpierdzielić.
Tak. Bywałem i w Młocie swego czasu, jednak w zdecydowanie mniej przyjemnych okolicznościach.
Zerkam na skąpo odziane kobiety. Nie oprychów, ale tych wrednych suk gotowych wyciągnąć z ciebie wszystkie gelty, a potem wydać na pastwę swoich "znajomych". Byłem tego świadkiem... głównie dlatego że mało która zaleca się do człowieka w pełnym pancerzu, który pod hełmem skrywa zapewne ohydną na wpółzaugmentowaną mordę.

Zasiadłem w loży i obserwowałem całą scenę. Ciekawe co by powiedział ten cwaniaczek jakby wiedział, że człowiek który właśnie przemówił jest Inkwizytorem...

- Wielebny ma na myśli astropatów jak mniemam. - powiedziałem cicho.

Darth 18-03-2013 02:14

Gdy Lord-Generał Mordecai Nex wkroczył do ładowni, pierwszym co go uderzyło była atmosfera strachu. Prychnął z pogardą pod maską, mierząc wzrokiem całość swego otoczenia.



- Żałosne. - odezwał się Major Otto Karstein, wyrażając na głos zdanie swego dowódcy.


- Wzmocnimy ich, bądź wykorzystamy... - odpowiedział spokojnie Nex, bez żadnych emocji w głosie - A być może oba. W zależności od sytuacji. - ujrzał że kapitan skinął mu na powitanie głową. Odpowiedział skinięciem. Wrócił do obserwowania swych ludzi, by po chwili przerwać to z powodu nerwowego głosu.

- Lordzie-generale. - jego posiadaczem okazał się dość młody żołnierz, prawdopodobnie z załogi okrętu - Kapitan prosi na spotkanie - cofnął się o krok stając twarzą w twarz z przypominającą czaszkę maską Mordecaia, która biorąc pod uwagę jej bezdenne oczy, była prawdziwie przerażająca. Przywołał ruchem dłoni jednego z żołnierzy, kapitana pierwszej kompanii Reinharda Eisenhauera. Nikt nie wiedział w jaki sposób, ale żołnierze z Krieg byli w stanie rozróżniać się wzajemnie, mimo praktycznie identycznego wyglądu.

- Sir? - zapytał spokojnie. Widocznie zachowanie Lorda-Generała nie było niczym nowym.

- Kapitan wymaga mojej obecności. Zostawiam nadzór wyładunku w twoich rękach, Reinhard. - Odpowiedział Nex, spokojnie.

- Tak jest, Sir. - Odparł Eisenhauer, bez żadnych emocji w głosie, cecha którą dysponowało wielu Kriegan.

Ze skinięciem głowy, Mordecai odszedł z posłańcem i Ottem na spotkanie z Kapitanem. Które przebiegło jak mógł się spodziewać. Proste i w miarę profesjonalne wprowadzenie do życia na Okręcie.

- Nie potrzebuję niczego prócz kwater i zaopatrzenia dla mnie i moich ludzi. Będę w wyżej wymienionych kwaterach, proszę po mnie posłać w razie czego. - odparł spokojnie na powitanie Kapitana, po czym odszedł, nie zaszczycając reszty przybocznych spojrzeniem. Nie był nimi po prostu zainteresowany.

Jednak, jak się później okazało, ktoś był zainteresowany nim.

*********

Maxwell siedział w swoich kwaterach, podziwiając widok, na terminalach zainstalowanych na całej ścianie. Obecnie oglądał ścianę doków portu, na której cumował lekko uszkodzony lekki krążownik. Jakieś 30 minut temu wysłał wiadomość do Lorda Generała, z zaproszeniem na spotkanie.
Kwatery kapitana były urządzone w niezwykle nowoczesny sposób. Kolorystyka sprowadzała się do bieli czerni i stali. Po wejściu trafiało się na szeroki czterometrowy korytarz, po którego lewej stronie ogrodzony cienką ścianą był gabinet, a po prawej otwarta kuchnia. Na wprost znajdował się salon z częścią wypoczynkową i obszernym stołem.
Z tego pomieszczenia prowadziły jeszcze dwoje drzwi, po lewej i prawej głównego pomieszczenia, ale ich przeznaczenie pozostawało na razie tajemnicą, choć łatwo się domyślić, że za jednymi musiała znajdować się sypialna.
Gości zazwyczaj szokowały dwie rzeczy, pierwsza była ściana zabudowana terminalami, tak, że czasem wyświetlała przestrzeń, a czasem wnętrza konkretnych pomieszczeń na statku. Drugą była kuchnia, co prawda krążyły plotki, że kapitan lubi gotować, ale jakoś ta wizja nie pasowała do tego człowieka.
Mordecai wkroczył do pomieszczenia z marszu, nie zatrzymując się nawet by zapukać. Jak zawsze, stanowił niezwykle imponujący i przerażający widok z powodu swego munduru. Jego maska w dalszym ciągu pozostawała na twarzy. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, z zainteresowaniem. Dla Lorda-Generała, zwłaszcza pochodzącego z szlacheckiej rodziny Krieg, nie były one niczym specjalnym. Mimo to, niewidoczny dla kapitana, pojawił się na jego twarzy delikatny grymas niesmaku. Dla Nexa, który był minimalistą, preferującym przebywać w towarzystwie swoich żołnierzy, głównie z praktycznych względów, był to niepotrzebny zbytek, marnowanie cennych surowców. Skinął jednak z uznaniem na widok wielu terminali, pozwalających na obserwowanie różnych miejsc statku. Informacja od zawsze stanowiła najważniejszą część wojny. Przynajmniej zaraz po żołnierzach.
- Chciał mnie pan widzieć, kapitanie?

- Tak. Zechce pan usiąść lordzie? - zapytał wskazując miejsce w jednym z foteli przed terminalem, samemu zajmując miejsce obok. - mogę zaproponować też coś do picia, ale w masce będzie trudno, a wiem, że nie często ją pan zdejmuje. -

Nex usiadł na fotelu.
- Nie, podziękuję - odezwał się spokojnie - To jedna z tradycji których preferuję nie łamać. Jestem z Korpusów Śmierci. Ta maska jest częścią mnie. I pozostanie tak aż do śmierci. - milczał przez moment - Jest również pewna sprawa którą chciałem omówić. ale może zaczekać. Jaki jest cel tego spotkania, kapitanie.

- Tradycja to dobrze rzecz, brakowało jej poprzednim właścicielom tego szlachetnego okrętu. A spraw jest trywialna, badanie poparcia. Jak dobrze pan wie... a może inaczej, bo tego pan pewnie nie wie. Należę do bardzo konkretnych ludzi, zawdzięczam to mojemu wyszkoleniu i doświadczeniu. Powoduje to okazjonalnie wrogów, ale zjednuje też lojalności podległych żołnierzy. Do tematu jednak. Głowa mojego rodu, obiecała mi pomoc i posiłki, po czym pojawia się pan z swoimi oddziałami. Podejrzewam, i byłbym gotów postawić na to konkretną sumę, że nie składał pan, ani nikt z pańskich ludzi ślubów wierności mojemu ojcu. Chciałbym jednak wiedzieć, na co mogę liczyć. - sięgnął do jednej z karafek na stoliku i nalał z wysokiego kielicha czerwonego wina - Dołącza pan i wyznaczony na pańskiego zastępce pana oficer. Oczywiście wskazany przez pana. Do grona doradców i najstarszych ranga oficerów na Magentalusie, w sali odprawa przyjąłem słuchać wszelkich słów doradców, nawet całkowicie niezgodnych z moimi, najbardziej cenię oficerów, którzy mają dość kręgosłupa, aby wypowiedzieć swoją opinię wbrew dowódcy. Jednak przywykłem też, aby przed załogą ci sami oficerowie podtrzymywali moją ostateczną decyzję, choćby była sprzeczna z ich poglądem. Na statku z tak młodą załogą uważam to za priorytet. Stąd to spotkanie i pytanie do pan jako osoby raczej nawykłej do wydawania rozkazów. Na co mogę liczyć. Domyślam się także, że nie muszę wspominać, że liczę na szczerość przy odpowiedzi.
Nex milczał przez chwilę, a maska skrywała jego osobę, i jego odczucia. W końcu powiedział spokojnie.
- Przyznaję, chwilowo pozostaję człowiekiem bez celu. Ja i moi ludzie spodziewaliśmy się zginąć w czasie służby w Korpusach... - westchnął cicho - Moja pozycja wygląda następująco: Moja przysięga lojalności jest wobec Imperatora i Złotego Tronu. I tylko wobec nich. Dołączę do grona pańskich doradców, wraz z Majorem Otto Karsteinem, moim zastępcą. Moi ludzie, “Żniwiarze”, pozostaną pod moją kontrolą. Zresztą, nie słuchają nikogo innego. Będę udzielać swych rad, i tolerować pańskie decyzje, jednakże oczekuję pierwszeństwa w sytuacjach bojowych. Mam ponad trzy wieki doświadczenia w prowadzeniu działań bojowych, co czyni mnie bez wątpienia najbardziej doświadczonym w bezpośredniej walce ze wszystkich pańskich doradców. W innych sprawach zdam się na pańską ekspertyzę i ograniczę się do rad. I oprócz tego - jego glos nabrał groźnych nut - Jeśli kiedykolwiek ośmielisz się zdradzić Imperatora, oczyszczę ciebie, i całą załogę. - jego głos powrócił do spokojnych nut - Tak, to chyba będzie wszystko.

de’Vireas uśmiechnął się.
- Mamy w takim razie umowę. - powiedział wznosząc lekko kielich - Zastrzegę tylko dwie rzeczy. Pierwsza to gdybyś kiedyś uznał jakieś moje zachowanie za zdradę, proszę abyś wcześniej zapytał. Wielokrotnie pełniłem już zadania zlecane przez Inkwizycję, które byłby uznane za zdradę, gdyby nie tajne informacje i dowody, w których posiadaniu była inkwizycja. Faktem jest, że pełniłem wtedy rolę prywatnego egzekutora, a nie kapitana statku. Drugą rzecza jest, to że jeśli wykryjesz zdradę kogoś z członków załogi, lub co gorsza oficerów powiadomisz mnie o tym pierwszego. Głównie po to aby uniknąć niedomówień i niepotrzebnej rzezi, jaka mogła by wyniknąć. Czasem wystarczy oczyścić pojedynczą osobę, albo jej najbliższe grono. Po co marnować setki, które nasz Szlachetny inkwizytor, mógłby nawrócić. - Upił wina.
- Z milszych rzeczy, mamy za niedługo spotkanie w Młocie. Pierwsza misja z nową załogą i pierwsza okazja aby przynieść chwałę ludzkości, a i rodowi de’Vireas. - uśmiech pojawił się ponownie na chwilę.

Nex skinął w milczeniu głową, by następnie udać się na spotkanie ze swoimi ludźmi. Musiał poinformować Otta że będzie on dowodzić przez następne kilka godzin.

*********

"Młot" irytował Nex w bardzo szczególny sposób. Nienawidził takiego marnowania zasobów. Pijaczyny, tępe zbiry, tak zwana szlachta. Gdyby to od niego zależało, uformowałby z nich pluton karny i wykorzystał do wyszukiwania pól minowych. Ich kariera z całą pewnością wzniosłaby ich aż pod niebiosa... ale przyjemności musiały zaczekać. Mieli interesy do załatwienia. Jedno spojrzenie bezdennych oczu maski Nex odstraszało wszystkich którzy mogli chcieć z nim cokolwiek do czynienia. W końcu, gdy zademonstrowane zostało to z czym przychodził do nich Orbest Dray, parsknął z irytacją.

- A masz może jakiś dowód że ten mnemolit jest prawdziwy? W czasie kampanii Torgardzkiej, zdradziecki Legion Alpha zwykł wykorzystywać fałszywe mnemolity by wprowadzać zamęt podszywając się pod wyższych dowódców. Jak na razie nie mamy żadnego dowodu na to że to nie jest jedna z tych fałszywek. Załoga nie zyska nic na swojej śmierci. W przeciwieństwie do mnie. - Dodał, uśmiechając się pod maską. - Więc może zajmij się lepiej wyjaśnieniem dlaczego powinniśmy ci zawierzyć nasze życia w tej kwestii, dobrze? - dodał niskim i przyprawiającym o dreszcze głosem. Był w tym momencie prawdziwie przerażający. To miejsce budziło w nim niezwykłą irytację.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172