Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2013, 23:11   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Informacje spływały szerokim strumieniem, ale większość stanowiły - jak to zwykle bywa – nic nie znaczące śmieci. Ale Blue był cierpliwa. I systematyczna. Czasem jej praca kojarzyła się jej zajęciem śmiecionurka – przekopywanie się przez tony odpadków, aby znaleźć coś wartościowego. Różnica była taka, ze nie śmierdziało… Zwykle. Tutaj w powietrzu unosił się ciężki zapach biedy, kurzu, dawno nie mytych ciał i zasikanych dzieci.
Jeanne kłóciła się z O’Harą, który nic chciał wypuścić miejscowej dziewczyny do miasta. Nie dziwiła mu się – nie było pewności, ze mała nie zdradzi ich położenia, za kilka miejscowych monet, lub ze strachu.
- Puśćcie ją, tylko niech zostawi dzieciaka. Wtedy na pewno wróci - rzuciła z góry, nie odrywając wzroku od holo-monitora - Ale ja go pilnować nie będę - zastrzegła.

Nie była zadowolona. Informacje były niejasne, poplątane, panował tu niezły chaos. Najbardziej obiecująca wydawała się sieć elektrowni – w mieście zdarzały się, dość regularne, awarie prądu. Zbyt regularne, żeby mogły być przypadkowe. Czy mogły mieć związek ze zwiększonym poborem mocy? Dotarcie do informacji, gdzie w tym czasie pobór wzrastał, mogło ją naprowadzić na trop.. Ale sieć komputerowa elektrowni, zasilającej Mogadiszu i okolice, była niedostępna z zewnątrz? No co żesz? To było mało prawdopodobne, musiała istnieć jakaś furtka, tylko nie potrafiła jej znaleźć. To było frustrujące. Puściła kolejne przeszukiwania pod kątem dostępu do sieci elektrowni.

Kolejnym tropem wydawała się być firma "Hummels & Co."a szczególnie organizowane przez nią jej rejsy transportowców. Włamanie się do logów portowych powinno być całkiem proste.. Uruchomiła kolejne wyszukiwanie.

Kiedy wyszukiwarki działały, Blue przejrzała sobie informacje o swoich towarzyszach. Nie było tego dużo – ale też sprawdzała pobieżnie.
Valerie chyba sporo podróżowała – ciekawe, czy jako najemniczką, czy takie miała po prostu hobby. Miło było móc łączyć hobby z pracą.. Mogadisz to malownicza okolica. Chyba. Peter wcześniej służył w wojsku, podobnie jak O'Hara - to było do przewidzenia. Ten ostatni na dodatek związany był z grupą zwącą siebie Mist. To było ciekawe, zwłaszcza, że kiedyś pracowało – hm, planowało pracować, zanim nie zorientowało się, jaki to syf - dla niej również SkyFall.
Posłała wiadomość do Zaka i Alexa ze SkyFall, razem ze zdjęciem Kane'a, prosząc o więcej informacji o Mist i o nim – jeśli by mieli.
Raver, Anglik, sierota, wychowany przez najemniczą grupę Namury – choć wydawali się działać oficjalnie i czysto, Alex poszukała dalszych informacji na ich temat. Mnóstwo zdjęć Foxa z jakąś starszawą kobietą, zdecydowanie nie była to jego matka, wnioskując ze spojrzeń, które jej rzucał. Blue spróbowała dopasować jakieś nazwisko do portretu tej kobiety.
Jeanne, rozwódka, miła panienka z bogatego domu- ojciec był dyrektorem działu finansowego CORP-TECH. Wrzuciła dalsze wyszukiwanie na temat tej firmy. odnośników było mnóstwo, firma był znana, bogata, prestiżowa... Ach, to TEN Corp-tech, Blue nie skojarzyła w pierwszej chwili. Ale co Jeanne przygnało na tą pustynię, tego nie dało się wyśledzić.

Peter wrócił ze zwiadu, nie było dobrze, jak się zorientowała, nadjeżdżali jacyś miejscowi, chyba ich szukali… Nie chcieli ich deportować. Chcieli ich zabić. Nie tego się spodziewała, miała po prostu wykraść trochę informacji, a nie bawić się policjantów i złodziei. Znowu. Już wyrosła z takich rozrywek… Uświadomiła sobie, że jeśli ma wyjść cało z tej sytuacji musi słuchać się najemników. Oni wydawali się wiedzieć, co robią. Nie bała się, jeszcze, po prostu czuła niepokój. I złość. Ktoś ją oszukał… Po raz kolejny.

Zapieła na plecach etui z holokomputerem i założyła miejscowy strój. Był niewygodny i utrudniał ruchy, ale skoro uznała, że podążanie za ich poleceniami to jedyna droga..

Fox spojrzał na nią.
- W każdym razie, mogę potrzebować Twojej pomocy. Wydajesz się być mniej panikarska niż nasza pani biolog, a ja nie mogę robić wszystkiego jednocześnie. Obserwuj zatem naszych gospodarzy, zwłaszcza gdy będę zajęty. W razie czego - krzycz... Zgoda?
- Po prostu lepiej się maskuję..
- mruknęła Blue - Ok, mogę poobserwować - dodała, a potem zeszła na dół i z podziwem w oczach patrzyła, jak Wig z kamienną twarzą ściemnia biolożce. Napatrzyła się na takich cwaniaczków w Vegas - Nieźle...Nie myślałeś, żeby zostać pokerzystą?
- Świetnie
- odparł szybko Fox, uśmiechając się do niej, całkiem szczerze. Następnie udał się za nią na dół, by wybadać, czego można się będzie spodziewać po gospodarzach.

Blue odwzajemniła uśmiech, automatycznie. Patrzyła, jak mężczyzna próbuje uspokoić mieszkańców, a kiedy wszedł na górę została na dole. Usiadła z dziewczyną i zaczęła uczyć ja prostej gry, bazującej na refleksie i pamięci. Kiedy ta się nauczy, będzie mogła zając dzieci zabawą.

Zresztą - wszystko było lepsze niż bezczynne siedzenie we wzrastającym napięciu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 27-04-2013 o 23:22. Powód: konsultacja z mg ;)
kanna jest offline  
Stary 28-04-2013, 21:40   #22
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 09:05 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Ceelasha Biyaha, Somalia




Fox, Øksendal, Zahe

- Postarać się o uzupełnienie naszych zapasów wody? - Jeanne prawie wybuchnęła śmiechem obłąkanego, odpowiadając na ostatnie słowa najemnika. - Skąd ja ci tu wodę wezmę? - Nagle spoważniała. - Nie zabiorę dzieciom wody. To po pierwsze. A po drugie. To co oni tu mają wykończyłoby nas ani chybi.
Wig nie próbował rozwiązać jej problemów, rzucając przez ramię krótkie:
- Improwizuj!
I tyle go było. Niewiele mieli do roboty pozostając w tym miejscu, prócz czekania. Dla wielu osób właśnie ta czynność jawiła się jako najgorsza z możliwych. Siedzieć w miejscu, lub maszerować od ściany do ściany, bez celu i z myślami krążącymi zwykle po niewłaściwych rejonach. Fox próbował z marnym skutkiem przemówić do tubylców, nie wlał w nich jednakże żadnej nadziei. Ghedi niestety wyglądał na takiego, któremu nadzieja na nic była potrzebna, miał przecież swój liść i żuł go namiętnie.
Nie wydawał się choćby słuchać najpierw mężczyzny, a potem kobiety, biochemiczka bowiem spróbowała go przekonać do wyplucia narkotyku. Nic z tego. Jeśli miałaby wydać fachową opinię, należało przewodnika związać i wyrwać mu to siłą. Dopiero wtedy mogłaby podać mu coś łagodzącego objawy.
A woda? Jeśli nie liczyło się zabranie baniaka, to także brakło możliwości.
Czekać, tylko czekać?

Sekundy potrafiły w takich chwilach przechodzić w minuty. Przyzwyczajony do tego Raver znosił ten fakt lepiej niż specjalistki. Nie trwało długo, gdy w komunikatorze usłyszał głos Shade, przekazujący informacje pozostałej dwójce. Wyłączył umysł, skupiając wzrok na tym, co sam widział na zewnątrz. Wsłuchiwanie się w odgłosy i raporty osoby w akcji nie uczestniczącej sprawę jedynie pogarszało.

Nagle rozległy się strzały, wyraźna seria z kałasznikowa, dająca jasny pogląd na to, kto strzelał. Potem kolejne wystrzały, już wymieszane. Wiedzieli już, że plan cichego podejścia nie wypalił. Warkot silnika dotarł do nich mocno przytłumiony.

Wtedy też LuQman zerwał się z miejsca, z wściekłością wymalowaną na twarzy. Jeanne wiedziała co to oznacza. Narkotyk zadziałał w pełni. Zaczął coś wrzeszczeć do ciągle stojącej w progu do drugiego pomieszczenia, tutejszej dziewczyny. Urządzenia przechwyciły słowa, tłumacząc je w tym samym momencie, w którym Ghedi wyszarpnął spod ubrania stary, bębenkowy rewolwer.
- Sprzedałaś nas, suko!
Fox zareagował błyskawicznie, ale przecież nie mógł zastrzelić ich jedynego przewodnika. Dopadł do niego, ale strzał już padł. Kula trafiła w mózg, przebijając czaszkę i wychodząc tyłem wraz z paskudnym rozpryskiem krwi i szarej masy, prosto na ścianie. Kolba karabinu trzasnęła murzyna w bok głowy, powalając nieprzytomnego na ziemię.
Dzieci zaczęły wrzeszczeć i płakać.
Przez to przebijał się warkot silnika zbliżającego się szybko pickupa.


Shade, Irishman, Wig

Szła powoli, ale jednocześnie zdecydowanie. Ultranowoczesny kombinezon sprawiał, że stanowiła wyłącznie rozmazaną plamę na tle budynków, przy których się poruszała. Wreszcie swobodna i niewidoczna. Dawno jednak nie była na pustyni, odruchy i zachowania ciała ciężko się przezwyciężało, gdy automatycznie próbowały działać się inaczej niż powinny. Była cieniem, bo słońca oszukać nie potrafiła, a kamyki i piasek pod nogami utrudniały utrzymanie tempa. Trochę potrwało zanim to przezwyciężyła i zwiększyła tempo. Nie popełniła żadnego błędu, ale profesjonalista zawsze musiał żądać od siebie więcej i więcej. Przemknęła między budynkami, łapiąc kontakt wzrokowy z pozostawionym na drodze pickupem, szybko przekazując raport o trzech tubylcach. Kilka sekund później musiała się poprawić, bo zostało jedynie dwóch, trzeci pobiegł na zachód, krzycząc coś głośno, acz niezrozumiale nawet dla tłumacza w głowie zwiadowczyni. Mignęły sylwetki ludzi. Niegroźne, bo po przeciwnej stronie. Krzyk kobiety zwrócił jej uwagę, a na zachód od samochody spostrzegła jeszcze kilku, właśnie przechodzących z domu do domu. Pewni siebie, głośni i zdecydowani.
Ruszyła bokiem, przekazując lokalizację celów do podążających jej śladem mężczyzn.

Kane i Peter trzymali bezpieczny dystans, szybko "przetrawiając" napływające od Valerie informacje. Dzięki temu nie musieli nawet wychodzić poza bezpieczną stronę ulicy, którą się poruszali, niewidoczni ciągle dla przeszukujących domy. Murzyni nie robili tego ani cicho, ani delikatnie. Każdy chowający się mógł spokojnie ich obejść lub wycofać się, ale żadne z najemników nie miało zamiaru uciekać, ze wszystkimi bagażami i specjalistkami na głowie. Przynajmniej nie na piechotę. Rozdzielili się w końcu. Irlandczyk ruszył zaraz za Shade, a Peter skręcił, zajmując pozycję za jednym z budynków, z wolnym przedpolem i dobrą widocznością na pickupa i jego okolice. Odległość mniej więcej trzydziestu metrów prawie uniemożliwiała celne ciskanie granatami, ważniejsza była jednak osłona, którą zapewniał, mając na celowniku domy po przeciwnej stronie. Tymi od wschodu miał zająć się O'Hara.

Rusht przykucnęła u wylotu wąskiej uliczki, ścieżki bardziej, bo przecież był to jedynie ubity piach i żwir. Upewniła się, że nikt z przeszukujących nie zerka na pozostawiony samochód, w którym, a raczej na którym znajdowało się ciągle dwóch tubylców. Jeden siedział za kierownicą, wgapiając się przed siebie. Drugi, znacznie bardziej aktywny, kręcił się i rozglądał, gadał coś do siebie i żuł, podobnie do Ghediego, wkładając w tę czynność sporą ilość energii. To on musiał być pierwszym celem. Ruszyła, szybko pokonując dystans. Gdyby ktoś patrzył, jak robił to Wig, wydawałaby mu się tylko rozmazaną plamą na tle piasku i kamieni. Wskoczyła na tył samochodu i zakrywając murzynowi usta podcięła go i zrzuciła na piasek, lecąc wraz z nim. Sekundę po uderzeniu w ziemię mężczyzna był nieprzytomny.
Nie miała czasu na obmyślanie dalszej strategii. Kierowca coś musiał usłyszeć, niestety postanowił sprawdzić co to takiego. Odwrócił się i nie dostrzegając kumpla, uniósł się bardziej.
- Nholi?
Shade była już w ruchu, obchodząc pickupa drugą stroną. Nawet patrząc na nią bezpośrednio przez chwilę musiałby się zastanowić co się działo. Dotarła do niego i wyprowadziła cios w chwili, gdy się obrócił. Krzyknął, trafiony za słabo i w złe miejsce. Uniósł ręce w obronnym geście, zdecydowanie zbyt wolno. Drugi cios zakończył jego świadomą egzystencję na jakiś czas. Wyrzuciła go zza kierownicy jednym ruchem i sama za nią usiadła, przekręcając kluczyk. Silnik zawarczał, zapach ropy, rzadko już spotykany w cywilizowanych krajach, dotarł do nozdrzy kobiety.
Wtedy też skończyło się szczęście.

Najemniczka usłyszała krzyk, gdzieś od strony budynku po zachodniej stronie. W oknie pojawiła się czarna twarz tubylca, widzącego zdecydowanie za dużo. Może to był ten z tych inteligentniejszych, bowiem nawet nie w pełni dostrzegając kierowcę, usłyszał uruchamiany silnik. Pojawiła się lufa jego AK. Peter dostrzegł to także i strzelił, w tej samej chwili, w której Valerie nacisnęła pedał gazu. Koła zabuksowały po piachu, a pocisk najemnika... nie trafił. Murzyn zdołał wystrzelić krótką serię, krzycząc coś głośno. Ten krzyk zaraz zamarł mu w gardle, bo poprawka ze strony Wiga uciszyła go na zawsze. Nieco za późno.
Shade poczuła potężne uderzenie w bark, które aż popchnęło ją do przodu. Kałasznikowy zawsze miały wielki kaliber, na szczęście stara broń nie zdołała przebić nowoczesnego pancerza, który tylko stracił na chwilę maskowanie. Inni nie strzelali, ale już wiedzieli. Przejechała tuż obok Wingfielda, mogącego bez problemu wskoczyć na pakę.

Kane pozostał w tyle, czając się przy wyjściu z budynku, do którego weszło trzech czy czterech ludzi tuż przed tym, jak Rusht zaatakowała. Usłyszał strzały, a wcześniej krzyki. W środku się zakotłowało a szybkie kroki i wrzaski zwiastowały szybkie wyjście tubylców przez drzwi, obok których ustawił się najemnik. Doczekał się już po kilku sekundach, gdy pierwszy czarnuch wybiegł na zewnątrz. Nieco za niski, a może obdarzony naturalnym instynktem, zdołał się uchylić przed pierwszym ciosem Irlandczyka, który klnąc wykonał poprawkę, kopnięciem posyłając przeciwnika na ścianę. Ale przecież za nim wybiegali następni. Nie zastanawiając się, O'Hara uniósł pistolet i wystrzelił, a kula wielkiego kalibru niemal zmiotła pierwszego z nich. Najemnik już się wycofywał za róg, gdy trzeci z nich, znajdujący się aktualnie na dachu, pociągnął serią z pistoletu maszynowego. Tarcza rozbłysła, nieliczne, posłane "rozpylaczem" kule doszły celu. Na szczęście wytrzymała, prawie całkiem rozładowana, a Kane przeskoczył ogrodzenie i schował się za kolejnym domem, odgradzając się nim od przeciwnika. Gdzieś obok odjeżdżał już pickup, a na północy ciągle spora grupka murzynów organizowała pościg, pokrzykując do siebie w szczekliwym języku.

Ciche podejście wyszło, cicha kradzież zdecydowanie nie.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 28-04-2013 o 22:30.
Sekal jest offline  
Stary 29-04-2013, 18:21   #23
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Jak zwykle nie wszystko wyszło tak jak sobie to zakładała. Gdyby z nieudanych planów, albo takich, które nie wyszły do końca, wytwarzała cegły, mogłaby sobie już pewnie wybudować całkiem spory domek.
Początkowo wszystko toczyło się gładko. Lekki, swobodny, strój nie krępował ruchów, a ultranowoczesna technologia zapewniała wentylację, jakiej nie posiadało normalne ubranie. Była ostrożna, wolała nie zdradzić swej pozycji przez pośpiech czy nieuwagę. Niestety nie było sposobu na likwidację przesuwającego się po ziemi cienia. Musiała na niego uważać, ktoś obserwujący ją z satelity nie miałby problemów z namierzeniem pozycji. Na szczęście to była zacofana technologicznie Somalia. Nie sądziła, by ktokolwiek z przeszukujących miasto ludzi, posiadał ultranowoczesne sprzęty. Mieli za to sporo pewności siebie. Pewnie w ich świecie nie zdarzało się za często, by szczur odgryzał nogę kotu. Po prostu było tu tak mało żarcia, że szczury już dawno pozdychały.
Zwięzły raport został szybko przekazany towarzyszącym ja mężczyznom.
Przez chwil przyglądała się celowi, a potem ruszyła zdecydowanie do przodu. Nie wahała się. W jej fachu niezdecydowanie oznaczało śmierć. Szybki cios w idealnie wybrane miejsce szybko unieszkodliwił pierwszego przeciwnika. Niestety drugi zdążył się zorientować, że dzieje się coś niepokojącego. Tym razem nie miała możliwości wycelować tak precyzyjnie. To natychmiast się na niej zemściło, zdążył krzyknąć i ostrzec towarzyszy, zanim pogrążył się cichej nieświadomości.
Nie było chwili do stracenia. Shade wyrzuciła go z samochodu nie zawracając sobie głowy czy upadek nie okaże się nieprzyjemny. Na szczęście kluczyk tkwił w stacyjce. Przekręciła go i uruchomiła silnik spalinowy. Nic dziwnego, że nadal nazywano te miejsca krajami trzeciego świata. Kto w cywilizowanych świecie jeździł jeszcze na ropę?
Potem prawie jednocześnie usłyszała krzyk, wystrzał i poczuła ból w barku. Bolesne uderzenie, po którym pewnie przez kilka tygodni będzie miała paskudny siniak. Trzeba było się cieszyć. Gdyby mieli bardziej nowoczesne uzbrojenie, niż prymitywnego kałacha z początków stulecia, jęczała by pewnie z kulą w plecach.
Gdy przejeżdżała obok Petera bez większego problemu uchwycił się metalowego wykończenia przedniej szyby i wskoczył do środka. O'Hara został gdzieś z tyłu. Nie mogła teraz dostać się do niego.

Valery podjechała razem z Wigiem pod kryjówkę i wyskakując z wozu rzuciła w jego stronę:
- Zapakuj wszystkich do wozu i ruszajcie w kierunku wschodnim, wracam po Kane'a. Daj mi swoje granaty.
Widząc jego minę dodała:
Mnie będzie łatwiej wrócić bez zwracania uwagi.
- A jakie sobie życzysz? Bo mam burzące i z gazem łzawiącym plus gustowna maska przeciwgazowa
. - Peter wyjął swój arsenał. Dziewczyna sięgnęła po dwa granaty z gazem i pospiesznie wsunęła je do wewnętrznych kieszeni spodni.
- Spraw by wódz się popłakał - mruknął pod nosem doskonale zdając sobie sprawę że komunikatory cały czas działają.
- Maska nie – sprzeciwiła się Val gdy podsunął jej sprzęt – Zepsuła by mi kamuflaż.
- A może zostawimy Irishmana?

Shade pokręciła tylko głową, uruchomiając ponownie maskowanie i pospiesznie ruszając w kierunku powrotnym. Te ich żarty pewnie nigdy się nie skończą. Zatrzymał ją w miejscu nieco zdyszany, ale spokojny głos Kane'a:
- Trzymaj dystans i pakuj tych wszystkich cywilów do wozu. Poradzę sobie z kilkoma ćpunami. Kieruję się na wschód, później północ. Możecie mnie przechwycić po drodze. Spróbujcie objechać ich szerszym łukiem, bo walą całe serie bez patrzenia.
- Ok. Daj znać gdyby były jakieś problemy.
- Dziewczyna ponownie dezaktywowała maskowanie i popatrzyła na Petera:
- W takim razie idź po resztę ekipy i ekwipunek. Ja na wszelki wypadek popilnuję wozu, byłoby głupio gdyby teraz gwizdnął nam go ktoś z tutejszych. Jeśli zaś nasz pościg zbliży się tutaj za bardzo użyję granatów.

Mając chwilę czasu przejrzała zawartość samochodu. Umieszczone z tyłu małe działko, o kalibrze 45mm z załadowanym pociskiem łuskowym, wyglądało jak przerobione z czegoś innego i to przynajmniej kilka razy.
Obok leżała skrzynka z 4 pociskami.
- Wygląda na to, że dobyliśmy tutejszą „armatę”– powiedziała do komunikatora z lekką kpiną – ale szczerze mówią mocno bym się wahała czy jej użyć. Wygląda mocno niestabilnie.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 29-04-2013 o 18:35.
Eleanor jest offline  
Stary 02-05-2013, 11:11   #24
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie poszło dokładnie tak, jak zamierzali, ale gdyby się pokusić o statystykę, to w 75% procentach zgodnie z planem. Do wpadek zdecydowanie Peter mógł zaliczyć spudłowanie z w sumie niewielkiej odległości do dużego, czarnego celu. No ale szybko poprawił odsyłając tubylca na łono Marksa i Engelsa, bądź w dialektyczny niebyt. Nie znał się za dobrze na komunistycznych zabobonach.

W każdym razie sam Wig nie miał zamiaru podążać, do solidnego, porządnego anglikańskiego nieba i gdy tylko pic up kierowany przez Shade przejeżdżał obok wskoczył na pakę od razu przykucając przy burcie i obserwując teren za nim przez lunetę karabinu. Nie było to łatwe, bo samochód nieźle zarzucał na wybojach. Szybko dotarli do ich kryjówki i równie szybko wymienili kilka słów.

Wig wyskoczył, by zgarnąć cywili. Nim zniknął we wnętrzu budynku rzucił do Shade tonem usprawiedliwienia:
- Przeze mnie dostałaś serię. Wybacz. Pożałowania godna niecelność z mojej strony.

W środku wszyscy jakby czekali na ewakuację. Widząc Jeanne powiedział lekko się kłaniając:
- Taksówka już czeka. Prosiłbym o pośpiech, bo są inni klienci. I jak? Czy udało się uzyskać wodę bez odejmowania jej od ust dzieciom? – spytał uprzejmie.

Po chwili rzucił do Foxa normalnym tonem.
- Kane został. Dołączy do nas na pustyni, jak pozbędzie się ogona. Shade czeka na zewnątrz. Co mam wziąć? – spytał.

Musieli szybko opuścić dom. Pościg mógł lada chwila do nich dotrzeć.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 02-05-2013, 23:16   #25
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Nie jestem cudotwórcą. Potrzebuję trochę czasu na przygotowanie czegoś takiego. - Odpowiedziała spokojnie wychodzącemu Irlandczykowi, który prawdopodobnie i tak jej słów nie usłyszał. - I kilku dodatkowych składników. - Dodała już bardziej do siebie, gdyż jej rozmówca już wyszedł.

Øksendal spróbował przynajmniej udawać, że coś robi w tej sprawie i zaczęła prosić ich przewodnika by zechciał wypluć to świństwo. Cywilizowani ludzie zaczynają od rozmowy. Niestety, LuQman nie wykazał chęci współpracy.

Seria z karabinu, nawet jeżeli daleko zwróciła uwagę pani biolog. Nie wróżyło to nic dobrego. Później kilka innych wystrzałów. Nawet nieobeznana z realiami Jeanna zdała sobie sprawę, że nastąpiła wymiana ognia. Najprawdopodobniej między tutejszymi a najemnikami.

A potem nastąpiło coś przerażającego. LuQman zastrzelił dziewczynę. Zastrzelił to biedne dziecko, które opiekował się rodzeństwem. Zastrzelił ją z zimną krwią. Zastrzelił. Jeanne nie wierzyła w to co przed chwilą się stało. Dopiero widok krwi na ścianie niejako przywrócił ją do rzeczywistości. Chciała krzyczeć, uciec stąd, zrobić coś..

Z gardła wydobyło się jedynie kilka słów. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa po kilku krokach w tył.

Jedyny działającym mięśniem okazał się jej własny żołądek. Ale nie była to akcja, której życzyłaby sobie pani biolog.

Øksendal zwymiotowała.

Jej cały świat ograniczył się jedynie to tej czynności. A potem przed oczyma stanęły jej inne obrazy z przed prawie dwudziestu lat. Obrazy, które tak usilnie chciała wymazać z pamięci.

Broń. Na pewno była tam broń. Dużo broni. Ponownie poczuła zimną stal ostrza noża przy swoim gardle.

Ktoś coś krzyczał, szarpiąc ją i ciągnąc do tyłu.

Teraz też miała wrażanie, że się przemieszczała. Jej świadomość nie zarejestrowała faktu, że Blue odciągnęła ją od martwej dziewczyny. Po drodze jeszcze kilka razy zwróciła. Już nie sama śmierć dziewczyny i widok rozbryzganego mózgu na ścianie spowodował kolejne skurcze żołądka, tylko wspomnienia.

Przez chwilę, póki jej umysł nie był jeszcze zamroczony zaczęła się nawet zastanawiać co stało się z tamtymi dwoma mężczyznami. Bo przecież przeżyli szturm wojsk korporacyjnych. Tego była pewna. W zasadzie nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad tym faktem.

Ale wycieńczony olbrzymim wysiłkiem organizm, w dodatku pozbawiony wody i składników odżywczych nie był wstanie dostarczyć mózgowi odpowiedniej dawki energii i ten się wyłączył odsyłając swoją właścicielkę w swego rodzaju letarg.

Jeanne dała się poprowadzić wszędzie. Trzeba jej było wprawdzie pomóc. Pokierować nią. Ale posłusznie wsiadła do pick upa. Wyciągniętą z kieszeni chusteczką otarła sobie usta. Przetoczyła nieobecnym spojrzeniem po obecnych opierając się jednocześnie plecami o coś. Była zmęczona. Chciało jej się pić. Ale nie miała siły na nic. Było jej zimno. Bardzo zimno. Zaczęła dzwonić zębami.

Wszelkie próby nawiązania z nią kontaktu zbywała bełkotliwym.

“Zostawcie mnie w spokoju.” albo “Nie chcę.”
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 02-05-2013 o 23:19.
Efcia jest offline  
Stary 03-05-2013, 00:36   #26
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dziewczyna próbowała nawet z nią grać, nieporadnie, nie potrafiła się skupić, sprawdzając ciągle, co porabiają dzieci. A może po prostu chciała iść zarabiać? Była młoda, z 10 lat młodsza od Blue. Blue przypomniała sobie siebie w wieku 15 lat - wyjechała po raz pierwszy do Europy, poznała pierwszego, prawdziwego chłopaka w Paryżu… piękne lato. Bawiła się, podróżowała, w ogóle wiele rzeczy robiła wtedy po raz pierwszy. Na przykład jadła ślimaki i kąpała nago w morzu.

A ta dziewczyna? Zdecydowanie była już kobietą i do tego żyjąca sprawami, o których piętnastoletnia Blue nie miała zielonego pojęcia.

Seria z karabinu poderwała hakerkę na nogi. Przykleiła się do ściany, choć raczej powinna schować się w kącie, pamiętała z jakiegoś szkolenia.
Potem wszystko zadziało się jednocześnie – warkot samochodu, strzały, mężczyzna wrzeszczący na dziewczynę, huk pistoletu i interwencja Foxa i gwałtowna reakcja Jeanne.

- Kurwa - powiedziała Blue, kiedy mózg zabryzgał ścianę i na tyle, na ten moment, ograniczyła się jej inwencja. Odgłos gwałtownych wymiotów spowodował, ze odlepiła się jednak od ściany, z która nawet nieźle była obecnie zgrana kolorystycznie. Podeszła do siennika, ściągnęła z niego koc i przykryła nieżywą dziewczynę. Potem złapała Jeanne za ramię i pociągnęła za sobą.
- Chodź - powiedziała zdecydowanie, wskazując korytarz. Widywała już ludzi w szoku, dyrektywność nieźle się sprawdzała w takim przypadku.
Jeanne poszła z nią, a rączej pozwoliła się prowadzić. Po drodze wymiotowała znowu, szczęśliwie omijając ich buty i ubrania. Cholera, jak tak dalej pójdzie, to zaraz trzeba ją będzie nieść.. powinno się ją nawodnić, przykryć i pozwolić odpocząć. Inaczej wpadnie we wstrząs..i tyle będzie po ich biologu.. „Ich” biologu. Cholera jasna. W co się wpakowała?

Pomogła wejść Jeanne do pick-upa i usiadła obok niej.
- Połóż się – pociągnęła ją na ławkę, opierając jej plecy o ścianę, musiała leżeć na boku, jak znów zacznie wymiotować… - Połóż się – powtórzyła. – Wszystko będzie dobrze.
- Fox! – zawołała – Ja nie jestem lekarzem, ale ona jest w szoku.. Powinna dostać coś na uspokojenie. Macie chociaż jakiś koc? – zapytała, przytrzymując głowę Jeanne, żeby ta nie obijała się o ściany auta.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 04-05-2013, 18:42   #27
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
- O mój Boże. - Wypowiedziała cicho Jeanne zakrywając usta rękoma i cofając się powoli. – On... on...
Nie zdążyła więcej niż powiedzieć gdyż gwałtowny spazm szarpnął jej ciałem. Kobieta pochyliła się do przodu. Kolejny skurcz szarpnął jej ciałem. A wraz z nim pani biolog pozbyła się zawartości swojego żołądka.

Fox, ciągle stojąc nad przewodnikiem, na chwilę spojrzał na rzygającą Jeanne, po czym zapatrzył się na plamę krwi na ścianie. W głowie miał mętlik myśli, na pierwszy plan wybijała się jednak ta, która krzyczała: „Trzeba go było zamknąć w piwnicy!”. Zaklął pod nosem, po czym przemówił do komunikatora nieco innym głosem niż zwykle.
- Przewodnik zabił najstarszą dziewczynę. Miał własną broń, rewolwer. Musiałem go ogłuszyć. – komunikat był prosty, ale kryła się za nim jakaś złość.
Następnie, kompletnie ignorując wszelkie osoby znajdujące się w pomieszczeniu, poszedł upewnić się, czy odgłosy silnika pochodzą od ich pickupa.

- Kurwa - powiedziała Blue, kiedy mózg zabryzgał ścianę i na tyle, na ten moment, ograniczyła się jej inwencja. Odgłos gwałtownych wymiotów spowodował, ze odlepiła się jednak od ściany, z która nawet nieźle była obecnie zgrana kolorystycznie. Podeszła do siennika, ściągnęła z niego koc i przykryła nieżywą dziewczynę. Potem złapała Jeanne za ramię i pociągnęła za sobą.
- Chodź - powiedziała zdecydowanie, wskazując korytarz. Widywała już ludzi w szoku, dyrektywność nieźle się sprawdzała w takim przypadku.
Øksendal dała się poprowadzić niczym małe dziecko. Po drodze raz jeszcze zwymiotowała. Ale na szczęście dla nich obu trafiła na podłogę, omijając buty i ubrania.

Felix dostrzegł nadjeżdżającego pickupa, w którym siedzieli Shade i Wig. Nie zastanawiając się długo, bez słowa udał się po ich ekwipunek, szukając przy tym liny albo czegoś innego, czym można by spętać przewodnika i uniknąć kolejnych problemów.

Nie musiał szukać długo i już po chwili wrócił z wygrzebanym z jakiegoś pełnego rupieci wiaderka sznurem. Powinien się nadać. Wig był już w środku. – Kane został. Dołączy do nas na pustyni, jak pozbędzie się ogona. Shade czeka na zewnątrz. Co mam wziąć? – spytał.
- Zwiąż ćpuna i zanieś go do wozu. Ja będę znosił rzeczy z góry i jak trzeba będzie, zostawię Ci je przy drzwiach. Tak będzie najszybciej – odpowiedział Fox. Nim zdążył się udać na górę, jego uwagę zwróciło wołanie Blue z zewnątrz. Jeanne była w szoku, hakerka szukała jakichś środków na uspokojenie i koca. Felix nie nie miał też zamiaru tracić czasu na przeszukiwanie ich ekwipunku, więc po prostu wziął pierwszą nieprzesiąkniętą krwią szmatę, która nawinęła mu się pod rękę, zwinął ją w kłębek i rzucił do Blue, a także upewnił się, że rzeczy biolożki zostaną wyniesione w pierwszej kolejności. Jeżeli gdzieś są środki uspokajające, to właśnie tam.

Raver zaczął znosić ich sprzęt, upewniając się, by nic ważnego nie zostało w miejscu, do którego nie mieli zamiaru wracać. Oba swoje karabiny oczywiście miał już przewieszone na plecach, rewolwer zabrany przewodnikowi wrzucił do plecaka. Po drodze wpadł na jednego z dzieciaków, sycząc pod nosem. Nie patrzył mu w oczy, jak zwykle zresztą w przypadku dzieci, ale wiedział, że bachory miały przesrane – zapewne dołączą do tysięcy innych, znajdujących się w podobnej sytuacji. Irytowało go to, że nie doskoczył w porę do przewodnika, ale tego już przecież nie naprawi, a podróż z dzieciarnią na pustynię to byłaby katastrofa. I tak już mieli trzech cywili na pokładzie, w tym dwóch niedysponowanych.

Felix wyszedł z domu i załadował ostatnie rzeczy na pickupa, po czym sam wskoczył do wozu.
- To już wszystko - stwierdził, nie mówiąc do nikogo konkretnego. Fox na pewno nie będzie tęsknił za ich byłą kryjówką. W tej chwili liczył tylko na to, że ta w mieście będzie znacznie lepsza, a w zasadzie - że w ogóle będzie kryjówką. Dotychczasowa efektywność przewodnika nie dawała jednak podstaw do optymizmu.
- Przesuń Murzyna, Wig. Musi się tu zmieścić jeszcze Kane, a szkoda by było, gdyby naszemu przewodnikowi się coś stało - mruknął ponuro Raver.
 
Cybvep jest offline  
Stary 04-05-2013, 19:44   #28
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Pieprzone czarne bydło. Wrzeszczeli i biegali po tych domach, jakby ktoś im zasadził w dupę nowoczesne baterie fuzyjne. Może tak zresztą było, wspomagani koksem dojącym odwagi, nie zastanawiali się nad tym jak idiotycznie się zachowują. Jasne, znajdowali się u siebie, ale każdy mający łeb na głowie spokojnie mógł zaradzić ich wścibskości. Kane odłączył się od pozostałych, kierując się wyłącznie po dźwiękach, dokładnie wskazujących na "Czerwonych". Nazwa typowo komunistyczna, zachowywali się podobnie inteligentnie do tych ideologicznej zaszłości historycznej. Zajął pozycję przy ścianie jednego z domów, czekając na raport Shade. Widział częściowo skrzyżowanie, usłyszał też strzały. Jak zwykle nie poszło jak trzeba, przynajmniej plan zabrania pickupa się powiódł. Ciężko nazwać to solidnym transportem, zawsze jednak lepsze od własnych nóg. Strzelanina zapoczątkowała niestety cały łańcuszek zdarzeń, po którym Irlandczyk spieprzał pomiędzy budynkami, klnąc głośno na temat swojego pudła. W takich sytuacjach nie było mowy o amatorskich błędach.

Przede wszystkim miał nadzieję na odciągnięcie uwagi murzynków od samochodu i reszty uciekinierów. Jak tubylcy byli na haju to mogli jeszcze nawet nie wiedzieć co ich trafiło, w końcu Wig czy sam Kane ciągle nosili tutejsze stroje, pasujące do arabskich. Skoro wojna, to dlaczego nie zwalić czegoś na kogoś innego. Zamiast przesuwać się na południe, najemnik skierował się na wschód, wzdłuż linii marnych, ale wystarczająco wysokich domów. Zasłaniały go przez chwilę, dopóki pościg również nie wypadł zza budynków. Wtedy Irlandczyk przypadł do rogu, celując z pistoletu. Strzelby nie zdjął jeszcze z pleców.
- Allah Akbar!
Wrzasnął na całą okolicę a potem wystrzelił dwa pociski, prosto w tego, który wcześniej oberwał z kopa. Po gębach odróżnić ich nie mógł, ale chociaż ubrania mieli nieco różne, a Kane chciał wyeliminować tych, co mu się bliżej przyjrzeli. Trafił i rzucił się do dalszej ucieczki.

Zastanawiać nie było się co, przynęta w jego postaci musiała chwycić, bo przynajmniej kilku wrzeszczało gdzieś za plecami najemnika, cybernetycznie dostosowanego do pokonywania biegiem większych odległości. Nie obawiał się zbytnio, mimo, że kilka serki z kałaszy poszło mu nad głową. Migał wrogom tylko na chwilę, zwłaszcza pierwszemu biegaczowi. Pewnie nauczyli się ruszać nogami, gdy musieli dogonić swoje żarcie na pustyni. Pieprzone czarnuchy. Ten, co do niego walił z jakiejś maszynówki znajdował się najbliżej, więc najemnik zatrzymał się za rogiem. Nie miał niestety czasu, by poczekać, bo następni kolesie biegli gdzieś za tamtym, więc tylko pociągnął za spust zdejmując ostatniego z tych, co go widzieli.

I to tyle z podejścia cichego, podczas którego nikt nie miał zginąć. Krzyknął coś jeszcze po arabsku.
I skierował się na północ, trzymając między domami. Najebani bambo zostali wreszcie bardziej z tyłu i chociaż znali teren i było kwestią czasu kiedy go znajdą, to nie o to w tym wszystkim chodziło. Odezwał się do komunikatora.
- Kierujcie się na północ, jest tu droga do następnej wiochy i dalej na pustynię. Zacznijcie jechać na wschód, potem skręćcie, dwie przecznice licząc od tej drogi przy kryjówce. Zgarniecie mnie po drodze. Mam jeszcze kilku gdzieś w pobliżu.
 
Widz jest offline  
Stary 06-05-2013, 20:21   #29
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 09:31 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Kilka kilometrów na północny wschód od Ceelasha Biyaha, Somalia




Rozpadający się, zużyty ponad miarę pickup nie był przeznaczony do przewożenia siedmiu ludzi, w tym jednego nieprzytomnego. Siadać było trzeba na karoserii a trzymać prymitywnej armaty umocowanej na przyspawanych do wozu, stalowych podporach. Wig zasiadł za kierownicą, ruszając szybko, gdy tylko wszyscy znaleźli się na swoich miejscach. Tubylcy radzili sobie z jazdą tym całą zgrają, więc i im musiało się udać. Samochód miał napęd na cztery koła, tylko dzięki temu był w stanie pokonywać tutejszy piach, z rzadka tylko mocniej ubity na bocznych drogach. Gdy na miejsce pasażera wskoczyła Shade, skręcił na wschód, nie oddalając się tą równoległą jazdą od słyszanych nieco na północ od nich wystrzałów. Trzymając się wytycznych Irlandczyka, skręcił i zwolnił, szukając wzrokiem nieformalnego dowódcy.

Kane tymczasem tylko cybernetycznemu wspomaganiu zawdzięczał, utrzymywany od goniących go murzynów, dystans. Tutejsi byli wprawieni w długodystansowych biegach, przynajmniej tak wydawało się po okrzykach ciągle słyszanych za plecami i co najmniej kilkunastoma kulami, z których najbliższe wyrwały fragmentu ściany, obok której przebiegł najemnik. Wyskoczył na drogę i w biegu wskoczył na pakę pickupa. Wybiegł za nim jeden z "Czerwonych", ale czujny tym razem Fox zastrzelił go błyskawicznie, zanim tubylec zdążył wystrzelić. Tylko jego wrzask przez chwilę rozlegał się w głowach odjeżdżających. Ktoś posłał za wozem jeszcze jedną serię, niecelną jednakże, bo oddaną z kilkudziesięciu metrów. Najemnicy już dawno zdali sobie sprawę, że grupa, z którą walczyli, miała więcej szczęścia niż rozumu, bowiem strzelać to umieli wyłącznie seriami, licząc, że któraś z kul trafi.

Z drugiej strony liczenie na pudło przeciwnika było przecież czymś, co robiło się tylko w wyjątkowo krytycznej sytuacji.



Szybko wyjechali z Ceelasha Biyaha, znów na chwilę wracając na pustynię, by zaraz wjechać między następne zabudowania. Czy było to inne miasto, tego nie wiedzieli, oznaczenia na wszelkich GPS-ach i mapach satelitarnych wyjątkowo skąpo dawkowały informacje. Minęli oznaczony na nich szpital i skierowali się dalej, na północny wschód, jedyną drogą oddalającą ich od potencjalnego pościgu. Przejechali niedaleko lotniska, przy którym dostrzegli przez lornetki i lunety żołnierzy w mundurach, sugerujących nieco teren rządowy, ale kto ich tam mógł wiedzieć?

Jeanne siedziała wpatrzona przed siebie, szok nie mijał tak szybko i prosto. Felix spróbował znaleźć w jej bagażach środki uspokajające, ale w drogiej walizce natrafił tylko na równie drogie ubrania, jedwabną bieliznę i markowe kosmetyki - wszystko to wysypało się prawie, gdy tylko otworzył zamek, upchane tam z jakąś niezwykłą determinacją, by zmieścić w środku wszystko z całkiem sporej szafy. Jakieś tabletki również odnalazł: przeciwbólowe, trochę witamin i antykoncepcyjne. Nic użytecznego, przynajmniej na ten moment.

Ghedi ciągle pozostawał nieprzytomny, choć podskoki pozbawionego chyba amortyzatorów samochodu powoli go wybudzały. Ostatecznie ocknął się, gdy zbliżyli się mocno do kolejnej wioski, choć na tutejsze warunki wcale nie była to najmniejsza osada, może nawet ocierała się o bycie niewielkim miastem. Zabudowa nie zmieniała się zbytnio, za to na środku tej miejscowości, na łagodnym wzgórzu, górowała otoczona murem, złożona z kilku, a może nawet kilkunastu budynków rezydencja. Już same dachy, najlepiej widoczne z ich pozycji, wskazywały, że użyto nowoczesnych, drogich materiałów. LuQman także to dostrzegł, bo wrzasnął, obudziwszy się już zupełnie.
- To dom szejka Muraha! Zawróć! On kupuje ludzi, ściga takich jak ja! Wszystkich "Czerwonych"! Wszystkie młode kobiety!
Rzucił się nagle, chyba agresja całkiem mu nie przeszła. Wydawał się za to nieświadomy tego co zrobił przecież tak niedawno. Lub nie było to dla niego istotne. Zorientował się natomiast, że jest związany.
- Rozwiążcie mnie! Co robicie?! On bawi się w polowania na ludzi!

Jeśli ktoś obserwował okolicę z murów rezydencji, to jasne było, że musiano już dostrzec ich samochód. Mimo tego nic się nie wydarzyło i wjeżdżali już między domy. Okolica wydawała się bardzo wyludniona, na północ i zachód rozciągały się jednakże sztucznie nawadniane pola uprawne, dzięki tutejszemu klimatowi - uprawiane przez cały rok. Nie byłoby dziwne, gdyby większość tutejszych mieszkańców właśnie tam pracowała. Na południe prowadziła jedna droga przejeżdżająca przez tylko jedną osadę i kierująca się do Mogadiszu - prawdopodobnie do arabskiej jego części.
- Musimy się ukryć! - Ghedi nie odpuszczał. - Tu trochę na północ znajduje się dom znajomego. W dzień pracuje z rodziną. Ale ja bym zawracał. To niebezpieczne miejsce!
Mówił tak jakby inne były bezpieczne. Cięgle znajdował się w stanie mocnego pobudzenia wywołanego narkotykiem. Jeanne znała środek na złagodzenie objawów, lecz jego przyrządzenie w pierwszej kolejności wymagało znalezienia składników.



 
Sekal jest offline  
Stary 08-05-2013, 23:37   #30
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jeanne kołysała się razem z samochodem. Z wielkim wysiłkiem otworzyła prawe oko. Otworzyła to za dużo powiedziane. Zdołała na tyle unieść ciężką, niczym z ołowiu, powiekę na tyle by widzieć coś więcej niż wszechogarniającą krwistą czerwień. Z początku powstałą w ten sposób elipsę wypełniła oślepiające światło. I Jeanne przegrała pierwsze starcie. Chwilę później podjęła drugą próbę. Udało się. Oślepiające światło zmieniło się w malowidło sztuki nowoczesnej, niezwykle kolorowe malowidło. Chwilę później obraz wyostrzył się, na tyle że zaczęła rozróżniać kształty.

Øksendal spróbowała otworzyć drugie oko. Walka z własnym ciałem nie była jednak. Nie mniej jednak w końcu się udało. Rozejrzała się, w zasadzie to zmusiła gałki oczne do maksymalnego obrotu w jedną i drugą stronę.
Zaraz. Gdzie ona była??
Twarze poznawała. Nawet tego leżącego na ziemi i skrępowanego Murzyna. Pamiętała, że byli w tej lepiance. Pamiętała odgłosy wystrzałów. I przypomniała sobie ten jeden wystrzał, który padł w chacie. Krew. Mózg. Krzyki.
To on.
Spoglądała na Murzyna.
To on zastrzelił te biedną dziewczynę. W swoim narkomańskim umyśle uroił się, ze dziewczyna ich wszystkich sprzedała i zastrzelił ją. Z zimną krwią. Jak psa.
Jeanne nieznacznie obróciła głowę by spojrzeć kto koło niej siedzi. Ten młody, Raver. I miał broń. Miał karabin.
Jeanne przestała racjonalnie myśleć. Sama nawet nie wiedziała dlaczego. W jej umyśle pojawiła się prosta myśl :
“Weź broń i strzel. Zabij sukinsyna.”
Jeanne rzuciła się w kierunku Foxa, chwytając karabin, który ten akurat miał przewieszony przez plecy. Tym razem jednak najemnik nie pozwolił sobie na spóźnioną reakcję. Błyskawicznie odwrócił się i skierował lufę ku górze i choć kobieta nacisnęła spust, ten nie drgnął, zablokowany bezpiecznikiem.

Pojedynek o broń przegrała i została z powrotem usadzona na miejscu. Późniejsza wymiana zdań do najmilszych nie należała. Padło kilka gróźb i niestosownych, wręcz wulgarnych komentarzy. Bo to był męski świat.
Pieprzeni mordercy dzieci. Nie lepsi od tego ćpuna, który zabił dziewczynę.
Ćpuna, który mógł ich przecież sprzedać. Nikt go nie pilnował. Nikt nie patrzył gdzie jedzie. Co robi z wozem. A oni jeszcze chcieli mu jeszcze raz zaufać.
Ale zamiast spokojnie wytłumaczyć o co jej chodzi, Jeanne wdała się w kolejną pyskówkę. Tym razem z Blue. Nawet ona, ku wielkiemu zdziwieniu pani biolog, stanęła po stronie tych szowinistów.

Øksendal zrezygnowała z dalszej dyskusji. Raczej należałby powiedzieć z dalszego obrażania się nawzajem.
O jak nisko ona upadła. “Jeśli wejdziesz między wrony...”
Dodatkowo zaczęło do niej docierać, że niestety zatrudnieni do ochrony jej osoby najemnicy mogą ją jednak zostawić na pustyni, a ona żegnać się ze swoim życiem wcale nie chciała. Przynajmniej nie w taki sposób.

Zatem powinna się jakoś zabezpieczyć. Mogła wysłać wiadomość do ojca. Ale to najprawdopodobniej skończyłoby się nakazem powrotu w trybie natychmiastowym. Do kogoś musiała jednak napisać gdzie jest. Roberto. Roberto Cramér była najodpowiedniejszą osobą.
Jeanne wyciągnęła swój holofon i zaczęła pisać wiadomość tekstową
Cytat:
Cześć Roberto.

Pozdrowienia z Mogadiszu. Jestem na uroczych wakacjach z uroczymi ludźmi. A tak przy okazji, spróbuj się czegoś dowiedzieć o następujących osobach:
Raver Felix,
O’Hara Kane,
Wingfield Peter,
Rusht Valerie.
To najemnicy.
Oraz niejaka Blue Zahe.

Cena nie gra roli, raczej.
Zdjęcia spróbuję podesłać później.
Nie waż się wspominać o tym mojemu ojcu!!
Odezwę się za jakiś czas.

Całuję Jeanne.
Teraz przyszła kolej na fotki. Jeanne udając, że ciągle pisze cyknęła jedną, grupową. Tak by objąć jak najwięcej ludzi. A później dla niepoznaki zrobiła sobie zdjęcie. I wysłała pliki w kolejnej wiadomości.

W miedzy czasie Valerie zapytała się o listę rzeczy potrzebnych do odtrutki. Zabawne, ale Jeanne nie przypominała sobie by to było wymienione w jej kontrakcie. Będzie musiała to dokładnie sprawdzić. Ale nie miała już ochoty wykłócać się o ten szczegół.
A potem padło to dziwne i krępujące pytanie
- Zabiłaś kiedyś człowieka?
Jeanne nie bardzo wiedziała do czego dąży najemniczka, dlatego stosowała starą jak świat metodę odpowiadania pytaniem na pytanie.

Na jej szczęści, znaczy się Jeanne szczęście, bo nie najmniczki, która wydawała się doskonale bawić robiąc te psychoanalizę dojechali do skazanego przez ich przewodnika domu, który miał być niby bezpieczną kryjówką. Szkoda tylko, że tuz obok znajdowali się niezbyt ciekawi ludzie. Pewnie jeszcze gorsi, od tych przed którymi uciekli.

Øksendal zdążyła jeszcze wysłać kolejną wiadomość. Tym razem napisała do mecenasa Karlina, adwokata rodziny. W załączniku przesłała mu kopie swojego kontraktu. I poprosiła o wnikliwą analizę.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 09-05-2013 o 12:03. Powód: Na prośbę Eleanor zmieniłam jeden szczwególik :p
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172